Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Długo trzeba było czekać na publikację o tak wielkim znaczeniu nie tylko dla polskiego literaturoznawstwa, ale dla polskiej humanistyki w ogóle. Pojawia się w bardzo szczególnym momencie historycznym, w chwili, kiedy tyle jest jałowych dyskusji wokół nauk humanistycznych, ich znaczenia społecznego, wpływu na kulturę i także na szeroko pojętą codzienność. Jest on ogromny - to niekwestionowana oczywistość, a Wiek teorii utwierdza w tym przekonaniu.
Na pracę składa się obszerny tom monograficzny oraz dwa równie obszerne tomy antologii. Wiek teorii opowiada historię nowoczesnego literaturoznawstwa polskiego w sposób niezwykle oryginalny. Nie jest to nużący enumeracją katalog najważniejszych osiągnięć czy badaczy, ale kapitalny zbiór obszernych, znakomicie sproblematyzowanych rozpraw - historię nowoczesnego literaturoznawstwa polskiego poznajemy w ujęciu transwersalnym, misternie skonstruowanym, gdzie jedne fakty odwołują się do innych, łącząc się ze sobą poprzecznie w obrębie całego tomu, zupełnie tak, jak łączą się one ze sobą w historii polskiej i światowej myśli literaturoznawczej. Czytając Wiek teorii, uświadamiamy sobie niebywałe bogactwo polskiego literaturoznawstwa teoretycznego XX i XXI wieku, jego znaczenie i wpływ na rozwój dyscypliny w świecie, różnorodne interferencje, w jakie było uwikłane. Ta księga nie jest prostym podsumowaniem dokonań (tych spełnionych i z różnych przyczyn zaprzepaszczonych), ale także gruntowną analizą tego, co dzieje się w polskim literaturoznawstwie teoretycznym dzisiaj.
W tym tomie wszystko zaczyna się od pokornego podejścia do historii i tradycji, ale także - co bardzo istotne - od wskazania pryncypiów. Przedmiot badań został zdefiniowany nie jako "teoria literatury", a jako "literaturoznawstwo teoretyczne". W jedenastopunktowym zbiorze zasad ułożonych przez Danutę Ulicką odnajdujemy także fundamentalną regułę, która jest jednocześnie najważniejszą moim zdaniem tezą tej monografii: światowe literaturoznawstwo nowoczesne narodziło się w przestrzeni Europy Środkowej i Wschodniej. To sprawa zasadniczej wagi, o wielkim znaczeniu dla dyscypliny dzisiaj, dla jej kondycji we współczesnej nauce polskiej. Ważną tezą przedstawionych badań jest i to, że nowoczesne literaturoznawstwo polskie od samego początku rozwijało się na styku różnych dyscyplin, a zatem od samego początku znosiło cezury i cenzury, było interdyscyplinarne czy nawet transdyscyplinarne. Znaczenie Wieku teorii polega także na tym, że już od początkowych założeń skutecznie wyprowadza poza zamknięty krąg narosłych przez lata mitów, uproszczeń, obiegowych opinii nie chodzi tu po prostu o prawdę, ale o ukształtowanie pewnego stylu myślenia i wypowiadania się o przeszłości i teraźniejszości dyscypliny.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 1324
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Recenzent prof. dr hab. Adam Dziadek
Redaktor prowadzący Krzysztof Smólski
Redakcja Beata Bińko
Indeksy Wydawnictwo IBL
Korekta Aleksandra Nizioł
Projekt okładki, projekt typograficzny i łamanie Robert Oleś / d2d.pl
Publikacja została sfinansowana ze środków Narodowego Centrum Nauki przyznanych na realizację grantu „Wiek teorii. Sto lat polskiej myśli teoretycznoliterackiej” na podstawie umowy nr UMO-2014/13/B/HS2/00310
© Copyright by Instytut Badań Literackich PAN
Wydanie I, Warszawa 2020
ISBN (tom) 978-83-66448-57-5
ISBN (zestaw) 978-83-66448-41-4
Stefanii Skwarczyńskiej i Henrykowi Markiewiczowi
Gdyż w każdej chwili, przyznając się do tego, czy nie przyznając, jesteśmy we władzy tych, co żyli przed nami. Tam, gdzie nie ma pamięci, nie tylko czas jest pustkowiem, także przestrzeń.
(Czesław Miłosz, 1965)
1. Przyjęta nazwa dyscypliny to nie „teoria literatury”, ale literaturoznawstwo teoretyczne.
2. „Nowoczesne” oznacza literaturoznawstwo krytyczne (refleksyjne), które sytuuje się zarówno wobec rzeczywistości naukowej i artystycznej, jak i społecznej i politycznej.
3. Polskie teoretyczneliteraturoznawstwo nowoczesne to całość emergentna, którą tworzą teksty i pozateksty z ostatniego stulecia.
4. Zasięg polskiego nowoczesnego literaturoznawstwa teoretycznego wyznacza kulturowa koncepcja tożsamości.
5. Topograficznie polskie literaturoznawstwo nowoczesne należy do sąsiedzkiejwspólnoty literaturoznawstw środkowo- i wschodnioeuropejskich.
6. Przestrzeńśrodkowo-iwschodnioeuropejska to z punktu widzenia podjętej problematyki obszar, gdzie narodziło sięświatowe literaturoznawstwo nowoczesne.
7. Toteż nowoczesne literaturoznawstwo polskie jest zarazem lokalne (tutejsze), regionalne (sąsiedzkie) i globalne (powszechne).
8. Podziela z sąsiedztwem skupienie na określonych tematach kulturowych.
9. O jego osobności stanowi umiejscowienie tych tematów w obszarach „pomiędzy”: w strefach pogranicznych, na skrzyżowaniu różnych stylów myślowych i podejść dyscyplinowych.
10. Nowoczesne literaturoznawstwo polskie jest rozpatrywane „z bliska”, filologicznie (w przekroju czasowym, wyznaczonym przez trzy kolejne Awangardy), i „z daleka”, „długomyślnie” (w przekroju przestrzennym), i konfigurowane z pominięciem porządków metodologicznych.
11. Jego ujęcie kieruje się regułamihistorii splątanej, zespalającej wydarzenia tekstowe i pozatekstowe, oraz zasadamiagnotologii iprozopografii.
„Rzut oka” to szczególny rodzimy gatunek wypowiedzi naukowej na temat historii literaturoznawstwa teoretycznego „za granicą” i „w Polsce”. Wprowadzony przez Stefanię Skwarczyńską (Skwarczyńska, 1965a), podjęty przez Henryka Markiewicza (Markiewicz, 1970)1, zobowiązuje. Wymaga wierności tradycjom. By mu sprostać, trzeba jednak postawić na rewizje, bez których tradycje martwieją (Markiewicz, 1957). Jak mawiał w połowie lat 30. „potężny brodaty profesor historii starożytnej” na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie Konstanty Chyliński, „do wszystkich diabłów, moi złoci, pamiętajcie, że wszelkie przekazywanie przeszłości komukolwiek ma o tyle sens, o ile byście zdołali wprawić w czaszkę takie oczy, które by widziały i z przeszłej, i z teraźniejszej perspektywy!” (Kaltenbergh, 1991, 95).
Przekonanie, wyłożone kawa na ławę przez lwowskiego starożytnika, było znamienne dla nowej (ówcześnie) historiozofii, która torowała drogę tym rozmaitym koncepcjom uprawiania historii, jakie dziejopisowie wypracowywali przez całe długie dwudzieste stulecie. Sięgają od historii prawdziwych, świadomie nawiązujących do wielokroć kompromitowanego, a nieoczekiwanie ponowionego postulatu Leopolda Rankego, by rekonstruować rzeczy, jak naprawdę się miały (Nycz, 2010) lub przynajmniej jak je dokumentują archiwa (Ulicka, 2010; 2017), po historie konstruowane (Le Goff i in., [1974], 1985), wsparte na przekonaniu o niekonieczności dostępnych zapisów dziejów i o tym, że znana nam rzeczywistość mogła wyglądać inaczej, gdyby została inaczej opowiedziana (Greenblatt, [2010], 2011), na którym ufundowały się historie alternatywne (Wyka, 1965; Demandt, [1984], 1999), niebyłe (Walas, 2004), potencjalne (Azoluay, 2013), wynajdywane (Hobsbawm i in., [1983], 2008), robione (Strayer, 1989; Bod i in., 2010–2014) i domyślne (Ulicka, 2013); od historii rozciągających się w czasie wielkim mierzonym długim trwaniem po mikrohistorie, historie drobiazgowe (Borejsza, 2018, 322) i historie poszlakowe (Ginzburg, [1979], 2006), których autorzy z pasją tropią szczegóły – jak Sherlock Holmes, powołany do bytu w tym samym czasie, kiedy wśród dziejopisów sztuki zrodziła się koncepcja historii poszlakowej; od historii w czasoprzestrzennej skali globalnej (Chakrabarty, 2014), przez historie regionalne, po małe historie lokalne (Malczewska-Pawelec i in., 2005), podzielane przez wspólnoty etniczne lub wspólnoty różnonarodowe zespolone geografią (Gilroy, 1993); od historii splątanych (Werner i in., 2006), wydobywających skomplikowane sieci powiązań między tekstami, zdarzeniami, instytucjami i ludźmi, po historie improwizowane (Nancy i in., 2016); od historii demaskatorskich i reparacyjnych po historie ratownicze (Domańska, 2014) i strategiczne (North, 2017, VIII). Wszystkie te odmienne historie tworzą wielokształtne mozaiki i pamięciowe powidoki minionych i najnowszych przeszłości2.
Historia jako przedmiot czy to wiary (Pomian, 1968), czy to wiedzy (Pomian, 1992) nie jest więc wyraźnie „składem rupieci naukowych” (Żółkiewski, [1958], 1983, 423). Także – historia nauki, która w ostatnich dekadach XX wieku stała się osobną, zinstytucjonalizowaną3 (i różnie nazywaną) wielodyscypliną, uprawianą współbieżnie przez filologów, filozofów, socjologów, psychologów, antropologów, archeologów, ekonomistów, geografów, politologów, prawników, archiwistów, bibliotekoznawców i muzealników, udzielających wsparcia historykom badającym wiedzę zgromadzoną przez poszczególne dyscypliny. Jako wytwór różnych podejść, powstający z udziałem wielu stron, nie jest skrępowana tak silnie, jak jeszcze pół wieku temu, rygorami poznania, które wymagało pewnej, zweryfikowanej wiedzy źródłowej (Domańska, 2017). „Gdyby taka historia już nie istniała, należałoby ją koniecznie wymyślić” (Burke, 2016, 1).
Poniekąd istniała. Na marginesie projektowanej teorii neurologiczno-kulturoznawczej postulował ją w 1937 roku Gustaw Bychowski, uznając w historii nauki „za najciekawsze i bodaj że najważniejsze” miejsca, gdzie „następuje przecięcie i skrzyżowanie różnych dyscyplin […]. Wyłaniają się wtedy zasadnicze punkty widzenia i zrozumienie najbardziej istotnych prawd rzeczywistości” (Bychowski, 1937, 340)4.
Tej ponowionej i odnowionej historii, geografii, archeologii i architektonice wiedzy, która zaczyna doceniać świadectwa ustne (wspomnienia, listy, plotki i anegdoty), dokumenty ikonograficzne i ślady materialne, a także wiedze milczące zdeponowane w prywatnych archiwach i wiedze „z zaplecza” (Burke, 2016, 9), towarzyszy dyscyplina nowa, socjologia niewiedzy, powstała w latach 70., a w latach 90. nazwanaagnotologią, czyli historią i socjologią ignorancji5, która dopełnia nie tylko klasyczną, ale też nowszą i najnowszą socjologię wiedzy. Skupiona na różnych odmianach niewiedzy i ich mechanizmach, od rozmyślnie i celowo wytwarzanej ignorancji po zwykłe nieuctwo, agnotologia pozwala z jednej strony rozpoznać zastane granice wiedz, a z drugiej odpomnieć to, co – z różnych powodów – pozostało poza nimi. Podjętej próbie odtworzenia dziejów stu lat polskiego nowoczesnego literaturoznawstwa teoretycznego dostarcza cennych inspiracji.
Nie inaczej niż pozostałe wymienione sposoby pisania historii nauki, uwzględniające nie jedynie idee i metodologie, lecz także geografię, geopolitykę, infrastrukturę materialną i ekonomiczną, płeć biologiczną i kulturową, narodowość, klasę i rasę, środowisko intelektualne i pozaintelektualne zarówno formalne, jak i nieformalne. Niezależnie od zróżnicowania wszystkie je łączy świadomość niedotykalności, bezpośredniej niedoświadczalności przeszłości i wynikającego stąd przymusu jej re-konstruowania. To wciąż ponawiane od początku XX stulecia wyzwanie konstruktywistyczne zasadza się na dwóch splecionych ze sobą przekonaniach: o nieistnieniu wiedzy znikąd ani wiedzy niczyjej, czyli o relacyjności poznania, zawsze chronotopowego (zlokalizowanego, usytuowanego, pozycjonowanego – różnie je w XX wieku nazywano) i zawsze podmiotowo naznaczonego, oraz o sprawczości poznania tak wobec poznawanego przedmiotu, jak tworzącego go i odbierającego podmiotu. Oba przekonania jednoczą dwie nadrzędne kategorie:punktu widzeniainastawienia.
Znajdziemy je, formułowane od początku XX stulecia, i w wiedzy przyrodoznawczej (Alberta Einsteina, Wernera Heisenberga), i humanistyczno-społecznej – w historiozofii Heinricha Rickerta i Robina G. Collingwooda, socjologii Maxa Webera, w kulturoznawstwie Floriana Znanieckiego i Stefana Czarnowskiego, w filozofii nauki Ludwika Flecka i Joachima Metallmanna6, w filozofii poznania Kazimierza Ajdukiewicza i filozofii języka Ferdinanda de Saussure’a, który z desperacją wyznawał: „Ten, kto się sytuuje przed owym złożonym obiektem, jakim jest mowa ludzka, aby uczynić go przedmiotem swego badania, dotknie tego obiektu w nieunikniony sposób z tej lub innej strony […]. Przedmiot w językoznawstwie na samym początku nie istnieje, nie jest określony sam przez się. Dlatego mówić o pewnym obiekcie, nazywać pewien obiekt – to nic innego, jak przywoływać określony punkt widzenia” (Saussure de, [2002], 2004, 39–40). To rozpoznanie, podobnie jak diagnoza kulturoznawcy, że „samo jego [przedmiotu – D.U.] badanie już go zmienia” (Znaniecki, 1912, 106), współbrzmiąca ze świadomością fizyka, głoszącego identyczną regułę zmiany właściwości obiektu w pomiarze (Heisenberg, 1925), która wynika z nieusuwalnej korelacji „między wiedzącym podmiotem a wiedzianym przedmiotem” (Weizsäcker, 1987, 7), towarzyszyła praktykom literackim i artystycznym Pierwszej i Drugiej Awangardy i uogólniającym je refleksjom ich twórców. Przejawiała się nawet w zasadach komponowania propagujących je periodyków7. W literaturoznawstwie środkowo- i wschodnioeuropejskim zrosła się z kategorią nastawienia (lub orientacji) wyprowadzoną przez rosyjskich formalistów z fenomenologii Husserla, a lapidarnie wyłożoną przez Aleksandra Wata: „jak [oczy – D.U.] nie są nastawione, to nie widzą” (Wat, [1977], 2011, 1, 50). W literaturoznawstwie polskim obie fundamentalne zasady poznawcze: nastawienia – także afektywnego, zwanego przez Ingardena „emocjonalną percepcją” (Ingarden, 1936) – i punktu widzenia kryją się w terminie „skróty perspektywiczne” (Ingarden, 1937, 64)8 i w metaforze badacza „turysty”, któremu „góra” przy różnych „podejściach” „ukazuje inny swój wygląd” (Markiewicz, 2002, 144–145). Obie zasady dziś pokrywa świeży termin: kryterialna (lub kategorialna) prefokalizacja (Carroll, [1998], 2011, 257).
Perspektywizm językowy, poznawczy i naukoznawczy, zawarty w zwięzłej definicji nauki jako „perspektywy świata”9, łączył się z przekonaniami o nierozłączności nakładających się dwóch punktów widzenia: „wtedy” i „teraz”. Przytoczoną na początku bezceremonialną eksklamację Chylińskiego, tożsamą z dewizą Rickerta: „ważna jest tylko taka historia, która jest ważna dla nas” (Rickert, 1929, 11), z którą współbrzmi apodyktyczne zapewnienie Borowego: „wolno nam […] mówić o wszystkich epokach z punktu widzenia naszej własnej” (Borowy, 1930, XI), utwierdziła Benjaminowska koncepcja „obrazu dialektycznego”, na którym „«byłość» piorunowym błyskiem tworzy konstelację z «teraz»” (Benjamin, [1982], 2005, 508).
Poetycka wykładnia Waltera Benjamina podsuwała już nie tylko zasadę, ale i cel oglądu przeszłości. Nie dość, że ogniskowa tego oglądu została przesunięta do teraźniejszości, to nadto i przede wszystkim widzenie minionego zostało uznane za wobec teraźniejszości sprawcze. Toteraźniejszość, a nie przeszłość,wynajdujemy i ustanawiamy i tylko w nią jesteśmy autentycznie zaangażowani, sugerował Benjamin. Bliższe nam w czasie studia nad dziedzictwem, które wyłoniły się ze studiów nad pamięcią,z tego rozpoznania wyprowadzają program badań nad dokumentami zgromadzonymi w kolekcjach i zbiorach, a dla literaturoznawcy: w archiwach, bibliotekach, bibliografiach, antologiach, podręcznikach – wszystkich tych świadomie deponowanych i organizowanych utrwaleniach, które Benedict Anderson nazwał spisami, mapami i muzeami (Anderson, [1983], 1997). „Nie ma w rzeczywistości takiej rzeczy jak dziedzictwo”, stwierdza jedna z inicjatorek tych studiów, Laurajane Smith, bo scheda, którą się kultywuje, to nie jedynie zbiór odziedziczonych znaczeń i wartości, ale praca nad kształtowaniem teraźniejszości (Smith, 2006, 11)10. Pół wieku wstecz bez ogródek stwierdzał Żółkiewski: „Jedną z funkcji nauki jest […] zmienianie tradycyjnego obrazu świata” (Żółkiewski, 1948), odważając się nawet uznać naukę za formę socjotechniki ([1958], 1983). Na wieku tego początku, w 1915 roku, Wielimir Chlebnikow notował: „Postanowiłem myślą pokonać państwo” (Chlebnikow, [1915], 2005, 132)11.
Koncepcje perspektywiczności i performatywności poznania, wpisane w nowoczesne historiozofie, filozofie poznania, filozofie kultury, literatury i języka, socjologie wiedzy i niewiedzy, zawarta w nich świadomość już nie tylko tego, „jak się robi teorię” (Iser, 2006), lecz także co „robi teoria” (Abriszewski, 2015), oraz wynikające z tej świadomości zaangażowania uczonych w wydarzenia daleko wykraczające poza aktywność akademicką, choć na tej aktywności ufundowane, towarzyszyły nowoczesnej sztuce, humanistyce i nowoczesnemu literaturoznawstwu teoretycznemu w całym regionie Europy Środkowej i Wschodniej od pierwszych dekad XX wieku. Także – literaturoznawstwu polskiemu. Opisać jego dzieje, jakimi naprawdę były (Nycz, 2010) nie w metodologicznych deklaracjach, ale w rzeczywistych praktykach badawczych i w „długomyślnych” (Swieżawski, 1998, 187) procesach cyrkulowania tekstowych zdarzeń i nie-zdarzeń, uwzględnić rozgrywanie się tych zdarzeń i nie-zdarzeń w różnych czasoprzestrzeniach, spleść je ze zdarzeniami literackimi i artystycznymi, społecznymi i politycznymi, z losami uczonych (bo naukę tworzą ludzie) – krótko mówiąc: odtworzyć historyczną „socjopsychosemantykę” (Okopień-Sławińska, [1981], 1998, 134) polskiego nowoczesnego myślenia o literaturze i ująć ją w trzech skalach: globalnej (lepiej: powszechnej), regionalnej (lepiej: sąsiedzkiej) i lokalnej (lepiej: tutejszej)12, to szczególne wyzwanie. Po pierwsze dlatego, że sam przedmiot tych dziejów ma dziwny status zarówno w Polsce, jak i na świecie.
1 W antologii Teoria badań literackich w Polsce Henryk Markiewicz zaniechał tej nazwy gatunkowej – być może dlatego, że Stefania Skwarczyńska w swoich antologiach polskiej teorii nie uwzględniała – ale nie omieszkał złożyć jej podziękowań (Markiewicz, 1960, VIII).
2 Niektóre z tych propozycji omawia Ewa Domańska (2013).
3 Najważniejsze międzynarodowe centra badań nad historią nauki to berliński Max-Planck Institute für Wissenschaftsgeschichte (1994) i Zentrum Geschichte des Wissens w Zurychu (2005). Dla nauk humanistycznych najistotniejsze znaczenie mają coroczne konferencje „The Making of the Humanities” i półrocznik „History of Humanities” afiliowany przy Society for the History of Humanities, który redagują Rens Bod, Jaap Maat i Thijs Weststeijn.
4 Gustaw Bychowski postulował zespolenie „zasadniczych punktów widzenia” nauk humanistycznych i przyrodoznawczych w związku z badaniami nad podstawowymi funkcjami mózgowymi. Inspirował go Eugène Minkowski, w którego pracach odnajdywał powstałe już „punkty przecięcia […] z zasadniczymi prawdami psychologii, logiki i t. zw. antropologii filozoficznej czyli, mówiąc najogólniej filozofii” (Bychowski, 1937, 340).
5 Socjologię niewiedzy, zaprojektowaną w 1975 roku (Weinstein i in., 1975) i wiedzy odrzuconej (Wallis, 1979) scalił i oparzył mianem „agnotologia” w roku 1995 Robert N. Proctor (Proctor, 2008). Proctora interesują przede wszystkim mechanizmy ideologiczno-ekonomiczne produkowania ignorancji, innych badaczy – mechanizmy geopolityczne (Mignolo, 2005). Zaawansowane badania nad kulturami niewiedzy są prowadzone od 2005 roku na Uniwersytecie w Augsburgu w ramach projektu „Nichtwissenskulturen”(Wehling i in., 2015). W Polsce o polach zainteresowań agnotologii pisano niewiele (Sojak i in., 2005; Czyżewski, 2015). Agnotologia wydaje się spokrewniona z koncepcją znaną w historiografii i antropologii historii pod nazwą imputacji kulturowej (Wrzosek, 2009, 7, 14; Kwiatkowska-Frejlich, 2014, 8). Dla najnowszej socjologii wiedzy ważna jest rozprawa Doyle McCarthy (1996), pod wielu względami odmienna od wcześniejszych propozycji Pierre’a Bourdieu, Brunona Latoura i Karin Knorr-Cetiny.
6 Szczególnie warte przypomnienia są wnikliwe rozważania Joachima Metallmanna o decydującym w procesie poznania punkcie widzenia i nastawieniu obserwatora, zwłaszcza zaś o niemożności zajęcia stanowiska cudzego, które jest zawsze konstrukcją wymagającą uzasadnienia, a wobec tego o iluzji rozpatrywania zjawisk w innopodmiotowym horyzoncie poznawczym (Metallmann, 1929).
7Na przykład „Nowa Sztuka” Anatola Sterna była redagowana tak, by sąsiadowały ze sobą teksty w odmienny sposób ujmujące ten sam temat (Kluba, 2004, 143).
8 Jest bardzo prawdopodobne, że ten termin Romana Ingardena, wprowadzony w rozważaniach o fazowej strukturze dzieła literackiego, należy łączyć z jego pasją fotografowania. Sugerują to wykonywane przez niego wieloperspektywiczne studia przedmiotów ujmowanych z różnych punktów widzenia, określone jako „narracje piktorialne” (Trzciński, 2015).
9 Formuła zakorzeniona w koncepcji Kazimierza Ajdukiewicza, podjęta w socjologii wiedzy (Goćkowski, 2000).
10 Por. też zbliżone studia odnoszące się do kultury polskiej (Jurkowska, 2014).
11 Zapisek przytacza Adam Pomorski w komentarzach do edycji pism poety (Chlebnikow, [1915], (2005), 132).
12 Zaproponowane nazwy powinny usunąć podejrzenia o, by tak rzec, odchylenie panslawistyczne, zasygnalizować krytyczny dystans do ujęć „globalistycznych”, „światowych” oraz ominąć etniczne i geopolityczne niejasności, od początku towarzyszące konstrukcji „regionu” Europy Środkowej i Wschodniej. „Tutejszość” przejmuję od Czesława Miłosza, który z upodobaniem stosuje to słowo w liście do Tomasa Venclovy z 1978 roku (Miłosz, [1978], 1985).
Polskie nowoczesne literaturoznawstwo teoretyczne należy do bytów, które wprawdzie pojawiły się „w historii”, ale nie znalazły miejsca „w intelekcie”, by przywołać sparafrazowaną przez filologa rosyjskiego Gustawa G. Szpeta dewizę perypatetyków, Arystotelesa, Akwinaty i Locke’a (Szpet, [1917], 2005, 69)14. Zapisane i dostępne w formiefaktówtekstowych, nie utrwaliło się jakofakt kulturowy. Niczym upiory z Dziadów (Wittlin, [1946], 1991, 8–9)lub zjawy z Wesela (Kołaczkowski, 1934, 34) – albo Derridiańskie widma – żyje żywotem ni to żywych, ni martwych. Było i jest. Nie istnieje jednak tak jak French theory,jak powszechnie znana i wciąż aktualizowana Russkaja tieorija (Zienkin, 2004), wytrwale od lat popularyzowane czesko-słowacki strukturalizm i semiotyka, utrwalone pod nazwą Česká teorie (Gvoždiak, 2016), jak semiotyka tartusko-moskiewska15. W przeciwieństwie do nich nie ma powszechnie rozpoznawalnej tożsamości. W kompendiach podręcznikowych i antologiach światowych redukowane do Ingardena, a i to przywoływanego coraz rzadziej16, oraz napomykanego niekiedy polskiego strukturalizmu, nie weszło do międzynarodowego kanonu17. Względnie słabo jest również reprezentowane w sąsiedztwie, choć współpraca polsko-rosyjsko-czeska została nawiązana w międzywojniu, a jej intensywność potwierdzały powstałe wtedy przekłady i omówienia studiów polskich w periodykach „Slovo a slovesnost” i „Travaux du Cercle linguistique de Prague”18.
W Polsce polskie literaturoznawstwo nowoczesne, do lat 70. rozpoznawane punktowo, ma się wprawdzie coraz lepiej19, ale w pracach adresowanych do specjalistów, a nie w kompendiach, które wytwarzają i utrwalają wiedzę obiegową: w propedeutycznych podręcznikach i antologiach. Te, w przeciwieństwie do kompendiów zagranicznych, które forsują myśl własną, wciąż są nastawione na prezentację literaturoznawstwa światowego20.
Skoro tak przedstawia się sytuacja w Polsce, nie powinna dziwić widmowa obecność polskiego literaturoznawstwa nowoczesnego w świecie. Ale przyczyn i mechanizmów takiego stanu rzeczy trudno dociec.
Nie zadecydowała o nim z pewnościąprowincjonalność bądź półprowincjonalność. Od momentu narodzin (przyjmijmy: około roku 1912) polskie literaturoznawstwo nowoczesne leżało w centrum teorii środkowo- i wschodnioeuropejskiej – czyli światowej, bo innej wtedy po prostu nie było. Stanowiło jeden z trzech wierzchołków teoretycznoliterackiego trójkąta, wspartego na podstawie niemieckiej21, którego boki łączyły je z teoriami powszechnie w XX i XXI wieku uznawanymi za fundatorskie: rosyjską i czesko-słowacką.
W polu tego trójkąta teoria polska zajmowała miejsce równorzędne z sąsiedzkimi, co – trzeba podkreślić – zdumiewające, zważywszy na sytuację, w jakiej powstawała, nieporównywalnie gorszą pod względem instytucjonalnym i ekonomicznym niż teoria rosyjska, dziedzicząca tradycje cesarskich uniwersytetów i akademii nauk, oraz przejmująca schedę po niemieckich i habsburskich uniwersytetach teoria czesko-słowacka. Podobnie jak cała nauka uniwersytecka, polska rodziła się w warunkach kultury bezpaństwowej, mając za sobą (z wyjątkiem Lwowa i Krakowa) jedynie tradycję stowarzyszeń, towarzystw i prywatnych szkół oraz krótki okres Szkoły Głównej, w niewyobrażalnie trudnych po odzyskaniu niepodległości okolicznościach ekonomicznych22, kadrowych i bibliotecznych, przy bardzo słabej infrastrukturze, braku regulacji prawnych, a w nowo powstałych uczelniach także silnej kadry, ściąganej z innych ośrodków. Sytuacja nie tylko powtórzyła się, ale jeszcze pogorszyła po II wojnie światowej. Wojenne straty ludzkie, instytucjonalne, biblioteczne i archiwalne, do których doszła utrata dwóch uniwersytetów (lwowskiego i wileńskiego), do dziś są odczuwalne w skali całej humanistyki.
Literaturoznawstwo polskie miało mimo to rozległe kontakty z nauką światową. Towarzystwo Naukowe Warszawskie podaje w swoim „Roczniku” z 1914 roku listę 157 akademii nauk, uniwersytetów, asocjacji, bibliotek i redakcji, obejmującą wszystkie kraje europejskie, a spoza Europy – miasta Waszyngton, Boston i Tokio, z którymi „utrzymuje stosunki zewnętrzne” i wymianę wydawnictw. W każdym numerze „Kwartalnika Filozoficznego” i „Neofilologa” zamieszczano szczegółowe recenzje z rozpraw niemieckich, francuskich, angielskich, włoskich, pisane przez najwybitniejszych uczonych. W redakcji biuletynu wileńskiego Instytutu Naukowo-Badawczego Europy Wschodniej „Balticoslavica” zasiadali nie tylko Konrad Górski i Julian Krzyżanowski, lecz także Jalo Kalima z Helsinek i Oskar Loorits z Tartu. Kridl korespondował po niemiecku, rosyjsku i polsku z przebywającym w Czechosłowacji, a potem w Danii i Norwegii Romanem Jakobsonem i z wykładającym na niemieckich uniwersytetach Dmitrijem Czyżewskim, w którego bibliotece znajdowały się prace uczonych polskich23.
Krótko mówiąc, w naukosferze humanistycznej podział na centrum i oddalone od niego geopolitycznie i ekonomicznie peryferie nie odgrywa roli. Jan Baudouin de Courtenay formułował swoje pionierskie rozpoznania nie w międzynarodowym Lipsku ani w Petersburgu, ale w prowincjonalnej „dwugłowej szkole kazańskiej”24, a Michaił M. Bachtin pisał Twórczość Franciszka Rabelais’go w Saransku, odległym od centrów i pozbawionym środowiska naukowego, w najczarniejszych latach drugiej połowy 30., w atmosferze wielkiego strachu i wielkiego głodu. Sama teza o prowincjonalności to „ teza prowincjonalna”– miał powiedzieć Ingarden (Ingarden R.S., 1999). Za faktyczną prowincjonalność Baudouin de Courtenay uznawał zaś po prostu intelektualne niewolnictwo: „prawo odkryć naukowych i uogólnień nie jest wzięte w dzierżawę przez uczonych zachodnioeuropejskich, […] także w głowach rosyjskich i polskich mogą rodzić się samodzielne myśli i […] nie ma najmniejszej potrzeby bycia niewolnikiem tak zwanej «nauki europejskiej» i bezmyślnego, bezkrytycznego powtarzania zapożyczanych od niej poglądów”, mówił w wykładzie inauguracyjnym na Uniwersytecie w Sankt Petersburgu 21 września 1900 roku (Baudouin, [1900], 2016, 136).
Nie wytłumaczymy widmowej obecności naszego literaturoznawstwa takżeperyferyjnością językową. Polscy uczeni wykładali i pisali i po rosyjsku, i po niemiecku, i po francusku – w językach w okresie międzywojennym w humanistyce najważniejszych25. W naukosferze międzywojnia taki „osobisty makaronizm” (Jeleński, 1961, 11) należał do normy. Ich prace ukazywały się również w przekładach – i w międzywojniu, i po wojnie, i w ostatnich latach, także w specjalnie powołanych periodykach („Literary Studies in Poland – Etudes littéraires en Pologne”) i wydawnictwach seryjnych („Cross-Roads. Polish Studies in Culture, Literary Theory and History”)26. Międzynarodowy z założenia charakter miało czasopismo Polskiego Towarzystwa Filologicznego „Eos”, wydawane w językach łacińskim i francuskim, oraz unikatowe w skali światowej, powołane w 1958 roku przez Stefanię Skwarczyńską, Jana Trzynadlowskiego i Witolda Ostrowskiego „Zagadnienia Rodzajów Literackich” – o wymownym trójjęzycznym tytule, odpowiadającym językom publikacji. Nie wywołały jednak większego zainteresowania. Nie znalazły rezonansu ani Bronisława Malinowskiego teoria nieprzetłumaczalników (Malinowski, [1935], 2013), choć wyłożona w języku angielskim, ani jego kulturowa teoria przekładu, choć opublikowana w powszechnie znanym zbiorze Charlesa K. Ogdena i Ivora A. Richardsa (Malinowski, [1923], 2000)27, ani (w swoim macierzystym czasie) koncepcja faktu naukowego Ludwika Flecka, która, choć napisana po niemiecku, została odkryta dopiero przez Thomasa Kuhna i dopiero opatrzona jego autorytatywną wykładnią zaczęła funkcjonować jako niezaprzeczalnie kanoniczna.
Wiktymologicznym gestem za niezaistnienie nie zrzucimy również winy na okoliczności dziś uznawane zapostkolonialne (Reingold i in., 1987, Mignolo, 2002) lubpostzależnościowe. Literaturoznawstwo polskie, jak całe środkowo- i wschodnioeuropejskie, którezainicjowało badanie literatury w kategoriach teoretycznych, siłą rzeczy nie miało charakteru „plagiatowego” (Irzykowski, [1922], 1976), nie podlegało ani spychającym na pozycję półperyferyjną zależnościom kompradorskim (Zarycki, 2013), ani tym bardziej samokolonizacji (Kiossev, [1998], 2016) lub samoorientalizacji (Glanc, 2009)28. W dwóch pierwszych dekadach XX wieku pozostawało w stałym odniesieniu do koncepcji europejskich, przede wszystkim filozoficznych i filologicznych propozycji niemieckich i francuskich, które od końca XIX stulecia wprowadzały najsilniejszy ferment w przebudowującej się i zmierzającej ku teorii humanistyce (Suchodolski, 1928), by już w dekadzie trzeciej zaproponować własne, wypracowywane w sąsiedzkiej wspólnocie podejście, właśnie – teoretyczne, kontynuowane po II wojnie światowej. Jeśli w okresie powojennym tym na nowo podjętym sąsiedzkim inspiracjom towarzyszyły silnie eksponowane autorytety zachodnioeuropejskie i zaatlantyckie, to w niemym proteście przeciw oficjalnej nauce o literaturze, która stawiała na autorytety politycznie poprawne, z „bratniego obozu”. Tych narzucanych mocą władzy z intencją imperialistyczno-kolonizatorską w poważnym, liczącym się intelektualnie nowoczesnym teoretycznym literaturoznawstwie polskim nawet w latach 1948–1953 prawie nie uświadczysz. Przemycało za to skutecznie te „bratnie” autorytety sąsiedzkie, które na własnym terenie były źle widziane lub nieobecne.
Ujmując rzecz z perspektywy historii komparatystycznej, należałoby uznać, że dobrowolnie samoskolonizowały się badania literackie amerykańskie i francuskie, twórczo naśladowcze najpierw wobec rosyjskiego formalizmu i czeskiego strukturalizmu, a potem Bachtina, który w ogóle od lat 80. podporządkował sobie całe połacie światowej myśli humanistycznej i społecznej29. Ale „aby rozpoznać niezachodni wkład w wiedzę, często trzeba czytać zachodnie źródła pod włos” (Burke, [2000; 2012], 2016, 505), co nie zdarza się często.
A ujmując rzecz ogólnie, proste relacje zależnościowe w literaturoznawczych kulturach naukowych nie działają tak jak w geopolityce i ekonomii. Kultury te, podobnie jak języki, są „z natury”, „rodowodowo” zarazem międzynarodowe i narodowe, swoje i obce, autonomiczne i zadłużone. W 1930 roku Kazimierz Nitsch nazwał „parodią polonisty” uczonego zasklepionego na swoim rodzimym przedmiocie, choć przedmiotem jego badań były dialekty – polskie (Nitsch, 1930, 282). Złudą jest, czasem rozmyślnie podtrzymywaną w kulturach uznających się za dominujące, przypisywanie sobie monolityczności bądź samodzielności i przekonanie o wyższości jakoby wynikającej z tego odizolowania, które powtarza – starożytnej proweniencji – podział kultur na cywilizowane i barbarzyńskie (Ginzburg, 2017).
Opis różnokierunkowych wpływów, interferencji, przemieszczeń, migracji, transferów i retransferów w naukosferze literaturoznawczej, szczególnie skomplikowanych w okresie europejskiej Pierwszej Awangardy, nastawionej – zarówno w sztuce, jak w inspirowanej przez nią i towarzyszącej jej myśli teoretycznej – transnarodowo, ale zarazem silnie regionalnej i ściśle lokalnej, wymaga rekonstrukcji, która uwzględniałaby dynamikę przemieszczeń między ośrodkami uchodzącymi za centrum i uznawanymi za peryferie, ich kolejne przesunięcia, zmienność wielokierunkowych oddziaływań w przestrzeni i w czasie, które nadto różnie układały się pokoleniowo i instytucjonalnie i – co istotne – niekoniecznie splatały z racjami politycznymi i zaszłościami historycznymi30. Te racje i historyczne animozje nie odgrywały w każdym razie większej roli we wspartym na niemieckiej podstawie „teoretycznoliterackim trójkącie” rosyjsko-czesko-słowacko-polskim ani w dekadzie narodzin teorii, ani przez całe XX stulecie31.
W trójkącie tym, jak już zostało zaznaczone, teoretyczne literaturoznawstwo polskie zajmowało miejsce równorzędne, a w dekadach lat 60.–70. – wyróżnione. Samo powstanie i funkcjonowanie trójkąta przypieczętowywała przygotowana wspólnym, po Fleckowsku „kolektywnym”, polsko-rosyjsko-czeskim wysiłkiem księga Pracofiarowanych Kazimierzowi Wóycickiemu (1937). Zainicjowana w połowie lat 30. przez członków studenckich kół polonistów z Warszawy i Wilna33, zgromadziła uczonych z Praskiego Koła Lingwistycznego i emigrantów rosyjskich wywodzących się z Koła Moskiewskiego oraz liczną grupę badaczy starszego i najmłodszego pokolenia, reprezentujących bodaj wszystkie ówcześnie żywe w Polsce orientacje literaturoznawcze: tradycyjny pozytywizm, formalizm, strukturalizm, hermeneutykę, personalizm, marksizm. Zabrakło chyba tylko psychoanalizy i fenomenologii, bo Roman Ingarden ostatecznie nie nadesłał tekstu34. Księga byłapierwszym w sąsiedztwie przedsięwzięciem międzynarodowym o takiej skali. W zamyśle Siedleckiego, który ją zaprojektował, „miał to być zbiór prac badaczy polskich i obcych, poświęconych problematom teorii literatury i językoznawstwa” (Kridl, 1957). Wśród autorów zamieszczonych rozpraw znaleźli się Roman Jakobson, Josef Hrabák, Nikołaj Trubieckoj, indoeuropeista Jerzy Kuryłowicz; zaproszenie wystosowano również do Jana Mukařovskiego, który, „z żalem”, w księdze nie uczestniczył (Trost, 1939), oraz do wersologa holenderskiego, którego prace inspirowały Wóycickiego, Alberta Willema de Groota. Nie ograniczała się do badaczy literatury i języka; zaproszeni byli także poeci i krytycy literaccy (Julian Tuwim, Leonard Podhorski-Okołów).
Okładka zbioru Prace ofiarowane Kazimierzowi Wóycickiemu wydanego jako tom 6. warszawsko-wileńskiej serii „Z Zagadnień Poetyki” – proklamacji „literaturoznawczego trójkąta”
Dedykowanie księgi Wóycickiemu miało wymiar symboliczny. Wskazywało na rodowód budowanej literaturoznawczej nowoczesności wywodzony z poszukiwań jeszcze z początku wieku (Kridl, 1937, 5–6). Nawiązywało jednak nie tylko do fundamentalnych dla warszawiaków i wilnian prac naukowych Wóycickiego z lat 1912–1914, w których – inspirowany literaturoznawstwem niemieckim, podobnie jak wtedy Rosjanie i Czesi, ale bez naśladowczego zadłużenia w nim – formułował on śmiałe, prekursorskie tezy z wersyfikacji, stylistyki, poetyki i historii literatury35. Oddźwięk u młodszych o pokolenie badaczy wywoływały także jego aktywność dydaktyczna i zaangażowanie społeczno-polityczne w latach 1904–1905 w walce o szkolnictwo polskie, za które przyszło mu odsiedzieć w areszcie (Miąso, 1960, 106), kontynuowane potem w odczytach z cyklu „wieczorów literackich” w Towarzystwie Kultury Polskiej założonym przez Aleksandra Świętochowskiego i w wykładach w Towarzystwie Kursów Naukowych ze „stylistyki i teorii literatury” (Adamski, 2015, 17–18). W prelekcjach podejmował kwestie ściśle naukowe, takie jak Rozbiór sielanki Brodzińskiego „Czerniaków” czy O sposobach objaśniania utworów poetyckich. Wóycicki nauczał w nich (podobnie jak w licznych podręcznikach „dla szkół i samouków”) nowoczesnego „rozbioru” i „analizy” utworu literackiego, tak jak potem na zajęciach prowadzonych na Uniwersytecie Warszawskim w latach 1928–1931, kiedy przysposabiał przyszłych polskich tzw. formalistów (Manfreda Kridla, Franciszka Siedleckiego, Dawida Hopensztanda, Kazimierza Budzyka, Stefana Żółkiewskiego) do pracy z tekstem – nie inaczej niż profesor Siemion A. Wiengierow, który nauczył tzw. formalistów rosyjskich analizować Puszkina36.
List Kazimierza Wóycickiego do Dawida Hopensztanda z podziękowaniem za artykuł zamieszczony w dedykowanej mu księdze (DG, LNNBU, F. 9, S. 405, t. 075)
Taką postawą łączenia aktywności naukowej, dydaktyki na poziomie szkolnym i uniwersyteckim, działalności oświatowej prowadzonej w sferze publicznej i zaangażowania politycznego Wóycicki podtrzymywał tradycje, które w polskiej inteligencji humanistycznej przetrwały – nawet w nazwach zakładanych instytucji (Uniwersytet Latający, Towarzystwo Kursów Naukowych) – do lat 80. XX wieku. Czy zaproszeni do udziału w Pracach… badacze byli świadomi tej sięgającej drugiej połowy XIX wieku schedy po Szkole Głównej i powstaniu styczniowym, nie jest istotne; mieli własne doświadczenia historyczne, które stanowiły podstawę porozumienia w skali sąsiedztwa.
Współpracę „trójkąta” polsko-czesko-słowacko-rosyjskiego, poświadczoną także publikacjami badaczy polskich w periodykach Koła Praskiego „Slovo a slovesnost” i „Travaux du Cercle linguistique de Prague” (Gierowski, 2013)37 oraz przygotowaną we współpracy z Jakobsonem przez członków WKP antologią rozpraw rosyjskich formalistów, jeśli nie całkowicie przerwała, to poważnie osłabiła wojna. Kontynuowano ją w zmienionych już po 1945 roku realiach politycznych. Rzecz jednak znamienna: podobnie jak w międzywojniu integrowała uczonych o sprecyzowanej postawie społecznej i jasnej opcji ideowej, lewicowo-demokratycznej, nastawionych opozycyjnie – jak w międzywojniu, ale wobec innych teraz sił ideologicznych – do nauki oficjalnej.
Z racji stosunkowo bardziej tolerancyjnej w porównaniu z sąsiedztwem polityki naukowej PRL (a także dzięki zasiadaniu członków międzywojennych polonistycznych kół naukowych w PRL-owskich władzach ministerialnych i kierowaniu przez nich ważnymi instytucjami naukowymi) literaturoznawstwo polskie pełniło w latach 60.–80. funkcję „centrali” i swoistego repozytorium dla teorii sąsiedzkich, na swoich rodzimych obszarach źle obecnych lub w ogóle nieobecnych38. „Dla wielu Kolegów z zagranicy Polska była jedynym miejscem, w którym mogli drukować swoje teksty” (Janus, 2006, 163). Szmuglowano je także w licznych przekładach, z troską o odnotowanie nazwisk badaczy, których rozprawy były usuwane przez cenzurę39; przemycano wraz z zaproszeniami na seminaria i konferencje, które szczególnie sprzyjały kontaktom osobistym i merytorycznym40. Owocowały światowymi wydarzeniami. Podczas seminarium, które przeprowadził na jesieni 1958 roku w Krynicy Górskiej, Jakobson zaprezentował po raz pierwszy wstępną wersję Poetyki w świetle językoznawstwa. Półtora roku później, podczas pierwszej Międzynarodowej Konferencji Poetyki, która odbyła się w dniach 18–27 sierpnia 1960 roku w Warszawie – Poezję gramatyki i gramatykę poezji (Jakobson, 1962), a w czasie konferencyjnej kolacji, po dyskusji ze Stefanią Skwarczyńską (bez wątpienia ludycznej, wszak niepozbawionej odniesienia do antropologii strukturalnej), uświadomił sobie „potrzebę naukowej historii sztuki kulinarnej” (Jakobson, [1965], 1989, 1, 100), której rezultatem był Szczupak po polsku41.Dziewięciodniowe obrady były bezprecedensowe. Zgromadziły uczonych z 12 krajów, w tym takie autorytety, jak Roman Ingarden, Thomas Sebeok, Dmitrij S. Lichaczow, Roger Caillois, Bruno Markwardt, Abraham A. Moles, Victor Erlich, Iván Fónagy42. Podobnie jak w Pracach ofiarowanych Kazimierzowi Wóycickiemu, wystąpili również badacze z niegdysiejszego Praskiego Koła Lingwistycznego i ich spadkobiercy (Pavel Trost, Josef Hrabák, Lubomír Doležel, Jiří Levý) oraz z międzywojennych studenckich kół polskich (Maria Renata Mayenowa, Irena Sławińska, Czesław Zgorzelski, Stefan Żółkiewski).
Tę centralną organizacyjnie i merytorycznie pozycję literaturoznawstwa polskiego potwierdzał Roman Jakobson. Podnosił, że przed wojną to Polska była „jedną z najważniejszych scen”, na których rozwijało się literaturoznawstwo teoretyczne43, a kilkanaście lat później informował Marię Renatę Mayenową:
Miałem pod koniec grudnia obszerny wykład na dorocznym zjeździe Modern Language Association w Nowym Jorku o lingwistyce i poetyce, w którym podkreślałem między innymi, że o ile w latach 20. Rosja, a w 30. Czechosłowacja, tak teraz Polska odgrywa w tej dziedzinie najdonioślejszą rolę.44
Jakobson, który dobrze znał międzywojenne nowoczesne literaturoznawstwo polskie od lat 30. z bezpośredniej współpracy z Kridlem, Siedleckim i Hopensztandem, i stale się nim interesował45, podkreślając tę jego pozycję, mógł mieć także na myśli rozpoczynające się właśnie prace międzynarodowego zespołu badaczy, działającego pod nazwą Słowiańska Metryka Porównawcza, zwłaszcza że jego powstanie zainicjował wraz z Mayenową. Ale tę pozycję wyznaczyły wcześniejsze osiągnięcia, odkrycia i prekursorskie hipotezy. Bezmegalomaństwa, bijącego z siedemnastowiecznego traktatu Wojciecha DembołęckiegoO tym, że najdawniejsze w Europie jest Królestwo Polskie, a język słowieński pierwotnym językiem świata, i bez pogardy dla „lenistwa umysłowości cudzoziemskiej” (Ujejski, 1920) – tak samo prowincjonalnych, jak wielokrotnie powtarzane za Słowackim oskarżenia kultury polskiej o „pawi” i „papuzi” charakter, niewolnictwo, „ciurowatość” (Irzykowski, [1922], 1976, 36), wytwór narodu „nieudaczników”, których stygmatyzuje „podświadome poczucie faktycznej niższości, połączone ze świadomym dodęciem się do żądanego poziomu” (Witkiewicz, [1938], 1995, 272, 369) – oraz bez wdawania się w dywagacje, czy w historii naukiprekursorstwo tylko tyle „znaczy, że gdzieś, komuś, ślepej kurze udało się znaleźć ziarnko, a kto inny później […] wyhodował drzewo” (Irzykowski, 1927), czy też na odwrót: liczy się właśnieodkrycie, a nie jego powtórzenie, rozwinięcie bądź cyzelowanie, zaoryginalne w skali literaturoznawczego sąsiedztwa (a tym samym, przynajmniej do lat 50., literaturoznawczego świata), porównywalne z koncepcjami powszechnie uznanymi i kanonizowanymi irównocennez nimi można uznać:
Jan Michał Rozwadowski
Jan Baudouin de Courtenay (zbiory cyfrowe Mirosława Skarżyńskiego)
1) Sformułowaną przez Jana Michała Rozwadowskiegoteorię „dysautomatyzacji” (1911; 1922)46 – nie tylko dlatego, że wyprzedziła teorię Wiktora Szkłowskiego, ale dlatego, że jest wszechstronniejsza od niej i prowadzi do bardziej dalekosiężnych konkluzji. Rozwadowski rozważał „dysautomatyzację” na materiale lingwistycznym, natomiast wnioski, jakie wyciągnął ze swoich szczegółowych analiz, sięgają ogólnych mechanizmów poznawczych, integrują przy tym obserwacje pracy języka i pracy umysłu, humanistyki i przyrodoznawstwa47. Ta rozległa perspektywa nie rozrzedziła gęstości wywodu, skupionego – podobnie jak potem u Szkłowskiego i Jurija Tynianowa – na procesie historycznym, rozgrywającym się rytmie stagnacji i wyczerpywania się kanonu, wyzuwania go z wartości emocjonalno-poznawczych, które prowadzą do dekanonizacji. Rozwadowskiemu należy także przyznać odkrycieróżnicującejfunkcji powtórzenia(Rozwadowski, 1904), która bezpośrednio zainspirowała studium o parodii Tynianowa ([1929], 1977, 294)48, a którą bezwiednie powtarzamy za pisarzami i myślicielami z drugiej połowy XX wieku.
Wacław Borowy
2) Wyłożoną przez Jana Baudouina de Courtenay, któremu de Saussure i Jakobson przyznali status odkrywcy na polu lingwistyki, a który zapisał się także licznymi hipotezami ważnymi dla ówczesnego i dzisiejszego literaturoznawstwa, różnicę między pismem i głosem (Baudouin, 1914), wywiedzioną z wcześniejszych prób wypracowania notacji alfabetycznych dla przedpiśmiennych „małych narodów”, jak mawiał, takich przy tym notacji, które ocalałyby ich kulturową odrębność, chroniąc je przed hegemonią lingwistyczną i polityczną alfabetu cyrylickiego. Zaobserwowana specyfika tych języków, przedstawiona w rozprawie z 1901 roku (Baudouin, 1901), podjęta przez lingwistę-literaturoznawcę związanego z tzw. formalistami z OPOJAZ-u Jewgienija D. Poliwanowa ([1928], 2006) i literaturoznawcę Bachtina (Bachtin, [1937/1938?], 1996)49, legła u podstaw koncepcji dziś znanej pod nazwąheteroglozji. Do istotnych dla literaturoznawstwa należy również Baudouinowskie odkrycie końcówki zerowej, podchwycone przez Szkłowskiego (1929, 73–74)50 w rozważaniach o kompozycji fabuły w noweli, a potem przez Jurija M. Łotmana, który nieznacznie zmienił termin na „chwyt zerowy” (1964, 51).
Stefania Skwarczyńska
(zdjęcie wykonane w mieszkaniu Skwarczyńskiej przy ul. Narutowicza w Łodzi, najprawdopodobniej przed 1965 rokiem, do dziś przechowywane w powołanej przez nią Katedrze Teorii Literatury UŁ; Skwarczyńska ma na sobie pamiątkową biżuterię, ongiś własność Heleny Modrzejewskiej)
3) Sformułowaną przez Wacława Borowego (1925)koncepcjęintertekstualności, pod kątem procedur analitycznych rozpracowaną – niezależnie od Borowego – w rozprawie Tadeusza Zielińskiego ([1925], 1971), w obu przypadkach koncepcję nienazwaną takim terminem, na którego wprowadzenie trzeba było czekać jeszcze prawie pół wieku, ale pokrywającą się z zakresem ogarnianych w nim zjawisk i przyznaną im funkcją semantyczną.
4) Stefanii Skwarczyńskiej teorię prymarnych („użytkowych”) gatunków mowy, wyłożoną w rozprawach o rozmowie (1932) i liście (1937a) i zwieńczoną koncepcją literatury stosowanej oraz teorią gatunków literackich jakogatunkówwtórnienaśladowczych. Były to teorie wcześniejsze i wnikliwsze, wsparte na rozleglejszym materiale empirycznym i bardziej pogłębione niż Tynianowa i Bachtina czy późniejsze polskie propozycje ujmowania literatury na zasadzie mimetyzmu formalnego lub językowego (Michała Głowińskiego, Marii Renaty Mayenowej, Janusza Lalewicza). Skwarczyńska powiązała rodzaje i gatunki literackie nie tylko z naśladowaniem językowych gatunków codziennych („życiowych” – w jej terminologii), lecz także praktyk ceremonialnych i gatunków innoartystycznych (plastycznych i muzycznych). Uczona odnotowała ponadto gatunkowe hybrydy, przechodniość gatunków i nazw gatunkowych ze sfery artystycznej do codziennej oraz fenomengatunkowej pamięci, który wyłożyła m.in. w studium Epos i powieść (1947), nieustępującym rozprawie Bachtina pod identycznym tytułem ([1941], 1982) ani Teorii powieści György’ego Lukácsa ([1914], 1968), często zresztą przez nią przywoływanej.
5) Koncepcję quasi-sądów Romana Ingardena (1931), która nowatorsko, całkowicie niezależnie od wprowadzonych kilka lat wcześniej przez Ivora Armstronga Richardsa pseudo-statements (Richards, 1926), stawiała problem fikcyjności wypowiedzi (nie tylko literackiej); jego koncepcjękonkretyzacji – bezdyskusyjnie prekursorską ze względu na ustalenie językowo-tekstowych warunków decydujących o aktywności czytelnika, i pod tym względem znacznie bogatszą i precyzyjniejszą niż sformułowane pod koniec lat 70. propozycje Hansa Roberta Jaussa i Wolfganga Isera, Umberta Eco i wyrosłe na gruncie neopragmatyzmu amerykańskiego koncepcje czytelniczego rezonansu. Jaussa i Isera wyprzedzał także o trzydzieści lat Ingardenowski projekthistorii literatury jako historii konkretyzacji, zarysowany w 1937 roku w rozprawie O poznawaniu dzieła literackiego. Dziś szczególnie atrakcyjna poznawczo, inspirująca zarówno Isera, jak i Paula Ricoeura, jest Ingardenowska wykładniabudowy fazowejdziełai struktury czasowej jego poznawania, która – dzięki zespoleniu inspiracji z dwóch linii, ontologicznej i psychologicznej, filozoficznej szkoły lwowsko-warszawskiej, w tym zwłaszcza prowadzonych w niej studiów nad pamięcią – może stanowić podbudowę aktualnych badań nad czasową strukturą rozumienia, zarówno narratywistycznych, jak i neurofenomenologicznych51.
Roman Ingarden
Wykaz podobnych odkryć, oryginalnych, pionierskich, prekursorskich – „prekursorstwem nieanachronicznym”, jak wynika już z dat – można rozbudowywać. O artykuły Baudouina de Courtenay z 1911 i 1915 roku poświęcone wpływowi języka na postawy światopoglądowe, które mogłyby otwierać dzisiejszą lingwistykę dyskursu płci (Szpyra-Kozłowska, 2010), a niepozbawione humoru uwagi o potocznej semantyce wykorzystującej nazwy zwierząt (1924) – zaczynać animal studies. O Wóycickiego rozważania nad stosunkiem wersyfikacji do składni (Wóycicki, 1912), które wyprzedziły dyskusje w Moskiewskim Kole Lingwistycznym na temat kryteriów rozdzielenia wiersza i prozy. O tegoż Wóycickiego typologię form narracji i odmian powieści (Wóycicki, 1922), ponad ćwierć wieku wcześniejszą niż powszechnie znana typologia Stanzla52. O koncepcję historii literatury jako historii pojęć i terminów, bliską semantyce historycznej Reinharta Kosellecka, zawartą w germanistycznych rozprawach Zygmunta Łempickiego z dziejów niemieckiego literaturoznawstwa, do dziś darzonych estymą i wznawianych w niemieckojęzycznym świecie naukowym (Sauerland, 2014, 139–140). O koncepcję karnawału wyłożoną w różnych rozprawach Stefana Srebrnego, na której – jak wiele wskazuje – została ufundowana koncepcja Bachtina (Ulicka, 2016). O zaproponowaną przez Srebrnegonowąteatrologię wyprowadzoną z semiotycznych analiz znaku językowego w tekście dramatycznym, czytanym jako przekaz koncepcji scenicznej, teatrologię, którą Srebrny w praktyce realizował w spektaklach Rozgłośni Polskiego Radia w Wilnie we współpracy z Tadeuszem Byrskim i Mieczysławem Limanowskim (geologiem i geografem, współtwórcą „Reduty”), doskonale świadomy siły oddziaływana tego nowego medium – podczas gdy „na Sorbonie uprawiano wówczas tylko literacką interpretację dramatów” (Sławińska, 1998, 74). O Stanisława Pigonia koncepcję tekstu jako całości wielowariantywnej, niesprowadzalnej do jednej postaci arbitralnie ustalanej przez edytora, wpisaną w jego prace edytorskie i towarzyszące im omówienia, które mogłyby stanowić fundament krytyki genetycznej i nowej filologii (Pigoń, [1930], 1967; 1968). O Jana Stanisława Bystronia koncepcję przenikania się kultur wysokiej, oficjalnej i niskiej, ludowej ([1927], 1980) – udowodnioną również na przykładzie hierarchizowanych ówcześnie kultur literackich żydowskiej i polskiej (1923) – która dorównuje wizji Bachtina z rozprawy o Rabelais’em, także pod względem plebejskiej utopii. O odkrycia polskich psychoanalityków, takie jak Stefanii Bornstein analiza bajki o śpiącej królewnie, prekursorska wobec analiz Brunona Bettelheima (który odnotowuje jej pracę); Heleny Deutsch odkrycie osobowości als ob, do którego odwoływał się Jacques Lacan; Ludwika Jekelsa odkrycie Podwójnego kształtowania motywów w rozprawie z 1932 roku (które o pół wieku wyprzedziło badania nad tekstem w tekście i myse en abyme) oraz jego analizę Makbeta (która zainspirowała Freuda), o rozpoznania Stefanii Zahorskiej (1937), także o blisko pół wieku wcześniejsze niż głośna teza Julii Kristevej z 1979 roku o wieku XX jako „czasie kobiet” i jej Psychoanalizę faszyzmu (1944), nieustępującą powstałej ledwo trzy lata wcześniej wykładni Ericha Fromma ([1941], 2010)53. O Józefa Mackiewicza analizy Wschodu w oczach Zachodu (Mackiewicz, 1957a; 1956b; Bolecki, 2012, 433), które powinny były zainicjować dyskurs postkolonialny.
Można ten wykaz dopełnić o prekursorskie przedsięwzięcia instytucjonalne: o powołany w 1930 roku w Wilnie Instytut Naukowo-Badawczy Europy Wschodniej (z prezesem w osobie Rozwadowskiego), pierwszą bodaj w świecie placówkę sowietologiczną, której działalność naukowa obejmowała obszary lingwistyki, literaturoznawstwa, geografii zwanej dziś humanistyczną, etnologii i antropologii w skali regionu bałtyckiego; o wspomniany już unikatowy międzynarodowy zespół slawistów powstały na początku lat 60. pod nazwą Słowiańska Metryka Porównawcza; o zorganizowaną w sierpniu 1960 roku w Warszawie pierwszą w świecie Międzynarodową Konferencję Poetyki.
Obwoluta spisu zajęć prowadzonych w 1916 roku na Wydziale Historyczno-Filologicznym Uniwersytetu w Piotrogrodzie (SS, BUT, Rps 994/III, t. 5).
Strona 9 tego spisu z informacją o „konsultacjach” udzielanych przez Srebrnego w środowe wieczory w swoim domu (SS, BUT, Rps 994/III, t. 5)
Wystarczy inwentaryzacji54. Wszystkiememorabilia– odkrywcze studia, hipotezy, przedsięwzięcia indywidualne i zespołowe, lokalne i ponadlokalne – zostały szczegółowo omówione w kolejnych rozdziałach monografii oraz we wprowadzeniach i komentarzach do rozpraw przedrukowanych w towarzyszącej jej antologii. Ich listę można rozbudować także o odkrycia czekające dopiero na odkrycie, dostępne tymczasem w archiwach. Należy do nich postulowana przez Dawida Hopensztanda koncepcja humanistyki jako sematologii – ogólnej nauki o tekstach kultury, badającej „fenomeny kulturalne”, czyli „systemy znaków”, która w roku 1935 była absolutnie nowatorska w skali europejskiej (DG, LNNBU, F. 9, S. 405/7)55. Należy również teoria metafory Nachmana Blumentala, związanego z Warszawskim Kołem Polonistów, wyłożona w jego pracy magisterskiej w 1938 roku i więcej niż porównywalna z metaforologią Hansa Blumenberga56. Ale rozbudowując katalog takich odkryć, nietrudno o przesadnię, która mogłaby doprowadzić do megalomańskiej i podszytej prowincjonalizmem próby udowodnienia, że to dwaj polscy filologowie byli ojcami założycielami dwóch najważniejszych literaturoznawczych szkół rosyjskich, które sprofilowały światowe badania literackie w XX stuleciu: Jan Baudouin de Courtenay jako nauczyciel i wychowawca rosyjskich formalistów, a pośrednio – praskich strukturalistów, oraz Tadeusz Zieliński jako inicjator rosyjskiego Trzeciego Renesansu i nauczyciel Bachtina. Byłaby to teza efektowna, ale właśnie prowincjonalna, a nadto pomijająca, że prekursorstwo, nowatorstwo, innowacja, jednym słowem „nowość” to kategoria względna, którą – jak postulował Koselleck – „należy zrelatywizować”, bo „w obrębie ciągów wydarzeń zachowuje aktualność w każdej epoce” (Koselleck, [2003], 2012, 209). Wszak Rozwadowskiego „dysautomatyzacja” – nie inaczej niż „dezautomatyzacja” Szkłowskiego – pozostaje silnie uwikłana w dyskusje filozofów i psychologów z końca XIX wieku o automatyzmie percepcji. Nie da się także twardymi dowodami wykazać, że to Zieliński (a nie np. Dmitrij S. Mereżkowski lub Wiaczesław I. Iwanow) zainicjował Trzeci Renesans, z którego wyrastała koncepcja Bachtina (Braginska, 2004). Z kolei zadłużenie Bachtina wobec koncepcji karnawału Srebrnego potwierdza tylko pośrednio jego późna wypowiedź z 1973 roku o szczególnym zaprzyjaźnieniu z polskim filologiem w latach piotrogrodzkich (Bachtin, [1973], 2002, 65) i jeden jedyny, jaki udało się znaleźć, dokument: spis zajęć z 1916 roku prowadzonych na Wydziale Historyczno-Filologicznym Imperatorskiego Uniwersytetu w Piotrogrodzie57, na którego podstawie można domniemywać, że uczestniczył w domowych seminariach polskiego uczonego. Również uznanie inicjacyjnej roli Baudouina de Courtenay wobec rosyjskiego formalizmu jest umocowane zaledwie we wspomnieniach Szkłowskiego (Szkłowski, [1964], 1965) i w powieści Wieniamina Kawierina (Kawierin, [1928], 1985).
Zamiast więc rozbudowywać listę zadłużonych, jak zawsze, prekursorów, należy raczej zapytać, czemu wskazane rozprawy, hipotezy i teorie badaczy polskich, choć nie ustępowały tym, które weszły do światowego kanonu, były od nich niezależne i wcześniejsze, w kanonie tym się nie znalazły – czemu „przeczuliśmy, wyprzedziliśmy i nic z tego nie wyszło” (Zahorska [1944], 2016, 349). Dlaczego polskie literaturoznawstwo nowoczesne nie zaistniało jakofakt literaturoznawczy, liczący się w międzynarodowej naukosferze?
Socjologowie wiedzy, podobnie jak socjologowie niewiedzy, analizujący złożone procesy wiedzotwórcze, które prowadzą do powstania, rozpowszechniania i utrwalania kanonów w nauce, ich transferów i retransferów, osiąganie naukowych sukcesów i cyrkulowania autorytetów, wskazują na istotną rolę mechanizmureprodukcji (Bourdieu i in., [1970], 2016; Latour i in., 1979; Goćkowski, 1979; Knorr Cetina, 1981; Proctor i in., 2008)58. Inercyjne powtarzanie utrwalonych ujęć prowadzi do „efektu Mateusza” (Merton, 1968)59 i powstawania naukowych imaginariów, kształtujących silne dyspozycje poznawcze. Ich nośnikiem są krążące w świecie, najczęściej cytowane kompendia propedeutyczne: encyklopedie, słowniki, podręczniki i antologie i wzięte monografie, traktowane jako fundamentalne. W tym doksograficznym pejzażu, jak już powiedziano, polskie literaturoznawstwo teoretyczne było i jest praktycznie nieobecne. Najlepiej to widać w porównaniu z teoriami sąsiedzkimi, rosyjską i czesko-słowacką, powszechnie uznawanymi za inicjatorskie i od lat wciąż przywoływanymi jako jedyne.
Te wzorotwórcze kompendia powstawały za granicą pod koniec bojowego okresu nowoczesnego literaturoznawstwa środkowo- i wschodnioeuropejskiego, najpierw, w latach 40. i 50., w USA. Były naonczas nie tylko pierwsze, ale i wyłączne, musiały więc uzyskać światowy rezonans. To one ustaliły kanon „teorii literatury” – jej definicję, wykładnię dwóch funkcjonujących jako założycielskie szkół (rosyjskiego formalizmu i czeskiego strukturalizmu, na których marginesie pojawiała się nadto Ingardenowskafenomenologia) oraz korpus tekstów kanonicznych. „Krążące referencje” (Latour, [1999], 2013, 55) ten kanon i korpus ustabilizowały; od lat 60., kiedy został powielony w Europie Zachodniej, z niewielkimi zmianami funkcjonuje on do dziś, reprodukowany w kolejnych wydawnictwach elementarnych, które „fabrykują teorię” (Iser, 2006, 167).
Cuius memoria, eius victoria – by podsumować.
Te wzorotwórcze kompendia pisali literaturoznawcy emigranci z Europy Środkowej i Wschodniej oraz ich uczniowie z pierwszej, jeszcze przedwojennej i wojennej fali, a potem kolejni uchodźcy i uciekinierzy60. Pod tym względem nasza „mała”, by ją tak nazwać, literaturoznawcza emigracja była i stosunkowo nieliczna, i słaba, a i chyba źle poruszała się po nowych rynkach naukowych. W przeciwieństwie do literaturoznawstwa rosyjskiego i czeskiego, które od początku miały silnych ambasadorów w USA, Kanadzie, we Francji i w Izraelu (takich jak Roman Jakobson, Viktor Erlich, René Wellek, Benjamin Hrushovsky, Ladislav Matějka, a potem Aleksandr Piatigorski, Lubomír Doležel, Thomas Pavel, Peter Steiner), upowszechniających „swoje” teorie w formie podręczników, antologii, długofalowych serii wydawniczych i monografii, polscy badacze literatury na uchodźstwie, którzy rozpoczynali w kraju działalność naukową z nastawieniem i dobrym przygotowaniem teoretycznym (Manfred Kridl, Zbigniew Folejewski, Wiktor Weintraub, Tymon Terlecki, a potem Jan Kott, Stanisław Barańczak), ani nie kontynuowali swoich zainteresowań, ani nie propagowali międzywojennego i powojennego polskiego dorobku teoretycznego tak skutecznie, jak ich rosyjscy i czesko-słowaccy sąsiedzi61. Z reguły poza uprawianiem doraźnej krytyki literackiej, wykazującej przy tym rozmaite ułomności wynikające z życia w kulturze izolowanej, środowiskowo tabuizującej (Stradecki, 1984; Dybciak, 1984), skupiali się na wprowadzaniu do świadomości cudzoziemców historii literatury polskiej lub też – jako slawiści – prezentowali ją w perspektywie komparatystycznej, najczęściej w zestawieniu z rosyjską, budzącą znacznie żywsze zainteresowanie (Weintraub, 1994, 33–36; Thomson, 2015). Naszymi ambasadorami byli raczej Rosjanie (Jakobson) lub uczeni uznawani za Rosjan (Erlich) i Czesi (Wellek), dzięki którym w świecie anglojęzycznym w ogóle pojawiły się informacje o polskich międzywojennych kołach i szkołach, przedsięwzięciach indywidualnych i zespołowych oraz o dokonaniach wybitnych uczonych. Nie inną niż tylko historycznoliteracka aktywność podejmowali literaturoznawcy zatrudnieni na katedrach slawistycznych w Europie, którzy – jak Kridl, Marian Szyjkowski, Julian Krzyżanowski, Karol Wiktor Zawodziński – wcześniej w kraju legitymowali się wcale poważnym dorobkiem teoretycznym. Także powojenne fale polskiej emigracji naukowej nie zatroszczyły się o migrację „Polish theory”, ani indywidualnie, ani instytucjonalnie62. Również w przeciwieństwie do kolejnych fal emigracji rosyjskiej i czeskiej, dzięki którym w Tel Awiwie rozwinęła się translatoryka, w Kanadzie teoria światów możliwych, a dzięki licznym francuskim, angielskim i niemieckim antologiom rosyjskiego formalizmu, zainicjowanym przez Tzvetana Todorova i Kristevą, Franco Moretti mógł wyprowadzić swoją koncepcję historii literatury z Jakobsona i Tynianowa (Moretti, [2005], 2016)63.
Okazja do wprowadzenia literaturoznawstwa polskiego na scenę światową wtedy, kiedy była ona dopiero aranżowana, została przegapiona. Późniejsze, z lat już 70.–90. tłumaczenia rozpraw polskich badaczy, choć wcale liczne i publikowane w uznanych periodykach i oficynach, ale rozproszone nie były w mocy naruszyć utrwalonego już w świecie i reprodukowanego kanonu ani przywrócić im należnego miejsca64.
Można tylko pomarzyć, co by było, gdyby Andrzej Walicki napisał w Notre-Dame swój fundamentalny zarys nie rosyjskiej, lecz polskiej myśli filozoficznej i społecznej. I umieścił w tym zarysie zarówno warszawską szkołę historyków idei, jak i działającą wespół z nią, w tej samej czasoprzestrzeni miejskiej i ludzkiej – warszawską szkołę strukturalną, wskazując jej międzywojenne antecedencje.
Nikłą aktywność literaturoznawczą polskich uczonych emigracyjnych tłumaczy się rozmaicie: zatroskaniem o osobistą stabilizację, brakiem wsparcia ze strony środowisk emigracyjnych i konfliktami między nimi, a także wyniesionymi z międzywojnia romantycznymi wzorcami polskości, które mogły zaspokajać potrzeby Polonii, ale nie służyły propagowaniu nowoczesnej humanistyki polskiej. Zapewne także słabszym doświadczeniem emigranta intelektualisty w porównaniu z myślicielami rosyjskimi, okrzepłymi w tej roli od pierwszych lat po rewolucji65, toteż mniej skłonnymi do obrony wysokich standardów europejskiego akademickiego modernizmu.
Przypadkiem wyjątkowo klarownym pod tymi względami jest Manfred Kridl, piastujący od 1948 roku katedrę im. Adama Mickiewicza na Columbia University w Nowym Jorku. O wiele lepiej obeznany z rosyjskim formalizmem niż autor pierwszej monografii szkoły, Victor Erlich (Erlich, 1955), a nadto doskonale zorientowany zarówno w tzw. polskiej szkole formalnej jako jej współtwórca, jak i w strukturalizmie praskim, z którym „jego” grupa warszawsko-wileńska intensywnie współpracowała, pilny czytelnik również nowszych prac młodoformalistów, uczniów Tynianowa i Ejchenbauma, o których to on informował Erlicha, udzielając mu listownych konsultacji (MKP, RBML, S. II, B. 3), był niejako predestynowany do napisania tej monografii. Skończyło się na wykładach dla studentów ze „słowiańskiej” (tak!) teorii literatury – bardzo szczegółowych, obejmujących nie tylko polskie, rosyjskie i czesko-słowackie nowoczesne badania międzywojenne, lecz także obszerne dzieje literaturoznawstwa polskiego66 – propagowaniu ich na spotkaniach studenckiego koła naukowego, które, wzorem kół warszawskiego i wileńskiego, założył na uczelni nowojorskiej67, i jednym bodaj artykule, poświęconym wszakże tylko formalistom rosyjskim (Kridl, 1944)68. Nie doszło też do angielskiego wydania jego Wstępu do badań nad dziełem literackim, o co – bez powodzenia – zabiegał, bacznie obserwując otoczenie i dobrze zdając sobie sprawę, że nie wykłady uniwersyteckie przeznaczone dla małego grona słuchaczy, ale przekłady oraz opracowania monograficzne mogą „wprowadzić nasze badania nad teorją literatury i metodologią na szersze wody”. Wzory, na które się powoływał, były dobre: „W dziedzinie badań literackich musimy postępować tak, jak postępują polscy matematycy i jak postępuje właśnie «Cercle Linguistique de Prague», t.j. wydawać prace w językach obcych i wciągać do współpracy jak najwięcej uczonych cudzoziemskich”69.
Dlaczego bez powodzenia? Z korespondencji z Wellekiem jasno wynika, że Kridl nie został najlepiej przyjęty przez „słowiańskich” literaturoznawców emigracyjnych, że spotykał się z ich strony z protekcjonalnym lekceważeniem i bezpardonową krytyką70, wyraźnie postrzegany jako niepotrzebny konkurent do slawistycznego kondominium. Sytuację nadto komplikowało to, że katedrę finansował rząd PRL, że Kridl był łączony z Miłoszem – od 1945 roku konsulem polskim w Nowym Jorku, a od 1946 attaché kulturalnym w Waszyngtonie – co dawało powody do pomówień o komunistyczną agenturę, że bywał wplątywany w spory polityczne między polskimi emigrantami71, choć starał się ich unikać, nie wdając się nawet w niektóre „martyrologiczne «wydarzenia naukowe»”72. Ulegał jednak „martyrologicznej” poetyce wydarzeń kulturalnych, niewładny przeciwstawić się stanowiskom, które zajmowała „przytłaczająca większość tak zwanych luminarzy na emigracji”, żyjących „w fantastycznym świecie z przed 1939 roku” (Miłosz, [1954], 2005, 12). Toteż księga Adam Mickiewicz – Poet of Poland (Kridl, 1951) nie spełniła pokładanych w niej nadziei Miłosza i Józefa Wittlina (Karcz, 2017, 165; 223) na zaprezentowanie wieszcza jako nowoczesnego myśliciela.
No i znacznie gorzej znał język angielski niż anglista Wellek.
Nie dziwi, że w tej sytuacji Kridl poprzestał na aktywności dydaktycznej i popularyzatorskiej (Bujnicki, 1987). Prowadził zajęcia na temat literatury polskiej dawnej i nowszej, historii języka polskiego, literatur słowiańskich w XIX wieku i folkloru. Pośród podjętych tradycyjnych zagadnień, zapewne ustalanych z władzami uczelni, zaskakująco nowatorski, kulturoznawczy w zamyśle musiał być kurs z 1953 roku poświęcony Modern Polish intellectual history. Kridl precyzyjnie zdefiniował w nim pole i przedmiot badań, który uznał za nadrzędny wobec „scholarship (sciences and humanities), intellectual trends in philosophy (prądy umysłowe), polit[ical] and social thought, moral problems, religion, sociology, education” (MKP, RBML, S. III, B. 7), starał się także uzgodnić polskie i angielskie znaczenie modern. Manuskrypt tych zajęć wskazuje na nieporównywalnie szerszy rozmach naukowy i daleko atrakcyjniejsze, nowatorskie ujęcie problematyki niż w zachowawczej, propedeutycznej Literaturze polskiej (na tle rozwoju kultury), wydanej też po angielsku ponad dziesięć lat później (Kridl, 1945; 1956) i niż anglojęzyczna antologia literatury polskiej (Kridl, 1957). „Nowoczesna polska historia intelektualna” pozostała jednak tylko zajęciami dla studentów.
Kridl wyraźnie nie radził sobie w roli emigracyjnego uczonego tak, jak nie tylko Jakobson, który potrafił zafascynować inny, amerykański świat nawet literaturą staroruską, lecz także Wellek, który nawiązał kontakt z grupą krytyków z Południa i we współautorstwie z Austinem Warrenem w latach 1944–1946 napisał doskonale funkcjonujący również poza USA, przełożony na kilkanaście języków podręcznik do teorii literatury (Wellek, Warren, 1949). Kridl tymczasem nie dość, że słabo orientował się w zasadach rządzących amerykańskim rynkiem idej, w zagubieniu próbując sił już to jako autor artykułu o twórczości Erskine’a Caldwella, na której wyraźnie się nie znał, już to proponując do realizacji scenariusz filmu na podstawie Faraona bez żadnego rozeznania w prawach autorskich do istniejącego od 1902 roku przekładu powieści (MKP, RBML, S. III, B. 13), to nadto i przede wszystkim trwał z uporem przy wysokich standardach europejskiego modernizmu literaturoznawczego, nie godząc się na najmniejsze zmiany w swoich tekstach (np. wyeliminowanie nic niemówiącego uczonym w USA terminu „ergocentryzm”). O takiej postawie świadczy też przygotowany podręcznik do historii polskiej literatury, opatrzony miażdżąco krytycznymi opiniami wydawcy z Columbia University i koedytora z Leiden, i ze względu na ułomności języka, i przede wszystkim rozmijanie się wysoce specjalistycznej rozprawy z zapotrzebowaniami wychowanych w innej kulturze naukowej odbiorców.
Nie był wyjątkiem w tym odosobnieniu. Na rynku amerykańskim nie odnalazł się Bertolt Brecht, z trudem poruszali się po nim emigranci ze szkoły frankfurckiej. Modernizmy amerykański i europejski zarówno w sztukach, jak i w naukach humanistycznych dzieliła przepaść. Jakkolwiek to oceniać, faktem pozostaje, że szansa, jaką miał Kridl, by wprowadzić literaturoznawstwo polskie na aranżowaną dopiero scenę literaturoznawstwa światowego, która wtedy właśnie była zabudowywana, została zaprzepaszczona.
Przegapiona ongiś okazja nie przepadła bezpowrotnie. Jej podjęciu sprzyjają ostatnie dekady zmian w literaturoznawczym teatrze mowy.
Leżące odłogiem w polu literaturoznawstwa nowoczesnego studia polskie można z powodzeniem zagospodarować. Ich długoletnia nieobecność i po prostu nieznajomość wytworzyły dogodne warunki do wypracowania alternatywnego ujęcia historii dyscypliny i wprowadzenia do obiegu kanonusuplementarnego. Nie reparacyjnego „antykanonu”bądź „postkanonu” (Bakuła, 2011), które powstają w reakcji na niebyłość kultur zsubordynowanych, ale właśnie – suplementarnego. Nawet gdyby miał zyskać status jedynie appendixu, jeśliby zaistniał tylko na zasadzie „retrospektywnej funkcjonalności” (Zieliński, 2015, 895), powinien przynajmniej wywołać dyskomfort, wymuszając krytyczną refleksję o literaturoznawczych kanonach uznanych.
Ustanowieniu suplementu sprzyjają okoliczności zasygnalizowane na początku: rosnące w świecie zainteresowanie dla historii wiedzy i przemiany w jej uprawianiu; odkrywanie – od niedawna także w tej historii – terytoriów lokalnych i regionalnych oraz próby ich powiązania z obszarami „światowymi”, które opatruje pogłębiona refleksja nadniestałością hierarchii „dominujące–podporządkowane” i krytyczne uwagi oasymetrii między wiedzą o tych nadrzędnych i tych zsubordynowanych, a i zwykłej niewiedzy o tych historycznie podległych (Olsen, 33).
Tę korzystną naukoznawczą sytuację ogólną wzmacniają zmiany w polu samej teorii. Po półwiecznych debatach o jej „końcu” i „śmierci”, o antyteorii i postteorii, które poświadczają przecież ni mniej, ni więcej, tylko teorii żywotność, niepogrzebanej mimo funeralnych proklamacji, nastaje wyraźnie czas powrotu do teorii, która „waży”73 i „zawsze spada na cztery łapy” (Elliott i in., 2011, 1). Na naszych oczach powstaje „teoria po teorii” (Birns, 2010; Elliott i in., 2011), „teoriateorii” [Theorietheorie] (Grizelj i in., 2011), a wytarte jak żetony prefiksoidy „anty” i „post” znalazły zamiennik „proto” (Epstein, 2004), wskazujący na niewyzyskanypotencjałprzeszłości– na myśli nieużywane i na te aspekty myśli spatynowanych, które pozostały niewydobyte.
Wskrzeszana teoria nie będzie więc tą samą teorią, którą zadekretowały kompendia propedeutyczne powstałe w połowie XX wieku i przeciwko której wymierzony był cały ruch anty- i post-. Dla teorii polskiej sytuacja jest tym dogodniejsza, że – jak wiele wskazuje – wyczerpała się atrakcyjność doksograficznego kanonu74. A że w rosyjskim i czeskim sąsiedztwie zaczynają powstawać kanony alternatywne75, nastaje wyjątkowa koniunktura do wprowadzenia kanonu suplementarnego, obejmującego nowoczesne literaturoznawstwo polskie.
Przyjęcie perspektywy „proto” zmusza jednak najpierw do rewizji zastanych definicji literaturoznawstwa teoretycznego i sformułowania definicji tak, by pozostawała w zgodzie z rzeczywistymi praktykami badawczymi, a nie z deklaracjami metodologicznymi, którymi zwykle kierowała się i kieruje intelektualna doksa.
13 Celne, nawiązujące do „nie-miejsca” wyrażenie Barretta Wattena (Watten, 2014).
14Nihil est in intellectu, quod non fuerit in historia, et omne, quod fuit in historia, deberet esse in intellectu (Szpet, [1917], 2005, 69).
15 „French theory” funkcjonuje w dwóch znaczeniach, utożsamiana albo z francuskim strukturalizmem (Todorov, 1982), albo z francusko-amerykańskim dekonstrukcjonizmem (Domańska i in., 2010). Z wielu zbiorów propagujących rosyjski i czeski strukturalizm oraz semiotykę należy wymienić te, które na lata zadecydowały o ich pojmowaniu: Matějka i in., 1976; Tobin, 1988; Baran, 1976.
16 O stopniowym znikaniu Ingardena z mapy literaturoznawstwa światowego por. Ulicka, 2002. Wierny Ingardenowi pozostał Wolfgang Iser, który także w ostatniej książce poświęcił mu osobny rozdział (Iser, 2006).
17 Polska teoria literatury nie funkcjonuje ani w podręcznikach, ani w antologiach światowych badań literackich. W fundamentalnej wielotomowej The Cambridge History of Literary Criticism, w tomie 8.: From Formalism to Poststructuralism (Selden, 1995), w rozdziale poświęconym strukturalizmowi omawiany jest wyłącznie strukturalizm praski, a jedynie w bibliografii, i to w Secondary sources, został wymieniony Janusz Sławiński jako autor jednej tylko rozprawy, do tego podanej pod skróconym, zniekształcającym koncepcję autora tytułem Literatur als System (poprawny tytuł: Sławiński, 1975; warto tu podkreślić ogromną rolę, jaką w udostępnianiu polskiego literaturoznawstwa w niemieckim kręgu językowym odegrał Rolf Fieguth). Oczywiście obszernie omówiono fenomenologię Ingardena (także w tomie 9., poświęconym teorii recepcji; Knellwolf i in., 2001), ale to nie dziwi. Nie ma żadnej wzmianki o literaturoznawstwie polskim w antologiach tak konstytutywnych, jak Newton, 1988; Selden, 1988; Rice i in., 1989; Rivkin i in., 1998. Cenne antologie: niemiecka (Dieckman i in., 1976), czeska (Trávniček, 2002) i ukraińska (Bakuła, 2008), stanu rzeczy nie zmieniają i ze względu na zasięg językowy, i selektywność prezentacji. Polskie literaturoznawstwo nie jest też odnotowywane w monografiach, w których po samych tytułach należałoby się tego spodziewać (Cassedy, 1990). Oczywiście nie można lekceważyć uwag rozproszonych w różnych pracach (w artykułach Jakobsona, w monografiach Victora Erlicha [1955], Endre Bojtára [1985], w specjalnym numerze periodyku „Die Welt der Slaven” [Internationale Halbjahreschrift für Slavistik 2016, Heft 1, w całości poświęconym polskiej teorii z artykułami międzynarodowego zespołu badaczy). Zachowują wartość monografie kierunków (Karcz, 2002) i poszczególnych badaczy (np. Jana Kotta: Tighe, 1999; Blažina, 2011). Satysfakcjonuje uwzględnienie Stanisława Przybyszewskiego w antologii manifestów sztuki nowoczesnej obejmującej bodaj całą Europę (Caws, 2001). Niemniej te pojedyncze publikacje nie poprawiają sytuacji ogólnej. W ostatniej dekadzie nawet w pracach slawistów na temat literaturoznawstwa środkowo- i wschodnioeuropejskiego polskie nie jest ani słowem wspominane (Epstein, 2004; Emerson, 2006, 203–211). W porównaniu z teoriami rosyjską i czeską, od ponad 70 lat uwzględnianymi w różnojęzycznych podręcznikach i antologiach, omawianymi w niezliczonych monografiach i artykułach do najdrobniejszych szczegółów, dyskutowanymi na międzynarodowych konferencjach, polska teoria literatury po prostu nie istnieje. Jej nieobecność rzuca się w oczy także w zestawieniu ze znacznie lepiej osadzoną w światowej humanistyce polską filozofią, myślą społeczną i antropologią.
18 Osłabioną obecność myśli polskiej w Rosji i Czechosłowacji po wojnie, pozostającą w zdecydowanej asymetrii do obecności myśli rosyjskiej, czeskiej i słowackiej w Polsce, tłumaczy restrykcyjna polityka naukowa w tych krajach.
19 W kompendiach podręcznikowych (Mitosek, 1983; Burzyńska i in., 2006) obszerniej omawiana jest jedynie koncepcja Ingardena. Jedyna antologia polskiej teorii literatury (Markiewicz, 1960) nie dość, że liczy sobie już pół wieku z okładem, to nadto kończy się na międzywojniu – podobnie jak jego pionierska monografia Polska nauka o literaturze (1981)i jak monografia Macieja Gorczyńskiego (Gorczyński, 2009) – a nadto prezentuje „teorię” (w liczbie pojedynczej) z punktu widzenia metodologii. Przygotowywane później co dekadę przez Markiewicza cztery wybory rozpraw badaczy polskich z lat 1947–1994 zatytułowane Problemy teorii literatury (Markiewicz, 1967; 1976; 1989; 1998), reprezentujące „różne żywotne dziś w badaniach literackich tendencje metodologiczne” (1967, 5; deklaracja powtórzona we wszystkich tomach serii), także z założenia były nastawione właśnie na metodologię, nie inaczej niż jego antologia obejmująca okres dwudziestolecia międzywojennego (Markiewicz, 1982). W drugim półwieczu XX stulecia powstała bodaj tylko jedna rozprawa syntetyczna podsumowująca „literaturologię” polską (Nycz, 1997), ukazało się też kilkanaście monografii poświęconych niektórym szkołom i kierunkom oraz poszczególnym badaczom, bez wyjątku nastawionych na rekonstrukcję metod i idei. Daleko lepsza była znajomość dziejów historii literatury (Markiewicz, 1981; Starnawski, 1997; 2007), pisanych niekiedy w ujęciu spersonalizowanym (Markiewicz, 2010; Starnawski, 2011), oraz krytyki literackiej – zwykle oddzielanych od teorii literatury na mocy kryteriów przejętych z prac międzywojennych i również najczęściej skupionych na okresie międzywojennym (Skórczewski, 2002). Ta sytuacja zaczęła się zmieniać pod koniec XX stulecia. Po pierwsze, rozszerzyły się granice czasowe rekonstrukcji polskiej myśli literaturoznawczej, która przestała być datowana na początek XX wieku (Cytowska i in., 1999; Michałowska, 2007). Po drugie, powstało kilka nowych opracowań, które wprawdzie odwoływały się do podziałów metodologicznych, decydujących o wyodrębnianiu prądów, szkół i kierunków (Lewiński, 2004; Faltyn, 2014), ale przyjęte w nich zasady interpretacji zdecydowanie poza rekonstrukcję założeń metodologicznych i uformowanych na ich podstawie idei wykraczały. Po trzecie, ukazały się także syntezy i monografie, które perspektywę metodologiczną neutralizowały (Gorczyński, 2009; Wróbel, 2013) lub wręcz odrzucały (Dybel, 2016; Kobelska, 2016; Magnone, 2016) na rzecz – różnie rozumianej i uzasadnianej – perspektywy kulturowej, a tym samym wskazywały na historyczność i umowność poprzednich konceptualizacji literaturoznawstwa teoretycznego i korpusu tekstów do niego zaliczanych. Wprawdzie wymienione syntezy i monografie również ograniczały się do okresu międzywojennego, przecież jednak tym bardziej podważały wyłączność, zasadność i rozstrzygające znaczenie ustalonej optyki. Po czwarte, korpus dostępnych tekstów powiększył się o edycje odnalezionych w archiwach nieznanych dotąd rozpraw (Kapłanowa [Mayenowa], 2010; Wóycicki, 2015) i korespondencji (Karcz, 2005), które zmieniały utrwalone przekonania, podobnie jak edycje wspomnień samych literaturoznawców (Kott, 1990; Zgorzelski, 1996; Sławińska, 1998; Latawiec, 2018) i wspomnień o nich (Chodźko i in., 2006), utrwalanych też w trybie dialogów i rozmów (Kiślak, 2016). Odkrywane są nowe źródła (Chachulski, 2017) i całe kolekcje archiwalne (Ulicka, 2017), które wprowadzają zasadnicze korekty do zastygłych ujęć przeszłości. Wreszcie – powstały nowe opracowania historii instytucji literaturoznawczych, które splatają rozdzielane w tradycyjnej historii nauki dzieje myśli, dzieje ludzi i dzieje instytucji (Maciejewski, 1992; Dalecka, 2003; Chrostek, 2016; Kunicki i in., 2016; Judkowiak i in., 2018; Piotrowicz i in., 2018; Wysłouch i in., 2018). Wzorotwórczy dla odmienionego, „splątanego” uprawiania dziejów nauki może być ostatni, 10. tom Historii nauki polskiej (Zasztowt i in., 2015), rekonstruujący Warunki rozwoju nauki polskiej. Państwo i społeczeństwo (cz. 1), Instytucje (cz. 2) oraz Idee i politykę. Idee i praktykę (cz. 3). Zostały w nim scalone historie różnych dyscyplin, które wiąże przyjęty punkt widzenia: socjologii i polityki wiedzy. Tom ten dobrze uzmysławia zmianę, jaka zaszła w myśleniu o historii nauki w porównaniu z podjętą z inicjatywy PAU w 1945 roku serią monografii, które miały być poświęcone dziejom poszczególnych dyscyplin ujmowanych z perspektywy historii idei (historię polonistyki miał napisać Stanisław Pigoń; przedsięwzięcie nie zostało zrealizowane wobec likwidacji PAU w 1951 roku).
20 Wyrazistym przykładem jest wydana w Tartu „chrestomatia literaturoznawstwa teoretycznego” (Chriestomatija, 1976). Tytuł tej antologii sygnalizuje ogarnięcie dyscypliny w skali światowej, tymczasem wypełniają ją wyłącznie rozprawy Rosjan. Podobną strategię eksponowania rodzimej schedy obrali Terry Eagleton, który pierwszy rozdział Literary Theory: An Introduction (Eagleton, 1983) poświęca wyłącznie studiom brytyjskim, oraz Nicolas Birns, omawiający we wstępie Beyond the „resolved symbolic” do swojej monografii Theory after Theory. A Intellectual History od Literary Theory From 1950 to Early 21st century wyłącznie literaturoznawstwo amerykańskie (Birns, 2010). W porównaniu z takimi pracami wymowne jest, że w ostatnim polskim podręczniku do teorii literatury (Burzyńska i in., 2006) nawet polski strukturalizm nie doczekał się uwagi, choć formacji strukturalnej są poświęcone dwa obszerne rozdziały (na s. 200 pojawia się tylko wzmianka o polskiej szkole komunikacji literackiej). Jeśli takie decyzje można wytłumaczyć dla okresu do 1989 roku, to potem są one niezrozumiałe.
21 Węcej o niemieckiej podstawie teorii polskiej, rosyjskiej i czesko-słowackiej we wprowadzeniu Michała Mrugalskiego do rozprawy Kazimierza WóycickiegoJedność stylowa utworu poetyckiego (1914), przedrukowanej w antologii towarzyszącej niniejszej publikacji.
22 Nawet na okrzepłym Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie Kazimierz Twardowski, obrany rektorem w roku wybuchu I wojny światowej, gdy zaczął ją sprawować już we Lwowie od lipca 1915 roku, pełnił przede wszystkim funkcje administratora i kwestora, troszczył się o zakwaterowanie studentów i pracowników, o ich wyżywienie, opiekę zdrowotną i o zapomogi w różnych instytucjach i u osób prywatnych, urządzał specjalne wykłady, którym towarzyszyły kwesty i zbiórki uliczne (Rzepa, 2016). Sprawozdania zawarte w „Rocznikach Towarzystwa Naukowego Warszawskiego” co rok podają listę imienną osób, które składały „datki”, „zapomogi” i „ofiary”, jak to było nazywane, zasilające fundusze Towarzystwa. Julian Krzyżanowski wspomina, że kierujący w międzywojniu „Pamiętnikiem Literackim” Bronisław Gubrynowicz pokrywał „niedobory z własnej kieszeni. Nie był on zresztą jedynym mecenasem” (Krzyżanowski, 1948, 9). Sam Krzyżanowski jeszcze w 1947 roku „darował” TNW kwotę 15 tysięcy zł. O działalności Kasy im. Mianowskiego (dzięki jej wsparciu ukazała się w 1937 roku fundamentalna dla nowoczesnego literaturoznawstwa polskiego księga Prac ofiarowanych Kazimierzowi Wóycickiemu) prawdopodobnie wciąż nie wiemy wszystkiego; wymowna jest np. informacja, że minister Józef Beck uzyskał od Kasy fundusz na zasiłki dla profesorów UJK, ale musiał dochować tajemnicy o źródle finansowania (Rzepa, 2016, 8). Wiadomo o stałej comiesięcznej dotacji Troczyńskiego na rzecz Towarzystwa Współpracy Kulturalnej w szokującej wtedy wysokości 100 zł (Kobelska, 2016, 134). Trudno w to wchodzić, bo problem „humanistyka polska i ekonomia” jest opracowany tylko wstępnie, a nadto zbiorczo dla wszystkich nauk (Jaczewski, 1992; Zasztowt i in., 2015). Sporo drobnych, acz znaczących faktów o warunkach organizacyjno-finansowych na odrodzonym w 1915 roku Uniwersytecie Warszawskim oraz na reaktywowanym w 1919 Wileńskim i powołanym Poznańskim można znaleźć we wspomnieniach i listach profesorów zatrudnionych w tychże uczelniach. Ważne mikroekonomiczne dane o zarobkach literaturoznawców i kosztach utrzymania w międzywojennym Poznaniu (cenach mieszkań, biletów tramwajowych, zupy w stołówkach studenckich) wydobyła Adela Kobelska, ale jej praca jest wyjątkiem (Kobelska, 2016).
23 Korespondencja z Romanem Jakobsonem i Dmitrijem Czyżewskim znajduje się w archiwum Kridla zdeponowanym na Columbia University, Rare Books & Manuscripts Library, Manfred Kridl Papers, Series I, Box 1, teczka 4 [dalej MKP, RBML, S., B., numer teczki i strony, jeżeli są podane]. Dwa listy Kridla do Czyżewskiego z archiwum w Heidelbergu (bez podania sygnatur) opublikował Andrzej Borowski (2016). Katalog książek zgromadzonych w prywatnej bibliotece Czyżewskiego sporządziła Angela Richter (2003).
24 Przednie określenie Jakobsona, podnoszącego wagę prac Baudouina de Courtenay i jego ucznia Mikołaja Kruszewskiego (Jakobson, 1989, 2, 40). Jakobson podkreśla, że „w tym prowincjonalnym mieście starej Rosji, przy świetle staroświeckiej lampy naftowej, a może nawet świecy” nie tylko „młody językoznawca pisał swoje śmiałe przepowiednie” – pół wieku wcześniej ogłosił tu w «Biuletynach Uniwersytetu Kazańskiego» zarys geometrii nieeuklidesowej Łobaczewski” (42).
25 Angielskiego uczył się niewielki procent młodzieży, używało go też niewielu uczonych. „Neofilolog” 1931, z. 1 podaje dane Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego odnoszące się do nauki języków obcych w szkołach powszechnych; w latach 1927–1928 niemiecki: 102 753 uczniów, francuski: 80 270, angielski: 4101. W następnych latach te liczby zmieniają się tylko nieznacznie.
26 Nie sposób tu zamieścić spisu obcojęzycznych rozpraw polskich literaturoznawców ani ich tłumaczeń. Częściowo jest dostępny w hasłach autorskich w kompendium Współcześni polscy pisarze i badacze literatury: słownik biobibliograficzny, Warszawa 1994–2007, przygotowanym przez zespół Jadwigi Czachowskiej i Alicji Szałagan.
27 Termin „nieprzetłumaczalnik”, kojarzony dziś z pracami Emily Apter, pojawił się w tytule odkrywczej rozprawy Bronisława Malinowskiego Tłumaczenie słów nieprzetłumaczalnych (Malinowski, [1935], 2013). Wcześniej Malinowski zarysował swoją koncepcję w artykule Problem znaczenia w językach pierwotnych (Malinowski, [1923], 2000), zamieszczonym jako suplement do rozprawy Charlesa K. Ogdena i Ivora A. Richardsa (Ogden i in., 1923).
Na marginesie warto dodać, że popularyzatorem i tłumaczem prac Malinowskiego w USA był Ludwik Krzyżanowski – myśliciel, który (podobnie jak Mieczysław Giergielewicz) wyróżniał się na tle naszej „małej emigracji” talentem wynajdywania w polskiej myśli kulturoznawczej rozpraw i uczonych spoza patriotycznego kanonu, mających szanse wejść do obiegu światowego. Takie właśnie zamieścili we wspólnie przygotowanej antologii Polish Civilisation. Essays and Studies (Giergielewicz i in., 1979). W archiwum The Polish Institute of Art and Sciences w Nowym Jorku zachowały się manuskrypty i maszynopisy projektów Krzyżanowskiego, zmierzające do przedstawienia kulturoznawstwa polskiego widzianego „oczami Ameryki”. Jeden z nich zaczynał się od Frycza Modrzewskiego i Jana Ostroroga, a kończył na Brzozowskim, zawierał także ważne antynacjonalistyczne rozprawy Jana Baudouina de Courtenay i Ryszarda Ganszyńca (PIASA, Ludwik Krzyżanowski Papers No. 49, Slavic Studies, 74). Krzyżanowski w latach 1952–1954 prowadził wykłady z literatury i kultury polskiej na New York University, w których również propagował taką wizję polskiego kulturoznawstwa, wspierał ją też na łamach opiniotwórczego „The Polish Review”, którego był redaktorem naczelnym od 1956 roku do śmierci (Dorosz, 2010).
28 O rozpowszechnieniu takiego myślenia świadczą wypowiedzi ukraińskiego historyka Jarosława Hrycaka, podtrzymującego tezy amerykańskiego historyka Gale’a Stokesa, który wprost nazwał kulturę i naukę Europy Wschodniej second hand – bezproduktywną, naśladowczo receptywną wobec Europy Zachodniej, a jeśli twórczą, to „kreatywnością drugorzędną” (Hrycak, 2003, 185). Wielu badaczy odrzuca jednak łatwe wyjaśnienia nieobecności myśli i sztuki środkowo- i wschodnioeuropejskiej, odwołujące się do postkolonializmu i „dyskursu prowincjonalnego” (Szczerski, 2018).
29 Tak znaczne, że sprowokował do jej bezwzględnej oceny: „To już nie Borodino, nie Waterloo – to Bachtinoo współczesnej myśli humanistycznej” (Linieckij, 1994, 58).
30 Toteż przyjmowana za graniczną data przełomu 1989 w literaturoznawstwie de facto niewiele zmieniała; jeśli już, to pozwalała pogłębić powiązania z myślą wczesnonowoczesną. Podobne stanowisko w odniesieniu do sztuk plastycznych zajmuje Szczerski (2018), stanowczo polemizując z przeciwną tezą Piotra Piotrowskiego (2010).
31