Uważaj, czego pragniesz. Angelo #1 - MAŁGORZATA WIŚNIEWSKA - ebook

Uważaj, czego pragniesz. Angelo #1 ebook

Wiśniewska Małgorzata

4,5

21 osób interesuje się tą książką

Opis

Trzech bohaterów, dwie zawiązane historie, jedna zagmatwana miłość. W tym wirze emocji i niebezpieczeństw Margo – nieustraszona i uwodzicielska, staje twarzą w twarz z Angelo, kapitanem mafii, który porywa ją w wir swojego bezwzględnego świata. Jego determinacja i władza sprawiają, że Margo zostaje wplątana w niebezpieczną grę, gdzie każde posunięcie może okazać się śmiertelnym. Ale los ma jeszcze więcej w zanadrzu, niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Los stawia Margo w tragicznej sytuacji pomiędzy wyborem: życiem a śmiercią.

 

Czy odnajdzie swoje miejsce w tym nieprzebranym labiryncie, czy skazana jest na wieczną walkę o wolność? Czy Angelo odpuści? Sięgnij po historię pełną tajemnic, która przeniesie Cię od słonecznych Włoch po upalne Emiraty Arabskie, pozostawiając Cię z sercem bijącym szybciej i chęcią poznania tej poruszającej opowieści.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 405

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (201 ocen)
146
22
18
8
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
cHanna123

Nie polecam

Najgłupsza i bezsensowna książka o mafii. Wielokrotny gwałt, zmuszenie do małżeństwa, mafioso, który nie umie połączyć kropek. Ilość złych rzeczy na centymetr kwadratowy przeraża. Książka napisana chaotycznie, ultra prostym językiem. Dramat! Skąd te wysokie oceny?! Czytelniczki puknijcie się w głowę. Ani emocji, ani akcji.
20
zaczytanasylwiaa

Nie oderwiesz się od lektury

aż brak mi słów...To było tak dobre ,że nie będę żałowała jutro mojego wyglądu "zombie" . Normalnie tyle się działo w książce 🤯 totalny rollercoaster. podobała mi się twarda Margo .. Dwóch braci i jedna kobieta. Tyle tajemnic ukrywanych przez lata,a nawet całe życie dziewczyny . Ale to co przeżyła odkąd poznała braci Rustoto istna tragedia . mimo woli walki ,były momenty,że myślałam- że faktycznie się podda... polecam każdemu przeczytać książkę. Za parę dni więcej słów na temat książki na moim Ig
10
Readingcoffeecake

Nie oderwiesz się od lektury

Po okładce spodziewałam się mocnego romansu mafijnego i taką właśnie historię otrzymałam. Już na samym początku widzimy, że Angelo od najmłodszych lat był przygotowywany do roli capo. Bezwzględny, władczy, górujący nad innymi, nie znoszący sprzeciwu. Taki właśnie był! Oj uwierzcie mi, nie chcielibyście stanąć mu na drodze 🤭 To taki facet, który nie pyta, nie prosi, tylko bierze to, czego chce, nawet siłą. Gdzieś tam głęboko ukrył swoje serce i odrobinę dobroci, którą posiadał. Jednak nawet jak dla niego istnieją pewne granice przyzwoitości i człowieczeństwa.. A okazuje się, że jest ktoś, kto jest jeszcze większym potworem niż Angelo 🤐🤐 Podobała mi się kreacja bohaterów. Angelo posiadał cechy, jakie powinien mieć przywódca. Daleko mu było do potulnego, ulegającego misia🤭 od niego aż bije władza! Margo była silną postacią, ciężko było ją złamać, a naprawdę przeszła wiele i wiele wycierpiała. Jestem pod wrażeniem, jak autorka połączyła ze sobą wszystkie wątki. Podobało mi się to, ...
10
Kot-Filemon

Nie oderwiesz się od lektury

" Co do ku#$y nędzy się ze mną dzieją ? Ta dziewczyna budzi we mnie jakiegoś pieprzonego jaskiniowca. Już nie pamiętam, kiedy chciałem jakąś kobietę tak, jak pragnę jej, na wyłączność. Czuję, jaki staje się zaborczy. Patrząc na nią słyszę w głowie tylko jedno:  MOJA." Jak wiecie jak kocham wątek mafijny w książkach i za każdym razem jak zaczynam czytać, to mam taką ekscytację czym mnie zaskoczy główny bohater jak bardzo będzie będzie groźny, bezwzględny oraz jaki będzie dla tej jednej jedynej która stanie na jego drodze. Angelo Rusto to furiat jakich mało, jak jest wkurzony to lepiej zschodzić mu z drogi, jeśli życie nam miłe , kilka osób już miało przyjemność się o tym przekonać. Margo to kobieta która nieświadomie nacisnęła mu  odcisk , uhhh co tam się będzie działo 🔥 ale nie będę wam za dużo zdradzała 🤫 W pewnym momencie potrzebowałam zrobić sobie meliskę , żeby ukoiła moje rozdygotane nerwy, ale za cholerę nic to nie pomogło 🫣🤣 bo chyba musiałabym  podpiąć się pod kroplówkę ...
10
Marlenafijal

Nie oderwiesz się od lektury

Margo razem z przyjaciółmi wybiera się do klubu. Tam pod wpływem alkoholu i jej niewyparzonej buzi naraża się szefowi mafii. Jej zadziorny charakter noe pomaga w złagodzeniu sytuacji. A dziewczyna nawet nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji. Angelo stoi na czele mafijnej rodziny. Jest bezwzględnym mężczyzną. Zawsze dostaje to czego chce. A pewnego wieczoru postanawia, że ta pyskata i zadziorna kobieta będzie jego żoną i nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć swój cel. Nieświadoma Margo zostaje wciągnięta w bardzo niebezpieczny świat. Dodatkowo poznaje Fabio, który również zaczyna starać się o jej względy. Konoeta nie zdaje sobie sprawy, że mężczyźni są braćmi. Jak zakończy się ta niebezpieczna gra? Czy Margo uda się wyjść cało z tego starcia? Ależ to były emocje. Autorka od samego początku trzyma nas w napięciu i funduje nam zawał. Angelo to typowy mafioso, bezwzględny, okrutny, nie znoszący sprzeciwu człowiek. Nie ma litości dla nikogo. Powiem wam, że jego zachowanie nies...
10

Popularność




 

UWAŻAJ, CZEGO

PRAGNIESZ.

ANGELO

Bracia Rusto#1

 

MAŁGORZATA WIŚNIEWSKA

 

WODZISŁAW ŚLĄSKI 2024

Romans mafijny

Tekst © Copyright by Małgorzata Wiśniewska

Wydawca © Copyright by Małgorzata Wiśniewska

Kategoria: Romans mafijny

Język: polski

Opis

Trzech bohaterów, dwie zawiązane historie, jedna zagmatwana miłość. W tym wirze emocji i niebezpieczeństw Margo, nieustraszona i uwodzicielska, staje twarzą w twarz z Angelo, kapitanem mafii, który porywa ją w wir swojego bezwzględnego świata. Jego determinacja i władza sprawiają, że Margo zostaje wplątana w niebezpieczną grę, gdzie każde posunięcie może okazać się śmiertelnym. Ale los ma jeszcze więcej w zanadrzu niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Los stawia Margo w tragicznej sytuacji pomiędzy wyborem: życiem a śmiercią.

Czy odnajdzie swoje miejsce w tym nieprzebranym labiryncie, czy skazana jest na wieczną walkę o wolność? Czy Angelo odpuści?

Sięgnij po historię pełną tajemnic, która przeniesie Cię od słonecznych Włoch po upalne Emiraty Arabskie, pozostawiając Cię z sercem bijącym szybciej i chęcią poznania tej poruszającej opowieści.

 

Copyrigth©Małgorzata Wiśniewska

All right reserved

WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE

WODZISŁAW ŚLĄSKI 2024

Redakcja: Ewa Hoffmann-Skibińska

Korekta językowa: Małgorzata Wiśniewska

Projekt okładki: Anna Pytlik-Ryś

Łamanie, skład oraz konwersja do plików

mobilnych: Małgorzata Wiśniewska

Wydanie II 2024

ISBN: 978-83970454-1-5

Dodatkowe informacje dostępne pod adresem:

e-mail: [email protected]

PROLOG

Stoję i patrzę, jak ogień trawi posiadłość. Nie potrafię pojąć, dlaczego ojciec chciał, abym uczestniczył w tym okrutnym przedstawieniu. Mam zaledwie osiem lat…

Ogień tańczy, drewno świszczy, jakby wygrywał jakąś pieśń, płacz…

Chwila?! Płacz? Czyj płacz? Wytężam słuch i próbuję odkryć skąd pochodzi dziecięcy pisk, zagłuszony skwierczeniem drewna.

– To z domu – stwierdzam. Rozglądam się w panice, w nadziei, że w pobliżu jest ktoś dorosły i również to słyszy.

Mateo. Podbiegam do niego i ciągnę go za rękę.

– Co ty robisz, chłopcze? – pyta zdziwiony moim zachowaniem.

– Tam w domu ktoś jest! – krzyczę i wskazuję ręką.

– Wiem – odpowiada niewzruszony i wyrywa rękę z mojego uścisku. – Idź do auta i tam zaczekaj, aż skończymy – nakazuje.

W tej chwili już wiem, że nikt mi nie pomoże – muszę działać sam. Mateo odchodzi, krzycząc coś do jednego z naszych ludzi, a ja odwracam się i biegnę przed siebie. Nim się orientuję, stoję już pod oknem. To stąd dochodzi ten przeraźliwy dziecięcy płacz, który aż łamie serce.

Nie mogę dosięgnąć do okna. Czuję złość. Jestem bezradny, a płacz dziecka słabnie z każdą sekundą. Rozglądam się za czymś, co pomoże mi dosięgnąć do okna.

W ogrodzie zauważam krzesła. Biegnę, ile sił w nogach, uważając, by nie przyuważył mnie żaden z żołnierzy ojca, a zwłaszcza Mateo. Wspinam się na krzesło i wytężam wzrok. Dym zasłania widok. Jest dobrze – ogień nie dotarł jeszcze do tego pokoju. Nie poddaję się. Pokonuję parapet, wskakuję do środka, a na widok niemowlaka w łóżeczku tętno przyspiesza mi niemiłosiernie.

Ręce mi drżą, gdy biorę tę maleńką istotę i próbuję okryć ją swoją koszulą. Dym wdziera się przez szczeliny między drzwiami. Nie mogę oddychać. Nie mam czym. Koszula jest za mała, by okryć nas dwoje. Sięgam po kocyk

i owijam nim szczelnie ciało kruszynki, a koszulę zarzucam na swoją głowę.

Co mam zrobić z tym dzieckiem? Czy ono też miało zginąć? Dlaczego?

– Co ty, do cholery, robisz? – Słyszę surowy ton Mateo. – W tej chwili stamtąd wyłaź! Niech tylko ojciec się o tym dowie… Nie chciałbym być w twojej skórze – ostrzega.

– Musiałem tu wejść! Zobacz?! – Wchodzę na parapet i pokazuję, co skrywam w ramionach.

– Kurwa! – Tylko to słowo wychodzi z jego ust. – Daj mi go – nakazuje.

– To chyba dziewczynka – wzruszam ramionami i podaję ostrożnie dziecko. – Jest ubrana na różowo… – tłumaczę.

– Nie gadaj, tylko wyłaź! Natychmiast! Zaraz wszystko się zawali.

– Co chcesz z nią zrobić? – pytam Mateo, zanim się oddali.

– Im mniej wiesz, tym lepiej – kwituje. – A! Jeśli chcesz uniknąć gniewu ojca, lepiej milcz na temat tego, co tu się stało. Dobrze ci radzę.

 

Rozdział I

MARGO

Jo weszła do mojego mieszkania z ogromnym uśmiechem na twarzy, a to nigdy nie wróży niczego dobrego. No to teraz będzie ciekawie. Tylko czekam, co znowu wymyśliła.

– Hej, piękna! – woła Jo od progu z tym swoim szatańskim uśmiechem.

– Hej, brzydka! – Joana staje jak wryta i marszczy brwi.

– No wiesz? Jak możesz tak na mnie mówić?

– Daj spokój, przecież żartuję. – Podchodzę do Jo i całujemy się w policzek.

– Dobra, słuchaj: Artur ma urodziny, nie? – stwierdza i patrzy na mnie, szukając potwierdzenia, że wiem o tym, i kontynuuje. – No i zaprasza nas do klubu. – klaszcze w dłonie i podskakuje jak mała dziewczynka.

– Cieszysz się tak, jakbyś nigdy nie była w żadnym klubie. Gdzie jest haczyk?

– Zabiera nas do Inferno! – szczerzy się jak obłąkana.

Tak, słyszałam o tym klubie. Ze striptizem, bardzo ekskluzywny i niełatwo jest się tam dostać.

– Jakim cudem Artur zdobył wejściówki? – zastanawiam się na głos.

– Od jakiegoś kolegi – tłumaczy krótko, przy czym wzrusza ramionami.

– Okej, niech będzie – zgadzam się niechętnie, bo jedyne, na co mam teraz ochotę, to posiedzieć w spokoju z książką i lampką wina. – Na którą godzinę mamy tam być?

– Na dwudziestą. Będzie czekać na nas przed klubem. A! I prosił, żebyśmy nie szalały z ubiorem. Dziwne życzenie, skoro to klub ze striptizem…

Obie już wyszykowane czekamy na taksówkę. Ma być za jakieś dziesięć minut. Jeszcze tylko szpileczki i jesteśmy gotowe na szaloną noc.

Joana wybrała na ten wieczór czerwoną sukienkę z koronki bez ramion, w dodatku bez podszewki, czyli jest cała prześwitująca. Nie pozostawia wiele wyobraźni. Pod spodem widać czerwone majtki, do tego stanik w tym samym kolorze i czarne szpileczki na wysokim obcasie. Jest piękna i szalenie seksowna. Swoje długie blond włosy sięgające do wysokości pośladków zostawia rozpuszczone. Lubi być w centrum uwagi – zazdroszczę jej tej pewności siebie.

– Dla ciebie ma to – oznajmia radośnie, po czym wyciąga z torby kreację, którą dla mnie wybrała.

Jest to czarny obcisły kombinezon, który równie dobrze mógłby być moją drugą skórą. Kombinezon ma dekolt z przodu i z tyłu w kształcie litery V. Wycięcie na plecach jest tak głębokie, że prawie widać mi pośladki, a z przodu sięga mi prawie do pępka. Oczywiście do takiego rozcięcia nie mogłam włożyć stanika. Chciałam go zdjąć, bo było mi widać górę pośladków i piersi miałam na wierzchu, ale oczywiście Jo stwierdziła, że mam nie robić z siebie dziewicy i mam iść w tym, bo wyglądam zabójczo. No, jak tak to przedstawia, przestaję się z nią wykłócać. Do tego zakładam srebrne sandały na niebotycznie wysokich szpilkach, a moje długie orzechowo-brązowe włosy upięłam wysoko na głowie w kucyka.

Zajeżdżamy pod klub, gdzie na zewnątrz czeka już na nas Artur w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Już z daleka widać, że to nie byle jaki mężczyzna. Jest wysoki, budowę ciała ma imponującą, typowy mięśniak. Teraz to chyba wszyscy chłopacy pakują, by tylko potem naprężać się przy kobietach jak napierzone koguty i udowadniać, który z nich jest lepszy. Pfff – mnie to jakoś nigdy specjalnie nie pociągało. Owszem, lubię, gdy mężczyzna ma wysportowane ciało, ale jak już nie może zmieścić się w przejściu i musi wchodzić bokiem przez swój rozstaw ramion (jakby chciał się ze wszystkimi przytulać), to już przesada. Uważam, że we wszystkim powinien być umiar.

Wracając do dalszych oględzin kolegi Artura: ma półdługie czarne włosy, ciemną karnację i oczy… Kurde, nie widzę koloru z tej odległości, ale są duże, bystre i na pewno piękne. Cóż, on sam w sobie jest piękny.

Zauważają nas dopiero wtedy, gdy prawie nadeptuję Arturowi na buty. Są tak zajęci rozmową, że nie zwracają uwagi na otoczenie. Kolega Artura bezczelnie i uważnie się nam przygląda. Artur zresztą też. Patrzy, jakby zobaczył latający spodek albo coś w tym stylu. Śmiać mi się chce z jego miny. Zatem efekt „łał” niewątpliwie osiągnięty.

– Ja pierdolę! To wy? – Artur macha ręką, wskazując na zmianę to na mnie, to na Jo.

No cóż, bardzo się cieszę, że jeszcze możemy czymś zaskoczyć naszego przyjaciela.

– Tak, to zdecydowanie my. I co się tak spinasz, Arti? – witam się zaczepnie, używając zdrobnienia, którego nienawidzi.

– Żarty sobie robicie? – pyta oburzony Artur. – I nie nazywaj mnie Arti! – ostrzega, ale widzę, jak wysila się na poważną minę.

– O co ci chodzi? Jak nie chciałeś nas zapraszać, to po jasny gwint kazałeś nam tu przyjechać!? – dodaję już nieco wkurzona.

– Kurwa!!! – mówi po chwili, to znaczy nie mówi, tylko krzyczy i szczerze już mam go dość, a wieczór się jeszcze nawet nie zaczął.

– Margo! Nie o to mi do cholery chodzi. – Artur ciężko wzdycha i szykuje się do ponownego, jakże uroczego i pouczającego monologu. – Okej, chodzi mi o to, że nici z mojej zabawy, ponieważ będę musiał was pilnować całą cholerną noc! Co wyście sobie myślały, żeby tak się ubrać!? Czy wy macie w ogóle świadomość, co to za klub? Nie chcę, żeby ci napaleni faceci brali was za te… No wiecie, laski do towarzystwa. A przez to, co macie na sobie – wskazuje na nas ręką – mogą tak pomyśleć!

To urocze. Czy on myśli, że my potrzebujemy przyzwoitki, niańki, ochroniarza? Ale czekaj, czekaj – nie słyszałam, żeby Jo zareagowała… Czyżby gdzieś już poszła, beze mnie? Odwracam się i co widzę? Jo ślini się do kolegi Artura. Nawet nie reaguje, gdy do niej mówię.

– Jo, halo! Tu ziemia! Słyszysz, co do ciebie mówię!? – zaczynam się irytować.

– Co się tak drzesz? Jeszcze nie ogłuchłam!

– Okej, skoro nie jesteś głucha, jak twierdzisz, to o czym rozmawialiśmy z Arturem? Słucham! – Opieram ręce na biodrach i czekam na to, co ta gwiazda tym razem wymyśli.

– Noooo wiesz, coś o tym jak jesteśmy ubrane i chyba coś o klubie i…

– Dobra, Jo. Jeśli wyłapałaś choć tyle, to i tak dobrze. A teraz zamknij buzię, bo ślina ci leci po brodzie.

– Dobra dzieci! Dosyć tych głupot! – wtrąca Artur. – Do tej niańki tak czy inaczej wrócimy, ale teraz chciałbym wam przedstawić mojego kolegę i jednocześnie mojego nowego szefa, Sergia – przedstawia nieco zdenerwowany.

– Sergio, to są Jo i Margo, moje przyjaciółki. Są dla mnie jak rodzina. Dziewczyny, to jest Sergio, mój szef i kolega, z którym znam się od lat. Nigdy wam o nim nie mówiłem, bo jakoś nie było okazji i wyjechał na długo z kraju. Wrócił niedawno i zaproponował mi pracę, bo jak same wiecie, lepszego informatyka na świecie nie ma.

Wymieniamy uprzejmości i wchodzimy do klubu. Jo ciągle ślini się do Sergio, a on wcale nie pozostaje jej dłużny. Przynęta złapana.

 

Rozdział II

ANGELO

Podjeżdżam pod klub i widzę mojego brata Sergio z jego nowym wspólnikiem i jakieś dwie świetne suczki. Ta w czarnym obcisłym kombinezonie wygląda zabójczo seksownie. To ciało – smukłe, wysportowane, tak jak lubię. Mmm, sama słodycz. Pewnie jedna z nich jest laską od Artura. Najlepiej więc będzie, jak upoluję sobie jakąś inną. Nie podrywam lasek swoich kolegów. Mijam ich i wchodzę tylnym wejściem, kierując się od razu do biura.

Wysyłam do Sergio wiadomość, że już czekam. Odkładam telefon i nalewam sobie whisky. W tym momencie Sergio i Artur wchodzą do biura.

– Hej, brat! – wita się Sergio.

– No hej! – odpowiadam.

– Cześć, Arturze. Sergio przekazał ci, czym będziesz się zajmował? – Patrzę na niego i widzę, że przytakuje. – Mam też nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że jak już w to wejdziesz, nie ma odwrotu. Jedyną drogą odejścia jest śmierć. Są też plusy naszej współpracy i twojego oddania. Od teraz należysz do rodziny. Do rodziny Rusto. Jeśli będziesz miał jakieś kłopoty, mówisz, a my już zadbamy o to, żeby zlikwidować problem. Będziemy cię chronić, tak jak ty będziesz chronił nas. Pamiętaj, że lojalność, posłuszeństwo i oddanie są tu bardzo kluczowe. Jeden twój zły ruch i się żegnamy. Czy to jasne?

Nie lubię owijać w bawełnę. Wolę wszystko wyłożyć na stół, żeby każdy wiedział, że ze mną nie ma żartów, i by ze mną nie pogrywał. Tak jak wspomniałem: jeden zły ruch i finito. Koniec historii. Najbardziej nienawidzę kłamstw, krętactwa i zdrady. Nie mam litości dla takich ludzi. Jeśli decydujesz się na wejście do rodziny, to wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Ludzie mają być na każde moje wezwanie. Nieważne, czy akurat biorą kąpiel, czy zabawiają się z żoną, dziewczyną, czy siedzą na toalecie. Nic mnie to nie obchodzi. Muszą przerwać natychmiast to, co robią i jak najszybciej wykonać moje polecenie. Tak to już w moim świecie jest – trzeba słuchać lidera. A tym liderem jestem właśnie ja.

Patrzę Arturowi prosto w oczy i czekam na to, co powie. Widać, że jest trochę spięty. Nie dziwię mu się. Stoi naprzeciwko capo – czyż nie? Zastanawiam się, czy zrezygnuje i zwieje, czy ma jednak jaja, jak zapewniał mnie Sergio. Mam nadzieję, że mądrze wybierze. Nie każdy ma możliwość dołączyć ot tak do mafii. To muszą być zaufani, wyćwiczeni i bezwzględni ludzie, zdolni zabić, gotowi na wszystko. Nie mam ochoty niańczyć kolesia. Akurat jego zdolności informatyczne są wyjątkowe, więc wierzę, że się teraz nie wycofa.

– Eeee, tak, proszę pana, yyy, to znaczy: szefie. Tak, wiem wszystko, co trzeba – jąka się zestresowany Artur. – Sergio mi wiele wyjaśnił. Dziękuję za danie mi tej szansy, nie zawiodę szefa. Zrobię wszystko, by w pełni zasłużyć sobie na zaufanie.

Odpowiedź Artura jest zadowalająca. Widać, że jest cholernie zdenerwowany, bo pot spływa mu po skroniach. Co chwilę wyciera nerwowo mokre ręce w spodnie.

Zawsze bacznie obserwuję każdego nowego pracownika; uważnie śledzę mowę jego ciała i mimikę – właśnie w ten sposób najłatwiej jest odczytać ludzkie emocje.

– Dobra, musimy jeszcze obgadać kwestię zaginionego towaru, który w zeszłym tygodniu miał być dostarczony przez Kubańczyków. Ale, że mam dzisiaj kurewsko zły dzień, chciałbym mieć choć jedną cholerną spokojną noc, więc idziemy się bawić, a do tematu wrócimy jutro z samego rana. Dołączy do nas również Fabio. Czy wszystko jasne?

– Tak, Don Angelo, wszystko jasne – odzywa się Artur.

– Tak, bracie, a teraz ruszajmy upolować jakieś suczki. W sumie to ja już swoją ofiarę mam upatrzoną, więc ruszać tyłki i na salę. – Sergio uśmiecha się szatańsko.

– A kto to taki? – pytam zaciekawiony.

– Jedna z koleżanek Artura, niezły z niej okaz. Muszę jej dzisiaj posmakować. – Sergio znów szczerzy te swoje ząbki i oblizuje przy tym usta, jakby już miał jej smak na języku.

– Dobra, tylko nie wpakuj się w żadne kłopoty, okej? Nie tak, jak ostatnim razem. Żadnego mordobicia, łamania kości i tak dalej, zrozumiano? Mówię poważnie, Sergio, żadnych bójek.

– Okej, okej, uspokój się stary. Będę potulny jak baranek – mówi zadowolony z siebie Sergio.

– Że też muszę mieć takiego kretyna za brata – kręcę głową.

– Ej, słyszałem to! – oburza się Sergio.

Wzruszam ramionami i kieruję się do drzwi.

– Miałeś usłyszeć. – Teraz to ja się uśmiecham.

Podchodzimy do baru, aby zamówić whisky. Nagle Sergio odłącza się od nas i kieruje w stronę sali, gdzie tłum wije się w rytm muzyki.

– Zaraz do was wrócę, tylko muszę złapać mojego króliczka, który gdzieś się tu chowa. Wiecie, żeby nikt mi jej nie sprzątnął sprzed nosa. Nie chciałbym rozwalać dzisiaj komuś łba – oznajmia, po czym znika gdzieś w tłumie.

Cóż mogę powiedzieć? Sergio to pies na baby; żadnej nie odpuści. Bierzemy nasze whisky i idziemy do boksu dla VIP-ów – mojego boksu. Stąd mam oko na cały klub. Właśnie wypatrzyłem w tłumie, na samym środku parkietu, dwie łanie seksownie wijące się na rurze. Ocierają się o nią tak, jakby miały zaraz przeżyć orgazm.

Mężczyźni okrążają je jak wataha wilków swoje ofiary, śliniąc się, sapiąc i szykując do ataku. Ale trzeba przyznać, że dziewczyny ruszają się zajebiście.

– Co tam widzisz ciekawego, szefie, że masz taki uśmiech? – pyta Artur.

– Sam popatrz – mówię, wskazując głową w kierunku dziewczyn.

Artur podąża za moim wzrokiem i widzę, jak jego twarz momentalnie robi się czerwona. Ale dlaczego? Za chwilę się dowiem…

– Ja pierdolę! Zabiję je! Zamknę za karę w piwnicy i nie wyjdą stamtąd do końca pierdolonego świata. A mówiłem im, kurwa, że mają się nie wychylać! Do tego te strzępki ubioru. Do nich można mówić jak do ściany! – Artur nerwowo ciągnie się za włosy; jest bliski wybuchu.

Po chwili orientuje się, że uważnie mu się przyglądam.

– Przepraszam, Don Angelo. Muszę tam iść i uratować te dwie szalone, irytujące, nieposłuszne i za chwilę martwe damy.

Artur, klnąc pod nosem, zamierza już odejść, ale zatrzymuję go.

– To twoje dziewczyny? – pytam poważnym tonem.

– Tak, są tu ze mną, szefie. Mówiłem tym wariatkom, że przegięły ze strojem, a że im zawsze mało wrażeń, to jeszcze zachowują się tak, jakby właśnie uprawiały gorący seks. Zatłukę je!

Z tym absolutnie się zgadzam – też o tym pomyślałem.

– Okej, leć ratować swoje damy.

Kątem oka zauważam jakieś zamieszanie na sali. Odwracam się i co widzę? Pierdolony, kurwa, Sergio. Kiedyś spuszczę mu porządny wpierdol, to może się w końcu ogarnie. Ciągnie za sobą jakąś laskę, a ta trzyma za rękę jeszcze jedną. Co jest, do cholery?! Czyżby planował zabawę w trójkącie? Przyglądam się baczniej i w końcu poznaję, że to te dwie, które tak wywijały na parkiecie. Te same, które stały na zewnątrz, jak podjechałem pod klub. Teraz będę miał okazję dokładnie przyjrzeć się tej seksownej kocicy w kombinezonie. Widać, że suczki mają już nieźle w czubie. To będzie ciekawa noc.

 

Rozdział III

MARGO

Chwilę tak jeszcze stoimy przed klubem, dopóki przystojniak nie odczytuje esemesa i oznajmia, że jakiś Angelo czeka na nich w biurze.

– Dziewczyny, idźcie do baru, a ja za chwilę do was wrócę. Muszę coś załatwić. Przy wejściu dostaniecie opaski VIP. Drinki macie za darmo. Pijcie, ile chcecie i dobrze się bawcie. Tylko ostrzegam: nie próbujcie tutaj tych swoich sztuczek z kokietowaniem. Z tymi kolesiami nie ma żartów. Okej? – instruuje nas trochę przestraszony Artur.

Nie rozumiem, czego się tak boi – przecież my zawsze jesteśmy grzeczne… Na samą myśl o darmowych drinkach uśmiecham się do siebie. A żeby go jakoś uspokoić, mówię:

– Tak jest, mistrzu, wszystko zrozumiałyśmy. Będziemy trzymać się z dala od facetów. Masz moje słowo. – Przykładam jedną rękę do piersi, a drugą unoszę, jakbym składała przysięgę.

Może to łyknie. W zasadzie mam to gdzieś. Dzisiaj mam ochotę zaszaleć – nic i nikt mi w tym nie przeszkodzi. Reakcja Artura na moje słowa daje mi do zrozumienia, że jednak mi nie wierzy – grozi nam palcem na odchodne. Pfff… Niech spada.

Po wejściu do klubu od razu kierujemy się z Jo do baru, zamówić drinki. Po jakichś dwóch godzinach mamy już pewnie z sześć drinków w dupach. Tak, że klimat robi się odpowiedni do szaleńczej zabawy. Ruszamy na parkiet. Na samym środku dostrzegamy rurę do striptizu. Patrzymy na siebie z uśmiechem i niewiele myśląc, ruszamy w jej kierunku, by zacząć swój erotyczny taniec. Wszyscy się na nas gapią. Patrzą tak, jakby nigdy nie widzieli tańczących dziewczyn, a przecież ten klub z tego słynie. Okej, niech będzie, przyznam się, że razem z Jo chodzimy na zajęcia pole dance. Warto było. Wokół nas zbiera się tłum facetów, napalonych facetów. Robi się duszno i gorąco, a pot leje się nam po tyłkach. Czyste szaleństwo.

Chichramy się jak szalone i bawimy wyśmienicie, dopóki całej naszej zabawy nie przerywa Sergio. Szarżuje w naszą stronę z miną, jakby chciał zabić wszystkich i wszystko, co się tylko rusza. Sergio łapie rękę Jo i ciągnie ją przez salę. Co do…? Jo szybko chwyta moją rękę. Coś czuję, że jest już po naszej samowolce. Prowadzi nas do baru, sadza na stołkach i nakazuje zostać na miejscach, dopóki nie wróci. Kim on myśli, że jest do cholery? Moim ojcem? Starszym bratem?

Kurwa! Nawet go nie znamy! O nie, ja nie dam się tak traktować!

– Jo? Ty chyba nie masz zamiaru siedzieć tu jak posłuszna suka i czekać na swojego pana, co? Ja stąd spadam. Idziesz czy zostajesz?

– Pytanie! Pewnie, że idę. Cholernie mi się podoba i z chęcią pogrzeszyłabym z Panem Przystojnym, ale nie mam zamiaru oddać mu się bez walki. – Jo zaczyna chichotać jak dziecko.

Już mamy zeskoczyć ze stołków z zamiarem ucieczki, gdy nagle koło nas pojawia się Pan Przystojny i reszta jego sfory, czyli Artur i jeszcze jakiś jeden. Ciężko mi się skupić, tyle już wypiłam, że chyba widzę podwójnie.

– Jo? Powiedz mi, oprócz Artura, ilu jest tu Panów Przystojnych, bo chyba widzę podwójnie?

– Pan Przystojny, co? Nieźle. Nie widzisz podwójnie, złotko – odpowiada mi Sergio i puszcza oczko. A to drań! Ja mu dam złotko!

– W takim razie, któż to jest? Albo wiesz co? Mam to gdzieś! Tak się składa, że świetnie się bawiłyśmy, a ty wchodzisz sobie na salę i rościsz sobie do nas prawa! Pogięło cię, koleś! Znamy się raptem… Nie, czekaj! My się w ogóle nie znamy! Jedynie wymieniliśmy się imionami, więc albo mi powiesz, o co ci chodzi, albo się odwal!

Teraz to mu nagadałam! To znaczy chyba bardziej ten alkohol przemawia za mnie. Szczerze? Mam to w nosie. Nie dam się tak traktować. Koniec. Kropka.

Upsss, chyba mówiłam troszkę za głośno, bo wszyscy uważnie mnie obserwują. Najbardziej jednak ten koleś podobny do Sergia. Ciska we mnie piorunami i zaciska mocno szczękę. A temu, kurwa, o co chodzi?

Spoglądam na Artura, a ten nagle robi się blady i wygląda, jakby miał zaraz zemdleć. Sergio zaś tylko głupkowato się uśmiecha. Tylko, że ten uśmiech nie jest z radości czy rozbawienia. O nie! To raczej zapowiedź moich kłopotów, poważnych kłopotów. Wszyscy dziwnie na mnie patrzą. Co się dzieje z tymi mężczyznami? Jo wybucha nagle śmiechem i prawie spada ze stołka. Dobrze, że Sergio łapie ją w porę. Jeszcze tego brakowało, żeby zaliczyła glebę w ekskluzywnym klubie pełnym ludzi.

Wiecie, jak alkohol daje nierzeczywistą ocenę sytuacji i dodaje odwagi? No cóż… Ja mam tak właśnie teraz. Gdy już planuję kontynuować swoją tyradę, ten koleś podobny do Sergia podnosi otwartą dłoń pod tytułem „Zamilcz”.

Że co?! Jak on śmie uciszać mnie w ten sposób!? Piorunuję go wzrokiem i ciskam błyskawicami prosto w jego oczy, a on odbija je do mnie. Serio?

– Czego od nas chcecie? – pytam, robiąc krok w jego stronę i zadzieram wysoko głowę, aby spojrzeć mu w te piękne, hipnotyzujące oczy.

Mój wzrok nagle zaczyna przesuwać się powoli po jego twarzy i nie uwierzycie, ON jest boski! Dlaczego ja tego wcześniej nie zauważyłam? A tak, to przyciemnione światło w klubie. Wracając do tego Adonisa. Jest strasznie seksowny. Ta jego kwadratowa szczęka, zarost, jakby z lenistwa się dzisiaj rano nie ogolił, oczy ni to zielone, ni to niebieskie, gęste, czarne brwi. Włosy czarne, z przodu opadające na twarz. Piękny. Ma w sobie coś tajemniczego, mrocznego, a zarazem strasznie pociągającego. Coś, co chce się odkryć za wszelką cenę, mimo konsekwencji. Boszzzze… O czym ja myślę? Próbuję się ogarnąć, robiąc mocny wdech i wydech… Wdech i wydech…

– Od was – zaśmiał się kpiąco – niczego – dodał Adonis, podkręcając intensywność swojego spojrzenia.

– Twoje mroczne spojrzenie na mnie nie działa, koleś – mówię to bardzo zadowolona z siebie i puszczam do niego oczko.

Spina się na moje słowa. Wyraźnie nie podoba mu się, jak go nazywam. Z boku widzę, że Artur chce mnie uciszyć. Macha rękami, abym odpuściła.

Teraz Adonis robi krok w moją stronę. Porusza się przy tym, jak drapieżca. Pochyla głowę i przysuwa swoją twarz do mojej tak, że stykamy się czołami. Ponownie patrzy mi prosto w oczy tym swoim lodowatym wzrokiem.

– Nie chciałabyś się przekonać, jak mroczny potrafię być, złotko, więc teraz zamknij z łaski swojej te obłędnie seksowne usta, bo jeśli nie, znajdę dla nich inne, bardziej produktywne zajęcie.

O!M!G! Matko jedyna! Co za głos! Nawet nie potrafię opisać, co porobiło się z moim ciałem i mózgiem. Powinnam się bać, słysząc ten głos podszyty groźbą, a zarazem… obietnicą. Problem jednak w tym, że wypity alkohol zablokował moje logiczne rozumowanie.

Adonis stoi przede mną, wpatrując się we mnie wyzywająco i czekając na moją reakcję. Nawet nie zauważam, że zamykam oczy. Muszę się ewakuować i wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. „Przecież miałam być na niego zła, a nie napalona!” – krzyczę do siebie w myślach.

Biorę wdech, aby zacząć się wycofywać, gdy nagle, na moje nieszczęście, do moich nozdrzy dociera jego niebiański zapach. Włoski na karku stają mi dęba. Ciarki przechodzą mnie od stóp do głowy. Kto pachnie jak czysta obietnica seksu!? Gorącego, niegrzecznego seksu! Cholera. Chyba widzi, jak na mnie działa, bo porusza znacząco brwiami, mówiąc tym samym: „Podoba ci się to, co widzisz? Wymiękasz, maleńka”. Prowokuje mnie, to oczywiste. Już po mnie. Nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, że wstrzymuję powietrze. Wypuszczam je i robię w krok w tył. Długo się nie zastanawiając, po chwili robię z powrotem krok w jego stronę i niewiele myśląc, uderzam go w twarz. On natychmiast mnie odpycha i robi to z taką siłą, że upadam na tyłek. Rozglądam się wokół, szukając wsparcia, ale nikt się nie rusza – wszyscy jakby zamarli. Nawet pieprzony Artur patrzy na mnie tylko tym swoim przepraszającym wzrokiem. Niech się wali! Niech wszyscy się walą! Sama sobie poradzę!

On podchodzi i pochyla się nade mną.

– Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Zrobisz. Dziewczyno, jeśli cenisz swoje życie! – syczy przez zaciśnięte zęby. – Co ty sobie, do cholery, myślisz!? Popełniłaś ogromny błąd, dotykając mnie, a już w szczególności, dotykając w ten sposób. Nie mogę ci tego darować i wiedz, że poniesiesz konsekwencje, jak tylko wymyślę, co z tobą zrobić. Twój chłopak stoi tuż obok! Tak nie zachowują się porządne dziewczyny! No chyba, że jesteś dziwką? Jesteś nią, laleczko? – rzuca mi z odrazą w twarz.

Obudziłam bestię. Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie będzie mną rzucać po podłodze i obrażać! Gdy odsuwa się ode mnie nieznacznie, wykorzystuję ten moment, wstaję i szybkim krokiem podchodzę do niego, popychając go i bijąc obiema rękami w klatkę piersiową.

– Coś ty powiedział? DZIWKA? I jaki chłopak?! O czym ty mówisz, do cholery?! Nie wiem, co ty bierzesz, ale dobrze ci radzę, powinieneś jak najszybciej przestać, bo mózg ci wyżarło, ty debilu!!! – wyrzucam to z siebie na jednym wydechu.

Mam dość. Mam dość tej pieprzonej nocy, tego klubu i tego świra. Wiem, że odwaga mnie opuszcza, bo czuję zbierające się pod powiekami łzy. Nie mogę dopuścić, aby zobaczył, jak zraniły mnie jego słowa. Nie dam mu tej satysfakcji. Odwracam się i uciekam do toalety, żeby nikt nie widział, jak płaczę. Wpadam do kabiny i zaczynam szlochać. Co ja najlepszego narobiłam? Przecież widać, że ten koleś to jakaś ważna szycha. Zauważyłam tych wszystkich napakowanych gości w czarnych garniturach. Pewnie to jego ochroniarze. Muszę jak najszybciej wyjść i uciec od tego psychola.

– Margo? Jesteś tu? Proszę, odezwij się! – woła Jo. W jej głosie słychać troskę i strach.

Też się boję.

Zbieram się w sobie, wycieram mokre policzki i wychodzę. Jo podbiega do mnie i mocno przytula.

– Tak się o ciebie bałam, kochana. Dlaczego go tak prowokowałaś, skarbie? Boli cię coś? – pyta troskliwie.

– Nie, wszystko jest w porządku – odpowiadam, pociągając nosem.

– Czy ty wiesz, kto to jest? Czy zdajesz sobie sprawę z tego, w jak wielkie gówno wdepnęłaś, Margo? – Gdy widzi, że nie bardzo wiem, o co jej chodzi, mówi dalej. – Ten mężczyzna to Angelo Rusto. On jest pieprzonym szef… – I tu już nie kończy zdania, bo drzwi do łazienki otwierają się z hukiem i wpada przez nie Pan Psychiczny. Zamykam oczy i próbuję znaleźć w sobie siłę na kolejne starcie z Tyranem.

– Wypierdalać stąd, wszyscy! Ale już!!! – wrzeszczy jak opętany.

Wzdrygam się na dźwięk jego przeraźliwego głosu. Co jest z nim nie tak, że zwraca się do innych, jakby był Bogiem. Reszta to tylko nic nieznaczące śmieci? Odsuwam się od Jo i gdy podnoszę wzrok, napotykam jego wściekłe oczy wpatrzone w moje.

– Ty zostajesz. Mamy sobie do pogadania – oznajmia tonem nieznoszącym sprzeciwu, celując we mnie palcem.

Nie wiem, dlaczego, ale już wiem, że to nie skończy się dobrze. Mimo wszystko lekceważę jego rozkaz i zmierzam do wyjścia zaraz za Jo. Już mam przekroczyć próg, kiedy jego silna ręka łapie mnie za ramię i wciąga z powrotem do łazienki, zatrzaskując za nami drzwi. Łapie mnie za gardło i przyciska mocno do ściany. Widzę furię wypisaną na jego twarzy. Mam wrażenie, że zaraz mnie zabije. Zaczynam się wyrywać i szarpać, ale na nic moje wysiłki. On jest jak skała, której nie da się ruszyć. Im bardziej się szarpię, tym silniejszy nacisk czuję na mojej szyi. Czuję, jak zaczyna brakować mi powietrza.

– Przestań walczyć, do cholery, bo i tak nie wygrasz! – oznajmia mi prosto w twarz. Zagląda mi w oczy, jakby chciał w nich znaleźć odpowiedź na pytanie, którego jeszcze nie zadał.

– A teraz będziesz grzeczna, przestaniesz się szarpać i posłuchasz mnie uważnie. Nie odzywaj się, dopóki ci na to nie pozwolę. Zrozumiano?

– T… t… tak – odpowiadam przerażona.

– Powinienem cię zabić za to, jak mnie znieważyłaś i nadal mogę to zrobić. Od ciebie zależy, jak to się skończy. Czy ładnie poprosisz o łaskę, czy od razu cię uduszę? Nigdy nikomu nie zostawiam wyboru, ale dla ciebie zrobię wyjątek – mówi to, patrząc przenikliwie na mnie, przyciskając wymownie swoje biodra do moich i wsuwając przy tym swoje kolano między moje uda. Czuję wyraźnie, że jest podniecony, przez jego męskość na swoim udzie. Czy on myśli, że oddam mu się w ramach przeprosin? Jego niedoczekanie!

Niespodziewanie odsuwa się na wyciągnięcie ręki, ciągle trzymając mnie za szyję. Przesuwa swoim pożądliwym spojrzeniem po całym moim ciele. Na dłużej zatrzymuje się na wysokości piersi. Oblizuje usta na znak, że podoba mu się to, co widzi. Czuję, jak przechodzą po mnie ciarki. On jest bardzo przystojny i seksowny, ale teraz to już nie ma znaczenia. Mój strach wygrywa z pożądaniem, jakie we mnie wzbudza.

Po chwili przysuwa się ponownie i zaczyna mnie lizać. Najpierw poświęca uwagę mojej szyi, liżąc ją niespiesznie i wydając z siebie pomruk zadowolenia. Potem kieruje się w stronę mojego ucha, a gdy już do niego dociera, gryzie mnie w nie i również liże, tym razem bardziej zachłannie. Przesuwa językiem po policzku, aż dociera nim do moich ust. Czuję, jakby mnie w jakiś sposób oznaczał. To takie podniecające… Zaczynam drżeć w jego uścisku. Czuję, jak chęć walki odchodzi na dalszy plan. Nie mogę pozwolić, aby ten macho mnie wykorzystał. To, że jestem pijana, nie oznacza, że jestem łatwa. Problem w tym, że on mi nie pomaga w podjęciu decyzji, gdy przejeżdża językiem po moich ustach. Co robić? Myśl, Margo!

 

Rozdział IV

ANGELO

Wpadam do łazienki i od razu ją widzę. Stoi i przytula się do swojej koleżanki, pociągając nosem. Jeśli myśli, że jej łzy zrobią na mnie wrażenie, to jest w ogromnym błędzie. W moim słowniku nie ma czegoś takiego jak litość czy współczucie. Powinna wiedzieć, że ze mną tak się nie postępuje. Mam władzę i teraz zamierzam ją wykorzystać.

Każę wszystkim wypierdalać, a jej nakazuję zostać, ale przecież nie byłaby sobą, gdyby nie spróbowała mi się postawić. Właśnie w tej chwili postanawiam, że jednak nie zabiję jej od razu. Łapię ją za ramię i zamykam za nami drzwi. Rzucam ją na ścianę i łapię za szyję, mocno ściskając. Przyglądam się jej z bliska i przyznaję, że jestem nią oczarowany; jej uroda jest wręcz zniewalająca. Ma w sobie coś niewinnego, a zarazem kuszącego, do tego jest kurewsko seksowna. A zapach jej perfum omamia mnie niczym pieprzony afrodyzjak. Już na samą myśl, jakby to było w nią wejść i pieprzyć do nieprzytomności, mój kutas budzi się do życia. Kurwa, muszę się ogarnąć. Najpierw jednak chcę dostać to, po co tu przyszedłem. Wiem, że po dobroci tego nie zrobi, ale już ja jej pokażę przedsmak tego, na co mnie stać. Muszę posmakować jej ciała, a widok jej przerażonych oczu i dźwięk przyspieszonego oddechu utwierdza mnie w tym, że się mnie boi. A jednak. Podnieca mnie jej strach, a jednocześnie to, że jest taka waleczna. Jeszcze żadna kobieta nie wywarła na mnie takiego wrażenia. Żadna mi się nigdy nie postawiła.

Zaczynam lizać ją po szyi powoli, bardzo powoli, sunę językiem do ucha, przygryzam je i wślizguję się do środka. Zostawiam za sobą mokry ślad na policzku i w końcu docieram do jej seksownych ust. Mój kutas stoi już w pełni gotowy. Boże, jak ona kurewsko dobrze smakuje. Wsuwam nogę między jej uda i przyciskam do jej krocza. A z jej ponętnych ust wyrywa się jęk.

O tak, maleńka.

– Podoba mi się, jak twoje ciało reaguje na mój dotyk, złotko – szepczę jej do ucha.

– Chyba śnisz – odpowiada zbyt szybko. Ale ja wiem swoje.

– Czyżby? Mogę ci udowodnić, że kłamiesz.

Zsuwam z jej ramion górną część kombinezonu i jakże kurewsko jestem szczęśliwy, że nie ma na sobie biustonosza. Obserwuję jej twarz i widzę wpływające na nią rumieńce. Jest przerażona i to podnieca mnie jeszcze bardziej. Kieruję wzrok na jej cudownie sterczące sutki i pełne piersi. Widziałem wiele cycków, ale te aż się proszą o dotyk.

– Proszę, nie rób tego – mówi trzęsącym się głosem.

– Czego mam nie robić, skarbie? Tego? – pochylam się i biorę w usta jej różowy nabrzmiały sutek. Ssę go delikatnie, patrząc jej prosto w oczy. Wolną ręką łapię drugi sutek i szczypię opuszkami palców, na co ona przymyka powieki i wydaje z siebie cichutki jęk.

– P… p… proszę, przestań.

– Nie. To dopiero początek, maleńka, i chyba kazałem, abyś się nie odzywała, prawda? – przypominam surowym tonem. Niech nie zapomina, kto tu rządzi.

Przeciągam językiem ostatni raz po sutku i przenoszę usta na drugą pierś. Do głowy wpada mi myśl, że chcę ją oznaczyć. Niewiele myśląc, zasysam mocno skórę na jej piersi, by zostawić ślad.

– To boli! Proszę, przestań! Już zrozumiałam! Popełniłam błąd, to się więcej nie powtórzy. Wyjdę stąd i zniknę. Nigdy więcej mnie nie zobaczysz.

– Powiedziałem: bądź, kurwa, cicho! Mam cię zakneblować czy włożyć mojego sztywnego kutasa w te twoje niewyparzone usta, abyś się w końcu zamknęła!? Darowałem ci życie, ale wiedz, że ono teraz należy do mnie i tylko do mnie. Nigdy o tym nie zapominaj, bo gorzko tego pożałujesz. A nie chcesz się przekonać, do jakich rzeczy jestem zdolny. – Dla podkreślenia swoich słów ponownie łapię ją za szyję i ściskam.

– Już nie będę się odzywać – cedzi wściekła przez zaciśnięte zęby.

Właśnie o to chodzi. Posłuszeństwo. Nie lubię, gdy mi się przerywa, a zwłaszcza

w dobieraniu się do majtek.

Odsuwam się odrobinę tylko po to, by spojrzeć na dzieło, które zostawiłem na jej piersi. Wygląda cholernie dobrze. Łapię się na tym, że już myślę, gdzie jeszcze ją oznaczyć. Co, do kurwy nędzy się ze mną dzieje? Ta dziewczyna budzi we mnie jakiegoś pieprzonego jaskiniowca. Już nie pamiętam, kiedy chciałem jakąś kobietę tak, jak pragnę jej, na wyłączność. Czuję, jaki staję się zaborczy. Patrząc na nią, słyszę w głowie tylko jedno: MOJA. Wiem już też, że Artur nie jest jej chłopakiem. Powiedział mi o tym zaraz, jak tylko Margo uciekła. Więc teraz ona jest moja.

Biorę się w garść, odwracam ją twarzą do ściany i mocno przyciskam swoje ciało do jej nagich pleców, tak aby poczuła mojego kutasa na swoich krągłych pośladkach. Kładę rękę na jej biodrze i przesuwam powoli do przodu, w stronę jej brzucha. Zjeżdżam niżej, aż docieram do majtek Pocieram jej płatki przez materiał i czuję na nich wilgoć. Szalenie mnie to cieszy. Zaraz udowodnię jej, jak bardzo mnie pragnie.

– Czuję, że jesteś już na mnie gotowa, złotko. Czy może znowu źle odczytuję objawy? – Wzdycha ciężko, ale ja nie czekam na żadną odpowiedź. Odsuwam majtki na bok i wpycham gwałtownie swój palec w jej mokrą, ociekającą sokami cipkę.

– Och! Proszę… – To jedyne, co wychodzi z jej ust.

– O co prosisz, maleńka? Przeproś, a może przestanę. A jeśli nie, wezmę, co mi się należy. – Poruszam przy tym biodrami, dźgając ją swoim kutasem w pośladki.

– No dalej, przeproś, jeśli tego nie chcesz – mówię, dokładam drugi palec do jej cipki i słyszę więcej rozkosznych westchnień.

Wiem, że nie przeprosi. Jest na to zbyt dumna. Dlatego wykorzystam to na swoją korzyść. Mówi nie, ale mimowolnie wypina ten swój jędrny tyłek. Nie mogę dłużej czekać – chcę ją zerżnąć i zrobię to. Teraz nic mnie, kurwa, nie powstrzyma.

– Teraz cię zerżnę, skarbie. Będziesz błagała, abym przestał. Wypieprzę z ciebie te wszystkie drinki, które wypiłaś i twoją głupotę. Nauczę cię posłuszeństwa – informuję poważnym tonem i zsuwam jej resztę kombinezonu…

Co jest, kurwa?! Uderzam pięścią w ścianę.

– Szefie! Jesteś tam? – woła przez drzwi Mateo, jeden z moich ludzi.

– Kurwaaa! Mam nadzieję, że masz kurewsko dobry powód, że mi przerywasz – wrzeszczę do zamkniętych drzwi.

– Sergio – odpowiada przestraszony Mateo.

– Za chwilę będę, a teraz spierdalaj – rzucam do niego. – No, złotko, tym razem ci się upiekło, ale nie myśl, że to koniec. Znajdę cię wszędzie i wtedy dokończymy to, co zaczęliśmy. Przede mną nie da się uciec. Więc nawet nic nie kombinuj. Zrozumiałaś?

Kiwa mi głową.

– Teraz zabrakło ci języka w gębie? Chcę usłyszeć, jak to mówisz.

– Tak, zrozumiałam cię doskonale. Zadowolony? – Znowu słyszę w jej głosie ten waleczny ton. Ach… Wróciła moja niegrzeczna dziewczynka.

Zanim wychodzę, łapię ją w tali jedną ręką, a drugą mocno chwytam za włosy i przybliżam jej twarz do mojej.

– Pamiętaj, że od dziś jesteś moja i nie waż się, kurwa, chować przede mną, bo poniesiesz bolesne konsekwencje.

Całuję ją zachłannie, sprawdzając, czy zrozumiała i wychodzę.

***

Mateo czeka na mnie przy barze. Gdy podchodzę, już wiem, że będzie problem.

– Gdzie on jest i co odpierdolił tym razem? – pytam poirytowany.

– Połamał gościowi ręce, obił mu mordę i skopał do nieprzytomności.

– Powód?

– Facet klepnął w tyłek tą laskę w czerwonej sukience i robił im jakieś zdjęcia.

– Wiemy, co to za koleś? – Oczekuję wyjaśnień już totalnie wkurwiony.

– Nie będzie szef zadowolony. To Zahir.

Pięknie, po prostu, kurwa, pięknie.

– Gdzie jest Sergio?

– Siedzi w loży z tą lalunią.

Ruszam bez słowa w kierunku loży. Łapię Sergia za kołnierz i podnoszę do góry. Lasce rzucam lodowate spojrzenie. Lepiej, żeby się nie wtrącała.

– Teraz. Biuro! – Odpycham go i ruszam przodem.

Siadam za biurkiem i czekam, aż zamknie za sobą drzwi.

– Sergio, kurwaaaa, czy ty do reszty zgłupiałeś!? Wiesz, kim jest ten facet!?

– Niech sobie będzie, kim chce, ten obleśny szejk. Nie będzie dotykał tego, co moje.

Cóż, gdybym ja był na jego miejscu, załatwiłbym to trochę bardziej dyskretnie. Ale czy na pewno? Też nie toleruję, gdy rusza się, co moje.

– Czy ona jest tego warta?

– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Podoba mi się. Jak ją przelecę, to ci powiem. – Mruga do mnie.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że to może wywołać wojnę między nami?

– Wojnę? Wątpię, żeby chcieli z nami wchodzić w konflikt.

Dobra. Dosyć tej dziecinady.

– Trzeba to dokończyć. Zadzwoń po Rexa, niech się nim zajmie. Resztą będziemy się martwić później.

– Ja się tym zajmę. Zacząłem, to skończę – mówi pewnym głosem.

– Okej. A teraz zejdź mi z oczu. Muszę jeszcze coś załatwić.

Sergio wstaje i rusza w kierunku drzwi. Ogląda się i pyta:

– A jak nasza seksowna wojowniczka? Żyje?

– Tak, jeszcze. Idź i nie rób już głupot. Jutro wrócimy do tego tematu. Aha, i nie zabaluj za bardzo. Pamiętasz, że jutro przyjeżdża Fabio i mamy zebranie o siódmej?

– Pamiętam, pamiętam.

– Więc się nie spóźnij – dodaję surowym tonem.

– Tak jest, szefie – salutuje i wychodzi.

 

Rozdział V

MARGO

Co tu się właśnie wydarzyło?

Osuwam się po ścianie na podłogę, chowam głowę między kolanami

i pozwalam sobie na łzy. To było straszne – to jego wściekłe spojrzenie, brutalność, z jaką wepchał we mnie palce. Kim on, do cholery, jest? Po wylaniu morza łez próbuję zebrać się do kupy. Ręce mi się trzęsą, tylko nie wiem już, czy bardziej ze strachu, czy z podniecenia. Jak to, co zrobił, w ogóle mogło mnie podniecić? Muszę jak najszybciej stąd uciec. Jo, potrzebuję jej. Sięgam po telefon.

„Jo? Gdzie jesteś? Muszę się stąd ewakuować. Proszę pomóż mi!

Po chwili, która trwa dla mnie całą wieczność, Jo odpisuje:

„Skarbie, zaraz będę, nie ruszaj się stamtąd. Coś wymyślimy”.

Gdy Jo wpada do łazienki, podbiega szybko, klęka obok i mnie przytula. Co za ironia – dzisiaj pociesza mnie już drugi raz i to z powodu tego samego skurczybyka.

– Margo, słońce, co on ci zrobił? Mów do mnie, kochana, proszę.

Podnoszę głowę w reakcji na jej słowa.

– Jo, błagam cię, później, teraz chcę się stąd jak najszybciej wydostać. Idziesz ze mną, prawda? – proszę z nadzieją w głosie.

– Co za pytanie. Nie zostawię cię samej, kochana, nigdy. Wstań i chodź. Wyjdziemy tylnym wyjściem.

– A co z Sergio? Nie będzie cię szukał? – pytam przestraszona.

– Co mnie on obchodzi? Ty jesteś dla mnie najważniejsza. Chodź. – Wyciąga do mnie rękę i pomaga wstać.

Wychodzimy dyskretnie tylnym wyjściem i udajemy się od razu do mojego mieszkania.

– Jo?

– Tak, skarbie?

– Zostaniesz dzisiaj u mnie na noc? Proszę. Nie chcę być teraz sama. – W moim głosie słychać smutek, strach i wyczerpanie.

– Nie musisz pytać. Nie zamierzałam cię zostawiać nawet na sekundę. No już, chodź. Weźmiemy prysznic i do łóżka. Jutro o tym pogadamy. Okej?

– Okej. Dziękuję, jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie. – Jo uśmiecha się i ciągnie mnie za rękę w stronę drzwi.

***

Nie mogę zasnąć. Wstaję kompletnie wyczerpana. W głowie ciągle pojawiają mi się sceny z tej nocy. Mam nadzieję, że to co mówił ten facet, to tylko jakiś blef i nie będzie mnie szukał. Niby po co miałby to robić? Z tą jego przystojną gębą i umięśnionym ciałem może mieć każdą. Która by nie zechciała takiego samca? No w sumie jest jedna. Ja.

Wchodzę do kuchni. Jo już robi jajecznicę i parzy kawę. Boszzzze, jak ja ją kocham.

Słyszy mnie i odwraca się w moją stronę z troską wypisaną na twarzy.

– Cześć, Jo!

– No hej, skarbie. Nalej sobie kawy, a ja tylko dokończę jajecznicę.

Och, dwa razy nie trzeba mi mówić. Kocham kawę, dużo kawy.

– Jo, nie gniewaj się, ale nie chcę rozmawiać o tym, co się wczoraj wydarzyło. Było, minęło. Dodam, że nie zrobił mi krzywdy. Po prostu bardzo się go przestraszyłam. To wszystko. Chcę o tym jak najszybciej zapomnieć.

Patrzy na mnie i kiwa głową.

– Dobrze, jeśli tego właśnie chcesz, tak będzie. Ale pamiętaj, gdybyś jednak zmieniła zdanie, to wiedz, że cię wysłucham. – Sięga przez stół po moją dłoń i ściska w geście wsparcia.

Tak szczerze, to chciałam z nią o tym pogadać, ale co niby miałabym jej powiedzieć? Że robił mi palcówkę i że byłam mokra i jednocześnie wystraszona na śmierć? Przecież to jest chore. Ja jestem chora. Wstyd mi za siebie i przed sobą. Nie zniosłabym, gdyby moja przyjaciółka potwierdziła to, jak bardzo jestem świrnięta. Zachowam to dla siebie. Tak będzie lepiej.

– Margo, muszę ci powiedzieć, kim jest ten facet. Może wtedy zrozumiesz, o co w tym wszystkim chodzi.

– Nie! Nie interesuje mnie ten psychopata! – odpowiadam ze złością. – Nie i już!

– Przykro mi, ale musisz wiedzieć. To Angelo Rusto, mafioso. – Patrzy ze współczuciem, wyczekując mojej reakcji.

Nie reaguję od razu, bo co niby mam powiedzieć? Mam przejebane? Już po mnie? Kurczę, jak do tego doszło!?

– Mhm… – To jedyna wypowiedź, na jaką mnie w tej chwili stać.

– Tylko mhm? – Jo patrzy na mnie z niedowierzaniem.

– Nie będę panikować, bo nie ma powodu. Spotkaliśmy się raz i na tym razie się skończy. Ja będę żyła tak jak dotychczas, on zajmie się swoimi sprawami.

I tyle. Jestem przekonana, że już o mnie zapomniał. Ot, mały incydent, nieporozumienie.

Chcę w to wierzyć. Ale coś w mojej głowie mówi, że to jednak nie koniec. Chcę wierzyć, że więcej go nie spotkam. Zerkam na Jo i szukam w jej oczach potwierdzenia.

Jo kręci głową na boki i patrzy na mnie ze współczuciem. Pięknie…

– Margo. Pewnie byłoby tak, gdybyś go nie obraziła na oczach innych. Przykro mi, ale tak właśnie myślę.

– Chyba sobie ze mnie kpisz!? Ja go obraziłam!? Ja nazwałam go dziwką!? Po której stronie ty w ogóle jesteś!? Cholera jasna!!! – Chowam twarz w dłoniach i wzdycham z rezygnacją.

– Oczywiście, że po twojej, ale nie ma co się oszukiwać. Sergio powiedział mi wczoraj, że Rusto tak łatwo nie odpuści i żebyś miała się na baczności. Dodał też, że chyba nawet wpadłaś jego bratu w oko. Szczerze, to… – Nie kończy zdania, bo przerywa jej dzwonek do drzwi.

– Pójdę otworzyć – mówi Jo. – To pewnie Artur.

Gdy otwiera drzwi, wpada przez nie rozjuszony Sergio. Podchodzi do niej szybkim krokiem, łapie w dłonie jej twarz i patrzy na nią z głodem w oczach. Jakby miała być jego posiłkiem. Okejjjj, to trochę dziwne. Zauważa mnie dopiero po dłuższej chwili. Kiwa w moją stronę, rzucając szybkie „Cześć” i „Mamy później do pogadania”. Pfff. Ani mi się śni z nim rozmawiać.

– Co ty sobie myślałaś? – rzuca wściekły Sergio, zaciskając mocno szczękę. – Mówiłaś, że idziesz tylko do toalety. Nie pamiętam, żebyś wspomniała, że masz zamiar już nie wrócić.

– I nie mówiłam też, że wrócę – ripostuje równie wściekle Jo.

Dobra. Nic tu po mnie.

Idę do łazienki. Biorę szybki prysznic. Gdy spoglądam w lustro, dostrzegam znak, jaki Angelo pozostawił mi na piersi. Przesuwam po nim delikatnie palcami i nagle wszystko wraca. To, jak jego dłonie błądziły po moim ciele, jego mokry język na mojej szyi, twarzy i piersiach, te jego ogromne palce w mojej cipce. Gorące usta, które tak zachłannie ssały moje sutki. Na samo wspomnienie zaciskam uda. Już dawno nie czułam się tak pobudzona. Wchodzę pod prysznic

z nadzieją, że kąpiel pomoże mi oczyścić umysł. Niestety, nawet woda nie potrafi ugasić tego ognia, który we mnie rozpalił. Biorę słuchawkę prysznica i nakierowuję strumień na moją spragnioną cipkę. Nie mija chwila, gdy dochodzę z krzykiem. Wychodzę zrelaksowana spod prysznica i zastanawiam się, co by tu dziś robić. Może wybiorę się na rolki? Jest piękna pogoda –

w sam raz na samotną jazdę, podczas której powalczę z myślami.

Wchodzę do salonu i nadal słyszę podniesione głosy. Skąd wiedział, gdzie mieszkam? I o co on się tak ciska? Mężczyźni są naprawdę skomplikowani. A mówią, że to my, kobiety, jesteśmy dziwne. Wyczuwają moją obecność. Sergio przerywa swój atak na Jo i łypie na mnie okiem z ciekawością.

– No proszę, znalazła się nasza królowa zamieszania i dramatu. – Na te słowa Jo wali go w ramię. – Mam wrażenie, że masz życzenie śmierci, skarbie – w jego głosie słychać kpinę i chyba niedowierzanie.

– Daruj sobie. Powiedz lepiej, czym zasłużyłyśmy sobie na wizytę takiego księcia – wskazuję na niego ręką – w naszych skromnych progach? – Drwina aż wylewa się z moich ust.

– W tak krótkim czasie awansowałem z Pana Przystojnego na księcia? Coraz lepiej – uśmiecha się zawadiacko i puszcza do mnie oczko. A to drań. – Przyszedłem po ciebie. Angelo wzywa – odpowiada w końcu, wciąż szczerząc się jak głupi.

Na jego słowa momentalnie się spinam, czyżby On go przysłał – pewnie, że tak.

Co za wkurzający typ z tego Sergia. Aż mam ochotę zetrzeć ten jego uśmieszek z jego boskiej gęby. Jeny, czy ja właśnie pomyślałam o jego twarzy „boska”!? Wrrr.

Od zeszłej nocy cały mój poukładany świat wali się w gruzy. Pieprzony Artur, pieprzony klub i pieprzony Pan Psychiczny Angelus Debilowatus. Jak ja go nienawidzę?! Postanawiam, że nigdy go nie przeproszę. To on powinien przeprosić mnie.

Z tą myślą ruszam w kierunku drzwi. Gdy mijam Sergio, ten łapie mnie za ramię i zatrzymuje w miejscu.

– A ty, dokąd laleczko?

– Nie nazywaj mnie tak nigdy więcej, rozumiesz!? I nie twoja sprawa, gdzie się wybieram, więc z łaski swojej odpieprz się, Sergio – rzucam wściekle, patrząc mu prosto w oczy.

– Myślisz, laleczko, że to nie moja sprawa? – Zaciska mocniej swoją dłoń na moim ramieniu i kręci głową na boki. – Dla twojej wiadomości, tu się właśnie mylisz. Bo widzisz, z tego co wiem, to należysz do Angelo, a dokładnie od momentu, w którym darował ci życie. Więc nie pieprz mi, co mogę, a czego nie, bo może się zrobić bardzo nieprzyjemnie. Radzę współpracować, złotko – wyjaśnia to wszystko bardzo rzeczowym i poważnym tonem. Tu nie ma miejsca na domysły.

Jednym słowem: jestem w czarnej dupie.

– Teraz zrobimy tak… – ciągnie swój monolog, spoglądając przy tym również na Jo. – Zabierzecie swoje rzeczy, wyjdziemy stąd i wpakujecie swoje tyłki do auta bez żadnych protestów. Zrozumiano?

On chyba sobie kpi, jeśli myśli, że gdziekolwiek z nim pójdziemy. Patrzę na Jo w momencie, gdy rusza wolnym krokiem i podchodzi do Sergio.

– Nie wiem, skąd u ciebie ta pewność, że chcemy z tobą dokądkolwiek iść. Ale mam pewność, co do jednego. – Zadziera głowę i łapie się pod boki, przybierając pewną siebie postawę. – Nie będziemy się pakować, a tym bardziej nigdzie z tobą nie pójdziemy i nie wsadzimy swoich tyłeczków do twojego auta. Zrozumiano? Myślę, że powinieneś w tej chwili wyjść i nie wracać.

Sergio przygląda się jej bacznie i mówi:

– Jak chcesz. Chciałem to załatwić po dobroci – kończy, łapie za klamkę

i wychodzi.

Mam wrażenie, że oni wszyscy są jacyś pojebani. Mówi jedno, a robi całkiem co innego. Bardziej spodziewałabym się, że przystawi mi spluwę do głowy, niż tego, że po prostu wyjdzie. I to ma być mafia? Też mi coś… Dobra, poszedł.