Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zbiór krótkich opowiadań z pogranicza gatunków. Oszczędny, precyzyjny język i newralgiczne drobiazgi codzienności. Połączenie przeciwieństw: dystansu i bliskości, bezbronności z bezwzględnością, walki oraz kapitulacji. Realizm obyczajowy przechodzący w surrealizm. Na gładkiej tafli rzeczywistości pojawiają się rysy, a pod pozornie chłodną narracją gotuje się wrzask.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 53
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Opowieściz dziecięcego pokoju
ZAPACH POMARAŃCZY
Matka i córka wracają z zakupów. Nieforemne, wypchane po brzegi torby kołyszą się nad ziemią w rytm kobiecych kroków. Dziewczynka ma może z siedem lat, nie więcej. Ciemne kosmyki uciekają spod wydzierganej na drutach czapki, ręka wędruje do dłoni matki, dotyka, cofa się.
Dziewczynka zahacza kolanem o karton mleka, plastik wielorazowego użytku rwie się, zakupy rozsypują się po chodniku. Kule pomarańczy turlają się we wszystkich kierunkach, jedna wpada pod koła przejeżdżającego samochodu.
Opona starego mercedesa ślizga się. Mężczyzna szarpie kierownicę, klnie, samochód odbija na środek drogi, wyhamowuje. Mężczyzna odjeżdża.
Matka i córka zbierają zakupy. Dziewczynka wkłada pomarańcze w kurtkę jak w fartuszek. Przykuca, bierze owoc w rękę, dokłada do już zebranych, wstaje, idzie po kolejny. Kobieta upycha do drugiej siatki karton mleka, masło, dwa jogurty, jaja, ser, słoik papryki konserwowej. Odstawia chwiejną konstrukcję na chodnik i opiera o but, podnosi pęknięty kubek jogurtu, wyrzuca do śmietnika, kopie pomarańczę.
– Podnieś – mówi i czeka, aż dziewczynka skończy zbierać owoce.
Kiedy matka i córka wracają z naręczami zakupów do domu, w powietrzu unosi się zapach pomarańczy.
DECYZJA BOHATERA
Chłopiec budzi się w nocy. Jest spocony, góra od piżamy w samoloty lepi się do chudego ciała, serce bije mocno i szybko. Zapala lampkę nocną, na ścianie pojawia się znak nietoperza. Obok lampki leżą Spiderman i batmobil. Właściciel pojazdu pozbawiony nogi kurzy się pod łóżkiem. Chłopiec bierze do ręki Człowieka Pająka i uspokaja oddech. Koszmar wciąż czai się pod powiekami.
Ściska zabawkę z całych sił. Waha się, czy pójść do łóżka rodziców, ale się boi. Nie chce ich budzić i jest już duży. Niedawno dostał własny pokój z biurkiem, szafą, półką na książki i skrzynią na zabawki, wybrał dywan, kolor ścian i lampkę nocną.
Chłopiec siada na brzegu łóżka i opuszcza stopy na dywan w samochody i ulice. Stoi na skrzyżowaniu tuż obok banku i poczty, zaraz za policyjnym radiowozem. Zastanawia się, dokąd iść. Ze strachu zaschło mu w ustach. Decyduje się na kuchnię.
Wyjmuje sok z lodówki, nalewa do szklanki, pije, odstawia szklankę do zlewu, chowa karton, wychodzi. Na podłodze zostawia wąską smugę światła. Wraca do pokoju i zasypia z figurką Spidermana pod poduszką.
Rano wstaje, bierze figurkę i idzie do łazienki.
– Nie patrz się – mówi.
Spiderman odwraca głowę, chłopiec sika.
Razem myją zęby i twarz.
Wychodzi z łazienki, w korytarzu słyszy dochodzące z kuchni głosy. Przystaje. Rodzice rozmawiają o zepsutej lodówce. Słucha. Mówią o kuzynie mamy, który zna się na takich naprawach, ale mieszka daleko, o serwisantach oszustach, o tym, że gwarancja dawno się skończyła, o drogich nowych lodówkach, ratach, zerowym oprocentowaniu i zepsutym jedzeniu.
Nie wszystko rozumie, boi się, z każdym słowem rodziców coraz bardziej. Wie, że raty to nic dobrego. Są dla ludzi, którym brakuje pieniędzy, i trzeba długo płacić. Myśli o nadchodzących urodzinach i że nie dostanie prezentu. Że będą krzyczeć albo że nie będą i że przestaną kochać. O soku i o tym, że znowu musi iść do łazienki. Zimno mu w bose stopy. Przydeptuje nogawki spodni, przestępuje z nogi na nogę.
Mnie piżamę, zaciskając materiał w pięści, Spidermana zostawił na umywalce. Cofa się. Drzwi od łazienki skrzypią, sięga po figurkę.
Ściskając w dłoniach bohatera, chłopiec wraca na korytarz. Z kuchni nie dochodzą już głosy.
ASFALT
Przegraniec! – Dziecięca podeszwa z całą mocą wbija plastikowy korpus zabawki w rozgrzany asfalt. Po brudnej twarzy chłopca spływają łzy. W kąciku ust krew zdążyła już zaschnąć. – Jesteś do dupy! Do dupy, słyszysz?!
Na głazie nieopodal siedzi dziewczynka, opierając się na przedramionach. Patrzy na chłopca z wyrazem obojętności na twarzy i co jakiś czas leniwie macha ręką, odganiając przelatujące owady. Trzmiele i pszczoły uwijają się wśród różnobarwnych kwiatów-chwastów rosnących po obu stronach drogi. Żadnego z nich nie potrafi nazwać.
– Pierdolony chuj. – Chłopiec wbija w czerń kolejną część plastikowej zabawki.
Dziewczynka sięga po butelkę wody do torby przewieszonej przez ramię, upija kilka łyków, spluwa i wylewa resztę w krzaki. Chowa pustą butelkę do torby i ociera usta dłonią. Powietrze przesycone zapachem asfaltu drga.
Robi się tylko goręcej.
Na parking przedszkola znajdującego się niedaleko zajeżdża spóźniony samochód, wzbijając w powietrze chmurę pyłu. Dziewczynka patrzy, jak mężczyzna wysiada i szybkim krokiem zmierza do drzwi budynku.
– Skończyłeś? – pyta.
Chłopiec stoi nad połamaną zabawką i dyszy. Kiedy przytakuje, dziewczynka zeskakuje z kamienia, otrzepuje dżinsowe szorty i wyciąga w jego kierunku dłoń.
– Idziemy?
Chłopiec ponownie przytakuje i wsuwa dłoń w dłoń siostry. Wracając do domu, trzymają się za ręce.
KOCHAM CIĘ, CHESTER
Na plac zabaw przychodzi dziewczynka z czarną puchatą kulką w ramionach.
– To jest Chester – oznajmia i sadowi się z królikiem na kolanach na obrzeżu piaskownicy.
Dzieci otaczają przybyłych, chcą pogłaskać zwierzę. Sypią się pytania, komplementy i uśmiechy. Dziewczynka promienieje i opowiada. Ile Chester waży, co je, co lubi i czego się boi. Mówi, jak śmiesznie biega i jak skacze. Pokazuje, jak marszczy nos i co robi z uszami, kiedy śpi.
– Postaw go na ziemi – przerywa jej chłopiec. – Chcemy zobaczyć.
– Nie.
– To po co go przyniosłaś? Chwalipięta – ciągnie.
Dziewczynka z niechęcią stawia zwierzę na ziemi. Dzieci gonią królika po placu zabaw. Śmieją się i krzyczą.
– Narwij mu jedzenia – rozkazuje chłopiec.
Dziewczynka idzie szukać mlecza. Spieszy się. Kiedy wraca, nikt na nią nie patrzy. Do chłopca ustawia się kolejka.
– Nie tłoczyć się. Pojedynczo – dyryguje. – Nie za mocno, delikatnie. – Pokazuje, jak należy głaskać.
Dziewczynka podchodzi i wyciąga dłoń.
– Masz go na co dzień – słyszy.
Dzieci przytakują.
– Idź na koniec kolejki – mówi jedno z nich.
– A trawę je? – pyta inne.
Dziewczynka kręci głową.
– No coś ty! Króle wolą sałatę – odpowiada chłopiec i wyciąga dłoń.
Dziewczynka oddaje mu liście i patrzy, jak karmi nimi królika.
Zbliża się pora obiadu. Z balkonów rozlegają się kobiece nawoływania. Dzieci żegnają się.
– Do zobaczenia, Chester.
– Pa, pa, Chester.
– Kocham cię, Chester.
– Jutro też przynieś królika – mówi chłopiec.
Plac zabaw pustoszeje. Dziewczynka podnosi zwierzę i przytula.
– Jutro nie przyjdziemy – odpowiada, kiedy dzieci nie mogą już jej usłyszeć. Przełyka łzy. – Ja też cię kocham – szepcze.
SPOTKANIE
W