Teksański klan. Carlos - Grażyna A. Adamska - ebook

Teksański klan. Carlos ebook

Grażyna A. Adamska

4,4

Opis

Przypadkowe spotkanie na lotnisku to dopiero początek...

Ona – energoterapeutka i odnosząca sukcesy autorka erotyków, on – cieszący się niezbyt dobrą reputacją, wpływowy teksański przedsiębiorca.

Znajomość Niki i Carlosa od początku skazana jest na niepowodzenie, a mimo wszystko rodzi się między nimi uczucie – coś tak obezwładniającego, że żadne z nich nie potrafi przed tym uciec. Niestety ich rosnącej fascynacji sprzeciwia się nie tylko los, ale również bliskie im osoby.

 

Teksański klan to opowieść o miłości, poszukiwaniu szczęścia i bezpieczeństwa, oraz o radzeniu sobie z bolesną przeszłością. To historia, która pobudzi wyobraźnię, a także pokaże, jak ogromny wpływ na nasze życie mają zupełnie obce nam osoby.

Czy wszechświat macza palce w naszym przeznaczeniu, czy to my niechcący przyciągamy złe emocje?

Przekonajcie się sami.

 

„Carlos” to dojrzała, wyważona i mądra opowieść o dwojgu ludzi, których połączyło płomienne uczucie. Takiego nietuzinkowego i nieszablonowego romansu jeszcze nie czytaliście! Wreszcie dostałam książkę, w której bohaterowie wiedzą, czego chcą, i nie opierają relacji na kłótniach i rozstaniach. Gorąco polecam! 

Ludka Skrzydlewska, autorka "Sentymentalnej bzdury"

 

"Carlos" to emocjonująca opowieść o przyciąganiu, dążeniu do szczęścia oraz poszukiwaniu miłości i przebaczenia. To prawdziwa uczta uniesień, która wciąga w wir intryg, trzymając nas w niepewności do samego końca. Jest pikantnie, niebezpiecznie i zaskakująco, czyli właśnie tak, jak uwielbiam najbardziej. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! Polecam gorąco.

D. B. Foryś, autorka cyklu „Tessa Brown”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 466

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (90 ocen)
62
15
6
4
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Bozena_1952

Nie oderwiesz się od lektury

Oj, dzieje się. Jest dobrze, a za chwilę... Sięgam po kolejny tom. Polecam ❤️
10
Andalis1234

Z braku laku…

Niektóre postacie są strasznie irytujące, fabuła jest zagmatwana. Zakończenie jest troszkę słabe
00
Jolcyk123

Nie oderwiesz się od lektury

rewelacja najlepsza ksiazka tej autorki ;)
00
LadyPok

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
AgaAgi

Nie oderwiesz się od lektury

Z przyjemnością czytałam ponownie Carlosa, przyjemna i lekka książka. Lecę czytać Nikę. Polecam 🥰
00

Popularność




Copyright © by Grażyna A. Adamska, 2019Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: D. B. Foryś

Korekta I: Julia Deja

Korekta II: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by welcomia/iStock.com

Projekt okładki: Justyna Sieprawska

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek

Ilustracje wewnątrz książki: © by Clker-Free-Vector-Images/Pixabay

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-67024-30-3

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Rozdział 34

Rozdział 35

Rozdział 36

Rozdział 37

Rozdział 38

Rozdział 39

Rozdział 40

Rozdział 41

Rozdział 42

Rozdział 43

Rozdział 44

Rozdział 45

Rozdział 46

Rozdział 47

Podziękowania

Dla wszystkich świadomych kobiet, które spełniają swojemarzenia.

Rozdział 1

Nika

Ruszam w stronę wejścia do biznes klasy na lotnisku w Atlancie. Czuję pulsujący ból nóg. Chodzenie na obcasach przez cały dzień to najgłupszy z moich ostatnich pomysłów. Na szczęście mam luźną, ciemnofioletową tunikę i wygodne, czarne, skórzane spodnie, bo brzuch pęcznieje mi z każdym krokiem. Tak działa mój organizm, gdy biegam od rana z pustymżołądkiem.

Czy ja dzisiaj w ogóle coś zjadłam? Moje ciało przechodzi głodowąrewolucję.

Staję przed wejściem do strefy vipowskiej i czekam, aż rozsuną się drzwi. Całkowicie tracę humor, gdy widzę zatłoczoną salę. Niech to szlag! Nie dosyć, że przyjechałam godzinę przed czasem, czeka mnie dwugodzinny lot do Houston w Teksasie, potem kolejne dwie godziny samochodem do Bay City, a przez tę przeklętą burzę wszystkie loty są opóźnione, to jeszcze nie mam gdzieusiąść!

Mruczę przekleństwa, kiedy podchodzi do mnie kierowniczka sali i proponuje miejsce w jednej z lóż dla stałych gości. W duchu modlę się, aby nikogo tam nie było, bo wtedy będę mogła chociaż na chwilę zdjąć te przeklęteszpilki.

Jednak moje nadzieje okazują się płonne. Kobieta pokazuje mi kanapę naprzeciwko mężczyzny, który zajął już cały stolik dokumentami, a sam ma nos zanurzony wgazecie.

To istnieją jeszcze ludzie czytający papierowe pisma? Dziwię się. Biorę głęboki oddech, żeby nie jęknąć zawiedziona. Przypominam sobie słowa Maggie, mojej najlepszej przyjaciółki: „Pamiętaj, każda napotkana osoba ma ci coś ważnego do przekazania. Wsłuchaj się w nią. Nie uciekaj przed ludźmi”. Ok, Maggie, mówię w duchu, nie ucieknę, w zasadzie nawet nie mam gdzie. Krzywię się. Postaram się być miła i uraczyć nieznajomegorozmową.

Gdy kobieta wskazuje mi miejsce po przeciwnej stronie stołu, siadam. Ta zwraca się jeszcze do mężczyzny z pytaniem o to, czy nie podać mu kawy. Ja na szczęście już zdążyłam złożyć zamówienie na gorącą zieloną herbatę z miodem. Facet chowa twarz za magazynem „Forbes”, więc nawet nie słyszę jego odpowiedzi. Usadawiam się wygodnie i pierwsze, co robię, to dyskretnie zsuwam buty; z moich ust wydobywa się cichy jęk. Mężczyzna spogląda na mnie znad czasopisma. Czuję na sobie jego wzrok, ale nie patrzę na niego. Zaczynam grzebać w torebce w poszukiwaniu iPada. Wiem, że moja twarz płonie czerwienią, bo jest mi niemiłosiernie gorąco, więc na pewno na niego teraz niespojrzę.

Wykładam iPada na minimalny skrawek stolika, którego nie zajmują papierzyska, na iPhone’a nie ma już miejsca, więc wciskam go do torebki. Sprawdzam jeszcze, czy mam jakieś wiadomości w skrzynce odbiorczej. Oczywiście muszę odpisać na całą masę maili i skontaktować się z agentką, zanim zaszyję się na miesiąc na jakimś ranczo w Teksasie, ale jestem tak zmęczona, że nawet nie chce mi się odpisywać na SMS-y od Maggie. Biorę kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić. W tym momencie do loży wkracza kelnerka z moją herbatą. Uśmiecha się i kładzie filiżankę przede mną. Czuję taką radość, gdy do moich nozdrzy dociera zapach napoju, że szczerząc się szeroko, dziękuję jej aż nadtoentuzjastycznie.

Dziewczyna pytawesoło:

– Czy podać państwu coś dojedzenia?

Zerkam na mężczyznę siedzącego naprzeciw, który tylko kręci przecząco głową. Widzę jedynie czubek jego czupryny – kruczoczarnych, błyszczących włosów. Nie wydaje się rozmowny. Może i dobrze, też nie jestem w nastroju na pogawędkę. Mój wzrok zjeżdża niżej na jego dłonie; są smukłe, oprószone słońcem, ale skóra jest zniekształcona od oparzeń. W mojej głowie zaczyna się tworzyć historia. Jak zawsze w takich chwilach mój mózg już piszeopowieść.

Wpatruję się w jego ręce dłuższy moment niczym zahipnotyzowana, aż do czasu gdy kelnerka wyrywa mnie z zamyśleniasłowami:

– Mam nadzieję, że mąż pokazał pani najpiękniejsze miejsca wAtlancie?

Prawie krztuszę się łykiemherbaty.

Mężczyzna podnosi głowę znad gazety. Patrzy najpierw na dziewczynę, która momentalnie blednie, a potem na mnie. Nie mam pojęcia, co tak przeraziło kelnerkę, bo pytanie wydało mi się zabawne, dopóki spojrzenie mojego towarzysza nie pada na mnie. Szmaragdowy odcień jego tęczówek wciąga mnie w jakąś niewytłumaczalną otchłań. Nigdy nie widziałam takiego koloru oczu. Uśmiecham się do nieznajomego, ale ten ucieka wzrokiem w stronędziewczyny.

– My nie jesteśmy małżeństwem – słyszę głęboki baryton, którego wibracje odbijają się w samym centrum mojegojestestwa.

– Bardzo przepraszam – szepcze kelnerka i znika, zanim zdążę poprosić ojedzenie.

Mężczyzna o szmaragdowych oczach odkłada gazetę na stół i wtedy widzę resztę jego twarzy. Wiem już, co tak przeraziło dziewczynę. Na lewym policzku widnieje długa, szpecąca szrama, która kończy się tuż przy ustach, a na szyi są widoczne podobne blizny po oparzeniach, jakimi pokryta jest skóra dłoni. Widziałam w życiu wiele osób z oparzeniami i ten widok nie wzbudza we mnie negatywnych emocji, niemniej może przestraszyć, zwłaszcza gdy właściciel rzuca wzrokiem piorunywściekłości.

Mnie spojrzenie mężczyzny wręcz fascynuje. Mój umysł zaczyna płynąć, włącza się pisarska wena i już kreśli się nowa historia, nowa powieść. Jak ja uwielbiam tenstan.

Bezwiednie rzucampytanie:

– Skąd u ciebie ta blizna? – Wskazuję na lewy policzek i nie przestając się gapić, biorę łykherbaty.

Boże! Kiedy ja z nim przeszłam naty?

Staram się przemilczeć swoją zbytnią śmiałość. Mężczyzna unosi brwi i ponownie jego wzrok skupia się na mojej twarzy. Czuję dreszcze na całym ciele. Kolor jego tęczówek jest wręcz powalający. Chyba zaskoczyłam go tym pytaniem, bo mruży oczy i widzę, jak się we mnie wpatruje, jakby próbował czytać w mojej duszy i dowiedzieć się, co zyskam, otrzymując tęinformację.

– Stare więzienne porachunki – wyjaśnia po dłuższejchwili.

Więzienne? Prawie wzdycham. Ta historia byłaby genialna, gdyby nie kłamał – dodaję w duchu. Staram się nie krzywić, ale nie lubię, jak ktoś próbuje zrobić na mnie wrażenie taką tandetnąwymówką.

Mężczyzna dalej mierzymy mnie wzrokiem. Nie pozostaję mu dłużna. Wiem, że próbuje wybadać moją reakcję. Nie wiem tylko, czy chce mnie zaciekawić, czywystraszyć.

– Teraz chyba już nikt z tobą nie zadziera – mówię spokojnie i pewnie. Jeśli myśli, że się go boję, to mnie jeszcze nie zna. Widzę w jego oczach najpierw nutkę zaskoczenia, a zaraz potem rozbawienie, chociaż wyraz jego twarzy niczego nie zdradza. Wręcz przeciwnie, dalej wydaje się surowa iwściekła?

– Zazwyczaj ten tekst pozwala mi się pozbyć towarzystwa – mówi już jakbyłagodniej.

Uśmiechamsię.

– Jeżeli chcesz, abym sobie poszła, to znajdź mi inne miejsce – rzucamwyzywająco.

Oddycha głęboko i opiera się o fotel. Widzę, że się rozluźnił, chociaż dalej jestczujny.

– Nie jestem aż takim dupkiem, aby wyprosić piękną kobietę, bo akurat mam ochotę być sam – odpowiada.

Parskamśmiechem.

– Czy ten tekst o pięknych kobietach to jakiś rodzaj flirtu? – pytam z rozbawieniem. Kąciki jego ust unoszą się nieznacznie. Przenosi ciężar ciała ponownie na stół i opierając się na łokciach, mówi:

– Rzadko mam okazję rozmawiać zkobietami.

Mimochodem zerkam na jego bliznę iszyję.

– Z powodu tego? – Wskazuję napoliczek.

Patrzy na mnie przez dłuższą chwilę, po czymodpowiada:

– Nie. – Znowu opada plecami na oparcie fotela. – Zazwyczaj kobiety czegoś ode mnie chcą, dlatego unikam ichtowarzystwa.

Tym razem ja unoszę brwi. Czy on ma na myśli seks? Kobiety chcą go w łóżku? Pomyślałabym raczej, że stroni od towarzystwa, bo nie lubi, jak ludzie się na niego gapią. Ale z drugiej strony jest cholernie przystojny, a ta blizna dodaje mu uroku niebezpiecznegomężczyzny.

Czuję, jak oblewa mnie rumieniec. Chowam się za filiżanką herbaty. Całe szczęście, że jest tak duża. To może być ciekawa historia, gdy przeleję wszystko na papier. Już widzętytuł…

– A ty zawsze zaczepiasz nieznajomych? – pyta, przerywającciszę.

Zerkam w jego stronę. Dalej się we mniewpatruje.

– Nie – odpowiadam. Biorę głęboki oddech. – Po prostu obiecałam przyjaciółce, że będę bardziej otwarta na ludzi – w powietrzu pokazuję cudzysłów – to znaczy mężczyzn – wyjaśniam. Jego twarz wyraża zaciekawienie. – Powiedzmy, że ostatnio nie trafiam na takich, z którymi można normalnie porozmawiać – tłumaczę. – Bez podtekstów seksualnych – dodaję.

Mężczyzna parska śmiechem. On umie sięśmiać?

Udając oburzenie, mówię:

– Nie wiem, co w tym śmiesznego. – Dopijamherbatę.

– Przy twoim uśmiechu i walorach – omiata wzrokiem mój biust – wyobraźnia zaczyna pracować na pełnych obrotach – stwierdza.

Przewracamoczami.

– To znaczy, że powinnam nauczyć się od ciebie tej surowej miny. – Próbuję go naśladować, co wywołuje u niego gromki śmiech. Gdy to widzę, jego twarz rozjaśnia się i zaczynam rozumieć, dlaczego kobiety składają mu propozycje seksualne. Ten uśmiech jest zniewalający, a do tego te oczy. Mogłabym się w nich zatracić nazawsze.

– Jestem Carlos – przedstawiasię.

– Nika. – Wyciągam dłoń w jego stronę. Podnosi się z siedzenia jak dżentelmen i całuje mnie w rękę. Czuję chropowatość jego palców, spowodowaną zapewne pracą fizyczną, a jednocześnie delikatność dotyku. Unoszę brwi, zaskoczona takim zachowaniem, ale on chyba tego niezauważa.

– Dokąd lecisz? – pyta, siadając na swoimmiejscu.

– Do znajomej wTeksasie.

– To nie aż tak daleko – zauważa.

Wzdycham, a on sięuśmiecha.

– Mam nadzieję, że cały lot prześpię, o ile w ogóle wyrwę się z tego lotniska – rzucam.

Zapada dłuższa chwila ciszy. Oboje wpatrujemy się w siebie bez słowa. Gdy mój wzrok ucieka w stronę blizny, Carlosmówi:

– Podczas wybuchu w rafinerii wbił mi się metalowy odłamek w twarz. Trzydzieści procent ciała mam w bliznachpooparzeniowych.

– Ile miałeś wtedy lat? – pytam, bo blizny nie wydają sięświeże.

– Piętnaście – odpowiada.

– Pamiętasz tamten moment? – Czuję, że włącza się we mnie terapeuta i już próbuję odkryć, czy Carlos jest pogodzony z tym, co się wydarzyło. – Przepraszam. – Szybko się wycofuję. – Nie musiszodpowiadać.

Patrzy na mnie przez moment z poważną miną, po czympyta:

– Dlaczego taka interesująca i piękna kobieta nie ma mężczyzny u swojegoboku?

Wciągam powietrze i powoli wypuszczam. No właśnie, dlaczego? – zadaję sobie to pytanie wmyślach.

– Chyba mam za wysokie wymagania – oznajmiam z udawanąwyższością.

Carlos sięuśmiecha.

– A co to są za wymagania, że żaden nie może im sprostać? – Widzę, że spogląda na mnie zzaciekawieniem.

– W tej chwili marzę tylko o tym, aby iść na randkę z mężczyzną, z którym będę mogła porozmawiać na różne tematy i nie usłyszę w czasie albo na końcu spotkania, że chciałby poznać lepiej moje ciało – wyjaśniam oględnie. Prawda jest taka, że jak tylko wspominam, że jestem pisarką powieści erotycznych, zaraz każdemu zapala się zielone światełko i od razu proponuje mi seks. Czy to, że piszę erotyki, oznacza, że z każdym chcę uprawiać seks? Albo że moje życie kręci się wyłącznie dookoła cipek, kutasów i mega orgazmów? Czuję, jak ogarnia mniewściekłość.

– Mężczyźni generalnie podczas randki przez osiemdziesiąt procent czasu myślą o seksie, zwłaszcza wtedy, gdy są w towarzystwie pięknej kobiety – broni sięCarlos.

Syczę.

– Kobiety też myślą o seksie – wtrącam. – Ale czy ja mam na czole napisane, że chcę iść do łóżka z nowo poznanym kolesiem na pierwszej randce? – mówię na jednym wdechu, po czym głęboko wzdycham. – Przepraszam. – Patrzę w oczy Carlosa i dodaję: – Mam czterdzieści dwa lata i dobrze czuję się w swoim towarzystwie. Nie szukam mężczyzny na jedną noc. Pragnę czegoś głębokiego i prawdziwego. Wiem, że taka miłość istnieje i wiem, że gdzieś jest facet idealnie dopasowany do mnie, po prostu w tej chwili… – Zawieszam się. Zamykam oczy, aby się nie rozkleić. No właśnie, co w tej chwili? Nie ma go, bo jestem wybredna? Nie ma go, bo się nie dostroił? Nie ma go, bo… Ogarnia mniesmutek.

– Może musisz odpuścić i pozwolić, żeby to on zrobił pierwszy krok? – dopowiadaCarlos.

Spoglądam na niego spod uniesionych lekkorzęs.

– I to zadziała? – Jakoś nie czuję sięprzekonana.

Carlos wzruszaramionami.

– Możesz też znaleźć sobie kogoś na ten czas, zanim pojawi się właściwa osoba – dodaje niecociszej.

Otwieram szeroko oczy. Czy on mi właśnie proponujeseks?

– Być może w przypadku mężczyzn to działa, ale ja nie umiem odłączyć uczuć od cielesności – wyjaśniam szybko, aby koleś się niezapędził.

Spuszcza wzrok na swojedłonie.

– Ja mam znajomą, z którą rozładowuję nadmiar napięcia seksualnego. – Patrzy na mnie, czekając na moją reakcję. Nie do mnie należy gooceniać.

– Jeżeli jej to odpowiada i tobie też, to ok – mówię swobodnie. Nie czuję do tego rodzaju relacji niesmaku. Po prostu znam siebie i wiem, że u mnie to nie zadziała. Owszem, jest wiele osób, które żyją w ten sposób i to im wystarcza, i to jest w porządku, jeśli czują się z tym dobrze, lecz ja pragnę czegoświęcej.

– Nie wiem, czy mi to odpowiada – rzuca słabszym głosem Carlos. – To jest wygodny układ, ale nie ma w nim uczuć, jak to ładnie ujęłaś – dodaje, jakbyzawiedziony.

Dziwięsię.

– Więc dlaczego tkwisz w tym układzie? – pytam. Jestem ciekawa, przed czym chroni go ta relacja „naniby”.

Carlos bierze głęboki oddech. Mam wrażenie, że pierwszy raz mierzy się z tym tematem, że dopiero teraz uświadamia sobie prawdę o tym, co jest nie tak w jego umowie z tamtąkobietą.

– Dzięki temu nie kręcą się dookoła mnie żadne panny, dla których większe znaczenie ma ilość pieniędzy na moim koncie, niż to, czego ja chcę – mówi na jednymwydechu.

Aha! A więc to go chroni. Mocna korzyść dla umysłu i przyjemność dlaciała.

– Nie możesz oceniać wszystkich jedną miarą. – Nie wiem, dlaczego próbuję bronić swojej płci. – Ja też chcę, aby mój mężczyzna był ogarnięty finansowo. Skoro ja potrafię na siebie zarobić i żyję na wysokim poziomie, to dlaczego nie mogę wymagać tego od drugiej strony? – Czekam na reakcjęCarlosa.

– Niki – opiera się łokciami o stół – ja nie mam na myśli kobiet, które mają swoje biznesy i świetnie sobie w nich radzą. Mówię o takich, których rodziny są bogate, a one nie przepracowały nawet dnia. Potrafią tylko siedzieć w spa i dbać o wygląd, bo nic innego się dla nich nie liczy – wyjaśniarzeczowo.

W jakim ty się obracasz towarzystwie? Krzywięsię.

– Z tego, co się orientuję, takie kobiety mają duże wzięcie wśród mężczyzn – wtrącamsarkastycznie.

Carlos uśmiecha się pod nosem. To chyba jest uśmiech, a może mi się tylkowydaje?

– Nie wszyscy jesteśmy tacy sami – wyjaśnia.

– W takim razie czego ty oczekujesz w związku? – ciągnę dalej. Chyba bardziej zciekawości.

– Szczerości, lojalności, prawdy i naturalności – odpowiadapewnie.

– A gdzie w tym miłość, radość, namiętność? – zagajam. Jego słowa brzmią raczej jak cechy przyjaźni niż relacjiromantycznej.

– Nie mogą zaistnieć, kiedy nie ma tych cech, które wymieniłem – tłumaczy. Spuszczam wzrok na swoje dłonie. Może ja za bardzo skupiam się na tej romantycznej stronie i dlatego nie trafiam na wymarzonego partnera? – Wiem, że układ, w którym tkwię, jest dla mojej wygody i nie ma żadnych fundamentów, aby się rozwinął, bo jej nie kocham – mówi tak szczerze, że aż odczuwam ból. Nie chciałabym być w skórze tej kobiety. – I nigdy nie czułem niczego do niej oprócz pociągu fizycznego, ale wygodniej mi jest być z nią niż korzystać zburdeli.

Aż wciągam powietrze. Zapada dłuższa chwila ciszy. Chyba muszę przetrawić jego słowa. Widzę kątem oka, jak sam mierzy się z tym, co właśnie mi wyznał. Przekłada telefon pomiędzy dłońmi, ale myślami jest gdzieś daleko. Na jego twarzy majaczą różne emocje: od złości, poprzez zawód, poczucie winy, smutek i coś, czego nie rozpoznaję. Zerka w moją stronę. Szybko spuszczam wzrok. Nie chcę oceniać jego zachowania. Nie mam prawa. Nie wiem przecież, przez co przeszedł i dlaczego podjął taką, a nie inną decyzję. Domyślam się, że jego życie może mieć wiele blizn, nie tylko tych na ciele, pomimo że na to nie wygląda. Carlos jest ubrany w elegancką koszulę od Armaniego, ma wypielęgnowane dłonie i paznokcie, dokładnie przystrzyżone włosy, widoczny delikatny zarost, zapewne po długim dniu, a jego zęby aż błyszczą bielą. Ma w sobie ogromną elegancję i wyczuwa się, że pochodzi z bogatej rodziny, a przynajmniej obraca się wśród takich osób. Rozumiem, że nie chce wchodzić w relację z kimś, kto może stać się dla niego większym problemem niżwsparciem.

Gdy czuję na sobie jego wzrok, udaję, że przeglądam coś na iPadzie. Tak naprawdę jestem zmęczona i najchętniej położyłabym się spać, ale muszę być czujna. Nie mogę przegapićlotu.

Nagle mój brzuch zaczyna niemiłosiernie głośno burczeć. Zamykam oczy i wiem, że na twarzy pojawia mi się jaskrawy szkarłat. Krzywię się. Przeklętyżołądek!

– Kiedy ostatnio jadłaś? – słyszęCarlosa.

Zerkam na niego spode łba. Boże! Jak migłupio.

– Rano. Śniadanie. – Robi wielkie oczy, a ja dodaję: – Chciałam zamówić duży obiad, ale wystraszyłeś kelnerkę – rzucamniewinnie.

– Bo przyszła tutaj tylko po to, aby sprawdzić, co robimy. – Moje brwi wędrują wysoko na czoło. Carlos rozsiada się wygodniej i tłumaczy: – Odkąd tutaj jestem, kelnerka zagląda średnio co piętnaścieminut.

Wyczuwam w jego głosieirytację.

– Może jej się podobasz. – Unoszę kilka razy brwi w rozbawieniu. On zbywa mnie tylko zabójczymspojrzeniem.

– Widzisz tę ścianę? – Wskazuje za moje plecy. Odwracam się i mierzę wzrokiem niebieską ścianę za sobą. Nawet nie wiedziałam, że ta loża jest oddzielona dyktą. Zerkam z powrotem w stronę Carlosa. – Jest tak cienka, że słychać każdy głośniejszy śmiech czy rozmowę. – Zaskoczona otwieram szerzej oczy. – Kiedy usiadłaś, wydałaś z siebie dość ciekawy odgłos – mówi z rozbawieniem, a ja zakrywam ustarękami.

Jęknęłam. Jezu! Czuję zażenowanie. Moje westchnienia, gdy zdejmowałam buty, musiały brzmieć dość jednoznacznie iobcesowo.

– Boże – szepczę. Szybko się prostuję, kiedy coś do mnie dociera. – Po tym, jak jasno dałeś do zrozumienia, że nie jesteśmy małżeństwem, pewnie myślą, że jestem twoją kochanką – prawie syczę zwściekłości.

Carlos parskaśmiechem.

– Wolałabyś, żeby myśleli, że jesteśmy małżeństwem? – rzucawesoło.

Mierzę go miażdżącym wzrokiem, ale nie odpowiadam. Jasne, że ta opcja byłaby mniej krępująca. Przynajmniej nikt by mnie nie posądzał o to, że jestem ekskluzywną dziwką i pieprzę się z nim pokątach.

Chryste! Jakie tożenujące!

Wzdycham zrezygnowana. W tym momencie do boksu wchodzi kelner. Jakiśnowy?

Zerkam w jego stronę, potem patrzę na Carlosa, który chwyta kartę dań i zagląda domenu.

Skąd on to wziął? Dziwięsię.

– Czy mogę przyjąć zamówienie? – pyta grzeczniechłopak.

– Tak – odpowiada Carlos. – Razem z żoną zjemy rybę w sosie warzywnym zryżem.

Przekręcam głowę na bok z zaciekawieniem, ale nie prostuję tej dezinformacji. Co on kombinuje? – zastanawiam się, zerkając ukradkiem na mężczyznę siedzącego naprzeciwmnie.

– A dopicia?

Carlos spogląda namnie.

– Czego się napijesz, kochanie? – pyta z rozbawieniem, widząc moją zadziornąminę.

Mrużę oczy, żeby nie dać mu satysfakcji, że również cieszy mnie ta gra, iodpowiadam:

– Poproszę sok wyciskany ze świeżych owoców. – Uśmiecham się w stronę kelnera. Ten zapisuje zamówienie i zabiera ode mnie pustą filiżankę poherbacie.

– Czy dobrze się państwo bawią? – zagaduje tuż przedwyjściem.

Otwieram szerzej oczy, bo mam wrażenie, że chłopak również był świadkiem moich pojękiwań. Carlos, widząc moją minę, odpowiada, nie kryjąc jeszcze większegorozbawienia:

– Moja żona jest dzisiaj wyjątkowo pobudzona. – Powstrzymuję się, aby nie kopnąć go pod stołem. – To chyba wina tej szalejącej burzy – dodaje, po czym wkłada kelnerowi w kieszeń plik banknotów. – Liczymy na dyskrecję – szepcze doniego.

Ten kłania się iwychodzi.

– Aż tak cię to bawi? – syczę zwściekłością.

Carlos wybuchaśmiechem.

– Dbam o twoją reputację – rzuca, rechocząc. – Teraz nikt nie będzie o nas plotkował – oświadcza, trochę sięuspokajając.

Oddychamgłęboko.

– Nie najem się samą rybą – wtrącam pochwili.

– Potem możemy zamówićdeser.

Parska śmiechem, gdy obrzucam go miażdżącymspojrzeniem.

– Ha, ha, ha – mówię, ale również się uśmiecham. Cała sytuacja jest naprawdę zabawna i wiem, że będę miała cowspominać.

Zanim kelner przynosi nam obiad, oboje zanurzamy się w swoichiPadach.

Okazuje się, że on też go ma, a już myślałam, że to mężczyzna starej daty, który uznaje tylko wersje papierowe. Udaje mi się odpisać na kilka ważnych maili i odbyć rozmowę telefoniczną z wydawnictwem. Dalej nic nie wiemy o naszych lotach. W głośnikach co jakiś czas podają informację o szalejącejwichurze.

– Dokąd lecisz? – pytam Carlosa i odkładam telefon nastół.

– Najpierw do Nowego Jorku, a potem jeszcze nie wiem – odpowiada.

– Wakacje? – dopytuję, a on nie odrywa wzroku od ekranuiPada.

– Praca – wyjaśniakrótko.

Do loży wraca kelner z naszym zamówieniem. Ryba wygląda wyśmienicie, a zapach jest obłędny. Czuję, jak zaczyna mi lecieć ślinka i gdy tylko kelner nas opuszcza, mój brzuch głośno dopomina się oposiłek.

– Smacznego – mówi wesoło Carlos, a ja szybkim ruchem kładę serwetkę na kolana i wkładam pierwszy kęs do ust. Mruczę z zachwytem, przymykając oczy. – Pamiętasz, że te ściany są cienkie? – wtrąca szeptemmężczyzna.

Wzruszamramionami.

– Przecież dałeś im do zrozumienia, że dzisiaj jestem wyjątkowo pobudzona, to niech sobie myślą, że jeszcze dajesz radę mniezaspokoić.

Carlos sięprostuje.

– Uważasz, że nie dałbym rady zaspokoić kobiety więcej niż raz w ciągu – spogląda na zegarek – półtorejgodziny?

Minęło aż tyle czasu?A mam wrażenie, że rozmawiamy od kilkunastuminut.

Wzruszam ramionami z obojętnością natwarzy.

– A potrafiłbyś? – rzucamnonszalancko.

Carlos spogląda mi głęboko w oczy iprowokuje:

– Chceszsprawdzić?

Patrzymy na siebie przez dłuższą chwilę. Żadne z nas nie zamierza odpuścić. Domyślam się, że Carlos byłby w stanie wielokrotnie zaspokoić kobietę. Widać, że jest wysportowany. Jego mięśnie odznaczają się pod koszulą, a ramiona ma szerokie, jakby regularnie ćwiczył podnoszenieciężarów.

– Podaj mi maila swojej dziewczyny, myślę, że jest wiarygodnym źródłem tejinformacji.

Chyba zbijam go z tropu, bo cofa się gwałtownie, a na jego twarzy pojawia się złość. Wiem, że nie takiej odpowiedzi się spodziewał, ale ja jasno dałam do zrozumienia, czego pragnę w relacji. Niech nie myśli, że jego piękne, szmaragdowe oczy są w stanie mnie przekabacić. Akurat on i jego podejście do związku są całkowitym przeciwieństwem tego, do czego dążę. Zabawa w flirtowanie może i jest fajna, ale w tym przypadku powinna mieć swojegranice.

Do końca posiłku nie odzywamy się do siebie. On skupia się na pracy, zaczytując się czymś w telefonie, a ja jem, delektując się smakiem. Gdy kelner przychodzi po naczynia, zamawiam jeszcze jabłecznik z lodami. Carlos w dalszym ciągu nic nie mówi. Mnie to nie przeszkadza. Lubię ciszę, a w jego towarzystwie nawet nie czuję potrzeby jej zagłuszania bezsensownymirozmowami.

Przymykam oczy, aby chociaż na moment się wyłączyć. Słyszę stukanie w ekran i moje bicie serca oraz spokojny oddech. Mam wrażenie, że zatracam się w tych monotonnych dźwiękach, kiedy odzywa sięCarlos:

– Jakie są twoje wymagania co domężczyzny?

Otwieram oczy. On naprawdę o tozapytał?

Chyba zaskoczenie dość wyraźnie maluje się na mojej twarzy, bo Carlosdodaje:

– To chyba nie jesttajemnica?

Odchrząkuję i lekko poprawiam się nasiedzeniu.

– Nie, nie jest – odpowiadam. – Nie skupiam się na cechach charakteru, chociaż są dla mnie ważne – podkreślam. – Raczej opowiadam sobie historię tego, jak mogłoby wyglądać nasze życie – wyjaśniam. Patrzy na mnie i czeka, co powiem dalej. Siadam więc prosto ikontynuuję:

– Wizualizuję sobie, jak spędzamy razem czas na rozmowach, piknikach, imprezach, przyjęciach. Czasami prowadzę wewnętrzny dialog i rozmawiam z nim. Sprawdzam też te wypowiedzi, które niekoniecznie mogłyby mi się spodobać, aby przygotować sobie ewentualne scenariuszeodpowiedzi…

– A przeszłość? – przerywa miCarlos.

– Przeszłość? – pytam.

– Czy ma dla ciebie znaczenie przeszłość: kim był, co robił, ile miał kobiet, czy był żonaty, czy ma dzieci? – wyjaśnia.

– Jeśli ma uporządkowaną relację ze swoją przeszłością, czyli z rodzicami, byłą żoną, kochankami i dziećmi, to nie będzie to miało negatywnego wpływu na budowanie wspólnej przyszłości – odpowiadam. Wierzę wto.

– A co, jeśli mężczyzna nie był wcześniej w żadnej relacji i może popełniać nieświadomie błędy? – Gdy to mówi, zaczynam się zastanawiać, czy Carlos przypadkiem nie prosi mnie o radę, jeśli chodzi oniego.

– Sam powiedziałeś, że najważniejsza jest szczerość i prawda. – Patrzymy na siebie. – Ja lubię rozmawiać o tym, co czuję i co się w danym momencie we mnie dzieje. Myślę, że jeśli jasno określisz siebie, będziesz szczery ze sobą i z nią, to zbudujecie szczęśliwą relację, bez względu na długość stażu w poprzednim związku lub jego braku – tłumaczę.

– Czyli bez oceniania przeszłości i zrzucania winy na drugą stronę za to, że czegoś się nie domyśliła lub nie wiedziała – uzupełnia.

Przytakuję. Z głośników odzywa się kobieta, która informuje nas o tym, że wiatr ustał i niebo się rozjaśniło. Zapowiada, że mój samolot będzie startował jakopierwszy.

Uśmiecham sięszeroko.

– Chyba nie zdążę zjeść deseru, tak że życzę ci smacznego – mówię, wciągając szpilki na opuchnięte stopy. Wstaję, poprawiam się i chowam do torebki iPada oraz telefon. Carlos też się podnosi. Podaję mu rękę, chwyta ją. Tym razem mocnym uściskiem. – Moja przyjaciółka zawsze pyta ludzi, z którymi się spotyka, co mają jej do przekazania. Więc teraz ja pytam ciebie: co masz mi do przekazania, Carlosie?

Uśmiecha się i lekko przysuwa do mojegoucha:

– Nie zapomnij o mnie – szepcze. Czuję, jak ciarki przechodzą mi po plecach. Ogarnia mnie fala podniecenia. Napływający od niego zapach cytrusów wymieszanych z miętą wchłania się głęboko w moje nozdrza. Odsuwa się ode mnie wolniej, niż powinien, a ja wypuszczam powietrze. Nawet nie wiedziałam, że je wstrzymywałam. – A ty, Niki, co masz mi do przekazania? – pyta nieco niższym głosem niż przez cały wieczór wspólnejkonwersacji.

Czyżby moja bliskość też na niegowpłynęła?

– Wiem, że odnajdziesz szczerą, lojalną, naturalną i kochającą kobietę. Stworzycie opartą na prawdzie i miłości, z nutką namiętności i erotyzmu relację, w której będziesz bardzo szczęśliwy – mówię, patrząc mu prosto woczy.

Puszczam jego dłoń, biorę torebkę i wychodzę. Jestem z siebie dumna! Odhaczyłam każdy punkt zawierania znajomości według MaggieSmith.

Kroczę śmiało do miejsca odlotów. Przekraczam bramkę i wchodzę do samolotu. Dopiero gdy siadam na swoim miejscu, dociera do mnie, że właściwie nic nie wiem o Carlosie. Momentalnie tracę dobry humor. Nawet nie znam jego nazwiska, w sumie on mojego teżnie.

Wzdycham.

Szkoda, tak fajnie się z nim rozmawiało. Mina mi rzednie jeszcze bardziej, kiedy sobie uświadamiam, że nawet nie poprosił mnie o numer telefonu. Więc pewnie nie chciał mieć ze mną kontaktu. Z drugiej strony ja też nie wyszłam z taką inicjatywą, zatem oboje daliśmy dupy. Krzywię się. No cóż. Widocznie to jedna z tych osób, które spotyka się raz w życiu i zapadają w pamięć nazawsze.

Opieram się wygodniej w fotelu i czuję, jak oczy same mi się zamykają, po czym zapadaciemność.

Rozdział 2

Carlos

Gdy tylko Nika znika mi z oczu, zdaję sobie sprawę, że nie mogę pozwolić, aby ta znajomość tak po prostu się zakończyła. Dopiero po tym, jak odprowadziłem ją wzrokiem do wyjścia, dotarło do mnie, że nawet nie mam jej numerutelefonu.

Kurwa! Ale ze mnie frajer! – klnę w duchu. Jak można być takimkretynem?!

Wszystko przez ten cholerny plan nierzucania się w oczy, gdyby nieto…

Chwytam szybko za telefon i dzwonię do Nathana. To genialny dzieciak, na pewno namierzy moją zgubę. Moją? Co jabredzę?

– Co tam, CJ? – wita mnie zaspany głos w słuchawce. Pewnie znowu siedział do północy i grał, zamiast sięuczyć.

– Chcę, żebyś zdobył dla mnie numer telefonu do jednej laski – mówię pośpiesznie. Po drugiej stronie zapada cisza. Wiem, co myśli. Że robię sobie z niego jaja. Ja nie interesuję się kobietami, trzymam się od nich z daleka i tak jest, było – poprawiam się. Tak było do tej pory. Oczywiście nie biorę w ogóle pod uwagę… zresztą ona się nie liczy, to jedynie układ, seks i nic pozatym.

– Czekaj, odpalę tylko sprzęt. – Po chwili rozlega się stukanie w klawiaturę. – Kogo mam namierzyć? – odzywa się Nat, już bardziej trzeźwymgłosem.

– Ma na imię Nika i właśnie siedzi w samolocie do Houston – wyjaśniam. Wyłącznie ten jeden lot jest w kierunku Teksasu. Nat wie, że kwitnę teraz na lotnisku w Atlancie. Taki był plan. Nigdy nie latam prywatnymi liniami, gdy chcę wybadać potencjalnych inwestorów w NowymJorku.

– I to tyle? – Wyczuwam sarkazm w jegogłosie.

– Umiesz ją znaleźć czy nie? – rzucam prowokująco. Wiem, że zaliczyłem poważną wtopę, ale jestem i tak już wkurwiony na siebie, więc nie chce mi się słuchać jeszcze jego docinek. Po prostu chcę ją namierzyć. Chcę dowiedzieć się czegoś więcej… oniej.

– Potrzebuję kilku minut – wtrąca Nat, a ja czekam i cały czas przetwarzam od początku naszą rozmowę. Nie mam pojęcia, kiedy coś się zmieniło. Nie mam pojęcia, kiedy zaczęło mi zależeć na jej opinii. Nie wiem, co takiego zrobiła lub powiedziała, że zacząłem jej się przyglądać. I nie mam na myśli tych zabójczych cycków. Kurwa! Muszą być niesamowite w dotyku. Nie!Stop! Nie zapędzaj się, CJ! Być może, nie biorąc od niej numeru telefonu, już postawiłeś na sobiekrzyżyk.

W mojej głowie pojawia się wspomnienie – moment, gdy Nika weszła do loży. Od samego początku wzbudziła moje zainteresowanie. Dlaczego? Bo się nie bała. Bo nie odwróciła wzroku od mojej twarzy. Bo nie widziałem w jej spojrzeniu przerażenia, wstrętu ani obrzydzenia. Nie, ona.… Ona patrzyła na mnie z fascynacją. Tak, jakby we mnie czytała, jakby zaglądała do mojejduszy.

Ja pierdolę! Co ja bredzę!Czytała we mnie? Zaglądała do mojejduszy?

Rozglądam się po sali. Wiem, że nie dostanę żadnej podpowiedzi od personelu. Nawet nie mam zamiaru nikogo o nic prosić. Zaraz zaczną się dopytywać, dla kogo te informacje, a ja nie chcę zwracać na siebie uwagi. Nie jestem anonimową osobą. W tej chwili nie szukam rozgłosu. Nie mogę się rzucać w oczy i dawać komukolwiek powodu do węszenia, co tutajrobię.

– Masz już coś? – rzucamzniecierpliwiony.

– Nikogo takiego nie ma na pokładzie – odpowiada Nathan, co zbija mnie ztropu.

– Widziałem, jakwsiadała…

– Może podała ci fałszywe imię? – przerywami.

Czuję, jak po plecach przechodzi midreszcz.

Oszukała mnie? Nie, to nie wchodzi w grę. Czyżby była przez kogoś podstawiona? Przez moją głowę przelewa się milionscenariuszy.

– Mogę sprawdzić każdą z tych kobiet, ale to potrwa… – proponujeNat.

– Nie – protestuję. Muszę się teraz zastanowić i skupić na biznesie. – Zajmiemy się tym, jak wrócę – mówię i się rozłączam. Znajdę ją, choćbym miał przeszukać cały Teksas. Bo tam leciała. To niemożliwe, aby coś kombinowała. Mam intuicję do takich spraw. Ona jest prawdziwa. Była ze mną szczera. Wiem to. Poza tym niczego ode mnie nie wzięła. Może podała fałszywe imię, bo się bała? Albo się przed kimśukrywa?

Wzdycham ciężko. Ale zrobiłem z siebie debila. „Nie zapomnij o mnie”. Kurwa mać! Pewnie pomyślała, że jestem jakimś kretynem. Mogłem chociaż wziąć od niej numer telefonu. Chłopaki mnie wyśmieją. Pablo nie da mi spokoju. On bierze numer na samym początku rozmowy, a ja gadałem z nią przez dwie godziny i nie poznałem nawet jej prawdziwego imienia. Niech toszlag!

Nie mogę mieć do niej pretensji o to, że podała nieprawdziwe imię. Ja też przedstawiłem się jako Carlos, mimo że od trzydziestu lat już nikt tak do mnie niemówi.

Dlaczego powiedziałem Carlos? Kręcę głową, nie dowierzając we własną głupotę. Nie nadaję się do tego. Jestem na to zastary.

W głośnikach słyszę zapowiedź swojego lotu. Zbieram marynarkę, iPada i teczkę z dokumentami, po czym ruszam do wyjścia. W mojej głowie cały czas tkwi obraz Niki. Czy to może być prawda, że ukryła przede mną swoje imię? Jeśli tak, to dlaczego? Nie daje mi to spokoju do tego stopnia, że mylę miejsca w samolocie. Padam na fotel i przymykam powieki. Momentalnie widzę te duże, zielone oczy, pełne i roześmiane usta, długie rzęsyoraz…

Staje mi? Kurwa!Jakim cudem tak szybko reaguję na obcąkobietę?

Nie obcą. Tylko na nią. NaNiki.

Poprawiam się na siedzeniu. Staram się skupić. Przez najbliższy tydzień mam do załatwienia ważne sprawy. Nie mogę dać sięrozproszyć.

Biorę głęboki oddech i otwieram teczkę z papierami. Muszę wszystko przejrzeć jeszczeraz.

***

Moje starania skupienia się na pracy legły w gruzach. Jak tylko się wznieśliśmy, zacząłem przeglądać w internecie kobiety o imieniu Nika. Dlaczego ona mnie tak intryguje? Po dwóch godzinach sfrustrowany poszukiwaniami stwierdziłem, że żadna nawet nie była do niejpodobna.

Kurwa! Popadam w jakąś obsesję. Rzucam iPada na stolik i potrząsam głową. Samolot właśnie podchodzi do lądowania. Muszę się napić i przestać myśleć o tej kobiecie! Muszę się ogarnąć, żeby nie zawalić rozmów zinwestorami!

Zaciskam oczy i masuję czoło. Skup się, CJ! – mówię do siebie. Masz tu spędzić tydzień, kurwa! Tydzień! Oddycham głęboko i opieram się o zagłówek. Ciśnienie powoli ze mnie schodzi. Wdech i wydech. Ok. Teraz muszę ogarnąć biznes. To jest moim priorytetem przez najbliższe dni. Może uda mi się domknąć temat szybciej? Zastanawiam się przez moment. Tak, to jestplan.

Słyszę, jak kapitan dziękuje pasażerom, więc ruszam do wyjścia. Na lotnisku czeka już na mnie samochód z kierowcą. Najpierw jedziemy do hotelu. Muszę wziąć prysznic i się przebrać. Potem mam dwaspotkania.

Spoglądam na zegarek. Nika już pewnie wylądowała. Skąd ta myśl? Potrząsam lekko głową. Włączam telewizor. Przez chwilę mam wrażenie, że może ją tam ujrzę. Ale to tylko wybujała wyobraźnia. Jakiś koleś opowiada o wahaniach na giełdzie. Jak zawsze. Raz jest wzrost, raz spadek. Nicnowego.

Przeskakuję po kilku kanałach i się rozbieram. Idę do łazienki i puszczam wodę. Jej chłód działa niczym orzeźwienie, niestety jedynie na moment. Zamykam oczy i znowu ją widzę. Jak się rumieni, gdy wspominam o jej jękach. Te zielone tęczówki, nie tak intensywne jak moje, lecz wyraźnie zielone. Usta pełne i czerwone. Podkreśliła je szminką, ale i bez niej są dobrze obrysowane. A jak się uśmiecha, to całą twarzą. Swoim spojrzeniem wtapia się w głąb człowieka. I ten biust. Ogromny!

Wstrzymuję oddech. Wiem, że to są jej naturalne piersi. Czuję, jak mi staje. Znowu! Ja pierdolę, kiedy ona zaczęła tak na mnie działać? Nie zauważyłem tego, gdy rozmawialiśmy. Jak mogłem to przegapić? Chociaż pamiętam, jak zrobiło mi się ciasno w spodniach, kiedy zaczęliśmy flirtować. To była tylko chwila, ale wystarczyło, abym był gotowy. Gotowy na nią. Muszę jąodnaleźć.

Słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości. Wychodzę spod prysznica. Owijam się ręcznikiem i ruszam do salonu po telefon. To Val przysłała dane potrzebne na dzisiejszą rozmowę. Ta dziewczyna jest nieoceniona. Szybko przeglądam główne punkty, które podkreśliła. Znalazła mocne i słabe strony firmy, której ziemię chcę przejąć. Wielu ludzi inwestuje w grunty w Teksasie, wierząc, że jest tam ropa. Czasami trafiają na żyłę złota, a innym razem na tym tracą. Wtedy chcą się jej pozbyć, a ja to wykorzystuję. Ale akurat te kawałki powierzchni, które dzisiaj odkupię, potrzebuję na własny użytek. Są w idealnym miejscu i dokładnie takiej wielkości, jaka mnieinteresuje.

Długo namierzaliśmy właścicieli, więc jeszcze dzisiaj musimy podpisać umowę sprzedaży na moich warunkach i po wyznaczonej przeze mnie kwocie. Gdy ludzie nie wiedzą do samego końca, z kim mają do czynienia, nie podbijają ceny. Ja wiem, ile warta jest ta parcela, a oni chcą się jej po prostu pozbyć. Gdyby jednak wiedzieli, kim jestem, na pewno próbowaliby coś ugrać. A ja nie mam ochoty bawić się w te gierki. Przedstawiam ofertę, kupuję iwychodzę.

Ubieram się w koszulę z długim rękawem. Moje blizny pooparzeniowe wywołują dziwne emocje na twarzach ludzi. Nie wszystkich rzecz jasna. Nika patrzyła… ech… Nika i jej zielone oczy. Zapinam koszulę pod samą szyję. W Nowym Jorku jest wiosna, ale poranki dalej są chłodne. Wciągam jeansy. Chcę sprawiać wrażenie typowego Teksańczyka, chociaż płynie we mnie krew zarówno meksykańska, jak iamerykańska.

Ruszam do wyjścia. Przed hotelem już czeka na mnie mój kierowca. Tym razem samochód mniej rzuca się w oczy. Jedziemy na przedmieścia, do jednej z zaściankowych knajp. Muszę sprawiać wrażenie średniej klasy inwestora. Facet, który sprzedaje mi ziemię, ma duże problemy z urzędem podatkowym i na gwałt potrzebuje pieniędzy, stąd wiem, że nie będzie siętargował.

Gdy mijamy centrum, od razu wiem, że wkraczamy w biedniejsze dzielnice. Z blizną na twarzy doskonale wtapiam się w otoczenie. Obserwuję zasypane śmieciami ulice. Na każdym rogu grupka nieletnich bacznie przygląda się każdemu samochodowi, a przecież jest dopiero czwarta rano. Czy tutaj nikt nigdy nie śpi? Do mojej głowy wkrada się myśl: ciekawe,skąd pochodzi Nika? Po jej zachowaniu można wywnioskować, że obraca się wśród ludzi wysoko urodzonych, ale ma w sobie też coś naturalnego. Nowobogaccy, jak ich określa Val, nieudolnie naśladują jakieś swoje wyobrażenie bogatych i od razu możesz zauważyć, skąd pochodzą. Nika, nawet jeśli nie pochodzi z majętnego domu, potrafi się łatwo dopasować i dalej jestsobą.

Kurwa! Skąd ja to niby wiem?! Zaczynam chyba coś sobie tworzyć w tym głupim łbie. Bawię się w idealizowanie kobiety, z którą rozmawiałem raptem dwiegodziny?

Przecieram twarzdłonią.

– Dojeżdżamy na miejsce – odzywa się kierowca. To jeden z moich ludzi, którzy pracują głównie w terenie poza Teksasem. Gdy parkujemy przed wejściem do knajpy, zaraz wysiadam. Ruszam do wejścia. To jedyny otwarty całą dobę lokal wokolicy.

Wchodzę do środka, a w moje nozdrza uderza zapach stęchlizny, tytoniu, potu i alkoholu. Zaraz zauważam siedzącego w rogu kolesia. Wiem, że to on. Wierci się na siedzisku i wypala już kolejnego papierosa. W popielniczce leży cała stertaniedopałków.

– Pan Mills? – pytam.

Facet lekko kiwa głową, wskazując krzesło naprzeciw. Siadam i unoszę palecdo kelnerki, by zamówić piwo. Zauważam, jak Millsowi trzęsą się ręce. Podejrzewam, że jest uzależniony od hery, lecz sprawdziłem i wiem, że ziemia należy do niego. Nie czekają mnie w związku z jej kupnem żadne problemy. Chyba że będzie chciał potem wcisnąć komuś ten sam kawałek gruntu, jednak wtedy czeka go niemiłaniespodzianka.

Kelnerka przynosi piwo i stawia je przede mną. Teraz dostrzega bliznę na moim lewym policzku i widzę, jak na jej twarzy maluje się najpierw strach, a potem obrzydzenie. Nie rusza mnie to. Jestem przyzwyczajony do takich reakcji. Normalnie nie przykładam do tego wagi, ale teraz, kiedy mam przed oczami spojrzenie Niki, szukam dowodów, że jest inna od reszty kobiet, że jestwyjątkowa.

Moją uwagę przyciąga wchodzący do baru mężczyzna. To mój kierowca, mój człowiek. Wracam spojrzeniem doMillsa.

– Masz dokumenty przy sobie? – pytam. Gość wyjmuje zmięte kartki i mi je podaje. Przeglądam je pobieżnie. Tak naprawdę już wszystko załatwiłem wcześniej. To spotkanie jest tylko formalnością. Wyciągam z kieszeni kod do skrytki na lotnisku. Podaję go Millsowi. Ten dzwoni do kogoś i po chwili rozmowy wyciąga do mnie dłoń. Przyjmuję ją, następnie zabieram papiery i wstaję. Nawet nie wypijam piwa. Rzucam na stół studolarówkę iwychodzę.

Przy drzwiach dołącza do mnie mójkierowca.

– Teraz na kolejne spotkanie? – pyta, gdy wsiadamy do SUV-a.

Przytakuję ruchem głowy i rzucam dokumenty na tylne siedzenie, po czym ruszamy. Zerkam na zegarek. Nika jest już pewnie na miejscu. Dokładnie obliczyłem czas, kiedy wylądowała w Houston. Mam znajomości w całym stanie. Jak tylko wrócę, przejrzę każdą kamerę na lotnisku i ją znajdę, a potem… Czuję, jak robi mi się ciasno wkroczu.

Kurwa! Muszę się uspokoić. Biorę głęboki oddech. Skup się na biznesie, CJ! – upominam się w myślach. Opieram głowę o zagłówek. Nowy Jork o wschodzie słońca tętni życiem równie głośno, jak w ciągudnia.

Nim docieramy na następne umówione spotkanie, mam jeszcze czas na wykonanie dwóch połączeń i podjęcie decyzji. Wszyscy wiedzą, że pracuję w takich godzinach. Nikogo nie dziwi telefon o czwartej lub piątej nad ranem. Wtedy najlepiej mi sięmyśli.

Moja uwaga ponownie ucieka do Niki. Co zrobię, jak już ją odnajdę? Kurwa! Nie wiem! Wiem za to, że jej pragnę. Chcę ją dotknąć, poczuć, pocałować. Chcę wiedzieć, jak smakują jej usta, jak jęczy, gdy ssę jej piersi, jak się wije, kiedy pieszczę ją językiem. Jak tylko jąodnajdę…

Oddycham głęboko, aby uspokoić galopującemyśli.

Parkujemy, a ja już wiem, w jaki sposób będzie wyglądał kolejny tydzień. Zanosi się na upierdliwie nieznośny czas. Mam jedynie nadzieję, że mój kutas towytrzyma.

Ja pierdolę! Kiedy mi tak odbiło na punkcie tej kobiety? Śmieję się w duchu. Ona jest tego warta, wiem to. Po prostu towiem.

Rozdział 3

Nika

Stewardesa budzi mnie chwilę przed lądowaniem. Nie mogę uwierzyć, że przespałam całą trasę. Chociaż nie mam się czemu dziwić, podróż przez połowę Stanów jest męcząca, nawet gdy nocuje się w czterogwiazdkowych hotelach. Poza tym robię to dla Maggie, mojej przyjaciółki, której zależy na dogadaniu fajnego miejsca w „samym centrum niczego” na warsztaty dla bogatych klientek. Jedna z naszych wspólnych znajomych, Benita, zaproponowała ranczo swojego siostrzeńca. Mówiła, że w wakacje odbywają się tam zajęcia dla młodzieży z bogatych domów, więc miejsce jest bardzo ekskluzywne i będziepasowało.

Benita zaprosiła nas do siebie na miesiąc, abyśmy wybadały teren i przy okazji poznały miejscowe kobiety. Podobno są zainteresowane warsztatami oddechowymi, jogi i tańca tantrycznego. Maggie nie udało się przylecieć ze mną, bo remont w jej domu się przedłużył, ale to dla mnie żaden problem, o ile nie będę musiała bez niej niczego ustalać. Ja jestem raczej tą obserwującą i wyłapującą to, co niewidoczne dla oka, a Maggie to gaduła, która doskonale potrafi okręcić sobie ludzi wokół palca. Niestety zdarza jej się zaczynać kilka spraw w tym samym czasie, więc niekiedy ma problem z doprowadzeniem wszystkiego dokońca.

Ciekawe, co powie o mojej przygodzie z Carlosem. Pewnie mnie zruga, że nie wsunęłam mu karteczki z numerem telefonu dokieszeni.

Wzdycham. Gdyby był zainteresowany, to przecież poprosiłby o telefon, czyżnie?

Poza tym informacja o locie była dla mnie zaskoczeniem. Nie sądziłam, że to tak szybko pójdzie. Jeszcze ten jego przekaz: „nie zapomnij o mnie”. To na pewno był wstęp do flirtu, a ja mu wyskoczyłam z tekstem… Boże! Pewnie pomyślał, że jestem totalnąidiotką.

Wzdycham ponownie i się krzywię. Godzinę temu odebrałam bagaż i teraz tkwię na lotnisku, czekając na kierowcę, który zabierze mnie do posiadłości siostrzeńca Benity. W końcu widzę wbiegającą dziewczynę z tabliczką z moim nazwiskiem. Naprawdę nazywam się Roza Nika Adkinson, ale na potrzeby pisarskie unikam drugiego imienia i wszędzie przedstawiam się jako Roza Adkinson. Właściwie nawet w dokumentach już nie widnieje moje drugie imię. Tylko bliscy znają mnie jako Nika. Niemniej oba imiona idealnie do mniepasują.

Podchodzę do dziewczyny trzymającej planszę. Jest niewysoka i szczupła. Jej blond włosy są zaczesane w kucyk. Ma błękitne oczy, zadarty nos oraz pełne, czerwone usta. Na jej policzkach widnieje rumieniec. Ubrana jest w luźną koszulę na ramiączkach i starte jeansy z dziurami. Czyżby tutaj była takamoda?

– Cześć. To mnie szukasz – informuję ją. Mierzy mnie wzrokiem od góry do dołu i wygląda na zaskoczoną. – Roza Adkinson to ja. – Wskazuję natabliczkę.

– Och… – Mruży oczy, po czym mówi: – Przepraszam. – Wyciąga do mnie dłoń. – Jestem Mia, cioteczna wnuczka Benity. – Witam się z nią. – Proszę za mną. – Wskazuje drogę i chwyta mojątorbę.

Idziemy w milczeniu do samochodu. To ogromny jeep, nieco zakurzony i na pewno lata swojej świetności ma już za sobą, ale na peryferie Teksasu idealnie się nadaje. Mia wrzuca bagaż na tylne siedzenie, a ja gramolę się obok fotela kierowcy. Moje szpilki nie za bardzo pasują do tego miejsca. Na szczęście zdążyłam przebrać się w luźniejsze spodnie, bo skórzane legginsy mogłyby nie przeżyć wspinaczki do tegosamochodu.

Gdy ruszamy, Mia włącza radio. Leci w nim jakieś stare country. Przez kilka minut nie odzywamy się do siebie. Dla mnie to nawet dobrze, ponieważ mogę poznać odgłosy miasta. Nie jest tutaj wcale tłoczno. Może dlatego, że jest takwcześnie.

– Przepraszam za moje zachowanie – odzywa się dziewczyna. Jest wyraźnie zmieszana. Zerkam na nią i unoszę brwi. Nie bardzo wiem, co odpowiedzieć. Ta wypuszcza szybko powietrze i tłumaczy: – Ciocia Benita ma prawie siedemdziesiąt lat i myśleliśmy, że jej koleżanki są w podobnymwieku.

Wybuchamśmiechem.

Faktycznie Benita mogłaby być moją matką, ale dlaczego ukrywała to, że jestemmłodsza?

– Spodziewałam się kogoś starszego. Dużo starszego – podkreśla z uśmiechem natwarzy.

– Mam nadzieję, że się nie zawiodłaś? – rzucamzaczepnie.

Miazaprzecza.

– Nie! – odpowiada szybko. – Im nas więcej, tym weselej. Tym bardziej że na ranczo jest przewaga mężczyzn, więc kobieta zawsze wniesie trochę powiewuświeżości.

Obie śmiejemy się wgłos.

W radio leci akurat kawałek o odnalezieniu utraconej miłości i przez kilka minut wsłuchuję się w słowa. Moje myśli wędrują w stronę tajemniczego mężczyzny zblizną.

Ciekawe, co teraz porabia Carlos? Czy już dotarł do NowegoJorku?

– Mogę cię o coś zapytać? – zagaduje Mia. Przytakuję. – Czy jesteś może tą pisarką erotyków? – pyta prawie szeptem. Spoglądam na nią ukradkiem. – Macie takie samo nazwisko, a moja dziewczyna jest chyba największą fanką Rozy Adkinson, stąd chciałamwiedzieć…

– Kto jest ulubionym bohaterem twojej dziewczyny? – wtrącam.

Uśmiech Mii oblewa całątwarz.

– Cory i Jansen – odpowiadaszybko.

– Naprawdę? – udaję zdziwienie. Większość moich czytelniczek jest zakochana w tej parze. Mia szybko przytakuje ruchem głowy. – Muszę chyba napisać jakąś lepszą powieść i wyraźniej zarysować bohaterów, żeby zostawili już Cory i Jansena wspokoju…

– Wszyscy na ranczo znają twoje książki – przerywa mi szybko. – Val zmusiła nawet chłopców do ich przeczytania, bo stwierdziła, że nauczą się z nich prawdy o tym, czego pragną kobiety – zaczęła entuzjastycznie opowiadać. – Pablo wykorzystuje teksty Jansena w podrywach i mówi, że laski jedzą mu z ręki. – Parskam śmiechem. – Jak Val się dowie, kto będzie z nami mieszkać przez najbliższy miesiąc, to oszaleje. – Prawie piszczy z radości, po czym w najmniejszych możliwych szczegółach przedstawia mi kolejno mieszkańcówrancza.

Nim docieramy na miejsce, mam wrażenie, że znam wszystkichdomowników.

Wiem, co lubią robić w wolnym czasie, gdzie się bawią, co jedzą, o co się sprzeczają, jaką mają orientację seksualną. Boże! Czy ja chcę to wszystko wiedzieć? Znam też każdy szczegół ich ostatnich kłótni. Bądź co bądź są to fajne tematy do kolejnejksiążki.

Historia sama się pisze – przyznaję wduchu.

Kiedy przekraczamy bramę wjazdową, dostrzegam uzbrojonych mężczyzn. Przeszywa mnie lekki niepokój, chociaż Benita ostrzegała, że jej siostrzeniec jest szanowanym mieszkańcem i ma ogromną posiadłość. Chyba nie powinnam się dziwić, że ma ochronę. W końcu nie jest mi to obce. Najbardziej zaskakujące jest jednak to, że po minięciu bramy jedziemy jeszcze dobre piętnaście minut, zanim na horyzoncie pojawia się zarysbudynków.

– Witaj na ranczo teksańskiego klanu Cruz. – Otwieram szerzej oczy. Posesja jest podzielona na trzy parcele. – Po prawej widać kilka mniejszych domów – wskazuje Mia – tam będziecie prowadziły warsztaty. Latem odbywa się w tym miejscu letni obóz – wyjaśnia. – Pośrodku jest stadnina, która wygląda jak osobna hacjenda, ale jest połączona z posiadłością. – Zarysowuje linię prostą łączącą oba punkty. Dom jest nieco mniejszy niż stajnia i wyróżnia się otoczeniem drzew. Obok pomieszczeń dla koni są ogromne połacie łąk. Krajobraz z tej perspektywy prezentuje się wręczbaśniowo.

Gdy podjeżdżamy pod wejście, wita nas radośnie Benita. Jak na swoje lata wygląda kwitnąco. Jej włosy są siwe, lecz gęste i zaczesane w luźny kok. Oczy ma szare i przenikliwe, a gładką twarz gdzieniegdzie pokrywają widoczne zmarszczki. Ubrana jest w piękną, kwiecistą suknię do kostek. Benita zawsze wywoływała radość w moim sercu. Jej pogodne usposobienie i cięty język dodają jej uroku. Przytulając się z nią na powitanie, nawet nie zauważam, kiedy Mia znika, zostawiając nassame.

– Jak dobrze, że w końcu dotarłaś. – Benita wprowadza mnie do holu. Dom z zewnątrz wygląda na ogromny, a w środku na bardzo ciepły iprzytulny.

– Nie mówiłaś, że mieszkają tutaj moi czytelnicy – szepczę jej do ucha, gdy prowadzi mnie dojadalni.

Benita obejmuje mniemocniej.

– Chciałam zrobić wam niespodziankę – odpowiada. Siadamy do stołu, gdzie już leży przede mną talerz z gorącą jajecznicą i grzanką. – Kawa czy kakao? – proponujeBenita.

– Kakao – mówię i wgryzam się w tost. Tak bardzo tęskniłam za domowymśniadaniem.

Słyszę w korytarzu jakiś hałas, jakby stado koni zerwało się do biegu, po czym do jadalni wpadają kolejno Mia, jakaś brunetka – domyślam się, że to Val – a za nimi dwóch młodych mężczyzn. Z opowiadań ciotecznej wnuczki Benity wnioskuję, że pierwszy to Pablo, a drugi Nathan. Za nimi, niczym cień, wślizguje się trzeci chłopak. To na pewnoNoah.

Zagryzam następny kawałek grzanki, dokładając do tego jajecznicę. Zerkam na gości, którzy też się we mnie wpatrują. Mia podchodzi i po kolei przedstawia swoich przyjaciół. Witam się z nimi, a Val rzuca mi się na szyję, mocnoobejmując.

– Marzyłam, żeby cię poznać. – Wtula się wemnie.

Ledwo udaje mi się odłożyć widelec, aby nie wbić jej go w plecy. Jest wysoka i ma silny uścisk, a także niezwykle zgrabne nogi, które rzucają się w oczy przy bardzo kusej koszulce. Podejrzewam, że dopiero co wstała z łóżka. Jej oczy są bardzo ciemne i widzę w nich zalążek łez. Przytulam ją jeszcze raz. To bardzo pięknadziewczyna.

– Twoje książki są dla mnie biblią flirtu – wtrąca po chwiliPablo.

Zerkam w jego kierunku. Stoi w samych bokserkach i z rozczochranymi włosami. Ma ciemną karnację, jest dobrze zbudowany i szeroki w ramionach. Typowy bokser, jak już mi zdradziła wcześniej Mia. Jego uśmiech z dwoma dołeczkami w policzkach na pewno zniewala rzesze dziewczyn i, jak się okazuje, również chłopaków. – Dzięki twoim tekstom jeszcze żadna dziewczyna mi nie odmówiła – chwali się i wypina dumnie pierś. Benita kręci głową i powstrzymuje się od głośnego śmiechu. Kładzie na blacie dodatkowe talerze, po czym siada po przeciwnej stronie stołu. Ja unoszębrwi.

– Chyba nie chcę znać szczegółów? – pytamprzyjaciółkę.

Ta parskaśmiechem.

– Mam nadzieję, że podpowiesz mi jeszcze kilka sprawdzonych technik, żeby sprawić kobiecie przyjemność? – Pablo unosi kilka razy brwi i próbuje usiąść przy stole, ale Benita uderza go ręcznikiem pogłowie.

– Najpierw się ubierz! – krzyczy nachłopaka.

Ten się krzywi, jednak słucha kobiety i wybiega zpomieszczenia.

– Jeszcze o tym porozmawiamy! – woła zholu.

To chyba było do mnie. Śmieję się. Tymczasem Noah siada do stołu niczym cień. Być może pozostali tego nie zauważają, ale ja jestem dobrym obserwatorem. Wiem, że on też czuje, że go dostrzegam. Ma na sobie luźną koszulę z długim rękawem i jeansy. Pachnie porannym wiatrem, więc musiał już być na zewnątrz. Grzywka opada mu na czoło, lecz nie zakrywa całkowicie błękitnych, głęboko osadzonych oczu. Jego spojrzenie wydaje się dość mroczne, a lekko zadarty nos i bardzo cienka linia ust potęgują to wrażenie. Kiedy sięga po kawałek chleba, zauważam fragment jegotatuażu.

– Czy to wąż? – zagaduję. Val już usiadła na miejscu obok mnie i razem spoglądamy na Noaha. Ten krótko kiwa głową. – Mogę zobaczyć? – Przysuwam się lekko. – Ja mam wilka. – Podciągam rękaw i pokazuję mu tatuaż na przegubie prawejdłoni.

Noah zerka na moją rękę i lekko się nad niąpochyla.

– Dobrze zrobiony – szepcze, po czym odsłania swoje przedramię. Wąż wije się od nadgarstka aż popachę.

– Ale piękny – wzdycham zzachwytu.

– Noah sam go narysował, a potem kumpel mu go naniósł na skórę – wyjaśnia trzeci z młodych mężczyzn, Nathan.

– Możesz narysować dla mnie krzak róży? – zwracam się do Noaha. – Tak, żeby współgrał z wilkiem? – nadmieniam.

Ten wzrusza ramionami; sprawia wrażenie obojętnego, ale widzę błysk w jego oczach. Ten sam błysk, który mam ja, gdy w mojej głowie pojawia się pomysł na nową książkę. Wiem, że Noah w myślach już tworzy wspomnianytatuaż.

– Mogę – mruczy.

Uśmiecham sięszeroko.

– Doskonale. – Aż zacieram ręce zpodniecenia.

– Noah może ci go potem wytatuować – dodajeVal.

– Idealnie. – Jestemzachwycona.

Spoglądam na Nathana, który już rozsiadł się wygodnie na jednym z wolnych miejsc i nałożył sobie cały talerz jajek. Młodzi mężczyźni potrafią pożerać naprawdę ogromne porcje. Nathan wygląda, jakby dopiero co wygramolił się z łóżka. Jego lekko skośne oczy wskazują, że ma japońskie korzenie, a do tego jest niezwykle zręczny, bo radzi sobie z krojeniem jajek niczym wytrawny kucharz. Obserwuję go z zachwytem. Ubrany jest w t-shirt i bermudy. W ogóle nie pasują do jego drobnej sylwetki, niemniej dodają mu uroku. Jest uśmiechnięty i sprawia wrażenie osoby szczególnie pogodnej. Jest zupełnym przeciwieństwem Noaha. Ten chłopak jest jak maska, bezwyrazu.

Biorę kolejną porcję jajecznicy i zagryzam tostem, kiedy do jadalni wraca Pablo. Jest już w pełni ubrany i zdaje się, że nawet zdążył wziąć prysznic. Po pomieszczeniu roznosi się świeży zapach cytrusów i wanilii. Pablo rozsiada się jak rasowy samiec obok Nathana i podpierając się łokciem o stół, zagaduje:

– Zatem Rozo Adkinson. – Spoglądam na niego i przekrzywiam głowę w oczekiwaniu, do czego ta konwersacja nas poprowadzi. – Jeśli potrzebujesz przewodnika po posiadłości, to służę pomocą – proponuje, puszczając do mnieoczko.

Wszyscy parskają śmiechem, a Benita syczy zezłości.

– Myślisz, że mogę się tutaj zgubić? – podpytuję go. Wiem, że ranczo jest ogromne, lecz przy domu rośnie tylko kilka drzew, a reszta to łąki i pola, więc obojętnie, gdzie pójdę, zawsze trafię zpowrotem.

Pablo nakłada sobie grzankę i smaruje jąmiodem.

– Zgubić się pewnie nie zgubisz – wyjaśnia – ale mogę ci pokazać wyjątkowe miejsca tu i ówdzie. – Nadgryzakanapkę.

Unoszę brwi i zerkam na Benitę. Ta kręci krytyczniegłową.

– A co jest takiego wyjątkowego w tych miejscach? – pytam, udając, że nie rozumiem aluzji. Czuję, jak pozostali z napięciem nasłuchują naszej konwersacji. To, że piszę erotyki, nie oznacza jeszcze, że ze wszystkimi mężczyznami testuję każdą pozycję seksualną. Chociaż po paru ostatnich randkach mam wrażenie, że jednak tak właśniemyślą.

Pablo się uśmiecha, pokazując białe zęby, które przy jego ciemnej karnacji wyjątkowobłyszczą.

– Nie chodzi o miejsce, a o towarzystwo pięknej kobiety i o to, co w takich miejscach można przyjemnego wspólnie robić – odpowiada basowym głosem. Być może działa to na dziewczyny w jego wieku, ale u mnie wzbudza jedynieuśmiech.

Benita rzuca mu wrogie spojrzenie. Pozostali siedzą wmilczeniu.

Wiem, że to test. Sprawdzają mnie oraz to, na ile mogą sobie przy mniepozwolić.

– Wiesz, Pablo – mówię, smarując tost masłem. – Bardzo mi schlebia to zainteresowanie moimi powieściami i ogromnie się cieszę, że pomagają ci upiększać twoje seksualne CV. – Spoglądam na niego. Siedzi prosto i pewnie. – I jesteś naprawdę niesamowicie przystojnym, seksownym i gorącym młodym mężczyzną. – Obserwuję, jak jego buzia się rozświetla w uśmiechu, a w oczach pojawia się łobuzerska iskra. – Jestem pewna, że potrafisz zaspokoić większość pragnień niejednej kobiety – zniżam lekko głos, aby brzmiał bardziej erotycznie. W jadalni zapada wymowna cisza. Czuję wzrok wszystkich na sobie. Pablo wstrzymuje powietrze. – Ale nie jesteś w moim typie – kończę, posyłając buziaka w jegokierunku.

Dookoła słychać salwy śmiechu. Benita tylko kręcigłową.

– No cóż – wzdycha teatralnie Pablo. – Zawsze warto było spróbować. – Wzrusza ramionami. Sprawia wrażenie smutnego, jednak wiem, że to wyłączniegra.

– Niemniej, jak będziesz potrzebował rady na ten temat, to śmiało pytaj – dodaję.

Pablo kilka razy unosibrwi.

– Masz na myśli praktycznerady?

– Pablo! – upomina goBenita.

Ja zaczynam sięśmiać.

– Chcesz być modelem czy obserwatorem? – rzucamrozbawiona.

– Modelem! – ten wręczwykrzykuje.

Wywracam oczami. Pablo jestniemożliwy.

Do końca śniadania rozmowy toczą się głównie na temat pracy. Dowiaduję się, jak wygląda codzienność na ranczo, kto czym się zajmuje i jakie ma obowiązki. Pomimo że domowników jest tylko tylu, ilu siedzi przy stole – oczywiście brakuje CJ’a, siostrzeńca Benity, który wyjechał na tydzień w interesach – to na farmie jest też duża grupa pracowników zewnętrznych: od ochroniarzy, których miałam okazję poznać, po stajennych, instruktorów, sprzątaczy, na rolnikachkończąc.

Nieobecność siostrzeńca Benity jest mi za to bardzo na rękę. Dokładnie za tydzień przyjedzie Maggie, więc nie będę musiała samodzielnie załatwiać szczegółów co do naszych warsztatów w tym miejscu. Wprawdzie Benita wspomniała, że CJ już o wszystkim wie, niemniej pozostaje kilka kwestii, które trzeba omówić, i nie chcę tego robić bezprzyjaciółki.

Po śniadaniu mam czas na rozpakowanie się. Zajmuję pokój na piętrze w gościnnej części domu. To duży salon z mniejszą sypialnią. Oba pomieszczenia są elegancko i modnie urządzone. Na szczęście nie ma tu telewizora, ale za to jest ogromne, wygodne łóżko. Cała sypialnia jest utrzymana w jasnych barwach, w dodatku pachnie tutaj świeżością i kwiatami. Okno wychodzi na przód budynku, więc mam widok na drzewa i ogród. W salonie stoi szafa, dwa zdobione fotele i okrągły stół. Jest też niewielkie biurko z krzesłem. Przy oknie stoją trzy kaktusy i figurka nagiej kobiety. Uśmiecham się na jej widok. Ciekawe, kto ją tupostawił.

Wyjmuję rzeczy z walizki i chowam je do szafy. Nie mam wielu ubrań, bo nie chciało mi się targać połowy garderoby przez całe Stany. Tym bardziej że nie zdążyłam zajrzeć do domu w Atlancie, jedynie przesiadałam się z jednego samolotu do drugiego po dwóch eventach, które odbywały się na drugim końcu USA. Poza tym tutaj też są sklepy i na pewno znajdę czas na zakupy. Zresztą myślę, że dziewczyny będą chętne na wspólny wypad do tutejszego centrumhandlowego.

Opróżniając torebkę, zauważam, że telefon mi się rozładował. Podłączam ładowarkę do gniazda i gdy tylko włączam komórkę, słyszę dźwięk nadchodzących wiadomości. Kilka z nich to informacje o nieodebranych połączeniach od Maggie. Oddzwaniam doniej.

– Wreszcie! – prawie krzyczy dosłuchawki.

– Cześć, Maggie – mówięspokojnie.

– Wiesz, co ja tutaj przechodzę?! – zaczyna trajkotać. – Wiesz, co to znaczy czekać cztery godziny na wyjaśnienie – zapada chwila ciszy, podejrzewam, że przyjaciółka coś sprawdza – cytuję: „właśnie poznałam miłość swojego życia”, i nie mieć pojęcia, co to znaczy? – Krzywię się. – Opowiadaj, szybko! Kim on jest? Jak się poznaliście? Jak się nazywa? Skąd jest? Kiedy się znowu zobaczycie? – Zawiesza głos, a je przełykam ślinę. Biorę głęboki oddech. – Nie wzdychaj mi tutaj! – upomina mnie. – Gadaj!

– Ma na imię Carlos. Poznaliśmy się na lotnisku. Rozmawialiśmy przez dwie godziny – wyjaśniam spokojnie na jednymwydechu.

– I? – dopytujeMaggie.

– Co i? – wtrącam zezłością.

Tylko mnie nie pytaj o kolejne spotkanie. Wstrzymuję oddech. Też jestem wściekła, że sama nie wcisnęłam mu namiarów na siebie doręki.

– No i kiedy się spotkacie? Masz jego numer telefonu? Dzwonił już do ciebie? Zawsze możesz się pierwsza odezwać, wiesz otym…

Zrezygnowana wypuszczam powietrze i przytakuję zrezygnacją.

– Nie mam jego numeru – informuję prawieszeptem.

– To nic, poczekaj, aż się odezwie. Wiem, że się odezwie – mówi z tą charakterystyczną dla niej pewnością w głosie. Ona zawsze we mnie wierzy, chyba bardziej niż ja sama wsiebie.

– Nie sądzę, aby się odezwał, bo on też nie ma mojego numeru – odpowiadam szybko i wykrzywiam twarz, czekając na jejsłowa.

Zapada cisza. Siadam w fotelu iczekam.

– Nie poprosił o twój numer – wnioskujeMaggie.

– No nie – szepczę. – I sama też nie wpadłam na to, żeby mu go zaproponować, więc…

– Opowiedz mi wszystko ze szczegółami – prosi, a ja biorę oddech i streszczam jej swoją dwugodzinną konwersację z Carlosem. Staram się skupiać na faktach, a nie koloryzować i kierować się domysłami. Zajmuje mi to dobre piętnaścieminut.

Po wysłuchaniu całej historii Maggiepodsumowuje:

– Dałaś wielkiej dupy, Niki. – Wzdycham. Doskonale wiem, że dałam dupy. – Ale nie smuć się, skoro pojawił się ktoś w twoim życiu, kto pobudził twoje serducho, to znaczy, że przełamałaś schemat singielki – dopowiada entuzjastycznie. Potwierdzam. To też racja. – Kto wie, może Teksas przyniesie jakąś niespodziankę? – sugerujeMaggie.

Wymieniamy się jeszcze kilkoma informacjami, a potem siężegnamy.

Odkładając telefon, zauważam ukryte drzwi. Są świetnie zamaskowane w ścianie. Podchodzę do nich. Najpierw nieśmiało pukam, a kiedy nikt się nie odzywa, otwieram je. Łazienka! Uśmiecham się do siebie, widząc przed sobą ogromną wannę itoaletkę.

Zaraz nalewam sobie wody, dodaję olejki zapachowe, które znajduję na półce, i wskakuję do środka. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo byłam spięta. W ciepłej wodzie moje mięśnie się rozluźniają, a ja zamykam oczy i wdycham świeży, malinowy zapach. Ani się spostrzegam, gdy mija godzina mojego wodnego relaksu. Wprawdzie dopiero rozpoczyna się dzień, a ja czuję się tak, jakby nadchodziła pora obiadowa. Słyszę, jak mój żołądek dopomina się ojedzenie.

Wychodzę z wody i siadam w fotelu. Moje myśli wędrują do poprzedniego dnia, kiedy to Carlos zamówił dla nas obiad. Pamiętam jego rozbawienie, gdy zaburczało mi w brzuchu. Jestem pewna, że zauważył mój rumieniec na twarzy. Jego szmaragdowe oczy. Piękne oczy, w których skrywa się tyle tajemnic. Momentalnie ogarnia mnie smutek. Pewnie już nigdy ich nie zobaczę. Może mogłabym jakoś go odszukać? Kelnerka na pewno wiedziała, kim on jest albo chociaż jak sięnazywa.

Że też nie zapytałam nawet o nazwisko. Uderzam się dłonią wczoło.

Stracić taką okazję. Chce mi się płakać. Może poszperam w internecie o wypadkach bogatych ludzi? Może wyskoczy jego zdjęcie? Już mam wziąć iPada i zacząć szukać, kiedy przypomina mi się, że on przecież kogośma.

– To wyłącznie układ – szepczę dosiebie.

No tak, układ, w którym jest mu dobrze, bo bezzobowiązań.

Oddycham głęboko. Wiem, dlaczego żadne z nas nie pomyślało o wymianie numerami telefonów: ponieważ oboje pragniemy od życia czegoś innego. Ja chcę zbudować prawdziwą i stałą relację, a on woli układy lub romanse. Rozjeżdżamy się. To wyjaśnienie trochę do mnie przemawia i pozwalaochłonąć.

Dlaczego tak jest, że jak spotykam mężczyznę, który jest prawie idealny, on nie jest gotowy nazwiązek?

Z zamyślenia wyrywa mnie pukanie dodrzwi.

– Proszę – oznajmiam.

Do środka zagląda Val. Uśmiecha się szeroko, widząc mnie rozłożoną wygodnie w fotelu. Zapraszam ją. Widzę, jak niesie ze sobą kilka moich książek. Siada naprzeciwko i rozkłada woluminy na stoliku. Niektóre sprawiają wrażenie, jakby były wielokrotnieczytane.

– Podpiszesz mi je? – pyta nieśmiało. Biorę pierwszą z brzegu i przeglądam. Ma zaznaczonych kilka stron. – To są słowa, które mają dla mnie znaczenie – wyjaśnia Val, gdy zatrzymuję się na jednym znich.

Fragment akurat mówi o budowaniu zaufania do siebie i do jasnego określania pragnień. Aż uderza mnie szczerość moich własnych, napisanych słów. To dokładne potwierdzenie tego, dlaczego moja znajomość z Carlosem zakończyła się w momencie, kiedy jeszcze nawet się dobrze niezaczęła.

Wyjmuję pióro z