Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Przełomowa praca na temat traumy i jej terapii. To bez wątpienia najważniejsza książka Judith L. Herman, która zrewolucjonizowała podejście do traumy oraz leczenia ofiar przemocy.
Autorka proponuje czytelnikom nowatorskie rozumienie zestawu problemów, które wcześniej omawiane były wyłącznie osobno. Na podstawie własnych badań oraz literatury Herman pokazuje zaskakujące paralele między tragediami prywatnymi i publicznymi. Skupia się na połączeniu perspektywy klinicznej i społecznej. Umożliwia ono jednoczesne zachowanie doświadczenia indywidualnego oraz skali politycznego kontekstu.
Precyzyjnie udokumentowana, wykorzystująca zeznania ofiar, dzienniki więzienne i literaturę, Trauma. Od przemocy domowej do terroru politycznego to wstrząsająca praca, która po ponad dwudziestu latach wciąż odmienia nasze myślenie.
Niesamowite osiągnięcie. Klasyka naszego pokolenia.
Bessel van der Kolk, autor Strachu ucieleśnionego
Judith L. Herman - amerykańska psychiatra i badaczka urodzona w 1942 roku. Wykładowczyni na Harvard Medical School. Była dyrektorką programu poświęconego ofiarom przemocy w Cambridge Health Alliance. Współtworzyła Women’s Mental Health Collective – organizację oferującą potrzebującym pomoc terapeutyczną. Badania Herman okazały się nieocenione w zakresie zrozumienia traumy oraz pomocy ofiarom. W 1996 roku otrzymała nagrodę International Society for Traumatic Stress Studies za życiowe dokonania, w 2000 roku została wyróżniona przez American Medical Women’s Association. W 2003 roku została honorową członkinią Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 543
Książka ta zawdzięcza swoje powstanie ruchowi wyzwolenia kobiet. Jej źródłem jest wspólny, feministyczny projekt myślenia na nowo o tym, co normalne i nienormalne w rozwoju i psychologii zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Moimi mentorkami na tej drodze były Jean Baker Miller i jej współpracowniczki ze Stone Center oraz moja matka, Helen Block Lewis. Codzienna praktyka, dzięki której narodziła się ta książka, rozpoczęła się dwadzieścia lat temu wraz z powstaniem Women’s Mental Health Collective w Somerville w Massachusetts. Zespół ten jest nadal moim intelektualnym domem, bezpiecznym miejscem, gdzie myśli kobiet zostają sformułowane i uznane za istotne. Jedna z członkiń kolektywu, Emily Schatzow, jest moją najbliższą współpracowniczką i partnerką.
Siedem lat temu, w Cambridge Hospital, miałam szczęście spotkać Mary Harvey. Nasza współpraca doprowadziła do powstania na oddziale psychiatrycznym szpitala programu Victims of Violence, przeznaczonego dla osób, które przeżyły traumę. Mary kieruje dziś tym programem. Zasięg i jasność jej intelektu są nieustanną inspiracją dla mojego sposobu myślenia. Janet Yassen, z Boston Area Rape Crisis Center, superwizowała mnie i Emily Schatzow na wczesnym etapie naszej pracy z grupami dla osób z doświadczeniem kazirodztwa. Niedawno zaczęła pracować z nami przy programie Victims of Violence. Emily, Mary i Janet wspierają mnie jak mogą, żeby nie przytłoczyła mnie rzeczywistość świata kobiet.
Przez ostatnie siedem lat miałam też zaszczyt blisko współpracować z dwoma mężczyznami, Besselem van der Kolkiem i J. Christopherem Perrym, moimi kolegami z Wydziału Psychiatrii Akademii Medycznej Uniwersytetu Harvarda. Z Besselem wspólnie prowadziliśmy zajęcia, pisaliśmy i zajmowaliśmy się badaniami. Bez niego nie powstałaby też Boston Area Trauma Study Group, nieformalna grupa seminaryjna, w ramach której spotykają się lekarze i badacze pracujący z uchodźcami, weteranami i ofiarami przestępstw. Rozmach pomysłów Bessela jest dla mnie zawsze niezwykle inspirujący, a nasze poglądy na kwestie gender często prowadzą do żywych dyskusji. Ponieważ obydwoje tak samo lubimy się spierać, jak zgadzać, wspólna praca jest wielką przyjemnością.
Szczodrość i integralność Chrisa Perry’ego jako badacza są dla mnie stałym źródłem inspiracji. Jako kierownik zespołu badawczego pracującego nad zaburzeniami osobowości był bardzo sceptyczny wobec hipotezy o istotności doświadczenia traumy w dzieciństwie, zdecydował się jednak dokładnie ją sprawdzić. Choć na początku wydawało się, że nasza współpraca będzie trudna, wspólnie dojrzeliśmy i wpłynęliśmy na siebie w zupełnie nieoczekiwany sposób. Moje myślenie się pogłębiło i wzbogaciło dzięki temu partnerstwu.
I wreszcie, wiele zawdzięczam studentom i studentkom, współpracownikom i współpracowniczkom, pacjentkom i pacjentom oraz osobom, które brały udział w badaniach i podzieliły się ze mną swoimi osobistymi doświadczeniami. Większości z nich, ze względu na konieczność zachowania zasady anonimowości, nie mogę wymienić z imienia. Wyjątek stanowią osoby, które zgodziły się udzielić wywiadów specjalnie do tej książki – osoby, które doświadczyły traumy: Sohaila Abdulai, Sarah Buel, Sharon Simone i Ken Smith; instruktorka samoobrony Melissa Soalt; a także terapeuci i terapeutki: Terence Keane, Shirley Moore, Herbert Spiegel, Jessica Wolfe i Pat Ziegler.
Główną pracę koncepcyjną nad książką wykonałam podczas rocznego stypendium w Instytucie Mary Ingraham Bunting w Radcliffe College, dzięki wsparciu John Simon Guggenheim Memorial Foundation. Bessel van der Kolk, Susan Schechter i Bennett Simon podzielili się ze mną krytycznymi uwagami na temat wcześniejszych wersji kilku rozdziałów. Emily Schatzow i Sandra Butler poświęciły swój czas, by przeczytać cały maszynopis. Dzięki ich komentarzom książka jest o wiele lepsza. Na moje szczęście zajmowały się nią również pewne siebie i kompetentne redaktorki: Jo Ann Miller i Virginia LaPlante. Jo Ann z lekkością prowadziła książkę od początku do końca. Virginia zawsze wiedziała, co należy zrobić, żeby książka była zrozumiała i miała właściwą formę.
Najwięcej zawdzięczam rodzinie. Mój mąż, Jerry Berndt, od początku wiedział, co go czeka, ponieważ przeżył już pisanie mojej pierwszej książki. Oddany własnej wizji artystycznej, szanował też moją, być może nawet bardziej niż ja sama. Jego wsparcie moralne i intelektualne nie miało końca, a poczucie humoru pozwoliło nam przetrwać.
Nie spełniło się tylko jedno moje marzenie. Miałam nadzieję, że wydania książki dożyje moja matka. Głębia jej psychologicznych wglądów, jej intelektualna odwaga i spójność, współczucie dla potraktowanych niesprawiedliwie i skrzywdzonych, jej słuszny gniew i rozumienie polityki są moim dziedzictwem. Książkę dedykuję jej pamięci.
Typową reakcją na akty okrucieństwa jest wyrzucenie ich ze świadomości. Pogwałcenie ładu panującego między ludźmi jest czasem zbyt straszne, żeby mówić o tym głośno. Oto właściwy sens słowa „niewypowiadalne”.
Okrucieństwa nie dają się jednak pogrzebać. Równie silne jak pragnienie wyparcia koszmaru jest przeświadczenie, że wyparcie nie działa. Kultura ludowa pełna jest duchów, które nie chcą zejść do grobu, dopóki ich historia nie zostanie opowiedziana. Morderstwo się wyda. Zachowanie w pamięci i opowiedzenie prawdy o wstrząsających wydarzeniach jest koniecznym warunkiem przywrócenia ładu społecznego, a także uzdrowienia konkretnych ofiar.
Konflikt pomiędzy chęcią wyparcia strasznych zdarzeń a chęcią głośnego opowiedzenia o nich tkwi w samym centrum dialektyki traumy. Ludzie, którzy spotkali się z okrucieństwem, często opowiadają swoje historie w sposób bardzo emocjonalny, pełen sprzeczności i fragmentaryczny; to podważa ich wiarygodność, a tym samym pozwala wypełnić sprzeczne nakazy: mówić i zarazem strzec tajemnicy. Dopiero kiedy prawda wyjdzie na jaw, człowiek może rozpocząć zdrowienie. Jednak zdecydowanie dużo częściej tajemnica zostaje zachowana, a historia traumatycznych wydarzeń, zamiast przybrać kształt zwerbalizowanej opowieści, staje się symptomem.
Cierpienie psychiczne, będące typowym objawem traumy, wskazuje na obecność niewypowiedzianej tajemnicy i jednocześnie odciąga od niej uwagę. Widać to między innymi w tym, jak osoby straumatyzowane przechodzą od stanu apatii do ponownego przeżywania tragicznych wydarzeń. Dialektyka traumy prowadzi do skomplikowanych, czasem nader zaskakujących przemian w świadomości, które George Orwell, jeden z dwudziestowiecznych poszukiwaczy prawdy, nazwał „dwójmyśleniem”, a specjaliści od zdrowia psychicznego, szukający słów wyważonych i precyzyjnych, „dysocjacją”. Prowadzi ona do proteuszowych, dramatycznych, często wręcz dziwacznych objawów histerii, w której Freud, całe stulecie temu, rozpoznał ukryty komunikat o wykorzystaniu seksualnym w dzieciństwie.
Świadkowie ulegają dialektyce traumy tak samo jak ofiary. Temu, kto obserwuje, trudno zachować spokój i jasność myślenia, dostrzec w jednym momencie więcej niż kilka fragmentów obrazu, pozbierać wszystkie kawałki i dopasować je do siebie. Jeszcze trudniej jest znaleźć język, który pozwoli rzetelnie i przekonująco przekazać to, co się widziało. Ludzie usiłujący opisać okrucieństwa, których byli świadkami, także ryzykują własną wiarygodność. Mówić publicznie o tym, co się wie o aktach okrucieństwa, to dobrowolnie narażać się na stygmatyzację, której doświadczają ofiary.
Wiedza o tragicznych zdarzeniach przenika niekiedy do społecznej świadomości, ale rzadko utrzymuje się w niej na długo. Zaprzeczenie, wyparcie i dysocjacja na poziomie społecznym działają tak samo jak na poziomie indywidualnym. Studia nad traumą mają swoją „podziemną” historię. Podobnie jak przeżywający traumę ludzie, zostaliśmy odcięci od wiedzy o naszej przeszłości. Podobnie jak oni, musimy zrozumieć przeszłość, żeby odzyskać teraźniejszość i przyszłość. Dlatego rozumienie traumy musi się zacząć od ponownego odkrycia historii.
Lekarze znają ten wyjątkowy moment wglądu, który następuje, gdy wyparte myśli, uczucia i wspomnienia ukazują się świadomości. Momenty te zdarzają się zarówno w historii społeczeństw, jak i w historii jednostek. W latach siedemdziesiątych1 wystąpienia kobiecych ruchów wolnościowych ukazały ogromną skalę przemocy wobec kobiet. Ofiary, które dotąd milczały, zaczęły ujawniać swoje tajemnice. Jako psychiatra, odbywając specjalizację, usłyszałam wtedy od moich pacjentek wiele historii o przemocy seksualnej i domowej. Dzięki zaangażowaniu w działalność ruchów kobiecych mogłam występować przeciwko dokonującemu się na gruncie mojej profesji zakłamywaniu doświadczeń kobiet i mówić o tym, czego byłam świadkiem. Mój pierwszy artykuł o kazirodztwie, napisany wspólnie z Lisą Hirschman w 1976 roku, przez rok przed publikacją krążył „w podziemiu”. Z całego kraju zaczęłyśmy otrzymywać listy od kobiet, które nigdy dotąd nie opowiedziały swoich historii. Dzięki nim uświadomiłyśmy sobie siłę wypowiadania niewyrażalnego i na własnej skórze doświadczyłyśmy twórczej energii, która uwalnia się po usunięciu zapór zaprzeczenia i wyparcia.
Trauma jest owocem dwóch dekad badań naukowych i pracy klinicznej z ofiarami przemocy seksualnej i domowej. Odzwierciedla się w niej również stale poszerzający się krąg doświadczeń z innymi przeżywającymi traumę ludźmi, w szczególności z weteranami wojennymi i ofiarami politycznego terroru. Jest to książka o przywracaniu połączeń: pomiędzy tym, co publiczne, i tym, co prywatne, pomiędzy jednostką i społeczeństwem, pomiędzy kobietą i mężczyzną. Jest to książka o tym, co wspólne. Wspólne ofiarom gwałtu i weteranom wojennym, maltretowanym kobietom i więźniom politycznym, ludziom uwięzionym w rozległych obozach koncentracyjnych stworzonych przez rządzących całymi narodami tyranów i ludziom uwięzionym w małych, ukrytych obozach koncentracyjnych stworzonych przez tyranów rządzących w ich domach.
Psychologiczne szkody, jakie wyrządza przeżycie strasznych wydarzeń, są możliwe do przewidzenia. Zaburzenia traumatyczne stanowią całe spektrum, od skutków jednego wstrząsającego zdarzenia po bardziej złożone skutki długotrwałej i powtarzającej się przemocy. Obowiązujące pojęcia diagnostyczne, a zwłaszcza powszechne diagnozowanie u kobiet ciężkich zaburzeń osobowości, często nie pozwalały rozpoznać, że faktyczną przyczyną obserwowanych objawów jest doświadczenie przemocy. W pierwszej części książki przedstawiam spektrum metod przystosowywania się do traumatycznych doświadczeń i proponuję nową kategorię diagnostyczną dla zaburzeń występujących u ofiar długotrwałej i powtarzającej się przemocy.
Ponieważ u podstaw różnych objawów traumy leżą takie same przyczyny, proces zdrowienia również przebiega w taki sam sposób. Główne etapy leczenia to zapewnienie bezpieczeństwa, rekonstrukcja traumatycznej historii oraz odbudowa więzi między zdrowiejącą osobą i wspólnotą, do której należy. Druga część książki prezentuje ogólny obraz procesu leczenia i proponuje nowe ramy pojęciowe dla psychoterapii traumy. Zarówno opis zaburzeń traumatycznych, jak i zasady leczenia ilustrowane są opowieściami osób uczestniczących w traumatycznych zdarzeniach i studiami przypadków pochodzącymi ze zróżnicowanej literatury.
Książka ta czerpie także z moich dawniejszych badań nad ofiarami kazirodztwa i z prowadzonych przeze mnie stosunkowo niedawno badań nad wpływem traumy dziecięcej na zaburzenie znane jako osobowość borderline. Dane kliniczne pochodzą z dwudziestu lat pracy w feministycznej klinice zdrowia psychicznego oraz dziesięciu lat pracy wykładowczyni i superwizorki w uniwersyteckim szpitalu klinicznym.
Najważniejszą częścią książki są opowieści osób, które przeżyły traumę. Żeby chronić ich prywatność, posługuję się pseudonimami. Od tej zasady są dwa wyjątki: po pierwsze, nie anonimizuję nazwisk terapeutów i lekarzy2, którzy udzielali mi wywiadów na temat swojej pracy, i po drugie, nie ukrywałam tożsamości ludzi, którzy o swoich traumatycznych doświadczeniach opowiadali już publicznie. Winiety pojawiające się w książce są fikcyjne, każda z nich jest skonstruowana na podstawie doświadczeń wielu pacjentów, nie zaś jednej tylko osoby.
Ci, którzy przeżyli traumę, każą nam składać fragmenty, rekonstruować historie, patrzeć na występujące w teraźniejszości objawy przez pryzmat wydarzeń z przeszłości. Zależało mi, żeby w spojrzeniu na zjawisko traumy połączyć perspektywę kliniczną i społeczną, nie gubiąc przy tym ani złożoności indywidualnego doświadczenia, ani skali politycznego kontekstu. Podjęłam próbę zintegrowania pozornie rozłącznych obszarów wiedzy, by stworzyć pojęcia odnoszące się zarówno do doświadczeń życia domowego i seksualnego, sfery tradycyjnie identyfikowanej z kobiecością, jak i do doświadczeń związanych z udziałem w wojnie i życiu politycznym – sfery tradycyjnie przypisanej mężczyznom.
Książka ta ukazuje się w momencie, gdy dyskusja publiczna na temat zbrodni powszechnych w życiu seksualnym i domowym stała się możliwa za sprawą ruchów kobiecych, a dyskusja publiczna na temat zbrodni powszechnych w życiu politycznym stała się możliwa za sprawą ruchów na rzecz praw człowieka. Spodziewam się, że książka wzbudzi kontrowersje. Po pierwsze dlatego, że jest napisana z feministycznej perspektywy. Po drugie dlatego, że rzuca wyzwanie tradycyjnym pojęciom diagnostycznym. Po trzecie – i może najistotniejsze – dlatego, że opowiada o rzeczach strasznych, o których nikt tak naprawdę nie chce słuchać. Starałam się wyrażać swoje myśli językiem, który pozostaje w relacji, wiernym zarówno pozbawionej emocji i racjonalnej tradycji mojej profesji, jak i pełnym pasji wystąpieniom ludzi, którzy padli ofiarą przemocy i znieważania. Poszukiwałam języka, który nie ugnie się nakazom dwójmyślenia i pozwoli nam zbliżyć się choć trochę do spotkania z niewypowiadalnym.
CZĘŚĆ PIERWSZA
Rozdział 1
Historia studiów nad traumą jest osobliwą historią nawrotów amnezji. Okresy postępów badawczych pojawiały się na przemian z okresami całkowitego zapomnienia. W minionym stuleciu parokrotnie obierano i nagle porzucano podobne sposoby myślenia o traumie tylko po to, by ponownie odkryć je znacznie później. Klasyczne źródła sprzed pięćdziesięciu lub stu lat czyta się dziś jak współczesne prace. Dziedzina ta, choć ma ciekawą i bogatą tradycję, popadała w okresy niepamięci, po których musiała być zawsze powoływana na nowo.
Ta okresowa amnezja nie jest rezultatem zwyczajnych zmian w modzie, mających wpływ na każde intelektualne przedsięwzięcie. Studia nad traumą nie wygasają przez brak zainteresowania. Ich przekleństwem są raczej wzbudzane przez nie silne kontrowersje. Studia nad traumą wielokrotnie prowadziły ku sferze niewyobrażalnego, a kres przynosiły im fundamentalne wątpliwości o charakterze światopoglądowym.
Prowadzić studia nad traumą to stawać twarzą w twarz zarówno z ludzką bezbronnością w świecie natury, jak i z ludzką zdolnością do czynienia zła. Prowadzić studia nad traumą znaczy stać się świadkiem straszliwych wydarzeń. Kiedy zdarzenia te są katastrofami naturalnymi lub „dziełem Boga”, świadek natychmiast empatyzuje z ofiarami. Ale kiedy traumatyczne zdarzenia są zaprojektowane przez ludzi, świadek zostaje pochwycony w konflikt pomiędzy ofiarą i sprawcą. Moralną niemożliwością jest pozostać neutralnym wobec tego konfliktu. Obserwator zostaje zmuszony do zajęcia strony.
Kuszące jest zajęcie strony sprawcy. Wszystko, o co sprawca prosi, to żeby obserwator nie robił nic. Sprawca odwołuje się tu do uniwersalnego pragnienia, żeby nie widzieć, nie słyszeć i nie czynić nic złego. Ofiara dla odmiany prosi obserwatora, żeby dzielił z nią brzemię cierpienia. Ofiara żąda działania, zaangażowania i pamiętania. Leo Eitinger, psychiatra, który badał ocalałych z nazistowskich obozów koncentracyjnych, opisał okrutny konflikt interesów między ofiarą i obserwatorem: „Wojna i ofiary są czymś, o czym społeczeństwo woli nie pamiętać. Woal zapomnienia otacza wszystko, co bolesne i nieprzyjemne. Obydwie strony stoją naprzeciw siebie, twarzą w twarz, po jednej stronie ofiary, które pragną zapewne zapomnieć, ale nie potrafią, po drugiej stronie kierowani nader silnymi, choć może nieuświadomionymi motywami, stoją ci wszyscy, którzy pragną zapomnieć i którym się to udaje. Ten kontrast (…) staje się często bolesny dla obu stron. Przegranymi (…) zostają ci, którzy w tym nierównym dialogu są najsłabsi”3.
Żeby uniknąć odpowiedzialności za swoje zbrodnie, sprawca robi wszystko, co w jego mocy, by sprzyjać zapomnieniu. Dyskrecja i milczenie są jego pierwszą linią obrony. Jeżeli powołanie się na dyskrecję zawiedzie, sprawca podważa wiarygodność ofiary. Skoro nie potrafi uciszyć jej absolutnie, chce się upewnić, że nikt nie będzie jej słuchać. Używa w tym celu argumentów o godnej podziwu różnorodności, poczynając od najbardziej bezczelnego zaprzeczenia, a kończąc na wyszukanych racjonalizacjach. Po każdej zbrodni należy oczekiwać tych samych przewidywalnych wywodów: nic podobnego nie miało miejsca, ofiara kłamie, ofiara przesadza, ofiara sama to na siebie sprowadziła – w każdym wypadku okazuje się, że czas już zapomnieć i odejść do własnych spraw. Im silniejszy jest sprawca, tym potężniejsze jego prerogatywy do definiowania rzeczywistości i tym bardziej zwycięskie okazują się jego argumenty.
Argumenty sprawcy są nieodparte, kiedy obserwator mierzy się z nimi sam. Bez wsparcia otoczenia obserwator z reguły poddaje się pokusie, by odwrócić wzrok4. Dzieje się to nawet wtedy, gdy ofiara jest idealizowanym i cenionym przedstawicielem społeczeństwa. Żołnierze wszystkich wojen, nawet ci uznani za bohaterów, uskarżają się z goryczą, że nikt nie chce znać prawdy o wojnie. Kiedy pozycja ofiary jest od początku słabsza (jak w przypadku kobiet czy dzieci), ofiara może przekonać się, że najbardziej traumatyczne zdarzenia z jej życia wydarzyły się poza sferą społecznie uznawanej rzeczywistości. Jej doświadczenie staje się niewypowiadalne.
Prowadzić studia nad traumą to musieć wciąż walczyć z tą tendencją do zdyskredytowania ofiary lub uczynienia jej niewidoczną. Historia tej dziedziny to historia burzliwych dyskusji nad tym, czy osoby w stanach posttraumatycznych (posttraumatic condition) zasługują na troskę i szacunek, czy raczej na pogardę; czy doświadczają one autentycznego cierpienia, czy tylko je pozorują; czy ich opowieści są prawdziwe, czy fałszywe, a jeżeli fałszywe, to czy są narzucone przez wyobraźnię, czy może umyślnie sfabrykowane. Pomimo bogatej literatury dokumentującej zjawiska związane z traumą dyskusja wciąż koncentruje się na podstawowym pytaniu, czy są one wiarygodne i rzeczywiste.
Wiarygodność nie tylko pacjentów, lecz również badaczek i badaczy traumy wciąż podawana jest w wątpliwość. Klinicyści zbyt długo i uważnie słuchający straumatyzowanych pacjentów często stają się podejrzani dla swoich współpracowników, jakby stawali się skażeni przez sam kontakt. Uczone, które w badaniach na tym polu wykraczają zbyt daleko poza granice konwencjonalnych przekonań, często spotykają się ze swojego rodzaju izolacją zawodową.
Żeby traumatyczna rzeczywistość mogła zaistnieć w świadomości, konieczny jest kontekst społeczny, który wzmacnia i chroni ofiary oraz pozwala zawrzeć sojusz ofiarom i świadkom. Dla pojedynczych ofiar kontekst ten wytwarzany jest przez relacje z przyjaciółmi, ukochanymi osobami i rodziną. Dla społeczeństwa kontekst ten wytwarzany jest przez ruchy polityczne dające głos wykluczonym i słabszym.
Systematyczne studia nad traumą są więc zależne od poparcia ruchów politycznych. Samo pytanie, czy studia takie mogą być prowadzone i dyskutowane publicznie, jest w istocie pytaniem o charakterze politycznym. Uzasadnienie prowadzenia studiów nad traumą wojenną możliwe jest tylko w kontekście, w którym kwestionowana jest zasadność ofiary młodych mężczyzn na wojnie. Uzasadnienie prowadzenia studiów nad traumą seksualną i domową możliwe jest tylko w kontekście, w którym kwestionowana jest podporządkowana rola kobiet i dzieci. Postępy w tej dziedzinie możliwe są tylko przy wsparciu ruchu politycznego dość potężnego, by mógł uzasadnić silną wspólnotę między badaczami i pacjentami, a także by mógł przeciwstawić się tak powszechnemu w społeczeństwie procesowi zapominania i zaprzeczania. Wyparcie, dysocjacja i zaprzeczenie występują w świadomości społecznej tak samo jak w świadomości indywidualnej.
W minionych stuleciach pewne formy traumy trzykrotnie ukazały się świadomości społecznej. Za każdym razem postępy w badaniach danego typu traumy dokonywały się przy wsparciu ruchów politycznych. Jako pierwsza ukazała się histeria, archetyp zaburzenia psychicznego występującego u kobiet. Studia nad nią wyrosły z republikańskiego, antyklerykalnego ruchu działającego w późnych latach dziewiętnastego wieku we Francji. Drugi był shell shock, czyli nerwica wojenna. Studia nad nią rozpoczęto w Anglii i Stanach Zjednoczonych po pierwszej wojnie światowej, a szczyt osiągnęły po wojnie w Wietnamie. Załamanie się kultu wojny oraz wystąpienia ruchów antywojennych stanowiły polityczny kontekst tych badań. Trzeci wreszcie typ traumy dotarł do świadomości publicznej w najbliższej nam przeszłości – jest nią przemoc seksualna i domowa. Jej kontekst polityczny stanowią ruchy feministyczne w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych. Nasze współczesne rozumienie traumy jest wynikiem syntezy tych trzech niezależnych kierunków badań.
Na przestrzeni dwóch dziesięcioleci dziewiętnastego wieku zaburzenie określane jako histeria stanowiło przedmiot poważnych badań. Termin „histeria” był w tym czasie znany tak powszechnie, że nikt właściwie nie podejmował próby stworzenia jego systematycznej definicji. Oddajmy głos jednemu z historyków: „Przez dwadzieścia pięć stuleci histeria uchodziła za dziwną chorobę o trudnych do powiązania i niezrozumiałych objawach. Większość lekarzy sądziła, że jest to choroba dotykająca wyłącznie kobiety, mająca źródło w funkcjonowaniu macicy”5. Jak wyjaśnia inny historyk, histeria była „dramatyczną metaforą medyczną wszystkiego, co mężczyznom jawiło się w płci przeciwnej jako tajemnicze lub zbyt trudne do zniesienia”6.
Ojcem założycielem badań nad histerią był wybitny francuski neurolog Jean-Martin Charcot. Jego królestwem było Selpêtrière, stary, rozległy kompleks szpitalny, który od dawna służył za schronienie najbardziej wynędzniałym przedstawicielom francuskiego proletariatu: żebrakom, prostytutkom i obłąkanym. Charcot przekształcił tę zapomnianą placówkę w świątynię współczesnej nauki, do której, żeby pracować z mistrzem, zjeżdżali się najambitniejsi i najbardziej utalentowani mężczyźni zajmujący się nowymi dyscyplinami należącymi do neurologii i psychiatrii. Pośród wielu wybitnych lekarzy, którzy odbyli pielgrzymkę do Selpêtrière, znaleźli się Pierre Janet, William James i Zygmunt Freud7.
Studia nad histerią poruszyły wyobraźnię zbiorową jako wielka wyprawa w nieznane. Badania Charcota zdobyły rozgłos nie tylko w świecie lekarskim, lecz również w szerszych kręgach świata literatury i polityki. Jego wtorkowe wykłady były spektaklami, na które uczęszczała „wielobarwna publiczność ściągająca z całego Paryża: pisarze, lekarze, słynni aktorzy i aktorki oraz damy z półświatka. Wszyscy pełni dręczącej ciekawości”8. W trakcie wykładów swoje odkrycia dotyczące histerii Charcot ilustrował rozgrywającymi się na oczach widzów pokazami. Brały w nich udział pacjentki – kobiety, które w Selpêtrière znalazły schronienie od świata nieustannej przemocy, wykorzystania i gwałtu. Był to azyl zapewniający im więcej bezpieczeństwa i ochrony, niż doświadczyły kiedykolwiek wcześniej, a specjalnie wybrana grupa kobiet, które stały się gwiazdami pokazów Charcota, zdobyła tam niemal sławę.
Charcotowi należy się wielkie uznanie za sam fakt podjęcia studiów nad histerią. Jego prestiż przydał wiarygodności dziedzinie, o której sądzono, że leży poza obszarem poważnych badań naukowych. Przed czasami Charcota histeryczne kobiety były uznawane za symulantki, a ich leczenie zostało oddane w ręce hipnotyzerów i cieszących się popularnością uzdrowicieli. Po śmierci Charcota Freud wychwalał go jako protektora i wyzwoliciela chorych: „Histeryczkom nie dawano wiary w żadnej kwestii. Podstawową rzeczą, jaką zrobił Charcot, było przywrócenie należnej rangi temu tematowi. Ludzie powoli oduczali się pogardliwych uśmieszków, z którymi spotykały się wszystkie pacjentki. Nie było już z góry przesądzone, że pacjentka jest symulantką, ponieważ Charcot mocą swojego autorytetu wsparł przekonanie o autentyczności i obiektywności składających się na histerię zjawisk”9.
Charcot miał do histerii – którą określał mianem „Wielkiej Neurozy” – podejście taksonomiczne. Dużą wagę przywiązywał do szczegółowych obserwacji, opisów i klasyfikacji. Charakterystyczne dla histerii symptomy dokumentował na wszelkie dostępne sposoby, nie tylko na piśmie, ale też za pomocą rysunków i fotografii. Charcot koncentrował się na tych symptomach histerii, które przypominają zaburzenia wywołane uszkodzeniami neurologicznymi: paraliż, utrata zmysłów, konwulsje, amnezja. W roku 1880 wykazał, że symptomy te mają charakter psychologiczny, gdyż mogą zostać sztucznie wywołane i usunięte za pomocą hipnozy.
Chociaż Charcot z takim pietyzmem obserwował symptomy swoich histerycznych pacjentek, nie okazywał najmniejszego zainteresowania ich życiem wewnętrznym. Ich emocje postrzegał jako symptomy do skatalogowania. Do ich wypowiedzi odnosił się za pomocą słowa „wokalizacja”. Stosunek, jaki miał do swoich pacjentek, widoczny jest w dosłownym zapisie jednego z jego wtorkowych wykładów, podczas którego młoda kobieta znajdująca się w hipnotycznym transie miała posłużyć do zademonstrowania konwulsyjnego ataku histerycznego:
Charcot: Przyciśnijmy raz jeszcze histeriogenny punkt. (Asystent dotyka okolic odbytu pacjentki). I zaczynamy wszystko od nowa. Niekiedy pacjentka może nawet przygryźć sobie język, ale to nie jest częste. Proszę spojrzeć na wygięte w łuk plecy, które doskonale znamy z podręcznika.
Pacjentka: Mamo, boję się.
Charcot: Proszę zwrócić uwagę na wybuchy emocji. Jeżeli pozostawilibyśmy sprawy ich własnemu biegowi, to doszlibyśmy szybko do zachowań epileptoidalnych… (Pacjentka znowu płacze: „O! Mamo”).
Charcot: Ponownie, odnotujmy te krzyki. Ktoś mógłby zapewne powiedzieć, że mamy tu sporo hałasu o nic10.
Ambicją następców Charcota było wykroczenie poza jego dokonania dzięki wskazaniu przyczyn histerii. Szczególnie wyrazista była rywalizacja pomiędzy Janetem i Freudem. Każdy z nich pragnął jako pierwszy dokonać wielkiego odkrycia11. Na drodze do celu badacze ci uświadomili sobie, że nie wystarczy dokonywać obserwacji i klasyfikacji cierpiących na histerię kobiet. Trzeba było z nimi rozmawiać. Przez te krótkie dziesięć lat uczeni mężczyźni wysłuchiwali kobiet z niespotykanym dotąd zaangażowaniem i szacunkiem. Odbywane z codzienną regularnością wielogodzinne spotkania z histerycznymi pacjentkami nie były niczym nietypowym. Pochodzące z tego okresu studia przypadków czyta się niemal tak, jak efekt współpracy między lekarzem a pacjentem.
Badania te przyniosły owoce. W połowie lat dziewięćdziesiątych dziewiętnastego wieku Janet we Francji, a Freud wraz ze swym współpracownikiem Josephem Breuerem w Wiedniu doszli do uderzająco podobnych wniosków: histeria okazała się stanem wywołanym przez traumatyczne doświadczenia. Niedające się znieść uczucia stanowiące reakcję na traumatyczne zdarzenia prowadziły do zmian stanu świadomości, co indukowało z kolei symptomy histerii. Janet przejście w ów stan świadomości nazywał „dysocjacją”12, Brauer i Freud mówili o „podwójnej świadomości”13.
Zarówno Janet, jak i Freud dostrzegali istotne podobieństwo między owymi zmienionymi stanami świadomości a stanami indukowanymi przez hipnozę. Janet uważał, że skłonność do dysocjacji lub wchodzenia w trans hipnotyczny jest wynikiem słabości psychicznej oraz podatności na manipulację. Brauer i Freud argumentowali za poglądem przeciwnym, zgodnie z którym histeria – wraz z towarzyszącymi jej odmiennymi stanami świadomości – może wystąpić u ludzi „charakteryzujących się umysłem jako żywo klarownym, mających doskonale ukształtowaną siłę woli, pięknie wyrobiony charakter i nader krytycznych”14.
Zarówno Janet, jak i Freud dostrzegli, że somatyczne objawy histerii wskazują na obecność ukrytych reprezentacji wstrząsających zdarzeń, które zostały usunięte poza obręb świadomości. Janet postrzegał swoje histeryczne pacjentki jako kierowane „podświadomą uporczywą myślą” (subconscious fixed ideas), będącą wspomnieniem „traumatycznego zdarzenia”15. Breuer i Freud w swojej ponadczasowej pracy pisali, że „człowiek chory na histerię cierpi w znacznej mierze na wspomnienia”16.
W połowie lat dziewięćdziesiątych dziewiętnastego wieku badacze ci odkryli także, że objawy histerii mogą ustąpić, kiedy traumatyczne wspomnienia i towarzyszące im przemożne uczucia powrócą i zostaną wyrażone w słowach. Ta metoda leczenia stała się podstawą współczesnej psychoterapii. Janet nazywał ją analizą psychologiczną, Breuer i Freud używali zaś terminu „odreagowanie” (abreaction) lub „katharsis”. Jeszcze później Freud nazwał ją „psychoanalizą” (psycho-analysis). Ale najprostsze i zapewne najlepsze określenie stworzyła jedna z pacjentek Breuera. Była nią utalentowana, inteligentna i cierpiąca na silne zaburzenia kobieta, której Breuer nadał pseudonim Anna O. Swój intymny dialog z Breuerem nazywała „leczeniem rozmową”17 (talking cure).
Współpraca między lekarzem a pacjentką była rodzajem podróży, podczas której dzięki drobiazgowej rekonstrukcji przeszłości tajemnica histerii mogła znaleźć rozwiązanie. Janet, opisując swoją pracę z jedną z pacjentek, zauważył, że w procesie leczenia odkrywanie traumatycznych wydarzeń z niedawnej przeszłości prowadziło do odkrywania zdarzeń wcześniejszych. „Usuwając zewnętrzną warstwę iluzji, sprzyjałem ukazywaniu się starych myślowych fiksacji (fixed ideas) znajdujących się na dnie jej umysłu. Z czasem znikały także i one, przynosząc tym samym wielką poprawę”18. Breuer, opisując swoją współpracę z Anną O., mówił o „posuwaniu się wstecz, aż do przyczyny wystąpienia pierwszego objawu”19.
Freud posunął się wstecz najdalej, co w sposób nieunikniony doprowadziło go do zgłębiania historii życia seksualnego kobiet. Wbrew starej tradycji lekarskiej, która dostrzegała związek pomiędzy symptomami histerii a kobiecą seksualnością, mentorzy Freuda – Charcot i Breuer – bardzo sceptycznie odnosili się do roli seksualności w rozwoju histerii. Sam Freud był początkowo niechętny tej myśli: „Kiedy zacząłem analizować drugą pacjentkę (…), byłem dość daleki od oczekiwania, że uda mi się stwierdzić, iż nerwica seksualna stanowi podłoże histerii; właśnie skończyłem szkołę Charcota, toteż samą ideę powiązania histerii z seksualnością traktowałem jako obelżywą”20.
Tak pełna empatii identyfikacja z postawami własnych pacjentek jest charakterystyczna dla wczesnych pism Freuda poświęconych histerii. Z jego opisów przypadków wyłania się obraz człowieka obdarzonego ciekawością tak silną, że był gotów poskramiać własne odruchy sprzeciwu. Był gotów słuchać. A to, co słyszał, było wstrząsające. Pacjentki opowiadały mu o przemocy seksualnej, wykorzystaniu i kazirodztwie. Podążając wstecz śladami pamięci, Freud i jego pacjentki odkrywali główne traumatyczne zdarzenia z dzieciństwa ukryte za mniej odległymi, często stosunkowo błahymi doświadczeniami, które stanowiły bezpośrednie przyczyny wystąpienia objawów histerii. W roku 1896 Freud był przekonany, że dotarł do źródła. W opartym na osiemnastu studiach przypadków artykule W kwestii etiologii histerii pisał: „A zatem wysuwam tu twierdzenie, że u podstaw każdego przypadku histerii legło – dające się odtworzyć dzięki pracy analitycznej, i to mimo obejmującego dziesięciolecia czasu – jedno przeżycie czy kilka przeżyć przedwczesnego doświadczenia seksualnego; przeżycia te wywodzą się z okresu najwcześniejszej młodości”21.
Artykuł ten, choć ma już sto lat, w niczym nie ustępuje współczesnym opisom klinicznym skutków wykorzystania seksualnego w dzieciństwie. Jest to doskonały tekst, pełen współczucia, przekonujący świetnymi argumentami i sposobem rozumowania. Triumfalny tytuł i podniosły ton sugerują, że Freud postrzegał swój wkład jako ukoronowanie osiągnięć w tej dziedzinie.
Stało się jednak inaczej i publikacja W kwestii etiologii histerii okazała się końcem tego sposobu myślenia. Freud potrzebował zaledwie roku, by całkowicie zwątpić w teorię traumatycznych przyczyn histerii. Jego korespondencja nie pozostawia wątpliwości, że był coraz bardziej zaniepokojony radykalnymi implikacjami społecznymi swojej koncepcji. Histeria była tak rozpowszechniona wśród kobiet, że jeśli opowieści pacjentek uznałby za prawdziwe, a swoją teorię za poprawną, musiałby nieuchronnie dojść do wniosku, że to, co nazywał „perwersyjnymi aktami przeciwko dzieciom”, zdarzało się często nie tylko wśród paryskiego proletariatu, gdzie po raz pierwszy studiował histerię, lecz również wśród szanowanych mieszczańskich rodzin w Wiedniu, gdzie prowadził swoją praktykę. Taki wniosek był po prostu nie do przyjęcia. Zupełnie niewiarygodny22.
W obliczu takiego dylematu Freud przestał słuchać swoich pacjentek. Punkt zwrotny został udokumentowany w słynnym przypadku Dory. Studium tego ostatniego opisanego przez Freuda przypadku histerii czyta się bardziej jak potyczkę dwóch umysłów niż jak dążenie do wspólnego celu. Relacja Freuda i Dory została opisana jako „emocjonalne starcie”23. Freud ciągle jeszcze uznaje tu prawdziwość doświadczenia swojej pacjentki: w okresie dojrzewania Dora była używana przez ojca jako pionek w jego wyszukanych intrygach seksualnych. Ojciec oferował ją swoim przyjaciołom jako seksualną zabawkę. Freud nie uznawał jednak autentyczności żywionych przez Dorę uczuć gniewu i upokorzenia. Zamiast tego wciąż chciał zajmować się jej przeżyciami w taki sposób, jak gdyby sytuacja wykorzystania była spełnieniem jej własnych pragnień. Dora postanowiła przerwać leczenie, co Freud uznał za akt zemsty.
Zerwanie to oznaczało gorzkie zakończenie epoki współpracy pomiędzy ambitnymi badaczami i histerycznymi pacjentkami. Przez niemal stulecie pacjentki te znów będą uciszane i ośmieszane. Niepokorną Dorę wyznawcy Freuda będą zaś darzyć specyficznym uczuciem niechęci. Jeden z uczniów Freuda opisze ją później jako „jedną z najbardziej odrażających histeryczek, z jakimi kiedykolwiek współpracował”24.
Na ruinach traumatycznej teorii histerii Freud stworzył psychoanalizę. Dominująca teoria psychologiczna następnego stulecia została zbudowana na zaprzeczeniu doświadczeniom kobiet25. Seksualność pozostała głównym obiektem zainteresowań. Zupełnie jednak zniknął opresyjny kontekst społeczny, w którym istniały relacje seksualne. Psychoanaliza stała się badaniem powikłanych ścieżek wewnętrznych fantazji i pragnień, a nie rzeczywistego doświadczenia. W pierwszym dziesięcioleciu dwudziestego wieku Freud uznał, choć nigdy nie przedstawił żadnej potwierdzającej tę tezę dokumentacji klinicznej, że relacje jego cierpiących na histerię pacjentek o wykorzystaniu seksualnym były nieprawdziwe: „Kiedy jednak w końcu zostałem zmuszony do przyznania się, że sceny uwiedzenia nigdy nie miały miejsca i że były tylko fantazjami, które tworzyli pacjenci lub które być może sam im narzucałem – przez pewien czas w ogóle nie wiedziałem, co począć”26.
Wyparcie się przez Freuda jego własnych przekonań wyznacza kres heroicznego wieku histerii. W nowym stuleciu cały rozpoczęty przez Charcota i kontynuowany przez jego naśladowców projekt badawczy poszedł w zapomnienie. Hipnoza i odmienne stany świadomości raz jeszcze przypisano do dziedziny okultyzmu. Badania nad traumą zostały przerwane. Niebawem uznano, że sama histeria niemal przestała występować27.
Ów dramatyczny zwrot nie był po prostu dziełem jednego człowieka. Aby zrozumieć, jak mogło dojść do przerwania badań nad histerią i do tak szybkiego zapomnienia niezwykłych odkryć, trzeba trochę lepiej poznać polityczny i intelektualny klimat, który umożliwił rozpoczęcie tych badań.
Główny konflikt polityczny w dziewiętnastowiecznej Francji stanowiła walka pomiędzy zwolennikami związanej z religią monarchii a zwolennikami ustroju republikańskiego i laickiego. Konflikt ten od rewolucji 1789 roku siedmiokrotnie doprowadzał do upadku rządu. Wraz z ustanowieniem Trzeciej Republiki w roku 1870 ojcowie założyciele nowej i niestabilnej jeszcze demokracji rozpoczęli agresywną kampanię mającą na celu utrwalenie podstaw sprawowanej przez siebie władzy i uderzenie w główne źródło siły swoich przeciwników – w Kościół katolicki.
Przywódcy republikańscy tego czasu byli przedstawicielami wschodzącej burżuazji, którzy wszystko zawdzięczali własnej pracy. Postrzegali siebie jako przedstawicieli tradycji oświecenia zaangażowanych w odwieczną walkę z siłami reakcji: arystokracją i klerem. W polityce walczyli przede wszystkim o kontrolę nad edukacją. Bitwy ideologiczne toczyli o to, by przekonać do siebie mężczyzn i utrzymać dominację nad kobietami. Wyrażają to słowa Jules’a Ferry’ego, ojca założyciela Trzeciej Republiki: „Kobiety muszą należeć do nauki, gdyż w przeciwnym wypadku będą należeć do Kościoła”28.
Charcot, syn od niedawna zamożnego i sławnego handlowca, był prominentnym przedstawicielem tego nowego mieszczaństwa. Jego salon był miejscem spotkań ministrów i innych notabli Trzeciej Republiki. Wraz ze swoimi znajomymi z rządu czuł potrzebę rozpowszechniania laickich, naukowych ideałów. Przeprowadzona przez niego w latach siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku modernizacja Salpêtrière miała na celu ukazanie, jak wielką wagę ma świeckie nauczanie i zarządzanie szpitalem. Jego badania nad histerią miały zaś wykazać wyższość świeckiego obrazu świata nad obrazem proponowanym przez religię. Wtorkowe wykłady były politycznymi spektaklami. Misję Charcota stanowiło włączenie histerycznych kobiet w krąg zainteresowań nauki.
Sposób rozumienia histerii przez Charcota pozwalał naukowo wyjaśnić zjawiska takie jak opętanie, czary, egzorcyzmy i ekstaza religijna. Jednym z jego ulubionych projektów było poszukiwanie przedstawień histerii w dziełach sztuki minionych epok. Wraz ze swym uczniem Paulem Richerem opublikował kolekcję średniowiecznych dzieł sztuki ilustrujących jego tezę, że doświadczenia religijne przedstawiane przez artystów mogły być w istocie przypadkami histerii29. Charcot i jego następcy toczyli zaciekłe debaty dotyczące współczesnych przykładów cudownych zjawisk, takich jak stygmatyzm, objawienia oraz uzdrowienia. Charcot szczególnie zainteresowany był cudownymi uzdrowieniami w nowo ustanowionym sanktuarium w Lourdes. Janeta mocno zajmowało amerykańskie Stowarzyszenie Chrześcijańskiej Nauki. Désiré Bourneville, uczeń Charcota, wykorzystał najnowsze kryteria diagnostyczne, żeby wykazać, że Louise Lateau, słynna w owym czasie stygmatyczka i kobieta głębokiej wiary, cierpiała w istocie na histerię. Wszystkie te zjawiska miały być włączone do dziedziny medycznej patologii30.
Widzimy zatem, że tak intensywne zainteresowanie histerią, a także same badania Charcota i jego następców z końca dziewiętnastego wieku wywołane były złożonymi przyczynami natury politycznej. Rozwiązanie tajemnicy histerii miało na celu wykazanie wyższości laickiego oświecenia nad reakcyjnymi przesądami, jak również moralnej wyższości laickiego obrazu świata. Uczeni mężczyźni swoją życzliwą opiekę nad histerycznymi kobietami kontrastowali z okrucieństwami inkwizycji. Charles Richet, uczeń Charcota, w roku 1880 poczynił następującą obserwację: „Wiele spośród pacjentek Salpêtrière w dawnych czasach spalono by na stosie, uznając ich chorobę za występek”31. Dziesięć lat później głosom tym wtórował William James: „Spośród wielu ofiar maskowanej autorytetem medycznej ignorancji najgorszy los spotykał nieszczęsne histeryczki. Ich stopniowa rehabilitacja, niosąca im ratunek, będzie zaliczona w poczet filantropijnych osiągnięć naszego pokolenia”32. Ci uczeni mężczyźni, postrzegający siebie jako życzliwych wybawców, ratujących żyjące w niegodnych warunkach kobiety, ani przez chwilę nie wyobrażali sobie równości między mężczyznami i kobietami. Kobiety miały stać się przedmiotem studiów i troski, ale nie podmiotem obecnym na własnych prawach. Ci sami mężczyźni, którzy bronili oświeconego podejścia do histerii, często ostro występowali przeciwko dopuszczeniu kobiet do wyższej edukacji i określonych profesji, a także stanowczo sprzeciwiali się wystąpieniom sufrażystek.
We wczesnych latach Trzeciej Republiki ruch feministyczny był dość słaby. Aż do późnych lat siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku ugrupowania feministyczne nie miały nawet prawa organizowania publicznych spotkań ani publikowania własnej literatury. Na pierwszym Międzynarodowym Kongresie na rzecz Praw Kobiet, który odbył się w Paryżu w 1878 roku, zwolenniczki prawa do głosowania nie zostały dopuszczone do głosu, gdyż były postrzegane jako zbyt radykalne33. Działaczki na rzecz kobiet, świadome, że ich los zależy od przetrwania kruchej nowo powstałej demokracji, gotowe były się podporządkować, byle tylko nie zerwać porozumienia z republikańską koalicją.
Jednak pokolenie później reżim ustanowiony przez ojców założycieli był już ugruntowany i bezpieczny. Republikański i laicki rząd przetrwał i dobrze we Francji prosperował. Pod koniec wieku dziewiętnastego antyklerykalna bitwa była już w gruncie rzeczy wygrana. Dla mężczyzn identyfikujących się z hasłami oświecenia rola przedstawicieli kobiet stawała się coraz bardziej problematyczna, ponieważ kobiety zdobywały się właśnie na odwagę, żeby mówić własnym głosem. Bojowniczki z ruchów feministycznych działających w Anglii i Stanach Zjednoczonych – krajach mających mocne tradycje demokratyczne – zaczynały działać na Kontynencie, a francuskie feministki coraz bardziej stanowczo występowały na rzecz praw kobiet. Niektóre z nich całkiem wprost krytykowały ojców założycieli i podawały w wątpliwość dobrą wolę uczonych zatroskanych losem kobiet. Jedna z feministycznych pisarek, w 1888 roku, szydziła z Charcota za dokonywanie „wiwisekcji kobiet pod pretekstem studiowania choroby”, a także za jego wrogość wobec kobiet wkraczających w świat medycyny34.
Wraz z końcem dziewiętnastego wieku całkowicie osłabł polityczny impuls, z którego powstało heroiczne stulecie histerii. Nie znajdowano już tak silnych powodów, aby kontynuować kierunek badań, który zaprowadził zajmujących się nauką mężczyzn tak daleko od miejsca, dokąd pierwotnie chcieli dotrzeć. Studia nad histerią doprowadziły ich ku mrocznym regionom transu, emocjonalności i seksu. Zmuszały ich do słuchania kobiet znacznie uważniej, niż kiedykolwiek planowali, i do zdobywania o kobietach wiedzy, jakiej nigdy nie pragnęli. Z pewnością nie chcieli nigdy badać traumy seksualnej doświadczanej przez kobiety. Dopóki studia nad histerią stanowiły część ideologicznej krucjaty, odkrycia z tej dziedziny zdobywały poklask, a badacze mogli liczyć na uznanie za humanistyczne motywacje i odwagę. Ale wraz z wygaśnięciem tego politycznego zapału ci sami badacze poczuli się zagrożeni naturą dokonanych przez siebie odkryć oraz swoim zaangażowaniem w sprawy pacjentek.
Odwrót rozpoczął się jeszcze przed śmiercią Charcota, który zmarł w 1893 roku. W rezultacie on sam został zmuszony do bronienia wiarygodności swoich publicznych pokazów histerii, które tak poruszyły Paryż. Rozchodziły się pogłoski, że prezentacje były reżyserowane, a dające łatwo sobą kierować kobiety – świadomie lub nie – mówiły na scenie słowa dyktowane im w stanie hipnozy przez ich patrona. Pod koniec życia Charcot nie krył żalu z powodu otwarcia tego pola badań35.
Tak jak Charcot opuścił świat hipnozy i histerii, Breuer opuścił świat przeżywanych przez kobiety więzi i emocji. Pierwsze „leczenie rozmową” zakończyło się nagłą ucieczką od Anny O. Być może zerwał tę relację dlatego, że jego żona obawiała się tych intensywnych spotkań z fascynującą młodą kobietą. Nieoczekiwanie przerwał ponad dwuletnie leczenie, które składało się z długotrwałych, niemal codziennych spotkań z pacjentką. Nagłe zerwanie doprowadziło do kryzysu nie tylko pacjentki, ale także lekarza, który przeraził się, uświadomiwszy sobie, jak mocno pacjentka przywiązała się do niego. Swoją ostatnią sesję z Anną O. zakończył „zlany zimnym potem”36.
Chociaż Breuer współpracował później z Freudem przy tworzeniu opisu tego niezwykłego przypadku, był badaczem pozbawionym zapału i pełnym wątpliwości. Szczególnie zakłopotany był powtarzającymi się odkryciami doświadczeń seksualnych znajdujących się u źródeł symptomów histerii. Freud skarżył się swojemu powiernikowi Wilhelmowi Fliessowi: „Nie tak dawno temu Breuer wygłosił w obliczu licznego grona lekarzy dużą mowę na mój temat. Przedstawił w niej siebie jako nawróconego na wiarę w seksualną etiologię [histerii]. Kiedy podziękowałem mu za to na osobności, odebrał mi całą radość, mówiąc: »Tak czy inaczej, wciąż w to nie wierzę«”37.
Badania Freuda prowadziły najdalej w nieznany świat kobiet. Dokonane przez niego odkrycie źródeł histerii w wykorzystaniu seksualnym w dzieciństwie zostało powszechnie uznane za niewiarygodne i skazało go na całkowity ostracyzm wśród ludzi jego profesji. Publikacja W kwestii etiologii histerii, z którą wiązał nadzieje na wielkie uznanie, spotkała się z grobowym milczeniem, powszechnym wśród ludzi ze starszego pokolenia i wśród jego równolatków. Niedługo potem pisał do Fliessa: „Jestem tak osamotniony, jak tylko możesz to sobie wyobrazić: zapadł wyrok, by się mnie wyrzec. Zaczyna mnie otaczać próżnia”38.
Późniejszy odwrót Freuda od studiów nad traumą zaczął być postrzegany jako skandal39. Jego zmiana poglądów uznana została za zwyczajne tchórzostwo40. Jednak wysuwanie tego typu argumentów ad personam samo zdaje się reliktem z czasów Freuda, w których postępy w nauce uchodziły za prometejskie akty samotnego męskiego geniuszu. Bez znaczenia było to, jak doskonałe były jego argumenty i jak trafne obserwacje. Przekonania Freuda nie mogły zdobyć uznania, gdyż brakowało politycznego i społecznego kontekstu, który badania nad histerią wspierałby niezależnie od tego, dokąd miałyby zaprowadzić. Kontekstu takiego nigdy nie było w Wiedniu i szybko zanikał on we Francji. Janet, rywal Freuda, który nigdy nie wyrzekł się traumatycznej teorii histerii i nigdy nie opuścił swoich cierpiących na histerię pacjentek, doczekał czasu, gdy jego dzieło zostało zapomniane, a idee porzucone.
Z czasem niechęć Freuda do traumatycznej teorii histerii nabrała cech dogmatycznych. Mężczyzna, który w swoich badaniach zaszedł najdalej i w sposób najbardziej kompletny ujął płynące z nich wnioski, popadł ostatecznie w najbardziej sztywne zaprzeczenie. Tym samym odżegnał się od wcześniejszej wspólnoty ze swoimi pacjentkami. Choć dalej koncentrował się na życiu seksualnym pacjentek, nigdy więcej nie przyjmował już do wiadomości, jak wielką rolę odgrywało w nim doświadczenie wykorzystania. Z zadziwiającą nieustępliwością, prowadzącą do coraz większych zwrotów w jego teorii, twierdził, że krzywdzące kontakty seksualne, o których opowiadały kobiety, były wytworem ich fantazji i pragnień.
Być może tak radykalny charakter dokonanej przez Freuda zmiany poglądów da się zrozumieć, jeżeli weźmiemy pod uwagę skalę wyzwania, przed jakim stanął. Trzymanie się jego teorii zmuszałoby do uznania ogromnych rozmiarów opresji seksualnej, której poddawane są kobiety i dzieci. Można to było zrobić jedynie na gruncie rodzącego się ruchu feministycznego, który zagrażał wyznawanym także przez Freuda patriarchalnym wartościom. Związanie się z takim ruchem było nie do pomyślenia dla człowieka o poglądach politycznych i ambicjach zawodowych Freuda. Wzbraniając się przed tym, porzucił nie tylko studia nad traumą, lecz również kobiety. Sformułował teorię rozwoju człowieka, w której niższość i fałszywość kobiet stanowią podstawowe założenia doktryny41. W antyfeministycznym klimacie politycznym teoria ta prosperowała i rozrastała się.
Jedyną badaczką, która wczesne odkrycia dotyczące histerii doprowadziła do ich logicznych konsekwencji, była – lecząca się do pewnego czasu u Breuera – Anna O. Po tym, jak została porzucona przez Breuera, przez kilka lat zmagała się z ciężką chorobą. Aż wreszcie wyzdrowiała. Niema histeryczka, wynalazczyni „leczącej rozmowy”, odnalazła wreszcie własny głos i zdrowie psychiczne w ruchu wyzwolenia kobiet. Pod pseudonimem, jako Paul Berthold, przełożyła na niemiecki klasyczną rozprawę Mary Wollstonecraft Wołanie o prawa kobiety (A Vindication of the Rights of Woman) i napisała sztukę Womens Rights („Prawa kobiet”). Pod własnym imieniem, jako Bertha Pappenheim, stała się znaną działaczką społeczną, intelektualistką i aktywistką feministyczną. Podczas swojej długiej i owocnej działalności prowadziła sierociniec dla dziewcząt, założyła feministyczną organizację dla kobiet żydowskich, a także podróżowała po Europie i Bliskim Wschodzie, prowadząc kampanie przeciwko wykorzystaniu seksualnemu kobiet i dzieci. Jej oddanie, zaangażowanie i energia obrosły legendą. Tak wspomina ją jedna ze współpracujących z nią osób: „Miała w sobie wulkan (…). W walce przeciwko wykorzystywaniu kobiet i dzieci czuła niemal fizyczny ból”42. Po jej śmierci filozof Martin Buber napisał: „Nie tylko ją podziwiałem, ale też kochałem, i zawsze będę kochał. Są na świecie ludzie ducha i ludzie pasji, jedni i drudzy spotykani rzadziej, niż można by sądzić. Jeszcze rzadziej spotyka się ludzi ducha i pasji. Ale najrzadziej spotkać można ducha przepełnionego pasją. Bertha Pappenheim była kobietą o takim właśnie duchu. Pamiętajmy o niej. Pozostańmy świadkami jej ciągłej obecności wśród nas”43. W ostatniej woli poprosiła, by odwiedzający jej grób położyli na nim kamyk, „jako cichą obietnicę (…), że będą działać na rzecz powinności wobec kobiet i dla ich radości (…) bezkompromisowo i odważnie”44.
Realność traumy powróciła do świadomości społecznej przez katastrofę pierwszej wojny światowej. W tej długiej wojnie, w której strategia polegała na zmęczeniu przeciwnika, zginęło w ciągu czterech lat ponad osiem milionów mężczyzn. Kiedy rzeź dobiegła końca, cztery europejskie imperia były w gruzach, a wiele spośród uświęconych przekonań, które leżały u podstaw europejskiej cywilizacji, uległo całkowitemu załamaniu.
Ofiarą wojny padł także mit męskiego honoru i chwały bitewnej. W sytuacji ciągłego wystawienia na koszmar wojny okopowej mężczyźni załamywali się szokująco często. Pozbawieni możliwości wyboru, całkiem bezradni, znajdujący się w ciągłym zagrożeniu życia, zmuszeni do oglądania okaleczania i śmierci pozbawionych szans na ratunek towarzyszy broni – mężczyźni często zaczynali zachowywać się jak histeryczne kobiety. Krzyczeli i wybuchali płaczem w niekontrolowany sposób. Zastygali w bezruchu. Stawali się niemi i przestawali reagować na otoczenie. Tracili pamięć i zdolność odczuwania. Liczba ofiar z dolegliwościami psychicznymi była tak duża, że trzeba było naprędce przysposobić szpitale, żeby mogły ich przyjąć. Zgodnie z jednym z oszacowań załamania wojenne były odpowiedzialne za czterdzieści procent ofiar wojennych wśród Brytyjczyków. Z powodu demoralizującego wpływu na opinię publiczną władze wojskowe starały się ukrywać ofiary cierpiące na dolegliwości psychiczne 45.
Początkowo przyczyn załamania nerwowego szukano w ciele. Brytyjski psychiatra, który badał pierwsze przypadki, uznał występujące u chorych objawy za efekt fizycznych wstrząsów spowodowanych przez wybuchające bomby. Powstałe w wyniku zaburzenie nerwowe określił mianem shell shock („szok bombowy”)46. Nazwa się przyjęła, chociaż szybko stało się jasne, że syndrom ten spotkać można także u żołnierzy, którzy nie doznali żadnego fizycznego urazu. Stopniowo psychiatrzy wojskowi zostali zmuszeni do przyznania, że shell shock wynika z traumy. Długotrwały stres spowodowany obserwowaniem wokół mnóstwa gwałtownych śmierci wywoływał u mężczyzn objawy neurologiczne przypominające histerię.
Kiedy istnieniu nerwicy wojennej nie dało się już dłużej zaprzeczać, debata – podobnie jak w przypadku histerii – zaczęła się koncentrować na moralności pacjentów. Według utartej opinii normalny żołnierz powinien czuć dumę z uczestnictwa w wojnie, nie okazując przy tym żadnych emocji. Z pewnością zaś nie powinien popadać w przerażenie. Żołnierz, który popadał w nerwicę, był w najlepszym wypadku po prostu człowiekiem słabej natury, a w najgorszym – symulantem lub tchórzem. Autorzy prac medycznych określali ich mianem „inwalidów moralnych”47. Niektórzy przedstawiciele władz wojskowych uważali, że mężczyźni ci w ogóle nie zasługiwali na to, żeby być pacjentami, powinni raczej trafić przed sąd wojskowy albo zostać usunięci z armii, a nie otrzymywać pomoc medyczną.
Najbardziej szanowanym zwolennikiem tego tradycjonalistycznego poglądu był brytyjski psychiatra Lewis Yealland. Jego wydana w 1918 roku rozprawa Hysterical Disorders of Warfare („Histeryczne zaburzenia wojenne”) promowała metodę leczenia opartą na upokarzaniu, groźbach i karach. Histeryczne symptomy, takie jak utrata mowy, utrata zmysłów lub paraliż, leczone były elektrowstrząsami. Pacjenci byli poddawani ciągłej krytyce za lenistwo i tchórzostwo. Tych, którzy okazywali podatność na „ohydnego wroga – negatywizm”, straszono sądem wojennym. W jednym z opisywanych przez siebie przypadków Yealland próbuje leczyć niemego pacjenta, przywiązując go do krzesła i aplikując elektrowstrząsy na gardle. Postępowanie to ciągnęło się godzinami bez przerwy, aż pacjent wreszcie przemówił. Kiedy wywoływane były elektrowstrząsy, Yealland pouczał pacjenta: „Pamiętaj, musisz zachowywać się jak bohater, którym powinieneś być (…). Mężczyzna, który brał udział w tylu bitwach, powinien lepiej się kontrolować”48.
Przedstawiciele postępowych środowisk medycznych uważali, że przeciwnie, nerwica wojenna jest autentycznym zaburzeniem, które może dotknąć żołnierzy na najwyższym poziomie moralnym. Byli zwolennikami łagodnych metod leczenia opartego na zasadach psychoanalizy. Głównym obrońcą tego bardziej liberalnego punktu widzenia był W. H. R. Rivers, lekarz o szerokich horyzontach umysłowych, profesor neuropsychologii, psychologii i antropologii. Jego najsłynniejszym pacjentem był młody oficer, Siegfried Sassoon, znany ze swojego męstwa na polu bitwy i swoich wojennych wierszy. O Sassoonie zrobiło się głośno, kiedy – nosząc jeszcze mundur – publicznie zadeklarował swoją przynależność do ruchów pacyfistycznych i wystąpił przeciwko prowadzeniu działań wojennych. Tekst jego „Deklaracji żołnierza” (Soldier’s Declaration), napisanej w roku 1917, czyta się dziś jak współczesny manifest antywojenny:
Moje wystąpienie jest aktem świadomego sprzeciwu wobec władz wojskowych, ponieważ uważam, że wojna jest celowo przedłużana przez tych, w których mocy jest ją zakończyć.
Jestem żołnierzem i jestem przekonany, że działam w imieniu żołnierzy. Wojna ta, do której przystąpiłem jako do wojny obronnej i wyzwoleńczej, przeobraziła się w napaść i podbój (…). Oglądałem i sam przeżywałem cierpienia żołnierzy. Nie mogę już więcej uczestniczyć w przedłużaniu tych cierpień, ponoszonych dla celów, które uważam za złe i niesprawiedliwe49.
W obawie, że Sassoon stanie przed sądem wojennym, jeden z jego kolegów, oficer i poeta Robert Graves, postarał się, żeby trafił on do szpitala pod opiekę Riversa. Antywojenne wystąpienie można by wówczas uznać za skutek załamania psychicznego. Chociaż Sassoon nie miał pełnych objawów załamania, ale – jak określił to Graves – „wyglądał na roztrzęsionego”50. Był ciągle zaniepokojony, łatwo wpadał w irytację i dręczyły go koszmary senne. Jego skłonność do brawurowego wystawiania się na niebezpieczeństwa przyniosła mu przydomek „Szalony Jack”. Dzisiaj jego symptomy na pewno wystarczyłyby do zdiagnozowania zespołu stresu pourazowego.
W zamierzeniu Riversa leczenie, które odbywał u niego Sassoon, miało wykazać wyższość łagodnej i oświeconej terapii nad karzącym podejściem stosowanym przez tradycjonalistów. Celem leczenia, jak przystało na medycynę wojskową, był powrót pacjenta na pole walki. Rivers celu tego nie kwestionował. Obstawał natomiast przy skuteczności metody leczenia rozmową. Zamiast ośmieszać Sassoona, traktowano go z należytą godnością i szacunkiem. Zamiast uciszać, zachęcano go do pisania i swobodnego mówienia na temat okrucieństw wojny. Sassoon przyjął to z wdzięcznością: „Sprawił, że natychmiast poczułem się bezpieczny. Zdawał się wiedzieć o mnie wszystko (…). Dałbym wiele za kilka nagrań gramofonowych moich rozmów z Riversem. Najważniejsze jest dla mnie wspomnienie niezwykłego i dobrego człowieka, który zaoferował mi przyjaźń i pomoc”51.
Psychoterapia odbyta przez Sassoona u Riversa została uznana za sukces. Sassoon publicznie odwołał swoje pacyfistyczne wypowiedzi i powrócił na wojnę. Uczynił tak, pomimo że jego polityczne przekonania nie uległy zmianie. Do powrotu skłoniła go lojalność wobec towarzyszy broni, którzy pozostali na polu walki; poczucie winy, że nie dzieli ich cierpień, oraz frustracja z powodu bezskuteczności swoich samotnych protestów pacyfistycznych. W trakcie prowadzonego przez siebie łagodnego leczenia Rivers ustalił dwie zasady, które zostały powszechnie zaakceptowane przez amerykańskich psychiatrów podczas drugiej wojny światowej. Po pierwsze, pokazał, że mężczyźni o niekwestionowanej odwadze mogą załamać się z powodu nieprzezwyciężonego strachu. Po drugie, wykazał, że najsilniejszą motywacją, by poradzić sobie z tym strachem, jest coś silniejszego niż patriotyzm, abstrakcyjne ideały lub nienawiść do wroga. Tym czymś jest wzajemna miłość między żołnierzami.
Sassoon przeżył wojnę, ale jak wielu innych dotkniętych nerwicą wojenną do końca życia skazany był na przeżywanie jej koszmarów. Całkowicie poświęcił się pisaniu i poprawianiu swojego pamiętnika wojennego, pielęgnowaniu pamięci o poległych i popularyzowaniu pacyfizmu. Chociaż ze „złego stanu nerwów” wyleczył się w stopniu wystarczającym, by wieść produktywne życie, to cały czas nawiedzało go wspomnienie tych, którzy nie mieli tyle szczęścia:
Shell shock. Ileż krótkich bombardowań pozostawiło trwałe ślady w umysłach ocalonych, z których wielu patrzyło na swoich towarzyszy i śmiało się, podczas gdy wokół trwało piekło mające ich zniszczyć. Nie wtedy bowiem miały nastać godziny ich najgorszego cierpienia, lecz teraz, kiedy nawiedzają ich nocne koszmary, kiedy cierpią na paraliż kończyn i zaburzenia mowy. Kiedy muszą przeżywać najgorsze: utratę tych cech charakteru, które czyniły ich tak odważnymi, bezinteresownymi i nieustępliwymi. Oto właśnie tragedia shell shock, jaką przeżywali najlepsi mężczyźni. (…) Żołnierzy tych skazano na męczeństwo w imię cywilizacji i teraz musi ona pokazać, że jej hasła nie były tylko stekiem kłamstw52.
Kilka lat po zakończeniu wojny zainteresowanie środowiska medycznego kwestią traumy ponownie przygasło. Chociaż mężczyźni z utrzymującymi się zaburzeniami psychicznymi tłumnie odwiedzali szpitale dla weteranów, ich obecność stała się jedynie źródłem dyskomfortu dla społeczeństw, które chciały już o wszystkim zapomnieć.
W 1922 roku młody amerykański psychiatra Abram Kardiner powrócił do Nowego Jorku z trwającej rok pielgrzymki do Wiednia, gdzie poddał się analizie u Freuda. Marzył o dokonaniu wielkiego odkrycia. „Cóż może być bardziej pociągające – zastanawiał się – niż zostać Kolumbem ciągle jeszcze nowej nauki o umyśle”53. Kardiner założył prywatną praktykę psychoanalityczną w czasie, gdy w całym Nowym Jorku było może dziesięciu psychoanalityków. Rozpoczął również pracę w klinice psychiatrycznej Biura Weteranów, gdzie spotkał wielu mężczyzn cierpiących na nerwicę wojenną. Był poruszony ogromem ich cierpienia i swoją niemożnością udzielenia im pomocy. Szczególnie zapamiętał jednego pacjenta, któremu próbował pomóc przez rok, nie odnosząc większych sukcesów. Kiedy pacjent chciał mu dziękować, Kardiner zaprotestował: „Przecież nie potrafiłem nic dla pana zrobić. Z pewnością nie wyleczyłem pana dolegliwości”. „Ale doktorze – odpowiedział pacjent – próbował pan. Korzystałem z pomocy dla weteranów przez długi czas i wiem, że oni nawet nie próbują. Nic ich to nie obchodzi. A pana tak”54.
Kardiner po pewnym czasie uświadomił sobie, że „niekończący się koszmar” jego wczesnego dzieciństwa – ubóstwo, głód, zaniedbanie, przemoc domowa, przedwczesna śmierć matki – wpłynął na kierunek jego intelektualnych poszukiwań i pozwolił mu na pełniejszą identyfikację ze straumatyzowanymi żołnierzami55. Kardiner przez długi czas usiłował stworzyć psychoanalityczną teorię traumy wojennej, jednak w pewnym momencie porzucił to zadanie, uznawszy je za niemożliwe do zrealizowania, i rozpoczął błyskotliwą karierę, najpierw jako psychoanalityk, a następnie – podobnie jak Rivers – antropolog. W roku 1939 we współpracy z antropolożką Corą du Bois napisał fundamentalne dla antropologii dzieło The Individual and His Society („Jednostka i jej społeczeństwo”).
Dopiero po napisaniu tej książki był w stanie powrócić do tematu traumy wojennej. Tym razem miał już do dyspozycji podstawowe pojęcia antropologiczne, które uwzględniały wpływ rzeczywistości społecznej i pozwalały zrozumieć, czym jest trauma. W roku 1941 Kardiner opublikował rozbudowane studium kliniczne i teoretyczne The Traumatic Neuroses of War („Traumatyczna nerwica wojenna”), w którym narzekał na przerywającą badania na tym polu powracającą okresowo amnezję:
Temat powojennych zaburzeń nerwicowych był w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat traktowany dosyć kapryśnie nie tylko przez opinię publiczną, lecz również przez psychiatrów. Zainteresowanie opinii publicznej, duże po pierwszej wojnie światowej, nie trwało długo, podobnie jak zainteresowanie psychiatrii. Zaburzenia te nie stały się więc przedmiotem konsekwentnie prowadzonych badań (…), lecz jedynie okresowych wysiłków, którym brakowało sumienności. Częściowo jest to związane z następującym po wojnie spadkiem pozycji społecznej weteranów. (…) Godnym ubolewania faktem jest, że – inaczej niż w pozostałych dziedzinach psychiatrii – każdy badacz, który rozpoczyna studia nad tymi zaburzeniami, za swój święty obowiązek uznaje rozpoczęcie wszystkiego od nowa i pracuje nad problemem, jak gdyby nikt nigdy wcześniej się nim nie zajmował”56.
Ogólny opis syndromu posttraumatycznego dokonany przez Kardinera jest używany do dziś. Jego teoria w wielu punktach zbieżna była ze stworzoną przez Janeta w końcówce dziewiętnastego wieku teorią histerii. Kardiner rzeczywiście uważał neurozę wojenną za odmianę histerii, jednocześnie był jednak świadomy, że termin ten ponownie nabrał tak pejoratywnego znaczenia, że używanie go dyskredytowało pacjentów: „Kiedy użyje się słowa »histeryczny« (…), powszechny odbiór jest taki, że opisana nim osoba jest interesowna i szuka tylko sposobności, żeby coś wyłudzić. Osoba cierpiąca na nerwicę nie ma więc szans na jakiekolwiek współczucie w sądzie (…) ani u swojego lekarza. Dla tego ostatniego (…) »histeryczny« często znaczy tyle, co mający przewrotną, słabą lub po prostu złą wolę”57.
Wydarzenia drugiej wojny światowej spowodowały ponowne zainteresowanie medycyny leczeniem nerwicy wojennej. W nadziei na odnalezienie efektywnej i działającej niemal natychmiast metody terapii lekarze wojenni starali się skończyć ze stygmatyzowaniem załamań wywołanych stresem doznawanym na froncie. Po raz pierwszy uznano fakt, że każdy mężczyzna może załamać się w ogniu walki, a urazy psychiczne można przewidywać jako proporcjonalne względem stopnia ekspozycji na okrucieństwa działań wojennych. Znaczna część wysiłków została poświęcona na dokładne określenie takiego stopnia ekspozycji, który nieuchronnie prowadzi do załamania psychicznego. W rok po zakończeniu wojny dwaj amerykańscy psychiatrzy, J. W. Appel i G. W. Beebe, doszli do wniosku, że od dwustu do dwustu czterdziestu dni na polu walki doprowadziłoby do załamania nawet najsilniejszego żołnierza: „Nie ma czegoś takiego jak »przywyknięcie do warunków bitewnych«. (…) Każda chwila na polu walki powoduje tak wielkie obciążenie, że każdy mężczyzna po pewnym czasie załamie się w wyniku intensywności tego doświadczenia. Cierpienia wywołane zaburzeniami psychicznymi są więc na wojnie nieuchronne niczym rany od kuli czy szrapnela”58.
Amerykańscy psychiatrzy koncentrowali swoje wysiłki na poszukiwaniu czynników, które mogą chronić przed takimi nagłymi załamaniami lub prowadzić do ich szybkiego wyleczenia. Odkryli ponownie to, co Rivers zaobserwował podczas leczenia Sassoona: siłę emocjonalnej więzi pomiędzy walczącymi mężczyznami. W 1947 roku Kardiner razem z Herbertem Spiegelem – psychiatrą, który właśnie przybył z frontu, gdzie zajmował się leczeniem żołnierzy – powrócił do pracy nad swoim klasycznym tekstem. Kardiner i Spiegel twierdzili, że najsilniejszą ochronę przed prowadzącym do załamań przerażeniem stanowiła silna zażyłość pomiędzy żołnierzem, jego oddziałem i dowódcą. Podobne wnioski prezentowali psychiatrzy Roy Grinker i John Spiegel, którzy zauważyli, że w sytuacji ciągłego zagrożenia żołnierze popadają w skrajną zależność emocjonalną od innych żołnierzy równych sobie rangą oraz od swoich dowódców. Zauważyli, że najsilniejszą ochronę przed załamaniem psychicznym daje dobre morale i mocne przywództwo w małej jednostce bojowej59.
Metody leczenia wypracowane podczas drugiej wojny światowej miały na celu utrzymanie cierpiącego żołnierza jak najbliżej jego towarzyszy broni. Preferowano szybkie interwencje tak blisko pola walki, jak to tylko było możliwe, żeby żołnierz mógł niemal natychmiast wrócić do swojego oddziału60. W poszukiwaniu szybkich i efektywnych metod leczenia traumy psychiatrzy wojskowi raz jeszcze odkryli użyteczność odmiennych stanów świadomości. Dowiedli, że pomaga to pacjentom dotrzeć do traumatycznych wspomnień. Kardiner i Spiegel praktykowali hipnozę, Grinker i Spiegel zaś używali amytalu sodu, a swoją metodę nazywali „narkosyntezą” (narcosynthesis). Podobnie jak było wcześniej z histerią, także w przypadku nerwicy wojennej główny cel „leczenia rozmową” stanowiło uzdrowienie i katartyczne uwolnienie traumatycznych wspomnień oraz towarzyszących im uczuć przerażenia, gniewu i rozpaczy.
Psychiatrzy, którzy byli pionierami w stosowaniu tej metody, rozumieli, że uwolnienie traumatycznych wspomnień nie wystarczy, by osiągnąć trwałe wyleczenie. Kardiner i Spiegel ostrzegali, że choć hipnoza może być pomocna w uwolnieniu traumatycznych wspomnień, to samo katartyczne doświadczenie w niczym nie pomoże. Hipnoza zawodzi – wyjaśniali – jeżeli „brakuje odpowiedniej kontynuacji całego procesu”61. Grinker i Spiegel wiedzieli również, że leczenie nie zakończy się sukcesem, jeżeli odzyskane i uwolnione pod wpływem narkotyku emocje nie zostaną ponownie zintegrowane z resztą świadomości. Skutki wojny– twierdzili – „nie są jak napis na tabliczce, który można zetrzeć i tabliczka znowu będzie czysta. Wojna pozostawia trwałe ślady w ludzkich umysłach, zmieniając je, jak każde z ważnych wydarzeń, przez które ludzie przechodzą”62.
Z reguły jednak te mądre ostrzeżenia były ignorowane. Nowe metody szybkiego leczenia ofiar z zaburzeniami psychicznymi uznano wówczas za wielki sukces. Według jednego z raportów osiemdziesiąt procent walczących w drugiej wojnie światowej mężczyzn, którzy załamali się z powodu zbyt silnego stresu, w ciągu tygodnia powracało do jakiegoś rodzaju obowiązków. Trzydzieści procent powracało do swoich jednostek bojowych63. Mało uwagi poświęcano losowi, który czekał tych mężczyzn po powrocie do pełnienia obowiązków, nie wspominając już o ich losie po zakończeniu wojny i powrocie do domów. Tak długo, jak mogli funkcjonować choćby w minimalnym zakresie, uważano ich za wyleczonych. Po zakończeniu wojny jak zawsze powróciła ta sama amnezja. Publiczne lub medyczne zainteresowanie stanem psychicznym wracających żołnierzy nie było wielkie. Długotrwałe skutki traumy wojennej raz jeszcze zostały zapomniane.
Systematyczne i zakrojone na szeroką skalę badania długotrwałych skutków uczestnictwa w wojnie nie zostały podjęte aż do czasów wojny w Wietnamie. Motywacja do rozpoczęcia badań nie pochodziła wtedy od autorytetów wojskowych ani medycznych, ale była wynikiem pracy organizacji założonych przez rozczarowanych wojną żołnierzy.
W roku 1970, najgorętszym okresie wojny w Wietnamie, dwaj psychiatrzy, Robert Jay Lifton i Chaim Shatan, spotkali się z przedstawicielami nowej organizacji noszącej nazwę Vietnam Veterans Against the War (Weterani Wojny w Wietnamie przeciwko Wojnie). Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by weterani organizowali się przeciwko nadal trwającej wojnie, w której wcześniej brali udział. Zorganizowani w tę niewielką grupę żołnierze, spośród których wielu wyróżniło się prawdziwym męstwem, zwracali medale i publicznie mówili o popełnionych przez siebie zbrodniach wojennych. Ich działalność wzmacniała wiarygodność rosnących w siłę ruchów antywojennych. „Podważali – pisał Lifton – powszechny wizerunek szlachetnego żołnierza i panujących na wojnie zasad; ukazywali fałszywość promowanego w ich kraju obrazu sprawiedliwej wojny”64.
Występujący przeciw wojnie weterani utworzyli grupy, które nazywali rap groups („grupy oskarżycielskie”). W trakcie spotkań opartych na zasadach wzajemnego zaufania żołnierze opowiadali i ponownie przeżywali traumatyczne doświadczenia wojenne. Na spotkania zapraszali także empatyzujących z ich doświadczeniem psychiatrów, żeby korzystać z ich wsparcia. Shatan wyjaśniał później, dlaczego szukali pomocy poza tradycyjnymi instytucjami: „Wielu z nich odczuwało ból, jak sami o tym mówili. Ale nie chcieli szukać pomocy w rządowych instytucjach dla weteranów. (…) Potrzebowali własnej przestrzeni, w której mogli sami ustalać zasady”65.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Dwudziestego wieku (przyp. tłum.). [wróć]
W tłumaczeniu wprowadziłam zasadę stosowania żeńskich końcówek wszędzie tam, gdzie – choć rzeczowniki angielskie nie mają rodzajów (terapeuta, pacjent) – z używanych przez autorkę zaimków jasno wynika, że chodzi o kobiety (terapeutki, pacjentki). Analogicznie, tam gdzie jest mowa o mężczyznach (terapeutach, pacjentach), stosuję końcówki męskie. Tam gdzie rzeczowniki odnoszą się zarówno do mężczyzn, jak i do kobiet, stosuję zamiennie końcówki męskie i żeńskie, a tam gdzie to nie utrudnia lektury – oba rodzaje (terapeuci i terapeutki) (przyp. tłum.). [wróć]
L. Eitinger, The Concentration Camp Syndrome and Its Late Sequelae, w: J. E. Dimsdale (red.), Survivors, Victims and Perpetrators, New York: Hemisphere, 1980, s. 127–62. [wróć]
Tendencja świadków, by odwracać się od ofiar, jest dokładnie opisana w: M. J. Lerner, The Belief in a Just World, New York: Plenum, 1980. [wróć]
H. Ellenberger, The Discovery of the Unconscious, New York: Basic Books, 1970, s. 142. [wróć]
M. Micale, Hysteria and Its Historiography: A Review of Past and Present Writings, „History of Science” 27, 1989, s. 223–67 i 319-51, cytat: s. 319. [wróć]
Więcej o wpływie Charcota zob. Ellenberger, Discovery of the Unconscious; G. F. Drinka, The Birth of Neurosis: Myth Malady and the Victorians, New York: Simon & Schuster, 1984; E. Showalter, The Female Malady: Women, Madness, and English Culture, 1830–1980, New York: Pantheon, 1985; J. Goldstein, Console and Classify: The French Psychiatric Profession in the Nineteenth Century, New York: Cambridge University Press, 1987. [wróć]
A. Munthe, cytat z: G. Drinka, The Birth of Neurosis, s. 88. [wróć]
Z. Freud, Charcot [1893], w: Standard Edition of the Complete Psychological Works of Sigmund Freud, t. 3, przeł. J. Strachey, London: Hogarth Press, 1962, s. 19. [wróć]
C. Goetz (red. i tł.), Charcot the Clinician: The Tuesday Lessons. Excerpts from Nine Case Presentations on General Neurology Delivered at the Salpêtrière Hospital in 1887–88, New York: Raven Press, 1987, s. 104–5. [wróć]
Ta rywalizacja przekształciła się w trwającą do końca życia niechęć. Każdy twierdził, że jego odkrycia były pierwsze, a ten drugi jest zaledwie naśladowcą. Patrz: C. Perry, J. R. Laurence, Mental Processing Outside of Awareness: The Contributions of Freud and Janet, w: K. S. Bowers, D. Meichenbaum (red.), The Unconscious Reconsidered, New York: Wiley, 1984. [wróć]
P. Janet, L’antomatisme psychologique: essai de psychologie expérimentale sur lesformes inférienres de lactivité humaine, Paris: Félix Alcan, 1889; Paris: Société Pierre Janet/Payot, 1973. [wróć]
J. Breuer, Z. Freud, Studia nad histerią, przeł. R. Reszke, Warszawa, 2008, s. 17. [wróć]
Tamże, s. 18. [wróć]
Według Ellenbergera to Janet stworzył termin „podświadomość” (subconscious). Ellenberger, Discovery of the Unconscious, s. 413, przyp. 82. [wróć]
Breuer, Freud, Studia nad histerią, s. 14. [wróć]
Tamże, s. 34. [wróć]
P. Janet, Etude sur un cas d’aboulie et d’idées fixes, „Revue Philosophique” 31, 1891, przetłumaczone i cytowane w: Ellenberger, Discovery of the Unconscious, s. 365–66. [wróć]
Breuer, Freud, Studia nad histerią, s. 37. [wróć]
Tamże, s. 223. [wróć]
Z. Freud, W kwestii etiologii histerii, w: Z. Freud, Histeria i lęk, przeł. R. Reszke, Warszawa: Wydawnictwo KR, 2014, s. 54. [wróć]
M. Bonaparte, A. Freud, E. Kris (red.), The Origins of Psychoanalysis: Letters to Wilhelm Fliess, Drafts and Notes by Sigmund Freud, New York: Basic Books, 1954, s. 215–16. [wróć]
Z. Freud, Fragment analizy pewnej histerii, w: Z. Freud, Histeria i lęk, s. 73–163. Feministyczna krytyka przypadku Dory, zob. H. B. Lewis, Psychic War in Men and Women, New York: New York University Press, 1976; C. Bernheimer, C. Kahane (red.), In Dora’s Case: Frend-Hysteria-Feminism, New York: Columbia University Press, 1985. [wróć]
F. Deutsch, A Footnote to Freud’s „Fragment of an Analysis of a Case of Hysteria”, „Psychoanalytic Quarterly” 26, 1957, s. 159–67. [wróć]
F. Rush, The Freudian Cover-Up, „Chrysalis” 1, 1977, s. 31–45; J. L. Herman, Father-Daughter Incest, Cambridge: Harvard University Press, 1981; J. M. Masson, The Assault on Truth. Freud’s Suppression of the Seduction Theory, New York: Farrar, Straus & Giroux, 1984. [wróć]
Z. Freud, Moje życie i psychoanaliza, przeł. A. Kowaliszyn i B. Wroński, Warszawa, 2012, s. 64. [wróć]
I. Veith, Four Thousand Years of Hysteria, w: M. Horowitz (red.), Hysterical Personality, New York: Jason Aronson, 1977, s. 7–93. [wróć]
Według: P. K. Bidelman, Pariahs Stand Up! The Founding of the Liberal Feminist Movement in France, 1858–1889, Westport, CT: Greenwood Press, 1982, s. 17. [wróć]
J. M. Charcot, P. Richer, Les démoniagues dans l’art [1881], Paris: Macula, 1984. [wróć]
Goldstein, Console and Classify.[wróć]
Według: Goldstein, Console and Classify, s. 372. [wróć]
W. James, Review of Janet’s essays, „L’état mental des hystériques” and „L’amnésie continue”, „Psychological Review” 1, 1894, s. 195. [wróć]
Więcej o historii ruchu sufrażystek w dziewiętnastowiecznej Francji zob: Bidelman, Pariahs Stand Up!; C. G. Moses, French Feminism in the Nineteenth Century, Albany, NY: State University of New York Press, 1984. [wróć]
Według: Goldstein, Console and Classify, s. 375. [wróć]
G. Tourette, Jean-Martin Charcot, „Nouvelle lconographie de la Salpêtrière” 6, 1893, s. 241–50. [wróć]
E. Jones, The Life and Work of Sigmund Freud, New York: Basic Books, 1953; M. Rosenbaum, Anna O (Bertha Pappenheim): Her History, w: M. Rosenbaum M. Muroff (red.), Anna O: Fourteen Contemporary Reinterpretations, New York: Free Press, 1984, s. 1–25. [wróć]
M. Bonaparte i in. (red.), Origins of Psychoanalysis, s. 134. [wróć]
Freud, list do Wilhelma Fliessa z 4 maja 1896, Według: Masson, Assault on Truth, s. 10. [wróć]
J. M. Masson, Assault on Truth; J. Malcolm, In the Freud Archives, New York: Knopf, 1984. W momencie pisania tego tekstu spór między Massonem a Malcolmem nadal trwał. [wróć]
Masson, Assault on Truth. [wróć]
Feministyczna krytyka Freudowskiego rozumienia psychologii kobiety jest bardzo obszerna. Dwa klasyczne przykłady to: K. Horney, The Flight From Womanhood: The Masculinity Complex in Women as Viewed by Men and by Women, „International Journal of Psycho-Analysis” 7, 1926, s. 324–39 oraz K. Millett, Sexual Polities, New York: Doubleday, 1969. [wróć]
Według: M. Kaplan, Anna O and Bertha Pappenheim: An Historical Perspective, w: Rosenbaum, Muroff, Anna O, s. 107. [wróć]
Według: M. Rosenbaum, Anna O. (Bertha Pappenheim): Her History, w: Rosenbaum, Muroff, Anna O, s. 22. [wróć]
Według: Kaplan, Anna O and Bertha Pappenheim, s. 114. [wróć]
Showalter, The Female Malady, s. 168–70. [wróć]
C. S. Myers, Shell Shock in France, Cambridge: Cambridge University Press, 1940. [wróć]
A. Leri, Shell Shock: Commotional and Emotional Aspects, London: University of London Press, 1919, s. 118. [wróć]
Według: Showalter, The Female Malady, s. 177. [wróć]
P. Fussell (red.), Siegfried Sassoon’s Long Journey: Selectionsfrom the Sherston Memoirs, New York: Oxford University Press, 1983, s. xiv. [wróć]
R. Graves, Wszystkiemu do widzenia, przeł. T. Wyżyński, Warszawa, 1991, s. 221. [wróć]
P. Fussell, Sassoon’s Long Journey, s. 134, 136. [wróć]
Tamże, s. 141. [wróć]
A. Kardiner, My Analysis with Freud, New York: Norton, 1977, s. 52. [wróć]
Tamże, s. 110–11. [wróć]
Tamże, s. 27, 101. [wróć]
A. Kardiner, H. Spiegel, War, Stress, and Neurotic Illness (popr. wyd. The Traumatic Neuroses of War), New York: Hoeber, 1947, s. 1. [wróć]
Tamże, s. 406. [wróć]
J. W. Appel, G. W. Beebe, Preventive Psychiatry: An Epidemiological Approach, „Journal of the American Medical Association” 131, 1946, s. 1468–71, cytat: s. 1470. [wróć]
R. R. Grinker, J. Spiegel, Men Under Stress, Philadelphia: Blakeston, 1945. [wróć]
Grinker, Spiegel, Men Under Stress; Kardiner, Spiegel, War, Stress. [wróć]
Kardiner, Spiegel, War, Stress, s. 365. [wróć]
Grinker, Spiegel, Men Under Stress, s. 371. [wróć]
J. Ellis, The Sharp End of War: The Fighting Man in World War I, London: David and Charles, 1980. [wróć]
R. J. Lifton, Home from the War: Vietnam Veterans: Neither Victims nor Executioners, New York: Simon & Schuster, 1973, s. 31. [wróć]
Interview with Chaim Shatan, „McGill News”, Montreal, Quebec, luty 1983. [wróć]