Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wiosenna opowieść, która zagra na Waszych emocjach!
Kaja, studentka pedagogiki, dorabia sobie w herbaciarni, a każdą sobotę poświęca dzieciakom w świetlicy, gdzie prowadzi zajęcia wraz ze swoją golden retrieverką Poker. W napiętym grafiku usilnie próbuje znaleźć czas na regularne spotkania z bliźniaczką Mają, ale przez to brakuje jej już energii na cokolwiek innego. A może to tylko sprytna wymówka?
Tymek, popularny tiktoker, zdobył rozpoznawalność dzięki coverom znanych piosenek. Wraz z przyjaciółmi założył zespół, z którym dwa razy w miesiącu koncertuje, a cały dochód z przeznacza na wsparcie dla zwierząt. Chłopak jednak nie wiąże swojej zawodowej przyszłości ze śpiewaniem i graniem. Czy to wyklucza muzykę?
Oboje nie szukają związku. Przynajmniej tak twierdzą. Ich spotkania w południe świadczą o czymś zupełnie innym…
„W południe” to drugi niezależny tom serii „Nowe początki”, dzięki któremu twoje serce zatańczy w rytm najpiękniejszych melodii. To poruszająca opowieść o relacji z psem, sile empatii oraz o trudnej przeszłości, która powraca w najmniej oczekiwanym momencie życia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 395
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
W południe
Wydanie I
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga zgody Wydawnictwa i autorki. Szanuj prawa autorskie: kupując z legalnych źródeł, wspierasz twórców. Ściągając „za darmo”: sprawiasz, że przestają pisać.
Redaktor prowadzący: Angela Węcka
Redakcja fabularna: Angela Węcka
Redakcja językowa: Agata Bogusławska
Korekta na składzie: Angela Węcka
Skład: Katarzyna Mróz-Jaskuła
Ilustracje w środku: @Canva
Projekt i realizacja okładki: Ewa Popławska
Wydawnictwo Spisek Pisarzy
Powieść w wersji papierowej kupisz na stronie wydawnictwa i w księgarniach internetowych.
www.spisekpisarzy.pl
E-book dostępny między innymi na Legimi oraz Empik Go.
Copyright © by Monika Sygo, 2025
Copyright © by Wydawnictwo Spisek Pisarzy, 2025
Irządze, 2025
ISBN: 978-83-68277-17-3
Urwisowi, który na zawsze pozostanie sercem Oli i całej reszcie piesków – to właśnie merdające ogony sprawiają, że świat nabiera kolorów.
Oraz Agnieszce i Malwinie – podarowałyście Tymkowi melodię…
5 Seconds of Summer – Youngblood
(bo idealnie się zapętla)
BARANOVSKI – Lubię być z nią
(bo fajnie się przy niej buja)
Ed Sheeran – Shivers
(bo tylko Ed Sheeran potrafi porwać tłum w pojedynkę)
Maroon 5 – Wake Up Call
(bo czasem koniec oznacza początek)
One Direction – Best Song Ever
(bo powinna znaleźć się na każdej setliście)
Oskar Cyms – Na niebie
(bo idealnie nadaje się jako przerywnik w nauce)
Lady Pank – Zawsze tam, gdzie Ty
(bo każdy z nas słyszał tę piosenkę)
Męskie Granie Orkiestra 2021. Daria Zawiałow, Dawid Podsiadło & Vito Bambino – I Ciebie też, bardzo
(bo to miało być tylko na chwilę…)
Taylor Swift – Sparks Fly (Taylor’s Version)
(bo za każdym razem, gdy ona się uśmiecha, lecą iskry)
Lewis Capaldi – Haven’t You Ever Been In Love Before?
(bo są piosenki, które idealnie opisują to, co siedzi aktualnie w sercu)
IRA – Bezsenni
(bo ta piosenka jest plasterkiem)
Little Mix – Little Me
(bo każdy chociaż raz powinien usłyszeć tę piosenkę)
James Bay – Us
(bo to ich piosenka)
Mrugam, ale nie potrafię wyostrzyć obrazu. Oddycham, ale powietrze nie chce dotrzeć do moich płuc. Wydaje mi się, że płaczę, ale… w uszach słyszę tylko głośny szum, a dłonie mam tak ciężkie, że nie jestem w stanie ich unieść, by sprawdzić, czy policzki są mokre od łez. Przygryzam mocno wargę, a mimo to nie boli. Na języku czuję smak krwi.
Wiem, że w tle leci muzyka, nie rozpoznaję dźwięków. Nic. Wszystko, co mnie otacza, to jedno wielkie nic.
Ktoś coś mówi.
Ktoś krzyczy.
Ktoś mnie dotyka, potrząsa mną.
Ktoś prosi.
Ktoś…
Tupot stóp w korytarzu, skrzypnięcie, trzaśnięcie, przeciąg… Chwila ciszy przeplatana muzyką.
Co to za piosenka? Da dam da dam da dam… Co to za piosenka?
I nagle…
Szszszszszszszsz.
Co?
Szszszszszszszsz.
Kochanieskupsięnasłowach.
Jeszcze raz… Czy to mój szloch?
– Skup się na… Szszszszszszszsz… – Znajomy głos zaczyna docierać do mnie z bardzo daleka. – Kaja, słyszysz?
Da dam da dam da dam…
Tata? Co to za piosenka?
Da dam da dam da dam…
Jak to dobrze, że skończył się już
Ten podły dzień, co mi cię zabrał
– No już, kochanie, już dobrze. Skup się na muzyce. Słyszysz? Skarbie, oddychaj. Wdech, wydech, wdech… Dobrze, cudownie sobie radzisz… No już, już…
Słyszę?
Nie bój się, to tylko sen
W sen nie trzeba wierzyć
Szum znika. Już tak nie dudni, nie dusi, nie ciągnie. Szum znika.
– Mama? – szepczę głosem zachrypniętym od płaczu. – Ja chcę do mamy…
Ale mama nie przychodzi. Nie przybiega i nie pociesza. Nie głaszcze mnie i nie tuli. Mama nie przychodzi.
Mama? Chcę do mamy…
– Wszystko będzie dobrze, kochanie. – To tato mnie do siebie przyciąga, a ja w końcu pozwalam mu na to, by otoczył mnie silnymi ramionami. – Wszystko będzie dobrze… – Jego głos drży z emocji, chociaż on sam nie płacze i nie szlocha tak jak ja.
Pozwalam, by kołysał mnie w rytm melodii, i jednocześnie wstrzymuję oddech, bo wiem, że gdy zaciągnę się jego zapachem, nie poczuję kwiatowych perfum.
Chcę do mamy…
Nie bój się, to tylko sen
W sen nie trzeba wierzyć
Zobacz – teraz jestem tu
(IRA, Bezsenni)
I w końcu…
Otwieram oczy. Mrugam. Świat powraca. Wszystko powraca. Wraca, wraca i wraca. Pokój przestaje wirować. Rozmazane kształty stają się wyraźniejsze.
Wszystko powraca. Wraca, wraca i wraca.
Tata obok mnie. Szafka obok łóżka. Biurko, krzesło, wielki puf, na którym spędzam tak dużo czasu. I Maja. Jest też Maja. Stoi kilka metrów dalej, tuż przy otwartych na oścież drzwiach, i patrzy na mnie ze strachem.
– Czy wszystko z nią w porządku? – Cichy głos mojej bliźniaczki ledwo do mnie dociera. – Tatusiu? Czy z Kają wszystko w porządku?
Przeciąg…
– Co się stało? – pytam zdezorientowana, gdy tato wyciąga rękę w stronę dziewczynki, która wygląda tak samo jak ja.
W palcach kurczowo trzyma pomiętą kopertę. W końcu ją puszcza, by złapać moją siostrę, a ja wpatruję się w kawałek papieru, który opada na podłogę.
– Wszystko będzie dobrze, dziewczynki – mówi i przytula nas do siebie. – Wszystko będzie dobrze.
Mama? Chcę do mamy…
Drzwi były otwarte, więc puściłam Szymka przodem i pozwoliłam, by pierwszy wszedł do pokoju. Minął mnie z zaciętą miną, po czym z westchnieniem ulgi postawił karton przy łóżku.
– Przypomnij… – sapnął. – Co mi obiecałaś w zamian za wniesienie na czwarte piętro tego cholerstwa?
– Nic ci nie obiecywałam.
– Jak to? – Wybałuszył oczy.
Na szczęście znałam go już na tyle dobrze, aby doskonale wiedzieć, że nie mówił poważnie. I przesadzał, bo kartony wcale nie były takie ciężkie. Tak, zdecydowanie przesadzał. Prawda?
– Zgłosiłeś się na ochotnika, gdy kilka dni temu zapytałam Oskara, czy nie miałby ochoty pomóc mi w przewiezieniu paru rzeczy. Wiem, że z całej naszej paczki jesteś najstarszy, ale żeby dopadła cię skleroza? To doprawdy bardzo niepokojące!
Prychnął, jednak próbował przy tym ukryć uśmiech, który z każdą sekundą stawał się coraz szerszy.
– Księżniczko, chyba zapomniałaś wspomnieć, że do pierwszego pudła zapakowałaś Majkę. Byłem święcie przekonany, że razem z Borysem spędzają romantyczne chwile na Mazurach, ale… – On naprawdę grał przerażonego i zmartwionego, a ja naprawdę usiłowałam zachować powagę na twarzy. – Zaraz, zaraz… Co zrobiłaś z Borysem?! Racja, jest chwilami dość irytujący, ale da się go lubić. Kaja, powiedz, że oni…
Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Szymon w tym czasie podszedł do kartonu, kucnął przy nim, zastukał i przyłożył do niego ucho.
– Jest tu kto? Haaalo! Jeśli Kaja cię uwięziła, stuknij dwa razy w…
– Szymo, ja cię proszę, jak koleżanka prosi kolegę: przestań szukać wymówek. – Otarłam łzy rozbawienia z kącików oczu. – Zwyczajnie przyznaj, że brak ci kondycji, to naprawdę nic strasznego. Może czas pomyśleć nad odwiedzeniem siłowni kilka razy w tygodniu, skoro tak cię to uwiera?
W odpowiedzi westchnął przeciągle.
Gdy zyskałam pewność, że nie wpadł mu do głowy kolejny głupi pomysł, wyminęłam go, a potem otworzyłam okno. Ostrożnie wyjrzałam na zewnątrz i spojrzałam w dół. Miałam widok na parking przy klatce schodowej – to tam kilkanaście minut wcześniej Oskar zaparkował swoim nissanem.
Mój przyrodni brat stał przy samochodzie, w dłoni trzymał smycz z Poker na końcu, a wolnym ramieniem obejmował Ninę, swoją dziewczynę. Ona ułożyła głowę na jego ramieniu, on przytulił ją mocniej i wydawało mi się, że złożył pocałunek na jej czole. Nie miałam pojęcia, o czym tak zawzięcie dyskutują, ale uwielbiałam ich podglądać. Czasem im tego zazdrościłam – tej miłości, tej czułości, zaufania i bycia ze sobą. Dla siebie. Ja… nie zostałam do tego stworzona.
Nie chcąc krzyczeć na całe osiedle, wyjęłam z kieszeni telefon i szybko wybrałam numer Niny.
– Popatrz do góry – powiedziałam, gdy odebrała, i po chwili machałyśmy do siebie tak, jakbyśmy się nie widziały przez długi czas.
Już chciałam przekazać, że schodzimy po kolejne rzeczy, jednak nie zdążyłam, bo Szymek zaszedł mnie od tyłu, po czym wyrwał mi komórkę z dłoni.
– Ej, co ty wyprawiasz?! – Posłałam mu wściekłe spojrzenie.
Totalnie mnie zignorował i przewracając oczami, przyłożył sobie urządzenie do ucha.
– Daj mi Oskara – powiedział bez zbędnych wstępów, a potem cofnął się w głąb pokoju.
Ani razu nie spojrzał w dół przez okno, co w zasadzie w ogóle mnie nie zdziwiło, bo miał ogromny lęk wysokości. Wiele razy mogłam to wykorzystać przeciwko niemu, ale nigdy tego nie zrobiłam. W naszym przekomarzaniu się istniały granice, których oboje nie przekraczaliśmy. Ja nie wyśmiewałam jego strachów, on nawet jednym słowem nie poruszył tematu mojej mamy.
– Stary, przestań ćwierkać Nince do ucha czułe słówka, rusz w końcu dupsko i zacznij wnosić te przeklęte bagaże.
Szymek mruknął pod nosem jakieś przekleństwo, więc mogłam tylko podejrzewać, że mój brat nie zareagował zbyt entuzjastycznie na jego prośbę.
– Czy ktoś może mi przypomnieć, dlaczego ja z wami trzymam? – Nie poczekał na odpowiedź i zakończył połączenie. – Oskar twierdzi, że stanął na zakazie i woli być w gotowości, żeby w razie czego przeparkować samochód. Ja natomiast twierdzę, że zwyczajnie nie ma ochoty wchodzić na czwarte piętro i woli pomigdalić się z Ninką. Poczekaj tutaj, idę tam, zrobię z tym porządek i skończymy z tym wszystkim raz-dwa. Zaczynam być głodny i cały czas myślę o tej burgerowni, o której wspominałaś kilka tygodni temu. Ha, w zamian za dźwiganie postawisz mi obiad!
Zrobił w tył zwrot i po chwili do moich uszu dotarło trzaśnięcie drzwi.
Wróciłam do okna i ponownie się wychyliłam. Niespełna minutę później Szymek wyszedł z klatki schodowej, dołączył do Niny oraz Oskara i zupełnie ignorując to, co mówił do niego najlepszy przyjaciel, kucnął przy Poker, by wytarmosić ją po grzbiecie.
Goldenka, uszczęśliwiona uwagą, jaka została jej poświęcona, naskoczyła na chłopaka, a następnie oparła łapy na jego ramionach. Szymon nie był na to przygotowany i chociaż próbował złapać równowagę, to w końcu wylądował na tyłku.
Chłopaków znałam już od kilku dobrych lat; zaraz po moich oraz Mai szesnastych urodzinach razem z tatą wprowadziłyśmy się do domu Oskara i jego mamy. Z bratem nie od razu przypadliśmy sobie do gustu, wprost przeciwnie – Oskar miał ogromny problem z tym, że pod jego dachem nagle zamieszkały trzy dodatkowe osoby: obcy facet i dwie nastoletnie bliźniaczki, ale dzisiaj nie wyobrażaliśmy sobie swojej codzienności bez siebie. A że Szymek od początku był w pakiecie… To już całkiem inna historia.
Nina z kolei dopiero od niedawna chodziła z Oskarem, chociaż znali się praktycznie całe życie. Poznałam ją, gdy w czerwcu utknęłam na stacji benzynowej i próbowałam złapać stopa, a ona zaoferowała mi podwózkę. Po krótkiej rozmowie wyszło, że jedziemy w to samo miejsce. Okazało się także, że mieszkałyśmy po sąsiedzku i miałyśmy ze sobą dużo więcej wspólnego, niż z początku sądziłyśmy. Znałam ją krótko, jednak od razu poczułam, że będziemy sobie bliskie. Z początku odrobinę mnie to przerażało, bo unikałam angażowania się w jakiekolwiek relacje, lecz Nina miała w sobie coś takiego, że każdego kolejnego dnia wpuszczałam ją głębiej do swojego serca. Musiałam przyznać, że wszyscy tworzyliśmy całkiem zgraną ekipę, i wiedziałam, że w trudnych momentach możemy na siebie liczyć.
W pewnym momencie Oskar przekazał Ninie smycz z Poker, sięgnął też do kieszeni spodni i prawdopodobnie podał dziewczynie kluczyki do navary. Szymek w tym czasie podszedł do domofonu, wstukał kod, który wcześniej mu podyktowałam, i zablokował drzwi, by te były cały czas otwarte. Wrócił do pick-upa, narzucił sobie na ramię pasek od torby podróżnej, sięgnął po karton, a potem dziarskim krokiem ruszył do klatki schodowej.
Po chwili obaj weszli do mojego pokoju.
– Stary, mówiłem ci, że z twoją pomocą pójdzie nam dwa razy szybciej. – Szymek poklepał Oskara po plecach, gdy ten rzucił kilka worków na podłogę i się wyprostował. – Jeszcze jedna rundka i będziemy mieli z głowy.
– Wiesz, dlaczego tak szybko nam poszło? – zapytał Oskar, a następnie ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Gdy mnie mijał mrugnął rozbawiony.
– No?
– Bo ja tyle nie marudzę.
– Tiaaa. Mam ci przypomnieć, kto próbował zwalić na mnie całą robotę, twierdząc, że nie zostawi auta, psa i dziewczyny?
Słuchając ich jednym uchem – w końcu wiedziałam, że mogli sobie dogryzać w nieskończoność – ruszyłam w stronę biurka, nad którym wisiał kalendarz. Zerwałam czerwcową, lipcową oraz sierpniową kartkę i rozciągnęłam usta w uśmiechu na widok zielonego kółka, którym jakiś czas temu zakreśliłam pierwszą sobotę miesiąca.
Nadszedł wrzesień i chociaż początek roku akademickiego wypadał dopiero za kilka tygodni, ja już teraz skończyłam wakacje i przeniosłam rzeczy do mieszkania Soni, mojej koleżanki, u której podnajmowałam pokój kolejny rok z rzędu. Z Mają na czas studiów postanowiłyśmy się rozdzielić. Ona wybrała akademik, ja bardziej ceniłam sobie ciszę i spokój, a poza tym nie chciałam zostawiać Poker na wsi. Potrzebowałam jej tu na miejscu. Sonia na szczęście nie miała nic przeciwko psu w mieszkaniu, ba, odciążała mnie nawet w spacerach, często też w szafce przeznaczonej na zwierzakowe rzeczy znajdowałam smakołyki, których na pewno nie kupiłam.
Do zajęć na studiach było jeszcze trochę czasu, jednak już w najbliższą sobotę rozpoczynałam wolontariat w pobliskiej świetlicy, gdzie przez kilka godzin raz w tygodniu miałam pilnować grupki dzieci. Czułam podekscytowanie i bardzo czekałam na ten czas – to dla mnie pierwsze takie prawdziwe zderzenie z tym, co chcę robić w przyszłości. Marzyłam, aby pewnego dnia otworzyć własną placówkę, w której nie tylko przygotuję dzieci do dalszej edukacji, ale także pomogę im w radzeniu sobie z… życiem i emocjami. Nauczona własnym doświadczeniem pragnęłam stworzyć miejsce, gdzie każdy mógłby czuć się bezpiecznie.
I nieważne, że moje wakacje właśnie dobiegły końca. Było mi to nawet na rękę, bo przebywając już na miejscu, mogłam bez problemu podjąć pracę w herbaciarni, w której zawsze sobie dorabiałam podczas roku akademickiego.
W końcu wnieśliśmy wszystkie rzeczy i zostało nam jeszcze całe wolne popołudnie. Oskar w okresie wakacyjnym zazwyczaj pracował w warsztacie samochodowym u swojego wujka, ale dzisiaj wyjątkowo wziął wolne, żebyśmy mogli spędzić wspólnie cały dzień. Planowali wyjechać z powrotem dopiero wieczorem, więc postanowiliśmy zabrać Poker na długi spacer, potem odstawić ją do mieszkania i pójść zjeść coś dobrego w centrum.
Oskar wyszedł przed blok, Szymek skoczył do toalety umyć ręce, a ja w tym czasie szybko się przebrałam. Wygodne dresy, które w trakcie podróży oblazły sierścią Poker, zamieniłam na zieloną sukienkę przed kolano.
Szymon wrócił do pokoju, gdy wrzucałam ciuchy do kosza na pranie. Podszedł do tych kilku przytachanych przez siebie pudeł i wyrównał je tak, by wszystkie stały w jednej linii.
– Nie zapomnisz mi tego morderczego wysiłku do końca życia, prawda? – zagadałam, gdy milczał przez dłuższą chwilę.
– Oczywiście, że nie. – Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. – Znajdź sobie wreszcie faceta, który z chęcią będzie wnosił ci różne rzeczy na czwarte piętro w zamian za…
– Nie szukam chłopaka – weszłam mu w słowo. Wiedziałam, że Szymek zaraz zacznie sypać seksualnymi aluzjami, a na to akurat dzisiaj nie miałam ochoty. – Los zesłał mi najlepszego przyrodniego brata na świecie. A ciebie dostałam gratis. Jest jeszcze Borys… Po co kolejny facet w tej grupie? Za dużo testosteronu! Ale wiesz, co myślę? Potrzebujemy dziewczyny, która w końcu by cię utemperowała. Co tam słychać u Hani? Nina ostatnio wspominała, że spędzacie razem sporo czasu, i tak się zaczęłam zastanawiać…
– Chodźmy na te burgery, księżniczko. Burczy mi w brzuchu.
Dochodziło południe, gdy lekko zdyszana wbiegłam do budynku, w którym mieściła się świetlica. Przystanęłam na moment, by uspokoić oddech, i spojrzałam na psa stojącego przy mojej nodze.
Byłam zdenerwowana, ale ten ścisk w żołądku nie wywoływał ataku paniki, tylko uśmiech na twarzy i radość w sercu. Nie sprawiał, że miałam ochotę uciec, zniknąć i schować się przed całym światem. Wprost przeciwnie – czułam ekscytację!
– Gotowa na podbój serc dzieciaków? – zagadnęłam Poker, która w odpowiedzi zamachała entuzjastycznie ogonem. – Super! Idziemy.
Ruszyłam wzdłuż korytarza, po czym stanęłam przed uchylonymi drzwiami, wstrzymałam oddech i zaczęłam nasłuchiwać dźwięków dochodzących z pomieszczenia. Cisza. Hm… Gdzie te radosne krzyki, których oczekiwałam? Gdzie śmiech, głośne rozmowy i piski?
Pchnęłam drzwi, zajrzałam do środka i… poznałam odpowiedź na nurtujące mnie pytania. Oprócz Edyty, dziewczyny, którą zaraz miałam zmienić, w tylnej części sali naliczyłam trójkę dzieci – dwie dziewczynki i jednego chłopca. Miały na oko siedem, może osiem lat. Siedziały osobno, zatopione we własnych zajęciach, co bardzo mnie zdziwiło. Dlaczego nie bawiły się razem? Dlaczego wyglądały trochę tak, jakby tkwiły tu za karę?
Poker, gdy tylko zobaczyła dzieciaki, zamachała ogonem i lekko pociągnęła mnie w ich kierunku, jednak nie pozwoliłam jej na to; skróciłam smycz i ruszyłam w stronę opiekunki.
Poznałyśmy się jakoś w połowie czerwca, gdy przyszłam tutaj, by dostarczyć wszystkie potrzebne dokumenty, złożyć kilka podpisów i zapytać, czy pies może mi towarzyszyć. Wtedy Edyta wyglądała na sympatyczniejszą. Wprawdzie wymieniłyśmy tylko kilka uprzejmości, mimo to wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Teraz natomiast siedziała z naburmuszoną miną i czytała książkę. Jeśli miałabym być szczera, to jako dziecko nigdy bym do niej nie podeszła. A przecież właśnie po to ją tutaj zatrudniono! Do naszych głównych zadań należała aktywna opieka nad dzieciakami. Może dzisiaj Edyta miała gorszy dzień?
Odchrząknęłam. Dziewczyna najpierw spojrzała na Poker, potem na mnie i w końcu rozciągnęła usta w uśmiechu. Ten uśmiech jednak nie sięgał oczu. Odniosłam nawet wrażenie, że właśnie stłumiła ziewnięcie.
– Przyszłam za wcześnie? – zapytałam z nadzieją, bo może faktycznie większość dzieci dopiero się zejdzie.
– Nie. – Edyta zamknęła czytaną książkę i zaczęła zgarniać drobiazgi z biurka oraz wrzucać je do torebki.
– Nie? – powtórzyłam za nią, z wyraźną nutą zawodu w głosie.
Zamarła z dłonią nad powieścią, rzuciła na mnie okiem i zachichotała. Ona naprawdę zachichotała!
– Co ty sobie myślałaś? Że sala będzie pełna? – Pokręciła głową z rozbawieniem. – To powód do radości, dziewczyno. Mało dzieci, mało roboty! W zasadzie to najczęściej zajmują się sobą, czasem któreś podejdzie, o coś zapyta, poprosi o pomoc w zadaniu ze szkoły, chociaż prace domowe dopiero się zaczną… Ale w większości przypadków siedzisz za biurkiem, oglądasz tiktoki, scrollujesz Instagram i odpoczywasz. Kwestia przyzwyczajenia. Zobaczysz, z czasem będziesz wyczekiwała momentów, podczas których po prostu tutaj usiądziesz i odetchniesz.
Może jeszcze zajmę się własnymi myślami? Czy ona sobie ze mnie żartuje?
Wstała, głośno szurając przy tym krzesłem, a ja zaczerpnęłam powietrza, by coś powiedzieć. Nie zdążyłam jednak wydusić z siebie ani jednego słowa, bo Edyta kontynuowała monolog:
– Jeśli chodzi o zaliczenie jakiegoś przedmiotu, to bez obaw. Podbijają dzienniki praktyk bez żadnego problemu, nie rozliczą cię z tego, że nie zrealizowałaś tych wszystkich scenariuszy zajęć. Studenci bardzo to sobie chwalą, co zresztą wcale mnie nie dziwi, bo napracujemy się jeszcze w życiu, a pomysły, które sobie przygotowałaś, na pewno wykorzystasz za jakiś czas.
Ale ja je chciałam zrealizować! Nie po to planowałam to wszystko od dłuższego czasu, by teraz nie robić nic. Miałam ochotę tupnąć nogą, przypomnieć Edycie, jak dużo od nas, młodych pedagożek, dzisiaj zależy, powiedzieć, że serca dzieciaków stoją przed nami szeroko otwarte i możemy – a wręcz powinnyśmy – to wykorzystać. Przecież właśnie tego oczekiwali od nas rodzice! Poza tym przychodziłam tutaj nie w ramach praktyk studenckich, lecz wolontariatu, na który sama się zgłosiłam.
Nie dostałam jednak szansy, by o tym opowiedzieć, ponieważ Edyta, nie wchodząc w dalsze dyskusje, skończyła pakować torbę, sprawdziła, czy nic przypadkiem nie zostało w szufladach, wstała i wyszła. Rzuciła ciche „do zobaczenia za tydzień” i nie pożegnawszy się z dziećmi, zniknęła w korytarzu. W tym czasie Poker wlazła pod biurko, ciężko klapnęła na lewy bok i spojrzała na mnie z oczekiwaniem.
„Robimy coś czy pora na drzemkę?”, zdawał się mówić jej wzrok.
Może powinnam zadzwonić do osoby, która zorganizowała mi tutaj miejsce? Sięgnęłam po telefon, by wybrać numer, jednak w ostatniej chwili zrezygnowałam. Przecież nic nie wymagało interwencji. Odłożyłam na bok wątpliwości i postanowiłam przywitać się z maluchami. W końcu przyszłam tu dla nich.
Wyszłam bardziej na środek sali i przywołałam na twarz uśmiech – liczyłam, że w ten sposób podbiję swój głos na odrobinę wyższe tony, dzięki czemu zabrzmię luźno i przyjaźnie.
– Cześć!
Moje radosne przywitanie nie zwróciło niczyjej uwagi, więc klasnęłam w dłonie. W końcu dzieci porzuciły swoje zajęcia i z lekkim ociąganiem spojrzały w moim kierunku. Wykorzystałam ten moment, oparłam się o blat biurka, odchrząknęłam i kontynuowałam:
– Mam na imię Kaja i od dzisiaj będę tutaj do was przychodzić w każdą sobotę. A to jest… Poker!
Na dźwięk swojego imienia goldenka wybiegła spod biurka i zamachała radośnie ogonem. Lubiła być w centrum zainteresowania, została stworzona do pracy z ludźmi.
Zauważyłam, że wśród dzieciaków nastąpiło poruszenie, wcześniej tak pochłonęły je zajęcia, że nie zauważyły psa.
– Przywitasz się? – Spojrzałam na Poker, a ta niemal od razu stanęła na tylnych łapach, zamachała przednimi i szczeknęła. – Właśnie powiedziała wam „Hej!”.
Sięgnęłam do saszetki przywiązanej do paska od spodni i wyjęłam kilka smaczków.
– Dobrze! – Nagrodziłam psa i gestem pokazałam jej, by się ukłoniła.
Do moich uszu dotarł nieśmiały śmiech z końca sali. Mimo zainteresowania, które wzbudziłam, żadne z dzieci nie opuściło swojego miejsca. Postanowiłam więc odrobinę je do tego zachęcić.
– Jestem pewna, że Poker chciałaby wam pokazać, że umie przybijać piątki. Czy jest wśród was ktoś, kto chciałby pomóc jej w tej prezentacji? Myślę, że już odrobinę znudziło ją ćwiczenie tylko ze mną i może mnie nie posłuchać…
Chłopiec od razu podniósł rękę. Poprosiłam go, by wstał i do nas podszedł.
– Jak masz na imię?
– Franek.
– Miło mi cię poznać, Franku. Miałeś wcześniej kontakt z psami? – zapytałam, a gdy zaprzeczył, posłałam mu szeroki uśmiech. – Dobrze, nie martw się. Poker cię nie zaczepi, dopóki sam jej na to nie pozwolisz. Zanim jednak do tego dojdzie, najpierw pokażę ci, co zrobić, żeby wykonała sztuczkę. Okej? A potem powtórzysz za mną i kto wie… może wspólnymi siłami nauczymy ją czegoś nowego?
Przeszłam z czworonogiem jeszcze kawałek w stronę tyłu sali, tak, by widziały nas też dziewczynki, które cały czas zajmowały miejsce na swoich krzesłach. Usiadłam po turecku naprzeciwko psa i wydałam komendę, by i on to zrobił. Po chwili wystawiłam w jego stronę otwartą dłoń.
– Piątka – powiedziałam i spojrzałam na Poker, na co ta radośnie odbiła łapę od mojej ręki. – Dobry piesek!
Popatrzyłam na chłopca, który przez cały czas uważnie nas obserwował, i zapytałam, czy chce spróbować. Przytaknął, więc ustąpiłam mu miejsca. Poker siedziała, Franek wystawił w jej stronę dłoń, wydał komendę, tak jak wcześniej zrobiłam to ja, a po chwili uśmiechał się szeroko oraz wręczył psu nagrodę, którą ukradkiem mu przekazałam.
– Chcesz, żeby teraz podała ci łapę? – zapytałam w momencie, kiedy usłyszałam szuranie krzeseł.
– Czy ja też mogę? – zapytała nieśmiało jedna z dziewczynek.
– Oczywiście! Wytłumaczę tylko Frankowi, co i jak, i zaraz spróbujesz – odpowiedziałam jej radośnie.
– Mam na imię Oliwia, a to jest Amelka. – Ruchem głowy wskazała na koleżankę, która właśnie stanęła obok niej.
Oliwia, Amelka i Franek.
Kolejną godzinę spędziłam na opowiadaniu dzieciom o psie i pokazywaniu, jakie sztuczki potrafi Poker. W końcu wszyscy usiedliśmy na podłodze, tworząc okrąg, w którym spokojnie leżała goldenka. Dzieci z każdą kolejną minutą rozgadywały się coraz bardziej i z żywym zainteresowaniem słuchały, gdy mówiłam, w jaki sposób należy traktować zwierzęta, nie tylko te domowe, ale także wolnożyjące.
– Czy wiecie, że psy też się z nami porozumiewają? – zagaiłam, a gdy zaprzeczyły, powiedziałam im co nieco o tym, jak rozpoznawać sygnały przekazywane nam przez czworonożnych towarzyszy.
Naszą żywą dyskusję przerwało pukanie do drzwi. Do środka zajrzał mężczyzna w średnim wieku i oznajmił, że przyszedł odebrać Oliwię i Franka. Okazało się, że mieszkają obok siebie, a rodzice obojga przyprowadzali oraz odbierali maluchy na zmianę. Dzieci niechętnie pożegnały się z Amelką, ze mną i w końcu z Poker, po czym na odchodne aż dwukrotnie zapytały, czy za tydzień także przyjdę z psem.
– Nie widzę innej opcji! – odparłam i poprosiłam, by w kolejnych dniach zapisywały sobie na karteczce wszystkie pytania, które chciałyby mi zadać podczas mojej następnej wizyty w świetlicy.
Gdy dzieci ruszyły w stronę drzwi, upewniłam się, że Amelka nie ma nic przeciwko, aby przez chwilę zostać tylko z psem, i wstałam z kucek, by zamienić chociaż kilka słów z opiekunem. Pokrótce opowiedziałam o tym, co planuję na kolejne tygodnie. Podczas pożegnania zachęciłam też, żeby przekazał innym rodzicom, że będą dziać się tutaj bardzo fajne rzeczy.
W końcu wróciłam do Amelki, która z błogością wymalowaną na twarzy głaskała Poker po brzuchu.
– Polubiła cię – stwierdziłam i przysiadłam obok.
– Naprawdę? – zapytała uradowana. – A czy mogę za tydzień przyprowadzić koleżankę?
– Oczywiście! Poker bardzo się ucieszy.
Z każdym kolejnym tygodniem dzieci przybywało. W pewnym momencie grupa ustabilizowała się na tyle, że wiedziałam, iż za każdym razem, gdy wejdę do sali, będzie tam na mnie czekało dwanaścioro wielbicieli Poker. Miałam ochotę skakać pod sufit z radości, Edyta zaś zawsze wymijała mnie z naburmuszonym wyrazem twarzy. Zauważyłam, że przestała przynosić ze sobą książki, a raz nawet przyłapałam ją na wspólnym układaniu puzzli z grupą dziewczynek.
Poker także była wniebowzięta. Każdej soboty otrzymywała pakiet pieszczot od zaciekawionych małych rączek i z moją małą pomocą pokazywała dzieciom, jak w odpowiedni sposób traktować psa. Zauważyłam też, że dzieci w jej towarzystwie wyciszają się i coraz częściej uśmiechają.
Na świetlicy spędzałam cztery godziny. Przez pierwszą połowę tego czasu wszyscy siedzieliśmy w kółeczku na podłodze, potem Poker szła na prowizorycznie stworzone przez dzieciaki legowisko i odpoczywała, a ja zachęcałam moich podopiecznych do tego, by otwarcie mówili o swoich potrzebach, i starałam się z każdym z nich spędzić chociaż kilka minut indywidualnie.
W tygodniu zaś ze wszystkich sił próbowałam pogodzić zajęcia na uczelni z dodatkową pracą w herbaciarni i spotkaniami z Majką. Nie starczało mi już ani czasu, ani sił na to, by robić cokolwiek innego, ale nie narzekałam. Wręcz przeciwnie – zmęczenie i napięty grafik stanowiły idealną wymówkę, gdy ktoś proponował mi wspólne wyjście.
Nie zdążyłam się nawet obejrzeć i przyszła wiosna.
Pierwszy raz zobaczyłem ją w parku, gdy spacerowała z psem. W dresie i trampkach wyglądała dużo bardziej kobieco niż niejedna dziewczyna w szpilkach, którą minąłem w drodze tutaj. Zapatrzona w swojego czworonożnego przyjaciela nie zwracała uwagi na otoczenie. Mijała ludzi, posyłała im uśmiechy, ale nie rejestrowała ani twarzy, ani scen, których była świadkiem. Wiedziałem o tym, bo tamtego dnia w ciągu zaledwie godziny wpadliśmy na siebie trzykrotnie.
Za pierwszym razem odpowiedziała na mój uśmiech, a ja miałem ochotę przystanąć, zatrzymać ją i powiedzieć, że ma usta stworzone do całowania.
Za drugim spojrzała nieprzytomnie w moim kierunku, podczas gdy inna dziewczyna robiła sobie ze mną selfie telefonem.
– Czy mogę oznaczyć twój profil? – zapytała i wtuliła się we mnie mocniej i bardziej, mimo że zdjęcie było już gotowe.
– Jasne – odparłem niedbale, odpychając ją lekko od siebie, i udawałem, że interesuje mnie to, co mówi.
W rzeczywistości czekałem tylko na moment, w którym zaczerpnie tchu, a ja w końcu dostanę szansę, by coś wtrącić i ruszyć dalej. Uciec od niej. I przed nią. Nie lubiłem tej części swojego życia.
– Fajnie było cię poznać, ale naprawdę muszę już lecieć. Pa!
Ruszyłem przed siebie, czując lekkie zażenowanie. Wiele razy zastanawiałem się, czy gdybym miał taką możliwość, to przekazałbym komuś cały ten ciężar, który za sobą ciągnę. W zamian za anonimowość, pewność, że gdy danego dnia wyjdę z domu i minę ludzi, to nie będę musiał uważać na to, jak się do kogo uśmiechnę albo czy w ogóle to zrobię, jak zareaguję lub nie zareaguję na zaczepkę. W pierwszej chwili zawsze odpowiadałem, że zostawiłbym to bez mrugnięcia okiem. Jednak gdy zaczynałem wszystko analizować… gdy w głowie wirowały mi migawki z koncertów i te wszystkie komentarze, gdy oczami Tymka stojącego na scenie widziałem tłum, który czekał, aż przyłożę mikrofon do ust i zacznę śpiewać… Za nic w świecie bym tego nie oddał, nie zrezygnowałbym. Bo może i moja obecność w tym miejscu to kwestia przypadku lub szczęścia… ale faktem jest, że śpiew stał się moim powietrzem. A wiadomo: bez powietrza długo nie pożyjesz.
Odchodząc od dziewczyny, miałem w myślach tę nagłą refleksję. Momentalnie rozluźniłem ramiona i poczułem wdzięczność. Zdecydowanie za rzadko doceniałem możliwości, które postawiło przede mną życie. Jednak jako dzieciak w ciele dorastającego mężczyzny chyba jeszcze mogłem sobie na to wszystko pozwolić. Na te wątpliwości, na analizę, na zmiany… Tak, miałem jeszcze czas na zmiany.
– Do zobaczenia! – krzyknęła za mną. – Do zobaczenia na koncercie!
Odwróciłem się, posłałem jej swój najszerszy uśmiech i skinąłem lekko głową. Towarzyszył mi jej dźwięczny śmiech, gdy pogwizdując cicho pod nosem, zniknąłem za rogiem.
Za trzecim razem… odniosłem wrażenie, że nieznajoma mnie rozpoznała, że coś jej zaświtało, coś krzyknęło z tyłu głowy. Może ujrzała we mnie chłopaka miniętego chwilę wcześniej albo faceta, który codziennie spoglądał na setki tysięcy ludzi z ekranów ich telefonów. Obserwowała mnie na TikToku? A może zobaczyła we mnie kogoś, kim naprawdę jestem? Mnie – tego ukrywającego się w cieniu kaptura. Nakładałem go na głowę za każdym razem, gdy wychodziłem.
Te krótkie spotkania, których ona mogła w ogóle nie zarejestrować albo o których zdążyła już dawno zapomnieć, sprawiły, że moje myśli ciągle uciekały w kierunku jej blond włosów, powściągliwego spojrzenia i uśmiechu, którym raz za razem obdarzała swojego golden retrievera. Ileż bym dał, by dojrzeć kolor jej oczu… by usłyszeć jej głos i w końcu ocenić, czy czerwień jej ust była naturalna, czy może jednak to zasługa pomadki. Chciałem się przekonać, jakich perfum używa. Czy w ogóle używa perfum. A potem wypsikać sobie nimi poduszkę, by móc śnić o nieznajomej każdej pieprzonej nocy.
Tak, trochę mi odbiło na jej punkcie. I sam byłem tym zdziwiony, bo zazwyczaj albo zdobywałem, albo odpuszczałem, gdy coś stawało mi na drodze. Nie traciłem czasu. Jak nie ta, to inna, jak nie inna, to następna. I kolejna… i jeszcze jedna. Przecież mogłem mieć każdą… Tutaj ewidentnie coś stało nam na przeszkodzie: codziennie nadkładałem drogi, by znów przejść przez ten cholerny park, i ani razu nie wpadłem na dziewczynę. Straciłem szansę?
A trzeba było się wtedy odezwać. Zatrzymać, zagadać, pogłaskać psa i oczarować ją tak bardzo, jak ona oczarowała mnie. A przynajmniej spróbować i najwyżej potem odpuścić. Ale ja nie odpuszczałem i mimo że powinienem już dawno ruszyć w kierunku wytwórni, to zamiast tego cały czas krążyłem po parku, licząc, że w końcu ją spotkam, że wpadniemy na siebie, że porozmawiamy, że… Bo ileż można czekać, wypatrywać jej i wzdychać?
Wibracje telefonu, które od jakiegoś czasu czułem na udzie, w końcu zmusiły mnie do tego, bym przysiadł na ławce i sprawdził, o co chodzi. Sięgnąłem po komórkę, odblokowałem ekran i odpaliłem wspólny czat z chłopakami. Powiadomienie goniło powiadomienie.
Emil: Tymuś, gdzie jesteś??
Mario: PILNE!!
Radek: Stary, zajrzyj na skrzynkę. Nie chcę nic sugerować, ale chyba czeka tam coś dobrego.
Wiedziałem, że nie mogę z tym zwlekać, w takich sytuacjach dużą rolę odgrywał czas, bo na pewno nie byliśmy jedynym miejscem, do którego ktoś wysłał swoją muzykę. I choć zazwyczaj to do moich zadań należało znalezienie czegoś, co przykuje naszą uwagę, to bywało też, że zgłoszenia trafiały do nas same.
Wyjąłem z plecaka słuchawki oraz tablet. Wczytałem się w treść skromnej, ale przyciągającej uwagę wiadomości, a gdy do moich uszu dotarły pierwsze dźwięki utworu, totalnie odpłynąłem.
To było dobre. Cholernie dobre.
Ja: Brzmi obiecująco.
Mario: Zajebiście! W takim razie działaj dalej.
Wszystko potwierdziłem emotką przedstawiającą uniesiony kciuk i postanowiłem włączyć piosenkę jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze… Czasami dopiero po kilkunastu zapętleniach wyłapywałem coś – cokolwiek – wymagającego poprawy, jednak nad tym zawsze można popracować. Najważniejsze były emocje, które uderzały za pierwszym razem. A w tym przypadku każde wyśpiewane słowo poczułem całym sobą.
Wszystko jest na swoim miejscu.
Odpisałem na mejla i zacząłem tworzyć w głowie plan na promocję singla, tracąc przy tym poczucie czasu.
Gdy do moich uszu zaczęły docierać ostatnie dźwięki kompozycji, której już zdążyłem się nauczyć na pamięć, otworzyłem oczy i… O cholera. Zobaczyłem ją. Zaledwie kilka metrów dalej. Dziewczyna mnie minęła, a ja bezczelnie powiodłem za nią wzrokiem, by mieć pewność, że to faktycznie ona. Weszła do kawiarni i po chwili dotarło do mnie, że nie odwiedzała tego miejsca jako klientka. Nic sobie nie zamówiła, nie usiadła na jednej z kanap. Za to przytuliła dziewczynę, która przed sekundą obsłużyła starszego mężczyznę, i śmiejąc się z czegoś, co tamta powiedziała, dołączyła do niej za ladą.
Bingo! Pracowała tam.
Mijałem to miejsce każdego dnia i nie wpadłem na to, żeby zajrzeć do środka. Szukałem nie tam, gdzie trzeba.
Dałem chłopakom znać, że nie dotrę dzisiaj za biurko, i postanowiłem dokończyć robotę tutaj. Siedzącna ławce w parku, od czasu do czasu zerkałem za szybę kawiarni. Mógłbym tam po prostu wejść, ale… coś mnie powstrzymywało. A raczej ktoś. Przy stoliku niedaleko drzwi wejściowych dostrzegłem bowiem dziewczynę, która kilka dni wcześniej zaczepiła mnie po to, by zrobić sobie ze mną zdjęcie. Dzisiaj nie miałem ochoty na kolejną konfrontację. No i nie chciałem zwracać na siebie uwagi.
Nie mogłem jednak spędzić całego dnia w ten sposób, dlatego w pewnym momencie zwinąłem wszystkie manatki i wróciłem do siebie, by coś zjeść, zmienić ciuchy i przebrnąć przez rzeczy, których nie dałem rady ogarnąć w parku.
Moja praca była dość mobilna i w zasadzie mogłem działać z dowolnego miejsca i urządzenia z dostępem do internetu, ale ponieważ nie spodziewałem się, że nie dotrę dzisiaj do biura, nie wziąłem ze sobą ładowarki.
Sprawdziłem na Instagramie profil miejsca, gdzie pracowała nieznajoma, by wiedzieć, o której zamykają, i wróciłem tam przed dwudziestą trzecią. Możliwe, że dziewczyna skończyła swoją zmianę wcześniej i już nie zdążę z nią pogadać, lecz teraz chciałem po prostu dopilnować, żeby bezpiecznie wróciła do domu.
Kawiarnia, a w zasadzie herbaciarnia, znajdowała się w centrum miejskiego parku. Lokalizacja to strzał w dziesiątkę – za dnia wpadało tu mnóstwo spacerowiczów, biegaczy czy wagarowiczów. Byłem pewien, że w lokalu nie narzekali na brak ruchu. Tylko jedno mnie zmartwiło. Gdy na dworze zaczynało się ściemniać, a otoczenie pustoszało… No właśnie, nigdy nie wiadomo, jakie zło czyha za rogiem.
Była tam. Zastałem ją krzątającą się, tańczącą i przecierającą blaty. Powoli szykowała herbaciarnię do zamknięcia i wszystko wskazywało na to, że nikt po nią nie przyjdzie. Zmartwiło mnie to. Chociaż nie powinno, prawda?
Gdy zakluczyła drzwi i upewniła się, że są zamknięte na cztery spusty, ruszyła dziarskim krokiem w stronę najbardziej zaciemnionej części parku. Mignęło mi jeszcze, że z torby wyjęła ogromne słuchawki.
No bez jaj… Jak teraz usłyszy, jeśli ktoś do niej podbiegnie? Czy w kieszeni ma chociaż gaz pieprzowy?
Ruszyłem za nią, ale trzymałem się w bezpiecznej odległości. Nie miałem zamiaru jej straszyć, tylko musiałem się upewnić, że dotrze do miejsca zamieszkania cała i zdrowa. Nie chciałem także, aby mnie zobaczyła. Nie, kiedy nie do końca rozumiałem, co mną kieruje.
Nie znałem jej. Nie wiedziałem, jaki ma charakter. Mogła być wredna. Mogła mieć chłopaka albo dziewczynę. Żadne z powyższych nie sprawiło jednak, że odpuściłem. Wprost przeciwnie…
A jeśli faktycznie z kimś się spotykała? Nie powinna o tej godzinie wracać sama.
W ciągu kolejnych tygodni wiedziałem już mniej więcej, kiedy ma zmiany. Nie pojawiała się w pracy codziennie, ja jednak każdego dnia spędzałem na ławce chociaż godzinę, by w razie wątpliwości nieznajomej, dziewczyna, z którą pracuje, mogła ją zapewnić, że jestem tutaj stałym gościem. Wychodziłem zatem z biura każdego dnia przy akompaniamencie śmiechów i żartów całej ekipy. Nikt mi nie uwierzył, że czułem lepsze flow, gdy pracowe sprawy ogarniałem na świeżym powietrzu.
Ani razu nie znalazłem w sobie odwagi, by wejść do środka. Zawsze wybierałem tę jedną konkretną ławkę, siadałem, klikałem, po czym wracałem do domu. Na szczęście tegoroczny marzec rozpieszczał nas wiosennym słońcem, więc nie przypłaciłem swojej głupoty przeziębieniem.
Gdy dziewczyna miała drugą zmianę, co na szczęście zdarzało się rzadko, przychodziłem tuż przed zamknięciem. Zawsze wracała sama, z wielkimi słuchawkami na uszach, a ja szedłem za nią, by mieć pewność, że dociera na miejsce w jednym kawałku. Taki właśnie był ze mnie dżentelmen.
Wiele razy chciałem do niej podejść, zagadać, jednak coś mnie powstrzymywało i tchórzyłem w ostatniej chwili. Czy tak właśnie smakował strach przed odrzuceniem?
Ten dzień nie odstawał od poprzednich. Przed godziną wyszedłem z biura, umówiłem się z chłopakami na próbę i ruszyłem w stronę parku. Niby nie zmieniałem niczego w swojej dotychczasowej rutynie, a jednak wszystko przebiegło zupełnie inaczej.
Kątem oka zauważyłem obok cień, więc uniosłem wzrok znad ekranu tabletu i spojrzałem przed siebie. Lekko się spiąłem i uciekłem spojrzeniem w bok tylko po to, by zaraz wrócić. Przede mną stała ona. Dziewczyna z TeaBook. W dłoni trzymała kubek z logo miejsca, w którym pracowała. Jak mogłem dać się tak łatwo zaskoczyć? Jak mogłem nie zauważyć, że wyszła na zewnątrz i tutaj podeszła? Do mnie.
Wcisnąłem pauzę, wyjąłem z uszu słuchawki i posłałem dziewczynie uśmiech, nieco zdezorientowany i mimo wszystko onieśmielony. Nie lubiłem mierzyć się z niespodziewanymi sytuacjami. A ta do takich należała.
Nieznajoma zorientowała się, że ją stalkuję, i wyszła, żeby wylać na mnie zawartość kubka? A może chciała mi nawtykać za to, że za każdym razem, gdy wieczorami wracała z pracy, ja szedłem za nią?
Powinienem coś powiedzieć, zapytać, czy wszystko w porządku albo czy mogę w czymś pomóc, a jedyne, co byłem w stanie zrobić, to unieść pytająco brwi. Kretyn ze mnie.
– Hej.
Po raz pierwszy usłyszałem jej głos i cóż… poczułem go całym sobą. O cholera… Czy zauważyła zmieszanie na mojej twarzy? Dlaczego byłem tak bardzo onieśmielony?!
Spoglądała na mnie z lekkim uśmiechem, jakby czekała, aż w końcu wyduszę cokolwiek. Jak długo na nią patrzyłem? Usta stworzone do całowania…
– Czeeeść. – Przeciągnąłem nieco samogłoskę.
Odchrząknąłem, bo odniosłem wrażenie, jakbym tego dnia po raz pierwszy użył strun głosowych. Zsunąłem kaptur z głowy, po czym przekręciłem czapkę daszkiem do tyłu, by nic nie przysłaniało mi widoku. I aby ona widziała mnie odsłoniętego. Po raz pierwszy od dawna nie chciałem ukrywać twarzy.
– Czy mogę ci w czymś pomóc?
– Dziwnie to zabrzmi, ale… – zaczęła, lecz po chwili nerwowo przygryzła wargę. Przestąpiła z nogi na nogę i tym razem to ona uciekła spojrzeniem w bok.
To wystarczyło, by dotarło do mnie, że… Czego ja, do cholery, oczekiwałem? Że zapyta, co u mnie? Zdradzi mi imię i opowie coś na swój temat? Zaproponuje, byśmy zostali najlepszymi przyjaciółmi? Powie, że mnie kojarzy, bo… minęliśmy się kilka razy, gdy spacerowała z psem? Tymek, ty idioto…
– Chcesz zrobić sobie ze mną zdjęcie? – zapytałem z lekkim zawodem, którego nie byłem w stanie ukryć. – Nie ma sprawy. Mogę też podpisać ci ten kubek albo…
– Nie! Nie, nie – wtrąciła, nie dając mi dokończyć. Oczy miała szeroko otwarte, na policzkach wykwitł rumieniec. Wyglądała trochę tak, jakby dopiero teraz do niej dotarło, kim jestem. – Pracuję w herbaciarni i mam stamtąd całkiem niezły widok na miejsce, przy którym siedzisz. Nie zauważyłam, żebyś coś pił, cokolwiek, a wiadomo, że trzeba się nawadniać… dlatego… pomyślałam, że przyniosę ci herbatę. Nie jest gorąca, ale nie wrzucałam do niej lodu, bo nie ma jeszcze upałów, więc…
Posłała mi onieśmielony uśmiech, znów przestąpiła z nogi na nogę i czekała. Nerwowo zerknęła za siebie – chyba chciała się upewnić, że żaden klient nie czeka przy ladzie. Miałem tylko sekundę na to, by zlustrować ją z góry na dół i nie zostać na tym przyłapany. Właśnie wtedy zauważyłem plakietkę przyczepioną do jej koszulki. Kaja.
– Kaja – mruknąłem, chcąc sprawdzić, jak to zabrzmi. A brzmiało zajebiście.
Usłyszawszy swoje imię, odwróciła głowę w moją stronę. Szybko odłożyłem tablet obok plecaka i wstałem. Byłem trochę wyższy od dziewczyny, co cholernie mi się podobało.
Ponownie odchrząknąłem.
– Dzięki, że o tym pomyślałaś. Faktycznie, czasem zapominam…
Sięgnąłem po kubek w chwili, w której Kaja wyciągnęła rękę w moją stronę. Niespodziewanie musnąłem jej skórę palcami, jednak zignorowałem przeskakujące między nami iskry.
– Zbiorę tylko rzeczy i przyjdę do środka, żeby uregulować rachunek. – Te słowa jako pierwsze przyszły mi do głowy.
– Nie trzeba, dzisiaj na mój koszt. – Zachichotała. – Ale następnym razem zajrzyj. Ławka nie wygląda na zbyt wygodną, a u nas masz też możliwość podłączenia się do Wi-Fi i podładowania sprzętu. No i ktoś mi kiedyś powiedział, że w szkle herbata smakuje lepiej… – Spojrzała z rozbawieniem na papierowy kubek, który trzymałem w dłoni. – Tak tylko mówię. – Posłała mi kolejny uśmiech.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo odwróciła się i po chwili zniknęła w drzwiach herbaciarni.
– Miło było cię poznać, Kaja – rzuciłem za nią, mimo że nie mogła tego usłyszeć.
Usiadłem na ławce i mając w nosie, jak to będzie wyglądało, obserwowałem Kaję. Od czasu do czasu nasze oczy się spotykały, ona za każdym razem machała mi z radością, a ja uśmiechałem się szeroko.
Próbowałem zignorować szybsze bicie serca. Była przecież jedną z wielu. Jedną z wielu. Jedną… na milion.
Kim jest chłopak, który każdego dnia siadał na ławce stojącej naprzeciwko herbaciarni, dotarło do mnie w chwili, gdy pod wpływem impulsu wyszłam i wręczyłam mu kubek z przygotowanym napojem.
Dopóki nie zsunął kaptura i nie przekręcił baseballówki daszkiem do tyłu, myślałam, że siedzi tak opatulony, ponieważ zmarzł. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy zrozumiałam, że on w ten sposób chciał zapewnić sobie odrobinę prywatności. A przynajmniej takie odniosłam wrażenie, bo z początku, po mojej zaczepce, wydawał się odrobinę zirytowany, wręcz zawiedziony tym, że do niego podeszłam i miałam czelność mu przerwać. Szybko jednak nałożył na twarz maskę serdeczności.
Oczywiście, że go rozpoznałam, że go kojarzyłam. Oczywiście, że od czasu do czasu przeglądałam jego profil na TikToku i słuchałam coverów, które nagrywał. Mimo to daleka byłam od pisków ekscytacji i omdlewania na jego widok.
Przygotowałam dla niego herbatę, ponieważ chciałam spełnić dobry uczynek, a przy okazji zachęcić go do tego, by od czasu do czasu wszedł do środka. A to, że okazał się Tymkiem… tym popularnym Tymkiem, którego chwalono, słuchano, podziwiano… Cóż, każdy od czasu do czasu powinien wypić dobrą herbatę, prawda?
Moja misja zakończyła się sukcesem – od tygodnia przychodził do nas codziennie, nie tylko podczas moich zmian. Wiedziałam o tym, bo pewnego razu przyuważyłam go podczas spaceru z Poker. Zawsze przychodził w południe, zajmował to samo miejsce i spędzał dwie-trzy godziny przed ekranem laptopa lub tabletu, zwykle ze słuchawkami na uszach. Ściągał je tylko podczas składania zamówienia, a gdy dostarczałam mu wszystko do stolika, dziękował skinieniem głowy, nie mówiąc przy tym ani słowa.
Jeśli miałabym zgadywać, to powiedziałabym, że słucha muzyki. Z jednej strony to trochę dziwne, zważywszy na fakt, że w środku zawsze lecą różne playlisty, które wybierałam osobiście. Z drugiej, słuchawki mogły być wygłuszające. Może musiał pracować w ciszy? Chociaż to akurat wydawało się mało prawdopodobne, bo kilkakrotnie przyłapałam go na tym, jak delikatnie poruszał głową w rytm nieznanej mi melodii albo odpływał na dłuższy czas, wlepiając nieobecny wzrok przed siebie. Najbardziej lubiłam te momenty, gdy przymykał powieki, a usta rozciągał w delikatnym uśmiechu. Potem nagle wracał do świata, z którego zdążył uciec, otrząsał się z tego intrygującego zawieszenia i zerkał na ekran laptopa.
Nie, nie pożerałam go wzrokiem. Po prostu obserwowałam otoczenie, upewniałam się, że żadnemu klientowi herbaciarni niczego nie brakuje, czasem do kogoś podeszłam, zagadałam, udałam rozbawienie nieśmiesznym żartem… Tymkowi nie przeszkadzałam, chociaż raz na jakiś czas kusiło mnie, by zapytać, czy nie ma ochoty na dolewkę herbaty lub kawałek ciasta. Ale nie robiłam tego, nie narzucałam się, bo byłam pewna, że jeśli czegokolwiek by potrzebował, to sam by do mnie podszedł. Nie każdemu przecież pasowało, gdy obsługa lokalu mu nadskakiwała, a Tymek swoją postawą wyraźnie dawał do zrozumienia, że przychodzi tutaj, by odciąć się od świata. Postawił granicę, której nie zamierzałam przekraczać.
Weszłam do mieszkania, zamknęłam za sobą drzwi i odpięłam smycz Poker. Przeciągnęłam się i ziewnęłam, marzyłam, by wejść pod kołdrę, a następnie przespać kolejne godziny. Zanim jednak ruszyłam do łazienki, zajrzałam do kuchni, w której siedziała Sonia. Na stole leżał otwarty laptop. Kątem oka zauważyłam, że moja współlokatorka przegląda stronę sklepu ze sprzętem AGD. Wiedziałam, że to nie wróży niczego dobrego…
– Lodówka zdechła.
Byłam przygotowana na tę wiadomość, bo dzisiaj miał przyjść ktoś z serwisu i sprawdzić, co się dzieje.
– Facet powiedział, że można coś tam wymienić, ale to kompletnie nieopłacalne, bo w podobnej cenie kupimy nowy sprzęt, a ten ma już swoje lata i ciągle coś będzie się chrzanić.
Dziewczyna spojrzała na mnie zasmucona i przygryzła nerwowo wargę. Chyba układała w głowie, co chce mi powiedzieć. Nie lubiła i nie potrafiła rozmawiać ze mną o pieniądzach, ba, gdy zamieszkałam tutaj na pierwszym roku studiów, zapytałam, ile chciałaby, żebym płaciła jej za wynajem pokoju, a ona w odpowiedzi machnęła ręką i stwierdziła, że podzielimy opłaty na pół… Dzięki temu odłożyłam trochę na czarną godzinę, która najwidoczniej nadeszła.
– Zapłacę za nową. Chciałabym jakoś…
– Mowy nie ma! – Nie pozwoliła mi dokończyć. – Nie wezmę od ciebie całej kwoty, zwłaszcza że z lodówki będziemy korzystać obie. Ale chciałam ci zaproponować, byśmy zapłaciły po połowie. Damy radę?
Zgodziłam się bez wahania i sięgnęłam po komórkę, by przedzwonić do Mai z pytaniem, czy nie znajdzie u siebie miejsca, gdzie mogłybyśmy przechować część jedzenia.
Siostra przygarnęła wszystkie nasze mrożonki, a przy okazji zapowiedziała, że wpadnie jutro z samego rana na śniadanie. W semestrze letnim na uczelni obie miałyśmy wolne wtorki i wykorzystywałyśmy tę okazję, by nadrobić zaległości w niewidzeniu się na co dzień. Z jednej strony lubiłam czas, kiedy mogłam żyć sama ze sobą, z drugiej zaś tęskniłam za siostrą przeokrutnie. Byłyśmy w końcu bliźniaczkami!
Gdy obie z Sonią upewniłyśmy się, że damy radę wszystko zabezpieczyć, usiadłyśmy razem do komputera, wybrałyśmy nowy model lodówki i pożegnałyśmy całkiem sporą sumę pieniędzy. Przynajmniej wniesienie sprzętu i zabranie ze sobą starego było w cenie.
Ledwo położyłam głowę na poduszce i zasnęłam.
Maję złapałam podczas porannego spaceru z psem. W drodze do mieszkania wstąpiłyśmy jeszcze do nowo otwartej knajpy z goframi i wzięłyśmy śniadanie na wynos. Zazwyczaj kupowałyśmy wszystkie składniki i razem pichciłyśmy coś w kuchni, dzisiaj jednak doszłyśmy do wniosku, że mamy ochotę na gotowe. Na blatach panował niezły rozgardiasz, dlatego nie było sensu rozkładać się tam dodatkowo z przygotowywaniem posiłku od zera.
Przełożyłam wszystko na talerze, żebyśmy nie jadły prosto z kartonowych pudełek, a potem zaczęłyśmy nadrabiać zaległości. Siostra z wypiekami na twarzy opowiedziała o tym, jak Borys w oryginalny sposób zaprosił ją na randkę: wszystkie informacje otrzymała pocztą tradycyjną, która na szczęście nie zawiodła i dotarła do akademika na czas.
– Jestem pełna! – Na dowód swoich słów Maja odchyliła się na krześle oraz poklepała po brzuchu. – Słowo daję, dzisiaj już nic w siebie nie wcisnę.
Wybuchnęłam śmiechem i sięgnęłam po jej pusty talerz, który następnie opłukałam pod bieżącą wodą, a potem włożyłam do zmywarki.
– Ale kawę wypijesz? – zapytałam, spojrzawszy na siostrę.
– Zawsze!
– Tak myślałam. – Wyjęłam z szafki dwa kubki i sięgnęłam do pękatego słoja, w którym razem z Sonią trzymałyśmy kapsułki nespresso.
Po chwili postawiłam na stole parujące napoje i zerknęłam Mai przez ramię. Przeglądała TikToka.
– Ta aplikacja jest uzależniająca – mruknęła jakby do siebie i przeskoczyła kilka filmików.
Już chciałam wspomnieć, że sama potrafię spędzić na niej sporo czasu – zwłaszcza wieczorami, gdy nie mogę zasnąć – jednak nie wydusiłam z siebie żadnego słowa. Nie zdołałam, bo na ekranie komórki siostry zobaczyłam Tymka. Stał przy mikrofonie, zwrócony bokiem do obiektywu, oczy miał lekko przymknięte, dłonią rytmicznie uderzał w swoją klatkę piersiową i… śpiewał. Nie żeby mnie to dziwiło, przecież tym zasłynął w Internecie. Po prostu właśnie do mnie dotarło, że po raz pierwszy, odkąd poznaliśmy się osobiście, słyszę go i oglądam na ekranie smartfonu. To było dziwne doświadczenie. Dziwne i całkiem przyjemne.
Odniosłam wrażenie, że spoglądam teraz na zupełnie innego człowieka. Człowieka, który doskonale zdaje sobie sprawę z tego, w jaki sposób oddziałuje na ludzi. Człowieka pewnego siebie, uwielbiającego przebywać w centrum zainteresowania, flirtującego z odbiorcą… Gdzie podział się Tymek chowający twarz pod kapturem obszernej bluzy? Gdzie chłopak, który każdego dnia wpadał do herbaciarni i zawsze wybierał miejsce w najdalszym kącie? Niby ta sama twarz, ten sam uśmiech, a jakby inna osoba.
Dopiero teraz, patrząc w ekran telefonu, dostrzegłam srebrne kółeczko w jego uchu. Czy nosił kolczyk na co dzień? A może zakładał go tylko podczas nagrywania filmów, żeby stworzyć swój medialny wizerunek?
W pewnej chwili przyłożył dłoń do serca, na sekundę mocniej zacisnął powieki i w końcu otworzył oczy. Odwrócił głowę w stronę kamery w taki sposób, jak gdyby patrzył wprost na mnie, uśmiechnął się szeroko i wycofał poza zasięg naszego wzroku. Fragment utworu, który wykonywał, zaczął lecieć od początku, a ja nie mogłam przestać patrzeć. I słuchać. Poczułam ciarki na całym ciele. Dobry był. Bardzo dobry. Nie miałam pojęcia, jak spojrzę mu w oczy, gdy spotkam go następnym razem.
Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Uczucie, którego się nie spodziewałam, bo przecież do tej pory, nawet jeśli słuchałam Tymka, to… Nie wiedziałam, jak to wszystko opisać. Po prostu zaszła we mnie jakaś zmiana. Fakt, że teraz znam go nie tylko z ekranu telefonu sprawił, że zaczęłam postrzegać go trochę inaczej. To jednak nie znaczyło, że na jego widok zemdleję. Co to, to nie! Ale to ciepełko rozchodzące się po ciele z każdą kolejną sekundą…
– Wpada od czasu do czasu do TeaBook – zagadałam do siostry nonszalanckim tonem, chcąc w ten sposób odwrócić swoją uwagę od tego, co zobaczyłam na ekranie jej telefonu.
To dziwne uczucie… nie powinno się pojawić, zdecydowanie. Tylko jak miałam przestać myśleć o tym chłopaku i jednocześnie o nim mówić? To niewykonalne, lecz skoro już zaczęłam…
– Siedzi przy komputerze ze słuchawkami na uszach i odpływa na dwie, czasem trzy godziny.
Siostra spojrzała na mnie i zmrużyła oczy. Doskonale wiedziałam, co oznacza mina Mai, bo niejednokrotnie sama taką robiłam. Moja bliźniaczka nie wierzyła w ani jedno słowo.
– Mówię poważnie! – Zaśmiałam się.
– No okej. – Wzruszyła ramionami. – Chcieliśmy ostatnio pójść na jego koncert, ale bilety zniknęły tak szybko, że machnęliśmy na to ręką. Może załatwisz nam kiedyś wejściówki, hm? Albo wpadnę pewnego dnia na twoją zmianę i sama…
– Majka, zaczynam żałować, że ci powiedziałam… – Nie zdążyłam dokończyć zdania, ponieważ zadzwonił jej telefon.
Oczywiście dzwonił Borys. Siostra, cała w skowronkach, wkrótce wyszła i pobiegła w ramiona miłości swojego życia, zapominając o Tymku i koncercie.
Ja wykorzystałam to, że miałam jeszcze godzinę do pracy. Rzuciłam się na swoje łóżko i sięgnęłam po komórkę. Odpaliłam TikToka, po czym odnalazłam filmik, który przed chwilą oglądałam na telefonie Mai. Włączyłam go i… byłam pewna, że Youngblood w wykonaniu Tymka szybko nie wyjdzie mi z głowy.
Odniosłam wrażenie, że ktoś rzucił na nas klątwę. Chwyciłam ścierkę i po raz kolejny przetarłam blat. Byłam w pracy, a w pracy nie powinnam załatwiać prywatnych spraw, ale…
– Daj mi go do telefonu – poprosiłam i przygryzłam nerwowo wargę. Na pewno istniało jakieś wyjście z tej sytuacji. Zaraz na coś wpadniemy i wieczorem będziemy się z tego śmiać. Będziemy, prawda? – No dalej…
– Co?
– Sonia, przekaż telefon kurierowi – powtórzyłam prośbę. – Przecież nie może…
– Ale on już odjechał! – Moja współlokatorka załkała po drugiej stronie. – Powiedział, że w zamówieniu nie opłaciłyśmy opcji wnoszenia…
– Bo przecież była promocja! Wnoszenie lodówki za free. Sprawdzałam trzy razy termin oferty, by go nie przegapić! – wtrąciłam, ściszywszy odrobinę głos, bo chociaż miałam ochotę krzyczeć, to musiałam się powstrzymać.
– Podobno dotyczyło to tylko bloków posiadających windę… – Westchnęła. – Zaproponowałam mu, że dopłacę tyle, ile trzeba, że zostawię napiwek, że herbaty mu zaparzę z wdzięczności! A on tylko wzruszył ramionami i stwierdził, że jest sam, nie ma odpowiedniego sprzętu oraz czasu, bo musi dostarczyć kolejne pralki, zmywarki i cholera wie, co jeszcze. Zostawił mnie z tą lodówką pod klatką schodową i pojechał!
– Skoro nie miał sprzętu, to jak ją postawił na ziemi?
– Nie mam pojęcia. Stała już, gdy zeszłam. Gdybym wiedziała, że odjedzie i mi nie pomoże, to nie podpisałabym odbioru… Kaja, co robić, do cholery? Przecież nie wciągnę jej sama na czwarte piętro! O poziomowaniu, ustawianiu i Bóg wie, czym jeszcze, już nawet nie wspomnę!
Starałam się jak najszybciej wymyślić jakieś rozwiązanie. Do głowy wpadło mi tylko, by zadzwonić do Oskara i spróbować go tutaj sprowadzić z Szymkiem, ale po pierwsze, był środek tygodnia, a po drugie… nie wiem, czy po raz kolejny zniosłabym narzekania Szymona. Zresztą… nie miałam pojęcia, czy poradziliby sobie we dwóch! Może gdyby Borys do nich dołączył… Mogłyśmy z Sonią pochodzić po sąsiadach i popytać albo wrzucić post na jakąś facebookową grupę… Tylko co ze sprzętem, który cały czas stał na zewnątrz?
Istniało kilka możliwości – to mnie uspokoiło. Już miałam podzielić się tym z Sonią, gdy kątem oka zauważyłam, że ktoś podszedł do lady. Oczywiście, że musiał to być Tymek, który wcześniej ani razu niczego nie domawiał, nie potrzebował uwagi i siedział jak mysz pod miotłą.
Spojrzałam na niego przepraszająco.
– Sonia, oddzwonię do ciebie. – Nie czekając na jej reakcję, zakończyłam połączenie i położyłam telefon na półeczce pod blatem, zaraz obok terminala płatniczego. Uśmiechnęłam się do chłopaka. – Wybacz, to sytuacja awaryjna. Firma kurierska dała ciała i… No nieważne! Na co jeszcze masz ochotę?
Przez chwilę tylko na mnie patrzył. Gdzie podział się ten pewny siebie Tymek, którego oglądałam z siostrą? Gdyby nie stał tutaj teraz, nie błądził wzrokiem, nie był tak cichy… to wyśmiałabym każdego, kto by mi powiedział, że gwiazda internetu prywatnie jest tak wycofaną osobą.
– No właśnie, ja w tej sprawie…