Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
77 osób interesuje się tą książką
Byłam cierniem w królewskim tyłku mojego ojca.
Nicola Cinnante byłaby zwykłą amerykańską nastolatką, gdyby nie fakt, że przyszła na świat w TEJ rodzinie. Z racji urodzenia powinna być mafijną księżniczką, ale zamiast wychowywać się w luksusie i przywilejach, stała się skrzętnie ukrywanym przez lata sekretem. Dziewczyna, której jedynym przyjacielem jest kot znajda, dorastała w przekonaniu, że jest brzydka, głupia i nikomu niepotrzebna.
Nagle cały znany jej świat zostaje wywrócony do góry nogami. Kiedy z winy swojego ojca staje się zakładniczką mafii i trafia na Baleary, ukryte motywy w końcu wychodzą na jaw. Czy pojawienie się nowych uczestników gry okaże się dla niej kolejną pułapką, czy wybawieniem?
Kiedy więc potwór przestaje być potworem?
Kiedy się w nim zakochasz.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 446
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright ©2023 by Greta Eden
Copyright ©2023 by Litera Inventa
Wydanie pierwsze, 2023
Redaktor prowadząca: Helena Leblanc
Redakcja: Ewelina Gałdecka, Klaudia Jovanovska
Pierwsza korekta: Agata Górzyńska-Kielak
Druga korekta: Kinga Rutkowska
Skład, łamanie, przygotowanie ebooka: Michał Bogdański
Projekt okładki: Agnieszka Makowska
ISBN: 978-83-67355-08-7
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej fragmenty nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autora lub wydawcy.
© All rights reserved
studio_litera.inventa@outlook.com
Raz na jakiś czas, w samym środku zwykłego życia, miłość ofiarowuje nam szansę na bajkę.
Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób1. Ileż prawdy było w tym cytacie. Przychodził mi do głowy już miliony razy, ale dzisiaj, słysząc znowu, jak jestem bezwartościowa, jakoś szczególnie czułam znaczenie tych słów.
Byłam cierniem w królewskim tyłku mojego ojca.
Nie byłam ani ładna, ani szczupła. Moje szkolne stopnie też zdecydowanie odbiegały od przeciętnej. In minus. Nigdy się nie starałam, żeby były lepsze, a to dlatego, że i tak nikt by tego nie docenił. Moja matka dbała tylko o moich braci. I tak miałam szczęście, że przyszłam na świat razem z moim bratem bliźniakiem. Gdybyśmy żyli w średniowieczu, wyrzucono by mnie do fosy zaraz po urodzeniu. W XXI wieku – porzucono mnie w ramionach opiekunek, kucharek, sprzątaczek.
Ale nawet służba wiedziała, jak niechciana jestem.
Jako dziecko wielokrotnie słyszałam, że nic ze mnie nie będzie. Prześlizgnęłam się przez szkołę i w wieku niespełna dziewiętnastu lat zakończyłam edukację. Swoje świadectwo odebrałam w zupełnej ciszy, niezauważona. Nie miałam koleżanek. Ani jednej przyjaciółki. Byłam kroplą w morzu nastolatków. Grubą żyrafą. A moim światem były książki. I kot.
Nigdy nie zwróciłbyś na mnie uwagi na ulicy. Nie miałam w sobie nic szczególnego. Byłam za wysoka, a w mojej twarzy nie dało się dostrzec nawet śladu pięknych rysów mojej matki. Dobrze, że chociaż mój brat był skórą zdjętą z ojca, inaczej pewnie przypłaciłaby życiem nasze narodziny.
Kiedy moi bracia mieli ochronę i prywatnych nauczycieli, ja chodziłam do publicznej szkoły, przemierzając każdego dnia kilka kilometrów na piechotę. Nikogo nie obchodziło, co robię i gdzie jestem. Nie brałam udziału w żadnych spotkaniach towarzyskich. W czasie tych organizowanych w naszym domu miałam surowy przykaz pozostawania w swoim pokoju na poddaszu. Ponoć nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny, tyle że ja nie mogłam znaleźć żadnego uzasadnienia dla takiego traktowania poza tym, że wizualnie nie spełniałam oczekiwań ojca.
Mam czterech braci. Lirio jest moim bliźniakiem. Mamy po dziewiętnaście lat. Roberto jest rok młodszy, Davide skończy niedługo szesnaście, ale wygląda na więcej. Jest potężny jak byk. Vito jest najmłodszy, ma zaledwie dziesięć lat, jednak z nich wszystkich jest najokrutniejszy.
Jako jedyna córka mojego ojca powinnam być rozpieszczaną księżniczką jak dziewczynki, które latami obserwowałam z poddasza w czasie przyjęć urodzinowych moich braci. Zamiast tego – prawda była brutalna – stałam się skrzętnie ukrywanym sekretem rodzinnym.
Kobiety w mafijnych rodzinach nigdy nie miały lekkiego życia. Moja matka, moje ciotki, kuzynki, wszystkie razem i każda z osobna stanowiły towar, okup, który miał zapewnić rodzinie wsparcie, pieniądze i ewentualnie sprzymierzeńców. Wszystko to dla władzy – pięcia się po szczeblach mafijnej drabiny z nadzieją, że uda się wkraść w łaski szefa szefów. Jeszcze trzydzieści lat temu więzy krwi i rodzinne koligacje były najważniejsze. Teraz zastępowała je polityka silniejszego i zdolniejszego lidera oraz lojalności.
W całej tej mafijnej machinie trafiali się jednak mężczyźni, którzy doskonale zdawali sobie sprawę, że ich żony czy partnerki przedstawiają ogromną wartość. Doświadczenie tego na własnej skórze było jak objawienie z nieba. Pochodziłyśmy z różnych domów, inaczej nas wychowano, otrzymałyśmy od życia lekcje, o które nie prosiłyśmy, a które ciążyły nam bagażem doświadczeń. Jedno miałyśmy wspólne: pokochałyśmy mężczyzn, którzy w oczach przeciętnego śmiertelnika są potworami. Dzięki nim, mimo trudnych lub wręcz traumatycznych przejść, odnalazłyśmy swoje maleńkie, lokalne niebo, które nosiło czasem piekielne znamiona okraszone męskim imieniem.
Nazywam się Nicola Cinnante i to jest moja historia.
Byłam właśnie w trakcie czytania książki, kiedy usłyszałam zamieszanie na dole, a potem krzyki. Na chwilę wszystko zamarło, ale zaraz doszły mnie odgłosy wystrzałów. Zrobiłam pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Zamknęłam książkę i, starając się zachowywać jak najciszej, wsunęłam się pod łóżko w naiwnej nadziei, że nie zostanę zauważona. Głośne kroki na korytarzu zwiastowały zbliżające się w moją stronę niebezpieczeństwo.
Drzwi do pokoju otworzyły się i uderzyły głucho o ścianę. Zamknęłam oczy i starałam się oddychać najpłycej, jak potrafię. Zastygłam w bezruchu, pragnąc, żeby mężczyzna sobie poszedł. Zaczęłam odliczać sekundy. Stał, nie poruszając się. Na co czekał?
– Możesz stamtąd wyjść sama albo cię wyciągnę.
Zerknęłam na lewo i nasze spojrzenia spotkały się w lustrze opartym pod kątem o ścianę. Może weźmie mnie za jedną z pokojówek, które też mieszkały na tym piętrze? Wysunęłam się z przeciwnej strony, niż on stał, podniosłam na kolana i nieśmiało wyjrzałam znad materaca. Czarna lufa była wymierzona w moją głowę. Uniosłam dłonie do góry w geście poddania, wyszłam z pokoju i dołączyłam do służby zgromadzonej przy podeście schodów i pilnowanej przez dwóch uzbrojonych mężczyzn.
– Która z was to Nicola?
Wszyscy wpatrywali się w napastnika, który zadał pytanie. Po chwili ciszy uniósł broń i ją odbezpieczył.
– Nie zamierzam przez ciebie umierać, grubasko – syknęła za moimi plecami Carmela, popychając mnie do przodu.
Zaczerwieniłam się, kiedy usłyszałam to określenie. Wszyscy rozstąpili się na boki, zostawiając mnie na pastwę obcych – zdemaskowaną i zidentyfikowaną.
– Zabierz ją na dół – rozkazał.
Prześmiewczym gestem, a przynajmniej ja to tak odebrałam, wskazał schody. Przełknęłam ciężko. Jeden z mężczyzn stał przy drzwiach, inny w przejściu do salonu. Wszyscy byli uzbrojeni. Ten, który prowadził mnie z góry, miał na sobie kevlarową kamizelkę. Podobnie jak pozostali.
Widok w salonie mnie zszokował. Ojciec klęczał w kałuży krwi, która sączyła się z jego lewego ramienia. Był blady, ale trzymał się prosto. Obrzucił mnie nieprzyjaznym spojrzeniem, ale milczał. Za to mój najmłodszy brat otworzył buzię.
– Jak to się stało, że portugalskie zbiry znalazły się tak daleko od domu? – zakpił.
– Nie bój się, chłopczyku – odparł tym samym tonem prowadzący mnie mężczyzna. – Weźmiemy, co nasze, i już nas nie ma.
Zerknęłam w stronę Vita. To, co zobaczyłam tuż za jego plecami, sprawiło, że się zatrzymałam, rozchylając usta w szoku. Mój bliźniak leżał rozciągnięty na dywanie, a jego klatka piersiowa nie unosiła się. Czy Lirio nie żył?!
– Nie patrz – rozkazał ktoś spokojnym głosem, zasłaniając mi widok.
W polu widzenia miałam teraz granatową koszulę z rozpiętym pod szyją kołnierzykiem. Uniosłam wzrok i natrafiłam na najbardziej chmurne, stalowe spojrzenie, jakie widziałam w życiu. Moje oczy rozszerzyły się w przypływie nagłego zaskoczenia. Jedyny mężczyzna, który nie miał na sobie kamizelki i, poza bronią w lewej ręce, nie był ciężko uzbrojony.
– Chuj mnie obchodzi, czy zabierzesz tę kupę gówna sprzed moich oczu – warknął mój ojciec, powodując, że moje ramiona opadły, a spojrzenie wbiło się w ziemię. Czułam, jak zdradziecki rumieniec wstydu wypełza mi na policzki. – Wyświadczyłbyś mi przysługę, gdybyś ją zabił – zaśmiał się.
Po tylu latach powinnam być już przyzwyczajona do tego tonu, słów i zachowania. Mimo to gula rosła mi w gardle, utrudniając przełykanie. Mężczyźni wymienili parę słów, których nie rozumiałam.
– Mam ten pierdolnik pod kontrolą, Darius – oznajmił ktoś z tyłu.
Nadal wpatrywałam się we własne buty. Nie podniosłam wzroku, nie śmiałam. Facet złapał mnie delikatnie za ramię i skierował do wyjścia.
Nie spodziewałem się, że Cinnante podda się bez walki, ale to, co odwalił razem z synami, przeszło moje oczekiwania. Co za rodzinka! Ja pierdolę! Żeby zasłaniać się własną matką…
Vadala utrzymywał, że córka Cinnante musi być co najmniej upośledzona, bo rodzina nigdy jej nie pokazywała. Na pierwszy rzut oka nawet byś nie powiedział, że Nicola była jego córką. Mimo że Lirio to jej bliźniak, wyglądali jak dzień i noc. On jasny i przystojny, ona ciemna, dla wielu zapewne przeciętna, przy kości, chociaż ja nazwałbym to krągłościami. Tak daleka od smukłych mafijnych księżniczek w modnych ciuchach.
Spokojnie poszła do samochodu, kiedy musieliśmy uśpić jej najmłodszego brata lekami, żeby w ogóle go okiełznać. Zapytała tylko, czy jeśli nie planujemy jej śmierci w najbliższym czasie, mogłaby zabrać ze sobą swojego kota. Marco uniósł brwi, rzucając, że nie będzie czekał na żadnego przeklętego sierściucha. Wtedy dotarły do mnie trzy słowa, których prawie musiałem się domyślić:
– Mam tylko jego.
– Jeśli coś kombinujesz… – ostrzegłem.
– Przysięgam! – Uderzyła się zaciśniętą pięścią w pierś.
Pobiegła do ogródka i zanim zdążyłem ją dogonić, wróciła, niosąc w ramionach najbrzydszego kota, jakiego świat widział. Wyglądał, jakby każda jego część pochodziła z innego zwierzaka. Miał tylko część ogona i tylko jedno oko, którym wpatrywał się we mnie przenikliwie, siedząc spokojnie w ramionach Nicoli. W samochodzie rozgościł się na jej kolanach.
– Popełniłeś błąd – odezwała się niemal szeptem, cały czas obserwując krajobraz miasta przesuwający się za oknem. W jej głosie było tyle pewności. Jakby bezwzględnie wierzyła w to, co mówi. – Powinieneś wziąć jednego z moich braci jako gwarancję. Ja jestem dla mojego ojca bezużyteczna. Bezwartościowa.
– Nie – zaprzeczyłem, nie wdając się w szczegóły.
– Popełniłeś błąd – powtórzyła jakby do siebie.
I ona, i kot wpatrywali się teraz we mnie. Kot z kpiną, dziewczyna ze strachem.
– Nie mam żadnej wartości dla mojego ojca. Będzie szczęśliwy, że się mnie pozbył.
– Nie znasz swojej wartości – odparłem, wymieniając w lusterku wstecznym spojrzenie z Demetriem.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce i wsiedliśmy do windy, dziewczyna odruchowo przysunęła się do mnie. Marco wpatrywał się w to z niedowierzaniem, jak wjeżdżaliśmy na ostatnie piętro na spotkanie z przeznaczeniem. Było mi jej trochę szkoda, ale z drugiej strony pochodziła z mafijnej rodziny. Z rodziny do rodziny – przyszło mi do głowy.
Giovanni czekał na nas ze swoją obstawą. Nie wyglądał na zadowolonego. Też bym, kurwa, nie był, gdyby ktoś usiłował mi zrobić cichy przewrót władzy w organizacji. Nie udało nam się w stu procentach udowodnić udziału Cinnantego w spisku. Niestety słowo jego żony zostało odrzucone przez pięć rodzin jako niewystarczające. Maltretowana latami kobieta kontra mąż oprawca, który kontrolował burdele w Chicago. Mieliśmy zabrać Liria i Nicolę, jego najstarsze dzieci, jako zabezpieczenie przed ponownymi ekscesami, ale ten młody i narwany gnojek wyciągnął broń, więc Marcowi nie zostało nic innego, jak odpowiedzieć ogniem.
Plan się zjebał, ale zawsze, w każdym planie coś musiało się spierdolić.
– Jakieś problemy? – spytał Giovanni, unosząc brew.
– Lirio – odparł Marco.
– Taka jest cena wojny – padła sucha odpowiedź Patricka.
Wzrok Giovanniego przeniósł się na dziewczynę. Schował dłonie do kieszeni, lustrując zakładniczkę swoimi ciemnymi oczami. Nawet jak miał dobry dzień, wyglądał na nieprzyjemnego skurwysyna, który samym swoim widokiem przerażał ludzi, a teraz był wkurwiony i wręcz emanował wściekłością.
– Czy to kot? – spytał niespodziewanie, spoglądając na zwierzaka, którego Nicola trzymała w ramionach.
Marco parsknął nieelegancko i oznajmił:
– Najbrzydsze zwierzę świata!
Nicola skinęła niepewnie głową. Cofnęła się, gdy Giovanni postąpił parę kroków w jej stronę, ale wpadła na mnie. Widziałem, jak przycisnęła zwierzę do siebie, próbując je chronić. Złapałem ją za ramię. Kocisko podniosło łeb i przesunęło łapę tak, że wbiła mi się pazurami w skórę między kciukiem a palcem wskazującym. Wyraźne kocie ostrzeżenie. Giovanni podszedł bliżej. Zwierzę fuknęło w jego stronę.
– Mam tylko jego – powtórzyła zawstydzona. – Proszę, nie rób mu krzywdy.
Nie „nie rób mi krzywdy”, tylko „nie rób krzywdy kotu”! Ja pierdolę, co oni robili tej dziewczynie?
Oczy Giovanniego złagodniały.
– Jak się nazywa?
– Turnip2.
– Zaskakująco trafne imię.
Zagryzła dolną wargę.
– Nie musisz się bać – zapewnił. – Ani kotu, ani tobie nic nie grozi z naszej strony. Ty i Vito wybierzecie się na małe wakacje na Balearach. Będzie was gościł jeden z moich zaufanych ludzi, Patrick.
Nicola wzięła drżący wdech.
– Próbowałam już wytłumaczyć, że dla mojego ojca jestem nikim. – Znów ten irytujący, przepraszający ton. – Jedynym powodem, dla którego może się ugiąć, jest Vito. To jego ulubieniec.
– Masz na nazwisko Cinnante… – zaczął.
– Nie rozumiesz! – zawołała z desperacją.
Wymieniliśmy spojrzenia ponad jej głową.
– Twój ojciec albo się podporządkuje, albo czeka go upadek z wysoka. – Odwrócił się do Patricka. – Chcę, żebyście byli w powietrzu jeszcze dzisiaj.
Nie dodał nic więcej, bo drzwi się otworzyły i do środka weszła Marianna, żona Giovanniego. Zastygła z ręką na klamce.
– Ojej, przepraszam…
Zero skruchy. Zero!
– W porządku. – Chyba nawet nie był zdziwiony, że tu wpadła. Ciekawe, ile wiedziała o tym, co miało się dzisiaj stać, i o całej sytuacji. Manipulatorka pierwszej wody. – Właściwie przydałaby mi się twoja pomoc.
– Naprawdę? – Spytała wyraźnie zaskoczona.
– Naprawdę – przedrzeźnił ją, wyciągając do niej rękę.
Uśmiechnęła się promiennie i podeszła bliżej.
– Marianno, to jest…
– Ale cudna kota! – zawołała, przestając zwracać uwagę na męża. – Mogę? – zapytała Nicoli, która potaknęła. Pogłaskała kota po głowie, a ten zmrużył oczy i zaczął mruczeć. – Ach, ale pluszak – zaśmiała się.
Poczułem, jak Nicola relaksuje się i mięknie, nadal opierając się o moje ciało. Robiła to zapewne nieświadomie. Giovanni obserwował podejrzliwie i ją, i kota.
– No co? – spytała Marianna, drapiąc zwierzaka pod brodą.
– Ten kot fuknął na mnie, zanim się zbliżyłem.
– Ciebie i twoich spojrzeń boją się niemal wszyscy.
– Poza moją żoną! – skontrował.
– Ponieważ jestem twoją żoną – sprostowała. – Pomyśl, jakie to byłoby żałosne, gdybym się ciebie bała, zamiast być dla ciebie wyzwaniem. Znudziłbyś się mną szybko. Mam rację, Patrick?
– Nie wciągniesz mnie w swoje małżeńskie rozgrywki, Marianno – zaśmiał się zapytany.
Prychnęła ostentacyjnie, nadal głaszcząc kota.
– Czy nie jesteś najsłodszym pluszaczkiem we wszechświecie? – zaszczebiotała.
Nicola spojrzała ponownie na mnie przez ramię i uśmiechnęła się lekko. Cała jej buzia stała się łagodniejsza, krawędzie zrobiły się miękkie, kuszące, a w oczach pojawił się blask.
– Nicola wylatuje dzisiaj na Baleary z Patrickiem.
Dziewczyna znów zesztywniała na słowa Giovanniego i jeszcze mocniej naparła na mnie. Marianna odkleiła ją delikatnie, ale stanowczo, objęła ramieniem w pasie i skierowała do drzwi.
– Jestem pewna, że przyda ci się trochę rzeczy. Że o kontenerze dla kota nie wspomnę.
Patrick spojrzał na mnie wyczekująco. Kurwa, wychodziło na to, że to nie Marco będzie jej pilnował, tylko ja. Jakbym miał mało problemów.
– Idziesz z nami, Darius? – zapytała Marianna w drzwiach. O proszę, i ona też wiedziała. Posłałem szefowi spojrzenie jasno dające do zrozumienia, że będzie mi coś winien.
Po krótkiej namowie udało nam się przekonać Nicolę, że Turnipowi nic się nie stanie, kiedy nas nie będzie. Marianna poprosiła nawet jednego z ochroniarzy, żeby stanął na straży pokoju, w którym zostawiliśmy kota. Wiadomo, żonie szefa szefów się nie odmawia. Dziewczyna jednak ciągle nie wydawała się przekonana. Rzucała niespokojne spojrzenia do momentu, kiedy drzwi windy się zamknęły.
– Jeśli chcesz, poproszę Nevia, żeby wysyłał nam zdjęcia i raporty co pół godziny – zaproponowała Marianna.
Wymieniłem zaniepokojone spojrzenie z jej ochroniarzem, Paulem. Kurwa! Marianna to moja kuzynka, ale też mściwa dupa. Wydawało się, że była uroczą, słodką istotą. Była. Ale też potrafiła zmienić życie mafiosów w piekło, uśmiechając się przy tym jak anioł. Omotała Giovanniego, zanim jeszcze się pobrali. Nie było rzeczy, której by dla niej nie zrobił. Pozwalał jej na wszystko, o ile nie podważało to jego autorytetu, a ona była na tyle inteligentna, żeby na salonach grać uległą żonkę. Nicola spuściła głowę i zaczęła skubać swoją koszulkę.
– Nie, to będzie kłopot…
– Och… żaden kłopot – zaszczebiotała Marianna. – Darius, możesz zadzwonić do…
– Nie.
– Ale…
– To, że owinęłaś sobie szefa wokół palca, nie znaczy, że będziesz pogrywać ze mną – odparłem stanowczo.
Jej spojrzenie jasno dawało do zrozumienia, że wyrówna ze mną rachunki przy pierwszej nadarzającej się okazji. Miałem to gdzieś. Nie znalazłem się w tym miejscu organizacji dlatego, że jestem miłym facetem.
Opierałem się o ladę w kolejnym sklepie, do którego zaciągnęła nas Marianna, i zastanawiałem się, jak długo jeszcze będzie się mściła. Ta kobieta wiedziała, jak uprzykrzyć życie mężczyźnie: zabrać go na zakupy do centrum handlowego. Nie dość, że był to koszmar, kiedy starałeś się ją chronić w takim tłumie i uważać na potencjalne zagrożenia, to jeszcze tortura dla psychiki przez niekończące się oglądanie ciuchów i bieganie po sklepach. Jezu, ile można?! Miałem wrażenie, że Nicola myśli podobnie, ale spokojnie podążała za swoją przewodniczką.
Byłem pewny, że Marianna wydała kilkanaście tysięcy na same buty w jednym z butików. Skrzętnie jednak dbała o to, żeby nie pokazywać metek Nicoli, która teraz bardzo ładnie prezentowała się w ciemnozielonej sukience, idealnie podkreślającej jej krągłości. Bardzo apetyczne krągłości. Kiedy w końcu udało się ją wyłuskać z workowatych dżinsów i za dużej koszulki, pokazało się ciało, które należało wielbić. Uwielbiałem krągłości. Rozumiałem teraz, dlaczego Marianna jako pierwszy sklep wybrała ten z bielizną. Wyszliśmy stamtąd z pokaźną kolekcją toreb.
– Czy to aby nie nasza grubaska? – zapytał donośnie i prześmiewczo damski głos za moimi plecami.
– Tak, to ona – zaśmiał się inny.
Odwróciłem się nieznacznie. Trzy kobiety w podobnym wieku stały na środku sklepu, wpatrując się w Nicolę z pogardą. Zaczerwieniła się jak burak i zaczęła się obracać, jakby chciała natychmiast uciec do przebieralni. Złapałem ją spojrzeniem, a ona zastygła w bezruchu.
Marianna już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale przedtem obrzuciła mnie wyczekującym spojrzeniem. Uniosła wyżej podbródek i zmrużyła oczy, czekając na moją reakcję. Uniosłem dłoń i palcem przywołałem Nicolę do siebie. Nie poruszyła się, więc wyzywająco uniosłem brew do góry, chowając dłonie do kieszeni. Podeszła niepewnie, cały czas zerkając na komentujące jej wygląd kobiety. Nakazałem gestem, żeby się odwróciła.
– Powinna do tej sukienki założyć pasek, będzie wyglądać jak szynka na Boże Narodzenie! – wykrztusiła brunetka, zaśmiewając się.
Podszedłem do Nicoli o krok bliżej. Na jej rzęsach wisiały łzy, gotowe stoczyć się po policzkach. Otarłem jedną z nich z kącika oka, zanim popłynęła w dół, i pogładziłem jej usta kciukiem. Rozchyliła je mimowolnie, a jej oczy zrobiły się ogromne.
– To ostatni raz, kiedy pozwalasz komukolwiek doprowadzić się do płaczu – oznajmiłem stanowczo. – Podoba mi się ta sukienka. Wyglądasz w niej jak bogini. – Moja bogini, podpowiadał mi mózg, obserwując pogłębiający się rumieniec. Skąd mi się to, kurwa, wzięło? – Jest tu coś jeszcze, co ci się podoba?
– Nie – odpowiedziała szybko. Niepewnie zerknęła na szydzące kobiety. – Możemy już wracać?
– Buty – podpowiedziała Marianna.
– Żyrafa w sandałach. – Złośliwemu komentarzowi towarzyszył kolejny wybuch śmiechu.
Nigdy nie uderzyłem kobiety, ale teraz, przysięgam, świerzbiły mnie palce. Nie chciałem jednak straszyć mojej przyszłej żony i pokazywać potwora, który był integralną częścią mnie. Odwróciłem się do szydzącej i złowieszczo zmrużyłem oczy. Spojrzała na mnie i cofnęła się o krok, rozpoznając drapieżnika. Idealnie. Dokładnie w stronę ściany.
– Zechcesz powtórzyć? – wycedziłem przez zęby, ruszając w jej stronę, a ona cofnęła się o kolejny krok. Musiała być głupia jak but z lewej nogi, bo ośmieliła się odezwać.
– Tak ją przezywali w szkole. Gruba żyrafa.
W końcu plecami zderzyła się ze ścianą. Usiłowała mnie odepchnąć. Życzyłem jej powodzenia. Złapałem ją za gardło i zacisnąłem palce, żeby w końcu zdała sobie sprawę, w jakich kłopotach się znajduje. Otworzyła szeroko oczy, w których złośliwość i rozbawienie ustąpiły strachowi. Zaczynałem czuć zapach jej przerażenia. Złapała mnie za nadgarstek, ale szybko się zorientowała, że kiedy zaciska swoje palce, zaciskają się też moje.
Fabiano stanął w strategicznym miejscu przy wejściu, żeby zasłonić to, co działo się w sklepie.
– Darius… – Dobiegł mnie niemal przepraszający szept Nicoli. – To w porządku… – zawiesiła głos, dotykając mojego ramienia lekko jak piórko.
– Czy ona jest powiązana? – spytałem, spoglądając na swoją brankę. Przełknęła ciężko ślinę.
– Tak.
– Z którą z rodzin?
– Gravano.
Marianna stanęła obok prowodyrki zamieszania i skrzyżowała ramiona na piersi, patrząc wyczekująco na Paula.
– Jedna z rodzin od laboratoriów – poinformował mnie. – Nawet niczym nie zarządzają.
– Czy wiesz, kim jestem? – zapytałem swoją ofiarę.
– Nie – odpowiedziała zduszonym szeptem.
– Czy wiesz, kim ona jest? – Wskazałem głową na Mariannę.
– Nie – wyznała i rzuciła jej spłoszone spojrzenie.
– Jest żoną szefa. To Marianna Vitielli. – Oczy dziewczyny były już teraz jak dwa ogromne spodki. Przerażone. – Nazywam się Darius Alvarez, a moim kuzynem jest Patrick Alvarez-Talavera, kuzyn Carlotty Luccesse. Nicola może i w tej chwili nazywa się Cinnante, ale to się niedługo zmieni! Więc okaż jej należny szacunek albo cię do tego zmuszę! – zaznaczyłem, puszczając ją.
Kobieta i jej koleżanki niemal biegiem opuściły sklep. Szefowa salonu popatrzyła na mnie z przenikliwym spokojem i delikatnym podziwem.
– Pójdziemy do fryzjera, to dwa sklepy dalej – oznajmiła Marianna jak gdyby nigdy nic i razem z Nicolą wyszły w towarzystwie Paula i Demetria, zostawiając mi rachunek do zapłacenia.
– Ja pierdolę, co nastolatki mają teraz w głowach? – westchnął Fabi.
– Siano, kurwa – warknąłem do niego.
Doskonale pamiętałem, jak byłem świadkiem podobnej sceny z udziałem Mii, mojej siostry, i jej prześladowczyń. Myślały, że ponieważ wcześniej udało im się to wielokrotnie, mogą powtórzyć swoje zagrywki w mojej obecności, a ja nie zareaguję, bo przy moim boku stoi kobieta. To był ostatni raz, kiedy uwzięły się na Mię. Ja sam nawet nie musiałem nic robić. Tatiana Szewczenko, która mi wtedy towarzyszyła, zaproponowała, że z przyjemnością się nimi zajmie. Późniejsze wydarzenia wyglądały jak wypadki, ale Tatiana postarała się, aby każda z tych dziewczyn wiedziała, za co została ukarana. Jako wynagrodzenie musiałem jej zapewnić tydzień niedwuznacznych przyjemności oraz kilka par bardzo drogich i bardzo ekskluzywnych butów. Najlepiej wydane pieniądze w moim życiu.
W ciągu następnych pięciu minut ekspedientki spakowały wszystkie zakupy i byliśmy gotowi zrobić rundę do samochodu, żeby się tego pozbyć. Fabi i Demetrio poszli na parking, a ja i Paul usiedliśmy w kafejce naprzeciwko fryzjera. Patrick wysłał mi SMS z pytaniem, jak idzie. „Powoli” było jedyną odpowiedzią.
Nagle przypomniałem sobie o kocie. Zabrałem ze sobą Demetria i poszliśmy obkupić zwierzaka. Kontener, szelki, żarcie, miski, kuweta. Za wszystko wyszła zawrotna suma, ale dla mnie to nie problem. To kropla w morzu. Jakoś udało nam się upchnąć wszystko do bagażnika terenówki BMW.
– I, kurwa, kot – mruczał pod nosem Demetrio. – Ja pierdolę. – Widząc moje spojrzenie, uniósł dłoń do góry, mamrocząc: – Sorry, Darius.
Wróciliśmy na górę. Fabi niósł właśnie dwa kubki z kawiarni do fryzjera, a Marianna z telefonem przy uchu przechadzała się za szybą. Od czasu do czasu zerkała na nas trzech siedzących przy stoliku. Czułem na sobie spojrzenia otaczających nas kobiet, dobrze wiedząc, że porównują swoich partnerów do tego, co widzą. I to porównanie nie wychodziło na plus dla nich. Nie wyszłoby nawet, gdybym był ubrany w koszulkę i dżinsy zamiast stalowoszarego garnituru.
W końcu, po kolejnych trzydziestu minutach, kiedy byłem już gotowy wejść do środka i wytargać obie siłą, Marianna pojawiła się w drzwiach z tajemniczym uśmiechem. Czy ja chcę wiedzieć? Zrobiła krok w bok, pozwalając mi zerknąć na Nicolę.
Nie ma brzydkich kobiet, są tylko te niezadbane. Ewentualnie mężczyźni, którzy nie znają się na sztuce abstrakcyjnej, art nouveau, impresjonizmie czy innych formach piękna. Piękno znajdowało się w oczach patrzącego. Fryzjer wiedział, za co brał pieniądze. Znikł kucyk z tyłu głowy, a zastąpiło go stożkowe cięcie z grzywką schodzącą cieniowaniem w dół. Ciemne włosy nabrały blasku i były wyprostowane, co sprawiło, że buzia wydawała się łagodniejsza, szczuplejsza i… młodsza.
Widząc moje taksujące spojrzenie, Nicola zaczerwieniła się mocno.
– Przepraszam, że tak długo, ale dzieła sztuki nie tworzą się w minutę – rzuciła przepraszająco moja kuzynka, ale doskonale wiedziałem, że ma w dupie, czy zajęło to czterdzieści minut, czy parę godzin, bo jest żoną szefa szefów.
– Nawet nie w czterdzieści – odpowiedział Paul, powoli studiując spojrzeniem Nicolę.
– Napatrzyłeś się? – warknąłem do niego, wstając. – Idziemy!
Przynajmniej moi ludzie nie mieli problemu z myśleniem i omijali dziewczyny wzrokiem. Demetrio, który zna mnie najlepiej, uparcie patrzył przed siebie. Mięczak.
Gdy mijaliśmy sklep zoologiczny, Nicola spojrzała na niego tęsknie.
– Darius… – zaczęła nieśmiało.
– Wszystko załatwione.
– Ale…
Położyłem dłoń nisko na jej plecach. Reakcja była natychmiastowa: przyśpieszyła i zrównała się z Marianną. Fabi i Demetrio poszli pierwsi, za nimi kobiety, na końcu ja i Paul. Miałem świetny widok na tyłek Nicoli. Zaczęły mnie świerzbić ręce.
Aż chciałoby się dotknąć tych krągłości.
– Obkupiliście kota? – spytała Marianna.
Powstrzymywała śmiech na widok zawartości bagażnika. Cmoknęła mnie w policzek i szepnęła „dziękuję”. Nicola popatrzyła na mnie, jakbym nagle stał się jej osobistym superbohaterem. Dotykała kocich szelek tak delikatnie, jakby bała się, że znikną. Jej oczy wypełniły się łzami. Marianna przytuliła ją do siebie, szepcząc coś na ucho, a Demetrio ze zniecierpliwieniem zerknął na zegarek. Nie mieliśmy już czasu!
Na wyświetlaczu mojego telefonu pojawiło się imię Patricka.
– Musimy ruszać! – rozkazałem, odbierając połączenie, i oznajmiłem kuzynowi: – Będziemy jechać od razu na lotnisko. Weź kota ze sobą.
Widziałem, że Nicola chce zaprotestować, ale Marianna popchnęła ją do samochodu. Demetrio i Fabiano wzięli drugie auto. Paul usiadł za kółkiem, zostawiając mi siedzenie pasażera. Zamknąłem drzwi za Nicolą, dyskretnie uruchamiając blokadę dziecięcą. Tak, wiem, podły ze mnie gość, ale nie lubię niespodzianek.
Na lotnisku pojawiliśmy się razem z dwoma innymi samochodami. Z jednego z nich, z głośnym przekleństwem na ustach, wysiadł wkurwiony ochroniarz Giovanniego. Na jego rękach dostrzegłem ślady kocich pazurów.
– Jebany, kurwa, sierściuch! – klął na czym świat stoi.
Miałem ochotę się roześmiać, ale Nicola wyglądała, jakby miała zemdleć. Pobladła, zacisnęła pięści, wbijając paznokcie we wnętrze dłoni.
– Mój kot.
– W bagażniku, kurwa! – warknął ten sam facet.
Kiedy otworzyliśmy tylną klapę, zwierzak syczał jak wściekły. Nie dziwię mu się – na pewno nie miał przyjemnej podróży. Nicola wyciągnęła do niego rękę, ale usiłował ją udrapać, fucząc. Spojrzała na mnie niepewnie, a potem zaczęła przemawiać do Turnipa z czułością, żeby go uspokoić.
– Przynieś kontener – rozkazałem Fabiemu.
W końcu po paru minutach udało nam się zachęcić kota do wejścia do kontenera. Nawet siedząc już w środku, wciąż syczał i warczał. Nicola przyciskała do siebie klatkę, jakby chciała go chronić przed całym światem. Kiedy podrapany wcześniej ochroniarz usiłował odebrać jej kontener przed wejściem na schody, w panice zrobiła krok do tyłu i tylko mój refleks uratował ją przed upadkiem na płytę lotniska. Na widok mojego spojrzenia facet cofnął się momentalnie. Wiedziałem, że jeśli zaproponuję Nicoli pomoc, odmówi, więc patrzyłem tylko, jak niezgrabnie wspina się po schodach. Kiedy dotarła na szczyt, stewardesa chciała przejąć kontener, ale ona zaprotestowała gwałtownie.
Patrick wytargał z samochodu jej brata. Dzieciak był niezadowolony, a będzie jeszcze bardziej. Właśnie został zakładnikiem. Wpadł do samolotu, przepychając się obok mnie i nawet nie przepraszając. Natychmiast popędził do miejsca, gdzie przy oknie usadowiła się jego siostra.
– Chcę tu usiąść. – To nie była prośba, tylko bezwzględny rozkaz wydany takim tonem, że moje brwi podjechały do góry. – Już! – wrzeszczał na całe gardło, kopiąc w kontener.
Kiedy Nicola sięgnęła do swojego pasa, żeby go odpiąć i się przesiąść, Vito uniósł dłoń i wymierzył jej siarczysty policzek. Byłem za daleko, żeby go powstrzymać. Stewardesa patrzyła na to szeroko otwartymi z zaskoczenia oczami. Dzieciak nie przestawał kopać w klatkę, nie przejmując się przeraźliwym miauczeniem kota. Nicola starała się osłonić zwierzaka, więc kilka kopniaków wylądowało na jej ramionach i plecach.
Dopadłem do nich w kilku krokach, złapałem szczyla za kark i odciągnąłem na drugą stronę samolotu. Uwolniłem go i zmusiłem, żeby posadził tyłek na siedzeniu. Zamierzył się na mnie, ale bądźmy szczerzy, bez wysiłku złamałbym mu kark jedną ręką. Zaczął wrzeszczeć i przeklinać. Marco wyjął z kieszeni fiolkę z lekiem uspokajającym. W ciągu trzydziestu sekund zapadła błoga cisza.
– Można dostać bólu dupy od tych jego wrzasków – warknął.
Nicola zaczęła przepraszać. W jej oczach błyszczały łzy.
– To moja wina. Powinnam poczekać, aż on zajmie miejsce.
Co tu jest, kurwa, grane?Co ona pierdoli?
Obaj popatrzyliśmy na nią z podejrzliwością. Kot nadal urządzał koncert na jedno gardło. Teraz dla odmiany na przemian wył i wydawał dziwne, przeciągłe dźwięki.
– Podróż życia – skwitował Patrick, siadając w fotelu.
Przypiąłem nieprzytomnego gnoja pasami, a potem popchnąłem Nicolę z powrotem na fotel i zapiąłem także jej pas. Klatkę z zawodzącym kotem postawiłem jej na kolanach, ale choć starała się go uspokoić, nic nie działało. A miało być jeszcze gorzej, bo musiał jakoś przetrwać start.
Ja pierdolę, i na chuj mi to wszystko.
Dość długo musieliśmy czekać na okienko do startu, ale w końcu, kiedy lot się ustabilizował, odpiąłem pas, a James, nasz ulubiony pilot, ogłosił:
– Witamy na autostradzie do domu. Lot z Chicago na Baleary powinien nam zająć jakieś jedenaście godzin. Rozgośćcie się, a nasze urocze stewardesy zadbają o wasz komfort podróży.
Wziąłem kontener i poszedłem w stronę małej sypialni z tyłu. Wiedziałem, że Patrick nie będzie miał nic przeciwko.
– Znajdź szelki – poprosiłem Nicolę, wskazując na karton.
Wyjęła je bez słowa. Kot nadal prychał, ale jakby mniej agresywnie.
– Nigdy się tak nie zachowywał – wyjaśniła tym swoim przepraszającym tonem, który zaczynał mnie porządnie wkurwiać. – Ale też nigdy nie był w samolocie.
– Boi się. Nowe miejsce, nieznani ludzie.
Ona też powinna się bać, ale znosiła wszystko nadzwyczaj spokojnie, z przepraszającym spojrzeniem. Przyglądała się kotu.
– Może.
– Może reaguje i za ciebie, i za siebie? – Usiłowałem zażartować, ale na jej twarzy wykwitł kolejny rumieniec i całkowite niedowierzanie.
Czułem się jak piąte koło u wozu. Ona i kot zdawali się mnie nie potrzebować. Nie chciałem jednak zostawiać jej samej. Moja walizka leżała pośród innych, więc wyciągnąłem z niej tablet i się zalogowałem.
– To długi lot, a nie widziałem w twojej dłoni telefonu. Niestety nie mamy tu żadnych książek, tylko parę starych magazynów. – Wskazałem na szafkę za nią. – Wolisz książki? Krzyżówki? Jakieś puzzle? Kobiece czasopisma?
Skrzywiła się nieco na tę ostatnią propozycję.
– Książki będą w porządku – powiedziała cicho.
– Musi ci wystarczyć tablet z aplikacją Kindle'a. Mamy dostęp do Internetu, więc poszukaj sobie czegoś do czytania.
– Mogę tu zostać? – zapytała niemal szeptem.
– Tak, jeśli ty i on czujecie się tu bezpieczniej. – Podałem jej urządzenie. – Jak dolecimy, Fabi przygotuje ci nowy telefon. Będziesz musiała mu podać swój stary numer, żeby odzyskał dla ciebie dane.
– Nie trzeba…
– Nie jesteś więźniem, Nicola. Dam ci jeden ze swoich samochodów…
Znów uciekła wzrokiem.
– Nie mam prawa jazdy.
Oparłem się ramieniem o ściankę.
– Nauczę cię prowadzić, chcesz? – zaproponowałem.
Serio?! Naprawdę to powiedziałem?!
Ten moment wybrał sobie Marco, żeby wparować do środka.
– Jemy? – spytał, nie patrząc na Nicolę, która, gdyby była w stanie, wtopiłaby się w tapetę. Dziewczyna bała się własnego cienia i robiła wszystko, by być niewidzialna.
Co tu jest, kurwa, grane?!
– Dobry pomysł – zgodziłem się. – Na co masz ochotę, Nicola?
Nawet nie podniosła wzroku, skubiąc szelki Turnipa łypiącego na wszystkich złowrogo.
– Nie ma znaczenia, zjem cokolwiek.
– Kurczak, stek, jajecznica, omlet? – zacząłem wymieniać. – Coś słodkiego?
– Dostosuję się do wszystkich.
Marco uniósł brwi do góry, ale nie odezwał się słowem, tylko wycofał na wąski korytarz. Wyszedłem za nim.
– Moje kondolencje, stary! – mruknął pod nosem, przeczesując włosy.
Niemal przewróciłem oczami. Zamówiłem Nicoli obiad i rozsiadłem się w fotelu naprzeciwko Patricka. Spojrzał na mnie z ciekawością, tak samo jak pozostali.
– Jak twoja nowa podopieczna? Widziałem, że Marianna zrobiła jej makeover, że o kocie nie wspomnę.
– O co chodzi z tym sierściuchem? – wyrzucił z siebie Fabi.
– „Ten kot to wszystko, co mam” – zacytowałem, krzyżując ramiona na piersi. – Tak powiedziała, kiedy ją zabieraliśmy. Nie wzięła ze sobą z domu nic. Nie prosiła o telefon, komputer czy nawet tablet. Nie pytała o rodzinę. Nie protestowała, szła, gdzie Marianna kazała, robiła to, o co prosiła. – Podparłem brodę na dłoni. – Mierzyła ubrania i bieliznę bez słowa protestu, ale też i bez własnego zdania. Potem ten pomiot ją uderzył i kawałki układanki wskoczyły na miejsce.
– Cudowna rodzinka – westchnął Patrick.
Marco z drinkiem w dłoni oparł się o siedzenia po przeciwnej stronie, kątem oka zerkając na krzątające się po miniaturowej kuchence dwie stewardesy. Mogłem się założyć, że zanim wylądujemy w domu, będzie którąś ruchał.
– Co zamierzamy z nią zrobić? – spytałem.
– Cinnante stanie do negocjacji w dwadzieścia cztery godziny albo zostanie mu tylko ta dwójka – oznajmił twardo Patrick. – O ile nie weźmie sobie nowej żony, to będą jego jedyne dzieci. Ale nie sądzę, żeby którakolwiek rodzina dała mu swoją córkę, wiedząc, jak traktował żonę i Nicolę.
– Co się stało z jej matką? – spytał Adam.
– Lirio się nią zasłonił – odparł Marco.
– Głupi skurwiel – warknął Demetrio.
Nietrudno się z nim zgodzić.
– Dorosły mężczyzna wychowany w mafii zasłania się kobietą – westchnąłem. – Własną, kurwa, matką! Nie do pomyślenia, że ta rodzina w ogóle przetrwała pod rządami Giovanniego.
– Powiedziałeś jej? – spytał Patrick.
Potarłem twarz dłońmi.
– Nie.
– Będziesz musiał.
– Ale może nie teraz?! – wyrzuciłem z siebie z niecierpliwością.
Patrick uniósł brew, słysząc mój ton, ale nie odezwał się słowem.
Czułam się jak Alicja w krainie czarów. Jakbym wpadła do nory i znalazła się w świecie, którego nie znam. Mężczyźni w mojej rodzinie gardzili mną, a rówieśnicy patrzyli przeze mnie, nie dostrzegając niczego innego poza wzrostem i wagą. Widzieli tylko wady.
Gruba żyrafa – to przezwisko Ashley ukuła już w pierwszym roku liceum. Nienawidziłam go. Przez całe życie marzyłam, żeby wyglądać jak moja matka. Sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, burza miodowych włosów. Maleńka, drobna, elegancka. „Z brzydkiego dziecka nie wyrośnie śliczny dorosły” – powtarzała do znużenia moja opiekunka. Te słowa wyryły mi się w pamięci. Stosowałam miliony diet, łącznie z głodówką, ale nic nie pomagało. Jedyne, co traciłam, to czas! Nie byłam w stanie schudnąć.
Dzisiejszy dzień wydawał się nierealny. Wszystko działo się jakby obok mnie. Ubrania, bielizna, fryzjer, makijaż. Marianna, która traktowała mnie miło. Kiedy zwerbalizowałam swoje obawy, powiedziała tylko: „Przyzwyczaisz się”. Zabawiała mnie rozmową, opowiadała anegdotki. Jakby była moją siostrą. Darius, który bez słowa płacił za zakupy. Z własnej woli kupił dla Turnipa takie cudowne rzeczy, na które nigdy nie mogłabym sobie pozwolić.
Czy śnię i się obudzę?
Prywatny samolot był dla mnie czymś nowym. Dla mojego kota też, ale on rozwalił się zadowolony na łóżku, machając ogonem. Usiadłam obok niego i usiłowałam czytać. Gładziłam rękaw mojej nowej sukienki. Materiał miała elegancki i delikatny. Popatrzyłam niemal ze łzami w oczach na buty na niewielkim obcasie. Nowe, miękkie i nie obcierały, w odróżnieniu od wszystkich innych, jakie kiedykolwiek nosiłam.
Jeśli to sen, nie chcę się obudzić.
Ciepły powiew wiatru, niosący ze sobą zapach soli i morza, przywitał nas na Balearach. Dom zawsze kojarzył mi się z zapachem morza i gorącym słońcem Hiszpanii – w końcu Baleary, częściej kojarzone jako Majorka, Minorka i Ibiza, leżały u jej wschodniego wybrzeża.
Czekając, aż Nicola, która z uporem maniaka nie pozwalała nikomu pomóc sobie z kotem, pojawi się na schodach, zastanawiałem się, czy wyspa przypadnie jej do gustu. Klimat był zdecydowanie inny niż w Stanach. Tu nawet zimą nie robiło się chłodniej. Można by nawet powiedzieć, że mieliśmy sezon deszczowy, a nie zimowy.
Moją uwagę zwróciła obsługa lotu wyładowująca bagaże, która wymieniała uwagi po portugalsku, co uzmysłowiło mi, że nawet nie wiedziałem, czy Nicola zna jakikolwiek język poza angielskim. Ja sam najczęściej posługiwałem się portugalskim, ale w okolicy najpopularniejszy był hiszpański, a wśród starszego pokolenia – kataloński. Jako że wyspy były turystycznie narodowościowym kotłem, zawsze dało się jakoś dogadać. Ciekawe, jak sobie z tym poradzi Nicola?
Adam zabrał ze sobą Vita, a Patrick życzył mi powodzenia i odjechał razem z nimi. Cała reszta, poza obsługą lotu, też już się ulotniła. Czekałem tylko na Demetria i swoją podopieczną. Wpatrywałem się w zatokę na horyzoncie i połyskującą srebrem wodę, gdy Demetrio pojawił się na schodach. Pokonał te parę stopni i stanął obok.
– Gdzie ona jest? – spytałem.
Nim odpowiedział, Nicola stanęła w wyjściu z kontenerem w jednym ręku i pozostałymi kocimi manelami w drugim.
– Uparta bestyjka – powiedział pod nosem.
Miałem podobne odczucia, ale biorąc pod uwagę uroczą rodzinkę, z której pochodziła, dziewczyna po prostu bała się komukolwiek zaufać i była przyzwyczajona do radzenia sobie samodzielnie. Teraz jej status ulegnie zmianie i ludzie będą jej pomagać, a nawet nadskakiwać. Przyzwyczai się.
W paru krokach znalazłem się przy niej i odebrałem kuwetę z ułożoną na wierzchu torbą z kocimi gadżetami.
– Wsiadaj.
W drodze z lotniska towarzyszył nam tylko Demetrio, który był równie zjebany jak ja. Nicola chłonęła widoki za oknem z rozchylonymi ustami. Nie odzywała się niepytana. Nie zadawała pytań. Starała się być niezauważalna. Co jakiś czas szeptała coś do kota. Wysiadła z samochodu z widocznym wahaniem, rozglądając się dyskretnie. Poprowadziłem ją na tyły domu, gdzie spodziewałem się zastać matkę. Siedziała w cieniu z książką w ręku.
– Co za nieoczekiwana wizyta, mój drogi. Gdybyś dał nam znać…
– Nie było na to czasu, właśnie przylecieliśmy ze Stanów – przerwałem jej nieuprzejmie. – Nicola, poznaj Talię, moją matkę. – Dziewczyna niemal dygnęła pod królewskim spojrzeniem rodzicielki. – A to jest moja siostra Mia. – Przynajmniej ona uśmiechnęła się szczerze.
– Miło mi was poznać – wyszeptała Nicola, wpatrując się w swoje buty.
– Wzajemnie. – Ton matki był pełen nieskrywanej rezerwy.
– Nicola zostanie pod twoją opieką przez kilka tygodni. – To nie była prośba, a rozkaz.
– Oczywiście – powiedziała matka.
W jej przypadku nic nie było oczywiste. Nigdy. Wszystko miała wykalkulowane, zimne i nacelowane na osiągnięcie zysków. Mój szósty zmysł ostrzegał, że to nie jest dobry pomysł, ale co miałem zrobić?! Apartamentowiec, w którym mieszkaliśmy, nie zapewni damskiego towarzystwa. Ani przyzwoitki. Rozumiałem obowiązki i zasady panujące w rodzinie. I nawet jeśli w XXI wieku nikt nie zawracał sobie głowy konwenansami, a Nicola miała zostać moją żoną, należało pamiętać, że była też protegowaną Giovanniego…
– Mia, czy możesz zaprowadzić Nicolę do gościnnej sypialni?
Moja siostra uśmiechnęła się i wskazała Nicoli drogę do domu. Odezwałem się dopiero, kiedy znikły nam z pola widzenia i zasięgu słuchu. Im szybciej powiem, co mam do powiedzenia, tym szybciej będę mógł stąd wyjść. Czułem się, jakbym ją porzucał, zamiast chronić. Mój szósty zmysł nie odpuszczał i nadal szalał, ale uspokajałem sam siebie, że po prostu jestem zmęczony i wszystko mnie alarmuje.
– Kim ona jest? – zagadnęła matka.
– Nicola Cinnante. Zakładniczka Vitiellich.
Skrzywiła się, słysząc to. Zakładniczka. To jedno słowo sprawiło, że dla mojej matki była równie użyteczna jak dla własnej rodziny. Czyli wcale. Ukrywali ją całe życie i teraz znów została ukryta. Jeden pies.
– I co ja mam z nią zrobić?
– Traktować jak gościa? – zasugerowałem.
Jej niezadowolenie tylko się pogłębiło, tak samo jak zmarszczka na czole.
– Chcesz, żebym była z tego powodu szczęśliwa?
– Odrobina uprzejmości ci nie zaszkodzi.
– Wobec córki zdrajców? – prychnęła. – Weź ją do siebie.
– Nicola jest przypadkową ofiarą w tym całym bałaganie, nie ma mowy, żebym jeszcze zszargał jej reputację.
– Gorzej już nie będzie! – zaoponowała. – Jej ojciec pewnie dopuścił się jakichś zbrodni!
– Oczekuję, że staniesz na wysokości zadania. Ta dziewczyna została nam powierzona przez samego Giovanniego. – To powinno jej dać do myślenia, ponieważ on nigdy o nic nie prosił. – To osobista przysługa.
Tak jak się spodziewałem, jej oczy zabłysły chłodną kalkulacją. Przysługa dla samego szefa szefów. Powinienem zagrać tą kartą od samego początku.
– A co on zamierza zrobić dla ciebie?
Zmęczenie i irytacja przechodziły we wściekłość. Przymknąłem oczy, powtarzając swojej bestii, że nie może wyjść i się pobawić, nawet jeśli miałaby na to ochotę. Ta kobieta to moja matka, do cholery. I winny jej byłem jakiś szacunek. Jeszcze. Co nie znaczyło, że pozwolę jej obrażać Nicolę.
– To nie ma znaczenia. Ważny jest tylko fakt, że zamierzam się z nią ożenić.
Nie sądziłem, że dożyję chwili, kiedy moja matka nie będzie miała nic do powiedzenia. Że tak ją zaskoczę. Żadnej ciętej riposty. Żadnego jadu! Wpatrywała się we mnie, jakbym zwariował. Jednak kilka sekund później na jej twarzy pojawiła się pogarda.
– Zamierzasz się ożenić z zakładniczką Vitiellich? Przecież to jasne jak słońce, że to córka zdrajcy!
– Nie masz pojęcia, kim ona jest.
Nie chciałem jej wyjaśniać, kim jest Nicola. Nie mogłem. Nie musiała tego wiedzieć, a już z pewnością nie potrzebowałem jej aprobaty.
– Jest nikim! – rzuciła z irytacją. – Ty powinieneś mieć jasny cel. W tym biznesie trzeba celować najwyżej, jak się da. Zrujnujesz swoją szansę!
Jak ja doskonale znałem te zdania. Słyszałem je wielokrotnie z ust własnej matki, zazdrosnej o swoją siostrę.
– Nie będę realizował twoich niespełnionych ambicji.
Nabrała głęboko powietrza, czerwieniąc się na twarzy.
– Ty niewdzięczny…
– Uważaj – ostrzegłem, unosząc dłoń do góry. – Dobrze się zastanów nad tym, co powiesz.
Sapnęła ze złością.
– Poświęciłam ci całe życie… Żeby cię przygotować do roli, zaszczepić w tobie potrzebę władzy i radość z niej! Nie jesteś gorszy od Patricka. To ty powinieneś być głową rodziny…
Oczywiście matka zawsze musiała wywlekać przeszłość. Naprawdę chuj mnie obchodziło, że ojciec Patricka wybrał sobie inną siostrę, niż początkowo mu oferowano, więc moja matka nie zasiadła na wymarzonym, mitycznym organizacyjnym tronie.
– Ta rozmowa prowadzi donikąd – przerwałem stanowczym tonem. – Jak każda na ten sam temat. Nicola zostanie pod twoim dachem do czasu ślubu. I ostrzegam lojalnie, że ona nie wie, że wychodzi za mąż. – Oczy mojej matki rozszerzyły się w szoku. – I ma nadal o tym nie wiedzieć, aż wszystkie szczegóły zostaną dograne. Spraw, że będzie nieszczęśliwa, a zobaczysz, co się stanie. Czy wyrażam się jasno?
Wpatrywałem się w nią w skupieniu. W końcu, po kilku sekundach skapitulowała, cedząc przez zaciśnięte zęby:
– Tak.
Nie czułem się przekonany.
– Słowo ostrzeżenia – rzuciłem tonem zarezerwowanym dla wrogów. Widziałem, jak jej oczy rozszerzyły się ze strachu. – I weź to sobie do serca… Jeśli tym razem coś pójdzie źle, będziesz za to osobiście odpowiedzialna przed Giovannim Vitiellim. Nie jako moja matka, ale jako część tej rodziny. Zostaw swoje chore ambicje na inny dzień.
Siostra Dariusa wyglądała na mocno zaskoczoną moją obecnością. Jego matka jeszcze bardziej, chociaż usilnie starała się zachować kamienną twarz. Jakoś trudno mi było uwierzyć, że pierwszy raz widziały go z kobietą. To nieco nierealne.
Chyba że podchodziłam do tematu ze złej strony. W końcu byłam sobą. Trzymałam wzrok wbity w podłogę, starając się nie zwracać niczyjej uwagi. Może i Marianna zrobiła mi niewielki makeover, ale pod nową fryzurą siedziała ta sama nieśmiała osoba co wcześniej, która działała na zasadzie trzech „nie”: niech cię nie widzą, nie słyszą, nie gnębią.
Mia poprowadziła nas w stronę schodów, spoglądając na mnie z nieskrywanym zainteresowaniem. Demetrio stał z rękami w kieszeniach. Wyraźnie widziałam, że jest zirytowany i zmęczony. Pewnie wolałby być gdziekolwiek indziej, ale nie tutaj. Nie widziałam potrzeby, żeby to wszystko przedłużać. Mogłam sama zanieść swoje rzeczy na górę.
Podbiegłam do niego i obronnym gestem przytuliłam do siebie kontener z Turnipem.
– Mogę sama… – zaproponowałam mu nieśmiało, wskazując głową dwie duże walizki oraz karton z kuwetą i kocim niezbędnikiem.
– Nie! – odpowiedział zdecydowanie.
– Cześć, Demetrio – przywitała się Mia, a on tylko skinął głową.
– Gdzie mam to zanieść? – spytał, wskazując na bagaże.
– Właśnie idę pokazać Nicoli jej pokój. Dopiero przylecieliście? – zagaiła.
– Tak.
Demetrio chyba nie miał ochoty na rozmowę i zbywał Mię półsłówkami.
– Gdzie byliście?
– W Chicago.
Chyba zdała sobie sprawę, że zmierza donikąd, więc przeniosła spojrzenie z powrotem na mnie.
– Co masz w kontenerze?
Mocniej przytuliłam do siebie transporter.
– Kota – odpowiedziałam cicho, prawie szeptem.
Wyglądała na zaszokowaną, ale pozbierała się do kupy, wchodząc na kolejne dwa stopnie.
– Pochodzisz z Chicago?
– Tak.
– Na długo zostajesz? – Padło kolejne pytanie.
Jeszcze bardziej pochyliłam głowę. Nie znałam odpowiedzi, nikt mi nic nie powiedział. Nie miałam nawet pewności, czy Darius zdradzi swojej rodzinie prawdziwy powód mojej wizyty – że jestem zakładniczką.
– Nie wiem.
– Byłaś kiedyś na Balearach? – drążyła.
– Nie.
Najwidoczniej nie tylko mi nie podobała się ta seria pytań.
– Przestań ją wypytywać – pouczył ją Demetrio.
W ciszy przeszliśmy korytarzem. Mia otworzyła drzwi i chciała mnie przepuścić, ale wolałam poczekać, aż sama wejdzie pierwsza. W końcu to jej dom. Demetrio westchnął niecierpliwie i przepchnął się pomiędzy nami, wchodząc do środka. Mia poszła w jego ślady, a ja weszłam ostatnia i postawiłam kontener na siedzisku przy podstawie łóżka. Demetrio zszedł na dół po kolejne rzeczy.
– Łazienka jest tam. – Mia wskazała na drzwi w głębi pokoju, po lewej. – Rozgość się. Później do ciebie zajrzę.
Skinęłam sztywno głową, nieco oszołomiona tym wszystkim, co wokół widziałam.
– Dziękuję.
Mój pokój był piękny. Urządzony w błękitach. Ogromne łoże z baldachimem, o jakim wielokrotnie czytałam w książkach, przykrywała pięknie haftowana narzuta ze złotymi wzorami. Wszystkie meble – dwie komody i dwie szafeczki nocne – były ciemne. Duże lustro dawało wrażenie większej przestrzeni. Wszystko pasowało do siebie idealnie. Jak w reklamie w katalogu.
Ciekawe, jak długo tu zostanę?
Czułam się jak księżniczka. Wypuściłam Turnipa i pozwoliłam mu się zaaklimatyzować. Przygotowałam kuwetę w łazience i nasypałam mu jedzenia. Spojrzał na nie, machnął ogonem i odszedł.
– To może później – powiedziałam niezrażona jego zachowaniem.
Kolację przyniesiono mi do pokoju. Następne dwa dni upłynęły spokojnie. Mia usiłowała zachęcić mnie do rozmów, była miła, ale czułam się zobowiązana względem Dariusa, żeby nie zdradzać żadnych szczegółów. Nie byłam w stanie wyjaśnić jej, co tu robię, ani odpowiedzieć na inne pytania. Z prostego powodu: sama nie wiedziałam. Mój ojciec zrobił coś złego. To nie ulegało żadnym wątpliwościom. Na tyle złego, że mój brat bliźniak przypłacił to życiem. Jakikolwiek czekał mnie los, na razie wszystko wydawało się lepsze niż dziewiętnaście lat mojej dotychczasowej egzystencji.
Niemo przeżywałam swoją przygodę.
Trzeciego dnia o poranku matka Dariusa dostała szału, kiedy zobaczyła sierść na mojej koszulce. Obserwowałam jej zachowanie z przerażeniem. Zrobiła mi autorytatywny wykład na temat tego, jak szkodliwe są koty. Spuściłam wzrok, wiedząc, że nie ma racji, ale nie odważyłam się powiedzieć, że przecież sierść to nic złego. Niestety nie miałam rolki do kłaczków. Ani pieniędzy, żeby ją kupić. Ani możliwości, żeby się dostać do sklepu.
Tego samego dnia po południu zeszłam na dół po wodę, a kiedy wróciłam na górę, drzwi do pokoju były uchylone. Moje serce na chwilę przestało bić, po czym rozpoczęło szaleńczy galop. Wpadłam do środka, ale nie mogłam znaleźć Turnipa. Zbiegłam po schodach, rozejrzałam się na prawo i lewo i zaczęłam szukać.
W tym domu wszędzie były pootwierane drzwi. Dlatego tak bardzo pilnowałam, aby te do mojej sypialni zawsze zamykać. Byłam pewna, że o tym nie zapomniałam. Zawsze jeszcze sprawdzałam klamkę. Ot tak, dla pewności. Ponieważ z kuchni dochodziły odgłosy przygotowywania wieczornego posiłku, założyłam, że tam nie poszedł. Raczej skierowałby się na zewnątrz, gdzie było cicho. Turnip nie lubił obcych ludzi, głośnych dźwięków i zamieszania.
Zaglądałam właśnie pod żywopłot, kiedy usłyszałam głos Mii:
– Co robisz?
– Szukam mojego kota.
– O! – wyrwało się jej.
Godzinę później nadal go nie znalazłyśmy. Byłam zrozpaczona. Zapadł się pod ziemię. Przecież nie mógł odejść daleko! Co się z nim stało? Nie pomagało wołanie po imieniu ani żadne „kici, kici”.
– Co wy robicie? – Doszedł nas władczy głos matki Dariusa.
– Szukamy kota! – odparła Mia. – Gdzieś uciekł.
Talia zbliżyła się do nas.
– Nigdzie nie uciekł. Kazałam Amo się go pozbyć.
Obie spojrzałyśmy na nią natychmiast – ja z rozpaczą, a Mia z przerażeniem. Wytrzeszczyłam oczy na widok pogardy wypisanej na jej przystojnej twarzy. Po chwili pogarda zmieniła się w okrucieństwo. Przecież to matka Dariusa, musiało mi się coś przewidzieć. A jednak.
– Nie, nie, nie! – zawołałam, czując, jak moje serce rozpada się na tysiące kawałków.
– To tylko parszywy kot – oznajmiła dobitnie.
– O mój Boże! – mruknęła dezaprobująco Mia. – Mamo!
– Mam tylko jego. – Dopadłam do niej, łapiąc ją za rękę z błaganiem w oczach. Odtrąciła mnie natychmiast, jakbym była co najmniej trędowata. – On nie sprawia kłopotów. Nie drapie niczego, jest czysty. Ja będę go pilnować. Nigdy go już pani nie zobaczy – zapewniałam z pasją. Znów złapałam ją za dłoń. – Ani żadnego futra, nigdzie. Obiecuję!
Matka Dariusa ponownie strząsnęła z siebie moje dłonie, a potem wymierzyła mi siarczysty policzek. Głowa odskoczyła mi do tyłu. Przyłożyłam do policzka chłodną dłoń, a w oczach zebrały mi się łzy. Nie mogłam uwierzyć, że można być tak okrutnym.
– Moja decyzja jest ostateczna! – warknęła, odchodząc.
– Nie! – zawołałam. Chciałam za nią pobiec, ale Mia złapała mnie za rękę. – Nie! Muszę iść go poszukać.
Narastała we mnie desperacja. Turnip był moim jedynym przyjacielem i obrońcą. Mieliśmy tylko siebie. Zawsze tylko ja i on. Zawsze razem. Był moją rodziną. Całym moim życiem. Wszystkim, co miałam.
Zalałam się łzami, szlochając niekontrolowanie.
– Spróbuję się dowiedzieć, co się stało – westchnęła Mia i poprowadziła mnie do domu.
Niestety Amo, mimo gróźb i próśb, nie chciał powiedzieć, co zrobił z kotem. Nie miałam telefonu, więc nie mogłam się skontaktować z Dariusem. Czy by mi pomógł? A co, jeśli Turnipa potrąci samochód? A jeśli spotka na drodze jakieś zwierzę? Czy będzie umiał się obronić? Jak wróci do domu?
– Przykro mi, Nicola – powiedziała z żalem Mia, opuszczając mój pokój.
Popadłam w czarną rozpacz. Zabrano mnie z domu, gdzie wszyscy traktowali mnie jak śmiecia. W Chicago przez chwilę wydawało się, że mój los się odmieni. Potem zostałam porzucona przez Dariusa, a trzy dni później mój ukochany przyjaciel, który był ze mną od dzieciństwa, został wyrzucony z domu. Pozbyto się go jak niechcianej rzeczy. Płakałam nad losem jego i swoim.
Moje pokruszone serce okropnie bolało. Nie mogłam złapać oddechu.
Dlaczego to wszystko spotyka właśnie mnie? Co takiego zrobiłam światu, że od dnia narodzin nikt mnie nie kocha? Czy w poprzednim życiu byłam potworem?
Nie chciałam wierzyć, że Darius zrobił to z premedytacją. Umieścił mnie tu, pod skrzydłami matki, wiedząc, jaka jest? Przecież, gdyby nienawidził Turnipa, pozbyłby się go jeszcze przed wyjazdem ze Stanów. A jednak kupił mu te wszystkie wspaniałe rzeczy.
Mocno przytuliłam do siebie szelki i kocyk z kontenera.
Chcę mojego przyjaciela z powrotem! Chcę znów poczuć jego mięciutkie futerko na twarzy. Posłuchać, jak mruczy. Przytulić go do siebie!
Zduszone łkanie wyrwało mi się z piersi.
W tym obcym kraju nie znałam nikogo, nie miałam telefonu ani nawet głupiej mapy. A Amo, który wywiózł Turnipa nie wiadomo gdzie, patrzył na mnie jak na śmiecia. Tak samo jak wszyscy inni w tym domu. Jedyną znośną osobą była Mia, ale nawet ona nie potrafiła przeciwstawić się matce ani nie miała żadnego wpływu na ochroniarza.
Nie mogąc znieść tego wszystkiego, pogrążyłam się w płaczu. Objęłam się ramionami, usiłując załagodzić obezwładniający ból rozsadzający mi pierś. Kochałam całą sobą mojego kota, jedyne przyjazne mi stworzenie we wszechświecie.
A teraz straciłam i jego.
Byłem zmęczony. Zjebany! Do tego stopnia, że inteligentny tempomat w moim aucie miał dzisiaj używanie. Nie spałem od ponad doby, ale załatwiłem, co musiałem. Po raz kolejny przetarłem oczy, które piekły mnie tak, jakby mi ktoś sypnął w nie piaskiem. Okropny ból pulsował mi w czaszce, gdy parkowałem pomiędzy dwoma innymi autami na podjeździe rodzinnego domu. Zanim zwalę się na łóżko, żeby odespać, chciałem sprawdzić, jak sobie radzi Nicola u mojej matki. O tej porze pewnie będą jeść kolację w ogrodzie. Nadal było upalnie – pogoda w lipcu nie dawała wytchnienia nawet wieczorem. Zmarszczyłem brwi, widząc przy stole tylko matkę i Mię.
– O proszę, ktoś postanowił się pojawić bez zapowiedzi. Znowu. Żeby ci to w nawyk nie weszło – rzuciła matka z odrobiną pretensji w głosie. Przez lata znieczuliłem się na ten ton. – Dobrze, że mamy dodatkowe nakrycie, z którego nikt nie skorzystał.
– Gdzie Nicola? – Nie bawiłem się w grzeczności.
– Ma focha – oznajmiła Mia, patrząc wymownie na matkę.
Nicola ma focha? Kobieta, która zawsze robi, co jej nakazują?
Moje brwi podjechały do góry. Chyba źle usłyszałem.
– Wiem, że pracujesz, ale pojawianie się tutaj w takim stanie… – mruknęła z niezadowoleniem matka, wykonując ręką gest w stronę mojej pomiętej koszuli i przybrudzonych spodni.
Trudno było wyglądać na gotowego do przyjęcia black tie po kilku godzinach lotu i ponad dobie bez snu. Mój mózg nie przetwarzał danych z taką samą szybkością jak zazwyczaj. Skupiłem uwagę na Mii.
– Focha? – dopytałem na wszelki wypadek.
Musiała przełknąć kawałek świeżego ananasa, zanim odpowiedziała.
– Wczoraj matka kazała Amo pozbyć się kota.
Mój zamroczony odrobinę umysł potrzebował paru sekund, żeby zatrybić.
– Kurwa mać!
– Wyrażaj się! – warknęła matka.
Natychmiast przeszło mi zmęczenie, a zastąpiła je wściekłość. Odwróciłem się na pięcie i pomaszerowałem do domu, przeczesując z frustracją włosy. Zignorowałem nawoływanie matki.
Jebana suka! Co za tupet! Czemu Nicola nie zadzwoniła? Może, kurwa, dlatego, że nie miała twojego numeru, a Fabi był z tobą, ty durny pajacu?
Ochroniarzy znalazłem w ich pokoju wypoczynkowym. Drzwi uderzyły z hukiem o ścianę. Podnieśli głowy, ale to była cała ich reakcja. Amo jarał papierosa.
Za co konkretnie im płacę?
– Co zrobiłeś z kotem?
– Pozbyłem się paskudztwa – odparł, zaciągając się głęboko. – Twoja matka narzekała, że kłaki latały wszędzie.
Oczywiście, słowa mojej matki były dla niego świętością. Czy naprawdę temu gnojowi wydawało się, że pieprzenie jej „w tajemnicy” dawało mu w tym domu jakiekolwiek przywileje i prawa? Sięgnąłem po nóż na przedramieniu.
– Jeśli będę musiał powtórzyć pytanie, odczujesz konsekwencje – warknąłem, ważąc w dłoni damasceńską stal.
– Wywaliłem go z auta na drodze do obserwatorium – przyznał, jakby nic się nie stało.
Westchnąłem, układając nóż do rzutu. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer.
– Yeah? – Głos Fabiego był równie zmęczony jak mój, ale miałem to w dupie.
– Sprawdź dla mnie zapisy GPS z samochodu… – Spojrzałem wyczekująco na Amo, wsuwając nóż na miejsce.
– BMW cabrio – wymamrotał.
Zacisnąłem szczękę z wściekłością. Ten samochód kupiłem dla siostry!
– Z samochodu Mii z wczoraj. Gdzie się zatrzymywał na drodze do obserwatorium.
– Spoko, zadzwonię za parę minut.
Miałem po prostu odejść, żeby nie zrobić niczego głupiego, jak zastrzelenie tego skurwysyna w rodzinnym domu, ale wtedy usłyszałem, jak z ironią rzucił:
– All this for one pussy!3
W półobrocie wycelowałem z broni. Wrzask upewnił mnie, że kula dotarła na miejsce. Miałem nadzieję, że tak samo jak wiadomość, jaka była do niej dołączona. Wbiegłem po schodach na górę, chowając po drodze broń. Znajdowały się tam tylko dwa pokoje gościnne.
Po otwarciu drzwi nawet jej nie zauważyłem. Dopiero cichy dźwięk sprawił, że odwróciłem się w stronę drzwi do łazienki. Nicola siedziała w kącie. Podniosła na mnie swoje zapłakane, zapuchnięte oczy i pociągnęła nosem. Kolejne krople spłynęły po policzkach. Coś głęboko we mnie poruszyło się, sprawiając, że poczułem ucisk w dołku. Przykucnąłem obok niej, starłem z buzi łzy, ale nowe od razu pojawiły się w wypełnionych rozpaczą oczach.
– Oni…
– Wiem.
Pomogłem jej się podnieść i znowu otarłem kolejne łzy. Zaskoczony poczułem nagle, jak obejmuje mnie w pasie i przytula się z całej siły. Przygarnąłem ją do siebie, zanurzając dłoń w jedwabistych włosach. Znów zaczęła szlochać. Usiłowałem ją uspokoić, ale fatalnie mi szło.
– Pojedziemy go poszukać.