Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
30 osób interesuje się tą książką
Jeszcze kilkanaście miesięcy temu Fabio przysiągł Margo, że uczyni jej życie najlepszym z możliwych. Obiecali sobie miłość, wsparcie i oddanie, ale los zadrwił z ich planów.
Margo trafia w ręce jego brata, Angelo – bezwzględnego szefa mafii, który zmusza ją do małżeństwa i nie pozwala odejść.
Po długiej nieobecności Fabio powraca. Czy będzie walczył o swoją ukochaną, czy też pozostawi przeszłość za sobą? I najważniejsze pytanie: czy będzie miał tyle odwagi, aby postawić się capo?
Wciągająca opowieść o miłości, zdradzie i walce o przetrwanie w świecie, gdzie władza i lojalność często idą w parze z brutalnością. Ta pełna napięcia powieść wciągnie Cię od pierwszej strony i nie pozwoli odetchnąć do samego końca.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 237
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
MAŁGORZATA WIŚNIEWSKA
ZABÓJCZE
PRAGNIENIE
Fabio
BRACIA RUSTO # 3
Wodzisław Śląski 2024
Romans mafijny
Redakcja: Ewa Hoffmann-Skibińska
Korekta I: Małgorzata Wiśniewska
Korekta II: Joanna Pomarańska
Projekt okładki: Anna Pytlik-Ryś
Łamanie i skład: Małgorzata Wiśniewska
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
WODZISŁAW ŚLĄSKI 2024
Wydanie 1
ISBN: 978-83-970454-6-0
Tekst © Copyright by Małgorzata Wiśniewska
Wydawca © Copyright by Małgorzata Wiśniewska
Kategoria: Romans mafijny
Język: polski
Opis:
Jeszcze kilkanaście miesięcy temu Fabio przysiągł Margo, że uczyni jej życie najlepszym z możliwych. Obiecali sobie miłość, wsparcie i oddanie, ale los zadrwił z ich planów.
Margo trafia w ręce jego brata, Angelo – bezwzględnego szefa mafii, który zmusza ją do małżeństwa i nie pozwala odejść.
Po długiej nieobecności Fabio powraca. Czy będzie walczył o swoją ukochaną, czy też pozostawi przeszłość za sobą? I najważniejsze pytanie: czy będzie miał tyle odwagi, aby postawić się capo?
Wciągająca opowieść o miłości, zdradzie i walce o przetrwanie w świecie, gdzie władza i lojalność często idą w parze z brutalnością. Ta pełna napięcia powieść wciągnie Cię od pierwszej strony i nie pozwoli odetchnąć do samego końca.
Zabójcze pragnienie to płomień,
który pożera nie tylko ciało, ale i duszę,
prowadząc do zguby tych, którzy nie potrafią
go ugasić.
Małgorzata Wiśniewska
Prolog
Joana
Gnam przez miasto, naruszając wszystkie możliwe przepisy drogowe, i mimo że łzy ograniczają mi widzenie, nie zwalniam. Muszę jak najszybciej dostać się do rezydencji, aby na własne oczy przekonać się, czy naprawdę zniknęła, i aby rozmówić się z Angelo.
Po telefonie od Stefano w pierwszej chwili moje serce rozpadło się na kawałki, w drugiej pojawiła się myśl, że to kolejna manipulacja psychicznego Angelo, a w kolejnej, że jeśli rzeczywiście coś się stało mojej siostrze, to on za to odpowie. Niech sobie będzie nawet jebanym Bogiem – mam to gdzieś…
Z piskiem opon zatrzymuję się pod wejściem, zaciągam ręczny i wybiegam z auta, nie wyłączając nawet silnika. Ochroniarze stojący przed wejściem nie komentują, tylko usuwają się z drogi.
W zawrotnym tempie pokonuję korytarze i schody, kierując się od razu do pokoju Margo. Nie pukam. Zamaszystym ruchem otwieram drzwi. Zastaję grobową ciszę. Czuję pod powiekami wzbierające łzy szukające uwolnienia. Buzujący we mnie gniew przeradza się w złość i chęć skrzywdzenia wszystkich tych, którzy są odpowiedzialni za zniknięcie mojej siostry. Biorę kilka głębszych oddechów, by zdusić w sobie falę wzmagającego się bólu i sprawić, aby stał się napędową siłą zemsty.
Nagle wyczuwam za plecami czyjąś obecność i doskonale wiem, kogo ujrzę, gdy się odwrócę – jego zapach perfum wyczuwam na odległość stu kilometrów.
– Żeby było jasne…
Do moich uszu dochodzi najbardziej znienawidzony głos na świecie.
– …jeśli masz coś wspólnego z jej zniknięciem, nawet twój mąż cię przede mną nie ochroni – wypluwa z jadem Angelo. – W tym świecie nie ma taryfy ulgowej.
Odwracam się i resztkami silnej woli powstrzymuję się, aby nie sięgnąć po broń i nie rozwalić go tu i teraz. Ale muszę żyć, aby odnaleźć siostrę. Martwa jej się nie przydam i tylko ta myśl powstrzymuje mnie przed podjęciem ryzyka.
– Nieźle… A może to właśnie twoja sprawka? – sugeruję odważnie, na co zaciska dłonie w pięści. – Z twoją obsesją na punkcie Margo nie zdziwiłabym się, gdybyś chciał ją odseparować od innych, od rodziny i… Fabio. Stać cię na takie szaleństwo – czyż nie?
W mgnieniu oka jego dłoń zaciska się na mojej szyi. Mierzymy się nienawistnym spojrzeniem.
– Nie prowokuj mnie – syczy mi prosto w twarz, zacieśniając uścisk. Jego zniżony ton wydaje się wydobywać z najmroczniejszych czeluści piekła, czym sprawia, że ogarnia mnie strach. – Możesz być pewna, że ją odnajdę, a osoba winna jej zaginięcia, albo ta, która pomogła jej uciec… – robi pauzę, a przez jego twarz przetacza się coś, czego nie potrafię zbagatelizować: zło w czystej postaci, które będzie siało wokół straszne spustoszenie, dopóki nie osiągnie celu. Po chwili kontynuuje: – Miej się na baczności – ostrzega, ale nie poluźnia uścisku, jakby nie mógł się zdecydować, czy nie lepiej będzie, jeśli zlikwiduje mnie już teraz.
Zbieram się w sobie, bo nie mogę okazać przed nim szalejącego we mnie strachu. On się nim poi, a ja nie jestem tak hojna, aby karmić jego demony. Mam własne, o które muszę zadbać. Nadal nie wierzę w jego niewinność i nie spocznę, dopóki nie dojdę prawdy, ale teraz muszę działać z rozwagą.
– Nie mam z tym nic wspólnego, a twoje oskarżenia są bezpodstawne – zaprzeczam stanowczo i próbuję wyrwać się z jego żelaznego uścisku, ale on wciąż nie puszcza.
– To się okaże. – Nie ustępuje. – To całe zamieszanie z twoimi braciszkami, porwaniem… Myślisz, że nie wiem – śmieje się, ale to taki rodzaj śmiechu, który wywołuje ciarki na skórze. – Uważasz się za taką sprytną, Jo?
Czy on do reszty postradał zmysły?
– Jo? – Nagle w drzwiach pojawia się Stefano. – W porządku? – pyta, ale jednocześnie patrzy na dłoń Angelo, która pozostaje owinięta wokół mojej szyi i nawet obecność kuzyna zdaje się na nic.
– Nie bardzo – wyduszam.
– Nie wtrącaj się, Stefano – grzmi Angelo, nie spuszczając ze mnie mrożącego krew w żyłach wzroku.
– Nie mam takiego zamiaru, ale na linii czeka Sergio – uspokaja go i unosi rękę, w której trzyma telefon na dowód swoich słów.
Dopiero teraz Angelo zabiera dłoń z mojej szyi i odchodzi bez słowa.
– Dziękuję – mówię drżącym głosem i dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo jestem przerażona.
Stefano chowa telefon do kieszeni i staje naprzeciw mnie, gładzi kciukiem ślady pozostawione na szyi przez Angelo. Spoglądam na niego i widzę troskę wymalowaną na jego twarzy.
– Blefowałeś, prawda?
– Tak.
– Nie musiałeś tego robić. Wiesz, co by się stało, gdyby wziął aparat do ręki… Boże, nawet nie chcę myśleć – mówię z niedowierzaniem, że ryzykował dla mnie życie.
– O mnie się nie martw. Ja bym się martwił teraz o twoje ślady na szyi… Sergio, gdy się dowie, to rozpęta się piekło. Wiesz o tym?
Cholera, jakbym miała mało problemów.
– Nie dowie się – oświadczam z pełną mocą. – Ani od ciebie, ani ode mnie. – Wpatruję się w niego. Dopiero gdy potakuje, czuję, jak uchodzi ze mnie napięcie.
Ślady zatuszuję. Teraz najważniejsze, aby odnaleźć Margo. I nachodzi mnie myśl: czy insynuacja Angelo, że było zaplanowane, jest bliskie prawdy? Jeżeli tak, i Margo postanowiła uciec, to by oznaczało, że mi nie ufa.
Ogarnia mnie ogromny smutek.
Gdzie jesteś, siostro?
Rozdział I
Fabio
Jej milczenie nie wróży niczego dobrego, ale nie żałuję. Zrobiłbym to ponownie, a gdyby zaszła taka potrzeba, działałbym, aż do skutku. Zerkam na nią w lusterku: jest piękna i mimo że ubrana w zwykłą sukienkę, a włosy ma niedbale upięte na czubku głowy, nadal zapiera mi dech w piersi – tracę dla niej głowę. Siedzi z zamkniętymi oczami i oddycha ciężko. Być może jest w szoku, ba… na pewno, a mimo to wiem, że dobrze zrobiłem. I chociaż zdaję sobie sprawę z możliwych konsekwencji, jestem gotów je ponieść, byleby ten koszmar się już skończył. Przynajmniej umrę ze świadomością, że zrobiłem wszystko, co możliwe, ABY JĄ odzyskać i uwolnić od męża tyrana, mojego brata. Co prawda planowałem to już od dobrych kilkunastu miesięcy, z wiadomych powodów nie miałem jednak wyznaczonego konkretnego dnia, i byłbym głupcem, gdybym nie wykorzystał takiej okazji. Co prawda sytuacja nie należała do przyjemnych, na szczęście skończyło się sukcesem. Jo i Sergio uratowani.
Teraz pędzę autostradą do miejsca, które dla nas przygotowałem; do naszego azylu z dala od świata. Nie pozwolę odebrać sobie kobiety, bez której nie chcę i nie potrafię żyć.
– Coś ty zrobił? – Słyszę nagle pretensjonalny ton Margo. – Proszę, powiedz, że to żart i za chwilę mnie odstawisz.
– To nie jest żart – zaprzeczam stanowczo.
– Oszalałeś do reszty? Przecież wiesz… Boże! Fabio, dlaczego!? – zawodzi i chowa twarz w dłoniach.
Margo jest w takim szoku, że nie potrafi się wysłowić.
Czy liczyłem na podziękowania?
Tak.
Czy myślałem, że będzie szczęśliwa, gdy wyrwę ją ze szponów męża?
Tak.
Więc co, do chuja?
Biorę kilka głębszych oddechów na poskromienie mroku, który próbuje wydostać się na zewnątrz.
– Porozmawiamy o tym na miejscu, a teraz odpocznij – mówię przez zaciśnięte usta, spoglądając w lusterko, by zaobserwować jej reakcję. Nasze spojrzenia się krzyżują, a przez jej twarz przemyka grymas niezadowolenia. No cóż, zdaję sobie sprawę z tego, że zabrzmiało to jak rozkaz, ale naprawdę trudno mi się opanować. Nie tak miało być, do cholery!
– Zawróć, póki jest szansa na odkręcenie tego. Wezmę to na siebie. Powiem, że chciałam jechać na cmentarz odwiedzić swoich biologicznych rodziców… Albo że udaremniłeś moją ucieczkę…
– Czy ty siebie słyszysz? I dlaczego, do cholery, chcesz tam wracać? Kochasz go?! Czyżbym był takim głupcem i nie zauważył tego? – unoszę nieco głos i uderzam dłonią w kierownicę. – Nie wierzę, kurwa! Nie wierzę!
Zjeżdżam na pobocze, bo wściekłość i wizje, które mnie teraz nawiedzają, nie pozwalają na kontynuowanie jazdy.
– Co robisz? – pyta spanikowana, gdy wyłączam silnik. Muszę wysiąść.
– Musimy sobie coś wyjaśnić. – Odwracam się do niej i dotykam delikatnie jej policzka. – Wysiądź – nakazuję, patrząc na jej zaskoczoną minę. Jest zaskoczona moim autorytatywnym tonem.
Uczucie uczuciem, ale nie będę tolerował obłudy i kłamstw.
Otwieram jej drzwi. Jej wahanie daje mi do zrozumienia, że nie jest już tak pewna siebie, za jaką próbuje przede mną uchodzić. I dobrze. I mimo że planowałem tę rozmowę na później, chciałem wyjaśnić pewne zasady już teraz. Nie pozostawiła mi wyboru. Czas odkryć karty.
Wyciągam rękę w jej stronę, którą chwyta niepewnie i wysiada. Przyciągam ją do siebie gwałtownie, zaskakując ją, przez co z jej ust wymyka się ciche sapnięcie. Zaciągam się jej zapachem, za którym tak bardzo tęskniłem – drży w reakcji na moje poczynania. Podoba mi się to, jak jej zmysły odbierają mój dotyk.
Chce się odsunąć, ale jej na to nie pozwalam, więc ustępuje, a to mi się cholernie podoba.
– Nie myśl sobie, że mnie udobruchasz! – krzyczy z wściekłością. – Natychmiast mnie odwieź. Słyszysz!? – Wpatruje się w moje oczy, szukając w nich odpowiedzi, lecz jej nie dostaje. – Co ty sobie wyobrażasz!? On nas zabije! – kontynuuje przerażona wizją konsekwencji. – Nie wierzę, że jesteś tak głupi…
Uśmiecham się chytrze. Zbliżam usta do jej ucha i szepczę:
– Pamiętasz, co sobie kiedyś obiecaliśmy? – Odsuwam się, by zobaczyć jej reakcję.
Spogląda na mnie niepewnym wzrokiem, ale wciąż ze złością.
– Fabio… – wzdycha i spuszcza głowę – to było tak dawno temu… – Przykładam palec do jej ust, po czym unoszę jej podbródek, aby na mnie spojrzała.
W jej oczach dostrzegam zakłopotanie.
– Tak czy nie?
– Znowu to robisz – wyrzuca oskarżycielsko.
Uśmiecham się w myślach, ale na twarzy zachowuję powagę.
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – upominam ją.
Wpatruje się we mnie w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki, lecz gdy nic nie znajduje, mówi:
– Nie pamiętam. Nie wiem… – W jej głosie wyczuwam zagubienie.
– Zatem ci przypomnę…
– Nie jestem już tamtą Margo, więc to nie ma znaczenia – wchodzi mi w słowo.
– Bzdura! – zaprzeczam surowiej, niż zamierzałem, ale przynajmniej mam jej pełną uwagę. Łapię ją za ramiona i zbliżam do jej twarzy. Złość we mnie szaleje. – Nie jesteś tą, która teraz stoi przede mną? Tą, która założyła maskę, aby dostosować się do sytuacji, w jakich się znalazła? Przy mnie możesz być sobą, właśnie tą Margo, którą zawsze byłaś, i której pragnę.
W jej oczach pojawiają się łzy. Kurwa, nie tego chciałem, ale muszę jej pokazać, że przy mnie nie musi udawać kogoś, kim nie jest: zimną, zdystansowaną kobietą, bez krzty emocji.
– Dlaczego mi to robisz? – pyta z żalem.
Ta kobieta będzie albo moim wybawieniem, albo końcem…
– Bo cię kocham, do cholery! – Puszczam ją i odchodzę kilka kroków, aby ochłonąć. Wyjmuję z kieszeni cygaro.
Rozdział II
Margo
Kilkanaście miesięcy wcześniej
Całujemy się powoli, namiętnie. Wsuwam dłonie pod jego koszulkę i ściągam ją. On robi to samo z moją. Śledzę palcami każdy mięsień na klatce piersiowej, a on masuje moje piersi. Łapię pasek przy jego spodniach i rozpinam go. Fabio unosi biodra, by mi ułatwić.
– Margo…
– Hmmm?
– Wiesz, że jesteśmy na balkonie?
– Mhm.
Fabio śmieszą moje zwięzłe odpowiedzi.
– Chodź, maleńka, wejdziemy do środka. – Podnosi mnie, a ja owijam nogi wokół jego bioder. – Nie chciałbym skopać tyłka jakiemuś podglądaczowi. – Rozgląda się dookoła, jakby się upewniał, że jesteśmy sami. Bawi mnie jego zachowanie. Cały Fabio.
Drogę do sypialni pokonujemy bardzo szybko, cały czas się całując. Stawia mnie na podłodze i czeka, aż się położę, ale nie taki mam plan. Popycham go na łóżko. Leży na plecach z szeroko otwartymi oczami, zdziwiony moim zachowaniem.
– Dzisiaj ja rządzę – oznajmiam i uśmiecham się zalotnie.
Zrzucam z siebie wszystko i stoję przed nim w całej okazałości, naga i podniecona do granic. Obserwuje mnie intensywnie, uważnie, jakby chciał sobie wyryć ten obraz w pamięci na zawsze. Wchodzę na łóżko i ściągam mu bokserki. Siadam na jego biodrach i nie czekając dłużej, sięgam ręką po jego diabelnie imponujący sprzęt. Unoszę lekko biodra i wsuwam go w siebie. Powoli, pulsacyjnie osuwam się w dół, a z moich ust wyrywa się jęk przyjemności. Czuję, jak rozpiera mnie od środka. To takie cudowne. Nasze oddechy, jęki, ruchy idealnie ze sobą współgrają. Idealna symfonia doznań. Przyspieszam ruchy, nie mogąc doczekać się spełnienia. Oboje gonimy szczęście. Fabio jednym ruchem przewraca mnie na plecy i teraz on góruje. Czuję, że jest równie blisko mety, co ja. Przyspiesza jeszcze bardziej. Jego ruchy są brutalne, chaotyczne i takie… głębokie. Mam wrażenie, że za chwilę przebije mnie na wylot. Uwielbiam jego siłę, to, jak mnie pożąda. Pot leje się z nas, nasze ciała ocierają się o siebie, jakby chciały stać się jednością; jakbyśmy nie mogli się sobą nasycić; jakbyśmy zaraz mieli wytwarzać elektryczność. Intensywnie, ale ciągle za mało.
– Margo, dłużej nie wytrzymam – oznajmia. – Dojdź dla mnie, mała.
– Jestem. Tuż. Za. Tobą – odpowiadam między pchnięciami.
Wbija się we mnie jeszcze mocniej. Wspinamy się wspólnie na szczyt. Zaciskam mocniej palce na jego ramionach. Orgazm wybucha we mnie niczym wulkan. Czuję, jak zalewa moje wnętrze. Oboje dyszymy, spoceni i spełnieni. Opada na mnie całym ciałem i przygniata do materaca. Całuje delikatnie, jakbym była z porcelany. Obejmuję go i oddaję pocałunki.
– Jesteś niesamowita i tylko moja – stwierdza poważnie i patrzy mi prosto w oczy.
– Tylko twoja – odpowiadam pewnie.
– Kocham cię, Margo. Tak bardzo cię kocham. – Składa pocałunek na moich ustach. – Obiecaj, że nigdy mnie nie opuścisz. – Słyszę błaganie w jego głosie. – Nie przeżyłbym tego.
– Obiecuję. A teraz kochaj mnie do utraty zmysłów i czyń swoją powinność przez resztę nocy.
Tej nocy straciłam rachubę, ile to razy uczynił mnie swoją. Zasnęliśmy wykończeni, wtuleni w siebie, napawając się swoją bliskością.
Teraz
Jego pytanie przywołało wspomnienia. Gdyby wiedział, ile razy desperacko chwytałam się ich, niczym tonący brzytwy, aby przetrwać… Ja jednak wiem jedno – wbrew temu, co myśli Fabio, naprawdę nie jestem już tamtą dziewczyną.
Opieram się o auto i otulam ramionami. Czuję się zupełnie bezradna. Mam ochotę wyć. Nadal nie mogę uwierzyć w to, co zrobił. To jest życzenie śmierci. Przecież oboje doskonale wiemy, że Angelo nie odpuści. Nigdy. Ta myśl drąży mi dziurę w mózgu.
Spoglądam na Fabio, który z gniewem pali cygaro i wpatruje się w dal, jakby próbował znaleźć odpowiedzi na swoje pytania. Przyglądam mu się z uwagą – wygląda nieco inaczej. Ten rok dodał mu męskości na twarzy, natomiast posturę ma imponującą jak zawsze. W tej czarnej koszuli z podwiniętymi rękawami i w spodniach od garnituru wygląda obłędnie: ucieleśnienie snów większości kobiet. Zaciąga się cygarem. Nawet przy tak nieznacznym ruchu napięły się jego mięśnie, które teraz odznaczyły się pod materiałem. Jego męskie dłonie, które dały mi tak wiele przyjemności.
Boże…
Ogląda się, jakby wyczuł, że na niego patrzę i dokąd zagalopowały się moje myśli. Przyłapana, szybko spuszczam wzrok i wbijam go w ziemię. Po chwili słyszę zbliżające się w kroki.
– Jedziemy – informuje i wsiada za kierownicę bez słowa.
I tyle byłoby mojego fantazjowania.
– Odwieź mnie. – Nie daję za wygraną. Niech się wścieka – to ja mam prawo być zła. To on bez mojej zgody zabrał mnie z rezydencji i ponownie naraził na gniew Angelo.
Nagle wszystko dzieje się w mgnieniu oka.
Fabio wyskakuje z auta, popycha mnie na drzwi i przyciska do nich swoim ciałem. Szarpię się, ale na nic moje starania.
– Jedno, ale cholernie ważne pytanie – cedzi przez zęby. – Kochasz go?
On tak na serio? Jak mogłabym kochać potwora, który zamienił moje życie w piekło?
– Za kogo ty mnie masz? – oburzam się i znowu się wyrywam. – Puść mnie! – żądam, ale on tylko wzmacnia nacisk. Zapada cisza, dość długa, ale przynajmniej się uspokajam i dociera do mnie, skąd to pytanie.
– Margo, nie testuj mojej cierpliwości – ostrzega. – Nie mamy na to czasu. Zapewne jego zbiry są już w drodze i zaraz nas tu znajdą, a chyba tego nie chcesz…
Nie muszę odpowiadać – drżenie mojego ciała zdradza lęk przed tym scenariuszem.
Kiwam nieznacznie głową.
– No więc jak? Kochasz go? – Tymi pięknymi oczyma, w których zakochałam się bez pamięci, przewierca mnie na wylot.
– Nie, nie mam syndromu sztokholmskiego – odpowiadam z pewnością w głosie.
– Zatem nie zawracamy – oznajmia, a mnie zatyka.
Czy gdybym powiedziała, że go kocham, to by mnie odwiózł? Uszanowałby moje uczucia? Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
– Fabio… – zaczynam, ale nie wiem, co chcę powiedzieć. To doprowadza mnie do szału. Fabio mąci mi w głowie, a plan, który miałam, poszedł w…
– Pogadamy o tym na miejscu, a teraz, proszę cię, wsiądź do tego pieprzonego auta.
Odpycham go, tym razem pozwala mi na to. Wsiadam, wciąż kipiąc złością, z całej siły trzaskam drzwiami: niech wie, że nie akceptuję jego postępowania.
On również wsiada. Kątem oka zauważam, że przygląda mi się w odbiciu lusterka, i tym razem nie ukrywa swojego niezadowolenia i zdziwienia siłą, z jaką zamknęłam drzwi. Mam to gdzieś. Muszę wrócić do rezydencji, dopóki nie jest za późno.
Kierowana wściekłością, niechcący się zdradziłam – nikt nie wie o moich postępach. Gdy Luca powiedział mi, że przeszczep się przyjął, ćwiczyłam w ukryciu, żeby jak najszybciej odzyskać siły, jednocześnie przekonując wszystkich dookoła, że wciąż mi słabo. Odwlekałam moment, w którym Angelo uświadomi sobie, że jestem już w pełni sprawna i powoła się na moje obowiązki żony. Na samą myśl robi mi się niedobrze. Z drugiej zaś strony chciałam uśpić czujność Angelo – słaba nie ucieknę i nie zagrożę capo.
Fabio prowadzi, ale co chwilę zerka na mnie w górnym lusterku, obserwując każdy mój ruch. Nadal nie mogę uwierzyć w to, co zrobił.
Opieram głowę o zagłówek i przymykam oczy, zastanawiając się, jaki plan ma Fabio. Myśli krążą wokół pytania: czy pamiętam, co sobie obiecaliśmy… Pamiętam aż za dobrze i nie tylko te dobre momenty.
Kilkanaście miesięcy wcześniej – rezydencja Rusto
– Margo, idź na górę i odpocznij. Doris pokaże ci, gdzie jest nasza sypialnia. Niedługo do ciebie dołączę. – Gdy Angelo kończy wydawać mi polecenia, podchodzi i całuje przelotnie w usta. – Nic nie kombinuj – ostrzega, po czym odchodzi.
Rozglądam się za wspomnianą wcześniej Doris, ale nikogo nie widzę. Postanawiam sama znaleźć pokój. Gdy już mam udać się w kierunku schodów, jakaś siła nie pozwala mi się ruszyć z miejsca. Wiem, co to jest: strach. Jak tam wejdę, na długo nie opuszczę tego miejsca. Wpatruję się w drzwi i rozważam możliwości. Co, jeśli przekroczę próg, ale nie uda mi się uciec poza teren posiadłości? Będzie boleśnie, to pewne. Nagle drzwi stają otworem. Wstrzymuję oddech.
– Fabio!? – Z impetem rzucam się w jego ramiona. Znalazł mnie. Teraz już będzie dobrze.
– Margo? – Patrzy, jakby zobaczył ducha. Zamyka mnie w swoich ramionach i mocno do siebie tuli. Potem łapie moją twarz w dłonie i skanuje ją, jakby szukał ran świadczących o doznanych krzywdach. – Nic ci nie jest? Co się stało? Ktoś cię skrzywdził? – Z tej radości całkiem zapomniałam, gdzie się znajdujemy.
– Musimy uciekać. On zaraz wróci – mówię w panice i ciągnę go za rękę do wyjścia.
– Kto wróci? – pyta zdezorientowany Fabio.
– Wybierasz się dokądś, kochanie? – Włosy stają mi dęba na dźwięk głosu mojego męża. Chowam się za Fabio w nadziei, że jest w stanie powstrzymać tego potwora.
– Kochanie? – powtarza za nim Fabio. – O co tu, do cholery, chodzi, bracie? Dlaczego zwracasz się do mojej dziewczyny „kochanie”? – Fabio się jeży i robi krok w stronę Angelo, cały czas mnie zasłaniając.
Bracie? Moje życie właśnie dobiegło końca. Wszelka nadzieja na ratunek, na szczęśliwe zakończenie, właśnie legła w gruzach.
– Margo jest moją żoną – odpowiada Angelo.
Na te słowa Fabio zaczyna krążyć, nerwowo przeczesując włosy. Zatrzymuje się i patrzy na mnie. Ale to, co widzę w jego oczach, mrozi mi krew w żyłach. On jest na mnie… zły?
– Jak mogłaś mi to zrobić? Wyznałem ci miłość, a ty tak mi się odpłacasz! Znikam na chwilę, a ty od razu wskakujesz mojemu bratu do łóżka!? – krzyczy wściekły. Jego oskarżenia miażdżą moje serce. Kulę się pod drzwiami i zakrywam uszy, by nie słyszeć oskarżeń. – Żałuję, że cię poznałem! Jesteś zwykłą dziwką!
Zakrywam usta ręką, gdy moim ciałem wstrząsa szloch. Jego słowa, niczym sztylet, tną mi duszę na kawałki. Ból fizyczny, jaki zadał mi Angelo, jest niczym w porównaniu ze słowami Fabio.
– Co chciałaś tym osiągnąć? Chciałaś nas poróżnić? O co ci, kurwa, chodzi, do cholery? Mów! – Podchodzi, szarpie mną i potrząsa, ściskając mocno za ramiona. On żąda odpowiedzi, a ja pragnę w tej chwili umrzeć.
Teraz
Nie potrafię powstrzymać łez. To wspomnienie za każdym razem boli tak samo i choćbym nie wiadomo jak starała się zrozumieć jego zachowanie, to nie potrafię. Nie dał mi dojść do słowa…
Zerkam w jego stronę, by sprawdzić, czy nadal mnie obserwuje – jednak on ma wzrok skupiony na drodze.
Resztę drogi pokonujemy w ciszy, każde pogrążone w swoich myślach. Nawet jeśli widział mój ból, nie dał tego po sobie poznać. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji – typowe dla braci Rusto.
Rozdział III
Fabio
Byłem przekonany, że gdy uwolnię Margo z rąk mojego brata, poczuję się o wiele lepiej, a Margo będzie mi wdzięczna. Niestety tak się nie stało. Wierzyłem w swój plan, ale nie sądziłem, że rozzłoszczę Margo. I te jej łzy, które za każdym razem przypominają mi, jak bardzo wtedy spierdoliłem, nie dając jej dojść do słowa. Ale czy uwierzyłbym jej wtedy…? Wątpię. Jednak wróciłem i nie zamierzam jej puścić wolno. Wytłumaczę jej wszystko i przedstawię plan. Może zrozumie? Może znowu będziemy szczęśliwi?
Na samo wspomnienie chwili na parkingu, gdy przycisnąłem ją do siebie i zaciągnąłem się jej nieziemskim zapachem… Przepadłem tak jak pierwszego dnia, gdy ją spotkałem. Już wtedy wiedziałem, że jest dla mnie stworzona i udowodnię jej to ponownie. Odzyskam moją kobietę, choćby to miała być ostatnia misja w moim życiu.
Parkuję przed domkiem w lesie, a wtedy Margo się wybudza. Rozgląda się z zaciekawieniem, a dopiero po chwili zatrzymuje na mnie swój pytający wzrok.
– Nadal upieram się, abyś odstawił mnie z powrotem… – mówi ze smutkiem w głosie. Chcę jej przerwać, ale unosi rękę, aby mnie uciszyć i kontynuuje: – Ale najpierw porozmawiajmy, jeśli to dla ciebie tak ważne. – Łapie klamkę i wysiada.
Przeczesuję nerwowo włosy, starając się trzymać nerwy na wodzy. Okrążam auto i podchodzę do niej wolnym krokiem. Margo obserwuje mnie uważnie i mimo że stara się nie okazywać tego, jak na nią działam, ja wyraźnie widzę, że wciąż mam nad nią władzę. Widzę, jak przełyka ślinę, jak nerwowo pociera dłonie.
Zatrzymuję się przed nią i łapię ją za kark. Pocieram palcami jej delikatną skórę, wywołując ciarki na ciele. Zbliżam twarz do jej – rozszerza oczy w zdumieniu i lekko rozchyla usta. Jej oddech przyspiesza i to jest dla mnie sygnał. Przywieram do jej miękkich ust, oplatając rękę wokół jej talii i przyciskam do swojego torsu. Margo na początku nie bierze udziału w pocałunku, dopiero gdy atakuję językiem jej usta, poddaje się. Zarzuca ręce na mój kark i napiera na mnie coraz mocniej, pogłębiając pocałunek. Ocieramy się o siebie, jak byśmy chcieli wytworzyć iskrę ognia. Nasz pocałunek jest odzwierciedleniem zwierzęcego pragnienia. Nie mogę się powstrzymać. Wsuwam dłoń w jej włosy i zaciskam w pięści. Z trudem odrywam się od niej i odchylam jej głowę, by móc spojrzeć w jej oczy pełne pożądania, a ona wydaje z siebie ten przyjemny jęk, za którym tak bardzo tęskniłem.
– Wiesz, co mam ochotę teraz z tobą zrobić? – pytam zachrypniętym głosem, jednocześnie przenosząc rękę na jej szyję. Sunę nią powoli w dół, do jej krągłych piersi. Margo stoi zdezorientowana, jakby nie wierzyła w to, co się przed chwilą wydarzyło. – O nie, nie, moja droga: to się stało i nic, co powiesz, tego nie zmieni – oznajmiam poważnym tonem, patrząc prosto w jej niebieskie, zamglone pożądaniem oczy.
Opuszcza wzrok.
– Fabio, nie możemy… – jęczy i zaczyna się wiercić, aby wyswobodzić się z uścisku.
Chwytam stanowczo jej podbródek i unoszę, aby mieć pewność, że wyraźnie usłyszy i zrozumie, co mam do powiedzenia.
– Możemy wszystko, czego chcemy. – Margo przymyka powieki, jakby szukając w sobie siły na odparcie tego, co się w niej kotłuje. Czekam, aż znowu ujrzę pochłaniający mnie lazur. Gdy ponownie mogę się w nim zanurzyć i mam jej uwagę, kontynuuję: – Ja, moja droga Margo, chcę ciebie.
Drży i opiera głowę na moim ramieniu. Nie zwlekając, obejmuję jej drobne ciało i przytulam. Trzymać ją w ramionach po tak długim wyczekiwaniu to pieprzony cud i nieopisane szczęście.
– Chodźmy do środka. Porozmawiamy na spokojnie – proponuję, splatając nasze palce i prowadząc ją w stronę domku.
Po przekroczeniu progu kierujemy się prosto do salonu. Margo, milcząca i wyraźnie zamyślona, rozgląda się po wnętrzu. Może nie jest to miejsce urządzone na najwyższym poziomie luksusu, ale ma w sobie przytulność i spokój, których teraz najbardziej potrzebujemy. Wszystko tu zostało przemyślane tak, by zapewnić jej komfort i sterylne otoczenie niezbędne dla jej rekonwalescencji.
– Usiądź, a ja przyniosę coś do picia – mówię spokojnym tonem, starając się ukryć napięcie.
Jednak Margo zdaje się mieć inny plan. Zamiast usiąść, podchodzi do okna. Przez chwilę stoi nieruchomo, wpatrując się w rozciągający się przed nią krajobraz – las, polanę i jezioro błyszczące w świetle księżyca. W jej spojrzeniu dostrzegam, jak odnajduje spokój w tej scenerii, jakby próbowała zapamiętać ten obraz na zapas.
– Wszystko w porządku? – pytam, podchodząc bliżej i delikatnie kładąc rękę na jej ramieniu. Drży pod moim dotykiem, ale nie odsuwa się. Zamiast tego odwraca się powoli. Jej oczy pozostają zasnute myślami, jakby próbowała odnaleźć odpowiednie słowa.
– Tak – odpowiada cicho, spoglądając na mnie z lekkim uśmiechem. – To miejsce jest… piękne. – Odwraca wzrok do widoku za oknem. – Czuć tu spokój. I ta… czystość.
– To prawda – przytakuję, przyciągając ją bliżej siebie. W jej spojrzeniu dostrzegam coś, co trudno mi zidentyfikować: może to ulga, a może strach przed tym, co dla nas zaplanowałem. – Obiecuję, że zrobię wszystko, by ten spokój trwał. Będę dbał o ciebie tak, jak na to zasługujesz. – W moim głosie słychać determinację. Chcę, by wiedziała, że może na mnie liczyć. – Przywiozłem potrzebne leki i zapoznałem się z twoją dietą. Mamy tu dokładnie to, czego potrzebujesz.
Ciche westchnienie ucieka z jej ust, a potem wtula się w moje ramię, szepcząc ledwo słyszalne „dziękuję”. Jest w tym coś, co rozgrzewa moje serce, choć czuję też jej dystans. Trwamy tak przez chwilę, oboje zanurzeni w ciszy i bliskości, jakby ten moment mógł nas ochronić przed tym, co czai się na zewnątrz.
Wiem jednak, że nie możemy tak trwać. Musimy porozmawiać, wyjaśnić wiele rzeczy. Ale teraz… Teraz chcę, żeby poczuła się bezpiecznie.
– Na co masz ochotę do picia? – pytam, niechętnie przerywając ten cudowny moment.
– Wodę z cytryną, jeśli masz – odpowiada, nieco bardziej ożywiona.
– Jasne, zaraz przyniosę – mówię z uśmiechem i odwracam się, kierując w stronę kuchni.
Gdy podchodzę do lodówki, czuję wibracje telefonu w kieszeni. Sięgam po aparat i odbieram połączenie. Tylko dwie osoby mają ten numer. Swój poprzedni telefon zostawiłem w klubie, zanim ten wyleciał w powietrze.
– Melduj – rzucam bez zbędnych ceregieli.
– Na tę chwilę są przekonani, że zginąłeś podczas wybuchu.
Bosko! O to chodziło.
– A co ze zniknięciem Margo?
– Znasz go… Szaleje i… – milknie na chwilę – terroryzuje nas w rezydencji. W każdym widzi zdrajcę.
Cóż, nic nowego.
– Pamiętaj, że masz zapewnić Jo bezpieczeństwo i za cenę własnego życia chronić przed Angelo, zrozumiano? Będzie podejrzewał głównie ją.
– Jasne.
– Jak Sergio? Wyliże się?
– Ten gnojek już się wypisał ze szpitala – śmieje się. – Gdy nie zastał przy łóżku Jo, wpadł w szał. Mówię ci, twój brat totalnie stracił dla niej głowę.
– Nie on pierwszy i nie ostatni stracił głowę dla kobiety – podsumowuję.
– Racja. – Mój rozmówca reaguje śmiechem.
– Wiesz, co masz robić. – Nie czekam na odpowiedź. Rozłączam się i zabieram się za przygotowanie napoju dla Margo.
Wracam po kilku minutach do salonu, ale nie zastaję w nim Margo.
Co, do chuja?
Rozglądam się nerwowo, ale po niej ani śladu. Czyżby uciekła? W jednej chwili zalewa mnie adrenalina. Odstawiam szklankę z wodą i ruszam na poszukiwania. Z każdym krokiem czuję, jak wzbiera we mnie gniew. Jak mogła zniknąć bez słowa? Moje myśli szaleją, a serce bije jak opętane. Wpadam do każdego pokoju po kolei, z gniewem otwierając drzwi. Salon, kuchnia, sypialnia – wszędzie pusto. Złość miesza się z paniką, a w głowie dudni jedno pytanie: gdzie ona jest? Kiedy wchodzę do ostatniego pokoju, słyszę szum wody. Łazienka. Otwieram drzwi z impetem i wparowuję do środka. Podskakuje wystraszona i upuszcza płyn.
Nie spodziewała się, że będę jej szukał?
Margo stoi pod prysznicem. Jest przerażona. Czuję, jak złość powoli ustępuje miejsca uldze, ale gniew wciąż nie opuszcza mnie całkowicie.
Stoję tak chwilę urzeczony jej pięknem i podziwiam moją kobietę. Ale myśl o tym, że mogłaby ponownie zniknąć z mojego życia, przybiera na sile.
– Margo, co ty wyprawiasz? – mówię, próbując utrzymać opanowany ton, choć w moim głosie słychać jeszcze resztki złości.
Gdy mija zaskoczenie, mówi:
– A nie widać? – odpowiada z sarkazmem, co bardzo mi się nie podoba, tym bardziej że przed chwilą o mało nie dostałem zawału na myśl, że zniknęła.
Ruszam w stronę kabiny i rozsuwam drzwi, wściekły do granic. Piszczy, próbując okryć rękoma intymne miejsca. Bezskutecznie.
– Wyjdź – nakazuję, na co rozszerza oczy. – Nie będę się powtarzał. Masz minutę i widzę cię w salonie.
Odwracam się i wychodzę, zostawiając otwarte drzwi.