Twarze depresji - Anna Morawska-Borowiec - ebook

Twarze depresji ebook

Anna Morawska-Borowiec

4,3
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Depresja nie jest wymysłem gwiazd z pierwszych stron gazet. To choroba, która może dotknąć każdego.

Depresja stygmatyzuje, więc mało kto przyznaje się do niej otwarcie, choć cierpi na nią co dziesiąty Polak. Bohaterowie książki Twarze depresji przełamali lęk i opowiedzieli o nierównej walce z najtrudniejszym przeciwnikiem w swoim życiu. Rozmówcami Anny Morawskiej-Borowiec są znane osoby, a także ludzie, którzy nie są osobami publicznymi, a zdecydowali się opowiedzieć o swoim „czarnym psie”, jak nazwał depresję Winston Churchill. Choroba towarzyszy im na każdym kroku i trzeba ją „oswoić”, czyli leczyć. Na pytanie: Jak robić to skutecznie? odpowiadają psychiatrzy i psychoterapeuci. Zdradzają, jak pomóc bliskiej osobie, kiedy mówi ona, że nie ma już siły żyć, nie ma siły walczyć z kolejnym epizodem depresyjnym. W takim momencie chory nie powinien być sam. „Weź się w garść” to najgorsze, co może usłyszeć. On już jest „w garści”… depresji. Jeśli zdecyduje się na leczenie, chciałby odebrać od otoczenia komunikat: „Nie oceniam. Akceptuję”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 499

Oceny
4,3 (12 ocen)
6
3
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wstęp

Twa­rze depre­sji są wśród nas. Jest ich coraz wię­cej. Bywa to twarz dziecka, kobiety, męż­czy­zny, seniora. Depre­sja nie jest wymy­słem gwiazd z pierw­szych stron gazet, jest naj­pow­szech­niej­szą cho­robą psy­chiczną na świe­cie. Może dotknąć każ­dego bez względu na wiek, płeć, wykształ­ce­nie czy zamoż­ność port­fela.

Po 10 latach od wyda­nia książki Twa­rze depre­sji, która uka­zała się nakła­dem wydaw­nic­twa Świat Książki, posta­ram się pod­su­mo­wać to, co zmie­niło się w tym cza­sie, a co jesz­cze wymaga naszej szcze­gól­nej uwagi. Ponad 10 lat temu, jako dzien­ni­karka tele­wi­zyjna i psy­cho­lożka, posta­no­wi­łam pod­jąć temat depre­sji. Zain­spi­ro­wało mnie do tego wyzna­nie Justyny Kowal­czyk o jej walce z depre­sją. Mistrzyni olim­pij­ska w bie­gach nar­ciar­skich opo­wie­działa na łamach „Gazety Wybor­czej” w czerwcu 2014 roku: „Może by się zebrało kil­ka­dzie­siąt nocy, które w tym cza­sie nor­mal­nie prze­spa­łam. Wal­czę ze swoim orga­ni­zmem, z cią­głymi nud­no­ściami, zasłab­nię­ciami, gorącz­kami po 40 stopni, lękami. […] Bywały takie dni, gdy jedy­nym moim wido­kiem był sufit w pokoju. […] Tro­chę się nauda­wa­łam przez te bli­sko dwa lata, od kiedy jestem w dole”. Kowal­czyk wyznała, że poważne pro­blemy psy­chiczne poja­wiły się u niej, kiedy w zaawan­so­wa­nej ciąży stra­ciła dziecko.

W dniu, kiedy uka­zał się ten wywiad, przy­go­to­wa­łam felie­ton o depre­sji do Pano­ramy w TVP 2. Po pracy wra­ca­łam metrem do domu i jesz­cze raz czy­ta­łam wyzna­nia Justyny Kowal­czyk. W pew­nym momen­cie ode­zwała się kobieta sie­dząca obok mnie:

– Ja też cho­ruję na depre­sję. Nie­raz byłam w szpi­talu psy­chia­trycz­nym, bo pró­bo­wa­łam popeł­nić samo­bój­stwo.

Ode­rwa­łam wzrok od gazety i zoba­czy­łam osobę w wieku mojej mamy. Miała około sześć­dzie­się­ciu lat. Nie wie­dzia­łam, co mam jej powie­dzieć. Słu­cha­łam tylko tego, co mówi:

– Moje życie już nie ma sensu. Byłam fry­zjerką. Pano­wie sza­leli za mną, bo kie­dyś byłam naprawdę piękna. Niech pani popa­trzy, jak ja teraz wyglą­dam. Jestem stara i do niczego się nie nadaję.

Po twa­rzy nazna­czo­nej zmarszcz­kami zaczęły pły­nąć łzy. Pochy­liła siwą głowę. Spo­glą­dała na swoje znisz­czone buty. Poło­ży­łam rękę na jej pomarsz­czo­nej dłoni. Nie byłam w sta­nie nic powie­dzieć. W końcu kobieta ponow­nie się ode­zwała:

– Stra­ci­łam pracę dwa lata przed osią­gnię­ciem wieku eme­ry­tal­nego. Kto mnie teraz zatrudni? Mam żółte papiery i nawet rodzina uważa mnie za wariatkę. Nie wiem, gdzie teraz jestem. Czy może mi pani pomóc dostać się do urzędu dziel­ni­co­wego na Ursy­no­wie?

Nagle odzy­ska­łam głos. Nie zasta­na­wia­jąc się, odpo­wie­dzia­łam:

– Oczy­wi­ście, musimy wysiąść na następ­nej sta­cji.

Po dro­dze kobieta opo­wie­działa mi wzru­sza­jącą histo­rię swo­jego życia. Naj­bar­dziej ude­rzyło mnie stwier­dze­nie – a może ukryta za nim świa­do­mość – że wszy­scy mają ją za „wariatkę”. Ja widzia­łam w niej po pro­stu zra­nioną przez życie osobę, która mogłaby być moją mamą. Wtedy posta­no­wi­łam napi­sać książkę Twa­rze depre­sji, by takie osoby jak pani z metra nie wsty­dziły się powie­dzieć o swo­jej cho­ro­bie i popro­sić o pomoc.

Prze­pro­wa­dzi­łam do książki wywiady ze zna­nymi i niezna­nymi oso­bami. Wiele z nich po raz pierw­szy opo­wie­działo o pro­ble­mach psy­chicz­nych. Bar­dzo zanie­po­ko­iły mnie nega­tywne komen­ta­rze i reak­cje, które zda­rzyły się po wyzna­niu Justyny Kowal­czyk. Bałam się, że Polacy nie są przy­go­to­wani na wyzna­nia twa­rzy depre­sji, które mi zaufały i opo­wie­działy o lecze­niu. Pomy­śla­łam wów­czas, że powin­ni­śmy wspól­nie z boha­te­rami książki przy­go­to­wać kam­pa­nię spo­łeczną: „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję.”. Myśla­łam, że nasze dzia­ła­nia zakoń­czą się na jed­nej edy­cji kam­pa­nii. Oka­zała się ona tak potrzebna i pozy­tyw­nie oce­niana, że z bie­giem lat stwo­rzy­łam razem z moim mężem Fun­da­cję Twa­rzy Depre­sji, aby­śmy mogli jesz­cze lepiej edu­ko­wać i poma­gać. Fun­da­cja dwa razy w roku orga­ni­zuje kom­pa­nię, pre­zen­tu­jąc kolejne twa­rze depre­sji: dzie­cięcą, senio­ralną, wśród kobiet w ciąży i po poro­dzie, wśród męż­czyzn, wśród pacjen­tów onko­lo­gicz­nych itd.

Przez ostat­nie 10 lat w kam­pa­nię zaan­ga­żo­wało się ponad 60 zna­nych osób cho­ru­ją­cych na depre­sję, wśród nich: Mar­cin Bosak, Doda, Anna Wyszkoni, Paweł Korze­niow­ski, Justyna Święty–Erse­tic, Marek Plawgo i wiele innych. Stali się oni amba­sa­do­rami, któ­rych rola edu­ka­cyjna w prze­ła­my­wa­niu ste­reo­ty­pów i zachę­ca­niu Pola­ków do pra­wi­dło­wego lecze­nia depre­sji poprzez połą­cze­nie far­ma­ko­te­ra­pii i psy­cho­te­ra­pii jest nie do prze­ce­nie­nia. Kam­pa­nię wspie­rają rów­nież amba­sa­do­rzy, któ­rzy nie cho­ro­wali na depre­sję, ale swoim auto­ry­te­tem poma­gają destyg­ma­ty­zo­wać lecze­nie psy­chia­tryczne i pomoc psy­cho­lo­giczną – m.in. Artur Bar­ciś, Paweł Mała­szyń­ski, Wik­tor Zbo­row­ski. W kam­pa­nii bil­l­bo­ar­do­wej stają ramię w ramię z tymi, któ­rzy cho­rują na depre­sję, oka­zu­jąc im wspar­cie i poka­zu­jąc, że nie mamy czego się wsty­dzić, że o zdro­wie psy­chiczne powi­nien dbać każdy z nas na co dzień.

Na okładce nowego wyda­nia Twa­rzy depre­sji widzisz mural kam­pa­nii „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję.”. Czte­ry­sta dwa­dzie­ścia metrów kwa­dra­to­wych ściany bloku na war­szaw­skim Ursy­no­wie zdobi dzieło autor­stwa Woj­cie­cha Brewki. To naj­więk­szy mural o tema­tyce zdro­wia psy­chicz­nego w Pol­sce. Powstał przy ulicy Wasil­kow­skiego 14 z oka­zji dzie­się­cio­le­cia kam­pa­nii.

Mural jest kolo­rowy, przy­ciąga uwagę, ale nie jest rado­sny. Osoby cho­ru­jące na depre­sję nie widzą barw. Widzą świat w czar­nych kolo­rach. Nie musi tak być, jeśli podejmą pra­wi­dłowe lecze­nie tej cho­roby. Histo­rie amba­sa­do­rów kam­pa­nii poka­zują, że dzięki lekom anty­de­pre­syj­nym i tera­pii wyszli ze świata czerni i znów widzą peł­nię barw. Na muralu widać kobietę i męż­czy­znę – osoby doro­słe cho­ru­jące na depre­sję. Dzie­cięce sym­bole to laleczka i kwia­tek – dzie­cięca bazgrota. Tak arty­sta chciał poka­zać, że cho­roba ta dotyka rów­nież dzieci. Nasi naj­młodsi pod­opieczni w Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji mają 4 lata, naj­młod­sze dziecko po pró­bie samo­bój­czej ma 7 lat. W przy­padku dzieci i nasto­lat­ków w pierw­szej kolej­no­ści sta­wiamy na psy­cho­te­ra­pię. Z tej książki dowiesz się, czym jest depre­sja, jak ją leczyć, prze­czy­tasz wywiady z boha­te­rami Twa­rzy depre­sji, z któ­rymi roz­ma­wia­łam o zdro­wiu psy­chicz­nym przez ostat­nie 10 lat – w książ­kach: Twa­rze depre­sji, Depre­sja popo­ro­dowa. Możesz z nią wygrać oraz w maga­zy­nie, który wydaje Fun­da­cja Twa­rze Depre­sji. Dla mnie są oni naprawdę boha­te­rami, ponie­waż mówie­nie publiczne o zdro­wiu psy­chicz­nym wciąż wiąże się ze styg­ma­ty­za­cją, nie­zro­zu­mie­niem. Wiele osób odmó­wiło mi roz­mów, jak tłu­ma­czyli, bojąc się łatki „psy­cho­ce­le­bryty”. Dzię­kuję boha­te­rom tej książki i wszyst­kim tym, któ­rzy odważ­nie dzielą się swoim doświad­cze­niem i pozwa­lają małymi kro­kami nor­ma­li­zo­wać temat zdro­wia psy­chicz­nego w naszych domach i w deba­cie publicz­nej.

Infor­ma­cje zawarte w książce Twa­rze depre­sji mogą skło­nić nie­które osoby do pod­ję­cia decy­zji o zmia­nie spo­sobu lecze­nia cho­roby. Każdą taką decy­zję należy skon­sul­to­wać z leka­rzem i/lub psy­cho­te­ra­peutą. Książka ta nie może zastą­pić porady spe­cja­li­sty. Jeśli potrze­bu­jesz roz­mowy z psy­cho­lo­giem, zgłoś się do pro­gramu bez­płat­nej, zdal­nej pomocy Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji na stro­nie twa­rze­de­pre­sji.pl w zakładce „Pomoc psy­cho­lo­giczna” lub sko­rzy­staj z pomocy w naj­bliż­szej poradni zdro­wia psy­chicz­nego.

Czym jest depresja?

Depre­sja jest naj­pow­szech­niej­szą cho­robą psy­chiczną na świe­cie. Według Świa­to­wej Orga­ni­za­cji Zdro­wia zmaga się z nią 280 milio­nów ludzi. WHO wska­zuje, że w 2030 roku depre­sja będzie na pierw­szym miej­scu wśród cho­rób cywi­li­za­cyj­nych na świe­cie. Jestem prze­ko­nana, że depre­sja już jest na tym miej­scu, ale z powodu poczu­cia wstydu i styg­ma­ty­za­cji wciąż wiele osób nie podej­muje jej lecze­nia. Zatem nie są ujęte w żad­nych sta­ty­sty­kach. Ofi­cjal­nie w Pol­sce na depre­sję leczy się milion dwie­ście tysięcy osób. W Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji sza­cu­jemy, że liczba ta może być co naj­mniej dwu­krot­nie wyż­sza. Wiele osób cho­ru­ją­cych nie korzy­sta z pomocy, bo w swo­jej oko­licy nie ma dostępu do pro­fe­sjo­nal­nej pomocy w publicz­nej służ­bie zdro­wia lub ten dostęp jest utrud­niony z powodu kole­jek. Tylko w naszej fun­da­cji przez ostat­nie trzy lata zre­ali­zo­wa­li­śmy ponad 30 tysięcy bez­płat­nych kon­sul­ta­cji psy­cho­lo­gicz­nych, które nie są ujęte w żad­nych ofi­cjal­nych reje­strach. Nie uwzględ­nia się w nich także pacjen­tów korzy­stających z pomocy spe­cja­li­stów zdro­wia psy­chicz­nego w pry­wat­nym sek­to­rze.

Depre­sja, nazy­wana wcze­śniej melan­cho­lią, znana jest od sta­ro­żyt­no­ści. Już 2400 lat temu Hipo­kra­tes wią­zał obni­że­nie nastroju, stan apa­tii i nie­chęć do życia z nad­mia­rem „czar­nej żółci” w orga­ni­zmie. Dziś wia­domo, że depre­sja z „czarną żół­cią” nie ma nic wspól­nego, ale pyta­nie, co powo­duje depre­sję, wciąż pozo­staje bez jed­no­znacz­nej odpo­wie­dzi.

Wyróż­niono trzy rodzaje depre­sji: lekką, umiar­ko­waną i ciężką. Według Mię­dzy­na­ro­do­wej Kla­sy­fi­ka­cji Cho­rób ICD-10 do pod­sta­wo­wych kli­nicz­nych obja­wów pierw­szego epi­zodu depre­syj­nego należą:

1. Obni­żony nastrój poja­wia­jący się rano i utrzy­mu­jący się przez więk­szą część dnia pra­wie codzien­nie, nie­za­leż­nie od oko­licz­no­ści; poczu­cie smutku i przy­gnę­bie­nia;

2. Utrata zain­te­re­so­wa­nia dzia­ła­niami, które zazwy­czaj spra­wiają przy­jem­ność, lub zanik odczu­wa­nia przy­jem­no­ści – tak zwana anhe­do­nia, czyli zobo­jęt­nie­nie emo­cjo­nalne, nie­moż­ność prze­ży­wa­nia pozy­tyw­nych emo­cji;

3. Osła­bie­nie ener­gii lub szyb­sze męcze­nie się.

Ważne są rów­nież takie objawy dodat­kowe, jak:

1. Zabu­rze­nia snu (naj­bar­dziej typowe – wcze­sne budze­nie się nad ranem);

2. Myśli samo­bój­cze;

3. Pro­blemy z pamię­cią i kon­cen­tra­cją uwagi;

4. Utrata wiary w sie­bie i/lub pozy­tyw­nej samo­oceny;

5. Poczu­cie winy (nad­mierne i zwy­kle nie­uza­sad­nione);

6. Spo­wol­nie­nie psy­cho­ru­chowe (rza­dziej pobu­dze­nie);

7. Zmiany łak­nie­nia i masy ciała (częst­sze zmniej­sze­nie ape­tytu niż zwięk­sze­nie).

Muszą poja­wić się przy­naj­mniej dwa pod­sta­wowe objawy tej cho­roby oraz mini­mum dwa objawy dodat­kowe spo­śród wymie­nio­nych powy­żej, aby można było zdia­gno­zo­wać depre­sję. Ponadto objawy te powinny utrzy­my­wać się przy­naj­mniej przez dwa tygo­dnie, a dana osoba wcze­śniej nie mogła cier­pieć na manię (lub hipo­ma­nię). Uprasz­cza­jąc, depre­sja obja­wia się obni­że­niem nastroju, a mania – jego pod­wyż­sze­niem. W tym sen­sie cho­roby te znaj­dują się na prze­ciw­le­głych bie­gu­nach i sta­no­wią swoje prze­ci­wień­stwo. Epi­zo­dom mania­kal­nym towa­rzy­szą: pobu­dze­nie, nad­mierna aktyw­ność, a cza­sem rów­nież wybu­chy agre­sji. W takiej sytu­acji dia­gno­zuje się zabu­rze­nia afek­tywne dwu­bie­gu­nowe, czyli wystę­pu­jące naprze­mien­nie depre­sję i manię. Pacjent, który nie doświad­cza manii, a jedy­nie depre­sję, usły­szy dia­gnozę: zabu­rze­nia afek­tywne jed­no­bie­gu­nowe.

Depre­sję można podzie­lić rów­nież na dwa rodzaje: endo­genną (nazy­waną potocz­nie dzie­dziczną lub gene­tyczną) i reak­tywną. Pierw­sza wiąże się z obcią­że­niami gene­tycz­nymi, a druga sta­nowi reak­cję na bole­sne doświad­cze­nia zwią­zane ze stratą osoby bli­skiej, utratą pracy lub wyda­rze­niem trau­ma­tycz­nym, na przy­kład gwał­tem czy wypad­kiem samo­cho­do­wym. Od podziału na depre­sję endo­genną i reak­tywną już się odcho­dzi, ale jesz­cze można się z nim spo­tkać.

Wiele badań wska­zuje na to, że depre­sję można odzie­dzi­czyć, jeśli w naj­bliż­szej rodzi­nie poja­wiła się już ta cho­roba. W takiej sytu­acji ryzyko zacho­ro­wa­nia krew­nych pierw­szego stop­nia wynosi od 10 do 25 pro­cent (Jarema, Rabe-Jabłoń­ska). Praw­do­po­dob­nie im więk­sze obcią­że­nie rodzinne, tym wcze­śniej wystąpi cho­roba. Bada­nia bliź­niąt jed­no­ja­jo­wych wyka­zały w ich przy­padku zgod­ność wystę­po­wa­nia depre­sji się­ga­jącą od 40 do 50 pro­cent. Z kolei u bliź­niąt dwu­ja­jo­wych zgod­ność doświad­cza­nia depre­sji doty­czy co czwar­tego przy­padku (Jarema, Rabe-Jabłoń­ska). Na skłon­ność do zacho­ro­wa­nia na depre­sję może mieć wpływ nawet kil­ka­dzie­siąt róż­nych genów, ale w wielu przy­pad­kach rów­nie ważną rolę odgry­wają czyn­niki śro­do­wi­skowe.

Zgod­nie z kla­sy­fi­ka­cją dia­gno­styczną Ame­ry­kań­skiego Towa­rzy­stwa Psy­cho­lo­gicz­nego DSM-IV-TR ist­nieje kilka pod­ty­pów zespo­łów depre­syj­nych:

• depre­sja melan­cho­liczna (tak zwana typowa), którą cha­rak­te­ry­zują takie cechy, jak: brak reak­tyw­no­ści nastroju, anhe­do­nia, utrata masy ciała, poczu­cie winy, pobu­dze­nie lub zaha­mo­wa­nie psy­cho­ru­chowe, gor­szy nastrój w godzi­nach poran­nych, przed­wcze­sne poranne budze­nie się;

• depre­sja aty­powa (tak zwana odwró­cona) obja­wia się nad­mierną sen­no­ścią, zwięk­szo­nym łak­nie­niem, gor­szym samo­po­czu­ciem wie­czo­rem, reak­tyw­no­ścią nastroju, para­li­żem oło­wia­nym, wraż­li­wo­ścią na odrzu­ce­nie w sto­sun­kach inter­per­so­nal­nych;

• depre­sja krót­ko­trwała nawra­ca­jąca, która trwa kilka dni i poja­wia się śred­nio raz w mie­siącu;

• depre­sja sezo­nowa, zwy­kle wystę­pu­jąca jako reak­cja orga­ni­zmu na brak świa­tła; wiąże się z regu­lar­nym poja­wia­niem się i ustę­po­wa­niem epi­zo­dów depre­syj­nych zazwy­czaj jesie­nią i zimą;

• depre­sja o prze­biegu prze­wle­kłym (dys­ty­mia), o któ­rej można mówić wów­czas, gdy pełne kry­te­ria dia­gno­styczne dla epi­zodu depre­syj­nego utrzy­mują się dwa lata lub dłu­żej;

• depre­sja będąca reak­cją na żałobę, cha­rak­te­ry­zu­jąca się tym, że objawy depre­syjne trwają dłu­żej niż dwa mie­siące;

• depre­sja popo­ro­dowa, dia­gno­zo­wana w przy­padku kobiet, u któ­rych epi­zod depre­syjny roz­po­czyna się w czwar­tym tygo­dniu po poro­dzie;

• depre­sja w wieku star­szym, ozna­cza­jąca znaczne upo­śle­dze­nie pro­ce­sów poznaw­czych – pseu­do­otę­pie­nie depre­syjne;

• depre­sja masko­wana – zespół depre­syjny, który przy­kry­wają inne objawy cho­ro­bowe, na przy­kład zabu­rze­nia lękowe, zespół obse­syjno-kom­pul­sywny, jadło­wstręt psy­chiczny czy okre­sowe nad­uży­wa­nie alko­holu, nar­ko­ty­ków, leków;

• depre­sja psy­cho­tyczna, wią­żąca się z uro­je­niami i oma­mami.

Omamy, ina­czej nazy­wane halu­cy­na­cjami, to prze­ży­cia zmy­słowe, któ­rym towa­rzy­szy poczu­cie rze­czy­wi­sto­ści mimo braku bodź­ców zewnętrz­nych; na przy­kład oso­bie cier­pią­cej na depre­sję może wyda­wać się, że sły­szy głos, który naka­zuje jej popeł­nić samo­bój­stwo, albo coś widzi, czego tak naprawdę nie ma. Nato­miast uro­je­nia to nie­praw­dziwe sądy doty­czące cho­rego lub jego oto­cze­nia, wpły­wa­jące na jego zacho­wa­nie i nie­pod­le­ga­jące spro­sto­wa­niu. Do uro­jeń depre­syj­nych zali­cza się: uro­je­nia na tle winy (na przy­kład: „Wszystko, co zro­bi­łam w swoim życiu, jest nic nie­warte. Zgło­szę się na poli­cję, żeby mnie aresz­to­wali za to, że nie opie­ko­wa­łam się swo­imi dziećmi wystar­cza­jąco dobrze”), uro­je­nia nihi­li­styczne (na przy­kład: „Nie będę jadła, bo i tak już nie mam żołądka. Tak naprawdę jestem już tru­pem”), uro­je­nia hipo­chon­dryczne (pacjent wma­wia sobie, że jest chory, pod­czas gdy ma dobre wyniki badań).

Depre­sja może towa­rzy­szyć wielu róż­nym cho­ro­bom, na przy­kład prze­wle­kłym zespo­łom bólo­wym (czę­sto­tli­wość wystę­po­wa­nia 30–60 pro­cent), nowo­two­rom (20–40 pro­cent), cho­ro­bom tar­czycy (20–30 pro­cent), cukrzycy (15–20 pro­cent), ser­cowo-naczy­nio­wym, mózgu, układu odde­cho­wego, tkanki łącz­nej, infek­cjom, zabu­rze­niom meta­bo­licz­nym, a także pod­czas nad­uży­wa­nia uży­wek i leków (Kaplan i Sadock, 1995). Nie spo­sób wymie­nić wszyst­kich cho­rób, któ­rym może towa­rzy­szyć stan dłu­go­trwa­łego obni­że­nia nastroju.

Ist­nieje wiele teo­rii pró­bu­ją­cych wyja­śnić powody wystę­po­wa­nia depre­sji. Jedna z naj­po­pu­lar­niej­szych hipo­tez zakłada, że jest ona zwią­zana z che­miczną nie­rów­no­wagą w mózgu. Wiele badań dowio­dło, że depre­sja jest cho­robą mózgu. W naj­więk­szym uprosz­cze­niu cho­dzi o to, że z róż­nych przy­czyn nie­któ­rym ludziom bra­kuje hor­mo­nów szczę­ścia. Jest to oczy­wi­ście nazwa nie­pro­fe­sjo­nalna, ale pomaga ona wyobra­zić sobie rolę neu­ro­prze­kaź­ni­ków, takich jak: sero­to­nina, nora­dre­na­lina i dopa­mina, któ­rych nie­do­bór ma być odpo­wie­dzialny za wystę­po­wa­nie depre­sji. Ist­nieje wiele neu­ro­prze­kaź­ni­ków, ale te trzy, a szcze­gól­nie sero­to­nina, mają wpły­wać na poja­wia­nie się depre­sji. Na pod­sta­wie tej hipo­tezy kon­cerny far­ma­ceu­tyczne roz­po­częły wła­sne bada­nia i pro­duk­cję leków anty­de­pre­syj­nych. Dziś nie­któ­rzy naukowcy negują ich sku­tecz­ność, ale o lecze­niu far­ma­ko­lo­gicz­nym będzie póź­niej.

Z badań Świa­to­wej Orga­ni­za­cji Zdro­wia z 2000 roku wynika, że w co dru­gim przy­padku po wyle­cze­niu depre­sji poja­wia się jej nawrót. Wów­czas mówimy o depre­sji prze­wle­kłej. Z badań kon­tro­l­nych dowia­du­jemy się, że co trzeci pacjent po roku wciąż cier­piał na depre­sję, a 18 pro­cent – po upły­wie dwóch lat. Po pię­ciu latach lecze­nia wciąż z depre­sją zmaga się 12 pro­cent cho­rych.

W 2011 roku naukowcy: Jutta Joor­mann, Sara M. Levens i Ian H. Gotlib opu­bli­ko­wali bada­nia, z któ­rych wynika, że osoby podatne na depre­sję nie­ustan­nie powta­rzają w myślach nega­tywne wyda­rze­nia ze swo­jego życia. Ponadto mają wię­cej kło­po­tów z wyko­na­niem zadań i czę­ściej niż inni doświad­czają rumi­na­cji, to zna­czy obse­syj­nych wąt­pli­wo­ści co do jako­ści wyko­ny­wa­nych przez sie­bie czyn­no­ści, na przy­kład: „Jestem bez­na­dziejny”, „Nie dam rady”, „Nic nie potra­fię”, „Nic mi nie wycho­dzi”.

Depre­sji nie­rzadko towa­rzy­szą myśli samo­bój­cze. To spra­wia, że nie­le­czona jest cho­robą śmier­telną. W Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji śred­nio co trze­cia osoba na pierw­szej kon­sul­ta­cji zgła­sza myśli samo­bój­cze, czyli mówi wprost o tym, że myśli o ode­bra­niu sobie życia. W takim przy­padku pacjent pil­nie powi­nien udać się na kon­sul­ta­cję do leka­rza psy­chia­try, by wdro­żyć odpo­wied­nią far­ma­ko­te­ra­pię. W 2023 roku ponad 5200 Pola­ków ode­brało sobie życie – wśród nich było 4200 męż­czyzn. Ponadto ze wszyst­kich osób, które ode­brały sobie życie, 1500 to były osoby 60+, a 146 – dzieci i mło­dzież do 18. roku życia. Za wie­loma z tych dra­ma­tów stała nie­le­czona lub nie­pra­wi­dłowo leczona depre­sja. Każda grupa „twa­rzy depre­sji” wymaga naszej szcze­gól­nej uwagi i tro­ski, by na co dzień edu­ko­wać i wspie­rać w się­ga­niu po pomoc spe­cja­li­stów zdro­wia psy­chicz­nego.

Kiedy osoba cier­piąca na depre­sję mówi o swo­ich myślach samo­bój­czych, to zna­czy, że szuka pomocy i tak naprawdę nie chce umrzeć (oczy­wi­ście to nie jest reguła). W tym momen­cie trzeba ją prze­ko­nać, by zgło­siła się do psy­chia­try i roz­po­częła tera­pię, która zła­go­dzi cier­pie­nie. Jeśli chory zgłosi się do psy­cho­loga i opo­wie o swoim pla­nie ode­bra­nia sobie życia, nie opu­ści gabi­netu. Psy­cho­log ma bowiem obo­wią­zek wezwać karetkę i dopro­wa­dzić do roz­po­czę­cia lecze­nia psy­chia­trycznego. Zgod­nie z ustawą o ochro­nie zdro­wia psy­chicz­nego można skie­ro­wać cho­rego na przy­mu­sowe lecze­nie, kiedy zagraża on życiu swo­jemu lub innych osób. Chory pozo­staje w szpi­talu na przy­mu­sowej obser­wa­cji mak­sy­mal­nie dzie­sięć dni. Na dłuż­szą hospi­ta­li­za­cję zgodę musi wyra­zić sąd. Dla­czego to ważne, by pacjent, który chce pod­jąć się zama­chu samo­bój­czego, był objęty lecze­niem szpi­tal­nym? Choćby dla­tego, że leki prze­ciw­de­pre­syjne zaczy­nają dzia­łać po ok. 2 tygo­dniach i potrzeba czasu, by usta­bi­li­zo­wać stan pacjenta. Dodat­kowo szpi­tal psy­chia­tryczny zapew­nia cało­do­bową opiekę.

Kiedy ktoś zaczyna roz­da­wać swoje rze­czy i żegnać się z bli­skimi, ozna­cza to, że naj­praw­do­po­dob­niej zde­cy­do­wał się popeł­nić samo­bój­stwo i jest zde­ter­mi­no­wany, by to zro­bić. W takiej sytu­acji szpi­tal psy­chia­tryczny i opieka lekar­ska są dla niego jedy­nym ratun­kiem. Nie­stety, nie zawsze pomoc nad­cho­dzi na czas.

Z powodu depre­sji życie ode­brali sobie mię­dzy innymi: Tade­usz Borow­ski, Kurt Cobain, Vin­cent van Gogh, Arshile Gorky, Ernest Hemin­gway, Jack Lon­don, Wła­di­mir Maja­kow­ski, Sylvia Plath, Vir­gi­nia Woolf. Nie spo­sób wymie­nić wszyst­kich zna­nych ludzi, któ­rzy popeł­nili samo­bój­stwo, mimo że wielu z nich cie­szyło się sza­cun­kiem, miało rodziny i spra­wiało wra­że­nie… szczę­śli­wych ludzi suk­cesu.

W sierp­niu 2014 roku świa­tową opi­nią publiczną wstrzą­snęła infor­ma­cja o samo­bój­stwie Robina Wil­liamsa. Susan Schne­ider po śmierci męża potwier­dziła, że Wil­liams od mie­sięcy zma­gał się z depre­sją. Uczest­ni­czył rów­nież w tera­pii dla osób uza­leż­nio­nych od alko­holu. Kiedy posta­no­wił ode­brać sobie życie, był trzeźwy. Oprócz depre­sji i alko­ho­li­zmu Wil­liams miał objawy innej bar­dzo poważ­nej cho­roby – par­kin­sona, która wiąże się z postę­pu­jącą demen­cją, a także oma­mami i uro­je­niami. Ame­ry­kań­ski komik, przez lata bawiący widzów na całym świe­cie, mógł sły­szeć głosy i widzieć ludzi, któ­rzy ist­nieli tylko w jego gło­wie. Te trau­ma­tyczne doświad­cze­nia cho­ro­bowe miały dopro­wa­dzić go do samo­bój­stwa.

Depre­sja jest cho­robą wie­lo­czyn­ni­kową. Na tak zatrwa­ża­jące sta­ty­styki zwią­zane ze wzro­stem zacho­ro­wań ma wpływ wiele ele­men­tów: nasze doświad­cze­nia z pan­de­mią, izo­la­cją, lękiem o zdro­wie i życie, wyzwa­nia zwią­zane ze zdalną pracą, wojna w Ukra­inie, sytu­acja eko­no­miczna, lęk przed utratą pracy, zmiany kli­ma­tyczne, a przy tym ogromne tempo życia, zabie­ga­nie, prze­bodź­co­wa­nie, nad­mierny czas spę­dzany w social mediach, w inter­ne­cie, na oglą­da­niu w więk­szo­ści przy­pad­ków nega­tyw­nych wia­do­mo­ści w tele­wi­zji, a przy tym brak wystar­cza­ją­cego czasu na realne, war­to­ściowe rela­cje, roz­mowy, spo­tka­nia, wolon­ta­riat, brak czasu na war­to­ściowy odpo­czy­nek, np. poprzez aktyw­ność fizyczną czy pasję. Wiele czyn­ni­ków wpływa na to, że kon­dy­cja psy­chiczna ludzi na całym świe­cie, nie­stety, nie napawa opty­mi­zmem i musi nas skło­nić do reflek­sji nad naszym codzien­nym funk­cjo­no­wa­niem.

Znani Polacy cierpiący na depresję

Anna Wyszkoni, Doda, Mar­cin Bosak, Paweł Korze­niow­ski, Marek Plawgo. Otwie­rają oni długą listę ponad 60 amba­sa­do­rów kam­pa­nii spo­łecz­nej „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję”. To naj­star­sza i naj­bar­dziej kon­se­kwentna kam­pa­nia w dzie­dzi­nie zdro­wia psy­chicz­nego w Pol­sce. Jej naj­więk­szą siłą są ludzie, ich histo­rie. To oni inspi­rują Pola­ków do pra­wi­dło­wego lecze­nia depre­sji poprzez połą­cze­nie far­ma­ko­te­ra­pii i psy­cho­te­ra­pii. Pytani przeze mnie, czy żałują, że zostali amba­sa­do­rami kam­pa­nii, odpo­wia­dają jed­nym gło­sem, że nie, że usły­szeli wiele miłych, wspie­ra­ją­cych słów. Nie­stety, zda­rzały się też sytu­acje trudne, gdy doświad­czyli styg­ma­ty­za­cji zwią­za­nej z cho­robą – jeden z amba­sa­do­rów stra­cił kilka kon­trak­tów z fir­mami, inny dostał mniej pro­po­zy­cji zagra­nia w fil­mach. Mimo to na­dal wspie­rają kam­pa­nię i inspi­rują kolejne osoby do lecze­nia.

Wiele zna­nych osób cho­ru­ją­cych na depre­sję, z obawy przed pro­ble­mami zawo­do­wymi czy z powodu lęku przed styg­ma­ty­za­cją, odmó­wiło udziału w kam­pa­nii, choć zawsze pod­kre­ślają życz­li­wość dla naszch dzia­łań. Zdro­wie psy­chiczne jest wciąż obsza­rem bar­dzo wraż­li­wym. Z podzi­wem patrzę na amba­sa­do­rów, któ­rzy poma­gają nam cegła po cegle burzyć mur ste­reo­ty­pów zwią­za­nych z depre­sją, ale pracy wciąż mamy wiele.

Wszyst­kie moje roz­mowy z amba­sa­do­rami kam­pa­nii można zna­leźć w tej książce. Jed­nym z naj­bar­dziej zaan­ga­żo­wa­nych amba­sa­do­rów jest aktor Mar­cin Bosak, który zacho­ro­wał na depre­sję kilka lat temu. Naj­pierw usły­szał dia­gnozę: zło­śliwy nowo­twór rdze­nia krę­go­wego. Był tak umiej­sco­wiony, że nikt w Pol­sce nie podej­mie się jego zope­ro­wa­nia. W tym samym cza­sie Mar­cin dowie­dział się, że zosta­nie ojcem. Nie chciał obar­czać part­nerki dra­ma­tyczną infor­ma­cją o swoim zdro­wiu, dla­tego w samot­no­ści mie­rzył się z cho­robą, nikomu o tym nie mówiąc. Ogromne cier­pie­nie i świa­do­mość śmier­tel­nej cho­roby wpły­nęły na to, że zacho­ro­wał na depre­sję. Poszedł na psy­cho­te­ra­pię. To pomo­gło mu poczuć się lepiej i pod­jąć walkę o sie­bie. Zaczął roz­ma­wiać o nowo­two­rze i szu­kać pomocy poza Pol­ską. Jeden z nie­miec­kich pro­fe­so­rów pod­jął się nie­zwy­kle trud­nej ope­ra­cji Mar­cina. Leka­rze w Pol­sce mówili: to cud, że on cho­dzi i żyje. Nowo­twór został wycięty. Mar­cin jest zdrowy. Zakoń­czył też pię­cio­letni pro­ces psy­cho­te­ra­pii i od dwóch lat nie bie­rze już leków prze­ciw­de­pre­syj­nych.

Na raka cho­ro­wały rów­nież nasze amba­sa­dorki, pio­sen­karki: Urszula Dudziak i Anna Wyszkoni. Druga z nich już wcze­śniej doświad­czyła obja­wów depre­sji – po uro­dze­niu dziecka. Depre­sja popo­ro­dowa jest jed­nym z naj­bar­dziej prze­mil­cza­nych tema­tów zdro­wia psy­chicz­nego. Ania jest rów­nież amba­sa­dorką kam­pa­nii „Nie Mamy czego się wsty­dzić”, skie­ro­wa­nej do kobiet w ciąży i po poro­dzie. Wspiera pro­gram bez­płat­nej zdal­nej pomocy psy­cho­lo­gicz­nej dla matek, który reali­zuje Fun­da­cja Twa­rze Depre­sji.

Znaną tele­wi­zyjną pre­zen­terkę pro­gnozy pogody Alek­san­drę Kostkę widzo­wie koja­rzą przede wszyst­kim z pro­mien­nym uśmie­chem. Tym­cza­sem po uro­dze­niu dziecka nie miała siły wstać z łóżka, była smutna, nic jej nie cie­szyło. W tym przy­padku wspar­cie bli­skich było naj­waż­niej­sze. Szybko też wró­ciła do pracy, co pozy­tyw­nie wpły­nęło na jej stan psy­chiczny.

Sta­nów depre­syjno-lęko­wych doświad­czyli: aktor Piotr Zelt, dzien­ni­karz tele­wi­zyjny Bar­tek Jędrze­jak, dzien­ni­karki Joanna Race­wicz i Mał­go­rzata Sera­fin, szef kuchni Andrzej Polan. Także sio­stry Agata i Pau­lina Mły­nar­skie oraz ich brat Jan Mły­nar­ski. Z kolei ich ojciec, słynny poeta i pio­sen­karz Woj­ciech Mły­nar­ski, zma­gał się z cho­robą afek­tywną dwu­bie­gu­nową nazy­waną w skró­cie ChAD. Wła­śnie z ChAD mie­rzy się Mika Urba­niak – córka wybit­nych jazz­ma­nów: Urszuli Dudziak i Michała Urba­niaka.

Coraz wię­cej spor­tow­ców mówi o swo­jej walce z depre­sją. Jed­nym z pierw­szych był Marek Plawgo – wybitny lek­ko­atleta, olim­pij­czyk, mul­ti­me­da­li­sta w biegu na 400 metrów przez płotki. U Marka objawy depre­sji poja­wiły się po zakoń­cze­niu kariery spor­to­wej, co zbie­gło się z roz­pa­dem jego wie­lo­let­niego związku. Spor­to­wiec wie­lo­krot­nie doświad­czał nawrotu cho­roby. Jest w pro­ce­sie lecze­nia. U pły­waka Pawła Korze­niow­skiego depre­sja też poja­wiła się po zakoń­cze­niu kariery olim­pij­skiej, ale nie jest to oczy­wi­ście regułą. Olim­pijki Agnieszka Kobus-Zawoj­ska i Justyna Święty–Erse­tic zacho­ro­wały na depre­sję w trak­cie kariery spor­to­wej. Obie udo­wod­niły, że pra­wi­dłowo leczona depre­sja nie stoi na prze­szko­dzie do odno­sze­nia świa­to­wej klasy suk­ce­sów spor­to­wych. Agnieszka, wio­ślarka, w Tokio zdo­była sre­bro olim­pij­skie, będąc na lekach prze­ciw­de­pre­syj­nych i w kon­tak­cie ze swoją psy­cho­te­ra­peutką. Podob­nie na anty­de­pre­san­tach wystar­to­wała ze szta­fetą Justyna, w Paryżu docie­ra­jąc do olim­pij­skiego finału.

W kam­pa­nii „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję” biorą udział rów­nież mło­dzi amba­sa­do­rzy, któ­rzy już jako nasto­lat­ko­wie poznali stany depre­syjne – wśród nich są Hanna Kotula i Mate­usz Rumiń­ski z grupy Waksy. Grupa ta two­rzy popu­larny kanał na YouTu­bie, gdzie pre­zen­tuje filmy inspi­ro­wane szkolną codzien­no­ścią. Przy­go­to­wali w part­ner­stwie z Fun­da­cją Twa­rze Depre­sji odci­nek Wak­sów o zdro­wiu psy­chicz­nym uczniów i pod­jęli wiele innych dzia­łań wspie­ra­ją­cych naszą kam­pa­nię spo­łeczną.

W gru­pie szcze­gól­nego ryzyka zacho­ro­wa­nia na depre­sję są rów­nież senio­rzy. Do grona naszych amba­sa­do­rów należą Bar­bara Tuken­dorf – aktorka i Andrzej Bober – dzien­ni­karz tele­wi­zyjny. Pan Andrzej po raz pierw­szy zacho­ro­wał na depre­sję, będąc u szczytu kariery dzien­ni­kar­skiej, kiedy pro­wa­dził w tele­wi­zji Listy o gospo­darce. Gdy jego żona z powodu cięż­kiej cho­roby wal­czyła o życie, pan Andrzej się zała­mał i tra­fił do szpi­tala psy­chia­trycz­nego w War­sza­wie. Następ­nie przez około 40 lat żył w remi­sji cho­roby. Depre­sja dała o sobie znać ponow­nie, dopiero gdy był po osiem­dzie­siątce, kiedy życie mał­żonki znów zna­la­zło się w zagro­że­niu w związku z cho­robą onko­lo­giczną. Depre­sja jest cho­robą nawro­tową, dla­tego zawsze trzeba być czuj­nym na jej objawy. Nie należy ich baga­te­li­zo­wać, bo im szyb­ciej podej­miemy lecze­nie, tym szyb­ciej możemy wró­cić do zdro­wia.

Depre­sja dotyka tak samo znane osoby, jak i nie­znane. Dla psy­cho­loga pod­czas wywiadu ważne są cztery obszary funk­cjo­no­wa­nia czło­wieka: zdro­wie, psy­chika, wspar­cie spo­łeczne i ducho­wość. Pyta­nia, które zadaję moim roz­mów­com w tej książce, doty­kają tych obsza­rów, co pozwala lepiej zro­zu­mieć sze­roki kon­tekst, który wpływa na stan psy­chiczny.

Życie z depresją

Rozmowa z Marcinem Bosakiem

Ambitne role fil­mowe, wiele nagród na kon­cie, mimo to znany aktor Mar­cin Bosak mie­rzył się z niską samo­oceną, obni­żo­nym nastro­jem i bra­kiem ener­gii. Od psy­chia­try usły­szał dia­gnozę: depre­sja. W 2022 roku po raz pierw­szy opo­wie­dział o swo­ich doświad­cze­niach z cho­robą na łamach maga­zynu „Twa­rze depre­sji” nr 6/2022. Dołą­czył wów­czas do amba­sa­do­rów kam­pa­nii „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję”, w którą na­dal aktyw­nie się anga­żuje. Aktor zagrał m.in. w spo­cie tele­wi­zyj­nym, zachę­ca­ją­cym męż­czyzn do lecze­nia depre­sji.

Dzię­kuję, że zgo­dził się Pan zostać amba­sa­do­rem kam­pa­nii „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję.”. Choć to już czter­na­sta edy­cja naszych dzia­łań edu­ka­cyj­nych, na­dal nie jest łatwo namó­wić znane osoby, by mówiły otwar­cie o lecze­niu depre­sji. Dla­czego Pan się zde­cy­do­wał to zro­bić?

Depre­sja wciąż wiąże się z wie­loma ste­reo­ty­pami i czę­sto jest postrze­gana jako oznaka sła­bo­ści, a do sła­bo­ści nie lubimy się przy­zna­wać. Szcze­gól­nie teraz, kiedy świat kre­owany przez media spo­łecz­no­ściowe jest bez skazy, jest kolo­rowy i zawsze sexy. Pod­czas tera­pii uczę się, że umieć powie­dzieć: „Nie jestem ide­alny” i „Nie daję sobie z czymś rady”, to oznaka siły, a nie sła­bo­ści. Kiedy w końcu uzna­łem, że tak jest, co nie było łatwe, poczu­łem się gotowy na to, żeby popro­sić o pomoc.

Kiedy zdia­gno­zo­wano u Pana depre­sję?

Nie pamię­tam dokład­nej daty, ale wydaje mi się, że pierw­szy epi­zod depre­syjny nastą­pił trzy lata temu. Na mój stan miały wpływ wyda­rze­nia w życiu oso­bi­stym, a póź­niej pan­de­mia. Pierw­szy lock­down nie zruj­no­wał mnie psy­chicz­nie, wręcz prze­ciw­nie, ale już kolejny, który odby­wał się jesie­nią i zimą, nie­stety, odci­snął na mnie tak duże piętno, że poja­wił się ponow­nie epi­zod depre­syjny. Był sil­niej­szy niż pierw­szy. Wtedy zmie­ni­łem lecze­nie. Połą­cze­nie far­ma­ko­te­ra­pii i psy­cho­te­ra­pii znów poskut­ko­wało i teraz na szczę­ście czuję się dobrze.

Wizyta u leka­rza psy­chia­try wciąż wiąże się z wie­loma ste­reo­ty­pami. Czy miał Pan jakieś obawy przed pierw­szą wizytą u tego spe­cja­li­sty?

Rze­czy­wi­ście, myśląc o mojej pierw­szej wizy­cie u psy­chia­try, czu­łem olbrzymi dys­kom­fort i wstyd. Poja­wiły się myśli, że coś jest ze mną już bar­dzo „nie tak”, a wręcz, że jest bar­dzo źle i sobie nie radzę. Wydaje mi się, że wycho­wu­jąc się i dora­sta­jąc w patriar­chal­nym sche­ma­cie, tak popu­lar­nym w naszej kul­tu­rze, mia­łem wdru­ko­wany w gło­wie obraz męż­czy­zny, który radzi sobie ze wszyst­kim sam. I na tym polega jego siła. Jest opar­ciem dla innych. Nie mówi o swo­ich pro­ble­mach, bo potrafi sam się z nimi zmie­rzyć i bez niczy­jej pomocy je roz­wią­zać. Taka postawa zepchnęła mnie w stronę samot­no­ści.

Myślę, że początki mojej depre­sji mogły się poja­wić kilka albo nawet kil­ka­na­ście lat temu. Dzie­sięć lat temu prze­sze­dłem poważną ope­ra­cję neu­ro­chi­rur­giczną. Mia­łem bar­dzo roz­le­głego guza rdze­nia krę­go­wego. Kilka lat jeź­dzi­łem po całej Pol­sce i nikt nie chciał mnie ope­ro­wać. Paro­krot­nie usły­sza­łem od wybit­nych spe­cja­li­stów, że w nie­któ­rych przy­pad­kach medy­cyna jest bez­radna. Przez pięć lat od usły­sze­nia dia­gnozy wypie­ra­łem stres, który towa­rzy­szył każ­dej kolej­nej wizy­cie na oddzia­łach neu­ro­chi­rur­gicz­nych. Stres, który stał się moim natu­ral­nym sta­nem. Wszystko przez to, że stwier­dzi­łem, że pora­dzę sobie ze wszyst­kim sam, że nie będę o tej cho­ro­bie infor­mo­wał bli­skich, aby ich tym nie obcią­żać. Nie powie­dzia­łem tego mojej ówcze­snej part­nerce, która była w ciąży. Nie powie­dzia­łem rodzi­nie, by nie żyli w lęku o mnie. Nie powie­dzia­łem żad­nemu z pra­co­daw­ców ze stra­chu przed utratą pracy. Nie­stety, walka z nowo­two­rem w poje­dynkę oka­zała się ponad moje siły. I dopiero wtedy, kiedy zaczą­łem mówić o tym, co się ze mną dzieje, oka­zało się, że poczu­łem się znacz­nie lepiej. Moja sytu­acja zaczęła się powoli roz­wią­zy­wać. Myślę, że tak samo jest z każdą cho­robą. To napię­cie, które tak długo nosi­łem w sobie, kiedy nikomu nie mówi­łem, jak trudne myśli towa­rzy­szyły mi każ­dego dnia. To cią­głe zma­ga­nie się z bólem, które trwało kilka lat, i brak real­nej szansy na szczę­śliwe zakoń­cze­nie tego samot­nego doświad­cza­nia cho­roby spra­wiły, że poja­wił się u mnie póź­niej stan depre­syjny. Samemu z cho­robą dużo trud­niej sobie pora­dzić, ale też samemu dużo trud­niej uświa­do­mić sobie, że ma się pro­blem i powinno się pójść do leka­rza.

Jakie objawy poja­wiły się u Pana, że pomy­ślał Pan: „Może mam depre­sję”? I co skło­niło Pana, by się­gnąć po pomoc?

Od dłuż­szego czasu bar­dzo mało rze­czy spra­wiało mi radość. Nawet jeśli spo­ty­kało mnie coś dobrego, to nie potra­fi­łem się z tego cie­szyć. I mimo że dookoła mnie oko­licz­no­ści wcale nie były nie­sprzy­ja­jące, to rze­czywiście żyłem w cią­głym napię­ciu i lęku, że coś jest nie tak. To spo­wo­do­wało, że posze­dłem do psy­chia­try, który stwier­dził u mnie depre­sję. Jed­nak obni­żony nastrój w moim przy­padku poja­wiał się w pew­nych cyklach już od dłuż­szego czasu. Pod­czas wizyty u psy­chia­try zyska­łem świa­do­mość, że już jako nasto­la­tek mia­łem z tym pro­blem, że co jakiś czas dopa­dał mnie smu­tek – taki głę­boki, nie­uza­sad­niony żad­nym kon­kret­nym zda­rze­niem. To bar­dzo ważne, żeby już mło­dzi ludzie byli szybko dia­gno­zo­wani. Teraz to wiem, że nie­le­czona depre­sja jest poważ­nym zagro­że­niem dla naszego zdro­wia i życia. Warto przy pierw­szych symp­to­mach zgła­szać się po pro­fe­sjo­nalną pomoc.

Bar­dzo się cie­szę, że jest Pan pod opieką spe­cja­li­stów i wraca do zdro­wia.

Przy pierw­szym epi­zo­dzie depre­syj­nym moje wizyty u psy­chia­try były nie­re­gu­larne, raz na pół roku, raz na dzie­więć mie­sięcy. Teraz odwie­dzam psy­chia­trę w ramach wizyty kon­tro­l­nej regu­lar­nie – co cztery, pięć mie­sięcy.

Powie­dział Pan, że poja­wił się u Pana obni­żony nastrój. Depre­sja to bar­dzo czę­sto rów­nież brak ener­gii, utrata zain­te­re­so­wań, bez­sen­ność, pro­blemy z pamię­cią, z kon­cen­tra­cją uwagi, brak ape­tytu, a także myśli samo­bój­cze. Czy któ­reś z tych obja­wów rów­nież poja­wiły się u Pana?

To jest bar­dzo trudne, żeby przy­zna­wać się do tego i mówić o swo­ich doświad­cze­niach, mając świa­do­mość, że prze­czyta to dużo ludzi. Rze­czy­wi­ście bra­ko­wało mi siły do dzia­ła­nia. Wie­lo­krot­nie nie podej­mo­wa­łem próby, by zro­bić cokol­wiek, bo uwa­ża­łem, że to się nie uda. Stra­ci­łem poczu­cie i świa­do­mość celu. Cyklicz­nie budzi­łem się w środku nocy z poczu­ciem nie­po­koju, który nie pozwa­lał mi zasnąć do rana. Mia­łem takie myśli… Nie wiem, czy to były myśli samo­bój­cze… (cisza) Na pewno myśla­łem o sobie bar­dzo źle. Mia­łem obni­żoną samo­ocenę. Były takie chwile, gdy myśla­łem, że łatwiej byłoby mi nie być, niż się zma­gać z tym, co się ze mną działo. (cisza)

Rozu­miem…

To były nie­zwy­kle trudne myśli szcze­gól­nie dla osoby, która tak jak ja ma dzieci, odzy­skała zdro­wie i ma cie­kawe wyzwa­nia zawo­dowe. Mimo to zna­la­złem się na gra­nicy roz­pa­czy.

Jak zare­ago­wała w tym naj­trud­niej­szym momen­cie Pana naj­bliż­sza rodzina?

W moim pro­ce­sie powrotu do zdro­wia olbrzy­mią rolę ode­grała moja sio­stra, która jest dla mnie i zawsze była olbrzy­mim wspar­ciem. Zawsze mogę też liczyć na przy­ja­ciół. Myślę, że sza­le­nie ważne są ini­cja­tywy, które wspie­rają osoby żyjące w związ­kach z cho­rymi na depre­sję. Ważne jest, by zwięk­szać ich świa­do­mość, jak żyć i roz­ma­wiać z osobą cier­piącą na depre­sję. Domy­ślam się, że nie jest to łatwe.

Pan dostał ten sygnał od naj­bliż­szej rodziny i odwa­żył się pójść do psy­chia­try.

Tak, ta wizyta zbu­rzyła mój ste­reo­typ postrze­ga­nia tego spo­tka­nia jako mojej porażki. Tam, w gabi­ne­cie, zro­zu­mia­łem, że w każ­dej sytu­acji, kiedy sobie nie radzę psy­chicz­nie, muszę stwo­rzyć plan dzia­ła­nia i uwie­rzyć, że da się go zre­ali­zo­wać. Na początku to jest oczy­wi­ście bar­dzo trudne, ale metodą małych kro­ków musimy iść do przodu. Nie wolno się zatrzy­mać w walce o swoje zdro­wie.

Naj­sku­tecz­niej­szą formą lecze­nia depre­sji jest połą­cze­nie far­ma­ko­te­ra­pii i psy­cho­te­ra­pii. Wydaje mi się, że zro­bie­nie pierw­szego kroku – pój­ście do psy­chia­try po leki, choć jest trudne, to mimo wszystko dla wielu łatwiej­sze niż zro­bie­nie dru­giego kroku – pój­ście na psy­cho­te­ra­pię, a ona jest też nie­zbędna, by wygrać z depre­sją.

Tak, ja zro­bi­łem oba kroki, choć w odwrot­nej kolej­no­ści. Moja samotna walka z nowo­two­rem spo­wo­do­wała u mnie zmiany psy­chiczne. Kiedy zorien­to­wa­łem się, że tak jest, posze­dłem na psy­cho­te­ra­pię. Po trzech latach pracy z psy­cho­te­ra­peutką posze­dłem do leka­rza psy­chia­try. Wcze­śniej zapy­ta­łem moją tera­peutkę, co o tym sądzi. Powie­działa, że to dobry pomysł, że far­ma­ko­te­ra­pia w połą­cze­niu z psy­cho­te­ra­pią może przy­nieść dużo lep­sze efekty niż sama psy­cho­te­ra­pia. A w pierw­szym momen­cie na pewno przy­nie­sie ulgę i zmniej­szy napię­cie.

Czy po kilku latach psy­cho­te­ra­pii widzi Pan istotne zmiany w swoim spo­so­bie myśle­nia i funk­cjo­no­wa­niu?

Oczy­wi­ście, zmiany są ogromne. Widzę to, że jestem bar­dziej otwarty w rela­cjach z ludźmi. Zarówno z tymi bli­skimi, jak i z nowo pozna­nymi. Na pewno zmie­niło się też to, że dużo mniej­szy wpływ na moje decy­zje ma lęk. Mam dużo więk­szą samo­świa­do­mość co do tego, kim jestem, jaki mam poten­cjał, jakie wady, a jakie zalety. I dużo więk­sze poczu­cie wła­snej war­to­ści.

Co było naj­trud­niej­sze dla Pana w psy­cho­te­ra­pii? Która ze zmian?

Nie wiem, nie jestem gotowy jesz­cze na odpo­wiedź na to pyta­nie. Cią­gle jestem w pro­ce­sie zmiany. Psy­cho­te­ra­pia to dla mnie intymna sprawa.

Jak Pan myśli, jaka może być skala zacho­ro­wań na depre­sję wśród akto­rów? Roz­ma­wia Pan z kole­żan­kami i kole­gami z branży o zdro­wiu psy­chicz­nym?

Może nie kon­kret­nie o depre­sji, ale na pewno wiele osób ośmiela się mówić o tym, że było u psy­chia­try. W momen­cie, kiedy zaczą­łem się otwie­rać przed zna­jo­mymi i otwar­cie o tym mówić, oka­zało się, że bar­dzo wiele moich kole­ża­nek i kole­gów też bie­rze „anty­de­pre­santy”.

Biorą leki prze­ciw­de­pre­syjne, ale nie mówią wprost, że w związku z depre­sją?

Mówią o obni­żo­nym nastroju. Żeby poczuć się sta­bil­nie, się­gają po lek. Jest to dla mnie zro­zu­miałe o tyle, że w moim zawo­dzie nie są oce­niane owoce mojej pracy, które w momen­cie zakoń­cze­nia pro­cesu ich powsta­nia stają się pro­duk­tem nie­utoż­sa­mia­nym już ze mną jako osobą, tylko jestem oce­niany ja. To ja jestem pod­da­wany oce­nie. Bycie akto­rem to jest per­ma­nentne wysta­wia­nie się na ocenę. Uwa­żam, że arty­ści powinni regu­lar­nie korzy­stać z pomocy psy­cho­lo­gicz­nej, żeby umieć pora­dzić sobie z pre­sją ocen. Myślę, że zasadne byłoby zadba­nie o zdro­wie stu­den­tów uczelni arty­stycz­nych, doda­nie do ich gra­fiku zajęć roz­mowy z psy­cho­lo­giem. Nie spo­tka­łem się z taką opieką. Dziwi mnie to o tyle, że uczy nas się skom­pli­ko­wa­nych pro­ce­sów „wcho­dze­nia w rolę”, nato­miast nikt nie daje narzę­dzi do „wycho­dze­nia” z niej. Na doda­tek zawód aktora jest depre­sjo­genny, bo przez pewien czas mamy ogrom pracy, a póź­niej zupeł­nie jej nie ma. Nasza praca nie jest rów­no­mier­nie roz­ło­żona w cza­sie. Bar­dzo czę­sto nie mamy etatu. I ten brak sta­bil­no­ści zawo­do­wej też może wpły­wać na zacho­ro­wa­nia na depre­sję.

Patrząc dzie­sięć lat wstecz, czy widzi Pan róż­nicę w otwar­to­ści w mówie­niu o lecze­niu depre­sji wśród Pana zna­jo­mych?

Jest olbrzy­mia róż­nica. W moim oto­cze­niu dużo więk­szą otwar­tość na roz­mowę o zdro­wiu psy­chicz­nym mają ludzie młodsi niż starsi.

Mło­dzi akto­rzy?

Tak, młode aktorki i akto­rzy czę­ściej mówią mi o tym, że biorą leki anty­de­pre­syjne.

A leki anty­de­pre­syjne wciąż wiążą się z wie­loma mitami, choć wia­domo, że te nowej gene­ra­cji są bez­pieczne. Nie uza­leż­niają. Jak Pan zare­ago­wał na te leki?

Jak wiele osób bałem się wziąć pierw­szą tabletkę. Zasta­na­wia­łem się, czy po tych lekach będę miał kon­trolę nad moimi emo­cjami, czy będę obser­wo­wał świat „zza szyby”. Wie­dzia­łem, że nie będą docho­dziły do mnie złe emo­cje, ale nie wie­dzia­łem, co z tymi pozy­tyw­nymi. Mia­łem dużo pytań na początku. Pierw­szy lek anty­de­pre­syjny dawał dzia­ła­nie nie­po­żą­dane. Kiedy wzią­łem go rano, powo­do­wał u mnie nud­no­ści do połu­dnia, dla­tego lekarz mi go zmie­nił na inny. Teraz biorę drugi lek nowej gene­ra­cji i jestem bar­dzo zado­wo­lony. Nie obser­wuję skut­ków ubocz­nych, które by mi utrud­niały codzienne życie. Leki anty­de­pre­syjne nie mają wpływu na moją jazdę samo­cho­dem, grę na sce­nie ani przed kamerą, ani na żadną z moich rela­cji. Prawda jest tylko taka, że po nich poczu­łem się lepiej, sta­bil­niej, że nie wciąga mnie ten mrok, który powo­do­wał, że nie mia­łem siły do dzia­ła­nia.

Jakie widzi Pan naj­waż­niej­sze cele w cza­sie pan­de­mii dla Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji i naszych amba­sa­do­rów?

Naj­waż­niej­sza jest dzia­łal­ność edu­ka­cyjna, żeby coraz wię­cej ludzi dowia­dy­wało się, czym jest depre­sja i że można ją sku­tecz­nie leczyć poprzez połą­cze­nie far­ma­ko­te­ra­pii i psy­cho­te­ra­pii. Mam nadzieję, że nam amba­sa­do­rom kam­pa­nii „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję.”. uda się prze­ko­nać Pola­ków, że depre­sja nie jest oznaką sła­bo­ści. Trzeba pozbyć się poczu­cia wstydu i dać sobie pomóc. Depre­sja to poważna cho­roba, która wymaga lecze­nia. Kiedy otrzy­mamy wła­ściwą dia­gnozę, lekarz zapi­sze nam odpo­wiedni lek. Tak jak w przy­padku każ­dej innej cho­roby. My jako amba­sa­do­rzy powin­ni­śmy wło­żyć jak najwię­cej ener­gii w to, by poka­zać ludziom, że leczona depre­sja pozwala nam nor­mal­nie funk­cjo­no­wać, nie skre­śla nas z życia.

W Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji reali­zu­jemy pro­gramy bez­płat­nej, zdal­nej pomocy psy­cho­lo­giczno-psy­chia­trycz­nej dla dzieci i mło­dzieży, a także kon­sul­ta­cje psy­cho­lo­giczne online dla osób doro­słych zagro­żo­nych depre­sją i cho­ru­ją­cych na raka oraz ich rodzin. Czy zdalne kon­sul­ta­cje są dobrą ini­cja­tywą w cza­sie pan­de­mii?

To bar­dzo ważne pro­gramy, bo dla wielu ludzi są jedyną szansą na pro­fe­sjo­nalną pomoc. (…) Myślę, że i bez pan­de­mii ludziom trudno było prze­ła­mać wstyd i pójść do poradni zdro­wia psy­chicz­nego. Teraz dzięki Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji dzieci i doro­śli mają szansę na dia­gnozę bez wycho­dze­nia z domu, bez obawy, że „ktoś mnie zoba­czy u psy­chia­try”. Myślę, że to bar­dzo ważne pro­gramy, bo mogą ośmie­lać ludzi do zgła­sza­nia się po pomoc. I o to cho­dzi, żeby się­gali po pomoc pro­fe­sjo­na­li­stów, któ­rzy wie­dzą, jak to robić.

Dzię­kuję za roz­mowę.

Rozmowa z Dorotą Rabczewską – Dodą

Depre­sja może dotknąć każ­dego. Obraz tej cho­roby to nie tylko smu­tek i łzy. Cza­sami uśmiech, gdy inni patrzą. Jaka­kol­wiek aktyw­ność pochła­nia wtedy ogromne pokłady ener­gii. Z depre­sją zma­gała się rów­nież Dorota Rab­czew­ska – Doda. Znana pio­sen­karka i kom­po­zy­torka opo­wie­działa o swo­ich doświad­cze­niach z tą cho­robą, by zain­spi­ro­wać innych do prze­ła­ma­nia wstydu i pod­ję­cia lecze­nia. Roz­mowa uka­zała się w maga­zy­nie „Twa­rze depre­sji” nr 9/2023. Doda dołą­czyła do grona amba­sa­do­rów kam­pa­nii spo­łecz­nej „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję.”.

Zapewne nie tylko mnie koja­rzysz się z jedną z naj­bar­dziej uśmiech­nię­tych i naj­bar­dziej ener­ge­tycz­nych pol­skich gwiazd…

Sobie też się tak koja­rzę. Jestem bar­dzo pozy­tywna i bar­dzo pogodna – od dziecka! Jak byłam mała, byłam rado­sna, bez­tro­ska, bez­pro­ble­mowa, pra­wie w ogóle nie pła­ka­łam. Teraz, kiedy oglą­dam dzieci moich zna­jo­mych, to mam wra­że­nie, że są strasz­nie zner­wi­co­wane, utkane z takich doro­słych pro­ble­mów. Wiele z tych dzieci jest smut­nych. To jest szok! Jestem zała­mana, myśląc o tym, co to będzie w kolej­nych poko­le­niach.

Nie bałaś się powie­dzieć otwar­cie o swo­jej depre­sji?

Jak wyszło szy­dło z worka, że się roz­wo­dzę, co miało wpływ na moją depre­sję, to wtedy już nie bałam się o tym mówić gło­śno. Wcze­śniej ukry­wa­łam ten fakt przez ponad rok. Ukry­wa­łam także to, w jakiej rela­cji żyłam, i sze­reg kon­se­kwen­cji, które ponio­słam ze względu na mojego byłego męża – w tym kon­se­kwen­cji praw­nych. To one przy­czy­niły się u mnie do ata­ków paniki i sta­nów lęko­wych. Poli­cja budziła mnie o szó­stej rano, prze­szu­ki­wała mój dom, dom moich rodzi­ców, jak­bym była jakąś kry­mi­na­listką, zaglą­dała w moje rze­czy oso­bi­ste, zabie­rała mi tele­fon, prze­szu­ki­wała moje pry­watne zdję­cia. Przez rok musia­łam cho­dzić na tera­pię, bo puka­nie do drzwi o poranku powo­do­wało u mnie ataki paniki, dusze­nie się i pra­wie omdle­nia. Jak masz czy­ste sumie­nie i nie bie­rzesz pod uwagę faktu, że poli­cja może przyjść do cie­bie rano, to taka sytu­acja jest tra­gicz­nym doświad­cze­niem, bo w ogóle się jej nie spo­dzie­wasz. Pani pro­ku­ra­tor, która w ogóle cie­bie nie słu­cha, tylko z góry zakłada, że jesteś winna, a potem pogrom w mediach. Można zwa­rio­wać, jak ludzie wma­wiają ci inten­cje, któ­rych nie mia­łaś. To może zła­mać każ­dego. Jak robisz coś złego, to bie­rzesz pod uwagę, że może to kie­dyś wią­zać się z róż­nymi kon­se­kwen­cjami, więc w tym sen­sie jesteś na to przy­go­to­wany. Na mnie takie doświad­cze­nie spa­dło jak grom z jasnego nieba i naprawdę nie zasłu­ży­łam sobie na coś takiego. Kiedy wszy­scy dookoła zaczy­nają mówić, że posłu­ży­łaś jako wabik dla inwe­sto­rów swo­jego męża i uwia­ry­god­nie­nie go w oczach opi­nii publicz­nej, no bo każdy chciał zro­bić film z Dodą, a Doda bar­dzo chciała zro­bić film – to zaczyna cię to zabi­jać od środka. Na końcu zosta­łam bez niczego, poza zarzu­tem „pomoc­nic­twa w spółce męża” – byłam „winna”, a mój mąż znik­nął, jak i moje udziały z filmu. Mimo to poczu­łam ogromną ulgę. W końcu mogłam wyznać, co się działo w moim mał­żeń­stwie i w mojej psy­chice.

Które objawy naj­bar­dziej Cię zanie­po­ko­iły, że dotarło do Cie­bie: „To może być depre­sja”?

Naj­pierw siadł mi orga­nizm. Naj­czę­ściej dzia­łam na „auto­pi­lo­cie”. Mam bar­dzo silną psy­chikę, ale per­ma­nentny stres przy­czy­nił się u mnie do pro­ble­mów z orga­nizmem: sia­dła mi tar­czyca, doszła bez­sen­ność. Lęk pocią­gnął za sobą wiele obja­wów soma­tycz­nych, czyli wła­śnie w ciele. Mój orga­nizm zako­mu­ni­ko­wał mi, że nie jest już w sta­nie funk­cjo­no­wać. Nic mnie nie cie­szyło. Zupeł­nie nic. W tam­tym cza­sie po sze­ściu latach wygra­łam z ban­kiem pro­ces o kre­dyt fran­kowy. Każdy na moim miej­scu ska­kałby z rado­ści. Każdy, kto miał kre­dyt fran­kowy, wie, jakie to obcią­że­nie. Tyle lat cze­ka­nia i nagle nie musisz już pła­cić. W ogóle mnie to zwy­cię­stwo nie ucie­szyło. Było mi to obo­jętne. Wszystko było mi obo­jętne. Po pro­stu chcia­łam jak naj­szyb­ciej skoń­czyć tę męczar­nię…

Poja­wiły się myśli samo­bój­cze?

Tak, poja­wiły się.

To był ten moment, kiedy zde­cy­do­wa­łaś się na się­gnię­cie po pomoc spe­cja­li­stów zdro­wia psy­chicz­nego?

Tak, oczy­wi­ście. To był ten moment. Trudno chyba sobie wyobra­zić gor­szy moment w życiu.

Czy poszłaś naj­pierw do psy­cho­loga, psy­cho­te­ra­peuty czy do leka­rza psy­chia­try?

Wszę­dzie się uda­łam po pomoc, gdzie tylko było to moż­liwe. Jak już coś robię, to na sto pro­cent.

Czy od razu pierw­sze leki anty­de­pre­syjne, które zapi­sał Ci lekarz, przy­nio­sły ulgę?

Tak, były tra­fione za pierw­szym razem.

Nie wszy­scy mają tyle szczę­ścia. Sta­ty­styki mówią, że leki anty­de­pre­syjne są sku­teczne u około sie­dem­dzie­się­ciu pro­cent pacjen­tów, ale u około trzy­dzie­stu pro­cent mamy do czy­nie­nia z depre­sją leko­oporną. Dla nich od lipca 2023 roku ruszył pierw­szy w histo­rii pol­skiej psy­chia­trii pro­gram lekowy. Cie­szy nas to, bo wiele osób cier­pią­cych na depre­sję leko­oporną szuka pomocy w naszej fun­da­cji.

Bar­dzo współ­czuję ludziom, któ­rym nie od razu leki pomo­gły. Mam przy­ja­ciółki, które cho­rują na depre­sję, a nie miały takiego szczę­ścia jak ja. Znam rów­nież osoby, które nie miały szczę­ścia z psy­cho­lo­gami, bo to też tylko ludzie. Ja mia­łam szczę­ście z far­ma­ko­te­ra­pią i psy­cho­te­ra­pią, jeżeli cho­dzi o depre­sję. Tera­pia par nie wycho­dziła, na przy­kład mój mąż miał romans z tera­peutką.

Naj­sku­tecz­niej­sza w depre­sji jest tera­pia poznaw­czo-beha­wio­ralna. Trwa zwy­kle od pół roku do dwóch lat. Czy możesz nam opo­wie­dzieć wię­cej o Two­jej psy­cho­te­ra­pii? Jak długo trwała?

Wola­ła­bym o tym nie opo­wia­dać. To dla mnie zbyt oso­bi­ste doświad­cze­nie.

Rozu­miem. W pio­sence Zatań­czę z Anio­łami śpie­wasz: „Mówili mi, musisz gło­śna być; Ja nie muszę nic”. Słowo „muszę” każ­dego dnia roz­brzmiewa w gło­wach bar­dzo wielu osób cho­ru­ją­cych na depre­sję. Kiedy dotarło do Cie­bie to, że nie musisz, ale możesz?

Do tej pory muszę bar­dzo chro­nić się przed róż­nymi kata­li­za­to­rami „powtó­rek z roz­rywki”. Raz na jakiś czas sądy, dzien­ni­ka­rze czy sytu­acje z prze­szło­ści potra­fią prze­cią­gnąć mnie po pod­ło­dze. To nie jest tak, że muszę się upo­rać tylko z moimi demo­nami i musia­łam wyle­czyć samą sie­bie. Musia­łam też się nauczyć tego, żeby nie dać się roz­wi­nąć depre­sji, gdy będą wra­cać jej objawy. To jest bar­dzo długa histo­ria… Nie jestem w sta­nie tego opo­wie­dzieć… To trwało dwa lata. Prze­sta­łam śpie­wać. Nie gra­łam kon­cer­tów. Do tej pory nie sta­nę­łam na sce­nie! Wszystko jest w moich pio­sen­kach.

W Zatań­czę z Anio­łami śpie­wasz: „Kiedy z oczu znik­nie tam­ten mróz; Wtedy może przy­znam, że; Stąd się wzięła moja siła; Jestem silna, wiem”. Co daje Ci siłę?

To, że nie muszę nic. Czer­pię przy­jem­ność z pro­stych rze­czy i nie nakła­dam na sie­bie żad­nej pre­sji. Sam fakt, że wró­ciła mi radość życia jest dla mnie wystar­cza­jący. Nie muszę mieć żad­nej adre­na­liny, wyni­ków, nie wia­domo jakich osią­gnięć. Ja już wszystko w życiu osią­gnę­łam, o czym marzy­łam. Teraz jestem na eta­pie, kiedy już wszystko mogę, a nie muszę. Wolę posie­dzieć teraz na słońcu, niż zagrać milion kon­cer­tów. Prze­sta­łam wycho­dzić na scenę. Po trzech latach prze­rwy, w kwie­cie wieku, w moim naj­więk­szym piku arty­stycz­nym robię wła­śnie ostat­nią trasę kon­cer­tową tylko dla­tego, żeby zamknąć pewien etap mojego życia tak, jak ja bym tego chciała. Zamy­kam ten etap, bo nie będę wyci­skać sie­bie jak cytrynę. Cie­szy mnie życie samo w sobie – pro­ste, codzienne. Chcę kochać, być kochana. Chcę mieć spo­kój w sercu. To mi daje siłę. Do tej pory nie sta­nę­łam na sce­nie trasy kon­cer­to­wej!

Śpie­wasz: „Musisz stra­cić coś, by odna­leźć głos”. W tele­dy­sku Zatań­czę z Anio­łami poja­wia się kil­ku­mie­sięczne dziecko. Co chcia­łaś tą sceną nam powie­dzieć?

Tę scenę ludzie ina­czej zin­ter­pre­to­wali, niż ja mia­łam w zamy­śle, ale nie pro­sto­wa­łam tego. Pomy­śla­łam sobie, że to może będzie dobre dla tych kobiet, które nie chcą mieć dzieci, a są do tego zmu­szane i pod­da­wane ogrom­nej pre­sji spo­łecz­nej. Tą sceną chcia­łam poka­zać tro­chę moją per­spek­tywę. Pewne kobiety, które przy­cho­dziły na moje kon­certy z małymi dziećmi, czę­sto trak­to­wały te dzieci przed­mio­towo. Cza­sami dosłow­nie rzu­cały mi je do zdjęć. Wciąż mam w gło­wie te nie­mow­laki pod gło­śni­kami. Wia­domo, że na kon­cer­cie jest tak gło­śno, że można ogłuch­nąć. Cza­sami matki były w jakimś takim amoku i nie dostrze­gały ani moich potrzeb, ani tego małego czło­wieka, któ­rego same uro­dziły. Te sceny wyglą­dały tak jak w moim tele­dy­sku, że rzu­cano do mnie nie­mow­laki do zdję­cia. Sta­ra­łam się je osło­nić od tych fle­szy, a wtedy matka z boku tań­czyła z rado­ści. Dla mnie to był szok.

Zapy­ta­łam Cię o to, bo macie­rzyń­stwo jest wie­lo­wy­mia­rowe. W naszej Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji pod­czas bez­płat­nych, zdal­nych kon­sul­ta­cji psy­cho­lo­gicz­nych poma­gamy kobie­tom, które poro­niły, a także kobie­tom cho­ru­ją­cym na depre­sję w ciąży i po poro­dzie. Uwa­żam, że o macie­rzyń­stwie i jego wyzwa­niach powin­ny­śmy mówić gło­śno, bez poczu­cia wstydu.

Macie­rzyń­stwo to nie jest mój temat, ale uwa­żam, że pewne kobiety, które mają dzieci, nie powinny ich mieć, bo nie są w sta­nie zapew­nić im miło­ści i bez­pie­czeń­stwa. Ich pobudki do tego, żeby powo­łać na świat drugą osobę, nie są takie, jak być powinny. I póź­niej nie­szczę­śliwe matki wycho­wują nie­szczę­śliwe dzieci. Prze­raża mnie, że tak wiele dzieci zamiast nad wóz­kiem widzieć twarz swo­jej mamy, widzi tele­fon, bo matka cią­gle nagrywa dziecko i wrzuca fil­miki na social media. Moje wspo­mnie­nia z dzie­ciń­stwa to twarz mamy, która się nade mną pochyla. Wyobra­żasz sobie, że teraz dzieci zamiast twa­rzy matki widzą cią­gle tele­fon?

Ja nie upu­blicz­niam wize­runku moich dzieci i trudno mi ten trend zro­zu­mieć.

Robisz coś jako dziecko, a matka od razu bie­rze tele­fon i cię nagrywa i wrzuca to do sieci. Nawet nie zapyta dziecka, czy ono chce być nagrane i poka­zane wszyst­kim publicz­nie. To powinno być nie­le­galne! Matką się nie bywa. Matką się jest. Ludzie tracą rozum przez Insta­gram, ale też przy sław­nych oso­bach. Wycho­dzą z nich jakieś zwie­rzęce instynkty. Nie tylko mówię o tym akcen­cie rodzi­ciel­skim, ale też o moich były part­ne­rach czy w ogóle ludziach, któ­rzy mnie ota­czają.

Dzieci, kobiety, męż­czyźni, senio­rzy – twa­rzy depre­sji jest bar­dzo wiele. Dzię­kuję, że zgo­dzi­łaś się zostać amba­sa­dorką sie­dem­na­stej edy­cji ogól­no­pol­skiej kam­pa­nii spo­łecz­nej „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję.”. Tym razem będziemy mówić o depre­sji wśród senio­rów. Co chcia­ła­byś – jako nasza amba­sa­dorka – powie­dzieć o zdro­wiu psy­chicz­nym poko­le­niu naszych rodzi­ców?

Mam nadzieję, że ten wywiad będzie inspi­ra­cją do pod­ję­cia pra­wi­dło­wego lecze­nia depre­sji dla wielu osób, w każ­dym wieku. Nie chcia­ła­bym, żeby senio­rzy ode­brali, że ich pouczam.

W każ­dej edy­cji naszej kam­pa­nii przy­po­mi­namy, że naj­sku­tecz­niej­szą drogą lecze­nia depre­sji u osób doro­słych – rów­nież u senio­rów – jest połą­cze­nie far­ma­ko­te­ra­pii i psy­cho­te­ra­pii.

I nie wstydźmy się korzy­stać z pro­fe­sjo­nal­nej pomocy. Wstyd jest bar­dzo poważ­nym pro­ble­mem w naszym kraju. Ludzie nie się­gają po pomoc, bo się wsty­dzą swo­ich pra­co­daw­ców i kole­ża­nek, kole­gów z pracy, bo boją się, że będą ode­brani jako „wariaci”. Pro­blem cho­rób psy­chicz­nych wciąż wiąże się z pięt­no­wa­niem, a prze­cież zła­mana psy­chika powinna być trak­to­wana tak samo nor­mal­nie jak zła­mana noga. Jako głów­no­do­wo­dzący naszym orga­ni­zmem jeste­śmy po to, żeby o niego dbać i żeby go poskła­dać. Prze­cież nikt z nas nie zgła­sza się na ochot­nika po cho­robę – ani soma­tyczną, ani psy­chiczną. Każdy chciałby cie­szyć się życiem i być zdrowy.

Kolejny ważny ele­ment dla osoby z depre­sją to part­ner, który wspiera nas w trak­cie walki z cho­robą. Jeśli mamy bore­liozę czy jaką­kol­wiek inną cho­robę, z któ­rej długo wycho­dzimy, to wia­domo że nie od razu prze­sta­nie nas boleć i będziemy świet­nie funk­cjo­no­wać. Trzeba drugą osobę wspie­rać nie­za­leż­nie od czasu, rodzaju cho­roby, czy to rak, czy depre­sja. Kiedy mój były part­ner cho­ro­wał na bia­łaczkę, robi­łam przy nim dosłow­nie wszystko przez sześć mie­sięcy, bo jestem zada­niowa, opie­kuń­cza i empa­tyczna, choć wiem, że wiele osób postrzega mnie jako „zimną sukę”. Wstyd przed popro­sze­niem part­nera o pomoc powi­nien szybko znik­nąć.

Zada­niem kam­pa­nii „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję.”. jest uświa­do­mie­nie Pola­ków, że cho­roby psy­chiczne niczym nie róż­nią się od cho­rób soma­tycz­nych. Nie powin­ni­śmy wsty­dzić się popro­sić o pomoc swoją rodzinę i mówić o swo­ich potrze­bach. Prośba o poda­nie ręki, przy­tu­le­nie, roz­mowę o tym, co czu­jesz, jest takim samym prze­ja­wem doj­rza­ło­ści i tro­ski o swoje zdro­wie, jak to, że pój­dziesz do den­ty­sty, gdy masz dziurę w zębie. Prze­cież nie cho­wasz się w pokoju i nie mówisz sobie: „O Boże! Nie powiem o tym nikomu, bo co będzie, gdy ludzie dowie­dzą się, że mam zaplom­bo­wany ząb. Pew­nie pomy­ślą, że nie dbam o zęby”. I z depre­sją też nie powin­ni­śmy cho­wać się ze wstydu. To, że cho­ru­jesz na depre­sję i chcesz dać sobie pomóc, jest powo­dem do dumy, a nie wstydu! I part­ner powi­nien nas w tym wspie­rać. Jeśli tego nie robi, to „wypad z baru. Kop. Tam jest klamka”.

Czy uwa­żasz, że lecze­nie depre­sji masz już za sobą?

Jestem już w gru­pie ludzi, któ­rzy są po uda­nej walce z depre­sją, ale to nie jest tak, że mogę już sobie pozwo­lić na wszystko. Ja na sie­bie chu­cham i dmu­cham, żeby depre­sja nie wró­ciła. Jestem też po dwóch ope­ra­cjach krę­go­słupa. Czy mogę teraz ska­kać na bun­gee? Czy mogę robić tańce-hulańce? Nie, od pięt­na­stu lat ase­ku­ruję się. Na sce­nie wszyst­kie moje ruchy są z myślą o tym, by mój pro­blem z krę­go­słu­pem się nie odno­wił. To samo z psy­chiką. Tak dobie­ram sobie aktyw­no­ści i rela­cje, żeby mój pro­blem się nie odno­wił. Moje pro­spe­ro­wa­nie w biz­ne­sie, w któ­rym jestem nara­żona na dużo tok­sycz­no­ści, jest już zupeł­nie inne. To nie jest już tak jak kie­dyś, że wodą na młyn są dla mnie dramy, roz­sta­nie i nasta­wie­nie na kon­tro­wer­syjne wywiady, bo udo­wad­niam sobie i innym, że jestem silna. Już nie wal­czę z ludźmi. Nie dla­tego, że się ich boję. Ja się boję sie­bie i o sie­bie.

Mia­łam sytu­ację u Kuby Woje­wódz­kiego, który mnie zachę­cił do miłego, kole­żeń­skiego wywiadu w dzień pro­mo­cji mojej nowej płyty. Przy­szłam do niego, a on na dzień dobry mnie zaata­ko­wał takimi pyta­niami, które miały mnie wypro­wa­dzić z rów­no­wagi, pod­wa­żyć moje poczu­cie wła­snej war­to­ści, znie­wa­żyć. Jesz­cze parę lat temu bym się uśmiech­nęła i znisz­czy­ła­bym go, ale wtedy zamknę­łam oczy i pomy­śla­łam sobie: „Ty nie musisz tu być, twoje zdro­wie jest waż­niej­sze”. Pierw­szy raz w życiu zro­bi­łam to, co powin­nam robić już dawno temu: wsta­łam i wyszłam z tego nagra­nia. Niech sobie z tym radzi i łata PR-owe pro­blemy. Wyszłam stam­tąd i byłam naj­szczę­śliw­szą osobą na świe­cie, bo potra­fi­łam ochro­nić sie­bie.

Czy jest coś, na co ludzie po wygra­nej z depre­sją szcze­gól­nie muszą uwa­żać?

Myślę, że muszą ucie­kać z tok­sycz­nych związ­ków. To jest objaw odwagi. Wyj­ście z takiej rela­cji nie jest oznaką, że jeste­śmy słabi, że nie mamy argu­men­tów, ale ozna­cza, że jeste­śmy silni, bo mamy już zupeł­nie inne poczu­cie war­to­ści w swoim życiu. To samo tyczy się związ­ków. Jeśli part­ner pod­czas kłótni ska­cze nam po gło­wie, znie­waża, ale też póź­niej prze­pra­sza, to słowo „prze­pra­szam”, nie­stety, nie zała­twia wszyst­kiego, o ile w ogóle pad­nie. Mimo naj­szczer­szej miło­ści trzeba naj­bar­dziej kochać sie­bie i dbać o sie­bie.

A czego ocze­ki­wać od part­nera?

Nie można wyko­rzy­sty­wać cho­roby w kłót­niach. Mia­łam kie­dyś poważną roz­mowę z moim part­ne­rem, który cza­sami w ner­wach wypo­mi­nał mi, że bra­łam leki anty­de­pre­syjne. Powie­dzia­łam mu: „Ja się nie czuję z tego powodu mniej mery­to­ryczna w naszej kłótni. To nie jest dla mnie powód do wstydu. Jak będzie trzeba, to zro­bię bil­l­bo­ard o tym na pół War­szawy, bo te leki ura­to­wały mi życie! Teraz nie był­byś ze mną w związku, bobym była tru­pem”. Leki anty­de­pre­syjne są dla ludzi ratun­kiem. Mnie ura­to­wały życie. Trzeba ze sobą o tym roz­ma­wiać i uświa­da­miać, czym jest depre­sja, jak się ją leczy i jakiego wspar­cia ocze­ku­jemy. Part­ner wie, gdzie mamy „bli­zny” i nie powi­nien w nie ude­rzać, żeby wró­ciła nam depre­sja, ataki paniki, lęki. I to z podwójną siłą, bo prze­cież kochasz tę osobę, a ona kocha cie­bie.

Rola naj­bliż­szych w wycho­dze­niu z depre­sji jest nie do prze­ce­nie­nia, ale dba­nie o sie­bie też jest bar­dzo ważne. Po raz drugi współ­or­ga­ni­zu­jemy z Lasami Pań­stwo­wymi Bieg z Twa­rzami Depre­sji, a dochód ze sprze­daży pakie­tów star­to­wych w cało­ści prze­zna­czymy na pro­gram bez­płat­nej zdal­nej pomocy psy­cho­lo­gicz­nej i psy­chia­trycz­nej dla dzieci i mło­dzieży, czyli naj­młod­szych pod­opiecz­nych Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji. Zachę­camy Pola­ków w każ­dym wieku do aktyw­no­ści fizycz­nej, która jest tak samo ważna dla naszego ciała, jak i głowy. Czy dla Cie­bie sport – mimo ope­ra­cji krę­go­słupa – jest ważny i wspie­ra­jący?

Dla mnie to jest naj­waż­niej­sza rzecz – oprócz muzyki. Skoń­czy­łam szkołę spor­tową. Mój ojciec był olim­pij­czy­kiem. Był moim pierw­szym tre­ne­rem. Nie prze­sta­łam upra­wiać sportu nawet wtedy, kiedy mia­łam pro­blem z krę­go­słu­pem. Teraz jesz­cze wię­cej ćwi­czę, bo zna­la­złam różne spo­soby na to, żeby omi­nąć ból, a od kilku lat już wstaję bez bólu. Nie wyobra­żam sobie nie ćwi­czyć, ale pamię­tam czas, gdy mia­łam depre­sję. Na siłę zwle­ka­łam się z łóżka, żeby pobie­gać na bieżni, żeby poćwi­czyć na siłowni. W tym naj­cięż­szym cza­sie, zanim zaczę­łam lecze­nie, aktyw­ność fizyczna nie przy­no­siła mi ulgi. Nic mnie wtedy nie cie­szyło i nic mi nie poma­gało: waka­cje, słońce, jedze­nie. Wszystko było poza mną. Pomo­gły mi leki i psy­cho­te­ra­pia. Ale jak już się z tego wyj­dzie, to oczy­wi­ście ważne są dla naszego samo­po­czu­cia: sport, kon­takt z naturą, las, słońce, spo­tka­nia z bli­skimi, ze zna­jo­mymi. Ale w cza­sie depre­sji, kiedy jej nie leczysz, to wszystko nie ma zna­cze­nia. I trzeba to ludziom jasno powie­dzieć, bo sie­dzą w tych swo­ich czte­rech ścia­nach i myślą sobie: „Co ze mną jest? Wyszłam z ludźmi do kina, prze­bie­głam się, poga­da­łam z drze­wami, pta­kami, pole­ża­łam na słońcu, a i tak czuję się fatal­nie”. To wszystko zależy od skali nasi­le­nia tej cho­roby. Cho­roby, którą spe­cja­li­ści wie­dzą, jak leczyć.

Czy w cza­sie lecze­nia depre­sji zda­rzało Ci się się­gać po alko­hol?

W tym cza­sie w ogóle nie piłam alko­holu, a teraz po wyj­ściu z depre­sji piję alko­hol dwa, trzy razy w roku! Alko­hol, nar­ko­tyki, sty­mu­la­tor to nie jest odpo­wiedź na cho­robę psy­chiczną. To jest znak mno­że­nia. Jeśli kto­kol­wiek myśli, że napije się alko­holu i będzie mu lepiej, to się myli! Alko­hol jest chyba naj­bar­dziej depre­sjo­gen­nym środ­kiem, jaki ist­nieje na świe­cie. Nie można pić alko­holu, jak się ma pro­blemy psy­chiczne, bo to tylko pogar­sza sytu­ację, choć pozor­nie wydaje się ina­czej. Na drugi dzień jest dzie­sięć razy gorzej. Całe lecze­nie depre­sji, cała tera­pia, wszystko idzie wstecz. Nar­ko­tyki to samo! Można sobie wyobra­zić, że wszystko, co nam sztucz­nie pod­kręca szybko nastrój, następ­nie w tym samym tem­pie musi pójść w dół. Wtedy nasz biedny mózg musi cią­gle odra­biać te waha­nia nastroju, co jest bar­dzo obcią­ża­jące dla osoby z cho­robą psy­chiczną. Alko­hol i nar­ko­tyki to gwóźdź do trumny.

Dzię­kuję, że podzie­li­łaś się z nami swoim doświad­cze­niem z depre­sją. To bar­dzo ważne, że coraz wię­cej zna­nych osób otwar­cie mówi o swoim lecze­niu, bo wciąż bar­dzo wielu Pola­ków, któ­rzy cho­rują na depre­sję, nie sięga po pro­fe­sjo­nalną pomoc.

Mnie to dener­wuje, gdy ludzie piszą do mnie i pro­szą o poradę doty­czącą depre­sji. Cele­bryci nie są od tego, żeby uzdra­wiać swo­ich fanów. Od tego są psy­chia­tra, psy­cho­log, psy­cho­te­ra­peuta. Koniec kropka.

A mnie dener­wują pyta­nia o modę na depre­sję. Nikt nie pyta, czy jest moda na cho­ro­wa­nie na raka, cukrzycę, astmę, bo czu­jemy absur­dal­ność tego pyta­nia. A o modę na depre­sję się pyta. Wiele osób myśli, że do „twa­rzy depre­sji” chcą dołą­czyć wszyst­kie znane osoby, a tak oczy­wi­ście nie jest. Czę­sto pro­wa­dzimy wie­lo­let­nie roz­mowy z oso­bami, które osta­tecz­nie decy­dują się wes­przeć naszą kam­pa­nię spo­łeczną. Co sądzisz o „modzie na depre­sję”?

Udzie­lam tego wywiadu i dołą­czy­łam do waszej kam­pa­nii po to, żeby wiele osób w Pol­sce – rów­nież osoby z mojego naj­bliż­szego oto­cze­nia – zro­zu­miało, że depre­sja jest cho­robą, a nie modą. Czło­wiek, który powie publicz­nie, że cho­ruje na depre­sję, wcale nie staje się fajny. Wręcz prze­ciw­nie – mie­rzy się z ostra­cy­zmem. Cza­sami jest to rodzaj ulgi, odwagi, cza­sami ele­ment tera­pii, żeby to z sie­bie wyrzu­cić i powie­dzieć gło­śno. Nie ma cze­goś takiego jak „moda na obumie­ra­nie od wewnątrz”. Taka jest depre­sja.

Zde­cy­do­wa­nie mówie­nie o depre­sji wymaga odwagi i dla­tego bar­dzo Ci dzię­kuję, że odwa­ży­łaś się powie­dzieć otwar­cie o swoim doświad­cze­niu. Depre­sja może dotknąć każ­dego z nas – bez względu na wiek, płeć, zamoż­ność. W Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji nasi spe­cja­li­ści na co dzień pro­wa­dzą bez­płatne zdalne kon­sul­ta­cje psy­cho­lo­giczne reali­zo­wane dzięki pry­wat­nym dar­czyń­com i fir­mom part­ner­skim, takim jak Natio­nale-Neder­lan­den. Dla wielu osób nasza fun­da­cja jest jedy­nym miej­scem, gdzie zgła­szają się po pomoc – zdalną, bez wycho­dze­nia z domu, bez poczu­cia wstydu zwią­za­nego w wizytą w pla­cówce zdro­wia psy­chicz­nego. Ale lista wyzwań, przed któ­rymi stoją osoby z depre­sją, jest bar­dzo długa: kolejki do spe­cja­li­stów, a na wsiach czy w nie­któ­rych małych miej­sco­wo­ściach zupełny brak dostępu do spe­cja­li­stów zdro­wia psy­chicz­nego.

Stan pol­skiej psy­chia­trii i ota­cza­nie opieką psy­cho­lo­giczną osób cho­rych psy­chicz­nie… Wła­śnie „osoby chore psy­chicz­nie” – jak one się koja­rzą w naszym spo­łe­czeń­stwie? Ile jest krzyw­dzą­cych ste­reo­ty­pów? Ludzie myślą, że to osoby, które są sza­lone, bie­gają po ulicy i zacze­piają innych. Są bar­dzo różne cho­roby psy­chiczne, które doty­kają ogromną część ludzi na świe­cie, rów­nież dzieci, które – jak widać – mają bar­dzo poważne pro­blemy psy­chiczne. Nie­stety, opieka psy­chia­tryczna i psy­cho­lo­giczna w naszym kraju jest na pozio­mie zero­wym.

W Pol­sce mamy nieco ponad cztery tysiące leka­rzy psy­chia­trów, co ozna­cza, że na milion miesz­kań­ców przy­pada dzie­więć­dzie­się­ciu spe­cja­li­stów. Gorzej jest tylko w Buł­ga­rii. Dla porów­na­nia w Fin­lan­dii jest dwu­stu trzy­dzie­stu sze­ściu leka­rzy psy­chia­trów na milion miesz­kań­ców, w Szwe­cji dwu­stu trzy­dzie­stu dwóch, na Litwie dwu­stu dwu­dzie­stu pię­ciu, w Niem­czech – dwu­stu dwu­dzie­stu trzech, a w Gre­cji dwu­stu dzie­więt­na­stu. To dużo wyja­śnia, gdy uzmy­sło­wimy sobie, że tylko na depre­sję ofi­cjal­nie cho­ruje pół­tora miliona Pola­ków, a wia­domo, że cho­ruje nawet dwa razy wię­cej. Wciąż tak wiele osób wsty­dzi się się­gnąć po pro­fe­sjo­nalną pomoc, a jeśli się już na to odważą, dostęp do pomocy psy­chia­trycz­nej i psy­cho­te­ra­pii jest bar­dzo trudny.

Dla­czego mózg jest więk­szym powo­dem do wstydu niż d…? Jak masz hemo­ro­idy, to idziesz do leka­rza, roz­kra­czasz się na fotelu i się leczysz. Jak masz depre­sję i zabu­rzoną che­mię w mózgu, to czemu wsty­dzisz się się­gnąć po pomoc? Nie rozu­miem tego.

„Nie Mamy czego się wsty­dzić” – mówimy w naszej kam­pa­nii spo­łecz­nej. Przy­po­mnę, że trzy główne objawy depre­sji to obni­żony nastrój, brak ener­gii i utrata zain­te­re­so­wań. Muzyka to Twoja pasja. Co się z nią stało w depre­sji?

Prze­sta­łam w ogóle śpie­wać. Lubię śpie­wać poza sceną. Zawsze śpie­wam w samo­cho­dzie. Przez dwa lata nie wydo­by­łam z sie­bie głosu. W ogóle nie mia­łam na to ochoty. Pierw­szy raz zaśpie­wa­łam, gdy Maria Sadow­ska – reży­serka Dziew­czyn z Dubaju – popro­siła mnie, żebym nagrała pio­senkę do naszego filmu. Powie­dzia­łam jej wtedy: „Nie, nie jestem w for­mie. Wolę zostać przy pro­duk­cji kre­atyw­nej”. W tam­tym cza­sie mój ówcze­sny mąż, główny pro­du­cent, nie uła­twiał mi, deli­kat­nie mówiąc, pracy na pla­nie. Byłam wra­kiem czło­wieka. Pamię­tam, że nagry­wa­łam tamtą pio­senkę i pła­ka­łam potem w domu. Przez następny rok nawet nie pomy­śla­łam o tym, żeby grać kon­certy. Nie chcia­łam tego. Koja­rzyły mi się wtedy tylko z ner­wami, stre­sem. Potem zaczę­łam brać leki i dwa mie­siące póź­niej zaśpie­wa­łam ten utwór na festi­walu. Od tam­tej pory gram go na festi­wa­lach czę­sto, jed­nak na­dal nie wró­ci­łam do moich tras kon­cer­to­wych. Pierw­szy raz stanę na sce­nie na mojej tra­sie kon­cer­to­wej po tylu latach! Przez dwa­dzie­ścia lat mia­łam kon­certy dzień w dzień! Rozu­miesz, co zna­czy dla pio­sen­karki nie śpie­wać i nie chcieć tego przez trzy lata?

Rozu­miem, że to było dla Cie­bie nie­zwy­kle trudne…

Nie wycho­dził ze mnie głos. Takie zaci­śnię­cie w gar­dle, jakby nie można było oddy­chać. (cisza) Moja cho­roba wynik­nęła z czyn­ni­ków zewnętrz­nych. Po pierw­sze, któ­ryś raz nie udaje mi się w związku, czuję się nie­chciana, nie­ko­chana. Wyol­brzy­mione w mojej gło­wie to, że do końca życia będę sama, bo prze­cież jestem już taka stara. No i jestem DODĄ. A to cza­sami prze­kleń­stwo, bo rodzi straszne kom­pleksy i nie­na­wiść u part­nera. Mam pra­wie czter­dzie­ści lat, kolejny zwią­zek mi się sypie na oczach całej Pol­ski. Po dru­gie, jak mogłam znowu dać się oszu­kać, nabrać, i znowu na oczach tylu ludzi. Po trze­cie, przy­tu­lam wszyst­kie dziew­czyny, które wyszły ze związ­ków z prze­mocą psy­chiczną, bo wiem, co to zna­czy. Po czwarte, że jestem osobą publiczną i zawsze wszystko jest moją winą. Wszy­scy myślą, że to on mnie zosta­wił. Moje życie pry­watne roz­kła­dane jest na czyn­niki, a teo­rie spi­skowe ludzi, któ­rzy mnie prze­cież nie znają, zasy­pują por­tale inter­ne­towe. Mnie pęka serce, a ludziom popcorn od pod­grza­nej dramy. Nie wie­dzą, jaka jestem. Ni­gdy się nie dowie­dzą. No i jak żyć?

To jest dobre pyta­nie.

Na które każdy musi odpo­wie­dzieć sobie sam.

Po tych wszyst­kich trud­nych doświad­cze­niach, jaka jest Twoja odpo­wiedź na pyta­nie, jak mam żyć?

Z psy­chiką jest o tyle trudno, że od niej uza­leż­niony jest cały nasz kom­fort życia. To nie jest tak jak z raną na nodze, która – choć boli, to i tak możemy zna­leźć inne rze­czy, które dają nam mimo wszystko radość i możemy je robić nawet ze zra­nioną nogą. Jak siada psy­chika, to siada wszystko. Nic nie daje rado­ści. Nie ma siły do poszu­ka­nia cze­goś innego, co może ucie­szyć. Choćby przy­je­chał książę na bia­łym koniu, choć­byś wygrała pro­ces w spra­wie kre­dytu fran­ko­wego, nic cię nie cie­szy. Ludzie myślą, że jak wezmą jedną tabletkę anty­de­pre­syjną albo pójdą na jedno spo­tka­nie z psy­cho­lo­giem, to od razu będzie lepiej, że będzie jak z raną na nodze, że od razu zacznie się robić strup i nie będzie bolało. Do lecze­nia depre­sji potrzebne są czas i cier­pli­wość. Nie narzu­cajmy sobie tej pre­sji: „Kiedy ja się będę lepiej czuć?! No kiedy to się sta­nie? Ja chcę już! Dłu­żej nie wytrzy­mam!”. Trzeba na wstę­pie zaak­cep­to­wać, że z depre­sji nie wycho­dzi się szybko, że jest to ciężka praca nad sobą, przy wspar­ciu spe­cja­li­stów. Dajmy sobie czas na far­ma­ko­te­ra­pię i psy­cho­te­ra­pię i wtedy efekty nas zasko­czą.

Dzię­kuję za roz­mowę.

Rozmowa z Urszulą Dudziak

Urszula Dudziak – wybitna pio­sen­karka jaz­zowa, kom­po­zy­torka, autorka tek­stów. Jej hit Papaja pod­bił serca ludzi nie­mal na całym świe­cie. Słynny „Papaja dance” tań­czono w naj­od­le­glej­szych zakąt­kach. Pełna opty­mi­zmu i rado­ści artystka dołą­czyła do grona amba­sa­do­rów kam­pa­nii „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję.”. Na łamach maga­zynu „Twa­rze depre­sji” nr 5/2021 opo­wie­działa o naj­trud­niej­szych chwi­lach w swoim życiu i jak udało się jej wyjść na pro­stą.

Bar­dzo dzię­kuję, że zgo­dziła się Pani zostać amba­sa­dorką kam­pa­nii „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję.”. Na­dal trudno namó­wić znane osoby do udziału w kam­pa­nii doty­czą­cej zdro­wia psy­chicz­nego. Miała Pani wąt­pli­wo­ści, czy dołą­czyć do grona „twa­rzy depre­sji”?

Chcia­ła­bym wam bar­dzo pogra­tu­lo­wać tej jakże potrzeb­nej kam­pa­nii i pomóc wam iść naprzód z tą wspa­niałą ini­cja­tywą. Cie­szę się, że od lat zaj­mu­je­cie się zdro­wiem psy­chicz­nym. Pan­de­mia uzmy­sło­wiła nam, że już naj­wyż­szy czas pod­cho­dzić do tego tematu z nale­ży­tym sza­cun­kiem i uwagą. Bar­dzo dużo ludzi cho­ruje na depre­sję. Szcze­gól­nie mar­twię się o dzieci, które nie rozu­mieją, co się dzieje. Miały zdalną szkołę. Nagle całe ich życie sta­nęło. Nie wia­domo co dalej. Myślę, że pan­de­mia robi ogromną rysę w ich dzie­ciń­stwie, która zosta­nie z nimi przez całe życie. Dla mnie to jest zaszczyt być amba­sa­dorką kam­pa­nii.

Dzię­kuję i wza­jem­nie! Dla nas jest zaszczy­tem, że wspiera Pani nasze dzia­ła­nia.

Chcę zara­żać ludzi opty­mi­zmem. Ja na szczę­ście mam taki cha­rak­ter, że szybko odbi­jam się od dna. Mimo to znam dobrze depre­sję. Może nie z autop­sji, choć też się zapa­da­łam bar­dzo głę­boko, ale moja córka cierpi na cho­robę afek­tywną dwu­bie­gu­nową, w któ­rej – jak nazwa wska­zuje – na jed­nym bie­gu­nie jest depre­sja, a na dru­gim mania. Mika mówi o tym publicz­nie. Zaprze­cza­nie cho­ro­bom psy­chicz­nym nie pasuje do ludzi cywi­li­zo­wa­nych. Dla­tego całym ser­cem wspie­ram kam­pa­nię „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję.”. Jestem z wami i zro­bię wszystko, co w mojej mocy, żeby pomóc ludziom, któ­rzy zma­gają się z cho­ro­bami psy­chicz­nymi. Chcia­ła­bym pod­kre­ślić rów­nież sza­cu­nek dla mojej córki, że zaczęła mówić publicz­nie o swo­jej cho­ro­bie, aby dać siłę innym ludziom w podob­nej sytu­acji, żeby wycho­dzili z tego „kokonu” wstydu i szu­kali pomocy. Ta pomoc jest – tylko trzeba się prze­ła­mać i powie­dzieć sobie: „Tak, mam pro­blem i wiem, że są ludzie, któ­rzy mogą mi pomóc”.

Co Panią – matkę Miki – naj­bar­dziej zanie­po­ko­iło? Które objawy zauwa­żyła Pani jako pierw­sze?

Mia­ły­śmy ogromny pro­blem, ponie­waż Mika ma nie tylko cho­robę dwu­bie­gu­nową, ale jest też uza­leż­niona od alko­holu. To się działo tuż po dwu­ty­sięcz­nym roku.

Ile miała wtedy lat?

Mika miała nie­całe dwa­dzie­ścia lat. Piła alko­hol i miała momen­tami etapy depre­sji, a innym razem manii. W ogóle nie mogłam do niej dotrzeć. Od razu szu­ka­łam dla niej pomocy u spe­cja­li­stów, ale to było nie­zwy­kle trudne, ponie­waż leka­rze mówili: „Pani Urszulo, Mika naj­pierw musi prze­stać pić, bo jeżeli ona pije i ma objawy depre­sji, to nie wiemy, czy ta depre­sja jest rezul­ta­tem nad­uży­wa­nia alko­holu, czy wynika z innych czyn­ni­ków – bio­lo­gicz­nych, gene­tycz­nych, śro­do­wi­sko­wych, oso­bo­wo­ścio­wych”. Nie wie­dzie­li­śmy, co jest pierw­sze: czy w związku z depre­sją sięga po alko­hol, czy nad­uży­wa­nie alko­holu powo­duje depre­sję, bo wia­domo, że tak jest bar­dzo czę­sto. Walka o Mikę była naprawdę na śmierć i życie, żeby ją ura­to­wać i żeby przede wszyst­kim prze­stała pić. Na szczę­ście po kilku latach cięż­kiej bata­lii, prze­ko­ny­wa­nia, lecze­nia, udało się, ale ta droga była długa i kręta. Ona była w zamknię­tych ośrod­kach tera­pii uza­leż­nień i ucie­kała. Nie da się opi­sać, co ja wypra­wia­łam, żeby jej pomóc. Ona potem mówiła: „Mama, daj mi święty spo­kój!”, ale ja abso­lut­nie nie dawa­łam jej spo­koju. Dopiero gdy prze­stała pić, lekarz psy­chia­tra miał szansę posta­wić u niej pra­wi­dłową dia­gnozę. Stwier­dził cho­robę afek­tywną dwu­bie­gu­nową. To wyzna­czyło nam kolejną drogę walki o córkę, bo trzeba było zna­leźć spe­cja­li­stę, który nie tylko postawi dia­gnozę, ale będzie umiał leczyć tę cho­robę. Dobór odpo­wied­nich leków w tym przy­padku jest bar­dzo trudny, ponie­waż cho­roba ta ma dwa bie­guny. Na jed­nym bie­gu­nie jest depre­sja, czyli w danym momen­cie czło­wiek mie­rzy się z tą cho­robą. Na dru­gim bie­gu­nie jest mania, czyli stan abso­lut­nie prze­ciwny, pobu­dze­nia, wiel­kiej ener­gii i wtedy czło­wiek potrze­buje leków. To była dla mnie, matki, wyjąt­kowo trudna droga przez nie­znane tereny walki o zdro­wie psy­chiczne mojego dziecka. Teraz byłoby nam łatwiej, bo – choćby za sprawą waszej kam­pa­nii – jest już mniej ste­reo­ty­pów. Ludzie tak nie wsty­dzą się o tym mówić. Wtedy Mika nic nie mówiła o swoim lecze­niu. Teraz wyszła ze swoją cho­robą do ludzi. Mówi o niej chęt­nie. Jest pod opieką świet­nych spe­cja­li­stów – ma psy­cho­loga i psy­chia­trę. Jej zdro­wie usta­bi­li­zo­wało się i fan­ta­stycz­nie funk­cjo­nuje. Kie­dyś prze­czy­ta­łam wywiad z lekarką, która też cierpi na cho­robę afek­tywną dwu­bie­gu­nową. Mówiła, że potrafi wychwy­cić u sie­bie przej­ście obja­wów z depre­sji w manię. I odwrot­nie – dzięki temu bie­rze odpo­wied­nie leki w odpo­wied­nim momen­cie. W ten spo­sób może funk­cjo­no­wać zupeł­nie nor­mal­nie. Na co dzień pomaga swoim pacjen­tom i cho­roba jej w niczym nie prze­szka­dza.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki