Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kiedy Farrah miała czternaście lat, podkochiwała się w najlepszym przyjacielu swojego starszego brata ? uczucia do Jace'a były jej słodką tajemnicą. Wtedy wydawało się to całkiem niewinne i nawet zabawne. Ale beztroska nie trwała długo. Pewnego dnia, podczas powrotu z pracy do domu, rodzice Farrah i Jace zostali napadnięci, odurzony narkotykami bandyta zaczął strzelać. Rodzice dziewczyny zginęli, chłopak został lekko ranny. Dla Farrah i jej brata Nathana zaczęły się trudne czasy, tym trudniejsze, że Jace wyjechał z miasta.
Po kilku latach wrócił. Aby pomóc rodzeństwu związać koniec z końcem, zgodził się zamieszkać w ich domu. W dalszym ciągu traktował Farrah jak małą siostrzyczkę - dbał o nią i ją chronił. Niespodziewanie coś się zaczęło zmieniać. Dziewczyna budziła w nim zupełnie inne uczucia. Musiał je jednak ukrywać, to przecież młodsza siostra jego najlepszego przyjaciela. Sytuacja była tym bardziej kłopotliwa, że również dziewczęce zauroczenie Farrah przerodziło się w namiętną miłość.
Oboje zdawali sobie sprawę, że Nathan nigdy nie zaakceptowałby ich związku. Krucha stabilność, jaką osiągnęła ich mała, dziwna rodzina, zawaliłaby się jak domek z kart. Tylko jak długo można tłumić uczucie? I co zrobić, gdy tęsknota za wtuleniem się w ramiona ukochanej osoby staje się zbyt silna?
Sekretne pragnienia powinny do końca pozostać w ukryciu...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 403
Penelope Ward
The Crush.
Zanim nas przyłapią
Tytuł oryginału: The Crush
Tłumaczenie: Marcin Kuchciński
ISBN: 978-83-283-8386-9
Copyright © 2020. The Crush by Penelope Ward
Polish edition copyright © 2022 by Helion S.A.
All rights reserved.
Cover Photographer: Harol Baez
Cover Model: Jeremy Santucci, Instagram: @jeremysantucci
Cover Design: Letitia Hasser, RBA Designswww.rbadesigns.com
All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any information storage retrieval system, without permission from the Publisher.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lubfragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
https://editio.pl/user/opinie/zanapr_ebook
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
Helion S.A.ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwicetel. 32 231 22 19, 32 230 98 63e-mail: [email protected]: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)
Dla Brandona
Dziękuję za przedyskutowanie tego ze mną, synu.
(PS. Najwyższy czas, żebyś poszedł do fryzjera).
Czasem ułamek sekundy wystarczy, by zmieniło się całe życie — i to nawet w najbardziej zwyczajnych okolicznościach.
To był jeden z tych pracowitych dni, kiedy czas płynął szybciej niż zwykle. Japońska restauracja, w której pracowałam jako kelnerka, była pełna — zarówno sekcja hibachi, jak i główna sala. Biegałam między obiema.
— Weź jeszcze stolik numer sześć — rzucił kierownik.
— Jasne. Żaden problem — odpowiedziałam, odbierając zamówione przez kogoś sukiyaki.
Praca w Mayaka pozwalała mi jakoś związać koniec z końcem i opłacić studia. Chociaż miałam już dwadzieścia cztery lata, to dopiero zaczynałam naukę. Miałam za sobą kilka trudnych lat, ale w końcu wychodziłam na prostą.
Tamtego dnia wzięłam wcześniejszą zmianę. Okazało się to złym pomysłem, ponieważ zajęcie się stolikiem numer sześć zmieniło mój dzień — a być może i całe dalsze życie.
— Czy mogłabym na początek zapropono… — umilkłam w pół słowa. Moje serce niemal stanęło, gdy ujrzałam znajomą, ale dawno niewidzianą twarz — twarz, której nie byłam pewna, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę.
Jego źrenice również rozszerzyły się gwałtownie.
Notes wypadł mi z ręki.
Jace.
O Boże.
Naprzeciwko niego siedziała jakaś kobieta.
Kim ona jest?
Gardło mi się ścisnęło.
Jedyną reakcją, która wydawała mi się odpowiednia, była ucieczka. Wzięłam więc nogi za pas.
— Przepraszam — wydusiłam z siebie i obróciłam się na pięcie. Szybkim krokiem przeszłam na drugą stronę restauracji, mijając strzelające w powietrze płomienie na stolikach sekcji hibachi.
Przez wahadłowe drzwi wpadłam do kuchni.
— Sytuacja awaryjna, Mae. Muszę iść do domu. Przepraszam, że w takim momencie, ale naprawdę muszę iść.
— Wszystko w porządku? — spytała Mae.
Pospiesznie wyrzucałam z siebie słowa.
— Mam nadzieję. Teraz nie mogę mówić o szczegółach. Muszę iść. Przepraszam — powiedziałam raz jeszcze i wybiegłam z kuchni.
Słońce oślepiło mnie, gdy otworzyłam drzwi wejściowe do restauracji i przecinając parking, pobiegłam w stronę chodnika przy głównej drodze. Czy ucieczka z pracy była aktem tchórzostwa? Oczywiście. Czy ryzykowałam utratą pracy? Niewykluczone. Ale ja absolutnie nie byłam gotowa na to spotkanie. Ostatni raz widziałam Jace’a trzy lata temu, kiedy złamał mi serce. Do tamtej chwili należało tylko do niego — był jedyną miłością mojego życia.
Co on tu robił? Po co wrócił na Florydę? Myślałam, że wyjechał na zawsze i nigdy go już nie zobaczę. Sądząc po wyrazie jego twarzy, wynikało, że on też się nie spodziewał, że spotka mnie w Mayaka. Kim była towarzysząca mu kobieta? I dlaczego on musiał wyglądać jeszcze lepiej, niż to sobie zapamiętałam?
Miałam wrażenie, że na moim sercu spoczął ciężki kamień, ale nadal gnałam przed siebie. Oczywiście tego dnia postanowiłam w ramach ćwiczeń pójść do pracy. Jeśli chodzi o ucieczkę od własnej przeszłości, samochód byłby znacznie lepszym wyborem.
Właśnie miałam przejść przez ruchliwą o tej porze ulicę, gdy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
— Jezu, Farrah. Zwolnij, do jasnej cholery.
Wzdrygnęłam się, a serce o mało nie wyrwało mi się z piersi.
Odwróciłam się i spojrzałam w jego niebieskie, przeszywające mnie na wylot oczy. Jak mogłam sądzić, że uda mi się uniknąć tego spotkania?
Jace uśmiechnął się smutno.
— Gdybym cię nie znał, to pomyślałbym, że to ode mnie tak uciekasz.
Oboje ciężko dyszeliśmy. Zmusiłam się do nerwowego uśmiechu. Nie miałam pojęcia, czy powinnam się teraz roześmiać, czy rozpłakać.
Ileż było ironii w tej jego uwadze.
Nie widzieliśmy się od trzech lat, a on teraz miał czelność mówić, że od niego uciekam? Przecież to on uciekł ode mnie.
Trzy i pół roku wcześniej
— Wow! A gdzie to się wybierasz w takim stroju? — Głęboki głos Jace’a sprawił, że zamarłam w bezruchu.
Bingo.
A więc zauważył.
Po plecach przeszedł mi dreszcz, ale odpowiedziałam:
— Do Iguany.
— Więc idziesz do baru… A to ciekawe. Myślałem, że tam się chodzi w ubraniu — zauważył kąśliwie, rozłupując pistację. Włożył sobie orzeszek do ust i wyrzucił łupinę.
Spojrzałam w dół na crop top, który faktycznie odsłaniał mój brzuch. Wybrałam go specjalnie, żeby móc pochwalić się moim nowym kolczykiem w pępku. Całości dopełniały skąpe, ledwo zasłaniające pośladki, dżinsowe szorty.
— Ostatnim razem jakoś nie interesowało cię, w co jestem ubrana, Jace. Wydawało mi się, że to nie twój interes — odpowiedziałam z udawanym gniewem.
— A jednak to jest mój interes, bo to ja będę musiał skopać jakiemuś kolesiowi tyłek, jeśli po pijaku zacznie kłaść swoje ręce tam, gdzie nie powinien.
Ta opiekuńczość Jace’a zarówno mi się podobała, jak i przeszkadzała. Naprawdę wolałabym, żeby nie traktował mnie jak młodszą siostrę. Za wiele było w tym zwykłej, niewinnej troski. A to przeciwieństwo tego, czego chciałam. W moich uczuciach wobec niego nie było ani cienia braterstwa. Obawiałam się jednak, że to pozostaje dla niego tajemnicą.
— Dam sobie radę — zapewniłam go, otwierając lodówkę i wyjmując z niej dzbanek. Nalałam sobie trochę wody do szklanki, przez cały czas czując na sobie jego wzrok. Przyprawiało mnie to o mrowienie, nawet jeśli w jego spojrzeniu była tylko zwykła troska.
— Nie mam prawa mówić ci, co masz robić… Ale tak z punktu widzenia faceta, jeśli zobaczę dziewczynę ubraną tak jak ty teraz, to odbieram to jako pewną informację na jej temat. Wiesz, co chcę powiedzieć?
Jace nic nie rozumiał. Naprawdę nic. Nie miał bladego pojęcia, że to jego uwagę pragnę przyciągnąć. Ubierałam się prowokacyjnie tylko po to, żeby zrobić wrażenie na nim.
Od kiedy przed dwoma miesiącami wprowadził się do tego mieszkania, przyciąganie jego uwagi stało się moim hobby. Ale w przeciwieństwie do pistacji, którymi się teraz zajadał, on sam okazał się twardym orzechem do zgryzienia. Owszem, od czasu do czasu przyłapywałam go na tym, że się na mnie patrzy, ale wciąż nie wiedziałam, o czym tak naprawdę myśli. Choć szczerze mówiąc, tak naprawdę ja sama nie wiedziałam, co sobie myślę, próbując przyciągnąć jego uwagę. Jace przecież i tak by mnie nie tknął — nie tylko dlatego, że byliśmy teraz współlokatorami, a tych obowiązuje przecież określony kodeks — ale także dlatego, że byłam siostrą jego najlepszego przyjaciela. No i dlatego traktował mnie tak, jak traktował, czyli jak młodszą siostrę, czego ja szczerze nienawidziłam. Bo chociaż już od lat był dla mnie niemal jak członek rodziny, to jednak ja nigdy nie patrzyłam na niego jak na brata. Za bardzo mi się podobał. Byłam w nim zadurzona od chwili, gdy go poznałam, czyli od czasu, gdy miałam coś koło sześciu lat.
— Z tego, co zdążyłam się już zorientować — ciągnęłam — dziewczyny, z którymi ty się spotykasz, wcale nie ubierają się jakoś bardziej konserwatywnie.
Zlizał resztki soli z wargi.
— E… To co innego.
Uniosłam jedną brew.
— A niby dlaczego?
Jace tylko zacisnął szczęki. Nie znalazł dobrej odpowiedzi.
No właśnie.
Pozwoliłam więc sobie odpowiedzieć za niego.
— Ja wiem, dlaczego uważasz, że to coś innego. Ewidentnie zapominasz, że mam już dwadzieścia jeden lat. Spotykasz się z dziewczynami, które są praktycznie w moim wieku, ale ty wciąż nie widzisz we mnie dojrzałej kobiety, bo wyjechałeś na studia, kiedy ja miałam dwanaście lat. I właśnie taką mnie sobie zapamiętałeś. — Westchnęłam ciężko. — Ale ja już nie jestem dwunastolatką. Przestaw sobie cyferki.
W tym momencie dołączył do nas Nathan, mój brat.
— A mnie nie obchodzi, ile masz lat. Ubrałaś się jak ladacznica, i tyle.
Przewróciłam oczami.
Jace spojrzał na niego gniewnie.
— Nie mów tak do niej.
— Mówienie jej prawdy to moje zadanie.
— Ale nie musisz używać takich słów, baranie.
Roześmiałam się.
— Właśnie. Jace powiedział mi to samo, co ty, ale ujął to znacznie delikatniej. — Dopiłam wodę i odstawiłam szklankę na blat. — W każdym razie w Iguanie zawsze jest gorąco jak w saunie. Klimatyzacja tam jest do dupy. I dlatego wszyscy tak się ubierają — skłamałam.
Spojrzeli na mnie z wyraźnym sceptycyzmem.
Przyjaźnili się od dzieciństwa. Obaj byli starsi ode mnie o sześć lat. Już tak długo się w nim potajemnie podkochiwałam… Kiedy Jace przychodził do nas po treningu, moje hormony szalały. A jeśli zdarzyło się mu do mnie odezwać, kolana robiły mi się miękkie i nogi uginały pode mną. Gdybym pozwoliła wam przejrzeć mój pamiętnik z tamtych czasów, to na każdej stronie znalazłaby się jakaś wzmianka na jego temat. Pragnąć kogoś ze świadomością, że nie można tego kogoś mieć, było prawdziwą torturą. Najgorszych było tych kilka ostatnich lat przed wyjazdem Jace’a na studia. Aż usychałam z miłości.
A potem? No cóż, potem on wyjechał. I to aż do Karoliny Północnej. Serce dwunastolatki pękło, gdy Jace poszedł na studia. Przez kilka pierwszych lat pojawiał się w domu tylko latem.
Nie było go długich dziewięć lat i dopiero niedawno przeprowadził się z powrotem na Florydę. Ani przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że może zamieszkać z nami. Jace był dokładnie tym samym chłopcem, którego pamiętałam z młodości… ale starszym i jeszcze bardziej przystojnym. Miał dwadzieścia siedem lat i był prawdziwym mężczyzną. Ale i ja nie byłam już dzieckiem. Nie trzeba więc chyba wyjaśniać, czym ostatnio zajęta była moja głowa.
Nathan przerwał moje rozmyślania.
— Jeśli nie chcesz się przebrać w coś bardziej odpowiedniego, to przynajmniej weź ze sobą gaz pieprzowy.
— Przecież wiesz, że zawsze mam go ze sobą.
Czasem mój brat także nie mógł się powstrzymać przed okazywaniem mi nadmiernej troskliwości, ale jemu akurat nie mogłam mieć tego za złe. Byłam dorosła, ale rozumiałam, że stare nawyki trudno jest wykorzenić. Nasi rodzice zginęli podczas napadu siedem lat temu. Ja miałam wówczas czternaście, a Nathan dwadzieścia lat i to on został moim prawnym opiekunem. Tamtego lata Jace wrócił i pracował w firmie ogrodniczej mojego ojca. Był świadkiem tego, co się stało. Trudno to sobie wyobrazić. Wciąż nie był w stanie o tym mówić. Wiedziałam, że ma poczucie winy, jakie często towarzyszy ocalałym. On też został postrzelony, ale miał więcej szczęścia od moich rodziców. Trauma, jakiej wtedy doznał, położyła się cieniem nad całym jego życiem. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Bolesna przeszłość była niczym duch, który wszędzie z nami podążał, ale nie mówiliśmy o nim i udawaliśmy, że go tam nie ma.
Z raportów policyjnych, które przeciekły do prasy dowiedziałam się, że tego dnia mój ojciec i Jace wracali z kolejnego zlecenia. Po drodze zatrzymali się jeszcze, żeby zabrać moją matkę ze sklepu, w którym pracowała. Mój ojciec miał wrażenie, że ktoś jedzie za nimi od chwili, gdy wyjechali od klienta. Bandyta najpierw zepchnął ich samochód z drogi, zmuszając do zatrzymania, a następnie podbiegł z bronią w ręce. Mój ojciec miał przy sobie mnóstwo gotówki, bo klienci zwykle rozliczali się z nim w ten właśnie sposób. Śledczy byli przekonani, że napastnik musiał o tym wiedzieć. Być może dostał cynk od któregoś z pracowników mojego ojca.
Jak pisano w prasie: „ofiary, Ronald i Elizabeth Spade’owie, nie stawiali oporu i oddali bandycie pieniądze, ale ten, będąc pod wpływem narkotyków, mimo wszystko oddał w ich kierunku strzały”. Moi rodzice zginęli na miejscu, a jedna z kul niegroźnie drasnęła Jace’a. Policja, dysponując opisem samochodu, szybko ustaliła tożsamość sprawcy i otoczyła jego mieszkanie. W trakcie krótkiej wymiany ognia bandyta został zastrzelony. Koniec. Życie całej naszej trójki zmieniło się na zawsze, a niewinne, idylliczne czasy dzieciństwa stały się jedynie odległym wspomnieniem.
Jace wrócił na studia, ale przestał przyjeżdżać na lato. To było zrozumiałe.
Chociaż od tamtych wydarzeń minęło już siedem lat, żadne z nas nie pogodziło się z tym do końca. Ja również nie mogłam przeboleć straty rodziców. Bywały ranki, że budziłam się z nadzieją, że mama i tata znów tu będą. Możliwe, że gdyby nie Nathan, to bym sobie z tym wszystkim nie poradziła. Starał się, jak mógł, wypełnić pustkę po naszych rodzicach. Początkowo było nam naprawdę bardzo ciężko, ale on nie ustawał w wysiłkach przywrócenia normalności do naszego życia. Kontynuował nasze rodzinne tradycje i rytuały, jak na przykład wieczorki filmowe, nawet jeśli teraz oglądaliśmy je tylko we dwoje. Do dziś raz w miesiącu wybieraliśmy wspólnie jakiś film i zasiadaliśmy przed ekranem.
Nadal mieszkaliśmy w Palm Creek na Florydzie, gdzie dorastaliśmy, choć już nie w rodzinnym domu. Było to dla nas zbyt bolesne i Nathan, wykorzystując część spadku na wkład własny, wziął kredyt na zakup budynku stojącego kilka ulic dalej. Niestety, niedawno mój brat stracił pracę sprzedawcy samochodów i zaczęło brakować nam pieniędzy na rachunki i raty kredytu. A ponieważ właśnie wtedy do miasta wrócił Jace, żeby przez jakiś czas pomagać swojemu ojcu w prowadzeniu jego firmy, Nathan spytał swojego starego przyjaciela, czy nie chciałby zamieszkać z nami. Pieniądze, które nam płacił za wynajem jednego z pokoi, pozwalały nam związać koniec z końcem i nie mieć problemów z bankiem. Jace żył w swoistym zawieszeniu — nie wiedział, czy zostanie na Florydzie na stałe — dlatego zamieszkanie z nami i dla niego było dobrym rozwiązaniem. Korzyści były obopólne. I tak oto mieszkaliśmy sobie we trójkę.
Obróciłam się do brata.
— Nie podwiózłbyś mnie do baru?
— A co z twoim samochodem?
— Chyba wysiadł alternator. Znowu jest w warsztacie.
— Kupa złomu.
Faktycznie, stara, pordzewiała toyota corolla ostatnio ciągle sprawiała mi kłopoty. Na szczęście mogłam liczyć na zniżki u Rusty’ego, miejscowego mechanika. Nathan był przekonany, że Rusty ma pewne ukryte motywy i chodzi mu w tym wszystkim o mnie, ale ja chętnie godziłam się na każdą proponowaną mi obniżkę, nie zastanawiając się nad powodami hojności mechanika.
— Oszczędzam na coś innego — zapewniłam brata. — Ale na razie mam to, co mam. Nawet gdybym chciała go teraz sprzedać, nie dostałabym za niego zbyt wiele.
— Następnym razem nie zabieraj go od razu do Rusty’ego — wtrącił się Jace. — Zawsze najpierw ja mogę spróbować coś tam naprawić.
Jace — spocony i bez koszulki — pod moim samochodem… Ta wizja wcale nie była nieprzyjemna.
— Dziękuję. Nie pomyślałam o tym. Doceniam propozycję.
— O której chcesz być w Iguanie? — spytał Nathan.
— W zasadzie to muszę wyjechać już. Wystarczy, że mnie tam podrzucisz. Kellianne obiecała, że mnie odwiezie.
Spojrzał na zegar.
— Teraz nie mogę. Za dziesięć minut przychodzi jakiś człowiek zainteresowany kosiarką, którą wystawiłem na sprzedaż. Zawiozę cię, gdy tylko pójdzie.
Zmarszczyłam czoło.
— Jeśli nie wyjadę natychmiast, stracę początek.
— A co w tym takiego wyjątkowego? — spytał Nathan. — To przecież tylko grupka naprutych gości wyrzucających z siebie stek bzdur.
— Nieprawda. To nie są bzdury. I dla mnie to naprawdę fascynujące.
Raz w tygodniu w barze Iguana organizowano wieczorki z cyklu „Otwórz swoje serce”. Naprawdę nie chciałam stracić ani minuty. Goście baru — faktycznie zwykle mający już nieco w czubie — stawali na scenie i opowiadali obcym sobie ludziom przeróżne historie ze swojego życia. Zgodnie z nazwą wydarzenia, czasem robili to po to, by zrzucić z siebie jakiś ciężar i wylać żale, a czasem dzielili się swoimi najgłębiej skrywanymi i najmroczniejszymi tajemnicami. Nigdy nie wiedziałeś, co możesz za chwilę usłyszeć. Niektóre wyznania były naprawdę poruszające — ludzie opowiadali o traumach, z którymi się borykali, a które ja mogłam dobrze zrozumieć po wszystkich tych latach przepełnionych bólem po stracie rodziców. Czasem ktoś opowiedział coś bardziej pikantnego. Niektórzy ludzie nie wahali się odsłonić wszystkiego. Zdecydowanie były to wieczorki pod znakiem „osiemnaście plus”. I chociaż uwielbiałam słuchać wszystkich tych historii, sama nie odważyłam się, by stanąć na scenie. Jeszcze. Ale któregoś dnia…
— Ja mogę ją podwieźć — rzucił Jace.
W moim sercu rozpłynęła się fala radości.
— Dzięki. Jestem twoim dłużnikiem — ucieszył się Nathan.
Jace wstał od stołu i wyrzucił do kosza łupiny pistacji, które dotychczas gromadził na papierowej serwetce. Podniósł z blatu kluczyki i podrzucił je na dłoni.
— Chodźmy.
Czułam buzującą mi w żyłach adrenalinę, gdy wyszłam za nim i podeszłam do jego lśniącego czarnego pick-upa stojącego na podjeździe. Była już prawie ósma i gorące powietrze Florydy zaczynało się w końcu ochładzać. Lekki wiatr kołysał czubkami palm posadzonymi przed naszym domem. Mieszkaliśmy przy spokojnej ulicy pełnej podobnych do siebie, otynkowanych w piaskowym kolorze domów. Nasz, choć parterowy, w porównaniu z innymi był naprawdę spory. Mieliśmy trzy sypialnie, a w ogrodzie zmieścił się jeszcze basen kryty szklanym dachem. To była dobra dzielnica — zasady wspólnoty były surowe i wszystkie domy utrzymywano w wyśmienitym stanie. W przeciwnym razie płaciło się karę. Pracownicy wspólnoty regularnie objeżdżali całą dzielnicę i jeśli zauważyli gdzieś łuszczącą się farbę, natychmiast wysyłali ostrzeżenia. Na szczęście Nathan potrafił sam wszystko naprawić.
Czarne skórzane siedzenie parzyło. Półciężarówka była ogromna i nie mieściła się w naszym małym garażu, w którym mój brat trzymał swojego hyundaia. Jace nie miał wyjścia i musiał stawiać samochód na zewnątrz nawet w największe upały.
Przekręcił kluczyk w stacyjce, ale nie ruszył. Zamiast tego zawiesił wzrok na moim pępku. Przez ułamek sekundy pomyślałam, że się na mnie zwyczajnie gapi.
— Pasy.
No tak. Ale jestem głupia.
— Och. — Sięgnęłam ręką i zapięłam pas bezpieczeństwa. — Sorki.
Wzdrygnęłam się, kiedy położył dłoń na oparciu mojego fotela, ale on tylko odwrócił się, żeby wycofać się z naszego podjazdu.
Myślałaś, że cię dotknie, Farrah?
Nie mogłam powstrzymać chichotu.
— Z czego się śmiejesz? — spytał, ruszając.
Musiałam szybko coś wymyślić.
— Wiesz, co mówią o facetach w dużych samochodach?
Przewrócił oczami.
— Że wielkość samochodu musi odpowiadać wielkości ich męskości? Tak. Muszę z tym żyć.
— Niezupełnie tę wersję słyszałam. Ale skoro tak mówisz… — Mrugnęłam do niego znacząco.
— Mądrala. — Roześmiał się.
W powietrzu unosił się zapach jego wody kolońskiej zmieszany z delikatną wonią cygara. Przy mnie nigdy nie palił, ale wiedziałem, że lubił sobie czasem zapalić cygaro podczas jazdy. Uwielbiałem zapach jego półciężarówki, ponieważ był to w zasadzie skondensowany na małej przestrzeni zapach jego samego. Czułam się jak w siódmym niebie.
Jeśli to wszystko brzmi tak, jakbym była zbyt egzaltowana lub zdesperowana w swoim uczuciu do tego mężczyzny… No cóż, chyba faktycznie tak było. Weźcie tylko pod uwagę, że był pierwszą miłością mojego życia.Pierwszą i jedyną. Mój stan emocjonalny był efektem nieodwzajemnionych, dojrzewających wiele lat uczuć. No i pamiętajcie jeszcze o tym, że teraz, jako dorosły mężczyzna, był dziesięciokrotnie bardziej atrakcyjny. Dołóżmy do tego fakt, że i ja byłam już dostatecznie dojrzała, by mieć przeróżne fantazje na jego temat. Tak, to z pewnością nie pomagało. Ja naprawdę nie chciałam go pragnąć. To działo się samo. Był ostatnim mężczyzną, którym powinnam była się interesować. Nie miałam przecież żadnych szans. Problem w tym, że nie można sobie wybrać, w kim się zakochasz.
Przez kilka minut jechaliśmy w milczeniu, aż w końcu powiedziałam:
— Dziękuję. Doceniam, że chciało ci się mnie podwieźć.
Rzucił mi spojrzenie z ukosa.
— Żaden problem.
Przez chwilę zbierałam się w sobie, ale w końcu odważyłam się zadać mu to pytanie.
— Masz jakieś plany na wieczór?
Zawahał się.
— Pewnie pojadę do Linnei.
Wiedziałam, że mówi o dziewczynie, z którą spotykał się od jakiegoś czasu. Raz usłyszałam, jak rozmawiał o niej z Nathanem, a raz widziałam ją w jego samochodzie.
— Szanse na coś poważniejszego?
Wzruszył ramionami.
— Z nikim nie łączy mnie nic poważniejszego. Po prostu z niektórymi ludźmi spędzam więcej czasu, z innymi mniej.
— Rozumiem. — Powoli pokiwałam głową.
Jego odpowiedź z jednej strony poprawiła mi humor, ale uświadomiła także, że bardzo możliwe, iż „spędza czas” z więcej niż jedną dziewczyną.
— Żałujesz powrotu do Palm Creek? — spytałam.
— A dlaczego niby miałbym tego żałować? — odpowiedział pytaniem po krótkim wahaniu.
— Czy to nie oczywiste? W Karolinie Północnej miałeś swoje mieszkanie. I z tego, co wiem, byłeś zadowolony ze swojej pracy. Teraz mieszkasz z Nathanem i ze mną, a pracujesz w firmie swojego ojca. To ogromna zmia-na. — Zrobiłam pauzę, układając sobie kolejne słowa w głowie. — A poza tym… A poza tym wiem przecież, że nie wszystkie wspomnienia związane z tym miejscem są miłe. Pomyślałam więc sobie…
— Nie. Jest w porządku — przerwał mi. — Ojciec potrzebuje mojej pomocy. Faktycznie nie miałem większego wyboru w tej kwestii, ale powrót do domu pomógł mi zrozumieć, jak bardzo tęskniłem za tym miejscem. Tak więc nie jest źle.
Ojciec Jace’a, Phil, był właścicielem firmy Muldoon Construction. Aktualnie Phil Muldoon przechodził leczenie — miał raka gardła — i przez jakiś czas ktoś musiał mu pomóc w prowadzeniu biznesu. Jace najlepiej nadawał się do tego zadania, nie tylko dlatego, że miał odpowiednie wykształcenie biznesowe. Szczerze mówiąc, to jego przyrodni bracia nie nadawali się praktycznie do niczego — obaj byli uzależnieni od narkotyków i bezrobotni. Dlatego Jace zrezygnował z pracy zarządcy nieruchomości w Charlotte i wrócił do domu.
— Myślisz, że mógłbyś zostać tu już na stałe?
— To zależy od bardzo wielu rzeczy. Na razie podchodzę do tego na zasadzie dzień po dniu.
— Wiem, że Nathan bardzo docenia fakt, że zgodziłeś się z nami zamieszkałeś. On nie jest zbyt wylewny w słowach i czasem nie potrafi wyrazić wdzięczności. Przeszkadza mu w tym duma. Ale naprawdę lepiej mu się śpi, wiedząc, że stać nas na kolejne raty kredytu. Cieszę się, że cię poprosił o wprowadzenie się do nas.
— A wiesz, szczerze mówiąc, to ja jemu jestem za to wdzięczny.
— O? A to niby dlaczego?
Milczał przez chwilę.
— Po tym… Po tym, co się wtedy wydarzyło… zniknąłem… Wróciłem na studia. Wiesz…
Po raz pierwszy w rozmowie ze mną Jace nawiązał w jakikolwiek sposób do tego, „co się wtedy wydarzyło”. Nie miałam pojęcia, że ma poczucie winy, iż krótko po śmierci moich rodziców on znów wyjechał do Karoliny Północnej. Uważałam, że to rozsądna decyzja i z całą pewnością nigdy nie miałam mu tego za złe. No bo co niby innego miałby zrobić? Rzucić studia, zostać w Palm Creek i cierpieć wraz z nami? Przyznaję, że wówczas zazdrościłam mu, iż ma dokąd wyjechać. Kurczę, najchętniej zabrałabym się tam z nim, gdybym tylko mogła to zrobić.
— Musiałeś wrócić na studia i żyć dalej swoim życiem. Nie miałeś wyboru…
— Zawsze jest jakiś wybór. A ja żałuję, że mnie tu nie było. Nie wspierałem go… i ciebie. Teraz mam okazję to choć trochę nadrobić. — Odwrócił głowę i spojrzał na mnie. — Jesteście dla mnie jak rodzina.
Znów ogarnęły mnie ambiwalentne uczucia — z jednej strony miło było to słyszeć, ale z drugiej strony było mi przykro, że w jego głosie wciąż słyszę tylko ten „braterski” ton.
Odchrząknął i zmienił temat.
— Co takiego podoba ci się w tych publicznych uzewnętrznianiach się? Mówię o tych wieczorkach w barze?
Wzruszyłam ramionami.
— To chyba jest tak, że jeśli sam tłumisz swoje uczucia, to zazdrościsz tym, którzy mają odwagę ujawnić swoje.
— Ale ty nigdy nie wyszłaś na scenę…
— Nie. A przynajmniej jeszcze nie. Może kiedyś się jednak przełamię.
Uniósł wysoko brwi.
— A na co czekasz?
Roześmiałam się.
— Na przypływ odwagi.
— Odwagi? A czego tak konkretnie się obawiasz?
— Boję się, że nagle zapomnę języka w gębie, albo jeszcze gorzej, że zacznę coś bredzić bez ładu i składu… Że zemdleję, upadnę albo że zabiorą mnie do szpitala bez klamek. Tego typu rzeczy.
— Nie dramatyzujesz zbytnio? — Roześmiał się. — Ale ja cię rozumiem. Niełatwo jest stanąć przed publicznością. Wiem, o co ci chodzi.
— Właśnie. Na razie wolę więc tylko słuchać. Już samo to jest dla mnie inspirujące, choć chciałabym znaleźć w sobie tyle odwagi, by samej wyjść na scenę.
— Nie ma pośpiechu. Kiedy będziesz gotowa, to wyjdziesz. Wystąpienia publiczne wymagają sporej odwagi, a kiedy jeszcze chcesz podzielić się czymś osobistym… to musi być jeszcze trudniejsze.
— No właśnie. — Skinęłam głową. — W dodatku muszę wyznać coś interesującego. Niektórzy opowiadają o naprawdę bolesnych rzeczach, które im się w życiu przydarzyły, ale ja wolałabym tego nie robić. Chciałabym raczej opowiedzieć coś soczystego lub zabawnego. To lepsze niż wypłakiwanie się przy obcych ludziach.
— Ja cię tylko proszę, żebyś nie zrobiła niczego głupiego tylko po to, żebyś miała potem o czym opowiadać. To przyprawiłoby twojego brata o zawał.
— Tak, jego łatwo zdenerwować.
Odwrócił się do mnie.
— Nie rozmawiasz z nim za wiele, prawda? Powiedział mi, że nigdy nie wie, co tak naprawdę myślisz.
Mój brat rozmawiał z Jace’em o mnie?
— Naprawdę tak powiedział?
— Tak. Myślę, że chciałby, abyś bardziej się przed nim otworzyła.
— Rozmowa o pewnych sprawach z nikim nie przychodzi mi łatwo. Zapisuję swoje przemyślenia, a czasem piszę jakąś fikcję i każę bohaterom przechodzić przez to samo, przez co przeszłam ja. Trzymam to jednak tylko dla siebie. Niektóre piosenki pomagają mi wydobyć z siebie pewne rzeczy. Czasem też medytuję i ćwiczę jogę. Rozmowa nigdy nie była moją mocną stroną.
— Dobrze, że masz jakiś wentyl.
— A co jest twoim wentylem?
— Nic tak godnego szacunku jak pisanie i joga.
— Seks i cygara? — podsunęłam.
— Nie zapaliłem cygara od tygodnia. — Puścił do mnie oko.
Jezu. W takim razie zostaje sam seks.
— Może powinienem nauczyć się medytować? — dodał po chwili. — Kiedy to robisz?
— Kiedy tylko znajdę chwilę wolnego czasu. W telefonie mam taką apkę do medytacji kierowanej. Pomaga mi się uspokoić, kiedy jestem zestresowana. Mam też wrażenie, że pomaga mi to nawiązać kontakt z moją podświadomością.
Uśmiechnął się i rzucił mi spojrzenie z ukosa.
— Jesteś znacznie głębsza niż tamta mała dziewczynka, która nieustannie żuła swoje włosy.
— Nie wierzę, że to pamiętasz. — Po moich policzkach rozlała się fala gorąca.
— Niektóre rzeczy trudno jest zapomnieć.
Westchnęłam ciężko.
— Życie kiedyś było prostsze. Ale cieszę się, że wyrosłam przynajmniej z tego nałogu. Gdybym dalej żuła włosy, gdy się stresuję, to teraz byłabym chyba całkiem łysa.
— Przyznaję, że całkiem nieźle ci wychodzi ukrywanie faktu, iż żyjesz w ciągłym stresie. Za uśmiechem wiele da się schować, co?
Wzruszyłam ramionami.
— Udawaj, a w końcu sam uwierzysz, że jest dobrze.
Omiótł mnie uważnym spojrzeniem, po czym znów skupił się na drodze.
— A co takiego tak bardzo cię stresuje?
— Nic konkretnego. Po prostu ogólna niepewność o przyszłość. Chciałabym zrobić coś sensownego ze swoim życiem, ale nie mam pojęcia, czego tak naprawdę pragnę. Mam wrażenie, że utknęłam w martwym punkcie. Wciąż tkwię w tej samej pracy — codziennie wstaję, idę do biura i robię dokładnie to samo, tak jak każda sekretarka. I tylko czuję, że czas mija.
— Jesteś taka młoda. Masz mnóstwo czasu.
— Aż tak młoda to już nie jestem — powiedziałam z naciskiem.
— No fakt. Nie jesteś już dzieckiem, ale wciąż jesteś młoda.
— Powinnam już prawie kończyć studia, a nawet jeszcze ich nie zaczęłam. Moja matka, kiedy była w moim wieku, miała już dziecko.
Skrzywił się.
— Nie chciałabyś chyba być już mężatką i mieć dziecko.
— Nie. Ale chciałabym mieć jakiś większy cel, jakiś głębszy sens w życiu. Frustruje mnie, że jeszcze go nie znalazłam.
— W takich sprawach nie ma żadnego z góry narzuconego harmonogramu, Farrah. Wiele w życiu przeszłaś — więcej niż inni w twoim wieku. I szczerze mówiąc, naprawdę jestem pełen podziwu dla sposobu, w jaki ty i Nathan poradziliście sobie z tym wszystkim. Macie dach nad głową i dbacie o siebie nawzajem. Świetnie sobie radzicie, nawet jeśli nie zawsze masz takie przekonanie. Wiesz, w ostatecznym rachunku chyba każdy człowiek stara się po prostu przetrwać kolejny dzień. Nie bądź dla siebie taka surowa.
Uśmiechnęłam się, jednocześnie podziwiając jego wspaniałe kości policzkowe i sposób, w jaki światło mijanych latarni odbijało się od jego czarnych, lśniących włosów.
— Spróbuję spojrzeć na to w ten sposób.
W końcu znaleźliśmy się w dzielnicy handlowo-rozrywkowej, w której znajdował się także bar Iguana.
Jace zwolnił.
— To tu?
— Tak.
Zatrzymał się. Słońce zdążyło już zajść i teraz niebieski neon nad wejściem do baru oświetlał chodnik.
— Mówiłaś, że ktoś cię odwiezie? — Położył dłoń na zagłówku mojego fotela.
Całe moje ciało aż zadrżało, świadome jego bliskości.
— Tak. Umówiłam się tu z Kellianne i to ona mnie potem podrzuci z powrotem do domu.
Jace spojrzał na mnie uważnie.
— Ona pije?
— Nie martw się. Jeśli ma prowadzić, to pozwala sobie na tylko jednego drinka.
— Okej. Jeśli sytuacja się zmieni i będziesz potrzebowała kierowcy, napisz mi esemesa.
Natychmiast przyszło mi do głowy, że być może warto było sprokurować sytuację pozwalającą ziścić właśnie taki scenariusz.
— Dobrze.
— Uważaj na siebie — rzucił na pożegnanie.
Zwlekałam jeszcze przez chwilę. Nie miałam ochoty wysiadać. Wolałabym spędzić z nim cały wieczór. Rozmawialibyśmy o życiu, ja dowiedziałabym się więcej o tym, co go kręci i za czym tęskni. Chciałabym poznać go na wylot, odkrywając go warstwa po warstwie.
Musiałam się zmusić do otworzenia drzwi. Zanim jednak wysiadłam, pochyliłam się w jego stronę i szybko go uścisnęłam.
— Raz jeszcze dziękuję.
Cały zesztywniał, ale objął mnie jedną ręką. Delektowałem się tymi kilkoma sekundami, ale musiałam się w końcu odsunąć. Musiałam zachować pozory i dla każdego postronnego obserwatora był to niewinny gest. W środku jednak cała płonęłam. Nie miewałam zbyt wielu okazji, aby mu w ten sposób „dziękować”.
Jace poczekał jeszcze, aż wejdę do środka, po czym odjechał.
Od razu ruszyłam w stronę baru. Nie lubiłam przychodzić jako pierwsza. Kellianne miała przyjechać do baru prosto z pracy.
Zamówiłam drinka, po czym znalazłam stolik z dobrym widokiem na scenę.
Po jakichś dziesięciu minutach samotnego siedzenia i popijania mojito, w drzwiach baru dostrzegłam moją przyjaciółkę.
Poznałam ją w firmie prawniczej, w której pracowałam jako asystentka. Kellianne w międzyczasie przeniosła się do innej pracy, ale nadal byłyśmy w kontakcie. Pod względem fizycznym byłyśmy swoimi przeciwieństwami. Ona była niska i miała kręcone blond włosy. Ja zaś miałam 170 centymetrów wzrostu i długie, proste brązowe włosy.
— Sorki za spóźnienie. Korki — wyjaśniła.
— Spoko. — Uniosłam kieliszek. — Jak widzisz, już się sobą zajęłam.
— Ktoś już występował?
— Nie, jeszcze się nie zaczęło.
„Spowiedzi”, jak to wszyscy tutaj nazywali, zaczynały się koło dziewiątej i trwały jakąś godzinę, czasem dłużej. Wszystko zależało od tego, ile osób miało ochotę się danego wieczoru uzewnętrznić.
— Brat cię przywiózł?
— Nie. Jace.
— Ach… Jace. — Westchnęła. — Ależ z niego gorące ciacho. Natknęłam się kiedyś na niego stacji benzynowej. Nie widział mnie. Wiózł jakąś dziewczynę.
Przewróciłam oczami.
— Rude włosy?
— Tak.
— To Linnea. Widują się już od kilku tygodni. Dziś wieczorem też do niej jedzie.
Zmarszczyła czoło i spytała:
— Czy to ci przeszkadza?
Wzruszyłam ramionami.
— Trochę. Tak.
Nie rozmawiałam z Kellianne o moich uczuciach do Jace’a. Wiedziała tylko, że w dzieciństwie się w nim podkochiwałam. Niewinne dziewczęce uczucie dwunastolatki było usprawiedliwione, a nawet urocze… Ale teraz, kiedy miałam dwadzieścia jeden lat? Teraz sprawy nie były już takie proste.
Ona jednak nie wydawała się zaskoczona moją odpowiedzią.
— Tak właśnie myślałam…
— Wiesz, nie chcę wchodzić w ten temat.
— Ale ja chętnie bym o tym posłuchała.
— Tu naprawdę nie ma wiele do opowiadania. Wiesz przecież, że podkochiwałam się w nim, kiedy byłam małą dziewczynką. Teraz, kiedy mieszka z nami, niektóre z tych dawnych uczuć ożyły w mojej pamięci.
Uniosła w górę palec wskazujący.
— I tu się na chwilę zatrzymajmy. Skoczę po drinka i możemy kontynuować.
Wróciła po chwili ze szklaneczką rumu z colą i podjęła temat dokładnie od miejsca, w którym go przerwała.
— No więc tak… Niektóre z tych dawnych uczuć ożyły… a może one nigdy tak naprawdę nie zwiędły i nie osłabły?
Dopiłam drinka i potrząsnęłam szklanką, grzechocząc kostkami lodu.
— Kiedy mieszkał w Karolinie Północnej, łatwiej było o nim nie myśleć, ale teraz, kiedy znów tu jest, nie mogę nic poradzić na swoje uczucia. To tak, jakby wróciły dokładnie do tego samego stanu, w którym były, kiedy wyjechał. A teraz mieszka z nami i poznaję go niejako na nowo. Na innym poziomie. Kiedy byłam dzieckiem, nigdy ze sobą dużo nie rozmawialiśmy. Po prostu podziwiałam go z daleka. Teraz jest inaczej. Oboje jesteśmy dojrzalsi.
W jej oczach dostrzegłam falę ekscytacji.
— Myślisz, że jest szansa, że coś między wami…?
— Nie. Naprawdę nie. On traktuje mnie dokładnie tak samo jak Nathan — jak siostrę. I to jest do bani.
— Cóż. Nigdy niczego nie można być pewnym. Ubieraj się dalej tak jak dzisiaj, a zobaczysz, że coś może się zmienić.
— No nie wiem. On się o mnie troszczy. Wiem to. I myślę, że właśnie z tego powodu nigdy nie spróbuje się do mnie zbliżyć. — Zwilżyłam sobie lodem usta. — I szczerze mówiąc, sama nie wiem, co bym zrobiła, gdyby on nagle zaczął odwzajemniać moje uczucia. Nathan pewnie zabiłby nas oboje.
— Okej, a więc czysto hipotetycznie, gdyby pojawiła się jakaś okazja… ty byś z niej nie skorzystała?
— Nie wiem. — Westchnęłam. — Ale to na szczęście tylko fantazja, a nie rzeczywistość.
— To dziwne. Wiedzieć, że mężczyzna, za którym szalejesz, dba i troszczy się o ciebie, ale nie w ten sposób, w jaki ty byś tego chciała. Przyznasz, że to dość nietypowa sytuacja.
Za którym szalejesz… To określenie nieco wytrąciło mnie z równowagi i kazało na nowo przemyśleć sobie kilka spraw. Próbowałam zlekceważyć moje uczucia do Jace’a, ale moja przyjaciółka najwyraźniej przejrzała mnie na wylot.
Bawiąc się słomką, zajrzałam głęboko w szklankę.
— Tak, on się o mnie troszczy. I ja o niego też. To nie jest tylko pożądanie. Przez wiele lat był ważną częścią mojego życia. Dużo czasu spędzał z całą naszą rodziną. Kiedy jego drużyna przegrywała mecz, wypłakiwał się później przy naszym stole. Był przyjacielem mojego brata i dzięki temu mogłam obserwować wiele ważnych momentów w jego życiu, takich jak bal maturalny i ukończenie szkoły średniej. Byłam świadkiem jego dorastania. — Zamknęłam oczy. — No i jak już ci mówiłam, był tam, kiedy zginęli moi rodzice. Był z nimi, bo tamtego lata pracował dla mojego ojca.
— To prawdziwe szaleństwo. — Kellianne potrząsnęła głową.
— Tak. On nie chce o tym mówić. A ja nie mogę mieć mu tego za złe. — Powoli wypuściłam powietrze. — Nawet nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Ściska mnie w sercu na samą myśl… — Otarłam łzę i dodałam: — Okej, dość już tego. Zmieniamy temat. I to na cito.
— Jasne. — Kellianne klasnęła w dłonie. — A ja nawet wiem, o czym możemy porozmawiać. Powiedz mi, co muszę zrobić, żeby skłonić cię do wyjścia dziś na scenę i przyznania się do tego, że potajemnie kochasz najlepszego przyjaciela twojego brata?
Nie takiej zmiany tematu się spodziewałam.
— To tak jakbyś pytała, co zrobić, żeby świnie zaczęły latać…
W naszym domu każdy sam prał swoje rzeczy. Ponieważ nie mieliśmy oddzielnego pomieszczenia na pralnię, pralka i suszarka stały w kącie garażu. Ja swoje ciuchy prałam średnio raz w tygodniu, a zajmowałam się tym zaraz po powrocie z pracy, czyli jeszcze zanim Nathan i Jace wrócili do domu.
I właśnie pewnego takiego popołudnia, kiedy zaniosłam swoje brudne ubrania do garażu, mój wzrok padł na brezentową torbę leżącą obok pralki. Rzeczy Jace’a. Bez trudu rozpoznałam czerwoną koszulę, którą miał na sobie poprzedniego dnia. Pamiętałam, jak wspaniale pachniał, kiedy siedział w niej naprzeciwko mnie przy stole. Na pewno przesiąkła jego zapachem i dziś pachniała tak samo.
Pod wpływem impulsu podniosłem koszulę i przycisnęłam materiał do nosa. Przez kilka sekund głęboko wdychałam aromatyczne powietrze. Woda kolońska zmieszana z zapachem jego ciała… Czy mogła być słodsza tortura? Z jakąż łatwością mogłam sobie teraz wyobrażać, że wtulam się w jego ciało. Zamknęłam oczy i potarłam miękkim materiałem o twarz, udając, że pod nim jest jego ciało. Na nic więcej nie mogłam liczyć, dlatego cieszyłam się każdą chwilą tego złudnego szczęścia.
— Co ty, do licha, wyprawiasz? — Czyjś chropawy głos wytrącił mnie z tego stanu.
Serce stanęło mi na chwilę. Koszula opadła na podłogę, a ja podniosłam głowę i spojrzałam prosto w oczy Jace’a. Musiał wejść do garażu bocznymi drzwiami i pech chciał, że stało się to dokładnie w momencie, gdy oddawałam się moim najskrytszym fantazjom.
Siląc się na zachowanie spokoju, wydusiłam z siebie:
— Och… Cześć. Wróciłeś.
— Tak. Musiałem zawieźć tatę do lekarza, dlatego wyszedłem wcześniej z pracy. Czy… czy tym właśnie się zajmujesz, kiedy nas nie ma? Wąchasz nasze brudne ubrania?
W jego oczach widziałam mieszaninę zaskoczenia, gniewu, ale i rozbawienia.
Skorzystałam z pierwszej wymówki, która wpadła mi do głowy.
— Wiesz, mam… Mam taki dziwny nawyk wąchania rzeczy, które do mnie nie należą. Czuję coś… coś jakby… przymus.
Moje serce biło w rytm słowa kłam-czucha, kłam-czucha.
— I spośród wszystkich tych rzeczy postanowiłaś powąchać moją koszulę?
Przełknęłam ślinę.
— No tak. Pewnie dlatego, że jest czerwona. Widocznie przyciągnęła moją uwagę. No i ta twoja woda kolońska. Fajna.
Roześmiał się.
— Jesteś dziwna, Farrah.
— Nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej.
Uniósł brwi.
— No i jak pachniało?
Wypuściłam powietrze z płuc i kiwnęłam głową.
— Świetnie. Żadnych dziwnych zapachów ani nic takiego… Nie tak jak koszule Nathana. Jego cuchną tacos.
Jace roześmiał się.
— Cóż, wygląda więc na to, że od tej pory, jeśli będę miał jakieś wątpliwości, czy coś nadaje się już do prania, czy jeszcze nie, powinienem skonsultować to z tobą?
— Przecież mogło być gorzej, prawda? Mogłam była wąchać… No nie wiem, na przykład twoją bieliznę albo coś. Aż taka dziwna to ja nie jestem — prychnęłam i zamknęłam oczy z ogarniającego mnie szybko wstydu.
— Och, dzięki Bogu choć za to. — Odparł. Po chwili krępującego milczenia dodał: — Okej… To ja może zostawię cię, żebyś mogła robić… to, co tam robisz.
Zasalutowałam mu na pożegnanie i uśmiechnęłam się.
— Dziękuję.
Wyszedł, a ja odwróciłam się i szeroko otworzyłam usta, wypuszczając z siebie bezgłośny krzyk przerażenia.
Po załadowaniu pralki postanowiłam zrobić sobie krótki spacer, żeby rozładować nieco nerwy i odsunąć moment, w którym znów będę musiała spojrzeć mu w twarz. Im więcej czasu minie, tym lepiej.
Zrobiłam małe kółko po dzielnicy, a gdy wróciłam, skierowałam się najpierw do naszego ogródka z zamiarem zerwania awokado. Niestety, kiedy przechodziłam obok domu, w oknie jego sypialni zauważyłam Jace’a. Ćwiczył z hantlami tak intensywnie, że pot aż lśnił na jego plecach. Ponieważ stał do mnie tyłem, zatrzymałam się na chwilę i przez pewien czas podziwiałam jego ciało. Wspaniałe fale wyrzeźbionych mięśni. Jędrne, twarde pośladki. Idealnie opalona skóra. Jace zawsze miał ładne ciało, ale w wieku dwudziestu siedmiu lat był w szczytowej formie.
I wtedy nagle spod moich stóp trysnęła woda. Och, gdybym tylko wtedy nie krzyknęła… Gdybym. Albo gdyby Jace nie odwrócił się i nie zobaczył, jak stoję tam jak ostatnia idiotka — ociekająca wodą idiotka — która nie miała pojęcia, że Nathan zainstalował zraszacz do trawnika po tej stronie domu.
Jace szybkim krokiem podszedł do okna i otworzył je.
— Co ty wyprawiasz? Jesteś mokra?
I jak tu inteligentnie z tego wybrnąć?
Zakrywając piersi, do których przyklejała się przemoczona bluzka, odparłam:
— Och, taki dziś mamy upalny dzień… Pomyślałam sobie, że się trochę schłodzę.
— Wydawało mi się, że krzyknęłaś.
— Nie spodziewałam się, że woda będzie tak zimna.
Spojrzał na mnie uważnie spod ściągniętych brwi.
— Wszystko u ciebie w porządku, Farrah? Jesteś dziś jakaś dziwna.
— Tak, oczywiście, że wszystko w porządku. — Zaśmiałam się nerwowo, a on wciąż się we mnie wpatrywał. — Naprawdę wszystko w porządku. Przysięgam.
— Wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjść i wszystko mi powiedzieć, prawda?
— Tak. — Energicznie pokiwałam głową.
— Okej. — Jeszcze raz zlustrował mnie uważnie spojrzeniem, a następnie zamknął okno i wrócił do ćwiczeń.
Czy szesnasta to za wcześnie na wódkę?
***
Następnego wieczoru Nathan i ja mieliśmy zaplanowany rodzinny wieczorek filmowy. W jakiś sposób udało mu się przekonać Jace’a, żeby nigdzie nie wychodził i do nas dołączył. Obowiązkowym elementem tych naszych sesji filmowych były lody, a ponieważ mój samochód wciąż był u Rusty’ego, a Nathan nie wrócił jeszcze z pracy, to Jace zawiózł mnie do sklepu.
Atmosfera w szoferce była dość napięta. Zakładałam, że Jace jest taki milczący, ponieważ wciąż myśli o tej sytuacji, w której przyłapał mnie na wąchaniu jego koszuli, albo o wczorajszym incydencie ze zraszaczem tuż pod oknem jego sypialni. Prawdopodobnie podejrzewałam go o to dlatego, że ja sama byłam w stanie myśleć tylko o tym, że dałam się przyłapać — i to dwa razy — na czymś tak głupim…
Kiedy w supermarkecie weszliśmy w alejkę z mrożonkami, wyjęłam z zamrażarki pojemnik lodów Rocky Road i powąchałam go. No wiecie… musiałam dalej to ciągnąć.
Przez jego twarz przemknął cień przerażenia.
— Znów to robisz.
— Ach, znowu mnie przyłapałeś. Widzisz? Mówiłam ci, że lubię wąchać różne rzeczy — skłamałam gładko. — Jeśli wystarczająco mocno wciągnie się powietrze, to można nawet poczuć smak.
Potrząsnął głową i roześmiał się.
— Więc to byłaś ty, prawda?
— Ja? O czym mówisz?
— O tej postaci uchwyconej na nagraniach z kamer sklepowych, która otwiera pojemniki z lodami, próbuje je, a następnie odkłada z powrotem do lodówki. Szukają cię, wiesz o tym?
— Zdemaskowana — zażartowałam. — Szczerze mówiąc, to uważam, że to obrzydliwe. W życiu bym czegoś takiego nie zrobiła.
Ale tymczasem nie przestawałam grzebać w pojemnikach, wąchając lody jak ostatnia idiotka.
— Przepraszam, że to tak długo trwa — rzuciłam. — To zawsze jest dla mnie taka ważna decyzja.
Jace znosił to tylko przez kilka minut.
— Uwolnię cię od tego cierpienia — rzucił, wyciągając rękę nad moją głową. Bijący od niego zapach przyćmił wszystkie inne wonie, którymi udawałam, że się zaciągam. — Nie ma lepszego zapachu niż ciasteczkowy. — Wrzucił pojemnik z lodami do koszyka. — Załatwione.
— Pozwolę się z tym nie zgodzić, ale nie ma sprawy. Jeżeli jesteś taki pewien, ustąpię.
Poszliśmy do kasy. Wzrok kasjerki na dłużej zatrzymał się na twarzy Jace’a. Typowe. Młode dziewczyny, starsze kobiety — bez znaczenia. Wszystkie go obczajały. Było to dość zabawne, bo kiedy byliśmy razem, ludzie chyba uważali mnie za jego dziewczynę. To jednak nie powstrzymywało ich przed rzucaniem mu powłóczystych spojrzeń.
Na odchodne rzuciłam sprzedawczyni ten niedwuznaczny uśmieszek, który mówił: „Tak, widzisz? On jest mój, a nie twój”. I choć było to takie odległe od prawdy, to ta myśl sprawiła mi przyjemność.
Wsiedliśmy do półciężarówki Jace’a, w której dalej cudownie pachniało.
— Pasy.
Znów o nich zapomniałam wpatrzona w jego silne, duże dłonie obejmujące kierownicę.
— Dzięki za przypomnienie.
— Dlaczego zawsze muszę to robić? To powinien być odruch.
Bo ty mnie rozpraszasz.
— Sorki, szefie. Następnym razem postaram się pamiętać. — Zapięłam pas i poprawiłam się na fotelu. — Ach, zapomniałam ci powiedzieć, że ktoś cię dziś szukał.
Wyjechał z parkingu.
— Kto?
— Niejaki James… Moore? Powiedział, że napisze ci esemesa, więc zakładam, że już z nim rozmawiałeś.
Nieświadomie podniósł głos.
— James Moore?
— Tak. On też nie wydawał się specjalnie przyjaźnie nastawiony.
Jace uderzył dłonią o kierownicę.
— Cholera! Chce pieniędzy, które nasza firma wisi mu za prace brukarskie. Gość nie ma za grosz cierpliwości. Nie powinien przychodzić do domu.
— Nic się nie stało. Powiedziałam mu, że cię nie ma, i od razu sobie poszedł.
— Nie podoba mi się, że miał z tobą jakikolwiek kontakt. To zresztą dotyczy większości naszych pracowników. Po co w ogóle otwierałaś mu drzwi?
Rozumiałam, że może się niepokoić, ale wydawało mi się, że jego reakcja mimo wszystko jest nieco przesadzona.
— To mój dom. Dlaczego niby miałabym tego nie robić? Przecież nie jestem już dzieckiem, które nie może nikogo wpuszczać, kiedy jest w domu samo po szkole.
— Nie, ale jesteś atrakcyjną kobietą, której uroda może sprowokować niewłaściwego faceta, na przykład kogoś, kto szuka zemsty. Nie byłabyś w stanie się przed nim obronić. To nie ma nic wspólnego z twoim wiekiem. Nie obchodzi mnie, ile masz lat. Jeśli jesteś sama w domu, to nigdy nie powinnaś otwierać drzwi nikomu obcemu.
Atrakcyjną kobietą.
Nazwał mnie atrakcyjną kobietą i szczerze mówiąc, nie usłyszałam już nic więcej. Po raz pierwszy dał mi do zrozumienia, że uważa mnie za atrakcyjną kobietę.
— Na przyszłość postaram się być ostrożniejsza.
— Koniecznie, Farrah. Na tym świecie jest wielu złych ludzi. Nie otwieraj drzwi nikomu obcemu. Żadna sprawa nie jest na tyle ważna, byś mogła ryzykować swoje bezpieczeństwo. — Głośno wypuścił powietrze. — Do jasnej cholery, przecież ja nawet nie wiem, skąd zdobył mój adres. Nigdzie go nie podaję.
Jeszcze przez chwilę mamrotał pod nosem przekleństwa.
— Zrozumiałam, co chcesz mi powiedzieć. Nigdy więcej nie otworzę nieznajomemu drzwi, no, chyba że to będzie harcerka sprzedająca ciasteczka lub coś w tym stylu.
— Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś ci się stało — powiedział cicho.
Te słowa zapadły mi głęboko w serce.
***
— No to co w końcu ustaliliśmy? — spytałam.
Nathan przeglądał propozycje filmowe na mojej komórce.
— Waham się jeszcze między filmem z Pete’em Davidsonem a tym z Dwayne’em Johnsonem — powiedział, odkładając telefon na blat. — A tak przy okazji, Farrah, co, na Boga, skłoniło cię, żeby googlować hasło „wibrująca wagina”?
Zamarłam. Cholera. Najwyraźniej nie zamknęłam tego okienka w przeglądarce.
Jace podniósł wzrok znad swojego laptopa. Wyraźnie widziałam, jak rozszerzyły mu się źrenice.
Każda wymyślona przeze mnie na poczekaniu wymówka brzmiałaby pewnie dziwniej niż prawda. Postanowiłam więc być szczera.
— Miałam dziś rano takie dziwne objawy. Jakby ktoś włączył mi wibrującą komórkę do majtek. Myślę, że to jakieś skurcze mięśni. Przestraszyłam się, że to może być objaw jakiegoś problemu neurologicznego. I najwyraźniej nie jestem jedyną osobą na świecie, która odczuwa coś takiego. Jakaś dziewczyna z Indii napisała dokładnie o tym samym.
Nathan odchylił głowę do tyłu i ryknął śmiechem.
— Czy już się umówiłyście, żeby czasem do siebie dzwonić?
Rzuciłam mu gniewne spojrzenie.
On jednak dalej się ze mną droczył, śmiejąc się coraz mocniej.
— A tak na serio, kiedy dzwoni ci tam komórka, odbierasz ją?
Jace pokręcił głową.
— Daj jej spokój, pacanie. Nie powinieneś sprawdzać jej historii wyszukiwania.
— No co? Nie spodziewałem się, że mogę tam znaleźć takie rzeczy! A zresztą, to było na głównym ekranie.
— Pomyśl sobie, co ona mogłaby znaleźć, gdyby pogrzebała w twojej historii wyszukiwania. Jak byś się czuł, gdyby cię o to publicznie zapytała?
— Tak, faktycznie. To nie byłoby fajne — roześmiał się Nathan.
Na całe szczęście nie ciągnął dłużej tego tematu, a ja zajęłam się przygotowywaniem deseru. Kilka ostatnich tygodni było pełnych takich krępujących momentów.
Otworzyłam pojemnik z lodami i odstawiłam go na bok, żeby zawartość trochę zmiękła. Wyjęłam trzy miseczki, a następnie zaczęłam grzebać w szufladzie ze sztućcami.
I właśnie wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Odwróciłam się do Nathana.
— Spodziewasz się kogoś?
— To Linnea. Ja ją zaprosiłem — poinformował mnie Jace, idąc już w stronę drzwi.
Poczułam ucisk w klatce piersiowej. No świetnie. Dotychczas nie zapraszał jej do nas do domu. Miałam nadzieję, że tak już zostanie.
— Wiedziałeś, że ją zaprosił? — spytałam.
— Tak. — Nathan wziął łyżeczkę i wbił ją w twardą masę lodową. — Jakiś problem? To przecież także jego dom.
— Ale to nasza rodzinna tradycja. Nie podoba mi się pomysł, by ktoś obcy brał w tym udział.
— No cóż, dla niego ona nie jest obca. — Uniósł znacząco brwi.
W odpowiedzi tylko przewróciłam oczami.
Kilka sekund później Jace i Linnea weszli do kuchni.
— Linnea, znasz już Nathana, ale chyba jeszcze nie poznałaś jego małej siostrzyczki, Farrah.
Auć.
Mała siostrzyczka.
Sztylet prosto w serce.
Obejrzała mnie sobie od stóp do głów, a następnie zarzuciła rude włosy na ramię.
— Miło mi. Farrah to bardzo ładne imię. Twoja mama musiała lubić Aniołki Charliego.
— Dlaczego?
— Farrah… Fawcett? Taka aktorka? Jedna z Aniołków Charliego. Grała w tym oryginalnym serialu telewizyjnym. Lata temu. Była świetna. Ale już nie żyje. Niestety.
— Och. — Znałam tę aktorkę. Pamiętałam też, że moja mama myślała o niej, gdy wybierała imię dla mnie. Zapomniałam tylko, że grała w tym filmie.
Jace uśmiechnął się.
— Mój ojciec miał plakat Farrah Fawcett. Wisiał w naszym garażu. To był jeden z moich pierwszych młodzieńczych… materiałów.
Materiałów? Potrzebowałam kilku sekund, żeby to sobie przetrawić. Ach.
No i teraz byłam zazdrosna o nieżyjącą już aktorkę. Tylko dlatego, że Jace trzepał sobie konia do jej zdjęcia…
— Pamiętam ten plakat! — roześmiał się Nathan. — Była naprawdę gorąca.
— O? Nie wiedziałam, że dorastaliście razem — zdziwiła się Linnea.
Nathan westchnął przesadnie głośno.
— No tak. Ten gość prześladuje mnie całe życie.
— To wspaniałe. Niełatwo o tak długotrwałe przyjaźnie. — Odwróciła głowę w moją stronę. — Jesteś od nich dużo młodsza, prawda? Chodzisz do liceum?
Nie, nie powiedziała tego.
Jace zachichotał pod nosem.
— Liceum? Nie. Mam dwadzieścia jeden lat.
— Och. Przepraszam. Ale wtopa. Wyglądasz na znacznie młodszą.
Oto cała skuteczność prowokujących strojów, które mają w założeniu cię postarzyć. Miałam jednak wrażenie, że ona szuka