54,90 zł
Żyjemy w czasach, w których turystyka jest niezwykle popularna. Tak popularna, że zwykłe podróżowanie wielu osobom już nie wystarcza. Ludzie szukają ekstremalnych wrażeń. A gdyby tak ruszyć w podróż w czasie? Oczywiście nie dosłownie, ale na przykład w wyobraźni. Jednak żeby to zrobić, trzeba uzbroić się w wiedzę. Przewodnicy zazwyczaj podają konkretne informacje: "Oto kościół z XIV wieku w stylu gotyckim, proszę zwrócić uwagę na niezwykle cenne ołtarze i polichromie - a teraz idziemy dalej". Rzeczowo, ale sucho i nazbyt lakonicznie, prawda? Czymś zupełnie innym będzie rozmowa z kimś, kto z racji zawodu i własnych zainteresowań przeprowadził wnikliwe badania nad danym zagadnieniem. Choćby historią któregoś miasta. Co na jego temat odkrył? Do jakich wniosków doszedł? Czego nowego możemy się od niego dowiedzieć o miejscu, które wydaje nam się dobrze znane z autopsji albo ze stron przewodników turystycznych?
Ta książka składa się z dwunastu rozmów, które autorka przeprowadziła ze znawcami i z pasjonatami historii. Punktem wyjścia do każdej z nich jest miasto - między innymi Paryż, Wenecja, Gandawa, Drezno, Lwów - oraz czas, niekiedy parę lat, innym razem aż kilka stuleci. Jeśli przed wyjazdem do Anglii ktoś zdecyduje się na lekturę rozmowy o Oksfordzie, to dzięki niej dowie się, jak funkcjonowały średniowieczne uniwersytety, jak wyglądało życie studentów: co czytali, skąd brali pieniądze, gdzie i jak się bawili. Rozmowa o Olsztynie to swoista instrukcja "czytania" miasta na prawie lokacyjnym i późniejszego - zawiera informacje o tym, co wynika z takiego, a nie innego układu ulic i dlaczego budynki publiczne wznoszono w danym stylu architektonicznym. Nieco inny charakter ma tekst o Poznaniu. To właściwie opowieść o wojnach z połowy XVII stulecia i straszliwych zniszczeniach, jakie pozostawiły w całej Rzeczpospolitej, nie tylko w tym mieście.
W składających się na tę książkę rozmowach z wybitnymi historykami dzieje europejskich miast są pretekstem do pokazania przeszłości z nieoczekiwanych perspektyw. Litwa była zapóźniona cywilizacyjnie w stosunku do Korony? Akurat! W Koronie nigdy nie skodyfikowano prawa, Litwa zaś od końca XVI wieku miała swój Statut Litewski. W szlacheckiej Rzeczpospolitej prawo do herbu miała wyłącznie szlachta? Tak, ale nie w Wilnie. Tamtejsi mieszczanie, o ile wywodzili się z rodów zasiadających z pokolenia na pokolenie w radzie miejskiej, mieli swoje herby, równe szlacheckim . Niejedna rozmowa starcza za monografię. Skąd XIX-wieczne szaleństwo na punkcie oper? Dlaczego jedno z najcudowniejszych dzieł europejskiego malarstwa powstało akurat w Gandawie? Czy do sięgnięcia po nieśmiertelność w historii architektury wystarczał talent, czy trzeba było jeszcze w XVI wieku wynaleźć całkiem nowoczesną sztukę promocji swojej twórczości? Rozmowy Beaty Janowskiej skrzą się rozkosznymi okruszkami czasu przeszłego dokonanego. Oto damy w Wenecji zaczynają spacerować na koturnach wyższych niż pół metra. Oto Bolesław Prus mimo swojej agorafobii pruje po Wiśle w barwach Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego, bo to patriotyczny lans. To książka ciekawskim dla nauki, melancholikom - dla uśmiechu, każdemu zaś jako dowód, że nie ma to jak historia.
Włodzimierz Kalicki, dziennikarz, publicysta i reporter "Gazety Wyborczej"
Lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć . Ale jeszcze lepiej z mądrym znaleźć. Beata Janowska pozwala nam odkrywać fascynującą przeszłość europejskich miast i instytucji, biorąc za przewodników wybitnych historyków, znawców różnych epok i krajów. Z prof. Michałowskim poznajemy średniowieczny Paryż i początki państwa Franków, prof. Manikowska opowiada, dlaczego i jak powstała Wenecja, prof. Hrycak zaś zabiera nas do Lwowa, stolicy habsburskiej Galicji. Tę książkę można polecić miłośnikom zarówno historii, jak i podróży - także tym, którzy lubią w nie wyruszać w wyobraźni, w domowym zaciszu.
prof. Dariusz Stola, historyk, w latach 2014 - 2019 dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich Polin
Już samo zestawienie bohaterów tej książki jest nieoczywiste. Co bowiem łączy Paryż z 250 roku naszej ery z Pasymiem z 1958? Co między Oksfordem a Gandawą robi "nasz" Olsztyn? Dzięki Beacie Janowskiej wędrujemy po europejskich miastach, za przewodników mając wybitnych znawców historii. Książka jest pełna smaczków i intelektualnych pasaży. Z każdą kolejną stroną zaskakuje czytelnika. Gdzie zniknął kanclerz Oksfordu? Jaką gażę otrzymywał Jan van Eyck? Wszystko podane lekko i ze smakiem.
dr hab. Marcin Zaremba, historyk
Ale historia: fragment książki Lwów, Lwiw, Lemberg. "Rosjanie chcieli nam zabrać tylko ciało, a Polacy duszę"
Duży Format: Włodzimierz Kalicki Wenecja to kolos na podmokłych nogach. Wydarta morzu, powstała z lęku i ucieczki
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 413
Beata Janowska
Wędrówki przez czas.
Nieoczywiste rozmowy o dziejach Europy
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
Autor oraz Helion SA dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz Helion SA nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce.
Redaktor prowadzący: Grzegorz Krzystek
Projekt okładki: ULABUKA
Projekt typograficzny i skład: Adrian Partyka
Helion SA ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice
tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63
e-mail: [email protected]
WWW: http://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres http://editio.pl/user/opinie/dwalek_ebook
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
ISBN: 978-83-283-7201-6
Copyright © HelionSA2020
Pamięci Piotra Nehringa
BEATA JANOWSKA jest absolwentką historii na Uniwersytecie Warszawskim, współautorką CD-ROM-u Multimedialna historia Polski na tle Europy 950-1991 (2000), autorką kilku opracowań o charakterze edukacyjnym oraz kilkudziesięciu rozmów z najwybitniejszymi polskimi historykami publikowanych na łamach „Ale Historia”, dodatku do „Gazety Wyborczej”. Zawodowo przez długi czas związana z Zakładem Rękopisów Biblioteki Narodowej, prywatnie matka dwóch nastolatków, a także, jak twierdzi jej mąż, idealna żona.
Lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć. Ale jeszcze lepiej z mądrym znaleźć.
Beata Janowska pozwala nam odkrywać fascynującą przeszłość europejskich miast i instytucji, biorąc za przewodników wybitnych historyków, znawców różnych epok i krajów. Z prof. Michałowskim poznajemy średniowieczny Paryż i początki państwa Franków, prof. Manikowska opowiada, dlaczego i jak powstała Wenecja, prof. Hrycak zaś zabiera nas do Lwowa, stolicy habsburskiej Galicji. Tę książkę można polecić miłośnikom zarówno historii, jak i podróży — także tym, którzy lubią w nie wyruszać w wyobraźni, w domowym zaciszu.
prof. Dariusz Stola, historyk, w latach 2014 – 2019
dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich Polin
* * *
Już samo zestawienie bohaterów tej książki jest nieoczywiste. Co bowiem łączy Paryż z 250 roku naszej ery z Pasymiem z 1958? Co między Oksfordem a Gandawą robi „nasz” Olsztyn? Dzięki Beacie Janowskiej wędrujemy po europejskich miastach, za przewodników mając wybitnych znawców historii. Książka jest pełna smaczków i intelektualnych pasaży. Z każdą kolejną stroną zaskakuje czytelnika. Gdzie zniknął kanclerz Oksfordu? Jaką gażę otrzymywał Jan van Eyck? Wszystko podane lekko i ze smakiem.
dr hab. Marcin Zaremba, historyk
Żyjemy w czasach, w których turystyka stała się niezwykle popularna, co więcej, zwykłe podróżowanie już wielu osobom nie wystarcza i szukają ekstremalnych wrażeń. A może tak podróżować w czasie? Nie dosłownie, ale w wyobraźni? Jednak żeby to robić, potrzebna jest wiedza. Przewodniki zazwyczaj podają konkretne informacje — kościół z XIV wieku w stylu gotyckim, niezwykle cenne ołtarze i polichromie i idziemy dalej. Co innego rozmowa z kimś, kto z racji zawodu i własnych zainteresowań prowadził nieraz kilkunastoletnie rozległe badania nad danym zagadnieniem. Taka rozmowa może otwierać nowe horyzonty, dawać nie informacje, ale wiedzę. Czasami rzeczy, które wydawały się oczywiste, po chwili refleksji wcale takie nie są, a to, co dziś uważalibyśmy za błahostkę, niegdyś miało kluczowe znaczenie.
Za najtrudniejszą rzecz w historii uważam pogodzenie się z tym, że nie należy zbytnio ufać swojemu rozumieniu źródeł, czyli tekstów i obrazów z innych epok, i to nie tylko tych bardzo odległych. Trzeba też jak ognia unikać prostych interpretacji. „Wskaż przyczyny i skutki” — koszmar ze szkoły. Uczciwa odpowiedź powinna brzmieć zawsze tak samo: „Przyczyn było bardzo wiele, a skutki są wielorakie i nie wszystko potrafimy wyjaśnić”.
Ta książka składa się z dwunastu rozmów z wybitnymi naukowcami. Punktem wyjścia do każdej z nich jest miejsce — Paryż, Wenecja, Olsztyn, Gandawa, Drezno, Lwów oraz czas — niekiedy parę lat, a niekiedy aż kilka stuleci. Moim zamierzeniem był nie wykład systematycznej historii danego miejsca, lecz zwrócenie uwagi na niektóre związane z nim postacie, zjawiska czy wydarzenia. Ukazanie jego specyfiki w szerszym kontekście, czasem na szerokim historycznym tle, tak by można było je na nowo, w innym świetle zobaczyć. Jeśli przed wyjazdem do Anglii ktoś zdecyduje się na lekturę tekstu o Oksfordzie, to dzięki niej dowie się, jak funkcjonowały średniowieczne uniwersytety, jak wyglądało życie studentów, co czytali, skąd brali pieniądze, i ta wiedza będzie dotyczyć także Cambridge czy Paryża. Rozmowa o Olsztynie to swoisty instruktaż, jak „czytać” miasto średniowieczne i późniejsze, co wynika z takiego, a nie innego układu ulic i dlaczego budynki publiczne wznoszono w danym stylu architektonicznym. Nieco inny charakter ma tekst o Poznaniu, bo jest to właściwie opowieść o wojnach z połowy XVII stulecia i straszliwych zniszczeniach, jakich podczas nich doznała cała Rzeczpospolita, a nie tylko to miasto. Oprócz Andrzeja Janowskiego, świetnego pedagoga, wszyscy moi rozmówcy są świetnymi historykami, jak choćby Jarosław Hrycak, który mówił o Lwowie, Barbara Arciszewska — znawczyni między innymi epoki Palladia, Antoni Ziemba — autor kilku tysięcy stron o sztuce Burgundii (w trzech tomach). Starałam się, aby każda z tych rozmów miała swobodny charakter i rozwijała się w naturalny sposób. Mam nadzieję, że ich lektura dostarczy wyobraźni czytelników wystarczającą ilość intelektualnego paliwa, by odbyć podróż w czasie.
Muszę jeszcze wyjaśnić dedykację. Pracę nad tą książką zaczęłam z inspiracji Piotra Nehringa. Współpracowałam z nim już wcześniej, kiedy jeszcze był głównym redaktorem stworzonego przez siebie dodatku do „Gazety Wyborczej” — „Ale Historia”. Przygotowywałam dla niego wywiady z różnymi historykami na różne tematy. Nasze niektóre e-maile z tamtych czasów przypominają abstrakcyjne teksty kabaretu ze Studia 202— taki styl współpracy powstał sam z siebie. Po jego odejściu z „Wyborczej” nadal pozostawaliśmy w kontakcie i tak narodził się pomysł na kontynuowanie czegoś, co nazwaliśmy roboczo Wakacjami z Historią. Trudno mi dziś o tym pisać. Piotr Nehring odszedł 31 lipca 2019 roku, rok wcześniej pokonał w zaciętej walce nowotwór. Jak wiele osób miałam nadzieję, że powróci do pełni sił, tak się jednak nie stało, zmarł w wyniku infekcji. Wszystkie pliki związane z tą książką od początku umieszczałam w katalogu o nazwie Nehring. Piotr był doskonałym fachowcem. Jedyne, co mogę zrobić, to Wędrówki przez czas. Nieoczywiste rozmowy odziejach Europy poświęcić jego pamięci.
We wszystkich wstępach i przedmowach umieszczane są zwyczajowo podziękowania. Zatem chciałabym podziękować profesor Hannie Komorowskiej-Janowskiej, niehistorykowi, za to, że przeczytała wszystkie zawarte tu teksty i co jakiś czas zadawała mi kluczowe pytanie: „Ale o czym ty tu piszesz? Ja o tym nic nie wiem!”. Jestem z wykształcenia historykiem, rozmawiałam z zawodowymi historykami, w większości profesorami, więc czasami w ferworze dyskusji zapominaliśmy się i poruszaliśmy tematy zbyt wąskie, by mogły zaciekawić amatora. Gdyby nie jej uwagi, ta książka byłaby niezmiernie trudna w lekturze i zanadto fachowa. Jeszcze raz serdecznie dziękuję.
Święty Dionizy w otoczeniu aniołów, portal zachodniej fasady katedry Notre Dame w Paryżu. (Shutterstock.com)
Po wpisaniu do internetowej przeglądarki słów „symbole Paryża” i wybraniu opcji „grafika”, na ekranie ukażą się rozmaite wariacje na temat wieży Eiffla, filiżanki z kawą, bagietki, młyna z Moulin Rouge, Łuku Triumfalnego i kilka uproszczonych sylwetek katedry Notre-Dame. Dwa stulecia: XIX i XX zawładnęły masową wyobraźnią na temat stolicy Francji. Nic dziwnego, wielka przebudowa przeprowadzona w XIX stuleciu zmieniła radykalnie jej wygląd. W miejsce miasta, w którym można było patrząc na budynki i strukturę zabudowy, odczytać historię od czasów rzymskich, poprzez wspaniałe średniowiecze do epoki maszyn parowych, powstała najnowocześniejsza metropolia XIX wieku. Wyburzono gotyckie kamienice otaczające katedrę Notre-Dame, aby stworzyć przed nią odpowiednio reprezentacyjny plac, a jej fasadzie przywrócono dawny blask zgodnie z estetyką tamtej epoki. Paryż drugiej połowy XIX wieku, stolica II Cesarstwa, miał olśniewać i zachwycać — i to się w pełni udało: zachwyca i olśniewa.
Zakładam, iż mało kto chodząc po Paryżu, pamięta, że jego pierwszymi mieszkańcami byli Celtowie, potem wraz z podbojami Cezara napłynęli Rzymianie i inni mieszkańcy imperium, a na końcu do tego konglomeratu ludów i plemion dołączyli germańscy Frankowie, od których dzisiejsza Francja przyjęła nazwę. Biskupstwo w Paryżu zostało, według podań, założone w 250 roku, w czasach kiedy jeszcze prześladowano chrześcijan. Chrzest Chlodwiga był tylko chrztem jego ludu — Franków, a nie wszystkich mieszkańców Galii, bo ci wyznawali chrześcijaństwo od dawna. Co więcej, podporządkowaniu Galii przez Chlodwiga towarzyszyła wojna religijna pomiędzy Wizygotami, wyznawcami arianizmu będącego odłamem chrześcijaństwa, a już oficjalnie wyznającymi katolicyzm Frankami, wspieranymi przez gallo-rzymskich mieszkańców kraju. Paryż, który około 500 roku stał się stolicą królestwa Franków, w pierwszym tysiącleciu swojego istnienia pełnił tę przynoszącą zaszczyt i pieniądze funkcję z przerwami, jednak zawsze rezydowali w nim ważni urzędnicy Kościoła i króla, biskupi i hrabiowie. Trzeba pamiętać, że nieprzerwanie przez ponad 2000 lat swojej historii był miastem znaczącym i bogatym.
Zamożność sprzyja podążaniu za modą, przynajmniej w kulturze europejskiej. O wiele częściej niż gdzie indziej przebudowywano więc w Paryżu stare kościoły, by nadać im nowoczesny, barokowy lub częściej klasycystyczny wygląd, rozbudowywano rezydencje władców i arystokratów, aby we właściwy sposób oddawały ich splendor i chwałę. Pojęcie ochrony zabytków powstawało długo i z trudem. Nikomu w XVII stuleciu nie przyszło do głowy, że burząc kamienicę z XI wieku, aby na jej miejscu wybudować wspaniały nowy i modny dom, narusza się substancję zabytkową kraju. Nie tylko zatem wiek XIX zmienił wygląd Paryża, choć to właśnie wtedy nadano znacznej części miasta obecny charakter. Trudno odnaleźć w stolicy Francji ślady jej historii sprzed 1000 roku — trzeba o nich po prostu przeczytać. Tylko tak dowiemy się o jej pierwszych mieszkańcach — Celtach i Rzymianach, o Frankach i ich władcach z dynastii Merowingów, Karolingów, Kapetyngów oraz o wznoszonych przez nich budowlach.
Zapraszam do lektury rozmowy z profesorem Romanem Michałowskim, mediewistą i wybitnym znawcą między innymi historii zachodniego wczesnego średniowiecza, o pierwszym, mniej znanym i mniej popularnym medialnie tysiącleciu historii Paryża, a więc także Francji.
Rozmowę oParyżu najlepiej zacząć słowami Juliusza CezaraGalia est omnis divisa in partes tres(złaciny „Cała Galia dzieli się na trzy części”). Wnajwiększej ztych trzech części znajdowało się galijskie miasto Lutetia Parisiorum. Po rzymskim podboju cała kraina uzyskała status prowincji, awLutetii, na lewym brzegu Sekwany, wybudowano termy iamfiteatr, wktórym zarówno wystawiano sztuki teatralne, jak ipodziwiano walki gladiatorów.
Całkowicie się zgadzam. Historię Paryża trzeba zacząć od tego, że Galia została podbita przez Juliusza Cezara i włączona do Imperium Rzymskiego. Kultura rzymska rozprzestrzeniła się na jej obszarze, czego konsekwencją było powstawanie miast w rozumieniu rzymskim, czyli przede wszystkim ośrodków lokalnej arystokracji i cesarskiej administracji, a dopiero potem rzemiosła i handlu. W czasach przedrzymskich osadnictwo koncentrowało się na wyspie na Sekwanie oraz na lewym brzegu rzeki i tak też pozostało w czasach rzymskich, z tym że wybudowano wtedy forum, termy, amfiteatr (gdzie walczyli gladiatorzy), świątynię i akwedukt. Resztki owych term możemy oglądać w Musée de Cluny, bo główny gmach, w którym dziś mieszczą się zbiory, Hôtel de Cluny, powstał w średniowieczu na ich ruinach. W połowie III wieku wzniesiono umocnienia na wyspie i wokół forum.
Trudno znaleźć podobieństwa pomiędzy Paryżem anajstarszymi miastami Piastów, choćby Gnieznem, może poza tym, że na początku oba były pogańskie. Tylko że pierwsze biskupstwo wParyżu powstało około 250 roku.
Tak, jeżeli przyjmiemy, zgodnie z tradycją, że Święty Dionizy właśnie wtedy przybył do miasta i założył biskupstwo. Wiek III to oczywiście czas prześladowań chrześcijan i organizacja biskupstwa paryskiego oraz każdego innego miała charakter mniej lub bardziej utajniony. Dionizy poniósł przecież śmierć męczeńską. W Kościele późnoantycznym obowiązywała zasada, że w każdym rzymskim mieście o statusie civitas powinien znajdować się biskup, a to oznacza, że niezbyt daleko od paryskiego znajdowały się także inne biskupstwa, ich sieć była stosunkowo gęsta. Dla rozwoju Paryża szczególnie ważne jest to, że nieprzerwanie od III wieku, także w okresie zamętu w czasach wczesnego średniowiecza, znajdowała się w nim siedziba biskupa i jego dwór. Natomiast pomimo tego, że w pełnym średniowieczu miasto stało się stolicą wielkiej monarchii francuskiej, nie miało rangi arcybiskupstwa, należało do metropolii kościelnej ze stolicą w Sens (obecnie region Burgundia-Franche-Comté, na pograniczu z Île-de-France). W Paryżu dopiero w czasach nowożytnych — w XVII wieku — utworzono arcybiskupstwo. Organizacja Kościoła we Francji powstawała od II wieku, a znaczenie poszczególnych ośrodków zmieniło się w przeciągu kolejnych kilkuset lat.
Budynek Musée de Cluny, paryska siedziba opatów z Cluny. Został wzniesiony w miejscu dawnych term rzymskich w 1. połowie XIV, a następnie przebudowany w latach 1485 – 1510 przez nowego właściciela, biskupa Clermont. Od 1843 roku są w nim prezentowane zbiory sztuki średniowiecznej. (Shutterstock.com)
Świętego Dionizego za wyznawanie wiary chrześcijańskiej torturowano iścięto, jak głosi legenda, na wzgórzu nazwanym na pamiątkę tego wydarzenia po łacinie Mons Martyrum, apo francusku Montmartre (od XIX wieku dzielnica Paryża). Po egzekucji wziął uciętą głowę wswoje ręce iwspomagany przez chóry anielskie szedł dalej, aż spotkał pobożną kobietę, której ją przekazał, po czym upadł. Miejsce, wktórym to się stało, nazwano później Saint-Denis, czyli Święty Dionizy. Wikonografii chrześcijańskiej poznajemy świętego po tym, że niesie własną głowę, ajego postać zdobi portale prawie wszystkich francuskich katedr ikościołów.
Głowę ścięto dokładnie jemu i jego dwóm diakonom, po czym cała trójka pomaszerowała dalej. Grób Dionizego i jego towarzyszy został bardzo wcześnie otoczony kultem, jeszcze w czasach przedmerowińskich. Za Merowingów powstało tam opactwo, które odgrywało olbrzymią rolę, także w historii politycznej Francji aż do rewolucji.
WParyżu podobno bywali cesarze rzymscy. Wiemy, że ich rezydencja znajdowała się na wyspie Cité połączonej drewnianymi mostami zleżącymi na obu brzegach Sekwany częściami miasta.
Na pewno wiadomo, że w 310 roku Konstantyn Wielki, jadąc z Marsylii do Trewiru (ważna rezydencja cesarska niedaleko granicy), skręcił z trasy i udał się do świątyni Apollina, która znajdowała się niedaleko dzisiejszego Saint-Denis. Być może zahaczył wówczas o Paryż, a w latach 358 – 369 przebywał w mieście Julian Apostata.
Trzeba pamiętać, że od III wieku cesarze często z konieczności musieli przyjeżdżać na tereny pograniczne, gdzie trwały wojny z plemionami barbarzyńskimi napierającymi na Cesarstwo Rzymskie, ale wtedy zatrzymywali się raczej w siedzibach położonych blisko granicy, a Paryż leżał w znacznej od niej odległości.
Ale to położenie nie uchroniło miasta przed zagrożeniem ze strony Hunów dowodzonych przez Attylę, którzy w451 roku podeszli wjego okolice. Przerażeni mieszkańcy chcieli uciec, lecz powstrzymała ich przed tym młoda mniszka, Genowefa, która powiedziała, że jeśli będą pościć isię modlić, to oni iich domy ocaleją. Jak głosi legenda, dzięki temu Hunowie zmienili trasę swego najazdu iskierowali się winną stronę. Jeszcze wtym samym roku zostali pokonani na Polach Katalaunijskich pod Orleanem przez armię Cesarstwa Rzymskiego, wskład której wchodziły liczne oddziały barbarzyńskie, wtym Franków. To była jedna zostatnich wielkich izwycięskich bitew Imperium Romanum na zachodzie. Kilkanaście lat później podobno zinicjatywy Genowefy zaczęto wznosić kościół wSaint-Denis, bo wV wieku, wprzeciwieństwie do czasów Świętego Dionizego, chrześcijaństwo przestało być prześladowane, astało się obowiązującą religią. Po śmierci około 500 roku mniszka została uznana za świętą istała się patronką Paryża, atakże opiekunką wytwórców świec — bardzo ważnego wśredniowieczu zawodu. Jest przedstawiana jako pasterka albo młoda mniszka, ale nie zdobyła takiej popularności jak Święty Dionizy, choć wParyżu stosunkowo łatwo można natrafić na jej wizerunek. Jeszcze za jej życia Lutetia Parisiorum, która została założona przez Galów, apóźniej rozwijała się jako rzymskie miasto, stała się stolicą królestwa Franków.
Pierwotnie Galię zamieszkiwał lud celtycki nazywany przez Rzymian Galami, po podboju rzymskim znaczna jego część się zromanizowała i potem schrystianizowała, zwłaszcza wyższe warstwy miejskie. Natomiast Frankowie byli pogańskim, barbarzyńskim plemieniem germańskim, które mniej więcej od III wieku z pogranicza Germanii i Galii przesuwało swoje siedziby w głąb Galii, a mężczyźni frankijscy często szukali zatrudnienia w szeregach wojsk rzymskich. To trudny do zrozumienia okres, dlatego że z jednej strony mamy funkcjonujące jeszcze Cesarstwo Rzymskie, mocno osłabiane walkami z ludami germańskimi, a z drugiej Germanów, którzy bardzo licznie zaciągali się do armii rzymskiej. W związku z tym w wojskach rzymskich zarówno żołnierze szeregowi, jak i dowódcy wywodzili się z plemion germańskich. Childeryk, ojciec Chlodwiga, był jednocześnie królem Franków i kimś w rodzaju rzymskiego generała. Chlodwig odziedziczył po nim tytuł królewski i postanowił, że wyzwoli się z zależności od Rzymu. Zlikwidował resztki władztwa rzymskiego w Galii na północ od Loary, bo tereny na południe od Loary zajmowali Wizygoci, a ponieważ Paryż od dawna w Cesarstwie Rzymskim cieszył się pewnym znaczeniem, to wybrał go na swoją główną siedzibę.
Mówimy oczasach, dla których zachowało się bardzo niewiele tekstów źródłowych. Czy wiemy cokolwiek otym, jak utworzenie królestwa Franków zmieniło życie gallo-rzymskiego Paryża?
Na to pytanie nie ma łatwej odpowiedzi, bo nie wiemy, do jakiego stopnia rzeczywiście północna część Galii, ta do Loary, została zasiedlona przez Franków. Trzeba pamiętać, że wielu z nich, a przynajmniej z całą pewnością wyższe warstwy z Chlodwigiem na czele, dobrze posługiwało się łaciną. Frankowie, jak już mówiliśmy, licznie zasilali szeregi rzymskiej armii, a tam był to język, w którym wydawano rozkazy. Trudno obecnie ustalić, w jaki sposób Chlodwig przejął władzę, i historia badań nad tym problemem jest bardzo złożona. Sądzimy, że usunął Syagriusza, ostatniego Rzymianina, który rządził na północ od Loary. Jednocześnie wyszedł do arystokracji gallo-rzymskiej z ofertą współpracy, która została przyjęta. Chlodwig mniej więcej w tym samym czasie, kiedy sięgnął po samodzielną władzę, przyjął chrześcijaństwo, a co najważniejsze, przyjął je w formie katolickiej. Podbój Galii — bo on de facto podbił Galię — został uznany przez arystokrację gallo-rzymską za wyzwolenie spod władzy Wizygotów, którzy byli arianami. Rządy Chlodwiga opierały się na trzech filarach: pierwszym byli Frankowie i to oni stanowili podstawę jego potęgi militarnej, drugim, równie ważnym, była akceptacja ze strony lokalnej arystokracji. Wiedziała ona, że cesarz co prawda jeszcze panuje w Konstantynopolu, ale Konstantynopol znajduje się daleko, więc wielcy panowie gallo-rzymscy mogli układać miejscowe sprawy po swojemu. Trzeci filar to oparcie się na Kościele katolickim, który uznał władzę Chlodwiga, zwłaszcza od momentu, w którym on przyjął chrzest.
Wktórym to było roku?
Niestety, nie wiadomo. Tradycyjnie przyjmuje się, że stało się to w roku 496, ale to jest symboliczna data. Trwają nieustające dyskusje na ten temat, niektórzy datują to wydarzenie na lata 506 – 507. Nie ma powodu, abyśmy w te niezwykle subtelne rozważania tu wchodzili. Ważne jest, że gdy Chlodwig to zrobił, od razu starał się wejść w rolę władcy katolickiego na wzór cesarzy rzymskich. Szczególnie interesujące jest to, że jako ewangelizator zaczął naśladować Konstantyna Wielkiego. Śladem tego jest fundacja kościoła Świętych Apostołów w Paryżu, potem znanego jako klasztor Świętej Genowefy; obecnie w tym miejscu znajduje się Panteon, a to oczywiście budowla XVIII-wieczna. Z jednej strony Chlodwig nawiązywał do tradycji Cesarstwa Rzymskiego, do tradycji Kościoła, a z drugiej jako król Franków w żaden sposób nie odcinał się od swoich współplemieńców. Nawet ich chyba zbyt gorliwie nie ewangelizował, choć pewna liczba Franków przyjęła chrzest razem z nim.
Jakie były ich wcześniejsze wierzenia?
To byli poganie, nasza wiedza na ten temat jest bardzo nikła. W XVII wieku odkryto królewski grób Childeryka, ojca Chlodwiga. Znaleziono w nim wielkie i wspaniałe wyposażenie władcy pogańskiego bez żadnych elementów chrześcijańskich. Królowi włożono do grobu między innymi plakietkę z przedstawieniem byka, zapewnie związaną z religią jego i jego plemienia. Trudno jednak zdefiniować na podstawie tak niewielu źródeł, jakimi na ten temat dysponujemy, istotę pogańskiego kultu Franków.
Chlodwig wyzwolił Galię od Wizygotów. To był lud germański, który wIII wieku osiedlił się wDacji, apotem uciekając przed Hunami wdrugiej połowie IV wieku, za zgodą cesarza Walensa (328 – 378) przeszedł przez Dunaj iosiadł na jego południowym brzegu. Głód ikonflikty zRzymianami popchnęły Wizygotów do buntu — w378 roku pod Adrianopolem pokonali armię rzymską iruszyli na zachód.
Mówimy o okresie wędrówek ludów. Wizygoci w 410 roku zajęli i splądrowali Rzym, a potem w poszukiwaniu miejsca na swoje siedziby wędrowali dalej, opanowali Galię, a dokładniej tereny na południe od Loary, czyli Akwitanię, oraz prawie cały Półwysep Iberyjski. To było plemię prawdopodobnie w IV wieku już w znaczącym stopniu zromanizowane.
Czy Wizygoci tak jak inni barbarzyńcy służyli wrzymskiej armii?
Jeszcze w Dacji zostali uznani przez Rzymian za federatów, czyli za wojsko sprzymierzone, i poszczególni królowie wizygoccy prawdopodobnie nosili wysokie rzymskie stopnie wojskowe. To była gra prowadzona przez Cesarstwo Rzymskie, próbujące wykorzystać plemiona germańskie do własnych celów. Zawierano z nimi układy, akceptowano ich obecność, pozwalano im się osiedlać na pogranicznych terenach i obdarzano tytułami wojskowymi. Jeśli chodzi o Germanów, to zawsze stawia się pytanie: kiedy oni się zromanizowali? Większość Franków na początku V wieku po łacinie na co dzień jeszcze nie mówiła, ale Wizygoci już chyba tak. Nie wiemy nawet, czy i do jakiego stopnia zachowali swój rodzimy język, gdy już mieszkali w Galii.
Nawet jeśli mówili po łacinie, to dla mieszkańców południowej Galii byli najeźdźcami. Konflikt potęgowało jeszcze to, że co prawda byli chrześcijanami, ale wyznawali arianizm imieli odrębną od rzymskiej własną organizację kościelną. Stanowili więc zagrożenie dla Kościoła rzymskiego wGalii. Ciekawi mnie, jak silne były różnice dogmatyczne pomiędzy arianizmem akatolicyzmem, czy nie były zbyt subtelne dla przeciętnych mieszkańców Galii iParyża pod koniec IV wieku?
Sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Arianizm to koncepcja teologiczna, której twórcą był mnich i teolog aleksandryjski Ariusz (około 256 – 336). Głoszone przez niego nauki zyskały najpierw powodzenie na wschodzie, a później w środowisku rzymskim na zachodzie imperium. Był nawet taki moment, w połowie IV wieku, kiedy wydawało się, że w chrześcijaństwie zwycięży doktryna Ariusza konkurencyjna wobec katolicyzmu. Doktryna Ariusza została potępiona na soborze w Nicei w 325 roku i potem w Konstantynopolu. Już po soborze nicejskim, w latach trzydziestych IV wieku, jeden z biskupów ariańskich udał się z misją do Dacji i skutecznie nakłonił Wizygotów do przyjęcia chrztu, oczywiście w formie ariańskiej. Trwali oni przy niej nawet wtedy, gdy w Cesarstwie Rzymskim ostatecznie odrzucono tę wersję chrześcijaństwa. Arianizm inaczej niż katolicyzm przedstawiał wszystkie kwestie religijne. Czy było się o co kłócić? To były sprawy podstawowe. Kim jest Chrystus? Czy jest Bogiem, czy też został stworzony przez Ojca? Arianie wierzyli we wcielenie Logosu, którym był Jezus, ale uważali, że został on stworzony przez Boga, zatem pomimo że Chrystus ma dwoistą naturę, ludzką i nadprzyrodzoną, to jednak nie można porównywać go z Bogiem, jest bytem podrzędnym. Tymczasem stanowisko katolickie jest takie, że Logos jest tożsamy w Trójcy z Bogiem Ojcem, „zrodzony, a nie stworzony, współistotny Ojcu”, jak katolicy do dziś mówią w wyznaniu wiary, czyli credo. Różnica jest zatem zasadnicza i mnie się wydaje, że dla wielu ówczesnych mieszkańców Galii była w pełni zrozumiała.
Chlodwig, syn pogańskiego króla Franków ijednocześnie rzymskiego generała, dzięki temu, że przyjął chrzest wobrządku katolickim, ugruntował swoją władzę, ale przecież nie możemy zakładać, że kierowały nim tylko polityczne pobudki — jako neofita mógł być gorącym wyznawcą nowej wiary. Jak układały się stosunki pomiędzy nim asąsiadującym od południa władztwem Wizygotów?
W 507 roku odbyła się wielka kampania wojenna przeciwko nim i w bitwie pod Poitiers zginął ich król Alaryk II. Chlodwig nie tylko ich pokonał, ale także niemal całkowicie wypędził z Galii. Wtedy zaczęła się nowa historia Wizygotów, którym w Europie pozostał tylko Półwysep Iberyjski, gdzie budowali swoje królestwa i ostatecznie w VI wieku też przeszli na katolicyzm. To, że Chlodwigowi udało się opanować prawie całą Galię, było arcydziełem politycznym; dokonał tego, bo oparł się na sile zbrojnej Franków i jednocześnie zdobył akceptację lokalnej arystokracji gallo-rzymskiej.
Awięc alians miecza ipieniądza.
Nie tylko, przede wszystkim mocne poparcie elit, a więc i Kościoła, a to dlatego, że biskupi zazwyczaj wywodzili się z tej bogatej grupy społecznej.
Jakie mamy źródła pisane zczasów Chlodwiga?
Nie jest ich dużo. Jeśli chcemy zrekonstruować jego panowanie, to musimy korzystać z kroniki Grzegorza z Tours (538 – 594), który pisał u schyłku wieku VI, czyli z perspektywy kilkudziesięciu lat; jest też trochę źródeł współczesnych, ale dowodem na to, jak są one niepełne, jest tocząca się od dawna dyskusja na temat daty chrztu Chlodwiga.
Chlodwig uchodzi za założyciela frankijskiej dynastii Merowingów. Czy po jego śmierci Paryż nadal pozostawał stolicą?
Owszem, ale Chlodwig przed śmiercią podzielił swoje państwo pomiędzy czterech synów i w konsekwencji każdy z nich miał swoją stolicę. Po prawie 50 latach od jego śmierci państwo Franków zostało ponownie zjednoczone pod wodzą jednego króla, potem znów się rozpadło. Najważniejsze jest to, że w rezultacie tych różnych podziałów ukształtowały się trzy królestwa merowińskie, spośród nich dwa miały największe znaczenie: Neustria — w niej Paryż zawsze był najważniejszym miastem — i Austrazja, czyli terytorium na wschodzie obejmujące, mówiąc językiem współczesnym, Szampanię z Reims, Lotaryngię z Metzem, sięgające swoimi granicami za Ren. To, o czym mówimy, jest ważne dla dziejów Paryża, odgrywał on bowiem ważną rolę w czasach Merowingów i zawsze któraś z ich linii rezydowała w mieście lub w jakimś pałacu w jego okolicy, na przykład w Clichy. Druga z ważnych linii tej dynastii rezydowała najczęściej w Metzu.
Po prostu muszę zapytać owłosy władców ztej dynastii.
Nigdy, przez całe życie nie obcinano im włosów, co jest jakoś tam uchwytne w przedstawieniach ikonograficznych z ich czasów. Zapewne były bardzo długie, ale jak to wyglądało w praktyce — czy nosili jakieś szczególne uczesanie — tego nie jesteśmy w stanie ustalić; może były rozpuszczone. Nie zachowało się zbyt wiele przekazów źródłowych na ten temat. Ten zwyczaj musiał mieć magiczny charakter, bo wśród Franków tylko przedstawiciele rodu Merowingów tak postępowali i w ten sposób odróżniali się od wszystkich innych. W bitwie z Burgundami zginął jeden z synów Chlodwiga, Chlodomir, i jego zwłoki zidentyfikowano na podstawie fryzury. Gdy zły król chciał odsunąć swoich małoletnich bratanków od władzy i jednocześnie być pewnym, że nie będą mogli już nigdy po nią sięgnąć, to kazał obciąć im włosy.
To bardziej ludzkie niż wyłupianie oczu ikastracja — metody wnaszej części Europy wśredniowieczu dość powszechne.
Najwyraźniej wierzono, że wraz z nimi tracą szczególną moc, dzięki której mogą sprawować władzę nad ludem Franków. Ostatnio doktor Robert Kasperski opublikował książkę, w której łączył długie włosy Merowingów z ich potencją seksualną. Jeśli ktoś, czy to krewny, czy obcy, chciał zdetronizować kogoś z tej dynastii, to obcinał mu włosy, oczywiście o ile udało mu się go przedtem pokonać.
Wkulturze europejskiej, inie tylko, łączenie seksualności władcy zkultami płodności, awięc iurodzaju, jest bardzo starym archetypem. Mieszko jako poganin prawdopodobnie dlatego miał te siedem żon, że jako władca musiał dbać magicznie odobre zbiory zpól. Biblijna Dalila chcąc pozbawić Samsona mocy isiły, obcięła mu włosy. To był zwyczaj pogański, ale jak rozumiem, biskupom gallo-rzymskim nie przeszkadzało, że król chrześcijański, aco więcej, wzorujący się na cesarzu Konstantynie, za jeden zważniejszych atrybutów swojej władzy uważał bardzo długie włosy.
Biskupi musieli się odnosić z daleko idącą tolerancją do różnych tego typu obyczajów pogańskich, jak również do swobody i wyczynów seksualnych królów Franków. Z pewnością byli oni chrześcijanami, ale też wierzyli w inne rzeczy, nie zawsze zgodne z doktryną nowej wiary. Możemy postawić pytanie, czy rzeczywiście łączenie długich włosów i potencji seksualnej jest tak bardzo sprzeczne z doktryną chrześcijańską, ale na pewno z niej nie wypływa.
Wczasach Merowingów zmienił się język mieszkańców Paryża icałego królestwa Franków. Łacina, która jeszcze wV wieku pełniła funkcję „wspólnej mowy”, została zastąpiona powstałym na jej bazie językiem francuskim.
Łacina zmieniała się od kilku stuleci, to jest przypadłość każdego języka — po kilkuset latach język polski będzie inny niż nasz obecny, tak jak inny był 400 lat temu. W okresie późnego antyku już widać bardzo dużą różnicę pomiędzy językiem literackim a językiem mówionym. Język literacki utrzymywał się i „dyscyplinował” język mówiony dzięki rozbudowanemu szkolnictwu publicznemu, a ono zniknęło wraz z upadkiem Cesarstwa Rzymskiego. Szkolnictwo antyczne we wczesnym średniowieczu zachowało się w formie szczątkowej tylko w instytucjach kościelnych, a podczas panowania dynastii Merowingów w VII wieku zostało niepodzielnie połączone z Kościołem. To efekt rozpadu Cesarstwa Rzymskiego, zniszczenia jego administracji, w której na co dzień posługiwano się pismem. W administracji państwa Franków użycie pisma było marginalne.
Czy to znaczy, że wIII wieku wParyżu, aidużo wcześniej, większość mieszkańców miasta potrafiła czytać ipisać?
Na pewno wielu. W Cesarstwie Rzymskim każdy, kto miał jakiekolwiek ambicje, aby pracować w państwowej administracji i przynależeć do klasy średniej, musiał umieć czytać i pisać po łacinie. W związku z tym istniało rozbudowane szkolnictwo publiczne i prywatne, a w kulturze kładziono duży nacisk na edukację.
Jak rozumiem, system kształcenia uległ całkowitej dewastacji zpowodu wieloletnich wojen iodmiennego niż rzymski etosu nowych władców, bo trudno sobie zaimplementować kilkaset lat cywilizacji.
Jak już powiedziałem, królestwem Franków zarządzano, prawie że nie używając pisma; jakiś czas szkolnictwo świeckie istniało jeszcze w ramach nauczania domowego wśród arystokracji gallo-rzymskiej. W VII wieku, kiedy skonsolidowała się ona z Frankami, zniknął dawny etos rzymskiego arystokraty, który wymagał znajomości literatury łacińskiej, w związku z czym przestała również istnieć edukacja domowa.
Kiedy wVIII wieku Merowingowie utracili władzę, Paryż przestał być stolicą państwa Franków. Co się stało zostatnim przedstawicielem tej dynastii?
Wiadomo — ostrzyżono go i odesłano do klasztoru. Sytuacja w pierwszej połowie VIII wieku była taka, że faktycznie rządził już frankijski ród Karolingów. Nie nosili oni jednak tytułu królewskiego, byli tylko wysokimi urzędnikami królewskimi, z tym że albo w ogóle żadnego króla nie powoływali, albo był król, który nie miał nic do powiedzenia. Bardzo trudno odpowiedzieć na pytanie, dlaczego dynastia Merowingów straciła realną władzę, może przyczyn należy doszukiwać się we wzroście znaczenia arystokracji frankijskiej. Król coraz mniej mógł zdziałać, ponieważ był otoczony przez wielkich panów, którzy mu na coraz mniej pozwalali.
Władcy mieli swoje rodowe ziemie, armię.
Ziemię posiadali na początku, ale im ją systematycznie wielcy panowie rozdrapywali. W końcu Merowingowie w VIII wieku mieli tylko jedną posiadłość ziemską. Resztę im zabrano. Państwa wczesnośredniowieczne miały fazy wzrostu i upadku. Wzrost był wtedy, kiedy powstało państwo Franków i władza króla była zbliżona do władzy absolutnej, tak jak w czasach Chlodwiga i jeszcze jego synów, ale potem przedstawiciele tej dynastii stopniowo tracili realną władzę, aż wreszcie utracili ją zupełnie. Tyle tylko, że ze względu na przypisane członkom tego rodu cechy magiczne — sakralne, o których mówiliśmy wcześniej — nie można było merowińskiego króla zdetronizować i ogłosić się samemu władcą. Frankowie tego by nie zaakceptowali.
Ale wkońcu jeden zKarolingów, Pepin, się na to odważył. Wjaki sposób uprawomocnił swoją władzę?
Oparł się na podstawach chrześcijańskich. Pepin Mały lub Krótki (714 – 768) z nowej dynastii Karolingów, którego w 751 roku Frankowie uznali za swojego króla, w trakcie ceremonii koronacyjnej został namaszczony. W nauce od lat istnieje bardzo stara teoria, że ten akt namaszczenia zastępował symbolicznie noszenie długich, niestrzyżonych włosów. Tylko że włosy nawiązywały do wyobraźni pogańskiej, a w przypadku namaszczenia odwoływano się do rytuału chrześcijańskiego, znanego ze Starego Testamentu. W momencie kiedy odsunięto Merowingów od władzy, punkt ciężkości państwa Franków przeniósł się na wschód.
Do Akwizgranu?
Kariera Akwizgranu zaczyna się dopiero w latach dziewięćdziesiątych VIII wieku. Generalnie na tereny między Mozą a Renem z takimi ośrodkami jak Metz. Paryż w okresie karolińskim nie odgrywał specjalnie ważnej roli. Stracił stołeczny charakter.
Na jak długo?
Miasto swoje dawne znaczenie odzyskało dopiero w X – XI wieku.
Czy to wynikało ztego, że tak mocno był kojarzony ze starą dynastią, że nowa wolała winnym miejscu mieć swoją stolicę?
Nie, po prostu centrum polityczne Karolingów znajdowało się w Austrazji, tam były największe dobra tego rodu. W związku z tym zachodnia część państwa Franków przestała być centrum politycznym. Trudno powiedzieć, jaki to miało wpływ na Paryż, ale należy się spodziewać, że w mieście nastąpił pewien regres, bo miejsca, w których rezyduje władca, zawsze są bogatsze, a królowie karolińscy tam raczej nie zaglądali. Karol Wielki najczęściej bywał w pałacach położonych dalej na wschód, aż po brzeg Renu, i dopiero od lat dziewięćdziesiątych VIII wieku rezydował w Akwizgranie, a to bardzo daleko od Paryża.
Natomiast nic ze swojego niezwykłego znaczenia nie straciło Saint-Denis, nie tylko dlatego, że było miejscem spoczynku patrona Francji Świętego Dionizego, ale także dlatego, że chowano tam przynajmniej niektórych królów merowińskich. W rezultacie także Karolingowie bardzo wcześnie zaczęli tam grzebać swoich zmarłych.
Tylko królowie mogą korzystać zkrólewskiej nekropolii — to jedna zoznak władzy.
Oni zaczęli to robić, zanim sięgnęli po koronę, aby podkreślić znaczenie i aspiracje rodu. Karol Młot nie był królem, ale mimo to kazał się tam pochować. Wiemy, że Karol Wielki też chciał tam spocząć, lecz ostatecznie pochowano go w Akwizgranie. Zatem to Paryż stracił na świetności, ale nie Saint-Denis, które — przypominam — pozostaje nadal samodzielnym miastem i nie jest, jak niektórzy sądzą, częścią Paryża. W średniowieczu oba miasta oddzielała pusta przestrzeń.
Nagrobek władcy Franków, Chlodwiga z opactwa Saint-Denis. W XIII wieku z inicjatywy króla Francji Ludwika IX Świętego zostały wykonane dla wszystkich wcześniejszych władców Francji stosowne sarkofagi. Merowingów przedstawiono zgodnie z ówczesną modą z krótkimi włosami. (zdjęcie: Isogood_patrick / Shutterstock.com)
Czy cokolwiek poza oczywistymi truizmami (handel, rzemiosło itym podobne) wiemy na temat funkcjonowania miasta wVII wieku, kiedy to kultura Cesarstwa Rzymskiego uległa całkowitej degradacji?
Dla miast wczesnośredniowiecznych charakterystyczne jest to, że jako ważne ośrodki władzy świeckiej i duchownej przyciągały kupców, rzemieślników i tak dalej, a nie odwrotnie. Pamiętajmy, że miasta w tej epoce to przede wszystkim ośrodki polityczno-kościelne. O znaczeniu Paryża w tym okresie, czyli mniej więcej do X wieku, decydowała obecność hrabiego Paryża — urzędnika królewskiego, obecność biskupa i jego urzędów kościelnych oraz katedry. Pierwsza katedra, uchwytna archeologicznie od V wieku, znajdowała się w tym samym miejscu, gdzie obecnie stoi Notre-Dame, i była to budowla jeszcze paleochrześcijańska.
Te ważne urzędy i budynki znajdowały się na wyspie — Cité. Poza tym w mieście miały swoje siedziby bardzo ważne klasztory, jak Saint-German-des-Prés czy Sainte-Geneviève (Święta Genowefa). To klasztory bardzo stare i bardzo bogate. Dla Kościoła wczesnośredniowiecznego charakterystyczne było wielkie znaczenie klasztorów. Były to oczywiście miejsca osobistego uświęcenia dla mnichów, ale jednocześnie miały pomóc ludziom świeckim, w tym możnym i władcom, w osiągnięciu zbawienia wiecznego, dzięki modlitwom za nich zanoszonym i zasługom gromadzonym w ich intencji. Dlatego też bywały niezwykle hojnie przez królów i wielkie rody obdarowywane. Klasztory obecne były także w miastach i w znacznym stopniu kształtowały ich charakter, a to między innymi z tego powodu, że wtedy jeszcze — inaczej niż w pełnym i późnym średniowieczu — obecność i bogactwo kupiectwa nie były tak widoczne.
Oczywiście istniał też daleki handel. Nasza wiedza na temat historii miasta, z powodu braku tekstów źródłowych, jest bardzo ograniczona, ale zachowały się wzmianki mówiące o tym, że w połowie IX wieku nękały je najazdy wikingów. Budowali oni swoje niezbyt duże łodzie w taki sposób, aby móc swobodnie nimi pływać po morzach i rzekach, a Sekwana nawet obecnie jest żeglowna.
Więc jednak Paryż, mimo że przestał pełnić funkcję stolicy, nadal był na tyle bogatym miastem, że warto było je łupić?
Naturalnie. Tam były instytucje kościelne, a musimy zdawać sobie sprawę z tego, że ówczesna liturgia była wyjątkowo bogata, w związku z czym tam były złote kielichy, złote pateny, złote, wysadzane drogimi kamieniami relikwiarze, niezwykle cenne księgi liturgiczne o oprawach także ze złota, ozdabiane szlachetnymi kamieniami.
Podobno wikingowie najdłużej oblegali miasto przez dziesięć miesięcy.
Tak, ale wtedy nie udało się go obronić i zostało splądrowane.
Kiedy Paryż znów stał się stolicą?
Wraz z nastaniem nowej dynastii, a dokładnie w roku 987, kiedy to królem został Hugo Kapet z rodu Robertynów. Byli oni hrabiami Paryża, a kontrolowane przez nich terytoria rozciągały się między Paryżem a Orleanem. Warto może wspomnieć, że już wcześniej, w IX wieku, jeden z Robertynów, Odo, uzyskał godność królewską, po tym jak wsławił się podczas skutecznej obrony miasta przed jednym z wielu najazdów wikingów, ale potem władza znów na kilka dziesięcioleci powróciła do Karolingów.
Dlaczego Karolingowie wkońcu stracili koronę królestwa Franków?
To trudne pytanie. Możemy powiedzieć, że ich los był bardzo podobny do losu Merowingów. Z czasem skurczyły się ich dobra, bo ich część przywłaszczała sobie arystokracja, która też stopniowo uzyskiwała coraz większy wpływ na rządy. Po 843 roku wielkie państwo frankijskie stworzone przez Karola Wielkiego rozpadło się na mniejsze królestwa, co było związane z dziedziczeniem w ramach dynastii.
Tu przypomnę, że mówimy otraktacie wVerdun zawartym w843 roku. Określał on zasady, na jakich trzej wnukowie Karola Wielkiego podzielili pomiędzy siebie jego cesarstwo, które sięgało od Pirenejów po Łabę.
Od tego momentu mówimy o państwie zachodniofrankijskim o nieustalonych przez historyków granicach. Władający nim Karolingowie woleli inne niż Paryż rezydencje, położone bardziej na wschodzie, jak na przykład Compiègne.
Czy Paryż generował tak duże przychody imiał tak istotne znaczenie, że ród, który wnim ina ziemiach wokół niego sprawował władzę, mógł sięgnąć po koronę?
To było społeczeństwo rolnicze, mieszkańcy wsi stanowili wtedy około 99% populacji. Dla zdobycia panowania w całym kraju posiadanie nawet największego miasta nie miało dużego znaczenia. Jeśli wrócimy do późnych Karolingów, to ich władza przesuwała się bardziej na zachód niż władztwo Karola Wielkiego, ale nadal trzymali się wschodnich części dzisiejszej Francji. Natomiast w Paryżu wzrastała potęga Robertynów, czyli rodu, z którego wywodził się Hugo Kapet. We wczesnym średniowieczu monarchia bywała dziedziczna i elekcyjna jednocześnie. Wiadomo, że najlepszym kandydatem do korony był syn zmarłego króla, więc patrząc z tej strony, przestrzegano zasady dziedziczenia, ale jednocześnie aby zostać królem, trzeba było zostać zaakceptowanym i uroczyście ustanowionym władcą przez wielkie rody, możemy więc mówić o elekcji. W 987 roku, po śmierci Karolinga Ludwika V, miały miejsce wybory króla i podczas nich doszło do rzeczy wyjątkowej: pominięto Karolinga i wybrano Hugona Kapeta. Jego potomkowie rządzili Francją przez kolejne stulecia, z tej dynastii pochodził przecież Ludwik XVI ścięty podczas Rewolucji, potem ostatni król Francji Ludwik Filip (1773 – 1850). Obecny król Hiszpanii też jest potomkiem Hugona Kapeta, bo Burbonowie to jedna z linii Kapetyngów.
Conciergerie. Siedziba królewska w Paryżu od czasów pierwszych Merowingów mieściła się na wyspie Cité, była wielokrotnie rozbudowywana. Ludwik IX (1214 – 1270) wybudował Wielką Salę, w której organizowano dworskie uczty, a Filip IV (1268 – 1314) zachowaną do dziś fasadę od strony Sekwany. Podczas rewolucji francuskiej znajdowało się tam słynne więzienie. Warto wiedzieć, że bilety do Conciergerie można kupić razem z wstępem do Sainte-Chapelle i dzięki temu uniknąć długiej kolejki.(zdjęcie: Kiev.Victor / Shutterstock.com)
Czy gdyby wówczas wybrano jednak Karolinga, to stolicą Francji zostałoby inne miasto?
Jako historyk mogę mówić tylko o tym, co się wydarzyło, wolałbym nie spekulować na ten temat.
Przyjęło się, że od czasu koronacji Hugona Kapeta możemy mówić oFrancji.
To jest konwencja, tamci ludzie nie odczuwali żadnej zmiany. Po łacinie tytuł króla Francji brzmiał do XVIII wieku rex Francorum— król Franków. To my, historycy, dokonujemy takiego rozróżnienia, ale rzeczywiście zwykło się przyjmować, że od nastania nowej dynastii mówi się nie o państwie Franków, tylko o królestwie Francji.
Jeśli się spojrzy na współczesną mapę Francji, to widać, że wszystkie drogi prowadzą do Paryża. Czy we wczesnym średniowieczu też tak było?
W ciągu X wieku ukształtował się tam nowy system polityczny, który wyglądał w praktyce w ten sposób, że król realną władzę miał tylko w swojej domenie. Jeszcze w XII wieku Francja była państwem policentrycznym, czyli takim, w którym znajduje się wiele ośrodków władzy. Składała się z pewnej liczby księstw, możemy ją nawet porównać do zdecentralizowanej średniowiecznej niemieckiej rzeszy. Władza króla mogła być uznawana przez książąt, ale nie była władzą realną. Włości Kapetyngów rozciągały się między Paryżem a Orleanem. Król początkowo częściej nawet przebywał w Orleanie, ale od drugiej połowy XI wieku Kapetyngowie już stale rezydują w Paryżu — miasto stało się wtedy stolicą w pełnym tego słowa znaczeniu, i jako bogaty ośrodek, w którym miały swe siedziby liczne kancelarie i urzędy, oraz centrum handlu i rzemiosła, przyciągało różnych zdolnych, wybitnych ludzi z innych księstw. Sprawne zarządzanie państwem i własnymi, coraz rozleglejszymi dobrami wymagało odpowiednich narzędzi i tak od XI wieku w administracji królów Francji w coraz większym zakresie wykorzystywano pismo.
Dynamicznie rozwijały się klasztory — miejsca, w których nie tylko wznoszono modły, ale też czytano księgi. W klasztorze Świętego Wiktora kanonicy regularni stworzyli własną szkołę filozoficzną. Już wtedy miasto stało się bardzo ważnym centrum intelektualnym. Biskupstwo paryskie było biskupstwem króla. W latach sześćdziesiątych XII wieku król, biskup i paryżanie postanowili wybudować nową katedrę, która w pełni odda splendor władcy Francji i miasta. To jest pierwsza katedra gotycka na świecie, bo w Saint-Denis opat Suger w nowym stylu wzniósł tylko chór, a gotyckie nawy są dużo późniejsze (nie była to zresztą katedra, lecz opactwo).
W okresie pełnego średniowiecza Kapetyngowie coraz bardziej umacniali swoją władzę i intensywnie poszerzali swoją domenę. W rezultacie w ciągu XIII wieku stali się nie tylko hegemonami Francji, ale też najpotężniejszymi władcami zachodniej Europy.
Rozwój Paryża wXIII wieku dosłownie galopuje. Dla współczesnych oczywistym potwierdzeniem bardzo wysokiego statusu stolicy Francji było to, że tam właśnie znajdowała się relikwia korony cierniowej. Odkupił ją w1239 roku Ludwik IX Święty za wielkie pieniądze od Wenecjan, kilka lat po tym, jak łaciński cesarz Konstantynopola dał ją wzastaw. Dla niej iinnych cennych relikwii związanych zMęką Pańską zbudowano wspaniały relikwiarz — kaplicę Sainte-Chapelle.
Ona była częścią kompleksu pałacowego królów francuskich, który do XIV wieku mieścił się na wyspie, do dziś zachowały się jego niewielkie fragmenty. Budynkiem, który dominuje obecnie w okolicy Sainte-Chapelle, są sądy wybudowane w XIX wieku. Bardzo wiele śladów średniowiecznego Paryża zostało zniszczonych w tamtym stuleciu podczas wielkiej przebudowy miasta.
Wnętrze Sainte-Chapelle, kaplicy ufundowanej przez Ludwika IX w latach 1241 – 1248 specjalnie dla relikwii korony cierniowej i wielu innych. Relikwie te w czasach rewolucji zostały przeniesione do paryskiej Notre Dame. Na szczęście większość wspaniałych gotyckich witraży przetrwała rewolucję francuską i inne zawirowania historii. (zdjęcie: Anna Pradhan / Shutterstock.com)
Zasady ochrony zabytków wprowadzono mniej więcej 150 lat temu, amiasto nieprzerwanie żyje od ponad 2000 lat, nic więc dziwnego, że budowano warstwa na warstwie. WPolsce nie ma miasta, które moglibyśmy porównać do Paryża.
Powodów tego było wiele, a najważniejszy z nich jest pewnie taki, że Polska nigdy nie dorównywała Francji potęgą polityczną, centralizacją systemu państwowego, bogactwem czy rozwojem kulturalnym. Nie trzeba dodawać, że na ponad sto lat przestała istnieć jako niepodległe państwo.
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, historyk średniowiecza. Jego zainteresowania koncentrują się przede wszystkim na dziejach religii i kultury. Redaktor „Kwartalnika Historycznego”. Najważniejsze publikacje: Princeps fundator: studium zdziejów kultury politycznej wPolsceX–XIIIwieku (1993), Zjazd gnieźnieński. Religijne przesłanki powstania arcybiskupstwa gnieźnieńskiego (2005), Historia powszechna. Średniowiecze (2009).
Kanał Rio di San Cassiano, w tle widoczna dzwonnica średniowiecznego kościoła św. Kasja (Shutterstock.com)
„Co się tycze malarstwa: do obrazu trzeba Punktów widzenia, grupy, ensemblu i nieba, Nieba włoskiego! stąd też w kunszcie peizażów Włochy były, są, będą, ojczyzną malarzów”.
— Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz
Można zapytać — gdzie znajdziemy bardziej włoskie niebo niż w Wenecji? To miasto błyszczy i migocze zawieszone w intensywnym błękicie wśród refleksów światła odbijającego się od lustrzanej powierzchni kanałów. Nic dziwnego, że artyści tam pracujący traktowali w sposób specyficzny kolor i przestrzeń, obcując na co dzień z bezmiarem wody i powietrza. Wenecja powstała jako schronienie dla mieszkańców upadającego Cesarstwa Rzymskiego przed napierającymi na nich hordami barbarzyńców niszczącymi bezrozumnie ich świat i cywilizację. Miejscem ucieczki — jedynym możliwym — były nienadające się do zamieszkania tereny morskiego wybrzeża. Dzięki wiedzy inżynieryjnej budowniczych amfiteatrów i akweduktów oraz umiejętności organizacji pracy ludzie mogli nie tylko przetrwać w tych wyjątkowo trudnych warunkach, ale jeszcze wybudować miasto. Barbarzyńcy nie podążali za nimi nie dlatego, że nie chcieli ich dopaść i ograbić, ale dlatego, że nie potrafili tego zrobić. Morze i wiatr, czyli żywioły, z którymi przyszli wenecjanie musieli się na co dzień zmagać, były też ich obrońcami. Ekstremalne warunki wymagają ekstremalnych rozwiązań. Życie w żadnym z innych księstw i państw włoskich, a nawet europejskich (może poza Skandynawią), nie wymagało takiej dyscypliny i uczestnictwa w działaniach na rzecz ogółu.
Wenecjanie mogli albo razem pracować, albo pojedynczo ginąć. Stworzyli wspólnotę, republikę, potęgę, w której doskonale zostały rozwinięte mechanizmy kontroli obywateli. Trudno się dziwić — wystarczy w środku nocy zagłębić się w pusty już o tej porze chłodny labirynt wąskich ulic i kanałów, z których dobiega odgłos przepływającej wody, by odczuć, że w Wenecji ukrycie zwłok nie stanowi problemu. (Naszych zwłok!). Nadzór policyjny był więc konieczny, tak samo jak konieczny stał się nadzór budowlany. Trzeba było stosować sprawdzone techniki wznoszenia budynków — bezpieczne dla siebie i innych — oraz uwzględniać „plan zagospodarowania miasta”, w ramach którego projektowano główne ciągi komunikacyjne. Przy wznoszeniu rezydencji i pałaców powściągać silne rodowe i indywidualne ambicje unaocznienia własnego bogactwa i postępować zgodnie z narzuconymi przez władze miasta regułami — na przykład nie budować okazałych loggii. Może dlatego Wenecja jest taka wykwintna i elegancka?
W XXI stuleciu trudno wyobrazić sobie Wenecję z XIII wieku. I to nie dlatego, że przez kolejne stulecia wzniesiono wiele wspaniałych budowli, ale dlatego, że wówczas miasto było o wiele bardziej „na wodzie” niż teraz, składało się z kilkudziesięciu wysp połączonych pajęczyną drewnianych mostów. Wenecjanie na pewno mieli wyjątkowo silne poczucie wspólnoty — to ich wyróżniało. Żyli na morzu i z morza — z handlu i piractwa. Bardzo długo ważną gałęzią gospodarki, taką jak teraz turystyka, była obsługa pielgrzymów zmierzających do Ziemi Świętej. Miasto zawsze było pełne przybyszów z całego wówczas znanego świata. Nic dziwnego, że jego rdzenni mieszkańcy potrzebowali miejsc, w których spokojnie mogliby budować własne wspólnoty. Tak powstały scuole— Wenecjanie spotykali się w ich okazałych salach, by w swoim gronie rozważać sacrum i profanum, prowadzić pobożne rozmyślania i ubijać interesy. To tam znajdują się wspaniałe obrazy weneckich mistrzów, bo w mieście na wodzie sztuka życia nieodmiennie splata się z Wielką Sztuką. Genius loci.
O początkach Wenecji rozmawiam z mediewistką, profesor Haliną Manikowską.
Wenecja to jedno znielicznych włoskich miast, wktórym nie spotkamy żadnych materialnych śladów po starożytnym Rzymie. Nie ma ich, ponieważ pierwsi osadnicy zaczęli pojawiać się na Lagunie Weneckiej dopiero wVwieku naszej ery. Te tereny do dzisiaj są wwiększości niezamieszkane.
Kiedy samolot podchodzi do lądowania na lotnisku Wenecja – Marco Polo, to możemy z góry ujrzeć rozległy obszar nietkniętego ludzką ręką wybrzeża i wystające z wody płaskie wysepki z błota porośnięte trzciną. Jeśli popatrzymy na mapę, to zobaczymy, że do Zatoki Weneckiej uchodzi nie tylko Pad, ale i wiele mniejszych rzek, co wywołuje powstawanie silnych prądów w wodach przybrzeżnych i częste powodzie. Pod koniec XVIII wieku wybudowano w Wenecji murazzi, czyli zapory z kamienia, które osłabiły niszczycielskie działanie sił natury.
Dlaczego zaczęto się osiedlać na tak trudnym do życia terenie?
W starożytności bogactwem regionu była sól pozyskiwana z morza, ale aż do V wieku Laguna pozostawała raczej niezamieszkana, choć oczywiście bywali tam rybacy i marynarze, pracowali solarze, a z czasem pojawili się chrześcijańscy pustelnicy. Sytuacja zmieniła się w V wieku wraz z najazdami na ziemie Cesarstwa Zachodniorzymskiego tak zwanych barbarzyńców, najpierw Wizygotów, potem Hunów, wreszcie w drugiej połowie VI wieku Longobardów. Mieszkańcy północnej Italii zaczęli najpierw szukać schronienia na wyspach leżących na Lagunie — Torcello i Chioggii, a także w położonej na lądzie Heraclei (dzisiejszej Eraclei, miasta w prowincji Veneto). Groza, jaką wzbudzali Longobardowie podbijający sukcesywnie ziemie Półwyspu Apenińskiego, zmuszała do ucieczki z zagrożonych regionów wszystkich tam żyjących — arystokratów, biskupów, kler, rzemieślników, kupców. Zabierali oni ze sobą, co tylko mogli — nawet (i na szczęście) biblioteki. Niemal cała ludność Akwilei zbiegła na Lagunę przed Longobardami. Już wcześniej, w czasie najazdu wizygockiego na początku V wieku, jej biskupi przenieśli się do specjalnie zbudowanej dla nich fortecy Grado, która ostatecznie stała się siedzibą patriarchatu akwilejskiego. Do Laguny Weneckiej kierowała się w poszukiwaniu bezpieczeństwa ludność z miast dawnej prowincji rzymskiej Venetia, takich jak na przykład Altino, które zostało w połowie V wieku mocno zniszczone przez Hunów, a potem zagrożone zrównaniem z ziemią przez Longobardów. Na całe szczęście Longobardowie nie mieli floty, wysepki zapewniały więc bezpieczne schronienie, tyle że trzeba je sobie było na nich zbudować, a to było niezwykle trudne przedsięwzięcie. Na to, że zakończyło się sukcesem, wpływ miało wiele czynników. Pierwszym z nich i bardzo ważnym była osłona kolejnych fal migracji przez flotę bizantyjską, kolejnymi — zamożność arystokracji i wyższego duchowieństwa oraz wiedza inżynieryjna Rzymian, jako budowniczych akweduktów i amfiteatrów, z zakresu hydrauliki, wreszcie bardzo silna, istniejąca prawdopodobnie od początków osiedlania się na Lagunie tożsamość nowych osad, która kształtowała się wokół mitu ucieczki i ochrony, jaką dawały wywiezione z dawnej siedziby relikwie miejscowego świętego patrona. Pomiędzy połową VI (568 rok — początek podbojów longobardzkich w Italii) a połową VII wieku (667 rok — zdobycie i zniszczenie przez Longobardów Oderzo) uciekinierzy z ziem od Akwilei po Padwę przenosili się falami na kolejno zajmowane wysepki: mieszkańcy Padwy na Chioggię, ludność z Altino na Torcello, uchodźcy z Treviso na Malamocco i do Rialto. Na obszarze obecnej Wenecji osadnicy zaczęli się zjawiać w większych grupach dopiero w wiekach VIII i IX.
Wczasach po upadku Cesarstwa Zachodniego jedną zinstytucji organizujących życie społeczne był Kościół. Czy było to widoczne także wzasiedlaniu Laguny?
Prawie każde miasto w Italii miało swojego biskupa. Osiedlając się wraz z mieszkańcami na Lagunie Weneckiej, biskupi przenosili tam także w pewnym sensie swoje biskupstwa, ale nie wszystkie zdołały przetrwać ten trudny okres. Na Torcello, maleńkiej wyspie w północnej części Laguny, w VII wieku dla przybyszy (głównie z Altino) erygowano biskupstwo, które na długo miało stać się najsilniejszym centrum kościelnym rodzącej się Wenecji.
Dziś możemy tam oglądać kościół z640 roku, jeden zważniejszych bizantyjskich zabytków regionu. Tereny Laguny były wówczas włączone do Egzarchatu Raweńskiego, który oficjalnie powstał wkońcuVIwieku. Panowanie bizantyjskie trwało tu niespełna 200 lat—ostatecznie Rawenna, która dostała się wręce Longobardów w751 roku, atrzy lata później została zdobyta przez Franków, przypadła papieżowi jako część tak zwanego patrymonium Świętego Piotra. Pomimo upadku Egzarchatu teren Laguny nadal pozostawał wsferze wpływów Bizancjum.
Z pierwotnej bazyliki na Torcello zostało jednak niewiele, między innymi ołtarz oglądany dzięki archeologom, którzy wydobyli go z długowiecznego zapomnienia. To, co dziś podziwiamy, to resztki kolejnych przebudów i dekoracji: z IX, a zwłaszcza początków XI wieku. Wtedy bazylikę przebudował nowy biskup Orso Orseolo, syn doży, zresztą świętego, Piotra Orseolo, i sam także przez jakiś czas rządzący Wenecją. Wpływy bizantyjskie utrzymały się tutaj, bo wysepek Laguny nie zdołali podbić ani Longobardowie, ani Frankowie, ani później niemieccy cesarze Ottonowie. Gdzieś tak około 700 roku utworzyła się konfederacja wysepek Laguny, Ducatus Venetiae, to znaczy jednostka administracyjno-wojskowa podporządkowana władzy cesarza bizantyjskiego. Na jej czele stał — w miejsce bizantyjskich trybunów zarządzających poszczególnymi wyspami czy miastami — urzędnik cywilny dux, czyli doża. W 811 roku jeden z nich przeniósł swoją siedzibę na Rialto — wówczas tylko jedną z wielu wysepek. To był wyraźny znak, że właśnie tam, w głębi Laguny, ukonstytuowało się centrum administracyjne i wojskowe. Wenecja jako jedno miasto powstawała bardzo długo: przyjmuje się, że od początków IX do końca XIII wieku.
Uchodźcy zjednego miasta, jednego regionu trzymali się razem, osiedlali się na jednej wydartej morzu wyspie iw