Toksyczna psychologia i psychiatria. Depresja a samobójstwo - Jarosław Stukan - ebook

Toksyczna psychologia i psychiatria. Depresja a samobójstwo ebook

Stukan Jarosław

3,3

Opis

Czy samobójca jest chory psychicznie? Jaka jest przyczyna samobójstw? Czy depresja istnieje czy też jest ekonomicznym oszustwem, wielką manipulacją? Czy antydepresanty pomagają czy też są wręcz szkodliwe? Na te, i wiele innych pytań odpowiada autor – profesjonalny psycholog i psychiatra.

Motto: Pójście do psychiatry, jest jedną, z najniebezpieczniejszych rzeczy, jakie człowiek może zrobić – Peter Breggin, psychiatra.

SPIS TREŚCI

Wstęp

Czym jest choroba psychiczna?

Czy samobójca jest chory psychicznie?

Mity na temat samobójstwa funkcjonujące wśród psychiatrów i psychologów

Depresja a cierpienie

Depresja a zaburzenie

Rzekome antydepresanty

Skutki uboczne leków z grupy „S”

Choroby somatyczne z „depresją” w przebiegu

Ciężka „depresja” i terapia elektrowstrząsowa

System

„Depresja” a samobójstwo

Przyszłość

Literatura cytowana

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 144

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (43 oceny)
14
10
5
4
10
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
dyksiolegimi

Nie polecam

Bzdurna, bardzo niebezpieczna książka. Absolutnie nie polecam, pseudonaukowość i bełkot.
70
Ogrzyslaw

Nie polecam

Boże ale to jest głupie. Naciąganie wszystkiego od swoją tezę
70
daria305

Nie polecam

Przyznam że nie dałam rady doczytać do końca. Autor naciąga wszystkie argumenty pod swoją początkową tezę. Już na samym początku padają stwierdzenia w stylu: depresja nie jest chorobą, bo jest cierpieniem, a skoro cierpienie istniało od dawna, to czemu mieliby się leczyć.
50
konrado88

Nie polecam

Manipulowanie faktami stanowiące zagrożenie dla osób w kryzysie psychicznym… Wyjątkowo niebezpieczna książka.
40
Kredka123

Z braku laku…

Zagmatwane (celowo?) zdania na poół strony, które musialam czytać po kilka razy a i tak niektórych nie zrozumialam. Mimo, że prawdopodobnie cześciowo zgadzam sie z autorem, to jego sposób pisania sprawił, że nie nabrałam zaufania do niego. Mało poważne dzieło.
00

Popularność




Wstęp

Nie reprezentuję żadnej organizacji, żadnego ruchu, nie czerpię żadnych korzyści z napisania tej książki. Czy jednak zaprzeczę, czy nie, książka oddana do rąk czytelnika mieści się w nurcie antypsychiatrii. Ja jednak nie jestem przeciwnikiem psychiatrii ani jej zwolennikiem. Jedynie krytycznie obserwuję to, co mnie otacza i wyciągam wnioski.

W swojej pracy klinicznej już kilka lat temu zauważyłem szkodliwość leczenia farmakologicznego. Nie jest to jednak szkodliwość bezpośrednia (fizjologiczna), o której piszą inni autorzy, jak Peter Breggin, mówiąca o negatywnych skutkach spożywania leków stosowanych w psychiatrii. Nie jest to też szkodliwość „sama w sobie”, co można wysnuć z prac Thomasa Szasza, który w ogóle powątpiewa w istnienie chorób psychicznych. Nie jest to przy tym „bunt” młodego lekarza, lecz częściowo uzasadnione przypuszczenie wybitnego profesora psychiatrii, który wydał ponad 600 artykułów naukowych i kilkadziesiąt książek.

Mój, delikatnie mówiąc, sceptyczny stosunek względem psychofarmakoterapii dotyczy innego obszaru, faktu, którego konsekwencje w zadziwiający sposób uchodzą uwadze wielu psychiatrów i psychologów klinicznych. Mianowicie i między innymi dotyczy on tego, że leczenie farmakologiczne w psychiatrii ma charakter objawowy, a nie przyczynowy, ale też jest to tylko ułamek całej problematyki.

Można się zatem zdziwić, bo przecież medycyna ma nieść ukojenie w cierpieniu, nawet chwilowe: na katar mamy krople, na kaszel syrop, na bezsenność tabletkę – cóż tu negować? W psychiatrii byłoby podobnie gdyby nie fakt, że pacjenci leczeni farmakologicznie dokonują prób samobójczych i w nich giną. Taka jest ponura rzeczywistość i to ona właśnie każe przyjrzeć się bliżej systemowi leczenia pacjentów cierpiących na tzw. zaburzenia psychiczne.

W niniejszej pracy posuwam się nieco dalej w swoich wnioskach, niż wymienieni powyżej lekarze. Śmiem twierdzić, że epidemia depresji nie istnieje, że jest to wielkie oszustwo ekonomiczne, w którym biorą udział nawet niczego nieświadome media. Śmiem twierdzić, że depresja jako choroba w ogóle, poza jej psychotyczną formą (co możemy jedynie uznać), nie istnieje, że jest to jedna, wielka mistyfikacja, na której koncerny farmaceutyczne zarabiają miliardy dolarów. W końcu, śmiem twierdzić, że leki antydepresyjne nowej generacji w ogóle nie są lekami na depresję (nie tylko dlatego, że depresja „nie istnieje”) i co najważniejsze, z perspektywy suicydologa, że procedury medyczne stawiające na pierwszym miejscu farmakoterapię zaburzeń psychicznych, a na pozostałych psychoterapię, rehabilitację itd., przyczyniają się bezpośrednio do wzrostu liczby samobójstw na świecie. Mniej więcej od lat 80, czyli od stopniowego zastępowania barbituranów i benzodiazepin antydepresantami, obserwować można tę zależność, a współcześnie, gdy grupy barbituranów i benzodiazepin powoli, całkowicie zastępowane są antydepresantami (w praktyce klinicznej), opisywane zjawisko nasila się.

Czy zatem skoro zaprzeczam informacjom, które są powszechnie uznane za fakt przez środowisko medyczne i psychologiczne, skoro cały świat w nie wierzy, stąpam na krawędzi szaleństwa?, a może głupoty? Z pewnością te i inne hipotezy czytelnik będzie mógł zweryfikować po przeczytaniu całej książki.

 

Podczas gdy prezentowana w książce, właściwie nie koncepcja, teza, a jedynie obserwacja i interpretacja, krystalizowała się we mnie na przestrzeni ostatnich lat pomyślałem, że znajdę dla niej wsparcie w psychologii. Jako że zwiększone zainteresowanie badaczy zazwyczaj zwieńczone jest publikacjami, poszukiwałem wszelkich artykułów i książek na temat psychologii cierpienia. Muszę podkreślić, że szukałem na całym świecie, w wielu językach. Znalazłem… „Psychologię cierpienia zwierząt”. Nie istnieje żadna książka na ten temat o ludziach, poza pracami filozoficznymi, czy teologicznymi. Moje zdziwienie było bezgraniczne. Jak psychologia mogła się na przestrzeni ponad 100 lat nie zajmować się tym, co jest w gruncie rzeczy jej kwintesencją?

Owszem, psychologia kliniczna zajmuje się wyrazami cierpienia, takimi jak: PTSD, stres itd., ale jednocześnie nie wytworzyła żadnej alternatywy dla „depresji”. Ja sam, osadzony „w klinice”, wiele lat tego nie zauważałem. Mamy psychologię religii, biznesu, kultury i wiele innych. Nie mamy psychologii ludzkiego cierpienia. To prawie tak, jakby ono nie istniało. Jakby każde cierpienie było jednostką chorobową – depresją, lub czymś tożsamym, co należy leczyć. Nauka nie przyzwyczaiła nas do tego, by cierpienie spostrzegać w innych kategoriach, niż kliniczną jednostkę chorobową i robi to z coraz większym naciskiem. Nie przyzwyczaiła nas tym samym do tego, by uznawać cierpienie za naturalny stan umysłu, który towarzyszy ludziom od początku ich istnienia. Z tego powodu, podczas czytania książki mogą wystąpić pewne trudności w jej zrozumieniu i/lub „przyjęciu”. Łamie ona bowiem pewną sztywną konwencję w myśleniu, której jeszcze do niedawna sam byłem reprezentantem. Prawdopodobnie z tego względu wzbudzała ona po pierwszym wydaniu wiele skrajnych reakcji. Otrzymywałem zarówno gratulacje, szczególnie ze świata artystów, jak i byłem szykanowany, łącznie z uznaniem mnie za paranoika, a też wielu znajomych – nawet – psychologów przestało ze mną rozmawiać. Zaś pewna grupa psychiatrów gotowała się do petycji i zbierania podpisów w środowisku w celu usunięcia książki z rynku, a mnie z pracy w służbie zdrowia. Mam więc nadzieję, że nawet jeśli czytelnik nie zgodzi się z wieloma aspektami prezentowanej pracy, wzbudzi w nim ona oburzenie, niedowierzanie, a nawet złość, lub przeciwnie: śmiech, powątpiewanie, czy nawet lekceważenie, to jednak dostarczy alternatywnego spojrzenia na współczesną rzeczywistość i jej bardzo ważny obszar. W człowieku bowiem piękne jest to, że wie, nawet jeśli ze swoją wiedzą się nie zgadza.

 

Wyjaśnienia wymaga tytuł książki. Jest to pozycja, zapowiadana w „Diagnozie ryzyka samobójstwa”, jako „Depresja a samobójstwo”. Jeszcze do niedawna, jej pełny tytuł brzmiał „Toksyczna psychiatria: depresja a samobójstwo”. Psychologia znalazła się w tytule nieprzypadkowo, bo chociaż nie nadaje tonu wszystkim opisywanym w tej książce faktom, to stanowi dla psychiatrii „pomocną dłoń”. Jest bezwolnym klakierem dla opisywanego dalej „systemu” i bezmyślnie mu poklaskuje. To jednak wystarczy, by odnieść się do niej krytycznie i uznać ją za współwinną obecnej sytuacji. Aczkolwiek ową współwinę orzec można, zdecydowanie, jako pełną winę, opierając się jedynie na fakcie już wyżej opisanym – całkowitym zaniedbaniu przez psychologię badań cierpienia ludzkiego i jego nieklinicznych oraz klinicznych wymiarów.

 

Ostatnią już rzeczą, o której chcę napisać jest to, iż chociaż główny wątek książki poświęcony jest przede wszystkim związkowi depresji z samobójstwem oraz fikcyjnemu kreowaniu zaburzeń psychicznych w celu osiągania zysków z ich leczenia, to w tle jest ona również pracą poświęconą współczesnemu światu, konsumpcyjnemu stylowi życia, pośpiechowi jaki nas cechuje i co z niego wynika – coraz częstszym brakiem refleksji nad własnym życiem. Zdaje się, że tworzy to podatny grunt dla sięgania po rozwiązania najprostsze, chociażby tabletkę. Być może więc wszystko o czym piszę jest jedynie refleksją osoby, która nie nadąża za współczesną rzeczywistością… Jakkolwiek, nie znajduję w sobie argumentów, by zaprzeczyć jednej z wiodących myśli zawartych w niniejszej pracy, iż żyjemy w czasach, w których bardzo trudno jest odróżnić rzeczywistość od fikcji i sami jesteśmy temu winni.

Czym jest choroba psychiczna?

Przyglądając się całej historii ludzkości, w której szaleństwo było obecne od zarania dziejów oraz antypsychiatrii, w której Thomas Szasz, jeden z najznakomitszych jej przedstawicieli, definiuje chorobę psychiczną jako: „Niewiele więcej poza stygmatem, który pozwala na wysegregowanie członków społeczeństwa, których nie akceptuje jego większość”, należy się skłonić w kierunku dowodów historycznych na jej istnienie i je uznać. To jednak jak choroba psychiczna jest rozumiana i jaką przeszła „ewolucję” (poznanie) na przestrzeni dziejów jest zależne w większym stopniu od kulturowych uwarunkowań, niż samego jej charakteru.