Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Cierpisz z powodu lęków albo depresji? Zmagasz się z zaburzeniami odżywiania albo nieustannie krytykujesz swój wygląd? Tkwisz w destrukcyjnych schematach zachowań albo toksycznych relacjach? Brakuje Ci pewności siebie? A może straciłaś kontakt ze swoim prawdziwym ja?
Jeśli odpowiedziałaś twierdząco na którekolwiek z powyższych pytań, koniecznie sięgnij po tę książkę.
Doświadczona psychoterapeutka Emmy Brunner opracowała własny program terapeutyczny, w którym pomoże Ci zmierzyć się z traumami z przeszłości niszczącymi Twoje zdrowie psychiczne i niepozwalającymi Ci stać się najlepszą wersją samej siebie. Z czułością przeprowadzi Cię przez proces samouzdrawiania.
Z tej książki dowiesz się, jak:
Emmy Brunner jest psychoterapeutką, hipnoterapeutką, coachem personalnym. Założycielka The Recover Clinic, wiodącej europejskiej placówki zajmującej się terapią osób cierpiących z powodu traumy, depresji, dysmorfii, lęków i zaburzeń odżywiania. Wierzy, że każdy doświadczył w życiu jakiejś traumy, a to, co często nazywamy chorobą psychiczną, jest tak naprawdę naszą reakcją na trudne doświadczenia z przeszłości.
Publikuje w „Metro”, „Refinery29”, „The Telegraph” i „Healthista”, aktywnie uczestniczy w debatach publicznych na temat zdrowia psychicznego, jest pomysłodawczynią zrealizowanego przez BBC 3 dokumentu Clean Eating’s Dirty Secrets.
Twórczyni ośmiotygodniowego kursu online From Lost to the River, poświęconego samouzdrawianiu i duchowości, ma ponad 45 tys. obserwatorów w mediach społecznościowych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 183
Był maj 2006 roku, a ja błąkałam się po budynku w poszukiwaniu pokoju numer 342. Jako świeżo upieczona psychoterapeutka przyjechałam z wizytą do Caron Foundation, ośrodka leczenia uzależnień w amerykańskim stanie Pensylwania. Denerwowałam się i bardzo starałam się to ukryć. Pracowałam wówczas w podobnej placówce w Wielkiej Brytanii, skąd wysłano mnie do Stanów, abym poznała tamtejsze procedury i być może nauczyła się czegoś nowego.
Na widok tabliczki z numerem 342 zapukałam do drzwi, weszłam i przedstawiłam się drobnej kobiecie o ciepłym uśmiechu.
– Cześć, Emmy – powitała mnie. – Siadaj. Zaraz ci opowiem, jak tutaj pracujemy i jak wygląda przyjmowanie nowych pacjentów, ale chciałabym, żebyś najpierw wysłuchała mojej historii.
Zaskoczyła mnie. O co jej chodziło? Dlaczego zachowywała się tak dziwnie i koniecznie chciała dzielić się ze mną swoim doświadczeniem? Jako Brytyjka odczuwam wewnętrzny opór przed tego rodzaju sytuacjami; słuchając nieoczekiwanych zwierzeń, czuję się bardzo niezręcznie. Dodatkowo za sprawą wychowania utraciłam wszelką wrażliwość i zbudowałam wokół siebie mur mający mnie chronić przed nazbyt bliskimi kontaktami z otoczeniem.
Wyraźnie skrępowana, zdołałam coś bąknąć w odpowiedzi, ona zaś kontynuowała:
– Emmy, wiedz, że cię dostrzegam. Wiem naturalnie, że masz tutaj zadanie do wykonania, zaraz do tego dojdziemy, ale ilekroć w moim życiu pojawia się ktoś nowy, zawsze zadaję sobie pytanie, dlaczego poznałam tę konkretną osobę i co to spotkanie dla mnie znaczy. Opowiem ci trochę o sobie, o swoim życiu i mam nadzieję, że w przyszłości to ci pomoże.
Spytałam, skąd wie, że potrzebuję pomocy. Czyżby w ciągu tych kilku minut, wypowiedziawszy raptem parę słów, zdołałam tak bardzo się przed nią odsłonić?
– Nie mam stuprocentowej pewności. Wiem tylko, że widzę przed sobą młodą kobietę zaangażowaną w niesienie pomocy ludziom, którzy cierpią. Zwykle oznacza to, że taka osoba sama zaznała wielkiego cierpienia albo nadal cierpi i pragnie się od tego uwolnić. Tak czy inaczej, chyba mam dla ciebie kilka wskazówek.
Usiadłam więc i słuchałam.
Moja rozmówczyni oznajmiła, że Caron Foundation przed laty ocaliła jej życie. Wcześniej nie wyobrażała sobie nawet, że mogłaby żyć szczęśliwie i doświadczać autentycznej radości. Wyjaśniła, że nauczyła się otwierać na ból, zamiast tłumić go w sobie albo go wypierać, a nawiązywanie więzi z ludźmi i dzielenie się z nimi emocjami wszystko odmieniło.
Miałam wrażenie, jakby po raz pierwszy od bardzo dawna spłynęło na mnie światło; wyraźnie ujrzałam to wszystko, co bezskutecznie usiłowałam dotąd zrozumieć na swój temat. W kolejnych miesiącach pojęłam, że jeśli naprawdę chcę odmienić swoje życie, muszę najpierw odbyć żałobę w związku z tym, co za sobą zostawiam, i uleczyć rany, które w sobie noszę. Dotarło do mnie, że pewne moje zachowania i „problemy”, które potrafię obecnie uznać za „niezdrowe”, stanowiły element strategii przetrwania, wytworzonej w reakcji na traumę z przeszłości.
Kiedy później uczyłam się radzenia sobie z tą traumą, poznałam i udoskonaliłam zestaw pomocnych narzędzi, które pomogły mi zbudować współczującą relację z samą sobą. Dało mi to odwagę i determinację w dążeniu do życia, jakiego pragnęłam. Nauczyłam się okazywać bliskość i wrażliwość w relacjach, w skupieniu i z pewnością siebie realizować ambicje zawodowe, a przede wszystkim odkryłam moc troszczenia się o siebie, która do dziś dodaje mi sił.
Korzystając z okazji, chcę ci przekazać, jak to się robi. Napisałam tę książkę, aby podzielić się z tobą zdobytą wiedzą na temat uzdrowienia, szczerości, życzliwości i powrotu do równowagi. Wyjaśnię ci, od czego zacząć leczenie ran i budowanie opartej na współczuciu więzi z samą sobą, pokażę, jak znaleźć siłę, aby żyć tak, jak tego pragniesz. Wspólnie zastanowimy się, z czego wynikają pewne postawy, a ja podsunę ci praktyczne narzędzia radzenia sobie z trudnościami.
Wspomniałam już, że moje osobiste problemy – tak je przynajmniej wówczas postrzegałam – wynikały z doznanej traumy. To słowo może przywodzić na myśl całe mnóstwo doświadczeń, które zadały bolesne rany mojej psychice.
Samo określenie „trauma” stanowi często pierwszą przeszkodę do pokonania, zanim zaczniemy pracę nad sobą, a to dlatego, że bywa bardzo różnie interpretowane. Wiele moich pacjentek nie uważa wcale przeżyć, które doprowadziły je pod drzwi mojego gabinetu, za traumatyczne. Jeżeli też tak myślisz, zastanów się, proszę, czy odpowiedziałabyś twierdząco na którekolwiek z poniższych pytań:
Czy dążysz do relacji z ludźmi, którzy nie są dla ciebie dostępni?
Czy nie akceptujesz swojego ciała – stale czujesz, że nie wyglądasz wystarczająco dobrze?
Czy dręczy cię niepokój albo depresja?
Czy często zwracasz się do siebie albo myślisz o sobie w karzący, krytyczny sposób?
Czy czujesz się często zagubiona, beznadziejna, zawstydzona i posługujesz się seksem, jedzeniem, alkoholem albo relacjami z innymi ludźmi, żeby krzywdzić samą siebie?
Czy uważasz, że twoje zachowania związane z jedzeniem nie pozwalają ci żyć pełnią życia?
Czy często zdarza ci się czuć, że tkwisz w błędnym kole destrukcyjnych, toksycznych schematów lub zachowań?
Czy pragniesz się wydostać z tego błędnego koła i często żałujesz, że twoje życie nie jest prostsze, szczęśliwsze i bardziej stabilne, a zarazem boisz się zmian?
Jeżeli utożsamiasz się z którąkolwiek z tych sytuacji, prawdopodobnie przeżyłaś coś traumatycznego, co wpłynęło na twoje postrzeganie otaczającego świata i na to, jak w nim funkcjonujesz. Nie zawsze można precyzyjnie wskazać, gdzie i kiedy spotkała cię krzywda – z pozoru mógł to być drobiazg, coś, co uszło twojej uwadze – jednak taka refleksja pomoże zlokalizować doznane rany i rozpocząć proces ich leczenia.
Jeżeli któraś z powyższych sytuacji – albo wszystkie – dotyczy ciebie (lub kogoś ci bliskiego), musi być ci naprawdę ciężko. Życie w błędnym kole, gdy z jednej strony przyjmujesz obojętną postawę wobec życia, z drugiej zaś angażujesz się w destrukcyjne zachowania, prowadzi do wyczerpania, dezorientacji, lęku i osamotnienia. Te przytłaczające uczucia podkopują z kolei twoje zdrowie i ogólny dobrostan, wpływają na pracę, relacje, finanse i poziom pewności siebie.
Nie musisz jednak tak żyć. Serio – to wszystko może się zmienić. A w zasadzie odmienić. Możesz porzucić tego rodzaju egzystencję i nauczyć się kochać osobę, którą jesteś. Przyszłość, w której odnajdziesz większą wolność i poczucie sensu życia, już na ciebie czeka. Wystarczy, że zrobisz ten pierwszy krok.
Skąd to wiem? Bo sama go wykonałam, a potem niezliczoną ilość razy pomagałam w tym innym ludziom. Od ponad piętnastu lat jako lekarz klinicysta zajmuję się traumą i niską samooceną, jednak sama cierpiałam znacznie dłużej. Dobrze znam ból powodowany przez krytyczny głos nieustannie rozbrzmiewający w mojej głowie i paraliżujące uczucie, jakie wywołuje. Zarazem sama jestem najlepszym przykładem tego, że można się od niego uwolnić, i chcę cię przekonać, że tobie także może się to udać.
Powrót do zdrowia stał się dla mnie okazją do zaleczenia ran i zbudowania wielu relacji, które odmieniły moje życie. Chociaż część moich doświadczeń była bardzo bolesna, potrafię docenić ich wartość, a ludzie w podobnej sytuacji budzą we mnie głębszą empatię. Po latach prowadzenia grup terapeutycznych pojęłam, jak ważne jest dzielenie się swoimi przeżyciami z innymi i budowanie poczucia wzajemnej bliskości. To katalizator pozytywnych zmian.
Często zaczynając terapię z nową grupą, opowiadam uczestnikom następującą anegdotę, która dobrze ilustruje znaczenie wzajemnego wsparcia:
Idąca ulicą kobieta wpada do studzienki kanalizacyjnej. Ściany są pionowe, więc nie może się z niej wydostać.
Wzywa pomocy i nad studzienką przystaje lekarz. Wrzuca do środka receptę i odchodzi.
Kobieta woła więc znowu i nad studzienką zatrzymuje się duchowny. Spisuje na kartce modlitwę, wrzuca ją do środka i odchodzi.
Kobieta po raz trzeci woła o pomoc i tym razem do studzienki wskakuje jej przyjaciółka.
– Oszalałaś? – oburza się kobieta. – Teraz tkwimy tu obie!
– Nie szkodzi – odpowiada jej przyjaciółka. – Ja już tu byłam i wiem, jak się stąd wydostać.
Ja też wiem, jak można się wydostać z tej pułapki. Dlatego napisałam tę książkę. Znajdziesz w niej informacje o moim podejściu terapeutycznym – dlaczego i na jakiej zasadzie działa – jak również świadectwa osób, z którymi miałam okazję pracować. Rozdziały zatytułowane Sposób powrotu do równowagi mają charakter ćwiczeń: zostaniesz w nich poproszona o udzielenie odpowiedzi na różne pytania i sporządzenie notatek, dzięki czemu lepiej zrozumiesz, jak rozpocząć proces samouzdrawiania. Pamiętaj, aby wykonywać wszystkie zadania w swoim własnym tempie i zdobyć się na szczerość wobec samej siebie.
Wspólnie zastanowimy się, czym jest „niezdrowy głos”, skąd się bierze i w jaki sposób cię ogranicza. Pokażę ci, jak się umocnić i uwierzyć w swoje możliwości, abyś mogła w pełni uświadomić sobie swój potencjał i żyć tak, jak zawsze chciałaś.
Nie spiesz się proszę i nie stresuj, jeśli poczujesz się przytłoczona albo nie wszystko od razu do ciebie dotrze – to całkiem normalne. Podczas własnej terapii wielokrotnie musiałam wracać do pewnych tematów, zanim byłam w stanie naprawdę je przyjąć i odnieść z tego korzyści. Wiedz, że w każdej chwili możesz przerwać i wrócić do danego rozdziału w bardziej odpowiednim momencie. Wypracowane przeze mnie podejście pozwala stopniowo ewoluować i rozwijać się, chcę jednak, abyś dała sobie przyzwolenie, aby robić to we własnym tempie. Każdy kolejny krok wykonuj z otwartym sercem i umysłem.
Na tę drogę prowadzącą ku uzdrowieniu przyjmij całą moją miłość, wiarę i współczucie.
Emmy x
Tyle z nas uczy się ukrywać różne aspekty siebie; inni nie są w stanie poznać o nas całej prawdy, odczuwamy więc wewnętrzną pustkę i osamotnienie.
Na początku tej wspólnej drogi zastanowimy się, które dokładnie obszary wymagają od nas „działania”. Przyjrzymy się destrukcyjnym lub dysfunkcyjnym schematom zachowań, które mogły się w nas utrwalić, i zbadamy, jaki to „wewnętrzny głos” kontroluje nasze decyzje i reakcje. Nie przejmuj się, jeśli dziwnie się poczujesz, myśląc o sobie: „Przejawiam destrukcyjne schematy zachowań”. Z doświadczenia wiem, że taka analiza własnych pobudek jest niezwykle pomocna. Uświadamia nam, że mamy większy wpływ na swoje życie, niż nam się wydaje.
W pierwszych latach pracy w klinice zajmowałam się pacjentkami z problemami psychicznymi. Stopniowo uświadamiałam sobie, że wewnętrzne rany, które obserwowałam na przykład u osób z zaburzeniami odżywiania, bardzo przypominają te występujące u ludzi zmagających się z lękami, depresją, zaburzeniami osobowości albo uzależnieniem. Zrozumiałam, że istniejące modele terapii nie trafiają do „serca” chorego, i doszłam do wniosku, że w leczeniu zaburzeń odżywiania chodzi o coś znacznie więcej niż tylko o przywrócenie prawidłowej masy ciała czy znormalizowanie nawyków żywieniowych. U podstaw problemu leżało bowiem chroniczne poczucie nienawiści do samego siebie, a „symptomy”, z którymi borykały się moje pacjentki, były wyłącznie destrukcyjnymi sposobami radzenia sobie z rzeczywistością.
Z biegiem lat pojęłam, że chociaż z racji zawodu skupiam się na osobach dotkniętych kryzysem osobistym i takich, którym choroba uniemożliwia normalną egzystencję – ich masa ciała jest zbyt niska, uzależnienie zbyt silne, a cena, jaką płacą za to w życiu osobistym, zbyt wysoka – tak naprawdę cierpienie dotyka wszystkich wokół mnie, nie wykluczając ludzi, którym na co dzień udaje się nieźle funkcjonować w swoich związkach czy życiu zawodowym. Nie pogrążamy się w kryzysie, a mimo to jesteśmy głęboko poranieni. Nasz ból jest może mniej widoczny, ale niewątpliwie w nas tkwi.
Zaczęłam bliżej się temu przyglądać. Rozmawiałam z kolegami po fachu, znajomymi i członkami rodziny. Wielu uważało, że nie warto szukać pomocy ani leczenia; ostatecznie nikt z moich rozmówców nie uważał się za „chorego”. Nie potrafili mi jednak wyjaśnić, z czym właściwie sobie nie radzą; mieli po prostu głębokie poczucie, że coś jest nie w porządku, a im samym czegoś „brakuje”. Wszyscy myśleli o życiu jak o czymś, przez co trzeba „przebrnąć” dzień po dniu – i ta perspektywa nie budziła w nich ani entuzjazmu, ani radości.
Jeżeli nawet któraś z tych osób była w stanie określić, z czym konkretnie się zmaga – na przykład z lękiem, depresją albo zaburzeniami odżywiania – i zwracała się o pomoc do lekarza rodzinnego albo innych pracowników służby zdrowia, niejednokrotnie słyszała, że nic jej nie dolega; ewentualnie, że tego rodzaju dolegliwości nie kwalifikują się do leczenia. Efektem tego była dezorientacja; sama boleśnie się przekonałam, że gdy otoczenie nie dostrzega twojego cierpienia albo je lekceważy, zaczynasz sądzić, że to ty stanowisz problem.
Tym, co łączyło wszystkich, z którymi rozmawiałam – nie wyłączając mnie samej – była obecność tak zwanego „niezdrowego głosu”.
Ów głos dobiega z naszego wnętrza, jest złośliwy, niemiły i próbuje kwestionować wszystko, czym jesteśmy i co robimy. Krytykuje nas za to, jak wyglądamy, co mówimy i jak się zachowujemy. Podważa osiągnięcia, tłumi radość życia i konsekwentnie budzi w nas poczucie, że jesteśmy niedostatecznie dobre.
Jeżeli coś cię skłoniło, aby wziąć do ręki tę książkę i doczytać ją aż do tego miejsca, domyślam się, że wiesz, o czym mówię.
To właśnie niezdrowy głos wmawia nam, że nie zasługujemy na wsparcie i że to my stanowimy problem. Podsycany strachem i wstydem każe nam się izolować i ukrywać przed otoczeniem większość prawdy o sobie. Przekonuje, że gdyby inni wiedzieli, jakie naprawdę jesteśmy, zostałybyśmy odrzucone. W rezultacie nie dopuszczamy, aby ktokolwiek lepiej nas poznał, co prowadzi do poczucia pustki i osamotnienia.
Wspominając z perspektywy czasu te okresy, w których najbardziej doskwierała mi samotność, nie mam wątpliwości, że powodem tego było odrzucenie prawdy o sobie i swoim cierpieniu. Na co dzień udawało mi się jakoś funkcjonować: pamiętałam o wyznaczonych spotkaniach i uczestniczyłam w różnych wydarzeniach, ale nikogo nie „dopuszczałam do siebie”. Potrafiłam zachowywać się gwałtownie i defensywnie. Wszelkie formy bliskości były wykluczone. Dopiero teraz widzę, że idąc za podszeptem niezdrowego głosu, wznosiłam wokół siebie mury, które miały mnie chronić przed zranieniem.
Niezdrowy głos niemal zawsze ma swój początek w dzieciństwie. Żywi się naszymi doświadczeniami i komunikatami, jakie do nas docierają. Początkowo stanowi próbę obrony przed rzeczywistością: sprawia, że wytwarza się w nas zestaw kluczowych przekonań, które mają nam pomóc odnaleźć się w środowisku, w jakim przyszło nam dorastać. Utrwala postawy i zachowania, dzięki którym możemy walczyć o miłość, ostatecznie jednak uniemożliwia zaspokojenie naszych potrzeb; stajemy się uzależnione od dążenia do akceptacji za wszelką cenę, choćbyśmy musiały się zmieniać i dostosowywać do innych. Weźmy taki oto przykład: „Ojciec nie poświęca mi uwagi i nie okazuje uczuć, będę więc błyszczeć w szkole/pracy tak, żeby zrobić na nim wrażenie i zasłużyć na pochwałę”.
Niezdrowy głos kieruje się następującymi kluczowymi przekonaniami:
Nie zasługuję na miłość, jestem do niczego, nic niewarta, nie dość dobra.
Porównuję się z otoczeniem, aby upewnić się w poczuciu niższości i braku własnej wartości.
Jestem ofiarą wyborów i zachowań innych ludzi. Moje życie zmieni się wtedy, gdy oni się zmienią.
Wszystko jest dobre albo złe; słuszne albo niesłuszne.
Rozpoznanie w sobie tego głosu może być okupione cierpieniem, ale taka wiedza tylko nas wzmocni. Jeśli o mnie chodzi, przeżyłam szok, uświadomiwszy sobie, że podejmowałam życiowe decyzje pod dyktando niezdrowego głosu, w związku z czym przez długi czas tkwiłam w koleinach destrukcyjnych zachowań: odpychałam od siebie ludzi, których kochałam, i raz za razem wchodziłam w związki nacechowane przemocą. Zrozumiałam, że jeśli chcę coś zmienić, to muszę zacząć od siebie.
Niełatwo było mi zaakceptować tę prawdę, ostatecznie jednak zdołałam skonfrontować się ze sobą i zyskałam szansę wpływania na dalszy bieg swojego życia. Podjęłam decyzję, że odtąd będę ze sobą szczera. Uznałam, że im dłużej będę zaprzeczać istnieniu autodestrukcyjnych skłonności, tym częściej będę im ulegać.
Teraz możemy wspólnie przejść drogę wiodącą do uzdrowienia. Wymaga to cierpliwości, empatii, otwartości na nowe pomysły i przyjęcia perspektywy pozwalającej zaobserwować w swoim życiu pewne schematy zachowań – lecz dzięki temu zyskamy głębszą samoświadomość.
Niezdrowy głos nieustannie nas krytykuje i ocenia nasze zachowania w każdej dziedzinie życia, podważając pewność siebie i poczucie własnej wartości. Będąc naszym najgorszym wrogiem, odwodzi nas od wprowadzania pozytywnych zmian w swoim życiu, podważając naszą wiarę w siebie i słuszność własnego osądu. Możemy od niego usłyszeć takie rzeczy jak:
„Jesteś gruba”.
„Nie powinnaś ubiegać się o tę pracę, nie masz na nią szans”.
„Nie odzywaj się, bo palniesz jakieś głupstwo”.
„Jesteś dziwna”.
„Nie zasługujesz na miłość”.
Taki głos może być bardzo donośny i zagłuszać wszystko inne. W rezultacie życie wielu z nas zaczyna się sprowadzać do prób uciszenia niezdrowego głosu i reagowania na jego negatywne komunikaty. Pozwalamy narzucić sobie perspektywę, która nas ogranicza, a skutki tego są zwykle opłakane.
Na przykład:
Pamiętaj, że chociaż niezdrowy głos bywa często złośliwy i okrutny, pobrzmiewa w nim czasami fałszywa troska. Może ci na przykład szeptać do ucha: „Lepiej zostań dziś w domu – jesteś zmęczona, a po spotkaniu ze znajomymi tylko gorzej się poczujesz”. Za tym pozornie życzliwym tonem kryje się pragnienie wyrządzenia ci krzywdy i odizolowania cię od otoczenia. Dlatego tak ważne jest prześledzenie w tej sytuacji swojego toku myślenia: co wyniknie z tego, że nie spotkam się ze znajomymi? Jedna możliwość jest taka, że niezdrowy głos od razu cię zaatakuje („Jesteś beznadziejna, nie potrafisz nawet wyjść z domu i spotkać się ze znajomymi, którzy cię za to znienawidzą”). Inna opcja: ominą cię dobra zabawa, śmiech, rozmowy i pogłębianie więzi z innymi ludźmi, czyli to wszystko, co sprawia, że warto jest żyć.
Zasadniczo niezdrowy głos rośnie w siłę, ilekroć nie okazujemy życzliwości samym sobie. Jego celem jest:
budowanie poczucia tożsamości na tym, co nas dotąd spotkało i co usłyszałyśmy na swój temat,
obrona przed bolesnymi doświadczeniami z przeszłości,
utrwalanie schematów zachowań, dzięki którym czujemy się bezpieczne,
utwierdzanie nas w przekonaniach i odczuciach z dzieciństwa,
zachęta do angażowania się w związki i sytuacje, które wzmacniają nasze nieuświadomione przekonania na własny temat i na temat otaczającego świata,
uniemożliwianie naszemu wewnętrznemu dziecku przyznania, że coś nas głęboko zraniło.
Musisz coś wiedzieć: niezdrowy głos będzie się sprzeciwiał temu, co teraz czytasz, bo stanowi to dla niego ogromne zagrożenie. Próby kwestionowania jego zasadności wzbudzają jego gniew i poczucie utraty kontroli; w rezultacie można mieć wrażenie, że ktoś nas atakuje i musimy się bronić.
Jeżeli zauważysz u siebie taką reakcję, weź głęboki oddech, postaraj się zrobić krok wstecz i spojrzeć z miłością na swoje doświadczenia. A potem podejmij świadomą decyzję, aby dalej podążać ku prawdzie.
Z drugiej strony mamy w sobie także wewnętrzny „zdrowy głos”. On dla odmiany przemawia z życzliwością, zapewnia nas, że wszystko będzie dobrze, albo mobilizuje do szukania pomocy. Niektórzy uważają go za swego rodzaju wewnętrzny autorytet – głos przewodni, ostrzegający, gdy coś budzi w nas wątpliwości lub wymaga zmiany.
Część osób słyszy go całkiem wyraźnie, jednak dla większości to zaledwie szept – wymaga zachęty, żeby przemówić donośniej. Wszyscy, których kiedykolwiek poznałam, mieli w sobie ten wewnętrzny zdrowy głos, choćby z początku wyjątkowo nieśmiały. Zdrowy głos stanowi przejaw czegoś, co w nas żyje, jest pełne współczucia i gotowe nieść pomoc – zapewne to on skłonił cię do sięgnięcia po tę książkę.
Pomogę ci rozwijać w sobie i wzmacniać ten zdrowy głos, niezależnie od tego, czy już go słyszysz, czy jeszcze nie. Będzie to jednak wymagało odrobiny cierpliwości. Gdy ktoś przyzwyczaił się wysłuchiwać krytycznych, destruktywnych komentarzy na własny temat, otwarcie się na bardziej pozytywne komunikaty może być nie lada wyzwaniem.
Ilekroć moje pacjentki słyszą niezdrowy głos, pytam, co w takiej sytuacji powiedziałby ich współczujący głos. Odpowiadają wtedy szybko: „Nie wiem”. Pytam więc, co same powiedziałyby przyjaciółce w podobnej sytuacji; wtedy doznają olśnienia i jak z rękawa sypią odpowiedziami pełnymi współczucia i życzliwości. To świetny sposób, żeby zacząć rozwijać w sobie zdrowy głos: gdy pojawiają się samokrytyczne myśli, wyobraź sobie, że rozmawiasz ze swoim przyjacielem albo kimś, kogo kochasz. Ostatecznie w całym tym procesie chodzi o zbudowanie bliższej, życzliwszej więzi z samą sobą.
W miarę upływu czasu rozpoznawanie zdrowego i niezdrowego głosu będzie ci przychodziło z coraz większą łatwością. Z początku może to wymagać nieco więcej wysiłku, ale wierz mi, nabierzesz wprawy. Konfrontując się z myślami, które mają cię zawstydzać, i skupiając się na tym, czego chcesz, a nie na tym, czego nie chcesz, poczujesz się silniejsza. A dzięki umiejętności rozpoznawania niezdrowego głosu i przewidywania, co może ci powiedzieć w reakcji na określone sytuacje i scenariusze, w porę zdążysz przygotować „zdrową” odpowiedź. Jeżeli w jakimś momencie niezdrowy głos wpadnie we wściekłość, będzie to oznaczało, że najprawdopodobniej czuje się zagrożony. I bardzo dobrze, bo to znaczy, że jesteś na właściwej drodze!
Punktem wyjścia w naszej podróży ku samouzdrowieniu jest uświadomienie sobie istnienia zarówno niezdrowego, jak i zdrowego głosu w swojej głowie oraz wzmacnianie tego ostatniego dopóty, aż zacznie przeważać i kierować twoimi myślami i działaniami. Ta książka to przewodnik, który pomoże ci zyskać podmiotowość i umiejętność podejmowania decyzji w oparciu o pewność tego, co jest dla ciebie „dobre”, zamiast jak dotąd kierować się lękami i pozornymi ograniczeniami.
Wiem, że może być ci trudno wyobrazić sobie sytuację, w której myślisz i odczuwasz w sposób diametralnie różny od tego, który znasz na co dzień, ale wierz mi: to jest możliwe. Przecież nie myślisz i nie czujesz tak od urodzenia. Nasza wspólna droga jest szansą na to, aby odbudować – albo po raz pierwszy nawiązać – współczującą relację z samą sobą.
Twoje niezdrowe zachowania i ucieczka przed wrażliwością świadczą o tym, że głęboko cierpisz. Im lepiej poznasz swój niezdrowy głos i zrozumiesz, skąd się bierze oraz dlaczego kieruje twoimi wyborami, tym łatwiej będzie ci oddać pierwszeństwo w podejmowaniu decyzji zdrowemu głosowi, a pierwszym krokiem niech będzie zbudowanie z nim relacji.
Niezwykle ważne jest, abyś na tym wczesnym etapie powrotu do zdrowia była świadoma własnych myśli i potrafiła określić, czy stoi za nimi zdrowy, czy niezdrowy głos. Dla wielu osób, z którymi pracowałam, była to zupełna nowość – wystarczy jednak, że zaczniesz analizować źródła swoich myśli oraz towarzyszące im intencje, a szybko pojmiesz, że w twojej głowie niemal nieustannie trwa zabawa w przeciąganie liny. Możesz wówczas podjąć próbę odzyskania kontroli i zdecydować, że nie będziesz odtąd słuchać niezdrowego głosu.
Jeżeli masz kłopot z odróżnieniem jednego głosu od drugiego, przy najbliższej okazji zadaj sobie pytanie: „Czy ta myśl popycha mnie do tego, aby wyrządzić sobie krzywdę?”.
Niezdrowy głos chce, abyś się krzywdziła i karała, pod względem emocjonalnym oraz fizycznym (a także aktywnie zniechęca cię do działania w swoim najlepiej pojętym interesie).
Karanie samej siebie, autodestrukcja i samookaleczanie mogą przybierać różne formy. Oto kilka przykładów:
Krzywda emocjonalna:
mówienie do siebie w sposób, który wzbudza w tobie poczucie smutku, osamotnienia, braku własnej wartości.
Krzywda
fiz
yczna:** restrykcyjne odżywianie się, cięcie, przetrenowanie, odmawianie sobie odpowiedniej ilości snu albo nadużywanie alkoholu lub narkotyków.
Krzywdzące działania:
utrzymywanie relacji z osobami stosującymi wobec ciebie przemoc, rozładowywanie napięcia poprzez seks, kradzieże lub okłamywanie innych.
Ważna uwaga: nie próbuj negocjować z niezdrowym głosem! Jako młoda dziewczyna latami toczyłam z nim daremne boje i wiem, że to bardzo kusząca perspektywa, jednak podobne dyskusje jedynie go wzmacniają i dodają wiarygodności. Mój niezdrowy głos twierdził na przykład, że jako osoba pełna różnych lęków nie powinnam spotykać się z przyjaciółmi, bo będą się przy mnie czuli skrępowani. W myślach odpowiadałam sobie, że przyjaciele mnie kochają i wiedzą, że przeżywam trudne chwile. Lecz każdy okruch współczucia okazanego samej sobie i każda próba podważenia komentarzy niezdrowego głosu tylko go rozdrażniały i skłaniały do jeszcze ostrzejszych ataków. Przekonałam się również, że niezdrowy głos staje się donośniejszy, gdy się go ignoruje – a także że najskuteczniejsze są neutralne reakcje.
Zamiast negocjować albo ignorować niezdrowy głos, spróbuj po prostu przyjąć to, co do ciebie mówi, bez angażowania się w dyskusję, targowania czy spełniania stawianych przez niego żądań. Zdaję sobie sprawę, że to brzmi ryzykownie, zwłaszcza jeśli przyzwyczaiłaś się robić wszystko pod dyktando niezdrowego głosu. Nie jest łatwo zmienić swoje nawyki i schematy myślowe, jednak praktyka czyni mistrza.
Nauka tolerowania niezdrowego głosu bez reagowania na jego negatywne komunikaty to jedna z najważniejszych rzeczy, jakie możesz na początek zrobić; pomoże ci nie tylko osłabić jego siłę, ale również rozpocząć proces samouzdrawiania i odzyskiwania kontroli nad swoim życiem. W rezultacie zaczniesz:
funkcjonować w świecie z jasnym i spokojnym umysłem,
nawiązywać bliskie i wspierające twój rozwój relacje z samą sobą i z innymi,
rozumieć, że twoje myśli to tylko pewna perspektywa, niekoniecznie zgodna z rzeczywistością,
odkrywać swój twórczy potencjał i dawać sobie większą swobodę,
wybaczać sobie oraz innym,
przyjmować krytykę bez uznawania zdania innych za swoją „prawdę”,
nabywać pewności siebie i poczucia sprawczości w swoim życiu.
Powrót do równowagi nie jest procesem liniowym; to wyzwanie polegające na stałym konfrontowaniu się z trudnymi sytuacjami i doświadczeniami, które można traktować jako szanse na dalszy rozwój. Po dobrym dniu często przychodzi gorszy; zanim odzyskasz równowagę, będziesz musiała przekopać się przez kolejno odkrywane warstwy.
Ważne, aby pamiętać wówczas, że to dopiero początek i że uzdrowienie wymaga czasu. Niech cię nie kusi, aby zbyt krytycznie oceniać swoje postępy. Zmiany, których doświadczysz, zapewne wzbudzą w tobie głębszą, długotrwałą refleksję. Dlatego chociaż z początku mogą ci się wydawać nieistotne, z czasem się skumulują, powodując prawdziwy przełom.
Zamiast się zastanawiać, co konkretnie „zyskujesz”, staraj się skupiać na tym, jak się angażujesz w samouzdrawianie. Stopniowo zaczniesz zauważać korzyści płynące z tych działań, będziesz żyć radośniej i spokojniej.
#Prosty trik
Nie spiesz się – do zdrowia i równowagi dochodzi się krok po kroku. Zmiany, które obserwujesz, mogą ci się wydawać niewielkie, ale nie od razu Kraków zbudowano.
Decyzja, że uzdrowienie i towarzyszące mu pozytywne, afirmujące komunikaty będą odtąd twoim priorytetem, musi być świadoma.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki