Wybrani przez Boga. Tak żyli pierwsi chrześcijanie - Ks. Mariusz Rosik - ebook

Wybrani przez Boga. Tak żyli pierwsi chrześcijanie ebook

ks. Mariusz Rosik

5,0

Opis

Poznaj prawdziwe historie Wybranych, ludzi, którzy spotkali Jezusa i otrzymali misję opowiadania o tym na całym wiecie.

Ksidz profesor Mariusz Rosik, wybitny polski biblista – korzystajc z najnowszych ustaleń studiów biblijnych i posługujc się tekstami tradycji Kocioła – czyta i komentuje rozdział po rozdziale Dzieje Apostolskie, czyli ksigę Nowego Testamentu opisujcą życie pierwszych chrzecijan. Opisujwiat i codzienne ycie pierwszych uczniów Jezusa, ksidz Rosik nie ogranicza się tylko do tekstu Nowego Testamentu, ale siga po apokryfy i teksty autorów greckich i ydowskich oraz przyblia odkrycia współczesnej archeologii. Przywołuje też fascynujce dzieje biblijnych manuskryptów. Dziki temu mamy okazję poznać szerokie tło kulturowe wiata, w którym yli chrzecijanie pierwszego pokolenia oraz barwne historie ludzi, którzy zostali wybrani przez Boga, by prawdę o Chrystusie Zmartwychwstałym głosić całemu wiatu, i którzy za tę prawdę nierzadko oddawali swe ycie. Ta lektura to wietnie napisana opowieść o pierwszych chrzecijanach i niezwykła przygoda dla ducha i intelektu.

ks. Mariusz Rosik – biblista, profesor nauk teologicznych, wykładowca na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu. Jest autorem wielu publikacji na tematy biblijne i teologiczne, m.in. Miriam z Nazaretu, Jezus Galilejczyk. Lew z pokolenia Judy, Arka i gołębica. Jego pasj, oprócz Biblii, są podróe. Prowadzi własną stronę internetową – www.mariuszrosik.pl.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 429

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © 2024 by IWR WE sp. z o.o.

REDAKTOR PROWADZĄCY: Michał Wilk

ADIUSTACJA JĘZYKOWO-STYLISTYCZNA: Janusz Stachowski

KOREKTA: Magdalena Wróbel

REDAKCJA TECHNICZNA I PROJEKT OKŁADKI: Paweł Kremer

ZDJĘCIE NA OKŁADCE: Светлана Воротняк / Adobe Stock

ZA ZEZWOLENIEM: Prowincjała Polskiej Prowincji Zakonu Pijarów L.dz. 275/P/2023 Kraków, 29 listopada 2023 r.

Wydanie I | Kraków 2024

ISBN EBOOK: 978-83-68031-26-3

Wydawnictwo eSPe, ul. Meissnera 20, 31-457 Kraków

Zamawiaj nasze książki przez internet: boskieksiążki.pl lub bezpośrednio w wydawnictwie: 603 957 111, [email protected]

Konwersja do formatu EPUB oraz MOBI

Jan Żaborowski

woblink.com

Zamiast długiego wstępu

Niniejszy komentarz ma charakter teologiczno-duszpasterski. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że wychodząc od egzegezy (interpretacji) poszczególnych fragmentów, będziemy chcieli przybliżyć wypływające z nich zagadnienia teologiczne, a także wskazać na odniesienie do współczesnego życia wierzących w Chrystusa. Nie ominiemy zagadnień historycznych, religijnych, społecznych, politycznych, a nawet geograficznych basenu Morza Śródziemnego I wieku po Chr.

W telegraficznym skrócie przytoczmy przyjęte założenia. Należą one dziś do najbardziej powszechnych w świecie biblistów, choć oczywiste jest, że niektórzy badacze nie zgodzą się ze wszystkimi. Dotyczą następujących kwestii: tytułu, autora, czasu i miejsca powstania, struktury dzieła, jego fabuły i przyjętej przez autora konwencji.

Tytuł

Tytuł księgi – Dzieje Apostolskie – może sugerować, że poznamy historię wszystkich apostołów, a tymczasem okazuje się, że poznajemy w miarę szczegółowo historię tylko dwóch, z których jeden de facto nie był apostołem. Mianowicie jest to zasadniczo historia Piotra i Pawła, który sam siebie nazywa apostołem, ale – jak wiemy – do grona Dwunastu nie należał.

Autor

Autorem tej księgi jest postać wyjątkowa. Łukasz jest jedynym autorem ksiąg natchnionych, który nie jest Żydem z pochodzenia. Wszystkie księgi Starego i Nowego Testamentu zostały napisane przez wyznawców judaizmu, poza Ewangelią Łukasza i Dziejami Apostolskimi. Autor opowiada w tym, jak mówią teraz bibliści, „dwudziele” najpierw historię Jezusa (Ewangelia), a później historię rodzącego się Kościoła (Dzieje Apostolskie).

Czas powstania

Skoro Dzieje Apostolskie rozpoczynają się od słów: „Pierwszą Księgę napisałem, Teofilu […]” (Dz 1,1), oznacza to tylko jedno: Dzieje Apostolskie powstały po Ewangelii Łukasza. A ponieważ jej powstanie zazwyczaj datuje się na kilka lat po zburzeniu świątyni jerozolimskiej w 70. roku po Chr., więc w niniejszym opracowaniu proponujemy przyjąć rok około 80. jako datę powstania dzieła.

Struktura

Po krótkiej przedmowie (Dz 1,1-2) Łukasz prezentuje zlecenie przez Jezusa misji Jego uczniom oraz umocnienie do jej pełnienia przez zesłanie Ducha Świętego (Dz 1,3-2,13), by następnie przedstawić rozrost misji chrześcijańskiej w Jerozolimie (Dz 2,14-8,4), w Judei i Samarii (Dz 8,5-12,25), w końcu aż po krańce znanego starożytnego świata (Dz 13,1-28,31).

Fabuła

Dzieje Apostolskie opowiadają o pierwszych trzech dekadach istnienia Kościoła. Historia tu przedstawiona rozpoczyna się od dnia wstąpienia do nieba Jezusa, a kończy na pobycie Pawła w Rzymie. Chodzi więc mniej więcej o lata 30-67. Autor opowiada, w jaki sposób urzeczywistniają się słowa Jezusa, który, odchodząc z tego świata, mówił: „gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1,8).

Konwencja

W ostatnich latach stała się ona przedmiotem wielu ciekawych studiów, z których wynika, że Łukasz nie tylko relacjonował historię rodzącego się Kościoła (oczywiście wycinkowo), ale czynił to w taki sposób, by historia owa stała się paradygmatem dla kolejnych pokoleń chrześcijan. Badacze dowodzą, że Łukasz znał dzieła historiografii antycznej i dał temu wyraz w Dziejach Apostolskich. Ewangelista przejął w nich konwencje historiografii czasów grecko-rzymskich i postawił się świadomie w rzędzie historiografów hellenistycznych. Tworzył paradygmaty, które należy traktować jako pewnego rodzaju modele i wzorce.

Autor Dziejów chciał formować, a nie tylko informować swoich czytelników. Zbudowane przez niego paradygmaty postaci można podzielić na pozytywne i negatywne. Pozytywne uwypuklają znamienite czyny, świadectwa, cechy charakteru, cnoty, osiągnięcia wybitnych indywidualności pierwotnego Kościoła i mają znaczenie ponadczasowe. Paradygmaty negatywne zaś mają ostrzegać chrześcijan przed postępowaniem sprzecznym z wyznawaną wiarą. Można także mówić o paradygmatach wspólnoty, które ukazują Kościół jako składający się z Żydów i pogan nowy Lud Boży, będący jedynym reprezentantem i kontynuatorem Izraela.

Zapraszam!

ks. Mariusz Rosik

Od wniebowstąpienia do Pięćdziesiątnicy

DZ 1

Pierwszą Księgę napisałem, Teofilu, o wszystkim, co Jezus czynił i czego nauczał od początku aż do dnia, w którym udzielił przez Ducha Świętego poleceń Apostołom, których sobie wybrał, a potem został wzięty do nieba. Im też po swojej męce dał wiele dowodów, że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o królestwie Bożym. A podczas wspólnego posiłku kazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca: «Słyszeliście o niej ode Mnie – [mówił] – Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym». Zapytywali Go zebrani: «Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?». Odpowiedział im: «Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi». Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: «Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba».

(Dz 1,1-11)

Już pierwsze zdanie Dziejów Apostolskich rodzi pytanie: kim jest Teofil? Do kogo jest skierowana księga? Nie wiemy dokładnie. Można przypuszczać, że jest to jakaś postać historyczna, ktoś spośród przyjaciół Łukasza lub osób, które pomogły rozpowszechnić obydwa dzieła ewangelisty (Ewangelię i Dzieje Apostolskie). Jest to bardzo prawdopodobne, ale nie pewne. Można także przypuścić, i jest to równie prawdopodobne, że Teofil to postać fikcyjna, wymyślona przez Łukasza, z tego powodu, że samo jego imię jest imieniem teoforycznym. Oznacza „przyjaciela Boga”: Theos – Bóg, filos – przyjaciel. Można więc przyjąć, że być może Łukasz pisze Dzieje Apostolskie, adresując je do wszystkich przyjaciół Boga, czyli do wszystkich chrześcijan.

W pierwszej księdze, czyli Ewangelii, Łukasz napisał o tym, „co Jezus czynił i czego nauczał”. Dosłowne tłumaczenie tej frazy oddaje nieco inny odcień znaczeniowy: chodzi o to, „co Jezus zaczął czynić i nauczać”. Skoro „zaczął”, to znaczy, że będzie tę misję kontynuował. I tak właśnie czyni – kontynuuje dzieło głoszenia Dobrej Nowiny przez apostołów, „których sobie wybrał”, i czyni to przez ich następców aż do dnia dzisiejszego. Po zmartwychwstaniu przez czterdzieści dni ukazywał się uczniom, dając wiele dowodów na to, że żyje. Objawienia czy też ukazywanie się Zmartwychwstałego nazywamy chrystofaniami, a relacjonują je wszyscy ewangeliści na końcowych kartach swych dzieł. Miały one miejsca aż do dnia, kiedy Jezus jako pierwszy człowiek wstąpił do nieba.

Jak Jezus przygotowywał się po chrzcie w Jordanie do publicznej działalności, tak apostołowie przez czterdzieści dni – spotykając Zmartwychwstałego – przygotowywali się do misji głoszenia Dobrej Nowiny. Oni również zostaną ochrzczeni Duchem Świętym, by w ten sposób umocnieni zanieść płomień nowej wiary aż po krańce ziemi.

***

Przenieśmy się oczyma wyobraźni na miejsce, w którym rozpoczyna się fabuła Dziejów Apostolskich. Droga szabatowa w tradycji żydowskiej to około 1800 metrów. Właśnie w takiej odległości od murów starej części Jerozolimy, na stokach Góry Oliwnej, położony jest meczet upamiętniający wniebowstąpienie Chrystusa. Dlaczego meczet? Początkowo stał tu kościół, wybudowany już w IV wieku. Z tego okresu zachowały się świadectwa sprawowanych tu uroczystości liturgicznych. Kościół przebudowali krzyżowcy. Jednak w 1187 roku budynek został zamieniony przez Saladyna na meczet. I tak pozostało po dziś dzień. Jedynie raz w roku, w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, franciszkanie sprawują liturgię w tym skromnym w gruncie rzeczy miejscu modłów chrześcijan i muzułmanów. Ciekawostkę stanowi ślad prawej stopy odbity na kamieniu. To ponoć stopa samego Chrystusa, który stąd uniósł się do nieba. Nie trzeba przypuszczać, że w chwili wniebowstąpienia Jezus stał na jednej nodze. Ślad lewej stopy przeniesiono do meczetu Al-Aksa, gdyż także wyznawcy islamu czczą Jezusa jako proroka. Tyle informacji o lokalizacji wstąpienia Jezusa do nieba.

***

Wniebowstąpienie było wydarzeniem niezwykłej wagi, a jednak w Dziejach Apostolskich jest ono przedstawione w bardzo prosty sposób: „po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał im Go sprzed oczu”. Dlaczego zaledwie kilka wyrazów?

Po zmartwychwstaniu apostołowie zwracali uwagę przede wszystkim na duchowy wymiar dzieła Jezusa. Bardziej niż przywiązywanie wagi do fizycznego wstąpienia Jezusa do nieba liczyło się to, że wniebowstąpienie stanowiło zwieńczenie dzieła odkupienia. W Liście do Filipian Paweł zanotował starożytny hymn o uniżeniu się Chrystusa i Jego wywyższeniu zarazem. Zdarza się, że kilka razy w roku wraz z grupą pielgrzymów mam okazję stanąć przy meczecie wniebowstąpienia. Sięgamy wtedy po ten fragment:

On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM – ku chwale Boga Ojca.

(Flp 2,6-11)

Wywyższenie, o którym pisze apostoł, w wymiarze duchowym oznacza po prostu wstąpienie Chrystusa do nieba. Zasiada po prawicy Boga ponad Zwierzchnościami, Panowaniami, Tronami, czyli ponad wszelkimi rodzajami istot duchowych, w tym również ponad istotami złymi. W tym właśnie przejawia się triumf Chrystusa nad złymi mocami. To dlatego w relacjach o Jego wstąpieniu do nieba dużo większy nacisk kładzie się na fakt, że Jezus duchowo zasiada po prawicy Boga, niż na sam moment uniesienia się Jego ciała. W ten sposób podkreśla się zwycięstwo Chrystusa nad złymi mocami.

Kenoza rozumiana jako uniżenie się Syna Bożego, który istniał w preegzystencji na równi z Bogiem, stała się kluczem Pawłowego opisu dzieła odkupienia, skierowanego do mieszkańców Filippi. Być może motyw uniżenia psychologicznie uwarunkowany jest faktem, iż Paweł pisze list w więzieniu.

W pewnym schematycznym uproszczeniu można przyjąć, że Izraelici uznawali w swych poglądach religijnych swoistą hierarchię bytów. Na jej czele stał oczywiście Bóg, który jest największy i któremu jako Stwórcy podlega wszystko. Niższy szczebel w owej hierarchii przypadał wszelkiego rodzaju istotom duchowym, które autorzy Biblii hebrajskiej określają terminami: „aniołowie”, „archaniołowie”, „cherubini”, „serafini” czy po prostu „duchy”, a które Paweł określa terminami: „Trony”, „Panowania”, „Zwierzchności”, „Władze”. Wszystkie one, zarówno dobre, jak i złe duchy, są silniejsze od człowieka, który stoi na najniższym szczeblu hierarchii istot duchowych.

Chrystus, ogołacając samego siebie poprzez uniżenie, czyli kenozę, stał się człowiekiem. Syn Boży nie zszedł w przedstawionej powyżej hierarchii bytów o jeden szczebel niżej, lecz o dwa, tzn. ominął wszelkie rodzaje duchowych istot, przyjmując pozycję niższą od nich. Jezus stał się w pełni człowiekiem, doświadczając śmierci krzyżowej. Bóg jednak nie pozostawił Go w stanie śmierci, lecz wywyższył ponad wszelkie rodzaje istot duchowych, „aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych”.

Czytelnik hymnu ma do czynienia ze swoistym ruchem: z najwyższego szczebla hierarchii bytów Chrystus przechodzi na stopień najniższy – człowieczeństwa, a po doświadczeniu śmierci i zmartwychwstania powraca – jako człowiek – na prawicę Boga, a więc na najwyższy szczebel hierarchii. W ten sposób Chrystusowi w Jego ludzkiej postaci podporządkowany jest Szatan i jego demony, które – jako istoty duchowe – sytuują się na pośrednim poziomie hierarchii bytów.

***

Warto zwrócić uwagę, że w tym króciutkim opisie wstąpienia Jezusa do nieba pojawia się zapowiedź Ducha Świętego. Jezus nazywa chrzest w Duchu Świętym „obietnicą Ojca”. Czym jest ten chrzest? Kiedy biblista metodologicznie podejmuje pracę badawczą nad określoną ideą, zazwyczaj pierwszym krokiem jest sporządzenie listy wszystkich miejsc, w których pojęcie określające daną ideę pojawia się na kartach Pisma Świętego. Następnie wyszukuje fragmenty, w których interesująca go idea jest obecna, choć samo pojęcie ją określające się nie pojawia. Po wnikliwej i opartej na racjonalnych zasadach interpretacji analizie egzegetycznej obydwu grup tekstów badacz jest w stanie zaprezentować w miarę adekwatny obraz danej idei w Biblii.

Już na samym początku poszukiwań spotyka mnie zaskoczenie! W Biblii ani razu wyrażenie „chrzest w Duchu Świętym” w formie rzeczownikowej się nie pojawia! Pełne zaskoczenie! Trzeba jednak postępować zgodnie z metodologią pracy badawczej i sięgnąć po takie fragmenty, w których obecna jest idea chrztu w Duchu Świętym. A tych jest przynajmniej kilka. Otóż na kartach Nowego Testamentu sześć razy pojawia się zwrot „chrzcić Duchem Świętym”. Aż cztery razy ewangeliści wkładają go w usta poprzednika Jezusa, Jana Chrzciciela. Udzielając chrztu nawrócenia, Jan zapowiadał Jezusowy chrzest Duchem Świętym: „On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem” (Mt 3,11; por. Łk 3,16; Mk 1,8; J 1,33). Greckie słowo „chrzest” (baptisma) oznacza zanurzenie. Właśnie dlatego Jan zanurzał nawracających się Izraelitów w wodach rzeki. Skoro chrzest oznacza zanurzenie, to wyrażenie „chrzest w Duchu Świętym” nie może wskazywać na nic innego, jak na zanurzenie w samym Duchu Bożym, w życiu samego Boga. Mam wśród swoich książek pozycję wydaną przez oficjalny organ odnowy charyzmatycznej Kościoła katolickiego, a mianowicie Komisję Doktrynalną Międzynarodowych Służb Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej. W wydanym w 2012 roku dokumencie Chrzest w Duchu Świętym mówi się o tym, że jest on:

[…] przemieniającym życie doświadczeniem miłości Boga Ojca, wlanej w serce przez Ducha Świętego i otrzymanej poprzez poddanie się panowaniu Jezusa Chrystusa. Ożywia on sakrament chrztu i bierzmowania, pogłębia komunię z Bogiem i innymi chrześcijanami, roznieca ewangeliczny zapał i wyposaża człowieka w charyzmaty do służby i misji.

Jezus zapewnia, że gdy Duch Święty zstąpi na uczniów, otrzymają Jego moc i staną się Jego świadkami w Jerozolimie, w Judei, w Samarii i aż po krańce ziemi. O jaką moc chodzi? Jest to moc do zerwania więzów grzechu i do czynienia dobra. Moc przejawiająca się w znakach i cudach. Gdy Jezus przyjął znak obecności w Nim Ducha podczas chrztu w Jordanie, rozpoczął swą działalność pełną cudownych znaków. Podobnie wszyscy wierzący w Chrystusa we chrzcie i bierzmowaniu otrzymują Ducha mocy. Jan Chryzostom w homilii do Pierwszego Listu do Koryntian pisał:

Skądże więc ci, którzy za życia Chrystusa nie mieli dość sił, aby oprzeć się Żydom, po Jego śmierci, po złożeniu do grobu – skoro, jak powiadacie, nie zmartwychwstał i nie przemawiał do nich, nie dodał odwagi – skądże znaleźli siłę, aby stanąć przeciw całemu światu? Czyż nie powinni powiedzieć sobie: I cóż? Sam siebie nie potrafił ocalić, a nas obroni? Nie pomógł sobie za życia, a nam pomoże po śmierci? Gdy żył, nie zjednał sobie ani jednego narodu, a my głosząc Jego imię, mamy zdobyć cały świat? Czyż nie byłoby szaleństwem nie tylko podejmować się czegoś takiego, ale nawet o tym myśleć?

(Homiliae 4,4)

Oczywiście, że byłoby szaleństwem tak myśleć. Apostołowie jednak doskonale wiedzieli, skąd płynie ich moc. Własne doświadczenie przekonało ich, że Ten, który pokonał śmierć, dotrzymuje obietnic. Obiecał, że zmartwychwstanie, i obietnicy dotrzymał. A potem obiecał im moc z wysoka, więc nie ma powodu wątpić w to, że ją otrzymali.

To właśnie powstanie Jezusa z martwych oraz Jego ukazywanie się uczniom leżą u źródeł mocy, z jaką głosili Dobrą Nowinę o zbawieniu. Byli przekonani do tego stopnia o tym, że Jezus żyje, iż nie wahali się oddać życia za tę prawdę. Spośród Dwunastu (nie licząc Judasza, za to licząc Macieja wybranego na jego miejsce) jedynie Jan zmarł śmiercią naturalną. Wszyscy pozostali apostołowie oddali życie, ponosząc męczeńską śmierć i świadcząc w ten sposób o zmartwychwstaniu Chrystusa. Sam Jan również cierpiał prześladowania na wyspie Patmos. Bardzo trudno byłoby przyjąć tezę, iż ktoś „lekką ręką” oddaje życie za prawdę, co do której nie ma (subiektywnej przynajmniej) pewności. Apostołowie byli więc przekonani co do zmartwychwstania Chrystusa i dlatego nie wahali się ryzykować najwyższej ceny.

Obiecując apostołom moc Ducha Świętego, Jezus wygłosił proroctwo – bo tak należy odczytywać Jego słowa: „w Jerozolimie, w Judei, w Samarii i aż po krańce ziemi”. To proroctwo spełniło się w dziejach rodzącego się Kościoła. Kościół najpierw tworzy się w Jerozolimie, później w Judei, czyli w krainie okalającej Jerozolimę. Dalej Dobra Nowina głoszona jest w Samarii. Następnie misja Pawła sprawiła, że chrześcijaństwo rozprzestrzeniło się po całym basenie Morza Śródziemnego, czyli aż „po krańce ziemi”. Te kolejne etapy głoszenia Ewangelii, zapowiedziane przy wstąpieniu Jezusa do nieba, bardzo dokładnie się realizują w I wieku chrześcijaństwa. Jezus nakreślił swoisty schemat geograficzny rozwoju Kościoła.

***

Apostołowie pytali Jezusa o czas przywrócenia królestwa Bożego, choć – jak mówił Jezus – to nie ich rzecz znać czasy i chwile przywrócenia owego królestwa. Zgodnie z przekonaniami Żydów, przy końcu czasów Bóg ustanowić miał na ziemi swoje królestwo. „Królestwo”, jako termin należący do słownika politycznego, w swym metaforycznym znaczeniu wskazuje najpierw na Boga jako króla władającego określonym terytorium, dopiero w drugim rzędzie przyjmuje znaczenie bardziej abstrakcyjne i dotyczące uniwersalnej władzy Boga. W czasie istnienia niezależnej monarchii Izraela, od Dawida aż do upadku Jerozolimy za Nabuchodonozora, królestwo Boże rozumiane było często jako teokratyczne państwo narodu wybranego. Naród ten rządzony był boskimi prawami przez króla, którego od momentu jego wstąpienia na tron postrzegano jako reprezentanta Jahwe na ziemi. Wyraz przekonaniu, że to Jahwe jest prawdziwym Królem Izraela, a król ziemski jest jedynie Jego reprezentantem, zapisano w wyznaniu: „Pan, wasz Bóg, jest Królem waszym” (1 Sm 12,12). Sprzeniewierzenie się królowi uchodziło za złamanie woli samego Boga. Tak należy odczytywać słowa Boże skierowane do Samuela: „Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówi do ciebie, bo nie ciebie odrzucają, lecz Mnie odrzucają jako króla nad sobą” (1 Sm 8,7). Konsekwencją takiego pojmowania instytucji monarchy było rozbudzenie nadziei, iż pewnego dnia król Izraela zapanuje nad narodami i poprowadzi je do pełnej znajomości prawdziwego Boga.

***

Podobnie jak przy pustym grobie Jezusa, tak i na górze wniebowstąpienia pojawili się dwaj aniołowie, którzy stwierdzili, że Jezus powróci na ziemię tak samo, jak został z niej zabrany: będzie okryty obłokiem. Obłok jest znakiem obecności Boga. To obłok prowadził Izraelitów przez pustynię z Egiptu do Ziemi Obiecanej, okrywając Arkę Przymierza. Obłok okrył cieniem Maryję – Arkę Nowego Przymierza, by umożliwić wcielenie Syna Bożego. Obłok pojawił się w scenie przemienienia, gdy Jezus ukazywał uczniom chwałę przyszłego zmartwychwstania. Obłok zabrał apostołom Jezusa sprzed ich oczu w dniu wniebowstąpienia i przywróci Go ponownie wierzącym w dniu paruzji.

Wtedy wrócili do Jerozolimy z góry, zwanej Oliwną, która leży blisko Jerozolimy, w odległości drogi szabatowej. Przybywszy tam, weszli do sali na górze i przebywali w niej: Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Szymon Gorliwy, i Juda, brat Jakuba. Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego.

(Dz 1,12-14)

Kiedy cesarz Hadrian przybył do Jerozolimy w 135 roku, znalazł miasto całkowicie zniszczone. Ocaleć miał tylko jeden kościół – kościół Wieczernika. Chrześcijanie podobno mieli ten przywilej, że nieprzerwanie do XVI w. sprawowali tu Eucharystię. W II wieku do domu, w którym Jezus spożył z apostołami ostatnią wieczerzę, dodano absydę, by bardziej przypominała kościół. Świątynia została zniszczona w 614 roku przez Persów. W XII wieku krzyżowcy wznieśli trzy nawy świątyni. Kilka wieków później sułtan Saladyn przekazał kościół chrześcijanom syryjskim, ci jednak nie mieli wystarczających funduszy na remonty. Pomógł im król Neapolu o imieniu Robert, który sfinansował konieczne prace. W 1551 roku kościół przekształcono na meczet z powodu bliskości grobu Dawida, czczonego w islamie jako proroka. Dziś salę na górze o rozmiarach piętnaście na dziewięć metrów, która pozostaje w prywatnych rękach pewnej arabskiej rodziny, zdobią gotyckie kolumny wystawione tu w XIV wieku. To właśnie w tym miejscu apostołowie zgromadzili się po wniebowstąpieniu Jezusa.

***

Zwróćmy uwagę, że w katalogu osób przebywających na modlitwie w Wieczerniku na pierwszym miejscu wymienia się Piotra. Pozycja ta nie jest przypadkowa, pochodzi bowiem z ustanowienia samego Jezusa. Ze zrozumiałych względów Judasz we wszystkich zestawieniach apostołów zajmuje zawsze ostatnie miejsce, a oprócz Piotra pozostali uczniowie wymieniani są w różnej kolejności. Umieszczanie imienia Piotra zawsze na pierwszym miejscu każe domyślać się jego szczególnej roli wśród wybranych uczniów (Mk 3,13-19).

W katalogu apostołów pojawia się ciekawy zabieg literacki: Łukasz wymienia ich imiona, łącząc je w pary. Dzieje się tak z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że Jezus wysyła apostołów na misje po dwóch (Łk 10,1), a po drugie dlatego, że w żydowskim Prawie wiarygodne jest świadectwo przynajmniej dwóch mężczyzn.

Łukasz zamieścił także lapidarną wzmiankę o obecności na Syjonie w Wieczerniku Maryi, która wraz z apostołami oczekiwała obietnicy Ojca. Ta krótka wzmianka służyć może podkreślaniu roli Matki Jezusa w początkach nowej wspólnoty oraz akcentowaniu modlitewnego charakteru Jej obecności. Jest to jednomyślna, wytrwała, wspólnotowa i skuteczna modlitwa rodzącego się Kościoła.

***

Proszę pozwolić na osobiste wspomnienie. W latach 2016–2019 kilkukrotnie spotykałem się na publicznych debatach z pastorem Pierwszego Zboru Chrześcijan Baptystów we Wrocławiu przy ul. Kłodnickiej. Tematy były różne. Często kontrowersyjne. O zbawieniu przez wiarę, nie z uczynków, o odkupieniu, o Kościele i prymacie Piotra, realnej obecności Jezusa w eucharystycznym chlebie… I oczywiście o Maryi. Kilkadziesiąt osób najpierw przysłuchiwało się dyskusji, a później miało możliwość zadawania pytań. Słuchaczami byli chrześcijanie obydwu wyznań, a nawet niewierzący. Z wielkim wzruszeniem przypominam sobie scenę, kiedy właśnie po rozmowie na temat Maryi podszedł do mnie starszy mężczyzna i niemal ze łzami w oczach wyznał:

– W Kościele katolickim jest tak wielkie bogactwo, o którym nie miałem pojęcia. To piękne!

– Jest Pan baptystą, prawda? – zapytałem.

– Tak – brzmiała odpowiedź. – Mam ponad osiemdziesiąt lat. Jestem emerytowanym pastorem tego zboru.

Podeszłego w latach pastora zadziwiła refleksja na temat rodzeństwa Jezusa. Łukasz wspomina, że apostołowie z Maryją trwali w modlitewnym skupieniu wraz z braćmi Jezusa. Czy chodzi o synów Maryi, która wraz z nimi przebywała wówczas w Wieczerniku? Czy Jezus miał braci? Według starożytnej tradycji Kościoła bracia i siostry Jezusa to Jego krewni. Ich ojcem był Kleofas, a matką Maria, ale nie tożsama z Matką Jezusa. Jakie przemawiają argumenty za taką tezą? Jest ich wiele.

Kiedy Łukasz opisuje zagubienie dwunastoletniego Jezusa w świątyni jerozolimskiej, nie wspomina o żadnym innym dziecku Józefa i Maryi. Nie ma o tym mowy ani w opisie pielgrzymki, ani też wówczas, gdy ewangelista stwierdza, że Jezus wrócił z rodzicami do Nazaretu i „był im poddany” (Łk 2,51).

W języku hebrajskim i aramejskim nie istniało słowo oznaczające kuzyna lub dalszego krewnego. W Starym Testamencie mamy kilka przykładów nazywania „braćmi” tych, o których wiadomo, że są kuzynami bądź dalszymi krewnymi. Dla przykładu Jakub nazywa swoich kuzynów „braćmi”, choć z tekstu jasno wynika, że są synami jego wujka Labana (Rdz 31,36-37). Również w Nowym Testamencie spotykamy podobny przypadek. Wystarczy przytoczyć jedno zdanie Ewangelii: „A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena” (J 19,25). Jeśli przyjąć – co jest bardzo prawdopodobne i to naprawdę ważki argument – że ewangelista Jan mówi o trzech kobietach o imieniu Maria, które stały pod krzyżem Jezusa, okazuje się, że dwie z nich musiały być kuzynkami bądź bliskimi krewnymi. Pierwsza to Maryja, Matka Jezusa. Druga to Maria, siostra Maryi, Matki Jezusa, i jednocześnie żona Kleofasa. Trzecia wreszcie to Maria Magdalena. Matka Jezusa i żona Kleofasa noszą to samo imię (Maria) i są nazwane siostrami. Byłoby bardzo dziwne, aby w jednej rodzinie rodzice nazwali dwie swoje córki tym samym imieniem. Najprawdopodobniej chodzi więc o kuzynki lub osoby blisko spokrewnione, niebędące kuzynkami.

Ta sama scena dostarcza kolejnego argumentu za tym, iż Jezus nie miał rodzonych braci: „Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie” (J 19,25-27). Gdyby Jezus rzeczywiście miał rodzonego brata, w myśl prawa żydowskiego właśnie jemu przypadłby obowiązek zatroszczenia się o Maryję. Fakt, że Jezus powierza Ją Janowi, jest argumentem przeciw tezie o istnieniu rodzonych braci Jezusa. Byłoby zupełnie niezrozumiałe, że Jezus powierza opiekę nad Matką Janowi, podczas gdy żyją Jego bracia.

Sięgnijmy do innych fragmentów, w których wprost mówi się o braciach i siostrach Jezusa. W Ewangelii Marka bardzo wyraźnie wymienia się imiona braci Jezusa: Jakub, Józef, Juda i Szymon (Mk 6,1-3). Gdy zestawimy te dane z informacjami, których ten sam ewangelista dostarcza, opisując śmierć Jezusa, dostrzeżemy, że matka Jakuba i Józefa również miała na imię Maria, ale nie chodzi o Matkę Jezusa. Chodzi o inną kobietę o tym samym imieniu: „Były tam również niewiasty, które przypatrywały się z daleka, między nimi Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba Mniejszego i Józefa, i Salome” (Mk 15,40). W pierwszym fragmencie Jezus wprost nazwany jest bratem Jakuba i Józefa, w drugim natomiast dowiadujemy się, że ich matką była Maria, ale nie tożsama z Maryją, Matką Jezusa.

Potwierdzają to dodatkowe wzmianki. Jakie? Pogrzebowi Jezusa przyglądała się „Maria, matka Józefa” (Mk 15,47), która w poranek zmartwychwstania nazwana jest „Marią, matką Jakuba” (Mk 16,1). Ewangelista Marek nigdy nie mówi o Maryi, Matce Jezusa, jako o „matce Jakuba i Józefa”, „matce Józefa” lub „matce Jakuba” (por. Mk 3,31-32). Zrozumiałe, że chodzi o inną Marię. Dane te potwierdza Mateusz, który mówi o „drugiej Marii” (Mt 27,55-56.59-61; por. 13,55).

Kim jest owa „druga Maria”? Z pomocą przychodzi nam Jan Ewangelista, który – jak widzieliśmy – wymienia trzy kobiety o imieniu Maria, stojące pod krzyżem (J 19,25). Jan identyfikuje „drugą Marię” jako „Marię, żonę Kleofasa” (J 19,25). Jakub i Józef są synami Marii i Kleofasa. Była więc bliską krewną Maryi (dlatego nazwana została Jej „siostrą”). Stąd rysuje się następujący obraz pokrewieństwa: Józef (mąż Maryi) i Kleofas byli rodzonymi braćmi. Józef uważany był za ojca Jezusa, Kleofas natomiast miał żonę o imieniu Maria, z którą miał czterech synów: Jakuba, Józefa, Szymona i Judę. Na marginesie dodajmy, że niektórzy badacze twierdzą, że bracia i siostry Jezusa to dzieci Józefa z pierwszego małżeństwa. Możliwe więc, że Józef poślubiając Maryję, rzeczywiście był wdowcem. Nie jest jednak możliwe, aby wspomniani w ewangeliach bracia Jezusa (wśród nich Józef i Jakub) byli jego dziećmi, skoro matka Jakuba i Józefa była obecna pod krzyżem.

Kolejny argument za tezą, iż Jezus nie miał rodzonych braci, pochodzi z milczenia (ex silentio). O co chodzi? Już pod koniec I stulecia, a z całą pewnością na początku II wieku, zaczęły się pojawiać w Kościele błędne nauki, które nazywamy herezjami. Jan Ewangelista musiał na przykład przestrzegać przed tymi, którzy twierdzili, że Jezus nie „przyszedł w ciele” (1 J 4,2). Z biegiem lat przybywało coraz to nowszych pomysłów teologicznych, które nie miały wiele wspólnego z nauczaniem przekazanym przez Jezusa apostołom. Czy słyszeliście o gnostycyzmie, doketyzmie, marcjonizmie, montanizmie, manicheizmie, nestorianizmie, subordynacjonizmie, monifizytyzmie, monoteletyzmie, donatyzmie, pelagianizmie i wielu innych izmach? Zapewne tak, nawet jeśli nie potrafimy dokładnie wyjaśnić, co kryje się za każdym z tych poglądów.

I teraz uwaga! Czy w takim gąszczu zawirowań w nauczaniu nie pojawiłby się pogląd następujący: skoro Jezus urodzony z Maryi jest Bogiem, to być może inne dzieci Maryi też mają naturę boską? Z całą pewnością by się pojawiły. Nie jest trudny do wymyślenia. A jednak cała historia Kościoła milczy na ten temat. Po prostu chrześcijanie od początku wiedzieli – nie tylko wierzyli – że Maryja pozostała dziewicą także po narodzeniu Jezusa.

***

Wtedy Piotr w obecności braci, a zebrało się razem około stu dwudziestu osób, tak przemówił: «Bracia, musiało wypełnić się słowo Pisma, które Duch Święty zapowiedział przez usta Dawida o Judaszu. On to wskazał drogę tym, którzy pojmali Jezusa, bo on zaliczał się do nas i miał udział w naszym posługiwaniu. Za pieniądze, niegodziwie zdobyte, nabył ziemię i spadłszy głową na dół, pękł na pół i wypłynęły wszystkie jego wnętrzności. Rozniosło się to wśród wszystkich mieszkańców Jerozolimy, tak że nazwano ową rolę w ich języku Hakeldamach, to znaczy: Pole Krwi. Napisano bowiem w Księdze Psalmów: Niech opustoszeje dom jego i niech nikt w nim nie mieszka! A urząd jego niech inny obejmie! Trzeba więc, aby jeden z tych, którzy towarzyszyli nam przez cały czas, kiedy Pan Jezus przebywał z nami, począwszy od chrztu Janowego aż do dnia, w którym został wzięty od nas do nieba, stał się razem z nami świadkiem Jego zmartwychwstania». Postawiono dwóch: Józefa, zwanego Barsabą, z przydomkiem Justus, i Macieja. I tak się pomodlili: «Ty, Panie, znasz serca wszystkich, wskaż z tych dwóch jednego, którego wybrałeś, by zajął miejsce w tym posługiwaniu i w apostolstwie, któremu sprzeniewierzył się Judasz, aby pójść swoją drogą». I dali im losy, a los padł na Macieja. I został dołączony do jedenastu apostołów.

(Dz 1,15-26)

Gdy księża i wierni archidiecezji wrocławskiej czytają perykopę o wyborze Macieja, który został dołączony do grona apostołów, biegną myślami do wydarzenia, które miało miejsce w katedrze wrocławskiej 24 kwietnia 2022 roku. To właśnie wtedy sakrę biskupią przyjmował najmłodszy wówczas – bo mający zaledwie 42 lata – biskup na świecie. Pomruk zadowolenia i kilka gromkich śmiechów dało się słyszeć wśród zgromadzonych, gdy kaznodzieja wypowiedział zdanie: „A los padł na Macieja”. Nowo konsekrowanym biskupem był ks. Maciej Małyga. To jednak nie on był pierwszym Maciejem, na którego padł los!

***

Opis uzupełnienia grona Dwunastu zaczyna się poruszającą przemową Piotra, który zdaje się być pełen natchnienia. To już nie jest ten sam Piotr, który zdradził Jezusa. Zbliżamy się coraz bardziej do dnia Pięćdziesiątnicy, kiedy to Duch Święty jeszcze silniej zadziała na apostoła i napełni go jeszcze większą odwagą.

Jego pierwsza mowa, zapisana na kartach Dziejów Apostolskich, mowa, która ma doprowadzić do wyboru następcy Judasza, rzeczywiście jest poruszająca, choćby z samego faktu, że Piotr wspomina w niej właśnie o śmierci Judasza – o samobójstwie. Naturą grzechu Judasza była pycha. Judasz przedłożył swoje własne plany ponad plany Boże. W Izajaszowej satyrze na śmierć tyrana, która posłużyła ojcom Kościoła do przedstawienia wizji upadku aniołów, pycha widziana jest jako natura grzechu Szatana:

Jakże to spadłeś z niebios,

Jaśniejący, Synu Jutrzenki?

Jakże runąłeś na ziemię,

ty, który podbijałeś narody?

Ty, który mówiłeś w swym sercu:

Wstąpię na niebiosa;

powyżej gwiazd Bożych

postawię mój tron […].

Wstąpię na szczyty obłoków,

podobny będę do Najwyższego.

(Iz 14,12-14)

Uległszy grzechowi pychy, Judasz zaczął zdawać sobie sprawę z wagi swej decyzji, nie był jednak zdolny – jak Piotr – poddać się pod osąd Jezusa. Osądził się sam: „Rzuciwszy srebrniki ku przybytkowi, oddalił się, potem poszedł i się powiesił” (Mt 27,5). Czyn ten był nie tylko samosądem. Świadczył o nieumiejętności Judasza szukania przebaczenia u źródła: u samego Jezusa. Z tego też powodu oddalił się od wspólnoty uczniów, pogrążając się w samotności. Ci, z którymi próbował się sprzymierzyć, odrzucili go: „[Judasz] zwrócił trzydzieści srebrników arcykapłanom i starszym i rzekł: «Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną». Lecz oni odparli: «Co nas to obchodzi? To twoja sprawa»” (Mt 27,3-4). Egzegeza o podłożu egzystencjalnym właśnie w samotności Judasza widzi czynnik, który doprowadził go do zguby. Była to samotność wynikająca z pychy.

Gdybyśmy dzisiaj znaleźli się na Górze Oliwnej twarzą do murów starej Jerozolimy i popatrzyli w dół nieco na prawo, to bardzo łatwo będzie nam dostrzec to miejsce, które nazywa się po hebrajsku Hakeldama, czyli Pole Krwi. Upamiętnia ono miejsce kupione przez arcykapłanów za trzydzieści Judaszowych srebrników. W starożytności przeznaczono je na miejsce pochówku pielgrzymów, którzy zmarli w Jerozolimie. Chowano tu przede wszystkim cudzoziemców. Można dziś dostrzec na Polu Krwi ruiny budowli. Pochodzi ona z XII wieku i przypuszczać należy, że są to pozostałości hospicjum wzniesionego przez zakon szpitalników św. Jana. Pełna nazwa zakonu brzmi: Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników św. Jana Jerozolimskiego z Rodos i z Malty zwany Rodyjskim i Maltańskim. Został założony jeszcze przed I krucjatą przez mieszczan włoskiego Amalfi, a dziś jego dwie główne siedziby, w Rzymie i na Malcie, mają status suwerennego podmiotu międzynarodowego.

***

Powróćmy jednak na chwilę do postaci Judasza, którego miejsce w gronie apostołów zajął Maciej. Postać ta od zarania Kościoła frapowała chrześcijan. Zadawali sobie setki pytań o przyczyny zdrady. Jedną z odpowiedzi daje apokryficzna Ewangelia Judasza.

W latach siedemdziesiątych lub na początku osiemdziesiątych XX wieku egipski pasterz z grzebalnych grot w okolicy Al Minya wydobył manuskrypt, którego nie był w stanie zidentyfikować. Przypuszczać należy, że zupełnie świadomie zaglądał do okolicznych grot, gdzie w dawnych wiekach grzebano mnichów – a wraz z nimi niekiedy również cenne przedmioty. Zapisany po grecku koptyjskim alfabetem manuskrypt trafił w ręce handlarza antyków wędrującego po wsiach egipskich, a następnie znalazł się w posiadaniu niejakiego Hanny z Kairu. Hanna przypuszczał, że ma do czynienia z obiektem o dużej wartości. W 1983 roku próbował sprzedać go w Szwajcarii. Gdy w niewielkim hotelu zorientował się, jak wielkie wrażenie zrobił obiekt na trzech naukowcach, podbił sumę do trzech milionów dolarów. Ci jednak mogli mu oferować co najwyżej sto tysięcy. Hanna udał się do Stanów Zjednoczonych. Tam również nie miał powodzenia w sprawie sprzedaży i do transakcji nie doszło. Manuskrypt trafił na kilkanaście lat do depozytu w Citibank na Long Island. Dopiero w 2000 roku szwajcarska miłośniczka starożytnych manuskryptów Frieda Nussberger-Tchacos zakupiła manuskrypt, a niedługo potem wszczęto specjalistyczne badania nad jego zawartością.

Sześćdziesięciosześciostronicowy kodeks zawierał cztery dokumenty, w tym znaną ze wzmianek u starożytnych pisarzy chrześcijańskich apokryficzną Ewangelię Judasza. Sama nazwa „apokryf” pochodzi od greckiego przymiotnika apokryphos, który oznacza „ukryty”. Źródłosłów ten wskazywać może na dwa kierunki interpretacji: chodzi o pisma, które zawierały „ukrytą”, czyli tajemną wiedzę, dostępną tylko dla wtajemniczonych, lub o pisma, które były „ukryte” (czyli odsunięte) od powszechnego, zwłaszcza liturgicznego użytku w Kościele. Aby jakieś pismo mogło zostać przyjęte do kanonu, musiało spełniać trzy warunki: apostolskie pochodzenie, użytek liturgiczny, budująca treść, zgodna z nauką Starego Testamentu i hagiografów. Okazuje się, że apokryficzna Ewangelia Judasza nie spełnia żadnego z tych warunków.

Apostolskie pochodzenie pisma polega na tym, że jego autorem musiał być jeden z apostołów lub uczeń apostoła. Apokryf datowany jest na około 150 rok po Chr. Nie jest możliwe, aby którykolwiek z apostołów ani sam Judasz, który odebrał sobie życie tuż po śmierci Jezusa, ani też żaden z jego uczniów (jeśli takich posiadał), mógł być autorem pisma, gdyż nikt nie dożyłby aż do połowy II stulecia. Można postawić nieco karkołomną hipotezę, że autorem dokumentu mógł być uczeń apostoła, który żył najdłużej – czyli św. Jana. Jeśli Jan dożył nawet do około setnego roku, teoretycznie jest możliwe, że któryś z jego uczniów napisał Ewangelię Judasza pięćdziesiąt lat później. Możliwość ta jest tylko teoretyczna, gdyż właśnie św. Jan dowodzi, iż każdy, kto nie wierzy, że Jezus przyszedł w ciele, jest antychrystem (1 J 4,3), a taki właśnie pogląd prezentuje autor apokryfu.

Drugie kryterium mówi o użytku liturgicznym. Nie ma żadnych dowodów na to, że Ewangelia Judasza była czytana podczas chrześcijańskich zgromadzeń liturgicznych. W pierwszych wiekach wydaje się niemal nieznana. Nawet wczesnochrześcijańscy pisarze, którzy o niej wspominają (Ireneusz z Lyonu, Teodoret z Cyru i Epifaniusz z Salaminy na Cyprze) zdają się nie znać dokładnie jej treści.

Trzecie kryterium – zgodność z nauką Starego Testamentu i innymi wczesnochrześcijańskimi świadectwami hagiografów – jest najłatwiejsze do podważenia. Ewangelia Judasza prezentuje naukę zdecydowanie odmienną od ewangelii kanonicznych i sprzeciwia się jawnie nauczaniu Starego Testamentu. Wyszła spod pióra kainitów, sekty gnostyckiej, która wynosiła na piedestał tych, którzy sprzeciwiali się Bogu Starego Przymierza. Nazwę wzięli od imienia Kaina, bratobójcy. Kainici dowodzili, że Bóg, który stworzył świat, jest de facto demiurgiem, i jest zupełnie inny niż Bóg, którego głosił Jezus. Zbawienie polega według kainitów na wyzwoleniu z ciała, stąd Judasz, który zdradził Jezusa za Jego własną namową, przysłużył się do zbawienia: śmierć Jezusa była przecież wyzwoleniem z ciała. Jezus zapowiedzieć miał zdradę Judasza w prostych słowach: „Poświęcisz ciało, w którym mieszkam”.

Ewangelia Judasza znana była w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, choć nikt z wczesnochrześcijańskich pisarzy nie przybliża w pełni jej treści. Wiadomo było o jej istnieniu, jednak sam tekst był nieznany. Dobrze się więc stało, że odkrycie manuskryptu i żmudne prace nad odczytaniem treści przybliżyły zawartość apokryfu. Fakt ten bardzo ubogaca obraz Kościoła pierwszych wieków, a także problemów (zwłaszcza błędnych nauk), z którymi Kościół ten się borykał. Ewangelia Judasza to kolejny, cenny kamyk w mozaice, która rysuje obraz pierwotnego chrześcijaństwa.

***

Powróćmy jednak do przemowy Piotra wygłoszonej przy okazji uzupełnienia grona apostołów. Niedługo po zmartwychwstaniu Chrystusa pozycja Piotra była już bardzo silna. Wspomnieliśmy, że we wszystkich katalogach apostołów Piotr pojawia się na pierwszym miejscu. Teraz to właśnie on jest tym, który przemawia, i to on przewodzi całej grupie. W końcu został ustanowiony „skałą”, na której zbudowany zostanie Kościół. Oto więc kolejny argument za prymatem Piotra. Chodzi o wyprawę Jezusa i apostołów w okolice Cezarei Filipowej. Czczono tam niegdyś bożka natury o imieniu Pan (stąd dzisiejsza nazwa Paneas, wymawiana jako Banias). Za osadą rozciąga się potężny masyw góry Hermon (2814 metrów n.p.m.). Ewangeliści lokalizują w tym miejscu rozmowę Piotra z Jezusem, podczas której Jezus oznajmia przyszłemu papieżowi:

Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr, czyli Skała, i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.

(Mt 16,18-19)

Wyznanie to musiało wybrzmieć bardzo dobitnie w tej niesamowitej scenerii. Już za czasów Jezusa leżały tu rozwalone ołtarze i kolumny świątyń pogańskich bożków, których Żydzi utożsamiali z demonami. Pochwała Piotra dokonana przez Jezusa jest jednak dużo bardziej rozbudowana. Jezus zapowiada pierwszemu spośród uczniów prymat nad pozostałymi, zmieniając mu imię. Od tej chwili Szymon ma nazywać się Piotr, co po grecku oznacza „skała”, i to właśnie na niej zbudowany zostanie Kościół. Ma on być instytucją na tyle silną, że bramy piekieł go nie przemogą. Należy wyobrazić sobie tę scenę – Jezusa otoczonego przez uczniów. Oto wszyscy stoją przed potężną skałą, która od wieków niewzruszenie wznosi się w tym samym miejscu, a tuż obok nich rozwalone ołtarze dawnych bożków pogańskich utożsamianych z demonami. Jezus, wskazując na tę potężną górę, mówił do Piotra: „Ty jesteś skała, tak jak ta właśnie góra. Na niej powstanie wspólnota Kościoła, a bramy piekieł, których symbolem są rozwalone świątynie dawnych bogów, jej nie przemogą”. Oto zapowiedź prymatu Piotra i rodzącego się Kościoła, który przetrwa na wieki.

***

Łukasz notuje: „Postawiono dwóch: Józefa, zwanego Barsabą, z przydomkiem Justus, i Macieja”. Nie wiemy, kim byli, natomiast możemy wywnioskować jedynie z przydomka Justus, czyli Sprawiedliwy, że byli to ludzie prawi, skoro przedstawiono ich jako kandydatów. Towarzyszyli Jezusowi najprawdopodobniej w grupie siedemdziesięciu uczniów. Sprawiedliwym w rozumieniu judaizmu jest ktoś, kto bardzo skrupulatnie stara się zachować Prawo Starego Testamentu, Prawo, które liczy aż sześćset trzynaście przykazań, nie licząc tych, które należą do tradycji ustnej.

Opis wyboru Macieja, który został dołączony do grona apostołów, jest dość tajemniczy: „I dali im losy, a los padł na Macieja. I został dołączony do jedenastu apostołów”. Cały ten proces wyboru był poprzedzony modlitwą, i to jest niezwykle istotny moment – dużo ważniejszy niż samo losowanie: modlitwa, aby to Bóg wskazał jednego z dwóch.

Dalsza część w wersji pełnej