W sieci pragnień, Sergio #2 - Wiśniewska Małgorzata - ebook
BESTSELLER

W sieci pragnień, Sergio #2 ebook

Wiśniewska Małgorzata

4,5

20 osób interesuje się tą książką

Opis

„W sieci pragnień. Sergio” to kontynuacja serii Braci Rusto.

Jo i Sergio są jak dwa zderzające się na niebie pioruny – łączą swoje pragnienia, a ich losy splatają się w świecie mafii w niepowtarzalnym tańcu.

Jo, silna i niezłomna kobieta skrywająca tajemnicę, pragnie zrozumienia, miłości, a jednocześnie wolności. Jej dusza walczy między przeszłością a teraźniejszością w poszukiwaniu prawdy.

Sergio, mężczyzna o mrocznej przeszłości i niebiańskim spojrzeniu, pragnie kontroli i szuka równowagi. Jo jest dla niego, jak zakazana melodia, której pragnie słuchać, ale się jej boi. Pragnienia prowadzą go przez labirynt, na końcu którego odkrywa miłość, ale zmaga się z oceną tego, co czuje.

 

Jo i Sergio muszą zmierzyć się z własnymi demonami, aby przekonać się, dokąd ich to zaprowadzi. Zanim to jednak nastąpi, przez ich ciała i dusze przetoczy się tornado.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 180

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (114 oceny)
76
21
16
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
joanna_pomaranska

Nie oderwiesz się od lektury

„W sieci pragnień, Sergio” to fascynująca powieść mafijna. Wiernie opisuje strukturę rodziny mafijnej, jej znaczenie oraz wpływy. Poznajemy tu dwoje silnych i tajemniczych bohaterów, ich zagmatwane portrety psychologiczne i … ciągłe pragnienia.. Ich relacja nabiera tempa. Okazuje się, że w świecie pragnień można odnaleźć miłość. Książka jest wciągająca – na jeden wieczór.
20
bogda17-68

Całkiem niezła

Jak na romans mafijny to obie części przeciętne. Niespójne zdarzenia, niejasne wątki trochę przekoloryzowane sytuację.
10
MamaKarolina27

Nie oderwiesz się od lektury

W tomie drugim serii Bracia Rusto poznajemy prawdziwą eksplozję uczuć Sergia i Jo. Tu nienawiść nakręca miłość… Sergio to facet o nieobliczalnym charakterze i nie można mu mieć tego za złe w końcu to członek mafii. No i Jo kobieta z charakterem z bojowym nastawieniem i rysą na sercu przez którą przebijają się uczucia. „Znika cały świat, znika przebieralnia... Jesteśmy tylko my. Dwa demony, które w zderzeniu ze sobą tworzą tsunami. Niszczycielskie siły, które wzajemnie karmią się chwilą przyjemności, rozkoszy, by potem znowu się nienawidzić – abym ja mogła go nienawidzić…” W książce sceny seksu przeplatają się ze scenami porachunków mafijnych. Tu nic nie zwalnia tu się wręcz nakręca akcja z każdą stroną. To prawdziwie dynamiczna książka mafijna. Znajdziemy tu przemoc, brutalność, tajemnice i namiętność… Tu nie ma słodyczy i zaufania. A zakończenie? To mega wstęp do finałowej części. Autorka świetnie przedstawiła nam zawiłość między miłością, nienawiścią, a tytułowym pragnieniem. W tej...
10
nimufetka82

Nie oderwiesz się od lektury

📣 RECENZJA książki W SIECI PRAGNIEŃ. SERGIO 🖤Co zrobi on, bezkompromisowy mafiozo, gdy kobieta, która zdobyła jego czarne serce ukrywa przed nim tajemnice, kluczy i swoim zachowaniem wzbudza jego podejrzliwość? Co uczyni ona, silna, a zarazem wrazliwa kobieta, gdy mężczyzna, który ją postrzelił okazuje się tym, dla którego traci głowę i serce? 🖤Czy uczucie, które się między nimi rodzi można nazwać miłością? Czy jest to jedynie czyste pożądanie? A jeśli to prawdziwa miłość, czy ma szansę na przetrwanie wobec piętrzących się intrygi i tajemnic? Czy w ogóle w niespokojnym świecie mafii miłość ma szansę bytu? 💋Autorką książki Małgorzata Wiśniewska kolejny raz funduje nam doskonale skonstruowaną fabułę, w której poznajemy dogłębniej rodzinę braci Rusto i ich perypetie, tym razem skupiając się głównie na Sergio. Od pierwszych do ostatnich stron gwarantuje nam emocje tak skrajne, że trudno oderwać się od czytania tej lektury. 🖤"Sergio. W sieci pragnień." - sam tytuł idealnie nawiązu...
10
Anna19711

Nie oderwiesz się od lektury

super,czekam na 3 część
10

Popularność




 

W SIECI PRA­GNIEŃ,

SER­GIO

Bra­cia Ru­sto # 2

 

MAŁ­GO­RZATA WI­ŚNIEW­SKA

 

WO­DZI­SŁAW ŚLĄ­SKI 2024

 

Ro­mans ma­fijny

 

 

Wy­dawca: Mał­go­rzata Wi­śniew­ska

Ka­te­go­ria: Ro­mans ma­fijny

Ję­zyk: pol­ski

Rok wy­da­nia: 2024

 

Opis

„W sieci pra­gnień. Ser­gio” to kon­ty­nu­acja se­rii Bra­cia Ru­sto.

Jo i Ser­gio są jak dwa zde­rza­jące się na nie­bie pio­runy – łą­czą swoje pra­gnie­nia, a ich losy spla­tają się w świe­cie ma­fii w nie­po­wta­rzal­nym tańcu.

Jo, silna i nie­złomna ko­bieta skry­wa­jąca ta­jem­nicę, pra­gnie zro­zu­mie­nia, mi­ło­ści, a jed­no­cze­śnie wol­no­ści. Jej du­sza wal­czy mię­dzy prze­szło­ścią a te­raź­niej­szo­ścią w po­szu­ki­wa­niu prawdy.

Ser­gio, męż­czy­zna o mrocz­nej prze­szło­ści i nie­biań­skim spoj­rze­niu, pra­gnie kon­troli i szuka rów­no­wagi. Jo jest dla niego jak za­ka­zana me­lo­dia, któ­rej pra­gnie słu­chać, ale się jej boi. Pra­gnie­nia pro­wa­dzą go przez la­bi­rynt, na końcu któ­rego od­krywa mi­łość, ale zmaga się z oceną tego, co czuje.

Jo i Ser­gio mu­szą zmie­rzyć się z wła­snymi de­mo­nami, aby prze­ko­nać się, do­kąd ich to za­pro­wa­dzi. Za­nim to jed­nak na­stąpi, przez ich ciała i du­sze prze­to­czy się tor­nado.

 

Co­py­ri­ght©Mał­go­rzata Wi­śniew­ska

All ri­ghts re­se­rved

WSZEL­KIE PRAWA ZA­STRZE­ŻONE

WO­DZI­SŁAW ŚLĄ­SKI, 2024

 

Re­dak­cja: Ewa Hof­f­mann-Ski­biń­ska

Ko­rekta ję­zy­kowa: Mał­go­rzata Wi­śniew­ska

Pro­jekt okładki: Anna Py­tlik-Ryś

Ła­ma­nie, skład i kon­wer­sja do for­ma­tów mo­bil­nych:

Mał­go­rzata Wi­śniew­ska

 

Wy­da­nie II

 

Do­dat­kowe in­for­ma­cje do­stępne pod ad­re­sem

mar­ga­re­twi­[email protected]

 

ROZ­DZIAŁ I

SER­GIO

 

Ta ko­bieta za­dzi­wia mnie co­raz bar­dziej i je­stem prze­ko­nany, że któ­re­goś dnia przy­prawi mnie o za­wał – tego je­stem nie­mal pewny. Dla­czego za­wsze przy­ciąga kło­poty?

Stoję w rogu sali w klu­bie „In­ferno” oparty o fi­lar, z drin­kiem w ręku i ob­ser­wuję, jak ja­kiś typ pró­buje zwró­cić na sie­bie uwagę Jo. Do­ra­bia u nas wie­czo­rami i no­cami jako bar­manka.

W dzień pra­cuje w na­szym banku. W su­mie mo­głem za­pro­te­sto­wać, ale An­gelo po­wie­dział, że le­piej bę­dzie mieć ją na oku dla jej wła­snego bez­pie­czeń­stwa i usza­no­wałby moje zda­nie, gdy­bym się sprze­ci­wił. Zresztą na samą myśl o tym, że inni będą się do niej śli­nić, do­sta­wa­łem szału, bo je­stem pie­przo­nym ego­istą i chcę mieć ją przy so­bie przez dwa­dzie­ścia cztery go­dziny na dobę, a w mo­jej sy­tu­acji nie ist­niała inna moż­li­wość. Na­dal nie chce mnie znać i nie do­pusz­cza do sie­bie.

Jest już późno, wła­ści­wie do­cho­dzi czwarta nad ra­nem. Noc była pra­co­wita, bo klub wy­peł­niono po brzegi. Za­uwa­żam, że gość przy ba­rze staje się zbyt na­chalny i mimo że jest ubrana w ko­szulkę, która nie ob­naża w ża­den spo­sób de­koltu, typ nie od­rywa od niej ob­le­śnego spoj­rze­nia. Już samo to, że w ogóle śmie na nią pa­trzeć, pod­nosi mi ci­śnie­nie. W mo­men­cie, gdy Jo sta­wia przed nim ko­lej­nego drinka, ten pró­buje chwy­cić jej dłoń. I na­wet mu się udaje, ale na szczę­ście Jo bły­ska­wicz­nie wy­szar­puje ją z wi­docz­nym obrzy­dze­niem na twa­rzy. Wnio­skuję, że wła­śnie ostrzega go przed ko­lejną próbą do­tknię­cia jej w ja­ki­kol­wiek spo­sób. Mam ochotę roz­je­bać mu łeb, ale wtedy Jo wy­ciąga broń i ce­luje mu mię­dzy oczy.

Moja ko­bieta – wy­po­wia­dam w my­ślach.

Już zdą­ży­łem za­po­mnieć, jaka jest ostra i do­bra w te klocki. Go­ściu wstaje i krzy­czy coś do niej. Wi­dzę, że sięga po swoją broń, więc ru­szam w ich stronę. Do­syć przed­sta­wie­nia. Pod­cho­dzę do niego i po­kle­puję po ra­mie­niu. Au­to­ma­tycz­nie ob­raca się w moją stronę, a w oczach ma wi­doczny obłęd, ale nie na długo, bo gdy zdaje so­bie sprawę, kto przed nim stoi, prze­łyka gło­śno ślinę. Gdyby mógł, za­padłby się pod zie­mię. Zer­kam na Jo. Nie jest wdzięczna za moją in­ter­wen­cję, wręcz prze­ciw­nie. Jej zie­lone oczy ci­skają bły­ska­wi­cami. Mam pew­ność, że chęt­nie od­strze­li­łaby mi łeb.

Pro­wa­dzimy niemą walkę na spoj­rze­nia, do­póki go­ściu nie otwiera swo­jej nie­wy­pa­rzo­nej gęby, czym spra­wia, że nie­chęt­nie od­ry­wam wzrok od Jo i prze­no­szę na tego ob­le­śnego typa. Ką­tem oka za­uwa­żam mo­ich lu­dzi w peł­nej go­to­wo­ści. Za­prze­czam ru­chem głowy, aby dać im do zro­zu­mie­nia, że jesz­cze nie te­raz. Z po­wro­tem sku­piam się na męż­czyź­nie, który już po­wi­nien gryźć piach i gdyby nie znaj­do­wało się tu tylu lu­dzi, nie za­wa­hał­bym się, ale nie mogę ry­zy­ko­wać… No do­bra – obie­ca­łem An­gelo, że nic nie od­je­bię, ale nie wspo­mniał nic o te­re­nie poza klu­bem, co daje mi pole do dzia­ła­nia.

Pa­trzę na typa. Chyba zbiera się, aby coś po­wie­dzieć, jed­nak nie in­te­re­suje mnie to. Po­wi­nien się cie­szyć, że jesz­cze po­zwa­lam mu od­dy­chać. Nikt nie bę­dzie tak trak­to­wał Mo­jej Ko­biety.

– Prze­proś tę pa­nią i wy­pier­da­laj! – grzmię pro­sto w jego gębę, która w znacz­nej czę­ści jest po­kryta szpet­nymi bli­znami.

Na moje słowa ściąga brwi, jakby się nad czymś za­sta­na­wiał, ale nie po­ru­sza się na­wet o mi­li­metr.

– Na co cze­kasz? Po­móc ci? – Ła­pię go za poły ma­ry­narki i przy­ci­skam do kon­tu­aru. Unosi ręce, da­jąc znać, że nie za­mie­rza się sta­wiać, więc pusz­czam go i co­fam się nie­znacz­nie, nie spusz­cza­jąc z niego wzroku. Nie tego się spo­dzie­wa­łem.

Ob­raca się w stronę baru.

– Ja­śnie pani wy­ba­czy mi moje ka­ry­godne za­cho­wa­nie – ce­dzi przez zęby, a spo­sób, w jaki wy­ma­wia te słowa, spra­wia, iż mam złe prze­czu­cia i pew­ność, że będą z nim kło­poty.

Jo nie za­szczyca go uwagą. W pełni igno­ruje typa. Cie­kawe, co on jej ta­kiego po­wie­dział, że się­gnęła od razu po broń. Ra­czej nie na­leży do nie­cier­pli­wych, nie tak jak ja. Póź­niej się do­wiem, a i tak za chwilę za­my­kamy.

Jo chowa broń za pa­sek spodni i znika za drzwiami, które pro­wa­dzą do kuchni. Wi­dać, że za­cho­wa­nie Jo nie spodo­bało się temu męż­czyź­nie – na­tych­miast za­ci­ska mocno pię­ści, aż bie­leją mu kostki.

– A te­raz wy­noś się stąd i nie waż mi się tu po­ka­zy­wać, bo w prze­ciw­nym ra­zie wy­niosą cię w worku! – ostrze­gam i przy­wo­łuję ru­chem głowy chło­pa­ków, któ­rzy ob­ser­wują zaj­ście i tylko cze­kają na znak. Wie­dzą, co mają ro­bić, gdy go wy­pro­wa­dzą. Nie mu­szę im tłu­ma­czyć.

Męż­czy­zna nie sta­wia oporu, ru­sza do wyj­ścia w asy­ście dwóch ochro­nia­rzy. Pora na roz­mó­wie­nie się z Jo.

– Ach! Za­po­mniał­bym – zwra­cam się do gostka, na co cała trójka się za­trzy­muje. – Jesz­cze raz na nią choćby spoj­rzysz, a wy­dłu­bię ci te gały. Ra­dzę za­pa­mię­tać – ostrze­gam i mie­rzę go su­ro­wym spoj­rze­niem, lecz za­nim zni­kam za drzwiami, za­uwa­żam jego szy­der­czy uśmiech. Nie re­aguję. Za chwilę chło­paki i tak zga­szą mu ten je­bany wy­raz twa­rzy…

W kuchni ni­g­dzie nie wi­dzę Jo, więc szu­kam na za­ple­czu. Prze­rywa mi dźwięk nad­cho­dzą­cego po­łą­cze­nia. Zer­kam na wy­świe­tlacz…

An­gelo.

– Stę­sk­ni­łeś się? – mó­wię do brata, wciąż kie­ru­jąc się w stronę za­ple­cza.

– Chciał­byś – opo­wiada z prze­ką­sem. – Rano przyjdź do biura. – Te­raz brzmi cał­kiem po­waż­nie, więc za­pewne to coś waż­nego.

– Jak tylko się wy­śpię – od­po­wia­dam i do­daję: – Do­piero za­my­kamy, a jest już pra­wie czwarta, więc sam ro­zu­miesz.

– Ja­sne, naj­póź­niej o ósmej. Wiesz, że dzi­siaj ważny dzień dla Margo i chciał­bym się sku­pić wy­łącz­nie na niej.

– Spoko, będę. – Roz­łą­czam się.

Ni­g­dzie nie ma Jo. Ude­rzam ręką w szafkę. Niech to szlag, pew­nie już wy­szła, aby unik­nąć kon­fron­ta­cji. Trzeba jej przy­po­mnieć za­sady obo­wią­zu­jące w tej ro­dzi­nie. Ale nie dziś, bo rano mu­szę mieć open mind; nie wiem, co pla­nuje dla mnie An­gelo.

Za­nim wy­cho­dzę, przy­dzie­lam za­da­nia pra­cow­ni­kom. Wsia­dam do auta i jadę do swo­jego apar­ta­mentu, w gło­wie ukła­da­jąc plan roz­mowy z Moją Ko­bietą.

 

***

 

Rano w biu­rze czeka na mnie An­gelo.

– Cześć, bra­cie! Co to za pilna sprawa, że nie może po­cze­kać do wie­czora? – do­py­tuję od progu.

– Cześć, Ser­gio. Sia­daj, za­raz się do­wiesz – ko­mu­ni­kuje An­gelo po­waż­nym to­nem, zaj­mu­jąc miej­sce po dru­giej stro­nie biurka.

Sia­dam, choć nie­chęt­nie. Wo­lał­bym się za­jąć moją py­skatą i wredną Jo. No cóż, to musi po­cze­kać.

– Za­tem za­czy­naj.

– Nie mamy za wiele czasu, nie­ba­wem za­czyna się ope­ra­cja Margo. – Wi­dzę, jak drży mu warga. Wcale się nie dzi­wię: to nie moja żona, a boję się o nią nie mniej niż on. W końcu to ro­dzina, bra­towa.

An­gelo wstaje i za­czyna cho­dzić ner­wowo w tę i z po­wro­tem. Kurde, szkoda mi go, ale nie mam po­ję­cia, jak po­móc.

– Wła­śnie dla­tego cię tu we­zwa­łem – mówi za­gad­kowo.

– Mo­żesz ja­śniej?

– A mo­żesz na chwilę za­milk­nąć i dać mi dojść do słowa? – pyta, choć ra­czej ewi­dent­nie stro­fuje.

Już się nie od­zy­wam. Wstaję, pod­cho­dzę do sto­lika, na któ­rym stoją różne al­ko­hole i roz­le­wam do dwóch szkla­nek whi­sky. Po­daję jedną An­gelo.

– Nie, dzięki – od­ma­wia sta­now­czo. – Sia­daj i skup się na tym, co mam do po­wie­dze­nia.

Ro­zu­miem po­wagę sy­tu­acji i wcale się nie dzi­wię, że nie ma ochoty ani na wy­so­ko­pro­cen­towe trunki, ani na żarty. Mar­twi się o Margo, po­trze­buje trzeź­wego umy­słu, bo co, je­śli… Na­wet nie chcę so­bie tego wy­obra­żać.

– Je­stem sku­piony. Na­wi­jaj, o co cho­dzi – mó­wię z pełną po­wagą i biorę łyk al­ko­holu.

– Mam prośbę – mówi rze­czowo. – Jak Margo wróci do domu po ope­ra­cji, nie waż się wspo­mi­nać o roz­wo­dzie. Ani ty, ani nikt inny. I masz tego do­pil­no­wać. – Biorę drugi łyk bursz­ty­no­wego płynu, a An­gelo wbija we mnie su­rowy wzrok, wy­cze­ku­jąc po­twier­dze­nia.

– Może nie bę­dzie po­trzeby mó­wie­nia, bo sama o tym wspo­mni? – su­ge­ruję śmiało.

– To już inna kwe­stia i rze­czy­wi­ście jest to moż­liwe, ale nikt ma o tym nie wspo­mi­nać, zro­zu­miano? – wścieka się An­gelo.

– Za­brzmiało jak roz­kaz, a nie prośba, ale okej. Nie wspo­mnę pod wa­run­kiem, że awan­su­jesz mnie na kie­row­nika banku.

Zdzi­wiona mina An­gelo – bez­cenna.

An­gelo opiera się wy­god­nie w fo­telu i bacz­nie mi się przy­gląda. Za­pewne pró­buje od­czy­tać moje in­ten­cje. Za­wsze stro­ni­łem od branży fi­nan­so­wej, a wszy­scy wiemy, że naj­lep­szy w tej dzie­dzi­nie jest Fa­bio, który no­ta­bene znik­nął.

– Mó­wię po­waż­nie – po­twier­dzam swoje sta­no­wi­sko.

– A skąd ta na­gła zmiana? Czy nie cho­dzi tu o sza­loną i za­dziorną pannę Jo? – pyta An­gelo z prze­ką­sem i szy­der­czym uśmiesz­kiem.

Mam ochotę zga­sić ten jego głupi wy­raz twa­rzy.

– Po­nie­kąd – przy­znaję. – Fa­bio gdzieś prze­padł, a ktoś musi się za­jąć ban­kiem. Marco sam tego nie ogar­nie, a i ty masz inne rze­czy na gło­wie. – Ar­gu­men­tuję i idę do­lać so­bie whi­sky. Zo­sta­wiam brata na chwilę. Daję mu czas na prze­tra­wie­nie.

– Chyba za­po­mnia­łeś o tym, że dzwo­nił do Margo i po­wie­dział, że wraca. Fakt, nie spre­cy­zo­wał, kiedy do­kład­nie, ale wróci.

Sia­dam na fo­telu z pełną szklanką whi­sky

– Tak pa­mię­tam, ale na­dal go nie ma, a sprawy się pię­trzą. Trzeba się nimi za­jąć. Nie­zwłocz­nie. – Iry­tuje mnie, że mu­szę pro­sić, jakby to sta­no­wiło awans na capo.

– Niech bę­dzie, ale…

Wcho­dzę mu w słowo:

– Chcę jesz­cze do­dać, że jak Fa­bio wróci, może się za­jąć po­szu­ki­wa­niem pań­stwa Mi­neo i Ar­turo, czyż nie? Tę sprawę trzeba wy­ja­śnić dla bez­pie­czeń­stwa ro­dzin.

– W zu­peł­no­ści się z tobą zga­dzam i dla­tego, gdy­byś mi nie prze­rwał, do­wie­dział­byś się, że wy­ra­żam zgodę. Trzeba się uważ­nie przyj­rzeć dzia­ła­niom Jo, a miej­sce pracy bę­dzie do tego ide­alne. Wiesz, co masz ro­bić – spo­gląda na mnie, jakby chciał się upew­nić, że nie na­walę i kon­ty­nu­uje – ale w po­szu­ki­wa­niach i tak weź­miesz udział. Im wię­cej osób się za­an­ga­żuje, tym więk­sza szansa na od­na­le­zie­nie ich. Nie mo­gli za­paść się pod zie­mię. – W sło­wach brata sły­szę złość i de­ter­mi­na­cję.

– W ta­kim ra­zie: mamy ugodę. – Wstaję z fo­tela i wy­pi­jam za­war­tość szklanki. Już kie­ruję się do wyj­ścia… – Czy to wszystko, o czym chcia­łeś po­ga­dać? – py­tam, zmie­rza­jąc do drzwi.

– Jest jesz­cze kilka spraw, ale nie w tej chwili. – Rów­nież się pod­nosi i idzie w moją stronę. – Te­raz trzeba sku­pić się na mo­jej żo­nie. – Mówi to tak cie­pło, że aż trudno uwie­rzyć, że tak po­trafi.

– Wi­dzimy się w szpi­talu! – wo­łam do niego i idę do swo­jego apar­ta­mentu, który zaj­muję w re­zy­den­cji, a An­gelo do szpi­tala.

 

ROZ­DZIAŁ II

SER­GIO

 

Po nie­ca­łej go­dzi­nie do­jeż­dżam do szpi­tala. Przy­znaję, je­stem tro­chę zde­ner­wo­wany. Przy­zwy­cza­iłem się do tej dziew­czyny i za­ak­cep­to­wa­łem jako ro­dzinę. Nie chcę jej te­raz stra­cić, w do­datku w pa­rze z Jo.

Jo to jest do­piero wredna małpa. Roz­ko­chała mnie w so­bie, gdy na­wet nie wie­dzia­łem, że je­stem zdolny do ta­kich uczuć. We­szła mi tak głę­boko pod skórę, a te­raz udaje, że mnie nie zna.

Już ja się jej przy­po­mnę, jak ra­zem nam się cho­ler­nie do­brze ukła­dało.

Z tym po­sta­no­wie­niem ru­szam na od­dział, gdzie Margo czeka na prze­szczep. Ale naj­pierw mu­szę się roz­mó­wić z Jo w spra­wie typa z wczo­raj. Po­tem przyj­dzie czas na przy­jem­no­ści.

Wci­skam gu­zik, aby przy­wo­łać windę, szczę­śliwy, że po­jadę nią sam. Nie­na­wi­dzę tłoku, zwłasz­cza w tak cia­snej, ma­łej prze­strzeni. Nim koń­czę myśl, wy­czu­wam czy­jąś obec­ność.

Cho­lera ja­sna, to się po­spie­szy­łem z tym en­tu­zja­zmem.

Od­wra­cam się i wła­snym oczom nie wie­rzę… Pie­lę­gniarka, ale nie byle jaka. Klara, Moja Klara.

Po­zna­li­śmy się pięć lat temu w jed­nym z na­szych klu­bów, gdy z ko­le­żanką szu­kała etatu kel­nerki lub bar­manki. Nie­stety, je­dyne wa­katy mie­li­śmy dla strip­ti­ze­rek. Długo się na­my­ślały, ale osta­tecz­nie pod­jęły wy­zwa­nie.

Klara była na swój spo­sób piękna. Gę­ste czarne włosy, lekko krę­cone, spra­wiały, że wy­glą­dała nie­win­nie i słodko, a metr sześć­dzie­siąt osiem wzro­stu da­wał wra­że­nie, że jest bez­bronna i de­li­katna… I te nie­bie­skie wiel­kie oczy, pełne głębi i ta­kiej ja­kiejś fi­glar­no­ści, któ­rych nie spo­sób nie za­uwa­żyć, na­wet z końca sali. Na sce­nie ema­no­wała zmy­sło­wo­ścią i ma­gne­ty­zmem. Mu­sia­łem ją mieć, tak więc po paru ty­go­dniach udało mi się ją zdo­być. Spo­ty­ka­li­śmy się re­gu­lar­nie przez do­bre trzy lata, cho­ler­nie do­bre trzy lata.

Na samo wspo­mnie­nie na­szych go­rą­cych chwil – w su­mie nie tak od­le­głej prze­szło­ści – za­częło mnie uwie­rać w spodniach, kurwa. Ręką mi­mo­wol­nie się­gam do kro­cza i po­pra­wiam wa­riata.

Uśmie­cham się, gdy do niej pod­cho­dzę…

– Nie spo­dzie­wa­łem się cie­bie tu­taj, Kla­risss. – Tak się do niej zwra­ca­łem. Ca­łuję ją w po­li­czek, przy­wie­ra­jąc ustami dłu­żej, niż to ko­nieczne. Drży i aby ukryć re­ak­cję, od­suwa się, a moim war­gom na­gle robi się chłodno. – Do­brze wy­glą­dasz, skar­bie – do­daję, tak­su­jąc ją wzro­kiem.

W tym wdzianku wy­gląda obłęd­nie, wręcz sek­sow­nie.

– Cie­bie też miło wi­dzieć. – Jej zni­komy uśmiech jed­nak nie po­twier­dza szcze­ro­ści wy­po­wie­dzia­nych słów, a już na pewno nie sięga oczu.

Wcho­dzimy do windy. Ona pierw­sza. Zbli­żam się, ale chyba za bar­dzo w jej mnie­ma­niu, bo cofa się, przy­wie­ra­jąc ple­cami do ściany.

– Daj spo­kój… Chyba się mnie nie bo­isz po tym wszyst­kim, co ra­zem prze­ży­li­śmy? – Ręką gła­dzę jej ak­sa­mitny po­li­czek ubrany w de­li­katny ma­ki­jaż.

– Nie boję się. Po pro­stu nie mam ochoty na zbędną roz­mowę – od­po­wiada, tym ra­zem prze­ko­nu­jąco.

A to do­piero nie­spo­dzianka!

Przy­ci­skam ją swoim tor­sem. Jej od­dech znacz­nie przy­spie­sza.

– Je­śli tak, to może po­wtó­rzymy nasz nu­me­rek w win­dzie? Pa­mię­tasz, jak świet­nie się ba­wi­li­śmy, Kla­risss…? – Moja ręka z au­to­matu wsuwa się po jej udzie pod far­tu­szek. Wy­obraź­nia sza­leje. Czuję, jak jej mię­śnie się na­pi­nają.

O tak…

– Na­wet o tym nie myśl, zbo­czeńcu. – Od­py­cha mnie i mie­rzy wro­gim spoj­rze­niem. – Ni­gdy wię­cej, choć­byś pro­po­no­wał mi mi­liony.

Tego się nie spo­dzie­wa­łem.

– Wiesz do­brze, że mu­sia­łem odejść. Za­ko­cha­łaś się we mnie, a prze­cież usta­li­li­śmy za­sady. Sama je­steś so­bie winna. Tylko uchro­ni­łem cię przed cier­pie­niem.

W tym mo­men­cie windę wy­peł­nia śmiech Klary.

– Ty na­prawdę masz coś z głową, Ser­gio. Jak można nie od­róż­nić dzi­kiego, na­mięt­nego po­żą­da­nia od za­ko­cha­nia?

Oczy­wi­ście to py­ta­nie re­to­ryczne, a wy­po­wiada je z ta­kim prze­ko­na­niem, że przez chwilę się za­sta­na­wiam, czy rze­czy­wi­ście po­peł­ni­łem błąd w oce­nie.

– Za­pew­niam cię, że gdyby tak się stało i ja­kimś cu­dem za­ko­cha­ła­bym się w to­bie, nie mia­ła­bym skru­pu­łów, aby ci o tym po­wie­dzieć, na­wet kosz­tem roz­sta­nia. Nie wiem, co so­bie uro­iłeś. – Pod­cho­dzi i dźga mnie pal­cem w skroń. – Ale je­stem prze­ko­nana, że to ty się cze­goś wy­stra­szy­łeś, a na­wet po­dej­rze­wam, że kon­kret­nie tego, iż było nam za do­brze, jak sam przed chwilą to okre­śli­łeś, albo po pro­stu się znu­dzi­łeś i stąd ten ab­sur­dalny wy­mysł. O za­ko­cha­niu się mowy nie było, ani na­wet o kro­pelce tego uczu­cia.

– Do­bra, wy­star­czy. – Uci­nam jej mo­no­log, bo, cho­lera, ma sporo ra­cji. Jak za­wsze szczera. – Skoro mamy wszystko wy­ja­śnione, to może małe go­rące co nieco na zgodę? – Po­ru­szam zna­cząco brwiami, a gdy za­mie­rzam do­tknąć jej ra­mie­nia, śmieje się i robi unik.

Co z tymi ko­bie­tami nie tak? Jo za­cho­wuje się po­dob­nie. To ja­kaś za­raza, czy ki chuj?

Winda za­trzy­muje się na pię­trze, które wy­brała Klara. Za­nim robi krok, rzu­cam się na jej usta. Drzwi windy się roz­su­wają, a tam… Jo, która pa­trzy z nie­sma­kiem.

Do­piero po kilku se­kun­dach wra­cam do Klary wzro­kiem i re­je­struję, że coś do mnie mówi:

– Le­piej ci? – Kpi so­bie z mo­ich po­czy­nań, fakt, de­spe­rac­kich, ale mu­sia­łem to zro­bić, aby spraw­dzić, czy wciąż na mnie działa.

A zde­cy­do­wa­nie NIE DZIAŁA tak, jak wtedy. Od­py­cha mnie od sie­bie i wy­cho­dzi, a ja zo­staję sam na sam z wście­kłą Jo, po­łą­cze­niem ko­biety i zie­ją­cej ogniem chi­mery.

Face to face.

Cho­lera!

– Jo, po­cze­kaj! – wo­łam za nią. Znie­chę­cona wi­do­kiem za­sta­nym w win­dzie idzie w stronę klatki scho­do­wej. – Po­cze­kaj, do ja­snej cho­lery!

W od­po­wie­dzi do­staję znak po­koju w for­mie fa­kasa.

Ser­gio, je­steś skoń­czo­nym idiotą – ga­nię się w my­ślach.

Z za­my­śle­nia wy­rywa mnie dźwięk te­le­fonu. Po­wstrzy­muje mnie przed bie­giem za Jo. Się­gam do kie­szeni spodni. Na ekra­nie wy­świe­tla się An­gelo…

– No co tam, bra­cie?

– Jak­byś mógł, weź z sy­pialni Margo ten nowy biały szla­frok, bo ja kom­plet­nie o tym za­po­mnia­łem – zwraca się prośbą.

– Tak się składa, że je­stem już w szpi­talu. – Na­stę­puje chwila ci­szy. – Ale mam po­mysł: wrócę za pięt­na­ście mi­nut – rzu­cam do te­le­fonu i wsia­dam z po­wro­tem do windy.

– Dzięki, Ser­gio.

– Nie ma sprawy, dla ro­dziny wszystko – roz­łą­czam się i zjeż­dżam z na­dzieją, że na­tknę się na małą, wredną, py­skatą mi­strzy­nię walk.

Wy­cho­dzę ze szpi­tala i kie­ruję się na par­king. Wsia­dam do auta, od­pa­lam sil­nik. Wy­cią­gam te­le­fon i dzwo­nię do Jo, ale małpa nie od­biera. Za trze­cim ra­zem od­rzuca po­łą­cze­nie.

Oj, to bę­dzie cię srogo kosz­to­wać, nie­po­słuszna dziew­czyno.

Gdy ru­szam, ką­tem oka wi­dzę Jo… jakby z kimś roz­ma­wiała, ale z tego miej­sca nie wi­dzę, z kim. Za­trzy­muję się i po­now­nie wy­bie­ram jej nu­mer… Spo­gląda na wy­świe­tlacz i znowu od­rzuca moje po­łą­cze­nie.

Do­syć tego!

Wy­sia­dam z auta. Chcę ją za­py­tać, czy po­je­dzie ze mną po szla­frok dla Margo i przy oka­zji spraw­dzić, do kogo się tak uśmie­cha. Po paru kro­kach wi­dzę, że ja­kiś ko­leś trzyma ją za rękę… Nie, nie trzyma – gła­dzi moją Jo pa­lu­chami, które mu za­raz po­ła­mię. Ru­szam z ta­kim im­pe­tem, że gdy Jo ła­pie mój wzrok, wy­rywa dłoń z uści­sku typa i od­ska­kuje jak po­pa­rzona.

– Do­brze! Bój się, mała – mam­ro­czę pod no­sem. – Co tu się dzieje? – Wcho­dzę mię­dzy nich. – I dla­czego ten typ cię do­tyka? – mó­wię wprost do Jo z su­rową miną, a ra­czej wkur­wem, bo cały się go­tuję.

Sły­szę za ple­cami, jak go­ściu coś mam­ro­cze pod no­sem, więc ob­ra­cam się w jego stronę – wi­dać, że jest prze­stra­szony, kny­pek je­den. Kny­pek, bo je­stem o dwie głowy wyż­szy i o co naj­mniej raz ma­syw­niej­szy.

– Mó­wi­łeś coś, czy już się mo­dlisz? A może prze­pra­szasz za to, że do­tkną­łeś mo­jej ko­biety? – mó­wię zni­żo­nym gło­sem, za­ci­ska­jąc szczękę.

Go­ściu unosi brwi w zdzi­wie­niu pra­wie po­nad li­nię wło­sów.

I co ja mam z nim zro­bić? Za­bić naj­le­piej.

– Co tu ro­bisz, Ser­gio? – Moje roz­my­śla­nia prze­rywa Jo.

– Szu­kam cie­bie – od­po­wia­dam, nie spusz­cza­jąc oczu z typka. – Mamy do po­ga­da­nia.

Do­piero te­raz wra­cam spoj­rze­niem do Jo. Jest zła. Bar­dzo zła, ale nie tak, jak ja. I jesz­cze ta czarna ob­ci­sła su­kienka… To dla niego się tak wy­stro­iła?

– Ko­lega – od­po­wiada, wzdy­cha­jąc.

– Tylko ko­lega? – do­py­tuję i le­piej dla niego, żeby po­twier­dziła.

– Tak!

Ani przez chwilę w to nie wie­rzę.

– Jo, czy ten męż­czy­zna ci się na­przy­krza? – od­zywa się na­gle mło­kos zza ple­ców.

– Wy­pie­przaj stąd, póki jesz­cze mo­żesz o wła­snych si­łach – mó­wię spo­koj­nym gło­sem, choć w środku cały ki­pię.

Już chce coś od­po­wie­dzieć, ale Jo chwyta go za rękę z niemą prośbą, aby za­prze­stał swo­jego, jak dla mnie i tak nie­udol­nego, bo­ha­ter­stwa, i pró­buje od­cią­gnąć go ode mnie na bez­pieczną od­le­głość, lecz ten ani my­śli się ru­szyć.

Cho­lera, jed­nak będę miał spo­sob­ność mu przy­wa­lić.

– Si­mon, daj spo­kój, wi­dzimy się ju­tro w pracy, a te­raz już jedź. Po­ra­dzę so­bie – za­pew­nia ner­wowo Jo.

No pro­szę, ko­lega z pracy… Czyli z banku. I już się cie­szę, bo długo nie za­bawi w fir­mie. Już ja się o to po­sta­ram.

Wi­dać, że ko­leś nie za bar­dzo chce odejść, więc z miłą chę­cią mu w tym po­mogę.

– Li­czę do trzech i ma cię tu nie być. Ja­sne? – Ro­bię krok w jego stronę i od­ru­chowo się­gam pod ma­ry­narkę. Ką­tem oka wi­dzę, jak Jo za­miera.

– Ser­gio, a w ja­kim celu mnie szu­ka­łeś? – Sły­szę za ple­cami. – Nie do­sta­łeś cze­goś od tam­tej blon­dyny z windy? – Jo pró­buje od­wró­cić moją uwagę, bo oczy­wi­ście, bez tej uszczy­pli­wo­ści nie by­łaby sobą. Pro­wo­kuje, jak za­wsze.

Zer­kam na nią i wi­dzę, jaka jest z sie­bie za­do­wo­lona, że jej się udało… Nic bar­dziej myl­nego, bo mam plan, który obej­muje prze­rzu­ce­nie jej przez ra­mię i wsa­dze­nia do mo­jego auta, ale to za chwilę.

– Margo po­trze­buje szla­froka, a ja nie wiem, ja­kiego i dla­tego po­je­dziesz ze mną.

Pod­cho­dzę do niej bli­sko, wręcz na­ru­sza­jąc jej prze­strzeń oso­bi­stą. Lu­bię to ro­bić, bo wtedy mi­mo­wol­nie przy­gryza wargę i wy­gląda z tym gry­ma­sem obłęd­nie.

– Do­brze, po­jadę ku­pić szla­frok dla Margo, ale nie z tobą, tylko sama. I tak się nie przy­dasz. – Od­wraca się na pię­cie i ru­sza do swo­jego auta, a gdy chcę ją za­trzy­mać, do­daje: – I to nie pod­lega dys­ku­sji.

Mam ochotę ją udu­sić. Już chcę pod­biec i ją po­rwać, gdy od­zywa się jej ko­lega:

– Jo, za­po­mnia­łaś za­brać do­ku­menty, które ci przy­wio­złem – wy­krzy­kuje i pod­cho­dzi do niej z… teczką? Jo wy­daje się zmie­szana. Czy to z po­wodu tych do­ku­men­tów?

Na­gle na par­king wjeż­dża auto, które od razu przy­kuwa moją uwagę i wzywa do peł­nej go­to­wo­ści. Mam złe prze­czu­cia. Sa­mo­chód zwal­nia, gdy nas mija, ale kon­ty­nu­uje jazdę. Fur­go­netka par­kuje dwa rzędy da­lej, ale nikt z niej nie wy­siada. Pró­buję sku­pić się na Jo i tym ko­le­siu, ale, kurwa, nie mogę. Dzia­łam in­tu­icyj­nie.

– Idziemy stąd, te­raz! – mó­wię do Jo, kiedy pod­cho­dzę do niej i cią­gnę ją za rękę do swo­jego auta. Pró­buje się wy­rwać, ale mam to w du­pie. – To­bie też ra­dzę się stąd zmy­wać – rzu­cam na od­chodne do Si­mona.

Czego na­uczy­łem się przez te lata? Ufać bez­gra­nicz­nie swo­jej in­tu­icji.

Si­mon nie­stety nie ro­zu­mie po­wagi sy­tu­acji i pró­buje zgry­wać bo­ha­tera.

– Zo­staw ją! Nie wi­dzisz, że nie chce iść z tobą!? Puść ją! – wy­krzy­kuje i za­gra­dza nam drogę, pró­bu­jąc przy­brać groźną minę, ale wy­gląda jak chi­hu­ahua… Ko­micz­nie. Mi­jam go i już mam otwo­rzyć drzwi po stro­nie pa­sa­żera –pada strzał.

Si­mon upada na zie­mię. Ja­sna cho­lera! Jo od razu kuli się koło mnie, cho­wa­jąc przed na­past­ni­kiem i jed­no­cze­śnie za­cią­ga­jąc ko­legę za auto, żeby zdjąć go z pola wi­dze­nia.

– Kurwa mać! Spluwę mam w au­cie – wścieka się Jo i klnie jak szewc.

– Spo­koj­nie, mam dwie. – Wy­cią­gam i po­daję jej jedną. – On chyba nie żyje… –Wska­zuję le­żą­cego bez ru­chu knypka. Jo na­tych­miast spraw­dza funk­cje ży­ciowe ko­legi…

– Na szczę­ście jesz­cze od­dy­cha – in­for­muje Jo z ulgą.

Nie­spe­cjal­nie mnie to in­te­re­suje, więc wy­chy­lam się zza auta, aby zo­ba­czyć, gdzie są na­past­nicy.

Kurwa! Auto na­dal tam stoi. Ob­ser­wują nas. Nie wiem, czy ktoś wy­sia­dał i ilu ich tam jest. Nie, że nie lu­bię nie­wie­dzy. Uno­szę rękę i nią ma­cham – pada ko­lejny strzał. Nie tra­fia. Więc jed­nak czają się w au­cie.

– Za­wsze przy­no­sisz mi szczę­ście – pod­su­mo­wuję sar­ka­stycz­nie obec­ność Jo u mego boku. Ska­nuję ją wzro­kiem, a ona wy­ciąga te­le­fon i wy­biera nu­mer.

– Po kogo dzwo­nisz? – Nie od­po­wiada, więc za­bie­ram jej apa­rat i sam spraw­dzam.

– Od­daj go! – krzy­czy.

– Do An­gelo? To nie jest do­bry po­mysł. Nie w tej chwili, gdy Margo przy­go­to­wują do ope­ra­cji, Jo.

– A masz lep­szy po­mysł, cwa­niaku? Jest na miej­scu i przy­śle nam chło­pa­ków, któ­rych ma u boku.

– Strzały na pewno ich za­alar­mują. A my so­bie tu­taj po­ra­dzimy sami, prawda?

– I tak po­win­ni­śmy za­dzwo­nić do niego i ostrzec.

Ma ra­cję i już nie cze­ka­jąc na moją od­po­wiedź, wy­biera nu­mer do An­gelo.

– Daj mi to. – Biorę jej te­le­fon i cze­kam na po­łą­cze­nie.

– Hej, Jo, do­brze, że dzwo­nisz, bo Margo się o cie­bie py­tała. Gdzie je­steś? – Opa­no­wany i miły głos An­gelo do­pro­wa­dza mnie pra­wie do śmie­chu, ale się po­wstrzy­muję.

– To nie Jo – tłu­ma­czę na wstę­pie. – An­gelo, nie jest do­brze. Utknę­li­śmy z Jo na par­kingu i je­ste­śmy pod ostrza­łem. Nie mam po­ję­cia, kim są na­past­nicy. Czarne auto do­staw­cze, strzały od­da­wane przez okno od strony pa­sa­żera…

– Już do was idę z chło­pa­kami.

Za­pada głu­cha ci­sza.