Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
ZMARLI NIGDY NIE ODCHODZĄ BEZ ŚLADU.
Umarli. Odeszli ostatecznie i nieodwołalnie. Ale czy śmierć oznacza koniec? Czy tylko drzwi do innego świata? Wszyscy mamy kogoś po drugiej stronie. Tęsknimy za naszymi bliskimi – ludźmi i zwierzętami. Czasem o nich śnimy. Niekiedy mamy wrażenie, że… są tuż obok. Mówimy do nich. I wydaje nam się, że oni odpowiadają.
Zmarli nie odchodzą bez śladu. Czasem zostają z nami nawet ślady tych, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Schematy postępowania i wzorce przekazywane przez pokolenia mają swoje korzenie w kimś, kto kiedyś żył. Człowiek odszedł, ale relacja z nim trwa. Tworzymy bowiem związki nie tylko z żywymi, ale i z tymi, którzy są już po drugiej stronie z pozoru nieprzeniknionej zasłony.
Słowo „duchy” brzmi dramatycznie i kojarzy się z horrorem. Tymczasem temat naszych relacji ze zmarłymi coraz częściej interesuje naukowców. Psychologowie nie negują już takich doświadczeń. Raczej zastanawiają się, co możemy zrobić, by po śmierci bliskich nam osób lepiej żyć. Jak czytać sny, w których nas odwiedzają? Jak szukać w rodzinnej historii ukrytych przekazów?
Pozostańmy w kontakcie. Bo zmarli mogą wiele dać tym, których pozostawili.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 269
Umarli i odeszli. Ostatecznie i nieodwołalnie. My jesteśmy tu, a oni tam. Oddzieleni zasłoną, przez którą nic nie widać; opadła i odcięła ich – ludzi, których kochaliśmy. Ludzi, których nienawidziliśmy. Albo jedno i drugie
A może… wcale ich nie ma?
„Ten, kto żyje w pamięci swoich bliskich, nie umarł, pozostaje tylko oddalony; martwy jest jedynie ten, kto został zapomniany”, uważał Immanuel Kant. Nie miał racji.
Podczas pracy nad tą książką doszłam do wniosku, że określenia „martwy” i „żywy” nie są tak zero-jedynkowe, jak mi się wcześniej wydawało. Muszę stwierdzić, że światy żywych i umarłych się przenikają. Na rozmaite sposoby. Gdy dziedziczymy i śnimy traumę sprzed dziesięcioleci, gdy powielamy los członka rodziny sprzed kilkuset lat, bliźniaczo podobny. Gdy próbujemy w życiu i śmierci ważnych dla nas ludzi znaleźć sens i cel. Gdy nam się śnią, gdy ich widujemy, sami nie mogąc w to uwierzyć, wiele lat po ich śmierci. Gdy czujemy, czasem codziennie, ich obecność.
Tak, duchy istnieją. Nie mam pojęcia, czy istnieją „naprawdę”, to znaczy czy są w stanie zobaczyć je postronni świadkowie. A może są jedynie projekcją umysłów osób, którym pragną się ukazać i które chcą je zobaczyć? Oni wszyscy tam są – ludzie, zwierzęta – niemal na wyciągnięcie ręki.
Sama nie doświadczyłam wielu takich „nadprzyrodzonych” spotkań. Ale rozmawiałam z kilkudziesięcioma osobami, które coś takiego przeżyły i nie mają najmniejszych wątpliwości, że nie były to halucynacje. Jak zresztą halucynacjami wytłumaczyć przekazanie z zaświatów informacji, które żywym były niezbędne do przetrwania w czasie wojny albo pomogły wykryć na wczesnym etapie groźną chorobę? Nie da się. Jak wyjaśnić psujące się sprzęty czy migające światło tuż po czyjejś śmierci albo w jej rocznicę?
Wielokrotnie, słuchając znajomych i znajomych znajomych – wiele historii poznałam dzięki ogłoszeniu umieszczonemu na Facebooku – przecierałam oczy ze zdumienia. Z wykształcenia jestem psycholożką i opieram się tu nie tylko na anegdotach, czyli opowieściach ludzi, ale też na twardych danych, badaniach naukowych. To nie jest książka ezoteryczna. To książka psychologiczna o kontaktach, które zmarli utrzymują z żyjącymi.
Wszystkie przedstawione tu historie są prawdziwe, zmieniłam jednak imiona osób, które się nimi ze mną podzieliły, oraz niekiedy szczegóły z ich życia umożliwiające identyfikację. Ludzie pisali do mnie w wiadomościach prywatnych, dzwonili i prawie wszyscy zastrzegali: „Tylko wiesz, anonimowo. Nie chcę wyjść na takiego, co to wierzy w duchy!”.
Ja już w nie wierzę.
Bardzo bała się tej operacji. Ojciec Ewy (42 lata) też chorował na serce – był operowany w wieku 44 lat, zmarł na stole. Ewa była wtedy nastolatką. Bardzo to przeżyła. Gdy więc już jako dorosła kobieta dowiedziała się, że ma wadę serca, niedomykalność zastawki mitralnej, odwlekała decyzję o operacji najdłużej jak mogła. Gdy wyznaczono już termin, Ewa zaczęła doświadczać ataków paniki – dwa były tak gwałtowne, że jej mąż musiał wezwać pogotowie, bo bał się, że Ewa ma zawał. I wtedy przyśnił się jej ojciec.
„To wydarzyło się tuż po drugim ataku, wróciłam wieczorem do domu po badaniach. Zasnęłam bardzo szybko, pewnie za sprawą leków przeciwlękowych. We śnie jechałam z tatą samochodem; wracaliśmy z gór naszą trasą do domu w Krakowie. W pewnym momencie szosa biegnie ostro w dół, a potem skręca na most na rzece. Właśnie tą drogą zjeżdżaliśmy w moim śnie, bardzo szybko. Tata wydawał się tym jednak zupełnie nie przejmować, a i ja byłam nad wyraz spokojna. Mimo to powiedziałam do niego: Boję się. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się i odpowiedział: Wiem, ale nie ma czego. Wtedy się zorientowałam, że tata nie zamierza skręcić na most, samochód pruł z zawrotną prędkością wprost na barierki, do rzeki. Spojrzałam na niego, a on tylko rzucił z uśmiechem: Jeszcze nie czas. Wtedy otworzyły się drzwi od strony pasażera i tata lekkim ruchem wypchnął mnie z auta. Byłam jak piórko, uniósł mnie podmuch powietrza i opadłam łagodnie na trawę przy szosie. Obok mnie przejeżdżały samochody: jak to, czemu nie stają, był wypadek! Podniosłam się i podbiegłam do barierek mostu. Spojrzałam w dół na rzekę. Żadnego samochodu tam nie było”, opowiada swój sen Ewa.
W tym momencie się obudziła. Przepełniały ją uczucia: ulgi, jakby zrzuciła z ramion ogromny ciężar, ale i spokoju, nadziei. Czuła się radośnie, lekko, pokrzepiona na duchu. „Ani przez moment nie miałam wątpliwości, że to nie była fantazja: mój ojciec naprawdę był ze mną w tym śnie. Jestem doktorem biologii, w pracy zawodowej opieram się na twardych danych naukowych. Nie wierzę w gusła i magię. Ale natychmiast po przebudzeniu powiedziałam mężowi: Słuchaj, widziałam się z tatą, z tą operacją będzie wszystko dobrze! Dopiero reakcje bliskich sprowadziły mnie na ziemię. Mąż tłumaczył mi delikatnie, że jestem w stresie, to zupełnie zrozumiałe, że przyśnił mi się tata… Nie umiem tego wyjaśnić, ale ten sen był jakościowo zupełnie inny niż wszystkie pozostałe. Bardzo realistyczny. Niezwykle wyraźny. Towarzyszyły mu wrażenia zmysłowe: czułam zapach fajki, bo tata palił fajkę i wszystkie jego ubrania były przesiąknięte dymem. Nie czułam tego od lat, ten sen mi to przypomniał. A przede wszystkim w tym śnie było tak jak kiedyś, gdy byłam dziewczynką, przy tacie: to taka mieszanina zawstydzenia, chęci pokazania się od najlepszej strony, miłości, podziwu i oczekiwania na niespodziankę – tata był niesamowitym kawalarzem, często opowiadał anegdoty, wkręcał mnie i moją siostrę, a potem razem się z tego śmialiśmy. Zapomniałam, że tak się przy nim kiedyś czułam. Ponad trzydzieści lat wcześniej, gdy jeszcze żył”, mówi Ewa.
Lęk przed operacją minął jak ręką odjął. Ewa zgłosiła się do szpitala bez żadnych wątpliwości: była pewna, że operacja się uda, a rekonwalescencja przebiegnie pomyślnie. I tak się stało.
Sny o zmarłych są bardzo częste. W Polsce nie przeprowadzano na ten temat badań, ale kilka zrobiono w USA: w 1958 roku stwierdzono, że 53 procent kobiet i 40 procent mężczyzn śniło o osobie zmarłej. W najnowszym tego typu sondażu, którego wyniki opublikowano wiosną 2023 roku, pojawia się inna liczba: 46 procent Amerykanów doświadczyło tego typu snów (tzw. visiting dreams – sny z nawiedzeniem), częściej są to kobiety i osoby, które nie dystansują się do wiary, ale też nie są religijne w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Jak się okazuje, ateiści i osoby religijne (modlące się często, uczestniczące w mszach) rzadziej mają sny, w których pojawiają się zmarli. Kelly Bulkeley, psycholog snów, badacz i autor, tłumaczy to w ciekawym artykule Who Is More Likely to Dream of the Dead („Kim są ludzie śniący o zmarłych”) w „Psychology Today”: „umiarkowani” mają bardziej otwarte umysły, nie potępiają przeżyć mistycznych, stojących w sprzeczności ze stanowiskiem naukowym, ale też nie stosują się sztywno do reguł, nakazów i zakazów religijnych; katolicyzm na przykład nie zachęca wiernych do przeżywania we śnie (ani na jawie!) spotkań ze zmarłymi – można się za nich jedynie modlić, to komunikacja jednostronna.
Snami o zmarłych zajął się w rozdziale dziewiątym swojej monumentalnej pracy Finding Meaning in Dreams („Znajdowanie znaczenia w snach”) znakomity psycholog, profesor George William Domhoff. Powołuje się na badania psycholożki Deirdre Barrett z Harvard Medical School. W 1992 roku Barrett przeanalizowała 149 dzienników snów prowadzonych przez 91 studentek i 58 studentów Uniwersytetu Karoliny Północnej. Pokusiła się o sporządzenie typologii snów o zmarłych. Wyodrębniła cztery ich rodzaje, niektóre można było przyporządkować do więcej niż jednej kategorii, jednak większość była typowa w ramach określonego gatunku.
1. Z powrotem wśród żywych. Te sny stanowiły 39 procent wszystkich visiting dreams. Najczęściej pojawiały się niedługo po śmierci osoby będącej ich bohaterem. Zdaniem Barrett stanowiły typowy objaw jednej z pierwszych faz żałoby – zaprzeczania. We śnie ani osoba śniąca, ani nikt z jej otoczenia nie zdaje sobie sprawy, że jeden z bohaterów snu nie żyje. Osoba zmarła też nie jest tego świadoma i zachowuje się tak jak za życia, mimo że w samym śnie mogą występować symbole czy dekoracje typowe dla pogrzebu, cmentarza, żegnania się z umierającym.
Karolina (33 lata) miała taki właśnie sen tydzień po pogrzebie babci, z którą była bardzo związana. „Stałam w kuchni mieszkania babci, przodem do okna. Nie słyszałam żadnego dźwięku, ale nagle poczułam, że ktoś jest ze mną w tym pomieszczeniu. Odwróciłam się i zobaczyłam babcię. Uśmiechała się do mnie. Była w koronkowej granatowej sukience, którą wybrałam dla niej do trumny. Miałam duży kłopot z wyborem ubrania. Babcia zmarła nagle – udar. Była w świetnej kondycji, chodziła z koleżankami na spacery z kijkami, dwa razy w tygodniu grała w brydża. Nosiła kolorowe stroje, zawsze była jak egzotyczny ptak. Miała w szafie jedną ciemną suknię – właśnie tę, którą zawiozłam do zakładu pogrzebowego. We śnie teatralnym gestem rozłożyła ręce, jakby chciała powiedzieć: popatrz, jak ja wyglądam! I roześmiała się: Karolinko, przecież wiesz, że nie lubię smutnych kolorów. Ech, nic. Pójdę w tej. Kocham cię”, wspomina Karolina.
Sny typu „z powrotem wśród żywych” bywają bardzo emocjonalne, przy czym pojawiają się w nich zarówno pozytywne uczucia, jak i te trudne: złość, smutek, a nawet strach. Ojciec opowiadał mi o śnie mojej babci, gdy zdrzemnęła się po pogrzebie swojego męża, mojego dziadka. Dziadek był więźniem obozów koncentracyjnych, chorował na gruźlicę. Zmarł tuż po wojnie. Jak na tamte czasy był wysokim mężczyzną i rodzinie nie udało się znaleźć trumny w odpowiednim rozmiarze. Pochowano go więc w zbyt krótkiej, z głową lekko przekrzywioną. Po drzemce babcia wstała i weszła do pokoju, w którym zgromadziła się cała rodzina. „Był u mnie Józek! Pokazał, co mu zrobiliście, jak go pochowaliście!” – i przechyliła głowę, żeby zademonstrować, jak wyglądał we śnie jej zmarły mąż. Płakała. Była bardzo zmartwiona.
2. Mam dla ciebie radę. Te sny stanowiły 23 procent w badaniach Barrett. Najczęściej dochodziło do nich miesiące, a nawet lata po śmierci danej osoby. Zazwyczaj były przepojone ciepłymi emocjami – najczęściej zmarła osoba była komuś szczególnie droga, łączyła go z nią specjalna więź. Dla Ludmiły (47 lat) kimś takim była cioteczna babka, która ją wychowywała, gdy jej mama robiła karierę inżyniera i budowała mosty w Polsce i Europie. „Lusia – tak do niej mówiłam – przyśniła mi się w moim pokoju. Było tak, jakbym się już obudziła. Sypialnia wyglądała identycznie, żadnego realizmu magicznego. Śniłam, że otwieram oczy, już świta. Mój partner śpi obok. W nogach naszego łóżka widzę Lusię. Jest ubrana wyjściowo – ma garsonkę ze złotymi guzikami i lakierowaną torebkę, była bardzo elegancką kobietą, pochodziła ze wsi i nigdy w życiu nie wybrałaby się z wizytą niestosownie ubrana. W ogóle się nie bałam. Nie miałam też poczucia, że dzieje się coś dziwnego, nadprzyrodzonego. Nie ucieszyłam się jakoś wyjątkowo, jak powinnam się ucieszyć, widząc najukochańszą w moim życiu osobę, która zmarła kilkanaście lat wcześniej i za którą płakałam i tęskniłam długo, bardzo długo. O, Lusia, powiedziałam, jakbym się jej spodziewała. Patrzyła na mnie uważnie i z miłością przez chwilę. A potem powiedziała z troską: Miłko, to w tej piersi to nie jest tak, jak ty myślisz. Musisz szukać dalej. I się ocknęłam”, wspomina Ludmiła.
Ten sen zmotywował ją do dalszych badań. Kilka miesięcy wcześniej w trakcie samobadania znalazła w piersi twardą kulkę. Lekarz, który robił usg, powiedział jej, że to nic niepokojącego. Ludmiła się ucieszyła i postanowiła nie wracać do tematu przed kolejnym rutynowym badaniem za rok. Po śnie z Lusią zrobiła prywatnie rezonans magnetyczny piersi, który wykazał zmiany nowotworowe, potwierdzone potem w biopsji. Onkolog pogratulował Ludmile czujności: rak należał do tych najbardziej agresywnych, ale guzek miał zaledwie kilka milimetrów. Zdaniem lekarza przezorność Ludmiły uratowała jej życie. „Nie, życie uratowała mi Lusia”, powiedziała Ludmiła, żegnając się z doktorem, ale nie chciała rozwinąć tematu. Wie, że nie ma racjonalnego wytłumaczenia dla takiego snu.
Moja babcia, która widocznie miała odpowiednią osobowość do przeżywania visiting dreams, też miała interesujący i niewytłumaczalny racjonalnie sen. Opowiadał mi o nim tata. Działo się to tuż po wojnie, babcia zabrała dzieci – mojego ojca i jego siostrę – do Torunia w odwiedziny do ciotki. Chcieli wrócić do Warszawy wieczorem. Okazało się, że nie kursują już żadne pociągi; w latach powojennych ruch na kolei był w dużej mierze chaotyczny i zdezorganizowany. Tata martwił się, że czeka ich noc na dworcu. Usiedli na ławce. Babcia zapadła w drzemkę. Obudziła się, wstała i kazała dzieciom się zbierać. „Idziemy, widziałam matkę, przyśle po nas samochód”, wyjaśniła. Dzieci się nie odezwały, były przestraszone. Ich babcia nie żyła! A samochody były wtedy rzadkością. Mimo to podreptali za mamą. Wyszli przed dworzec i ruszyli wzdłuż głównej ulicy. Babcia nie oglądała się za siebie, pewnym krokiem zmierzała w stronę Warszawy. Nie uszli kilkuset metrów, gdy zahamowało przy nich auto. „A dokąd pani tak idzie z tymi dzieciakami?”, zagaił kierowca, opuściwszy szybę. „Do Warszawy”, odparła babcia. „Pani wsiada. Jadę tam, to was podwiozę”. I pojechali. W moim tacie to wspomnienie zostało na całe życie – zapamiętał to zdarzenie miło, poczuł się otulony troską i opieką swojej mamy i… nieżyjącej babki.
Jednak nie wszystkie sny z rodzaju „Mam dla ciebie radę” są pozytywne i ciepłe. Andy Drymalski, jungowski psycholog z Nevady specjalizujący się w terapii traumy i żałoby, na swojej stronie internetowej opisuje sny pacjentów. Jeden opowiedział mu siedemdziesięciodwuletni mężczyzna, który owdowiał kilka lat wcześniej. „Starla przyszła do mnie ostatniej nocy. Rany, była wściekła. Wrzeszczała, że jestem dupkiem, kazała mi przestać pić i wałęsać się bez sensu, wziąć się do kupy. Powiedziała, że jest jeszcze masę rzeczy, które muszę zrobić, zanim umrę”, opowiadał mężczyzna terapeucie.
3. Pożegnania. Te sny stanowią 29 procent wszystkich visiting dreams. Osoba zmarła wyjaśnia w nich okoliczności swojej śmierci, żegna się albo mówi, że wszystko u niej w porządku, uspokaja śpiącego, żeby się nie martwił.
O takim doświadczeniu opowiada Tomasz (52 lata). „Mój brat zginął tragicznie w wypadku samochodowym. Dręczyłem się, że mogłem temu zapobiec. Tego dnia mieliśmy się spotkać i pojechać razem na grób mamy, posprzątać przed świętami. Banalna rzecz – wypadła mi plomba. Zadzwoniłem do Andrzeja i poprosiłem, żeby pojechał sam. Brat powiedział, że przecież się nie pali, zaproponował, żebyśmy odwiedzili grób mamy następnego dnia. Zgodziłem się. Andrzej postanowił wykorzystać wolny czas i pojechać na basen. Jego auto wpadło w poślizg i zawinęło się wokół latarni. Tygodniami się zastanawiałem, co by było, gdyby. Czy mój brat by żył? Nie umiałem sobie z tym poradzić. Nie pomagały leki, alkohol, nawet terapia nie przynosiła mi ulgi. Kilka miesięcy po pogrzebie Andrzej mi się przyśnił. Byliśmy w Karwicy, nad Jeziorem Nidzkim, jeździliśmy tam co roku na wakacje jako dzieciaki. Kochaliśmy to miejsce. W moim śnie szliśmy od strony przystani na plażę. Miałem świadomość, że Andrzej nie żyje i że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Zatrzymaliśmy się nad wodą. Milczałem. On powiedział: Nie mogę patrzeć, jak się zamartwiasz, Tomku. Wszystko jest w porządku. To nie była twoja wina. Tak musiało się stać. Jest mi tu bardzo dobrze, więc nie przejmuj się mną. Powiedz Agacie i dzieciakom, że ich kocham. I ciebie też”, opowiada Tomasz. Nieczęsto dzieli się wspomnieniem tego snu – dokonał apostazji, deklaruje się jako niewierzący. A jednak ten sen przyniósł mu wielką nadzieję i wytchnienie. Twierdzi, że od tamtej pory nie ma już wątpliwości, że śmierć nie jest końcem. Najważniejsze jednak, że w ciągu jednej nocy pozbył się poczucia winy, wróciła mu chęć życia.
Sny typu „Pożegnania” pojawiają się dość późno, często po dwóch pierwszych rodzajach snów. Mogą wystąpić kilka tygodni lub całe lata po śmierci danej osoby. Są jednoznacznie pozytywne, wiele wyjaśniają i zdejmują brzemię odpowiedzialności za śmierć lub nasze własne zachowania. Jedna ze studentek, która prowadziła dziennik snów na polecenie Deirdre Barrett, opisywała wyrzuty sumienia wynikające z faktu, że nigdy nie odwiedziła swojej babci w hospicjum, choć przychodziła do niej regularnie do szpitala. Tłumaczyła, że sądziła, iż hospicjum jest etapem przejściowym i że babcia wróci do domu, by tam umrzeć. Tak się jednak nie stało. Pewnego dnia, jakiś czas po śmierci babci, studentka miała sen: dzwonił telefon. Poszła odebrać – aparat telefoniczny stał w holu na piętrze w jej domu. Była noc, ale gdy podniosła słuchawkę, cały hol rozjarzył się nieziemskim światłem. „Hej, Sally, tu babcia”, usłyszała w słuchawce. Rozmawiały dziesięć minut, autorka dziennika nie była w stanie sobie przypomnieć, na jaki temat. Nagle poczuła, że jest już gotowa, by się pożegnać. „Okej, babuniu, trzymaj się, kocham cię”, powiedziała. „I ja cię kocham, pa!”, odparła babcia. Sally odłożyła słuchawkę i w tym momencie jasność przepełniająca hol zgasła. Była noc, Sally wróciła do łóżka, w którym obudziła się rano, spokojna i całkowicie pogodzona ze śmiercią babki.
4. Sny filozoficzne. Stanowią jedynie 18 procent w badaniach Barrett, choć zdają się najbardziej niezwykłe. Rzadko są realistyczne. W ponad połowie pojawia się telefon, przez który kontaktuje się z nami zmarła osoba. Najczęściej takie sny pojawiają się wiele lat po czyjejś śmierci – może to być ktoś bliski, ale czasem jest to daleki znajomy lub nawet osoba, której nie znaliśmy osobiście, ale która stanowiła dla nas autorytet moralny. We śnie rozważamy naturę życia i śmierci lub zostaje nam ona ukazana w niezwykły sposób, najczęściej pozytywny, choć czasem też lekko niepokojący. Jedna ze studentek Deirdre Barrett opisywała sen, w którym zadzwoniła do niej zmarła matka. Śniąca była świadoma niezwykłości sytuacji i trochę przestraszona, ale postanowiła nie dać nic po sobie poznać. Zapytała matkę lekkim tonem, jak się ma. „Jestem w ciąży”, odparła radośnie matka. „Będziesz mieć dziewczynkę czy chłopca?”, zapytała studentka, choć sam temat rozmowy wydał jej się dziwaczny. „Będę dziewczynką”, oświadczyła matka. Kobiety pożegnały się, życząc sobie wszystkiego dobrego. Po przebudzeniu studentka uznała, że sen może dowodzić prawdziwości reinkarnacji, w którą zresztą sama wierzyła.
Tym, co najbardziej zaskakiwało naukowców badających sny o zmarłych, jest uderzająca powszechność pewnych cech, i to niezależnie od narodowości, wieku czy wyznawanej religii śniących (bądź niewyznawania żadnej religii). Przede wszystkim ich realizm. Często śni nam się własne mieszkanie albo dom, w którym dorastaliśmy – wiemy, co to za miejsce, ale w porównaniu ze zwyczajnym snem występuje wiele różnic. Zazwyczaj rozpoznajemy przestrzeń ze snu jako własne mieszkanie tylko dlatego, że wiemy, że to ono – tak bardzo jest dziwne, przepełnione niesamowitymi sprzętami. Natomiast miejsca w visiting dreams są jak wycięte z fotografii. Wielu śniących zaskakują pewne drobne szczegóły, jak np. figurki stojące na kredensie – po przebudzeniu przypominają sobie, że faktycznie w mieszkaniu babci stały takie figurki, ale gdyby mieli opisać je, zanim im się przyśniły, nigdy by nie przywołali tego obrazu z mroków niepamięci. Podobnie sam zmarły jest – nomen omen – jak żywy, wraz z pewnymi cechami charakterystycznymi, o których śniący zdążył już zapomnieć. Nierzadkie są też doznania zmysłowe: zapach (aromat fajki, który pojawił się we śnie o ojcu czekającej na operację Ewy), ale też dotyk. Wiele osób opisuje taki kontakt ze zmarłym, który się przyśnił: to może być przytulenie lub pogłaskanie po policzku. Takie wspomnienie ma mężczyzna, który po powrocie z pogrzebu żony zapadł w krótką drzemkę w fotelu. We śnie stanęła przed nim zmarła – było tak, jakby wcale nie śnił – pochyliła się i delikatnie otarła dłonią łzę, która stoczyła mu się po policzku. Obudził się i odkrył, że naprawdę płakał, gdy spał – ale ocknął się pocieszony, napełniony nadzieją. Bardzo często zresztą w snach powtarza się motyw: śni mi się, że się budzę i… Część osób uważa zresztą, że naprawdę się obudziły. Że to nie był sen, tylko autentyczne nawiedzenie przez ducha.
Nauka oczywiście nie ma na to odpowiedzi. Podobnie naukowcy nie są w stanie wyjaśnić fenomenu snów, w trakcie których osoba śniąca wchodzi w posiadanie wiedzy, która nie była dla niej dostępna. Skąd moja babcia mogła wiedzieć, że dziadek został pochowany z przekrzywioną głową, skoro ukryto przed nią ten fakt? Skąd Ludmiła mogła wiedzieć, że zmiana w piersi to nie łagodna torbiel, jak przekonywał ją specjalista od USG, tylko rak? Takich opowieści jest naprawdę wiele.
Jedną z najbardziej niezwykłych przytacza profesor Barbara Engelking, socjolożka, badaczka, kierowniczka Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, w wywiadzie z Dorotą Wodecką dla magazynu „Książki”1. Pani profesor mówi, że niejednokrotnie słyszała od ocalonych z Holokaustu, że we śnie pokazali im się bliscy i przekazali ważne, nieraz niezbędne do przeżycia informacje. Na przykład Róży Grodzickiej, która ukrywała się z córką i mężem na wsi niedaleko Siemiatycz, przyśniła się zmarła pierwsza żona męża. „Szlomo się wiesza, powiedz mu, że dzieci żyją i niedługo do was przyjdą”, oświadczyła. Róża się ocknęła i zdążyła jeszcze odciąć i uratować mężczyznę, po czym zgodnie z obietnicą po kilku dniach dołączyły do nich jego dzieci z pierwszego związku. Ta historia zakrawa na cud – opisała ją Miriam Kuperhand, córka Szloma. Przeprowadzająca wywiad dziennikarka zapytała profesor Engelking, jak to wyjaśnić. „A po co to wyjaśniać? Różne impulsy powodują naszym zachowaniem. Jednym z nich może być to, że ktoś nam się przyśni i coś nam nakazuje. Dlaczego wszystko ma się przekładać na racjonalność?”, odpowiada badaczka.
Spróbujmy skupić się jednak na roli, jaką visiting dreams odgrywają w naszym życiu i funkcjonowaniu. Przyjrzeli się temu Joshua Black, Kathryn Belicki i Hannah Hughes, a wyniki badania – w którym wzięło udział 216 osób niedawno owdowiałych – opublikowali w magazynie „Journal of Death and Dying”. Ich zdaniem takie sny służą przepracowaniu traumy, podtrzymywaniu więzi ze zmarłą osobą i regulacji emocji. Nie ma tu słowa o wieściach z zaświatów, dzięki którym można w porę odciąć wieszającego się człowieka, ale badacze zajmowali się bardziej „normalnymi” snami, a śniący nie byli ścigani przez nazistów. W zasadzie trzy wyróżnione przez naukowców funkcje się przenikają.
Pewnie im mniej czasu dzieli visiting dream od śmierci danej osoby, tym bardziej prawdopodobne, że sen ma coś wspólnego z przeżywaniem żałoby. Neurolożka Lisa M. Shulman w książce Mózg w żałobie pisze, jak śmierć bliskiej osoby „przeprogramowuje” nasz mózg. W przypadku samej autorki tą osobą był mąż, też lekarz, u którego wykryto agresywnego raka. Cały rozdział poświęca ona snom i ich interpretacji. W ogóle nie dziwi jej jako naukowczyni, że między innymi w ten właśnie sposób objawia się żal – pod postacią snów z ukochaną osobą. Po pierwsze, trudno wyrzucić ze świadomości człowieka, którego obecność była nieodłącznym elementem naszej codzienności przez lata, nieraz połowę lub większość życia. Po drugie, ludzki umysł ma tendencję do domykania. W psychologii opisano zjawisko nazywane efektem Zeigarnik (od nazwiska radzieckiej badaczki Blumy Zeigarnik): lepiej pamiętamy zadania niedokończone, jakby nieświadomość usiłowała wrzucić je w harmonogram dnia i wysyłała nam powiadomienia „Dokończ, zamknij, zapomnij”. Śmierć bliskiej osoby – niekoniecznie nagła, po dziesięcioleciach wspólnego życia, gdy ta osoba w istocie stała się częścią nas – stawia przed nami takie właśnie niedokończone zadanie pod tytułem „Nasza relacja”. Czujemy przemożną potrzebę postawienia kropki, domknięcia – czasem uda się pożegnać, niekiedy ceremonia pogrzebowa jest takim postawieniem kropki. A czasem nie – i wtedy z pomocą może przyjść sen.
Mama mojej przyjaciółki zginęła w wypadku samochodowym. To była nagła, niespodziewana śmierć, która pogrążyła całą rodzinę w głębokiej żałobie i szoku. Przyjaciółka miała bardzo bliską więź z matką, a małżeństwo jej rodziców było modelowe. Bardzo się kochali od czasów młodości i ich miłość nigdy nie zbladła.
Ojca przyjaciółki po pogrzebie zaczął nawiedzać sen. We śnie, który śnił mu się zawsze o podobnej porze, około godziny trzeciej, widział swoją żonę stojącą w drzwiach holu. Krzyczał z radością: „Jesteś wreszcie!”, a potem się budził i półprzytomny biegł po schodach na parter. Gdy wpadał do ciemnego holu, w drzwiach nikt nie stał. Wtedy przypominał sobie, że jego żona nie żyje.
Trwało to cały miesiąc. Siostra żony opowiedziała mu też swój sen: widziała w nim ich dom rozjarzony ciepłym blaskiem świateł, dziwne było jedynie to, że stał na stromej górze, w ciemnym ogrodzie. Przez ten ogród przedzierała się zmarła, próbując wejść pod górę i dostać się na ganek.
Ojciec przyjaciółki bardzo cierpiał. W gronie najbliższych zastanawiali się, jak jemu – i sobie – pomóc. Zamówili mszę, na którą zaprosili wszystkich członków dalszej rodziny i znajomych. Były śpiewy, modlitwy za zmarłą, a potem jeszcze spotkanie, wspólne oglądanie zdjęć, wspomnienia – nie było to smutne, raczej nostalgiczne, wspominali dobre rzeczy, opowiadali, jak matka mojej przyjaciółki pozytywnie wpłynęła na życie każdego z nich.
Jej ojcu nigdy nie przyśniła się już zmarła żona. „Wiem, że brzmi to jak magia, nie pytaj mnie, czy w to wierzę. Nie mówię, że wierzę, nie mówię, że nie wierzę. Nie jestem religijna, nie chodzę do kościoła, uczestniczyłam w mszy, bo miałam nadzieję, że to pomoże tacie. I tak się stało. Osobiście nie umiem w logiczny sposób wytłumaczyć snów ojca i ciotki. Natomiast mogę dodać, że tata był wyposażony w jakiś szósty zmysł. Często miał intuicję, potrafił wiele rzeczy przewidzieć, chociaż nigdy nie powoływał się na prorocze sny, on po prostu… wiedział. W pamięć zapadła mi historia z moją babcią, która była chora. Mieszkaliśmy w jednym domu. Wszyscy, na czele z moją mamą, byliśmy pewni, że babcia wyzdrowieje. Zresztą lekarze też nie dawali specjalnych powodów do niepokoju. Babcia miała infekcję układu oddechowego. I tylko tata twierdził, że czarno to widzi. Indagowany przez mamę wykrzyknął: Tu jest śmierć, w tym domu pachnie śmiercią, nie czujecie tego? Nie czuliśmy. Ale babci się pogorszyło i trafiła do szpitala. Po kilku dniach nagle zmarła – sepsa, niewydolność wielonarządowa”, mówi przyjaciółka.
Z punktu widzenia psychologa zmarła żona „wracała” we śnie, by śniący mógł się z nią pożegnać, zamknąć relację i przejść jedno z pierwszych stadiów żałoby – etap zaprzeczania (to dlatego we śnie ojciec przyjaciółki nie był świadom, że owdowiał). Rytuał, jakim była msza, stanowił właściwe, uroczyste, godne zakończenie związku. Przyniósł członkom rodziny, a przede wszystkim mężowi, ulgę i pogodzenie się ze stratą. Wielokrotnie potem płakali, ale zmarła już im się nie śniła.
Szczególne są sny osób, które przechodzą żałobę po śmierci tak trudnej do zaakceptowania jak śmierć dziecka. Andy Drymalski opisuje przypadek sześćdziesięciopięcioletniej pacjentki, której syn, David, zmarł kilka miesięcy wcześniej. Ta śmierć zapoczątkowała trudny, depresyjny etap w życiu Margaret. Kobieta zmagała się z poczuciem bezsensu, kwestionowała istnienie Boga, w którego wcześniej wierzyła. Bardzo tęskniła za synem. Brakowało jej jego obecności i ich relacji, która wiele wnosiła w jej egzystencję. „David przyszedł do mnie we śnie. Powiedział, że chce, bym założyła ogród kwiatowy na tyłach domu. Że to mi pomoże i że dzięki temu będę pamiętać, że życie odrasta i odradza się, zawsze”, opowiedziała terapeucie. Margaret zrobiła tak, jak poradził jej syn. Założyła ogród. Pielęgnowanie go zajmowało jej czas, odrywało od smutnych myśli, ale okazało się też źródłem niespodziewanej radości, gdy patrzyła, jak rosną zasadzone przez nią roślinki, jak do jej ogródka, kiedyś smutnego i nieco zachwaszczonego, przylatują owady, ptaki. Jak rodzi się w nim i tętni życie. Te obserwacje przynosiły jej ukojenie. A największe dał jej sen, który przyszedł do niej w tygodniu, gdy miała obchodzić rocznicę śmierci Davida. W tym śnie nie było jej syna – były łany narcyzów i tulipanów kołysane delikatnie wiosenną bryzą w piękny, słoneczny dzień.
Ten sen jest ewidentnie formą podtrzymania więzi – syn radzi matce, by założyła ogródek, a ona, pielęgnując go, troszcząc się o niego i kochając go, robi to, co wcześniej robiła dla syna. I w pewnym sensie ma poczucie ciągłości: syna nie ma z nią na co dzień ani w snach, ale jest w ogrodzie, w każdym kwiatku, motylku, na który Margaret patrzy. Ta opowieść to przykład niezwykle pięknego, przepełnionego mocą radzenia sobie ze stratą. Pozytywnego przeformułowania traumy, jaką jest niewątpliwie śmierć dziecka. Zwrócenia się od śmierci ku życiu.
Pierwsze dwie z wyodrębnionych przez naukowców funkcji snów ze zmarłymi dotyczą żalu po stracie, to procesowanie żałoby i podtrzymywanie więzi. Są plasterkiem na głęboką ranę zadaną przez śmierć naszych ukochanych. I nie tylko ludzi – mnie udało się kiedyś przywołać we śnie ukochanego konia. Powinnam napisać: przywołać jego wspomnienie, wyśnić jego obraz. Wizja była jednak realistyczna, a jednocześnie przez cały czas miałam świadomość, że doświadczam jej, dlatego że przez dwa tygodnie od śmierci zwierzęcia błagałam o nią i modliłam się o ten sen. Zobaczyłam w nim mojego konia leżącego na łące – poczułam fizycznie tę obecność, nie było co do tego wątpliwości. Więź fizyczna między koniem i jeźdźcem – jeśli są związani od lat – jest bardzo silna, bo jazda konna to współpraca dwóch ciał, człowieka i konia. Bardzo mocne jest też przywiązanie: koń wymaga wiele pracy, czasu, jego utrzymanie to spore nakłady finansowe, a więc i wyrzeczenia. Podbiegłam do niego pełna wdzięczności za spotkanie i radości. Po raz pierwszy od jego śmierci nie czułam straszliwego, dojmującego bólu, niemal fizycznego – wielka strata aktywizuje zresztą te same struktury mózgu co ból fizyczny. Ulga była nie do opisania. Jakbym przez szereg dni żyła z nożem wbitym w ciało i nagle ktoś go usunął. Mogłabym wręcz użyć sformułowania „nieziemska”, ale opieram się tu na faktach, na doświadczeniach ludzi oraz badaniach i wiedzy naukowej. Nie chcę stwarzać wrażenia, że wierzę, iż nawiedził mnie duch konia. Czy to, czego doświadczyłam, było tylko efektem przepracowywania straty przez mój mózg? Zapewne. A może te dwie perspektywy wcale się nie wykluczają? Może duchy istnieją w naszych umysłach? Może nasze umysły je tworzą, żebyśmy mogli wyjść z życiowego impasu, ruszyć naprzód, uleczyć się? Nie ma odpowiedzi na te pytania.
To filozoficzne rozważania. W każdym razie sen przyniósł mi wielki spokój, choć przytulając konia, zrozumiałam, że on nie chce już ze mną być, wyśnił mi się, bo tak bardzo rozpaczałam. Czułam, że w pewnym sensie go „wezwałam” do mojego snu. Zapytałam, czy chce już iść. Dał mi do zrozumienia, że tak, chce odejść. Zgodziłam się na to z radością. Ten sen był momentem przełomowym w moim przeżywaniu żałoby. Od tej pory było lepiej. Tęskniłam i tęsknię za moim koniem (tak jak za innymi zmarłymi bliskimi, ludźmi i zwierzętami). Nigdy jednak nie czułam już potrzeby spotkania we śnie. I nigdy się ono nie powtórzyło.
Jest jeszcze trzecia opisana przez badaczy funkcja snów ze zmarłymi: regulacja emocji. Może się ona wiązać z poprzednimi, ale nie musi. Ciekawy przykład takiego snu podaje w artykule Dreams of Departed Loved Ones („Sny o bliskich, którzy odeszli”) w „Psychology Today” Layne Dalfen, analityczka snów, autorka bestsellerów poświęconych temu tematowi. Sen opowiedziała jej klientka, Laura. Występowała w nim jej zmarła kilka lat wcześniej siostra, z którą łączyła ją burzliwa relacja. Nigdy nie udało im się dojść do porozumienia – aż było już za późno. We śnie Laura jest w jakimś trochę zaniedbanym pomieszczeniu. Czyści stołek z pajęczyn i pająków, ale się nie boi; lubi pająki – jawią jej się jako istoty samowystarczalne, niezależne i cierpliwe, a to cechy, które podziwia. Jej siostra siedzi na krześle i prowadzą lekką, niezobowiązującą rozmowę, plotkują i śmieją się jak dwie bliskie sobie, kochające się kobiety. To było bardzo miłe. Laura obudziła się i już po przebudzeniu towarzyszyło jej silne poczucie obecności siostry. Wydawało się to bardzo realne. Dalfen zapytała Laurę, czy ogólnie ma poczucie, że kontroluje swoje życie. Kobieta zaprzeczyła. A czy w jej życiu pojawiły się ostatnio jakieś nowe okoliczności? Po namyśle Laura powiedziała, że planuje odremontować salon, kupiła nawet meble i farbę. Niedawno zaprzyjaźniła się też z pewną kobietą, naukowczynią, prowadziły dużo intelektualnych rozmów. Pod ich wpływem Laura zaczęła rozważać zmianę pracy, a nowa znajoma przysyłała jej ogłoszenia z ofertami. Dalfen poradziła klientce, by myśląc o tym śnie, miała na uwadze, że rozmaite symbole czy dekoracje zazwyczaj nie pojawiają się w takich snach przypadkowo. Poprosiła też o opisanie cech charakteru siostry. Laura odparła, że była niezwykle silną osobą, zdolną podnosić się po porażkach, ale też egoistyczną, bardzo niezależną i niezbyt uprzejmą. Po chwili milczenia dodała: „Prawdę mówiąc, te pytania pozwalają mi dostrzec prawdziwą naturę tego snu; chodzi mi o sprawy, tematy, które od dawna mnie poruszają, choć nie chcę się nimi świadomie zająć. Może ten pokój, który mi się przyśnił, uczucie lekkości, które mi towarzyszyło, były zachętą, bym zaadaptowała na własne potrzeby kilka cech osobowości i zachowań mojej siostry. Muszę utrzymać pająki przy życiu. Nauczą mnie, jak być pracowitą, skuteczną i niezależną”.
We śnie pająki symbolizowały cechy siostry, które przydałyby się Laurze w życiu. Takie objaśnianie snów ze zmarłymi bliskie jest analizie jungowskiej. Zdaniem Andy’ego Drymalskiego zmarli w naszych snach często symbolizują ten aspekt nas samych, który nam ich przypomina. Lub… którego nam brakuje.
„Jak w filmie Dzień świstaka z Billem Murrayem, czasami musimy przejść przez wiele śmierci, żeby nauczyć się, jak żyć”, pisze Drymalski.
Najczęściej właśnie tego uczą nas zmarli w naszych snach.
Dobrego życia.
DUCHY ZWIERZĄT
Kiedy myślimy „duch”, prawie od razu przychodzi nam do głowy biała postać spowita w prześcieradło. Okazuje się jednak, że wiele osób spotyka zjawy… swoich zwierząt.
Profesorka Jen Golbeck, blogerka „Psychology Today”, w 2024 roku postanowiła sprawdzić, jak częste jest to zjawisko. Na platformie X zwróciła się do ludzi, którzy stracili ukochanego psa: prosiła o opisanie pośmiertnych, ponadnaturalnych kontaktów z pupilem. Odpowiedziało ponad 500 osób. Golbeck usystematyzowała ich historie i podzieliła na dwie grupy:
• Bliskie spotkania. Aż 315 osób opisało spotkanie ze zmarłym psem jako doświadczenie bardzo fizyczne i zmysłowe. Najczęściej – 37 procent przypadków – ludzie słyszeli szczekanie swojego psa, głównie w domu, stukot pazurów na podłodze lub dzwonienie obroży. Do spotkań przeważnie dochodziło w nocy. 45 osób opisało sytuację, w której widziały – lub czuły – swojego psa leżącego tuż obok na łóżku. Jedna z kobiet twierdziła, że we śnie leżący obok niej nieżyjący już pies polizał ją po brodzie. „Gdy się obudziłam, moja broda była mokra”, wyznała.
• Szukanie kontaktu. Ponad 200 osób doświadczyło obecności ukochanego czworonoga w inny sposób. Często były to sny z jego udziałem. Albo interpretowanie różnych zdarzeń po śmierci psa jako prób nawiązania przez niego kontaktu. Tak tłumaczono np. włączający się bez powodu alarm przeciwpożarowy, pojawienie się na niebie tęczy w dniu śmierci, motyla, który wleciał do mieszkania człowieka przeżywającego żałobę po śmierci czworonożnego przyjaciela. Jedna z internautek krótko po śmierci ukochanej suki Molly adoptowała ze schroniska szczeniaka, Bingo. Nie umiała jednak nawiązać więzi z nowym pupilem, wciąż tęskniła za Molly, miała wyrzuty sumienia. Pewnej nocy Molly jej się przyśniła: usiadła na kołdrze, jak miała to w zwyczaju, popatrzyła kobiecie głęboko w oczy i dała jej do zrozumienia, że to dla niej okej, by jej dawna pani pokochała Binga. I tak też się stało.
Według Jen Golbeck zdecydowana większość spotkań z psimi zjawami miała korzystny wpływ na ludzi. Czuli się pocieszeni, zyskiwali pewność, że ich pupilowi jest dobrze, łatwiej im było uporać się z tęsknotą i żałobą. Pilley Blanchi, której ojciec był właścicielem słynnego Chasera – psa znanego m.in. z tego, że rozumiał ponad tysiąc słów – po jego śmierci miała wizję. Zobaczyła na szybie niezwykłą białą ćmę. Poczuła się pokrzepiona: zinterpretowała to w ten sposób, że Chaser daje znać o udanej podróży – przeszedł między światami i jest szczęśliwy.
Duchy psów w opowieściach widujących je ludzi robią to samo co zjawy naszych bliskich: pomagają nam pogodzić się z faktem, że w tym świecie nie będzie nam już dane być razem.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
„Książki. Magazyn do Czytania”, nr 6, 2022. [wróć]
Copyright © by Jagna Kaczanowska 2023
All rights reserved
Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2023
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redaktor prowadzący: Magdalena Chorębała
Redaktor: Agnieszka Horzowska
Projekt i opracowanie graficzne okładki: Ewa Skrzypiec
Wydanie I e-book (opracowane na podstawie wydania książkowego: W kontakcie, wyd. I, Poznań 2024)
ISBN 978-83-8338-908-0
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer