Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
152 osoby interesują się tą książką
Rude włosy, piegi i cicha natura sprawiły, że Amari od zawsze czuła się outsiderką. W szkole dokuczano jej z byle powodu, więc zaczęła unikać ludzi. Znany jej świat runął jednak w jednej chwili. Trafia do nieznanej krainy i odkrywa prawdę, która zmienia wszystko. Ten świat pełen: reguł, tajemnic i ukrytych mocy nagle upomina się o nią. Czy Amari odważy się przyjąć prawdę o sobie, zanim będzie za późno?
Liam – król Alfa – potężny, pewny siebie i niebezpiecznie intrygujący. Gdy spotyka Amari, widzi w niej tylko kłopot. Ocenia ją surowo, zbyt szybko… a mimo to nie potrafi o niej zapomnieć. To, co zaczyna do niej czuć, budzi w nim gniew, bo prawdziwe połączenie powinno być oczywiste, spektakularne, wręcz magiczne – a przede wszystkim wzajemne, a tutaj tego brakuje. A teraz frustruje go, że ta młoda kobieta ciągle go odpycha, mimo że on sam długo nie potrafi przyznać, jakie naprawdę żywi do niej uczucia.
Ona go irytuje. On ją przeraża. A jednak los splata ich drogi w sposób, którego żadne z nich nie potrafi zrozumieć. W świecie, gdzie ukryte moce, reguły i tajemnice rządzą każdym krokiem, a mroczne siły czają się w cieniu, gotowe przejąć władzę nie tylko w świecie magii, ale i w ludzkiej rzeczywistości, jedno staje się pewne – z przeznaczeniem nie da się wygrać. Ale czy można je oszukać?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 483
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wilcze
Instynkty
KRÓL ALFA
Copyright© Tekst by Małgorzata Wiśniewska
Copyright© Wydawnictwo Golden Wings, 2025
All right reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Joanna Pomarańska
Korekta językowa: Joanna Pomarańska, Małgorzata Wiśniewska
Projekt okładki: Anna Pytlik-Ryś
Łamanie i skład: M. Wiśniewska @fabryka.skladu.ksiazki
Druk i oprawa: Opolgraf SA, www.opolgraf.com.pl
Grafika wektorowa: www.freepik.com
Wydanie I
ISBN: 978-83-974957-2-2
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki w internecie
Wydawnictwo Golden Wings
Wodzisław Śląski
www.wydawnictwo-goldenwings.pl
Książka dostępna również w formie papierowej
Rozdział 1
Amari
Powinnam się cieszyć, że do zakończenia szkoły został już tylko miesiąc, ale w rzeczywistości wcale tego nie czuję. Ostatnie dni w Sylvan Springs to emocjonalny rollercoaster – uświadamiają mi, że już wkrótce będę musiała się rozstać z moimi najbliższymi przyjaciółmi: Emmą, Alex i Ethanem. I choć planuję kontynuować naukę razem z Emmą, to wiem, że za resztą ekipy będę ogromnie tęsknić.
Teoretycznie nie powinnam czuć żalu z powodu opuszczenia murów tej szkoły ani tęsknić za tym małym miasteczkiem, ukrytym gdzieś w głębi lasów, ale tak nie jest – Sylvan Springs ma w sobie coś niezwykłego, niemal magicznego. I może gdyby ludzie, a raczej uczniowie tej szkoły, nie traktowali mnie jak dziwaczkę, przez co czuję się jak outsiderka, zostałabym tu dłużej, a już na pewno chętniej wracałabym w dni wolne od nauki.
Zawsze wyróżniałam się w tłumie, choć nigdy tego nie chciałam. Moje rude włosy i piegi przyciągają uwagę, a w szkole oznacza to tylko jedno – stawanie się obiektem zainteresowania. Większość traktuje mój wygląd jako pretekst do złośliwości, inni natomiast zachowują się tak, jakby mnie w ogóle nie było. I choć unikam konfliktów, one same mnie znajdują. Staram się być silna i odważna, ale pod tą maską kryje się delikatna dziewczyna, która nie ma siły, by odpierać te wszystkie kąśliwe komentarze.
Na szczęście mam przy sobie Emmę i Alex, które od samego początku dostrzegły we mnie coś więcej niż tylko wygląd fizyczny. Gdy przyjechałam do tego miasteczka one pierwsze wyciągnęły do mnie rękę. Ethan dołączył do nas nieco później, ale jego przyjaźń jest dla nas równie cenna. Pamiętam ten pierwszy dzień zajęć, jak stanął w naszej obronie, kiedy szkolne „laleczki Barbie” próbowały mnie upokorzyć. Od tamtej pory stał się częścią naszej paczki.
Jestem losowi ogromnie wdzięczna za tę trójkę. Choć różnimy się od siebie, potrafimy znaleźć wspólny język.
Emma jest pełna energii i kreatywności – uwielbia eksperymentować z modą, a jej stylizacje zawsze zwracają uwagę. Jej długie, niebieskie włosy tylko podkreślają jej wyjątkowy charakter.
Ja natomiast chcę być niewidoczna, więc wybieram skromne i wygodne ubrania, co jednak rzadko przynosi efekt – i tak przyciągam spojrzenia.
Alex z kolei to prawdziwy wulkan energii. Zawsze pełna świetnego humoru, a jednocześnie tajemnicza. Jej długie, czarne włosy i przenikliwe, czarne oczy nadają jej surowy wygląd, co doskonale współgra z jej charakterem. Niejednokrotnie byłam świadkiem, jak chłopaki z drużyny futbolowej próbowały zwrócić na siebie jej uwagę, ale Alex pozostawała niewzruszona. Podziwiam jej siłę i determinację – nigdy nie ulega wpływom, zwłaszcza tym ze strony popularnych chłopaków, w przeciwieństwie do większości dziewczyn w naszej szkole, które tracą głowę na ich widok, a majtki spadają im do kostek.
Właśnie wchodzę do szkoły wraz z Emmą i Ethanem, gdy nagle drogę zagradza nam Jason Bucket i jego banda licząca pięciu osiłków.
Jason to kapitan szkolnej drużyny futbolowej. Jego władza nie ogranicza się tylko do terenu boiska. O nie. Jest tyranem, którego każdy się boi. I mimo że uchodzi za przystojniaka – wysoki, barczysty brunet o śniadej cerze i przenikliwym spojrzeniu, z uśmiechem niczym gwiazda Hollywood – to jego charakter jest równie okropny, co jego siła.
– Czego chcesz, Bucket? – pyta Ethan, stając przed nami i zasłaniając nas swoim ciałem.
Jason ignoruje słowa Ethana, jakby go tu w ogóle nie było. Wzrok wbija we mnie, wywołując nieprzyjemne dreszcze na mojej skórze. Szybko wbijam swój w podłogę.
– Nie wtrącaj się, Miller – ostrzega, próbując go odepchnąć, żeby zbliżyć się do mnie, lecz Ethan ani drgnie.
Jason jednak nie rezygnuje. Robi krok do przodu i mierzy mnie groźnym wzrokiem ponad ramieniem Ethana, a moje ciało odmawia posłuszeństwa pod naporem lęku. Grunt pod moimi stopami zdaje się osuwać. Gdyby nie to, że Emma nagle łapie mnie za rękę, już dawno uległabym panice. Uścisk jej dłoni jest jak kotwica, która daje mi poczucie bezpieczeństwa.
Nie potrafię oderwać wzroku od podłogi.
Nie mogę się załamać – wmawiam sobie, próbując utrzymać spokój, choć w głębi duszy ogarnia mnie trwoga.
– Chodź tutaj – rozkazuje surowo, jakby sądził, że samo jego słowo wystarczy, bym zrobiła, co każe.
Napinam się, jego obecność jest jak tłocząca się ciemność, której nie mogę się wyzbyć. Rozglądam się ukradkiem po korytarzu, szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki, ale wszystko wydaje się puste, mimo że wokół nas stoi mnóstwo uczniów. Wszyscy patrzą, nikt nie ma jednak odwagi, aby zareagować.
Wiem jedno – nie podejdę do niego.
Spoglądam na Ethana. W jego oczach buzuje gniew, jakiego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Zaciska pięści, gotowy na wszystko.
– Nigdzie nie pójdzie! – odpowiada za mnie przyjaciel. – Zostaw ją w spokoju, Jason! – warczy wściekle. – Zaczynam się naprawdę zastanawiać, czy masz w życiu inne hobby poza byciem palantem.
Jason nie zamierza ustąpić, a teraz martwię się nie tylko o siebie, ale też o to, co może zrobić im w odwecie.
Nieśmiało zerkam na Jasona, aby zobaczyć jego reakcję na słowa przyjaciela i od razu tego żałuję. Jason przekrzywia głowę, uśmiechając się w sposób, który przyprawia o mdłości. Rzuca krótkie spojrzenie na swoich kumpli, którzy do tej pory tylko biernie się temu wszystkiemu przyglądali. I tak jak przewidziałam – kiwa głową, a oni bez wahania ruszają w stronę Ethana.
– Zajmijcie się nim – rzuca niedbale, jakby sprawa była już przesądzona.
Dwóch z nich natychmiast rzuca się na Ethana. Mój przyjaciel walczy dzielnie, ale przewaga liczebna szybko bierze górę. Reszta osiłków rusza do pomocy. Ethan z każdą sekundą słabnie, aż w końcu jeden z nich spycha go na ścianę, a reszta przytrzymuje go na tyle mocno, że Jason ma otwartą drogę do mnie.
– Odwołaj swoje psy! Zostawcie go! – Krzyk Emmy przeszywa powietrze. Rzuca się z rękoma na Jasona, ale on łapie jej rękę, zanim ta zdąży dosięgnąć jego twarzy.
Kumpel Jasona od razu reaguje. Clark chwyta Emmę za ramiona, odciągając ją od kapitana swojej drużyny.
– Zabierzcie ją stąd! – dodaje Jason z pozornym opanowaniem.
Jestem pewna, że ta próba ataku nie ujdzie Emmie na sucho, i to martwi mnie najbardziej.
Emma szarpie się i próbuje ich odepchnąć, ale są silniejsi.
– Amari! – Jej głos przeszywa mnie do szpiku kości. – Puśćcie mnie! Zostawcie ją!
Patrząc na to, co się dzieje i jak ciągną ją w kierunku klasy, zalewa mnie uczucie żalu i bezsilności. Nie mogę nic zrobić. A tak bardzo bym chciała. Gdybym tylko była bardziej odważna. Miała choć w połowie tyle temperamentu, co moje przyjaciółki, to…
Gdy ja jestem pogrążona w myślach, Jason wykorzystuje zamieszanie, zbliżając się do mnie. Bezlitośnie chwyta mnie za nadgarstek i brutalnie przyciąga do siebie. Jego siła jest przerażająca.
Owija rękę wokół moich bioder.
– Teraz już nikt ci nie pomoże – oznajmia z triumfem, patrząc mi prosto w oczy. – Cała tylko dla mnie – dodaje z sadystycznym uśmiechem, przyciągając mnie jeszcze bliżej, tak, że nasze klatki piersiowe ocierają się o siebie.
Ten kontakt wywołuje we mnie obrzydzenie i mimo usilnych starań wyswobodzenia się z jego kleszczy, ponoszę porażkę.
– Wiesz, to nawet mi się podoba – wyznaje, nachylając się niebezpiecznie blisko. – Ta twoja niedostępność sprawia, że jeszcze bardziej cię pragnę.
Ogarnia mnie paraliżujący strach. Próbuję wyrwać rękę z jego uścisku, ale im bardziej się szarpię, tym mocniej mnie do siebie przyciąga.
Walczę ze łzami, które napływają mi do oczu, a panika wypływa na powierzchnię. Czuję nadchodzący atak, brak powietrza w płucach nasila się w zawrotnym tempie.
– Spokojnie, Amari! – krzyczy Emma. – Zaraz to załatwię. – Bierze głęboki oddech i wydziera się na całe gardło: „Pomocy!”.
Nie mija chwila, a Clark zasłania jej usta dłonią, tłumiąc jej krzyk.
Nadzieja, którą miałam jeszcze sekundę wcześniej, zaczyna topnieć. Ale na to miejsce wskakuje inne uczucie – chęć rozerwania Jasona i jego osiłków na strzępy. Ta myśl sprawia, że czuję się podle, ale bardziej doskwiera mi bezsilność i patrzenie na szamoczącą się przyjaciółkę.
– Dlaczego to robisz? Każ mu ją puścić. – Udaje mi się wydusić.
Zaskoczony nie mniej niż ja, tym, że w ogóle się odezwałam, wbija we mnie surowy wzrok.
– Cii, maleńka. – Gestem ręki odgarnia mi włosy z czoła. – O nic się nie martw, mam to pod kontrolą.
– Odejdź, Jason – przerywa Ethan lodowatym głosem. – Zostaw dziewczyny w spokoju.
Nie podoba mi się wyraz twarzy Jasona. Jest w niej coś nieprzewidywalnego, coś na granicy obłędu.
– Nie zgrywaj bohatera, Miller – rzuca bez emocji, przyciągając mnie jeszcze bardziej. Jego palce niespodziewanie znajdują się w moich włosach. Obraca w dłoni pasmo moich rudych loków, nawijając sobie pukiel na palec. – Kogo chcesz oszukać? – mówi z kpiącym uśmiechem. – Chcesz ją zaliczyć tak samo jak ja. Chcesz zobaczyć, co ta mała kryje pod tymi łachmanami – dodaje, oblizując usta z obrzydliwym wyrazem twarzy.
Krew napływa mi do twarzy. Robi mi się gorąco ze wstydu.
Tego dnia ubrałam się w swój ulubiony zestaw – długą zieloną spódnicę i kremowy sweterek. Ale Jason, jak zawsze, znalazł sposób, by wyśmiać mnie i zniszczyć we mnie poczucie komfortu.
– Skończ pieprzyć, Jason – ostrzega ostro Ethan.
– Prawda boli – rzuca Jason z cynicznym uśmiechem. – Boisz się, że porzuci twojego małego robaczka na rzecz mojego bydlaka – prowokuje.
Wszyscy wokół wybuchają śmiechem.
Ethan zaciska mocno pięści. Nie jest chłopakiem, którego można lekceważyć, gdyż należy do szkolnej drużyny futbolu tak jak Jason. I w tym właśnie momencie udaje mu się wyrwać i rzuca się do bójki.
Jason nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Odpycha mnie z taką siłą, aż ląduję na tyłku.
Rozpętała się burza. Chłopaki okładają się pięściami, nie zwracając uwagi na otoczenie.
Jason daje znak swoim osiłkom, aby się nie wtrącali, więc stoją i tylko kibicują.
Emma szybko podbiega i pomaga mi wstać.
– Wstawaj, Amari! Szybko! – ponagla w panice.
Gdy już jestem na nogach patrzę na przyjaciółkę z zaniepokojeniem, a ona tylko kręci głową, sugerując, że nie wie, co robić.
Bójka przenosi się do klasy w momencie, gdy Jason wyprowadza kopnięcie tak silne, że Ethan wpada z impetem na drzwi. W klasie fruwa dosłownie wszystko.
Reszta gapiów, w tym my, wchodzimy za nimi. Nie mogę zostawić przyjaciela na pastwę losu. Muszę coś wymyślić.
Sytuacja robi się coraz bardziej napięta, a ja nadal nie wiem, co powinnam zrobić. Może zadzwonić na policję? Tak, tak będzie najrozsądniej.
Szperam w torebce w poszukiwaniu telefonu, gdy nagle nastaje martwa cisza. Zaciekawiona, co się stało, przerywam poszukiwania i unoszę głowę.
O ku…a!
W progu zauważam potężną sylwetkę, która przyciąga uwagę wszystkich wokół. W drzwiach stoi wysoki, młody mężczyzna. Jego spojrzenie jest chłodne, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu. Widzę go po raz pierwszy i niespodziewanie czuję mieszankę emocji – zdziwienie, ciekawość i coś, co nieodłącznie kojarzy mi się z… podnieceniem.
Mężczyzna rzuca wzrokiem na Jasona i Ethana, jakby byli jedynie irytującymi owadami. I to wystarcza, bo nagle obaj zaprzestają walczyć.
– Co tu się dzieje? – pyta spokojnym, niskim głosem.
Jest w nim coś nieprzeniknionego, co sprawia, że wszyscy unikają jego spojrzenia. Ja też odwracam wzrok, choć ciekawość narasta we mnie coraz bardziej.
Ethan zaczyna coś tłumaczyć, a Jason – jak zawsze – próbuje wykręcić się z kłopotów, zwalając winę na kolegę. Mężczyzna przerywa im bez słowa.
– Idziecie ze mną. Natychmiast – rozkazuje, a chłopaki, jakby pod wpływem jego woli, od razu ruszają za nim w stronę drzwi.
I wtedy Jason nagle odwraca się w moją stronę.
– To jeszcze nie koniec – grozi, patrząc mi prosto w oczy. – Będziesz moja! – Jego słowa odbijają się echem po całej sali, przyciągając spojrzenia wszystkich.
Krew odpływa mi z twarzy. „Będziesz moja?” Strach i wstyd, to jest to, co teraz czuję.
Ale to, co dzieje się po tym, kompletnie mnie rozbija.
Nieznajomy zatrzymuje się i rozgląda, jakby chciał się upewnić, do kogo Jason mówi. Bez problemu wyłapuje mnie z tłumu. Spogląda na mnie tylko przez chwilę, ale to wystarcza, by poczuć, jak jego oczy prześwietlają mnie na wskroś. Nie mogę się poruszyć, nie mogę oderwać od niego wzroku. Coś we mnie drga. Z jednej strony czuję się zagubiona i niepewna, a z drugiej… jest w tym coś niepokojącego, co sprawia, że nie mogę przestać na niego patrzeć.
Kiedy już myślę, że gorzej być nie może, nieznajomy zaczyna iść w moim kierunku. Każdy jego krok wydaje się niespieszny oraz przerażająco pewny siebie. Im bliżej podchodzi, tym bardziej zaczyna mnie ogarniać panika. Serce wali mi tak mocno, że boję się, że wszyscy to słyszą. Zatrzymuje się przede mną. Jest ogromny. Muszę zadrzeć głowę, żeby na niego spojrzeć.
Całe moje ciało się napina pod wpływem jego bliskości. W jednej chwili robi coś, co całkowicie odbiera mi oddech. Zbliża się jeszcze bardziej, a ja, próbując się odsunąć, wpadam tyłkiem na ławkę. Twarda krawędź wbija mi się w ciało, blokując drogę ucieczki. Nie mam odwagi spojrzeć mu w oczy, więc spuszczam wzrok i szukam ratunku gdzieś na podłodze.
Pochyla się nade mną. Jego ręce lądują po obu stronach mojego ciała, zamykając mnie w tej małej przestrzeni. Nasze oddechy mieszają się przez chwilę, zanim wycedza przez zaciśnięte zęby:
– Zdecyduj się na jednego, wtedy unikniemy takich sytuacji – mówi z pogardą i odchodzi, zostawiając mnie z poczuciem, jakby świat wokół nagle stanął w płomieniach.
Powoli unoszę głowę, a mój umysł gorączkowo próbuje przetrawić to, co właśnie się wydarzyło. Stoję w centrum uwagi, a spojrzenia innych uczniów są jak mieszanka współczucia i ciekawości. W moim wnętrzu szaleje burza emocji – złość na nieznajomego za jego arogancję, ale jednocześnie coś, co nie pozwala mi przestać o nim myśleć. Ta mieszanka irytacji i fascynacji jest przytłaczająca.
Po jego odejściu w klasie zapada chwila ciszy, która jednak szybko przeradza się w zgiełk, gdy wszyscy zabierają się za sprzątanie bałaganu.
– O rany! – Emma wykrzykuje mi prosto do ucha. – Czy ty wiesz, kto to był? – pyta, a gdy nie odpowiadam, staje przede mną z wyrazem niedowierzania na twarzy. Wygląda na oburzoną, że nie dzielę jej ekscytacji. Ręce opiera na biodrach, a na twarzy pojawia się szaleńczy uśmiech.
– To pieprzony Liam Black! Nie wierzę, że o tym nie wiesz! – mówi z niedowierzaniem, jakby to było oczywiste.
Wzruszam tylko ramionami, sygnalizując, że nie ma to dla mnie większego znaczenia. Ale czy na pewno?
Emma patrzy na mnie zaszokowana, ale wreszcie milknie. I dobrze, nie mam ochoty na te rozmowy. Nie interesują mnie chłopaki ani plotki, które w tym miasteczku rozchodzą się jak pożar. Nigdy nie ulegałam wpływom innych, wiedząc, jak łatwo ludzie potrafią wykrzywiać fakty, by ubarwić swoje historie. Sama jestem tego najlepszym przykładem – ciągle krążą o mnie absurdalne plotki. Nie potrzebuję kolejnych kłopotów ani pretekstów, by znów stali się wobec mnie okrutni.
– To syn dyrektora Gordona – dodaje z pretensją w głosie, jakby to była najważniejsza informacja na świecie. Chwyta mnie za ramiona i lekko mną potrząsa, jak gdyby próbowała mnie obudzić. – Mieszkasz tu już siedem miesięcy i nadal nic nie wiesz – wzdycha z wyraźną rezygnacją.
– Mówisz, jakbyś mnie nie znała – oburzam się, strącając jej ręce z moich ramion. Mam ochotę jak najszybciej wyjść z klasy, a najlepiej z całej szkoły. – Nie interesują mnie chłopaki – podkreślam z naciskiem każde słowo. – A plotki tym bardziej.
– No właśnie! A potem się dziwisz, że ludzie myślą, że jesteś dzikuską! – zarzuca mi Emma, blokując mi drogę ucieczki.
– Mam gdzieś, co sobie myślą – burczę, przepychając się obok niej, ale nagle na mojej drodze staje nauczyciel.
Cholera! – jęczę w duchu, sfrustrowana tą niespodziewaną przeszkodą. Tak bardzo potrzebuję teraz spokoju. Ten nieznajomy wywołał we mnie coś, czego nigdy wcześniej nie czułam, i kompletnie nie wiem, jak się z tym uporać.
– Czyżby panienka planowała ucieczkę z mojej lekcji? – pyta z wyraźną naganą pan Morgan.
– Nie, proszę pana – mamroczę pod nosem i zawracam, kierując się z powrotem do ławki.
Nauczyciel wchodzi za nami do klasy, zupełnie nieświadomy tego, co miało tu miejsce chwilę wcześniej. Wszystko zostało już posprzątane, więc nic nie zdradza śladów niedawnego zamieszania. Pan Morgan nakazuje pozostałym uczniom, aby zajęli swoje miejsca, a ja próbuję zapanować nad własnym chaosem wewnętrznym.
Rozdział 2
Liam
W tej szkole zawsze coś się dzieje – nie ma dnia, żeby ktoś nie musiał interweniować. Wiem o tym z pierwszej ręki, bo ojciec dzwonił do mnie codziennie, opowiadając, co dzieje się w miasteczku. Nawet kiedy przebywałem na specjalnym szkoleniu, chciałem być na bieżąco z tym, co się dzieje na moim terenie.
Teraz zmierzam prosto do jego gabinetu. Czas wprowadzić porządek w swoim królestwie.
– Witaj, ojcze – mówię od razu po przekroczeniu progu, zamykając za sobą drzwi. Siadam naprzeciwko niego, czując, że czas wziąć sprawy w swoje ręce.
– Cieszę się, że już wróciłeś, synu – odpowiada z uśmiechem. – Jak się czujesz po powrocie? Minęły trzy lata…
– Szczerze? Nie podoba mi się, jak zachowują się uczniowie – przechodzę od razu do rzeczy.
Ojciec pociera brodę, wyraźnie zamyślony. Wstaje z krzesła, obchodzi biurko i opiera się o blat, stając naprzeciwko mnie. Jego spojrzenie jest poważne, a twarz zasnuwa cień smutku.
– Masz rację – przyznaje, wzdychając. – Odkąd odeszła twoja matka, straciłem zapał do wielu spraw. Ale teraz, kiedy wróciłeś… – ożywia się nagle – wierzę, że dasz radę to wszystko ogarnąć. – Poklepuje mnie po ramieniu. – Przywrócisz ład.
– Taki mam zamiar – potwierdzam, widząc, że ojciec pokłada we mnie nadzieje. – A teraz powiedz mi, co to za nowa dziewczyna pojawiła się w miasteczku?
Ojciec unosi brwi, wyraźnie zaskoczony moim pytaniem.
– Pytasz o tę rudą piękność? – upewnia się, czy mamy na myśli tę samą osobę.
– Tak, dokładnie o nią, tato.
Gordon wstaje i podchodzi do komody, gdzie trzyma akta wszystkich uczniów. Przeszukuje szuflady, aż w końcu wyciąga jedną teczkę i kładzie ją przede mną. Na okładce widnieje: Amari Stone.
Przyglądam się jej imieniu, jakbym chciał je zrozumieć, poczuć. Smakuję je na języku, a w głowie wciąż odbija się echo tych dźwięków. Nawet mój wilk, Rhys wyraźnie się ożywia. Wyczuwam jego niespokojne poruszenie, chce do niej natychmiast pobiec, zdominować ją, posiąść.
Spokojnie,nigdzie się nie wybieramy – mówię do niego w myślach.
Lubię ją – stwierdza Rhys, co tylko wzmacnia moją irytację. – I do tego jej uroda…
Nawet jej nie znasz – warczę wewnętrznie, ale on jedynie milczy, pozostawiając mnie z tym dziwnym uczuciem.
– Synu? – Głos ojca przerywa moją wewnętrzną rozmowę. Kompletnie zapomniałem, że nie jestem sam.
Ojciec patrzy na mnie z uwagą, po czym jego wzrok wędruje do moich dłoni, które – jak zauważam – gładzą teczkę. Natychmiast odsuwam ręce, jakbym spostrzegł coś nieodpowiedniego.
Cholera, zaraz zaczną się pytania.
– Spotkałeś ją…
A nie mówiłem.
– Niestety – odpowiadam krótko, próbując ukryć emocje. – I pozwól, że wyprzedzę kolejne z twoich pytań, nie jest moją partnerką. Wyczułbym to.
A jednak sam do końca w to nie wierzę. Bo ta dziewczyna w jakiś sposób mnie poruszyła. A może to tylko jej uroda tak na mnie wpłynęła? Sam nie wiem. Jednak po tym, co zaszło na korytarzu, nie chciałbym mieć puszczalskiej partnerki i mam nadzieję, że nie okaże się inaczej. Tylko dlaczego poczułem złość i zazdrość, że może mieć ją ktoś inny, i to na tyle mocno, że dałem tym imbecylom nauczkę? To niedorzeczne.
Ona jest nasza, czuję to. – Rhys nie daje za wygraną.
Uparta bestia – wzdycham i nie komentuję tego więcej, na co mój wilk strzela focha.– Serio, Rhys? – Ale już nie odpowiada.
– Jest jeszcze coś, o czym powinieneś wiedzieć – mówi ojciec wyraźnie poddenerwowany, spoglądając na teczkę leżącą przede mną.
– Zamieniam się w słuch. – Nie chciałem, żeby zabrzmiało to lekceważąco, ale już dość jestem podminowany po sytuacji z tą dziewczyną i tymi głupkami.
Wyjechałem na specjalne szkolenie Alf, aby przejąć rolę mojego ojca – Króla wszystkich Alf, i nie zamierzam pozwolić, aby w naszym stadzie, czy jakimkolwiek innym, kobiety były traktowane w ten sposób, tak samo jak nie pozwolę, aby kobiety wodziły mężczyzn za nos. Jeden partner przypada na jedną partnerkę i koniec. A jeśli nie umieją się zdecydować i wybrać, to niech będą sami. Nie potrzebuję problemów i walk z zazdrości.
Ojciec chrząka, na powrót przyciągając moją uwagę. Opieram się wygodniej w fotelu, próbując opanować gniew, który narasta od momentu spotkania tej dziewczyny. Czekam, aż wreszcie powie coś konkretnego.
– Otóż ona… – zaczyna niepewnie i łypie oczami w moją stronę, jakby szukał śladów mojej reakcji.
– Ona, czyli kto? – ponaglam go, nie kryjąc lekkiej irytacji, która już i tak ciąży w powietrzu.
Ojciec wzdycha głęboko i powoli wypluwa kolejne słowa:
– Ta dziewczyna, Amari… – mówi w końcu, po czym zapada cisza, w której słyszę tylko cichy odgłos jego kroków, kiedy okrąża biurko. – Nie wiem do końca, jakiego jest… gatunku.
Jego głos staje się ledwo słyszalny, gdy siada w swoim fotelu, jakby chciał uciec od własnych słów. Nagle mam wrażenie, że pokój zaciska się wokół nas, a powietrze gęstnieje.
Próbuję przetworzyć to, co właśnie usłyszałem.
– Możesz powtórzyć? – pytam zniżonym głosem, starając się zachować spokój, choć dłonie mimowolnie zaciskają się na oparciach fotela. Narasta we mnie napięcie, niemal jak fala gotowa rozbić się o brzeg.
Tylko dlaczego tak się czuję, czy to z powodu tego, że nie wiadomo kim jest, czy może z braku potwierdzenia, że ma w sobie wilka?
Ona ma w sobie wilka. – Rhys nagle protestuje i warczy. – Wyczułem wilczycę, ale nie mogłem się do niej dostać – wyznaje z żalem. – Może jakbyśmy spędzili z nią więcej czasu… – sugeruje z podekscytowaniem.
Nie teraz, Rhys – uciszam go głosem Alfy.
Ojciec wydaje z siebie głębokie westchnienie, które rozprasza ciszę między nami. Jego spojrzenie staje się ciężkie, wyważone, jakby sam próbował znaleźć odpowiednie słowa.
– Jest w niej coś – mówi w końcu, ale nie patrzy na mnie, lecz w przestrzeń przed sobą. – Coś, czego nie potrafię określić. Wyczułem wilka, ale ledwie cień, namiastkę. Nawet jej zapach… jest inny. Nie taki jak u naszych samic, nie przypomina żadnego gatunku, który znam.
– I mimo to przyjąłeś ją do naszego stada i szkoły? – Z trudem kontroluję gniew, który rozlewa się w moim głosie. Pochylam się, opierając dłonie mocniej na oparciach fotela, aż knykcie bieleją. – A co, jeśli chce zniszczyć nasze gatunki? – Słowa wypadają ze mnie szybciej, niż jestem w stanie je powstrzymać. – Co, jeśli drzemie w niej demon, który czeka, by zaatakować nas wszystkich? Nie pomyślałeś o tym?
Wpatruję się w ojca, jego spojrzenie staje się ciężkie, surowe, nasycone doświadczeniem, którego nie sposób podważyć.
– Posłuchaj, synu. – Jego ton jest stanowczy, jakby właśnie ogłaszał prawo, a nie jedynie odpowiadał na moje pytanie. – Jej ojciec jest moim przyjacielem od wieków. Potrzebował schronienia po… pewnych wydarzeniach z jej matką. Sam zaoferowałem im pomoc, nowy dom, nowe życie.
Mój gniew powoli stygnie, zamieniając się w mieszankę ulgi i zaintrygowania, ale ojciec kontynuuje:
– Wezwałem Serafinę, najpotężniejszą z czarownic, by spotkała się z Amari, bez ujawniania się przed nią. Serafina wyczułaby zło, gdyby było w niej coś mrocznego. Zapewniła mnie jednak, że dziewczyna jest czysta – mówi, akcentując ostatnie słowa z mocą, jakby chciał wbić mi je do głowy. – Nigdy więcej nie podważaj mojej rozwagi.
Po tych słowach napięcie w ciele opada, a zaciśnięte dłonie w końcu się rozluźniają. Uczucie ulgi spływa na mnie jak ciepły płaszcz, gasząc wszystkie wcześniejsze obawy. To nie jest kwestia zaufania do ojca… bardziej przeraża mnie myśl, że mógłbym nigdy nie poznać tej dziewczyny bliżej, gdyby się okazało, że jest wrogiem.
Amari… Jej imię wybrzmiewa głęboko w moich myślach, niemal echem, a jego dźwięk przyciąga mnie jak syreni śpiew, którego nie potrafię zignorować.
– Wybacz, ojcze. Musiałem to usłyszeć.
– Zdziwiłbym się, gdybyś zachował się inaczej. Teraz widzę, że jesteś gotów do przejęcia władzy. Dobro watahy jest dla ciebie priorytetem, będziesz dobrym królem – zapewnia. – Jestem z ciebie dumny, synu.
– Dzięki. A teraz spadam.
Wstaję, zgarniając teczkę z biurka i ruszam do wyjścia.
– Jaki masz plan? – Głos Gordona zatrzymuje mnie w drzwiach.
– Dowiem się kim jest ta dziewczyna.
– Świetnie – aprobuje mój pomysł bez sprzeciwu, powiedziałbym nawet, że zbyt entuzjastycznie. – A co z zabawą? Mam nadzieję, że pojawisz się tam, kto wie… może tym razem się uda – zachęca. – Pamiętasz, że twój brat za dwa lata też wyjeżdża na szkolenie Alf, przydałaby ci się pomoc w miasteczku pod jego nieobecność.
Coroczna zabawa w lesie, w której nie lubię uczestniczyć. Od pokoleń organizowana, abyśmy mogli znaleźć swoich partnerów. A jakoś mnie i Fenrirowi nie poszczęściło się do tej pory. Ale tym razem jest inaczej, mam przeczucie, że muszę tam być.
– Będę, o to się nie martw – uspokajam ojca i wychodzę.
W drodze na parking łączę się z bratem.
Spotkajmy się przed szkołą.
Spoko– odpowiada natychmiast.
Po wyjściu z gabinetu ojca, mam ogromne pragnienie, aby się dowiedzieć, kim lub czym jest ta nieznajoma. Ta niewiedza sprawia, że szaleję na punkcie tajemniczej dziewczyny, która zaburzyła mój spokój.
Ona jest nasza – upiera się Rhys.
Daj spokój. Widzieliśmy ją raptem przez parę sekund,a ty już wysuwasz takie roszczenia – przemawiam do świadomości mojego wilka.
Czuję to. Jej zapach… Nie wierzę, że ty tego nie poczułeś, i nawet nie próbuj zaprzeczać. Chcesz jej tak samo jak ja. I wiedz, że ja nie odpuszczę. –Słowa Rhysa odbijają się w mojej głowie. – I nieważne jakiego jest gatunku, zawsze możemy ją przemienić – argumentuje.
Czy ja też jej chcę? Być może. Liczyłem jednak na to, że spotkanie towarzyszki będzie bardziej spektakularne, magiczne, a tutaj ewidentnie czegoś zabrakło.
Pocałujmy ją i się przekonajmy – naciska.
Nikogo nie będę całować, a ty masz się w tej chwili uspokoić – ganię go, bo tylko podnosi mi ciśnienie, co wytwarza w mojej wyobraźni różne nieprzyzwoite sceny. Niestety on nic sobie z tego nie robi i przejmuje moje wyobrażenia, podsycając obrazy na jeszcze bardziej pikantne.
Rhys – warczę na niego bliski uwolnienia bestii, a nie chciałbym oddać mu w tej chwili kontroli, gdy jest tak samo podniecony jak ja. Znalazłby ją i spustoszył jej drobne ciało. Oznaczył jako swoją, a do tego nie mogę dopuścić, dopóki się nie upewnię, że to ona jest mi przeznaczona przez Boginię Księżyca.
Rhys napiera na mój umysł i ciało, walcząc o przejęcie kontroli. Wzdycham z rezygnacją.
Okej, okej. Pocałuję ją. Zadowolony?
Przez łącze czuję, jak Rhys się wycofuje z zadowoleniem, oddając mi w pełni kontrolę.
Kiedyś cię za to ukarzę – grożę mu, a on tylko się z tego śmieje.
Spróbuj– prowokuje i układa się wygodnie w kącie mojego umysłu.
W drodze na parking przysiadam na ławce przed szkołą i otwieram teczkę. Nie ma tutaj zbyt wiele na jej temat, jedynie podstawowe informacje, co trochę mnie wkurza. Zastanawia mnie, dlaczego ojciec ukrywał przede mną ten fakt o nowych mieszkańcach, nigdy tego nie robił. Dzwonił do mnie z każdą pierdołą, nie wspominając o najważniejszym.
Bo jesteś najpotężniejszym Alfą i do tego brutalnym, też ukrywałbym przed Tobą niewinne dziewice – drażni się ze mną Rhys, co tylko powoduje moją irytację.
Bardzo śmieszne, dupku – odgryzam się.
Na szczęście Rhys już się nie odzywa. Zamykam teczkę, gdy słyszę zbliżające się kroki. Nie muszę patrzeć, bo już po zapachu rozpoznaję, że to Fenrir.
– Co się dzieje, bracie? – Siada obok na ławce z głupim uśmiechem i już wiem, co zaraz będzie. – Domyślam się, że chodzi o uroczą, gorącą, tajemniczą pieguskę – drażni mnie.
– Zamknij się i słuchaj.
Rozdział 3
Amari
Lekcje minęły dość szybko, ale napięcie w moim ciele nie osłabło ani na chwilę.
Doskonale wiem, co kryje się za złośliwościami Jasona, choć nie sądziłam, że posunie się do takiej podłości tylko dlatego, że odmówiłam pójścia z nim na domówkę. A do tego ten nieznajomy, który miał czelność mnie obrazić, insynuując rozwiązłość.
Jakie to absurdalne!
– Panno Stone, czy ja panienkę nudzę? – przerywa moje rozmyślania pan Morgan, spoglądając z wyraźnym niezadowoleniem.
– Nie, proszę pana – odpowiadam szybko. I rzeczywiście tak jest, ale moje myśli wciąż krążą wokół tego mężczyzny, co nie ułatwia w skupieniu się na lekcji. Jego spojrzenie nadal mnie prześladuje, wywołując we mnie uczucia, których nie potrafię zrozumieć. – Źle się czuję. Czy mogę na chwilę wyjść? – pytam z nadzieją, że uda mi się choć na moment uciec do łazienki i zebrać myśli.
– Masz dwie minuty, panno Stone, ani sekundy dłużej – ostrzega, po czym wraca do omawiania tematu.
– Co się dzieje? – szepcze Emma, zerkając na mnie z troską, gdy zbieram się do opuszczenia klasy.
– Muszę się przewietrzyć – odpowiadam cicho i ruszam w stronę drzwi.
Gdy tylko opuszczam zatłoczoną klasę, natychmiast czuję, jak napięcie zaczyna ustępować. Duszność i dyskomfort związany z tym, że wszyscy ciągle na mnie patrzyli, powoli znikają.
Przechodzę długim korytarzem i wchodzę do łazienki, zamykając się w jednej z kabin. Wreszcie mogę odetchnąć.
Mimo wszelkich starań, aby wyrzucić z głowy obraz nieznajomego i skupić się na problemie z Jasonem, nie mogę przestać o nim myśleć. Z każdym kolejnym oddechem, który miał mnie uspokoić, jego twarz powraca z jeszcze większym natężeniem, paraliżując mnie swoją niepokojącą, magnetyczną aurą.
To niedorzeczne – myślę z frustracją, uderzając się dłonią w czoło.
Próbuję odzyskać równowagę, ale nie potrafię ustać w miejscu. Z nerwów krążę po łazience, zastanawiając się, co powinnam zrobić. Moje spojrzenie wędruje w stronę lustra. Widzę w nim odbicie wycieńczonej, przybitej dziewczyny.
Wyglądam strasznie.
Biorę kilka głębokich wdechów, jakby to miało mi pomóc oczyścić umysł z chaosu myśli. Wreszcie stanowczo otwieram drzwi, ale zostaję brutalnie wepchnięta z powrotem.
Jason.
Przerażenie ściska mi serce. W duchu błagam, żeby ktoś wszedł do łazienki i pomógł mi uniknąć konfrontacji z tym nieprzewidywalnym chłopakiem.
– Gdzie się wybierasz, Rudzielcu? – warczy Jason, zbliżając się do mnie z niebezpiecznym błyskiem w oczach.
Cofam się, choć dobrze wiem, że to nic nie da. Jego postawa emanuje agresją, większą niż kiedykolwiek wcześniej. Serce bije mi w piersi jak oszalałe, a łzy bezsilności napływają do oczu. Podchodzi coraz bliżej, aż w końcu przyciska mnie do drzwi, blokując rękami drogę ucieczki. Nie mogę tego znieść. Zamykam oczy, spodziewając się najgorszego.
– Spójrz na mnie – nakazuje twardo, ale ja przeczę ruchem głowy. Wtedy podnosi głos do krzyku: – Spójrz na mnie, do cholery!
Cała drżę, a łzy, które próbowałam stłumić zaczynają płynąć po moich policzkach. I mimo że jestem przerażona, to wciąż nie potrafię na niego spojrzeć.
Jason jednak nie zamierza odpuścić. Czuję jego gorący oddech na swojej twarzy.
– Jesteś cholernie pociągająca – szepcze, a chwilę później jego język dotyka mojego policzka. – I taka słodka, nawet gdy płaczesz – dodaje, kontynuując obrzydliwe zlizywanie moich łez.
– Jason, przestań – błagam, starając się go odepchnąć.
– Stój spokojnie – rozkazuje stanowczo, a ja nieruchomieję. – A teraz powiedz mi, czy Black dotknął tego, co należy do mnie? – cedzi przez zaciśnięte zęby, przesuwając dłoń wzdłuż mojego uda, by podkreślić, o co mu chodzi.
– Nawet go nie znam – odpowiadam łamiącym się głosem.
– Kłamiesz, moja słodka Amari.
Chwyta mnie za brodę, chcąc zmusić mnie, żebym spojrzała mu w oczy, ale na szczęście mój opór jest tym razem skuteczny.
– Przysięgam, nie znam go – powtarzam, czując narastającą desperację.
– A więc stanął w twojej obronie tak po prostu, niczym pieprzony bohater? – syczy przez zaciśnięte zęby. – Spójrz na mnie i powiedz, czy to robią nieznajomi?!
Niepewnie unoszę głowę, by spojrzeć na niego. Nie mogę uwierzyć w to, co widzę.
– Nadal będziesz twierdzić, że nic was nie łączy? – wycedza wściekle, przyciskając mnie mocniej, jakby chciał wycisnąć ze mnie to, co chce usłyszeć.
Nie mogę wyjść z szoku. Jego ubranie jest w strzępach, włosy potargane, a na policzku widnieje rana, jakby został czymś przypalony!
Liam mu to zrobił? Ale dlaczego? Nic z tego nie rozumiem. Muszę jakoś wydostać się spod jego kontroli, ale żadna konkretna myśl nie przychodzi mi do głowy. Doskonale zdaję sobie sprawę, że przy jego sile i przewadze fizycznej nie mam najmniejszych szans w bezpośredniej konfrontacji. Moje możliwości są zerowe.
Nagle w powietrzu rozbrzmiewa dzwonek oznajmiający początek przerwy. W duchu czuję ulgę, licząc na to, że to go powstrzyma.
Ale nic z tego. Jason jest zbyt pochłonięty swoim szałem, zupełnie ignorując fakt, że w każdej chwili może tutaj ktoś wejść.
– Żebyś dobrze zrozumiała – mówi, wpatrując się we mnie z groźbą w oczach. – Jeśli zobaczę cię jeszcze raz w jego towarzystwie, zapamiętasz mnie na długo – ostrzega zimnym głosem, po czym odchodzi bez słowa.
Kiedy tylko drzwi zamykają się za Jasonem, łapczywie wciągam kilka głębokich oddechów. Muszę się stąd wynieść, zanim zmieni zdanie i wróci.
Wybiegam na korytarz, który teraz tętni życiem. Poprawiam sweterek i spódnicę, staram się wyglądać na opanowaną, choć w środku jestem rozbita. Kątem oka wyłapuję sylwetkę Liama, który rozmawia z jakimś kolegą. Choć tamten coś do niego mówi, on ma wzrok utkwiony we mnie, oceniając mnie bezlitosnym spojrzeniem.
Dostrzegam na jego twarzy wyraz złości i obrzydzenia.
Jeśli stoi tu już od jakiegoś czasu, musiał widzieć, jak Jason wychodził z łazienki. Boże, tylko nie to. Na pewno myśli, że coś między nami zaszło. I dlaczego, do cholery, mnie to obchodzi?
Marszczę brwi, czując narastającą niezręczność i dezorientację. Nie rozumiem, dlaczego Liam wygląda na tak wściekłego. Przez chwilę mam ochotę podejść i wyjaśnić mu, co się wydarzyło, ale widok zbliżającej się Emmy sprawia, że rezygnuję z tego irracjonalnego pomysłu. Nie będę się tłumaczyć przed kimś, kto nic dla mnie nie znaczy. Odsuwam myśli o Liamie na bok, przyklejam sztuczny uśmiech do twarzy i ruszam naprzeciw Emmy.
– Co zajęło ci tyle czasu? Wszystko w porządku? – pyta i podaje mi plecak, który zostawiłam w klasie.
Potakuję, ale mój gest jest daleki od przekonującego. Miotam się, nerwowo poruszając dłońmi, jakbym próbowała znaleźć jakąś wymówkę. Emma zauważa, że co chwilę spoglądam ponad jej ramię. Odwraca się, jej wzrok mimowolnie podąża w tym samym kierunku. Pod oknem dostrzega Liama, który uważnie nas obserwuje. Nie wygląda na speszonego tym, że go zauważyła, wręcz przeciwnie – jego postawa emanuje pewnością siebie.
– Tak, wszystko w porządku – odpowiadam pospiesznie do jej pleców, ale nawet ja słyszę w swoim głosie nutę niepewności.
Emma, rzecz jasna, nie uwierzyła w to zapewnienie. Wraca do mnie spojrzeniem i mówi:
– Jesteś beznadziejna w kłamaniu – oznajmia z grymasem, a ja nie próbuję się bronić.
Ma rację, jestem w tym żałośnie słaba.
Bierze mnie za rękę i zdecydowanym krokiem rusza w stronę stołówki.
Siadamy przy naszym stoliku, gdzie zaraz powinni pojawić się Alex i Ethan. I tak się dzieje. Zaledwie chwilę później drzwi stołówki otwierają się z hukiem, a Alex wpada do środka, pędząc w naszą stronę. Jej wzrok jest pełen niepokoju, co od razu przyciąga naszą uwagę.
– Gdzie jest Ethan? – pytam, widząc ją… rozemocjonowaną, pobudzoną, ciężko stwierdzić.
– No właśnie… – Robi skwaszoną minę. – Jest zawieszony na tydzień. Tak samo Jason. Oboje mają zakaz udziału w meczach. Ale to nie koniec – dodaje dramatycznie, przysuwając się bliżej i zniżając głos do szeptu. – Widziałyście twarz Jasona? Ktoś nieźle go urządził. Słyszałam, że Ethan nie wygląda lepiej.
Na wzmiankę o twarzy Jasona i o zajściu w łazience zimne dreszcze przebiegają po mojej skórze.
Podczas gdy Alex i Emma kontynuują rozmowę, opieram głowę na dłoniach, starając się przetrawić te straszne wieści. Nie czuję się winna temu, co spotkało Jasona, ale myśl o tym, że Ethan oberwał z mojego powodu, wywołuje we mnie poczucie winy. Podnoszę głowę, by powiedzieć dziewczynom, że pójdę do dyrektora Gordona i wyjaśnię tę sytuację, gdy nagle dostrzegam, że do stołówki wchodzi Liam w towarzystwie kolegi. Słowa więzną mi w gardle.
Dziewczyny również zerkają w ich stronę.
– Nie rozumiem – zaczyna Alex z rozmarzeniem – przez trzy lata go tu nie było, a teraz mam wrażenie, że pojawia się wszędzie, jakby się sklonował. Dręczy mnie swoim pięknym ciałem i tym nieustannym podnieceniem, które we mnie wzbudza.
Zarówno ja, jak i Emma wybuchamy śmiechem, widząc, jak Alex teatralnie wzdycha. Nasz chichot przyciąga ich uwagę.
Obaj siadają dwa rzędy dalej, naprzeciwko naszego stolika.
Ku mojemu nieszczęściu, Liam cały czas patrzy tylko na mnie, jakby nic innego wokół nie istniało. Jego intensywne, niezadowolone spojrzenie sprawia, że czuję się nieswojo.
– Nie przesadzaj, Alex – rzuca z uśmiechem Em. – Może po prostu wrócił do aktywnego życia towarzyskiego. Tyle czasu go nie było, może teraz szuka okazji do… no wiesz – zaciesza złośliwie, sugerując swoje domysły.
Alex zbywa machnięciem ręki jej uwagi i obserwuje Liama z wyraźnym zainteresowaniem. Ten jednak zupełnie ignoruje jej zachowanie, skupiając całą uwagę na mnie. Jego kolega również zerka w naszą stronę, ale z wyrazem ciekawości, a nie z taką surowością jak Liam.
– Jeśli tak, to chyba znalazł odpowiednią kandydatkę. – Alex żartuje, wskazując na mnie.
Moje zakłopotanie tylko podsyca śmiech przyjaciółek.
– Jesteście okropne! – dąsam się i robię urażoną minę. – Ten arogancki dupek w ogóle mnie nie interesuje. Idę stąd – rzucam z udawaną obrazą.
Podrywam się z krzesła i wtedy to się dzieje.
Liam ściska widelec tak mocno, że łamie go w pół. Jego mina pozostaje surowa, napięta, a dłonie nie przestają drżeć od gniewu.
Co tu się dzieje? Czy on mnie usłyszał?
Niespodziewanie do stołówki wchodzi Amanda otoczona grupą swoich koleżanek, co sprawia, że rezygnuję z opuszczenia stołówki, aby nie wchodzić jej w drogę i nie prowokować wariatki do kolejnych niezrozumiałych dla mnie scen. Chociaż podejrzewam, że nawet by mnie nie zauważyła, bo skupiona jest wyłącznie na Liamie, co powoduje u mnie niezrozumiałe uczucie, zazdrości?
O nie, nawet tak nie myśl, Amari – przywołuję się do porządku.
Tym samym odsuwam na dalszy plan roztrząsanie tego, czy mnie usłyszał i wracam do obserwacji Amandy, która właśnie poprawia bluzkę tak, by jeszcze bardziej uwydatnić dekolt, po czym rusza w jego stronę. Gdy staje obok niego, on nawet nie zwraca na nią uwagi. I gdy orientuje się, że jego wzrok spoczywa na mnie, jej twarz natychmiast wykrzywia się z wściekłości.
O cholera! To tyle z „niewchodzenia jej w drogę”.
Amanda nie jest dziewczyną, którą można ignorować. Rozgląda się po stołówce, oceniając sytuację, by szybko opracować strategię, która pozwoli jej zachować wizerunek szkolnej królowej. Gdy znów spogląda na Liama, jej postawa nagle się zmienia – jej ruchy są pełne zmysłowej pewności siebie. Każdy jej gest, mimika, a nawet sposób, w jaki stoi, mówią jedno – oczekuje jego uwagi. On jednak dalej ją ignoruje, nie odrywając wzroku ode mnie.
– Miło, że się pojawiłeś – zagaduje z uśmiechem, wyginając się przed nim jak elastyczna guma. – Tęskniłeś za szkołą, czy może za czymś innym? – dodaje sugestywnie i muska jego ramię.
Mówi zdecydowanie za głośno, ostentacyjnie, aby inni słyszeli.
Liam rzuca Amandzie szybkie, zniecierpliwione spojrzenie, po czym strąca jej dłoń ze swojego ramienia jednym, stanowczym ruchem. Jest w tym geście coś chłodnego, niemal ostatecznego, jakby nawet nie chciał pozwolić, by jej dotyk dłużej go zajmował. Jej prowokacyjny uśmiech i pewność siebie zdawały się rozbijać o jego niewzruszoną postawę. Coś do niej mówi, zbyt cicho, żebym mogła to usłyszeć. Jedynie wyraz twarzy Amandy zdradza, że jest to coś, co ją zabolało.
Liam nie czeka na jej reakcję, odwraca się z powrotem w moją stronę i przyłapuje mnie na wpatrywaniu się w niego.
O bogini, to spojrzenie!
W jego oczach błyska cień rozbawienia, a następnie pojawia się uśmiech, tak pewny siebie, że czuję, jak robi mi się gorąco i to nie tylko w policzkach.
On wie! Wie, że nie mogę oderwać od niego wzroku! Cholera, dlaczego on mi to robi?
Przełykam nerwowo ślinę i pochylam się nad sałatką, usiłując ukryć za włosami rozpaloną do czerwoności twarz. Nie trwa to jednak długo, bo coś nakazuje mi unieść głowę. Zerkam ponad jego ramieniem i udaję, że właśnie coś tam przykuło moją uwagę, choć w rzeczywistości jestem o krok od zapadnięcia się pod ziemię. Palce dłoni zaciskam na materiale spódnicy, usiłując jakoś ukryć własne zdenerwowanie.
Amanda, najwyraźniej upokorzona jego chłodnym traktowaniem, rzuca mi spojrzenie pełne jadu. Jej oczy płoną złością, a napięte usta drżą, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego unosi dumnie głowę i odwraca się na pięcie. Kątem oka zauważam, jak jej koleżanki spoglądają na siebie zdezorientowane. Na ich twarzach maluje się szok i niedowierzanie, że Amanda, ich niekwestionowana liderka, właśnie została tak publicznie upokorzona.
– Już dawno się tak nie ubawiłam – komentuje Alex z uśmiechem, przerywając moje zawieszenie. W jej oczach błyszczy ironia, a w głosie słychać wyraźne rozbawienie.
Em zakrywa usta, powstrzymując śmiech.
– Ja też – zgadza się z przedmówczynią. – Szkoda, że to już koniec. Chciałabym zobaczyć więcej tej tragikomedii. – Mruga porozumiewawczo do Alex.
Przewracam oczami.
– Miło, że bawicie się moim kosztem – rzucam, krzyżując ręce na piersi. – Widziałyście jej spojrzenie? Przeszyłaby mnie nim na wylot, gdyby mogła!
– Oh, daj spokój, Wiewióro. Przyznaj, że przystojniak zapunktował u ciebie. – Em szturcha mnie w bok, chcąc wywołać moją reakcję.
Nie wiem dlaczego, ale na jej słowa zerkam w stronę Liama. I o matko! Wciąż mi się przygląda.
– Chodźmy stąd. – Odsuwam talerz prawie nietkniętej sałatki, wstaję i ruszam do wyjścia, nie oglądając się za siebie. Nawet nie wiem, czy dziewczyny podążają za mną. Po prostu chcę się stąd jak najszybciej ulotnić.
Wychodzę na zewnątrz i próbuję opanować zdenerwowanie, co nie jest łatwe – wciąż widzę te jego lazurowe, hipnotyzujące oczy, jakby starał się ze mnie czytać. Wiem, że to niedorzeczne, ale, cholera, nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś tak intensywnego, i choć staram się o tym nie myśleć, dzieje się coś zupełnie odwrotnego. Myśli nasilają się, a wyobraźnia podsuwa zmysłowe obrazy, nas razem. Niech to szlag!
Słyszę za sobą kroki i wiem, że to dziewczyny idą w moim kierunku.
– Słuchajcie, mój sąsiad zaprasza nas dzisiaj na ognisko nad jeziorem. To świetna okazja, żeby odpocząć od szkolnych dram i trochę się zrelaksować – mówi z entuzjazmem Alex, opierając się o ścianę budynku.
Emma patrzy na mnie z niemą prośbą, a potem przenosi wzrok na Alex.
– Brzmi naprawdę kusząco – przyznaje. – Po tym wszystkim, co się dziś wydarzyło, przyda nam się jakaś odskocznia.
– Będzie super, obiecuję! – zapewnia Alex.
Wzruszam ramionami, wyrażając swoje wątpliwości, ale ostatecznie przystaję na propozycję. Ważne, że nie poruszają znowu tematu Liama.
– Może faktycznie tego mi potrzeba… – wzdycham. – Przyda nam się trochę relaksu.
Rozdział 4
Liam
Domyślam się, że ojciec zdał już całą relację Fenrirowi z naszej rozmowy, stąd jego głupkowaty uśmiech.
– Zgaś ten uśmiech bracie. Nie czas na żarty – próbuję go powstrzymać przed dalszym drażnieniem mojego wilka. I choć jestem pewny, że Rhys nigdy by go nie skrzywdził, nie chcę, aby inni widzieli nasze wilki, tym bardziej że do naszej szkoły uczęszczają nie tylko zmiennokształtni, ale jest też kilkunastu ludzi. Ojciec stwierdził, że tak będzie lepiej, dla niepoznaki, i to nauczy nasze gatunki panowania nad sobą, zwłaszcza wampiry. I przyznać muszę, że to był strzał w dziesiątkę. Najlepiej trenować swoją silną wolę, kiedy obiekt pożądania jest tuż obok.
– Dobra, dobra, o co chodzi? – Unosi ręce w geście poddania, ale nadal nie traci uśmiechu.
Wzdycham z politowaniem, ale już nie chcę tracić czasu na przekomarzanie się z nim.
– Wiedziałeś o Amari?
– No cóż, tak – przyznaje.
– Więc dlaczego mi nie powiedziałeś? – rzucam pretensjonalnie, podrywając się z ławki. Chodzę w tę i z powrotem.
– A jakie to ma znaczenie? – dziwi się. – Wiele nowych gatunków powstawało przez wieki.
Zatrzymuję się, ale nie patrzę na niego, tylko na mury szkoły, jakby to one miały dla mnie odpowiedź na pytanie: „jakie to ma znaczenie”.
– Ogromne, jak przypuszczam. – Zwieszam głowę i odwracam się do brata, by zobaczyć jego reakcję na moje wyznanie.
– Co mam przez to rozumieć? – pyta z troską.
Biorę głęboki wdech i mówię z wahaniem.
– Rhys, on jest przekonany, że to nasza partnerka.
Fenrir na moment zastyga, a potem zaczyna się śmiać, a ja mam ochotę zdzielić go w łeb.
– Fenrir, mówię poważnie – oznajmiam poirytowany jego lekceważeniem.
Wstaje i podchodzi do mnie, wciąż się szczerząc.
– Wiem, bracie, wiem. – Poklepuje mnie po ramieniu. – Ale co cię w tym niepokoi? Jeśli Rhys się nie myli i ona jest twoją partnerką, to dzięki niej będziesz silniejszy niż kiedykolwiek, a stado w końcu będzie miało swoją Lunę.
Ma rację co do tego, ale ja nie chcę się teraz wiązać, tym bardziej z kimś, kto jest obcy. A na dodatek nie podzielam przeczuć Rhysa – nie czuję magii przyciągania, no może odrobinę, ale to za mało.
– Nie chcę tego, nie teraz – oznajmiam nieco nerwowo, gdy wyrywam się ze swoich myśli.
– Nie ty o tym decydujesz – stwierdza twardo Fenrir. – Nikt nie przeciwstawia się Bogini Księżyca i kto jak kto, ale ty powinieneś to wiedzieć najlepiej, po sytuacji z naszym kuzynem. Pamiętasz co się z nim stało, gdy odrzucił swoją partnerkę, prawda?
Pamiętam, aż za dobrze. Na samą myśl przechodzą mnie dreszcze. George był młodym, bo zaledwie dwudziestojednoletnim wilkołakiem, gdy spotkał swoją partnerkę, ale nie chciał jej, bo była łotrzykiem i nie należała do żadnego stada. Po tym jak ją odrzucił, poczuł ból, który powalił go na ziemię, a z każdym kolejnym dniem tracił zmysły. Doszło do momentu, gdy oszalał całkowicie i stanowił zagrożenie dla innych członków stada. Wujek Drake, jego ojciec, musiał uwięzić go w lochach. Nie było rady, żadnych cholernych czarów, które pomogłyby mu odzyskać siły i racjonalność, aż w końcu skonał z bólu.
– No właśnie – mówi Fenrir, doskonale wiedząc, gdzie odpłynęły moje myśli. – Wiem, że wolałbyś rządzić królestwem bez partnerki, która stanie się twoim słabym punktem dla wrogów, ale bez niej stracisz wszystko, na co tak ciężko pracowałeś. Przemyśl to bracie.
– Myślisz, że tego nie wiem. – Ponownie moja irytacja sięga zenitu. – Nie czuję tego pieprzonego połączenia, tej magii, o której się mówi. Rozumiesz? – wyrzucam z wściekłością. – Gdyby to nastąpiło, pewnie już byłaby naznaczona, a tak… – Zaciskam dłonie w pięści. – Jestem sfrustrowany, bo czuję coś, ale nie umiem tego określić.
Jeśli moje słowa wstrząsnęły moim bratem, to nie mam okazji tego zobaczyć, bo otwierają się drzwi, a w nich nikt inny, jak ruda piękność i jej koleżanka.
Tylko nie teraz – błagam Boginię w myślach.
Ale nic z tego. Rhys nagle się ożywia i szarpie za moje myśli. Nakazuje mi biec do niej i pokryć ją.
Rhys, do cholery! Uspokój się… – upominam go, ale on w odpowiedzi warczy na mnie i napiera jeszcze mocniej. Rozpoczyna przemianę – wysuwa kły, których nie mogę powstrzymać.
Fenrir przysuwa się do mnie i kładzie dłoń na ramieniu, przesyłając moc spokoju. Musiał wyczuć moją walkę i dzięki Bogini zainterweniował.
– Teraz widzę, jak różnie reagujecie na nią, co rzeczywiście wydaje się dziwne – wyznaje. – Zawsze to połączenie jest zgodne z naszym wilkiem, ale w tym przypadku… – Zawiesza głos i wpatruje się z zaciekawieniem w dziewczyny, które znikają za drzwiami stołówki.
Patrzę na brata z wdzięcznością, że w końcu pojął, o co mi chodzi.
– No właśnie – wypowiadam te słowa z ulgą.
– Rozwiążemy ten konflikt, ale nie z pustym żołądkiem, chodźmy coś zjeść – proponuje z zawadiackim uśmiechem.
Udaję niezadowolonego, ale w głębi się cieszę, że to zaproponował, bo sam miałem ochotę biec za nią. To znaczy Rhys miał.
Tak,jasne – oburza się Rhys. Niemal widzę, jak przewraca oczami. – Jesteś jej tak samo ciekawy, jak ja. Przestań się w końcu oszukiwać, a mnie powstrzymywać – warczy wściekle.
Zbywam słowa Rhysa i zwracam się do brata:
– W porządku, chodźmy. Potem czeka nas dużo obowiązków, a na głodnego nie da się pracować – argumentuję swoją zgodę, mając nadzieję, że ukryję swój entuzjazm na myśl o spotkaniu z pięknym rudzielcem.
– Oczywiście. – Fenrir zbywa moje tłumaczenie z kpiną.
***
Siadamy przy stoliku dokładnie naprzeciwko dziewczyn. I choć walczę z pragnieniem, aby nie patrzeć w jej kierunku, przegrywam tę walkę, gdy delikatny zapach, którego nie mogę określić, dociera do moich nozdrzy. Nie słyszę nawet, co Fenrir do mnie mówi, dopóki nie zasłania mi widoku swoją dłonią.
Warczę na niego za ten gest, ale on tylko kręci głową z niedowierzaniem.
– Nigdy więcej tego nie rób – ostrzegam go, po czym wracam do podziwiania jej pięknej, piegowatej twarzy.
Jej policzki pokrywają się rumieńcem, co podoba mi się jeszcze bardziej. To znaczy, że na nią działam, być może tak samo, jak ona na mnie.
– Jesteś niemożliwy – kwituje Fenrir. – A jeszcze przed chwilą twierdziłeś, że nie czujesz tego przyciągania. Co się nagle zmieniło? – dopytuje szczerze zainteresowany.
Z ciężkim bólem odrywam od niej wzrok i przenoszę go na brata.
– Nie powiedziałem, że nic… coś czuję, ale nie jest to takie spektakularne, jak sobie wyobrażałem.
– Oh, rozumiem. I co teraz?
– Nie wiem. – Wzruszam ramionami. I choć nadal wzbraniam się od ponownego odwrócenia w jej stronę, nie mogę nad tym zapanować.
Do stolika dziewczyn dosiada jeszcze jedna koleżanka i szepczą coś między sobą, ale ja i tak jestem w stanie to usłyszeć. Bycie wilkołakiem ma swoje zalety. W końcu jestem Królem wszystkich Alf.
A teraz rozmawiają o mnie:
„…przez trzy lata go tu nie było, a teraz mam wrażenie, że pojawia się wszędzie, jakby się sklonował. Dręczy mnie swoim pięknym ciałem i tym nieustannym podnieceniem, które we mnie wzbudza” – mówi ta, która doszła, nawet nie wiem, jak ma na imię.
– To Alex – przychodzi mi z pomocą Fenrir.
Zerkam na niego poirytowany, że czyta mi w myślach.
– Sam mnie wpuściłeś – broni się.
Cholera. Straciłem czujność. I to właśnie się dzieje, gdy tracisz głowę dla dziewczyny.
– Nie dramatyzuj – wtrąca, za co dostaje ode mnie w ramię, aż jęczy.
Blokuję dostęp i ponownie skupiam się na tym, co mówią. Jestem ciekawy, co pieguska ma do powiedzenia na mój temat.
„Jeśli tak, to chyba znalazł odpowiednią kandydatkę” – śmieje się Alex, wskazując na Amari.
Wyraźnie zauważam jej zakłopotanie, co tylko podsyca śmiech jej przyjaciółek
„Jesteście okropne! Ten arogancki dupek w ogóle mnie nie interesuje. Idę stąd”.
W momencie pociemniało mi w oczach. Adrenalina zaczęła wypływać na powierzchnię. Zginam widelec w dłoni, a pazury wysuwają się z palców…
Idź i pokaż naszej Estrashi, kim jesteśmy – rzuca Rhys ze złością. – Pokaż jej, kto tu rządzi. – Podsyca mój gniew, który i tak jest zbyt widoczny i zbyt duży, jak na miejsce publiczne.
– Liam… – Fenir próbuje mnie przywołać z ostrzeżeniem w głosie. – Nie rób tego. Cofnij Rhysa, teraz! – nakazuje głosem alfy. – I jedz ten stek, bo zaraz będzie zimny.
Potrząsam głową w odpowiedzi na jego władczy ton. Rzadko przemawia do mnie w taki sposób, a właściwie jeszcze nigdy tego nie robił. A to uświadamia mi nagle, że byłem milimetr od utraty kontroli.
– To było do przewidzenia, ale teraz mamy inny problem – oznajmia i wskazuje na wejście do stołówki. Podążam za jego gestem.
Amanda.
– Jeszcze tej tu brakowało – wściekam się ponownie.
– Zjedzmy i spadajmy stąd. Już dawno powinieneś to zakończyć; gdyby nie twój zakaz, sam bym się z nią rozprawił – dodaje z nutą wyrzutu.
Chcę mu odpowiedzieć, ale jest już za późno, bo harpia stoi za mną i kładzie rękę na moim ramieniu.
Jak ona śmie mnie dotykać?
Obracam się, strącając jej rękę. W moim spojrzeniu płonie ostrzeżenie. Amanda zamiera, ale na jej twarzy maluje się wyraz czystej pewności siebie, który tylko podsyca mój gniew.
Zabij ją! – krzyczy Rhys.
Nie będę jej zabijać, Rhys, i proszę, weź na wstrzymanie. Ona nie stanowi dla nas zagrożenia. Skup się na Amari i spróbuj wyczuć jej wilczycę, jeśli ją ma.
Z przyjemnością – zgadza się z podekscytowaniem.
– Amando, radzę ci odejść, dla twojego dobra – rozkazuję surowym tonem.
Stoi tak jeszcze chwilę i przetwarza to, co powiedziałem, ale w końcu dochodzi do niej groźba zawarta w tych słowach. Rusza do wyjścia z uniesioną głową, jakby wcale nie została odrzucona.
Mam gdzieś gierki Amandy. Od dawna lata za mną jak obłąkana i może Fenrir ma rację, aby pozbyć się jej z miasteczka, w końcu ono całe należy do naszej rodziny i to my decydujemy, kto tutaj zamieszka. Zwołam radę i wspólnie zadecydujemy, co z nią zrobić.
Skupiam się na obliczu pieguski, której widok, w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób, łagodzi mój stan.
Ona może być zagrożeniem dla naszej partnerki – podsuwa mi Rhys.
To prawda, z jej obsesją na moim punkcie, wydaje się to możliwe. Na samą myśl wbijam pazury w blat stołu.
Nikt nie zagrozi naszej partnerce. Nigdy – zapewniam nas obu.
– Czy mi się przesłyszało? – wtrąca się niespodziewanie Fenrir, o którego obecności kompletnie zapomniałem. – „Naszej partnerce…” W końcu to przyznałeś – zaciesza głupio, a ja mam ochotę rozerwać go na strzępy.
– Zamilcz, bracie – warczę ostrzegawczo. – Nie łap mnie za słówka.
– Jak chcesz – wycofuje się powoli z chęci droczenia się ze mną. – Ale właśnie two… Amari wyszła – informuje i wstaje od stołu.
Rozglądam się po stołówce i nigdzie jej nie widać.
Dlaczego czuję się rozczarowany? Naprawdę nie wiem, co się dzieje.
– Czy Amari będzie na imprezie? – pytam brata, gdy zmierzamy do wyjścia.
– Ciężko stwierdzić – odpowiada smutnym głosem, czym przykuwa moją pełną uwagę. – Ona nie jest zwolenniczką wyjść, jakichkolwiek.
Hmmm, ciekawe.
– Rozwiniesz?
– Tak jakby nie wychodzi z domu. Tylko do szkoły i z powrotem. – Wzrusza ramionami.
– To dziwne – stwierdzam i postanawiam się tego dowiedzieć.
Rozdział 5
Amari
Wychodzimy z budynku szkoły i idziemy w kierunku parkingu, gdzie Alex czeka na nas z wyjątkowym zapałem.
– Mamy jeszcze do zrobienia kilka zakupów przed ogniskiem, zanim wpadniemy do domu po jakieś rzeczy – zapowiada, po czym wskakuje do auta.
Rozmawiamy i śmiejemy się, zapominając o dzisiejszych wydarzeniach w szkole.
Po załatwieniu wszystkich spraw i poinformowaniu ojca o wyjściu, po niecałej godzinie jazdy docieramy na miejsce. Jest tutaj wiele innych aut, co wskazuje na to, że sporo ludzi już przybyło.
Z trudem znajdujemy miejsce parkingowe.
Alex wyłącza silnik i patrzy na nas z entuzjazmem.
– To będzie świetna impreza, dziewczyny! – krzyczy uradowana. – A teraz wysiadka i w drogę – pospiesza nas i wyskakuje z auta jako pierwsza.
– Świetnie – mamroczę, starając się zachować radość w głosie, chociaż w moim wnętrzu budzą się niepokojące przeczucia. Wysiadam i próbuję zamaskować swoje niezadowolenie uśmiechem.
I choć bardzo staram się podzielać entuzjazm dziewczyn, nie mogę się pozbyć dziwnego uczucia lęku. Patrzę w stronę gęstego lasu, który nas otacza, i na samą myśl, że musimy przejść przez niego, aby dostać się nad jezioro, ponieważ autem nie da rady wjechać w wąskie leśne dróżki, czuję strach.
– Jesteśmy tu po to, aby się wyluzować, odpuść, Amari – mówi Em z troską.
– Masz rację i zamierzam dobrze się bawić – zapewniam ją, ale siebie niekoniecznie.
Alex zaczyna wyciągać zakupy z bagażnika, więc podchodzimy do niej, aby jej pomóc.
Łapię za największą torbę, ale gdy ją szarpię, stwierdzam, że jest zbyt ciężka jak na krótki wypad do lasu.
– Tę torbę też bierzemy? – pytam stojącą za mną Alex.
– Oczywiście, no chyba że chcesz spać pod gołym niebem – odpowiada z przymrużeniem oka.
Odsuwa mnie na bok z zamiarem wyciągnięcia wspomnianej torby.
– Nie mówiłaś, że zostajemy tutaj na noc – wytykam jej, krzyżując ręce na piersi i obserwując, jak próbuje dźwignąć torbę.
Prostuje się i rzuca mi lekceważące spojrzenie.
– Taa, najwidoczniej, ale teraz już wiesz, więc może pomożesz – sugeruje, unosząc jedną brew w wyraźnym geście oczekiwania na moją reakcję.
– Em. Wiedziałaś? – pytam i już przewiduję odpowiedź, kiedy widzę jej skruszoną minę. – Dobra nie odpowiadaj. – A ciebie… – mówię, wskazując palcem na Alex – …kiedyś uduszę gołymi rękoma.
– Spoko, ale dopiero po tej nocy, bo mam zamiar dzisiaj zaszaleć – wyznaje z miną niewiniątka.
Po zabraniu wszystkich rzeczy ruszamy w kierunku gęstych drzew, gotowe na wieczór pełen przygód i dobrej zabawy. No oprócz mnie. Ja wcale nie czuję się tutaj dobrze.
– Kto właściwie organizuje to ognisko? – pyta wyraźnie zaciekawiona i spragniona wiedzy Emma.
Alex zerka na nią tajemniczo, z uśmiechem malującym się na ustach.
– Dowiesz się na miejscu – odpowiada, dodając do atmosfery trochę niepewności i ekscytacji.
Emma nie jest zadowolona z odpowiedzi, więc drąży dalej.
– Będą chłopaki z drużyny?
– Możliwe. – Alex nie ustępuje.
– Jesteś okropna – burczy, co wywołuje salwę śmiechu.
– Liczysz na obecność kogoś szczególnego? – Dołączam do rozmowy.
– Pewnie, że tak – potwierdza dumnie. – Brat Liama to niezłe ciacho… – mruczy, na co aż przystaję. – A może ty liczysz na spotkanie z przystojnym panem Blackiem, co? – dodaje zaczepnie.
– Brat?
Dziewczyny widząc, że się zatrzymałam również przystają.
– A myślisz, że kto był dzisiaj z Liamem w szkole… – pyta Alex z niedowierzaniem, wyczekując odpowiedzi.
Wzdycham, bo nagle zdaję sobie sprawę z tego, jak mało wiem na temat mieszkańców tego miasteczka, mimo że mieszkam tu już od przeszło siedmiu miesięcy. Moim głównym zajęciem jest nauka i spędzanie czasu z książką. Nie chodzę na imprezy, jak większość nastolatek, a jedynymi osobami, z którymi rozmawiam, jest trójka przyjaciół. Nie jest mi łatwo nawiązać relacje, ponieważ panicznie się tego boję. Boję się, że gdy szczerze kogoś polubię, pokocham, to ta osoba odejdzie, zostawiając mnie z wyrwą w sercu, jak to było w przypadku mojej matki, która odeszła, gdy miałam zaledwie trzy latka. I chociaż ojciec powiedział mi, że matka zginęła w wypadku, nie przyniosło mi to ukojenia. Może zabrzmi to dziwnie, ale wyczułam w jego słowach kłamstwo. A może tak to odebrałam, bo nadal pragnęłam mieć matkę przy sobie i wszystkie jego tłumaczenia były po prostu nie do przyjęcia… Teraz wiem, że nie mogę wiecznie ukrywać się za ścianą bólu i żalu, gdyż czas płynie, a ja mam jedną jedyną szansę w życiu na odkrycie czegoś więcej… radości.
– Dobra już dobra. Nie gapcie się tak na mnie. – Unoszę ręce w geście kapitulacji. – Czas to zmienić – mówię i uśmiecham się sztucznie, co nie umyka uwadze dziewczyn, bo robią dziwne miny, ale odpuszczają.
Nagle, z oddali, dociera do nas dźwięk muzyki mieszający się z zapachem ogniska. Ścieżka, którą podążamy, zaczyna się wyraźnie rozświetlać promieniami zachodzącego słońca, tworząc magiczną atmosferę.
– Zdaje się, że zaczęli wcześniej – mówi Alex, przyspieszając kroku.
Moją uwagę przykuwa jednak coś innego. Stoję w miejscu wpatrzona w jeden punkt w lesie. Jest to wielkie drzewo, wręcz monstrualne, które wyróżnia się na tle innych drzew. Wyrasta ku niebu jak stary stróż tajemnic lasu. Zadzieram głowę… korona jego gałęzi zdaje się obejmować niebo. Mam nieodpartą pokusę, by podejść do tego drzewa i przytulić się do niego. Nagle podrywa się wiatr, muskając delikatnie moje rozpuszczone rude pukle. Uczucie jest przyjemne, jakby jakaś niewidzialna ręka głaskała mnie po głowie, dodając wsparcia. Nie mam ochoty tego przerywać. Dopiero gdy słyszę głośne wołanie Emmy, powracam do rzeczywistości.
Kurde, co to było? Odpłynęłam, serio?
– Głucha jesteś? – Emma domaga się uwagi. – Idziesz, czy będziesz tak stać, aż zapadnie zmrok i zjedzą cię wilki – żartuje i zaczyna naśladować ich wycie…– Awooo! Awooo!
– Boże, ale ty jesteś głupia – mówię z przekąsem, zrównując się z dziewczynami.
– Swój do swego ciągnie – wtrąca Alex i rzuca się do ucieczki, gdy zaczynam ją gonić.
Po krótkim biegu docieramy na miejsce. Ludzi jest pełno, są rozproszeni wokół ogniska płonącego w centrum polany. Zaraz obok jest też jezioro, które daje nieco ochłody w ten upalny wieczór. Szum rozmów i śmiechów wypełnia powietrze, a zapach palonego drewna i rozbłyski ognia dodają atmosferze ciepła.
Wtapiamy się w tłum rozbawionych i roztańczonych uczniów, atmosfera imprezy jest niesamowita, niestety nie trwa to długo. Część z nich zauważa moje przybycie. Gapią się na mnie, jakby wyrosły mi co najmniej dwie głowy.
– Wiewióra w końcu w swoim naturalnym środowisku. – George się zaśmiewa, popijając piwo z puszki, a jemu podobni dołączają do niego.
– Może orzeszka? – dorzuca Jefferson, drugi z chłopaków, chwytając się za krocze, czym wywołuje kolejną salwę śmiechu.
Choć czuję, jak rumieńce wstydliwie wdzierają się na moje policzki, zachowuję zimną krew i wzruszam ramionami, udając obojętność na te złośliwości. Jednak Emmie i Alex nie umknęła postawa mojego ciała; lekkie opuszczenie ramion, jakbym skuliła się pod naporem tych słów, sprawia, że dziewczyny stają obok mnie, demonstrując swoje poparcie.
– Oh, Jefferson… – interweniuje Emma i rusza w jego kierunku. Staje przed nim i kontynuuje: – Najpierw trzeba je posiadać, żeby mieć czym częstować – artykułuje z kwaśną miną, jakby właśnie przeżuwała plaster cytryny, czym i ona wywołuje śmiech wśród jego grupki.
Ta konfrontacja przerywa naturalną harmonię imprezy, a uwaga innych uczestników kieruje się w naszą stronę. Niektórzy cichną, inni wymieniają spojrzenia z zainteresowaniem i obserwują rozwijającą się sytuację.
– To ci pojechała, Jefferson – naśmiewają się jego kumple, co tylko bardziej go wkurza.
– Uważaj, Em – ostrzega i przysuwa swoją twarz do jej… – Tutaj w lesie wszystko może się zdarzyć – dodaje z groźbą i wraca do swoich.
Wiedziałyśmy, że Jefferson nie odpuści tak łatwo.
– Kretyn – mamrocze pod nosem. – Chodźmy znaleźć sobie miejsce z dala od tych dupków – proponuje z uśmiechem.
Wyprzedza nas o kilka kroków, aby rozejrzeć się po zgromadzonych.
– Patrzcie, to Ethan i jego ekipa! – woła z entuzjazmem, wskazując palcem w ich stronę.
Obie spoglądamy w tamtym kierunku i rozpoznajemy kilka znajomych twarzy. Przyjaciel nas zauważa i macha do nas.
W panice rozglądam się za obecnością Jasona, bo skoro jest tutaj grupka chłopaków z jego drużyny, obawiam się, że i on może tu być.
– Spokojnie, nie ma go tutaj. – Przejrzała moje myśli Alex. – No więc, co teraz? – pyta, kładąc dłoń na moim ramieniu. – Idziemy?
Alex wie, że nie przepadam za przebywaniem w gronie nieznanych mi osób, bo mimo że widuję ich w szkole, są dla mnie zupełnie obcy i bardzo niemili.
Spoglądam na nią z wdzięcznością, bo naprawdę doceniam jej troskę.
– Przyszłam tutaj się bawić, więc chodźmy. – Ruszam w kierunku grupy chłopaków i nie daję Alex szans na dalszą rozmowę.
Jestem miło zaskoczona, że serdecznie nas witają i zapraszają do swojego grona, wyznaczając wolne miejsca, bez żadnych uszczypliwości w moją stronę.
Wybieram miejsce obok Ethana, który wita mnie z szerokim uśmiechem, lecz moja radość momentalnie znika, gdy zauważam u niego taką samą ranę pod okiem, jaką ma Jason.
Gdy już uzupełnił kufle dziewczyn piwem, siada u mego boku i wręcza mi butelkę z lemoniadą. Doceniam to, że pamięta, iż nie piję alkoholu.
– Kto ci to zrobił? – pytam z przejęciem, wpatrując się w niego z troską i przebijającym się poczuciem winy.
– Daj spokój, mała – zbywa pytanie i zarzuca rękę na moje ramię. – Ryj nie szklanka.
– To moja wina. Stanąłeś w mojej obronie, więc nie mów mi, że mam dać temu spokój – wyduszam ze złością. – To był Black, prawda? – Wpatruję się w niego, wyczekując potwierdzenia, które nie nadchodzi.
Nie mogę kontynuować przesłuchania, bo nagle zostajemy uciszeni przez jakiś donośny głos.
– Cisza, cisza! – rozlega się w tłumie.
Wszyscy odwracamy się w stronę źródła dźwięku.
– Teraz zabierze głos jeden z gospodarzy tegoż wydarzenia – informuje jakiś chłopak.
– No, w końcu dowiem się, kto nas tu sprowadził! – krzyczy podekscytowana Emma, rzucając Alex dumne spojrzenie.
– Dobra, chłopaki i dziewczyny, czas na krótkie słowo ode mnie – przemawia mężczyzna, wychodząc na środek pola, czym zwraca uwagę wszystkich obecnych.
Gdy Emma dostrzega, że tym gospodarzem okazuje się być Fenrir, jej pisk, bez wątpienia, słyszą ludzie po drugiej stronie półkuli ziemskiej.
Emma w pośpiechu podrywa się na nogi.
– No co? – Wzrusza ramionami niczym niewiniątko. – Wracam za chwilę – oznajmia i odchodzi.
Razem z Alex wstajemy i również podążamy w stronę zgromadzenia, zaciekawione słowami organizatora. I aby powstrzymać Emmę, w razie gdyby chciała rzucić się na obiekt swoich westchnień.
Zatrzymujemy się koło Emmy, która rozpływa się na widok tego młodego, przystojnego mężczyzny.
Fenrir uśmiecha się serdecznie, witając wszystkich zgromadzonych.
– Dziękuję, że przyszliście i że wyraziliście chęć wzięcia udziału w tegorocznej zabawie „Łowcy”. – Jego głos jest pełen entuzjazmu i energii, przez co każde jego słowo wzbudza jeszcze większe zainteresowanie wśród uczestników, nawet we mnie.
– O czym on mówi? – zwracam się z pytaniem do Alex, która stoi po mojej prawej stronie, próbując przebić się przez radosne okrzyki uczestników.
– Szczerze, to nie wiem. – Wzrusza ramionami. – Mój sąsiad wspomniał coś o zabawie, ale nie dopytywałam, bo po co – tłumaczy. – Zabawa to zabawa – dodaje, kończąc temat.
Nie jest to odpowiedź, jakiej się spodziewałam, no ale cóż mogę poradzić… Zaraz i tak się dowiem.
Fenrir kontynuuje:
– Zatem przejdźmy do konkretów. Na początek zasady: warunek pierwszy… Do godziny dziewiętnastej trzydzieści, osoby chcące wziąć udział w zabawie muszą wrzucić karteczkę ze swoim imieniem i nazwiskiem do jednej ze skrzyń, które znajdują się w czarnym namiocie. – Wskazuje na namiot rozłożony blisko linii lasu. – Dla mężczyzn i kobiet są osobne – precyzuje.
– Dlaczego osobne? – pyta jakiś chłopak.
– Zaraz się dowiesz – odpowiada i kontynuuje. – Warunek drugi: po upływie tego czasu, zbieramy się tutaj ponownie i losujemy pary, Łowcę i Sarenkę.
– A nie możemy sami wybrać? – wtrąca z nadzieją Emma.
Fenrir kieruje na nią swój przenikliwy wzrok. Przygląda się jej uważnie, bez skrępowania, a ona niemal mdleje z ekscytacji. I gdy już myślę, że zgodzi się na sugestię Emmy, przemawia:
– Nie – udziela krótkiej odpowiedzi, posyłając jej czarujący uśmiech.
– Kutas! – mamrocze do siebie pod nosem, czym wywołuje w nas chichot.