ZABÓJCZE PRAGNIENIE FABIO #3 - MAŁGORZATA WIŚNIEWSKA - ebook
NOWOŚĆ

ZABÓJCZE PRAGNIENIE FABIO #3 ebook

Wiśniewska Małgorzata

4,4

30 osób interesuje się tą książką

Opis

Jeszcze kilkanaście miesięcy temu Fabio przysiągł Margo, że uczyni jej życie najlepszym z możliwych. Obiecali sobie miłość, wsparcie i oddanie, ale los zadrwił z ich planów.

Margo trafia w ręce jego brata, Angelo – bezwzględnego szefa mafii, który zmusza ją do małżeństwa i nie pozwala odejść.

Po długiej nieobecności Fabio powraca. Czy będzie walczył o swoją ukochaną, czy też pozostawi przeszłość za sobą? I najważniejsze pytanie: czy będzie miał tyle odwagi, aby postawić się capo?

 

Wciągająca opowieść o miłości, zdradzie i walce o przetrwanie w świecie, gdzie władza i lojalność często idą w parze z brutalnością. Ta pełna napięcia powieść wciągnie Cię od pierwszej strony i nie pozwoli odetchnąć do samego końca.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 237

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (58 ocen)
36
12
7
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Natalieee_zi

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała ♥️ jak każda część 💔
10
AgaKoz2801

Dobrze spędzony czas

Świetne zakończenie trylogia. Pogmatwane losy braci Rusto a zwłaszcza Angela i Fabio którzy zakochali się w tej samej kobiecie ale w całkiem odmienny spisób to jej okazywali to była naprawdę świetna historia.
10
Enust1k

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
10
susiecave

Całkiem niezła

może być
10
Weronika_1985

Nie oderwiesz się od lektury

dobra
00

Popularność




 

 

MAŁ­GO­RZATA WI­ŚNIEW­SKA

 

 

 

 

 

 

ZA­BÓJ­CZE

PRA­GNIE­NIE

Fa­bio

 

BRA­CIA RU­STO # 3

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wodzisław Śląski 2024

Ro­mans ma­fijny 

 

Re­dak­cja: Ewa Hof­f­mann-Ski­biń­ska

Ko­rekta I: Mał­go­rzata Wi­śniew­ska

Ko­rekta II: Jo­anna Po­ma­rań­ska

Pro­jekt okładki: Anna Py­tlik-Ryś

Ła­ma­nie i skład: Mał­go­rzata Wi­śniew­ska

 

 

 

WSZEL­KIE PRAWA ZA­STRZE­ŻONE

WO­DZI­SŁAW ŚLĄ­SKI 2024

 

Wy­da­nie 1

 

ISBN: 978-83-970454-6-0

  

 

Tekst © Co­py­ri­ght by Mał­go­rzata Wi­śniew­ska

Wy­dawca © Co­py­ri­ght by Mał­go­rzata Wi­śniew­ska

Ka­te­go­ria: Ro­mans ma­fijny

Ję­zyk: pol­ski

 

Opis:

 

Jesz­cze kil­ka­na­ście mie­sięcy temu Fa­bio przy­siągł Margo, że uczyni jej ży­cie naj­lep­szym z moż­li­wych. Obie­cali so­bie mi­łość, wspar­cie i od­da­nie, ale los za­drwił z ich pla­nów.

Margo tra­fia w ręce jego brata, An­gelo – bez­względ­nego szefa ma­fii, który zmu­sza ją do mał­żeń­stwa i nie po­zwala odejść.

Po dłu­giej nie­obec­no­ści Fa­bio po­wraca. Czy bę­dzie wal­czył o swoją uko­chaną, czy też po­zo­stawi prze­szłość za sobą? I naj­waż­niej­sze py­ta­nie: czy bę­dzie miał tyle od­wagi, aby po­sta­wić się capo?

Wcią­ga­jąca opo­wieść o mi­ło­ści, zdra­dzie i walce o prze­trwa­nie w świe­cie, gdzie wła­dza i lo­jal­ność czę­sto idą w pa­rze z bru­tal­no­ścią. Ta pełna na­pię­cia po­wieść wcią­gnie Cię od pierw­szej strony i nie po­zwoli ode­tchnąć do sa­mego końca.

 

 

Za­bój­cze pra­gnie­nie to pło­mień,

który po­żera nie tylko ciało, ale i du­szę,

pro­wa­dząc do zguby tych, któ­rzy nie po­tra­fią

go uga­sić.

 

Mał­go­rzata Wi­śniew­ska

 

Pro­log

Jo­ana

 

Gnam przez mia­sto, na­ru­sza­jąc wszyst­kie moż­liwe prze­pisy dro­gowe, i mimo że łzy ogra­ni­czają mi wi­dze­nie, nie zwal­niam. Mu­szę jak naj­szyb­ciej do­stać się do re­zy­den­cji, aby na wła­sne oczy prze­ko­nać się, czy na­prawdę znik­nęła, i aby roz­mó­wić się z An­gelo.

Po te­le­fo­nie od Ste­fano w pierw­szej chwili moje serce roz­pa­dło się na ka­wałki, w dru­giej po­ja­wiła się myśl, że to ko­lejna ma­ni­pu­la­cja psy­chicz­nego An­gelo, a w ko­lej­nej, że je­śli rze­czy­wi­ście coś się stało mo­jej sio­strze, to on za to od­po­wie. Niech so­bie bę­dzie na­wet je­ba­nym Bo­giem – mam to gdzieś…

Z pi­skiem opon za­trzy­muję się pod wej­ściem, za­cią­gam ręczny i wy­bie­gam z auta, nie wy­łą­cza­jąc na­wet sil­nika. Ochro­nia­rze sto­jący przed wej­ściem nie ko­men­tują, tylko usu­wają się z drogi.

W za­wrot­nym tem­pie po­ko­nuję ko­ry­ta­rze i schody, kie­ru­jąc się od razu do po­koju Margo. Nie pu­kam. Za­ma­szy­stym ru­chem otwie­ram drzwi. Za­staję gro­bową ci­szę. Czuję pod po­wie­kami wzbie­ra­jące łzy szu­ka­jące uwol­nie­nia. Bu­zu­jący we mnie gniew prze­ra­dza się w złość i chęć skrzyw­dze­nia wszyst­kich tych, któ­rzy są od­po­wie­dzialni za znik­nię­cie mo­jej sio­stry. Biorę kilka głęb­szych od­de­chów, by zdu­sić w so­bie falę wzma­ga­ją­cego się bólu i spra­wić, aby stał się na­pę­dową siłą ze­msty.

Na­gle wy­czu­wam za ple­cami czy­jąś obec­ność i do­sko­nale wiem, kogo uj­rzę, gdy się od­wrócę – jego za­pach per­fum wy­czu­wam na od­le­głość stu ki­lo­me­trów.

– Żeby było ja­sne…

Do mo­ich uszu do­cho­dzi naj­bar­dziej znie­na­wi­dzony głos na świe­cie.

– …je­śli masz coś wspól­nego z jej znik­nię­ciem, na­wet twój mąż cię przede mną nie ochroni – wy­pluwa z ja­dem An­gelo. – W tym świe­cie nie ma ta­ryfy ulgo­wej.

Od­wra­cam się i reszt­kami sil­nej woli po­wstrzy­muję się, aby nie się­gnąć po broń i nie roz­wa­lić go tu i te­raz. Ale mu­szę żyć, aby od­na­leźć sio­strę. Mar­twa jej się nie przy­dam i tylko ta myśl po­wstrzy­muje mnie przed pod­ję­ciem ry­zyka.

– Nie­źle… A może to wła­śnie twoja sprawka? – su­ge­ruję od­waż­nie, na co za­ci­ska dło­nie w pię­ści. – Z twoją ob­se­sją na punk­cie Margo nie zdzi­wi­ła­bym się, gdy­byś chciał ją od­se­pa­ro­wać od in­nych, od ro­dziny i… Fa­bio. Stać cię na ta­kie sza­leń­stwo – czyż nie?

W mgnie­niu oka jego dłoń za­ci­ska się na mo­jej szyi. Mie­rzymy się nie­na­wist­nym spoj­rze­niem.

– Nie pro­wo­kuj mnie – sy­czy mi pro­sto w twarz, za­cie­śnia­jąc uścisk. Jego zni­żony ton wy­daje się wy­do­by­wać z naj­mrocz­niej­szych cze­lu­ści pie­kła, czym spra­wia, że ogar­nia mnie strach. – Mo­żesz być pewna, że ją od­najdę, a osoba winna jej za­gi­nię­cia, albo ta, która po­mo­gła jej uciec… – robi pauzę, a przez jego twarz prze­ta­cza się coś, czego nie po­tra­fię zba­ga­te­li­zo­wać: zło w czy­stej po­staci, które bę­dzie siało wo­kół straszne spu­sto­sze­nie, do­póki nie osią­gnie celu. Po chwili kon­ty­nu­uje: – Miej się na bacz­no­ści – ostrzega, ale nie po­luź­nia uści­sku, jakby nie mógł się zde­cy­do­wać, czy nie le­piej bę­dzie, je­śli zli­kwi­duje mnie już te­raz.

Zbie­ram się w so­bie, bo nie mogę oka­zać przed nim sza­le­ją­cego we mnie stra­chu. On się nim poi, a ja nie je­stem tak hojna, aby kar­mić jego de­mony. Mam wła­sne, o które mu­szę za­dbać. Na­dal nie wie­rzę w jego nie­win­ność i nie spo­cznę, do­póki nie dojdę prawdy, ale te­raz mu­szę dzia­łać z roz­wagą.

– Nie mam z tym nic wspól­nego, a twoje oskar­że­nia są bez­pod­stawne – za­prze­czam sta­now­czo i pró­buję wy­rwać się z jego że­la­znego uści­sku, ale on wciąż nie pusz­cza.

– To się okaże. – Nie ustę­puje. – To całe za­mie­sza­nie z two­imi bra­cisz­kami, po­rwa­niem… My­ślisz, że nie wiem – śmieje się, ale to taki ro­dzaj śmie­chu, który wy­wo­łuje ciarki na skó­rze. – Uwa­żasz się za taką sprytną, Jo?

Czy on do reszty po­stra­dał zmy­sły?

– Jo? – Na­gle w drzwiach po­ja­wia się Ste­fano. – W po­rządku? – pyta, ale jed­no­cze­śnie pa­trzy na dłoń An­gelo, która po­zo­staje owi­nięta wo­kół mo­jej szyi i na­wet obec­ność ku­zyna zdaje się na nic.

– Nie bar­dzo – wy­du­szam.

– Nie wtrą­caj się, Ste­fano – grzmi An­gelo, nie spusz­cza­jąc ze mnie mro­żą­cego krew w ży­łach wzroku.

– Nie mam ta­kiego za­miaru, ale na li­nii czeka Ser­gio – uspo­kaja go i unosi rękę, w któ­rej trzyma te­le­fon na do­wód swo­ich słów.

Do­piero te­raz An­gelo za­biera dłoń z mo­jej szyi i od­cho­dzi bez słowa.

– Dzię­kuję – mó­wię drżą­cym gło­sem i do­piero te­raz zdaję so­bie sprawę z tego, jak bar­dzo je­stem prze­ra­żona.

Ste­fano chowa te­le­fon do kie­szeni i staje na­prze­ciw mnie, gła­dzi kciu­kiem ślady po­zo­sta­wione na szyi przez An­gelo. Spo­glą­dam na niego i wi­dzę tro­skę wy­ma­lo­waną na jego twa­rzy.

– Ble­fo­wa­łeś, prawda?

– Tak.

– Nie mu­sia­łeś tego ro­bić. Wiesz, co by się stało, gdyby wziął apa­rat do ręki… Boże, na­wet nie chcę my­śleć – mó­wię z nie­do­wie­rza­niem, że ry­zy­ko­wał dla mnie ży­cie.

– O mnie się nie martw. Ja bym się mar­twił te­raz o twoje ślady na szyi… Ser­gio, gdy się do­wie, to roz­pęta się pie­kło. Wiesz o tym?

Cho­lera, jak­bym miała mało pro­ble­mów.

– Nie do­wie się – oświad­czam z pełną mocą. – Ani od cie­bie, ani ode mnie. – Wpa­truję się w niego. Do­piero gdy po­ta­kuje, czuję, jak ucho­dzi ze mnie na­pię­cie.

Ślady za­tu­szuję. Te­raz naj­waż­niej­sze, aby od­na­leźć Margo. I na­cho­dzi mnie myśl: czy in­sy­nu­acja An­gelo, że było za­pla­no­wane, jest bli­skie prawdy? Je­żeli tak, i Margo po­sta­no­wiła uciec, to by ozna­czało, że mi nie ufa.

Ogar­nia mnie ogromny smu­tek.

Gdzie je­steś, sio­stro?

 

 

Roz­dział I

Fa­bio

 

Jej mil­cze­nie nie wróży ni­czego do­brego, ale nie ża­łuję. Zro­bił­bym to po­now­nie, a gdyby za­szła taka po­trzeba, dzia­łał­bym, aż do skutku. Zer­kam na nią w lu­sterku: jest piękna i mimo że ubrana w zwy­kłą su­kienkę, a włosy ma nie­dbale upięte na czubku głowy, na­dal za­piera mi dech w piersi – tracę dla niej głowę. Sie­dzi z za­mknię­tymi oczami i od­dy­cha ciężko. Być może jest w szoku, ba… na pewno, a mimo to wiem, że do­brze zro­bi­łem. I cho­ciaż zdaję so­bie sprawę z moż­li­wych kon­se­kwen­cji, je­stem go­tów je po­nieść, by­leby ten kosz­mar się już skoń­czył. Przy­naj­mniej umrę ze świa­do­mo­ścią, że zro­bi­łem wszystko, co moż­liwe, ABY JĄ od­zy­skać i uwol­nić od męża ty­rana, mo­jego brata. Co prawda pla­no­wa­łem to już od do­brych kil­ku­na­stu mie­sięcy, z wia­do­mych po­wo­dów nie mia­łem jed­nak wy­zna­czo­nego kon­kret­nego dnia, i był­bym głup­cem, gdy­bym nie wy­ko­rzy­stał ta­kiej oka­zji. Co prawda sy­tu­acja nie na­le­żała do przy­jem­nych, na szczę­ście skoń­czyło się suk­ce­sem. Jo i Ser­gio ura­to­wani.

Te­raz pę­dzę au­to­stradą do miej­sca, które dla nas przy­go­to­wa­łem; do na­szego azylu z dala od świata. Nie po­zwolę ode­brać so­bie ko­biety, bez któ­rej nie chcę i nie po­tra­fię żyć.

– Coś ty zro­bił? – Sły­szę na­gle pre­ten­sjo­na­lny ton Margo. – Pro­szę, po­wiedz, że to żart i za chwilę mnie od­sta­wisz.

– To nie jest żart – za­prze­czam sta­now­czo.

– Osza­la­łeś do reszty? Prze­cież wiesz… Boże! Fa­bio, dla­czego!? – za­wo­dzi i chowa twarz w dło­niach.

Margo jest w ta­kim szoku, że nie po­trafi się wy­sło­wić.

Czy li­czy­łem na po­dzię­ko­wa­nia?

Tak.

Czy my­śla­łem, że bę­dzie szczę­śliwa, gdy wy­rwę ją ze szpo­nów męża?

Tak.

Więc co, do chuja?

Biorę kilka głęb­szych od­de­chów na po­skro­mie­nie mroku, który pró­buje wy­do­stać się na ze­wnątrz.

– Po­roz­ma­wiamy o tym na miej­scu, a te­raz od­pocz­nij – mó­wię przez za­ci­śnięte usta, spo­glą­da­jąc w lu­sterko, by za­ob­ser­wo­wać jej re­ak­cję. Na­sze spoj­rze­nia się krzy­żują, a przez jej twarz prze­myka gry­mas nie­za­do­wo­le­nia. No cóż, zdaję so­bie sprawę z tego, że za­brzmiało to jak roz­kaz, ale na­prawdę trudno mi się opa­no­wać. Nie tak miało być, do cho­lery!

– Za­wróć, póki jest szansa na od­krę­ce­nie tego. We­zmę to na sie­bie. Po­wiem, że chcia­łam je­chać na cmen­tarz od­wie­dzić swo­ich bio­lo­gicz­nych ro­dzi­ców… Albo że uda­rem­ni­łeś moją ucieczkę…

– Czy ty sie­bie sły­szysz? I dla­czego, do cho­lery, chcesz tam wra­cać? Ko­chasz go?! Czyż­bym był ta­kim głup­cem i nie za­uwa­żył tego? – uno­szę nieco głos i ude­rzam dło­nią w kie­row­nicę. – Nie wie­rzę, kurwa! Nie wie­rzę!

Zjeż­dżam na po­bo­cze, bo wście­kłość i wi­zje, które mnie te­raz na­wie­dzają, nie po­zwa­lają na kon­ty­nu­owa­nie jazdy.

– Co ro­bisz? – pyta spa­ni­ko­wana, gdy wy­łą­czam sil­nik. Mu­szę wy­siąść.

– Mu­simy so­bie coś wy­ja­śnić. – Od­wra­cam się do niej i do­ty­kam de­li­kat­nie jej po­liczka. – Wy­siądź – na­ka­zuję, pa­trząc na jej za­sko­czoną minę. Jest za­sko­czona moim au­to­ry­ta­tyw­nym to­nem.

Uczu­cie uczu­ciem, ale nie będę to­le­ro­wał ob­łudy i kłamstw.

Otwie­ram jej drzwi. Jej wa­ha­nie daje mi do zro­zu­mie­nia, że nie jest już tak pewna sie­bie, za jaką pró­buje przede mną ucho­dzić. I do­brze. I mimo że pla­no­wa­łem tę roz­mowę na póź­niej, chcia­łem wy­ja­śnić pewne za­sady już te­raz. Nie po­zo­sta­wiła mi wy­boru. Czas od­kryć karty.

Wy­cią­gam rękę w jej stronę, którą chwyta nie­pew­nie i wy­siada. Przy­cią­gam ją do sie­bie gwał­tow­nie, za­ska­ku­jąc ją, przez co z jej ust wy­myka się ci­che sap­nię­cie. Za­cią­gam się jej za­pa­chem, za któ­rym tak bar­dzo tę­sk­ni­łem – drży w re­ak­cji na moje po­czy­na­nia. Po­doba mi się to, jak jej zmy­sły od­bie­rają mój do­tyk.

Chce się od­su­nąć, ale jej na to nie po­zwa­lam, więc ustę­puje, a to mi się cho­ler­nie po­doba.

– Nie myśl so­bie, że mnie udo­bru­chasz! – krzy­czy z wście­kło­ścią. – Na­tych­miast mnie od­wieź. Sły­szysz!? – Wpa­truje się w moje oczy, szu­ka­jąc w nich od­po­wie­dzi, lecz jej nie do­staje. – Co ty so­bie wy­obra­żasz!? On nas za­bije! – kon­ty­nu­uje prze­ra­żona wi­zją kon­se­kwen­cji. – Nie wie­rzę, że je­steś tak głupi…

Uśmie­cham się chy­trze. Zbli­żam usta do jej ucha i szep­czę:

– Pa­mię­tasz, co so­bie kie­dyś obie­ca­li­śmy? – Od­su­wam się, by zo­ba­czyć jej re­ak­cję.

Spo­gląda na mnie nie­pew­nym wzro­kiem, ale wciąż ze zło­ścią.

– Fa­bio… – wzdy­cha i spusz­cza głowę – to było tak dawno temu… – Przy­kła­dam pa­lec do jej ust, po czym uno­szę jej pod­bró­dek, aby na mnie spoj­rzała.

W jej oczach do­strze­gam za­kło­po­ta­nie.

– Tak czy nie?

– Znowu to ro­bisz – wy­rzuca oskar­ży­ciel­sko.

Uśmie­cham się w my­ślach, ale na twa­rzy za­cho­wuję po­wagę.

– Nie od­po­wie­dzia­łaś na moje py­ta­nie – upo­mi­nam ją.

Wpa­truje się we mnie w po­szu­ki­wa­niu ja­kiej­kol­wiek wska­zówki, lecz gdy nic nie znaj­duje, mówi:

– Nie pa­mię­tam. Nie wiem… – W jej gło­sie wy­czu­wam za­gu­bie­nie.

– Za­tem ci przy­po­mnę…

– Nie je­stem już tamtą Margo, więc to nie ma zna­cze­nia – wcho­dzi mi w słowo.

– Bzdura! – za­prze­czam su­ro­wiej, niż za­mie­rza­łem, ale przy­naj­mniej mam jej pełną uwagę. Ła­pię ją za ra­miona i zbli­żam do jej twa­rzy. Złość we mnie sza­leje. – Nie je­steś tą, która te­raz stoi przede mną? Tą, która za­ło­żyła ma­skę, aby do­sto­so­wać się do sy­tu­acji, w ja­kich się zna­la­zła? Przy mnie mo­żesz być sobą, wła­śnie tą Margo, którą za­wsze by­łaś, i któ­rej pra­gnę.

W jej oczach po­ja­wiają się łzy. Kurwa, nie tego chcia­łem, ale mu­szę jej po­ka­zać, że przy mnie nie musi uda­wać ko­goś, kim nie jest: zimną, zdy­stan­so­waną ko­bietą, bez krzty emo­cji.

– Dla­czego mi to ro­bisz? – pyta z ża­lem.

Ta ko­bieta bę­dzie albo moim wy­ba­wie­niem, albo koń­cem…

– Bo cię ko­cham, do cho­lery! – Pusz­czam ją i od­cho­dzę kilka kro­ków, aby ochło­nąć. Wyj­muję z kie­szeni cy­garo.

 

 

Roz­dział II

Margo

 

Kil­ka­na­ście mie­sięcy wcze­śniej

 

Ca­łu­jemy się po­woli, na­mięt­nie. Wsu­wam dło­nie pod jego ko­szulkę i ścią­gam ją. On robi to samo z moją. Śle­dzę pal­cami każdy mię­sień na klatce pier­sio­wej, a on ma­suje moje piersi. Ła­pię pa­sek przy jego spodniach i roz­pi­nam go. Fa­bio unosi bio­dra, by mi uła­twić.

– Margo…

– Hmmm?

– Wiesz, że je­ste­śmy na bal­ko­nie?

– Mhm.

Fa­bio śmie­szą moje zwię­złe od­po­wie­dzi.

– Chodź, ma­leńka, wej­dziemy do środka. – Pod­nosi mnie, a ja owi­jam nogi wo­kół jego bio­der. – Nie chciał­bym sko­pać tyłka ja­kie­muś pod­glą­da­czowi. – Roz­gląda się do­okoła, jakby się upew­niał, że je­ste­śmy sami. Bawi mnie jego za­cho­wa­nie. Cały Fa­bio.

Drogę do sy­pialni po­ko­nu­jemy bar­dzo szybko, cały czas się ca­łu­jąc. Sta­wia mnie na pod­ło­dze i czeka, aż się po­łożę, ale nie taki mam plan. Po­py­cham go na łóżko. Leży na ple­cach z sze­roko otwar­tymi oczami, zdzi­wiony moim za­cho­wa­niem.

– Dzi­siaj ja rzą­dzę – oznaj­miam i uśmie­cham się za­lot­nie.

Zrzu­cam z sie­bie wszystko i stoję przed nim w ca­łej oka­za­ło­ści, naga i pod­nie­cona do gra­nic. Ob­ser­wuje mnie in­ten­syw­nie, uważ­nie, jakby chciał so­bie wy­ryć ten ob­raz w pa­mięci na za­wsze. Wcho­dzę na łóżko i ścią­gam mu bok­serki. Sia­dam na jego bio­drach i nie cze­ka­jąc dłu­żej, się­gam ręką po jego dia­bel­nie im­po­nu­jący sprzęt. Uno­szę lekko bio­dra i wsu­wam go w sie­bie. Po­woli, pul­sa­cyj­nie osu­wam się w dół, a z mo­ich ust wy­rywa się jęk przy­jem­no­ści. Czuję, jak roz­piera mnie od środka. To ta­kie cu­do­wne. Na­sze od­de­chy, jęki, ru­chy ide­al­nie ze sobą współ­grają. Ide­alna sym­fo­nia do­znań. Przy­spie­szam ru­chy, nie mo­gąc do­cze­kać się speł­nie­nia. Oboje go­nimy szczę­ście. Fa­bio jed­nym ru­chem prze­wraca mnie na plecy i te­raz on gó­ruje. Czuję, że jest rów­nie bli­sko mety, co ja. Przy­spie­sza jesz­cze bar­dziej. Jego ru­chy są bru­talne, cha­otyczne i ta­kie… głę­bo­kie. Mam wra­że­nie, że za chwilę prze­bije mnie na wy­lot. Uwiel­biam jego siłę, to, jak mnie po­żąda. Pot leje się z nas, na­sze ciała ocie­rają się o sie­bie, jakby chciały stać się jed­no­ścią; jak­by­śmy nie mo­gli się sobą na­sy­cić; jak­by­śmy za­raz mieli wy­twa­rzać elek­trycz­ność. In­ten­syw­nie, ale cią­gle za mało.

– Margo, dłu­żej nie wy­trzy­mam – oznaj­mia. – Dojdź dla mnie, mała.

– Je­stem. Tuż. Za. Tobą – od­po­wia­dam mię­dzy pchnię­ciami.

Wbija się we mnie jesz­cze moc­niej. Wspi­namy się wspól­nie na szczyt. Za­ci­skam moc­niej palce na jego ra­mio­nach. Or­gazm wy­bu­cha we mnie ni­czym wul­kan. Czuję, jak za­lewa moje wnę­trze. Oboje dy­szymy, spo­ceni i speł­nieni. Opada na mnie ca­łym cia­łem i przy­gniata do ma­te­raca. Ca­łuje de­li­kat­nie, jak­bym była z por­ce­lany. Obej­muję go i od­daję po­ca­łunki.

– Je­steś nie­sa­mo­wita i tylko moja – stwier­dza po­waż­nie i pa­trzy mi pro­sto w oczy.

– Tylko twoja – od­po­wia­dam pew­nie.

– Ko­cham cię, Margo. Tak bar­dzo cię ko­cham. – Składa po­ca­łu­nek na mo­ich ustach. – Obie­caj, że ni­gdy mnie nie opu­ścisz. – Sły­szę bła­ga­nie w jego gło­sie. – Nie prze­żył­bym tego.

– Obie­cuję. A te­raz ko­chaj mnie do utraty zmy­słów i czyń swoją po­win­ność przez resztę nocy.

Tej nocy stra­ci­łam ra­chubę, ile to razy uczy­nił mnie swoją. Za­snę­li­śmy wy­koń­czeni, wtu­leni w sie­bie, na­pa­wa­jąc się swoją bli­sko­ścią.

 

Te­raz

 

Jego py­ta­nie przy­wo­łało wspo­mnie­nia. Gdyby wie­dział, ile razy de­spe­racko chwy­ta­łam się ich, ni­czym to­nący brzy­twy, aby prze­trwać… Ja jed­nak wiem jedno – wbrew temu, co my­śli Fa­bio, na­prawdę nie je­stem już tamtą dziew­czyną.

Opie­ram się o auto i otu­lam ra­mio­nami. Czuję się zu­peł­nie bez­radna. Mam ochotę wyć. Na­dal nie mogę uwie­rzyć w to, co zro­bił. To jest ży­cze­nie śmierci. Prze­cież oboje do­sko­nale wiemy, że An­gelo nie od­pu­ści. Ni­gdy. Ta myśl drąży mi dziurę w mó­zgu.

Spo­glą­dam na Fa­bio, który z gnie­wem pali cy­garo i wpa­truje się w dal, jakby pró­bo­wał zna­leźć od­po­wie­dzi na swoje py­ta­nia. Przy­glą­dam mu się z uwagą – wy­gląda nieco ina­czej. Ten rok do­dał mu mę­sko­ści na twa­rzy, na­to­miast po­sturę ma im­po­nu­jącą jak za­wsze. W tej czar­nej ko­szuli z pod­wi­nię­tymi rę­ka­wami i w spodniach od gar­ni­turu wy­gląda obłęd­nie: ucie­le­śnie­nie snów więk­szo­ści ko­biet. Za­ciąga się cy­ga­rem. Na­wet przy tak nie­znacz­nym ru­chu na­pięły się jego mię­śnie, które te­raz od­zna­czyły się pod ma­te­ria­łem. Jego mę­skie dło­nie, które dały mi tak wiele przy­jem­no­ści.

Boże…

Ogląda się, jakby wy­czuł, że na niego pa­trzę i do­kąd za­ga­lo­po­wały się moje my­śli. Przy­ła­pana, szybko spusz­czam wzrok i wbi­jam go w zie­mię. Po chwili sły­szę zbli­ża­jące się w kroki.

– Je­dziemy – in­for­muje i wsiada za kie­row­nicę bez słowa.

I tyle by­łoby mo­jego fan­ta­zjo­wa­nia.

– Od­wieź mnie. – Nie daję za wy­graną. Niech się wścieka – to ja mam prawo być zła. To on bez mo­jej zgody za­brał mnie z re­zy­den­cji i po­now­nie na­ra­ził na gniew An­gelo.

Na­gle wszystko dzieje się w mgnie­niu oka.

Fa­bio wy­ska­kuje z auta, po­py­cha mnie na drzwi i przy­ci­ska do nich swoim cia­łem. Szar­pię się, ale na nic moje sta­ra­nia.

– Jedno, ale cho­ler­nie ważne py­ta­nie – ce­dzi przez zęby. – Ko­chasz go?

On tak na se­rio? Jak mo­gła­bym ko­chać po­twora, który za­mie­nił moje ży­cie w pie­kło?

– Za kogo ty mnie masz? – obu­rzam się i znowu się wy­ry­wam. – Puść mnie! – żą­dam, ale on tylko wzmac­nia na­cisk. Za­pada ci­sza, dość długa, ale przy­naj­mniej się uspo­ka­jam i do­ciera do mnie, skąd to py­ta­nie.

– Margo, nie te­stuj mo­jej cier­pli­wo­ści – ostrzega. – Nie mamy na to czasu. Za­pewne jego zbiry są już w dro­dze i za­raz nas tu znajdą, a chyba tego nie chcesz…

Nie mu­szę od­po­wia­dać – drże­nie mo­jego ciała zdra­dza lęk przed tym sce­na­riu­szem.

Ki­wam nie­znacz­nie głową.

– No więc jak? Ko­chasz go? – Tymi pięk­nymi oczyma, w któ­rych za­ko­cha­łam się bez pa­mięci, prze­wierca mnie na wy­lot.

– Nie, nie mam syn­dromu sztok­holm­skiego – od­po­wia­dam z pew­no­ścią w gło­sie.

– Za­tem nie za­wra­camy – oznaj­mia, a mnie za­tyka.

Czy gdy­bym po­wie­działa, że go ko­cham, to by mnie od­wiózł? Usza­no­wałby moje uczu­cia? Ja­koś trudno mi w to uwie­rzyć.

– Fa­bio… – za­czy­nam, ale nie wiem, co chcę po­wie­dzieć. To do­pro­wa­dza mnie do szału. Fa­bio mąci mi w gło­wie, a plan, który mia­łam, po­szedł w…

– Po­ga­damy o tym na miej­scu, a te­raz, pro­szę cię, wsiądź do tego pie­przo­nego auta.

Od­py­cham go, tym ra­zem po­zwala mi na to. Wsia­dam, wciąż ki­piąc zło­ścią, z ca­łej siły trza­skam drzwiami: niech wie, że nie ak­cep­tuję jego po­stę­po­wa­nia.

On rów­nież wsiada. Ką­tem oka za­uwa­żam, że przy­gląda mi się w od­bi­ciu lu­sterka, i tym ra­zem nie ukrywa swo­jego nie­za­do­wo­le­nia i zdzi­wie­nia siłą, z jaką za­mknę­łam drzwi. Mam to gdzieś. Mu­szę wró­cić do re­zy­den­cji, do­póki nie jest za późno.

Kie­ro­wana wście­kło­ścią, nie­chcący się zdra­dzi­łam – nikt nie wie o mo­ich po­stę­pach. Gdy Luca po­wie­dział mi, że prze­szczep się przy­jął, ćwi­czy­łam w ukry­ciu, żeby jak naj­szyb­ciej od­zy­skać siły, jed­no­cze­śnie prze­ko­nu­jąc wszyst­kich do­okoła, że wciąż mi słabo. Od­wle­ka­łam mo­ment, w któ­rym An­gelo uświa­domi so­bie, że je­stem już w pełni sprawna i po­woła się na moje obo­wiązki żony. Na samą myśl robi mi się nie­do­brze. Z dru­giej zaś strony chcia­łam uśpić czuj­ność An­gelo – słaba nie ucieknę i nie za­grożę capo.

Fa­bio pro­wa­dzi, ale co chwilę zerka na mnie w gór­nym lu­sterku, ob­ser­wu­jąc każdy mój ruch. Na­dal nie mogę uwie­rzyć w to, co zro­bił.

Opie­ram głowę o za­głó­wek i przy­my­kam oczy, za­sta­na­wia­jąc się, jaki plan ma Fa­bio. My­śli krążą wo­kół py­ta­nia: czy pa­mię­tam, co so­bie obie­ca­li­śmy… Pa­mię­tam aż za do­brze i nie tylko te do­bre mo­menty.

 

Kil­ka­na­ście mie­sięcy wcze­śniej – re­zy­den­cja Ru­sto

 

– Margo, idź na górę i od­pocz­nij. Do­ris po­każe ci, gdzie jest na­sza sy­pial­nia. Nie­długo do cie­bie do­łą­czę. – Gdy An­gelo koń­czy wy­da­wać mi po­le­ce­nia, pod­cho­dzi i ca­łuje prze­lot­nie w usta. – Nic nie kom­bi­nuj – ostrzega, po czym od­cho­dzi.

Roz­glą­dam się za wspo­mnianą wcze­śniej Do­ris, ale ni­kogo nie wi­dzę. Po­sta­na­wiam sama zna­leźć po­kój. Gdy już mam udać się w kie­runku scho­dów, ja­kaś siła nie po­zwala mi się ru­szyć z miej­sca. Wiem, co to jest: strach. Jak tam wejdę, na długo nie opusz­czę tego miej­sca. Wpa­truję się w drzwi i roz­wa­żam moż­li­wo­ści. Co, je­śli prze­kro­czę próg, ale nie uda mi się uciec poza te­ren po­sia­dło­ści? Bę­dzie bo­le­śnie, to pewne. Na­gle drzwi stają otwo­rem. Wstrzy­muję od­dech.

– Fa­bio!? – Z im­pe­tem rzu­cam się w jego ra­miona. Zna­lazł mnie. Te­raz już bę­dzie do­brze.

– Margo? – Pa­trzy, jakby zo­ba­czył du­cha. Za­myka mnie w swo­ich ra­mio­nach i mocno do sie­bie tuli. Po­tem ła­pie moją twarz w dło­nie i ska­nuje ją, jakby szu­kał ran świad­czą­cych o do­zna­nych krzyw­dach. – Nic ci nie jest? Co się stało? Ktoś cię skrzyw­dził? – Z tej ra­do­ści cał­kiem za­po­mnia­łam, gdzie się znaj­du­jemy.

– Mu­simy ucie­kać. On za­raz wróci – mó­wię w pa­nice i cią­gnę go za rękę do wyj­ścia.

– Kto wróci? – pyta zdez­o­rien­to­wany Fa­bio.

– Wy­bie­rasz się do­kądś, ko­cha­nie? – Włosy stają mi dęba na dźwięk głosu mo­jego męża. Cho­wam się za Fa­bio w na­dziei, że jest w sta­nie po­wstrzy­mać tego po­twora.

– Ko­cha­nie? – po­wta­rza za nim Fa­bio. – O co tu, do cho­lery, cho­dzi, bra­cie? Dla­czego zwra­casz się do mo­jej dziew­czyny „ko­cha­nie”? – Fa­bio się jeży i robi krok w stronę An­gelo, cały czas mnie za­sła­nia­jąc.

Bra­cie? Moje ży­cie wła­śnie do­bie­gło końca. Wszelka na­dzieja na ra­tu­nek, na szczę­śliwe za­koń­cze­nie, wła­śnie le­gła w gru­zach.

– Margo jest moją żoną – od­po­wiada An­gelo.

Na te słowa Fa­bio za­czyna krą­żyć, ner­wowo prze­cze­su­jąc włosy. Za­trzy­muje się i pa­trzy na mnie. Ale to, co wi­dzę w jego oczach, mrozi mi krew w ży­łach. On jest na mnie… zły?

– Jak mo­głaś mi to zro­bić? Wy­zna­łem ci mi­łość, a ty tak mi się od­pła­casz! Zni­kam na chwilę, a ty od razu wska­ku­jesz mo­jemu bratu do łóżka!? – krzy­czy wście­kły. Jego oskar­że­nia miaż­dżą moje serce. Kulę się pod drzwiami i za­kry­wam uszy, by nie sły­szeć oskar­żeń. – Ża­łuję, że cię po­zna­łem! Je­steś zwy­kłą dziwką!

Za­kry­wam usta ręką, gdy moim cia­łem wstrząsa szloch. Jego słowa, ni­czym szty­let, tną mi du­szę na ka­wałki. Ból fi­zyczny, jaki za­dał mi An­gelo, jest ni­czym w po­rów­na­niu ze sło­wami Fa­bio.

– Co chcia­łaś tym osią­gnąć? Chcia­łaś nas po­róż­nić? O co ci, kurwa, cho­dzi, do cho­lery? Mów! – Pod­cho­dzi, szar­pie mną i po­trząsa, ści­ska­jąc mocno za ra­miona. On żąda od­po­wie­dzi, a ja pra­gnę w tej chwili umrzeć.

 

Te­raz

 

Nie po­tra­fię po­wstrzy­mać łez. To wspo­mnie­nie za każ­dym ra­zem boli tak samo i choć­bym nie wia­domo jak sta­rała się zro­zu­mieć jego za­cho­wa­nie, to nie po­tra­fię. Nie dał mi dojść do słowa…

Zer­kam w jego stronę, by spraw­dzić, czy na­dal mnie ob­ser­wuje – jed­nak on ma wzrok sku­piony na dro­dze.

Resztę drogi po­ko­nu­jemy w ci­szy, każde po­grą­żone w swo­ich my­ślach. Na­wet je­śli wi­dział mój ból, nie dał tego po so­bie po­znać. Jego twarz nie wy­ra­żała żad­nych emo­cji – ty­powe dla braci Ru­sto.

 

 

Roz­dział III

Fa­bio

 

By­łem prze­ko­nany, że gdy uwol­nię Margo z rąk mo­jego brata, po­czuję się o wiele le­piej, a Margo bę­dzie mi wdzięczna. Nie­stety tak się nie stało. Wie­rzy­łem w swój plan, ale nie są­dzi­łem, że roz­złosz­czę Margo. I te jej łzy, które za każ­dym ra­zem przy­po­mi­nają mi, jak bar­dzo wtedy spier­do­li­łem, nie da­jąc jej dojść do słowa. Ale czy uwie­rzył­bym jej wtedy…? Wąt­pię. Jed­nak wró­ci­łem i nie za­mie­rzam jej pu­ścić wolno. Wy­tłu­ma­czę jej wszystko i przed­sta­wię plan. Może zro­zu­mie? Może znowu bę­dziemy szczę­śliwi?

Na samo wspo­mnie­nie chwili na par­kingu, gdy przy­ci­sną­łem ją do sie­bie i za­cią­gną­łem się jej nie­ziem­skim za­pa­chem… Prze­pa­dłem tak jak pierw­szego dnia, gdy ją spo­tka­łem. Już wtedy wie­dzia­łem, że jest dla mnie stwo­rzona i udo­wod­nię jej to po­now­nie. Od­zy­skam moją ko­bietę, choćby to miała być ostat­nia mi­sja w moim ży­ciu.

Par­kuję przed dom­kiem w le­sie, a wtedy Margo się wy­bu­dza. Roz­gląda się z za­cie­ka­wie­niem, a do­piero po chwili za­trzy­muje na mnie swój py­ta­jący wzrok.

– Na­dal upie­ram się, abyś od­sta­wił mnie z po­wro­tem… – mówi ze smut­kiem w gło­sie. Chcę jej prze­rwać, ale unosi rękę, aby mnie uci­szyć i kon­ty­nu­uje: – Ale naj­pierw po­roz­ma­wiajmy, je­śli to dla cie­bie tak ważne. – Ła­pie klamkę i wy­siada.

Prze­cze­suję ner­wowo włosy, sta­ra­jąc się trzy­mać nerwy na wo­dzy. Okrą­żam auto i pod­cho­dzę do niej wol­nym kro­kiem. Margo ob­ser­wuje mnie uważ­nie i mimo że stara się nie oka­zy­wać tego, jak na nią dzia­łam, ja wy­raź­nie wi­dzę, że wciąż mam nad nią wła­dzę. Wi­dzę, jak prze­łyka ślinę, jak ner­wowo po­ciera dło­nie.

Za­trzy­muję się przed nią i ła­pię ją za kark. Po­cie­ram pal­cami jej de­li­katną skórę, wy­wo­łu­jąc ciarki na ciele. Zbli­żam twarz do jej – roz­sze­rza oczy w zdu­mie­niu i lekko roz­chyla usta. Jej od­dech przy­spie­sza i to jest dla mnie sy­gnał. Przy­wie­ram do jej mięk­kich ust, opla­ta­jąc rękę wo­kół jej ta­lii i przy­ci­skam do swo­jego torsu. Margo na po­czątku nie bie­rze udziału w po­ca­łunku, do­piero gdy ata­kuję ję­zy­kiem jej usta, pod­daje się. Za­rzuca ręce na mój kark i na­piera na mnie co­raz moc­niej, po­głę­bia­jąc po­ca­łu­nek. Ocie­ramy się o sie­bie, jak by­śmy chcieli wy­two­rzyć iskrę ognia. Nasz po­ca­łu­nek jest od­zwier­cie­dle­niem zwie­rzę­cego pra­gnie­nia. Nie mogę się po­wstrzy­mać. Wsu­wam dłoń w jej włosy i za­ci­skam w pię­ści. Z tru­dem od­ry­wam się od niej i od­chy­lam jej głowę, by móc spoj­rzeć w jej oczy pełne po­żą­da­nia, a ona wy­daje z sie­bie ten przy­jemny jęk, za któ­rym tak bar­dzo tę­sk­ni­łem.

– Wiesz, co mam ochotę te­raz z tobą zro­bić? – py­tam za­chryp­nię­tym gło­sem, jed­no­cze­śnie prze­no­sząc rękę na jej szyję. Sunę nią po­woli w dół, do jej krą­głych piersi. Margo stoi zdez­o­rien­to­wana, jakby nie wie­rzyła w to, co się przed chwilą wy­da­rzyło. – O nie, nie, moja droga: to się stało i nic, co po­wiesz, tego nie zmieni – oznaj­miam po­waż­nym to­nem, pa­trząc pro­sto w jej nie­bie­skie, za­mglone po­żą­da­niem oczy.

Opusz­cza wzrok.

– Fa­bio, nie mo­żemy… – ję­czy i za­czyna się wier­cić, aby wy­swo­bo­dzić się z uści­sku.

Chwy­tam sta­now­czo jej pod­bró­dek i uno­szę, aby mieć pew­ność, że wy­raź­nie usły­szy i zro­zu­mie, co mam do po­wie­dze­nia.

– Mo­żemy wszystko, czego chcemy. – Margo przy­myka po­wieki, jakby szu­ka­jąc w so­bie siły na od­par­cie tego, co się w niej ko­tłuje. Cze­kam, aż znowu uj­rzę po­chła­nia­jący mnie la­zur. Gdy po­now­nie mogę się w nim za­nu­rzyć i mam jej uwagę, kon­ty­nu­uję: – Ja, moja droga Margo, chcę cie­bie.

Drży i opiera głowę na moim ra­mie­niu. Nie zwle­ka­jąc, obej­muję jej drobne ciało i przy­tu­lam. Trzy­mać ją w ra­mio­nach po tak dłu­gim wy­cze­ki­wa­niu to pie­przony cud i nie­opi­sane szczę­ście.

– Chodźmy do środka. Po­roz­ma­wiamy na spo­koj­nie – pro­po­nuję, spla­ta­jąc na­sze palce i pro­wa­dząc ją w stronę domku.

Po prze­kro­cze­niu progu kie­ru­jemy się pro­sto do sa­lonu. Margo, mil­cząca i wy­raź­nie za­my­ślona, roz­gląda się po wnę­trzu. Może nie jest to miej­sce urzą­dzone na naj­wyż­szym po­zio­mie luk­susu, ale ma w so­bie przy­tul­ność i spo­kój, któ­rych te­raz naj­bar­dziej po­trze­bu­jemy. Wszystko tu zo­stało prze­my­ślane tak, by za­pew­nić jej kom­fort i ste­rylne oto­cze­nie nie­zbędne dla jej re­kon­wa­le­scen­cji.

– Usiądź, a ja przy­niosę coś do pi­cia – mó­wię spo­koj­nym to­nem, sta­ra­jąc się ukryć na­pię­cie.

Jed­nak Margo zdaje się mieć inny plan. Za­miast usiąść, pod­cho­dzi do okna. Przez chwilę stoi nie­ru­chomo, wpa­tru­jąc się w roz­cią­ga­jący się przed nią kra­jo­braz – las, po­lanę i je­zioro błysz­czące w świe­tle księ­życa. W jej spoj­rze­niu do­strze­gam, jak od­naj­duje spo­kój w tej sce­ne­rii, jakby pró­bo­wała za­pa­mię­tać ten ob­raz na za­pas.

– Wszystko w po­rządku? – py­tam, pod­cho­dząc bli­żej i de­li­kat­nie kła­dąc rękę na jej ra­mie­niu. Drży pod moim do­ty­kiem, ale nie od­suwa się. Za­miast tego od­wraca się po­woli. Jej oczy po­zo­stają za­snute my­ślami, jakby pró­bo­wała od­na­leźć od­po­wied­nie słowa.

– Tak – od­po­wiada ci­cho, spo­glą­da­jąc na mnie z lek­kim uśmie­chem. – To miej­sce jest… piękne. – Od­wraca wzrok do wi­doku za oknem. – Czuć tu spo­kój. I ta… czy­stość.

– To prawda – przy­ta­kuję, przy­cią­ga­jąc ją bli­żej sie­bie. W jej spoj­rze­niu do­strze­gam coś, co trudno mi zi­den­ty­fi­ko­wać: może to ulga, a może strach przed tym, co dla nas za­pla­no­wa­łem. – Obie­cuję, że zro­bię wszystko, by ten spo­kój trwał. Będę dbał o cie­bie tak, jak na to za­słu­gu­jesz. – W moim gło­sie sły­chać de­ter­mi­na­cję. Chcę, by wie­działa, że może na mnie li­czyć. – Przy­wio­złem po­trzebne leki i za­po­zna­łem się z twoją dietą. Mamy tu do­kład­nie to, czego po­trze­bu­jesz.

Ci­che wes­tchnie­nie ucieka z jej ust, a po­tem wtula się w moje ra­mię, szep­cząc le­dwo sły­szalne „dzię­kuję”. Jest w tym coś, co roz­grzewa moje serce, choć czuję też jej dy­stans. Trwamy tak przez chwilę, oboje za­nu­rzeni w ci­szy i bli­sko­ści, jakby ten mo­ment mógł nas ochro­nić przed tym, co czai się na ze­wnątrz.

Wiem jed­nak, że nie mo­żemy tak trwać. Mu­simy po­roz­ma­wiać, wy­ja­śnić wiele rze­czy. Ale te­raz… Te­raz chcę, żeby po­czuła się bez­piecz­nie.

– Na co masz ochotę do pi­cia? – py­tam, nie­chęt­nie prze­ry­wa­jąc ten cu­do­wny mo­ment.

– Wodę z cy­tryną, je­śli masz – od­po­wiada, nieco bar­dziej oży­wiona.

– Ja­sne, za­raz przy­niosę – mó­wię z uśmie­chem i od­wra­cam się, kie­ru­jąc w stronę kuchni.

Gdy pod­cho­dzę do lo­dówki, czuję wi­bra­cje te­le­fonu w kie­szeni. Się­gam po apa­rat i od­bie­ram po­łą­cze­nie. Tylko dwie osoby mają ten nu­mer. Swój po­przedni te­le­fon zo­sta­wi­łem w klu­bie, za­nim ten wy­le­ciał w po­wie­trze.

– Mel­duj – rzu­cam bez zbęd­nych ce­re­gieli.

– Na tę chwilę są prze­ko­nani, że zgi­ną­łeś pod­czas wy­bu­chu.

Bo­sko! O to cho­dziło.

– A co ze znik­nię­ciem Margo?

– Znasz go… Sza­leje i… – milk­nie na chwilę – ter­ro­ry­zuje nas w re­zy­den­cji. W każ­dym wi­dzi zdrajcę.

Cóż, nic no­wego.

– Pa­mię­taj, że masz za­pew­nić Jo bez­pie­czeń­stwo i za cenę wła­snego ży­cia chro­nić przed An­gelo, zro­zu­miano? Bę­dzie po­dej­rze­wał głów­nie ją.

– Ja­sne.

– Jak Ser­gio? Wy­liże się?

– Ten gno­jek już się wy­pi­sał ze szpi­tala – śmieje się. – Gdy nie za­stał przy łóżku Jo, wpadł w szał. Mó­wię ci, twój brat to­tal­nie stra­cił dla niej głowę.

– Nie on pierw­szy i nie ostatni stra­cił głowę dla ko­biety – pod­su­mo­wuję.

– Ra­cja. – Mój roz­mówca re­aguje śmie­chem.

– Wiesz, co masz ro­bić. – Nie cze­kam na od­po­wiedź. Roz­łą­czam się i za­bie­ram się za przy­go­to­wa­nie na­poju dla Margo.

Wra­cam po kilku mi­nu­tach do sa­lonu, ale nie za­staję w nim Margo.

Co, do chuja?

Roz­glą­dam się ner­wowo, ale po niej ani śladu. Czyżby ucie­kła? W jed­nej chwili za­lewa mnie ad­re­na­lina. Od­sta­wiam szklankę z wodą i ru­szam na po­szu­ki­wa­nia. Z każ­dym kro­kiem czuję, jak wzbiera we mnie gniew. Jak mo­gła znik­nąć bez słowa? Moje my­śli sza­leją, a serce bije jak opę­tane. Wpa­dam do każ­dego po­koju po ko­lei, z gnie­wem otwie­ra­jąc drzwi. Sa­lon, kuch­nia, sy­pial­nia – wszę­dzie pu­sto. Złość mie­sza się z pa­niką, a w gło­wie dudni jedno py­ta­nie: gdzie ona jest? Kiedy wcho­dzę do ostat­niego po­koju, sły­szę szum wody. Ła­zienka. Otwie­ram drzwi z im­pe­tem i wpa­ro­wuję do środka. Pod­ska­kuje wy­stra­szona i upusz­cza płyn.

Nie spo­dzie­wała się, że będę jej szu­kał?

Margo stoi pod prysz­ni­cem. Jest prze­ra­żona. Czuję, jak złość po­woli ustę­puje miej­sca uldze, ale gniew wciąż nie opusz­cza mnie cał­ko­wi­cie.

Stoję tak chwilę urze­czony jej pięk­nem i po­dzi­wiam moją ko­bietę. Ale myśl o tym, że mo­głaby po­now­nie znik­nąć z mo­jego ży­cia, przy­biera na sile.

– Margo, co ty wy­pra­wiasz? – mó­wię, pró­bu­jąc utrzy­mać opa­no­wany ton, choć w moim gło­sie sły­chać jesz­cze resztki zło­ści.

Gdy mija za­sko­cze­nie, mówi:

– A nie wi­dać? – od­po­wiada z sar­ka­zmem, co bar­dzo mi się nie po­doba, tym bar­dziej że przed chwilą o mało nie do­sta­łem za­wału na myśl, że znik­nęła.

Ru­szam w stronę ka­biny i roz­su­wam drzwi, wście­kły do gra­nic. Pisz­czy, pró­bu­jąc okryć rę­koma in­tymne miej­sca. Bez­sku­tecz­nie.

– Wyjdź – na­ka­zuję, na co roz­sze­rza oczy. – Nie będę się po­wta­rzał. Masz mi­nutę i wi­dzę cię w sa­lo­nie.

Od­wra­cam się i wy­cho­dzę, zo­sta­wia­jąc otwarte drzwi.