To tylko seks? Naga prawda o naszych pragnieniach - Anna Golan, Justyna S. Majewska - ebook

To tylko seks? Naga prawda o naszych pragnieniach ebook

Anna Golan, Justyna S. Majewska

3,8

Opis

Myśleliście, że o seksie wiecie już wszystko...

Grzegorz to dzieciak w skórze dorosłego mężczyzny, Michał uprawia seks z prostytutkami, ale uważa, że nie zdradza żony. Paweł z masturbacji zrobił łatwo dostępny sposób na szybki relaks. Marzena nigdy nie nauczyła się odczuwać podniecenia, za to świetnie nauczyła się je udawać. Radek bardziej niż żonę kocha jej stopy. Paulina w seksie chce być kimś innym.


"To tylko seks?" to kilkanaście historii z życia wziętych, rozebranych na czynniki pierwsze przez kobiety - seksuolog Annę Golan i dziennikarkę Justynę Majewską. Jest o stawianiu w łóżku granic i o tym dlaczego czasem lepiej burzyć mury. O tym gdzie w sypialni kończy się normalność i o tym czy w ogóle istnieje tam jakaś normalność i . O tym, że dzieci zgaszą ogień między rodzicami tylko, jeśli oni na to pozwolą i o tym, że w powiedzeniu o "maślanych oczach" jest więcej prawdy niż sądzisz. Czytając tę książkę zdziwisz się wiele razy. Najbardziej samym, samą sobą. Nie nauczysz się z niej nowych technik i pozycji, ale zrozumiesz dlaczego czasem warto włączyć kanał dla dorosłych.

Ciekawa książka. Jej lektura wciąga a sprzyja temu przystępność, lekkość i bogata treść. Dobrze napisana. Przeplatają się w niej trzy rodzaje narracji. Pierwsza to historie z życia wzięte, opisujące złożone relacje partnerskie i seksualność kolejnych osób. Ta część ma duże walory literackie. Każda z opisanych historii przypomina terapeutom podobne sytuacje z ich praktyki zawodowej a dla nie-terapeutów może być wciągającą podróżą w biografie wielu osób (...).

Prof. Zbigniew Lew-Starowicz, seksuolog (cała recenzja w książce)

Ta książka jest bardzo potrzebna. To skarbnica wiedzy o obu płciach - tej popartej doświadczeniem i tej z naukowych badań. Takiej, co obala stereotypy i takiej, która tłumaczy różnice. A wszystko po to, byśmy świadomiej podchodzili do relacji, związków, seksu. By unikać rozczarowań, by (wydające się na początku drobnymi, a nawet uroczymi) różnice charakterów nie stały się po jakimś czasie motywem dla policji…

Beata Tadla, dziennikarka

Anna Golan i Justyna S. Majewska w kilkunastu prawdziwie kobiecych rozmowach pokazują, jaki wpływ na nasze życie ma to, co dzieje się w naszych łóżkach. To nie jest kolejny poradnik o seksie. To obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy chcą się dowiedzieć o nim czegoś więcej"

Magdalena Bury, dziennikarka HelloZdrowie.pl

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 313

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (82 oceny)
25
31
15
9
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Lucy1993

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa pozycja, polecam. Rzetelna wiedza i szybko się czyta.
00

Popularność




Projekt okładki: Monika Wojnarowska

Wykonanie graficzne: Krzysztof Załęski

Redakcja: Józef Michał Chlabicz

Korekta: Katarzyna Furman

Opracowanie e-wydania:

ISBN EPUB: 978-83-66242-53-1

ISBN MOBI: 978-83-66242-54-8

© wydanie: Oficyna 4eM, Warszawa 2020

©tekst:Anna Golan, Justyna S. Majewska 2020

03-307 Warszawa, ul. Gersona 39

www.4em.pl

Spis treści

Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Recenzja

Wstęp

Rozdział 1.

On i ona, czyli kto?

Rozdział 2.

Tak to zwykle się zaczyna

Rozdział 3.

Więcej niż seks

Rozdział 4.

Związek znaczy dwa w jednym

Rozdział 5.

Delikatne sprawy

Rozdział 6.

Sam na sam ze sobą

Rozdział 7.

Tylko nie mów nikomu……

Od Autorek

Bibliografia

Recenzja

Ciekawa książka. Jej lektura wciąga, a sprzyjają temu przystępność, lekkość i bogata treść. Dobrze napisana. Przeplatają się w niej trzy rodzaje narracji. Pierwsza to historie z życia wzięte, opisujące złożone relacje partnerskie i seksualność kolejnych osób. Ta część ma duże walory literackie. Każda z opisanych historii przypomina terapeutom podobne sytuacje z ich praktyki zawodowej, a dla nie-terapeutów może być wciągającą podróżą w biografie wielu osób.

Drugi typ narracji to dialogi dwóch kobiet nawiązujące do wyżej wspomnianych historii z życia wziętych, ale będące bodźcem do refleksji, uogólnień, interpretacji. Przez pewien czas zastanawiałem się, czy nie byłoby lepiej, aby rozmowa była prowadzona przez kobietę i mężczyznę. Skoro w tej książce tak wiele uwagi poświęca się psychologii różnic płciowych, płeć dyskutantów może być istotna. W miarę dalszej lektury nie miało to już dla mnie znaczenia. Być może dlatego, że trzeci typ narracji polega na prezentacji wyników badań naukowych. To świetny pomysł na ubogacenie tej książki o warsztat naukowy cenionych na świecie i w Polsce badaczy. Mam tylko jedną uwagę: zalecam większy dystans wobec wyników badań populacyjnych. Wynika to z faktu, że część respondentów nie udziela odpowiedzi na pytania, a inni odpowiadają tak, jak się od nich oczekuje.

Każdy Czytelnik wybierze to, co go najbardziej interesuje, co wiąże się z jego osobistymi problemami z własną seksualnością i w relacjach partnerskich. I w tym przypadku ta książka z pewnością pomoże na przykład w radzeniu sobie z dysfunkcjami seksualnymi, rozbieżnościami w poziomie libido w związkach. Wielu Czytelnikom książka umożliwi poznanie specyficznych aspektów seksualności, na przykład świata fantazji i marzeń erotycznych, fetyszyzmu, pogranicza parafilii itd. Bardzo interesująco został opisany przebieg tańca godowego u obu płci. Wyśmienita lektura.

Na jeszcze jeden walor tej książki zwracam uwagę: dystansowanie się wobec skrajności, jakimi są stereotypy płci, seksizm, tradycyjny model patriarchalny i walczący z mężczyznami typ feminizmu. Tu wybrano metodę złotego środka.

Na szczególne uznanie zasługuje zakończenie tej książki. Narracja jest wyważona, ma optymistyczny wydźwięk, jeśli chodzi o ocenę natury relacji między płciami.

Prof. Zbigniew Lew-Starowicz

Wstęp

…No bo właściwie co to jest ten cały seks? Kiedy się zaczyna? Dopiero w sypialni czy może dużo wcześniej? Może już wtedy, gdy on proponuje ci pierwszą wspólną kawę albo kiedy ona się zbliża, by strząsnąć niewidzialny pyłek z twojej marynarki i czujesz zapach jej perfum? Może to już ten taniec godowy, kiedy ona bawi się włosami, odsłaniając szyję, a on rozmawiając z nią, wkłada ręce do kieszeni i lekko wypycha do przodu biodra?

Seks zaczyna się dużo wcześniej, zanim on przyciśnie cię do biurka czy zgasi światło w sypialni. Zanim w ogóle pomyślisz, że może do niego dojść, twoja głowa, emocje i gesty już odgrywają pierwszy odcinek telenoweli, która albo nigdy cię nie wciągnie, albo z zapartym tchem będziesz czekać na jej kolejny sezon.

Oczywiście możesz zredukować seks do biologicznej potrzeby i technik, ale jeśli chcesz go zaznać naprawdę, potrzebujesz otwartości, świadomości siebie, swojego ciała… i odwagi. Udawanie to ucieczka przed wejściem na ścieżkę rozwoju osobistego, a może nawet duchowego… I, mówiąc szczerze, strata czasu. Znacznie więcej zmarnujesz go na cierpienie związane z oszukiwaniem siebie i partnera niż na poznanie swoich i jego lub jej potrzeb i słabości. Dziwi cię to? Czytając tę książkę, zdziwisz się pewnie jeszcze wiele razy. Najbardziej sobą. Przecież człowiek składa się z niezliczonych wątpliwości, kompleksów, krzywd, tych, o których po chwili zapominamy i tych, które zostawiają blizny na całe życie, ale też szans, niepowtarzalności, piękna, okazji. Jesteśmy naprawdę ciekawą mieszaniną i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.

Trzymasz w dłoniach historie, które rozgrywają się za ścianami naszych mieszkań. Historie, często wstydliwe, takie, z którymi przychodzi się do terapeuty. Historie o tym, dlaczego jedna połowa twojego łóżka wciąż jest zimna albo dlaczego co rano na poduszce obok widzisz inną twarz. Także o poszukiwaniu spełnienia, o zrozumieniu i – naprawdę często – z happy endem. To opowieści charakterystyczne dla jakiegoś problemu, inspirowane przeżyciami pacjentów gabinetów seksuologicznych. Często to także nasze nasze własne doświadczenia. Włożyłyśmy jednak wiele starań, by żadna z historii, które znajdziesz na dalszych stronach, nie była o życiu konkretnej osoby. Zmieniałyśmy dane, fakty, łączyłyśmy wątki i z pewnością żadna z osób, które mają odwagę szukać pomocy seksuologicznej, nie zostanie w nich przez nikogo rozpoznana. Co nie zmienia faktu, że właściwie każdy z nas może przejrzeć się w tych opowieściach jak w lustrze…

Anna i Justyna

P.S.

W wielu miejscach powołujemy się na badania, także populacyjne, te jednak warto traktować z pewną rezerwą. Jak zauważa prof. Zbigniew Lew-Starowicz, nie można wykluczyć, że pewien odsetek badanych, nawet w anonimowych ankietach, będzie odpowiadać tak, by spełniać społeczne oczekiwania.

1On i ona, czyli kto?

Spełza płeć, tleją tajemnice, w podobieństwie spotykają się różnice, jak w bieli wszystkie kolory.

Wisława Szymborska, Złote gody

Karolina i Luck

Ach, jakież on robił wrażenie! Adorował ją przez cały wieczór. Podsuwał krzesło, odsuwał krzesło, otwierał drzwi, zamykał drzwi, patrzył w oczy, nie na biust.

No i ten szyk. Wypielęgnowane paznokcie, zadbana fryzura, idealnie skrojony garnitur (dostrzegła i doceniła inicjały wyszyte na mankietach obok połyskujących platyną spinek) i zapach perfum, który docierał do niej przy każdym jego ruchu. O! i to imię! Luck…

Luck był Francuzem, przyjechał na rok do Polski, by pomagać w jej firmie przy realizacji jakiegoś projektu. Poznali się na imieninach szefa, które ten z uporem maniaka organizował co roku i zapraszał na nie całą kadrę zarządzającą. Karolina serdecznie nie znosiła tych spędów, podobnie zresztą jak kolegów z pracy. Branża motoryzacyjna jest zdominowana przez mężczyzn, a – była o tym przekonana – jej firma i dział, w którym pracowała, skupiał „wszystkich troglodytów świata”. Tak, zadzierała nosa, bo randka przy piwie, którą kilku kolegów jej zaproponowało zaraz po tym, jak zaczęła pracować w firmie, jej nie imponowała, podobnie jak smar za ich niedomytymi paznokciami. Z czasem zaczęli żartować, że „Karola jest jak syrena – ani nie zjesz, ani nie przelecisz”. Wiedziała o tych żartach i miała je serdecznie w dupie, bo przecież faktycznie dla nich była jak syrena – żaden z nich nie mógł jej złowić.

Z tegorocznej imprezy szefa początkowo chciała wywinąć się chorobą, ale ostatecznie uznała, że to może być świetna okazja, by utrzeć współpracownikom nosa i przypomnieć im, że jest kobietą. Kupiła czerwoną sukienkę, paznokcie pociągnęła lakierem, w kącikach oczu dokleiła kępki sztucznych rzęs i tak uzbrojona ruszyła w noc.

Wpadli na siebie w drzwiach. Od razu zaproponował, żeby usiadła przy jego stoliku, potem już nie odstępował na krok, tańczył wolne, czule ją obejmując i nie przekraczając przy tym granic, okrył marynarką, gdy zadygotała z zimna, kiedy wyszli się przewietrzyć. Przede wszystkim jednak z zainteresowaniem słuchał tego, co mówiła i rozczulał ją, kiedy nie mógł wymówić jej imienia. Na ten wieczór i najbliższe tygodnie została więc dla niego Lolą.

Po zabawie bezpiecznie odstawił ją do domu, a na pożegnanie pocałował w policzek. Karolina przyznała w duchu, że nieco ją ta francuska elegancja i powściągliwość rozczarowała. Po cichu liczyła, że jej osobisty Belmondo pod pozorem niepohamowanej ochoty na herbatę wprosi się do jej mieszkania, gdzie będą mogli lepiej i szybciej się poznać. Po chwili jednak zbeształa siebie w myślach, że po prostu dziczeje za sprawą ciągłego towarzystwa kolegów z pracy, dla których szczytem elegancji jest powiedzieć „przepraszam”, po tym jak bekną po obiedzie. Karolina kładła się spać wyraźnie upojona, nie wiedziała tylko, czy winem, czy manierami Lucka. Poranek tylko upewnił ją, że TO ON. Jak tylko otworzyła oczy, sprawdziła telefon. Zaproszenie do znajomych na Facebooku i SMS: „My beautiful Lola, dziękuja za wyjątkowy wieczór. Będę zaszczycony, jeśli znajdziesz dla mnie czas wieczorem dziś. Luck”. Każdy jego błąd językowy był dla niej jak pocałunek w serce.

Justyna: Stuprocentowy facet, stuprocentowa kobieta. Kto to jest?

Anna: Mogę ci powiedzieć, kto to jest dla mnie. A ty się ze mną pewnie nie zgodzisz, bo uznasz, że to ktoś inny. Dla każdego to znaczy co innego.

Czyli jak yeti? Ktoś widział, ktoś słyszał, ale do domu nikt nie przyprowadził. Ktoś taki w ogóle istnieje?

Nie. To potoczna definicja, która w różnych czasach i środowiskach znaczy co innego. Mają na to wpływ: czas, kultura, przekaz medialny, środowiskowy, a nawet przekazy rodzinne. To, co widzieliśmy w domu, na przykład podział ról, będzie potem rzutował na to, co rozumiemy jako męskie, a co – jako kobiece.

A jak się te wzory – męskości i kobiecości – kształtowały przez lata? Większość ma takie obrazy przed oczami, że mężczyzna buduje dom, a kobieta go urządza, że on przynosi coś, co mogą wrzucić do garnka, a ona dba o to, żeby coś smacznego z niego wyjąć. On dba o bezpieczeństwo, ona o ciepło.

To jest wzór, który dziś w wielu przypadkach nie może być realizowany. Dziś i on, i ona pracują, ona prowadzi samochód, zdarza się, że lepiej od niego, a bywa i tak, że więcej zarabia. I jak to się ma do wzorca budowniczego domowego ogniska i matki-Polki?

Widzę to tak, że dzisiejsza kobieta bierze na siebie obciążenia, które wcześniej miał mężczyzna. No bo przecież nikt nie daje nam więcej pieniędzy za pracę, która nie jest stresująca czy odpowiedzialna, i nie wymaga walki z konkurencją.

Naturalnie, większe zarobki wiążą się z większym obciążeniem. I pytanie, jak radzi sobie z tym i jak na co dzień dzieli obowiązki para, w której ona – też lub tylko – robi karierę zawodową.

Chyba najgorsze z możliwych rozwiązań zakłada: „Kariera? Okej, ale w domu też masz etat. Pełen etat”.

Zgodzę się, że taki układ jest co najmniej nie w porządku, ale wciąż niestety funkcjonuje. Jeśli oboje mają poczucie, że ona powinna więcej robić w domu, to będzie to bardzo trudne i kosztowne w realizacji. To zupełne poświęcenie siebie i nie może się udać. Ale są też kobiety, które myślą „Okej, mam większe możliwości niż on, może mam większy talent, łatwiej nawiązuję znajomości… no z jakichś powodów jestem w stanie przynieść do domu więcej pieniędzy, więc podzielmy się zadaniami inaczej – ja zarabiam, a ty… zostajesz w domu z dziećmi”.

Nie żartuj. Na palcach jednej ręki można policzyć mężczyzn, którzy się na to zgodzą.

Bo też to nie muszą być tak skrajne podziały. Można inaczej. Na przykład „gdy dziecko będzie chorować, to ty się będziesz zwalniał z pracy, a nie ja. Albo ponieważ czasem muszę zostać po godzinach, to ty będziesz odbierał dziecko ze szkoły czy przedszkola”. To też może iść dalej, na przykład kobieta, która wraca po stresującym dniu z pracy, może oczekiwać, że będzie czekała na nią kolacja. I może ją dostać.

Jeśli on tego nie zaakceptuje, to będą tarcia.

Mężczyzna może się różnie czuć w tej sytuacji. Może mu pasować taki podział, ale też fakt, że zarabia mniej, może drażnić jego dumę.

Empatia

Kobiety są bardziej empatyczne niż mężczyźni i kierują się empatią w kluczowych dla swojej kariery momentach. Lepiej rozumieją myśli i uczucia innych oraz podejmują adekwatne do nich działania. Chętniej wybierają też zajęcia związane z niesieniem pomocy. Zachowania opiekuńcze są sterowane między innymi przez hormony. Ma to biologiczne uzasadnienie: kobiety dzięki umiejętnemu odczytywaniu uczuć i emocji potomstwa mogły zapewnić mu przetrwanie.

Zaprogramowane na empatię kobiety trudniej będą znosić pracę po 60 godzin tygodniowo, częste delegacje i dyspozycyjność siedem dni w tygodniu. Panie, które decydują się na taką pracę, dwa razy częściej niż mężczyźni dostrzegają jej negatywny wpływ na życie rodzinne. I przejmują się tym bardziej niż mężczyźni w podobnej sytuacji. Świadomość potrzeb innych ludzi, w tym najbliższej rodziny, może być przeszkodą w budowaniu kariery. U kobiet poczucie szczęścia i zawodowej satysfakcji zależne jest w dużym stopniu od równowagi pomiędzy pracą a życiem rodzinnym.

Większa wrażliwość na potrzeby innych może też odpowiadać za to, że kobiety przeżywają więcej zmartwień i niepokoju niż mężczyźni. Za częstsze występowanie depresji u pań odpowiedzialne jest między innymi większe emocjonalne angażowanie się w życie innych osób.

Miłość Lucka do mamy była wzruszająca. Opowiadał o niej, chwalił, radził się w wielu sprawach. Karolina czytała to – nareszcie jakiś normalny, rodzinny, uczuciowy. I nienachalny. Na pierwszą randkę poszli do kina. Potem był spacer i kieliszek wina w napotkanym po drodze barze. „Jej Francuz” – tak nazywała go w myślach – pozwolił jej wybrać film. Zdecydowała się na komedię romantyczną – nie mrugnął nawet okiem, zdając tym samym test, jaki wielu oblewa. Zaczęli się spotykać regularnie. Luck bardzo lubił gotować i często zapraszał „Lolę” na kolacje, które sam przygotował. Prosił przy tym, by przyniosła butelkę wina albo szampana. To była ta pierwsza maleńka rysa na idealnym obrazie jej uczuć. „Każe mi kupować wino, drogiego szampana… czy tak powinno być?” Czuła, że Luck, owszem, rozrzutny przy komplementach, w kwestii pieniędzy jest wyjątkowym zwolennikiem równouprawnienia i sprawiedliwych podziałów. Za rachunki w restauracjach płacili po połowie. Pomyślała przez chwilę, że jej obawy są na wyrost, gdy po zakończonym kursie w taksówce zatrzymał jej rękę sięgającą po portfel. Uśmiechnęła się do siebie, „Przesadzam”, ale po chwili usłyszała: „Teraz moja kolej, kochanie, ty zapłacisz następnym razem”.

Był nad wyraz skrupulatny w ich rozliczeniach. Początkowo próbowała to doceniać, ale z czasem coś zaczęło uwierać. Nie uważała, że mężczyzna powinien płacić absolutnie za wszystko, lubiła dawać, dzielić się, uważała jednak, że na etapie pierwszych randek to on powinien pokazać gest, a przynajmniej nie skupiać się aż tak bardzo na drobiazgowych wyliczeniach. Czuła się wtedy niezręcznie. Takie rozmyślania się rozwiewały, kiedy na rękach zanosił ją do sypialni, gdzie czekały świece i łóżko obsypane płatkami róż. „Jak on to robi? Kiedy?” Był mistrzem robienia wrażenia na kobiecie. Właściwie nie mogła do łóżka po prostu pójść. O nie! „Kochanie! Ja tu jestem od tego, by nosić cię na rękach!” W samym łóżku, no cóż, nikt nigdy tak o nią nie dbał i tak się na niej nie skupiał. Luck zawsze upewniał się, jak jej było, co czuła, czy „Wtedy kiedy tak lekko cię uniosłem na poduszce, to przyjemnie ci było, kochanie?”…

Justyna: Te nowe role, podziały w związkach… w związkach i w życiu, z czego one wynikają? Kobiety wsiadły na traktory, mężczyźni nauczyli się zmieniać pieluchy. Dojrzeliśmy do tego czy jednak robimy to wbrew sobie?

Anna: W ogóle nie oceniałabym tego w ten sposób. Kiedyś uważano, że męskość i kobiecość to dwie skrajności. Że tak zwana płeć psychiczna to zupełnie przeciwne zestawy cech u kobiet i u mężczyzn. Czyli im bardziej jestem męski, tym mniej kobiecy. Gdybyśmy mieli to włożyć na wykres, wyglądałoby to tak…

Jednak każde z nas ma trochę z płci przeciwnej. A może lepiej byłoby powiedzieć odmiennej, bo wcale nie jesteśmy swoimi przeciwieństwami. Kobiety mają testosteron, ale mężczyźni też mają typowo kobiecy hormon – estrogen. I testosteron ma u kobiet bardzo ważne zadania, odpowiada między innymi za libido, nastrój, wzrost włosów łonowych. A z kolei wszyscy mężczyźni powyżej pięćdziesiątego roku życia mają więcej estrogenu niż jakakolwiek kobieta po menopauzie. Mężczyźni mają sutki i tak dalej. Różnimy się tylko proporcjami.

Płeć wydaje się czymś oczywistym. Każdy jest albo mężczyzną, albo kobietą, tymczasem ta niby oczywista sprawa okazuje się jednak mocno złożona.

Bo też są różne wymiary płci. Jest płeć chromosomalna wyznaczona przez chromosomy XX u kobiet bądź XY u mężczyzn. Każdy ma płeć gonadalną, którą określa obecność jąder lub jajników, a także płeć wyznaczoną przez zewnętrzne narządy płciowe, czyli prącie i srom. No i jest też płeć fenotypowa, którą wyznaczają tak zwane drugo- i trzeciorzędowe cechy płciowe, jak biust, specyficzne owłosienie czy rozmieszczenie tkanki tłuszczowej. Idąc dalej, płeć hormonalna jest zależna od ilości wydzielanych hormonów płciowych – u mężczyzn przeważają androgeny, u kobiet estrogeny. Płeć metaboliczna określa między innymi wysokość spoczynkowej przemiany materii albo stężenie potasu w surowicy krwi. No i jeszcze płeć metrykalna, która jest określana prawnie, urzędowo. Jest jeszcze jeden rodzaj płci, wspomniana już płeć psychiczna. Zostawiłam ją na koniec tej wyliczanki, bo ona niejako góruje nad pozostałymi. Jest najważniejsza, bo nie można jej zmienić, na przykład w trakcie terapii. Mówiąc najkrócej – płeć psychiczna, czyli to, jak przeżywamy naszą męskość lub kobiecość.

Poczekaj… moment… właściwie po co mężczyznom sutki?

Po co im sutki? Pierwsza płeć to płeć kobieca. Dopiero po pewnym czasie od poczęcia, kiedy zadziała testosteron, rozwój może pójść w drugą, męską stronę. Czyli mężczyzna musi zawalczyć, żeby nie być kobietą. Dla biologa męskość związana jest przede wszystkim z rozmiarem komórek płciowych. Istnieją one w dwóch odmianach: dużej i małej. Samce produkują małe, czyli plemniki, a samice duże, czyli komórki jajowe. Poza dwudziestoma dwoma chromosomami wspólnymi dla obu płci, kobiety mają dwa duże chromosomy X, a mężczyźni jeden chromosom X i jeden mniejszy Y. O, i to najlepiej pokazuje, że męskość i kobiecość to nie są przeciwieństwa, a jedno wynika z drugiego. Psycholodzy odrzucili koncepcję przeciwieństw, bo nie ma żadnej cechy psychicznej, którą on by miał, a ona nie. Takiej czysto męskiej albo czysto kobiecej. Można powiedzieć, że statystycznie mężczyźni mają większą skłonność do rywalizowania, a kobiety częściej są opiekuńcze. Ale to nie jest tak, że mężczyzna w ogóle nie jest opiekuńczy, a kobieta w ogóle nie rywalizuje. Świetnie to pokazuje Inwentarz Sandry Bem. To autotest. Za pomocą kilkupunktowej skali każdy może ocenić, które cechy najlepiej go opisują. Część z nich odzwierciedla cechy uznawane za typowo męskie, część za typowo kobiece, a reszta to cechy neutralne, w psychologii nazywamy je wypełniaczami.

Na randkę po ich pierwszej – przetańczonej – nocy Luck przyszedł ubrany, jakby właśnie zszedł z wybiegu na pokazie mody. Karolina od razu zauważyła, że każdy szczegół jego garderoby był przemyślany i dopracowany. Luck dbał o siebie bardzo. Nieważne, czy akurat gotował, wracał z siłowni czy spacerował z nią po parku. Miał ten sznyt. To była oczywiście miła odmiana od kolegów gadających tylko o przewadze diesla nad niedieslem…

– Podoba ci się moja torba? Jest ciężka jak diabli. I niewygodna. Ale spójrz, jaka piękna. To skóra. I do wszystkiego mi pasuje! – Luck z błyskiem w oczach gładził połyskliwą powierzchnię z wytłoczonym logo znanej marki. Kiedy rozmawiając z nią, zerkał na krzesło, na którym jak pełnoprawny uczestnik tego spotkania „siedziała” torba Lucka, pomyślała, że facet to jednak za bardzo nie może o siebie dbać. Wtedy jakby drugi raz zobaczyła go po raz pierwszy. „Czy on zawsze nosił chustkę przewiązaną na przedramieniu?”. Luck wciąż mówił, opowiadał, jak mu minął dzień na zakupach, na co teraz poluje i w którym sklepie, a ona przypomniała sobie nagle, że w łóżku jej partner ma zawsze idealną fryzurę, że kiedy chce włożyć dłoń w jego misternie ułożone włosy, on się odsuwa…

– O kurwa – wyrwało się jej. Zapadła cisza. A Luck zrobił wielkie oczy i spojrzał na nią zaskoczony. – Luck, mało który Polak tak o siebie dba jak ty – próbowała odwrócić uwagę od swoich słów, przez które francuskie uszy Lucka spłynęły krwią. Rzecz jasna w najmodniejszym odcieniu czerwieni…. – Lola, we Francji tylko zadbany facet zdobędzie atrakcyjną i również zadbaną kobietę. Wasi mężczyźni zapraszają was na piwo, my nosimy na rękach i poimy szampanem. „Piwo – pomyślała Karolina – dawno nie piłam piwa…”

Justyna: Dlaczego dziewczynki tak lubią kolor różowy? Lubią, bo w jakimś sensie do nich pasuje, czy dlatego, że dorośli od maleńkości je nim otaczają?

Anna: Sądzę, że jednak po prostu go lubią, a gust rodziców nie ma tu nic do rzeczy. Kiedy dać dzieciom wybór, na pewien konkretny rodzaj zabawek decydują się dziewczynki, a na inny chłopcy. Dziewczynka najczęściej nie wybierze do zabawy ciężarówki. Były nawet takie eksperymenty, dziewczynkom w wieku przedszkolnym dawano tak zwane męskie zabawki, na przykład samochód, ciągnik itp. Nie bawiły się nimi robiąc głośne „brrrum brum”, tylko nosiły je tak jak lalkę.

Czyli to, kim jesteśmy, wiemy i bez podpowiedzi czy sugestii.

Dokładnie tak. Dzieci, które mają swobodny wybór, częściej będą wybierać to, co jest jakoś zgodne z tym, co przypisujemy płci. Oczywiście są wyjątki. Nie jesteśmy zaprogramowanymi robotami i jest w tym też pewna swoboda i różnorodność. Uważam, że to piękne, że są dziewczynki, które lubią się bawić lalkami, ale też wspinać się na drzewa. Sama to uwielbiałam!

No widzisz, ja byłam raczej nieśmiałą beksą… A kiedy to się kształtuje? Kiedy pojawia się ten moment, że wiesz, jak się czujesz – jestem dziewczyną, jestem chłopakiem.

Tożsamość płciowa, czyli świadomość płci biologicznej i jej akceptacja, pojawia się między pierwszym a drugim rokiem życia. Wtedy dziecko już potrafi określić, jakiej jest płci, ale stabilność kształtuje się około trzeciego, czwartego roku. Dziecko zaczyna rozumieć, że ludzie zachowują tę samą płeć przez całe życie i od tego czasu tożsamość płciowa jest właściwie niezmienna. Oczywiście w wieku nastoletnim mogą się pojawić przejściowe zachwiania, ale raczej od trzeciego roku życia mamy już pewność.

Syndrom oszusta

Kobiety częściej niż mężczyźni, choć ciężko zapracowały na swój sukces, nie wierzą, że jest on prawdziwy. Towarzyszy im przekonanie, że osiągnięta wysoka pozycja jest wynikiem szczęścia, czyjegoś błędu w ocenie czy przypadku. Osoby dotknięte syndromem oszusta mają wrażenie, że jedynie odgrywają ekspertów, dyrektorów itp. Cały ich wysiłek koncentruje się na tym, żeby uniknąć zdemaskowania. Biorą do siebie wszystkie negatywne informacje zwrotne i odrzucają pozytywne. Cechuje je perfekcjonizm i jednocześnie zachwiana wiara w siebie. Mężczyźni rzadziej mają taki problem i częściej blefują. Nadrabiają brak wiedzy czy doświadczenia pewnością siebie i skupiają się na robieniu dobrego wrażenia.

Rywalizacja czy opiekuńczość to, powiedziałabym, cechy typowe dla danej płci, ale wiele jest cech uznawanych za kobiece czy męskie, które de facto zależą od kultury, czasu, kraju.

To prawda, w przypadku testu Bem chodzi o cechy psychiczne uznawane za kobiece i męskie w amerykańskim społeczeństwie w latach siedemdziesiątych. Wszyscy mamy cechy zarówno kobiece jak i męskie, ale w różnym nasileniu. Czyli ja mogę męską kobietą…

…kobiecą kobietą, …

… osobą androgyniczną …

lub osobą nieokreśloną płciowo.

W podejściu Bem pojawia się pojęcie androgynii, czyli występowania u jednego człowieka cech zarówno męskich, jak i żeńskich. Jej zdaniem jednoczesne wysokie nasilenie cech męskich i kobiecych u jednej osoby podważa polaryzację, rozumianą jako albo-albo. Ona uważała, że męskość i kobiecość są stereotypami kulturowymi, do których „na swoje nieszczęście” próbujemy się mniej lub bardziej dopasowywać.

Domyślam się, że u kobiecej kobiety gołym okiem widać duże natężenie cech kojarzonych z kobiecością i niskie natężenie tych kojarzonych z męskością. Mam teraz przed oczami Marylin Monroe i Sophię Loren.

To ikony, kulturowe wzory kobiecości. Głównie dzięki fizyczności i wizerunkowi, bo pewnie mało kto się zastanawia, jaki sposób bycia miała Marylin, za to pamiętamy jej sukienkę unoszoną powietrzem nad klatką wentylacyjną nowojorskiego metra. Próba opisania idealnie męskiego mężczyzny czy najbardziej kobiecej kobiety to chyba pomysł skazany na porażkę. Dla ciebie to może być Monroe, dla kogoś innego jakaś święta. To zależy od indywidualnych skojarzeń, wartości. Poza tym takie wzory mogą być też przerysowane, jak James Bond. Ten określony zestaw cech wpływa na to, w jakich sytuacjach ona czuje się dobrze. Inaczej mówiąc, kobieca kobieta będzie się czuła jak w swojej skórze w kobiecej roli. Jeśli coś nie będzie się zgadzać, wyjdzie poza ten schemat, nie będzie się jej podobało. Na przykład gdy partner powie: „Ja nie lubię prowadzić auta, ty prowadź”. Jeżeli w jej przekonaniu to jest męska rola…