Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wanda Malczewska, przez niektórych nazywana polską Katarzyną Emmerich. Mistyczka z Parzna otrzymała od Boga dar widzenia przyszłych wydarzeń, głównie dotyczących losów Ojczyzny i Kościoła. Prawie 50 lat przed Cudem Nad Wisłą, Wanda Malczewska usłyszała od Matki Bożej, że 15 sierpnia stanie się świętem waszym narodowym, bo w tym dniu odrodzona Polska odniesie świetne zwycięstwo nad wrogami, dążącymi do jej zagłady. Mistyczka wyprzedzała swoją epokę. Uczyła chłopów pisania, czytania i religii. W czasie Powstania Styczniowego organizowała szpitale. O kanonizację wizjonerki zabiegała Zofia Kossak. Jan Paweł II nazwał ją apostołką i wspaniałą przewodniczką w dziele ewangelizacji.
"Polska zawsze będzie przedmurzem Kościoła - o ile sobie nie da wiary odebrać"
Życie mistyczne Malczewskiej łączyło się z ekstazami, wizjami i przeżywaniem Męki Chrystusa na Drodze Krzyżowej. Słowa Zbawiciela i Maryi usłyszane w czasie objawień zapisywała skrupulatnie w dzienniku. Dzięki nadprzyrodzonemu darowi zawsze wiedziała, kto świętokradczo usiłuje przystępować do ołtarza i z tego powodu żarliwie modliła się w intencji nawrócenia kapłanów.
"Rosję spotka kara Boska za krew przelaną, wołającą o pomstę do nieba. Straszne klęski spadną na Polskę, ale jej nie zgniotą."
Niech czas jubileuszu narodzin Sługi Bożej Wandy Malczewskiej przyczyni się do dogłębnego wniknięcia w bogactwo jej duchowego dziedzictwa abyśmy w obecnym czasie i wobec aktualnych wyzwań starali się naśladować jej pokorne życie dla innych.
Bp Marek Solarczyk
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 377
Projekt okładki i stron tytułowych Fahrenheit 451
Korekta i redakcja Barbara Manińska
Dyrektor wydawniczy Maciej Marchewicz
ISBN 9788380797727
Copyright © for Fronda PL Sp. z o.o., Warszawa 2022
WydawcaWydawnictwo Fronda Sp. z o.o.ul. Łopuszańska 3202-220 Warszawatel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34e-mail: [email protected]
www.wydawnictwofronda.pl
www.facebook.com/FrondaWydawnictwo
www.twitter.com/Wyd_Fronda
Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum
W książce zachowano przypisy Autora. W niektórych są komentarze redaktora umieszczone w kwadratowych nawiasach.
Moi drodzy!
Bóg w swoim miłosierdziu nieustannie otacza nas swoją łaską i w każdym czasie jest wierny swoim obietnicom. Wyjątkowym znakiem działania jego miłości są pokorni świadkowie wiary, dla których tajemnice życia Bożego są fundamentem codziennej troski, a wyjątkowe dary Bożego Ducha stanowią źródło ich duchowego bogactwa.
Pięknym dzieckiem Bożej czułości i służebnicą wiecznych tajemnic Boga była za życia i jest w tajemnicy łaski Wanda Malczewska. Jej wyjątkowe życie, które objawiło się światu przed 200 laty, stanowi dla nas wezwanie do ufnej wiary i kształtowania własnego życia według woli Boga.
Niech czas jubileuszu narodzin Sługi Bożej Wandy Malczewskiej przyczyni się do dogłębnego wniknięcia w bogactwo jej duchowego dziedzictwa oraz pomoże nam pokonać wszelkie przeciwności, abyśmy w obecnym czasie i wobec aktualnych wyzwań starali się naśladować jej pokorne życie dla innych.
Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do przygotowania tej ważnej publikacji i przyzywam moc Bożego błogosławieństwa dla każdego, komu duchowe bogactwo Wandy Malczewskiej pomoże odczytać i przyjąć dobrodziejstwo Boga.
Bp Marek Solarczyk
„Chwalcie Pana w Świętych Jego” (Ps 150, Biblia Wujka).„Chwalić należy niewiastę, co boi się Pana” (Prz 31,30).
Czcigodną Wandę Justynę Nepomucenę znałem osobiście od najmłodszych lat i długie lata przebywałem z Nią pod jednym dachem, więc jestem naocznym świadkiem prawie wszystkiego, co tu opiszę. Jestem pewien, że w życiu Wandy nie jeden, a może nawet wszyscy czytelnicy znajdą dużo pokarmu duchowego… jak kochać Pana Boga, bliźnich wszelkich stanów i służyć Ojczyźnie. Wierzę, że Jej postać uznają za godną zaliczenia do liczby błogosławionych patronek i wzorowych, godnych naśladowania Polek.
Do napisania tej książki posłużyły mi: 1. Opowiadania śp. Leonardowej Siemieńskiej, ciotki Wandy; 2. Joanny Sandel, pobożnej i uczciwej długoletniej jej służącej; 3. Notatki i ustne opowiadania księdza proboszcza Tomasza Olkowicza, spowiednika Wandy; 4. Notatki o. Romana Stefanowicza, augustianina, kapelana zakonnic u św. Anny, gdzie Wanda kilka lat przebywała, 5. Opowiadania i listy zakonnic od św. Anny, tudzież osób krewnych i obcych; 6. Moje osobiste spostrzeżenia i poufne rozmowy, jakby konferencje duchowe z Wandą.
Najważniejsze są notatki pisane przez Wandę na rozkaz Pana Jezusa, dane do przechowania księdzu Olkowiczowi z zastrzeżeniem zużytkowania ich dopiero po jej śmierci. Te notatki czytali szanowani kapłani – między nimi ksiądz Walenty Khaun, dziekan włoszczowski, doktor teologii, kapłan wielce świątobliwy. Prześladowany przez Moskali wyjechał do Włoch, wstąpił do zmartwychwstańców i umarł w Monteroli w 1921 roku. Otóż grono duchownych orzekło, że w objawieniach Wandy jest coś niezwykłego, że można je porównać z objawieniami np. św. Gertrudy, Mechtyldy i innych, zatwierdzonymi przez Kościół. Ksiądz Olkowicz, przenosząc się z Żytna do Wistki, zostawił notatki u sióstr dominikanek w klasztorze św. Anny, gdzie Wanda jakiś czas przebywała. Gdy przygotowywałem się do napisania tej książki, notatki te, a także zapiski księdza Romana Stefanowicza przysłała mi wielebna Matka Akwina Janukajtis, lecz niestety wiele z nich zaginęło, wiele jest nieczytelnych, pisanych ołówkiem, więc ich niestety zużytkować nie mogłem. Zaznaczam jednak, że Wanda była wzorem, jak we wszystkich sytuacjach życiowych, nawet najboleśniejszych, zachować spokój duszy i niezachwianą ufność w pomoc Bożą i Opiekę Matki miłosierdzia.
Jasna Góra, dnia 2 lutego 1922 roku,
w uroczystość Matki Bożej Gromnicznej
Ks. Grzegorz Augustynik
Ród Malczewskich w XII wieku przybył ze Śląska do Wielkopolski, tu się rozrodził na kilka linii i wydał wielu znakomitych mężów.
Z tego rodu pochodził Adam Malczewski Skarbek, ksiądz jezuita, urodzony w 1680 roku, zmarł 1754 roku w Poznaniu. Duchowny ten pisał różne uczone dzieła po łacinie – po polsku zaś napisał jedyne dziełko: Zegarek czyśćcowy!! Franciszek, biskup kujawski, potem arcybiskup warszawski. Antoni, poeta ukraiński, napisał prześliczny poemat Marja, powieść ukraińska! Jest ona osnuta na prawdziwym zdarzeniu (tajemne małżeństwo Szczęsnego Potockiego z Gertrudą Komorowską i jej tragiczny zgon).
Jacek Malczewski, znakomity polski malarz, świetny plastyk, kompozytor utworów o charakterze alegoryczno-symbolicznym, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.
Z tego rodu wyszło także wielu dzielnych patriotów, żołnierzy biorących czynny udział w walkach o niepodległość Ojczyzny.
Również z tego rodu pochodzi pokorna świątobliwa Wanda, wzór i chluba chrześcijańskich niewiast, zwłaszcza Polek.
Urodziła się w 1822 roku w Radomiu, w domu pod numerem 155, 15 maja o godz. 3 po południu, z ojca Stanisława, ekspedytora komisji wojewódzkiej województwa sandomierskiego i matki Marii Julii z Żurawskich. Ochrzczona była 22 maja w kościele parafialnym w Radomiu przez księdza proboszcza Józefa Satriana. Na chrzcie św. otrzymała trzy imiona: Wanda, Justyna, Nepomucena. Jej chrzestnymi rodzicami byli w pierwszej parze Michał Ciemniewski, kapitan żandarmerii, i Joanna Żurawska, a w drugiej parze Jakub Bojarski i Helena Dębiska.
Wanda Malczewska
Stanisław Malczewski – herbu Tarnawa (motto herbowe Virtus nihil timet [Cnota nie lęka się niczego]) – ojciec Wandy, posiadał majątek ziemski Prędocinek pod Radomiem, w którym latem mieszkał z rodziną. Był także radnym Towarzystwa Kredytowego w Radomiu.
Lata dziecięce Wanda spędziła w domu rodzicielskim, edukowana według ówczesnego zwyczaju przez matkę i nauczycielki domowe. Odznaczała się nadzwyczajną skromnością, delikatnością w obejściu, pracowitością i pobożnością.
Często się zdarzało, że gdy inne dzieci, zjechawszy się z rodzicami z sąsiedztwa, zajmowały się zabawą, Wanda po niejakim czasie znikała, udając się do pokoju matki, gdzie na klęczniku stał krzyż – ubierała go kwiatami i przed nim się modliła.
Raz, gdy na takiej osobności spotkała ją matka, zapytała córkę: „Co tu Wandzia robi, czemu się z dziećmi nie bawi?”.
Na to Wandzia odparła: „Zabawa z dziećmi już mnie zmęczyła – przyszłam tu bawić się z Panem Jezusem. Niech mama patrzy, jak pięknie ubrałam krzyż świeżymi kwiatami. Te róże dałam Panu Jezusowi od mamusi, bo róża jest symbolem miłości – mamusia kocha Pana Jezusa, kocha nas i my wszyscy mamusię kochamy. Heliotrop dałam od tatusia, bo ten kwiat jest symbolem czujności, jego zapach najwięcej zwraca uwagę w ogrodzie. Tatuś też najwięcej czuwa nad gospodarstwem i chociaż tatusia w domu nie widzimy, jego powagę zawsze odczuwamy. Niezapominajki dałam od cioci Siemieńskiej, żeby o nas nie zapomniała, bo jak ciocia przyjdzie, to wszystkich rozweseli. Fijołki są symbolem pokory; bratki symbolem zgody, więc dałam je od nas, dzieci, abyśmy były pokorne i kochały się w zgodzie”.
„A stokrotki od kogo dałaś?” – zapytała matka.
„Niech mama posłucha, to mamie objaśnię – odpowiedziała Wandzia. – Kiedyś tatuś chodził z nami po ogrodzie, pokazał nam stokrotki i mówił: «Te kwiatki są symbolem Polski, bo mają listki w połowie białe, a w połowie czerwone, a to jest kolor Polski, przypomina niewinność i męczeństwo narodu. Są wytrwałe na wszelkie przeciwności. Jak tylko zginie śnieg na wiosnę i słońce ogrzeje trawnik, już stokrotki kwitną na pastwiskach i kwitną tak do samej zimy, choć są już przymrozki, bydło je tratuje, a one podnoszą główki i żyją. Tak Polska – mówił tatuś – jest wytrwała. Rozebrali ją nieprzyjaciele, stratowali ją nielitościwie i dotąd mordują, a Polska podnosi głowę i żyje. Jak nasienie stokrotki, rozniesione wiatrami po pastwiskach i ogrodach, gdzie padnie, tam rośnie i tworzy swoje kępki, tak i młodzież polska rozrzucona różnymi uciskami i prześladowaniami po świecie wszędzie zakłada kółka rodzinne i te narody, wśród których osiadła, przekonuje, że Polska żyje i żyć będzie cała razem, bo taka jest wola Boża». Ja to pamiętam i dlatego te kwiatuszki w imieniu całej Polski złożyłam Panu Jezusowi”.
„To ty, moja Wandziu, wszystko pamiętasz – rzekła matka – co starsi mówią”.
„Wszystko nie – odpowiedziała Wandzia – ale dużo pamiętam. O stokrotkach, co tatuś mówił, powtarzałam już cioci Siemieńskiej i za to dostałam ten medalik Matki Bożej, który mam na piersiach, i pudełko cukierków”.
„A kto ci pomagał w ustawianiu flakoników, kto ci przyniósł wody i powlewał do flakoników?” – zapytała matka.
„Anioł Stróż – odpowiedziała Wandzia. – Mamusia mnie nauczyła modlitwy do Anioła Stróża: Aniele Boży, Stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój, jak w dzień, tak w nocy, bądź mi zawsze do pomocy! Ja tę modlitwę codziennie odmawiam i gdy potrzebuję jego pomocy, modlę się do niego, a on mi pomoc okazuje. Dziś potrzebna mi była woda do flakoników, aby mi kwiatki nie powiędły i dłużej służyły do ozdoby ołtarzyka Pana Jezusa. Westchnęłam do Anioła Stróża, żeby kogo natchnął do przyniesienia mi wody. Za chwilę wszedł Stasiek (lokaj) z karafką świeżej wody prosto ze studni. Ucieszyłam się i pytam: «Któż cię tu przysłał z tą wodą?». – «Sam nie wiem – odpowiedział Stasiek – ale ktoś mi do ucha szepnął, że panienka wody potrzebuje. Oglądam się, nie widzę nikogo, a szeptanie słyszę, pomyślałem, to na pewno Anioł Stróż, do którego panienka się modli i nam każe się modlić, ile razy potrzebujemy pomocy w spełnianiu czegoś dobrego lub pokonaniu złych myśli. Ja, proszę panienki, od czasu jak mi panienka powiedziała, że każdy człowiek ma przy sobie Anioła Stróża, oduczyłem się kląć i brzydkich mów, a uczynku złego nigdy bym nie spełnił i mówię panience, że strasznie od tego czasu wesoły jestem i wszystko dobrze mi idzie!»”.
Matka, wysłuchawszy tej opowieści, pocałowała Wandzię i rzekła: „Dobrze, moje dziecko, ty czas lepiej spędziłaś niżeli całe towarzystwo, ale idź do dzieci, bo pytają o ciebie i się rozjadą niedługo, jak tylko herbatę wypiją”.
„Pójdę, mamo, ale jeszcze jedno powiem mamie. Gdy ustroiłam ołtarzyk Panu Jezusowi i modliłam się, żeby Pan Jezus przyjął tę ofiarę, usłyszałam głos: «Dziecko moje, ty będziesz moją zawsze!». Obejrzałam się, żeby zobaczyć, kto do mnie mówi, a nie widząc nikogo, domyśliłam się, że Pan Jezus do mojej duszy przemówił. Mamusia nieraz mi mówiła, że Pan Jezus brał na kolana dobre dzieci, pieścił je i powtarzał, że ich jest królestwo niebieskie! Ucałowałam nóżki Panu Jezusowi i odpowiedziałam: «Dobrze, Panie Jezu i ja chcę być Twoją…, bo z Tobą będąc, choćby mnie wszyscy opuścili, sierotą nie będę». Po tych słowach ucałowałam Serce Pana Jezusa i prosiłam: «O mój Jezu! Choćby dziś, zabierz mnie do siebie!». A Pan Jezus na to: «Ty już myślisz o niebie niewinna dziecino – to jeszcze za wcześnie… Kto się chce dostać do nieba, musi dużo cierpieć i w pokorze dużo dobrych uczynków spełniać, bez rozgłosu wśród ludzi, a tylko z miłości ku mnie! Tą drogą cię poprowadzę». Może byłby Pan Jezus więcej mówił i ja bym się może jeszcze o coś zapytała, ale mama weszła i wszystko się skończyło. Mamo, ja to wszystko pamiętam i gdy się nauczę lepiej pisać, to sobie wszystko napiszę!”.
Matka z rozrzewnieniem wysłuchała tego opowiadania i tylko pani Leonardowej Siemieńskiej w sekrecie powtórzyła. Wanda o tym nie mówiła, stosując się do przestrogi Pana Jezusa, że do nieba poprowadzi ją drogą cierpień, zaparcia się siebie i pełnienia w pokorze wielu dobrych uczynków bez rozgłosu wśród ludzi…
Ile razy spotkała ją jakaś przykrość od kogokolwiek, zniosła ją cierpliwie. Ile razy widziała głodne i obdarte dzieci, zawsze prosiła matkę o jakieś ubranie i pożywienie dla nich. Podobnie prosiła o książki dla chcących się uczyć.
W niedziele i święta Wanda bywała z rodzicami w kościele, pilnowała też służbę, aby tego obowiązku nie zaniedbywała. Ciekawe nieraz bywały egzaminy, jakim poddawała służących mała Wanda. Przybierała wówczas poważną minę i pytała, co ksiądz mówił w kościele, jakie pieśni ludzie śpiewali – tłumaczyła, jeśli czegoś nie rozumieli, objaśniała ceremonie i zachęcała do zachowania w codziennym życiu tego, co słyszeli w kościele.
Takie serdeczne obcowanie ze służbą folwarczną przynosiło niezmiernie dobre skutki. Wanda często mawiała do mnie: „U mojego ojca nie było złych sług!”. Mówiła też: „Byłam za młoda jeszcze i niedoświadczona, żebym mogła wielki wpływ wywierać na służbę, a jednak i przez takie marne stworzenie Pan Jezus te serca uszlachetniał i pobudzał do wdzięczności dla chlebodawców, dbających o ich dobro duchowe i materialne!”.
Raz, gdy wyszliśmy z kościoła z adoracji Najświętszego Sakramentu, spotkaliśmy dzieci zebrane koło kościoła (było to w Żytnie) na naukę przygotowującą je do I spowiedzi i komunii świętej. Wanda przemówiła do nich wówczas w te słowa: „Szczęśliwe dziateczki, że was ksiądz proboszcz przysposabia do najważniejszej chwili waszego życia… do zaślubienia dusz waszych z Panem Jezusem. Uważajcie pilnie, co ksiądz proboszcz będzie do was mówił, każde słowo zatrzymujcie w pamięci, abyście mogły godnie przyjąć Pana Jezusa do waszych dusz i ukochać Go całym sercem… ”.
To powiedziawszy, z rozrzewnieniem pożegnała dzieci, a do mnie w drodze do domu, o ile sobie przypominam, mówiła o swojej I spowiedzi i komunii świętej: „Ile razy widzę dzieci przystępujące do tego świętego aktu, zawsze mi staje żywo w pamięci dzień najszczęśliwszy w moim życiu, dzień pierwszej spowiedzi i komunii świętej. Bywając z rodzicami w kościele, widziałam ludzi w różnym wieku spowiadających się i przyjmujących komunię świętą. Widziałam, jak moja Matka przed większymi uroczystościami, lub w samą uroczystość, również się spowiadała i przyjmowała komunię świętą. Raz, kiedy z Matką wracałam z kościoła, zapytałam: «Moja droga mamo, kiedyż ja pójdę do spowiedzi i z mamą przystąpię do komunii świętej. Ile razy widzę, jak ludzie starsi, często z dziećmi jeszcze niedorosłymi, przystępują do komunii świętej, to mnie jakaś zazdrość porywa, czuję w sobie jakieś nieokreślone, ale gorące pragnienie, żebym i ja mogła tego szczęścia dostąpić… nieraz zbiera mnie chęć uklęknąć między dziećmi i przyjąć Jezusa. Moja droga mamo, nie ręczę za siebie, że kiedyś to zrobię, w jakieś święto Matki Bożej. Mama dotąd mało mi mówiła o spowiedzi i komunii świętej, ale ja to wszystko czytałam w książce, z której mama się modli, gdy się wybiera do spowiedzi i komunii świętej. Codziennie wpatruję się w ten obrazek, który przedstawia Najświętszą Marię Pannę przyjmującą komunię świętą z rąk św. Jana, który po śmierci Pana Jezusa nią się opiekował. Jakże serdecznie ten obrazek nieraz ucałowałam. Pamięta mama, jak raz zdziwiona była, że ktoś ten obrazek splamił. To ja to zrobiłam, proszę mamy, bo płakałam, gdy go całowałam!?».
«Moje dziecko! Odpowiedziała mi mama, całując mnie w głowę, cieszę się bardzo, że tak pilnie uważasz, gdy ludzie przystępują do komunii świętej, i rozumiesz, że to jest wielkie szczęście i łaska Boska, gdy Pan Jezus raczy wstępować do naszego serca i posilać naszą duszę, ale na tę łaskę trzeba zasłużyć i odpowiednio przygotować się na jej przyjęcie!».
«Ja to rozumiem, moja droga mamo – odrzekłam, całując mamę w rękę – że chcąc przyjąć komunię świętą, trzeba mieć serce czyste, tj. być bez grzechu; trzeba serdecznie pragnąć Pana Jezusa i kochać Go nad życie. Ja bardzo boję się grzechu, bo słyszałam od mamy i w kościele na nauce, że grzech zabija duszę, skazując ją na wieki do piekła. Jak widzę lub słyszę, że ktoś źle robi, lub klnie i bluźni, brzydkie słowa mówi, to ja płaczę i mówię pacierz na przeproszenie Pana Jezusa za tego grzesznika i na uproszenie mu łaski nawrócenia. Pamięta mama, jak raz wróciłam z ogrodu spłakana? Mama przypuszczała, że mnie ktoś uderzył, a ja płakałam, bo ogrodnik klął na robotników bardzo szkaradnie (psie… nie mogę dalej wymówić, bo w człowieku jest krew Pana Jezusa, a nie psia…, bo Pan Jezus jest Bogiem). Drugi raz płakałam i wyszłam z ogrodu, bo chłopaki brzydkie śpiewki śpiewali i o rozpuście mówili… O Boże, jakże się brzydzę grzechem i nie mogę zrozumieć, jak ludzie mogą grzeszyć?!
Jak bardzo pragnę Pana Jezusa przyjmować, to trudno mi opowiedzieć. W nocy nawet, jak się przebudzę, to myślą idę do kościoła, klękam przed ołtarzem, gdzie jest Najświętszy Sakrament i duchowym sposobem łączę się z Panem Jezusem. On wchodzi do mojej duszy, a ja rozpływam się w Nim jak kropla wody w morzu. Bardzo jestem szczęśliwa, gdy choć tym sposobem Pan Jezus łączy się ze spragnioną duszą, o ile więc będę szczęśliwsza, gdy się połączę z Nim w najświętszej komunii!! O Boże, kiedyż ta upragniona chwila nastąpi! Co do miłości mojej dla Pana Jezusa, to powiem, że kocham Go nad życie… Poszłabym za Niego na śmierć, jak szli męczennicy… albo też poszłabym na pustynię lub do klasztoru i żyłabym w największej nędzy…, obsługiwałabym kościół…, opatrywałabym chorych… ».
«To byś ty tatusia i mnie opuściła» – rzekła mama.
«Tak mamo – odpowiedziałam, całując mamę w kolano – bo Pan Jezus powiedział: kto więcej kocha rodzeństwo, ojca, matkę niż mnie – nie jest mnie godzien! Dla Pana Jezusa poświęciłabym wszystko, jak święty Stanisław Kostka, gdyby mnie Pan Jezus powołał do swojej służby. Lecz niech mama zrozumie mnie, że kochając Pana Jezusa nad wszystko i nad wszystkich, nie przestałabym kochać mamusi i tatusia. Jednak gdyby mnie Pan Jezus pozwał do swojej służby, poszłabym, choćby nawet rodzice płakali… Kto kocha Pana Jezusa, ten Go słucha – a spełniając wolę Pana Jezusa, ten wszystkich kocha dla Pana Jezusa. Droga mamo, ja teraz kocham Pana Jezusa, o ileż Go więcej i goręcej będę kochać, gdy Go przyjmę w Najświętszym Sakramencie!».
«Jeżeli tak, moje kochane dziecko – rzekła mama – to od jutra zacznę Cię przygotowywać do spowiedzi i komunii świętej!».
«O, droga mamo! Jakaś Ty dobra – zawołałam z radością i ze łzami, całując serdecznie jej ręce i dziękując za obietnicę»”.
„Przygotowanie trwało krótko, bo już od roku z ciekawością czytałam w książce mamy naukę o ważności spowiedzi i komunii świętej, a co wieczór klękałam pod krzyżem stojącym na stoliku przy łóżku mamy, robiłam rachunek sumienia, spowiadałam się i pragnieniem przyjmowałam komunię świętą. Toteż nauka mamy szybko postępowała, bo w rzeczach wiary byłam bardzo pojętna, a miłość Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie miałam wrodzoną – wszystko, na co spojrzałam, mówiło mi: kochaj Pana Jezusa, bo On cię pierwszy ukochał i wszystko stworzył dla ciebie!
Mama, ukończywszy swoje wykłady, pojechała ze mną do księdza proboszcza na egzamin, który bardzo dobrze się udał. Ksiądz proboszcz zdziwił się, że ośmioletnie dziecko tak doskonale rozumie tajemnice wiary, a szczególnie tajemnicę Najświętszego Sakramentu; nazwał mnie uczennicą świętego Jana Ewangelisty, mamie powinszował, że mnie tak wyuczyła, jakby On sam mnie uczył.
«Nie ma żadnej przeszkody – rzekł ksiądz proboszcz żegnając się z nami – żeby mała była u spowiedzi i tego samego dnia u komunii świętej. Tylko proszę dać mi znać, którego dnia chcecie odbyć tę przepiękną ceremonię, abym na ten dzień gdzieś nie wyjechał, lecz zatrzymał się ze mszą św., wyspowiadał was i dał małej Pana Jezusa, do którego, jak wywnioskowałem z egzaminu, więcej wzdycha niż dziecię zgłodniałe do piersi matki».
Wróciłyśmy z mamą niezmiernie ucieszone i z radością opowiedziałyśmy ojcu, jak ksiądz proboszcz mnie pochwalił, że dzielnie odpowiadałam na każde pytanie, i pochwalił mamusię, że tak mnie wyuczyła, i że pozwolił jednego i tego samego dnia wyspowiadać się i przyjąć komunię świętą.
Ojciec, wysłuchawszy naszego opowiadania, ucałował mnie w głowę i rzekł: «To, moja Wandziu, i my oboje z matką, i kto będzie chciał ze służby pójdziemy z tobą do spowiedzi i przystąpimy razem do komunii świętej». «O dobrze, dobrze, mój złoty tatusiu, tego pragnęłam» – i ucałowałam ręce moich drogich rodziców.
Do tego uroczystego aktu ważnego na całe życie przygotowywałam się przez osiem dni. Odosobniłam się od hałaśliwego towarzystwa, modliłam się i codziennie chodziłam z mamą na mszę świętą. Nie myślałam o bogatym stroju, a pieniądze, które by rodzice mieli na to wydać, przeznaczyłam na wsparcie biednych dzieci w parafii i na wykup z pogańskiej niewoli. Mnie, mówiłam mamusi, wystarczy biała perkalikowa sukienka przybrana kwiateczkami naszych polskich łąk i ogrodów, a niech biedne dzieci w tym dniu mojej radości też się ucieszą, że dostaną nowe koszulki i lepszy posiłek.
Tu mi się przypomniało rozczulające opowiadanie jednego z naszych zakonników, który zbierał jałmużnę na klasztor, że w krajach pogańskich dzieci małe wyrzucają na ulicę na pożarcie psom lub innym dzikim zwierzętom… Oj jej! Jakież to okropne… Że zakonnicy i zakonnice katolickie zbierają te biedactwa, chrzczą i wychowują, ale z braku funduszy nie mogą tych dzieci wyżywić i sami umierają z głodu.
Mój Boże, pomyślałam sobie! Tam taka bieda…, a tu rodzice myślą o zaproszeniu gości z dziećmi dla mojej przyjemności… Nie! Na to zgodzić się nie mogę. Zaraz więc poprosiłam rodziców, aby gości nie spraszali, bo ten dzień pragnę spędzić sam na sam z Panem Jezusem, którego będę miała w sercu, jakby w świętym tabernakulum w kościele… chcę z Nim porozmawiać poufnie i serdecznie… Chcę się modlić o nawrócenie grzeszników, zwłaszcza tych, którzy znieważają Najświętszy Sakrament złym zachowaniem się w kościele i niegodnym przyjmowaniem komunii świętej. Chcę się modlić za Kościół święty tak prześladowany nawet przez wielu katolików. Chcę się modlić za Ojczyznę pozbawioną wolności… Za moich drogich rodziców, za całą kochaną rodzinę i za całą ludzkość, aby upadła do stóp Pana Jezusa utajonego w Najświętszym Sakramencie, który głośno woła: «Oto tu z wami jestem po wszystkie dni… i czekam na was z otwartym sercem… pójdźcie do mnie wszyscy…».
Rodzice spełnili moją prośbę – w oznaczony dzień, 22 maja, w rocznicę mojego chrztu, razem ze mną byli u spowiedzi i komunii świętej. Ja miałam na sobie sukienkę perkalikową białą jak śnieg, przybraną fiołkami, bratkami i niezapominajkami. Przy lewym boku, przy sercu, miałam białą i czerwoną różę i kwiatek heliotropu. Na głowie miałam biały przezroczysty welon i wianek rozmarynowy przeplatany dwukolorowymi (biały i pąsowy) stokrotkami, symbol Polski, o której powinniśmy myśleć i dla jej dobra pracować. W ręce miałam białą woskową świecę otoczoną zielonym świeżym bluszczem, który pnie się wysoko po drzewach, nawet po twardych i suchych murach i skałach, na znak, że życie chrześcijanina powinno być czyste i pracowite, jak życie pszczółek, które żyją w bezżeństwie, miód i wosk zbierają i znoszą do ula dla matki całego roju. Że ze światłem wiary powinniśmy piąć się w górę jak bluszcz po skałach – pomimo nieraz twardych i trudnych przeszkód…, a komunia święta, godnie i często przyjmowana, będzie nas wzmacniała i osładzała nam wszelkie gorycze.
Całą mszę świętą płakałam łzami pokory, że do takiego nędznego stworzenia ma przyjść król nieba i ziemi… Serce płakało…, a dusza oddychała niezwykłą radością, oczekując przyjścia upragnionego Boskiego Oblubieńca.
Również rodzice ronili łzy i służba dworska, będąca na mszy świętej, też.
Gdy ksiądz proboszcz otworzył święte tabernakulum i wystawił puszkę z Najświętszym Sakramentem, ujrzałam nadzwyczajną jasność… Zdawało mi się, że cały kościół jest w ogniu…, że wszystkich nas płomień ogarnia, ale nie pali… Chóry aniołów świętych otaczały mnie, a Matka Najświętsza poprawiała mi wianek na głowie.
Gdy ksiądz proboszcz włożył mi do ust przenajświętszą hostię, doznałam niewypowiedzianej słodyczy, przypomniałam sobie słowa słyszane na kazaniu: «pójdźcie i skosztujcie, jak słodki jest Pan… », i usłyszałam głos, jak niegdyś pod krzyżem, gdy Go ubierałam: «Od tej chwili jesteś moją… będziesz żyć długo na świecie, ale nie dla świata… tylko dla mnie. Światowe zabawy ani choroby i bieda nie oderwą cię ode mnie. Jak ja nie miałem własności, gdzie bym głowę schronił, tak i ty mieć jej nie będziesz… u obcych oczy zamkniesz i tam spoczną twoje kości!»1.
«Panie! – odpowiedziałam w duszy Panu Jezusowi. – Gdy Ciebie będę miała, będę szczęśliwa, choćby mnie wszyscy opuścili… choćby spadły na mnie wszystkie biedy… Przyrzekam Ci mój Jezu i ślubuję Ci, że pozostanę Twoja na wieki…».
Wtem msza św. się skończyła, a ksiądz proboszcz, zanim odszedł od ołtarza, o ile pamiętam, przemówił do mnie w te słowa: «Winszuję Ci, kochana dziecino, szczęścia, jakiego dziś dostąpiłaś. Dziś Pan Jezus poślubił Cię i stałaś się Jego oblubienicą… Dotąd w kościele nie mamy św. Wandy, dano Ci to imię na chrzcie świętym w dodatku do imion świętych Justyny i Jana Nepomucena, ze względów patriotycznych. Dziś Pan Jezus wkłada na Ciebie obowiązek, abyś to imię uświęciła, a uświęcisz je, gdy dotrzymasz obietnic danych na chrzcie świętym przez rodziców chrzestnych, a dziś przed przyjęciem komunii świętej osobiście powtarzanych wobec rodziców i obecnych świadków. Gdy pozostaniesz niewinnym dzieckiem, choćbyś żyła długie lata i najcięższe walki staczała o cnotę… Jeżeli wierna pozostaniesz swemu Boskiemu Oblubieńcowi, On twoje imię dodatkowe postawi na pierwszym miejscu – i to imię stanie się imieniem patronki dziewic i orędowniczki polskiego narodu. Niech Ci Pan Jezus, za przyczyną Najświętszej Marii Panny, w tym wszystkim dopomoże. Amen»”.
• • • •
Wanda, opowiadając to z rozrzewnieniem, dodała po chwili:
„Ach, ile razy widzę dzieci przystępujące do pierwszej komunii świętej, przypominam sobie moje zaślubienie z Panem Jezusem… i rachuję się z sumieniem, czy dotrzymałam wszystkich obietnic?… Starałam się, ile mogłam… i mam dowody, że Pan Jezus mi dopomagał, aby być Mu wierną… Mam mocną nadzieję, że mnie nie opuści aż do śmierci… Mam nadzieję, że Matka Najświętsza poprze mnie swoimi prośbami, bo całe życie prowadziła mnie jak dziecko i wskazywała drogę wytkniętą krzyżem Pana Jezusa.
Taka radosna chwila, jaką miałam w dzień przyjęcia pierwszej komunii świętej, może mnie spotkać tylko w niebie, gdy ujrzę twarzą w twarz ukochanego mojego Oblubieńca Jezusa i Jego Matkę Najświętszą w otoczeniu aniołów, którzy asystowali przy mojej pierwszej komunii świętej.
Po południu byłyśmy z matką w kościele na adoracji Najświętszego Sakramentu, a po powrocie biednym dzieciom i służbie rozdałyśmy podarunki”.
• • • •
Że też to Wanda nic dotąd o tym nie mówiła, zagadnąłem po chwili.
„Bo Pan Jezus zakazał mi opowiadać o Jego łaskach, dopóki żyję – odpowiedziała. – I to, co mówię, niech zostanie w sekrecie. Po mojej śmierci możecie opowiadać, aby ludzie poznali dobroć Pana Jezusa, że takimi łaskami raczył obdarzać tak marne stworzenie, jakim ja jestem i aby całym sercem ukochali Go i nigdy nie obrażali”.
Na tym Wanda skończyła opowiadanie o pierwszej swojej komunii świętej.
Wanda po przyjęciu komunii świętej niezmiernie spoważniała, przedtem nie lubiła światowych zabaw, ale teraz zupełnie dla nich umarła. Była w domu jedynaczką, więc starała się matkę wyręczać w domowych zajęciach… Ojca pytała, czy nie ma czegoś do przepisania i chętnie to spełniała. Zajęła się nauką służących, jakby była prawdziwą nauczycielką. Starsze i młodsze dziewczęta traktowała jak siostry, zawsze z dobrocią i miłością. Uczyła je nie tylko czystości i katechizmu, ale także szycia, reperowania bielizny i domowego porządku. Wszystko, co widziała i słyszała od matki, stosowała w nauce z dziewczętami. Zajmowała się nie tylko oświatą dziewcząt, lecz także chłopców – bo i tych uczyła czytać, rachować, katechizmu, skromności i pracowitości. Wszelkie niestosowne żarty i klątwę surowo karciła. Miała takie poszanowanie – jak opowiadała jej ciotka pani Leonardowa – że słuchali jej i jeden drugiego upominał, aby przykrości panience nie robili, bo się z boleści rozchoruje i przestanie ich uczyć. Pan Bóg by was skarał za nią, bo ona wygląda jak anioł na obrazku, co za rękę dziecko prowadzi i pokazuje mu niebo! – mówili. Nie wymyślaniem więc, ale dobrocią i miłością także z prostaczków można zrobić szlachetne istoty.
Wanda była dzieckiem, a myślała jak dojrzała kobieta – pojmowała obowiązki względem ludu tak, jak chrześcijanka i Polka pojmować powinny. W Jej niewinnym sercu bujnie się rozwijała Miłość Boga i Ojczyzny okazywana w czynach. Miała wrodzone przekonanie, że służbę domową trzeba otoczyć miłością i wchodzić w jej potrzeby materialne i moralne, jakby była cząstką rodziny, wykorzeniać złe nałogi, zaszczepiać cnoty, a nigdy nie gorszyć i nie krzywdzić. Toteż gdy Ją służba ujrzała z rana, mawiała do siebie „idzie nasz anioł opiekuńczy, chodźmy, powitajmy go”.
Dotąd widzieliśmy, że zaranie życia Wandy mile i dość wesoło upływało przy rodzicach. Miła i uczynna dla wszystkich, kochana przez wszystkich, spokojnie patrzyła w przyszłość i planowała, co będzie robiła dla biednych i nieszczęśliwych, gdy dorośnie i przy kochanej mamusi nauczy się praktycznego życia. „Wszystkie wiejskie dzieci w naszej wsi muszę wyuczyć czytać i pisać. Dziewczęta gospodarstwa domowego, a chłopców ogrodnik wyuczy pszczelarstwa i ogrodnictwa”. Te plany wyjawiła rodzicom, cioci Leonardowej i księdzu proboszczowi.
Raz ojciec, przysłuchując się temu opowiadaniu, rzekł: „Jak uważam, moja Wandziu, to ty niedługo naszych Jaśków, Staśków i Józków każesz uczyć na oficerów?”.
„Mój drogi Tatusiu – odpowiedziała Wanda – przyjdzie czas, że Pan Bóg obdarzy wolnością naszą Ojczyznę, a wtedy nie tylko chłopcy, lecz także dziewczęta muszą się uczyć służby wojskowej, by bronić Ojczyzny przed wrogami2. Ja tymczasem chcę ich nauczyć, jak mają służyć Panu Jezusowi; jak kochać Ojczyznę, uprawiając karmicielkę ziemię, żeby głodu nie było; jak się doskonalić w świętej wierze i w różnych naukach, żeby nie byli ciemnymi i mogli sobie radzić w potrzebach życiowych i jak zachować miłość i zgodę ze wszystkimi stanami – bo gdzie będzie praca, oszczędność i bratnia zgoda, tam będzie siła narodu. Tak mówił ojciec gwardian i ja to powtarzam moim uczniom!… ”.
Niestety! Jasne zaranie życia piękną zorzą olśnione zaczęły pokrywać ciemne chmury. Na drodze życia młodej Wandy pojawiły się głogi i ciernie. Matka Wandy przez rozmaite kłopoty i zmartwienia zrujnowała sobie zdrowie i popadła w ciężką chorobę. Lekarze zaczęli powątpiewać o jej wyzdrowieniu, ale nie mówili tego wyraźnie, aby nie robić jeszcze większego zmartwienia w rodzinie. Wanda to zrozumiała, a swoim dziecięcym sercem odczuwała cierpienia matki, którą bardzo kochała, i zmartwienie ojca. Nie odstępowała łoża chorej, pilnie ją obsługiwała, modliła się i rozmawiała z nią o rzeczach Bożych. Z natury wątła, wycieńczała się czuwaniem przy matce, co chora zauważyła i zaczęła zwracać Wandzi uwagę, żeby sobie wypoczęła. Ta jednak spokojnie odpowiedziała: „Niech się mama nie martwi, ja to wszystko przy łasce Bożej przetrwam: przecież mama nie ma drugiej córki, która by mnie wyręczyła. Pamięta mamusia, jak czuwała nade mną, kiedy byłam chora, nawet przesłać łóżeczka służącej nie pozwoliła, a sama to robiła. Niechże teraz mamusi odwdzięczę się, w czym tylko mogę”.
Gdy choroba się przedłużała, chora rzekła do Wandzi: „Moje dziecko, mnie się zdaje, że ja z tej choroby nie wyjdę… umrę, a was zostawię sierotami”3.
Wanda, słysząc te słowa, zwróciła oczy na krzyż Pana Jezusa stojący na klęczniku przy łóżku, który często ubierała kwiatami, a tłumiąc łzy w sercu, ze spokojem duszy mówiła do matki: „Mamo! Przecież dusza nie umiera, idzie do Pana Jezusa i tam się modli za tymi, których zostawiła na ziemi, i czuwa nad nimi, więc nie zostawia ich sierotami. Moja najdroższa mamo! Ja bym chciała, żeby mama jak najdłużej żyła, bo mama nas kocha i my mamę bardzo kochamy”. Całując ręce matki, mówiła dalej: „Ale jeżeli Pan Jezus chce skrócić mamie cierpienia i wziąć mamę do siebie, musimy się zgodzić z Jego Świętą Wolą – mamusia będzie się za nas i za tatusia modliła – a my również o mamusi nigdy nie zapomnimy. Jeszcze raz sprowadzimy mamusi księdza z Panem Jezusem i jeszcze w tym życiu dozna mamusia szczęścia niebieskiego!”.
Matka położyła ręce na głowie Wandzi i rzekła: „Uspokoiłaś mnie, moja ty jedynaczko! Człowiek, jeśli żyje dla Boga, może spokojnie umierać, bo jego dusza uwolniona z więzów ciała złączy się z Bogiem i będzie Go oglądała twarzą w twarz – a pozostałymi dziećmi Pan Bóg się zaopiekuje. Jeżeli mnie Pan Bóg zabierze, a ojciec zmieni swój stan, to ciebie weźmie ciotka Leonardowa Siemieńska, siostra ojca, w której imieniu złożyłaś Panu Jezusowi niezapominajki. Ona o tobie będzie pamiętała… ma tylko jednego syna Jacka, będzie rada, że będziesz dla niej córką, ona bardzo cię kocha, będziesz u niej szczęśliwa. Chłopcy – Julian i Marcin, zostaną przy ojcu. Jednak miłość rodzinna, jaką w was wpajałam, powinna pozostać w waszych sercach na zawsze… Kochajcie się… kochajcie ojca…, a Bóg niech będzie jedynym celem waszego życia”.
Niedługo potem chora matka opatrzona świętymi sakramentami spokojnie zakończyła życie… Wanda podczas choroby matki cierpiała strasznie, lecz ze spokojem duszy, a gdy nastąpiła śmierć, zniosła ten cios z zupełnym poddaniem się woli Bożej – miała wtedy skończone dziewięć lat.
• • • •
W żywocie św. Teresy czytamy, że po śmierci matki uklękła przed obrazem Najświętszej Marii Panny i zawołała ze łzami: „Matko Najświętsza! Zostałam sierotą bez matki… zgadzam się z wolą Bożą – Tobie się całkowicie oddaję w opiekę… jestem spokojna o mój los… jak dziecko będę Ci posłuszna, wiem, że mnie poprowadzisz dobrą drogą… ”.
Tak samo postąpiła Wanda. Uklękła pod tym samym krzyżem, który często stroiła kwiatami i ze łzami w oczach rzekła: „Jezu, Tyś powiedział, że będę Twoją na zawsze, kiedy jeszcze mamusia żyła – otóż dziś, gdy mamusia w trumnie, przypominam Ci to, mój Jezu… Weź mnie za swoją, a ja będę Cię słuchała lepiej niż matki słuchałam… oddaję Ci moje serce, moją duszę i całą moją istotę… Tyś mój, a ja Twoja na wieki… Powiedziałeś mi, że chcąc się dostać do Ciebie, potrzeba dużo cierpieć i dużo spełniać dobrych uczynków. Panie! Jaką drogą mnie poprowadzisz, taką z radością pójdę… chętnie spełnię wszystko, co każesz… Tylko o jedno proszę: wspieraj mnie Swoją łaską… Bez Twej pomocy na nic się zdadzą wszelkie moje wysiłki…”.
Po tej modlitwie i oświadczeniu się Panu Jezusowi Wanda została wzmocniona fizycznie i duchowo; nabrała odwagi do życia… zdawało się jej, że jest pełnoletnia… obeszła całe gospodarstwo i pocieszała zmartwionego ojca. Ten ze zdziwieniem spoglądał na tę mizerną istotę, tak pełną siły moralnej. Dopóki ciało matki spoczywało w domu, Wanda ze służbą odmawiała modlitwy za jej duszę… Zdawało się jej, że dobra matka tylko śpi, nie czuła jeszcze osamotnienia. Lecz gdy zmarłą wyniesiono do kościoła, a potem na cmentarz, zabito trumnę i spuszczono do ciemnego grobu, zamurowano i ksiądz wypowiedział ostatnie pożegnalne słowo, Wanda jakby w klęczący posąg się zamieniła… Nie widziała braci ani krewnych, tylko zimną, milczącą mogiłę matki. W jej wyobraźni w całej grozie przedstawiło się sieroctwo… brak kochającej rodzicielki. Rodzaj rozpaczy zaczął ogarniać jej zbolałe serce. Lecz gdy podniosła oczy w górę, ujrzała krzyż z rozpiętym na nim Chrystusem i w duszy usłyszała Jego głos: „Jam twój… tyś moja na zawsze… Grób matki, skropiony łzami, obsadź kwiatami wdzięczności, otocz modlitwą serdecznej miłości i zostaw go pod moją opieką. Jedna kostka tu nie zginie, wszystkie w dzień ostateczny ożyją i z duszą, która spoczywa już na moim łonie, połączą się na wieki. Ty pójdź za mną, droga jest ci już wskazana. Duszę twoją obsadź kwiatami cnót chrześcijańskich: anielską czystością, pokorą, cierpliwością i poświęceniem się dla cierpiących”.
Wzmocniona tym wewnętrznym głosem Pana Jezusa, ucałowawszy grób matki, osierocona Wanda spokojnie wróciła z ojcem do domu. Jednak tęsknota za ukochaną matką, którą pragnęła jeszcze zobaczyć, ani na chwilę jej nie odstępowała.
Słyszała od służących, że w nocy w Dzień Zaduszny dusze, które są w czyśćcu, schodzą się na modlitwę do kościoła i tu doznają ochłody, a ten, kto jest w łasce Bożej, może zobaczyć kogoś ze swojej rodziny. Nadszedł Dzień Zaduszny. Wanda, stęskniona za ukochaną matką, poszła pod wieczór sama do pobliskiego klasztoru kościoła oo. Bernardynów w Radomiu (wtedy mieszkał tam jej ojciec) w nadziei, że zobaczy matkę. Boczne drzwi kościoła były jeszcze otwarte, weszła więc cicho i skryła się w kąciku.
„Za chwilę kościelny zamknął kościół. Zrobiło się ciemno; mnie – opowiadała Wanda – z początku strach przejął. Ale sobie wytłumaczyłam, że nie mam czego się bać, matka nic mi przecież złego nie zrobi, a tym bardziej Pan Jezus. Poszłam przed wielki ołtarz, na którym paliła się lampka, uklękłam na dywaniku, przytuliłam się do antipedium i zaczęłam się modlić! Jezu, pokaż mi matkę, niech ją jeszcze raz zobaczę, za tę łaskę jeszcze więcej będę Cię kochać… Za chwilkę zasnęłam – jak długo spałam, nie wiem. Przebudził mnie jakiś miły, cichy głos: «Wstań, a zobaczysz matkę!». Przetarłam oczy i rzeczywiście ją zobaczyłam. Stała naprzeciw wielkiego ołtarza z książką w ręku, którą dałam jej do trumny, i powiedziała do mnie te słowa: «Módl się i cierpliwie znoś biedę, a pomożesz mi, że niedługo wyjdę z czyśćca!».
Zerwałam się, by pójść do matki, lecz ona jak cień zniknęła. Chwyciłam się ołtarza i ze łzami zawołałam: «O Jezu, dziękuję Ci, że mi pokazałeś matkę!». «Kochaj mnie, odpowiedział Pan Jezus, a otrzymasz jeszcze więcej łask!».
Wskutek nadzwyczajnego wrażenia i całonocnego zziębnięcia omdlałam, upadłam na stopnie ołtarza i tam znalazł mnie kościelny, gdy odemknął kościół!”.
1 Właśnie takie było całe życie Wandy.
2 Sprawdziła się ta przepowiednia. Polska jest wolna, mamy polskie wojsko. Podczas wojny z bolszewikami w walkach czynny udział brały także kobiety.
3 Wanda miała dwóch braci – Juliana i Marcina. Ostatni umarł w młodym wieku jako kawaler, a Julian ożenił się z Marią Szymanowską z Cygowa, był naczelnikiem Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. Zostawił córkę Bronisławę i syna Jacka.