Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książka Tadeusza A. Olszańskiego to zbiór szkiców, o historii i współczesności Ukrainy, poczynając od centrum kraju – kijowskiego Majdanu Niezależności przez wędrówkę po dziejach ukraińskiej rewolucji niepodległościowej sprzed stu lat i odzyskania niepodległości w 1991 r. po próbę zjednoczenia Kościołów prawosławnych Ukrainy. Czytelnik znajdzie tu też szkice poświęcone najważniejszym toposom współczesnej tożsamości Ukraińców: Tarasowi Szewczence, Hołodomorowi i katastrofie czarnobylskiej.
Autor pisze o Ukrainie jako o Ukrainie, zatem problematyka stosunków polsko-ukraińskich pojawia się cokolwiek na marginesie, tam, gdzie to konieczne ze względu na główny wątek jego rozważań. Więcej na ten temat czytamy tylko w notatkach do wywiadu z 2014 r. oraz w szkicu zamykającym książkę.
Większość tekstów oparta jest na artykułach publikowanych w Tygodniku Powszechnym lub innych wcześniejszych publikacjach autora, zostały one jednak przeredagowane i zaktualizowane. Autor niekiedy podejmuje dyskusję z samym sobą, pokazując, jak rozwój wydarzeń korygował jego wcześniejsze oceny.
Książka została ukończona pod koniec czerwca 2019 r., więc konsekwencje objęcia prezydentury przez Wołodymyra Zełenskiego i przedterminowych wyborów parlamentarnych zostały zaznaczone jedynie w niektórych przypisach. Na poważny opis tego przełomu (jeśli będzie to przełom, bo nie ma co do tego pewności) było w tym czasie za wcześnie; być może za wcześnie będzie także, gdy książka ta trafi do czytelników.
W Polsce nie powstała inna tak dobrze udokumentowana i czytelna opowieść o Ukrainie w XX wieku - Laurynas Vaiciunas (Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 473
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Teksty, które złożyły się na tę książkę, w większości były już publikowane na łamach „Tygodnika Powszechnego” (dane o publikacji podaję po każdym tekście). Żaden z nich jednak nie pozostał w wersji pierwotnej: zostały przejrzane, uzupełnione o fragmenty pominięte ze względów objętościowych, czasem zaktualizowane lub poszerzone. Starałem się usuwać powtórzenia, związane z tym, że każdy z nich stanowił pierwotnie osobną całość, część z nich okazała się jednak niezbędna; z drugiej strony takie „symfoniczne” powracanie tematów w nieco różnych ujęciach także może być interesujące. Do tekstów dodałem niestosowne i niestosowane w czasopiśmiennictwie przypisy objaśniające.
Tam, gdzie wprowadzane zmiany jedynie poszerzały pole widzenia, nie zaznaczałem ich. Tam jednak, gdzie po kilku latach korekty wymagał nie opis wydarzeń, a ich interpretacja, pozostawiałem bez zmian to, co napisałem wówczas, dodając „autopoprawki”. Podobnie wyodrębniałem aktualizacje, opisujące wydarzenia, które zaszły po pierwszej publikacji tekstów. Myślę, że tego rodzaju spojrzenie wstecz może być pożyteczne również dla czytelników.
Książkę tę zdecydowałem się podzielić na cztery bloki. W pierwszym znalazły się teksty przybliżające czytelnikom współczesną Ukrainę, omawiające zagadnienia historyczne, bez których nie sposób jej zrozumieć: od fenomenu Szewczenki, przez Hołodomor i Czarnobyl, po uzyskanie niepodległości w 1991 r., a także omówienie ukraińskiej symboliki narodowej. Drugi tworzy szereg szkiców poświęconych stuleciu ukraińskiej walki o niepodległość w latach 1917–1923. Trzeci blok mówi o przemianach z lat ostatnich: dziedzictwie rewolucji godności 2014 r., przemianach ukraińskiej tożsamości (w tym polityki historycznej) oraz początku (bo jednak wciąż początku) jednoczenia ukraińskiego prawosławia. Ostatni blok tworzą dwa teksty bardziej osobiste: konspekt opracowany przed wywiadem dla red. Warzechy w 2014 r. oraz artykuł poświęcony trzydziestej rocznicy seminarium Litwini, Białorusini, Ukraińcy, Polscy – przesłanki pojednania, w którym brałem udział. Problematyka II wojny światowej, działalności OUN–UPA etc. pojawia się tu tylko w kontekstach związanych ze współczesną polityką historyczną.
*
Od schyłku 1993 r. do połowy 2017 r. pracowałem w Ośrodku Studiów Wschodnich (od 2006 r. noszącym imię swego założyciela, śp. Marka Karpia) jako analityk problematyki ukraińskiej; dziś współpracuję z Ośrodkiem jako emeryt. Jako analityk, pracujący dla Rzeczypospolitej, musiałem być możliwie przezroczysty (co nie zawsze mi się udawało); w publikacjach prasowych starałem się respektować przyjmowane tam konwencje. Tu mogę pisać nie tylko o Ukrainie takiej, jaką ją postrzegam (to czyniłem zawsze), ale też – w taki sposób, w jaki ją postrzegam. Stąd w niektórych tekstach przywracałem bądź dodawałem elementy osobiste, dosadne sformułowania, ale też dygresje językowe etc. Fragmenty poetyckie zamieszczam we własnym tłumaczeniu.
Przyjąłem tu zasadę transkrypcji nazw i imion ukraińskich zgodnie z zasadami fonetyki polskiej (chyba, że dana nazwa ma tradycyjną polską formę) zamiast szerzącej się dziś pod wpływem zasad przyjętych w Kijowie transkrypcji anglosaskiej, której Polacy na ogół nie umieją czytać prawidłowo. Zatem obecny prezydent Ukrainy to Wołodymyr Zełenskyj (dopuszczalna byłaby też forma –śkyj, ale w żadnym wypadku „polonizująca” –ński), nie zaś Volodymyr Zelenskyi (czy też –kii, –ky, –kiy). Nazwy ukraińskich instytucji politycznych podaję w tłumaczeniu polskim, ale ich skrótowce zachowuję w oryginale, zatem np. Ukraińska Republika Ludowa, ale UNR (bo Ukrajinśka Narodna Respubłyka).
Trzymam się też tradycyjnej dla języka polskiego formy „na Ukrainie”, wbrew politycznej poprawności, nakazującej stosowanie formy „w Ukrainie”. Nie tylko ze względu na tradycję, na niechęć do arbitralnie wprowadzanych zmian językowych. Także dlatego, że ta druga forma sprzyja wymowie „wukrainie”, gdy pierwsza dzięki zbiegowi samogłosek zachowuje odrębność nazwy od przyimka. Ale i dlatego, że w języku ukraińskim też istnieje oboczność „W Ukrajini / Na ukrajini” (mała litera ma tu zaznaczyć, że „u” w zbiegu z „a” staje się niezgłoskotwórcze, bliskie polskiemu „ł”, choć z nim nie tożsame). Jest ona podyktowana względami fonetycznymi, zdarza się, że obie formy występują w tym samym tekście, zwłaszcza poetyckim.
Przypisy objaśniające dodaję według tego, co wydało mi się potrzebne; w biograficznych pomijam osoby „z pierwszych stron gazet”. Wiem, że większość tych informacji można bez trudu znaleźć w Wikipedii (choć niekoniecznie polskiej), sam zresztą nie unikam tego źródła. Ale wiem też, że mało komu będzie się chciało poszukać. „Taki mamy klimat...”
Za ilustracje posłużyły tu zdjęcia, które wykonałem podczas licznych pobytów na Ukrainie (w jednym wypadku – przez mojego kolegę z OSW), ze względów technicznych sprowadzone do formy monochromatycznej. Część ilustracji zaczerpnąłem z domeny publicznej, w kilku przypadkach posłużyłem się rysunkami mojej małżonki, Karoliny Stopy–Olszańskiej (przy tych ilustracjach podaję ich źródło).
*
Na koniec, dla jasności: nie jestem w żaden sposób spokrewniony z Tadeuszem Olszańskim, autorem licznych książek o Stanisławowie. Żaden z nas w żaden sposób nie odpowiada za sposób myślenia i pisania drugiego.
Warszawa, czerwiec 2019 r.
Wprowadzenie w duchu cokolwiek sylwicznym, cokolwiek postmodernistycznym
Kijowski Majdan Nezałeżnosti to dobre miejsce do rozmyślania nad losami Ukrainy w ostatnich dziesięcioleciach. A może i stuleciach. Chreszczatyk, przecinająca go ulica, dziś będąca jedną z komunikacyjnych osi miasta i jego symbolicznym centrum, dwa wieku temu był poza miastem. W górnej części obecnego placu biegły jego wały z bramą Peczerską, poniżej był zabagniony stawek zwany Kozim Błotem, gdzie jeszcze ok. 1843 r. mieszkający opodal Taras Szewczenko (i nie on jeden) polował na kaczki. Miasto było dalej, było wyżej. Z tego stawku wypływał strumień – nie w stronę Dniepru, lecz w dokładnie przeciwną stronę. Prawda i jego wody łączyły się z nurtem Sławutycza, króla ukraińskich rzek – ale daleko na południu, poniżej kijowskiej Ławry, gdzie nurt Łybydi zdołał przebić się przez naddnieprzańskie wzgórza. Ot, paradoks miasta położonego na wzgórzach, wśród wzgórz.
Wczesnośredniowieczny Kijów był nawet nie na górujących nad Chreszczatykiem wzgórzach, a na północ od nich, na Podole. Tam było właściwe miasto: port, magazyny, warsztaty. Rzemiosło i handel. Na Górach Kijowskich był gród: siedziba kniazia i drużyny, monumentalne pałace i cerkwie. Władza. Ale Kijów, metropolia wschodniej Europy, partner Nowogrodu Wielkiego, na najważniejszym szlaku handlowym regionu rósł jak na drożdżach. Już w XII w. wały miejskie sięgnęły skraju obecnego Majdanu, obejmując osiedle polskich kupców, zwane Lacką Słobodą. Od niej wzięła nazwę brama prowadząca na południe: ku klasztorowi w Peczersku (dzisiejszej Ławrze) i dalej, w step. Brama pechowa – to przez nią zimą 1240 r. wdarli się do miasta Mongołowie. Był to drugi cios zadany miastu: po najeździe Andrieja Bogolubskiego, kniazia włodzimierskiego w 1169 r., a przed najazdem chana krymskiego Mengli–gireja w roku 1482.
Ten ostatni zdruzgotał stary Kijów: górny gród opustoszał na przeszło stulecie, dopiero w XVII w. zaczął się odradzać. Okolica zwana Piaskami, a może już Chreszczatą doliną (choć nazwa plac Chreszczatycki pojawi się dopiero w 1868 r.), po dawnemu pozostawała na uboczu. Dopiero pod koniec XVIII w. wkroczyła tu zabudowa, pojawił się trakt. W górną część ulicy – jeszcze później. Kiedy wysechł strumień, kiedy osuszono Kozie błoto – nie doszukałem się. Na pewno najpóźniej w latach sześćdziesiątych XIX w. Dzisiejszy Majdan stał się placem targowym. Nazwa ta nie miała jeszcze zaszczytnego znaczenia. Pozostała jedynie nazwa jednej z ulic, schodzących tu ze wzgórza – ulica Koziobłocka (później zaułek Chreszczatycki, dziś – zaułek Szewczenki), przy której ocalał dom, gdzie wieszcz Ukrainy mieszkał przez rok, dziś – jedno z jego kijowskich muzeów.
Chreszczatyk… Dziwna nazwa, niejasna. Według jednych dolina porosła barwinkiem (barwinek w ukraińskiej poezji zawsze jest chreszczatyj, czyli krzyżopodobny, rozłożysty), zdaniem innych – (droga) krzyżująca się, poprzeczna do innych traktów. Najciekawsze jednak, że prawdopodobnie przeniesiona tu sztucznie i późno. Bo brama Chreszczatycka starego Kijowa była zupełnie gdzie indziej: nad Dnieprem, w okolicach obecnego placu Pocztowego. Na północ odeń brzegiem rzeki wiedzie ulica Nabrzeżno–Chreszczatycka, niegdyś – Wielka Chreszczatycka. Te zaś nazwy tradycja jednoznacznie wiąże z chrztem Kijowa w 988 r. Byłaby to więc ulica Chrzcielna.
Koło miejsca dawnej bramy w XVIII w. stał ponoć pomnik poświęcony temu wydarzeniu. Tyle że doprawdy trudno sobie wyobrazić masowe chrzty przez zanurzenie w nurtach potężnej, bystrej rzeki, w dodatku wezbranej, wzburzonej (chrztów, także zbiorowych, zazwyczaj dokonywano w okolicach Wielkanocy). Zbyt wielu nowochrzczeńców zabrałby Dniepr… Chyba bliższa prawdy jest inna tradycja, utrwalona w wierszu Liny Kostenko1:
Smutna się prawda przede mną otwarła:
Życie wysycha, jak rzeka Poczajna. (…)
I tylko wierzby stare wiedzieć będą:
to w niej Kijowian chrzczono, a nie w Dnieprze.
Dolnej Poczajnej, rzeki, nad którą w owych czasach był główny port Kijowa, także już nie ma; może coś płynie kanałem pod szerokim deptakiem, rozdzielającym jezdnie marginalnej, bocznej uliczki.
Tak czy inaczej – ktokolwiek przeniósł tę nazwę z Podołu na nowe miejsce, bardzo późno zresztą, nie kojarzył jej ani z chrztem, ani z krzyżem. Dlaczego tak zrobił, raczej już się nie dowiemy.
Koniec XIX w. był dla Kijowa czasem boomu. Miasto tuczyło się na handlu cukrem i pszenicą z ukraińskich guberni Imperium, na sile złotego rubla i dywidendzie długiego pokoju. Wróciło też do utraconej w XV w. rangi i roli centrum południa Rusi/Rosji, było jednym z najważniejszych (trzecim, a może i drugim?) miastem Imperium. Miasto nie rosło – puchło. Stare obwałowania usunięto, bramę Peczerską rozebrano już w 1833 r. Chreszczatyk (w północnej, rosyjskiej wymowie – Krieszczatik) w ciągu kilkunastu lat z podmiejskiego traktu stał się centralną, reprezentacyjną arterią. Tak ważną, że w 1876 r. tu właśnie wzniesiono siedzibę władz samorządowych (dumy miejskiej). Gmach ten oddzielił targowisko od ulicy; kupców rychło usunięto, a urządzony elegancki plac nazwano Dumskim. W tym samym czasie południową (Peczerska) stronę zabudowano szczelnie; myśl o wytyczeniu tam placu nikomu nie przychodziła na myśl – te grunty były już bardzo drogie.
Niewielki, zamknięty plac Dumski był miejscem spacerów i spotkań; historia działa się na Chreszczatyku. To on był areną demonstracji, świadkiem rewolucji i wojen, to tam defilowały kolejne armie, zajmujące miasto w latach 1918–1920 (w tym polska). Bolszewicy w 1923 r. przemianowali go na ulicę Worowskiego2 (na krótko, ledwie do 1937 r.), zaś plac Dumski – najpierw na Sowiecki, potem – Kalinina3. Przez kilka lat stał tu pokraczny pomnik Marksa, poza tym nic istotnego się nie zmieniło. Plac wciąż nie miał własnej indywidualności, opowieści.
Wszystko zmieniło się we wrześniu 1941 r. Wkrótce po zajęciu Kijowa przez Niemców ukryci w mieście dywersanci z NKWD odpalili założone zawczasu miny, przede wszystkim w piwnicach najlepszych chreszczatyckich kamienic i hoteli, zajętych przez Niemców. Pożarów nie było jak gasić – wodociągi zniszczono jeszcze przed oddaniem miasta. Zburzonych i spalonych zostało ponad trzysta budynków, przede wszystkim po peczerskiej (południowej) stronie Chreszczatyku i na przyległych do niej ulicach. Strona kijowska ucierpiała mniej, ale też dotkliwie – spłonął m.in. gmach Dumy. Zginęło trzystu Niemców i nieznana, z pewnością znacznie większa liczba kijowian (w pożarach i odwetowych egzekucjach).
Po wojnie nie odbudowano dawnej ulicy. Początkowo miało tu powstać coś w rodzaju forum Sovieticum, plac z monumentalną, nieomal świątynną (w antycznym rozumieniu) zabudową i pomnikami o nadludzkiej skali. Z tej koncepcji rychło zrezygnowano, przekształcając jednak Chreszczatyk z typowej miejskiej ulicy w defiladową aleję. Budynki po stronie Peczerskiej doburzono do fundamentów, poszerzając ulicę ponaddwukrotnie. Po stronie Kijowskiej zniszczenia były mniejsze i część budynków (choć nie wszystkie) odbudowano; pozostał m.in. pochodzący z lat trzydziestych dom towarowy, niezły przykład sowieckiego modernizmu. Starą zabudowę placu Dumskiego rozebrano w całości.
Chreszczatyk zbudowano na nowo ze stalinowskim rozmachem, w stylu architektonicznym dla nas nieznośnym, zwanym przez jednych socrealistycznym (tak na marginesie – odnoszenie kategorii realizmu socjalistycznego, dekretującego styl literatury i sztuk plastycznych – malarstwa i rzeźby – czy to do architektury, czy do muzyki jest nonsensem: w żadnej z nich kategoria realizmu nie ma zastosowania), przez innych także błędnie – sowieckim barokiem, przez innych trafniej – stalinowskim klasycyzmem czy empirem4; tę ostatnią nazwę uważam za najtrafniejszą. Ale zbudowano go w stylu. To była architektura, a nie, jak później, już tylko budownictwo typu „wczesny barak”5. I nie ma co ironizować: stalinowski empire był ostatnim stylem w europejskiej architekturze. Nowych już nie będzie: nie ma miejsca na styl między wszechwładzą normatywów budowlanych a przekonaniem o tym, że główną powinnością artysty jest niepowtarzalność.
To wtedy kijowscy urbaniści wytyczyli Majdan: rozległy plac po obu stronach Chreszczatyku, krzyżujący się z nim (więc chreszczatyj w znaczeniu „krzyżowy”, „poprzeczny”). Nowy plac zyskał imię Rewolucji Październikowej, a w 1977 r. został „ukoronowany” pomnikiem ku jej czci z kolosalną postacią Lenina (właściwy pomnik Lenina był nieco dalej, też przy Chreszczatyku). Nad nim z kolei dominował wzniesiony w latach 1954–1961 hotel budowany jako „Kijów”, ale oddany do użytku jako „Moskwa” (od 2001 r. „Ukraina”). Hotel niedokończony, kulawy architektonicznie. Miał być zwieńczony wieżą i innymi elementami wieżowców stalinowsko–empirowych (znamy takie z Moskwy), ale czas kultu jednostki minął, a Chruszczow nakazywał cięcia i oszczędności. Jeszcze na początku XXI w. rozważano potrzebę realizacji pierwotnego projektu; nie jest to najgorszy pomysł.
U podnóża pomnika urządzono kaskady płaskich fontann–nawilżaczy powietrza, w których, podobnie jak w innych kijowskich fontannach, brodziły i dzieci, i dorośli. Po drugiej stronie powstała wielka pętla trolejbusowa, związana z przesiadkową stacją metra: nowy wymiar centralności placu. Architektura kijowskiej strony placu była skromniejsza i wysokiej próby; popsuł ją w 1975 r. ostatni wzniesiony tu budynek – siedziba związków zawodowych. Ten bezstylowy, nieładny biurowiec spłonął w lutym 2014 r. podczas walk na Majdanie; został odbudowany dopiero w 2019 r.; wbrew zapowiedziom nie stał się siedzibą muzeum Niebiańskiej Sotni.
Pod koniec lat osiemdziesiątych plac, ulubione miejsce spacerów i spotkań kijowian, stał się widownią pierwszych protestów. W drugą rocznicę katastrofy czarnobylskiej manifestowało tu kilkuset członków i sympatyków Ukraińskiego Klubu Kulturologicznego. Milicja aresztowała aktywistów. Ale gdy kilka miesięcy później młodzi „kulturolodzy” manifestowali tu w obronie Andrijiwskiego Uzwozu (Spusku), nikt ich już nie niepokoił. I wygrali. A chodziło o projekt rozbudowy fabryki tekstylnej na Podole, która zakłóciłaby panoramę tej „magicznej” (dziś powiedzielibyśmy – kultowej) uliczki. Ostatecznie budynek obniżono. Wydarzenie to umknęło kronikarzom – przypadkowo byłem jego świadkiem.
Kijów 5 lub 6 lipca 1988 r., pikieta w obronie panoramy Andrijiwskiego Uzwozu. Na zdjęciu po lewej na jednym z plakatów kot Behemot z Mistrzem i Małgorzatą pod pachą.
Kijów 5 lub 6 lipca 1988 r., pikieta w obronie panoramy Andrijiwskiego Uzwozu. Zbieranie podpisów pod petycją: uczestnicy protestu i ciekawscy.
Jesienią 1988 r. pod hasłami ekologicznymi manifestowało w Kijowie (w innym miejscu) już 40 tys. osób, a plac Rewolucji Październikowej był uznanym i tolerowanym miejscem publicznych dyskusji, pikiet protestacyjnych, kolportażu półlegalnej literatury i gadżetów.
Historia przyspieszała. W sierpniu 1989 r. zawalił się gigantyczny portyk – fasada Poczty Głównej na rogu Majdanu i Chreszczatyku. Pod gruzami zginęło 11 osób. Dla wielu był to znak: w Polsce rządził już Mazowiecki, wiosenne wybory do Rady Najwyższej ZSRS po raz pierwszy były wyborami (dopuszczały konkurencję osób i ugrupowań), rodził się Ludowy Ruch Ukrainy, jeszcze z dodatkiem „na rzecz pieriestrojki” (jego konstytucyjny zjazd odbył się niecały miesiąc później, na początku września). Odsłonięta „wewnętrzna” fasada budynku okazała dyskretny urok. To także miało wymiar symbolu. Po kilkunastu latach portyk odbudowano.
Kijów, pierwsze dni lipca 1991 r. Gmach Poczty Głównej po usunięciu ruin portyku, teren jeszcze odgrodzony płotem.
W październiku 1990 r. u stóp pomnika Rewolucji rozłożyła się rewolucja na granicie, studencki protest (część jego uczestników prowadziła strajk głodowy), pierwsze kijowskie namiotowe miasteczko. Nazwa protestu, dziś oficjalna, pochodzi stąd, że namioty rozbito, a łóżka polowe rozstawiono na granitowych płytach u podnóża pomnika rewolucji październikowej. Głównym żądaniem protestujących była niepodległość Ukrainy, oficjalnie ujętym jeszcze jako odstąpienie od rokowań nad nowym traktatem związkowym. Studentów było kilkuset, ale wspierające ich manifestacje na Chreszczatyku sięgały 100 tys. ludzi, niemal wyłącznie kijowian. Wymusili dymisję premiera, przyspieszyli dojrzewanie myśli o niepodległości wśród kijowskich elit, tak nomenklaturowych, jak i dysydenckich. I sami dojrzeli – spora grupa późniejszych polityków i intelektualistów tu zaczynała swoją drogę.
Gdy rok później niepodległość Ukrainy stała się faktem, pomnik zasłonięto gigantycznym billboardem, a po paru latach całkowicie rozebrano. Przez dłuższy czas reklamowała się tu, działająca do dziś, ukraińsko–izraelska kancelaria adwokacka BIM, pionier nowoczesnych usług prawniczych na Ukrainie. Nikt wówczas nie domyślał się, kim stanie się dla kraju jej szef, Wiktor Medwedczuk6. Sam plac już w sierpniu 1991 r. przemianowano na Majdan Niepodległości, idąc za głosem „granitowych” studentów, którzy pierwsi rzucili tę nazwę. Wreszcie był to Majdan, a nie zwykły plac (płoszcza, ros. płoszczad’)7. Obok spacerowiczów i dyskutantów pojawili się niespotykani przedtem żebracy i stare wieśniaczki, handlujące czym się da.
W 2001 r. stanęła tu kolumna ku czci niepodległości Ukrainy, utrzymana w stylu, który można określić mianem neoempirowym, nieźle harmonizująca z otaczającą architekturą. Wieńczący ją pomnik niewiasty z wieńcem niebezzasadnie porównywano do podobnej figury wieńczącej pawilon rolnictwa na kijowskiej Wystawie Osiągnięć Gospodarki Narodowej Ukrainy, pochodzący z 1958 r. Podstawę kolumny ukształtowano w coś w rodzaju kapliczki (posłużyła potem jako miejsce „ludowej” inauguracji prezydentury Juszczenki), za jej plecami stanęła jednak „nowoczesna” amfiteatralna szklana ściana–lustro, zamykająca Majdan i odcinająca go od hotelu (wówczas jeszcze) „Moskwa”.
W tym samym czasie pod całym placem, po obu stronach Chreszczatyku wydrążono centra handlowe ze szklanymi kopułami, wychodzącymi nad powierzchnię ziemi, kubek w kubek skopiowanymi ze współczesnej Moskwy. Tylko wspomniany szklany amfiteatr, będący ich częścią, wydaje się kijowską innowacją. Pod ich budowę bezpowrotnie zniszczono relikty umocnień wczesnośredniowiecznego Kijowa, w tym bramy Lackiej. Wykopy prowadzono bez badań archeologicznych, średniowieczne cegły i ludzkie czaszki robotnicy sprzedawali na ulicy. „W zamian” postawiono (w niewłaściwym miejscu) makietę osiemnastowiecznej furty fortecznej, którą teraz nazwano Bramą Lacką8. Przy okazji okrojono węzeł przesiadkowy, pogarszając (nie)wydolność komunikacji miejskiej. Ale te centra przydały się nieoczekiwanie nie tylko jako „świątynie konsumpcji”: tak w 2004, jak i 2014 r. stanowiły bezcenne zaplecze protestujących na Majdanie. Bramę „pseudo–Lacką” zwieńczono pompatyczną, zbyt ciężką figurą archanioła Michała (poprzednią, z lat dziewięćdziesiątych, skromną i pełną wyrazu, władze miasta ofiarowały Donieckowi). Pogłębiła ona chaos architektoniczny kijowskiej strony Majdanu. Po peczerskiej stronie powstał pomnik mitycznych założycieli Kijowa, ekspresyjny, chaotyczny, doskonale znany z licznych zdjęć z okresu rewolucji godności 2014 r. Potem dołączył doń pomnik Kozaka Mamaja, jednego z bohaterów ukraińskiego imaginarium narodowego9, już nowoczesny w dotykalności: można pogładzić kozaka po ręce czy nosku, próbować wdrapać się na konia… Można, nikt nie oponuje.
Majdan z okna hotelu „Ukraina”, maj 2017, wczesny ranek (dlatego tak mały ruch na Chreszczatyku). W centrum Kolumna Niepodległości, przed nią – kopuła podziemnego centrum (szklany „amfiteatr” jest bliżej, poza kadrem), biały prostokąt po lewej to „stela poległych”, wyżej Poczta Główna z odbudowanym portykiem, jeszcze wyżej – kopuły Soboru Sofijskiego. Na prawo od kolumny na najdalszym planie dzwonnica soboru Michaiłowskiego, niżej brama pseudo–Lacka, na prawo od niej wylot Zaułka Szewczenkowskiego i okryty banerem wypalony gmach Domu Związków (hasło głosi: „Wolność to nasza religia”). Niżej fontanna–pomnik założycieli Kijowa (słabo wyróżnialna, bo jeszcze nie włączono wody) oraz wylot ulicy Instytuckiej (obecnie Niebiańskiej Sotni) i fragment przerzuconej nad nią kładki.
Majdan pozostał hyde parkiem i kiermaszem „książki nieoficjalnej i zakazanej”, powoli jednak tracił na znaczeniu, zwłaszcza że zakres „nieoficjalnego i zakazanego” się kurczył, a popyt na patriotyczne pamiątki i gadżety rósł. Wraz z Chreszczatykiem, zamykanym w weekendy dla ruchu, ogniskował kampanie wyborcze, był miejscem koncertów i corocznych Świąt Miasta, istnych festiwali piwa. Uliczne puby na początku XXI w. dzieliło od siebie zazwyczaj kilkadziesiąt metrów; podczas Dni Miasta tworzyły one nieprzerwane alejki wzdłuż ulicy. To także było nowością okresu postkomunistycznego, elementem przejmowania wzorców świata zachodniego. Po rewolucji godności liczba ogródków piwnych radykalnie spadła, dziś muszą być one powiązane ze „stacjonarnymi” restauracjami.
Jesienią 2000 r. znów pojawili się tu manifestanci, a w lutym 2001 r. namiotowe miasteczko, nawiązujące do wzorów „rewolucji na granicie”. Był to element akcji „Ukraina bez Kuczmy”, sprowokowanej zamordowaniem Heorhija Gongadze10 i oskarżeniem prezydenta Kuczmy o inspirowanie tej zbrodni. Nieliczne, rozbijane przez milicję pikiety i masowe, tolerowane demonstracje hartowały kadry przyszłej rewolucji, a odwołując się do wzorca z 1990 r. – utrwalały go.
Ciekawe, że manifestacje i protesty na Majdanie nigdy nie kończyły się aktami przemocy ze strony ich uczestników. W innych miejscach Kijowa dwukrotnie doszło do zamieszek wywołanych przez manifestantów. Po raz pierwszy w lipcu 1995 r., gdy podczas pogrzebu patriarchy Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Kijowskiego Wołodymyra11 bojówka UNA–UNSO (radykalnych nacjonalistów) zaatakowała milicję, ta zaś odpowiedziała nie tylko biciem, ale też darciem i deptaniem ukraińskich flag narodowych. Władze nie zezwoliły bowiem na pogrzebanie patriarchy w obejściu soboru Sofijskiego, najważniejszej świątyni Ukrainy, która wciąż należy do państwa jako obiekt muzealny. Mimo zakazu kondukt ruszył na Majdan Sofijski, gdzie UNSO–wcy przełamali kordon milicji, a następnie pogrzebali patriarchę w wykutym łomami grobie na chodniku przed dzwonnicą soboru. Nikt nie ośmielił się go naruszyć; kilka lat później na grobie powstał sarkofag, a przebudowa placu odsunęła odeń ruch uliczny.
Drugie takie zdarzenie miało miejsce w marcu 2001 r., gdy rocznicy urodzin Tarasa Szewczenki towarzyszyła wielka antykuczmowska demonstracja, UNSO–wcy zaatakowali milicję, ta zaś odpowiedziała tak brutalnie, że organizatorzy protestów wygasili je. To doświadczenie, umacniające lęk zarówno ówczesnych elit, jak i społeczeństwa przed rozlewem krwi, walnie przyczyniło się do pokojowego przebiegu pomarańczowej rewolucji trzy lata później.
W grudniu 2003 r. nieopodal Majdanu stanęła figurka filmowego Golluma, zapewne element kampanii marketingowej filmowego Władcy pierścieni. Ten niezamierzony pomnik kultury masowej, jej wpływu na przemiany społeczne i polityczne na Ukrainie i w innych krajach postsowieckich przetrwał rok i w dniach pomarańczowej rewolucji został uhonorowany pomarańczowym szalikiem. Po symbolikę, zaczerpniętą z powieści Tolkiena i filmu Jacksona, niejednokrotnie sięgano w ukraińskich kampaniach politycznych12. Zaraz potem Chreszczatyk stał się sceną kampanii prezydenckiej, najzaciętszej z dotychczasowych.
W listopadzie 2004 r. Majdan miał się stać miejscem ograniczonego, kilkunastotysięcznego protestu przeciw sfałszowaniu wyników prezydenckich, jeśli tylko ogłoszone zostanie zwycięstwo Janukowycza. Tak zakładano w sztabie Juszczenki. Ale już pierwszego dnia na Majdan i Chreszczatyk wyszli ci, na których nie liczono: zwykli kijowianie, urzędnicy państwowi i gospodynie domowe. Zaraz potem obóz protestujących zajął Chreszczatyk i kilka gmachów publicznych, skupił setki tysięcy ludzi z całego kraju, instynktownie, nieświadomie stał się nową Siczą: zbrojnym (choć nieuzbrojonym i nieskłonnym do przemocy) obozem obrońców Ojczyzny. I choć nie wprost, ta Sicz Kijowska wyniosła do władzy swego hetmana, który – zgodnie z prawem ustanowionym przez poprzedniego prezydenta – otrzymał kozackie insygnia: buławę i pieczęć.
Majdan, pisany wielką literą, stał się synonimem tej pomarańczowej rewolucji: zaczęto mówić i pisać o „duchu”, „ideach”, a nawet „woli” Majdanu, jedno z haseł kampanii wyborczej 2006 r. brzmiało: „nie zdradź Majdanu” i tak dalej, i temu podobne.
Pomarańczowa rewolucja była nie tyle przełomem, ile ukoronowaniem długiego, skomplikowanego procesu przemian społecznych. A raczej – pewnego ich etapu. Zarazem otwarciem nowego. Ukraińcy (przynajmniej w znacznej większości) nie są już dziś „ludźmi sowieckimi”, wciąż jednak nie stali się w pełni społeczeństwem obywatelskim (przez które rozumiem wspólnotę wspólnot obywateli poczuwających się do dobra wspólnego, a nie ogół tzw. organizacji pozarządowych). Z trudem uczą się, cóż to jest takiego owo „dobro wspólne”, którego nie może zagwarantować władza polityczna. Jednak społeczeństwo stało się już odrębne od państwa, a „szara strefa” życia społecznego, która rozwinęło się równolegle z „szarą” gospodarką, zaczyna się ujawniać i nie wydaje się, by ten proces dało się zahamować.
Majdan był jednym ze świadectw tej przemiany. Nie tylko dlatego, że protest o tych rozmiarach nie byłby możliwy bez czynnego wsparcia prywatnych przedsiębiorców, a jego przygotowanie – bez rozwoju internetu. Także dlatego, że twórcy Majdanu – nie sztab Juszczenki, planujący protesty, ale lud, który wyszedł na ulicę – sięgając nie po formę pikiety czy pochodu, z natury doraźnych, ale wielodniowego, „obozowego” protestu, odwołał się nieświadomie do narodowego archetypu siczy, zbrojnego obozu wolnych Ukraińców. Jednocześnie ten obóz żył nieustannym koncertem rockowym (wcześniej takie koncerty uczyły organizacji wieców i zachowania na nich), a znakomitej organizacji sprzyjała telefonia komórkowa i „technologia” flesh–mobu, wymyślona jako zabawa młodzieży. Zaś wcześniejsza kampania Juszczenki, operująca współczesnymi technologiami marketingowymi, nie byłaby tak skuteczna, gdyby nie oswojenie społeczności miast z nowoczesną reklamą.
Majdan był też przemianą sam w sobie. Ściągano tu z całej Ukrainy; przybywali tu zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy Juszczenki. Nie dochodziło między nimi do konfliktów, uczyli się demokracji jako sztuki upierania się przy własnych racjach bez nienawiści. Nie wiemy, ilu z nich po raz pierwszy zobaczyło wówczas stolicę własnego kraju – ale z pewnością bardzo wielu. I był to już dla nich „bardziej własny” kraj. Na Majdanie oprócz kijowian i Haliczan13, liczni byli mieszkańcy centralnej Ukrainy, dotychczas „wielkiego niemowy”, najbardziej zaniedbanej, najbardziej pokrzywdzonej podczas transformacji części kraju. Dwa lata później to ich głosy zapewniły sukces wyborczy Julii Tymoszenko.
A sam Majdan Niepodległości jest nadal miejscem spotkań, koncertów i protestów, zwyczajnym centralnym placem wielkiego miasta. Coraz podobniejszym (jeśli nie brać pod uwagę architektury) do placów innych europejskich miast.
*
W tym miejscu postawiłem kropkę latem 2006 r. Trzynaście lat temu. Przez te lata zmieniło się bardzo wiele (najmniej – w fizycznym krajobrazie Majdanu), mnie samemu też nieraz zdarzało się na Majdanie siadywać i snuć rozważania, przy piwie lub bez niego.
Majdan 2004 r. nie chciał się rozejść. By go zadowolić, Juszczenko złożył pierwszą, nieoficjalną przysięgę prezydencką spod Kolumny Niepodległości, by dopiero stamtąd udać się do parlamentu i złożyć legalną już przysięgę. Mimo to część najradykalniejszych pomarańczowych rewolucjonistów pozostała pod namiotami do powierzenia formowania rządu Julii Tymoszenko (Juszczenko widział na tym stanowisku Petra Poroszenkę). Potem rozeszli się do domów… Ale gdy latem 2006 r. powstawała koalicja parlamentarna wokół Partii Regionów (głównego oponenta „pomarańczowej” Naszej Ukrainy), doszło do ponownych, choć efemerycznych protestów. Ich organizatorzy już świadomie nawiązali do wzorców zaporoskich, określając się jako Sicz Obywatelska (Hromadianska Sicz).
Gdy w 2011 r. Julia Tymoszenko została aresztowana, a potem skazana, na Chreszczatyk wróciło namiotowe miasteczko. Ale nie na Majdan – nieco niżej, pod gmach sądu. Początkowo milicja usiłowała przeszkadzać, potem dała spokój. Zajmujące chodnik namioty przetrwały do grudnia 2014 r. i zostały „zagarnięte” przez rewolucję godności.
Wcześniej jeszcze, jesienią 2010 r., protestowali tu drobni przedsiębiorcy, zagrożeni zmianami w prawie podatkowym. Tym razem jednak Majdan Podatkowy był nazwą akcji podjętej w wielu miejscowościach. Przedsiębiorcy wymogli weto prezydenta wobec najgroźniejszych dla nich przepisów, ale gdy przywódcy opozycji politycznej spróbowali przejąć kontrolę nad protestem – zwinęli go. Nie ufali politykom. Z podobnych powodów protest przeciw ustawie językowej (w 2012 r.) był anemiczny (bo bardzo upolityczniony). Była to jakby drzemka, nabieranie sił przed nowym stanowczym protestem. Bo Janukowycza cała Ukraina miała serdecznie dosyć, choć z innych powodów Kijów, z innych obwody zachodnie, z jeszcze innych – Donbas.
Na stoku górującym nad Instytucką stoi drewniany krzyż; dziś nieco gubiący się wśród znaków pamięci o Niebiańskiej Sotni, wcześniej – dominujący znak pamięci o ofiarach NKWD, pomordowanych w pobliskim Pałacu Październikowym (niegdyś Instytucie Szlachetnych Panien). W 2012 r. ścięła go piłą łańcuchową jedna z femenin (tak pozwoliłem sobie nazwać członkinie performerskiej grupy Femen, głośnej wówczas z akcji protestacyjnych topless, tyleż feministycznych, co patriotycznych), zresztą w samych szorcikach, w bezmyślnym „geście solidarności” z rosyjskimi happenerkami z grupy Pussy Riot14. Krzyż szybko odtworzono. Widziałem ludzi modlących się pod nim – prywatnie, indywidualnie, a zarazem na oczach całego miasta. Ale to właśnie młodzi liberałowie w szerokim rozumieniu, także ci kibicujący femeninom, byli pierwszymi, gdy jesienią 2013 r. wybiła wielka godzina Majdanu. Janukowycz, odmawiając podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE, sprowokował przede wszystkim ich: młodą inteligencję, pracowników firm IT, studentów. Sprowokował także tym, że nakazał ogłosić tę decyzję premierowi Azarowowi15, powszechnie uważanemu za głupca i żałosnego dziadygę (Janukowycz budził wrogość, gniew, ale nie politowanie). Dopiero po bezmyślnej pacyfikacji wygasającego już protestu powstało całe miasto, niemal cały kraj. A na nowym Majdanie stanęli ludzie najróżniejszych postaw i poglądów, także ci, którym z Unią nie było po drodze, także ci, którzy przede wszystkim chcieli „j**ać milicję”, że strawestuję polskie hasło. Już nie chodziło o Unię, a o głowę Janukowycza.
Tym razem na Majdanie powstało nie namiotowe miasteczko, ale prawdziwa sicz: twierdza, chroniona barykadami, mająca liczną i sprawną załogę. Zagarnęła Chreszczatyk i przyległe ulice, kilka gmachów publicznych (w tym wspomniany Pałac Październikowy oraz merostwo). Miała znakomite kwatermistrzostwo, służbę medyczną i psychologiczną, kapelanów różnych wyznań. Była dziełem nowego już pokolenia, „dzieci niepodległości”. Ludzi, którzy nie pamiętali Związku Sowieckiego, których ojczyzną była od zawsze Ukraina i tylko Ukraina.
Ale także: ludzi, którzy przestali bać się przemocy. Majdan był gotów odpowiadać przemocą na przemoc. Nie był protestem. Był powstaniem. Nieoczekiwanie ujawnił się potencjał samorzutnych, apaństwowych form szkolenia obronnego: bractw rycerskich, grup rekonstruktorskich, ultras z ich ustawkami (ultras to radykalni kibice piłki nożnej, w Polsce zazwyczaj zwani kibolami. Ukraiński termin nie ma odcienia pejoratywnego). Przydali się też liczni niedawno zdemobilizowani żołnierze i milicjanci oraz wiedza organizacyjno–wojskowa niemłodych już weteranów z Afganistanu.
Jednak i tym razem Majdan Niepodległości był niemal do końca wolny od przemocy. Po nieudanej próbie z początku grudnia siły rządowe zostawiły Majdan w spokoju: do starć i incydentów dochodziło gdzie indziej. To na Hruszewskiego, kilkaset metrów dalej, po raz pierwszy polała się krew i tam rozpalono pierwszą barykadę z opon, jeden z symboli rewolucji godności. Sicz Majdańska była zapleczem: tu odpoczywano, krzepiono się i opatrywano rany, stąd wyruszano do walki. Jak z „pierwotnej” Siczy, która też była obozem, bazą, a nie polem bitwy.
Dopiero ostatni akt powstania spowił Majdan ogniem i dymem. Gdy po niepowodzeniu marszu na parlament Samoobrona Majdanu rozproszyła się w mieście, Berkut (ukraiński odpowiednik ZOMO) uderzył i o mały włos nie opanował całego placu. Następnego dnia była masakra na Instytuckiej, pieczętująca koniec Janukowycza. Kilka tygodni później zaczęła się wojna, której końca nie widać.
Także tym razem część ludzi Majdanu nie chciała rozejść się do domów. Ale nie byli to ci najbardziej radykalni, zdeterminowani – ci poszli na front. Raczej ci wytrąceni z kolein normalnej egzystencji, którzy po trzech miesiącach innego życia już sobie nie wyobrażali. Także bezdomni, dla których Sicz Majdańska stała się przytuliskiem i miejscem odrodzenia życiowego. Ale też hochsztaplerzy, którzy chcieli odcinać kupony od chwały rewolucji godności, m.in. handlując „rewolucyjnymi” gadżetami i opowiadając turystom cuda–niewidy o ówczesnych wydarzeniach.
Ale Chreszczatyk nie przestał być kluczową arterią miasta, kijowska strona Majdanu – ważnym węzłem przesiadkowym. Wybrany w maju nowy mer Kijowa (Witalij Kliczko16, jedna z twarzy rewolucji godności) musiał uciec się do groźby użycia siły, ale problem rozwiązał: namioty znikły, na nowo położono bruk, przywrócono ruch uliczny. A w sierpniu 2015 r. mogła przejść Chreszczatykiem defilada wojskowa.
Majdan znów jest miejscem spotkań, festynów i koncertów, publiczno–prywatnego świętowania. Ale u ujścia Instytuckiej śmiech cichnie: dolną część ulicy wypełnia unikalny zespół pomnikowy, upamiętniający członków Niebiańskiej Sotni. Powstał bez planu, chaotycznie, część upamiętnień ma charakter prywatny, część – półoficjalny. Nie ma jednego pomnika: cała ulica jest pomnikiem.
W pobliżu jednego z wyjść z metra stanęła prosta, biała stela, zatytułowana Every God–given Day/ Każdyj Bożyj deń: aktualizowane codziennie kalendarium, podające liczbę zabitych i rannych w Donbasie. Na jej podeście często leżą świeże kwiaty. Nie sposób go nie zauważyć, choć wokół dominują przysłowiowe „baloniki na druciku”. Przypomina o wojnie, ale też o tym, że nie wszystko w życiu jest codzienną krzątaniną lub zabawą.
Pierwsza część tego tekstu oparta jest na początkowym rozdziale eseju Droga do Majdanu. Uwagi o pewnych aspektach przemian społecznych na Ukrainie, zamieszczonego w książce Warszawski Ośrodek Studiów Wschodnich: Okręt Koszykowa, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa 2007. Część drugą napisałem do tego zbioru.
W hallu kaniowskiego muzeum Tarasa Szewczenki leży potężny głaz; na nim zmięte czerwone płótno – kitajka, jaką niegdyś przykrywano ciała poległych Kozaków17. Chyba dla każdego chrześcijanina skojarzenie jest oczywiste – Zmartwychwstał. Tym bardziej, że na stropie mamy ekran: ukraińskie niebo, po którym przesuwają się rękopisy Kobzarza, Wieszcza Ukrainy. Człowieka, o którym także dziś mówi się na Ukrainie bez najmniejszego przymrużenia oka: „nasze Wszystko”.
Pod koniec życia Szewczenko chciał osiąść pod Kaniowem, zbudować chatę, ożenić się. Nie zdążył. Więc pochowano go na Mniszej (a odtąd Tarasowej) Górze na południe od miasteczka. Tak jak chciał:
Na wysokiej górze,
Pośród stepu szerokiego,
W Ukrainie lubej,
Skąd by łany rozłożyste
I Dniepr, i obrywy
Było widać, słychać było
Jak potężny ryczy18
W 1861 r. rzeczywiście rozpościerał się stąd wspaniały widok – dziś przesłaniają go nasadzone później drzewa; najlepiej widać tamę, która przegrodziła Dniepr powyżej Kaniowa. Tak jak wiele słów, powiedzianych i napisanych później, przesłania nam Poetę w jego bogactwie i niejednoznaczności.
Życie w niewoli (i trochę na wolności)
Taras Hryhorowycz Szewczenko urodził się 9 marca 1814 r. nieopodal Kaniowa, w Moryńcach. Od urodzenia był niewolnikiem. Własnością Wasilija Engelhardta19, senatora Imperium Rosyjskiego, właściciela 50 tys. „dusz chłopskich”. Gdy ten zmarł w 1929 r., piętnastoletniego Szewczenkę odziedziczył wraz z rozległymi dobrami na Ukrainie jeden z jego synów, Paweł. Ten zaś zaliczył młodzieńca do „kozaczków” czy też paziów, niewolnej służby domowej.
Celowo używam tu mocnych słów. Kripactwo (ros. kriepostnicziestwo) na Ukrainie XIX w. to nie była poddańcza pańszczyzna, jak na ówczesnych ziemiach polskich czy nawet w centralnej Rosji. To było niewolnictwo, dość podobne do tego z południowych stanów USA (oprócz, rzecz jasna, różnicy rasowej). Nie było, jak „klasyczne” poddaństwo, przeżytkiem feudalizmu, ale formą gospodarki kapitalistycznej. I było tym dotkliwsze, że wprowadzone niedawno, w ostatnich latach XVIII w., że znaczna część ukraińskich chłopów przez półtora stulecia (od powstania Chmielnickiego) cieszyła się osobistą wolnością, a jej pamięć wciąż była żywa, a także – że na Lewobrzeżu liczni byli osobiście wolni chłopi państwowi, często dawni Kozacy. Dziad Tarasa Szewczenki był świadkiem, a może i uczestnikiem Koliwszczyzny; zakripaczony (zniewolony) został jakieś dwadzieścia lat przed narodzinami wnuka.
Lato 2016 r. Chata diaka w Kyriliwce, w której Szewczenko pobierał pierwsze nauki czytania, pisania i rysunku. Jedyny autentyczny budynek, związany z dzieciństwem Szewczenki (wszystkie pozostałe są bądź powojennymi rekonstrukcjami, bądź pochodzą z innych miejscowości). Chatę dla lepszej ochrony przykryto pawilonem.
Paweł Engelhardt był oficerem stacjonującego w Warszawie pułku ułanów lejbgwardii. Gdy po załatwieniu spraw spadkowych zmierzał tam, wobec wybuchu powstania w Warszawie pozostawił swój dwór w Wilnie. Wrażliwy i drażliwy Szewczenko na pazia się nie nadawał, ale dostrzeżono jego zdolności malarskie i zaczęto je wykorzystywać. Gdy zaś w 1832 r. Engelhardt osiadł w Petersburgu, jego niewolnik stał się znany tamtejszej socjecie, liberalnej, chętnie litującej się nad „Jankami Muzykantami”, a także romantycznej, zafascynowanej ludowością, chłopskością.
Wreszcie trafił do Karla Briullowa20, najwybitniejszego malarza rosyjskiego tych czasów. Ten dojrzał w Szewczence talent ogromnej miary, zechciał go uczyć, a także wyzwolić. Engelhardt zażądał 2500 rubli, sumy bajońskiej. By ją zdobyć, Briullow stworzył jedno z najlepszych swych dzieł, portret Wasilija Żukowskiego21. W maju 1838 r. Szewczenko oficjalnie stał się wolnym poddanym Imperatora Wszechrosji. Miał dwadzieścia cztery lata.
Następuje okres gorączkowej aktywności: Szewczenko tworzy obrazy i wiersze, podróżuje po Ukrainie… Spieszy się, jakby czuł, że dni wolności szybko miną. I rzeczywiście – już po dziewięciu latach zostaje aresztowany za udział w demokratycznym (więc wywrotowym) Bractwie Cyrylo–Metodiańskim. Ale w tym momencie jest już autorem wierszy i poematów, które raz na zawsze umeblują wyobraźnię Ukraińców, zbudują ich jako naród.
Aresztowanie, uwięzienie nie zawsze jest niewolą. Ale Szewczenko nie został skazany przez sąd, ale ukarany osobistym rozkazem panującego. Prawda, jak na owe czasy kara była niezbyt dotkliwa – długoletnia służba wojskowa z prawem wysługi (tj. awansu na oficera). Ale bolesna także przez charakter osobistej zemsty: Szewczenko w jednym z wierszy obraźliwie wyraził się o małżonce Mikołaja I, ten więc ukarał go znacznie surowiej niż pozostałych członków Bractwa. I przez to, że znów była właśnie niewolą, choćby pozostawiała wiele codziennej swobody (a pozostawiała). Dopiero w 1857 r. Aleksander II zwalnia Szewczenkę z wojska. Poeta ma przed sobą tylko cztery lata życia.
Szewczenko nigdy nie przebaczył „panom”, że był własnością, rzeczą. Nie zmieniła tego serdeczność i podziw, jakich doznał od niektórych ziemian z Ukrainy. Jako ludzi mógł ich nawet lubić – jako grupy nienawidził. Choć gdy po powrocie z zesłania spotkał w Petersburgu Wasyla Engelhardta, skwitował to w dzienniku słowami: „Tak wiele poruszyło w mej duszy spotkanie z synem mojego dawnego właściciela. Przeszłości – zapomnienie. Współczesnemu – pokój i miłość”. Nie polubił go, zapewne; nic nie wiadomo, by kontynuowali znajomość. Ale go nie odrzucił. Jednak wołanie o karę dla właścicieli „dusz chłopskich” przewija się przez całą jego twórczość. Nigdy nie pogodził się z tym, że był czyjąś własnością, że jeden człowiek może być własnością drugiego.
Ciężko chory, pisał jeszcze ukraiński elementarz, ale w wierszach żegnał się już z doczesnością. Zmarł 10 marca 1861 r., tuż po czterdziestych siódmych urodzinach, pięć dni po ogłoszeniu dekretu Aleksandra II znoszącego niewolnictwo chłopów, ale jednocześnie przypisujących ich do wspólnot wiejskich, wprowadzając je także (po raz pierwszy) na Ukrainie. Nie była to ta wolność, jakiej oczekiwał…
Zmarłego pochowano zrazu w Petersburgu. Po kilku miesiącach udało się uzyskać zgodę władz (była to decyzja polityczna, nie administracyjna) i trumnę wyprawiono na Ukrainę. Pociągiem do Kijowa, dalej, do Kaniowa – parostatkiem. 22 maja spoczął tam, gdzie chciał spędzić resztę życia.
Malarz niespełniony
Briullow się nie mylił. Szewczenko miał zadatki na malarza wielkiego, większego niż on sam. Może większego malarza niż poetę. Jedyny jego duży obraz olejny Kateryna uderza powagą symboliki i wspaniałością kolorystyki (rzadko należycie oddanej w reprodukcjach). I choć widać tu wpływ estetyki Briullowa, to ten portret brzemiennej wieśniaczki, odtrąconej przez uwodziciela (rosyjskiego ułana) i wracającej w niesławie do rodzinnej wsi, to wprost antypody Briullowowskiego arystokratycznego akademizmu. Jest pełen gniewu, stawia widzowi pytania… Stanowi zresztą ilustrację do poematu Szewczenki o tym samym tytule, napisanego trzy lata wcześniej. Ilustracją? Nie. Raczej „okładkową” syntezą. Trudny, niepokojący obraz.
Później Szewczenko malował głównie niewielkie akwarele: pejzaże, architekturę… Karty z notatnika, szkice przyszłych obrazów. Wykonywał też miedzioryty. Czasem – niewielkie oleje. I portrety, akwarelowe i olejne, ciekawe, choć nie wybitne. Wszystkie wierne, czyste kolorystycznie… Wciąż zapowiedzi, szkice, ćwiczenia ręki i oka.
Na wygnaniu nie wolno mu było rysować. Dopiero gdy wszedł (wciąż jako żołnierz–niewolnik) w skład ekspedycji kartograficznych, opisujących wybrzeża Morza Aralskiego, mógł wrócić do rzemiosła. Ówczesne akwarele (nadal tylko szkice na kartkach z bloku) uderzają rozmytym, intensywnym kolorytem. Jest w nich zapowiedź czy raczej przeczucie impresjonizmu, jest to widzenie świata, które – już świadome i dojrzałe – widzimy na płótnach jego francuskich mistrzów, a wcześniej na późnych pracach Turnera, także przeczuwających impresjonizm22, Szewczence nieznanych. Gdyby na podstawie tych szkiców powstały pełnowymiarowe obrazy, świat padłby na kolana.
Wracając z wygnania, nie miał nadziei na powrót do malarstwa. Już wcześniej zapisał w dzienniku: „nie mam teraz nawet co myśleć o malarstwie. (…) Dziesięć lat bez ćwiczeń może zrobić z wielkiego wirtuoza zwykłego szynkowego grajka”. Zapewne myślał o „wielkim” malarstwie olejnym, bo nie zamierzał rezygnować z rysunków, a zwłaszcza miedziorytnictwa, sztuki bardziej demokratycznej, gdyż „być dobrym grawerem to (…) być siewcą światła prawdy”. Co do umiejętności – mylił się. Dowodzą tego późne rysunki, szkice, niezbyt liczne obrazy. Malowane teraz portrety, surowsze od młodzieńczych, częściej rysunkowe, są głębsze psychologicznie. Powrót do sztalug z pewnością nie był dlań zamknięty.
Sądzę, że szło o coś innego: Szewczenko, który w chwili aresztowania uważał się głównie za malarza, poczuł się już przede wszystkim Poetą. Wieszczem, głosicielem. Miedziorytnictwo miało być przedłużeniem tej roli. Zapewne też zabrakło wiary w siebie: w wierszach z ostatnich lat wiele jest depresji…
Jakkolwiek było, nie miało to większego znaczenia. Ścieżka ziemskiego życia Szewczenki dobiegała kresu.
Wieszcz
Nie wiem, ile jest w Polsce pomników Trzech Wieszczów, Sienkiewicza i Prusa, ale na pewno mniej niż pomników Szewczenki na Ukrainie. Te zdarza się napotkać i w zabitych deskami wsiach. I nie ma księgarni (może oprócz Krymu), w której nie znaleźlibyśmy kilku wydań Kobzarza, kanonicznego zbioru poezji Szewczenki, którego tytuł, oznaczający wiejskiego lirnika, jest też honorowym mianem autora, którego pierwsze strofy, Rewe ta stohne Dnipr szyrokyj („Ryczy i jęczy Dniepr szeroki”), skądinąd liryczna impresja o nocy nad rzeką, były przez dziesięciolecia nieoficjalnym hymnem Ukraińców.
W kaniowskim muzeum leżą obok siebie dziewiętnastowieczny Psałterz i podobne rozmiarami wydanie Kobzarza. Nieprzypadkowe to skojarzenie: poezji Szewczenki praktycznie nie wydaje się w różnych układach czy wyborach: obowiązuje ustalony, niezmienny kanon. Kobzarz nie jest zbiorem, jest jednością. Tak jak Psałterz. I jak on zwany jest często księgą nastolną (podręczną).
Może jest w tym coś z bałwochwalstwa. Ale w określeniu „nasze wszystko” jest nieodparta prawda: Szewczenko jest dla Ukraińców tym, czym dla nas byli Trzej Wieszczowie, Sienkiewicz i Prus razem wzięci. Nie było potem ukraińskiego poety równego mu talentem (może dopiero Wasyl Stus23) ani siłą oddziaływania, późniejsza ukraińska literatura to raczej gosy do Szewczenki niż spory z nim. Dopiero w niepodległym kraju niektórzy „zrzucają płaszcz Konrada”24 i zaczynają spory o Szewczenkę (zwłaszcza dekonstruowanie obrazu poety–rewolucjonisty), choć wciąż nie z nim samym.
Nad odbiorem Szewczenki ciąży chłopomańsko–sowiecki stereotyp poety ludowego, kontynuatora lirników–kobzarzy, ludowych śpiewaków, ale i poetów, piewców kozacko–hajdamackiej przeszłości i krytyków „ucisku społecznego”, jak to ujmowali marksiści. Prawda, Szewczenko wyrósł w chłopskiej chacie – ale też wyrósł z niej, jak z dziecięcego ubranka. W jego sercu pozostały dumy kobzarzy, opłakany los
Wsi, która jakby pogorzała,
Ludzi, co jakby poszaleli,
Co na pańszczyznę idą niemi
I swoje dzieci wiodą na nią,
ale też idylliczne piękno
Sadów wiśniowych koło chaty
Trzmieli, co huczą pośród nich25.
Ale ludowa poetyka, ta liryczna i ta epicka, była dlań jedynie punktem wyjścia, w wierszach o tematyce historycznej wzbogacał przekaz lirników wiedzą książkową, inna rzecz, że nie zawsze rzetelną.
Znał mitologię klasyczną, znał Byrona i Schillera (w rosyjskich i polskich przekładach), Mickiewicza (tym się zachwycał) i Słowackiego. Jak oni, był poetą romantycznym, wadzącym się ze światem i Bogiem, stawiającym siebie w centrum Universum. Swój naród kochał także na romantyczną modłę. Słynne, kontrowersyjne „I znać nie chcę Boga” z Testamentu przywodzi na myśl Mickiewiczowskie „z Bogiem i choćby mimo Boga” z Dziadów. Prawda, mniej u Szewczenki emocjonalnych wzlotów, więcej – zimnej determinacji. Chłopskiej determinacji i przywiązania do konkretu. Tym różnił się od większości romantyków – i tym jest wśród nich cenniejszy.
Pozostał jednak poetą prostych środków, mocno zakorzenionym w ludowej poetyce. Więc tym silniej oddziałującym. Zanim wrócił z zesłania, liczne jego wiersze wróciły do ludu jako pieśni wędrownych kobzarzy, a on sam za życia stał się przedmiotem legendy.
Jeden ze swych wierszy zadedykował Gogolowi, starszemu odeń o ledwie pięć lat, którego twórczość znał i cenił. Dziwny wiersz, właściwie lamentacja po świecie Tarasa Bulby, żal za tym, że
Już nie zagrzmią w Ukrainie
Swobodne armaty,
Już nie zarżnie ojciec syna,
Swej własnej dzieciny
Za cześć, sławę, za braterstwo
Wolność Ukrainy.
Sam nie zarżnie – wykolebie
I sprzeda do rzeźni
Moskalowi26.
Straszne słowa… Zwłaszcza jeśli są słowami Wieszcza.
Gdyby wówczas doszło do dialogu intelektualnego tych dwóch wielkich artystów i myślicieli, dzieje kultury ukraińskiej (ale i rosyjskiej) wyglądałyby by inaczej. Jak? Bogu jedynie wiadomo. Ale byłaby ona bogatsza o wymiar dialogu właśnie, który w naszej kulturze gruntuje dwugłos Mickiewicza i Słowackiego, a potem Sienkiewicza i Prusa.
Ale do takiego dialogu tych dwóch dojść nie mogło. Szewczenko nigdy nie wybaczył swoim niewolicielom, nie poszczególnym osobom, a „panom” jako takim. A Gogol był „panem” właśnie (nieważne, że szlacheckość jego przodków była mocno wątpliwa). To była bariera, mur, choćby Szewczenko mianował Gogola w wierszu „swym wielkim druhem” i „bratem”.
A ponieważ Szewczenko, największy ukraiński poeta, stał się prawodawcą tożsamości narodowej, dla Gogola, największego ukraińskiego prozaika, zabrakło w niej miejsca. Prawda, Gogol tworzył po rosyjsku – ale kto odmówi Joyce’owi27 laurów pisarza irlandzkiego z tej racji, że pisał po angielsku?
Interludium: Szewczenko i Polacy
Szewczenko nie lubił Polaków. Niewątpliwie. Po prawdzie – nie znał ich. Znał cokolwiek mitycznych „panów” z kobzarskich pieśni–opowieści o czasach hajdamackich, polską literaturę o tych wydarzeniach (z pewnością czytał powieści Czajkowskiego28, zapewne znał też też Zamek kaniowski Goszczyńskiego; ukraińskie dramaty Słowackiego powstały później i nie mogły wywrzeć nań istotnego wpływu). Jego właścicielami byli Rosjanie, w pierwszych latach wolności gościły go głównie dwory Małorosów, potomków kozackiej starszyzny, kulturą niewiele różnych od włościan – potomków kozackiego gminu.
Dopiero na wygnaniu spotkał Polaków: powstańców z 1830 r. i spiskowców, zesłanych do azjatyckich pułków, ludzi o poglądach demokratycznych, według dzisiejszych kryteriów – nawet lewicowych. Zbliżył się do nich, zaprzyjaźnił. Najbardziej z Bronisławem Zaleskim i Zygmuntem Sierakowskim29. Razem pracowali, dyskutowali, pili. To z tej przyjaźni zrodzi się wiersz Do Polaków zakończony głośnymi słowami:
Podaj więc rękę Kozakowi
I serce czyste jemu daj,
A znów z imieniem Chrystusowym
Odbudujemy cichy raj.
Inna rzecz, że Szewczenko przypisał całe zło w stosunkach między Polakami a Ukraińcami nie panom–szlachcie, ale „księdzom–jezuitom”. To raczej nie jego pomysł – to musiało płynąć od Zaleskiego i innych. Nowoczesnych (na ówczesną miarę, rzecz jasna) demokratów, więc też – antyklerykałów. I ludzi szczerze obrażonych na Kościół za potępienie powstania listopadowego przez Grzegorza XVI. Tę nutę obrazy świetnie wyraził Słowacki w watykańskiej scenie II aktu Kordiana, dziele znanym Zaleskiemu i jego towarzyszom niedoli.
Polacy, stosunki z nimi nie były dla Szewczenki ważnym tematem. Był skupiony na swoich, na Ukraińcach, więc też – na ich aktualnych wrogach: Moskalach (określenia „Rosjanie” próżno szukać w jego poezji) i panach. W poematach historycznych trzyma, rzecz jasna, stronę swoich, Zaporożców – jak każdy, kto opiewa dzieje swego narodu.
Szewczenko napisał też jednak Hajdamaków: poemat wczesny, romantycznie rozwichrzony, niepokojący. Wybitny. I zdecydowanie wrogi Polakom (ściślej – szlachcie) i Żydom. Epatujący okrucieństwem. Wysnuty z opowieści dziadka poety i jego rówieśników o czasach konfederacji barskiej i „odwetowym” powstaniu hajdamaków (koliszczyźnie), wydarzeniach odległych od dzieciństwa Szewczenki ledwie o pół wieku. Poemat o ogromnej sile wyrazu, łatwo trafiający do ludowej wyobraźni, poemat, który głęboko wpłynął na późniejsze pokolenia Ukraińców.
Ale nie opisy gwałtów konfederackich i hajdamackiej zemsty (w tym rzezi Humania) są w tym poemacie najstraszniejsze, najtrudniejsze do przyjęcia. Oto pod koniec opowieści Gonta opłakuje swoje dzieci, które sam zabił za to, że matka posłała je do katolickiej szkoły, że je opolaczyła. Opłakuje dzieci, ale nie czuje cienia skruchy, tylko żal do losu:
Dolo moja, dolo
Dolo nieszczęśliwa,
Cóżeś, dolo, narobiła,
Na coś dzieci dała…
Nie żałuje tego, co zrobił. Żałuje tego, że musiał to zrobić – i ma o to pretensje do ofiar.
I nieważne, że historyczny Gonta swych dzieci nie zabił (Szewczenko zaczerpnął ten motyw z Wernyhory Czajkowskiego), a wcześniej jako dowódca kozackiej załogi Humania doskonale wiedział, do jakiej szkoły je posyła. Gonta Szewczenki, Gonta mitu narodowego synów zabił. Trudno nie dostrzec w tym prefiguracji zabijania „obcoplemiennych” członków najbliższej rodziny w latach czterdziestych XX w.
Nasze wszystko
Wybitny ukraiński intelektualista Iwan Dziuba30 zaczyna swą monografię Taras Szewczenko. Życie i twórczość (Kijów 2008) słowami: „Szewczenkę rozumiemy na tyle, na ile rozumiemy siebie – swój czas i Ukrainę w tym czasie. Nasze czasy, tak jak każde poprzednie, pragną zbliżać się do rozumienia Szewczenki (…) jako naszego współczesnego”. Trudno nam to pojąć – oduczyliśmy się czytania w ten sposób Mickiewicza i Słowackiego. Może nigdy tak ich nie czytaliśmy?
Nie ma chyba ukraińskiej dyskusji kulturalnej czy metapolitycznej wolnej od nawiązań do Szewczenki, często – manipulacji jego słowami. Jakiś czas temu ukraiński polityk zatytułował swój artykuł My prosto jszły… (Po prostu szliśmy), wiedząc doskonale, że każdy czytelnik przywoła cały cytat:
Nie kłamaliśmy sobie wzajem,
po prostu szliśmy; dziś już w nas
ziarna nieprawdy nie zostało.
ale może zapomni, że te słowa poeta kierował nie do żadnego z przyjaciół, ale do własnego losu – ciąg dalszy brzmi:
Więc pójdźmy już, doleńko moja!
Mój nieobłudny przyjacielu!31
Podobnych nawiązań w prasie ukraińskiej spotykałem setki. Wciąż je spotykam.
Piszę te słowa półtora tygodnia przed dwusetną rocznicą urodzin Szewczenki, w dniach gdy wciąż trwają pogrzeby poległych powstańców z Samoobrony Majdanu, zwanych już Niebiańską Sotnią.
Dwa miesiące wcześniej, krótko przed pierwszą fazą walk na ulicach Kijowa, na Majdanie odczytano jeden z programowych poematów Szewczenki, poświęcony walce ówczesnych Czeczeńców z Rosjanami, Kaukaz:
Za górami góry, spowite chmurami
Nieszczęściem obsiane, krwią szczodrze oblane (…)
Walczcie więc, a zwyciężycie,
Bóg sam was wspomaga.
Z wami prawda, z wami chwała,
Wolność święta z wami.
Słowa te odczytał Serhij Nigojan, pochodzący spod Dniepropietrowska (dopiero dziś – Dnipra) syn uchodźców z Armenii, człowiek o podręcznikowo wręcz „kaukaskiej powierzchowności”. Kilka dni później, 22 stycznia padnie na ul. Hruszewskiego jako pierwszy poległy.
Dziś Szewczenko znów jest przede wszystkim Prorokiem biblijnych złorzeczeń (które tłumaczył z pasją i chyba upodobaniem), obwieszczającego gnębicielom Ukraińców, że
W radosnym dniu nad wami
Roztoczy się kara
I powieje ogień nowy
Od Chłodnego Jaru32
Ten ognisty wiew z rodzinnych stron Szewczenki, z ostoi hajdamaków, a potem antysowieckich powstańców początku lat dwudziestych zeszłego wieku, można dziś poczuć na ulicach Kijowa.
Powrót do Kaniowa(szlak pomników)
Tak zakończyłem tekst pisany w lutym 2014 r. Dziś w westybulu kaniowskiego muzeum nie ma już kamienia pokrytego kitajką ani „poetyckiego nieba” rękopisów Szewczenki. Ekspozycję przeorganizowano, czyniąc ją znacznie mniej nowoczesną, bardziej – jak sądzę – odpowiadającą gustom i poglądom prowincjonalnych nauczycieli oraz wizji Szewczenki z ukraińskiej podstawy programowej. Bo też jest to muzeum przede wszystkim dla grup oprowadzanych przez przewodników, zwłaszcza grup szkolnych. Kto nie zna dobrze życia Szewczenki, bez przewodnika niewiele zrozumie. Usunięto też kapitalną ekspozycję późniejszych obrazów przedstawiających różne odczytania twórczości i osoby Szewczenki.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
1 Lina Kostenko (ur. 1930), najwybitniejsza żyjąca ukraińska poetka, dysydentka z lat sześćdziesiątych XX w., ciesząca się ogromnym autorytetem.
2 Wacław Worowski (1871–1923), zruszczony Polak pochodzący z Moskwy, bolszewik, m.in. dyplomata, zastrzelony w Lozannie przez białogwardyjskiego emigranta. Z Kijowem nie miał nic wspólnego.
3 Michaił Kalinin (1875–1946), działacz bolszewicki, od 1919 do 1946 r. nominalny szef państwa sowieckiego, żartobliwie zwany „wszechzwiązkowym starostą”. Nie miał żadnych związków z Ukrainą.
4 Empire (styl cesarstwa), odmiana późnego klasycyzmu powstała w czasach Napoleona I, praktykowana we Francji i innych krajach europejskich (w tym Rosji). Jedną z jego cech charakterystycznych był nadmiar zdobień w architekturze i wzornictwie przy zachowaniu prostych, surowych form podstawowych.
5 Z piosenki Jonasza Kofty Arcytektura.
6 Wiktor Medwedczuk (ur. 1954), ukraiński prawnik, przedsiębiorca i polityk, twórca prorosyjskiej organizacji Ukrainskij Wybor (2012 r.), m.in. wiceprzewodniczący parlamentu i szef administracji prezydenta Kuczmy (na tym stanowisko był de facto wiceprezydentem). Uważany za odpowiedzialnego za antydemokratyczną politykę tego prezydenta. Przyjaciel Władimira Putina, który jest ojcem chrzestnym jego młodszej córki.
7 Majdan, słowo pochodzenia irańskiego, to pierwotnie polana, zamknięty dziedziniec, plac we wsi (stąd liczne wsie o tej nazwie, tak na Ukrainie, jak i w Polsce). Jako określenie placu miejskiego ma znaczenie nobilitujące, zaszczytne: w Kijowie określa się w ten sposób jeszcze tylko Majdan Sofijski (w latach 1944–1993) – plac Bogdana Chmielnickiego.
8 Tak na marginesie: na początku lat osiemdziesiątych zeszłego wieku wokół reliktów jedenastowiecznego muru powstała makieta Złotych Wrót (o które Chrobry nie mógł szczerbić miecza, gdyż powstały kilkadziesiąt lat później). Wzniesiono je na opak: obronnym frontem ku (ówczesnemu) miastu, zapleczem ku nieprzyjacielowi.
9 Mamaj, mimo tatarskiego imienia, to archetypiczny wizerunek Kozaka, bitnego, muzykalnego i melancholijnego. Jego malarski wizerunek ukształtował się ostatecznie w XVIII w. i przedstawia siedzącego „po turecku” Kozaka z fajką, grającego na teorbanie; na drugim planie jest zazwyczaj osiodłany koń. Kijowski pomnik ściśle odpowiada kanonowi.
10 Heorhij Gongadze (1969–2000), Gruzin osiadły na Ukrainie, dziennikarz, założyciel portalu Ukrajinska prawda, zdecydowany krytyk prezydenta Kuczmy. Porwany i zamordowany jesienią 2000 r. przez oficerów ukraińskiej milicji. Bezpośrednich sprawców wykryto i ukarano, oskarżenia o inspirację tej zbrodni przez prezydenta pozostały nieudowodnione.
11 Wołodymyr (w świecie Wasyl Romaniuk, 1925–1995), kapłan i mnich prawosławny, wielokrotnie więziony w czasach sowieckich, związany z ruchem dysydenckim, i nacjonalistycznym, od 1993 r. samozwańczy patriarcha kijowski.
12 Najbardziej znana jest ulotka, parodiująca plakaty wyborcze Janukowycza: filmowy Gollum w miejsce kandydata i hasło „dlatego, że… śliczny” (na oficjalnych plakatach Janukowycza wymieniano zalety kandydata: konsekwentny, odpowiedzialny etc.).
13 Mieszkańców historycznej Galicji Wschodniej (Hałyczyny), tj. obecnych obwodów lwowskiego, iwanofrankowskiego i tarnopolskiego.
14 Pussy Riot (dosłownie: Cipkowe rozruchy), rosyjska grupa punkrockowa i performerska, która w lutym 2012 r. przeprowadziła w jednej z głównych świątyń Moskwy, Soborze Chrystusa Zbawiciela, „punk–nabożeństwo” mające być elementem teledysku do piosenki Bogurodzico, przegoń Putina. Uczestniczki akcji zostały aresztowane pod zarzutem chuligaństwa.
15 Nikołaj Azarow (ur. 1947), geofizyk i polityk. Rosjanin urodzony w Kałudze, który do Zagłębia Donieckiego trafił w ramach kariery zawodowej w 1984 r. Szef Państwowej Inspekcji Podatkowej w latach 1996–2002, minister finansów w latach 2002–2005 i 2006–2007, premier w latach 2010–2014. Po upadku Janukowycza zamieszkał w Rosji.
16 Witalij Kłyczko vel Kliczko (ur. 1971), bokser (wielokrotny mistrz WBC) i polityk (od 2010 r.). Twórca partii UDAR [cios] Witalija Kłyczki, parlamentarzysta, jeden z politycznych przywódców rewolucji godności. Wiosną 2014 r. zrezygnował z ubiegania się o prezydenturę i został wybrany merem Kijowa (o stanowisko to wcześniej ubiegał się dwukrotnie).
17 Opis ten odnosi się do 2013 r.; kilka lat później ekspozycja kaniowskiego muzeum została gruntownie przekształcona, o czym bliżej przy końcu tego tekstu.
18 Z wiersza Zapowit (Testament), jednego z najbardziej znanych utworów Szewczenki.
19 Wasilij Engelhardt (ros. Engelgard, 1755–1828), wojskowy i działacz państwowy, wielki posiadacz ziemski pochodzący z niemieckiej szlachty Kurlandii, siostrzeniec kniazia Grigorija Patiomkina–Taurydzkiego; Paweł Engelhardt (1798–1849), najmłodszy syn Wasyla, oficer i ziemianin, dziś pamiętany głównie jako właściciel Szewczenki; Wasilij Engelhardt młodszy (1828–1915), starszy syn Pawła, astronom pracujący głównie w Dreźnie i historyk–amator.
20 Karl Briullow vel Bruelau (1799–1852), Francuz urodzony w Rosji, wybitny malarz romantyczny. Dużą część dorosłego życia spędził we Włoszech.
21 Wasilij Żukowski (1783–1852), wybitny poeta, tłumacz i pedagog, m.in. nauczyciel języka rosyjskiego małżonki Mikołaja I oraz wychowawca cesarzewicza–następcy Aleksandra (późniejszego Aleksandra II). Reformator rosyjskiej poezji, twórca hymnu Boże caria chrani, od 1841 r. na emigracji w Niemczech.
22 Za początek impresjonizmu uważa się rok 1874. Joseph Turner żył w latach 1775–1851.
23 Wasyl Stus (1938–1985), poeta i publicysta, dysydent z lat sześćdziesiątych XX w., więziony w latach 1972–1979 i 1980–1985; zmarł w łagrze.
24 Z wiersza Antoniego Słonimskiego Czarna wiosna.
25 Odpowiednio z wierszy: I wyris ja na czużyni(Wyrosnąć przyszło na obczyźnie) i Sadok wisznewyj koło chaty.
26 Z wiersza Hoholu (Do Gogola).
27 James Joyce vel Seamus Seoige (1882–1941), Irlandczyk tworzący po angielsku, jeden z największych pisarzy XX w.
28 Michał Czajkowski vel Sadyk Pasza (1804–1886), pisarz i działacz polityczny, uczestnik powstania listopadowego, następnie emigrant, podczas wojny krymskiej twórca formacji kozaków sułtańskich, pod koniec życia wrócił na Ukrainę i przeszedł na pozycje rusofilskie. Powieść Wernyhora wieszcz ukraiński ukazała się w 1838 r.
29 Bronisław Zaleski (1819–1880), pisarz i działacz polityczny, na zesłaniu w latach 1847–1956, następnie na emigracji, przyjaciel Norwida. Zygmunt Sierakowski (1827–1863), spiskowiec, po zesłaniu do wojska dosłużył się stopnia oficerskiego, jeden z dowódców powstania styczniowego na Litwie, stracony przez Rosjan.
30 Iwan Dziuba (ur. 1931), pisarz i literaturoznawca, dysydent z lat sześćdziesiątych XX w. (autor przełomowego pamfletu Internacjonalizm czy rusyfikacja z 1965 r.), w niepodległej Ukrainie także działacz społeczny.
31 Z późnego wiersza Dola (Los).
32 Z wiersza Chłodnyj jar (Chłodny Jar).
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.