The First Lie 2 - Foks Jessica - ebook + audiobook

The First Lie 2 ebook i audiobook

Foks Jessica

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

56 osób interesuje się tą książką

Opis

Rosalie w końcu wyznaje Sharpowi swoje sekrety, które okazują się mroczniejsze, niż chłopak przypuszczał. Jednak to nie jedyne karty, które zostają odsłonięte: na jaw wychodzą nowe fakty związane z morderstwem Samanthy Johnson. 

 

To sprawia, że Rosalie znowu zaczyna interesować się tą sprawą. Niestety jej ciekawość i upór zwracają uwagę mordercy Samanthy. Mężczyzna ma ją na oku i nie zawaha się przed niczym, żeby ją uciszyć.

 

Jakby tego było mało, każdy krok Rosalie obserwuje także jej stalker. To wszystko sprawia, że życie nastolatki jest w ciągłym niebezpieczeństwie. Dziewczyna ma jednak jednego obrońcę, który zrobi wszystko, żeby ją ochronić.

 

Żadne z nich nie jest gotowe na to, co zaplanowało dla nich przeznaczenie, które wciąż stawia ich sobie na drodze.

 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                                                                                                         Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 588

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 14 godz. 16 min

Lektor: Monika Chrzanowska
Oceny
4,7 (624 oceny)
503
95
18
4
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sandrasikora
(edytowany)

Całkiem niezła

Troche zawiedziona bo jak zwykle przeciągane,a niekiedy bezsensowne opisy. Przeskoczyłam 100 stron i dalej odnalazłam się w tej historii. Dla mnie trochę za mało namiętności i nienawidzę jak ma dojść do zbliżenia i nagle, a jednak nie…
102
Karolcia12121

Nie oderwiesz się od lektury

Zwrotu akcji, mrok, kłamstwa, gdy sądzisz że już wiesz kto jest kim, zdarzą się sytuacje które tylko namieszają ci w głowie. Chyba jedna z lepszych serii które czytałam, jeśli ktoś lubi mrok, toksyczność, tajemnice, ale też nie przesadzony romans, to z czystym sumieniem polecam serie, przepada się dla niej, a na koniec pozostaje oczekiwanie co dalej ? Po prostu wspaniała 😍
omizumi_miamu

Z braku laku…

"w sumie to ich nie zdziwiło że to mój były był morderca w końcu nigdy za kim nie przepadali" jakby co ty pierdolisz laska
mikejla11

Nie oderwiesz się od lektury

czekam na kolejną część,
31
PolecamLiterature_faktu

Nie polecam

Nuda, za dużo się dzieje i bez sensu
20

Popularność




Copyright © 2024

Jessica Foks

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Kinga Jaźwińska-Szczepaniak

Korekta:

Anna Łakuta

Dominika Kalisz

Maria Klimek

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

Autor ilustracji:

Natalia Piana (natine_czyta)

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-370-2

ROZDZIAŁ 1

WODA

Piątek

Dwa dni przed burzą

Przez kilka ostatnich dni, każdego wieczoru siedziałam na dachu swojego domu i patrzyłam w gwiazdy. Miałam nadzieję, że jak zawsze poczuję dzięki temu złudny spokój, ale tak się nie działo. Teraz moją głową zawładnął ktoś inny. Przyłapywałam samą siebie na myśleniu o tym, czy pomimo tego, że przez około tydzień się do siebie nie odzywaliśmy, to oczy tej osoby też były w tej chwili skierowane ku białym kropkom na niebie. Było to cholernie głupie, ale Sharp miał w sobie coś, co mnie przyciągało, i to cholernie mocno. Łączyła nas dziwna relacja – taka, że kiedy ktoś mnie o niego zapytał, odpowiadałam, że nic dla mnie nie znaczył, ale głęboko w sercu czułam, że było inaczej. Nawet po tym, gdy zrozumiałam, że źle na siebie wpływaliśmy, a cała ta znajomość przysparzała mi tylko kłopotów.

Tego dnia dużo rozmyślałam nad wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich trzech miesięcy w moim życiu: zjawienie się w mieście Sharpa, powrót zakapturzonej postaci, morderstwo, w które zostałam zamieszana, zerwanie z Kevinem i pojawianie się coraz to nowszych tajemnic. Wszystko to spadło na mnie nagle, jak grom z jasnego nieba. Uderzyło, a ja nie byłam na to gotowa. Pytanie tylko: kto by był?

Powoli czułam się tym wszystkim zmęczona. Widziałam zmiany w sposobie, w jaki funkcjonowałam każdego dnia, ale najbardziej zauważyłam to, jak niewiele spałam. Było to głównie spowodowane tym, że bałam się, że On po mnie przyjdzie. Sprawdzałam po kilka razy, czy drzwi od domu były zamknięte, tak samo jak wszystkie okna. Zaczęłam się też zamykać na klucz we własnym pokoju, kiedy szłam spać. A wyjście do toalety w nocy? Nie było o tym nawet mowy. Popadałam w paranoję. Jednak od dłuższego czasu panował względny spokój, a On nie dawał znaku życia – nie pisał do mnie, nie nawiedzał mnie w mroku – lecz bałam się, że to tylko cisza przed burzą.

Wyzerowałam kieliszek wina, czując, że były to ostatnie krople alkoholu, które wlałam w siebie tej nocy. Siedziałam właśnie na leżaku podczas imprezy organizowanej przez jedną dziewczynę ze szkoły i przyglądałam się pijanym ludziom szalejącym w basenie. Pomimo tego, że byłam tutaj już od paru godzin, niewiele wypiłam. Zresztą, nie chciałam się upijać, wiedziałam, że nie mogłam. Starałam się być w końcu asertywna wobec samej siebie i dotrzymać obietnic złożonych w swojej głowie.

– Ja, kurwa, nie wierzę – powiedziałam do siebie, patrząc na to, co robiła Hanna.

Przyjaciółka właśnie tańczyła z jakimiś facetami, którzy byli prawie cali nadzy. Ona nie wyglądała lepiej – miała na sobie tylko strój kąpielowy, a na jej szyi wisiał naszyjnik lei. Śmiała się w niebogłosy, kręcąc zmysłowo biodrami i co jakiś czas popijając drinka z kokosa.

Skąd ona, do cholery, wzięła tego kokosa?

Oddaliła się ode mnie jakieś dziesięć minut temu, a teraz była nawalona jak nigdy wcześniej. Ale wiedziałam, czym było to spowodowane.

Leo.

Chłopak właśnie zapijał smutki alkoholem przez wczorajszą rozmowę z Hanną. W końcu oboje zdecydowali się porozmawiać o wspólnie spędzonej nocy podczas jej urodzin. Chciał wyjawić, co do niej czuł, ale cała jego odwaga odeszła w cień po pierwszych słowach, które padły z jej ust. Przyjaciółka bowiem uważała, że Leo żałował, więc na wstępie oznajmiła mu, że był to błąd i powinni o tym zapomnieć. Skutek był taki, że teraz oboje się unikali. Miałam wrażenie, że było jeszcze gorzej niż przed wyjaśnieniem tej sytuacji.

Natomiast Katy, moja druga przyjaciółka, zniknęła mi z pola widzenia już dawno.

Chciałam właśnie położyć się na czarnym leżaku, kiedy kątem oka dostrzegłam jakiś ruch.

– Ja pierdolę, jutro nie będę czuła nóg – stwierdziła Hanna, kładąc się na leżaku postawionym obok mojego.

Zaśmiałam się, patrząc na jej szpilki i zastanawiając się, dlaczego ich nie ściągnęła. Tutaj praktycznie wszyscy chodzili boso albo w klapkach, ale dziewczyna jak zwykle chciała się wyróżniać. Uwielbiała to.

– Trzeba było nie zakładać butów na wysokim obcasie – usłyszałam głos Katy, która nagle znalazła się przy nas.

– Gdzie byłaś? – zapytałam od razu.

Przyjaciółka spojrzała na mnie przepraszająco, więc zaczęłam się zastanawiać, o co jej chodziło. I w końcu zrozumiałam, kiedy za dziewczyną dostrzegłam Willa i… Sharpa.

Kurwa, jeszcze jego tutaj brakowało – pomyślałam, wzdychając. Mówiłam przyjaciółce, że nie chcę się już spotykać z osobami ze Słynnej Trójki – najlepszym wyjściem było skończenie znajomości z nimi wszystkimi, abym nie widywała Sharpa – ale Katy najwidoczniej nadal ciągnęło do Williama.

Wzrok Sharpa napotkał mój, na co ja automatycznie się spięłam. Czułam się dziwnie po naszej ostatniej kłótni, ale mimo to starałam się teraz udawać, że wszystko było w porządku, dlatego na moje usta wpłynął uśmiech. Skoro i tak nie mogłam wymigać się od widzenia go tej nocy, to nie chciałam, żeby atmosfera między nami była napięta.

– Drogie panie! – powiedział donośnym głosem Bennett. – Przyjechała dostawa alkoholu! – Chłopak ruchem ręki pokazał na skrzyknę, którą trzymał Sharp.

– Co to jest? – zapytała Katy.

– Uzo.

– Brzmi, jakbym miała po tym mieć ciężkiego kaca – stwierdziła Hanna, po czym zerwała się na równe nogi, co sama również zrobiłam, by lepiej przyjrzeć się butelkom z alkoholem. – Dawaj – dodała, zabierając jedną z nich.

Sharp odłożył skrzynkę na ziemię, a ja zaczęłam się nad czymś zastanawiać.

– Skąd to macie? – dopytałam zaciekawiona.

– Dostałem od jakiegoś Greka, jak siedzieliśmy w pace – odpowiedział zobojętniałym tonem, czyli typowym dla niego.

I to była ta chwila, kiedy pierwszy raz od ponad tygodnia znowu usłyszałam jego głos. A znaczenie słów dotarło do mnie dopiero po chwili.

Że co, do cholery?

– Czekaj… – zaczęłam, patrząc na chłopaka z niedowierzaniem w oczach. – Kiedy ja robiłam, co mogłam, żeby wyciągnąć cię z więzienia, ty urządziłeś sobie popijawę z jakimś Grekiem?

Sharp najpierw spojrzał na mnie lekko skonsternowany, lecz już po chwili jego źrenice nagle się rozszerzyły, jakby zrozumiał, co właśnie powiedział.

– Może? – odparł ze zmieszaniem, wciąż patrząc mi prosto w oczy, jakby badał moją reakcję.

Prychnęłam, zakładając dłonie na piersiach.

– Nie wierzę.

– Kurwa, to nie tak – zaczął, drapiąc się po karku. – Miałem z nim celę, a on przemycił jakimś cudem wódkę pod kurtką. Najwyraźniej był dogadany ze strażnikiem, który przymknął oko na jego wybryk. Żal było nie skorzystać!

– Napierdoliłeś się w więzieniu? – zapytała Hanna, po czym powąchała otwarty już trunek, ale od razu się skrzywiła i odsunęła, a ja już wiedziałam, że picie tego to nie był dobry pomysł.

– Nie napierdoliłem, tylko lekko upiłem. Zresztą, nie dało się inaczej, kiedy gościu zaczął mi opowiadać o swoich nieudanych związkach. Przysięgam, że nigdy nikt tak bardzo mnie nie zdołował.

Wszyscy wybuchli śmiechem, ale mnie ani trochę to nie bawiło. Pamiętałam, ile stresu się najadłam po tym, co dla niego zrobiłam, i jak bardzo zawiodłam swoim czynem rodziców.

A on wtedy urządził sobie pieprzoną imprezę w więzieniu!

– Cześć wszyst… – zaczął Leo, podchodząc do nas chwiejnym krokiem, ale nie dokończył, bo zwymiotował na przepiękne kwiaty, które rosły w ogródku znajdującym się obok nas.

Nagle przy chłopaku pojawił się Thomas i zaczął klepać go delikatnie po plecach.

– Zajmę się nim – oznajmił, uśmiechając się do nas, po czym zabrał Leo na bok, żeby doprowadzić go do porządku.

Z lekkim niepokojem spojrzałam ukradkiem na Hannę. Chyba przeczuwała, że stan naszego przyjaciela był spowodowany ich ostatnią rozmową.

Po tym, jak chłopaki od nas odeszły, Will rozlał do czerwonych kubeczków alkohol i zrobił każdemu po drinku. Mimo że już nie piłam, to całkiem dobrze się bawiłam, no… przynajmniej udawałam. Co jakiś czas wymienialiśmy z Sharpem ukradkowe spojrzenia, ale starałam się na nim nie skupiać, chociaż coś w środku paliło mnie za każdym razem, kiedy napotykałam jego dwukolorowe tęczówki.

– Niedługo kolejne wyścigi. Musicie koniecznie wpaść – powiedział nagle Will, po czym upił łyk alkoholu.

W oczach Hanny błysnęły znajome iskierki.

– Kurczę, oczywiście, że tak – przytaknęła, a jej wzrok nagle padł na mnie. – Może weźmiesz udział? Wyobraźcie sobie, co by to było, gdyby wygrała. Córka pieprzonego burmistrza!

Uśmiechnęłam się delikatnie i pokręciłam głową.

– Nie, to nie dla mnie. Ostatni raz zdecydowanie mi wystarczy. – Zaśmiałam się.

– Chyba ukradłem komuś marihuanę.

Spojrzenie wszystkich skierowało się od razu na Leo, który stał z szeroko otwartymi oczami i trzymał w rękach doniczkę.

– Gdzie jest Thomas? – zapytał Sharp.

W tym samym czasie usłyszeliśmy szelest dochodzący z zarośli, niedaleko nas, więc wszyscy spojrzeliśmy w tamtym kierunku. Serce podeszło mi do gardła, kiedy odgłosy z ciemności stawały się coraz głośniejsze. Moja wyobraźnia zaczęła od razu działać. Czy to mógł być On? Może obserwował nas przez cały ten czas i tylko czekał, by zrobić coś złego.

Zacisnęłam mocniej dłoń i cała w nerwach wpatrywałam się w zarośla.

Jeszcze chwila i…

– Leo mi spierdolił. Skurwysyn umie szybko biegać – burknął zdyszanym głosem Thomas.

Całe napięcie zeszło ze mnie w mgnieniu oka. Odetchnęłam z ulgą, widząc chłopaka, a nie zakapturzoną postać.

– Gdzieś ty, kurwa, był!? – krzyknął, kiedy zauważył, że mój przyjaciel znajdował się już z nami.

– Zostawiłeś Leo samego, kretynie!? – wykrzyknął z pretensją w głosie Will, kierując pytanie do Thomasa. – Nie widzisz, w jakim on jest stanie? Przecież ledwo kontaktuje.

– Rzygał w krzakach, więc odszedłem kawałek, żeby się odlać – wyjaśnił, siadając na leżaku obok nas. – Ale gdy tylko się odwróciłem, jego już nie było. Nawet się wysikać nie zdążyłem – dodał z żalem.

Wszyscy parsknęliśmy śmiechem na słowa chłopaka. Znałam Leo i wiedziałam, że był zdolny do wszystkiego, na przykład pewnego razu szukaliśmy go dobrą godzinę i okazało się, że pił wódkę z rodzicami chłopaka, który urządził imprezę. Zawsze wiedział, jak i do kogo zagadać, żeby dostać darmowy alkohol.

– Mam pierdoloną marihuanę – powtórzył szczęśliwym głosem mój przyjaciel.

Westchnęłam i wstałam z leżaka.

– Leo, to nie marihuana, tylko paprotka – wyjaśniłam, próbując wyjąć mu z rąk doniczkę z roślinką, ale on tylko mocniej ją ścisnął.

– Nie uwierzę, jak nie zapalę. – Chłopak sięgnął ręką do kieszeni spodni, a po chwili coś z niej wyciągnął.

– Leopoldzie, odłóż tę zapalniczkę, bo jedyne, co zaraz będziesz mógł zapalić, to znicze na swoim grobie – warknęła Hanna, a on jak poparzony schował urządzenie z powrotem i ze zrezygnowaniem usiadł na trawie.

– Posadźcie na nim marihuanę – wybełkotał, zaczynając mocniej przytulać paprotkę.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem, po czym zaczęłam się rozglądać wokoło.

– Na bombę! – krzyknął chłopak stojący przy basenie, wrzucając jakąś dziewczynę do wody.

Przewróciłam oczami na ten widok, po czym spróbowałam się skupić na rozmowie przyjaciół, chociaż moje myśli odbiegły daleko, kiedy spojrzałam na Sharpa, który już się we mnie wpatrywał. Sądziłam, że odwróci wzrok, ale nie. Peszyła mnie jego pewność siebie w tej chwili, szczególnie że nadal ze sobą nie rozmawialiśmy po naszej kłótni i sytuacji, kiedy to oddał mi naszyjnik.

– Do wody! Do wody! Do wody! – krzyczał co chwilę tłum przechodzących obok nas ludzi, ale nie zwracałam na niego uwagi.

Do czasu…

Niespodziewanie przede mną stanął pewien chłopak ze szkoły i w mgnieniu oka chwycił mnie w talii, po czym przerzucił przez swoje ramię.

– Co jest!? – zapytałam przerażona. – Puszczaj! – dodałam, kiedy ruszył.

Kątem oka zauważyłam, jak Will i Thomas patrzyli na mnie z rozbawieniem, coś wykrzykując. Sharp również nie ruszył się z miejsca, tylko z obojętnym wyrazem twarzy obserwował uważnie to, co się działo. Jedynie Hanna i Katy zaczęły za nami biec.

– Puszczaj ją, Nick! – krzyknęła ta pierwsza.

– Słyszysz!? Rose nie pływa! – Głos Katy był zdenerwowany.

Pływa?

I dopiero odwracając głowę w bok, zauważyłam, dokąd szliśmy.

Do basenu.

Do pierdolonego basenu.

– Nie, nie, nie! Puszczaj mnie! Nie umiem pływać! – zaczęłam panicznie krzyczeć, czując się tak, jakbym miała się zaraz rozpłakać.

Inni ludzie bali się pająków i czuli lęk, kiedy jakiś znajdował się w pobliżu. Ja miałam tak samo z wodą – panicznie się jej bałam, dlatego od paru lat nie zbliżałam się do żadnego zbiornika wodnego. Uczucie, które mi towarzyszyło, gdy byłam niesiona przez tego chłopaka, było nawet gorsze niż spotkanie z Nim. Bałam się tego, że po zanurzeniu się w wodzie utonę.

Kopałam i uderzałam Nicka pięściami, ale on szedł nadal, jak gdyby nigdy nic śmiejąc się z całej sytuacji. A ja wewnątrz siebie umierałam ze strachu.

– Do kurwy nędzy, Nick! – wrzasnęła Hanna, której posłałam spanikowane spojrzenie.

– Proszę, nie! – zawołałam przerażona, kiedy chłopak zaczął stawiać coraz szybsze kroki, jakby właśnie się rozpędzał. Zaczęłam się jeszcze bardziej szamotać i krzyczeć, ale Nick mnie nie słuchał.

– Na bombę! – usłyszałam i już po sekundzie poczułam, jak skoczył i jak razem zaczęliśmy lecieć w powietrzu, wprost do basenu.

Z mojego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk, zanim nabrałam powietrza i uderzyłam w taflę wody. Miałam wrażenie, jakby było to zderzenie z przeszłością: swoim pierwszym grzechem i czymś, co sprawiło, że się pogubiłam. Poczułam, jak zimna ciecz coraz bardziej otuliła moje nieruchome ciało. Opadałam na dno, nie mogąc się ruszyć, chociaż wiedziałam, że powinnam, bo właśnie tonęłam, i to w morzu swoich wszystkich błędów.

I nagle to znowu się działo.

Poczułam delikatne dłonie, które muskały moje zaczerwienione od płaczu policzki.

– Różyczko, ja zawsze będę przy tobie, nawet jeśli cały świat odwróci się przeciwko nam – powiedział ten głos.

Pociągnęłam nosem i pokręciłam delikatnie głową, patrząc w te jego błękitne tęczówki, które zawsze jako jedyne dawały mi nadzieję na lepsze jutro.

– Nie obronisz mnie przed całym złem.

– Masz rację – przytaknął ten głos. – Nie będę cały czas przy tobie, ale ty nie możesz się poddać. Zrezygnujesz z marzeń, bo komuś nie podoba się to, co robisz?

– Jeśli da mi w końcu spokój, to tak – powiedziałam ze smutkiem.

Nagle na swojej dłoni poczułam ciepło innej.

– Obiecaj mi coś. Obiecaj, że nigdy się nie poddasz. Nawet wtedy, kiedy mnie nie będzie obok, masz trzymać się swoich marzeń i celów. Tylko tak coś osiągniesz. A wiedz, że ty, różyczko, osiągniesz wiele, bo jesteś najzdolniejsza na świecie – powiedział ten głos niezwykle ciepłym tonem, który sprawił, że uwierzyłam w siebie. – Obiecaj.

Na moje usta wpłynął delikatny uśmiech. Czułam się tak, jakbym była w domu, chociaż się tam nie znajdowałam. Sprawiały to te znajome błękitne oczy. To one były moim domem.

– Obiecuję – przysięgłam.

– Jesteś ważna i nikt nie może ci tego odebrać, zapamiętaj.

– Chciałabym cię przytulić – wyznałam, kiedy humor znacznie mi się poprawił.

– Ale ja nie żyję, różyczko – powiedział ten głos, a błękitne oczy nagle zamieniły się w lód, który zmroził każdą część mojego ciała. – Nie żyję przez ciebie.

Uniosłam powieki i niespodziewanie znowu je zobaczyłam: oczy, które śniły mi się po nocach; oczy osoby, która dała mi tak wiele, a ja odebrałam jej wszystko w ułamku sekundy.

Odebrałam jej życie.

Krzyknęłam, wciąż znajdując się pod wodą, i nieumiejętnie zaczęłam machać nogami i rękami. Czułam, jak zaczynało mi brakować tlenu, płuca paliły jak żywy ogień. I wtedy czyjeś ręce oplotły mnie w pasie i pociągnęły ku powierzchni, ratując z miejsca, które wywoływało we mnie największe wyrzuty sumienia. Wynurzyłam się, biorąc głęboki wdech, a następnie zaczęłam niekontrolowanie kaszleć.

– Jesteś cała? – zapytał Sharp, dotykając mojego policzka jedną dłonią, bo drugą cały czas trzymał mnie mocno w talii.

– Muszę stąd wyjść. P-proszę – wykrztusiłam, czując, jak oczy zaczęły piec mnie teraz od łez.

Chłopak pokiwał głową i podpłynął do krawędzi basenu, a następnie posadził mnie na białych kafelkach. Pośpiesznie wyciągnęłam nogi z wody, widząc, jak uwaga wszystkich skupiła się na mnie. Dziewczyny od razu do mnie podbiegły, pytając, czy nic mi nie jest, a zaraz potem spojrzały na moją sukienkę. Mój wzrok od razu powędrował w tym samym kierunku i kiedy dostrzegłam, że biała sukienka stała się niemal przeźroczysta i dało się przez nią zauważyć moją koronkową bieliznę, którą włożyłam tego dnia, poczułam się niezręcznie.

Kurwa.

Odwróciłam się z zamiarem opuszczenia imprezy, ale wtedy na drodze stanął mi Sharp, okrywając mnie swoją skórzaną kurtką. Chłopak nic nie powiedział, jakby intuicyjnie wyczuwał, że nie miałam teraz ochoty rozmawiać. Pociągnął mnie za dłoń i zaczął wyprowadzać z imprezy. Nie protestowałam, bo wciąż byłam roztrzęsiona po tym, co się stało. Szczególnie przez pewne wspomnienie…

– Masz się do niej, kurwa, więcej nie zbliżać! – zagroził Sharp, kiedy zatrzymał się przy Nicku, który wyglądał na lekko przerażonego. – Nie powtórzę tego drugi raz – dodał, a następnie ruszył, szturchając chłopaka ramieniem.

Moje całe ciało dygotało, chociaż nie przez to, że było mi zimno. Spowodowały to emocje, które zawsze w sobie tłamsiłam i udawałam, że ich nie ma. Ale one powróciły, kiedy tylko wpadłam do basenu i oczami wyobraźni ponownie zobaczyłam te błękitne oczy. Przez to czułam się tak cholernie źle z samą sobą.

I przez to, co zrobiłam w przeszłości…

Sharp zadzwonił po taksówkę, którą już po chwili jechaliśmy prosto do naszych domów. Przez całą drogę milczeliśmy. Byłam jak otępiała – po prostu siedziałam, wgapiając się w jakiś punkt, i nie myślałam o niczym, bo było tego za dużo.

Za dużo kłamstw.

Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce i kiedy tylko wysiadłam z auta, ruszyłam do domu, nawet nie patrząc na chłopaka. Słone łzy spływały po moich policzkach, bo już dłużej nie mogłam ich powstrzymywać. Nie chciałam, żeby Sharp zobaczył mnie w tym stanie; teraz, kiedy byłam słaba, zniszczona i czułam, że również beznadziejna.

Weszłam do swojego pokoju i oświeciłam lampkę przy łóżku, w tej samej chwili podskakując. Byłam pewna, że Sharp poszedł do siebie, a jednak przyszedł tutaj. Siedział na fotelu przy oknie i z dziwnym wyrazem twarzy bacznie mi się przyglądał, był jakby… zmartwiony? Nie miałam siły, żeby go wypraszać, więc zignorowałam jego obecność, po czym ściągnęłam skórzaną kurtkę i położyłam ją na krześle, a następnie wyciągnęłam z szafy dużą czarną koszulkę i spodenki do spania.

– Muszę się przebrać – powiedziałam niemal szeptem, na co chłopak pokiwał głową i odwrócił się w stronę okna.

Zsunęłam z siebie mokrą sukienkę, a następnie bieliznę i szybko ubrałam się w piżamę. Związałam włosy w niedbały kok i spojrzałam kątem oka na Sharpa. Chłopak dalej siedział odwrócony do mnie tyłem, ale gdy tylko chrząknęłam, spojrzał w moim kierunku. Wstał w tym samym czasie, w którym ja ruszyłam w stronę swojego łóżka.

– Boisz się wody? – zapytał, łapiąc mnie za moją lodowatą dłoń.

Nic nie odpowiedziałam, tylko delikatnie przytaknęłam ruchem głowy. Chłopak mnie puścił, więc położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą. Patrzył na mnie przez chwilę w zamyśleniu, aż nagle odwrócił się z zamiarem odejścia. W ostatniej chwili chwyciłam go za dłoń, więc spojrzał na mnie pytająco.

Po co to zrobiłam? – zapytałam samą siebie, jednak po chwili zrozumiałam. W tej chwili samotność wydawała mi się niemożliwie przerażająca. Miałam wrażenie, że jeśli Sharp odejdzie, to sama sobie nie poradzę. Był jedyną osobą, która mogła sprawić, że tej nocy nie będę czuła się ze sobą tak źle.

– Nie chcę zostać sama – wyszeptałam.

Sharp wyglądał, jakby przez chwilę zastanawiał się, co powinien zrobić, ale w końcu odpuścił i delikatnie się uśmiechnął.

– Zostanę – oznajmił pewnie, a ja dopiero wtedy puściłam jego dłoń.

Okrążył łóżko i położył się obok mnie, jednak nie wszedł pod kołdrę, jakby chciał mi dać przestrzeń. Wyglądał na spiętego. Najwyraźniej cała ta sytuacja była dla niego niezręczna, ale nie dziwiłam się, w końcu zaprosiłam go do łóżka, chociaż wcześniej mówiłam, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego.

– Drżysz – oznajmił nagle, dotykając mojej zimnej dłoni.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Po chwili Sharp zmienił zdanie i jednak wszedł pod kołdrę, po czym przyciągnął mnie dłonią do swojego ciała i przylgnął do mnie tak, że nie było między nami milimetra przerwy. Cała zesztywniałam. Nie spodziewałam się takiego ruchu z jego strony, ale nie zamierzałam się mu przeciwstawiać – dzięki niemu przestałam drżeć z zimna. Nie rozumiałam tego, ale poczułam się lepiej, a moje powieki zaczęły robić się coraz cięższe. Nie miałam pojęcia, co zrobić ze swoją dłonią, więc niepewnie ułożyłam ją na ręce Sharpa. Chłopak od razu zauważył mój gest i splótł nasze palce na moim brzuchu.

– Dziękuję, Sharp – wyszeptałam, zanim całkiem zasnęłam.

Sen w końcu pozwolił mi wyzbyć się niechcianych myśli z głowy.

ROZDZIAŁ 2

BIBLIOTEKA

Sobota

Dzień przed burzą

Głośny dzwonek telefonu wybudził mnie ze snu. Miałam ochotę zabić osobę, która właśnie do mnie dzwoniła. Sięgnęłam dłonią do szafki nocnej i błądziłam nią po blacie tak długo, aż w końcu znalazłam znienawidzony przedmiot i automatycznie odebrałam.

– Halo? – wymamrotałam zaspanym głosem.

– Powiedzcie mi, proszę, co w moim łóżku robi ta pieprzona roślinka? – usłyszałam głos Leo.

Powiedzcie?

Spojrzałam zaspanym wzrokiem na ekran i dopiero zrozumiałam, że właśnie całą czwórką mieliśmy wspólną rozmowę.

– To paprotka, debilu – burknęła Katy, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, znowu zamykając oczy i przytulając głowę do poduszki.

– A co ona tu ze mną robi? – zapytał z irytacją w głosie.

– Ja pierdolę, budzisz mnie z powodu cholernej paprotki? – zapytała Hanna, ziewając.

– Wczoraj myślałeś, że to marihuana – wymamrotałam, śmiejąc się w duchu na to wspomnienie.

– I nie chciałeś jej oddać, kiedy przyjechał po nas Liam. Kłóciłeś się z nami przez dobre piętnaście minut – dodała z rozbawieniem Kathrine.

– Pierdolisz – powiedział zszokowanym głosem. – A babcia mówiła, żebym nie mieszał – dodał, czym sprawił, że ponownie się uśmiechnęłam, bo wyobraziłam sobie, jak długo Leo musiał wczoraj się upierać, żeby zabrać roślinę do domu.

Ale tego już nie wiedziałam, bo zostałam wrzucona przez Nicka do basenu, bo wróciłam z Sharpem wcześniej, bo…

Podniosłam się nagle na łóżku i spojrzałam na poduszkę leżącą obok, ale nikogo tam nie było. Chłopak musiał wyjść wcześniej. Przeniosłam wzrok na okno, które było tylko przymknięte. Wszystkie wspomnienia z poprzedniego dnia nagle we mnie uderzyły i, szczerze mówiąc, byłam nimi przerażona.

To wszystko tak gwałtownie się zmieniło.

W dodatku zrozumiałam też jedną rzecz, która sprawiła, że poczułam się zmieszana: to była pierwsza od prawie dwóch miesięcy noc, podczas której nie przebudziłam się ani razu. I to tylko dzięki temu, że byłam w objęciach Sharpa.

~*~

Od rana snułam się po domu, nie wiedząc kompletnie, co ze sobą zrobić. Wydarzenia z poprzedniego dnia kompletnie mnie przerosły i sprawiły, że ciągle myślałam o przeszłości. Nie mogąc dłużej tego znieść, stwierdziłam, że muszę zająć czymś głowę, dlatego postanowiłam pójść do biblioteki, żeby pouczyć się na sprawdzian z biologii. I tak siedziałam w tym miejscu już od ponad godziny i z całych sił starałam się skupić na literkach w książce, ale średnio mi to wychodziło. Szczególnie że przez cały czas obserwowała mnie nowa bibliotekarka. Zastanawiałam się, co wydarzyło się z poprzednią, która zniknęła w dniu, kiedy On pojawił się w bibliotece. Albo może bibliotekarka po prostu odeszła i nie kryło się za tym nic więcej. Możliwe, że byłam przewrażliwiona.

Poprawiłam na nosie swoje okulary i ziewnęłam, czując lekkie zmęczenie. Zapisywałam właśnie kolejne zdanie w zeszycie, kiedy ktoś nagle dosiadł się do mojego stolika. Uniosłam wzrok i spojrzałam prosto w brązowe tęczówki z zieloną plamką.

– Fajne okulary – stwierdził Sharp z uśmiechem na twarzy. – Wyglądasz trochę jak kujonka.

Prychnęłam na jego słowa.

– A może nią jestem? – zapytałam, unosząc prowokacyjnie brew.

Chłopak zaśmiał się delikatnie z mojej odpowiedzi, a następnie przysunął bliżej mnie.

– Kujonki raczej nie wyciągają chłopaków z więzienia – oznajmił niemal szeptem.

Miał rację. Robiły to naiwne idiotki, czyli ja.

– Czego chcesz, Sharp? – zapytałam z irytacją w głosie.

Nie miałam dzisiaj ochoty na jego towarzystwo, ani żadne inne. Teraz był okres, kiedy to powinnam skupić się w samotności na sobie i przepracować wydarzenia z wczorajszego dnia. Chociaż tak naprawdę oszukiwałam samą siebie i robiłam wszystko, co tylko mogłam, żeby zająć głowę kompletnie czymś innym.

– Czy zawsze muszę czegoś chcieć, kiedy do ciebie przychodzę? – zapytał i tak samo jak ja wcześniej uniósł brew, mimo to wciąż posyłałam mu wyczekujące spojrzenie. – Z czego się uczysz?

Westchnęłam, ale z drugiej strony cieszyłam się, że nie pytał mnie o wczoraj.

– Z biologii.

Chłopak otworzył szerzej oczy ze zdziwienia.

– O cholera. Nie lubię biologii.

– Ty niczego nie lubisz – prychnęłam.

Sharp wyszczerzył się, a ja obdarzyłam go znudzonym spojrzeniem, czując, że zaraz powie coś, co wcale mi się nie spodoba.

– Nieprawda. Lubię spać. A najbardziej z tobą, tak jak poprzedniej nocy – powiedział z dumą, po czym delikatnie nachylił się w moją stronę. – Ty chyba też to lubisz.

Zaśmiałam się na jego słowa.

– Wczoraj chyba nałykałam się za dużo wody z chlorem i miałam… zamglenie umysłowe. To więcej się nie powtórzy – odparłam pewnie.

– Myślę, że to nie „zamglenie umysłowe” przez chlor, tylko przeze mnie – stwierdził, wskazując jedną dłonią na siebie. – Tak działa na ciebie moja obecność.

Boże, co za dupek! – pomyślałam.

– Działa na mnie tak, że mam ochotę skoczyć z dziesiątego piętra – burknęłam, zamykając z hukiem książkę, którą miałam przed sobą.

To było dla mnie dziwne, że rozmawiał ze mną jak gdyby nigdy nic, jakby nasza ostatnia kłótnia o jego długi nie miała miejsca. A ja ciągle o niej myślałam.

Sharp prychnął pod nosem, ale po chwili spoważniał.

– O co chodziło wczoraj? Dlaczego tak zareagowałaś?

Wiedziałam, że miał na myśli sytuację z basenem, jednak łudziłam się, że nie będę musiała do tego wracać. Przyjaciele już mnie wypytywali, jak się czuję i czy wszystko w porządku, ale odpowiadałam zdawkowo. Nie lubiłam poruszać tego tematu.

– Boję się wody – powiedziałam zgodnie z prawdą, licząc, że temat się skończy.

– To zdążyłem zauważyć. Ale dlaczego?

Wzięłam głęboki wdech, czując, że jeżeli nie powiem mu więcej, to nie da mi spokoju.

– Kiedyś… – zaczęłam, ale nie byłam w stanie tego powiedzieć. – Nie umiem pływać i prawie się utopiłam – skłamałam, wymyślając na szybko coś banalnego.

– Mnie się wydaje, że chodzi w tym wszystkim jednak o coś więcej – stwierdził.

– Źle ci się wydaje. Nie drąż tematu – odparłam chłodnym tonem.

Nie zamierzałam mu mówić o swojej przeszłości, ale byłam zaskoczona, że o niej nie wiedział. Po roku od wyjazdu chłopaka huczały o tym wszystkie lokalne gazety, a ludzie mówili o mnie na okrągło, ale najwyraźniej do Sharpa te informacje nie dotarły. A może blefował i wiedział o wszystkim, lecz teraz chciał po prostu usłyszeć je ode mnie? Słowa na ten temat jednak nie chciały mi przejść przez usta, zbyt bolały.

Zabrałam wszystkie podręczniki, które miały mi pomóc w nauce, a następnie wstałam od stolika i ruszyłam wzdłuż regałów, chcąc w tej chwili znaleźć się jak najdalej od tego chłopaka. Po tej wymianie zdań pewnie i tak niczego więcej bym się nie nauczyła. Zatrzymałam się przy jednym z regałów i zaczęłam odkładać książki na półkę.

– Myślę, że gdybym chciał, to udałoby mi się to od ciebie wyciągnąć – oznajmił, stając za mną.

Przewróciłam oczami i odwróciłam się w jego stronę.

– Niby jak? – zapytałam ze znudzeniem w głosie.

Chłopak uśmiechnął się i zbliżył swoją twarz do mojej, a ja zassałam powietrze. Dawno nie był tak blisko mnie. Tak blisko, że mógłby mnie pocałować. Czułam jego ciepły oddech na ustach i aż rozchyliłam delikatnie wargi. Wpatrywałam się w jego oczy w skupieniu, starając odgonić z głowy myśli, których nie powinnam mieć.

Nie mogliśmy się pocałować po tym, jak skończyłam naszą relację.

– Mam kilka pomysłów, ale poczekam, aż sama mi powiesz – oznajmił i w jednej chwili odsunął się ode mnie.

Zamrugałam kilka razy, wracając na ziemię.

Sharp zaczął odchodzić, lecz musiałam go zapytać o coś jeszcze, bo potem nie dawałoby mi to spokoju.

– Sharp, pamiętasz naszą ostatnią wymianę zdań?

Zatrzymał się w pół kroku i odwrócił w moją stronę z lekkim uśmiechem na ustach.

– Pamiętam – odparł pewnie. – A ty pamiętasz moją ostatnią wiadomość? – zapytał, a ja nieznacznie skinęłam głową, przypominając sobie jej treść: „Nie odpuszczę, Rosalie”. – Zamierzam się jej trzymać. Do zobaczenia, Rosalie.

Czyli to naprawdę nie był koniec naszej znajomości…

Myślałam, że postawiłam kropkę, ale nie wiedziałam, że chłopak zamienił ją w przecinek, który oznaczał, że ciąg dalszy właśnie następował.

ROZDZIAŁ 3

SPOWIEDŹ

Niedziela

Obecnie

– Z-zabiłam ją – wyjąkałam płaczliwym głosem, osuwając się na zimną posadzkę. – To ja ją zabiłam, Sharp – dodałam cicho, zanosząc się szlochem.

Miałam dość kłamstw.

To wszystko siedziało we mnie już od tak długiego czasu, że w końcu musiałam powiedzieć to na głos. Każdego ranka budziłam się z ciężarem na klatce piersiowej, mając ogromne poczucie winy, że ja wciąż byłam na tym świecie, a ona odeszła. Przeze mnie. Nie było dnia, w którym nie pomyślałabym o tym, co zrobiłam.

A to wszystko przez to, że byłam potworem.

– Rosalie, o czym ty mówisz? – zapytał przejętym głosem Sharp, po czym podszedł do mnie szybkim krokiem i kucnął przede mną, a następnie uniósł delikatnie mój podbródek, żebym mogła spojrzeć na niego moimi załzawionymi oczami.

Czułam, że cała się trzęsłam od spazmów płaczu.

– To przeze mnie, Sharp – łkałam, wciąż siedząc na podłodze. – Gdybym tamtego dnia nie pokłóciła się z rodzicami, Iris dalej by tutaj była – dodałam, zakrywając twarz dłońmi.

– Iris? – zapytał zdezorientowany.

– Moja siostra – wyjaśniłam z trudem, czując, jak to słowo nie chciało mi przejść przez usta. – Sharp, to przeze mnie jej tutaj nie ma. Rozumiesz? Zabiłam własną siostrę.

Chłopak wyglądał na zszokowanego, co oznaczało, że nie wiedział. Czyli moi przyjaciele nic mu nie powiedzieli. Teraz na szczęście mało kto o tym mówił przez to, że temat ucichł po naszym wyjeździe z Carlsbad. Rodzice zdecydowali się na niego, bo tutaj każde z nas czuło pustkę po odejściu mojej siostry. Oni przeżyli to strasznie, ale kto na ich miejscu by tego nie przeżywał?

W końcu ich jedna córka zabiła drugą córkę.

– Chodź – powiedział po chwili, biorąc mnie na ręce. – Musisz się uspokoić – dodał, kiedy ja dalej płakałam.

Chłopak posadził mnie na kanapie w salonie i podał mi chusteczki ze stolika. Spróbowałam się uspokoić i nie płakać tak bardzo po tym załamaniu, którego nikt nie powinien zobaczyć. Jednak poczucie strachu i to, że On czyhał na mnie pod moim łóżkiem, w moim domu, nadal we mnie siedziało. Dawno nie czułam się taka wyczerpana i słaba.

– Opowiesz mi o tym? – zapytał ze spokojem Sharp.

Spojrzałam na niego, siedzącego obok mnie na kanapie, i zawahałam się przed odpowiedzią.

– Chcesz się dowiedzieć, jak okropnym człowiekiem jestem? – prychnęłam, kręcąc głową. – Już nigdy nie spojrzysz na mnie tak samo. Nikt nie patrzy.

Taka była prawda. W domu czułam się jak wróg numer jeden. Niedawno wrogość co do mojej osoby trochę się zniwelowała, ale wciąż pamiętałam, jak po wyprowadzce do Lynnwood każdy z rodziny wychodził z pokoju, kiedy ja do niego wchodziłam. Wtedy nawet ojcu było ciężko ze mną rozmawiać. I chociaż przyjaciele mnie wspierali i mówili, że to nie moja wina, to przez relację z rodziną czułam się jak najgorsza osoba na świecie. Nienawidziłam siebie. Bo właśnie przez siebie straciłam osobę, którą kochałam. Kogoś, kto był przy mnie zawsze i we mnie wierzył. Zostałam sama w świecie, w którym czułam, że każdy mnie za coś nienawidził.

– Sprawdź mnie – powiedział chłopak, łapiąc mnie za dłoń. – Chcę zrozumieć.

Popatrzyłam w jego wyrażające zaciekawienie i smutek oczy. Wyraz twarzy miał łagodny, przez co czułam, że w tej chwili naprawdę mnie nie oceniał. Zastanawiałam się jednak, co powinnam zrobić. Mówienie o tym nie dawało ulgi. Bolało. Ludzie mówili, że z czasem da się przyzwyczaić do bólu, ale ja tego nie doświadczyłam. Było tak być może dlatego, że nie przepracowałam traumy po tej tragedii w swoim życiu, tylko upchnęłam ją do jednej z szuflad i kiedy do niej zaglądałam, to cierpiałam tak samo jak na początku, jakby ten cały czas nie minął, a to wydarzyło się wczoraj.

Zawahałam się nad tym, czy powinnam powiedzieć chłopakowi o wszystkim. To, że Sharp nie wiedział o Iris, było dla mnie czymś nowym, bo w mieście każdy ją znał. Bałam się jego reakcji. Ale… musiałam to zrobić. Nie mogłam dłużej kłamać i udawać, że nic nie zrobiłam.

Była to moja spowiedź.

– Pewnego dnia, dwa lata temu, bardzo pokłóciłam się z mamą – zaczęłam, spuszczając wzrok na dłonie, które mocno zacisnęłam. – Wtedy robiłam to naprawdę często. Ona nienawidziła tego, że malowałam, i kazała mi znaleźć jakieś inne zajęcie. Jednak ja uwielbiałam to robić. Iris zawsze mnie w tym wspierała i tłumaczyła mamie, że to niesprawiedliwe, że rodzeństwo może robić to, co lubi, a ja nie. – Zamilkłam na chwilę, czując nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. – Tamtego dnia Iris zabrała mnie na naszą łódź, którą ojciec kupił kilka tygodni wcześniej. Wzięła wszystkie przybory do malowania i powiedziała, żebym namalowała krajobraz. Chciała, żebym robiła to, co kochałam – wyjaśniłam, spoglądając niepewnie na Sharpa, który patrzył na mnie w skupieniu. – Zabroniła mi wtedy rezygnować z tego, co lubię, i jak za każdym poprzednim razem chciała, żebym zapomniała o kłótni z matką. Z całej mojej rodziny tylko moja siostra mnie rozumiała. Byłyśmy wręcz nierozłączne.

Przymknęłam powieki i wtedy samotna łza spłynęła po moim policzku. Wróciłam wspomnieniami do tamtych lat. Iris nie tylko sprzeciwiała się rodzicom w mojej sprawie, ale też wtedy, gdy chodziło o nią samą. Nie pamiętałam za dobrze tych kłótni ani nie wiedziałam, o co dokładnie chodziło. Siostra miała przede mną tak wiele sekretów.

– Znajdowałyśmy się na środku oceanu, a zbliżała się burza – ciągnęłam dalej. – Miałyśmy zamiar wrócić na brzeg, ale silnik nie chciał odpalić. Nie umiałyśmy się z nikim połączyć, a łódź kołysała się coraz bardziej i do dziś pamiętam, jak byłyśmy wtedy przerażone. Chwilę później fala przewróciła naszą łódź, tak że znalazłyśmy się pod wodą. – Przyłożyłam drżącą dłoń do ust, starając się nie rozpłakać. – Do tej pory, głównie nocami, słyszę, jak mnie woła, żebym jej pomogła. Ale ja nie wiedziałam, gdzie jest… Tak strasznie się wtedy bałam, Sharp. Te fale były tak wysokie, a ona krzyczała. Wołała mnie, a ja jej nie uratowałam! – załkałam.

Chłopak odruchowo chwycił mnie za ręce, więc spojrzałam w jego oczy – one w dziwny sposób dodały mi odwagi do mówienia dalej.

– Znaleźli mnie po paru godzinach. Ją… po tygodniu. Martwą – wyznałam, czując w sercu ból, którego nie umiałam opisać. – Gdybym nie pokłóciła się wtedy z matką i nie wypłynęła z Iris tą cholerną łódką…

– Nie możesz się za to winić – przerwał mi, obejmując moją twarz dłońmi, po czym zaczął ścierać z niej łzy, które cały czas wypływały z moich oczu. – To nie była twoja wina, Rosalie.

– Nie uratowałam jej, Sharp. – Pokręciłam głową.

Po chwili dostrzegłam coś w jego spojrzeniu. Nie było to rozczarowanie, obrzydzenie czy złość. Nie były to emocje, które widywałam najczęściej, kiedy wspominano o śmierci Iris. Ja widziałam zmartwienie, czysty smutek, którego nie rozumiałam. Było mu mnie żal? Nie powinno, bo to Iris ucierpiała, a nie ja.

– To dlatego wyjechałaś z Carlsbad? – zapytał, ścierając kolejną falę łez z mojego policzka.

Przytaknęłam głową, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa.

– Nie miałaś wpływu na to, że przyjdzie burza. Skąd mogłaś wiedzieć, że coś takiego się wydarzy?

Odsunęłam jego dłonie od siebie i zmieniłam swoją pozycję, siadając na kanapie kawałek dalej, by zwiększyć między nami dystans, którego zaczęłam potrzebować.

– Nie rozumiesz – oznajmiłam, otulając się swoimi ramionami. – Ona zawsze się o mnie troszczyła, a ja jej nie pomogłam. – Wzięłam głęboki wdech, czując, jakbym miała się za chwilę ponownie rozpłakać.

– Żyjesz z ciągłym poczuciem winy, ale nie powinnaś. Kochałaś ją i gdybyś tylko mogła, to zrobiłabyś przecież wszystko, żeby nadal żyła.

Spojrzałam na niego, unosząc wysoko brwi.

– Tak myślisz? – prychnęłam. – Rodzice mnie nienawidzą, bo zabiłam ich córkę. Zach nie rozmawia ze mną normalnie, bo przeze mnie nie żyje jego siostra bliźniaczka – wyznałam, wracając wspomnieniami do tego, jak bardzo byli ze sobą zżyci, chociaż tak wiele ich różniło. – Matka na pewno żałuje, że to nie ja umarłam. Ja sama tego żałuję.

Chłopak przysunął się do mnie, a ja od razu odwróciłam od niego wzrok, czując, że jego spojrzenie to było dla mnie teraz za dużo.

– Kurwa. Spójrz na mnie – zażądał, więc po kilku sekundach uległam i to zrobiłam. – Spotkało cię coś, na co nie miałaś wpływu. Ciągłe obwinianie się nie przywróci jej życia. Ona na pewno chciałaby, żebyś żyła. Nie winiłaby cię za to, co się stało. Wiedziała, że ją kochasz, i sama też cię kochała – stwierdził, patrząc mi głęboko w oczy.

Chciałam, żeby jego słowa były prawdą, i chciałam móc w nie uwierzyć.

Zapadła między nami cisza, a moją głowę zaczęły wypełniać wspomnienia o mojej martwej siostrze.

– Tamtego dnia obiecałam jej, że nigdy się nie poddam – wypaliłam, mając tę obietnicę cały czas w pamięci. A już parę razy prawie ją złamałam – dodałam w myślach.

– Czyli to dlatego? – zapytał Sharp, delikatnie odsuwając się ode mnie.

– Co?

– Udajesz silną, chociaż każdego dnia widzę, że jest ciebie mniej – wyjaśnił.

– Mniej? – Spojrzałam na niego pytająco.

Sharp z wahaniem przytaknął głową, po czym wziął głęboki wdech.

– Od tamtego poniedziałku za każdym razem widziałem w tobie mniej życia. Chodzisz wyczerpana, niewyspana, chociaż udajesz, że wszystko jest w porządku – wyjaśnił, a ja z każdym jego słowem robiłam się coraz bardziej zszokowana, że dostrzegł te wszystkie rzeczy. – Niewiele jesz.

Jego wypowiedź sprawiła, że wezbrała we mnie złość. To, ile jadłam i co się u mnie działo, nie było jego sprawą. Za kogo on się uważał, że śmiał wypominać mi takie rzeczy? Co prawda, schudłam parę kilogramów, ale nie powinno go to obchodzić. Dawałam sobie radę i nie potrzebowałam jego komentarzy na temat tego, że nie było u mnie najlepiej.

– Nie znasz mnie. Nic nie wiesz – warknęłam przez zaciśnięte zęby.

– Zakładasz maskę, na którą wszystkich nabierasz. Ale nie mnie. Zastanawia mnie to, czy twoi przyjaciele tego nie widzą, czy po prostu nie chcą widzieć.

Oniemiała rozchyliłam usta. Wstałam i zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju.

– Boże! – Nagle coś we mnie pękło. – Opowiadam ci o mojej przeszłości, a ty teraz mówisz, że sobie nie radzę, i w dodatku obwiniasz o to moich przyjaciół!?

– Powiedz, że się mylę – odparł dziwnie spokojnym tonem.

– To moja decyzja, że oni się w to nie mieszają! – wykrzyczałam. – Nie lubię, gdy ktoś się o mnie martwi, zresztą od trzech lat, odkąd Iris nie ma, nikt tego nie robił! Przez rok, który spędziłam poza Carlsbad, radziłam sobie sama i wiem, że nikogo nie potrzebuję. Umiem o siebie zadbać – zapewniłam, zaciskając mocniej pięści, co chłopak zauważył. – A dla twojej jebanej wiadomości: moi przyjaciele zauważyli. Leo codziennie podrzuca mi jakieś przekąski do szafki, bo się o mnie, kurwa, martwi!

– Nie wiedziałem, że mam na imię Leo – prychnął Sharp, a ja zastygłam.

Nie zrozumiałam początkowo jego słów. Czy on…? – ta myśl zakiełkowała mi w głowie i wtedy to do mnie dotarło: to nie Leo dawał mi te wszystkie batoniki, lecz Sharp. Ale dlaczego to robił?! Byłam w totalnym szoku. Nie umiałam pojąć, jak wszystko się zmieniło, odkąd wyciągnęłam chłopaka z więzienia. Nie byliśmy już wrogami. Sharp zachowywał się wobec mnie inaczej, a to było dla mnie coś nowego.

– Jestem ciekawy, dlaczego akurat ty zostałaś wmieszana w sprawę morderstwa. To przez to, prawda? – zapytał, patrząc na mnie z zaciekawieniem.

– Chodzi o wszystko, Sharp. Moje życie to bałagan, którego sama już nie potrafię uporządkować. Ale nie pozwolę, żeby inni zrobili to za mnie – zaznaczyłam, wstając gwałtownie, a następnie zaczęłam kierować się do wyjścia.

Nie miałam ochoty tłumaczyć mu się ze wszystkiego, zresztą i tak wiedział już za dużo. Nie lubiłam tego, że ludzie znali moją przeszłość czy zamiary. Od zawsze wolałam być skryta.

– Brawo, Rosalie! – krzyknął za mną Sharp. – Potrafisz tylko uciekać od problemów!

Jego słowa natychmiast zatrzymały mnie w miejscu, jednak nie mogłam się odwrócić i spojrzeć mu w oczy. Czułam, że spojrzenie chłopaka, który uznawał mnie za osobę niepotrafiącą walczyć ze swoją przeszłością, w tej chwili tylko by mnie dobiło. I może miał rację, ale nie wiedział wszystkiego.

– Ucieczka to też jakieś wyjście – powiedziałam opanowanym tonem. – Wybieram ją, odkąd zrozumiałam, że walka nie zawsze jest dla mnie bezpieczna.

Potem po prostu wyszłam, nie chcąc go już słuchać. Musiałam to sobie wszystko ułożyć w głowie i znaleźć na dzisiejszą noc jakiś nocleg. Nie miałam zamiaru wracać do domu rodem z moich koszmarów.

~*~

– Hanna, czy możemy już wracać? – zapytałam zmęczonym głosem, wlokąc się za nią do kolejnego sklepu. – Zakupy nie rozwiążą twoich wszystkich problemów – zauważyłam, kiedy blondynka spojrzała na mnie złowrogo.

Po wspólnej niedzielnej nocce przyjaciółka stwierdziła, że nie idziemy do szkoły. Nie protestowałam, wiedząc, że nie usiedziałabym tego dnia w szkolnej ławce. Potrzebowałam odpoczynku, nawet gdyby miały to być zakupy z Hanną. Dziewczyna opowiedziała mi o sytuacji z Leo, którego aktualnie unikała jak tylko się dało. Nie ciągnęłam jej za język w sprawie jej uczuć, bo ona też uszanowała to, że nie chciałam rozmawiać o tym, dlaczego u niej nocowałam. Wieść o tym, że On był w moim domu, raczej by jej nie ucieszyła.

– Wszystkich nie, ale to, w co powinnam jutro się ubrać, już tak – oznajmiła, ciągnąc mnie dłonią, w której nie miała toreb.

Byłyśmy już w galerii od ponad dwóch godzin, podczas których za namową Hanny kupiłam sobie parę rzeczy. Wydawanie pieniędzy było całkiem przyjemne – odciągało moje myśli od problemów, które mnie męczyły.

Przeglądałyśmy właśnie kolejne wieszaki z ciuchami, kiedy nagle przyjaciółka szturchnęła mnie ramieniem i mój wzrok od razu padł tam, gdzie jej.

Cholera, co ona tutaj robiła? – zapytałam samą siebie.

Rudowłosa dziewczyna, jakby pesząc się, że właśnie przyłapałyśmy ją na przyglądaniu się nam, zaczęła podążać gdzieś szybkim krokiem.

– Czy ty widzisz to samo co ja? – zapytała Han, lecz ja już ruszyłam za rudowłosą. – Rose, nie! Kurwa.

Nie musiałam się nawet odwracać, by wiedzieć, że przyjaciółka biegiem podążyła za mną.

– Bonnie!

Na dźwięk swojego imienia rudowłosa zatrzymała się i powoli odwróciła w naszą stronę, niepewnie się uśmiechając.

– Nie wiedziałam, że wróciłaś do Carlsbad – odparłam, chcąc zacząć jakoś rozmowę. Poczułam się dziwnie, widząc ją po ponad dwóch latach.

– Rzuciłam studia – wyjaśniła cichym głosem. – Bez niej to nie to samo.

Bonnie była najlepszą przyjaciółką mojej siostry i robiły praktycznie wszystko razem. Tak samo miało być ze studiami – dziewczyna była tylko o rok starsza od mojej siostry, ale już wcześniej wybrały sobie tę samą uczelnię, na którą Iris miała dołączyć, kiedy skończyłaby liceum, jednak jej śmierć im to uniemożliwiła. Rudowłosa strasznie przeżyła odejście mojej siostry i podobno przeszła załamanie nerwowe po naszym wyjeździe. Nie miałam pojęcia, co potem działo się w jej życiu.

– Jakbym mogła cofnąć czas… – zaczęłam, czując, że pozostałe słowa nie chciały mi przejść przez gardło.

– Wiem – odparła Bonnie. – Kochałaś ją, a ona ciebie. Zrobiłaby dla ciebie wszystko – dodała, uśmiechając się smutno.

Uniosłam delikatnie kącik ust, ale bałam się, że wyszedł z tego tylko grymas.

– Co robisz w Carlsbad? – zapytała Hanna, niczym siłaczka trzymając w rękach torby ze swoimi zakupami.

Dziewczyna uniosła dłoń, w której miała jakieś kartki, a ja po chwili zorientowałam się, że było to jej CV.

– Teraz szukam pracy – wyjaśniła. – Przepraszam, że nie przywitałam się od razu, ale gdy cię zobaczyłam, to wszystkie wspomnienia wróciły. Będę się już zbierać, bo w końcu nic nie znajdę. – Zaśmiała się nerwowo. – Do zobaczenia. – Powiedziawszy to, Bonnie wyszła ze sklepu i po chwili zniknęła nam z oczu.

Patrzyłam jeszcze przez chwilę przed siebie, czując w środku dziwną pustkę. Kiedyś dziewczyna była częścią mojego życia, a potem z niego zniknęła. Przykre, że ludzie tak nagle odchodzą.

– To było dziwne – podsumowała przyjaciółka. – Nigdy jej nie lubiłam.

– Zacznijmy od pytania: kogo ty lubisz? – Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę kas, by dziewczyna mogła zapłacić za wybrane ciuchy.

– Ciebie? Inaczej nie byłabym z tobą na zakupach – żachnęła się, jakby była to rzecz oczywista. – Powiedziałabyś mi, gdyby doszło do czegoś między tobą a Sharpem, prawda? – zapytała znienacka, a ja natychmiast zatrzymałam się w miejscu.

Czy ona wiedziała? Ale skąd? – pytania zaczęły zalewać moją głowę. Nie chciałam, żeby ktokolwiek dowiedział się o naszym zbliżeniu. Znałam przyjaciół i wiedziałam, że gdyby tylko się dowiedzieli, to nie przestawaliby o tym mówić. A ja i tak już miałam wyrzuty sumienia, że to zrobiłam.

– Dlaczego pytasz?

– Bo jesteś singielką od ponad trzech miesięcy i… – przeciągnęła samogłoskę, a ja cała się spięłam – jesteście sąsiadami. Nie uwierzę, że nie podglądasz go przez okno, a on ciebie. Jest przystojnym dupkiem, który jest tobą widocznie zainteresowany.

Przewróciłam oczami na jej słowa.

– No właśnie: jest dupkiem – podkreśliłam lekko zirytowana.

Nie zamierzałam więcej słuchać o tym chłopaku, więc ponownie zaczęłam iść w kierunku kas.

– Ale ciągnie was ku sobie! Przestań przejmować się wszystkim i daj się ponieść! – krzyczała za mną.

Zatrzymałam się w pół kroku i odwróciłam do niej z uśmiechem na ustach.

– Tak jak ty zrobiłaś to z Leo? – zapytałam.

Hannie mina od razu zrzedła.

– Suka! – warknęła oburzona, ale po chwili wyszczerzyła się rozbawiona.

Dokładnie takich docinków musiałabym słuchać, gdyby przyjaciele dowiedzieli się, że przespałam się z Sharpem.

~*~

Po zakupach wróciłam do domu i od razu skierowałam się do kuchni, żeby cokolwiek zjeść. Otworzyłam lodówkę i omiatając wzrokiem półki, wyciągnęłam z niej wczorajszy makaron. Nagle kątem oka zobaczyłam, że do pomieszczenia wszedł Zach.

– Cześć – rzuciłam, wiedząc dobrze, że mi nie odpowie.

Chłopak, lekceważąc mnie, podszedł do szafki z przekąskami i wyciągnął z niej chipsy.

– Miły jak zwykle – westchnęłam sfrustrowana tym, jak traktował mnie własny brat. I to wszystko przez śmierć naszej siostry. – Wiesz, że Bonnie wróciła do miasta?

– Kiedy? – Zach niemal od razu spojrzał na mnie z zaciekawieniem.

On i rudowłosa przed śmiercią Iris mieli się ku sobie. Każdy widział te ich ukradkowe spojrzenia i zaczepki. Czułam, że dalej darzył ją jakimiś uczuciami. Po cichu liczyłam też na to, że Zach w końcu przestałby zadręczać się przeszłością, gdyby sobie kogoś znalazł.

Mimo wszystko Bonnie ciągle przypominała mi o moich błędach.

– Nie wiem, zobaczyłam ją dzisiaj w sklepie – oznajmiłam, wkładając talerz z makaronem do mikrofali.

– Myślisz… – zaczął niepewnie. – Myślisz, że wróciła na stałe?

Po nadziei usłyszanej w jego głosie byłam pewna, że brat nadal coś do niej czuje.

– Szuka pracy w Carlsbad – oznajmiłam, delikatnie się uśmiechając.

Zach spojrzał na mnie z wahaniem na twarzy, ale po chwili odwrócił wzrok i ruszył na górę, do swojego pokoju.

Bolało mnie to, jak było mu ciężko. Mimo że to ja obwiniałam się o śmierć siostry, czułam, że on też przeżył tę tragedię równie mocno, w końcu Iris była jego żeńską wersją.

A ja mu ją odebrałam – pomyślałam.

Usiadłam przy stole i położyłam na blat talerz z jedzeniem, kiedy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. W domu byłam tylko ja i brat, ale wiedziałam, że on na pewno nie pofatyguje się, żeby otworzyć, dlatego ja to zrobiłam.

– Kevin? Co ty tu robisz? – zapytałam skonsternowana.

Chłopak od razu został zaatakowany przez Ugryź. Pies nigdy go nie lubił, zresztą jak większości obcych osób.

– Pomyślałem, że może pogadamy – powiedział niepewnie, głaszcząc psa. – Audrey przyjeżdża.

I tyle wystarczyło. Te dwa słowa sprawiły, że cała moja asertywność odeszła w cień. Wiedziałam, że nie mogłam teraz przejść obok tej informacji obojętnie. Nie po tym, co wiedziałam i jak wiele znaczyła dla mnie ta dziewczyna.

Dlatego tego dnia wpuściłam Kevina Blacka do swojego domu ponownie.

ROZDZIAŁ 4

HISTORIA AUDREY

W życiu są takie chwile, kiedy pomimo wielu przeciwskazań robimy to, co podpowiada nam głupie serce. Nie patrzymy na to, że coś jest złe i nieodpowiednie, tylko idziemy za głosem tego czegoś bijącego w naszej klatce piersiowej. Nie słuchamy naszego mózgu, który krzyczy stanowcze: „Nie!”, zupełnie jakby te głośne uderzenia serca zagłuszały tę rozsądniejszą część nas. Stajemy się bezsilni co do rozumu i robimy rzeczy, których nie powinniśmy.

A ja zdecydowanie nie powinnam robić tego.

Siedziałam przy jednym stole z rodziną Kevina, chociaż zerwałam z nim jakiś czas temu. I to wszystko za sprawą Audrey – siostry Kevina. Miałam z tyłu głowy, że robiłam bardzo głupią rzecz, bo dając komuś palec, wiadome było, że w końcu ten ktoś zechce całą rękę. Wiedziałam, że Kevin wykorzystywał siostrę w celu sprowadzenia mnie do tego domu, ale za bardzo ją polubiłam, pomimo że widziałam ją dwa razy w życiu, w końcu odwiedzała rodzinę raz na trzy miesiące. Gdy tylko spotkałam ją po raz pierwszy, od razu dostrzegłam w niej jakąś część siebie – tę zagubioną, zranioną i wykorzystaną. Dziewczyna była ode mnie młodsza, a już zdążyła przejść w życiu przez piekło. Wiedziałam, jak to wyglądało, kiedy nagle wszystko zaczynało się sypać… Gdyby nie pewne osoby, Audrey prawdopodobnie chodziłaby z moją siostrą do klasy. Tymczasem spędzała dwadzieścia cztery godziny na dobę w zamkniętym ośrodku położonym ponad siedemset kilometrów od domu.

– Dawno cię u nas nie było, Rose – powiedziała mama Kevina.

Zaczęłam wiercić się na siedzeniu, zdając sobie sprawę, że właśnie musiałam zacząć kłamać, bo Kevin nie powiedział rodzinie o naszym zerwaniu.

– Wie pani, jak to jest… Nauka, treningi i zakończenie roku – wyjaśniłam.

– Oczywiście, szkoła jest najważniejsza – zgodziła się, uprzejmie się uśmiechając.

Czułam się bardzo dziwnie, okłamując kobietę w ten sposób, ale wiedziałam, że robiłam to dla dobra Audrey. Ona potrzebowała stabilizacji.

– Rose, zapleciesz mi dwa warkocze tak jak ostatnio? – zapytała nagle dziewczyna.

Skinęłam delikatnie głową i odparłam:

– Pewnie.

Przyjrzałam się jej dokładniej po raz pierwszy tego wieczoru. Jej długie czarne włosy, prosta grzywka i okrągłe czerwone okulary na nosie były czymś, z czym zawsze ją kojarzyłam. Miała bladą cerę, pewnie przez mały kontakt ze słońcem, i szczupłą sylwetkę – skutek braku apetytu, który wiązał się zapewne z ogromną liczbą zażywanych każdego dnia leków. Nawet nie chciałam myśleć, z czym musiała się zmagać w miejscu, z którego przyjechała.

– A co tam u ciebie? – zapytałam. – Jaką książkę ostatnio przeczytałaś?

– Dylemat od B. A. Paris. Uwielbiam jej książki.

Uśmiechnęłam się, słysząc wspomnianą autorkę.

– Oj, ja też – przyznałam. – Po kolacji możemy włączyć jakiś film – zaproponowałam.

– Tylko wybierzcie coś, żebym nie zasnął już na samym początku – burknął Kevin pod nosem, na co wszyscy siedzący przy stole się zaśmiali.

– No właśnie, bo znowu będziesz nam przeszkadzał swoim chrapaniem – zażartowałam, drocząc się z chłopakiem.

Starałam się, aby nasza relacja wyglądała prawdziwie, ale dziwnie było mi grać kochającą dziewczynę po tym wszystkim, co oboje przeszliśmy. Jeszcze niedawno prawie się do siebie nie odzywaliśmy, a teraz siedziałam z nim przy jednym stole i udawałam najlepszą dziewczynę na świecie.

Oj tak, lubię komplikować sobie życie.

– Tylko nie twoje chrapanie, które obudziłoby nawet zmarłego – jęknęła Audrey, po czym upiła łyk wody z plastikowej szklanki.

– Jedzcie, bo zaraz wszystko wystygnie – ponagliła nas pani Black.

Spojrzałam na całą plastikową zastawę, a po chwili nałożyłam sobie drobno pokrojonego kurczaka na talerz.

– Wybieracie się razem na studia? – zapytała nagle siostra Kevina.

– Jeszcze…

– Tak – przerwał mi chłopak, łapiąc mnie za dłoń, którą trzymałam na stole. – Nie umielibyśmy być daleko od siebie.

Nie zaprzeczyłam, tylko przytaknęłam głową, uśmiechając się w stronę dziewczyny. W końcu nie przyszłam tu, żeby robić niepotrzebne awantury.

– Wiecie, że niedaleko mnie jest dobra uczelnia dla prawników? Moglibyście mnie wtedy częściej odwiedzać.

– Naprawdę? – zapytałam, udając zaciekawioną. – Muszę o niej koniecznie przeczytać.

Dziewczyna wyglądała na zadowoloną, a ja nie zamierzałam jej tego szczęścia odbierać. Ten dzień należał do niej, bo za chwilę znowu miała zostać zamknięta w pokoju z czterema białymi ścianami.

– Kochanie, nie nastawiaj się. Kevin i Rose pewnie pójdą do lepszych uczelni – oznajmił pan Black.

Audrey od razu spoważniała, a dłoń chłopaka mocniej zacisnęła się na mojej.

Cholera jasna.

– To ich decyzja, ale ja wypytałam siostry i mówiły, że to jest dobra uczelnia – burknęła gniewnie.

– Zawsze możemy zobaczyć, może akurat się skusimy, prawda? – zapytałam, chcąc załagodzić sytuację.

– Razem z mamą przeniesiemy się bliżej ciebie, jak już pozałatwiamy wszystkie sprawy – odparł pewnie Kevin, a Audrey prychnęła na jego słowa.

Czułam, że nie było dobrze, a był to dopiero początek kolacji.

– Mówicie tak za każdym razem, gdy u was jestem. Od paru lat.

– Obiecaliśmy ci i dotrzymamy słowa – zapewnił chłopak.

I już wiedziałam, że ta kolacja będzie podobna do pierwszej, którą spędziłam z nimi po przyjeździe Audrey. Z tą różnica, że teraz zdawałam sobie sprawę, co miało się za chwilę stać, i bardzo się tego obawiałam.

Pamiętałam do dziś, jak nalegałam na poznanie siostry Kevina, ale on za każdym razem się wykręcał. Potem zrozumiałam dlaczego. Kiedyś wszyscy w mieście myśleli, łącznie ze mną, że dziewczyna przebywa w prywatnym internacie, który daje jej duże możliwości. Jakież było moje zdziwienie, kiedy dowiedziałam, gdzie tak naprawdę Audrey znajdowała się od paru lat.

W ośrodku psychiatrycznym.

Te dwa słowa tkwiły w mojej głowie przez długi czas, odkąd Kevin wyznał mi prawdę o przeszłości Audrey i męczących ją demonach – powiedział o tym, jak jego siostra znalazła się na dnie. Audrey od zawsze była cicha i nie wychylała się ze swojej bezpiecznej strefy. Kevin opowiadał, że całe dnie spędzała w swoim pokoju, czytając książki. Był na nią o to zły, bo uważano ją z tego powodu za dziwadło. Rozkazał jej wychodzić częściej do ludzi i zaprzyjaźnić się z rówieśnikami, żeby nie słuchać już docinków ze strony kolegów. Tego dnia, w którym mi to opowiadał, po raz pierwszy przy mnie płakał, ale naprawdę nie dziwiłam się jego reakcji, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co wyznał mi później.

Rozpętało się prawdziwe piekło.

Na całkiem długi czas plotki o jego siostrze ucichły, jednak potem wszystko spadło na niego ze zdwojoną siłą. Zlekceważył to, że Audrey przestała się już w ogóle odzywać w domu i zachowywała się jeszcze dziwniej. Wszystko jednak zmieniło się, kiedy dostał pewien filmik, na którym dziewczyny i chłopaki z jej klasy zaczęli ją rozbierać w przebieralni. W dodatku popychali ją i śmiali się z niej, nie pozwalając wyjść. Audrey zabroniła Kevinowi robić cokolwiek w tej sprawie, twierdząc, że sobie poradzi. I to był jego największy błąd, bo później było jeszcze gorzej…

Kevin nie umiał mi nawet o tym wszystkim opowiedzieć, a ja nie chciałam naciskać, sama bojąc się tego, co mogłabym usłyszeć.

On dalej stał obok i patrzył, jak to wszystko wyniszczało jego siostrę, i jedynie, co robił, to mówił jej, żeby się nikomu nie dawała i pokazała innym, że nie jest słaba. I pokazała. To, co zrobiła dziewczyna, naprawdę mnie przeraziło, szczególnie że wówczas miała zaledwie czternaście lat, a podpalenie włosów koleżance nie było czymś normalnym w tym wieku, zresztą w żadnym nie było.

Po tym wydarzeniu sytuacja Audrey się pogorszyła – była na językach wszystkich, ludzie z miasteczka nazwali ją podpalaczką i wytykali na każdym kroku. Mimo to w domu dziewczyna zachowywała się normalnie. Kevin myślał, że już wszystko było z nią dobrze, aż w końcu doszło do kolejnego incydentu. Otóż pewnego dnia cała klasa Audrey pojechała na basen i nikt nie zauważył, że dziewczyna zamknęła jedną z uczennic w saunie i ustawiła temperaturę na najwyższą. Gdyby nie interwencja ratownika i szybki przyjazd karetki, tamta dziewczyna by nie przeżyła. Jednak to nie był koniec wydarzeń. Audrey po powrocie do domu próbowała popełnić samobójstwo, ale na szczęście udało się ją odratować i wszytko skończyło się szczęśliwie.

No, prawie szczęśliwie…

Kolejne próby skończenia ze sobą pojawiły się w ciągu kilku dni po powrocie ze szpitala. Groziła nawet Kevinowi, kiedy starał się ją powstrzymać, że najpierw zabije jego, a potem siebie. Audrey popadła w obłęd, a jej rodzice nie wiedzieli, co robić. I właśnie z tego powodu zamknęli ją w ośrodku psychiatrycznym i nafaszerowali lekami. Podobno przez długi czas nie było z nią dobrze, dopiero po paru miesiącach jej stan się ustabilizował.

Wiedziałam, że Kevin załamał się najbardziej, chociaż tego po sobie nie pokazywał. Zadręczało go poczucie winy, z którym nieustannie się zmagał. Mówił, że byłam pierwszą osobą, której wyjawił, co się stało. Jednak to, co jego siostra przeszła przez bandę bogatych dzieciaków, którym przeszkadzała ta cicha dziewczyna, zmieniło ją na zawsze.

I oto właśnie cała prawda.

Historia Audrey.

– Obiecywaliście?! – krzyknęła, uderzając pięściami o stół. – Obiecaliście, że stamtąd w końcu wyjdę i będę mogła żyć normalnie. I co? Dalej siedzę w zamknięciu jak jakaś wariatka. Zabieracie mnie z ośrodka raz na jebane trzy miesiące, żeby ludzie się nie dowiedzieli, jak gównianymi rodzicami jesteście!

Wszyscy siedzieliśmy oniemiali, patrząc na dziewczynę, która właśnie wybuchła. Wiedziałam, że państwo Black i tak łamali zasady ośrodka – dawali łapówki personelowi, żeby ich córka mogła stamtąd wyjść i spędzić z nimi chociaż chwilę. Nie było jednak wiadomo, czy kiedykolwiek wyjdzie stamtąd na stałe.

– Wzięłaś swoje tabletki przed obiadem? – zapytała kobieta, łapiąc córkę za rękę.

Audrey wyrwała dłoń i wstała od stołu, odsuwając krzesło tak, że z hukiem uderzyło o podłogę.

– Poważnie, kurwa?! – wykrzyczała, a ja kątem oka zauważyłam, jak Kevin się spiął. – Nie mogę chociaż raz odpocząć od tego całego gówna i żyć normalnie? Musicie czepiać się o wszystko?!

Pan Black również wstał i postawił krzesło dziewczyny, po czym wskazał na nie ręką.

– Audrey, usiądź, proszę.

– Nie będę siadać! – zaprzeczyła, uderzając otwartą dłonią w blat, na którym skupiła swój wzrok. – Widelce dla dzieci i plastikowe miski na jedzenie? – Prychnęła, podnosząc zastawę, którą za każdym razem na jej przyjazd przygotowywali rodzice.

Kevin wyjaśnił mi, że musieli trzymać ostre rzeczy i niebezpieczne przedmioty pod kluczem w szafce na strychu. Obawiali się, że Audrey może zrobić coś sobie lub komuś, tak że woleli się ubezpieczać. Ja również miałam zakaz przynoszenia rzeczy, które dziewczyna mogłaby wykorzystać. Zachowanie takich środków ostrożności było warunkiem dyrektora szpitala, by rodzice Audrey mogli zabierać ją do domu.

– Myślicie, że nie widzę, co robicie!? Nie boicie się o mnie, lecz mnie! – wykrzyczała, szarpiąc za biały obrus tak, że cała zastawa wraz z jedzeniem spadła na podłogę.

Patrzyłam na Kevina, w którego oczach skrywał się ból.

– Uspokój się, skarbie, to dla twojego dobra – powiedziała pani Black ze łzami w oczach.

Rodzice Kevina byli przekochanymi osobami, które chciały dobrze dla swoich dzieci. Inaczej nie przychodziliby na każdy mecz swojego syna i nie robiliby dla niego tego wszystkiego, a swojej ciężko chorej psychicznie córce nie zapewniliby najlepszej opieki i nie robili wszystkiego, co mogli, żeby do nich wróciła. Jednak widząc to, co się w tym momencie działo, wątpiłam, że mogło się to kiedykolwiek wydarzyć.

– Uważacie mnie za niezrównoważoną psychicznie, ale to przez was – dodała nieco spokojniej, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Zostaw mnie! – krzyknęła, kiedy jej ojciec zaszedł ją od tyłu ze strzykawką w dłoni; nawet nie zauważyłam, w którym momencie po nią poszedł. – Zostawcie mnie wszyscy. To przez was!

– Audrey! – jęknęła jej matka, widząc, jak jej córka próbuje wyrwać się ojcu.

– Mogłam go mieć, ale to przez was! – krzyczała, kiedy George’owi w końcu udało się wbić igłę w jej szyję. – Przez was – szepnęła, w tej samej chwili odpływając.

Pani Black od razu podbiegła do swojej córki i zaszlochała.

– Zaniosę ją na górę i z nią posiedzę – oznajmił mężczyzna, zaczynając kierować się w stronę schodów.

Jego żona ruszyła tuż za nim, lekko się do mnie uśmiechając, a ja dopiero w tej chwili zorientowałam się, że miałam cały czas rozchylone usta. Patrzyłam z bólem, smutkiem, niezrozumieniem i złością na całą sytuację, bo przecież gdyby nie to jedno wydarzenie, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej.

– Przepraszam, mogę cię odwieźć, jeśli… – zaczął Kevin, kiedy już do siebie doszedł.

– Zostanę – szepnęłam, przerywając mu w połowie zdania. – W takiej chwili nikt nie powinien zostać sam.