Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Trzeci tom z serii CZARNY KOT!
W Ząbkowicach Śląskich, mieście Krzywej Wieży i Frankensteina, fruwają dziwne stwory. Prastare bramy wyrastają spod ziemi. Tymek i przyjaciele, przeszukując stare księgozbiory, czują się śledzeni. Żeby pokonać zło, magiczni detektywi przenoszą się o pięćset lat, łączą siły z wszystkimi kocimi rodami i zawierają przymierze. Klimatyczna Kawiarnia pod Krzywą Wieżą staje się dla nich bazą. Przyjaźń i poznanie tajemniczej historii miasta, jak nigdy dotąd, staną się najważniejszymi elementami zagadki.
Tymek może znaleźć odpowiedzi na wszystkie nurtujące go pytania. Kim jest człowiek z laską i lwią łapą? Czy Jan powróci? Jaką tajemnicę odkryje przed detektywami Krzywa Wieża?
Tymek i Czarny Kot powracają, żeby stoczyć najważniejszą bitwę z odwiecznym wrogiem – Warginem.
Seria CZARNY KOT to detektywistyczna podróż w świat zagadek i przygód. Słowiańska magia, niezwykłe legendy oraz fascynująca historia zabytków owianych tajemnicą – czekają na Ciebie!
Polecamy także:
„Tymek, Czarny Kot i zagadki Pałacu Marianny”
"Tymek, Czarny Kot i śpiące lwy hrabiego"
Sylwia Winnik – autorka książek dla dorosłych czytelników m.in. bestsellera „Dziewczęta z Auschwitz”. Ukończyła dziennikarstwo we Wrocławiu. Jej pasją są książki i góry.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 107
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
– A co to znaczy czynić dobro, Kocie? – zapytał kiedyś Tymek na Wyspie Wodnika.
– Dobro jest na przykład wtedy, kiedy chcesz sprawić komuś radość. Oddać coś swojego, nawet jeśli sam to lubisz, poświęcić komuś czas, nawet jeśli masz go mało. I nie chcesz za to nic w zamian – odrzekł Kot.
– To trudne, ale da się zrobić!
– A jeśli chcesz zrozumieć dobro, przestań wsłuchiwać się w głosy innych. Każdy ma bowiem swoją rację. Zajrzyj w głąb siebie i znajdź prawdę.
Klarze, mojej chrześnicy
Rozdział I
Dwór Kauffunga
Tymoteusz Wielki z całą pewnością był magicznym chłopcem. Świadczyły o tym umiejętność mówienia po kociemu, możliwość przenoszenia się w czasie i przyjaźń z czarodziejskimi istotami. A to tylko kilka z wielu dowodów, że w jego życiu istniały czary. Jednak w najbliższych tygodniach miało się wydarzyć jeszcze wiele rzeczy świadczących o tym, że pozaziemskie moce wdzierają się do życia każdego człowieka, nawet jeśli są nieproszone.
Tymek spał w najlepsze w swoim łóżku, kiedy to Kot postanowił zrobić pobudkę i skoczył mu na brzuch. Chłopiec zgiął się wpół, jęknął, potem zerwał się na równe nogi jak oparzony. Stał chwilę, nie wiedząc, gdzie się znajduje. Kiedy dotarło do niego, że Kot znowu zrobił mu psikusa, rzucił się w jego stronę z miną jednoznacznie świadczącą, że ten dzień zaczną od ganiania się po domu. Chociaż były to tylko żarty, mama Tymka, Anna, widząc ich poranne przekomarzanki, czasami wątpiła, że gatunki kot domowy i nastolatek są obdarzone rozumem. Później zmęczeni przyjaciele siadali przy stole kuchennym i ze smakiem pałaszowali śniadanie, które przyrządzała Michalina, gosposia, a tak naprawdę Terra, pozbawiona magicznych mocy przez Wargina. Tymek lubił te beztroskie poranki z Kotem. Czasami nawet udawało mu się ukryć przed mamą, że przed śniadaniem nie umył zębów. Kot tego nie popierał, bo jak twierdził, Tymkowi wtedy nieładnie pachniało z paszczy. Mówił mu także, że jeśli kiedykolwiek zechce mieć dziewczynę, to musi dbać o zęby. Udawał przy tym, że całuje się z powietrzem, a Tymek robił taką minę, jakby było mu niedobrze.
Chłopak nie miał teraz czasu, żeby się zakochać. Każdego dnia po szkole razem z Kotem chodził do Seweryna i uczył się języka starokociego. Później odrabiał lekcje. Jeśli pogoda dopisywała, przesiadywał z książkami na błoniach, a gdy było zimno, Seweryn użyczał mu wygodnego fotela. Swoje miejsce odnalazł tam również Sokół. Zamieszkał na jednym z wysokich drzew w parku. Stamtąd miał blisko do Kota, wiewiórki Basi i do lasu, który tak kochał. Na szczęście Basia odkryła w sobie talent plastyczny i wykonywała za Tymka wszystkie prace na plastykę. Seweryn tego nie pochwalał, ale chłopiec z udawanym przejęciem odpowiadał, że przecież nie może być idealny i nie planuje kariery artysty. Rzadko odrabiał zadania domowe w domu, bo tam czekała na niego sterta książek o zamczyskach i nawiedzonych dworach, które Katarzyna, pracownica Agencji Ochrony Kocich Rodów, przynosiła mu z Ponadczasowej Wielkiej Biblioteki.
Gdy nadchodził wieczór, szczególnie w ciepłe dni, Tymek grał z Jackiem w kosza. Uznał, że gry planszowe i strategiczne ma w małym palcu, za to jego sprawność fizyczna pozostawia wiele do życzenia, a jeśli ma zostać dobrym detektywem, tym bardziej podróżującym w czasie, powinien być wysportowany.
Jakiś czas temu Kot natrafił w Księdze Wiedzy na ślad Jana, prapraprapradziadka Tymka, poprzedniego scalonego z Kotem członka rodziny. To był zapis z 1872 roku, na kilka dni przed zniknięciem Jana. Ktoś zadał Księdze pytanie: „Jakie są konsekwencje potrójnego cofnięcia się w czasie?”.
– Że też wcześniej tego nie zauważyłem – denerwował się Kot.
Zaczynał rozumieć, co zrobił Jan, żeby chronić wykonanie misji i ukryć karty Księgi Wiedzy. Najprościej byłoby cofnąć się w czasie i ostrzec Jana. Ale to zmieniłoby bieg zdarzeń, a tego nie wolno było zrobić.
Zamiast tego w czasie ferii świątecznych Kot zabrał Tymka i Tosię w krótką podróż do roku 1865, żeby wyciągnąć od ówczesnego Strażnika Księgi kilka ważnych dla sprawy informacji. Przy okazji pokazał im pałac Marianny w budowie. Nawet ją widzieli – jak zawsze była pogodna i zatroskana o innych. Odżyły miłe wspomnienia.
***
Tymek spakował plecak, wziął smakołyki dla Kota i popędził do autobusu. Tej soboty jechali na szkolną wycieczkę do Ząbkowic Śląskich, żeby zobaczyć Krzywą Wieżę i laboratorium Frankensteina. A wszystko to w ramach zadania: „Opisz zabytek, który cię inspiruje, i napisz dlaczego”.
W tym roku szkolnym zwiedzili już Muzeum Filumenistyczne w Bystrzycy Kłodzkiej, które mieściło się w dawnym kościele ewangelickim. Tymka zaskoczyło, że budowniczym kościoła był Karl Schinkel, ten sam, który nadzorował budowę Pałacu Marianny. Chłopak na chwilę odłączył się od grupy, żeby pomyszkować. Ciągle wierzył, że budowniczy pałacu mógł wiedzieć coś o zniknięciu Jana. Niestety nic nie znalazł. Innego razu klasa wybrała się do Kłodzka, gdzie podążali za rzeźbami kotów, co Tymkowi bardzo się spodobało. Śladami Marianny Orańskiej byli też w Złotym Stoku, Stroniu Śląskim, Lądku-Zdroju i Międzylesiu. Pojechali również do Mosznej, ale Tymek znał już każdy zakamarek tamtejszego zamku, ponieważ wcześniej odbył tam misję ratowania Kota i przy okazji ocalił też kilka innych istot.
Wiele zabytków w okolicy poznał dzięki rodzicom, którzy niemal w każdy weekend zabierali go na wycieczki. Zapowiedzieli też, że gdy zwiedzą Dolny Śląsk, zaczną odwiedzać inne zakątki Polski. Tymek i Kot już zaplanowali kilka miejsc: pałac w Kórniku, zamek w Malborku i gdańską starówkę.
W każdej wyprawie Tymkowi towarzyszył Regulus. Czasami nawet udawało im się zabrać ze sobą Basię, rozgadaną wiewiórkę. Do Ząbkowic Śląskich jednak jechali we dwóch. W autobusie zajęli miejsce obok Jacka – chłopcy na fotelach, a kot rozłożony na ich kolanach.
Jacek i Tymek bardzo się lubili. Spędzali razem sporo czasu, ale Tymek nie zdradził mu swojego sekretu.
– O! Zobaczcie! – krzyknęła Zuza, która siedziała na fotelu obok. – Wszyscy biegają po ulicy, jakby coś ich goniło.
– To tylko deszcz – uspokoiła ją nauczycielka. – Ludzie boją się deszczu, jakby byli z cukru. Kiedyś się czekało na wiosenny kapuśniaczek, wskakiwało do kałuży. To były dobre czasy – rozmarzyła się.
Tymek spojrzał za okno. Rzeczywiście zaczęło padać. Ludzie w popłochu chowali się do sklepów i zmoczeni wbiegali w bramy kamienic. „To nawet dobrze – pomyślał. – W kawiarni pod Krzywą Wieżą będzie mniej ludzi”. Nie chciał odpuścić ulubionych lodów musztardowych.
Gdy autobus zaparkował blisko ruin średniowiecznego zamku, klasa wybiegła na chodnik, wcale nie obawiając się deszczu. Nauczycielka uśmiechnęła się i powiedziała:
– Jest jeszcze nadzieja w młodych ludziach.
Na niebie wisiały ciężkie chmury. Z chwili na chwilę padało coraz mocniej, a wiatr coraz bardziej się wzmagał. Ktoś zauważył lecącego pod wiatr sokoła, który dotarł do czerwonego budynku w wąskiej uliczce i usiadł we wnęce portalu, żeby schronić się przed deszczem.
Tymek pierwszy chwycił za klamkę. Ciężkie rzeźbione drzwi jęknęły przeciągle, a potem rozległ się donośnie dzwonek zawieszony tuż nad nimi.
Po kamiennej posadzce głuchym stukotem poniosły się kroki i w korytarzu pojawił się przewodnik Wojtek.
– Witajcie – powiedział, gdy zmoczeni weszli do pomieszczenia. – Znajdujecie się we dworze rycerza Kauffunga, czyli w najstarszym budynku mieszkalnym w Ząbkowicach. Dom ten od 1504 roku wielokrotnie zmieniał swoich właścicieli. Teraz mieści się tu Izba Pamiątek Regionalnych. Znajdziecie tu także sporo ciekawostek związanych z Frankensteinem.
Pomieszczenie wyglądało surowo, a od kamiennej posadzki wiało chłodem. Na wprost wejścia znajdowały się drewniane schody prowadzące w lewo, niektóre drzwi do bocznych sal były zamknięte. Tymek pomyślał, że Tosia miałaby z tysiąc pomysłów, gdzie mogą kryć się zagadki. Kot, którego wszyscy uczniowie dobrze znali, pałętał się między ich nogami, cicho pomiaukując.
Wojtek zaprowadził wycieczkę na pierwsze i drugie piętro, a po drodze opowiedział pełną grozy historię o dżumie, która na początku XVII wieku zabiła w mieście wiele osób.
Wreszcie dotarli do sali, w której miała zakończyć się wycieczka. Kiedy uczniowie siedzieli na krzesłach, wpatrując się w postać Mary Shelley, autorki Frankensteina, Kot wskoczył na biurko. Wyglądał trochę jak profesor McGonagall w czasie lekcji transmutacji.
Przewodnik przypomniał legendę o tym, że Mary Shelley, pisząc o miejscu, w którym Frankenstein żył i stworzył potwora, rzekomo inspirowała się Ząbkowicami Śląskimi. Do drugiej wojny światowej miejscowość nosiła nazwę właśnie Frankenstein, brzmiało to zatem prawdopodobnie. Inna wersja historii mówiła, że pisarka, płynąc przez Jezioro Genewskie, przeczytała w prasie o strasznych wydarzeniach, które miały tu miejsce. Jednak całkiem możliwe, że potwór, o którym pisała, nie istniał naprawdę.
– Więc nigdy nie było tu Frankensteina? Eee, nudy – powiedział Jacek.
Wojtek przewrócił oczami, po czym dodał:
– W czasach zarazy nie brakowało tu potworów! Opowiadają o tym mrożące krew w żyłach legendy. Chodzi w nich prawdopodobnie o grabarzy oskarżonych o czarną magię. Nie zapominajcie też o samej dżumie. Ta straszna choroba bardzo szybko się rozprzestrzeniała i zebrała żniwo w całej Europie. Ludzie myśleli, że roznoszą ją koty, zwłaszcza te czarne, dlatego pozbywano się ich z miast.
Kot spojrzał na przewodnika oczami pełnymi żalu. Dobrze znał tę legendę i wiedział, jak było naprawdę.
– A jak się ich pozbywano? – dociekała Zuza, trzymająca lizaka w kształcie serduszka.
– To oprowadzanie dla młodszych uczniów, więc tyle powinno wam wystarczyć – zażartował Wojtek.
– Powiedz mu, żeby sprostował – miauknął do Tymka urażony Kot. – Chorobę roznosiły szczury, a koty pomagały w ich likwidacji. Ale jak zwykle ludzkość uznała, że to nasza wina. Gdy jest się czarnym kotem, to uznają cię nawet za wysłannika czarownicy!
Tymek roześmiał się, ale postanowił zareagować.
– Proszę pana, jednak dziś już wiemy, że to nie była wina kotów.
– Tak, słusznie. Odpowiedzialne za to były gryzonie żyjące w tunelach. Czarne koty zostały po latach wybielone, czyli uwolnione od krzywdzących zarzutów – powiedział Wojtek i poczochrał Kota po głowie. Ten jednak nawet nie drgnął.
Opowieść przewodnika nagle przerwały niepokojące dźwięki, które dobiegały z ulicy. Ktoś krzyczał. Najpierw jedna osoba, potem kolejne. Hałas narastał, rozlegał się też głośny pisk.
Tymek podbiegł do okna. Pomiędzy Dworem Rycerza a kościołem św. Anny biegało mnóstwo ludzi, niektórzy w prawo, inni w lewo. Wyglądali, jakby próbowali przed czymś uciec. W tym czasie nauczycielka zawołała wszystkich uczniów, żeby poszli za nią, kierując się do wyjścia.
W pewnym momencie zabrzmiał złowrogo dźwięk dzwonka i drzwi dworu Kauffunga się otworzyły. Do Izby Pamiątek zaczęli wbiegać kolejni mieszkańcy. Przestraszeni opowiadali, że nad miastem latają agresywne drony, sterowane zapewne przez małolatów. Atakują przechodniów, zrywają im z głów czapki i rozdzierają kurtki metalowymi szponami. Kilka osób skarżyło się, że maszyny porwały im psy i torebki, próbowały nawet pochwycić wózek z malutkim dzieckiem.
Tymek wybiegł na ulicę. Tuż za nim pomknął Kot. Spojrzeli w niebo i zobaczyli szybującego wysoko Sokoła i rzeczywiście jakieś stwory, które latały ponad dachami. Nie były to jednak drony.
– To gargulce – powiedział Kot.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Tekst © Sylwia Winnik, 2024
Ilustracje © Ewa i Marcin Minor, 2024
Copyright © 2024 by Grupa Wydawnicza FILIA, 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone
Wydanie pierwsze, Poznań 2024
REDAKTORPROWADZĄCA: Natalia Szenrok-Brożyńska
REDAKCJA: Karol Francuzik, Aleksandra Deskur
KOREKTA: Aleksandra Deskur, Małgorzata Kuśnierz
SKŁADI ŁAMANIE: Monolitera Piotr Przepiórkowski
DRUK: Edica
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8357-501-8
Wydawnictwo FRAJDA
Imprint Grupy Wydawniczej FILIA Sp. z o.o.
www.wydawnictwofrajda.pl
Grupa Wydawnicza FILIA Sp. z o.o.
ul. Franciszka Kleeberga 2
61-615 Poznań
www.wydawnictwofilia.pl