Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
PAKA dobrego humoru
Na scenę wychodzą konferansjerzy: raz Piotr Bałtroczyk, raz Artur Andrus, potem Maciej Stuhr. Wieczór płynie wartko. Poznajemy (prawie) wszystkie kabarety w Polsce, ich zabójcze żarty i najostrzejsze riposty. Rozbrajają nas Kabaret Potem, Hrabi, Neo-Nówka. Pojawia się Kabaret Moralnego Niepokoju, Łowcy. B, a do tego Ani Mru-Mru.
Po kuluarach najsłynniejszej imprezy kabaretowej w Polsce oprowadza nas Agnieszka Kozłowska, zdradzając, jak do PAKI trafić. Dzięki opowieściom autorki, współzałożycielki legendarnego przeglądu, czujemy się tak, jakbyśmy zasiedli w gronie jurorów wszystkich PAK. Przy okazji dowiadujemy się, dlaczego jedne skecze śmieszą, a inne męczą.
A także: dla kogo Zbigniew Wodecki wykonał hejnał z wieży Mariackiej? Kto otrzymał termos z dedykacją Jacka Kuronia, a kto grzebień Stanisława Tyma? Z kim Ewa Wachowicz jeździła traktorem po Rynku krakowskim? Czyja „gwiazda” nie przetrwała pierwszego mycia podłóg? Jak radził sobie ze stresem Piotr Bałtroczyk i dlaczego był to schabowy za 16 złotych? Kto wziął prysznic na scenie z Manuelą Gretkowską? I co trzeba było ukręcić satyrowi, by PAKA przetrwała?
Tęsknię za Tobą, PAKO, marzę o Tobie. Modlę się, abym mógł siedzieć jak najdłużej.
Stanisław Tym
PAKA to ładne doświadczenie. Fajna rzecz… Raz na rok organizatorzy taką paczkę zawiązują, pakują taką paczkę i wysyłają do narodu. Co naród z tą paczką zrobi, to jego sprawa.
Andrzej Poniedzielski
Mowa jest srebrem a milczenie owiec.
Damian Rogala (ulubiona myśl jednego z Rektorów UJ)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 275
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© Wydawnictwo WAM, 2020Opieka redakcyjna: Damian StrączekRedakcja: Małgorzata Fugiel-KuźmińskaKorekta: Monika KarolczukProjekt okładki: Marcin JakubionekOpracowanie graficzne i skład: Zofia ŁuckaFot. na pierwszej stronie okładki © Marta Andronik (na fotografii: Marcin Wójcik, Robert Górski, Michał Wójcik i Maciej Stuhr we wspólnym skeczu z okazji 30-lecia PAKI, 2014)ISBN EPUB 978-83-277-2497-7ISBN MOBI 978-83-277-2498-4MANDOul. Kopernika 26 ◆ 31-501 Krakówtel. 12 62 93 200www.wydawnictwomando.pl DZIAŁ HANDLOWYtel. 12 62 93 254-255 ◆ faks 12 62 93 496e-mail: [email protected]: COLONEL ◆ KrakówPublikację wydrukowano na papierze LUX CREAM 80 g vol. 1.6dostarczonym przez ZING Sp. z o.o.
Spis treści
Wstęp
1. Jak trafiliśmy do PAKI
2. PAKA jako bunt
3. Klasyka czy poszukiwanie nowości?
4. Era widowisk
5. Dokąd zmierza kabaret?
6. Piosenka kabaretowa
7. Jak uwieść publiczność, czyli konferansjerzy
8. Jak żyć?
9. Konstytucja kabaretowa
10. PAKA w pigułce
11. PAKA na wyjeździe
12. Inne pakowskie przedsięwzięcia
13. Organizatorzy
Bibliografia
Źródła fotografii
Mojej kochanej córce Julce, która ma niezwykłe poczucie humoru,a także wszystkim tym, którzy chcą oglądać zabawną stronę życia
(z lewej) Proporczyk pierwszej PAKI, 1985
(z prawej) Łowcy. B na scenie, 2003
WSTĘP
Kabaret był w moim życiu od zawsze. Pochodzę z rodziny z dużym poczuciem humoru, a kabaretowe skecze, podsłuchane w radiu albo podejrzane w telewizji, pojawiały się często przy wspólnym stole. Jako dzieci myśleliśmy czasem, że tato, mama lub ciocia sami je wymyślają. Gdy się nudziłam, tata zwykł pytać: „a może ci kabaret sprowadzić”?
I wykrakał.
Studiowanie na Uniwersytecie Jagiellońskim umożliwiło mi wejście do świata kabaretu od strony kulis. Znalazłam się w grupie założycieli PAKI – dziś najważniejszego przeglądu kabaretowego w kraju. Obserwowałam dziesiątki obrad jury, uczestniczyłam jako organizator w tworzeniu wielu kabaretowych spektakli, byłam świadkiem narodzin niejednej gwiazdy. Będąc w PACE od ponad 35 lat, stałam się „pakopisarką”, specjalistką od historii i teorii kabaretu, także rzecznikiem prasowym stowarzyszenia organizującego przegląd. I tak jest do dziś.
W kabarecie zafascynowało mnie to, co niezwykłe również w literaturze – zabawa słowem. Kabaret, jak żadna inna ze sztuk, potrafi wydobyć z języka nowe, niezwykłe znaczenia. Pozwala dostrzec komizm otaczających nas zjawisk, pokazuje, że wiele rzeczy zamiast martwić, może rozbawić. To, co ośmieszone przestaje być groźne – dlatego kontakt ze sztuką kabaretową może być receptą na udane życie.
Zatem zapraszam do świata kabaretu – poznajcie najważniejszy przegląd kabaretów w Polsce: PAKĘ, która zmieniła oblicze polskiej satyry. I robi to nadal.
Przez cały ten czas, 35 lat istnienia i działania PAKI, tworzyliśmy wspólnie tradycje, konwencje, szczególne poczucie humoru, kabaretowy styl, charakterystyczne dla tej imprezy. Powstawały niezwykłe programy, wydawano kontrowersyjne werdykty, zdarzały się wzloty i upadki, porażki i sukcesy, rodziły się i błyszczały gwiazdy scen satyrycznych. O tym wszystkim przeczytacie w tej książce.
Kabaret to ludzie, którzy dzięki swojej błyskotliwości, inteligencji, kreatywności i zmysłowi obserwacji pokazują nam lepszy, barwniejszy, zabawniejszy świat. Na spotkanie z nimi was zapraszam.
Tadeusz Ross śpiewał przed laty: „bo tak, proszę Państwa, fatalnie się stało, że życie przerosło kabaret”. Być może ci, którzy chcieliby bawić innych, zrobią kabaret, który przerośnie życie.
Jak? Odpowiedź, mam nadzieję, znajduje się w tej książce.
1. JAK TRAFILIŚMY DO PAKI
Na początku był Mirek
Gdy 35 lat temu w geście politycznego protestu zorganizowaliśmy mały przegląd kabaretów, nie wiedzieliśmy, jakie z tego wynikną konsekwencje. Obawialiśmy się reakcji władz, kłopotów z cenzurą czy innych atrakcji, które mogły nas spotkać w roku 1984, ale patronat rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego dawał nadzieję na bezkarność. Nie wiedzieliśmy wtedy, że tworzymy właśnie coś, co zmieni oblicze polskiej satyry i spowoduje prawdziwy wysyp kabaretów w przyszłości. Okazało się bowiem, że prawie wszystkie zespoły, które debiutowały po 1985 roku, swój początek miały na krakowskiej PACE. Uznani dzisiaj twórcy tutaj zaczynali, tutaj słuchali rad jurorów, często po raz pierwszy konfrontowali się z publicznością. I tutaj wracają jako gwiazdy.
Początki były jednak skromne.
Mała salka w domu studenckim Piast, na scenie kabaret, na widowni, o dziwo, też kabarety, brakuje miejsca dla zwykłych widzów, bo każdy z zespołów chce zobaczyć, jak słaba jest konkurencja. W ostatnim (siódmym?) rzędzie czterech poważnych panów, skupionych na tym, co młodzież pokazuje. W życiu zawodowym dwóch z nich tworzy satyrę: Jacek Fedorowicz i Maciej Zembaty. Trzeci jest filologiem na Uniwersytecie Jagiellońskim i reprezentuje patrona ideowego imprezy – to profesor Lucjan Suchanek. Czwarty jest nie tylko sportowcem, ale też mistrzem i inspiracją dla młodych. I ma na pewno właściwy stosunek do ówczesnego systemu politycznego. To Władysław Kozakiewicz, szeroko znany z pewnego gestu. Tak zaczyna się historia PAKI, chociaż wtedy nie mieliśmy o tym pojęcia.
Parę miesięcy wcześniej ktoś rzucił pomysł, żeby zrobić coś konstruktywnego, coś, co zaangażuje ludzi o właściwych poglądach i sposobie patrzenia na życie. Zebrał grupę przyjaciół i rozdzielił role. Tym kimś był Mirek Wujas. Pomysł na stworzenie niezależnej imprezy kabaretowej przyszedł mu do głowy podczas Festiwalu Piosenki Studenckiej. Kontemplując olbrzymie litery „ZSP”, stanowiące element scenografii, doszedł do wniosku, że czas na kulturę całkowicie niezależną od systemu. I tę ideę nam zaszczepił.
Zaczęliśmy działać. Nie mieliśmy świadomości, jak wiele jest do zrobienia, a to pozwoliło nam wierzyć w sukces. Poza tym ufaliśmy Mirkowi, przypuszczaliśmy, że wie, co robi. Na szczęście faktycznie – wiedział.
Początkowo oficjalnym patronem naszych działań był samorząd studencki Uniwersytetu Jagiellońskiego. W drugim roku istnienia przeglądu władza zlikwidowała nam patrona, ale Uniwersytet na szczęście pozostał i w osobie Jego Magnificencji Rektora wziął nas pod swoje skrzydła. Dostaliśmy nawet pieczątkę: „Przegląd Kabaretów Amatorskich – Uniwersytet Jagielloński” wraz z adresem. Jakbyśmy byli prawdziwym instytutem czy wydziałem.
Takie mieliśmy szczęście. W tamtych czasach tego rodzaju imprezy mogły się odbywać tylko za zgodą władzy. Z pismem opatrzonym uniwersytecką pieczątką Mirek udawał się po pozwolenie na imprezę. Odsyłano go z piętra na piętro, bo urzędnikom nie mieściło się w głowie połączenie uniwersytetu z kabaretem. Na szczęście nie wszystkim. Być może w tym zamieszaniu umknął decydentom prawdziwy cel i charakter imprezy, więc zgodę otrzymaliśmy.
Bilet na pierwszą PAKĘ, 1985
Pierwsze jury PAKI (Jacek Fedorowicz, Władysław Kozakiewicz, Lucjan Suchanek, Maciej Zembaty), 1985
PAKA odbywała się wtedy w Domu Studenckim Piast, w małej salce przy bufecie – szkodliwość społeczna imprezy i tak była znikoma. Za to koncert laureatów był dostępny dla wszystkich i miał miejsce w krakowskiej Rotundzie przy Błoniach, która mieściła około 500 osób. Później PAKA stała się częścią historii klubu, a ludzie PAKI stali się pracownikami tej szacownej instytucji.
Początki PAKI były wzruszająco siermiężne – opowiada Jacek Fedorowicz, juror pierwszej i następnych PAK, ojciec chrzestny, jak lubiliśmy go nazywać. – Nieduża salka w Piaście, mieszcząca tak na oko co najwyżej jedną dziesiątą widowni Rotundy. Niezbyt liczne jury zakwaterowano dość tanio, bo też w Piaście, choć tu uczciwie odnotować trzeba daleko posuniętą rozrzutność gospodarzy, którzy w dbałości o komfort jurorów zamiejscowych przydzielili im całe pokoje, nie zaś pojedyncze łóżka. Dzięki temu wspólną z Maćkiem Zembatym miałem tylko łazienkę.
Dlaczego PAKA?
Skąd wzięła się nazwa PAKA? To oczywiście skrót. Wiedzieliśmy, że w nazwie musi zawierać się informacja, że jest to przegląd kabaretów, stąd litery „P” i „K”. Dodaliśmy także, by odwrócić uwagę cenzorów i potencjalnie zainteresowanych władz, przymiotnik „amatorskich”. Zestawienie tych trzech liter było trudne do wymówienia, więc pojawiła się dodatkowa litera „A”. Początkowo zapisywaliśmy nazwę imprezy „PaKA”, potem dla uproszczenia po prostu „PAKA”. I ta nazwa obowiązuje do dzisiaj. Określenie „amatorskich” od dawna straciło sens, bo większość laureatów przeglądu zajmuje się kabaretem profesjonalnie.
Gdy już mieliśmy nazwę, należało pomyśleć o logotypie, wówczas nazywanym symbolem lub znakiem graficznym. Postanowiliśmy przerobić herb Uniwersytetu Jagiellońskiego, który stanowią dwa skrzyżowane berła na niebieskim tle, zwieńczone koroną. Zamiast korony daliśmy czapkę błazeńską. Pozostało jeszcze zastąpić czymś środek i wtedy w przebłysku geniuszu wpadliśmy na pomysł, aby skorzystać z tak zwanego „gestu Kozakiewicza”. Ten wydawałoby się wulgarny znak nabrał szczególnego znaczenia politycznego po 1980 roku, gdy na olimpiadzie w Moskwie polski tyczkarz pokazał go niezadowolonej z jego znakomitego wyniku radzieckiej publiczności. Zdjęcie Kozakiewicza wykonującego słynny gest obiegło cały świat, ukazało się w prasie w wielu krajach z wyjątkiem Polski i ZSRR, a samo zdarzenie było przedmiotem dyplomatycznego zamieszania. Uznaliśmy więc, że idealnie pasuje do nas i do naszej imprezy. Idąc dalej, postanowiliśmy zaprosić Władysława Kozakiewicza, jako mimowolnego autora herbu PAKI, do jury. Zaproszenie przyjął z zadowoleniem i mimo że nie był z tak zwanej branży, świetnie sprawdził się w tej roli.
Niestety, niedługo cieszyliśmy się naszym graficznym identyfikatorem. Rektor UJ nie był zachwycony mimo wszystko nieco wulgarną wymową znaku i poprosił o jego zmianę. W kolejnym roku nawiązujący do herbu uniwersytetu układ rąk w logotypie został zmieniony. Ostatecznie zrezygnowaliśmy z herbu i przez wiele lat PAKA nie miała znaku graficznego. Dopiero powołanie w 2007 roku Stowarzyszenia Promocji Sztuki Kabaretowej zaowocowało zaprojektowaniem profesjonalnego logo.
Nie taka cenzura straszna?
Początki PAKI sięgają czasów, gdy działała w Polsce cenzura prewencyjna, niedopuszczająca do publikacji (nie)pewnych treści. Współczesnemu czytelnikowi może wydać się to egzotyczne, ale nie wolno było publikować różnych informacji, czasem nawet pozornie neutralnych. Czarna księga cenzury opublikowana w 1977 roku przez londyńskie wydawnictwo Aneks (a w Polsce we fragmentach wydawnictwo NOWA), daje wgląd w dokumenty GUKPPiW (Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk), wywiezione do Szwecji przez pracownika krakowskiej delegatury urzędu Tomasza Strzyżewskiego. Z nich wiemy, że nie wolno było na przykład rozpowszechniać informacji o spożyciu kawy w kraju w skali rocznej, o sprzedaży mięsa przez Polskę do ZSRR, podawać do publicznej wiadomości danych zbiorczych dotyczących liczby wypadków drogowych, pożarów i utonięć, danych liczbowych obrazujących stan i wzrost zjawiska alkoholizmu w skali całego kraju. Nie można było informować o tym, że system cyfrowy Cyfronet został zakupiony w USA, a także publikować treści życzeń, jakie z okazji 60-lecia urodzin B. Piasecki otrzymał od kierownictwa Partii i Rządu. I wielu innych, fascynujących treści.
Można więc sobie wyobrazić, że nie było do końca wiadomo, co w programie kabaretowym cenzura może zakwestionować. Obok kwestii wiadomych i oczywistych rozciągała się szara strefa tematów podejrzanych, niepewnych. Do tego cenzorzy w różnych miastach na inne rzeczy zwracali uwagę. Bywało, że program kabaretowy dopuszczony w Koszalinie miał dużo ingerencji cenzorskich w Krakowie. Dlatego wiele zespołów musiało podwójnie cenzurować swoje programy.
Dokument pozwalający na PAKĘ, 1984
Z PAKĄ współpracowały dwie cenzorki, które Maciej Zembaty podczas pierwszego przeglądu z racji ich długich blond włosów nazwał „nimfami błotnymi”. Obie panie były całkiem miłe i dopuszczały do występu kontrowersyjne programy z politycznymi aluzjami i zakazanymi treściami – ale tylko w Piaście. Gdy program miał być pokazany szerszej publiczności, potrafiły być bardzo stanowcze. Tak było w przypadku nagrodzonego Grand Prix skeczu Wybory kabaretu Koń Polski, który na pierwszej PACE nosił nazwę Skądżeś Jest.
Dobrze pamięta to wydarzenie Jacek Fedorowicz:
Wiadomo było, że społeczeństwo bojkotuje pseudowybory, władza zaś przekonuje, że udział w nich jest masowy. I oto mamy na scenie lokal wyborczy, wyborca wchodzi, bierze kartkę do głosowania, demonstracyjnie drze i rzuca na podłogę. Przewodniczący komisji pracowicie skleja kawałki, kartkę wrzuca do urny. No to wyborca ponownie kartkę niszczy, kolejno na kilka sposobów, przewodniczącemu zawsze się udaje ją odzyskać i do urny wrzucić. Wyborca wpada na pomysł: kartkę wkłada sobie do ust, domyślamy się, że zjada. Wydaje się, że przewodniczący przegrał. Dłuuuga pauza… cisza… nikt się nie rusza i nagle… w powoli otwieranych ustach przewodniczącego pojawia się coś białego. Tak, to kartka. Przewodniczący wyjmuje ją sobie z ust, wrzuca, oszustwo władzy wygrywa z prawdą. Kto nie przeżył tej chwilki, kiedy ta biel błysnęła i tego ryku publiczności, gdy już wszyscy wiedzieli, co będzie dalej, ten nie jest w stanie sobie tego wyobrazić. W opisie rzecz blednie, ale wierzcie mi, to było mistrzostwo świata w aktualnym, społecznie potrzebnym, z niebywałą precyzją pomyślanym i wykonanym skeczu.
Kultowy skecz Konia Polskiego — Wybory, 1985
Słynne śniadanie kabaretu Paka z Piotrem Skrzyneckim w barze mlecznym, 1993
Skecz pokazany w Piaście nie mógł być zaprezentowany w Rotundzie, na to cenzorki nie chciały pozwolić. Rozpoczęły się żmudne negocjacje, w których uczestniczył oprócz Mirosława Wujasa Maciej Zembaty i ostatecznie stanęło za tym, że Wybory można pokazać, jeśli zamiast urny zostanie użyte pudło po produktach spożywczych, a artyści przebiorą się za gospodynie wiejskie, co w tym wypadku oznaczało założenie na głowy chustek w kolorowe kwiaty. Trzeba było widzieć radość i entuzjazm publiczności, dla której kamuflaż był oczywisty i wzmacniał tylko komizm sytuacji. Nie był to pierwszy i jedyny przypadek, gdy ingerencja cenzorska poprawiła program.
Wspólny śmiech potrafi zjednoczyć ludzi, więc między organizatorami PAKI a cenzorkami szybko nawiązana została swoista nić porozumienia. Bywało, że cenzorki opowiadały nam anegdoty z posiedzeń Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Podczas któregoś z nich, aby rozweselić towarzystwo, panie pokazały zapis skeczu kabaretu Fajf. Podobno fragment bardzo wszystkich rozbawił, ale szef przestrzegł: „dobre, dobre, tylko proszę tego oczywiście nie puszczać”, a program był prezentowany na PACE dwa miesiące wcześniej.
Walczyliśmy z cenzurą, ale stosowaliśmy się do zasad. My woleliśmy nie ryzykować likwidacji imprezy, a kabarety – zakazu występów w kraju. Jednak podczas drugiej PAKI kabaret Pętla zlekceważył cenzorskie skreślenia i pokazał w konkursie cały program. Polityczny, ostry, miejscami odważny i szokujący. Jury, mimo że zapewne doceniało jego wartość, zdyskwalifikowało kabaret w konkursie, właśnie ze względu na niedostosowanie się do uwag cenzorskich, a co za tym idzie złamanie zasady fair play wobec organizatorów i innych kabaretów.
Funkcjonowanie cenzury stymulowało kreatywność. Programy stawały się aluzyjne, skecze niedopowiedziane, puenty zaskakiwały wielowarstwowymi znaczeniami. Zdarzały się też absurdy – jak wyrzucenie z programu kabaretu Koń Polski wiersza, który Leszek Malinowski wziął z obowiązującego wtedy podręcznika języka polskiego.
Lider Konia Polskiego twierdzi dzisiaj, że mimo swojej uciążliwości i, co tu dużo mówić – wredności, cenzura odegrała w życiu kabaretowym i artystycznym niezwykle istotną, niedocenianą wówczas rolę:
Cenzura w moim życiu artystycznym to osobne zagadnienie. Gdy rozpoczynałem tak zwaną karierę nie wiedziałem, że taka instytucja w ogóle istnieje. I nagle w klubie studenckim poinformowano mnie, że cały program musi być zatwierdzony, to znaczy dopuszczony do występu. Z cenzurą w Koszalinie miałem przejścia, zatrzymano mi jeden program w całości. I wtedy użyłem fortelu, zablefowałem, że program ten już został ocenzurowany w Krakowie (bo tam dostaliśmy nagrodę Grand Prix). Nie wiem, jak wtedy funkcjonowały telefony, ale jakieś rozmowy na pewno się odbyły, dość powiedzieć, że dostaliśmy w końcu tę najważniejszą pieczątkę. Skreśleń nie było dużo, a panie w cenzurze w czasie kolejnych moich wizyt miały przygotowane teksty, którymi miałem zastąpić zastrzeżony fragment – tak powstawało nasze wspólne dzieło. To, co powiem, może wydać się nieprawdopodobne, ale są takie fragmenty moich programów, w których udział cenzury okazał się bezcenny i twórczy. Nauczyłem się tego, że niektóre rzeczy muszą być zawoalowane lub „szyte cienkimi nićmi”, a wtedy końcowy rezultat będzie trafiony. W 1986 roku miałem niesamowitą sytuację z cenzurą. Znalazłem w obowiązującym wówczas podręczniku do trzeciej klasy liceum wiersz Do prostego człowieka Juliana Tuwima z 1929 roku:
Gdy znów do murów klajstrem świeżymPrzylepiać zaczną obwieszczenia,Gdy do ludności do żołnierzyNa alarm czarny druk uderzyI byle drab i byle szczeniakW odwieczne kłamstwo ich uwierzy,Że trzeba iść i z armat walić,Mordować, grabić, truć i palić…No i cenzura go nie puściła.
Działania cenzury zmuszały organizatorów do szukania miejsc, w których pakowskie kabarety mogłyby prezentować programy w całości. Pierwszym z nich była Piwnica pod Baranami.
Żywiliśmy przekonanie, jak się okazało słuszne, że jest to miejsce, gdzie będzie można pokazać skecze bez cenzury, w całej swojej politycznej krasie. I że sami pooddychamy, dając przy tym pooddychać innym, atmosferą prawdziwego kabaretu. Była w tym ogromna zasługa nieocenionego Piotra Skrzyneckiego, który nas przygarnął i przytulił do piersi. Dosłownie i w przenośni. Atmosfera tamtych spotkań była niezwykła. Przedstawienia zaczynały się w niedzielę wieczorem, a kończyły w poniedziałek rano, lub w przypadkach ekstremalnych – koło południa.
Piotr Skrzynecki był wtedy jednym z jurorów PAKI. Także dzięki temu, że go intensywnie pilnowaliśmy. Jedna z organizatorek, Lucyna Marszałek, dostała polecenie służbowe, żeby doprowadzać gospodarza Piwnicy na przesłuchania konkursowe i nie dopuścić, żeby zaginął w jakiejś krakowskiej knajpce w gronie przyjaciół lub wielbicieli, albo w innych, tylko jemu wiadomych miejscach. Udało się, czego świadectwem są zdjęcia, na których Piotr Skrzynecki – w swoim słynnym kapeluszu – stanowi ozdobę szacownego grona jurorów.
Atmosfera w Piwnicy była rzeczywiście niezwykła, co podkreśla Leszek Malinowski:
Jestem pod wrażeniem Piwnicy pod Baranami. Pochodzimy z małego miasta i rzadko mieliśmy okazje oglądać kabaret z prawdziwego zdarzenia, a atmosfera Piwnicy to był dla nas po prostu szok. Jest to coś tak fantastycznego, że dosłownie nie mam słów. Na początku wydawało się to nachalne, chwilami bezczelne. Tutaj z wódką wchodzi pan Skrzynecki – co to jest? Jakieś dowcipy, chwilami siekiery. Ale pokazuje się Grechuta, nagle jakaś piosenka, wywołany z widowni Olbrychski, Młynarski. Co za jakaś maszyna diabelna strasznie nami zawładnęła. Jestem zafascynowany, bo po raz pierwszy udało mi się dotrzeć do źródeł kabaretu.
Kto kiedykolwiek był w Piwnicy w tamtych czasach, wie, o czym mówił lider Konia Polskiego. Faktycznie miało się wrażenie chaosu i totalnego rozprężenia. Nie był to zaplanowany spektakl podzielony na części, ale zbiór wydarzeń, którymi kierował mistrz ceremonii Piotr Skrzynecki, prowadzący widowisko jakby od niechcenia. Wchodził na scenę lub mówił z przejścia pomiędzy salami, nie zapowiadał, raczej gawędził na temat kolejnych wykonawców, komentował. Wszystko było jednak spójne, według sobie tylko wiadomego porządku.
Kabarety pakowskie stanowiły część tego spektaklu. Laureaci powtarzali swoje programy, czasem ich części, z fragmentami, które po drodze zostały wycięte przez ingerencję cenzora. Potem występowali artyści Piwnicy i wreszcie następowała trzecia część imprezy, ulubiona przez niektórych, czyli integracja.
Drugim miejscem, w którym kabarety pokazywały cały, nieokrojony program, był kościół w Mistrzejowicach, którego gospodarzem był ksiądz Jancarz. Nie przyszło to jednak łatwo. Początkowo nasze kontakty naznaczone były daleko posuniętą ostrożnością gospodarza imprezy. Pamiętam przenikliwe spojrzenie księdza Jancarza podczas pierwszego naszego spotkania i dystans, jaki stwarzał. Stopniowo jednak nabrał do nas zaufania. Był bardzo serdeczny. Organizował wtedy niezależne, antykomunistyczne wieczory, w których brały udział również pakowskie kabarety.
Poglądy polityczne organizatorów PAKI nie były tajemnicą, podobnie jak poglądy jurorów i większości kabaretów. Można je było określić krótko: „precz z komuną”. Chcieliśmy jednak być otwarci, a poza tym uwielbialiśmy być kontrowersyjni, dlatego na czwartej PACE zorganizowaliśmy w ramach Akademii Kabaretowej warsztaty poświęcone cenzurze. Zaprosiliśmy Zofię Radzikowską i Andrzeja Drawicza, Krzysztofa Kozłowskiego z „Tygodnika Powszechnego”, Janusza Szpotańskiego, ale też przedstawicieli drugiej strony. I tak na PACE zagościł Jerzy Hausner z PZPR (partia) oraz Waldemar Kania z UKPPiW (urząd cenzury).
Było to zestawienie na owe czasy niesłychane – dwa wrogie obozy na jednych warsztatach, na opozycyjnej imprezie. Pikanterii dodawał fakt, że równolegle odbywał się pokaz Polskich Kronik Filmowych i Dzienników Jacka Fedorowicza, w których satyryk podkładał głos pod telewizyjny obraz, wkładając w usta prezenterów i polityków nieprawdopodobne teksty. Dawaliśmy wyraz swoim poglądom, ale staraliśmy się też uczyć siebie i innych tolerancji i otwartości. Niektórzy zrozumieli i skorzystali.
Trzeba podkreślić, że przegląd PAKA w swoim założeniu miał być nie tylko prezentacją twórczości zespołów z całej Polski, ale także szkołą dobrego kabaretu.
Za nasze działania otrzymaliśmy w 1988 roku Nagrodę Kulturalną „Solidarności”. Miała ona wówczas wielkie znaczenie. „Solidarność” z Lechem Wałęsą na czele to wówczas symbol walki antykomunistycznej i ambasada wolności. Dla nas nagroda ta była jak order, złoty krzyż zasługi, mały pokojowy nobel. Znaczyła, że jesteśmy wartościowi i tam, gdzie trzeba – widoczni.
Prestiżowa Nagroda Kulturalna „Solidarności”, 1988
Którędy do PAKI, czyli eliminacje
Czy łatwo było dostać się do PAKI? Początkowo tak. Konkurencja nie była duża, a my, chcąc rozkręcić imprezę, nie prowadziliśmy ostrych eliminacji. Przed pierwszym przeglądem rozesłaliśmy do wszystkich domów kultury i klubów studenckich w Polsce informację o wydarzeniu i kto przyjechał – wystąpił. W tej grupie znalazły się kabarety studenckie, zespoły złożone z młodych nauczycieli, wiejskie i uczniowskie. Szczególnie zaskoczył nas Fajf z Radomia, który pokazał współczesną wersję Antygony. Zespół przyjechał do Krakowa nie tylko, by zaprezentować swój talent, ale również na znak buntu. Tak przed laty wspominał to zdarzenie lider kabaretu i nauczyciel występujących artystów Sławomir Franecki:
W 1985 roku byłem nauczycielem w liceum i wraz z grupą swoich uczniów pojechaliśmy najpierw do Poznania z programem Antygona, który został odczytany jako bardzo polityczny. Rzecz jasna, nie wszystkim się to podobało. Przyjechał do nas wiceminister oświaty generał Czapla, potraktował nas bardzo surowo, w związku z tym nie mogliśmy dostać żadnej nagrody od jury (pamiętajmy, był to rok 1985), a nagrodę publiczności wręczono nam w ukryciu i wielkiej tajemnicy. Wróciliśmy więc do Radomia, gdzie o szóstej rano na dworcu czekała na nas dyrekcja szkoły, po czym znaleźliśmy się w kuratorium. Efektem tego było zwolnienie mnie z pracy oraz zakaz występów naszego kabaretu na terenie województwa radomskiego wprowadzony przez wojewodę. W tym czasie spotkałem Michała Budzisza, który wiedział o tym, że prowadzę kabaret i zaproponował mi wspólny wyjazd na PAKĘ. Okoliczności zmusiły mnie do zmiany składu zespołu, ze względu na to, że pod groźbą niedopuszczenia do matury część młodzieży sama, a część pod wpływem rodziców, zrezygnowała z wyjazdu na przegląd. Szczęśliwym zrządzeniem losu udało mi się przebrnąć przez radomską cenzurę, a i w Krakowie mieliśmy dużo szczęścia. Później cenzorka przyznała mi się, że jak zobaczyła, że to szkolny kabaret, to nawet dokładnie tego tekstu nie czytała.
W ten sposób kabaret Fajf znalazł się na PACE i przez wiele lat pozostawał filarem nurtu politycznego. Stało się regułą, że artyści przywożąc z Radomia ocenzurowany tekst, musieli cenzurować go ponownie w Krakowie i – co dziwne – te skecze czy piosenki, które dopuszczała do występu cenzura radomska, odrzucała krakowska – albo odwrotnie.
Kiedyś kabaret Fajf miał w programie piosenkę, w której pasażer taksówki domagał się, aby zawieźć go na plac Wolności. „A wiecie panowie, co u nas w Krakowie jest na placu Wolności?” – padło ostre pytanie. Rzecz jasna, panowie nie wiedzieli. Żeby uratować numer, zmienili plac Wolności na plac Radości, lecz gdy stremowany Adam Kawczyński pod czujnym okiem cenzorki wykonywał utwór na scenie, ze strachu pomylił się i zaśpiewał tekst pierwotny. Przestraszony poprawił się natychmiast i przeprosił za pomyłkę wyjaśniając, że tekst jest nowy i nie zdążył się go jeszcze nauczyć. Jakże cieszyła się krakowska publiczność!
Kolejne eliminacje potraktowaliśmy bardzo poważnie. Podzieleni na pary jeździliśmy pociągami po Polsce, oglądając kandydatów do konkursu. Nie był to system idealny, bo nie było osoby, która by przed PAKĄ widziała wszystkie programy, ale trzeba było sobie jakoś radzić. Poza tym mieliśmy do siebie zaufanie.
W pierwszych latach działalności organizowaliśmy przegląd, dysponując jednym – akademikowym, ogólnodostępnym – telefonem i jedną maszyną do pisania. Nikomu nie śniło się, że będą kiedyś udogodnienia techniczne, bez których dzisiaj nie wyobrażamy sobie życia. Sytuacja nieco się poprawiła, gdy w naszym gronie pojawił się Ziyad Raoof, znany jako „polski Kurd”:
Moja przygoda z PAKĄ i Rotundą zaczęła się w 1986 roku. Przyjechałem wtedy do Polski i zamieszkałem w Piaście jako student. Zauważyłem, że jest tam grupa ludzi, z którymi łatwo jest znaleźć wspólny język, mimo że ja przyjechałem z innego kraju i z innej kultury. Tu ważną rolę odegrał Mirek Wujas, który zawsze szukał „świeżej krwi”, czyli osób, które mógłby do tego środowiska wprowadzić, poza tym miał talent do skupiania wokół siebie interesujących ludzi, odkrywania ich talentów i mobilizowania do wspólnych działań.
Tak zacząłem pracować i integrować się z tą grupą. Początkowo w szkole letniej, gdzie miałem ciekawe zadanie. Trzeba było pokazać tak zwanym „Polonusom” wiadomości ze świata. Rotunda jako Centrum Kultury miała pozwolenie na antenę satelitarną, nagrywałem zatem program z CNN, zawoziłem do Piasta, gdzie z półgodzinnym opóźnieniem pokazywaliśmy go uczestnikom szkoły letniej. Zacząłem także współpracę z PAKĄ. Nie było wówczas w naszym gronie ludzi mających własny samochód, a ponieważ ja miałem „garbusa”, służyłem niejednokrotnie za kierowcę. Jeździliśmy nim na przykład na eliminacje. Tak zaczęła się znajomość, która okazała się przyjaźnią na całe życie.
Jako kierowca często woziłem Andrzeja Drawicza, co dawało mi okazję poznać go, a także wiele dowiedzieć się o polskiej kulturze i polskiej opozycji. To były długie rozmowy, podczas których on także pytał mnie o moje pochodzenie i o kulturę kurdyjską. Porównywaliśmy historię Polski i Kurdystanu, walkę obu narodów o niepodległość. A jako że mówiłem z akcentem bardziej rosyjskim niż polskim, bo przecież przyjechałem z ZSRR, gdzie zdążyłem już postudiować, byłem dla wielu osób ciekawym człowiekiem. Dla mnie to niezapomniane przeżycia i wspomnienia.
Dziś możemy szczycić się faktem, że Ziyad Raoof – Pełnomocnik Rządu Regionalnego Kurdystanu w Polsce – był kiedyś kierowcą PAKI.
Przegląd się rozwijał, powiększało się tak zwane środowisko i coraz więcej kabaretów zgłaszało się na PAKĘ. Rekord został pobity pod koniec lat 90., gdy do konkursu zgłosiło się 100 kabaretów. Wśród chętnych do rozpoczęcia drogi artystycznej na PACE znalazły się zespoły, które do dziś stanowią czołówkę polskiej satyry. Ale były też takie, które musieliśmy odrzucić, bo były zbyt słabe, aby konfrontować się z jurorami i wymagającą krakowską publicznością. Wtedy wprowadziliśmy kolejny etap eliminacji – półfinały. Powstał też Wieczór Ostatniej Szansy.
Podjęcie decyzji o odrzuceniu bądź przyjęciu programu w tak niewymiernej konkurencji, jaką jest kabaret, to bardzo ciężkie zadanie. W eliminacjach kabarety występują w różnych warunkach: przy pustej sali lub przy nadkomplecie, przy swojej publiczności lub w obcym mieście i środowisku, przy dobrej akustyce lub wręcz przeciwnie, w małym klubie studenckim lub podmiejskim domu kultury. Często podczas występów eliminacyjnych skecze są dopiero tworzone lub „ogrywane”, dlatego staramy się ocenić nie sam zaprezentowany podczas eliminacji program, ile potencjał możliwy do wydobycia w występie konkursowym.
Teoretycznie dyskusyjne sprawy komisja rozstrzyga w głosowaniu, faktycznie jednak odbywa się to drogą dyskusji i uzgadniania stanowisk. Przez wiele lat werdykt komisji był ostateczny. Na początku lat 90., gdy zaczęliśmy doświadczać klęski urodzaju, jeśli chodzi o liczbę chętnych kabaretów, pojawiły się też wątpliwości co do prawidłowości naszych wyborów, zwłaszcza pomiędzy ostatnim kabaretem, który kwalifikuje się do konkursu i pierwszym odrzuconym. Bo o ile łatwo jest odróżnić kabarety najlepsze od najgorszych, to nie ma takiej miary, która zmierzy dystans między 10. a 11. w kolejności kabaretem. Dlatego wpadliśmy na pomysł dodatkowego koncertu, do którego zaprosimy kabarety „środka listy” i poddamy je pod osąd publiczności.
Ale Wieczór Ostatniej Szansy nie jest po prostu wieczorem kabaretów słabszych od tych zakwalifikowanych bezpośrednio. Do konkursu zapraszamy artystów, których programy w subiektywnej ocenie czterech osób kwalifikujących mają największy potencjał, ale z uwzględnieniem ich różnorodności. Dla przeglądu kabaretów oryginalność formy, stylu czy poczucia humoru też ma swoją wartość.
Do Wieczoru Ostatniej Szansy zapraszamy więc kabarety „zwiększonego ryzyka”. Ryzyko może wynikać z przedstawienia w eliminacjach programu nie w pełni przygotowanego („pianista miał egzamin, a zwerbowany w ostatniej chwili zastępca nie znał programu”) albo programu bardzo nierównego (świetne scenki przeplatane fałszowanymi piosenkami). To też miejsce dla tych kabaretów, dla których publiczność krakowska będzie zupełnie nowym doświadczeniem (na przykład kabarety spoza środowiska akademickiego) i dla których występ przed konkursem może być szansą przygotowania do pełnowartościowego startu w następnym etapie. Nie powinno więc dziwić, że uczestnik Wieczoru Ostatniej Szansy może ostatecznie wygrać konkurs. Może to oznaczać, że ryzyko zostało dobrze skalkulowane przez komisję lub że doświadczenia wyniesione przez kabaret z występu w Wieczorze Ostatniej Szansy zaprocentowały później. Ale najczęściej oznacza to, że miesiąc między występem eliminacyjnym a występem konkursowym został przez kabaret dobrze wykorzystany na poprawienie programu i wydobycie zawartego w nim potencjału.
I tak w Wieczorze Ostatniej Szansy znalazły się kabarety, które dziś świecą triumfy na estradzie, na przykład Neo-Nówka, Smile, Paranienormalni czy Czesuaf. Kilkakrotnie zdarzyło się, że laureat Wieczoru Ostatniej Szansy wygrywał cały przegląd. Tak było w przypadku Formacji Chatelet czy Grzegorza Halamy.
Wyjazdy eliminacyjne to przeżycie dla organizatorów i kabaretów, znakomita zabawa, ale także ciężka praca. Towarzyszy im napięcie i świadomość, że od naszej decyzji zależy przyszłość artystyczna wielu ludzi. Po występach staramy się przekazać uczestnikom to, czego nauczyli nas jurorzy PAKI przez pierwsze lata jej istnienia.
Uchylmy zatem rąbka tajemnicy, nasze kryteria nie są tajne. Na co szczególnie zwracamy uwagę? Na tempo i czas trwania występu, na dobór tematów. Podkreślamy, że lepszy niedosyt niż przesyt i że dobrze jest, jeśli skecz ma puentę. Zwracamy uwagę, że dżinsy są niesceniczne, że obiegowy dowcip opowiedziany ze sceny nie jest dobrym pomysłem. Że nie wystarczy przebrać mężczyznę za kobietę, żeby żart był śmieszny. Podkreślamy, że erotyka może być tylko uzasadnionym dodatkiem w programie, nie może zaś być desperacką próbą zainteresowania publiczności.
Uczymy młode zespoły, że kabaret jest sztuką. Że rzeczywistość przez niego przedstawiona powinna być przetworzona na potrzeby komizmu. Wiemy, że wśród wielu kabaretowych festiwali PAKA jest jedynym, który przeprowadza wielostopniowe eliminacje i dokonuje selekcji. Wynika to z misji przeglądu, który ma być nie tylko prezentacją dorobku grup, ale także szkołą kabaretu i promocją najlepszej kabaretowej twórczości.
Może dzięki temu tak wiele kabaretów wyszło z PAKI?
Nagrody, czyli o co walczono
Początkowo organizując PAKĘ, nie mieliśmy problemów finansowych – ponieważ prawie nie mieliśmy pieniędzy. Otrzymywaliśmy niewielką dotację od Uniwersytetu Jagiellońskiego, co wystarczało na podstawowe rzeczy. Resztę musieliśmy zorganizować sobie sami. Dla nas wtedy jednak praca dla idei była czymś naturalnym, zwłaszcza gdy owa idea była szczytna. Nikomu nie przychodziło do głowy, że można by coś na PACE zarobić. Podobnie myśleli jurorzy, którzy za ciężką i niewątpliwie odpowiedzialną pracę nie pobierali honorarium. Nie płaciło się też artystom. Uczestnicy mieli zapewniony nocleg i skromny obiad w studenckiej stołówce, dzięki zaangażowaniu środowiska akademickiego.
W związku z sytuacją ekonomiczną nagrody były w większości honorowe albo pochodziły z podziału niewielkiej kwoty dotacji. Chcieliśmy jednak wyróżnić w jakiś sposób tych najlepszych i tak powstały nagrody specjalne, które przez wiele lat były znakiem firmowym PAKI i jednocześnie koszmarem organizatorów.
Idea takich wyróżnień opierała się na trzech założeniach – miały być wyjątkowe (nigdzie indziej taka nagroda nie ma szansy się trafić), dowcipne i inteligentne. O ile na początku wymyślenie ich nie stanowiło trudności, pracował nad tym przecież wyjątkowo kreatywny zespół, ale z roku na rok było coraz trudniej. Nie tyle ze względu na spadek kreatywności, ale ze względu na potrzebę przelicytowywania samych siebie.
Początkowo to były drobne, ale znaczące przedmioty, kasety z nagraniami występów, lustra, roczniki „Tygodnika Powszechnego”, grafiki Jacka Fedorowicza i Andrzeja Mleczki. Zdarzył się też ser żółty w dużej ilości, a Jan Gabrukiewicz (konferansjer pierwszych PAK) otrzymał nawet żywą papugę. Potem w ramach nagród zaczęliśmy organizować miniwydarzenia, w których uczestniczyli nasi jurorzy.
Były też nagrody zupełnie wyjątkowe – hejnał z wieży Mariackiej w wykonaniu Zbigniewa Wodeckiego dla Jacka Ziobro (1992), nominacja Rafała Kmity na Konsultanta ds. Kabaretowych Szefa Urzędu Rady Ministrów, nadana przez ministra Jana Marię Rokitę (1993), zdjęcie z autografem wykonane własnoręcznie przez Jerzego Stuhra aparatem typu polaroid dla kabaretu Zwolan (1993), termos z dedykacją Jacka Kuronia z zaproszeniem do jego warszawskiego mieszkania na herbatę dla kabaretu Koalicja (1994), grzebień Stanisława Tyma dla Filipa Jaślara (1998), zaproszenie przez Marka Piwowskiego na rejs statkiem Marina na trasie Gdynia-Jastarnia dla kabaretu Mumio (1998), nazwanie szczytu w Karakorum imieniem kabaretu dla kabaretu K2 (2013), nagroda „niebo do wynajęcia”, czyli lot balonem z Robertem Kasprzyckim dla kabaretu 7 minut Po (2014) i wiele, wiele innych.
Najsłynniejszą z nagród specjalnych był spacer po krakowskim zoo z ks. profesorem Józefem Tischnerem. Wydarzenie to wspomina Leszek Malinowski, zdobywca wyróżnienia:
Któregoś dnia, pamiętam, zobaczyłem na liście nagrodę, która mnie zszokowała: spacer po krakowskim zoo z księdzem profesorem Józefem Tischnerem. Pomyślałem od razu, że jest to najwspanialsza nagroda i byłem przeszczęśliwy, że to ja ją dostałem. Pamiętam, że byliśmy umówieni na 10.00 pod Rotundą i samochód zawiózł nas do zoo. Mieliśmy tam być godzinę, tymczasem rozstaliśmy się dopiero wieczorem. Obeszliśmy cały Kraków. To było naprawdę fascynujące spotkanie. Szybko się okazało, że mamy o czym rozmawiać, bo ja zadawałem mnóstwo pytań. Pamiętam, jak się rozstawaliśmy, to ksiądz powiedział do mnie: „Leszek pamiętaj, że jesteśmy kumplami”. Nigdy tego zdania nie zapomnę.
Prysznic z Manuelą Gretkowską — nagroda dla prof. Lucjana Suchanka, 2000
Na tym samym przeglądzie kabaret Paka otrzymał przewrotną nagrodę w postaci śniadania w barze mlecznym z Piotrem Skrzyneckim. Przewrotną, bo tego typu lokal wydawał się w naszym odczuciu ostatnim, w którym można było spotkać pana Piotra. Ale bohater wydarzenia stawił się i nagroda została skonsumowana dosłownie i w przenośni.
Opisy nagród znajdują się w protokołach z obrad jury, których lektura oddaje atmosferę ówczesnych przeglądów. Warto zwrócić uwagę na zapisy i komentarze, które tworzyli wspólnie jurorzy i organizatorzy, starając się wznieść na wyżyny dowcipu. Z tego powodu zapisywanie ostatecznego werdyktu trwało czasem dłużej niż jego ustalanie. Bywało, że szanowna komisja przy pracy powracała do twórczości własnej, popadała we wspominki, dygresje albo anegdoty.
Małgorzata Malinowska i Leszek Malinowski (kabaret Koń Polski), Grigorij Gerfler (Dniepropietrowsk) – otrzymują zaproszenie na kawę w gabinecie rektorskim prof. Andrzeja Pelczara jutro o godzinie 10.00 z prawem wyboru miejsca (na kanapie lub fotelu) zajmowanego uprzednio przez ważne osobistości (listę niektórych z tych osobistości wymieni gospodarz z pamięci).Ira Jolkina z Dniepropietrowska, Peter Dopita z Brna – otrzymują kolację w restauracji Wierzynek z przewodniczącym Rady Miasta Krakowa Kazimierzem Barczykiem.Kabaret Rabczur – otrzymuje uśmiech ze specjalną dedykacją Dyrektora Telewizyjnej Agencji Informacyjnej TVP Jarosława Gugały w Wiadomościach Telewizyjnych, dzień po przeglądzie.Kabaret Fajf – otrzymuje prawo do przejażdżki z Miss Polonia`92, Ewą Wachowicz traktorem po Rynku Krakowskim.Kabaret Ciach za Skecz z Pawlakiem otrzymuje krawat okolicznościowy, ufundowany przez Aleksandra Kwaśniewskiego, natomiast za skecz Instruktaż o napadaniu otrzymuje nagrodę Skarbnika Miasta Krakowa Lesława Fijała w postaci wyciągu bankowego z konta miasta na kwotę 112 000 000 000 zł.Pan Mim z kabaretu Rower otrzymuje nagrodę w postaci partii szachów z JM Rektorem UJ prof. Aleksandrem Kojem.Grzegorz Halama otrzymuje nagrodę finansową w postaci datków uzbieranych do kapelusza na koncercie w holu Rotundy wirtuoza gitary klasycznej Jana Oberbeka i solistki Teatru Operowego w Rordmanx, Bożeny Hausmann.Kabaret Bez Żyły otrzymuje nagrodę finansową w postaci wygranej przez prof. Jana Błońskiego w kasynie Casinos Poland.Tradycyjny załącznik do Grand Prix – dwie skrzynki piwa ufundowane przez legendarnego barmana Rotundy Tośka Bartosza otrzymują: Kabaret Moralnego Niepokoju i Ireneusz Krosny. Organizatorzy postanowili podzielić nagrodę proporcjonalnie do liczebności kabaretów, to jest: Ireneusz Krosny otrzymuje 3,33 butelki piwa, a Kabaret Moralnego Niepokoju 36,67 butelki piwa.Formacja Chatelet otrzymuje portfel premiera Leszka Balcerowicza.Kabaret im. Romana w Radomiu otrzymuje tomik poezji Wisławy Szymborskiej z autografem i dedykacją, będący autorskim egzemplarzem otrzymanym przez Szanowną Noblistkę z wydania koreańskiego.W ramach nagród specjalnych Rafał Kmita otrzymał wyjątkowy Kodeks Artysty Kabaretowego, który przygotował zainspirowany występem Quasi Kabaretu profesor Andrzej Zoll:
Kodeks Praw i Obowiązków Artysty Kabaretowego
Celem zapewnienia:
Widzowi – godziwej rozrywki
Artystom – satysfakcji
stanowi się co następuje:
§ 1. a/ Artystą kabaretowym może być tylko osoba obdarzona talentem i osobowością sceniczną; b/ Warunek określony w lit. a, w części dotyczącej talentu, odnosi się do twórców tekstów kabaretowych; c/ Widzem może być osoba miła i obdarzona poczuciem humoru; d/ Ponuracy mogą być na widowni tylko w towarzystwie osób wskazanych w lit. c.
§ 2. Widz kabaretowy ma prawo domagać się w każdym kabarecie tekstów oryginalnych, odróżniających ten kabaret od innych programów tego gatunku; przepis ten nie zwalnia twórców tekstów i artystów kabaretowych z obowiązku studiowania klasyki tego gatunku i szukania w niej inspiracji.
§ 3. Twórcy tekstów i artyści kabaretowi zobowiązani są traktować widza jako osobę myślącą, także w czasie przedstawienia; tekst i towarzyszące jego prezentacji środki wyrazu mają stanowić artystycznie przetworzoną informację lub interpretację zdarzeń, z którą artyści chcą zapoznać widza.
§ 4. Twórcy tekstów i artyści kabaretowi korzystają ze wszystkich gwarantowanych im praw i wolności, w szczególności z wolności słowa.
§ 5. Twórcy tekstów i artyści kabaretowi są odpowiedzialni za przekazaną treść i jej formę.
Granicę wolności słowa stanowią chronione dobra innych osób, w szczególności godność każdej osoby ludzkiej.
§ 6. Widz jest uprawniony do poszanowania jego dobrego smaku i nie może być zmuszany do odbioru treści pornograficznych oraz wykraczających poza konieczność wynikającą z kontekstu wulgaryzmów.
§ 7. Widz jest zobowiązany do współdziałania z artystami w tworzeniu dobrej atmosfery oraz do nagradzania artystów należnymi brawami.
Prof. Andrzej Zoll
Przy przyznawaniu nagród nie zapominano także o organizatorach PAKI:
Mirosław Wujas otrzymuje dodatkową nagrodę jury w postaci dożywotniego abonamentu na obiady w restauracji U Ziyada na zamku w Przegorzałach, zawsze ilekroć przyjedzie rowerem lub dobiegnie (restauracja wyraźnie góruje nad Krakowem i znajduje się w sporej odległości od centrum). Alina Pięta otrzymuje dodatkową nagrodę jury w postaci dożywotniej rezerwacji honorowego fotela w sali widowiskowej Rotundy z prawem zabrania go do domu.
(Po więcej zapisów z protokołów posiedzeń jury zapraszam do rozdziału PAKA w pigułce).
Przez jakiś czas funkcjonowała nagroda „za najlepszy wątek antyalkoholowy”, ustanowiona przez Jego Magnificencję Rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego Andrzeja Pelczara, ale umarła śmiercią naturalną, ze względu na brak tego typu elementów w kabaretowych programach. Ziyad Raoof ufundował nagrodę przechodnią w postaci rzeźby Stańczyka dla kabaretu, który stawia czoło nietolerancji. Ustanowiliśmy także nagrodę przechodnią za najlepszy rekwizyt – była to walizka kabaretu Potem z certyfikatem oryginalności, ufundowana przez członka pierwszego składu tego kabaretu, Janusza Klimenko. Obowiązkiem nagrodzonego kabaretu jest dodanie rekwizytu, który będzie stanowił integralną część nagrody przyznawanej w następnym roku.
Z niektórymi nagrodami wiązały się zabawne historie. Jedną z nich wspominał Mirosław Wujas:
Szukaliśmy pomysłów na statuetkę na wzór Oskarów, czy też Wiktorów. Po kilku niespecjalnie udanych próbach, chyba w 1988 roku znaleźliśmy motyw – był to satyr.
Debiutujący wówczas organizator, Agata Pędziwilk otrzymała zadanie: znaleźć artystę, uzgodnić wzór, zlecić wykonanie trzech egzemplarzy czymś się różniących, bo satyr miał być I, II i III nagrodą.
Na pytanie Agaty: „a czym się mają różnić satyry?” odpowiedziałem mniej więcej: „nie wiem – kolorem, wysokością, a może wielkością fallusa? Z największym to będzie I nagroda, z najmniejszym – III. Wymyśl coś”. Okazało się, że to, co w rozumieniu długoletniego studenta jest wykwintnym żartem, w odczuciu młodej studentki jest zapewne świadectwem odwiecznej przepaści intelektualnej i estetycznej między piątym a pierwszym rokiem studiów. Trzecia propozycja najbardziej przypadła jej do gustu. Więcej – udało się jej przekonać do tej koncepcji artystę, bodajże panią profesor krakowskiej ASP, żelaznym argumentem „że wszystko jest uzgodnione z panem rektorem”.
Nieświadom niczego po pewnym czasie spytałem tylko, czy satyry będą na czas. „Będą” – usłyszałem od Agaty i spokojnie odkreśliłem kwestię nagród z listy spraw do załatwienia. Rzecz wydała się w przeddzień przeglądu, gdy Agata przyniosła wykonane odlewy. Naszym oczom ukazały się trzy identyczne satyry o nieproporcjonalnie dużej męskości, będącej w dodatku, mówiąc językiem medycznym, w stanie erekcji.Okazało się, że autor, nie dowierzając do końca studentom, samodzielnie uznał, że o ile kształt pierwszej nagrody jest jeszcze dopuszczalny, to już różnicowanie pewnym detalem nagród następnych jest poniżej poziomu.
Sprawa stała się „polityczna”, ponieważ chodziło o – bądź co bądź – przegląd kabaretów, ale pod patronatem UJ, a nagrody wręcza się publicznie i w pewnym sensie w imieniu społeczności uniwersyteckiej. Ponieważ innych nagród nie mieliśmy przygotowanych, więc w obliczu klęski organizacyjnej w pierwszy dzień przeglądu poprosiłem o radę i pomoc starszyznę jury z Janem Józefem Szczepańskim na czele. Odbyła się pyszna debata, w której byłem niemym świadkiem, przerażonym niecodziennością sytuacji: jak zaadaptować satyra na nagrody, nie powodując uszczerbku dla powagi uniwersytetu.Nie śmiem przytaczać wszystkich pomysłów, jakie padły, ani argumentów, jakich użyto w dyskusji. Dość szybko panowie zgodzili się, że jedynym wyjściem z sytuacji jest ukręcenie niekomponujących się z patronem części satyra, co też niezwłocznie własnoręcznie uczynili. Nie muszę dodawać, że nie satyr, ale właśnie ta jego ukręcona część wzbudzała największe pożądanie u zbieraczy kabaretowych trofeów.
Obrady jury w dworze w Tomaszowicach u Ziyada Raoofa, lata 90.
Maciej Stuhr na PACE jeszcze jako obserwator, początek lat 90.
W 1996 roku grupa dziennikarzy ufundowała po raz pierwszy swoją nagrodę. Pisze o tym Agnieszka Kozik-Minkiewicz w pakowskim, wewnętrznym biuletynie:
Z nagrodą dziennikarzy na PACE było jak z samą PAKĄ. No, prawie… Jak na wielkiej urody i mądrości dziecię, obdarzone dodatkowo dużą dozą poczucia humoru przystało, miała równie urodziwych, mądrych i rozrywkowych rodziców. Nie była to jednak rodzina w ogólnym odczuciu społecznym normalna… Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że pakowska nagroda dziennikarzy pochodzi z nieprawego łoża. Spłodzili ją bowiem w napływie entuzjazmu i ogólnej rozwiązłości – podobno za przyzwoleniem Mirka Wujasa – podczas 12. PAKI dwaj panowie z nieistniejącego już Akademickiego Centrum Radiowego KIKS Uniwersytetu Łódzkiego. I choć nieformalny związek Sławka Przybyłowicza i Piotra W. Trzeciaka (szerokiemu gronu wielbicielek bardziej znanego jako Słoń II) nie trwał długo, nagroda osieroconą czuć się nie powinna, bo narosłe w ciągu lat kolejnych grono ciotek i wujków (najważniejsi to Zuza Dobrucka i Becia Harasimowicz, Teresa Drozda czyli Drożdżówa i Artur Andrus, wspomagający PAKĘ tubalnym śmiechem Grzesio Porowski czy choćby moja skromna osoba) opiekuje się nią równie troskliwie, co ojcowie.
Był rok 1996. Czasy, kiedy Andrzej Lepper był jedynie postrachem komorników bankowych i pegeerów, a o Romanie Giertychu wiedziały tylko panie w przedszkolu i w podstawówce – pierwszą nagrodę wspomina po latach tata Słoń II. – Tego roku zabrakło na PACE pakowskich nagród. Po prostu organizatorzy zmienili formułę. (…) Sformułowaliśmy więc co następuje: „Kolegium oficjalnych i nieoficjalnych przedstawicieli mediów akredytowanych przy XII Przeglądzie Kabaretów PAKA postanowiło przyznać nagrodę w postaci spaceru wieczorową porą po kabarecie finałowym PAKI’96 ku brzegom rzeki Wisły w celu nakarmienia łabędzi. Karmę dla łabędzi fundują dziennikarze, karmę dla dziennikarzy funduje… Kabaret Moralnego Niepokoju za nawiązanie do najlepszych tradycji polskiego kabaretu i przełamanie opinii, że w Warszawie jedynym kabaretem jest parlament i kabaret OTTO”.
Z roku na rok było lepiej. Nagradzaliśmy obficie, wielotorowo i wielopoziomowo tych, co śpiewają, grają, mówią i generują humor w czystej formie. Oto kilka przykładowych werdyktów:
PAKA ’97 – „prawo do ogrzania się przez 30 minut przy piecu w gabinecie pana Dyrektora d/s Administracyjnych Muzeum Państwowego na Wawelu (funkcję tę pełnił wówczas Mirek Wujas – przyp. autora) dla Kabaretu Po Żarcie – za mężne wytrzymanie obciążenia genetycznego studenta III roku Psychologii UJ Macieja Stuhra oraz szczytną walkę z pokusami. Data itp. do uzgodnienia między stronami”.
PAKA ’98 – „uśmiech Pani Krystyny Czubówny w głównym poniedziałkowym wydaniu Panoramy około godziny 22.00 w drugim programie telewizji publicznej – za przekroczenie newtonowskich zasad mechaniki ruchu i nową odmianę dekonstruktywizmu otrzymuje Kabaret Mumio z Katowitz”.
PAKA ’99, ostatni występ Kabaretu Potem – „krzesło złamane przez kabaret Potem w ich historycznym ostatnim występie na PACE dla Kabaretu Strzały z Aurory. Uzasadnienie: bo to się Qpy trzyma”.
PAKA ’01 – nagroda dla kabaretu Ani Mru-Mru za perfekcjonizm dziennikarski zaprezentowany w skeczu Otwarcie supermarketu w postaci „możliwości zapowiedzenia na antenie III Programu Polskiego Radia piosenki, która zajmie 17. (…) miejsce w 2000 notowaniu Listy Przebojów Programu Trzeciego, co nastąpi za mniej więcej 19 lat (…) Równocześnie, by skrócić kabaretowi czas oczekiwania na skonsumowanie nagrody, w poświątecznym, podwójnym notowaniu Listy Przebojów Programu Trzeciego, Pan Marek Niedźwiecki zapowiadając piosenkę zajmującą miejsce 17., przez trzy sekundy będzie machał do kabaretu przez radio”.
Jak na każde nieformalne, choć mocno zaangażowane w sprawę zgromadzenie przystało, nie brakowało potęgujących solidarność protestów, manifestacji i zbiórek pieniężnych na rzecz. W roku 1998 zakupiliśmy Piotrowi Bałtroczykowi u Tośka kotleta schabowego panierowanego za sumę 16 złotych w celu pokrzepienia artysty podczas jego pierwszego solowego recitalu. Rok później awansowaliśmy generała broni Władysława Sikora do stopnia generała armii, przez domalowanie gwiazdek na mundurze, w którym przyjechał. Łódzkie środowisko dziennikarzy wyrysowało zaś pieczołowicie na schodach Rotundy gwiazdę Artura Andrusa, która jednak nie przetrwała pierwszego mycia podłóg po PACE. Był też bilet do kina dla rodziców Aliny Pięty i Mirka Wujasa w roku pełnoletniości PAKI „co by dziecko miało wolną chatę”, przepychanki z gwiazdą TVN – Andrzejem Sołtysikiem, który zamiast po redakcji Teleekspresu, chciał oprowadzać zwycięski kabaret po Domu Wielkiego Brata i nigdy nieodebrana międzykabaretowa nagroda w postaci nocy w legendarnym pokoju w akademiku Piast, gdzie spłodzona została PAKA.
Tak zleciało – bagatela – 10 lat! I choć nagroda jeszcze pełnoletniości nie osiągnęła, to zasługi ma wielkie i miejsce u boku PAKI doczesne. (…) – za formalne i nieformalne kolegium dziennikarskie, Agnieszka Kozik.
Nagroda dziennikarzy przyznawana jest do dziś – najczęściej stanowią ją działania promujące wyróżniony kabaret w akredytowanych mediach.
Gdy PAKA zaczęła zarabiać na sprzedaży biletów, pojawiły się też nagrody finansowe.
Ciekawej realizacji doczekała się nagroda „prysznic z Manuelą Gretkowską”. Jury przyznało ją… Lucjanowi Suchankowi. Nagroda została skonsumowana na scenie w Rotundzie. Pisarka ukazała się widowni ubrana wyłącznie w duży, kąpielowy ręcznik i wręczyła profesorowi słuchawkę od prysznica.
Jury
Na początku niewiele wiedzieliśmy o kabarecie poza tym, że ma śmieszyć. I tu niewiele się zmieniło. Dzisiaj lepiej zdajemy sobie sprawę z tego, jak to osiągnąć. Teoretycznie.
Spotkania z setkami kabaretowych grup, obserwowanie karier zespołów i dyskusje z jurorami pozwoliły nam się zorientować, jak powstaje dobry kabaret. Stało się to naszą siłą, ale też źródłem kłopotów. Niejednokrotnie łapałam się na tym, że oglądając kabaretowy program w myślach dokonuję analizy tekstu, tempa, jakości puenty, sprawdzam czas poszczególnych fragmentów programu. Jednym słowem – juroruję. To męczące i potrafi zniszczyć żywiołowy odbiór skeczu czy piosenki. Gdy wymagania i krytycyzm rosną – radość maleje. Z drugiej strony, gdy świetnie się bawię, to mam pewność, że program jest dobry.
Skoro już jesteśmy przy ocenianiu, to poznajmy tych, których zapraszaliśmy do roli oceniających w kolejnych edycjach festiwalu.
Pierwszym i najważniejszym był dla nas Jacek Fedorowicz:
Miło jest powspominać czasy, gdy było się jeszcze wkraczającym w życie, dobrze się zapowiadającym, zaledwie 48-letnim młodzieńcem. Chociaż same czasy były dość obrzydliwe. Do dziś trudno mi zrozumieć, jakim cudem władza przełknęła konkurs kabaretowy, którego znakiem firmowym był gest Kozakiewicza, wymierzony – wedle ówczesnych kryteriów stosowanych przez władzę – w nasze sojusze i mogący wywołać niepokój społeczny. W dodatku był to konkurs, w jury którego zasiadły wyłącznie elementy antysocjalistyczne. Zresztą nie tylko znak i skład jury, wszystko, co dotyczyło PAKI, świadczyło o tym, że jej organizatorzy mają jasno skrystalizowane poglądy i nieodpartą chęć ich uzewnętrznienia. Władza PAKI nie doceniła i padła. Oczywiście całe społeczeństwo było w pewnym momencie jednym wielkim wieloPAKiem, niemniej zasługi tych, co wyhodowali PAKĘ na kościstym ciele socjalistycznej ojczyzny, były ogromne.
Członek jury musiał być uznanym twórcą, niekoniecznie w dziedzinie kabaretu. Mogły być to dyscypliny związane z satyrą sceniczną pośrednio. Zapraszaliśmy pisarzy, kompozytorów, aktorów, dziennikarzy, znane postaci z szerokich, kulturalnych kręgów. W pierwszej dekadzie festiwalu juror musiał być zdeklarowanym antykomunistą, później PAKA z zasady miała być apolityczna, chociaż sympatie do określonych środowisk pozostały.
Najczęściej w gronie oceniającym kabarety zasiadał profesor Lucjan Suchanek, którego polecił nam rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, aby samemu uciec od tego zaszczytu. Zależało nam na tym, żeby w jury zawsze był przedstawiciel uczelni, która wzięła nas na początku pod swoje skrzydła i w trudnych politycznie czasach roztoczyła nad nami parasol ochronny. Profesor Suchanek okazał się znakomitym wyborem.
Niezmiennie zachwyca mnie profesor Suchanek. Jest to po prostu postać niesamowita, jest tak uroczym facetem, wydawałoby się, że jest z innej bajki, innego świata. A jednocześnie wielka kultura! Obcowanie z nim daje przyjemność. Przekazuje młodym zespołom swoje uwagi w ciepły sposób – wspomina Michał Tarkowski z Salonu Niezależnych.
Nie dla wszystkich jednak profesor był postacią budzącą tak pozytywne uczucia. Podczas pierwszej PAKI staraliśmy się zachować daleko idące środki ostrożności, żeby chronić Jacka Fedorowicza, który – jako element niepokorny – był poszukiwany przez Służbę Bezpieczeństwa. Uczuliliśmy panią Zosię, portierkę, aby była czujna i na wszelki wypadek, gdy zobaczy podejrzaną osobę, dała nam znać. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że najbardziej podejrzany w oczach pani Zosi był profesor Lucjan Suchanek, ówczesny dziekan Uniwersytetu Jagiellońskiego, którego postanowiła nie wpuścić na imprezę. Nie wiemy, dlaczego ten miły i kulturalny mężczyzna wydał się pani Zosi podejrzany. Może dlatego, że chodził w płaszczu?
W pierwszym składzie jury oprócz Jacka Fedorowicza i Lucjana Suchanka znaleźli się Maciej Zembaty i Władysław Kozakiewicz. W kolejnych latach dołączali inni, których uważaliśmy za autorytety – Wojciech Młynarski, Zygmunt Konieczny, Jerzy Derfel. Pojawili się reżyserzy: Andrzej Wajda, Krzysztof Jasiński i Marek Piwowski. Literaci i specjaliści od literatury: Andrzej Drawicz, Jan Józef Szczepański, Jerzy Markuszewski. Aktorzy i twórcy sceniczni: Jerzy Stuhr, Stanisław Tym, Zbigniew Zamachowski, Jan Peszek, Zenon Laskowik, Krzysztof Jaślar, Alosza Awdiejew. Nie zabrakło również przedstawicieli satyry w sztukach plastycznych, w osobach Henryka Sawki i Andrzeja Mleczki. Piwnicę pod Baranami reprezentował Piotr Skrzynecki, a prasę – Maciej Szumowski. To tylko niektórzy z tych, którzy znacząco wpłynęli na rozwój życia kabaretowego w Polsce (pełny wykaz znajduje się na końcu książki).
Było to – jak widać – bardzo męskie grono, co budziło pewien rodzaj dyskomfortu w żeńskim w większości komitecie organizacyjnym. Udało nam się zaprosić do jury tylko kilka pań, ale za to jakich! Nina Terentiew, Manuela Gretkowska, Krystyna Zachwatowicz, Anna Dymna i Maria Czubaszek – które oprócz inteligencji dodały szacownemu gronu niewątpliwie również urody.
Duża różnica wieku początkowo sprzyjała współpracy jurorów i artystów, ułatwiała relację mistrz-uczeń, a o to przecież chodziło. Z czasem i z rozwojem nowoczesnych technologii, zaczął się jednak tworzyć dystans, który przestał działać na korzyść uczestników. Nowe pokolenia, nowe problemy, nowy język, tematy zbyt odległe dla najstarszych oceniających – wtedy poczuliśmy, że pora odmłodzić skład jurorski. Tak trafili do niego Andrzej Poniedzielski, Mariusz Lubomski, Adam Nowak. I wreszcie przedstawiciel środowiska Rafał Kmita, jako zwycięzca trzech PAK z rzędu. Później dołączyli Marcin Wójcik z Ani Mru-Mru, Ireneusz Krosny, Dariusz Kamys i Joanna Kołaczkowska z Hrabi, Robert Górski z Kabaretu Moralnego Niepokoju i Robert Korólczyk z Kabaretu Młodych Panów i inni.
Jurorzy, jak się wydaje, lubili uczestniczyć w przeglądzie, czemu niejednokrotnie dawali wyraz:
PAKA jest wyspą w morzu bylejakości, chamstwa i mierzwy. Być może to lata pracy jurorów sprawiły, że to ma jakiś szczególny wyraz. Tam się człowiek dobrze czuje i nawet powiedziałbym bezpiecznie: wie, że nie wyjdzie ktoś i nie zrobi czegoś, czego trzeba się będzie wstydzić, lub czegoś, po czym po prostu szlag cię trafi. Poczucie bezpieczeństwa jest szalenie ważne. Fajny jest klimat obrad jury, podobają mi się rozmowy z kabaretami po spektaklach, które nigdy nie są napastliwe. To taka próba wyciągnięcia plusów i wskazanie, co można ulepszyć – mówi Michał Tarkowski z Salonu Niezależnych.
Co roku na początku przeglądu przypominam sobie pierwsze PAKI. Nie było w nich takiego profesjonalizmu jak dzisiaj, ale może były bardziej żywiołowe. Było w nich więcej protestu. A rzeczywistości pokazywano słynny gest Kozakiewicza! Wtedy nie można było powiedzieć ze sceny wszystkiego – stąd większa rola aluzji.
Mało się pamięta, że konkursom towarzyszyły niekiedy „poważne imprezy”. Na drugiej bodajże PACE miałem dla uczestników odczyt o kabarecie jako formie estradowej, innym razem prowadziłem rozmowę z Andrzejem Wajdą. Dobrze zapisały się w pamięci – to było już trochę później – znakomite prelekcje o literaturze rosyjskiej śp. Andrzeja Drawicza.
Nie jestem człowiekiem „z branży” i patrzę na przeglądy inaczej niż pozostali jurorzy – artyści. Zawsze cieszyło mnie to, że – nawet w ponurych czasach – była spora grupa młodych ludzi, którzy chcieli, czuli potrzebę robienia kabaretu. I że tak wiele osób przychodziło ich oglądać. Podnosiło mnie to na duchu, bo dość powszechnie mówiło się o upadku kultury – wspomina profesor Lucjan Suchanek.
W czasach, gdy byłem młody (było to dawno) „paką” nazywano więzienie. „Dostał trzy lata paki” na przykład – tak się mówiło. „Siedzi w pace”. Potem wszystko uległo zepsuciu, język też. Dziś więzienie określa się w gwarze młodzieżowej innym słowem, nieważne jakim. Chcę powiedzieć, że bez aktu oskarżenia, bez sądu, bez możliwości obrony – ba! bez wyroku, (…) jestem w PACE. Jest to PAKA tak wyjątkowa jednak, że pobyt w niej jest radością i szczęściem. Chwile spędzone w PACE są piękne i jedyne, towarzystwo wytworne i kobiety nadzwyczajnej urody i pełne powabu. I te rozkoszne żarty pełne finezji i smaku. Ach, ta PAKA wciąż mi się śni i marzy (…).
Tęsknię za Tobą PAKO, marzę o Tobie. Modlę się, abym mógł siedzieć jak najdłużej – pisze Stanisław Tym.
Uważam, że zupełnie na miejscu jest powiedzieć zwykłe słowo „dziękuję” organizatorom PAKI i rektorom UJ za to, że w czasach, w których niezależność – nawet kabaretowa – była aktem odwagi, tworzyli zjawisko – instytucję kultury, funkcjonujące wbrew ówczesnym nakazom i poleceniom. System upadł, a PAKA pozostała bez kombatanctwa, ale z poczuciem humoru, które nas – podstarzałych jurorów – zadziwia wyobraźnią i swobodą poruszania się w tej rzekomo skomplikowanej magmie Rzeczpospolitej Paradoksu. I za te coroczne zaskoczenia nareszcie dziś kabaretom PAKI mogę po prostu po raz drugi powiedzieć „dziękuję” – dodaje Maciej Szumowski.
Rozmowy z jurorami nie tylko nie przerażały uczestników, ale wręcz ich inspirowały:
Słów Jacka Fedorowicza, który rozmawiał z nami po Grand Prix i po zdobyciu pierwszego miejsca rok później, słuchałem jak dzwonów. Mówił o warsztacie, wymowie, dykcji, ale też o sile przekazu, o tym, co mamy do powiedzenia i w jaki sposób chcemy to wyrazić. Miało to ogromny walor edukacyjny – twierdzi Leszek Malinowski z kabaretu Koń Polski.
To było bardzo fajne – wspomina Władysław Sikora z kabaretu Potem. – Z jednej strony człowiek czuł się doceniony, czuł, że jest kimś ważnym na festiwalu, skoro spotyka się z takimi sławami. Ale można też było spotkać się z jurorami na gruncie mniej oficjalnym, już po werdyktach, można się było wtedy kłócić bez podejrzeń, że chce się coś zmienić.
Każdorazowy werdykt PAKI do dziś ustala się na spotkaniach u Ziyada Raoofa, który od lat jest sponsorem przeglądu. Początkowo narady odbywały się na zamku w Przegorzałach, obecnie we dworze w Tomaszowicach pod Krakowem
Spotkania te mają szczególny klimat. Przy stole siedzą goście, którzy zapisali się w polskiej historii i kulturze, niby dostojni państwo, ale jakby bliżsi, serdeczni. Klasa i kultura – Tacy, którzy wstają, gdy kobieta wstaje, podają sałatkę, przytrzymują drzwi. Stół jest elegancko przystrojony, dania podaje często sam szef kuchni, który informuje, co przygotował na ten niezwykły wieczór. U szczytu stołu gospodarz zachęca gości do jedzenia. W nastrojowym świetle toczą się rozmowy pełne wspomnień i anegdot. Przed chwilą ustalono werdykt kolejnej PAKI.
Pojedynki kabaretowe
Pojedynki kabaretowe przez wiele lat były znakiem firmowym PAKI, a ich ideę przynieśli na polskie sceny kabaretowe Mirosław Wujas i Ziyad Raoof ze Związku Radzieckiego, gdzie obaj przez jakiś czas studiowali.
Biorące udział w pojedynku kabarety miały przygotować krótkie skecze i piosenki na zadane wcześniej tematy. Niektóre elementy programu były improwizowane i tworzone na scenie ad hoc. Pojedynki oceniało jury, prezentując swoje stanowisko na zakończenie każdej z konkurencji. Na potrzeby tej scenicznej zabawy zespoły łączyły się w grupy, zapraszały do udziału w rywalizacji niejednokrotnie uznanych krajowych satyryków.
Pierwszy pojedynek, w którym wzięły udział zespoły zza wschodniej granicy i nasze rodzime kabarety, miał szczególną wymowę polityczną. Chodziło o antagonizm polsko-radziecki.
Mogłoby się to wydawać niewinne, ale takie nie było. Nie wiedzieliśmy, jaki program przywiozą goście, jak zareagują nasze kabarety i przede wszystkim: jak zachowa się nieobliczalna w swoich reakcjach publiczność. Polacy nie pałali wielką miłością do mieszkańców komunistycznego imperium i Wujas wiele ryzykował, kładąc na szali swój autorytet. Wszystko jednak udało się bez problemów, a on sam tak wspominał to wydarzenie:
Pierwszy w historii PAKI Pojedynek Satyryków, zatytułowany Polska–ZSRR, przed programem wywołał poważne zastrzeżenia jury, które obawiało się pobudzenia szowinizmów narodowych i obawa ta była na tyle silna, że po raz pierwszy (i na razie ostatni) jury poddało w wątpliwość zręczność i wyczucie organizatorów. Decydująca rozmowa odbywała się na 10 minut przed rozpoczęciem pojedynku – a moja prośba udziału w jury, poparta argumentem o niemożności skompletowania teraz innego jury, została dość chłodno przyjęta przez oceniających PAKĘ. Jury wzięło ostatecznie udział w pojedynku tylko dzięki profesorowi Lucjanowi Suchankowi, który powiedział: „Proszę państwa, jeżeli organizatorzy tak zaplanowali, to musimy wyjść na widownię, ale czynimy to na ich odpowiedzialność, a jeżeli przedsięwzięcie się nie uda, to…”.
Leszek Malinowski i ks. prof. Józef Tischner podczas wyprawy do krakowskiego zoo, 1993
…i były to moje najcięższe dwie godziny na przeglądzie. Udało się. Obie drużyny, kierowane przez Michała Dubileta z Dniepropietrowska i Leszka Malinowskiego z Konia Polskiego, nie omijając polityki i drażliwych tematów, zaprezentowały kulturę polemiki na najwyższym poziomie. Po zakończonym pojedynku gratulacje w imieniu jury złożyła Krystyna Zachwatowicz, a sama forma pojedynku na stałe weszła do programu przeglądu.
Kabaret Fajf z Radomia, 1987
Grupa Rafała Kmity w programie Trzy zdania o umieraniu, 1995
2. PAKA JAKO BUNT(podniosłe nastroje pierwszej dziesiątki)
PAKA powstawała w czasach, o których dziś możemy mówić lekko i żartobliwie. Jednak ówcześni studenci czuli ciężar siły przewodniej partii. Odnosiliśmy się do niej z pewnym obrzydzeniem, niepokój jednak stale nam towarzyszył. Doskonale pamiętam zamknięte koncerty Jacka Kaczmarskiego czy Przemysława Gintrowskiego w Piaście. Kolega miał wtedy jedyny w towarzystwie telewizor z magnetowidem i przy zasłoniętych szczelnie oknach, tak cicho, że aby coś usłyszeć, trzeba było siedzieć bardzo blisko głośnika, oglądaliśmy Przesłuchanie Ryszarda Bugajskiego i płakaliśmy.
PAKA była dla nas wyrazem buntu i tego samego oczekiwaliśmy od przyjeżdżających kabaretów. I nie zawiedliśmy się. Dwa z nich towarzyszyły nam przez całą pierwszą dekadę PAKI, nadając ton nurtowi politycznemu. Pierwszym zespołem był radomski kabaret Fajf. Lider zespołu, twórca tekstów i aktor Sławomir Franecki, z wykształcenia i zawodu był nauczycielem języka angielskiego. Nie przeszkadzało mu to pisać i tworzyć. W wyniku opisanej wcześniej historii z Antygoną stracił pracę w szkole. Narzekał zawsze, że tworzy bardzo wolno, w mękach, dlatego nowy program pojawia się nieczęsto. Skład kabaretu stale się zmieniał, odchodzili uczniowie, ale na stałe w zespole pozostali jego lider oraz Michał Budzisz, radomski plastyk i twórca kultury.
Debiutowali na PACE niezwykłym programem – współczesną wersją Antygony Sofoklesa. Brali w nim udział w większości uczniowie Sławka Franeckiego. Jurorom spodobał się nie tylko program, ale i świadomość sceniczna i polityczna młodzieży, dlatego przyznali im pierwszą nagrodę. Gdy rzeczywistość polityczna uległa zmianie, Fajf pozostał „anty”. Wyszydzał każdy absurd, każdą głupotę, którą zauważył w sferach rządzących, a spojrzenie miał zawsze ostre i przenikliwe.
Na scenie zespół prezentował spory luz, co nie oznaczało, że wykonawcy nie mieli tremy lub że spektakl nie był dokładnie reżyserowany, wręcz przeciwnie. Jak bowiem twierdzą klasycy, improwizacja musi być dobrze wyreżyserowana. Zespołowi chodziło o stworzenie własnego wizerunku artystycznego, który zakładał zamierzone bałaganiarstwo, gotowość do improwizacji, a co za tym idzie – żywiołowość i spontaniczność.
Mimo że członkowie kabaretu zawsze twierdzili, że nie da się zrobić programu uniwersalnego – który spodoba się wszystkim – to zdarzały się im takie utwory. Jest wśród nich piosenka Kochaj swój rząd – gdzie w tekście wystarczy podłożyć odpowiednie nazwiska, a pozostanie aktualna i dziś.
Artyści z kabaretu Fajf przygotowali razem sześć programów i czerpali z nich podczas występów scenicznych. Nigdy nie traktowali swojego kabaretu jako jedynego źródła zarobkowania, dlatego stać ich było na dystans, nie musieli być cały czas na fali.
Na pytanie, jaki kabaret jest dobry, zawsze odpowiadali: aktualny. Ale twierdzili też, że dobry żart mimo upływu czasu stale śmieszy.
Oto jeden z tekstów kabaretu, fragment piosenki zatytułowanej Pies Pawłowa z 1986 roku:
(…) Ja wiernie służyłem merdałem ogonkiem,Na łapkach stawałem zmieniałem się w słup,Bo czułem, że zaraz lampka i dzwonek,Ślinotok, miska i pełny brzuch.Lampa błyska ślina z pyska, żarcia pełna miska,Lampa błyska ślina z pyska, żarcia pełna miska!Niestety los czasem ma zmienne nastroje,Czego dowodem pamiętny dzień.Jak zwykle błysk lampy ślinotok – no co jest?Błysk lampy ślinotok, a miska gdzie?(…) Mój Pan siedział obok z uśmiechem na twarzy,Radosny mu w oczach pojawił się błysk.A mnie odruchowo nie ślina tym razem,lecz krew mnie zalała i dałem mu w pysk.Za chwilę już miskę przede mną postawił,Przepraszał gorliwie i w piersi się tłukł.