Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Miłość to ostatnia rzecz, o której się myśli, gdy padają słowa: obóz koncentracyjny.
A jednak setki zachowanych listów, tych oficjalnych i tych przekazywanych gdzieś ukradkiem z narażeniem życia, są najlepszym dowodem na to, że miłość za drutami istniała i była ludziom skazanym na obóz bliższa niż może się wydawać. Pragnęli normalności, która nagle przestała być normą. Pragnęli wolności, bo każdy powinien być równy. Pragnęli wreszcie dzielić się miłością, bo to ludzkie, odruchowe, dające nadzieje. A jej poczucie często było tożsame z wolnością.
Sylwia Winnik napisała reportaż na podstawie ponad 200 listów, a także grypsów i przekazów ustnych byłych więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego w Lublinie, potocznie nazywanego Majdankiem.
Z korespondencji wyłania się nie tylko ogólny obraz okrucieństwa wojny, lecz także historia konkretnych osób, rodzin. Wśród nich losy: Zofii Kołeckiej-Fugiel, Danuty Brzosko-Mędryk, rodziny Kozerów oraz Leokadii i Kurta Szczudło. Jest też historia chłopca, który w obozie zakochał się w dziewczynie. Nie znamy ich imion ani szczegółów pobytu. Jest jednak pamięć o bukiecie chabrów wrzuconym przez okno baraku. Ostatni przejaw zauroczenia.
Treści listów dotyczące samego obozu były najczęściej fragmentem prawdy albo jej przeinaczeniem. Oficjalne treści były cenzurowane przez SS, a informacje, które uznano za niewłaściwe – wymazywane lub zaciemniane. Więźniowie często szyfrowali słowa w sposób zrozumiały tylko dla odbiorcy. Dziś ich znaczenia można się jedynie domyślać lub szukać prawdopodobieństwa w wydarzeniach historycznych czy relacjach świadków. To proste słowa o głębokim znaczeniu. Pisane w ciszy i strachu, krzyczące w przekazie.
To książka o czasach „bezmiłości”, w których miłości wcale nie brakowało. Chociaż często była ona kwestią wyboru.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 248
Projekt okładki
Katarzyna Konior/studio.bluemango.pl
Konsultacja merytoryczna
Joanna Cieślik
Tłumaczenie listów z języka niemieckiego (rozdział Przypowieść o miłości)
Joanna Cieślik
Redakcja
Urszula Lewandowska
Redaktor prowadzący
Barbara Czechowska
Redakcja techniczna
Andrzej Sobkowski
Sklad wersji elektronicznej
Robert Fritzkowski
Korekta
Aleksandra Zok-Smoła/Lingventa, Renata Kuk
Zdjęcia
Archiwum rodzin: Kozerów (i ich krewnych), Szczudło, Dariusza Fugla oraz Archiwum Państwowego Muzeum na Majdanku i agencji fotograficznych: East News, Forum.
Listy i grypsy
Archiwum rodzin: Szczudło i Dariusza Fugla oraz Archiwum Państwowego Muzeum na Majdanku
Zdjęcie na okładce
Joanna Kozera. Fot. Archiwum rodziny Kozerów (i ich krewnych)
© for the text by Sylwia Winnik
We wszystkich cytatach listów, grypsów i wspomnień zachowano oryginalną ortografię i interpunkcję.
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2022
ISBN 978-83-287-2274-3
MUZA SA – Sport i Turystyka
Wydanie I
Warszawa 2022
– fragment –
Mojemu Mężowi
Zawarte w książce informacje pochodzą przede wszystkim z listów i grypsów, a także ze wspomnień byłych więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Lublin, pisanych w czasie wojny i po jej zakończeniu. Chociaż sprawdzone pod względem historycznym, są zapisem wydarzeń zapamiętanych i opisanych przez bohaterów tej publikacji – widziane są więc z ich perspektywy. Jest to ważne przede wszystkim dlatego, że z konkretnymi osobami wiążą się emocje. Zawarte w publikacji informacje są zgodne ze źródłami, z których miałam możliwość korzystać, co nie wyklucza istnienia innych, uzupełniających wiedzę tu zawartą.
Dziękuję rodzinom bohaterów za autoryzację i czynny udział w powstawaniu książki.
Drogi Czytelniku, oto historie nieoczywiste, ale prawdziwe.
Jeśli sięgnąłeś po tę książkę kierowany emocjami, to proszę, przeczytaj ją, zaczynając tradycyjnie, od początku. Jeśli natomiast poszukujesz naukowego zrozumienia uczuć w niemieckich obozach koncentracyjnych, proponuję najpierw zapoznać się z Zakończeniem, a później powrócić do tego miejsca. Decyzję pozostawiam Tobie.
O historii i o listach
Niemiecki obóz koncentracyjny w Lublinie.
KL Lublin, potocznie nazywany Majdankiem[1], został założony w 1941 roku, kiedy to w III Rzeszy istniało już 14 innych obozów[1]. Nie bez powodu miejscem na KL był właśnie Lublin. Ze względu na swój rolniczy charakter Lubelszczyzna miała stać się jednym z ważnych elementów planu budowy przyszłego niemieckiego imperium na Wschodzie, służyć jako zaplecze zaopatrzeniowe dla specjalnych jednostek SS na tym terytorium oraz w zachodnich rejonach Związku Radzieckiego, a w konsekwencji zostać zgermanizowana. Decyzja ta zapadła tuż po agresji na Związek Radziecki, kiedy to armia niemiecka odnosiła największe sukcesy militarne na froncie wschodnim[2]. 21 lipca 1941 roku po wizycie w Lublinie Reichsführer SS (wódz SS) Heinrich Himmler wydał rozkaz wybudowania obozu koncentracyjnego i obozu pracy na obrzeżach tego miasta, mogącego pomieścić 25–50 tys. więźniów. Ich niewolnicza siła robocza miała być wykorzystywana m.in. w pracy na rzecz niemieckiego przemysłu. Trzy dni wcześniej Himmler mianował Odilo Globocnika, dowódcę SS i Policji w dystrykcie lubelskim, swym pełnomocnikiem do planów rozbudowy ośrodków SS i Policji w Lublinie, zlecając mu realizację projektu[3].
Pierwszym komendantem obozu na Majdanku był Karl Otto Koch, który tę funkcję pełnił wcześniej w KL Buchenwald, kolejni, przenoszeni na Majdanek z Ravensbrück, Sachsenhausen, Dachau i Auschwitz-Birkenau[4], mieli doświadczenie w drakońskim reżimie i funkcjonowaniu maszyny terroru, jaką były obozy.
Kiedy w KL Dachau więźniowie mieli prawo do korespondencji z rodzinami (co prawda regulowane restryktywnymi regulaminowymi przepisami, jakim podlegała ta procedura – Lagerordnung für die Korrespondenz der Häftlinge), a prawo pisania listów ujednolicone było dla wszystkich obozów, Majdanek pozostawał bez takiej możliwości. Regulamin zakładał między innymi, że więźniowie prewencyjni mogli otrzymać i wysłać dwa listy lub jedną kartkę, a także paczkę z bielizną. Regulamin ten widnieje na każdym oficjalnym druku: kartce i liście, na których więźniowie pisali do rodzin i bliskich[5]. Do roku 1941 regulamin ten kilkakrotnie ulegał zmianom, nadal jednak w praktyce nie dotyczył Majdanka. Najważniejsze wydarzenie miało jednak miejsce jesienią 1942 roku. 23 października Himmler zarządził dekretem zniesienie zakazu wysyłania paczek do więźniów. W żadnym wypadku nie był to przejaw dobroci ze strony oprawcy. Na wysyłkę paczek zezwolono w momencie zwiększenia produkcji zbrojeniowej III Rzeszy. Przesłana żywność miała utrzymać przy życiu nie tyle ludzi, co robotników, siłę roboczą zmuszaną do pracy dla III Rzeszy. W dekrecie zapisano między innymi, że więźniowie mogą otrzymywać paczki żywnościowe, a ich liczba jest nieograniczona. Ich zawartość musi być jednak skonsumowana przez więźnia tego samego dnia lub kolejnego, a jeśli z przesyłki żywnościowej coś pozostanie, należy podzielić ją między innych więźniów. Nie wolno odkładać żywności na później. Dekret zawierał też informację o tym, że członkom SS grozi kara śmierci za kradzież zawartości paczek.
Pytam o szczegóły historyków. Otrzymuję jasną odpowiedź. Korespondencja a także paczki żywnościowe były dla więźniów jakimś „elementem normalności” w całej anomalii ich bytu w terrorze. Dostarczały wiedzy o tym, że ktoś żyje, że jest zdrowy. Były jedynym kontaktem z wolnością. Na Majdanku, daleko od Berlina, panowało zupełne bezprawie. Adam Panasiewicz, polski więzień, członek komanda pocztowego na Majdanku – Poststelle, a wcześniej pracownik Poczty Polskiej w Warszawie, pisał w swoim pamiętniku, że esesmani prawdopodobnie także ograbiali paczki i wybierali z nich to, co lepsze lub cenniejsze, bo wartościowe przedmioty znikały. Wiele dobrych rzeczy z paczek wynoszono do esesmańskiej kuchni. Chlebem karmiono konie w Pferdestahl[2]. Paczki ograbiali także niektórzy więźniowie funkcyjni – Niemcy rekrutowali na nich najbardziej podłe elementy spośród więźniarskiej społeczności.
Do jesieni 1943 roku na Majdanku korespondować mogli nieliczni więźniowie (m.in. polski lekarz Ryszard Hanusz czy książę Krzysztof Mikołaj Radziwiłł, z przywileju korespondencji korzystali wszyscy niemieccy więźniowie – co najmniej 200 – oraz polscy więźniowie funkcyjni). Dopiero jesienią 1943 roku Polski Czerwony Krzyż oraz Rada Główna Opiekuńcza wywalczyli to prawo dla wszystkich więźniów[6].
Na mocy dekretu z 23 października 1942 roku wydanego przez Himmlera Rząd Generalnego Gubernatorstwa ogłosił zarządzenie (dopiero!) 9 lutego 1943 roku, które tego samego dnia trafiło do Rady Głównej Opiekuńczej. Lubelski Komitet Opiekuńczy doprowadził do spotkania 26 lutego 1943 roku między Hermannem Florstedtem, komendantem obozu na Majdanku, i Henrykiem Woronieckim, wicedyrektorem RGO, a ustalenia spotkania zostały zawarte dnia następnego w protokole. Wśród dziewięciu zapisów najważniejsze wydają się te dotyczące zezwolenia Polskiemu Komitetowi Opiekuńczemu na dożywianie Polaków przebywających w obozie na Majdanku, na pośrednictwo z Polskim Czerwonym Krzyżem w wysyłce paczek imiennych żywnościowych i odzieżowych do więźniów oraz zezwolenie na pisanie jednego listu lub dwóch pocztówek przez Polaków. Poza tym istniała możliwość dostarczania koców, słomy do sienników czy lekarstw, ale tylko na zapotrzebowanie lekarza obozowego. Długo trwało, zanim ustalenia te praktycznie weszły w życie. Paczki dochodziły od razu, ale nie listy[7]. Oficjalnie 24 września 1943 roku uznaje się za moment, od którego wszyscy więźniowie (z kilkoma wyjątkami) na Majdanku mogą otrzymywać korespondencję oficjalną. Tego dnia zostało wysłanych z obozu nawet kilkaset listów[8]. Powstała poczta obozowa (z rozkazu komendanta Hermanna Florstedta z dnia 7 stycznia 1943 roku), w której paczki były dokładnie przeszukiwane przez cenzorów. Zweryfikowane trafiły do skrzyń przypisanych polom, na których znajdowali się więźniowie. Jedna ze skrzyń była nazywana „Gammel”. „Gammel” według Janusza Mozdzana można przetłumaczyć jako coś, co jest „bezwartościowe”, „byle co”. Była to skrzynia przeznaczona na paczki, które miały nie trafić do adresatów, bo ci już nie żyli. Jednak gammel to, przede wszystkim, w żargonie obozowym określenie więźniów w stanie niemal całkowitego zagłodzenia i wyniszczenia ciężką pracą[3].
Poczta obozowa zajmowała kilka pomieszczeń w baraku numer 39[4]. Listy cenzurowane były przez cenzorów-esesmanów. Poza nimi w komandzie pocztowym pracowało do pięciu więźniów. Dla treści listów, które znajdują się poniżej, ważne są informacje, że od grudnia 1943 roku zezwalano już na wysyłanie nieograniczonej liczby paczek żywnościowych, a dodatkowo wolno było przesłać m.in. swetry i bieliznę[9].
Do momentu oficjalnego zezwolenia na wysyłkę paczek i listów rozwinęła się i prężnie działała wysyłka korespondencji nielegalnej, czyli grypsów, szmuglowanych najczęściej za pośrednictwem pracowników cywilnych, pracowników RGO i PCK. Było to niebezpieczne i wymagało od ryzykujących empatii oraz odwagi.
Warto pamiętać, że wciąż poznawane są nowe fakty, mogą zdarzać się wyjątki, nowe odkrycia, z których treścią dopiero się zapoznajemy. Nie można więc mówić, że ramy czasowe czy zasady regulaminowe były sztywne i nic nie wykraczało poza ich obszar. Każdy nowy list, każde wspomnienie to dodatkowa wiedza. Historia już niejednokrotnie pokazała, że wspomnienia więźniów, odkryte po latach, pozwoliły poznać inne fakty albo chociaż rzucić nowe światło na to, co już wiemy. Dlatego uważam, że każdy list, każdą jego analizę można traktować jako próbę odkrywania na nowo wydarzeń sprzed ponad osiemdziesięciu lat.
Wszystkie listy z czasów wojny, a szczególnie te z niemieckich obozów koncentracyjnych, są dokumentami. Wskazują one na konkretne wydarzenia opatrzone datami i nazwiskami, potwierdzając tym samym obecność ludzi w obozach oraz los, jaki spotkał ich w latach 1939–1945.
Szukanie etymologii miłości
Tu, w obozie, rodzą się dziwne, platoniczne miłości, dzięki którym można przeżywać wzruszenie przelotnego spotkania, lęk z powodu nieobecności czyichś oczu i rozpacz, gdy nie otrzymuje się odpowiedzi. Ta miłość nie umniejsza uczucia do rodzin żyjących za drutami, to jest coś nagłego i wzruszającego jak zaplątany fiołek w bukiecie róż. Myśli – to za mało. Uczucie – to dużo. Więc ci, którzy jako tako zaspokoją żołądek, wyliżą się ze śladów kija – szukają obiektu adoracji. Szczęśliwi, gdy znajdują odwzajemnianą, przedziwną, obozową miłość[10].
Miłość to ostatnia rzecz, o której myślę, gdy padają słowa: obóz koncentracyjny. Te wyrażenia są niczym antonimy. Gryzą się. Są nie na miejscu. Rażą w oczy. Kiedy pisałam ten reportaż, my, jako kraj, nie odczuwaliśmy piętna wojny. Nie bezpośrednio. Inwazja Rosji na Ukrainę miała dopiero nastąpić. Owszem, wojny się toczyły, ale daleko. Teraz, gdy wojna jest tuż za granicą, świadomość zagrożenia w naszym pokoleniu jest większa. I łatwiej zrozumieć ten ciężar psychiczny, który mogli czuć nasi przodkowie 80 lat temu.
A jednak setki listów, które trzymam w rękach, są najlepszym dowodem na to, że miłość była ludziom skazanym na obóz bliższa, niż może się wydawać. By przetrwać, każdy z nich szukał swoje metody, motywacji, nadziei na życie. Miłość, przyjaźń czy miłosierdzie okazały się jednym ze sposobów, tym mocniejszym, bo naturalnym. Książka opowiada nie tyle o bezpośrednim dramacie obozu, ile o tym, jak z tym dramatem więźniowie sobie radzili – często szukając kontaktu z rodziną, nawiązując samoistnie przyjaźnie i relacje w KL Lublin.
Listy (te wychodzące drogą oficjalną) i grypsy przekazywane przez pracowników cywilnych pracujących w obozie, Radę Główną Opiekuńczą czy Polski Czerwony Krzyż (czyli drogą nieoficjalną) były więźniom potrzebne, ponieważ były źródłem informacji o bliskich. Treści listów najczęściej były tylko fragmentem prawdy albo jej przeinaczeniem – nie można było pisać, jak jest naprawdę. Oficjalne treści były cenzurowane przez SS, a informacje, które uznano za niewłaściwe – wymazywane lub zaciemniane. Więźniowie często szyfrowali swoje słowa w sposób zrozumiały tylko dla odbiorcy. Dziś ich znaczenia można się tylko domyślać lub szukać prawdopodobieństwa w wydarzeniach historycznych czy relacjach świadków, którzy przeżyli obóz.
Listy i grypsy. Nie ma tu naiwnych wyznań. Nie ma infantylności. To proste słowa o głębokim znaczeniu. Pisane w ciszy i strachu, krzyczące w przekazie. Uczą pokory. W jakimś sensie nakazują myśleć, ważyć słowa, kondensować myśli. Napisałam w książce o trzech rodzajach miłości. Altruistycznej, jak storge, czy platonicznej, prowadzących do sytuacji, gdy na przykład za życie jednej osoby ktoś oddaje bezinteresownie swoje. Romantycznej, mieszczącej się w bukiecie polnych kwiatów wniesionych do obozu dla ukochanej. I agape, w najczystszej postaci.
Ktoś powie, że najważniejsze w obozie było przetrwanie, a nie miłość. Do przetrwania potrzebny był chleb. Ale to najczęściej miłość skłaniała jednego człowieka do oddania swojego kawałka chleba drugiemu. Czy więc nie można stwierdzić, że w jakimś stopniu miłość była przetrwaniem? Miłość wymagała poświęcenia, bólu, samotności. Nienawiść była prosta w osiągnięciu. Do miłości należało dojrzeć.
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Wstęp inny niż wszystkie
[1] J. Mozdzan, Historia Poczty Obozu Koncentracyjnego na Majdanku. O obozie, ludziach i listach, Poststempelgilde, e.V., Manching 2010, s. 23.
[2] B. Siwek-Ciupak, Majdanek. Zarys historii, Państwowe Muzeum na Majdanku, Lublin 2014, s. 6.
[3] J. Mozdzan, Historia Poczty Obozu Koncentracyjnego na Majdanku…, s. 24.
[4] B. Siwek-Ciupak, Majdanek. Zarys historii…, s. 8–9.
[5] J. Mozdzan, Historia Poczty Obozu Koncentracyjnego na Majdanku…, s. 50.
[6] Tamże, s. 52–53.
[7] Tamże, s. 52–62.
[8] Tamże, s. 96.
[9] Tamże, s. 63–72.
[10] D. Brzosko-Mędryk, Niebo bez ptaków, wyd. III, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1975, s. 322.
[1] Nazwa pochodzi od miejsca położenia w pobliżu dzielnicy Majdan Tatarski.
[2] Pferdestahl (niem.) – stajnia.
[3] W narzeczu śląskiej niemczyzny gammel oznacza człowieka o niesprawnych ruchach. Dla porównania w Oświęcimiu chorych w stanie wycieńczenia porównywano do modlących się Arabów, nazywając ich muzułmanami, w Stutthofie – kryplami, czyli kalekami. Na podstawie: J. Marszałek, Majdanek obóz koncentracyjny w Lublinie, Wydawnictwo „Interpress”, Warszawa 1987.
[4] Według informacji pozyskanych w Państwowym Muzeum na Majdanku było to od trzech do czterech pomieszczeń dla poczty, znajdowało się tam kilku – do pięciu – cenzorów, gestapo zajmowało osobne pomieszczenie.
MUZA SA – Sport i Turystyka
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz