Whiskey in a teacup - Weronika Schmidt - ebook
BESTSELLER

Whiskey in a teacup ebook

Schmidt Weronika

4,5

49 osób interesuje się tą książką

Opis

Charlaine poskładała złamane serce i zaczyna studia na Uniwersytecie Sztuki. Dziewczyna patrzy z nadzieją w przyszłość, choć nie widzi w niej miejsca na kolejną miłość. Los bywa jednak przewrotny i stawia na jej drodze Aryana. Syna rektora uczelni znała dotąd jedynie z plotek, niezbyt zresztą pochlebnych. Ot, zadufany w sobie arogant, student trzeciego roku malarstwa.
Oboje muszą jednak jakoś ze sobą wytrzymać – przypadek sprawia, że chłopak jest winien Charlaine przysługę i tym sposobem ma pomagać jej w szlifowaniu talentu.

Wspólna pasja zbliża młodych do siebie, ale nie od razu to dostrzegają. Bronią się przed kiełkującym uczuciem, okazując sobie niechęć na każdym kroku, bo żadne z nich nie chce znów zostać skrzywdzone.
Nie tylko Charlaine ma problem z zaufaniem. Aryan również ma swoje sekrety, ale jest coś jeszcze… Tego chłopaka nikt nie nauczył kochać.

Dziewczyna powoli otwiera przed nim serce i układa jego uczucia niczym tysiące rozsypanych kawałków puzzli. Może będzie to najpiękniejszy obraz, jaki przyszło jej dotąd stworzyć?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 539

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (277 ocen)
180
62
23
9
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
gonick

Całkiem niezła

Wymęczyła mnie. Spoko, ale powinna być połowę krótsza i przejść porządną korektę, bo ilość błędów poraża.
60
oliwiancs

Nie oderwiesz się od lektury

ocena 5 gwiazdek to zdecydowanie za mało, ta książka to istne dzieło sztuki
30
RuDzielec2005

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna genialna książka, świetnej autorki. Ta historia ma w sobie pewną magię i wyjątkowość. Przeniosła mnie w świat pełen sztuki, skrytch emocji i pokonywania własnych lęków. Niejednokrotnie będę do niej wracać. Zachęcam każdego do ściągnięcia po tą opowieść abyście też poczuli tą magię.
30
uria12

Nie oderwiesz się od lektury

Rollercoaster uczuć ,to taka historia którą czytasz i nie chcesz żeby się skończyła , już dawno tyle emocji nie towarzyszyło mi przy czytaniu, Polecam gorąc 🧨👌 to pozycja do której wrócę na pewno. Minus za błędy w literowe , było ich sporo .
Magda161617

Całkiem niezła

Książka "Whisky in a teacup" to książka, której chyba nie rozumiem i miałam problem, żeby ją skończyć. Piękna okładka, która przyciąga uwagę i opis, który zwiastuje ciekawą fabułę z sztuką w tle. Główni bohaterowie ponoć mają się nie lubić a nawet "nienawidzić". Tak po prostu ni z gruszki ni z pietruszki. Cała relacja bohaterów jest wyolbrzymiona. I ich zachowanie, które doprowadzało mnie do szału. To są studenci a zachowywali się jak dzieci z podstawówki. Dialogi niestety też nic nie wnosiły oprócz bezsensownych słownych przepychanek, które były naprawdę na niskim poziomie. Na dzień dobry bohater zostaje przywitany słowem "idiota"... Naprawdę nie było tutaj konkretnego i poważnego powodu tej niechęci między bohaterami i ja tego nie rozumiem. Nic tutaj nadzwyczajnego się nie wydarzyło, żeby to ich zachowanie tłumaczyć. Do tego zmieniają zdanie co 5 sekund - dotykają się, nie chcą, chcą, nie mogą, całują się, żałują, znowu chcą, nie chcą... pogubiłam się. No i na koniec te gówniarsk...
20

Popularność




Weronika Schmidt

Whiskey in a teacup

Prolog

Nie od dziś wiadomo, że ucieczka jest naturalną reakcją organizmu na zagrożenie.

Smutna prawda jest jednak taka, że jeśli człowiek już zacznie uciekać, będzie to robił w nieskończoność. Zatraci się i stanie tak słaby, że z łatwością będzie go można rozkruszyć w palcach. Zostanie sam. Uwięziony jedynie w powłoce zbudowanej z własnego strachu i obaw.

Ale może my właśnie tacy chcieliśmy być?

Może.

Byliśmy.

Tchórzami?

Rozdział 1

Aryan de Beaufort jest mi winien przysługę

Charlaine

Siedziałam na uczelni od samego rana i dopiero po trzeciej kawie z rzędu dotarło do mnie, że powinnam oderwać się od nauki i wrócić wreszcie do domu.

Powoli podniosłam wzrok i rozejrzałam się po bibliotece. Kiedy zrobiłam to ostatnim razem, siedziało tu jeszcze kilkoro innych studentów, którzy tak samo jak ja pogrążyli się w sporządzaniu notatek na zajęcia. Teraz byłam tu już całkowicie sama. Za oknem zdążyło zrobić się szaro, a pani Chalmers, która pełniła funkcję bibliotekarki, przyglądała mi się uważnie znad swoich okularów.

Szczerze mówiąc, dziwiłam się, że nadal nie przywykła do tego widoku. W końcu spędzałam w tym miejscu większość swojego wolnego czasu i gdyby to ode mnie zależało, już dawno powinnam otrzymać jakąś kartę stałego bywalca.

Odetchnęłam głęboko i zaczęłam mozolnie zbierać ze stołu zeszyty oraz porozrzucane dookoła książki. Mój kręgosłup i biodro promieniowały tępym bólem, przez co domyśliłam się, że spędziłam w jednej pozycji zbyt wiele czasu. Czego się jednak nie robi dla zaliczenia przedmiotu prowadzonego przez apodyktycznego profesora, który ma ogromne wymagania wobec swoich studentów? No właśnie.

Tak naprawdę gdyby nie fakt, że nauka na Uniwersytecie Sztuki w Edynburgu od dziecka była moim największym marzeniem, już dawno uciekłabym stąd najdalej, jak się dało. Niestety nikt mi wcześniej nie powiedział, że droga do celu nie zawsze jest usłana różami. Często bywa wręcz przeciwnie, więc byłam zmuszona zacisnąć zęby i jakoś to wszystko przetrwać.

Właśnie z tą myślą podniosłam tyłek z krzesła i przewiesiłam torbę przez ramię, po czym złapałam w dłonie książki, które zamierzałam odłożyć na miejsce. Pani Chalmers zawsze powtarzała, że jestem jedną z nielicznych osób, które to robią. Większość zdecydowanie wolała zostawiać je na biurku albo nawet porozrzucane na ławkach i parapetach. Ja natomiast traktowałam książki niczym świętość. Coś, z czym powinno się obchodzić z szacunkiem i delikatnością.

Próbując zignorować uczucie ucisku w klatce piersiowej, przeszłam pomiędzy pierwszymi regałami. Uniwersytecka biblioteka była podobna do tych, które widywałam w filmach. Ogromna, nieco mroczna i pachnąca kurzem zalegającym na półkach. Ktoś mógłby pomyśleć, że to nic nadzwyczajnego, ale ja uwielbiałam ten klimat, więc przebywanie w niej sprawiało mi czystą przyjemność. Być może dlatego uciekałam tutaj w każdej wolnej chwili.

Trochę zajęło mi dotarcie na sam koniec pomieszczenia. Dokładnie tam, gdzie znajdowała się alejka poświęcona książkom o sztuce, których potrzebowałam do sporządzenia notatek. Nie zastanawiając się dłużej, zaczęłam odkładać je na swoje miejsca. Poszło mi to dość sprawnie, więc po zaledwie kwadransie wyszłam już z biblioteki. Przemęczona, spragniona snu i z trzema nowymi wypożyczonymi lekturami w dłoniach. Niczego nie potrzebowałam teraz bardziej od tego, żeby wrócić do swojego mieszkania. Chciałam już przytulić Edwarda, a potem poleżeć w wannie wypełnionej po brzegi wodą.

Większość studentów już dawno skończyła zajęcia, więc szłam całkowicie opustoszałym korytarzem, a jedynym dźwiękiem, który roznosił się po nim echem, był stukot moich butów. I nawet on odrobinę mnie irytował. Przystanęłam przy jednej z sal, aby schować do torby książki oraz telefon. Kiedy już to zrobiłam, zwyczajnie ruszyłam dalej. A przynajmniej taki miałam zamiar, bo w tym samym momencie usłyszałam czyjeś podniesione głosy dochodzące zza drzwi, przy których znajdowałam się sekundę temu. Zaniepokoiło mnie to, bo nie brzmiały one jak zwykła rozmowa, lecz raczej ostra kłótnia. Do samego końca nie wiedziałam, co mną kierowało w chwili, gdy cofnęłam się i przyłożywszy ucho do drzwi, zaczęłam nasłuchiwać. Być może moje dobre serce drżało w obawie, że ktoś za nimi znajduje się w niebezpieczeństwie, a może ze zmęczenia zwyczajnie padło mi na rozum.

Jedno z dwóch.

Tego akurat byłam absolutnie pewna.

Nie byłam natomiast gotowa na to, co wydarzyło się później.

– I co z tego? – uniósł się kobiecy głos. Usłyszałam także nerwowe kroki, jakby podczas wypowiadania tych słów tajemnicza nieznajoma chodziła po pomieszczeniu. – Wiecznie tylko każesz się ludziom wszystkiego domyślać, jakby byli jakimiś jasnowidzami! Mogłeś mi o wiele wcześniej wyjaśnić, co się dzieje!

Skrzywiłam się, gdy usłyszałam łomot przypominający uderzenie o blat czymś ciężkim. Sekundę później nastąpiło po nim głośne westchnienie.

– Przestań na mnie wrzeszczeć, Emily! – odpowiedział drugi głos, ewidentnie należący do mężczyzny.

I gdyby sam ton mógł zabijać… właśnie byłabym martwa.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo cię to wszystko kiedyś zgubi! Tylko potem nie szukaj u mnie pomocy…

– Ty naprawdę nadal nic nie rozumiesz? – zapytał mężczyzna nieco ciszej.

Coś ścisnęło mnie w żołądku, bo nie wzięłam pod uwagę, że ktoś w końcu zechce wyjść ze środka. I że wówczas mogę skończyć z łatką obrzydliwie ciekawskiej podsłuchiwaczki.

Musiałam się jak najszybciej wycofać. Zrobiłam ostrożny krok w tył. Potem następny… I właśnie wtedy, nie wiedzieć czemu, straciłam równowagę. Po bokach nie było żadnego uchwytu, którego mogłabym się złapać, w rezultacie runęłam na ziemię z głośnym jękiem. Czułam tylko przeraźliwy ból pleców i słyszałam dźwięk torby, która upadła zaraz obok mnie. To zabawne, że nawet leżąc na ziemi, nie zastanawiałam się nad tym, czy ze mną wszystko w porządku, a myślałam jedynie o tym, czy grzbiety książek, które się w niej znajdowały, są całe.

– Życie mnie nienawidzi – mruknęłam pod nosem i podniosłam się do pozycji siedzącej.

Strzepnęłam resztki kurzu ze swojej spódniczki i wzięłam głęboki, uspokajający oddech. Zawsze w ten sposób starałam się stłumić narastającą wewnątrz mnie frustrację. To był po prostu kolejny z wielu nieudanych dni. W moim życiu było ich przecież sporo. Tak dużo, że już dawno powinnam była do nich przywyknąć.

Zaledwie zdążyłam o tym pomyśleć i przesunąć się delikatnie w tył, kiedy drzwi przede mną szeroko się otworzyły. Sparaliżowana wizją nakrycia na gorącym uczynku nawet nie zamierzałam podnosić wzroku. Kątem oka dostrzegłam tylko kobiece nogi, których cień mignął tuż obok mnie i które, jak mniemałam, należały do wspomnianej Emily. Mężczyzna natomiast stał nieruchomo w progu sali. Nie wiedziałam, czy mnie zauważył, ale wolałam, aby jego uwaga nie skierowała się na mnie zbyt prędko.

– Widzimy się w domu – rozległ się znowu głos dziewczyny. – I swoją drogą… chyba właśnie odnalazła się twoja zgubiona modelka – dodała z kpiną, po czym odwróciła się w drugą stronę i bez słowa ruszyła przed siebie.

Ja tymczasem oparłam dłonie o posadzkę i podjęłam próbę podniesienia się do góry. Moje ciało jednak odmawiało posłuszeństwa. Nadal doskwierał mi ból pleców, który stał się jeszcze wyraźniejszy, a obecność nieznajomego tylko pogłębiała uczucie niepokoju.

– Mam więcej pytań niż odpowiedzi. – Delikatnie zachrypnięty męski głos roztrzaskał powietrze dookoła nas. – Ale zanim jakiekolwiek zadam, to może najpierw wstań z tej ziemi, co? Chyba że bardzo chcesz się przeziębić, to nie było tematu – dodał, nim ostatecznie wyciągnął w moją stronę pomocną dłoń.

Automatycznie ją złapałam i już po chwili stałam na nogach tuż przed nim. Poprawiłam zagięte rogi spódniczki, a zapach farby i męskich perfum niemal natychmiast dotarł do moich nozdrzy. Kiedy trochę się otrząsnęłam i podniosłam wzrok, zobaczyłam jego twarz po raz pierwszy.

– Więc tak się kończy podsłuchiwanie ludzi? – zapytał i oparł się ramieniem o futrynę drzwi.

Już wtedy doskonale zdawałam sobie sprawę ztego, że prędko nie zdołam wyrzucić zpamięci błękitu oczu, które wpatrywały się we mnie zuwagą.

Obrzuciłam go całego zmieszanym spojrzeniem i z trudem powstrzymałam się od przełknięcia śliny. Ten chłopak był przykładem doskonałości. Miał w sobie coś niebywale pociągającego i tajemniczego. Nie wiedziałam czemu, ale mimowolnie nabrałam ochoty, by dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Odłożyłam jednak wyjaśnienie tej zagadki na potem, bo teraz miałam trochę inny problem do rozwiązania.

– Słucham? – Skrzywiłam się, jednocześnie próbując wymyślić cokolwiek, co by mnie uratowało. – Nie, ja wcale cię nie podsłuchiwałam. Po prostu przechodziłam obok i wtedy…

– I wtedy stwierdziłaś, że poleżysz sobie na ziemi centralnie naprzeciwko mojej pracowni – wszedł mi w zdanie. – Doprawdy ciekawa historia, ale możesz już przestać kłamać i po prostu powiedzieć mi prawdę.

– Mówię prawdę – zdołałam wykrztusić z siebie. – Szłam, pośliznęłam się i upadłam. Tyle – dodałam, zadzierając podbródek wyżej. – Nigdy w życiu nie zdarzyło ci się potknąć o własne nogi?

Skłamałam, choć bardzo nie lubiłam tego robić. Mimo wszystko gdy usłyszałam, jak ten mężczyzna potrafi przerażająco podnieść głos, stwierdziłam, że absolutnie się mu nie przyznam.

Szczególnie do podsłuchiwania.

A w ogóle najchętniej wzięłabym nogi za pas i uciekła.

– Nie, nie zdarzyło mi się, ale dla dobra sprawy załóżmy, że ci wierzę. – Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i zmierzył mnie od stóp do głów spojrzeniem, od którego aż coś ścisnęło mnie w żołądku. – Bo widzisz, świetnie się składa, że mi się tutaj napatoczyłaś.

– Co proszę?

– Przydasz mi się.

– Niby do czego?

Zmrużyłam oczy. Moje serce przyspieszyło, kiedy po tych słowach zrobił kilka kroków w przód i złapał mnie za ramię tylko po to, by bez skrupułów pociągnąć mnie za sobą. Nie rejestrowałam, co się dzieje, ale kiedy rozchyliłam powieki, stałam już w środku pomieszczenia. I na pewno nie przypominało ono korytarza, na którym znajdowałam się jeszcze kilka sekund temu.

Drzwi trzasnęły za nami z impetem. Brunet przekręcił w nich klucz, po czym bez żadnego słowa, z kompletnie niewzruszonym wyrazem twarzy, minął mnie w przejściu.

– Co tu się… – Potrząsnęłam głową ze zdumieniem. – Przepraszam, ale mogę wiedzieć, co jest grane? Kim ty, do jasnej cholery, jesteś i co sobie wyobrażałeś, wciągając mnie do środka, jak gdyby nigdy nic?

Zadawałam te wszystkie pytania i obserwowałam, jak nieznajomy leniwym krokiem podchodzi do biurka. Po chwili złapał w dłonie notes, oparł się tyłem o blat i zaczął przeglądać jego zawartość.

– Uspokój się, nie zrobię ci krzywdy – rzucił z niezachwianym spokojem.

Westchnęłam i jednocześnie wbiłam sobie paznokcie we wnętrze zaciśniętych w pięści dłoni.

– Czyżby? Ani trochę mnie to nie uspokoiło, wiesz? Wręcz przeciwnie, brzmisz teraz jak typowy psychopata.

– Mhm, zaraz ci wszystko wyjaśnię. Daj mi tylko chwilę na…

Nie pozwoliłam mu dokończyć. Zrobiłam kilka niepewnych kroków w tył, mrużąc przy tym podejrzliwie oczy.

– Albo powiesz mi, czego ode mnie chcesz, albo zacznę krzyczeć! – Gówno by mi to dało, bo oprócz nas na piętrze nie było nikogo innego, ale on wcale nie musiał otym wiedzieć. – A zapewniam, że krzyczę bardzo głośno. Udowodnić ci?

Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że ostatnie zdanie zabrzmiało dość dwuznacznie i żałowałam, że nie zdążyłam ugryźć się w język przed jego wypowiedzeniem. Próbowałam również odepchnąć od siebie wszystkie stresujące myśli, ale w tej sytuacji było to niewykonalne.

– Może gdybyś zaczekała i pozwoliła mi dojść do głosu, to bym ci wszystko wyjaśnił – odpowiedział poirytowany i jednocześnie mocniej zacisnął szczęki.

Odpuścił sobie przeglądanie notesu, odłożył go na miejsce i podszedł bliżej mnie. Och, cholera. Po stokroć bardziej wolałam, gdy znajdował się daleko. Wtedy przynajmniej nie czułam się tak, jakby ktoś przewiercał mi dziurę w piersi samym spojrzeniem.

– I tak. Masz rację, nie znamy się, ale nie sądzę, żeby do tego, do czego cię potrzebuję, było nam to niezbędne – skwitował.

Chłopak wsunął jedną dłoń w kieszeń swoich ufajdanych farbami spodni, drugą zaś zacisnął mocniej pędzel, który wcześniej spoczywał za jego uchem. I choć sama miałam sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, on i tak był ode mnie sporo wyższy, więc żeby spojrzeć mu prosto w oczy, musiałam zadrzeć brodę. Roztrzepane ciemne włosy żyły w tym momencie własnym życiem, a kącik jego ust unosił się w przebiegłym, pewnym siebie uśmieszku. I to właśnie ten uśmiech odkrył dołeczek w jego policzku. Jedyną rzecz, która nadawała pogardliwemu wyrazowi twarzy odrobiny uroku.

– Przerażasz mnie… I mówię to śmiertelnie poważnie – wyjąkałam z trudem. – Daję ci ostatnią szansę na wyjaśnienie mi tego, co tu się dzieje – dodałam, mierząc go spojrzeniem od stóp do głów.

– Tym gorzej dla ciebie, bo ja też zaraz mogę zacząć zadawać pytania. W końcu tylko założyłem, że wierzę w tę twoją bajeczkę o potknięciu się o własne nogi. – Wpatrywał się we mnie intensywnie. Ja natomiast za wszelką cenę próbowałam opanować drżenie głosu oraz ciała.

– Nie mam ci czego wyjaśniać. – Cofnęłam się jeszcze bardziej. – Wszystko, co wcześniej powiedziałam, było prawdą. Za to ty zachowujesz się jak psychopata i naprawdę jestem o krok od zawału serca, więc albo powiesz mi, dlaczego nas tutaj zamknąłeś, albo nie ręczę za siebie.

– Zamknąłem drzwi, żeby Emily nie strzeliło do głowy tutaj wrócić. Wystarczająco już zepsuła mi humor i wolałbym, żebyś nie była świadkiem naszej kolejnej kłótni – poinformował mnie szorstko, ściskając palcami nasadę nosa. – A od ciebie chcę tylko jednego.

– Czego?

Czułam w kościach, że cokolwiek wyjdzie teraz z jego ust, będzie to coś niepokojąco dziwnego.

– Żebyś mi zapozowała – odpowiedział i w tej samej chwili mój żołądek zawiązał się w ciasny supeł.

– Słucham? – wykrztusiłam z niedowierzaniem.

– Dziewczyna, która była ze mną umówiona, niestety olała temat i potrzebuję kogoś, kto mi ją zastąpi. Od tego zależy ważna dla mnie sprawa – wyjaśnił wreszcie.

– Okej, ale co ja mam niby wspólnego z twoją „ważną sprawą”?

– Szczerze? Nic. – Wzruszył beztrosko ramionami. – Napatoczyłaś się, i dzięki Bogu, bo już myślałem, że nie zdążę z pracą konkursową na czas.

– No nie zdążysz, bo ja nie zamierzam zostać w tym pokoju ani minuty dłużej. To, że mnie tutaj wciągnąłeś, jest co najmniej dziwne, a jeszcze dziwniejsze jest to, że ja nadal z tobą rozmawiam – odpowiedziałam i machnęłam dłonią na pożegnanie. – Wychodzę. Kimkolwiek jesteś, miło było cię poznać. – Uśmiechnęłam się uprzejmie, a następnie odwróciłam do niego plecami z zamiarem opuszczenia pomieszczenia.

Chłopak na moment znieruchomiał, po czym drgnął mocno i wystrzelił do przodu. Złapał mnie za nadgarstek, zmuszając tym samym do tego, abym na niego spojrzała. Choć wcale nie chciałam, zrobiłam to, i gdy zobaczył mój rozgniewany do granic możliwości wzrok, momentalnie rozluźnił uścisk, a jego twarz nabrała nieco łagodniejszego wyrazu. Nie to co moja. Ja byłam naprawdę śmiertelnie przerażona, bo dopiero wtedy dotarło do mnie, że stąd nie ma pieprzonej drogi ucieczki. Drzwi były zamknięte na klucz, który znajdował się w jego posiadaniu, a skok z okna wolałam sobie odpuścić.

Ponownie zacisnęłam pięści i gdyby moje paznokcie były choć odrobinę dłuższe, na pewno przebiłabym sobie nimi skórę.

– Zostań, proszę – wydusił przez zaciśnięte zęby. – To potrwa tylko chwilę. Usiądziesz na krześle, ja cię naszkicuję i tyle. Potem wyjdziesz i zapomnisz o tym, że to w ogóle miało miejsce. – W tonie jego głosu usłyszałam najwyższy akt desperacji. – Jesteś mi naprawdę potrzebna…

Wyraźnie widziałam, jak wraz z wypowiedzeniem tych słów ciężko przełyka ślinę. A potem ucieka wzrokiem na bok. Domyśliłam się dzięki temu, że proszenie o pomoc nie należało do ulubionych kwestii tego człowieka.

Biłam się z myślami. Przez kolejną chwilę wpatrywałam się w niego w ciszy, i to wcale nie przez to, że jego oczy miały najpiękniejszy odcień błękitu, jaki kiedykolwiek miałam okazję zobaczyć, a dlatego, że naprawdę zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy mu nie pomóc.

Rzecz jasna, nie za darmo.

Nawet moje dobre serce – na szczęście dla mnie, a nieszczęście dla niego – liczyło w tym przypadku na coś w zamian. No i przede wszystkim chciałam mieć pewność, że mnie stąd wypuści. Mój kot nie mógł zostać pozbawiony matki. A już tym bardziej nie w tak dziwnych okolicznościach.

– Gdybym się zgodziła… – Założyłam ręce na klatkę piersiową, wpatrując się intensywnie w chłopaka. – Co bym z tego miała?

– Poważnie? – Zaśmiał się, po czym spojrzał na mnie z powagą. Chyba pojął, że wcale nie żartowałam. – W sumie czego innego mogłem się spodziewać po tej zdeprawowanej uczelni… – Jego głos aż ociekał ironią. – Tutaj nikt nie robi niczego za darmo.

– Przykro mi, w takich żyjemy czasach. – Zerknęłam na zegarek, który oplatał mój nadgarstek. – Wiesz, nie to nie. To nie mnie jakoś szczególnie zależy, tylko tobie – dodałam. – Podczas gdy ty będziesz szukał kolejnej modelki, ja mogę wrócić do domu i spędzić super czas na odpoczynku.

Te słowa sprawiły, że ponownie parsknął z poirytowaniem w głosie.

– Dobrze, ty mała manipulatorko. – Przewrócił oczami z westchnieniem. – Załóżmy, że będę ci winien jedną przysługę, pasuje ci to?

– Przysługę? – Uniosłam wysoko brew, bo ta odpowiedź szalenie mnie rozbawiła. – Myślisz, że kiedykolwiek będę potrzebowała czegoś akurat od ciebie? Zejdź na ziemię, nawet się nie znamy. Żeby było zabawniej, to odkąd tu studiuję, ani razu cię nie widziałam.

– A jeśli powiem ci, że mam wpływy u kogoś ważnego dla naszej uczelni? U kogoś, kto, jeśli powiem słowo, będzie w stanie zmienić każdą decyzję? – Uśmiechnął się triumfalnie. – To brzmi dla ciebie już bardziej zachęcająco?

To faktycznie zmieniało postać rzeczy. Byłam na pierwszym roku. Miałam na pieńku z profesorem dupkiem i wszystko wskazywało na to, że zawalę jego przedmiot. Wiele się mogło jeszcze zdarzyć. Być może w najbliższych miesiącach znajdę się w sytuacji, w której będę potrzebowała ostatniej deski ratunku? Taka znajomość byłaby dla mnie wtedy zbawieniem.

Tak naprawdę nie miałam żadnych planów na wieczór. Dodatkowe dwie lub trzy godziny na uczelni nie zrobiłyby mi żadnej różnicy. Mama często powtarzała, żeby trzymać przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Chyba należało wcielić ten plan w życie.

Najpierw jednak musiałam zadać jedno zasadnicze pytanie.

Może nawet trochę głupie, ale wolałam być pewna.

– Obraz, do którego ci zapozuję, to nie żaden akt i nie będę musiała się rozbierać, prawda? – wypaliłam bez zastanowienia.

A on zamarł i wyglądał, jakbym zapytała go o coś karalnego.

– Co? – Przekrzywił głowę w bok, bo chyba nie dowierzał temu, co właśnie usłyszał. Patrzył wprost na mnie, a jego wargi rozchyliły się w wyrazie zniesmaczenia. – Co ci w ogóle strzeliło do głowy? W życiu nie prosiłbym nieznajomej dziewczyny o to, żeby pozowała mi nago. Uspokój się, szatanie.

– Czyli zagrożone są tylko te, które już znasz.

– To chyba nie jest temat, na który powinniśmy rozmawiać – zauważył słusznie.

Mimo wszystko w tym momencie odetchnęłam z ulgą. Byłam pewna, że policzki oblały mi się rumieńcem, ale poczułam się lżej, nawet jeśli sekundę temu zrobiłam z siebie skończoną idiotkę.

– Pewnie będę tego później żałować, ale czego nie robi się dla fabuły. – Nie mogłam powstrzymać się od tej drobnej uwagi. – Jestem Charlaine. – Zrobiłam krok w przód i podałam mu dłoń.

– Ładne imię, Charlaine. – Brunet przerzucił je na języku niczym cukierka i musiałam przyznać, że nawet drwiący uśmiech, który przyozdabiał jego wargi, nie ujmował mu niczego w wyglądzie. – Jednak musimy się sobie przedstawić, choć byłem pewien, że tego unikniemy. Cóż… mój błąd.

– Ja nadal nie znam imienia chłopaka, który mnie tutaj bezczelnie wciągnął, ateraz chce, żebym została jego modelką – przypomniałam mu.

– Aryan. – Uścisnął moją dłoń i zmierzył mnie uważnym spojrzeniem, tak jakby czekał na tę jedną reakcję z mojej strony.

Chwileczkę…

Aryan?

Wpatrywałam się w niego w milczeniu.

W jednej chwili wszystko stało się dla mnie jasne, a w szczególności rozmowa o znajomościach. Jego imię samo w sobie było rzadkie i niespotykane, a jakby tego było mało, na naszej uczelni nosił je syn tylko jednej osoby. Bardzo ważnej osoby.

Przypomniałam sobie wszystkie plotki i informacje, jakie przekazywali studenci z mojego roku, a dziwne uczucie w żołądku wzbierało na sile z każdą minutą. Może i nie widzieliśmy się nigdy osobiście, ale wiele słyszałam na temat chłopaka, którego miałam przed sobą. Nadmiernie wycofany, rozpieszczony i zapatrzony w siebie potomek jednej z najważniejszych rodzin w Edynburgu.

– Spodziewałam się wszystkiego, tylko nie tego. – Moje wargi drgnęły w minimalnym zdziwieniu.

– Naprawdę? Nie wyglądasz na jakoś szczególnie zaskoczoną – odgryzł się absolutnie nieprzejęty. – Zresztą nie mamy czasu na bezsensowne gadki. Wchodzisz w to czy nie?

– Teraz, kiedy wiem, kim jesteś? Musiałabym być głupia, żeby odmówić – odpowiedziałam bez wahania, a na moich ustach zagościł przebiegły uśmieszek. – Wchodzę w to, de Beaufort. Nawet nie wiesz, z jaką przyjemnością.

Tak otworzyły się wrota piekieł.

Podpisałam pakt z samym diabłem i – jak na ironię – spadł mi on prosto z nieba.

Aryan de Beaufort. Student trzeciego roku malarstwa i synek samego rektora uczelni był mi winien przysługę, a ja jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo będzie mi ona w przyszłości potrzebna.