Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Spinoza, podejmując pracę nad tym krótkim traktatem, postawił sobie za cel utorowanie rozumowi najlepszej drogi do prawdziwej wiedzy. Wiedzy, która daje rozeznanie w naturze świata, w tym również własnej, i pozwala na „nowe urządzenie sobie życia”. Chodzi bowiem Spinozie o to, by zwrócić swoje uczucia ku czemuś, co będzie dawało oparcie i uczuć tych nie zawiedzie; innymi słowy: by uchronić się przed cierpieniem za pomocą pracy intelektu. Ludzie zwykle zwracają swoje pragnienia i działania ku pozyskaniu bogactwa, zaszczytów lub rozkoszy zmysłowej, pisze filozof. Jednakże jedynie „umiłowanie rzeczy wiecznej i nieskończonej nasyca duszę samą tylko radością, ta radość zaś jest wolna od wszelkiego smutku, a tego właśnie należy sobie życzyć i poszukiwać ze wszystkich sił”.
Subtelne rozważania prowadzą do rozpoznania rodzajów poznania, a przy tym z całą powagą traktują uczuciowość człowieka. Spinozę zasadnie uznaje się za prekursora psychologii.
Traktat o poprawie rozumu, choć pozostał niedokończony, stanowi właściwie uwerturę do Etyki Spinozy. Wprowadzone tu zostają i określone podstawowe pojęcia, którymi następnie, w obszerniejszym, fundamentalnym swoim dziele, autor rozwija i uszczegóławia. Część tez przeanalizowanych w Traktacie o poprawie rozumu uznaje Spinoza w swoich późniejszych wywodach filozoficznych za już dowiedzione.
Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.
Benedykt de Spinoza
Traktat o poprawie rozumu
tłum. Ignacy Myślicki
Epoka: Barok Rodzaj: Epika Gatunek: Rozprawa
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 138
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
tłum. Ignacy Myślicki
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-5773-5
W 250. rocznicę zgonu Spinozy,
którego mądrość i szlachetność błyszczy coraz jaśniej poprzez rozpraszające się mroki, dając nieprzedawnioną filozofię dla zaspokojenia potrzeby nowoczesnej umysłowości,
który napisał:
„Ludzie dla zachowania swego bytu nie mogą sobie życzyć nic wyborniejszego nad to, żeby wszyscy we wszystkim tak dalece się ze sobą zgadzali, aby umysły i ciała wszystkich stanowiły niejako jeden umysł i jedno ciało, aby wszyscy pospołu według możności dążyli do zachowania swego bytu i aby wszyscy łącznie poszukiwali dla siebie wspólnego wszystkim pożytku” (Etyka, cz. IV, Tw. 18, Przyp.),
Ledwie 44 lata żył, bo 24 listopada 1632 r. przyszedł na świat Baruch de Spinoza1) i 21 lutego 1677 r. zamknął oczy na zawsze. Losy nie dawały mu szczęścia, za to zdobywał je sobie sam i zawdzięczał je stoickiemu spokojowi ducha, osiąganemu rozumem mędrca. Już w dzieciństwie budził podziw dla swej mądrości bądź w stosunku do podstępnych ludzi, bądź w stosunku do swych nauczycieli, których wprawiał w zakłopotanie swymi pytaniami. Zawsze pragnął jedynie wydoskonalenia swego charakteru i zdobycia wiedzy o najdoskonalszym nastawieniu się człowieka względem otaczającego go świata. Nie było w nim nic awanturniczego, popularyzatorskiego, demagogicznego, unikał wszelkiego narzucania i narażania się, stronił od walk, uchylał się od polemiki. Był dobry, niewymagający, wyrozumiały, skromny i pogodny w swej dojrzałości, bo wyższy nad wszystkich, z którymi miał do czynienia. Nie pożądał ani bogactwa, ani zaszczytów, ani sławy, rezygnując z tego wszystkiego w posiadaniu filozofii. Nie pragnął bogactwa: zrzekł się spadku po ojcu, zaniechał prawowania się z dłużnikiem, który go zarwał, odrzucił kuszącą propozycję gminy żydowskiej pobierania renty dożywotniej za niesprzeniewierzanie się synagodze, odmawiał przyjmowania od przyjaciół znacznych zapomóg; poprzestawał na bardzo ograniczonych środkach, zarabiał sobie na utrzymanie lekcjami, portretowaniem i szlifowaniem szkieł optycznych. Nie pożądał zaszczytów: gdy otrzymał zaproszenie na katedrę w uniwersytecie heidelberskim, odpisał, że pragnie żyć w spokoju i nie narażać się nikomu, a gdy marszałek Ludwika XIV książę de Condé zaproponował mu, aby się przeniósł do Paryża i uświetniał dwór króla-słońca za pensję ze szkatuły królewskiej, odpowiedział, że jest patriotą i republikaninem. Nie pożądał sławy: za namową przyjaciół ogłosił drukiem pod swoim nazwiskiem wykład filozofii Descartesa z dodaniem rozbioru pojęć scholastycznych i bezimiennie, podniecony faktem okrutnego prześladowania dwu swoich wolnomyślnych przyjaciół, potężny Traktat teologiczno-polityczny i nic więcej; nie zamierzał ogłosić swego dla przyjaciół napisanego Traktatu krótkiego zawierającego jego poglądy na bóstwo, człowieka i jego szczęśliwość, i nie kwapił się z wydrukowaniem swego systematu filozoficznego, który usiłował doprowadzić do doskonałości i złożyć w dziele jak najbardziej wykończonym, a cofnął się przed oddaniem Etyki do druku, gdy dostrzegł uprzedzające wzburzenie obskurantów, i przed śmiercią polecił wydać ją bezimiennie. Całkowicie był oddany stworzeniu systematu filozoficznego.
Dużo materiału do filozoficznego rozmyślania dało Spinozie jego życie, a były to bolesne doświadczenia2. Ojciec był emigrantem, który wywędrował z Portugalii, uchodząc przed inkwizycją. Osiedlił się w Amsterdamie, ożenił się i uprawiał handel z powodzeniem. Był to prawy i pobożny człowiek, wybierany na członka zarządu gminy żydowskiej. Stracił żonę, ożenił się powtórnie i znów stracił żonę. Była to matka Barucha, która go odumarła, gdy miał 6 lat. Do domu ojca, gdzie były dwie niegodziwe siostry Barucha, rodzona i przyrodnia, przybyła macocha. Baruch uczęszczał do świetnej szkoły, gdzie poznał gruntownie nauki żydowskie, ale nie znalazł w nich zadowolenia. Sięgał do dzieł filozofów żydowskich, ale i te go nie zadowoliły. Jął studiować piśmiennictwo scholastyczne chrześcijańskie i także starożytnych pisarzy greckich i rzymskich, których znajomość krzewili wówczas humaniści, aż się dobrał do nowożytnej nauki matematyczno-przyrodniczej i do filozofii Descartesa, Bacona i Hobbesa. Obracał się w kołach chrześcijańskich, w szczególności bywał na zebraniach kolegiantów, śród których niemałą rolę odgrywali ariańscy Bracia Polscy, wygnani z ojczyzny3. Wielkie było w połowie XVII wieku religijno-filozoficzne ożywienie w pełnej sekciarstwa Holandii, gdzie republikański rząd przeprowadzał rozdział między kościołem i państwem i dlatego uprawiał politykę tolerancji wyznaniowej w przeciwieństwie do gmin wyznaniowych, fanatyzujących się w walkach. W gminie żydowskiej gorszono się zaprzańswem Spinozy i próbowano go odstręczyć od przebywania w kołach chrześcijan. Zaofiarowano mu nawet rentę dożywotnią, a gdy odmówił przyjęcia, pociągnięto go do odpowiedzialności za bluźnierstwa, rzekomo wypowiedziane wobec młodzieńców, którzy byli prowokatorami. Ale i to nie pomogło i nie udał się zamach zasztyletowania Spinozy w ciemności wieczornej na ulicy. Jego obojętność na zakusy władz żydowskich doprowadziła je do ostateczności, mianowicie do wymierzenia mu najsurowszej kary. Według przepisanego ceremoniału odbyło się w synagodze uroczyste wyklęcie niewiernego. Spinoza nie przystał później do żadnej innej gminy wyznaniowej i stał się pierwszym w Europie urzędowo w państwie uznanym bezwyznaniowcem. Nie poprzestając na wyklęciu, władza żydowska wymogła na rządzie wyrok wygnania Spinozy. Ten jednak nie był przerażający, gdyż nakazał mu tylko opuszczenie Amsterdamu na pół roku. Więcej dotknął go cios, że jego ukochana niewiasta, niezwykle uzdolniona córka jego nauczyciela, humanisty van Endena, wolała oddać rękę niejakiemu kupcowi, który ją obdarzył klejnotami. Spinoza wysiedlił się z rodzinnego miasta na zawsze. Zamieszkał w Rijnsburgu, gdzie znajdowała się główna siedziba kolegiantów. Aby żyć w większym bezpieczeństwie, sprowadził się na przedmieście Hagi, do Voorburfa, a potem, ponieważ mu tam dokuczano jako bezbożnikowi, do samego miasta. Miał wielu przyjaciół i zwolenników swoich poglądów, a pomiędzy nimi był naczelnik państwa Jan de Witt, który często się z nim naradzał w sprawach politycznych. Wspomnieliśmy już, że wstrząsnęły nim wieści o strasznych prześladowaniach, którym ulegli dwaj jego przyjaciele. Gdy ogłosił z tego powodu Traktat teologiczno-polityczny, spadł na to pismo zakaz władz. Wielką przykrość sprawił mu jego dawny uczeń i przyjaciel, który przyjął wyznanie katolickie i usiłował go w bardzo długim piśmie pociągnąć za sobą, a podobny przypadek zaszedł już przedtem. Bardzo silnie musiała dotknąć Spinozę wieść o zamordowaniu Jana de Witta podczas rozruchów politycznych. Życie Spinozy przypadło na czas walk nie tylko religijnych, lecz i politycznych w Holandii. Od roku 1625 do pokoju westfalskiego w r. 1648 trwała wojna Holandii ze średniowieczną jeszcze Hiszpanią o wyzwolenie się spod jej jarzma, w latach 1652–1654 i 1665–1667 toczyła się wojna z Anglią i od r. 1672 do 1674 z Francją, a z wszystkich tych wojen Holandia wychodziła zwycięsko, urastając na potęgę. Właśnie podczas wojny z Francją nastąpiło wyżej wspomniane spotkanie się Spinozy z księciem de Condé, który dotarł do Utrechtu. Gdy Spinoza powrócił stamtąd, nie dawano mu spokoju, posądzając go o to, że zaniósł zdradę kraju wrogowi. W ostatnich latach swego życia Spinoza pracował z największym wytężeniem i przeczuwał swój zgon. Cierpiał na gruźlicę płuc, do której odziedziczył skłonność po matce i której się nabawił zapewne skutkiem wdychania pyłu szlifowanego szkła. Pochowano go we wnętrzu reformowanego kościoła Nieuwe Kerk obok Jana de Witta za pobraniem niezwykle dużej kwoty. Żaden znak nie świadczył o miejscu pochowania. Dopiero półtora roku temu C. Gebhardt wszczął poszukiwania i znalazł w księdze kościelnej wzmiankę, że po upływie dwunastu lat od pogrzebu Spinozy przeniesiono szczątki wszystkich pochowanych w owym kościele do grobu opodal. Poszukiwanie doprowadziło do znalezienia mnóstwa zmieszanych kości ludzkich. Gdy zrzeszenie „Societas Spinozana” urządziło w końcu lutego 1927 r. wspaniały obchód 250-lecia zgonu Spinozy, pierwszym punktem programu było uczczenie i objęcie w posiadanie owego wspólnego grobu, już pokrytego wielką płytą z napisem, że w tym miejscu ziemia kryje szczątki Spinozy. Na jednym z posiedzeń tego obchodu przyjęto do wiadomości, że zarząd „Societas Spinozana” (wzorem stowarzyszenia, które nabyło celem zachowania dom w Rijnsburgu, gdzie Spinoza zamieszkiwał) wykupił dom, w którym Spinoza przez ostatnich sześć lat swego życia, odnajmując maleńki pokoik, mieszkał, wykończył Etykę i umarł. Mieściły się tam ostatnio szynkownia i dom publiczny i miał po przebudowaniu powstać przybytek tańca. W tym domu pod nazwą „Domus Spinozana” mają być urządzone: muzeum, archiwum, biblioteka, sala posiedzeń i stacja radiowa nadawcza dla odczytów. Tak oto żyjący duch spinozyzmu otrzymał ciało, w którym — taka jest nadzieja — będzie się bujnie rozwijał.
Oto jest treść życia Spinozy: ten człowiek miał wiele do cierpienia i do zniesienia, a potrafił opanowywać się mądrością, osiągać spokój ducha i stawać nad przeciwnościami losów. Potężne ciosy tych losów hartowały go tylko, budując w nim przekonanie, że nie pospolitymi wzruszeniami, nie walką i nie krytyką, lecz pozytywną twórczością osiąga się zwycięsko dobro dla siebie i dla innych. Tak oto wzbił się dzięki swemu ogromnemu taktowi życiowemu od poziomu filisterskiego getta do życia człowieka kulturalnego jako wolnego obywatela w wysoko ucywilizowanym państwie i jednocześnie wzniósł się dzięki swojemu genialnemu umysłowi od ideologii fanatycznie zacofanego żydostwa poprzez wiele szczebli do wyżyny filozofa pierwszego rzędu na światową miarę. Nie osiągał tych postępów w jakiejś karierze stanowisk, lecz w sobie, albowiem był bezinteresowny. Szedł przez życie jako mękę z wyraźnie wytkniętym sobie celem zdobycia filozofii, która by odpowiadała na pytanie, na czym polega triumfująca szczęśliwość ludzka. Szlachetność tej potężnej osobistości imponuje tym więcej, im bliżej się ją poznaje. Toteż wielbiącymi Spinozę biografami bywali tacy nawet, dla których przyjęcie jego poglądów było niemożliwe, jak największy z pierwszych biografów, duchowny luterski Colerus, i największy z ostatnich, jezuita Dunin-Borkowski. Chyba żadnemu z filozofów potomność nie okazała tyle uznania, czci i uwielbienia, co Spinozie, i o żadnym najwięksi filozofowie i poeci nie wyrażali się z takim zachwytem. Mieniono jego filozofię najprawdziwszą, jedyną, nieporównanym arcydziełem, ostatnim słowem filozofii, nauką najwznioślejszej moralności, religią powszechną przyszłości, niebem w rozumie, a jego samego człowiekiem dobrym, słodkim, największym myślicielem, najlepszym nauczycielem filozofii, trzy razy wielkim, bożyszczem poetów, Kopernikiem etyki, świętym4. Tak się też daje objaśnić dziwny czar jego pism, oryginalny urok ich stylu pisarskiego. We wszystkich pismach Spinozy, nie wyłączając Etyki z jej gęstwiną pozornie suchych Określeń, Pewników, Wymagalników, Twierdzeń, Dowodów, Przypisków, Dodatków i Przydatków uderza czytelnika, że pomimo największego silenia się autora na obiektywność, wzorującą się na matematyce, bije żywe tętno osobistości tak dalece, że w wielu Twierdzeniach Etyki nawet prześwieca wyraźnie treść autobiograficzna. Bo są to ludzkie sprawy, ludzkie szczęście, ludzkie odczuwanie, myślenie i dążenie ludzkie przesądy, ideały i prawdy życiowe, co stanowi przedmiot rozmyślań Spinozy. A są to rozmyślania, których zwycięski spokój nie zdoła ukryć, że pod nim jeszcze nie zastygła walka czynności z biernością. Bo też nie ma jeszcze pełnego zwycięstwa, lecz jest tylko przybliżenie się do niego. Dlatego zawiera się w tych pismach romantyczny nastrój dążenia do ideału, rzewna tęsknota, marzenie. Jest to nastrój, któremu dał wyraz Goethe w wierszu: „Ponad szczytami — Nocną czuć ciszę. — Wiatr wierzchołkami — Drzew nie kołysze. — Liść ledwo drży. — Ptaszki śpią już. Czekaj, tuż... tuż... — Spoczniesz i ty”. A Heine tak pisał o Etyce: „Przy czytaniu tego dzieła opanowuje nas takie uczucie, jak przy spoglądaniu na wielką przyrodę w jej żywym spokoju. Las myśli niebosiężnych, którego korony kwitnące się kołyszą, gdy niewzruszone pnie tkwią w wiecznej ziemi. Jest w pismach Spinozy jakiś duch, którego niepodobna wyjaśnić. Owiewa nas jakby tchnienie przyszłości. Niezawodnie duch proroków hebrajskich spoczywał na tym późnym ich wnuku5. Wyjaśnienie jest w tym, że te pisma są krwią pisane. Nic dziwnego, że tak wielcy poeci, jak Lessing, Herder, Goethe, Novalis, F. Schlegel, Heine w Niemczech, we Francji Diderot, Sully-Prudomme, Flaubert, w Anglii Coleridge, Shelley, Byron, Mathew Arnold, Zangwill przejmowali się Spinozą, a Shelley i Byron nawet porywali się do przełożenia Traktatu teologiczno-politycznego6. Albowiem w filozoficznych pismach Spinozy podają sobie ręce nauka, religia i sztuka. Ale trzeba dodać, że Spinoza, pociągając ku sobie jednych, wzbudzał w innych zgorszenie, odrazę, pogardę i potępienie. Co jednym wydawało się wzniosłym i bohaterskim, to inni poczytywali za niskie i bezsilne. Władze zakazywały rozpowszechniania i czytania jego pism7. Nawet na wizerunku dopatrywano się w jego twarzy rysów potępieńca. Pałano świętym oburzeniem na niego w paszkwilach i uczonych rozprawach. Wyczerpywano arsenał złorzeczeń i rzucano na Spinozę najwyszukańsze przekleństwa. Szerzono potworne plotki o jego życiu i śmierci i zniekształcano jego poglądy, by je zohydzić. Wyraz „spinozysta” był synonimem bezbożnika, czyli zdemoralizowanego. I tak jest jeszcze wciąż. Tak oto ten wielki poskromca ludzkich wzruszeń dał powód do tego, że wzniecały się i dalej wzniecają najżywsze uczucia względem niego, bądź przyjazne, bądź wrogie. Właśnie aby tego nie było, Spinoza polecił, by jego dzieło wydano bezimiennie. Jednakże niepodobna oddzielić treści jego pism od treści jego osobistości, skoro te pisma są wyrazem jego duszy, czyli był takim, jak pisał, i to opisał, jakim był. Dlatego pozostaje tylko alternatywa: albo tę umysłowość kochać, albo jej nienawidzić, a to zależy od tego, czy się do niej podchodzi w dobrej czy złej wierze. A warunki naszych czasów są jeszcze takie, że to drugie daje powodzenie w życiu, gdy do pierwszego potrzeba niezależności i odwagi. Albo może miał raczej słuszność Bergson, gdy powiedział8, że każdy dzisiaj ma dwie filozofie: jedną własną i drugą Spinozy.
Filozofia Spinozy jest uogólniającym wyrazem treści jego życia, powstałym z uświadamiania sobie jego wewnętrznego zmagania się ze złem, czyli cierpieniem. Toteż systemat Spinozy opiera się właściwie na parze pojęć, którymi są: czynność i bierność, i jest dualistyczny, a nie monistyczny. Za najbardziej podstawowe trzeba uważać jego twierdzenie, że „im więcej doskonałości posiada jakaś rzecz, tym więcej jest czynna i tym mniej bierna, i odwrotnie, im więcej działa, tym jest doskonalsza9. Te dwa pojęcia, czynności jako wartości dodatniej i bierności jako ujemnej, przewijają się jako główne przez wszystkie części systematu, mianowicie metafizykę, epistemologię, psychologię, naukę o państwie, etykę i historiozofię (ostatnia w Traktacie teologiczno-politycznym), przybierając w każdej odpowiednie ukształtowanie. Pojęcia czynności i bierności są kluczem do zrozumienia wszystkich teorii Spinozy, do wyjaśnienia trudnych i ciemnych miejsc w jego pismach oraz do ogarnięcia całości jego filozofii bez względu na przypadkowy układ i metodę poszczególnych pism.
Biernym stanem umysłu jest dla Spinozy ten, w którym wypełniają umysł wyobrażenia i związane z nimi wzruszenia. Czynnym stanem umysłu zaś jest ten, w którym on wytwarza „idee dorównane”, czyli pojęcia prawdziwe, konieczne, wieczne, czyli wiedzę rozumową. Kierując się wyobraźnią, ludzie podlegają wzruszeniom, zwłaszcza ambicji i zawiści, różnią się między sobą i poróżniają się. Natomiast żyjący za przewodem rozumu działają z popędu samozachowawczego, są zgodni ze sobą, wspólnie szukają wspólnego pożytku i tworzą zorganizowaną społeczność. Filozofia Spinozy jest apologią twórczego rozumu, którą chórem głoszą jego metafizyka, epistemologia, psychologia, nauka o państwie, etyka i historiozofia. Spinoza uznaje w ten sposób rozum za czynnik tworzący kulturę i cywilizację. Żaden filozof nie podnosił z taką mocą, jasnością i wielostronnością tego znaczenia rozumu, ani Platon, ani Bacon, ani Hobbes, ani później Hegel. A słuszność jego poglądu potwierdził rozwój kultury i cywilizacji europejskiej w ciągu wieków po Spinozie. Wszak ta kultura i cywilizacja wyniosła się ponad inne i ponad własną przeszłość dzięki rozumowi, który prowadzi do odkryć i wynalazków, tworzy naukę i organizuje, opanowuje przyrodę i społeczeństwo, który cenimy najwięcej z wszystkich władz umysłu i do którego odwołujemy się w spółżyciu z ludźmi. Trzeba Spinozę uznać za zwiastuna nowoczesnej kultury i cywilizacji.
Spójrzmy teraz, co jest przedmiotem wyobraźni i rozumu, czyli jaką treść otrzymuje wyobraźnia i jaką wytwarza rozum. Treścią biernej wyobraźni są obrazy rzeczy konkretnych, złudzenia, mniemania, błędne przekonania, zabobony, przesądy. W największym zakresie jest to ideologia średniowieczna, mianowicie dualizm świata doczesnego jako zła i transcendencji jako dobra z niezupełnie do tego równoległym dualizmem materii i ducha i jeszcze mniej równoległym dualizmem bierności i czynności. Spinoza prostuje ten pogląd w ten sposób, że, biorąc za podstawę bierność i czynność, zestawia, a nie przeciwstawia, materię i ducha, a prowadząc przez nie przekrój poprzeczny, otrzymuje jako treść bierności, czyli wyobraźni, zjawiska w czasie i przestrzeni i także czas i przestrzeń jako zjawiska, a jako treść czynności, czyli rozumu, „rzeczy wieczne”, będące objawami przymiotów bóstwa, jego nieskończonej materialności i nieskończonej duchowości, przy czym odpada transcendencja. Tak powstaje ideologia nowożytna, która jest panteistyczna, w przeciwstawieniu do tamtej. Panteizm jest bardzo dawnym poglądem, który odnawiali humaniści. W końcu XVI wieku usilnie propagował stoicyzm w Holandii Justus Lipsius. Z wielką siłą głosił panteizm Giordano Bruno