Wszystko dobrze - Maria Krzywda - ebook

Wszystko dobrze ebook

Maria Krzywda

5,0

Opis

Zbiór krótkich opowiadań z pogranicza gatunków. Oszczędny, precyzyjny język i newralgiczne drobiazgi codzienności. Połączenie przeciwieństw: dystansu i bliskości, bezbronności z bezwzględnością, walki oraz kapitulacji. Realizm obyczajowy przechodzący w surrealizm. Na gładkiej tafli rzeczywistości pojawiają się rysy, a pod pozornie chłodną narracją gotuje się wrzask.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 53

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Opo­wie­ściz dzie­ci­ęce­go po­ko­ju

ZAPACH PO­MA­RA­ŃCZY

Matka i cór­ka wra­ca­ją z za­ku­pów. Nie­fo­rem­ne, wy­pcha­ne po brze­gi tor­by ko­ły­szą się nad zie­mią w rytm ko­bie­cych kro­ków. Dziew­czyn­ka ma może z sie­dem lat, nie wi­ęcej. Ciem­ne ko­smy­ki ucie­ka­ją spod wy­dzier­ga­nej na dru­tach czap­ki, ręka wędru­je do dło­ni mat­ki, do­ty­ka, cofa się.

Dziew­czyn­ka za­ha­cza ko­la­nem o kar­ton mle­ka, pla­stik wie­lo­ra­zo­we­go użyt­ku rwie się, za­ku­py roz­sy­pu­ją się po chod­ni­ku. Kule po­ma­ra­ńczy tur­la­ją się we wszyst­kich kie­run­kach, jed­na wpa­da pod koła prze­je­żdża­jące­go sa­mo­cho­du.

Opo­na sta­re­go mer­ce­de­sa śli­zga się. Mężczy­zna szar­pie kie­row­ni­cę, klnie, sa­mo­chód od­bi­ja na śro­dek dro­gi, wy­ha­mo­wu­je. Mężczy­zna od­je­żdża.

Mat­ka i cór­ka zbie­ra­ją za­ku­py. Dziew­czyn­ka wkła­da po­ma­ra­ńcze w kurt­kę jak w far­tu­szek. Przy­ku­ca, bie­rze owoc w rękę, do­kła­da do już ze­bra­nych, wsta­je, idzie po ko­lej­ny. Ko­bie­ta upy­cha do dru­giej siat­ki kar­ton mle­ka, ma­sło, dwa jo­gur­ty, jaja, ser, sło­ik pa­pry­ki kon­ser­wo­wej. Od­sta­wia chwiej­ną kon­struk­cję na chod­nik i opie­ra o but, pod­no­si pęk­ni­ęty ku­bek jo­gur­tu, wy­rzu­ca do śmiet­ni­ka, ko­pie po­ma­ra­ńczę.

– Pod­nieś – mówi i cze­ka, aż dziew­czyn­ka sko­ńczy zbie­rać owo­ce.

Kie­dy mat­ka i cór­ka wra­ca­ją z na­ręcza­mi za­ku­pów do domu, w po­wie­trzu uno­si się za­pach po­ma­ra­ńczy.

DECY­ZJA BO­HA­TE­RA

Chło­piec bu­dzi się w nocy. Jest spo­co­ny, góra od pi­ża­my w sa­mo­lo­ty lepi się do chu­de­go cia­ła, ser­ce bije moc­no i szyb­ko. Za­pa­la lamp­kę noc­ną, na ścia­nie po­ja­wia się znak nie­to­pe­rza. Obok lamp­ki leżą Spi­der­man i bat­mo­bil. Wła­ści­ciel po­jaz­du po­zba­wio­ny nogi ku­rzy się pod łó­żkiem. Chło­piec bie­rze do ręki Czło­wie­ka Pa­jąka i uspo­ka­ja od­dech. Kosz­mar wci­ąż czai się pod po­wie­ka­mi.

Ści­ska za­baw­kę z ca­łych sił. Waha się, czy pó­jść do łó­żka ro­dzi­ców, ale się boi. Nie chce ich bu­dzić i jest już duży. Nie­daw­no do­stał wła­sny po­kój z biur­kiem, sza­fą, pó­łką na ksi­ążki i skrzy­nią na za­baw­ki, wy­brał dy­wan, ko­lor ścian i lamp­kę noc­ną.

Chło­piec sia­da na brze­gu łó­żka i opusz­cza sto­py na dy­wan w sa­mo­cho­dy i uli­ce. Stoi na skrzy­żo­wa­niu tuż obok ban­ku i pocz­ty, za­raz za po­li­cyj­nym ra­dio­wo­zem. Za­sta­na­wia się, do­kąd iść. Ze stra­chu za­schło mu w ustach. De­cy­du­je się na kuch­nię.

Wyj­mu­je sok z lo­dów­ki, na­le­wa do szklan­ki, pije, od­sta­wia szklan­kę do zle­wu, cho­wa kar­ton, wy­cho­dzi. Na podło­dze zo­sta­wia wąską smu­gę świa­tła. Wra­ca do po­ko­ju i za­sy­pia z fi­gur­ką Spi­der­ma­na pod po­dusz­ką.

Rano wsta­je, bie­rze fi­gur­kę i idzie do ła­zien­ki.

– Nie patrz się – mówi.

Spi­der­man od­wra­ca gło­wę, chło­piec sika.

Ra­zem myją zęby i twarz.

Wy­cho­dzi z ła­zien­ki, w ko­ry­ta­rzu sły­szy do­cho­dzące z kuch­ni gło­sy. Przy­sta­je. Ro­dzi­ce roz­ma­wia­ją o ze­psu­tej lo­dów­ce. Słu­cha. Mó­wią o ku­zy­nie mamy, któ­ry zna się na ta­kich na­pra­wach, ale miesz­ka da­le­ko, o ser­wi­san­tach oszu­stach, o tym, że gwa­ran­cja daw­no się sko­ńczy­ła, o dro­gich no­wych lo­dów­kach, ra­tach, ze­ro­wym opro­cen­to­wa­niu i ze­psu­tym je­dze­niu.

Nie wszyst­ko ro­zu­mie, boi się, z ka­żdym sło­wem ro­dzi­ców co­raz bar­dziej. Wie, że raty to nic do­bre­go. Są dla lu­dzi, któ­rym bra­ku­je pie­ni­ędzy, i trze­ba dłu­go pła­cić. My­śli o nad­cho­dzących uro­dzi­nach i że nie do­sta­nie pre­zen­tu. Że będą krzy­czeć albo że nie będą i że prze­sta­ną ko­chać. O soku i o tym, że zno­wu musi iść do ła­zien­ki. Zim­no mu w bose sto­py. Przy­dep­tu­je no­gaw­ki spodni, prze­stępu­je z nogi na nogę.

Mnie pi­ża­mę, za­ci­ska­jąc ma­te­riał w pi­ęści, Spi­der­ma­na zo­sta­wił na umy­wal­ce. Cofa się. Drzwi od ła­zien­ki skrzy­pią, si­ęga po fi­gur­kę.

Ści­ska­jąc w dło­niach bo­ha­te­ra, chło­piec wra­ca na ko­ry­tarz. Z kuch­ni nie do­cho­dzą już gło­sy.

ASFALT

Prze­gra­niec! – Dzie­ci­ęca po­de­szwa z całą mocą wbi­ja pla­sti­ko­wy kor­pus za­baw­ki w roz­grza­ny as­falt. Po brud­nej twa­rzy chłop­ca spły­wa­ją łzy. W kąci­ku ust krew zdąży­ła już za­schnąć. – Je­steś do dupy! Do dupy, sły­szysz?!

Na gła­zie nie­opo­dal sie­dzi dziew­czyn­ka, opie­ra­jąc się na przed­ra­mio­nach. Pa­trzy na chłop­ca z wy­ra­zem obo­jęt­no­ści na twa­rzy i co ja­kiś czas le­ni­wie ma­cha ręką, od­ga­nia­jąc prze­la­tu­jące owa­dy. Trzmie­le i psz­czo­ły uwi­ja­ją się wśród ró­żno­barw­nych kwia­tów-chwa­stów ro­snących po obu stro­nach dro­gi. Żad­ne­go z nich nie po­tra­fi na­zwać.

– Pier­do­lo­ny chuj. – Chło­piec wbi­ja w cze­rń ko­lej­ną część pla­sti­ko­wej za­baw­ki.

Dziew­czyn­ka si­ęga po bu­tel­kę wody do tor­by prze­wie­szo­nej przez ra­mię, upi­ja kil­ka ły­ków, splu­wa i wy­le­wa resz­tę w krza­ki. Cho­wa pu­stą bu­tel­kę do tor­by i ocie­ra usta dło­nią. Po­wie­trze prze­sy­co­ne za­pa­chem as­fal­tu drga.

Robi się tyl­ko go­ręcej.

Na par­king przed­szko­la znaj­du­jące­go się nie­da­le­ko za­je­żdża spó­źnio­ny sa­mo­chód, wzbi­ja­jąc w po­wie­trze chmu­rę pyłu. Dziew­czyn­ka pa­trzy, jak mężczy­zna wy­sia­da i szyb­kim kro­kiem zmie­rza do drzwi bu­dyn­ku.

– Sko­ńczy­łeś? – pyta.

Chło­piec stoi nad po­ła­ma­ną za­baw­ką i dy­szy. Kie­dy przy­ta­ku­je, dziew­czyn­ka ze­ska­ku­je z ka­mie­nia, otrze­pu­je dżin­so­we szor­ty i wy­ci­ąga w jego kie­run­ku dłoń.

– Idzie­my?

Chło­piec po­now­nie przy­ta­ku­je i wsu­wa dłoń w dłoń sio­stry. Wra­ca­jąc do domu, trzy­ma­ją się za ręce.

KOCHAM CIĘ, CHE­STER

Na plac za­baw przy­cho­dzi dziew­czyn­ka z czar­ną pu­cha­tą kul­ką w ra­mio­nach.

– To jest Che­ster – oznaj­mia i sa­do­wi się z kró­li­kiem na ko­la­nach na obrze­żu pia­skow­ni­cy.

Dzie­ci ota­cza­ją przy­by­łych, chcą po­gła­skać zwie­rzę. Sy­pią się py­ta­nia, kom­ple­men­ty i uśmie­chy. Dziew­czyn­ka pro­mie­nie­je i opo­wia­da. Ile Che­ster waży, co je, co lubi i cze­go się boi. Mówi, jak śmiesz­nie bie­ga i jak ska­cze. Po­ka­zu­je, jak marsz­czy nos i co robi z usza­mi, kie­dy śpi.

– Po­staw go na zie­mi – prze­ry­wa jej chło­piec. – Chce­my zo­ba­czyć.

– Nie.

– To po co go przy­nio­słaś? Chwa­li­pi­ęta – ci­ągnie.

Dziew­czyn­ka z nie­chęcią sta­wia zwie­rzę na zie­mi. Dzie­ci go­nią kró­li­ka po pla­cu za­baw. Śmie­ją się i krzy­czą.

– Na­rwij mu je­dze­nia – roz­ka­zu­je chło­piec.

Dziew­czyn­ka idzie szu­kać mle­cza. Spie­szy się. Kie­dy wra­ca, nikt na nią nie pa­trzy. Do chłop­ca usta­wia się ko­lej­ka.

– Nie tło­czyć się. Po­je­dyn­czo – dy­ry­gu­je. – Nie za moc­no, de­li­kat­nie. – Po­ka­zu­je, jak na­le­ży gła­skać.

Dziew­czyn­ka pod­cho­dzi i wy­ci­ąga dłoń.

– Masz go na co dzień – sły­szy.

Dzie­ci przy­ta­ku­ją.

– Idź na ko­niec ko­lej­ki – mówi jed­no z nich.

– A tra­wę je? – pyta inne.

Dziew­czyn­ka kręci gło­wą.

– No coś ty! Kró­le wolą sa­ła­tę – od­po­wia­da chło­piec i wy­ci­ąga dłoń.

Dziew­czyn­ka od­da­je mu li­ście i pa­trzy, jak kar­mi nimi kró­li­ka.

Zbli­ża się pora obia­du. Z bal­ko­nów roz­le­ga­ją się ko­bie­ce na­wo­ły­wa­nia. Dzie­ci że­gna­ją się.

– Do zo­ba­cze­nia, Che­ster.

– Pa, pa, Che­ster.

– Ko­cham cię, Che­ster.

– Ju­tro też przy­nieś kró­li­ka – mówi chło­piec.

Plac za­baw pu­sto­sze­je. Dziew­czyn­ka pod­no­si zwie­rzę i przy­tu­la.

– Ju­tro nie przyj­dzie­my – od­po­wia­da, kie­dy dzie­ci nie mogą już jej usły­szeć. Prze­ły­ka łzy. – Ja też cię ko­cham – szep­cze.

SPO­TKA­NIE

W