Teoria ewolucji. Kryzysu ciąg dalszy - Michael Denton - ebook

Teoria ewolucji. Kryzysu ciąg dalszy ebook

Michael Denton

0,0
39,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

„Teoria ewolucji. Kryzysu ciąg dalszy” Michaela Dentona jest kontynuacją wcześniejszych rozważań autora zawartych na stronach książki „Kryzys teorii ewolucji”. Australijski uczony podkreśla, że wraz z rozwojem nauki pojawia się coraz więcej wyzwań dla neodarwinizmu, i  przedstawia ku temu argumenty: od kosmologicznych, poprzez biologiczne, skończywszy na kwestii początków ludzkiego języka. Zwraca uwagę, że w przyrodzie występuje nieadaptacyjny porządek, którego teoria ewolucji nie jest w stanie wytłumaczyć. Wskazuje przy tym na ogromną różnorodność występującą w przyrodzie ożywionej, czego nie można wyjaśnić jedynie na drodze przystosowań do warunków środowiskowych. Skoro dobór naturalny działa jedynie na rzecz cech, które są korzystne dla swojego posiadacza, to jak wyjaśnić mnogość cech nieprzynoszących żadnej przewagi selekcyjnej? O ile Darwin twierdził, że przyroda nie czyni skoków, to w opinii Dentona świat organizmów żywych jest pełen przykładów nagłego pojawiania się nowych struktur.


„Darwiniści często odpierają ostrą krytykę, odbijając piłeczkę poprzez zwlekanie z odpowiedzią. Mawiają, że za dziesięć czy dwadzieścia lat nauka z pewnością pokaże, że ich teoria jest poprawna. Trzydzieści lat po swojej przełomowej książce Kryzys teorii ewolucji Michael Denton ujawnił ich blagę. Darwinizm nie tylko nie przezwyciężył stojących przed nim wyzwań, ale nowe, poważne problemy znacznie pogorszyły stan tego kryzysu”.
Michael J. Behe, PhD, profesor nauk biologicznych, Lehigh University, autor „Czarnej skrzynki Darwina” i „Granic ewolucji”


Seria Inteligentny Projekt to pierwsza tak ambitna i bogata propozycja na polskim rynku wydawniczym, w ramach której ukazują się książki dotyczące teorii inteligentnego projektu – Intelligent Design (ID).
Autorzy zastanawiają się: czy różnorodność życia na Ziemi może być wyjaśniona wyłącznie przez procesy czysto przyrodnicze? Czy złożone struktury biologiczne mogły powstać drogą przypadku i konieczności, bez udziału inteligencji? Czy Ziemia jest tylko jedną z wielu niczym niewyróżniających się planet? Teoria inteligentnego projektu jest ogólną teorią rozpoznawania projektu i ma szerokie zastosowanie w takich dziedzinach nauki, jak kryminalistyka, historia, kryptografia, astronomia i inżynieria. Seria Inteligentny Projekt pokazuje, że koncepcja ID powinna być stosowana również w zagadnieniach pochodzenia i rozwoju różnych form życia, a także w próbie zrozumienia nas samych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 558

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginałuEvolution: Still a Theory in Crisis
Discovery Institute Press, 208 Columbia Street, Seattle, WA 98101 Internet:http://www.discoveryinstitutepress.org/ Copyright © 2016 by Discovery Institute. All Rights Reserved Copyright © for the Polish edition by Fundacja En Arche, Warszawa 2021
PrzekładBARTŁOMIEJ KOŹNIEWSKI
Redaktor naukowy seriiprof. dr hab. KAZIMIERZ JODKOWSKI
Redaktor prowadzącyANNA KONARZEWSKA-ŻUCZEK
Redakcja językowaMONIKA RADECKA
KorektaMONIKA MATERSKA
Projekt okładkiJADWIGA TOPOLOWSKA
Projekt graficznyMARIA ROSŁONIEC
Skład i łamanieJOLANTA STRASZEWSKA
Wydanie I
ISBN 978-83-66233-56-0 (PDF) ISBN 978-83-66233-57-7 (EPUB) ISBN 978-83-66233-58-4 (MOBI)
Fundacja En Arche al. Jana Pawła II 80 lok. 15 00-175 [email protected] Księgarnia internetowaenarche.pl/ksiegarnia/
Konwersja:eLitera s.c.

SERIA INTELIGENTNY PROJEKT

Seria Inteligentny Projekt to pierwsza tak ambitna i bogata propozycja na polskim rynku wydawniczym, w ramach której ukazują się książki dotyczące teorii inteligentnego projektu – Intelligent Design (ID).

Autorzy zastanawiają się: Czy różnorodność życia na Ziemi może być wyjaśniona wyłącznie przez procesy czysto przyrodnicze? Czy złożone struktury biologiczne mogły powstać drogą przypadku i konieczności, bez udziału inteligencji? Czy Ziemia jest tylko jedną z wielu niczym niewyróżniających się planet?

Teoria inteligentnego projektu jest ogólną teorią rozpoznawania projektu i ma szerokie zastosowanie w takich dziedzinach nauki, jak kryminalistyka, historia, kryptografia, astronomia i inżynieria. Seria Inteligentny Projekt pokazuje, że koncepcja ID powinna być stosowana również w zagadnieniach pochodzenia i rozwoju różnych form życia, a także w próbie zrozumienia nas samych.

[...] świat, który chcemy zbadać, jest bytem w przeważającej mierze nieznanym. Musimy zatem pozostawić sobie możliwość wyboru i nie wolno nam z góry narzucać sobie ograniczeń.

Paul K. Feyerabend, Przeciw metodzie,tłum. S. Wiertlewski, Wrocław 1996, s. 20

Spośród wszystkich krytycznych wobec ewolucji darwinowskiej książek wydanych w ostatnich latach Teoria ewolucji: Kryzysu ciąg dalszy Michaela Dentona wyróżnia się, gdyż jest czymś więcej niż tylko kompilacją pełnego zakresu dowodów – od kosmologii przez całą biologię do początków ludzkiego języka – stojących murem przeciwko ślepemu, inkrementalistycznemu poglądowi na rozwój życia. Można być pewnym, że to udało się Dentonowi bardzo dobrze. Prawdziwym triumfem tej książki jest jednak ujęcie tej krytyki w kategoriach alternatywnego paradygmatu, który pochodzi od wielkiego rywala Darwina, Richarda Owena. Ten proponowany nowy paradygmat opiera się na idei odrębnych form biologicznych, czyli „typów”, które mają status praw naturalnych. Przekaz Dentona jest konsekwentnie jasny i skrupulatny w odniesieniu do tego, w jaki sposób dane pochodzące ze strony neodarwinizmu są obciążeniem w rozprawie przeciwko temu, co można by nazwać jego „neo-Owenizmem”.Podsumowując, Ewolucja jest tą książką, którą polecałbym każdemu studentowi lub nierozeznanemu jeszcze czytelnikowi, który chce w poprawny, naukowy sposób uwolnić się z „czarnej skrzynki” Darwina.

Steve Fuller, profesor i wykładowca epistemologii społecznej w katedrze im. Augusta Comte’a na Uniwersytecie w Warwick, Wielka Brytania,autor Science vs. Religion oraz Dissent over Descent

Rozdział 1

Wstęp

Podsumowując, empiryczny wzorzec [...] przyrody zaskakująco dobrze zgadza się z modelem typologicznym. Podstawowe aksjomaty typologiczne – że klasy są absolutnie wyjątkowe, że klasy mają unikalne cechy diagnostyczne, że te cechy są obecne w zasadniczo niezmiennej postaci we wszystkich członkach klasy – mają niemal uniwersalne zastosowanie w całym żywym świecie.

Michael Denton, Kryzys teorii ewolucji, tłum. B. Koźniewski, Warszawa 2021, s. 116

Moim głównym celem w książce Kryzys teorii ewolucji (1985) było stwierdzenie, że w przyrodzie występuje zasadnicza nieciągłość. Jak wskazałem, główne cechy określające taksony, takie jak włosy w przypadku ssaków lub pióra u ptaków, nie pochodzą od rzekomych wcześniej istniejących form i nie powstały na drodze długiej serii funkcjonalnych form pośrednich (które nazwałem „kontinuum form funkcjonalnych”[1]). Co więcej, cechy te są niezmienne u wszystkich bardzo zróżnicowanych członków należących do określonych grup[2]. Argumentowałem, że brak takich kontinuów funkcjonalnych stanowi zagrożenie dla istnienia klasycznego adaptacyjnego gradualizmu darwinowskiego oraz twierdzenia, że makroewolucja jest niczym więcej niż ekstrapolacją mikroewolucji. Stanowczo broniłem poglądu, że przebieg ewolucji musiały ukształtować czynniki wykraczające poza kumulatywną selekcję. W gruncie rzeczy moja praca Kryzys teorii ewolucji była „w pełni otwartą” krytyką standardowego modelu darwinowskiego. Pokazywała ona, że naturalny system jest z natury nieciągły, a nie to, że stanowi on funkcjonalne kontinuum, które proklamują biologowie darwinowscy.

Twierdziłem, że taksony są analogiczne do odrębnych figur geometrycznych, takich jak trójkąty lub czworokąty, których nie można otrzymać za pośrednictwem drobnych, kolejnych kroków z jakiejś innej klasy figury geometrycznej[3]. W ten sposób broniłem poglądu typologicznego, mówiącego, że taksony lub typy są ontologicznie prawdziwymi oraz odrębnymi składnikami porządku świata, jak powszechnie uważano w XIX wieku, przed Darwinem. To był pogląd, którego bronił D’Arcy Wentworth Thompson w swoim klasycznym dziele On Growth and Form [O rozwoju i formie]:

Natura przechodzi z jednego typu do innego zarówno w obszarze form organicznych, jak i nieorganicznych; typy te różnią się w zależności od ich własnych parametrów i są definiowane przez fizyczno-matematyczne warunki prawdopodobieństwa. W historii naturalnej „typy” Cuviera mogą nie być idealnie dobrane ani wystarczająco liczne, ale są one typami; a szukanie odskoczni między lukami jest skazane na wieczne szukanie na próżno[4].

Nadal trzymam się tego nieciągłego poglądu typologicznego, chociaż odkąd napisałem Kryzys teorii ewolucji, przyjąłem znacznie bardziej strukturalistyczną koncepcję porządku organicznego, a zwłaszcza typów. Kiedy pisałem wspomnianą przed chwilą książkę, byłem zagorzałym panadaptacjonistą i trzymałem się ściśle funkcjonalistycznego spojrzenia na układy biologiczne. Adaptację uważałem za główną lub jedyną organizującą zasadę życia i uważałem organizmy przede wszystkim za „pakiety adaptacyjne”, analogiczne do maszyn, takich jak zegarek, w których każda funkcja służy pewnemu specyficznemu celowi adaptacyjnemu. Uważałem typy przede wszystkim za ograniczony zestaw wysoce zintegrowanych całości funkcjonalnych – za „typy Cuviera”, o których jest mowa w powyższym cytacie, które są wyraźnie wyodrębnione ze względów funkcjonalnych, jak skomplikowana maszyna, i niewrażliwy, nawet wobec niewielkich stopni ewolucyjnej zmiany[5].

Nie zauważyłem jednak tego, co po 30 latach stało się dla mnie oczywiste jako dla zdeklarowanego strukturalisty: podczas gdy „Cuvierowskie ograniczenia funkcjonalne” mogą odgrywać rolę w „określaniu typów”[6], nie wszystkie cechy istot żywych muszą służyć pewnemu celowi adaptacyjnemu i wiele nowości definiujących taksony – takich jak kończyna pięciopalczasta (czworonogi) lub koncentryczny układ kwiatu (rośliny okrytozalążkowe) – wydaje się stanowić afunkcjonalne „wzorce pierwotne”, które nigdy nie prowadziły do żadnego konkretnego celu adaptacyjnego. Takie wyraźnie nieadaptacyjne formy stanowią, jak wykazał to Richard Owen w swojej przełomowej publikacji On the Nature of Limbs [O naturze kończyn][7] – 10 lat przed wydaniem O powstawaniu gatunków Darwina – oczywiste wyzwanie dla panadaptacjonizmu. Rzeczywiście, te wyraźnie nieadaptacyjne formy stanowią zagrożenie dla istnienia całego paradygmatu darwinowskiego i funkcjonalnego, ponieważ sugerują, że czynniki przyczynowe inne niż kumulatywna selekcja, służąca celom funkcjonalnym, musiały odgrywać kluczową rolę w kształtowaniu układów żywych.

Na początku muszę zdefiniować dwa terminy, których będę często używał w dalszej części książki. Jednym z nich jest „homolog”. Stosuję ten termin w odniesieniu do unikalnej cechy biologicznej lub cechy wspólnej wszystkim członkom określonej grupy, takiej jak pięciopalczasty plan kończyny czworonoga, wspólny dla wszystkich czworonogów. Homolog jest zatem „nowością definiującą takson”. Termin „homolog” jest na ogół używany przez badaczy ewolucyjnej biologii rozwojowej (evo-devo; skrót pochodzi od evolutionary development i jest stosowany też w polskich publikacjach naukowych – przyp. tłum.) do opisu takich cech charakterystycznych[8]. Systematycy często określają homologi jako „synapomorfie” lub „apomorfie”[9]. W XIX wieku Richard Owen nazwał je „wzorcami pierwotnymi”[10].

Innym terminem, który muszę zdefiniować, jest „nieadaptacyjność” – sformułowanie to również stosuję w całej książce. Używam go, aby odnieść się do każdej własności lub cechy organizmu, która nie wydaje się służyć żadnemu możliwemu do osiągnięcia specyficznemu celowi adaptacyjnemu – innymi słowy, w odniesieniu do każdej funkcji, która nie przyczynia się do dostosowania organizmu. Takie cechy są niewidoczne dla doboru naturalnego, ponieważ dobór naturalny dostrzega tylko cechy, które służą jakimś celom adaptacyjnym. Przykładem może być kształt liścia klonu (cecha nieadaptacyjna ograniczona do pojedynczego gatunku rośliny) lub kończyna pięciopalczasta (przykład współdzielony przez wiele tysięcy różnych gatunków kręgowców).

Moim głównym celem w tej nowej książce jest analiza argumentów krytycznych względem ortodoksyjnych poglądów darwinowskich i analiza świadectw na rzecz typologii, których dostarczają nowe cechy organizmów żywych i zdumiewająca niezmienność homologów.

Ponadto zamierzam pokazać, że stan adaptacyjny wielu homologów jest wyraźnie wątpliwy.

1.1. Strukturalizm i funkcjonalizm

Przez dwa stulecia biolodzy stosowali dwie przeciwstawne koncepcje dotyczące fundamentalnej natury formy organicznej: jedna nazywana była strukturalizmem (lub formalizmem), a druga funkcjonalizmem[11]. Do tych dwu diametralnie przeciwstawnych koncepcji porządku organicznego odniósł się Stephen Jay Gould w swoim mentorskim dziele The Structure of Evolutionary Theory [Struktura teorii ewolucyjnej]:

Większość organizmów jest dobrze przystosowana do ich bezpośredniego otoczenia [warunków egzystencji][*], ale jest także zbudowana w oparciu o plany anatomiczne, które są czymś więcej niż odpowiedzią na jakiekolwiek szczególne okoliczności. Jednak te dwie zasady [funkcjonalizm czy strukturalizm] wydają się w dziwnym sensie przeciwne – bo dlaczego struktury przystosowane do poszczególnych celów mają wywodzić swoją podstawową strukturę z homologii, które nie wyrażają obecnie żadnej wspólnej funkcji (jak w przykładzie Darwina mówiącym o kończynach przednich ssaków)?

Określenie jednej lub drugiej zasady jako przyczynowej podstawy biologii praktycznie określa pozycję każdego naukowca w stosunku do świata organicznego i przyczyn jego porządku [...]. Czy powinniśmy uznać plan taksonomii wysokiego poziomu za podstawowy, z lokalną adaptacją postrzeganą jako zbiór drobnych zmarszczek [...] na jakimś abstrakcyjnym majestacie? Czy też lokalne adaptacje budują cały system oddolnie? Ta dychotomia zapoczątkowała główną debatę na temat biologii przed Darwinem[12].

a. Strukturalizm

Zgodnie z paradygmatem strukturalistycznym znaczna część porządku życia i każdego organizmu jest wynikiem podstawowych ograniczeń wewnętrznych lub czynników przyczynowych, które wynikają z fundamentalnych właściwości fizycznych systemów biologicznych i biomaterii. Innymi słowy, chodzi o porządek biologiczny, który nie wynika z przystosowania do spełniania celów funkcjonalnych. Jednym z najprostszych przykładów tego rodzaju porządku, „porządku strukturalnego”, jest błona komórkowa, która organizuje się w cienką warstwę okrywającą powierzchnię komórki wyłącznie z powodu hydrofobowego charakteru swoich składników lipidowych – to jest z powodu prawa fizyki – niezależnie od tego, jakiemu funkcjonalnemu celowi może to służyć.

Te wewnętrzne ograniczenia, czyli „prawa formy biologicznej”, jak nazywano je w XIX wieku[13], były uważane przez wielu biologów przed Darwinem za ograniczenia sposobu, w jaki organizmy są budowane, do kilku podstawowych projektów lub typów, tak jak prawa o formie chemicznej lub formie krystalicznej ograniczają związki chemiczne i kryształy do skończonych zestawów dopuszczalnych prawem form. Ten pogląd zakłada, że wiele podstawowych form życia powstaje w taki sam sposób, jak inne formy naturalne – ostatecznie będąc skutkiem samoorganizacji materii – i że te podstawowe formy są prawdziwymi uniwersaliami. Strukturalizm – przynajmniej w takiej formie, w jakiej obowiązywał w XIX wieku, a także w wersji, której tutaj bronię – zakłada, że podstawowe typy życia, a nawet cały ewolucyjny rozwój życia na ziemi, są „wbudowane” w przyrodę. Tak więc życie nie jest wytworem „czasu i szansy”, jak zaczęto uważać po Darwinie, ale przewidywalną i konieczną częścią kosmicznej całości.

Rysunek 1.1. Richard Owen. Wizerunek narysowany w 1850 roku.

Idea, że życie na ziemi jest wynikiem uporządkowanego, naturalnego procesu, została wyraźnie potwierdzona w ostatnim rozdziale pracy Richarda Owena, ojca anglosaskiego strukturalizmu, On the anatomy of Vertebrates [O anatomii kręgowców]. Stwierdził tam, że ścieżka ewolucji była „z góry ustalona [...] z powodu wrodzonej zdolności lub mocy zmiany, dzięki której inicjalnie stworzone [wytworzone zgodnie z porządkiem rzeczy] pierwotniaki rozwinęły się w wyższe formy roślin i zwierząt”[14]. Jak pokazał to E.S. Russell w swoim klasycznym dziele Form and Function [Forma i funkcja], prawie każdy wczesny, dziewiętnastowieczny, predarwinowski biolog – w tym tak oświeceni badacze jak: Karl Ernst von Baer, Étienne Geoffroy, Isidore St. Hilaire, Henri Milne-Edwards, Étienne Serres, Johann Friedrich Meckel, Carl Gustave Carus, Heinrich Georg Bronn i Theodore Schwann – sądził, że ogólny porządek życia jest wynikiem zgodnych z prawem, choć niezidentyfikowanych procesów: słynnych, ale „nieuchwytnych praw formy”[15].

Jak wskazałem w jednym z poprzednich artykułów:

Biorąc pod uwagę ducha czasów predarwinowskiej biologii, a także zagadkową, abstrakcyjną naturę tak wielu homologii i ich niezmienności w tak licznych różnych organizmach, w ciągu tak długich okresów czasu, postrzeganie ich jako naturalnych, niezmiennych form, analogicznych do kryształów lub atomów, stanowiło niewielki krok na drodze dedukcji. Geoffroy, być może wiodący kontynentalny formalista, przyjmował, że homologie mają „moce” analogiczne do atomów i innych niezmiennych elementów świata fizycznego [...]. Owen również użył w sposób jednoznaczny analogii do kryształu w ostatnim rozdziale swojej On the anatomy of Vertebrates w kontekście dyskusji na temat przyczyn segmentacji: „Powtarzanie podobnych segmentów w kręgosłupie i podobnych elementów w segmencie kręgowym jest analogiczne do powtórzeń podobnych kryształów”. Metafora ta była również używana przez Theodore’a Schwanna, współtwórcę teorii komórkowej. W ostatnim rozdziale jego Microscopical Researches [Badania mikroskopowe] kreśli on rozległe podobieństwa między komórkami i kryształami:

Proces krystalizacji w przyrodzie nieorganicznej [...] jest [...] najbliższym analogiem powstawania komórek [...]. Czy nie mamy zatem prawa wysunąć twierdzenia, że formowanie się elementarnych części organizmów jest niczym innym jak krystalizacją [...] i organizm nie jest niczym innym jak agregatem takich kryształów? [...] Jeśli powstanie pewna liczba kryształów zdolnych do wchłaniania, muszą one łączyć się zgodnie z pewnymi prawami, aby utworzyć systemową całość, podobną do organizmu.

Metafora kryształu była szeroko stosowana przez [Ernsta] Haeckla, który, powtarzając słowa Schwanna, mówi o „komórkach jako organicznych kryształach, drzewach krystalicznych, o analogii między asymilacją przez komórkę a wzrostem kryształów w cieczy macierzystej”[16].

Zgodnie z poglądem, że homologi lub „pierwotne wzorce” są naturalnymi formami i prawdziwymi uniwersaliami, które powinny występować w całym wszechświecie, gdziekolwiek istnieje życie, Owen spekulował w końcowej części On the Nature of Limbs na temat możliwości urzeczywistnienia homologu kręgowców lub aktualizacji Bauplanu (planu budowy) na innych planetach[17].

Günter Wagner w swojej ostatniej książce Homology, Genes, and Evolutionary Innovation [Homologia, geny i innowacje ewolucyjne] tak opisuje strukturalistyczny pogląd Owena:

[Owen] uważał, że powinno być możliwe opisanie organizacji ciała zwierzęcia w formie „wzoru” ciała, tak jak skład chemiczny można zapisać w postaci wzoru chemicznego. Na przykład H2SO4 to tylko konfiguracja „pierwiastków chemicznych” (H, S i O) i ich proporcji molekularnych połączonych w cząsteczkę (to jest kwas siarkowy).

Dla Owena analogami pierwiastków chemicznych są w biologii homologi; to znaczy homologi są anatomicznymi „atomami” ciał, które w różnych kombinacjach i konfiguracjach tworzą rozmaite specyficzne ciała rzeczywistych zwierząt[18].

Jak wyjaśniłem w moim wcześniej cytowanym artykule:

Strukturaliści przywiązują się [...] do ściśle „nieselektywnego, niehistorycznego” poglądu na świat biologiczny. Do czołowych dwudziestowiecznych strukturalistów należą: wynalazca terminu „genetyka”, William Bateson, D’Arcy Wentworth Thompson – autor klasycznej pracy strukturalistycznej On Growth and Form, Rupert Riedl, Stuart Kauffman, Brian Goodman oraz Stuart Newman.

Chociaż Gould, jak sam wyznaje, był w swoich wczesnych latach zagorzałym panselekcjonistą, w późniejszym okresie stawał się coraz bardziej przychylny strukturalizmowi. W The Structure of Evolutionary Theory pisze: „Nie widzę, by ktokolwiek mógł przeczytać dzieła, począwszy od Goethego i Geoffroya, przez Severtzova, Remane’a i Riedla, bez wzrastającego uznania dla wiarygodności, a przynajmniej dla czystej siły intelektualnej wyjaśnień morfologicznych proponowanych poza domeną darwinowskiego funkcjonalizmu”[19].

Oczywiście, wszyscy strukturaliści przyjęli, że organizmy wykazują adaptacje, które odpowiadają na zewnętrzne warunki środowiskowe. Jednak uważano, że są to, jak je opisał Owen, „maski adaptacyjne”, wszczepione tak, jakby oparte były na planach podstawowych lub „pierwotnych wzorach”. Tak więc wielka różnorodność kończyn kręgowców: płetw służących do pływania, rąk do chwytania, skrzydeł do latania, stanowi modyfikacje tego samego planu podstawowego lub pierwotnego wzoru, który nie służy żadnej szczególnej potrzebie wynikającej ze środowiska. Jak podaje Gould w podanym wcześniej cytacie: „wykraczają [one] poza wszelkie szczególne okoliczności”.

Owen uważał, że pierwotne wzorce są generowane podczas rozwoju przez to, co nazwał „siłą polaryzującą”, podczas gdy maski adaptacyjne były wynikiem innego fundamentalnego mechanizmu, który nazwał „siłą adaptacyjną”[20]. We wcześniejszym artykule przestrzegałem:

Ważne jest, aby podkreślić, iż strukturalizm [...] implikuje, że porządek organiczny jest połączeniem dwóch całkowicie różnych rodzajów porządku, generowanych przez dwa różne mechanizmy przyczynowe: pierwotny porządek [...] [w tym homologi definiujące taksony], generowany przez prawo naturalne, i wtórny porządek adaptacyjny, narzucony przez ograniczenia środowiskowe (przez dobór naturalny według darwinistów, przez mechanizmy lamarckowskie oraz przez inteligentny projekt według obecnych teoretyków projektu). Adaptacyjny porządek istot żywych [służący konkretnym bezpośrednim ograniczeniom środowiskowym] stanowi zupełnie inny rodzaj porządku, znajdujący się poza ramami wyjaśniającymi całego strukturalizmu. Oznacza to, że strukturalizm jako taki nigdy nie może dać pełnego wyjaśnienia przyczynowego dla całego porządku organicznego. Strukturalizm NIE jest biologiczną teorią wszystkiego[21].

To, jakie jest źródło naturalnych praw generujących pierwotny porządek, pozostaje oczywiście samo w sobie ważnym pytaniem. Zarówno ja, jak i inni argumentowaliśmy w różnych pracach, że prawa te – jako wyjątkowo służące życiu – mogą wskazywać na inteligentny projekt wszechświata[22]. Jednak argumentowanie na rzecz tej tezy nie jest celem niniejszej książki.

b. Funkcjonalizm

Zgodnie z przeciwstawnym paradygmatem, często nazywanym funkcjonalizmem, fundamentalną lub jedyną podstawową zasadą organizacyjną biologii jest adaptacja. W tym ujęciu główne homologi definiujące typ (kończyna pięciopalczasta i tym podobne) są adaptacjami powstałymi w wyniku kumulatywnej selekcji podczas ewolucji, aby służyć różnym celom przystosowawczym. Tak zbudowany porządek biologiczny jest warunkowy w tym sensie, że pozostaje niezdeterminowany przez prawo naturalne. Funkcjonaliści odrzucają strukturalistyczną koncepcję, zgodnie z którą istnieje znaczna część ładu biologicznego, będąca wynikiem prawa fizycznego, to jest wbudowanego w naturę lub wynikającego z wewnętrznych ograniczeń układów biologicznych lub właściwości biomaterii. Zgodnie z poglądem funkcjonalistycznym, organizmy są w swej istocie niczym maszyny, stanowiące przygodne zespoły części funkcjonalnych, które mają służyć konkretnym celom adaptacyjnym[23]. Jest to oczywiście obecnie dominujący i główny nurt. Wszyscy darwiniści, a zatem ogromna większość biologów ewolucyjnych, są z definicji funkcjonalistami, ponieważ cała ewolucja, zgodnie z klasycznym darwinizmem, wynika z selekcji kumulatywnej służącej celom funkcjonalnym.

Trudno wyobrazić sobie dwie ramy naukowe tak diametralnie przeciwstawne jak strukturalizm i funkcjonalizm. Tam, gdzie funkcjonalizm sugeruje, że funkcja jest wcześniejsza i określa strukturę, strukturalizm sugeruje, że struktura jest wcześniejsza i ogranicza funkcję. Niezwykle jest pomyśleć, że czołowi biolodzy widzieli dokładnie te same fakty empiryczne jako wskazujące na tak różne kierunki. Jak podkreśla Russell w Form and Function:

Kontrast między postawą teleologiczną, z jej naciskiem na priorytet funkcji wobec struktury, a postawą morfologiczną, z przekonaniem o pierwszeństwie struktury wobec funkcji, jest jednym z najbardziej fundamentalnych w biologii.

Cuvier i Geoffroy są największymi przedstawicielami tych opozycyjnych poglądów. Który z nich ma rację? Czy nie ma nic więcej w jedności i różnorodności form organicznych niż tylko rezultaty adaptacji funkcjonalnej, czy też Geoffroy słusznie nalega na element jedności, którego nie można wyjaśnić w kategoriach adaptacji?[24].

Co intrygujące, angielska teologia naturalna od XVII wieku[25] do połowy XIX wieku ściśle przestrzegała skrajnej formy panadaptacjonizmu, potwierdzając, że cały porządek żywego organizmu jest adaptacyjny i służy jakiemuś bezpośredniemu celowi: nawet męskie sutki, jak twierdził John Ray![26] Oto dlaczego analogia do maszyn, popularnie łączona z Williamem Paleyem, mówiąca o organizmach jako o „podobnych do zegarka” celowych zbiorowiskach elementów adaptacyjnych, była popularna wśród kreacjonistów nie mniej niż wśród darwinistów[27]. Oczywiście kreacjoniści zarówno przed Darwinem, jak i po Darwinie postrzegają adaptację jako rezultat działań Boskiego Zegarmistrza, podczas gdy Darwin i późniejsi darwiniści uważają ją za wynik kumulatywnego doboru – działalności „ślepego zegarmistrza”.

Świat anglojęzyczny stosuje się do pewnej wersji funkcjonalizmu od tak dawna (kreacjoniści od XVII wieku, a darwiniści od 1859 roku), że większość anglojęzycznych biologów nie może pojąć tego, by żywe istoty zawierały w sobie znaczny stopień uporządkowania wynikający z podstawowych wewnętrznych ograniczeń fizycznych, a nie z procesów adaptacyjnych. W konsekwencji nie budzi wątpliwości, że strukturalistyczne twierdzenie, mówiące, że sfera biologiczna jest podporządkowana podstawowym planom, które nie służą żadnemu konkretnemu celowi adaptacyjnemu, pozostaje obce dla anglojęzycznej biologii.

1.2. Synteza neodarwinowska

W połowie lat osiemdziesiątych XX wieku, kiedy przygotowywałem ostateczną wersję książki Kryzys teorii ewolucji, tak zwana nowoczesna synteza lub synteza neodarwinowska – błyskawicznie rozprzestrzeniający się światopogląd funkcjonalistyczny – stanowiła nadal dominujący paradygmat wśród biologów ewolucyjnych. Ta synteza powstała cztery do pięciu dekad wcześniej w wyniku prac kilku kluczowych biologów ewolucyjnych z połowy wieku (genetyków Ronalda Fishera, Johna Burdona Sandersona Haldane’a i Sewalla Wrighta, biologów Ernsta Mayra i Juliana Huxleya oraz paleontologa Gaylorda Simpsona) i miała na celu dostarczenie wyłącznie funkcjonalistycznych ram ewolucyjnych[28]. Twórcy syntezy pragnęli wykazać, że wszystkie zmiany ewolucyjne – nie tylko na poziomie mikroewolucyjnym – można wyjaśnić przez kumulatywną selekcję małych zmian adaptacyjnych. Innymi słowy, makroewolucja jest jedynie przedłużeniem mikroewolucji. Poprzez powrót do ściśle funkcjonalistycznego i zewnętrznego modelu ewolucyjnego twórcy syntezy mieli nadzieję, że raz na zawsze wypędzą niedarwinowskie pojęcia przyczynowości z biologii ewolucyjnej[29]. Tak więc wszystkie inne interpretacje ewolucji stały się anachroniczne i podejrzane. Należały do nich strukturalistyczne poglądy Richarda Owena i wielu przeddarwinowskich biologów[30], idee D’Arcy’ego Thompsona[31], idee ortogenetyczne[32] i witalistyczne[33], teorie lamarckowskie[34] i inne koncepcje internalistyczne, które były popularne w pierwszej ćwierci XX wieku.

W związku z tym nacisk na adaptację, mający miejsce od lat pięćdziesiątych do siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku, był jeszcze bardziej zdecydowany niż w okresie wydania O powstawaniu gatunków Karola Darwina, zwłaszcza jeśli chodzi o późniejsze edycje, w których Darwin polemizował z Lamarckiem[35]. Jak zauważył Gould[36], etos czasów był jednoznacznie panadaptacyjny i, jak pokazał, podręczniki opracowywane po obchodach stulecia O powstawaniu gatunków w 1959 roku, wychwalały „wystarczalność doboru naturalnego [kumulatywnej selekcji], do tego, by stworzyć cały zakres zjawisk ewolucyjnych we wszystkich skalach, od ekologicznych do geologicznych”[37]. W jednym z artykułów autorzy argumentowali, że organizm jest jedynie „pakietem oddziałujących na siebie adaptacji. Większość cech wszystkich żywych istot to adaptacje”[38]. Inny autor twierdził: „Dobór naturalny [...] [jest] palcem wskazującym na niekierowaną w żaden inny sposób dziedziczność typu zwierzęcego. Wszystkie inne zasady i fakty ewolucji mogą być z nim w satysfakcjonujący sposób powiązane lub za jego pomocą wyjaśnione, a stulecie następujące po 1859 roku było świadkiem triumfu Darwina”[39].

Jednak neodarwinowski konsensus nie był pozbawiony wad i do 1985 roku pojawiały się łyżki dziegciu w beczce miodu. Do wychwalanego i poczytnego artykułu Goulda i Lewontina o produktach ubocznych przystosowania, który krytykował „panadaptacjonistyczne” stanowisko syntezy neodarwinowskiej[40], dołączyło też później sformułowane przez Goulda dowcipne stwierdzenie, że darwinowskie wyjaśnienia w wielu przypadkach są niczym więcej niż „takimi sobie opowiastkami”[41]. (Jerry Fodor i Massimo Piattelli-Palmarini powtarzają to zdanie w swojej ostatniej książce Błąd Darwina[42].) W tym samym czasie Gould, we współpracy z Nilesem Eldredgem, sformułował model punktualistyczny, podkreślający brak form przejściowych w zapisie kopalnym, który to fakt został ujęty w innym żartobliwym stwierdzeniu Goulda, że brak form przejściowych jest „tajemnicą handlową paleontologii”[43]. Gould, być może bardziej niż jakikolwiek inny współczesny uczony, promował strukturalistyczną perspektywę w Structure of Evolutionary Theory [Strukturze teorii ewolucyjnej], gdzie dokonał pozbawionego uprzedzeń opisu poglądów niektórych z wiodących dziewiętnasto- i dwudziestowiecznych strukturalistów i przeprowadził krytykę stanowiska adaptacyjnego.

Innym zwiastunem przyszłych wydarzeń była kontrowersja, która wybuchła pod koniec lat siedemdziesiątych i na początku lat osiemdziesiątych XX wieku w związku z radykalną kladystyką (często nazywaną kladystyką wzorca) autorstwa Colina Pattersona i innych badaczy z Muzeum Historii Naturalnej w South Kensington w Londynie. (Kladystyka to metoda klasyfikowania organizmów na podstawie ich wspólnych nowych funkcji, bez uwzględnienia jakichkolwiek założeń ewolucyjnych). Nowe broszury i wystawy wyjaśniające prekursorskie, kladystyczne podejście do systematyki sugerowały, że zapis kopalny nie zawiera bezpośrednich gatunkowych przodków, lecz tylko gatunki siostrzane. Twierdzenie to przekazywało ukryte przesłanie, że główne taksony pozostają odrębne i nie są poprzedzone formami przejściowymi[44]. „Nature” grzmiało sprzeciwami wobec broszur i wystaw w pełnym histerii artykule wstępnym zatytułowanym Darwin’s Death in South Kensington [Śmierć Darwina w South Kensington] i wyraźnie cytowało broszurę zawierającą to, co redakcja nazwała „krętactwem”, a mianowicie słowa: „czy teoria ewolucji jest prawdziwa”[45].

Biorąc pod uwagę twierdzenia niektórych bardziej radykalnych kladystów w tamtym czasie, łatwo zrozumieć obawy opublikowane w „Nature”! Na przykład Keith Thompson skomentował kladystykę wzorca w następujący sposób: „Do tezy o ewolucji darwinowskiej [...] dodano nową antytezę kladystyczną, która mówi, że poszukiwanie przodków jest głupotą, że wszystko, co możemy zrobić, to określić relacje siostrzane grup dla taksonów monofiletycznych na podstawie analizy cech pochodnych”[46]. Naukowy przegląd kontrowersji podnoszonych przez tak zwanych kladystów wzorca w Londynie i w Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku znajduje się w rozdziale 6 pozycji Foundations of Systematics and Biogeography Davida Williamsa oraz Malte Ebach[47].

W tamtym czasie pojawił się również niepokojący pogląd japońskiego genetyka Motoo Kimury[48], który nawiązywał do coraz większej liczby dowodów na to, że wiele zmian ewolucyjnych na poziomie molekularnym jest neutralnych i w wielu przypadkach zachodzą one w jednolitym tempie. Pogląd Kimury był wówczas herezją, gdyż konwencjonalny punkt widzenia głosił, że większość zasad w genomie jest funkcjonalna. Jego sugestia stanowiła poważne wyzwanie dla panselekcjonizmu syntezy i doprowadziła do powstania tak zwanej neutralnej teorii ewolucji.

Pomimo tych przejawów sprzeciwu moja praca Kryzys teorii ewolucji reprezentowała jedną z nielicznych publikacji w latach osiemdziesiątych XX wieku, w których argumentowano za heretycką możliwością, że natura może być zasadniczo dyskontinuum izolowanych i unikatowych typów, niepołączonych funkcjonalnymi formami pośrednimi, które są wymagane przez darwinizm. Niewiele innych publikacji pokusiło się o taką systematyczną krytykę całej ramy darwinowskiej, a szczególnie jej podstawowego twierdzenia, że kumulatywna selekcja jest jedynym lub głównym motorem zmian organicznych i że cały porządek przyrody i wszelkie nowości ewolucyjne można wyjaśnić przez prostą ekstrapolację mikroewolucji na makroewolucję[49].

Do dzisiaj wiele się zmieniło!

1.3. Rosnąca krytyka

Od czasu wydania książki Kryzys teorii ewolucji w wielu dziedzinach biologii, w tym w paleontologii, genomice i biologii rozwojowej, dokonano ogromnych postępów i odkryć. W 1985 roku uruchomiono projekt poznania genomu, a naukowcy z obszaru biologii rozwojowej dopiero zaczęli stosować nową wiedzę genetyczną, aby uzyskać szczegółowy, molekularny opis rozwoju. Powstała właśnie innowacyjna dziedzina „evo-devo” (ewolucyjna biologia rozwojowa), a także pojawiły się pierwsze wskazówki dotyczące nowego paradygmatu epigenetycznego[50], uświadamiające znaczenie zjawisk samoorganizacyjnych jako generatora wyłaniającego się porządku leżącego poza genami, to jest niedarwinowskiego „porządku znikąd”[51].

W ciągu następnych trzech dekad zmiany te przekształciły biologię, a zwłaszcza myśl ewolucyjną, doprowadzając do rosnącej i trwałej krytyki darwinowskiego panselekcjonizmu w wielu kręgach, która to krytyka odzwierciedla niektóre z głównych tematów mojej wcześniejszej książki. Teraz rzeczywiście powszechnie uznaje się, że jednym z głównych wyzwań stojących przed biologią ewolucyjną jest wyjaśnienie pochodzenia nowych homologów, które definiują i jednocześnie izolują taksony. Uznanie, że faktycznie istnieją nowości definiujące taksony, jest domniemanym potwierdzeniem, że luki mogą być rzeczywiste i stanowić część porządku naturalnego, a nie błędy próbkowania – co jest podstawowym aksjomatem, na którym opierała się dziewiętnastowieczna doktryna typów.

W Homology, Genes, and Evolutionary Innovation (2014) [Homologia, geny i innowacja ewolucyjna] Günter Wagner, czołowy badacz w dziedzinie evo-devo, jasno przedstawia swoje przywiązanie do predarwinowskiego pojęcia typu. Kwestionuje pogląd, że homologi są „rodzajami nominalnymi [...] prostymi dowolnymi sumami struktury fenotypowej i zmienności” i pyta, czy są one zamiast tego „rodzajami naturalnymi”, którą to możliwość określa jako „wysoce kontrowersyjną”[52]. Kontrowersyjne to czy nie, samo użycie terminu „rodzaj naturalny” w ustach czołowego badacza głównego nurtu, zainteresowanego przyczynowością ewolucyjną, pokazuje, jak dalece sceptycyzm wobec klasycznego darwinizmu sięga w niektórych kręgach.

Richard Prum i Alan Brush, naukowcy, którzy wyjaśniali rozwój piór, mówią o wielu badaczach obszaru evo-devo:

Niedawno Wagner i współpracownicy [...] zaproponowali, aby badania nad genezą ewolucyjnych nowości różniły się od badań nad standardowymi zmianami mikroewolucyjnymi i że powinny zostać tak zrestrukturyzowane, aby zadawać zasadniczo różne pytania, które skupiają się bezpośrednio na mechanizmach powstawania innowacji jakościowych. Pogląd ten wskazuje, dlaczego tradycyjne neodarwinowskie podejścia do pochodzenia piór, jakie prezentowali Bock (1965) i Feduccia (1985, 1993, 1999), zawiodły. Podkreślając rekonstrukcję szeregu funkcjonalnie i mikroewolucyjnie prawdopodobnych pośrednich stanów przejściowych, neodarwinowskie podejście do pochodzenia piór nie zdołało odpowiednio rozpoznać nowych cech rozwoju i morfologii piór, a tym samym nie udało mu się odpowiednio wyjaśnić ich pochodzenia. Ta porażka ujawnia wrodzoną słabość neodarwinowskich prób syntezy mikro- i makroewolucji. Natomiast rozwojowa teoria pochodzenia piór skupia się bezpośrednio na wyjaśnieniu rzeczywistych nowości rozwojowych związanych z pochodzeniem i zróżnicowaniem piór (Prum 1999). Restrukturyzacja badań w celu skupienia uwagi bezpośrednio na wyjaśnieniu pochodzenia ewolucyjnych nowości piór daje koncepcyjnie bardziej odpowiednie i produktywne podejście[53].

W tym samym duchu Douglas Erwin zatytułował jeden ze swoich artykułów Macroevolution Is More than Repeated Rounds of Microevolution [Makroewolucja jest czymś więcej niż powtarzającymi się rundami mikroewolucji][54]; a w innym artykule Erwin i jego kolega Eric Davidson twierdzili, że zmiany mikroewolucyjne nie są w stanie wyjaśnić pochodzenia lub wprowadzania radykalnych zmian w tym, co określili mianem podstawowych sieci regulacyjnych genów zaangażowanych w generowanie podstawowych motywów morfologicznych we wszystkich organach[55]. Jerry Coyne, zatwardziały darwinista, wyraźnie potwierdza odrzucenie przez Erwina i Davidsona ekstrapolacji z mikro- na makroewolucję w swoim przeglądzie ich artykułu:

Davidson i Erwin [proponują], że pochodzenie kladów wyższego poziomu, takich jak gromada, obejmuje mechanizmy inne niż normalne procesy mikroewolucyjne uważane za powodujące specjację. Twierdzą, że „klasyczna teoria ewolucyjna, oparta na selekcji małych, coraz większych zmian”, nie może dostarczyć „wyjaśnienia ewolucji w kategoriach mechanistycznych zmian w genetycznym programie regulacyjnym dla rozwoju planu ciała”[56].

Wspomniany wcześniej Günter Wagner jest równie sceptyczny w odniesieniu do ekstrapolacji mikroewolucji na makroewolucję i twierdzi, że pochodzenie głównych nowości może być niewytłumaczalne za pomocą stopniowych, stawianych kawałek po kawałku kroków darwinowskich. Jednym z jego głównych argumentów w książce Homology, Genes, and Evolutionary Innovation jest to, że chociaż zmiany mikroewolucyjne mogą rzucać światło na pochodzenie drobnych nowości, mogą nie mieć żadnego znaczenia dla wyjaśnienia nowości makroewolucyjnych, takich jak omówione w tej książce znaczne nowości definiujące wyższe taksony. Wagner pisze:

Pytanie, jak powstają złożone plany ciała, jak też pytania dotyczące tego, jak złożone organizmy mogą powstawać w wyniku przypadkowej mutacji i selekcji jest poza zasięgiem genetyki populacyjnej [zdefiniowanej jako zmiana częstości genów w populacjach, to jest mikroewolucji][57].

Innym kluczowym punktem w książce Wagnera jest twierdzenie (odzwierciedlające rozróżnienie Owena między homologami lub „pierwotnymi wzorami” a ich maskami adaptacyjnymi), że procesy prowadzące do powstania głównych nowości ewolucyjnych różnią się od procesów, które powodują modyfikacje adaptacyjne. Wagner twierdzi:

Nowości prawdopodobnie wymagają reorganizacji sieci regulacyjnej genów na dużą skalę. Reorganizacja sieci regulatorów genów obejmuje [...] tworzenie nowych elementów regulacyjnych cis. Natomiast modyfikacje adaptacyjne często obejmują jedynie modyfikację istniejących elementów regulacyjnych cis[58].

Dodatkowy głos sprzeciwu zaprezentował Scott Gilbert, który niedawno stwierdził: „Jestem zwolennikiem artykułu z 1996 roku, mówiącego, że jeśli model biologii ewolucyjnej nie zostanie zaktualizowany przez genetykę rozwojową, będzie on tak istotny dla biologii jak fizyka newtonowska dla obecnej fizyki”[59].

Wiele niedawnych publikacji porusza aspekty współczesnych kontrowersji, w tym Evolution, the Extended Synthesis [Ewolucja, rozszerzona synteza] Pigliucciego i Müllera[60], Evolution: A Developmental Approach [Ewolucja: podejście rozwojowe] Wallace’a Arthura[61], The Altenberg 16 Suzan Mazur oraz Błąd Darwina Fodora i Piattelli-Palmariniego[62]. Część pierwsza ostatniej z wymienionych książek stanowi wysoce krytyczny przegląd obecnego statusu klasycznego darwinizmu. Autorzy powołują się na wielu czynnych naukowców z obszaru evo-devo, aby wykazać, że panuje powszechne niezadowolenie z ekstrapolacji mikro- na makroewolucję. Fodor i Piattelli-Palmarini twierdzą, że selekcja naturalna „nie może wyjaśniać całej historii tego, jak ewoluują fenotypy”[63]. Idą jeszcze dalej: „Rzeczywiście, gdy czytamy współczesną literaturę [...], nie jest to obecnie przedmiotem żywej dyskusji”[64]. Opierając się na sceptycyzmie wobec „paradygmatu ograniczeń evo-devo”, który mówi tak wiele o dzisiejszych badaniach w biologii ewolucyjnej, piszą:

W przeciwieństwie do tradycyjnej opinii należy podkreślić, że naturalna selekcja wobec cech powstających losowo sama w sobie nie może być podstawową zasadą ewolucji. Muszą więc istnieć silne, często decydujące, endogenne ograniczenia [...] w odniesieniu do opcji fenotypowych, na które oddziałuje egzogenna selekcja[65].

Autorzy publikacji podsumowują to w słowach odzwierciedlających stanowisko, którego będę bronić w tej pracy, a które to ukazuje także rozróżnienie Owena pomiędzy homologiem [melodią] a maską adaptacyjną [strojeniem fortepianu]: „Myślimy o doborze naturalnym jako o strojeniu fortepianu, a nie jako o komponowaniu melodii. To jest nasza idea i uważamy, że właśnie ją przekazuje współczesna biologia, kiedy jest właściwie konstruowana”[66].

Trzeba przyznać, że nadal istnieje wiele wybitnych postaci, takich jak Michael Ruse[67], Jerry Coyne[68], Daniel Dennett[69] i Richard Dawkins[70], które ściśle stosują się do panadaptacyjnych ram i do idei, że wszystkie zjawiska makroewolucyjne, od początku życia do powstania człowieka, można ogólnie wyjaśnić za pomocą tego samego mechanizmu, selekcji kumulatywnej, która działa na poziomie mikroewolucyjnym. Ale pomimo działalności tych zaprzysięgłych darwinistów, pojawia się dziś coraz liczniejszy chór głosów sprzeciwu wobec głównego nurtu biologii ewolucyjnej! Znaczna liczba naukowców, szczególnie z obszaru nowej dziedziny evo-devo, twierdzi obecnie, że makroewolucja wymaga innych ram wyjaśniających niż ramy mikroewolucji – potwierdzają oni tym samym główne założenie Kryzysu teorii ewolucji.

1.4. Zarys

W niniejszej książce będę dowodził, że przyroda u swych podstaw jest wciąż nieciągłym systemem, który opisałem w Kryzysie teorii ewolucji, składającym się z typów – ograniczonego zestawu odrębnych stabilnych form materialnych. Pokażę, poprzez szczegółowe rozważenie kilku dobrze zbadanych homologów definiujących typ (w tym kończyn czworonogów, piór i kilku innych), że próba wyjaśnienia wielu z tych homologów w kategoriach kumulatywnej selekcji darwinowskiej stwarza trudne do rozwiązania problemy. Dalej wykażę, że postępy dokonane od 1985 roku nie przemawiają za twierdzeniami darwinowskimi. Wręcz przeciwnie, luki lub nieciągłości, o których mowa w Kryzysie teorii ewolucji, są „tak szerokie jak zawsze”, zwłaszcza gdy się je ponownie ocenia z perspektywy strukturalistycznej.

Wykraczając poza moją oryginalną tezę z Kryzysu teorii ewolucji i zgodnie z koncepcjami strukturalistycznymi, będę dowodził, że wiele homologów nigdy nie służyło konkretnym celom funkcjonalnym. Jak wyjaśnię, fakt ten stanowi dodatkowe wyzwanie dla darwinowskiego panadaptacjonizmu, co znacznie wzmacnia moją ogólną krytykę darwinowskiego funkcjonalizmu.

Przyjrzę się także niektórym definiującym typ nowościom, które nie zostały omówione w Kryzysie teorii ewolucji, w tym utracie jąder czerwonych krwinek u ssaków (cecha charakterystyczna klasy Mammalia), co było przedmiotem mojej pracy doktorskiej w King’s College w Londynie na początku lat siedemdziesiątych XX wieku.

Jako że publikacja ta jest już i tak za długa, celowo pominąłem dyskusję na temat różnych wyzwań, wobec których stoi darwinowska ortodoksja: wynikających z kosztu selekcji (chociaż temat ten jest poruszany w dyskusji na temat ewolucji języka)[71], związanych z szybkością zmiany ewolucyjnej na poziomie genomicznym i coraz większą liczbą danych wskazujących na to, że selekcja odgrywała jedynie peryferyjną rolę w tworzeniu genomów[72], a także wyzwań wynikających z implikacji projektu ENCODE, sugerujących, że większość genomu może nie być odpadem, jak zakładano przez dziesięciolecia[73].

Pominąłem również dyskusję o problemie równego dystansu lub równej izolacji członków określonych kladów od poszczególnych gatunków z grup zewnętrznych na poziomie molekularnym i genetycznym. Chociaż to fascynujące zjawisko stanowi wciąż tak duże wyzwanie dla narracji darwinowskiej, zostało ono szczegółowo przeanalizowane przez Shi Huanga w wielu niedawno opublikowanych artykułach. Pokazał on, że zjawisko równego dystansu można wyjaśnić tylko wtedy, gdy pochodzenie różnych typów obejmuje inne oprócz selekcji kumulatywnej i dryfu czynniki przyczynowe oraz gdy pochodzenie głównych typów ma raczej źródło skokowe, a nie jest nim stopniowy proces opisany przez obrońców darwinowskiej ortodoksji[74].

Ponadto pominąłem wszelkie dyskusje na temat tego, co wydaje mi się problemem niezwykle trudnym do rozwiązania z punktu widzenia ram darwinowskich: pochodzenia świadomości i umysłu. Thomas Nagel niedawno podkreślił tę kwestię w swojej książce Umysł i kosmos[75]. Pomijam również wszelkie szczegółowe dyskusje na temat problemu, który stoi przed darwinizmem ze względu na skrajną złożoność adaptacyjną żywych istot. Nadal wierzę – tak mocno jak wtedy, gdy pisałem Kryzys teorii ewolucji – że przypadkowe próby i błędy nigdy nie mogłyby doprowadzić do urzeczywistnienia tego rodzaju złożonych adaptacji, które przenikają całe żywe królestwo od poziomu molekularnego do poziomu organizmalnego. Jednak wielu autorów należących do ruchu Inteligentnego Projektu (ang. Inteliigent Design, w skrócie ID) umiejętnie przedstawiło tę kwestię w ciągu ostatniej dekady[76].

Chociaż książka ta jest, podobnie jak Kryzys teorii ewolucji, przede wszystkim krytyką darwinowskiego przyrostowego funkcjonalizmu, stanowi ona także – znacznie bardziej niż moja pierwsza książka – systematyczną obronę typologii. Oczywiście, jeśli podejście darwinowskie zawodzi i nie można dotrzeć do homologów definiujących taksony poprzez kontinua adaptacyjne, to domyślnie stanowi to również poparcie dla idei, że typy są rzeczywistymi kategoriami w porządku świata, nie mniej niż atomy lub kryształy.

Wierzę, tak jak Owen i wielu innych dziewiętnastowiecznych biologów, że życie jest integralną i właściwą częścią natury i że podstawowe formy życia są w pewnym sensie wbudowane w naturę. Uważam, że dane pochodzące z kosmologii XX wieku, mówiące, iż prawa natury są wyjątkowo dostrojone do podtrzymania życia, stanowią bardzo znaczące potwierdzenie tego stanowiska. Dlatego też ta książka jest obroną typologicznego światopoglądu, podobnego do tego, który został opisany przez wielu dziewiętnastowiecznych biologów: przyjmującego, że homologi definiujące taksony reprezentują specjalny zestaw naturalnych form, które stanowią niezmienne elementy konstytuujące świat biologiczny.

Jeśli typy (a dokładniej homologi, które je definiują) są rzeczywiście formami naturalnymi, ich pochodzenia nigdy nie da się wytłumaczyć za pośrednictwem kumulatywnej selekcji. Tak więc darwinizm z pewnością zawiedzie w obszarze wyczerpującego wyjaśnienia życia. W końcowych rozdziałach rozważę kilka nowych linii dowodów, które stanowią poparcie dla przeddarwinowskich koncepcji „pierwotnych wzorców” definiujących taksony, jako wyłaniających się form naturalnych, które powstają z samoorganizacji poszczególnych kategorii materii, oraz typów, które owe formy definiują jako ontologicznie realne istoty, część zgodnego z prawem i niezmiennego porządku świata.

Na wstępie chciałbym zaznaczyć ważną kwestię dotyczącą obrony biologii Owena i dziewiętnastowiecznych „praw formy”, a także naturalistycznego kierunku tej książki. Poglądy, że Darwin był naukowcem, a Owen mistykiem, że darwinizm jest naukowy, podczas gdy przeciwstawny, typologiczny paradygmat strukturalistyczny jest quasi-mistyczny i nienaukowy, są zwykłym nonsensem. Prawdą jest przeciwieństwo.

Gdy przygotowywałem ostateczny projekt tej książki, natknąłem się na odkrywczy cytat, który ilustruje obecne we współczesnej myśli biologicznej głębokie uprzedzenia wobec Owena i dziewiętnastowiecznej typologii. W artykule opublikowanym w 2009 roku wiodący czołowy biolog ewolucyjny Massimo Pigliucci twierdził, że począwszy od biologii ewolucyjnej Darwina „przeszliśmy z naturalnej teologii do nauki empirycznej [...]. Raczej nagle koncepcja ewolucji zdecydowanie odeszła od bycia quasi-mistyczną ideą, a biologia pozostawiła naturalną teologię Paleya (1802) na zawsze poza sferą szanowanej nauki, tak jak dwa wieki wcześniej uczyniła to fizyka”[77].

Jednak w jaki sposób ramy, jak te przedstawione przez Owena, zakładające, że prawo naturalne jest wyjaśnieniem dla typów i ewolucji życia, mogą być nienaukowe?[78] I jak opowieść darwinowska, która stanowi historyczną narrację opisującą serię zdarzeń losowych, może być „taką jak fizyka”?

Z pewnością poglądy Owena są „takie jak fizyka”, podczas gdy poglądy Darwina pozostają tak dalekie od fizyki, jak tylko można to sobie wyobrazić! Oczywiście Owen był chrześcijaninem, teistą i teleologiem[79]. Niemniej, ponieważ poszukiwał praw naturalnych, które wytwarzają podstawowe formy organiczne charakteryzujące życie na ziemi, wprowadzał problem przyczyny formy organicznej w sferę nauki eksperymentalnej.

W następnym rozdziale zbadamy część powodów, dla których teoria Darwina została uznana za naukę – a mianowicie dowody na moc doboru naturalnego. Ale, jak zobaczymy, dowody te są wyraźnie ograniczone w zakresie tego, co mogą wyjaśniać, jeśli chodzi o prawdziwe nowości w istotach żywych.

Rozdział 2

Galapagos

Większość istot organicznych przedstawia twory miejscowe, więcej nigdzie się nie znajdujące; istnieje nawet różnica pomiędzy mieszkańcami rozmaitych wysp [...]. Jeśli weźmiemy pod uwagę nieznaczną wielkość wysp tych, będziemy uderzeni ilością miejscowych ich tworów i stałością granic rozmieszczenia tych ostatnich.

Karol Darwin, Podróż naturalisty. Dziennik spostrzeżeń dotyczących historyi naturalnej i geologii okolic, zwiedzonych podczas podróży naokoło świata na okręcie J.K.M. „Beagle” pod dowództwem Kapitana Fitz Roy, tłum. J. Nusbaum, Warszawa 1887, s. 307

Sześćset mil od zachodniego wybrzeża Ameryki Południowej, niemal dokładnie na równiku, leży mały archipelag składający się z 18 jałowych wysp wulkanicznych rozrzuconych na morzu w okręgu o średnicy około 150 mil. Największa ma wielkość Rhode Island, a cztery inne stanowią jedną czwartą tej wielkości. Większość z nich jest znacznie mniejsza, a niektóre są jedynie skalistymi łachami w bezkresie Oceanu Spokojnego. Kratery wulkaniczne sięgające trzech i czterech tysięcy stóp dominują na wielu z większych wysp. W niektórych miejscach ich boki są najeżone niezliczoną ilością małych stożków wulkanicznych i pokryte dużymi obszarami jałowego piachu wulkanicznego.

Klimat jest niezwykle chłodny jak na wyspy leżące na równiku, co wynika z omywającego je prądu Humboldta, który przez wiele miesięcy roku przenosi zimne wody Antarktyki na północ, wzdłuż zachodniego krańca Ameryki Południowej. Prąd Humboldta niesie również bogactwo składników odżywczych do otaczających wyspy mórz, które tętnią życiem. Ze względu na chłodne wody na pasy przybrzeżne spada niewiele deszczu, przez co są one nagie i jałowe lub pokryte przez skarłowaciałe krzewy. Obszary większej wegetacji i występowania drzew można znaleźć głównie w centralnych wyższych regionach wysp, które często pozostają skąpane w wilgotnych chmurach. Wyspy są otoczone gdzieniegdzie przez strome klify, w innych miejscach przez płaskie, skaliste strumienie zestalonej lawy. Okazjonalnie występujące piaszczyste zatoki zapewniają dostęp z morza. Wyspy Galapagos, odległe, jałowe i nieco niegościnne, są osobliwie złowieszczym miejscem dla pierwszego wybuchu rewolucji intelektualnej.

Rysunek 2.1. Karol Darwin. Portret narysowany po powrocie z podróży okrętem J.K.M. „Beagle” pod koniec lat trzydziestych XIX wieku.

Ten odległy archipelag – nazwany Galapagos od hiszpańskiego słowa „siodło” (galápago), co wywodzi się od skorup w kształcie siodła słynnych żółwi słoniowych – wszedł do ikonografii biologii ewolucyjnej z powodu pamiętnej wizyty brytyjskiego statku badawczego J.K.M. „Beagle” we wrześniu 1835 roku. To, co Darwin widział na archipelagu Galapagos podczas swojego pięciotygodniowego pobytu w 1835 roku, okazało się przełomowe w rozwoju jego radykalnie nowego światopoglądu ewolucyjnego. Jak napisał Jonathan Weiner w swojej wspaniałej książce The Beak of the Finch [Dziób zięby]: „Te wyspy znaczyły dla niego więcej niż jakikolwiek inny przystanek w jego pięcioletniej podróży po świecie. Nazwał je niegdyś »genezą wszystkich swoich poglądów«”[1]. Znaczenie wysp Galapagos i innych podobnych oceanicznych zespołów życia dla Darwina pod kątem teorii ewolucji, uwypukla fakt, że w pierwszym wydaniu O powstawaniu gatunków poświęcił on 80 stron dyskusji na ten temat, do czego nawiązuje Gould[2].

2.1. Mikroewolucja

Do najbardziej niezwykłych spośród wszystkich unikatowych gatunków archipelagu należy 13 blisko spokrewnionych gatunków zięb. O tym bliskim pokrewieństwie świadczy fakt, że wszystkie wykazują taką samą architekturę gniazd, zabarwienie jaja i złożony taniec godowy[3], co zostało potwierdzone w niedawnej analizie DNA[4]. Jednak pod wieloma innymi względami gatunki zięb wyjątkowo różnią się, jeśli chodzi o upierzenie, zachowania (w tym nawyki żywieniowe) i budowę dzioba. Każdy gatunek jest szczególnie przystosowany do specyficznej niszy ekologicznej na jednej lub kilku wyspach archipelagu i posiada unikalną morfologię dzioba dostosowaną do konkretnego rodzaju żywności: nasion, owadów i tak dalej. W rzeczywistości ptaki te są, jak zauważa Weiner, „spektakularnie i niezwykle różnorodne”[5]. W każdym podmiejskim ogrodzie wszystkie byłyby uznawane za różne gatunki[6].

Na podstawie rozważań nad tą niezwykłą grupą ptaków Darwin (słusznie) wywnioskował, co następuje: „Widząc takie stopniowanie i taką różnorodność budowy w małej grupie blisko ze sobą spokrewnionych ptaków, łatwo sobie wyobrazić, że pierwotnie wskutek małej ilości ptaków na tym archipelagu, jeden gatunek, który tu się zjawił, został zmodyfikowany do rozmaitych celów”[7].

Rysunek 2.2. Zięby z Galapagos

Innymi słowy, gatunki nie zostały specjalnie stworzone. Istniejące gatunki powstały jako zmodyfikowane potomstwo wcześniej istniejących gatunków. Uświadomienie sobie tego było dla Darwina, jak to później opisał, „niczym przyznanie się do morderstwa”[8] – tak zakorzeniona była wówczas powszechnie akceptowana doktryna o trwałości gatunków. Darwin wywnioskował również (i znów słusznie, jak dobitnie potwierdziło to dzieło kolejnych naukowców badających wyspy Galapagos[9]), że głównym mechanizmem przyczynowym odpowiedzialnym za adaptacyjną dywergencję tych zięb – na przykład ukształtowanie ich dziobów – jest prosty mechanizm doboru naturalnego. Dokładniej rzecz biorąc, kumulatywna selekcja kolejnych małych zmian adaptacyjnych ukształtowała krok po kroku każdy gatunek, z morfologią doskonale dopasowaną do rozwoju w „swojej” (odpowiedniej dla każdego gatunku) specjalnej niszy ekologicznej[10].

Co więcej, Darwin spekulował także (w rozdziale 4 swojego dzieła O powstawaniu gatunków), w jaki sposób kumulatywna selekcja może stopniowo prowadzić do zwiększenia specjalizacji morfologicznej i behawioralnej dobrze przystosowanych odmian, co zaś z czasem może skutkować powstaniem nowych gatunków[11]. Mimo iż wciąż pozostaje pytanie, czy gatunki zięb są „prawdziwymi gatunkami”, a nie tylko dobrze zróżnicowanymi podgatunkami[12], późniejsze prace nad ziębami w dużej mierze potwierdziły podstawową intuicję Darwina, jak to wynika z opisu Weinera dotyczącego niezwykle żmudnych badań Petera i Rosemary Grant w okresie ostatnich kilku dekad.

Co ciekawe, jeśli chodzi o kształty dzioba, najnowsze badania genetyczne pokazały, w jaki sposób można uzyskać różnorodność adaptacyjną. Ujawniły one, że dwa geny zaangażowane w wytwarzanie różnych form dziobów zięb biorą udział w modulowaniu formy dzioba u wszystkich gatunków ptaków[13]. Jeden gen, Bmp4, koduje morfogenetyczne białko kości 4, a drugi gen koduje kalmodulinę (CaM), cząsteczkę uczestniczącą w przekazywaniu sygnałów Ca2+. Jeśli gen Bmp4 zostanie włączony wcześnie i na wysokim poziomie w dziobie rozwijającego się ptaka, dziób staje się głębszy i szerszy. Gdy kalmodulina ulega ekspresji na wysokim poziomie w dziobie rozwijającego się ptaka, dziób wydłuża się. Geny te są dość podobne do siebie u różnych gatunków zięb, ale są włączane i wyłączane w różnym czasie. Ogółem dowody sugerują, że w czasie ewolucji proste zmiany genetyczne we wzorach ekspresji tych genów (na przykład kiedy i gdzie są włączane i wyłączane) wytworzyły ten zróżnicowany zestaw kształtów dziobów zięb, które występują dzisiaj. Badania te wykazały, że różnorodność morfologii dzioba można łatwo wytłumaczyć stopniowym, funkcjonalnym wprowadzaniem zmian mikroewolucyjnych w kilku kluczowych genach, które w ogóle kształtują formę dzioba u wszystkich ptaków. Tak jak łatwo jest przewidzieć stopniową zmianę morfologiczną zachodzącą w formie dzioba i mającą służyć celom funkcjonalnym, tak stosunkowo łatwo można przewidzieć dostrojenie ekspresji tych dwóch kluczowych genów morfogenetycznych, aby zmiany te zostały urzeczywistnione.

Jeśli chodzi o ewolucję dziobów zięb, nie ma potrzeby ani na poziomie morfologicznym, ani genetycznym, by odwoływać się do jakiejkolwiek przyczyny innej niż kumulatywna selekcja. Tutaj zgadzam się z klasycznym darwinizmem. Dzioby są wyraźnymi adaptacjami, a ich ewolucja jest w całości możliwa do wyjaśnienia w klasycznych ramach funkcjonalistycznych. Jako że różne formy dziobów są wyraźnie przygodnymi adaptacjami, które ewoluowały, aby spełnić unikalne wymagania środowiskowe dla grupy wysp wulkanicznych, leżących na Pacyfiku od zaledwie kilku milionów lat, ewolucja tych dziobów wykracza poza jakiekolwiek wyjaśnienia strukturalistyczne lub „prawa formy”.

Jak wyjaśnia Darwin we wstępie do pracy O powstawaniu gatunków, to dlatego, że selekcja naturalna wskazała mu mechanizm, który mógłby wyjaśnić, „w jaki sposób niezliczone gatunki zamieszkujące powierzchnię ziemi zostały przekształcone tak, iż uzyskały ową doskonałość budowy i przystosowania się, które słusznie budzą w nas podziw”, w końcu rozpoczął przygotowywanie swego wielkiego dzieła.

Lekcja płynąca z archipelagu Galapagos i jedna z powtarzających się mantr Kryzysu teorii ewolucji (zob. rozdziały 2 i 4) jest po prostu taka: kumulatywna selekcja będzie „działać” tak długo, jak długo stanowiąca przedmiot zainteresowania nowość jest adaptacyjna i jak długo istnieje kontinuum funkcjonalne (na poziomie morfologicznym lub genetycznym) prowadzące od przypuszczalnego gatunku lub struktury przodka A do gatunku lub struktury potomnej B. Nawet przy braku jakiegokolwiek empirycznie znanego kontinuum funkcjonalnego, jeśli przekonujące hipotetyczne kontinuum można sobie łatwo wyobrazić poprzez powiązanie A z B, to z dużą dozą prawdopodobieństwa może być zakładana możliwość „ewolucji B z A” poprzez kumulatywną selekcję[14].

Powtórzmy: tam, gdzie ewolucyjną nowość można interpretować jako adaptacyjną i gdzie można wymienić (lub przewidzieć) sekwencję niewielkich przyrostowych zmian prowadzących do nowości, twierdzenia funkcjonalistyczne są całkiem wiarygodne. Tak jest w przypadku dziobów zięb z Galapagos i w wielu innych przypadkach mikroewolucji, ale – jak pokazuje ta książka w kolejnych rozdziałach – sekwencji adaptacyjnych (bądź empirycznie już poznanych, bądź hipotetycznych) brakuje w ogromnej większości przypadków makroewolucji, zwłaszcza tych, które wpływają na ewolucyjną aktualizację homologów definiujących taksony, na przykład prowadzących od płetwy ryby do kończyny czworonoga, od łuski gada do pióra ptaka lub od „szyszki sosnowej” lub innej przypuszczalnej poprzedniej struktury do kwiatu roślin okrytozalążkowych.

2.2. Kumulatywna selekcja jako czynnik przyczynowy

Tego typu kumulatywna selekcja wymaga długiej serii adaptacyjnych form pośrednich, łączących przodka z potomkiem, co przyznawał Darwin w wielu miejscach swojej pracy O powstawaniu gatunków. Istotnie, raz po raz deklaruje on potrzebę „niezliczonych form przejściowych”[15]. Jako że uznaje, iż „dobór naturalny działa zawsze niezmiernie powoli”[16], stwierdza, że „dobór naturalny działa tylko przez nagromadzanie nieznacznych, kolejnych korzystnych zmian, nie może on powodować wielkich i nagłych przemian; może się posuwać tylko powolnymi i małymi krokami”[17]. Składa też słynne oświadczenie: „Jeśliby można było wykazać, że istnieje jakiś złożony narząd, który nie mógłby zostać utworzony na drodze licznych, następujących po sobie, drobnych przekształceń, teoria moja musiałaby absolutnie upaść”[18].

Darwin, być może bardziej niż jakikolwiek późniejszy ewolucjonista, był przywiązany do modelu nadzwyczaj gradualistycznego, upierał się bowiem, że ewolucja przez dobór naturalny nigdy nie może wykonywać skoków[19], a poszczególne warianty, na które oddziałuje selekcja, są bardzo mało odmienne. Istotnie, w pracy O powstawaniu gatunków mówi on o różnicach, które wykorzystuje dobór naturalny, jako o „różnicach, absolutnie niedostrzegalnych dla niewprawnego oka”, różnicach, których on przynajmniej, „pomimo usilnych starań”, nie zdołał uchwycić[20]. Przy założeniu, że poszczególne kroki są tak niewielkie, nie dziwi, że Darwin przewidywał, iż wykształcenie złożoności organicznej wymagałoby „nieskończonej liczby pośrednich form”[21]; stwierdza on nawet, że czytelnik, który nie przyznaje „przy tym niepojętej długości minionych okresów czasu w rozwoju ziemi”, może tę książkę od razu odłożyć[22].

Oczywiście, przejście od przodka A do potomka B poprzez kumulatywną selekcję wymaga, jak słusznie wnioskował Darwin, długiej sekwencji adaptacyjnych form przejściowych. Jest jednak jeszcze jeden ważny powód, by postulować „nieskończoną serię form pośrednich”, jeśli selekcja ma być przyczynowym mechanizmem kierującym rzeczywistą zmianą ewolucyjną. Chociaż Darwin nigdy wyraźnie nie rozszerzył wypowiedzi na ten temat, Gould przedstawia to bardzo jasno w swoim dziele The Structure of Evolutionary Theory, w którym pokazuje, że dobór naturalny może odgrywać kreatywną rolę w kształtowaniu nowych form ewolucyjnych, jeśli spełnione są w sposób rygorystyczny dwa warunki:

(1) jeśli nic w zasobach – to znaczy źródłach zmienności – nie nadaje kierunku ewolucyjnej zmianie; i

(2) jeśli zmiana następuje przez długą i obojętną serię kroków pośrednich, z których każdy jest nadzorowany przez dobór naturalny – tak, że „kreatywność” lub „kierunek” może powstać w wyniku sumowania przyrostów[23].

Jeśli chodzi o źródła zmienności (warunek 1), Gould przypomina, że:

Zmienność musi istnieć w wystarczających ilościach, ponieważ dobór naturalny nie może uczynić niczego i musi polegać na dostarczonych w ten sposób [przez naturalną zmianę] dobrach; jednak zmienność nie może też być zbyt barwna ani efektowna, by sama nie stała się twórczym czynnikiem zmian. Krótko mówiąc, zmienność musi być obfita, o niewielkim zasięgu i nieukierunkowana [...].

Gdyby zmiany, które doprowadziły do zmiany ewolucyjnej, były duże – wytwarzanie nowych głównych cech, a nawet nowych taksonów w jednym kroku – to zginąłby dobór naturalny [...] jako teoria zmian ewolucyjnych, [...] sama zmienność wyłoniłaby się jako podstawowa i prawdziwie twórcza siła [...]. Z tego powodu [...] teorie skokowe (lub makromutacyjne) zawsze były postrzegane jako antydarwinowskie[24].

Gould komentuje konieczność dokonywania się zmian ewolucyjnych poprzez długie serie przyrostowych kroków (warunek 2) i twierdzi, co następuje:

Przechodzimy teraz do sedna tego, czego wymaga dobór naturalny [...] przechodząc od punktu A do zasadniczo innego B, ewolucja musi przejść przez długą i obojętną sekwencję kroków pośrednich – innymi słowy [...] przodek i potomek muszą być połączeni szeregiem zmian, z których każda mieści się w zakresie tego, co dobór naturalny może skonstruować ze zwykłej zmienności. Bez stopniowania w tej formie duże warianty nieciągłych zmian morfologicznych – zamiast doboru naturalnego – mogą zapewnić twórczą siłę dla zmiany ewolucyjnej[25].

Jeśli te dwa warunki są spełnione, jak zakładają wszyscy zwolennicy darwinizmu, to dobór naturalny może być pojmowany w sposób, w jaki pojmował go Darwin w pracy O powstawaniu gatunków: jako jedyny napęd i twórczy czynnik ewolucji[26], odpowiedzialny za całą złożoność i różnorodność życia i filogenetyczny sposób rozgałęziania się drzewa życia. Już niegdyś wskazałem:

Centralne i całkowicie unikalne twierdzenie Darwina w jego O powstawaniu gatunków nie polegało na tym, że występuje selekcja naturalna i musi ona wyeliminować nieprzystosowane jednostki [...]. Jego rewolucyjnym twierdzeniem było natomiast to, że dobór naturalny, jeśli będzie nadzorował taką stopniową akumulację drobnych nieukierunkowanych mutacji, może być głównym twórcą w ewolucji [...]. Selekcja sama w sobie nie jest charakterystyczną cechą darwinizmu, poza miejscami, gdzie działa jako twórczy czynnik, budując złożoność, co stopniowo skutkuje tym, co Gould określa jako „agregaty addytywne”[27].

W konsekwencji darwinowska nieskończona seria form przejściowych jest konieczna z prostych powodów mechanistycznych (jak inaczej można dostać się od A do B na podstawie kumulatywnej selekcji?), ale jest również niezbędna, jeśli jedynym czynnikiem wywołującym zmiany ma być selekcja naturalna. Tam, gdzie złożona adaptacja – bez względu na stopień tej złożoności – może zostać osiągnięta poprzez serię maleńkich kroków adaptacyjnych, selekcja naturalna może rzeczywiście działać, zgodnie z opisem Dawkinsa[28], jako ślepy zegarmistrz i zmieniać A na B bez względu na to, jak skomplikowane jest to przekształcenie, oraz bez udziału jakiegokolwiek innego czynnika sprawczego. I właśnie ta eliminacja potrzeby jakiegokolwiek alternatywnego lub dodatkowego, kierującego procesem ewolucyjnym mechanizmu sterującego jest dla ateistów i materialistów, takich jak Dawkins i Dennett, wielką zaletą.

Dotykamy tutaj ważnego punktu, który wymaga podkreślenia: organizmy są złożonymi systemami, a ich połączenie w trakcie ewolucji, zgodnie z powszechnie uznawanym założeniem (na przykład Darwina, Fishera, Dawkinsa, Hoyle’a, Dennetta), nigdy nie mogło mieć miejsca na zasadzie „czystego przypadku”. Niezbędna jest jakaś forma ukierunkowania! Dlatego, jak podkreślono poniżej (zob. rozdział 11), zarówno darwiniści, jak i ich przeciwnicy odrzucają ideę, że nieukierunkowany przypadek (lub próby i błędy) może stworzyć dowolny rodzaj złożonej struktury biologicznej. Można wyjaśnić złożoność żywych istot tylko, jeśli ewolucja jest kierowana przez jakiś mechanizm.

Teoria kumulatywnej selekcji Darwina była – i jest – genialnie prostą teorią, która pozwala wyjaśnić projekt adaptacyjny i porządek adaptacyjny w żywym świecie bez uciekania się do dodatkowych wytycznych płynących z jakiegokolwiek innego czynnika. Daniel Dennett nazywa ją „najlepszym pomysłem, jaki ktokolwiek kiedykolwiek miał”[29]. Chociaż wydaje się to sprytnym rozwiązaniem, działać może tylko, jeśli, po pierwsze, można wskazać, że docelowa „forma” jest adaptacyjna, a po drugie, jeśli do tej „formy” prowadzi jakieś funkcjonalne kontinuum, dzięki któremu kumulatywna selekcja może znaleźć swoją drogę i osiągnąć swój cel. I dlatego tak wiele osób z głównego nurtu społeczności akademickiej, zakochanych po uszy w darwinowskim światopoglądzie, musi spojrzeć w drugą stronę, jeśli – jak jest z pewnością, co wykażę – wiele homologów definiujących taksony, pojawiających się podczas ewolucji, nigdy nie okazało się być adaptacyjnymi, a nawet w przypadku tych homologów, które są pozornie adaptacyjne, kontinuum funkcjonalne do nich prowadzące jest albo nieznane, albo bardzo trudne do wyobrażenia. Uznanie tego braku oznacza przyznanie, że ścieżki ewolucji muszą być uporządkowane i kierowane przez dodatkowe czynniki przyczynowe, co z kolei znaczy, że kumulatywna selekcja nie jest jedynym ani nawet głównym czynnikiem sterującym.

2.3. Eliminowanie telos i teleologii

Jako że kumulatywna selekcja działa tylko w celu przystosowania organizmu do bezpośrednich warunków środowiskowych, bez względu na to, jakie mogą być długoterminowe konsekwencje jakiejkolwiek konkretnej adaptacji lub dokąd może ona prowadzić, selekcja ta nie ma zdolności przewidywania[30]. Bez przewidywania cele lub projekty, które może osiągnąć, są tworami (by zastosować trafnie dobraną analogię Dawkinsa) „ślepego zegarmistrza”[31]. To właśnie absolutna ślepota procesu jest jego znakiem rozpoznawczym i ma takie radykalne konsekwencje[32]. Jak ujął to Ernst Mayr: „Prawdziwym osiągnięciem zasady naturalnej selekcji jest to, że czyni niepotrzebnym powoływanie się na »przyczyny ostateczne« – czyli wszelkie siły teleologiczne prowadzące do określonego celu. W rzeczywistości nic nie jest z góry określone. Ponadto cel selekcji może się nawet zmieniać z pokolenia na pokolenie, ponieważ zmieniają się warunki środowiskowe”[33].

Dobór naturalny, jako że dostarczał teorię mechanizmu obejmującego porządek i projektowanie adaptacyjne bez projektanta, obalił argument biologiczny odnoszący się do projektu, będący podstawą angielskiej teologii naturalnej od XVII wieku. Zburzył także powszechne przekonanie wielu strukturalistów i typologów działających przed Darwinem (w tym Richarda Owena i wielu innych wiodących dziewiętnastowiecznych biologów)[34], że ścieżki ewolucji zostały z góry określone przez prawo naturalne, i obalił ideę praw biologii, mówiącą, że główne typy są częścią porządku świata, tak samo jak formy nieorganiczne. Po Darwinie wszystkie teorie przyczynowe zaczęły być postrzegane jako „bujanie w obłokach”, jak z pogardą odnosił się do nich Dennett[35].

Warto zauważyć, że typologowie XIX wieku, chociaż widzieli formy życia jako wynik praw, a zatem jako „naturalne”, również interpretowali te prawa jako czynniki przyczynowe w ramach całościowej struktury teleologicznej. Louis Agassiz, na przykład, widział typy jako idee w umyśle Boga[36], a cały system taksonomiczny stanowił dla niego część wielkiego, Boskiego planu stworzenia. W swoim Essay on Classification [Eseju o klasyfikacji] twierdził: „Wydaje mi się bezdyskusyjne, że ten porządek [...] [jest] prawdą, ale też przekładem na ludzki język myśli Stwórcy”[37]. Owen również porządek natury postrzegał jako wynik Boskiego planu. W swojej pracy On the Anatomy of Vertebrates [O anatomii kręgowców] posunął się nawet tak daleko, że oświadczył, iż „Koń był z góry przeznaczony i przygotowany dla człowieka”[38]. Chociaż Owen uznawał przyrodę za wynik projektu, wierzył, że Bóg użył praw naturalnych, aby osiągnąć swoje cele[39]. Jak zauważył Owen, jednym z jego celów było „pokazanie w tych strukturach [to jest „częściach i narządach” kręgowców] dowodów z góry ustalonej Woli, która wytworzyła je ze względu na cel ostateczny”[40].

2.4. Od mikroewolucji do makroewolucji

Gdyby Darwin nie posunął się dalej i tylko wyjaśnił ewolucję dziobów zięb, a także inne przypadki mikroewolucji, mógłby zostać uznany za wybitnego wiktoriańskiego przyrodnika. Jednak Darwin (jak wskazałem w rozdziałach 2 i 3 mojej pracy Kryzys teorii ewolucji) poszedł znacznie dalej. Ze względu na radykalne twierdzenie, że pochodzenie wszystkich nowości w historii życia, wszystkich cech definiujących taksony, całej złożoności, wszelkiego porządku, można wyjaśnić dzięki rozszerzeniu lub ekstrapolacji w wielkich okresach tego samego, prostego, nieukierunkowanego i stuprocentowo ślepego mechanizmu kumulatywnej selekcji, który ukształtował różne dzioby zięb na wyspach Galapagos, stał się jednym z najbardziej wpływowych myślicieli w zachodniej historii intelektualnej.

Trudno przecenić znaczenie ekstrapolacji Darwina. Jeśli myślenie to byłoby poprawne, problem ewolucji zostałby zasadniczo rozwiązany, a pojawienie się wszystkich gatunków, w tym ludzkości, zostałoby ostatecznie wyjaśnione bez uciekania się do teleologii lub „praw formy”. I przez niektórych współczesnych, zatwardziałych darwinistów problem ewolucji jest rzeczywiście uważany za rozwiązany: nowe formy życia są wynikiem machinacji „ślepego zegarmistrza”. Daniel Dennett pisze: „Podstawowy rdzeń współczesnego darwinizmu [...] jest dziś wśród naukowców bezdyskusyjny [...] nadzieja, że będzie »obalony« przez jakiś wstrząsający przełom jest mniej więcej tak rozsądna, jak nadzieja, że powrócimy do geocentrycznej wizji i odrzucimy Kopernika”[41]. Analogicznie, według Richarda Dawkinsa: „Darwinizm jest prawdą, nie tylko na tej planecie, ale i wszędzie tam we wszechświecie, gdzie można znaleźć życie”[42].

Ekstrapolacja z mikro- na makroewolucję na pewno jest kusząca. Jednak, jak wskazałem w Kryzysie teorii ewolucji (rozdział 4), fakt, że ślepy zegarmistrz może wykonywać swoje czary w małej skali (jak na wyspach Galapagos), fakt, że mechanizm Darwina działa w ograniczonym obszarze, fakt, że adaptacja istnieje w naturze – nic z tego nie stanowi gwarancji dla przypuszczenia, że cały porządek przyrody (w tym wszystkie nowości definiujące typy) jest adaptacyjny i może być zbudowany za pośrednictwem kontinuów funkcjonalnych. Istnieje niemal powszechny precedens, o czym świadczy historia nauki, że teorie, które kiedyś uważano za ogólnie słuszne, okazały się ostatecznie trafne tylko w pewnej sferze[43].

Co więcej, bardzo reklamowany sukces darwinizmu w ograniczonym obszarze adaptacji mikroewolucyjnej – klasycznie zilustrowany przez jego zdolność do wyjaśnienia adaptacyjnego zróżnicowania fauny archipelagu Galapagos i innych wysp oceanicznych[44] – to miecz obosieczny. Podczas gdy przypadki te pokazują, że kumulatywna selekcja może generować małe stopnie adaptacyjnej zmiany ewolucyjnej w niewielkich, przyrastających krokach, ilustrują one również, że mechanizm zależy od spełnienia konkretnego warunku: gatunki potomne (lub struktury takie jak nowe homologi) muszą być związane z ich domniemanymi gatunkami (lub strukturami) przodków poprzez długą serię empirycznie znanych lub teoretycznie przewidywalnych sekwencji funkcjonalnych form pośrednich.

Ta potrzeba adaptacyjnego kontinuum prowadzi nas do sedna problemu, głównego argumentu Kryzysu teorii ewolucji i kluczowego punktu bronionego w niniejszej publikacji: praktycznie wszystkie nowe, definiujące taksony homologi ze wszystkich głównych taksonów nie są osiągane w wyniku kontinuów adaptacyjnych. Co więcej, jak zostanie to omówione później, wiele z tych nowych, podstawowych planów budowy wcale nie sprawia oczywistego wrażenia adaptacyjności – fakt ten stwierdził Darwin w swoim O powstawaniu gatunków w odniesieniu do jednego z klasycznych podstawowych planów, projektu pięciopalczastego, leżącego u podstawy kończyny czworonoga. Ironią losu jest, że dowody na to, iż mikroewolucja rzeczywiście miała miejsce w przypadkach takich jak zięby (empirycznie znane lub łatwo przewidywane kontinuum form prowadzących od formy przodka A do postaci potomnej B) są właśnie dowodami, których brakuje przy podejmowaniu prób wyjaśnienia makroewolucji i pochodzenia cech definiujących (pióra, ręce, gruczoły sutkowe, włosy, łożysko, kwiaty, plan ciała i tym podobne) głównych taksonów.

Jak zobaczymy w następnych rozdziałach, uznaje się – jest to wręcz powszechnie wiadome – że ogromna większość nowości, które definiują taksony, nie powstała w wyniku kontinuów adaptacyjnych, które mogłyby wyposażyć selekcję w kierujący czynnik przyczynowy. Niestety, bardzo niewiele osób jest gotowych podążać za logiczną konsekwencją tego braku: mianowicie, że pochodzenie podstawowych typów przyrody musi być określone lub kierowane przez czynniki przyczynowe inne niż stopniowa, kumulatywna selekcja.

W następnym rozdziale zaczniemy badać, jak szeroko rozpowszechnione są nowości definiujące taksony – i ilu biologów ewolucyjnych uznaje dziś, że teoria ewolucji jeszcze ich nie wyjaśniła.

Rozdział 3

Hierarchia przyrody

[...] owe wielkie i ogólne rysy w pokrewieństwie wszystkich istot organicznych, a mianowicie możność łączenia ich w grupy i podgrupy.

Karol Darwin, O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego, czyli o utrzymaniu się doskonalszych ras w walce o byt, tłum. S. Dickstein, J. Nusbaum, Warszawa 2001, s. 499

J