Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 53
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Motto:
Poświęcone matce
No – wuju. Opowiedz, jak to było.
A więc po prostu zrobimy normalną ekspozycję. Uważajmy to wszystko za dramat, za początek dramatu, (pyka z fajki) Świetny tytoń. A więc, po prostu, było to tak: moja żona, a twoja ciotka, Anastazja, umarła. (zrywa się i wytrząsa popiół z fajki o but) I na tym koniec! Rozumiesz? I nigdy żebyś nie śmiała więcej o to pytać. (stuka fajką o stół i wylatuje na lewo. Słychać jego krzyki) Zosia! Amelka! A tej chwili do salonu bawić starszą kuzynkę!
Przyjechałam zastąpić wam matkę, (z patosem) biedną waszą mamę, a moją ciocię. Będę was uczyć gry na fortepianie, o ile nie pójdziecie znowu do klasztoru. Tylko co skończyłam konserwatorium z medalem.
To nam wszystko jedno, czy z medalem, czy bez. A mamy nikt nam nie potrzebuje zastępować, bo my tak jej nie żałujemy, a zupełnie inaczej.
Jakże to żałujecie jej? Powiedzcie.
To niech już Zosia powie, bo ja nie umiem tego wyrazić.
Ja w ten dzień, kiedy pochowali mamę na cmentarzu, zakopałam do grobu wszystkie moje lalki – o tam, w ogrodzie (pokazuje okna). Ona (wskazuje na Amelkę) już od roku nie bawi się lalkami. Ma już trzynaście lat. A mama to była moja największa lalka. Tatuś z nią się też bawił jak z lalką – to była nasza wspólna lalka. Mama mówiła, że u nas w rodzinie wszystkie panienki w dwunastym roku przestają się bawić lalkami. Ja skończyłam dwanaście lat i mama umarła. Mamę zakopali grabarze, a ja zakopałam lalki. Więcej niech pani nie pyta, bo nie powiem.
Tak, to prawda – to jest u nas dziedziczne.
A czemu nie nosicie żałoby? Czemu jesteście jasno ubrane?
Bo mama tak chciała. Zawsze to mówiła. Już od roku.
Już wiem, raczej domyślam się wszystkiego. Zostańcie tu same. Potem, jak się ściemni, opowiem wam bardzo dziwne rzeczy. Teraz muszę iść.
Jaka ona głupia. Hi, hi! Ona myśli, że ona nam coś dziwnego opowie. Widzę przed sobą czerwone oczy – tam, za piecem. Jakiś potwór przesuwa się tuż koło mnie. Siada ci na kolanach, Zosia. Nie boję się nic.
Ani ja także. Wiesz co? Zabawmy się w seans.
Dobrze (wstaje i bierze stolik, ustawia go między kanapą, stołem i fotelem, na którym siedzi Zosia) Tylko bądź cierpliwa. Ściemnia się coraz więcej.
Dobrze – tylko nie zacznij bać się za wcześnie.
Nieprawda. Nie boję się niczego.
Tylko mnie się boisz, Amelio.
I ciebie też się nie boję, mój Jeziu.
Siadaj z nami do seansu.
Dobrze, ale pod warunkiem, że będziecie mi potem pomagać w wytrzymaniu tego wieczoru. Nie pójdziecie dziś spać tak wcześnie. Jestem szalenie opuszczony, a nie mam pieniędzy, żeby wyjechać.
Dobrze, dobrze. Siadaj.
O! Mama już przyszła.
Znam jaskinie, w których się ryje – ani wzdłuż, ani wszerz, ani wprost, ani w poprzek, tylko w samą Prawdę – malutki otworek, przez który Bóg usiłuje podać rękę człowiekowi.
Masz rację. Jęzory, mój kuzynie. Ale czemu On usiłuje tylko, czemu tego nie wykona?
Nie pytaj o takie rzeczy, mamo. To grzech.
Cicho, Zosia. Daj mówić mamie, co zechce.
Umarłam z własnej woli. Nie zabiłam się ani nikt mnie nie zabił. Chciałam umrzeć i umarłam. Zrobił mi się rak w wątrobie. O tym nikt z was nie wiedział, bo ukrywałam starannie moje boleści.
A tak bawiłaś się z nami i z tatusiem!
W okropnych żyłam męczarniach.
A mnie się zdaje, że to wcale nie jest duch. Kuzynka żyje, ale jest zahipnotyzowana.
Nie mogę w przedmiocie tym nic powiedzieć. Nie mam swojego zdania.
Mama śpi. Patrz, Amelka.
To jest bardzo niezwykły wypadek. A jednak ona jest widmem i tylko widmem. Ta ręka nie ma ciężaru. A może mi się to tylko wydaje. (odchodzi od niej) Czuję, że będę dziś strasznie samotny o dziesiątej. (do dziewczynek) Na miłosierdzie boskie nie opuszczajcie mnie dzisiaj.
Przyjechała starsza kuzynka. Ona zabawi cię po dziesiątej. O tej porze musimy już spać.
Jaka kuzynka? Czy nie mała Aneta, z którą bawiłem się w dzieciństwie?
Ona sama. Zobaczysz, co za okropne rzeczy stąd wynikną. Tak się cieszę, tak się cieszę.
Nie ma żadnych okropnych rzeczy. Znam wojnę, rewolucję, śmierć ukochanych osób i tortury. To wszystko jest głupstwo. Okropną rzeczą jest tylko nuda i to, jeśli żaden wiersz do głowy nie przychodzi i jeśli przy tym chce się coś pisać, coś, o czym się jeszcze nie ma pojęcia – tak jak mnie teraz. A! To jest prawdziwa męka.
Najgorszą rzeczą jest ból fizyczny, a szczególnie rak w wątrobie. Ale nie jestem poetką. Nie znam tych waszych męczarni.
Jaki on jest głupi, ten Jezio. Hi, hi! Nic już się go nie boję. Jak jest mama, nie boję się nikogo.
A co? Nie wytrzymała pani na tamtym świecie i przyszła pani do nas?
Tak. Teraz nie przeszkadzajcie nam, Urszulo. Do kuchni przyjdę później.
Rozumiesz? On był kochankiem Anastazji. Za to ją zabiłem.
Nieprawda. Kochankiem moim był Kozdroń, a umarłam sama, na raka w wątrobie.
Wiecznie te same kłamstwa! Nawet za grobem kłamie ta nieszczęśnica.
Ha! ha! ha! ha! ha!
Nie śmiej się tak, kuzynko. Może wuj Dyapanazy ma słuszność. Ja nie ręczę za nic.
Wstydź się. Jeziu.
Nie kłam tak.
Ha! ha! Dziękuję wam, córeczki, żeście mnie wzięły w obronę. Nigdy nie kochałam Jezia.
A pamiętasz wtedy na wiosnę, tego roku? Pamiętasz naszą rozmowę w ogrodzie? Ja ci wszystko przypomnę. Była piąta po południu. Kwitnął bez. Czytałem ci wtedy ten wiersz. (deklamuje)
Panie Nibek, pan Kozdroń prosi pana do kancelarii.
Prosić tutaj. Właśnie miałem posłać po niego.
Tak. Pamiętam ten wiersz. Na tym się wszystko skończyło. Mogło być coś – temu nie przeczę – ale nic nie było.
Śliczny wiersz. Prześliczny. Ale nie skończyło się na tym. Ja wiem.