Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Oparta na prawdziwych wydarzeniach opowieść o przyjaźni, miłości i odwadze. O wielkości wspomnień, porzuconych marzeniach i nadziei na lepszy los.
Troje przyjaciół – Beata, Adam i Szymon – przyjeżdża do niewielkiej miejscowości pod Lwowem, aby poznać przeszłość swoich rodzin. Każde z nich ma inne oczekiwania i cel podróży do miejsca, w którym nigdy przedtem nie byli.
Spotykają się ze starszą kobietą – Heleną – która znała ich przodków, a w nich samych dostrzega podobieństwo do przyjaciół z dawnych lat.
Jakie historie skrywa kobieta? Jak wojenna zawierucha wpłynęła na losy przodków Beaty, Adama i Szymona? Ile wspomnień jest w stanie pozostać w pamięci na zawsze?
Małgorzata Mikos zabiera nas we wzruszającą podróż, pokazując jak bardzo dbać trzeba o przeszłość, by można było budować teraźniejszość.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 446
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tym, którzy tu byli.
I tym, którzy nadejdą.
Małgorzata Mikos
Mój dom
mój dom tam daleko
wśród polnych kwiatów
pól zbóż i słoneczników po horyzont
wśród lasów tajemniczych
rzek i strumieni
na niebie tysiące gwiazd
gdzie lata gorące, a zimy mroźne
gdzie ptaki śpiewają najpiękniej
gdzie zostały pamiątki i kości bliskich
zeszłej nocy przyszedł do mnie sen
a w nim mój dom rodzinny
i twarze rozmazane
i tamto życie – o którym nigdy nie zapomniałem
Rozdział 1
Busk, 28 czerwca 2011 roku
Dochodziło południe, a mimo czerwcowego słońca wyłaniającego się od czasu do czasu zza chmur powietrze miało w sobie więcej z chłodnawej wiosny niż z lata. Adam i Szymon stali przed wysokim płotem z drewnianych sztachet. Wokoło panował nietypowy spokój. Taki, którego nie doświadczy człowiek mieszkający w mieście, nawet tym mniejszym. Cisza i spokój, które mogły oznaczać zarówno coś dobrego, jak i złego.
Z miejsca, w którym stali, niewiele można było dostrzec. Widok zasłaniały gęste zarośla, zza których ledwo wyłaniał się niewielki fragment dachu ze strzechy. Wszędzie znaki opuszczenia, zaniedbania, zapomnienia.
Za ich plecami rozległ się trzask zamykanych drzwi samochodu, a po chwili usłyszeli zbliżające się kroki.
– Czy jesteście pewni, że to właściwy adres? – zapytała Beata, zatrzymując się pomiędzy mężczyznami. – Przecież tu niczego i nikogo nie ma. Wiecie co? Coś mi mówi, że ktoś zrobił nam głupi żart.
– Nikt nie byłby na tyle przebiegły i pomysłowy jak ty, żeby coś takiego zrobić – odparł Adam. Szturchnął ją ramieniem.
Szymon wyciągnął z kieszeni spodni zmięty kawałek papieru i odczytał na głos zapisane w pośpiechu wytyczne trasy.
– Numer czternaście – wskazał na wyryte cyfry w drewnianej sztachecie obok furtki – na obrzeżach miasta. Wszystko się zgadza.
– Nie sądzicie, że trochę tu... Sama nie wiem... – Urwała, szukając odpowiedniego słowa.
– Zbyt cicho? – zapytał Adam.
– Nie o to chodzi. – Pokręciła głową. – Naprawdę nie czujecie tego napięcia, tego duszącego niepokoju? Nie macie wrażenia, że ktoś nas obserwuje?
– Może. A ty – Adam zwrócił się do przyjaciela – też masz takie wrażenie?
Szymon wzruszył jedynie ramionami, nie odrywając wzroku od bliżej nieokreślonego punktu przed nimi.
– Te okolice wydają się dziwnie znajome – powiedziała po dłuższej chwili Beata. – Zupełnie jakbym już tu kiedyś była.
Nagły podmuch wiatru zakołysał rosnącymi tuż obok krzakami. Grupa wymieniła się spojrzeniami, zaskoczona tym zjawiskiem.
– Mówię wam, to znak – stwierdziła Beata.
– Przecież nic nadzwyczajnego się nie stało! – rzucił Adam.
Nie miała ochoty na kolejną bezsensowną dyskusję. Odchodząc, słyszała za plecami chichoty mężczyzn i przykre docinki, ale nie przejęła się tym. Stanęła kilka metrów dalej i rozejrzała się uważnie. Wąska droga gruntowa, pole ciągnące się po horyzont, kawałek dalej niewielki zagajnik. Do najbliższych zabudowań był nieco ponad kilometr.
– Sielsko, prawda? – zapytał Adam, podchodząc do niej.
– Sielsko jest poza miastem, nie poza cywilizacją – odparła dziewczyna.
– Nie jest tak źle – zaprotestował Szymon, zmierzając w ich kierunku. – Zawsze mogłoby być gorzej.
– Przecież to totalna dziura! Nie ma tu nic, oprócz tej przytłaczającej ciszy. Naprawdę tego nie czujecie? Tego dziwnego napięcia?
Nieco ponad rok temu dowiedzieli się o Busku. Minęło wiele tygodni, zanim podjęli decyzję o przyjeździe do miejscowości, którą wyobrażali sobie całkiem inaczej. „Urokliwe miasto z dala od niezdrowego pędu codzienności, w którym żyje się w zgodzie z naturą” – zachęcał jeden z serwisów internetowych o podróżach. Zdjęcia i opisy kusiły, aby odwiedzić te tereny i poznać ich mieszkańców. Zwłaszcza że Busk był miastem z niezwykłą historią, w którym od dawna łączyły się różne kultury i religie.
Przygotowując się do tej wyprawy, nie przypuszczali nawet, że spotka ich tak wiele zachwytów i rozczarowań. Ostatni etap podróży minął im wśród zieleni i opuszczonych miejsc pamiętających lepsze czasy. Te zawsze przykuwają ludzką uwagę.
Mury są niczym strażnicy – znają historię i tajemnice osób, które w nich przebywały. Pamiętają lepsze i gorsze momenty, często są świadkami przełomowych chwil. Wraz z biegiem czasu straszą, ale milczą, pozostawiając rozbudzonej wyobraźni jedynie domysły o swej przeszłości.
Teraz, stojąc przed tą opuszczoną posesją, wokół której panował nadzwyczajny spokój, cała trójka wiedziała, że za tą osobliwą atmosferą kryje się coś więcej. Coś, co kazało im tu przyjechać. Coś, co miało dać im odpowiedzi na pytania, które przez lata piętrzyły się w ich głowach.
– Przyznajcie, że są tu ładne widoki i świeże powietrze – stwierdził Szymon z uśmiechem. – Nie to, co u nas, w dużym mieście.
– Jakby to coś mogło zmienić – wymamrotała Beata, rozcierając zmarznięte dłonie. – Na którą umówiliście się z tym mężczyzną?
– Na piętnastą – oznajmił Szymon, zapinając bluzę. – Mamy jeszcze trochę czasu.
– Trochę czasu?! – Beata posłała mu lodowate spojrzenie. – Przecież to całe trzy godziny!
– Nie sądziłem, że uda nam się tu dojechać tak szybko – odparł Szymon i dodał cichszym głosem: – Nie po tym, jak guzdraliście się po śniadaniu.
– Jasne, najlepiej zrzucić winę na innych – odparła Beata.
– Przestańcie się kłócić! – zarządził Adam. – Zamiast stać i marznąć przez kolejne trzy godziny, proponuję mały spacer po okolicy albo spędzenie pozostałego czasu w ciepłym aucie.
– Wreszcie ktoś mówi coś z sensem – stwierdziła Beata i ruszyła w stronę zaparkowanego kawałek dalej pojazdu.
– Kto ostatni w samochodzie – zawołał radośnie Adam, wymijając kobietę – płaci za pierwszy posiłek w drodze powrotnej!
– To niesprawiedliwe! – krzyknął Szymon, zostając daleko w tyle za pozostałymi. – Słyszycie?
Nie zareagowali na słowa przyjaciela. Śmiejąc się głośno, Beata i Adam pognali przed siebie i niemal jednocześnie dobiegli do pojazdu. Łapiąc oddech, czekali na przyjaciela, który wolnym krokiem zmierzał w ich kierunku, sprawdzając coś w telefonie.
– I padło na ciebie! – zaśmiała się Beata.
– Mówi się trudno – odparł Szymon.
Kiedy za ostatnim zamknęły się drzwi, w samochodzie na dłuższą chwilę zapanowała niezręczna cisza. Każde z nich na parę sekund zanurzyło się we własnym świecie. Szymon dalej pisał coś pośpiesznie na telefonie, Adam mocował się z zamkiem bluzy, który się zaciął. Beata pocierała dłonią o dłoń, próbując je rozgrzać.
– Wiecie co? – zagadnęła w pewnej chwili z tylnego siedzenia. – To miejsce byłoby fantastyczne do wykorzystania w filmie. No wiecie, idealna scenografia jakiejś okrutnej zbrodni.
– Zawsze mówisz to samo, gdy tylko znajdziemy się z dala od cywilizacji. – Szymon podsumował jej słowa z przekąsem. – Czy któreś z was ma tu zasięg? U mnie ani jednej kreski.
Sprawdzili kolejno. Żadne z nich nie miało jakiejkolwiek łączności.
– Wspaniale! Po prostu wspaniale! – burknęła Beata, chowając w złości telefon do torby.
– Co się martwisz, co się smucisz, ze wsi jesteś, na wieś wrócisz – wyrecytował Adam.
Wszyscy głośno się roześmiali.
– Nie ma to jak wyczucie chwili – wydusił Szymon, krztusząc się od śmiechu.
Chwilę później cała trójka rymowała te słowa zasłyszane, gdy byli jeszcze dziećmi. A teraz, w miejscu, które za parę chwil mogło dać im odpowiedzi na dziesiątki pytań, te słowa nabierały innego znaczenia.
– A jeśli stanie się coś złego? – zapytała nagle Beata. – Jeśli będzie potrzebna pomoc?
Adam spojrzał na nią we wstecznym lusterku.
– Jeśli coś takiego nastąpi, będziemy się tym martwić później.
Po chwili dziewczyna wcisnęła się w wolną przestrzeń między przednimi siedzeniami.
– To miejsce jest przerażające. Kiedy tam stałam przy płocie, przeszedł mnie dziwny dreszcz. Wy też to poczuliście?
– Zaprzeczam, niczego specjalnego nie odnotowałem – odpowiedział Szymon, znów pisząc coś na telefonie. – Ani wtedy, ani teraz.
– Powiem ci coś. – Adam spojrzał na nią przelotnie przez ramię, po czym również wrócił do przeglądania treści w telefonie. – Oglądasz za dużo filmów grozy.
Siedzący obok niego Szymon zachichotał, ale jej nie było do śmiechu. Opadła ciężko na siedzenie, krzyżując ręce na piersi.
– Nie obrażaj się. – Szymon posłał jej uśmiech we wstecznym lusterku. – Tak tylko żartujemy.
Osunęła się jeszcze bardziej na siedzeniu. Jej wzrok zatrzymał się na działce, celu ich podróży. Miejscu, które miało pozwolić im poznać przeszłość. Wysoka trawa wokół domu uginała się, falując i bawiąc się ludzką wyobraźnią. Beata już miała powiedzieć, że pogoda się zmienia, ale zanim to zrobiła, odpłynęła myślami daleko, tysiące kilometrów od miejsca, w którym się znajdowali. Ktoś coś opowiadał, ktoś się śmiał. A ona siedziała, zahipnotyzowana powolnymi ruchami traw i liści na drzewach. Zupełnie jakby przyglądała się światu z wnętrza bańki mydlanej.
„Dom”.
Beata krzyknęła, gwałtownie wzdrygając się na dźwięk nieznajomego głosu. Przyjaciele odwrócili się do niej zaskoczeni. Z mocno bijącym sercem przyglądała się im, zastanawiając, czy również usłyszeli to, co ona.
– Wszystko w porządku? – zapytał Szymon, wychylając się zza przedniego siedzenia.
Głos ugrzązł jej w gardle i tylko kilkukrotnie poruszyła ustami. Jej wzrok wędrował między mężczyznami na przednich siedzeniach. Trzęsła się, a w jej głowie zapanowała pustka.
– Beata, wszystko w porządku? – dopytywał Szymon. – Beata?!
– Nie słyszeliście? – wydukała przestraszona kobieta. – Nie słyszeliście tego głosu?
– Jakiego głosu? – zdziwił się Adam. – O czym ty mówisz?
Przerażona odwróciła wzrok. Na zewnątrz panował spokój. Drzewa, strażnicy tajemniczej posesji, stały w bezruchu i obserwowały. Po wcześniejszym wietrze nie było śladu. Przez myśl przeszło jej, że to tylko wyobraźnia. Coś jednak wciąż nie dawało jej spokoju. Ten głos był tak bardzo rzeczywisty, tak przerażający. Jeszcze mocniej zacisnęła dłonie na materiale kurtki.
– O czym ty mówisz? – zapytał Szymon, chcąc zachęcić ją do powiedzenia czegoś więcej. – Żaden z nas niczego nie powiedział przez ostatnią minutę ani niczego nie słyszał.
Jej wzrok wędrował między twarzami mężczyzn a ich dłońmi, w których ściskali telefony komórkowe.
Zaśmiała się nerwowo.
– To nie było śmieszne, ale gratuluję świetnie wykonanej roboty. – Widząc na twarzach towarzyszy zmieszanie, dodała: – Żart ze zmienionym głosem. Pomysł pierwsza klasa! – Teatralnie zaklaskała w dłonie. – Gratulacje! Komu tym razem przypada zaszczyt Króla Wkrętu?
Mężczyźni wymienili spojrzenia. Byli zdezorientowani jej słowami i zachowaniem.
– Żadnemu – odpowiedział Szymon. – Tym razem nie było żadnego wkrętu.
– Szymon mówi prawdę – potwierdził Adam.
Zmieszana wbiła wzrok w dłonie.
– Dom – wyszeptała. – Naprawdę nie słyszeliście głosu mówiącego „dom”?
Zgodnie zaprzeczyli. Dziwny niepokój, który pojawił się, gdy tylko znalazła się w pobliżu tej działki, przybrał na sile. Jej oddech uległ spłyceniu, a po chwili pojawiło się nieprzyjemne mrowienie w koniuszkach palców.
– Przesłyszałaś się – zauważył Adam, widząc jej podenerwowanie. – Pewnie się zdrzemnęłaś i to wszystko tylko ci się przyśniło.
Nie zdążyła zaprzeczyć i zapewnić, że to ona ma rację, a oni się mylą. Ubiegł ją Szymon, oznajmiając z ekscytacją, że chyba przyjechał ten, z którym byli umówieni.
Wyjrzała zza siedzenia kierowcy i przez przednią szybę dostrzegła zbliżający się powoli samochód.
– Już tu jest? – zapytała zaskoczona. – Nie za wcześnie?
– Już?! – Szymon spojrzał na nią we wstecznym lusterku. – Chciałaś chyba powiedzieć „w końcu”. Ma siedemnaście minut spóźnienia.
– Siedemnaście minut? – wyszeptała, ale nikt nie usłyszał jej głosu, bo nagle została w pojeździe sama.
Odczekała chwilę, zanim wysiadła i dołączyła do przyjaciół.
– Gotowi na odkrycie zagadki, która przywiodła nas aż tutaj? – zapytał Adam, pewnym krokiem ruszając w kierunku wysiadającego z samochodu mężczyzny.
– Oczywista sprawa! – odparł Szymon.
Mężczyzna spojrzał przez ramię na Beatę, a ona uśmiechnęła się, udając, że podziela ten entuzjazm, co oni. Teraz pojawiły się wątpliwości, czy dobrze robią, rozgrzebując sprawy z przeszłości. Sprawy, które być może na zawsze powinny zostać nierozwiązane.
– Dzień dobry! – powitał ich mężczyzna o szpakowatych włosach. – Proszę wybaczyć to spóźnienie, ale nie mogłem się do pana dodzwonić i poinformować, że nie zjawię się na miejscu o umówionym czasie.
– Proszę się nie martwić, nie czekaliśmy długo – powiedział Szymon z uśmiechem. – Najważniejsze, że mogliśmy się spotkać. Jestem Szymon, a to Beata i Adam.
Mężczyzna uścisnął ich dłonie, ale w wyrazie jego twarzy była pewnego rodzaju niechęć.
– Roman Biliński. Jak już panu wcześniej mówiłem, nie mogę państwa wpuścić na teren posesji. Znajduje się ona pod opieką mojej rodziny i to my za nią odpowiadamy.
– Zaraz, zaraz! – Beata pociągnęła Szymona za ramię, zmuszając go tym samym, aby na nią spojrzał. – Wiedziałeś o tym i nic nam nie powiedziałeś?!
– Pewnie – odparł ze spokojem.
– Osiemset kilometrów przejechanych na marne... – mruknął Adam, wbijając wzrok w przyjaciela.
– I mimo to kazałeś nam tu przyjechać?! – wycedziła ze złością Beata. – Jak mogłeś?!
– Zrozumcie, to była jedyna szansa, aby odkryć, co nas łączy – powiedział Szymon. – Naszą tajemnicę, rozumiecie?
– Mogłeś nam powiedzieć, zamiast podejmować decyzję za nas! – do dyskusji włączył się Adam.
Beata uniosła ręce w geście poddania. Adam nawet nie spojrzał na przyjaciela. Stał dwa kroki dalej, z rękoma schowanymi głęboko w kieszeniach spodni. Rozglądał się, błądząc myślami gdzieś daleko stąd. Słyszał cichy śmiech, jakieś niezrozumiałe strzępy rozmowy. W pewnej chwili poczuł dotyk na lewym ramieniu. Wzdrygnął się, rozglądając nerwowo wokoło. Pod rękawem bluzy wciąż czuł dziwne gorąco, które rozchodziło się ku koniuszkom palców. Z lekkim przestrachem podszedł nieco bliżej przyjaciół.
– Panie Szymonie – odezwał się starszy mężczyzna poważnym tonem – wyjaśniłem panu, że nie mogę udzielić panu ani nikomu innemu informacji na temat tego miejsca i jego historii.
Na dłuższą chwilę zapanowało milczenie. Oni byli zmęczeni dwudniową podróżą. Nowo poznany mężczyzna nie zamierzał zmienić zdania i im pomóc. Znaleźli się w patowej sytuacji. Roman Biliński obracał w dłoniach brelok z kluczami, które dźwięczały przy każdym ruchu, i lustrował ich przenikliwym spojrzeniem. Byli przekonani, że mężczyzna odlicza w myślach czas do zakończenia tego spotkania. Wiedzieli również, że to ich ostatnia szansa, a czas powoli dobiegał końca.
– Jeśli to wszystko, w czym mogę państwu pomóc – odezwał się mężczyzna, przekładając pęk kluczy do drugiej ręki – to chyba...
– Chciałem, abyśmy spotkali się twarzą w twarz – Szymon wszedł mężczyźnie w słowo – ponieważ jest jedna sprawa, o której trudno byłoby porozmawiać przez telefon.
Chłopak sięgnął do kieszeni bluzy, z której wyciągnął kopertę. Z jej wnętrza wyjął złożoną na pół pożółkłą kartkę.
– Może to zmieni pana zdanie – powiedział chłopak, podając papier.
Cała trójka w napięciu obserwowała nieznajomego, próbując odczytać cokolwiek z wyrazu jego twarzy. Mężczyzna w milczeniu wodził wzrokiem po zapisanych słowach.
– To niemożliwe... – wyszeptał Biliński. – Skąd pan to ma?
– Dlatego chciałem się z panem spotkać. Sądzę, że ta kartka wszystko zmienia. Mam rację?
Mężczyzna skinął lekko głową. Beata i Adam wymienili spojrzenia. Przez kilka miesięcy głowili się, co mogą oznaczać zapisane na kartce słowa, które dla nich nie mały żadnego sensu.
– Ale skąd pan to ma? – Mężczyzna powtórzył pytanie, wbijając w Szymona przenikliwe spojrzenie.
– Moja babka trzymała to w szkatułce ukrytej w szafie między ubraniami i innymi drobiazgami. Kiedyś, na krótko przed swoją śmiercią, napomknęła, że ten papier ma związek z naszą rodziną, ze mną i z innymi. Znaleźliśmy ją podczas porządkowania mieszkania po dziadkach. Adres tej działki, jak się później okazało, zapisała moja babka. Wszędzie rozpoznałbym jej pismo.
– Z innymi? – zdziwił się Roman Biliński. – Kogo miała na myśli?
– Skąd mam to wiedzieć? Czasami zostawiała człowieka z domysłami, niczego nie wyjaśniając. Trochę czasu zajęło mi znalezienie numeru telefonu do pana. Sądziłem, że może pan pomoże nam w rozwiązaniu tej zagadki.
Roman Biliński roześmiał się głośno, a wokół jego oczu jeszcze mocniej zarysowały się bruzdy.
– Niestety, nie pomogę wam. Ale znam kogoś, kto chyba będzie mógł wam pomóc. Zwłaszcza gdy zobaczy tę kartkę.
– Świetnie! – ucieszyła się Beata. – Kto to taki?
– Helena Bilińska, moja matka.
– Naprawdę? To cudownie! Mieszka gdzieś w okolicy? Może moglibyśmy ją odwiedzić?
– Od kilku lat ze względu na wiek mieszka ze mną i moją żoną we Lwowie, ponad pięćdziesiąt kilometrów stąd.
– A tak dobrze zaczynało nam iść... – mruknął Adam, niezadowolony z powodu kolejnej przeszkody.
– Tak się składa, że mamy zarezerwowany nocleg we Lwowie. Czy moglibyśmy się z nią jednak spotkać i porozmawiać? – zapytał Szymon. – Oczywiście jeśli to nie będzie kłopot.
– Cóż... – Mężczyzna przeczesał dłonią krótko ostrzyżone włosy. – To, czy ona zechce z wami rozmawiać, nie zależy już ode mnie. Przyznam, że niechętnie wraca do przeszłości. Zwłaszcza teraz, po tylu latach.
– Ale jest szansa, nawet niewielka, że zrobi dla nas wyjątek? – zapytała Beata.
– Pani...
– Beata.
– Tak, pani Beato, zawsze jest nadzieja. Ale w tym wypadku jest ona bardzo nikła. Nie wiem, czy w ogóle jest jakikolwiek sens, aby podejmować tę próbę. Kilka kroków stąd jest zasięg. Zadzwonię do niej i wszystkiego się dowiem – rzucił, oddalając się od przybyłych.
Przez dłuższą chwilę w milczeniu obserwowali, jak mężczyzna rozmawia przez telefon.
– Chyba się udało – wyszeptał Szymon, gdy mężczyzna ruszył w ich kierunku. – Czuję, że będzie dobrze.
– Los wam sprzyja. – Biliński uśmiechnął się szczerze. – Zainteresowała ją ta kartka i za wszelką cenę chce was poznać.
Mężczyzna zapisał coś na kartce, którą znalazł w kieszeni.
– Nasz adres. Telefon już pan zna. Proszę przyjechać jutro o dziewiątej.
– Pochodzi pan z tych terenów? – zapytał Adam.
Mężczyzna nieśmiało przytaknął.
– To niesamowite, że tak dobrze mówi pan po polsku, w dodatku bez akcentu.
Biliński zaśmiał się krótko.
– Cóż, to nie żadna tajemnica. To zasługa mojej matki, która zawsze pilnowała, byśmy mówili poprawnie. Zawsze powtarzała, że choć mieszkamy poza granicami, jesteśmy i zawsze będziemy Polakami.
– Niebywałe – westchnęła Beata. – Podziwiam upór pana matki.
– Jutro będzie pani mogła osobiście jej to przekazać.
Gdy się pożegnali, a Biliński odjechał, nie wsiedli od razu do samochodu. Gdzieś w oddali rozległ się głośny świst, jakby ktoś zagwizdał zza płotu. Spojrzeli w kierunku, skąd nadszedł ten osobliwy odgłos.
– Dobra panowie, czas na nas – zarządziła Beata. – Musimy coś zjeść i odpocząć przed jutrzejszym dniem.
W pewnym momencie, gdy roześmiani zmierzali do auta, Szymon się zatrzymał i spojrzał za siebie.
– Coś nie tak? – zapytał Adam.
Nie odpowiedział. Stał w milczeniu, wpatrując się w teren za wysokim parkanem. Gdy wreszcie na nich spojrzał, był blady, a w jego oczach krył się strach.
– Też usłyszałeś ten głos, prawda? – zapytała Beata, mimo że znała odpowiedź.
– Zbierajmy się stąd – odparł i poszedł w kierunku auta.