Wojownik światła - Agnieszka Matuszak - ebook + audiobook

Wojownik światła ebook

Agnieszka Matuszak

2,5

Opis

Pozwól, by moja książka „Wojownik Światła” w formie eBooka stała się Twoim przewodnikiem na drodze do wewnętrznej przemiany i duchowej harmonii. To niezwykła autobiografia, która łączy głębokie doświadczenia życiowe z duchową mądrością, dostępna teraz w wygodnej, cyfrowej formie. Dzięki eBookowi możesz odkrywać nowe spojrzenie na siebie, otaczający świat i wyzwania, które pojawiają się na Twojej ścieżce – wystarczy otworzyć książkę i zanurzyć się w pełne inspiracji treści.

 

Dlaczego warto sięgnąć po „Wojownika Światła” w formie eBooka?

Wygoda czytania – idealny do czytania na tablecie, smartfonie lub czytniku, gdziekolwiek jesteś.

Dostępność na wyciągnięcie ręki – zawsze możesz wrócić do inspirujących treści, kiedy tylko poczujesz taką potrzebę.

Praktyczne wskazówki i duchowe narzędzia – każdy rozdział dostarcza wartościowych porad i głębokich przemyśleń, które możesz od razu wdrożyć w życie.

Odkryj „Wojownika Światła” w nowoczesnej, cyfrowej formie i pozwól, by jego przesłanie poprowadziło Cię ku transformacji duchowej, gdziekolwiek się znajdujesz.

 

O autorce – Agnieszka Matuszak

Jestem szamanką Kahuna, mistrzynią REIKI oraz członkinią społeczności LIGHTWORKERS. Moja misja to wspieranie ludzi w odkrywaniu ich wewnętrznej siły i harmonii poprzez techniki duchowe i energetyczne, takie jak REIKI Anielskie, radiestezja czy praca z Runami. Moje doświadczenie, pasja i lata praktyki pozwalają mi pełnić rolę przewodnika dla osób pragnących duchowej transformacji.

 

Co wyróżnia ten eBook?

„Wojownik Światła” to książka, w której łączę wiedzę zdobytą przez lata praktyki duchowej z osobistymi doświadczeniami. Każda strona wypełniona jest autentycznością, pasją i energią płynącą prosto z serca.

 

Jak „Wojownik Światła” może zmienić Twoje życie?

Odkryjesz, jak przezwyciężać życiowe trudności i budować wewnętrzną siłę.

Zainspirujesz się do świadomego kreowania swojej rzeczywistości przy pomocy praktycznych wskazówek i duchowych narzędzi.

Znajdziesz w książce motywację do pracy nad sobą i wprowadzania pozytywnych zmian w swoim życiu.

Zamów eBooka, jeśli:

Pragniesz głębokiej przemiany i duchowej harmonii.

Szukasz inspiracji oraz praktycznych narzędzi do pracy nad sobą.

Chcesz odkryć swoją wewnętrzną siłę i odnaleźć odwagę do działania.

Potrzebujesz duchowego przewodnika, który poprowadzi Cię ku pełni szczęścia i spełnienia.

Otwórz „Wojownika Światła” i pozwól sobie na transformację, na którą zasługujesz!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 215

Rok wydania: 2024

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,5 (6 ocen)
1
1
1
0
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Elsonek62

Nie polecam

Szkoda każdej minuty na tę książkę, to pisarskie przedszkole, a może i żłobek...
10
gemevo

Nie polecam

fragment ksiazki
10
andzia1283

Nie polecam

Jak dla mnie autorka za dużo naczytała się książek mafijnych i sama coś próbowała wkomponować w swoją lecz za bardzo jej to nie wyszło.Przeczytalam do końca ale szkoda było mojego czasu.
00

Popularność




Copyright © Agnieszka Matuszak, 2024

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Niniejsza książka zawiera opinie autorki. Informacje zawarte w książce nie powinny być traktowane jako porady zdrowotne lub medyczne.

Wszelkie prawa zastrzeżone, bez pisemnej zgody wydawcy książka ta nie może być powielana ani w częściach, ani w całości. Nie może też być reprodukowana, przetwarzana i przechowywana z zastosowaniem jakichkolwiek środków elektronicznych, mechanicznych, fotokopiarskich, nagrywających i innych.

Redakcja:

Dominika Kamyszek | Studio Ale buk!

Korekta:

Alicja Szalska-Radomska | Studio Ale buk!

Skład, łamanie, wersja elektroniczna:

Mateusz Cichosz | Studio Ale buk!

Projekt i wykonanie okładki:

Justyna Knapik | Studio Ale buk!

Ilustracja na okładce:

Sandra Biel

ISBN 978-83-973352-0-2

ISBN E-BOOK 978-83-973352-1-9

Wydanie I

Gniezno

Książkę tę de­dy­kuję moim dzie­ciom, które ko­cham naj­bar­dziej na świe­cie.

San­drze, Ka­ro­li­nie, An­ge­lice, Sa­mu­elowi i Ni­coli. Je­ste­ście dla mnie naj­waż­niejsi, to Wy da­je­cie mi siłę oraz mo­ty­wa­cję do dzia­ła­nia, a także wspie­ra­cie mnie na każ­dym kroku, aby moje ży­cie było barw­niej­sze i we­sel­sze. Ko­cham Was bar­dzo!

Mama

WSTĘP

Na wstę­pie do tej książki pra­gnę Wam prze­ka­zać, moje ko­chane du­szyczki, że bę­dzie to moja au­to­bio­gra­fia – każda z opi­sa­nych tu­taj hi­sto­rii wy­da­rzyła się na­prawdę i są to moje oso­bi­ste prze­ży­cia. Bę­dzie ona rów­nież po­rad­ni­kiem dla wszyst­kich za­gu­bio­nych dusz, które na­po­ty­kają różne pro­blemy, prze­cho­dzą tra­ge­die, a także bo­ry­kają się z za­wi­ło­ściami ży­cia w tym wcie­le­niu na pla­ne­cie zwa­nej Zie­mią. Pra­gnę, aby każdy, kto bę­dzie po­sia­da­czem tej książki, mógł na mo­ich przy­kła­dach ule­czyć swoje ży­cie w każ­dej jego sfe­rze. Chcę także, aby ener­gia za­warta na tych stro­nach miała taką moc spraw­czą, by dała każ­demu z Was da wiarę, na­dzieję oraz mi­łość, któ­rej tak bar­dzo wszy­scy po­trze­bu­je­cie. Niech ener­gia tej książki świeci cu­dow­nym i prze­po­tęż­nym świa­tłem z wszech­świata, czyli na­szego domu, za któ­rym tak bar­dzo tę­sk­nimy. Chcę, aby każdy z Was wie­dział, że je­ste­ście wszy­scy cu­dow­nymi isto­tami, które za­słu­gują na to, co naj­lep­sze, bez względu na Wa­szą na­ro­do­wość, orien­ta­cję, wiek, wy­gląd czy inne aspekty. Każdy z Was jest piękny, mą­dry i świeci cu­dow­nym nie­koń­czą­cym się świa­tłem. Mu­si­cie tylko w to uwie­rzyć oraz wie­dzieć, że mo­że­cie wszystko – to jest moc Wa­szej świa­do­mo­ści. Każdy z Was może wy­kre­ować so­bie ży­cie, o ja­kim ma­rzy, czy to w mi­ło­ści, czy w ka­rie­rze, czy w ja­kiej­kol­wiek in­nej dzie­dzi­nie.

Mu­si­cie wie­dzieć, że na róż­nych eta­pach ży­cia mamy inną świa­do­mość i jest to cał­kiem nor­malne, dla­tego za­wsze warto być wy­ro­zu­mia­łym, em­pa­tycz­nym i współ­czu­ją­cym dla dru­giego czło­wieka – każdy z nas jest na in­nym po­zio­mie roz­woju. Ale i tak każdy z Was w końcu od­naj­dzie swoją drogę du­chową i bę­dzie dą­żył do oświe­ce­nia oraz do tego, aby pra­co­wać na wy­so­kich wi­bra­cjach oraz po­zio­mach ener­ge­tycz­nych. Mu­si­cie wie­dzieć, ko­chani, że wszy­scy za­czy­na­li­śmy od ze­ro­wego po­ziomu, dla­tego nie ma lep­szych i gor­szych dusz – są tylko du­sze bar­dziej i mniej roz­wi­nięte. Dla­tego z ca­łych sił po­sta­raj­cie się za­cho­wać spo­kój oraz wy­ba­czaj­cie tym, któ­rzy wy­rzą­dzają Wam krzywdę świa­do­mie czy nie. Bywa tak, że du­sze, które uwa­żamy za złe i nie­do­bre, od­dają nam wielką przy­sługę. Przez ich za­cho­wa­nie mo­żemy prze­pra­co­wy­wać różne trud­niej­sze i ła­twiej­sze lek­cje, a one do­pro­wa­dzają nas do tego, że mo­żemy prze­ska­ki­wać na wyż­sze le­vele na­szej du­cho­wej świa­do­mo­ści.

Chcia­ła­bym przez tę książkę prze­ka­zać Wam jak naj­wię­cej wie­dzy i mo­jej świa­do­mo­ści, aby­ście także zro­zu­mieli, że je­ste­ście wy­jąt­kowi i każdy z Was jest bar­dzo po­trzebny wszech­świa­towi. Przy­znam, że długo ana­li­zo­wa­łam po­mysł wy­da­nia mo­jej au­to­bio­gra­fii i z nim zwle­ka­łam, po­nie­waż wią­zało się to z tym, iż mu­sia­łam wró­cić pa­mię­cią do prze­ży­tych traum oraz lek­cji, które już co prawda mam prze­pra­co­wane, jed­nak ja­kieś emo­cje za­wsze nam to­wa­rzy­szą i będą to­wa­rzy­szyć. Wiem, że nie wszy­scy będą po­dzie­lać moje zda­nie i na pewno znaj­dzie się du­szyczka, która wy­po­wie się źle na te­mat tej pu­bli­ka­cji – oczy­wi­ście ma do tego prawo, gdyż każdy może wy­ra­zić wła­sną opi­nię. Na­wet je­śli ta książka mia­łaby po­móc choć jed­nej oso­bie i na­peł­nić ją ener­gią mi­ło­ści, to i tak warto było wró­cić do prze­szło­ści i na­pi­sać te słowa dla do­bra wszech­świata. Wspo­mnę jesz­cze tylko, że wy­da­jąc tę au­to­bio­gra­fię, prze­cho­dzę próbę bo­ha­tera i jest to moja mi­sja, z którą ze­szłam tu­taj na zie­mię w tym wcie­le­niu – aby nieść do­bro, otu­chę, na­dzieję oraz ener­gię mi­ło­ści.

Za­pra­szam wszyst­kich do lek­tury, a także do głę­bo­kiej ana­lizy i wy­cią­gnię­cia z tej książki jak naj­wię­cej wnio­sków, które mają na celu uzdro­wie­nie Wa­szych dusz i na­peł­nie­nie ich świa­tłem czy­stej i nie­ska­zi­tel­nej mi­ło­ści wszech­świata.

Agnieszka

Rozdział 1

Nad­szedł już czas – czuję się na to go­towa – aby opo­wie­dzieć Wam hi­sto­rię mo­jego ży­cia. Może nie­któ­rych wprawi ona w osłu­pie­nie i pewne sy­tu­acje będą dla Was nie­wia­ry­godne, jed­nakże wszystko wy­da­rzyło się na­prawdę. Być może ktoś po­my­śli, że jest to nie­moż­liwe, aby jedna ludzka istota mo­gła tyle w ży­ciu przejść – od upo­ko­rzeń aż po strach, ból i tę­sk­notę, ale tak wła­śnie było. Ta­kie lek­cje ży­ciowe do prze­ro­bie­nia wy­brała moja du­sza przed przyj­ściem tu­taj na świat i dała so­bie zgodę na prze­ży­cie tego wszyst­kiego, aby wsko­czyć na le­vel wy­żej w roz­woju swo­jej świa­do­mo­ści i po­dą­żać ku oświe­ce­niu.

Uro­dzi­łam się w bar­dzo bied­nej ro­dzi­nie. Moja mama ciężko pra­co­wała na trzy zmiany, aby mieć co wsa­dzić do garnka, żeby nas wy­ży­wić, oj­ciec był al­ko­ho­li­kiem, który nie miał za wiele z praw­dzi­wego ojca. Miesz­ka­li­śmy w sta­rym ba­raku, w któ­rym znaj­do­wał się tylko je­den po­kój z ma­leńką ku­chenką bez to­a­lety (wy­cho­dek do za­ła­twia­nia swo­ich po­trzeb znaj­do­wał się na dwo­rze). Po­mimo bar­dzo skrom­nych wa­run­ków mama za­wsze się sta­rała, aby­śmy nie cho­dzili głodni ani brudni. Nie­stety nie mo­gła nas uchro­nić przed naj­więk­szym za­gro­że­niem, czyli oj­cem al­ko­ho­li­kiem, ty­ra­nem, a także na­szym oprawcą. Była wtedy tak bar­dzo uza­leż­niona od niego psy­chicz­nie, że nie po­tra­fiła pod­jąć de­cy­zji o odej­ściu, choć mo­gło uchro­nić to nas od tak okrut­nego losu.

Miesz­kało z nami jesz­cze moje star­sze ro­dzeń­stwo: brat Sta­siu, od któ­rego by­łam młod­sza o cztery lata, oraz sio­stra Zo­sia, która miała wów­czas trzy latka. Jak się mo­że­cie do­my­ślać, by­łam jesz­cze nie­mow­lę­ciem i wtedy za­częła się moja pierw­sza smutna hi­sto­ria. Była ona po­cząt­kiem ca­łego ciągu zda­rzeń, które trwają już pół wieku. Sy­tu­ację tę opo­wie­działa mi kie­dyś mama, jak by­łam już do­ro­słą ko­bietą.

Któ­re­goś razu mama szła do pracy na po­po­łu­dniową zmianę, a my siłą rze­czy mu­sie­li­śmy zo­stać pod opieką mo­jego ojca, który bar­dzo czę­sto był pi­jany. Pra­wie za­wsze wpro­wa­dzał się w taki stan, pi­jąc naj­tań­sze pro­cen­towe trunki, w tym de­na­tu­rat. Tu do­dam, że był to je­dy­nie mój bio­lo­giczny oj­ciec, a dla Sta­sia i Zosi oj­czym. Ich tata umarł na atak serca.

Kiedy tylko mama wy­szła do pracy, mój tata bez chwili wa­ha­nia zo­sta­wił nas sa­mych wszyst­kich w domu i stan­dar­dowo po­szedł do sklepu, żeby za­ku­pić so­bie al­ko­hol, je­żeli tak to w ogóle można na­zwać. Czę­sto miał ja­kieś pie­nią­dze ukryte przed mamą, po­nie­waż do­ra­biał so­bie, ła­piąc się róż­nych do­dat­ko­wych za­jęć, aby za­wsze mieć za co ku­pić tru­nek. Ni­gdy tych pie­nię­dzy nie od­da­wał ma­mie, aby jej po­móc. Kiedy wró­cił po ja­kimś cza­sie ze sklepu, już w sta­nie upo­je­nia al­ko­ho­lo­wego, wpadł na po­mysł, aby wziąć mnie na spa­cer wóz­kiem do lasu, a moje ro­dzeń­stwo zo­sta­wił w ba­raku i za­mknął na klucz. Sie­dząc w le­sie na ławce, po­pi­jał al­ko­hol. Do­pro­wa­dził się do ta­kiego stanu, że cał­ko­wi­cie stra­cił po­czu­cie rze­czy­wi­sto­ści, po czym wró­cił do domu i po­ło­żył się spać. Nie­stety za­po­mniał o fak­cie, że przy­je­chał do lasu ze mną – a więc zo­sta­wił mnie tam zu­peł­nie samą. Dwu­mie­sięczne nie­mowlę samo w wózku w ciem­nym le­sie…

Czę­sto za­sta­na­wia­łam się nad tym, jak ja tam prze­ży­łam, ale za­pewne ura­to­wał mnie fakt, że było lato, no i oczy­wi­ście to, że po­ja­wi­łam się na tym świe­cie nie­przy­pad­kowo i nie bez przy­czyny – moja mi­sja do­piero się za­czy­nała. Kiedy mama wró­ciła z pracy po po­po­łu­dnio­wej zmia­nie i we­szła do na­szego ba­raku, za­uwa­żyła, że Sta­siu z Zo­sią śpią na wer­salce przy­tu­leni do sie­bie, a oj­ciec leży na pod­ło­dze upity do nie­przy­tom­no­ści. W tym mo­men­cie za­częła pła­kać i bu­dzić go, krzy­cząc:

– Jezu Chry­ste, gdzie jest Agnieszka?!

Cała roz­trzę­siona i za­pła­kana wy­bie­gła z ba­raku. Szlo­cha­jąc, szu­kała mnie i wózka.

– Gdzie jest moje dziecko?! – krzy­czała.

W pew­nym mo­men­cie po­my­ślała, że może oj­ciec zo­sta­wił mnie nie­opo­dal w le­sie, gdzie czę­sto sie­dział na ławce i pił, więc na­tych­miast tam po­bie­gła. Już z da­leka zo­ba­czyła wó­zek i z ogrom­nym stra­chem, a za­ra­zem ulgą pod­bie­gła do niego. Jej oczom uka­zała się dwu­mie­sięczna Agnieszka, która ci­chutko tylko kwi­liła, bo nie miała już siły pła­kać, była mocno wy­zię­biona i głodna. Mama wró­ciła ze mną do ba­raku, na­kar­miła i utu­liła do snu. Na drugi dzień zro­biła ojcu kar­czemną awan­turę, ale on nie­spe­cjal­nie się prze­jął. I tak mi­jały dni – mama ciężko pra­co­wała, a oj­ciec od rana do wie­czora pił do nie­przy­tom­no­ści.

ROZDZIAŁ 2

Któ­re­goś pięk­nego dnia w związku z tym, iż mama była za­pi­sana do spół­dzielni miesz­ka­nio­wej, otrzy­mała przy­dział na miesz­ka­nie. Nie było to ja­kieś luk­su­sowe lo­kum, ale i tak o niebo lep­sze niż do­tych­cza­sowy ba­rak. Znaj­do­wało się w bloku na 8. pię­trze i miało dwa ma­lut­kie po­koje, cia­sną kuch­nię oraz to­a­letę – luk­sus, bo w końcu znaj­do­wała się w domu, nie trzeba już było wy­cho­dzić za ba­rak – a także mi­nia­tu­rowy bal­kon. Mama była wnie­bo­wzięta, że cho­ciaż tro­chę po­prawi nam się byt, ale oj­ciec nie­stety nie wy­ka­zy­wał du­żego en­tu­zja­zmu, po­nie­waż pra­wie w ogóle nie trzeź­wiał. Po pół roku od przy­działu by­li­śmy już w na­szym ma­lut­kim miesz­kanku z bar­dzo skrom­nym wy­po­sa­że­niem. Nie­stety na­sza ge­henna trwała. Mama na­dal nie była jesz­cze na tyle świa­domą osobą, aby zo­sta­wić ojca i za­koń­czyć ten kosz­mar. Sama je­stem już tak roz­wi­niętą du­chowo i świa­domą osobą, że ab­so­lut­nie nie mam do nich żalu, ani do ojca, ani do mamy. Kiedy bo­wiem w do­ro­słym ży­ciu za­czę­łam skła­dać wszyst­kie swoje ży­ciowe puz­zle, zro­zu­mia­łam, że sama wy­bra­łam so­bie wła­śnie ta­kich ro­dzi­ców. Je­stem tym du­szom wdzięczna, że zde­cy­do­wały się uczest­ni­czyć w mo­ich lek­cjach, choć za­pewne nie było to dla nich ła­twe za­da­nie.

Ro­bi­łam się co­raz star­sza. Gdy mia­łam 6 lat, a mój umysł był już w sta­nie za­pa­mię­tać wszystko, kosz­mar na­dal trwał. Było co­raz go­rzej, po­nie­waż oj­ciec ro­bił się co­raz agre­syw­niej­szy i prze­stał już cał­ko­wi­cie nad sobą pa­no­wać. Za­częły się po­tężne awan­tury, do­cho­dziło do rę­ko­czy­nów oraz sy­tu­acji, które do końca tego wcie­le­nia nie opusz­czą mo­jej pa­mięci, cho­ciaż już zo­stały przeze mnie prze­pra­co­wane i uzdro­wione. ­Oj­ciec wy­ćwi­czył w nas pe­wien na­wyk: kiedy nie wra­cał do domu do 18:00, to wszy­scy wie­dzie­li­śmy pod­świa­do­mie, że znowu przyj­dzie pi­jany i za­cznie się ko­lejny kosz­mar, tylko nikt nie miał po­ję­cia, co tym ra­zem wy­my­śli. Każdy aż za­mie­rał i trząsł się ze stra­chu, ja­kie tor­tury bę­dzie tym ra­zem sto­so­wał na nas lub na ma­mie. Za­zwy­czaj wra­cał późno w nocy, dzwo­nił i wa­lił do drzwi tak długo, aż wszy­scy są­sie­dzi nie ­po­wy­cho­dzili z miesz­kań albo jak któ­ryś z nich nie za­dzwo­nił na mi­li­cję. Wi­dzia­łam, że ma­mie było ogrom­nie wstyd i nie chciała, aby nas ­wy­ty­kali pal­cami, więc za­zwy­czaj po ja­kimś cza­sie wpusz­czała go do miesz­ka­nia. Ja, Sta­siu i Zo­sia by­li­śmy tak prze­ra­żeni, że cho­wa­li­śmy się pod koł­drami, a na­sze ciała były wręcz spa­ra­li­żo­wane. Zda­rzało się, że oj­ciec wcho­dził do na­szego po­koju i za­pa­lał świa­tło, a my uda­wa­li­śmy, że śpimy, pra­wie w ogóle nie oddy­cha­jąc, by nie po­ru­szyć koł­drą ani odro­binkę. Kiedy nie wcho­dził jed­nak do na­szego po­koju, tylko od razu kie­ro­wał się do mamy, ja i tak le­ża­łam sztywna ze stra­chu i z ca­łych sił za­ty­ka­łam uszy pal­cami, aby nie sły­szeć ko­lej­nej awan­tury. Za­zwy­czaj wy­zy­wał mamę od kurwy, szmaty, a co­raz czę­ściej do­cho­dziło do rę­ko­czy­nów. Po­mimo iż tak bar­dzo za­ty­ka­łam uszy, że aż skóra na mo­ich pal­cach ro­biła się sina, to i tak cza­sem sły­sza­łam szloch mamy. Po­tra­fi­łam tak długo le­żeć, wpa­tru­jąc się w drzwi, aż świa­tło w po­koju mo­ich ro­dzi­ców zga­sło. By­wało tak, że trwało to parę go­dzin, aż nad­cho­dził świt i za go­dzinę lub dwie mu­sia­łam wsta­wać do ze­rówki, a Zo­sia i Sta­siu do szkoły.

Mama ro­biła, co w jej mocy, i imała się róż­nych prac, sprzą­tała biura, pil­no­wała dzieci, a także miała pracę, którą wy­ko­ny­wała w domu. Mimo to czę­sto bra­ko­wało pie­nię­dzy na pod­sta­wowe po­trzeby, ta­kie jak je­dze­nie, prąd, gaz itp. Mama czę­sto cho­dziła po­bita przez ojca, jed­nak on za­da­wał ciosy w ta­kie miej­sca, aby nie było wi­dać. Ko­lej­nym z mo­ich kosz­ma­rów było za­ła­twia­nie swo­ich po­trzeb fi­zjo­lo­gicz­nych na bal­ko­nie. Kiedy oj­ciec wra­cał pi­jany i go­dzi­nami w nocy ro­bił awan­tury u nich w po­koju, ja ze stra­chu, aby nie prze­cho­dzić przez po­kój ro­dzi­ców do to­a­lety, mu­sia­łam za­spo­ka­jać swoje po­trzeby fi­zjo­lo­giczne do ­mi­ski, którą mia­łam uszy­ko­waną na bal­ko­nie. Cza­sami było mi strasz­nie zimno, pa­dał śnieg, a moje małe i kru­che ciało było całe otę­piałe, lecz nie­stety nie mia­łam in­nego wyj­ścia, jak za­ła­twić się do mi­ski. Nie za­wsze by­łam w sta­nie kon­tro­lo­wać te po­trzeby, do 12. roku ży­cia czę­sto mo­czy­łam się do łóżka. Cza­sem kiedy ojca nie było jesz­cze w domu, a był późny wie­czór, Staś i Zo­sia, aby mnie tro­chę uspo­koić oraz roz­we­se­lić, za­częli wy­my­ślać różne za­bawy, np. śpie­wa­li­śmy, ba­wi­li­śmy się w sko­ja­rze­nia albo z bra­tem ro­bili­śmy so­bie gim­na­stykę. To były te ułamki chwil, kiedy mog­li­śmy za­po­mnieć o tym pie­kle i cho­ciaż przez krótki czas być uśmiech­nię­tymi i spo­koj­nymi dziećmi.

Ta­kie było moje dzie­ciń­stwo do 6. roku ży­cia, a póź­niej oka­zało się, że to do­piero na­miastka tego, ja­kie lek­cje jesz­cze mnie cze­kały. Był to do­piero po­czą­tek drogi, którą wy­brała so­bie moja du­sza. Wtedy też za­częły po­ja­wiać się u mnie pa­ra­nor­malne sy­tu­acje, po­cząw­szy od snów. Za­czę­łam po­mału od­zy­ski­wać pa­mięć z po­przed­nich wcie­leń i ma­łymi kro­kami roz­po­czął się mój roz­wój du­chowy.

ROZDZIAŁ 3

Pomimo tego ca­łego kosz­maru mu­sie­li­śmy nor­mal­nie uczęsz­czać do szkoły, choć nie było ła­two. Sta­ra­li­śmy się, jak tylko mo­gli­śmy, lecz bar­dzo trudno było sku­pić swoją uwagę na lek­cji, a tym bar­dziej do­sta­wać do­bre oceny. Oj­ciec ter­ro­ry­zo­wał mnie, za­pewne dla­tego, iż by­łam jego bio­lo­gicz­nym dziec­kiem, więc Sta­siu i Zo­sia mieli tro­chę wię­cej swo­body, je­śli cho­dzi o na­ukę, bo ich edu­ka­cja go nie in­te­re­so­wała. Kiedy wra­ca­łam ze szkoły, a oj­ciec aku­rat był w domu, ni­gdy nie wolno mi było wyjść na dwór, aby po­ba­wić się z ró­wie­śni­kami. Za­raz po szkole zja­da­łam coś szybko w biegu, a na­stęp­nie przez 3–4 go­dziny mu­sia­łam czy­tać książkę, ale na tyle gło­śno, aby mój oj­ciec sły­szał w dru­gim po­koju. Kiedy przy­cho­dziła po mnie ko­le­żanka, to ni­gdy nie wolno mi było wyjść na­wet na krótki spa­cer. Cza­sem mocno pła­ka­łam z tego po­wodu, gdyż bar­dzo chcia­łam po­ba­wić się z ró­wie­śnicz­kami w ska­kankę lub po­grać w gumę.

Któ­re­goś razu, kiedy po raz ko­lejny oj­ciec przy­szedł do domu pi­jany, ale o dziwo do­syć wcze­śnie, bo około 20:00, zro­bił nam kar­czemną awan­turę, wy­zy­wał nas od de­bili, idio­tów itp. Mój brat, który miał wtedy za­le­d­wie 10 lat, chciał nas obro­nić i po­wie­dział ojcu, aby tak do nas nie mó­wił. Nie­stety spo­wo­do­wał tym jesz­cze więk­szą agre­sję i z tego po­wodu oj­ciec, chcąc się wy­żyć na mnie, ka­zał Sta­siowi i Zosi iść do swo­jego po­koju, a ja mia­łam stać przy jego łóżku na bacz­ność. Spa­ra­li­żo­wana stra­chem nie pro­te­sto­wa­łam, a on naj­zwy­czaj­niej w świe­cie po­ło­żył się spać, nie zwra­ca­jąc na mnie uwagi. Sta­łam tam i sta­łam, mi­nęła go­dzina, dwie go­dziny, a ja na­dal tam tkwi­łam. Wresz­cie mama wró­ciła do domu i ka­zała mi iść do na­szego po­koju i po­ło­żyć się spać. Tłu­ma­czyła mi, że oj­ciec i tak już śpi i nic nie bę­dzie pa­mię­tał, ale mój strach przed nim był tak ogromny, że sta­łam i na­wet nie drgnę­łam, kiedy mi­jały ko­lejne go­dziny… Gdy już nogi za­częły od­ma­wiać mi po­słu­szeń­stwa, na­gle oj­ciec się prze­bu­dził i pa­trząc na mnie, po­wie­dział:

– A co ty tu, kurwa, ro­bisz…? Spier­da­laj spać do swo­jego po­koju.

Wtedy jego słowa były jak wy­ba­wie­nie dla szczu­płej i wą­tłej sze­ścio­latki. Co prawda zo­stały mi rap­tem 3 go­dziny, aby się wy­spać i iść do szkoły, ale i tak było to o niebo lep­sze niż sta­nie na bacz­ność przy jego łóżku. Do szkoły prze­waż­nie szłam nie­przy­go­to­wana, po­nie­waż nie mia­łam wa­run­ków, aby choć tro­chę się po­uczyć. Czę­sto bra­ko­wało mi też po­trzeb­nych przy­bo­rów ta­kich jak cyr­kiel, li­nijka, ekierka. Zwy­kle szłam bez śnia­da­nia. W szkole wy­pi­ja­li­śmy mleko, które na­le­żało się dzie­ciom z ubo­gich ro­dzin, ale to i tak było nic i czę­sto na lek­cji bur­czało nam w brzu­chach. Mama cały czas ro­biła, co mo­gła, ale było jej trudno w po­je­dynkę. Oj­ciec już wtedy prak­tycz­nie prze­stał da­wać ja­kie­kol­wiek pie­nią­dze na ro­dzinę. Czę­sto mama wy­my­ślała nam różne po­trawy, które nie były skom­pli­ko­wane, ale za to bar­dzo syte, np. ce­bula na pa­telni z tłusz­czem, chleb sma­żony z solą czy ma­ka­ron go­to­wany z jaj­kiem. Spo­ra­dycz­nie zda­rzało się tak, że oj­ciec wra­cał do domu w miarę nor­malny i przy­no­sił siatkę, z któ­rej wy­sta­wał ja­kiś fu­trza­sty zwie­rzak. Jak się póź­niej oka­zało, były to bo­bry. Ob­dzie­rał je ze skóry, a po­tem cały dzień go­to­wał, na­stęp­nie wkła­dał do pie­kar­nika i piekł. Pa­mię­tam, że w te dni w domu pa­no­wał dziwny za­pach go­to­wa­nego mięsa. Kiedy przy­rzą­dził już owo zwie­rzę, wo­łał nas wszyst­kich do stołu i na­kła­dał każ­demu na ta­lerz so­lidną por­cję. Nikt z nas nie mógł znieść tego za­pa­chu, a co do­piero to jeść, ale wtedy oj­ciec krzy­czał na nas gło­śno i mó­wił, że je­śli nie zjemy do końca, to nie odej­dziemy od stołu. Ze łzami w oczach prze­ły­ka­li­śmy małe kęsy, a jak oj­ciec wy­cho­dził na chwilę z po­koju, to cho­wa­li­śmy je­dze­nie do kie­szeni, aby wy­glą­dało na to, że zje­dli­śmy – tak bar­dzo ba­li­śmy się go roz­zło­ścić, wie­dząc, że bę­dzie z tego ko­lejna awan­tura. Czę­sto moja sio­stra Zo­sia już nie wy­trzy­my­wała i szła do to­a­lety, gdzie pusz­czała gło­śno wodę, aby nie dało się ni­czego usły­szeć, i po pro­stu wy­mio­to­wała. Zda­rzało się, że oj­ciec ni­g­dzie nie wy­cho­dził i cały czas sie­dział w domu, ale wtedy także cho­dził pi­jany, po­nie­waż w ma­giczny spo­sób co rusz ktoś z nas znaj­dy­wał pu­stą bu­telkę po de­na­tu­ra­cie lub wo­dzie brzo­zo­wej, a to w pralce, a to na przy­kład w worku na kla­merki.

W wieku 6 lat do­świad­czy­łam pierw­szych dziw­nych snów, które miały wpro­wa­dzić mnie w świat du­cho­wego roz­woju oraz świa­do­mo­ści. Od tego też czasu za­czę­łam ma­łymi kro­kami ro­zu­mieć, po co i dla­czego się to wszystko dzieje: cały ten lęk, strach i cier­pie­nie. Pa­mię­tam mój pierw­szy sen, jakby to było dzi­siaj, a mi­nęło już pra­wie pół wieku. Śniło mi się wtedy, że prze­by­wam w bar­dzo ja­snym miej­scu, ale nie było to po­miesz­cze­nie, ra­czej prze­strzeń, która ema­no­wała ja­snym ró­żo­wo­fio­le­to­wym świa­tłem. Samo to świa­tło wcale nie było ośle­pia­jące, tylko dało się od­czuć, że bije od niego cie­pło i bez­wa­run­kowa mi­łość. Pa­mię­tam jesz­cze, że mia­łam na so­bie białe dłu­gie szaty, a obok mnie stały istoty, które miały wiel­kie białe skrzy­dła. Nie da się ubrać w słowa, jaką bło­gość oraz ja­kie bez­pie­czeń­stwo tam czu­łam. Pa­mię­tam także, że jedna z istot po­wie­działa, iż ze­szłam na pla­netę Zie­mia, aby ra­to­wać za­gu­bione du­sze nie­ra­dzące so­bie z lek­cjami, które mają tu­taj do prze­ro­bie­nia, a także aby pod­nieść wi­bra­cje pla­nety. Wiem, że ta roz­mowa była dłuż­sza, jed­nak z tego snu udało mi się za­pa­mię­tać tylko ten ury­wek. Kiedy się prze­bu­dzi­łam, po­czu­łam ogromną tę­sk­notę za tym miej­scem i chcia­łam jak naj­prę­dzej tam wró­cić. Mu­szę wspo­mnieć, że jako mała dziew­czynka nie po­czu­łam wtedy ani odro­biny stra­chu. W moim domu bar­dzo czę­sto roz­ma­wiało się o du­cho­wo­ści, prze­po­wied­niach, ry­tu­ałach oraz zio­ło­lecz­nic­twie. Mama czę­sto roz­pra­wiała o tym z moją bab­cią oraz pra­bab­cią, które całe ży­cie zaj­mo­wały się spra­wami ezo­te­rycz­nymi. Wiem też, że były to osoby dłu­go­wieczne i obie do­żyły stu lat, ni­gdy nie cho­dząc do żad­nego le­ka­rza. Je­żeli co­kol­wiek za­czy­nało im do­le­gać, na­tych­miast wpro­wa­dzały le­cze­nie zio­łami, a znały się na tym i do­sko­nale wie­działy, ja­kie zioła są na jaką cho­robę. Czę­sto przy­słu­chi­wa­łam się temu, pró­bu­jąc jak naj­wię­cej z tego zro­zu­mieć, oczy­wi­ście na ile mógł przy­swoić to mój sze­ścio­letni umysł. Pa­mię­tam, jak bab­cia wspo­mi­nała o tym, że moja mama uro­dziła mnie tego sa­mego mie­siąca i tego sa­mego dnia oraz o tej sa­mej go­dzi­nie, co ona uro­dziła ją. Te­raz z per­spek­tywy czasu wiem, że mama była oświe­coną du­szą i nie był to ża­den przy­pa­dek.

ROZDZIAŁ 4

Kiedy mój brat Sta­siu był już nieco star­szy, miał może około 14 lat, oj­ciec czę­sto za­cze­piał go bez po­wodu – sztur­chał, po­py­chał, pró­bo­wał ude­rzyć. Nam, czyli mnie i mo­jej sio­strze Zosi, także czę­sto ob­ry­wało się bez po­wodu, ale brat za­wsze chciał nas bro­nić i brał winę na sie­bie. Któ­re­goś razu oj­ciec stan­dar­dowo wró­cił do domu pod wpły­wem al­ko­holu i za­wo­łał wszyst­kich do swo­jego po­koju. Groź­nym gło­sem za­py­tał, kto zro­bił tę dziurkę w ścia­nie. Na po­czątku nikt z nas nie wie­dział, o co mu cho­dzi, ale po chwili, kiedy po­de­szli­śmy bli­żej, za­uwa­ży­li­śmy mi­nia­tu­rową dziu­reczkę w tynku. Za­czę­li­śmy się tłu­ma­czyć zgod­nie z prawdą, że nikt z nas tej dziurki nie zro­bił i że pierw­szy raz ją wi­dzimy na oczy, ale oj­ciec wstał i za­czął krzy­czeć, że wszy­scy mamy się usta­wić pod ścianą i do­póki się nie przy­znamy, bę­dziemy tak stali. Było to dla nas tak nie­wia­ry­godne, że aż nie­moż­liwe, ale wie­dzie­li­śmy, że on nie żar­tuje. Nikt z nas nie mógł się jed­nak przy­znać do cze­goś, czego  nie zro­bił. Sta­li­śmy tak i sta­li­śmy, a go­dziny mi­jały. W końcu nie­mal mdle­jący brat po­wie­dział, że weź­mie winę na sie­bie, bo w in­nym wy­padku oj­ciec bę­dzie nam tak ka­zał stać przez całą noc. Na po­czątku nie chcia­ły­śmy się zgo­dzić, ale wie­dzia­ły­śmy, że dłu­żej już nie damy rady, a Sta­siu naj­zwy­czaj­niej w świe­cie chciał nas chro­nić. Kiedy brat oznaj­mił, że jed­nak on zro­bił tę dziurkę w ścia­nie, oj­ciec ka­zał nam iść do po­koju, a Sta­sia tak zlał, że ten pra­wie nie mógł cho­dzić. Wszy­scy wtedy pła­ka­li­śmy, ale wie­dzie­li­śmy, że je­ste­śmy jesz­cze zbyt mali i za słabi, aby się ojcu w końcu prze­ciw­sta­wić. Do ta­kich sy­tu­acji i ab­sur­dów do­cho­dziło co­raz czę­ściej, choć mama sta­rała się nas chro­nić, jak tylko mo­gła, to za­zwy­czaj sa­mej jej się za to ob­ry­wało.

Oj­ciec miał matkę, czyli moją bab­cię, która miesz­kała w zu­peł­nie in­nej dziel­nicy i za bar­dzo się mną nie in­te­re­so­wała, choć by­łam jej wnuczką. Od czasu do czasu jeź­dzi­łam do niej w od­wie­dziny, jed­nak któ­re­goś dnia – mia­łam wtedy około 12 lat – by­łam bar­dzo zmę­czona i do niej nie po­je­cha­łam. Kiedy oj­ciec wró­cił do domu i się o tym do­wie­dział, tak mnie mocno ude­rzył w twarz, że chleb, który wła­śnie trzy­ma­łam w ręku, wy­lą­do­wał na szafce, a oku­lary, które już wtedy no­si­łam, po­nie­waż mia­łam po­tężną wadę wzroku, od­biły się od ściany i spa­dły na zie­mię całe po­tłu­czone. Pró­bo­wa­łam tłu­ma­czyć, że źle się czu­łam i dla­tego nie po­je­cha­łam, ale na nic się to zdało. Mama, sły­sząc to z dru­giego po­koju, od razu przy­bie­gła i za­częła mnie bro­nić, ale jak zwy­kle i jej się obe­rwało. Wresz­cie oj­ciec wście­kły wy­szedł z po­koju, a ja cała roz­trzę­siona i za­pła­kana za­czę­łam szu­kać swo­ich oku­la­rów. Kiedy je zna­la­złam, były pęk­nięte, a jedna strona opra­wek uszko­dzona na tyle mocno, że nie dało się ich za­ło­żyć. Nie chcąc wy­wo­łać ko­lej­nej awan­tury i wie­dząc, że nie stać nas na nowe oprawki, skle­iłam je so­bie ta­śmą kle­jącą, aby mo­gły utrzy­mać się na no­sie. Bar­dzo się wsty­dzi­łam cho­dzić w ta­kich oku­la­rach do szkoły, ale wie­dzia­łam, że je­żeli nie na­łożę ich na nos, to nie­wiele będę wi­działa. Choć na­sze ży­cie pełne było stra­chu i prze­mocy, ja mia­łam co­raz czę­ściej sny, które wpro­wa­dzały mnie w stan spo­koju, bło­go­ści oraz uko­je­nia.

Co­dzien­nie gdy wra­ca­li­śmy ze szkoły, ze stra­chu bra­ko­wało nam tchu, po­nie­waż nie wie­dzie­li­śmy, co tym ra­zem się wy­da­rzy i jaki kosz­mar znów nas czeka. Ja po­mimo mo­ich 12 lat by­łam już na­prawdę świa­do­mym dziec­kiem i wie­dzia­łam, że nic nie dzieje się bez przy­czyny. Czu­łam nad sobą opiekę wszech­świata i zda­wa­łam so­bie sprawę, że je­żeli przy­szłam na świat tu­taj, to zna­czy, iż jest ku temu po­wód, a moja du­sza do­sko­nale wie, co robi. Z tego po­wodu nie czu­łam urazy, żalu czy smutku, nie po­tra­fi­łam na­rze­kać na swoje ży­cie.