9,99 zł
Matilda Morgan, w ramach przysługi dla córki swojego szefa, jedzie zamiast niej na tydzień na Wyspę Prim’amore u wybrzeży Włoch. Ma zadecydować, czy warto kupić wyspę i wybudować tam hotel. Wyrażając zgodę na tę mistyfikację, nie wiedziała, że spędzi ten tydzień z aktualnym właścicielem Prim’amore, charyzmatycznym włoskim milionerem Riem Mastrangelem…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 153
Tłumaczenie:Jan Kabat
Było dziwne, że czuje się tak bliski matki na tej wyspie, choć spędziła tu zaledwie kilka tygodni życia. Jakby jej obecność zachowały ściany tej chaty albo fale, które ku niemu napływały. Nie widział jej słabej i chorej, jaką była pod koniec. Wyobrażał ją sobie wolną i biegającą radośnie po piasku.
Rio poruszył szklanką whisky. Grzechot kostek lodu zagłuszyły odgłosy wyspy – plaży, ptaków, drzew. Nawet gwiazdy zdawały się szeptać do siebie, tak liczne z dala od cywilizacji.
Rosa kochała to miejsce.
Nie uśmiechnął się, rozmyślając o matce.
Jej życie naznaczone było znojem do samego końca. A on przebywał na wyspie człowieka, który mógł niegdyś ulżyć jego bólowi, gdyby tylko zechciał.
Nie.
To nie była wyspa Piera.
To była wyspa jego, Ria.
Zbyt skromna i spóźniona oferta, której nie chciał.
Nawet teraz, miesiąc po śmierci ojca, Rio wiedział, że postąpił słusznie, odtrącając go. I wszelkie propozycje pojednania.
Nie chciał mieć nic wspólnego z wszechwładnym włoskim magnatem, ani kiedyś, ani teraz. Wiedział, że gdy tylko pozbędzie się tej przeklętej wyspy, nigdy więcej nie pomyśli o tym człowieku.
– Cressida Wydham?
Należało w tym momencie zdobyć się na szczerość. Jeśli chciała wygrzebać się z całej tej historii. Powinna powiedzieć: Nie, jestem Matilda Morgan. Tylko pracuję dla Arta Wyndham.
Jednak tym razem naprawdę nie miała wyjścia. To, co wydawało się przypadkową przysługą dla wymagającej córki Arta, przerodziło się w zobowiązanie, przed którym nie mogła uciec. No i wynagrodzenie, trzydzieści tysięcy funtów. Zapłacono jej, a konsekwencje byłyby poważne, gdyby nie zdołała zrealizować planu.
Zresztą chodziło tylko o tydzień. Co się mogło zdarzyć przez siedem słonecznych dni?
– Tak… – wymamrotała, przypominając sobie, że ma odgrywać rolę dziedziczki miliardowej fortuny. Uniosła głowę i spojrzała w oczy mężczyzny z uśmiechem, który zamarł jej nagle na ustach. – Rio Mastrangelo, jak się domyślam.
Jego twarz niczego nie zdradzała. Był znany z tego, że ma serce z lodu i kamienia – wycofywał się z każdego interesu, jeśli ten nie był po jego myśli.
– Tak.
Ślizgacz kołysał się rytmicznie pod jej stopami. Dlatego czuła się tak niepewnie? Popatrzyła na kierowcę łodzi, niskiego mężczyznę o szczerbatych zębach i ogorzałej skórze – ale był pochłonięty lekturą gazety. Nie mogła liczyć na jego pomoc.
– Oczekiwałam agenta nieruchomości – oznajmiła, chcąc przerwać niezręczną ciszę.
– Żadnego agenta – wyjaśnił i wszedł w płytką wodę, nie przejmując się, że zmoczy sobie dżinsy.
Wspaniale.
Cressida mówiła coś innego. „Będziesz ty, jakiś przedstawiciel agencji nieruchomości i pewnie ludzie ze służby. Powiedz im, że chcesz dokładnie obejrzeć wyspę, i odpręż się! Wypoczynek i dobre jedzenie. Idealne wakacje. Żaden problem”.
Teraz, patrząc na niego, pomyślała, że jest akurat odwrotnie. Miała wrażenie, że traci grunt pod nogami.
– Masz bagaż?
– Tak, racja… – Skinęła głową i sięgnęła po torbę podróżną od Louisa Vuittona.
Rio wziął ją i spojrzał na Tilly z niejakim zainteresowaniem.
Na żywo wydawał się o wiele przystojniejszy. Wiedziała o nim to i owo. Był potentatem na rynku nieruchomości. Zrobiło się o nim głośno przed rokiem, ponieważ nabył pod rozbudowę dużą działkę w południowej części Londynu. Pamiętała uczucie zadowolenia – był tam stary piękny pub z krzywą podłogą i nierównymi ścianami; pracowała w nim po ukończeniu szkoły. Pomysł ze zburzeniem tego przybytku smucił ją, a Rio oznajmił, że zamierza go odnowić.
– Niewiele rzeczy zabrałaś – zauważył.
Wzięła tylko kilka kostiumów bikini, parę klapek, książki i letnie sukienki z myślą o tygodniu na tropikalnej wyspie.
Przerzucił torbę przez ramię i wyciągnął do niej rękę, a ona popatrzyła na nią z niechęcią.
– Poradzę sobie – oznajmiła sztywno.
Cressida z pewnością nie okazałaby sztywności.
Potrafiła wykręcać różne numery, więc jej ojciec, szef Tilly, był zachwycony, że jego córka zainteresowała się w końcu sprawą, i zgodził się odwiedzić wyspę, by ocenić ją jako potencjalne miejsce na hotel.
Rio Mastrangelo nie był przystojny na hollywoodzki sposób, jak pomyślała Tilly, zmierzając w stronę schodków na rufie łodzi. Wydawał się… dziki. Nieokiełznany. Miał opaloną skórę, lekki zarost, a szare oczy okolone gęstymi rzęsami przypominały głębię oceanu. Okalały je gęste rzęsy. Kruczoczarne włosy opadały na kołnierz. Był wysoki, szeroki w barach i szczupły.
Ale te oczy, pomyślała, spoglądając w jego nieskazitelne źrenice.
Wlepiły w nią spojrzenie: szarość i zieleń. Łódź znowu się zakołysała, a ona zacisnęła palce na relingu, żeby zachować równowagę.
Wybrała prostą sukienkę na podróż do Włoch, od znanego projektanta, ale kupioną w sklepie charytatywnym. Pasowała do koloru jej oczu i podkreślała kasztanowe pasemka we włosach. A jej skóra, choć nie tak opalona jak jego, odznaczała się złotym odcieniem. Zdecydowała się na tę sukienkę, bo chciała dobrze wyglądać. Ale nie dla Ria.
Wybrała ją ze względu na fotografów, którzy mogli zrobić jej zdjęcie na rzymskim lotnisku albo na promie płynącym w stronę Capri. I turystów, którzy mogliby rozpoznać Cressidę Wyndham, jej sobowtóra, w drodze na luksusowe wakacje śródziemnomorskie.
Podejrzewała, że w przypadku Ria byłaby bezpieczniejsza w habicie zakonnym. Byle nie błądził po niej tym zaciekawionym wzrokiem.
Nie dziwiła się tej spekulacji w jego oczach. Obdarzona przekleństwem, za które większość kobiet oddałoby życie, Tilly od dawna nienawidziła swoich piersi, szczupłej talii i zaokrąglonych pośladków. Taka figura sugerowała mężczyznom, że jej właścicielka chce rozebrać się do naga i wskoczyć im do łóżka.
Łódź znowu się zakołysała; kierowca podpłynął do brzegu tak blisko, jak było to możliwe, ale i tak nie dało się zejść z pokładu, by nie zmoczyć sobie stóp. Tilly zdjęła buty, świadoma, że Rio obserwuje ją z płycizny.
Zeszła po małych schodkach, ale źle obliczyła kroki i wpadła do wody, gdy ścigaczem zakołysała nagle fala.
Rio złapał ją, oczywiście. Mając jej torbę na ramieniu, zrobił jeden długi krok i objął ją, zanim zdążyła zanurzyć się całkowicie. W jego wzroku malowało się ironiczne rozbawienie. Z bliska był jeszcze przystojniejszy; widziała piegi na jego wyrazistym nosie i głębię oczu, z pozoru szarych, ale pełnych czarnych i zielonych kropeczek, w które mogłaby się wpatrywać cały dzień.
– Myślałem, że sobie poradzisz – oznajmił.
Idiotka! Cressida nigdy nie odstawiłaby takiego numeru. Wzięłaby go za rękę i przesunęła paznokciami po jego dłoni, zachęcając do nieskrępowanego zainteresowania i czegoś więcej.
Ale Matilda Morgan była niezdarą pierwszej klasy. Jej bliźniaczy brat, Jack, śmiałby się z jej przygody, a ona by mu wtórowała. Zawsze bawił ją własny brak finezji.
Parsknęła śmiechem.
– Przepraszam. – Objęła go odruchowo za szyję. – Niedołęga ze mnie.
Jej rozbawienie i jednoczesne przyznanie do braku koordynacji ruchowej zaskoczyły go.
Kiedy Art Wyndham powiedział, że przyśle córkę, by dokonała ostatecznej inspekcji Prim’amore, Rio miał mieszane uczucia. Z jednej strony ta piękna dziedziczka fortuny znana była jako bezbarwna i obojętna; podejrzewał, że bez trudu nakłoni ją do zakupu wyspy. Z drugiej strony Cressida Wyndham uchodziła za kobietę, która w jego opinii nadawała się tylko do jednego. Była nieskazitelnie piękna i płytka – ostatnia osoba, z jaką chciałby spędzać czas, chyba że w łóżku. Musiał jednak przyznać, że śmiech ma uroczy. Przywodził na myśl muzykę i blask słońca.
Wciąż uśmiechnięta, odsunęła się od niego i stanęła na własnych nogach.
– W porządku, tylko trochę zmokłam.
Uwolnił ją z objęć.
– Możesz się tam wysuszyć.
Wskazał głową brzeg, a ona po raz pierwszy skupiła uwagę na otoczeniu. Ujrzała przed sobą bujną zieleń, a nieco dalej ciemne czerwone klify pozbawione roślinności, w dali zaś cyprysy, drzewka oliwne i pomarańczowe. W obie strony ciągnęły się połacie białego piasku. Dostrzegła też jedyny na plaży budynek. Przypominał hangar dla łodzi, coś w rodzaju chaty – biały kamień, framugi okien pomalowane na niebiesko. Od frontu znajdował się niewielki ganek z dwoma trzcinowymi fotelami i małym stolikiem. Przy samych drzwiach stała donica z przekrzywioną rośliną. Z boku domu dostrzegła motocykl i motorówkę na przyczepie, mniejszą niż ta, z której dopiero co zeszła czy raczej wpadła do wody.
Chciała go spytać, co to za dom, on jednak już skierował się w tamtą stronę. Stała przez chwilę w miejscu, urzeczona pięknem tego miejsca. Potem spojrzała w błękitne niebo.
– Cudowne – powiedziała do siebie.
Rio usłyszał te słowa i zatrzymał się. Jej sukienka była przemoczona. Czy ta kobieta zdawała sobie sprawę, że równie dobrze mogłaby stać na plaży nago? Rude włosy były zebrane w prowizoryczny kok, ale nie wątpił, że chcą się uwolnić i spłynąć swobodnie na ramiona. Pomyślał o modelkach Tycjana.
Znów odwrócił się ku chacie, zaciskając odruchowo usta.
Nie wątpił, że jest świadoma swego kuszącego wyglądu. Cressida Wyndham uczyniła z flirtowania sztukę. Niewiele o niej wiedział i nie czytywał prasy plotkarskiej, ale jej nazwisko zawsze kojarzono z utytułowaną i zepsutą ladacznicą bez krzty moralności.
Rozgniewało go to z jakiegoś nieokreślonego powodu.
Przystanął na drewnianych schodkach ganku.
– Co to jest? – spytała, patrząc na domek.
– Tu się zatrzymamy.
Zatrzymamy? Serce jej podskoczyło. Miał na myśli pewnie to, że ona będzie tu mieszkała. Mówił biegle po angielsku, ale musiał popełnić błąd. Ta chata w żaden sposób nie mogłaby pomieścić dwóch osób.
Ruszył przodem, a ona za nim.
– Zbudowano ten dom mniej więcej pół wieku temu – oznajmił, pchając barkiem drzwi, które zaskrzypiały cicho. Upał dnia nie zdołał przeniknąć grubych ścian; w środku było chłodno i ciemno. Zaskakująco szeroki hol biegł na tyły budynku, gdzie dostrzegła sofę. Było tu też jaśniej.
– Twoja sypialnia. – Wskazał głową pokój, który minęli, a ona dostrzegła przelotnie wąskie pojedyncze łóżko i półkę na książki. Potem wskazał inne drzwi. – Moja sypialnia.
Serce zabiło jej jeszcze mocniej.
– Łazienka.
Była niewyszukana, ale czysta, jak zauważyła, zajrzawszy do środka.
– I kuchnia.
Też prosta, ale urocza, z dużym drewnianym stołem, oknem wychodzącym na plażę, małą lodówką i piecykiem. Stał tam też stół z czterema krzesłami, a na drugim końcu sofa i fotel.
– Twoja sypialnia… jest naprzeciwko mojej? – spytała niemal szeptem i zadrżała.
– Nie sądziłaś chyba, że będziemy spać razem? – odparł, rozbawiony jej rumieńcem i widokiem naprężonych sutków pod mokrym materiałem sukienki.
– Oczywiście, że nie – odwarknęła Tilly, zanim sobie przypomniała, że odgrywa Cressidę, a ta nigdy by się w takiej sytuacji nie obraziła. – Nie wiedziałam, że będziemy mieszkać pod jednym dachem.
Uśmiechnął się ironicznie.
– To jedyny dom na wyspie – wyjaśnił. – Ojciec ci nie powiedział?
Pokręciła głową, nie mogąc się opędzić od pytań i podejrzeń. Cressida dawała do zrozumienia, że chodzi o luksusowy kurort. Czy wiedziała, że jej sobowtórowi przyjdzie mieszkać z Riem pod jednym dachem? Czy zachowała mądrze tę informację dla siebie, bojąc się, że Matilda w takiej sytuacji nigdy się nie zgodzi na tę maskaradę?
– Pewnie powiedział. – Wzruszyła ramionami, ale w głębi duszy była wściekła.
Gdyby nie potrzebowała rozpaczliwie tych trzydziestu tysięcy funtów, kazałaby Cressidzie iść do diabła. Nie mogła jednak odmówić. Choć córka Arta doprowadzała ją do szału, Tilly było jej żal. Im dłużej pracowała dla Wyndhama i doświadczała jego sympatii, tym bardziej dostrzegała, jaką niechęcią darzy Cressidę i jak często wypomina jej brak inteligencji.
Po raz pierwszy Cressida poprosiła ją o coś więcej niż tylko drobną przysługę. I po raz pierwszy ją okłamała! Nie chodziło o wymknięcie się z eleganckiej restauracji, by uniknąć uwagi paparazzi. Tu chodziło o okrągły tydzień z nieznajomym o olśniewającej aparycji.
– I zapomniałaś? – spytał.
– Udzielił mi wielu instrukcji.
Czekały ją jeszcze jakieś niespodzianki?
– Na przykład?
– Na przykład wypadanie z łodzi – odparła z uśmiechem. – Mogę się przebrać?
Chciał odpowiedzieć przecząco. Podobała mu się w tej sukience. Jej widok przyprawiał go o pożądanie – którego nie mógł z nią zaspokoić, oczywiście.
Jednak nie był sobą od chwili, gdy dowiedział się o śmierci ojca. Jego libido, któremu zawsze dawał upust, doznało ostatnio uszczerbku. Uczucie, że jego ciało ożywa, sprawiło mu przyjemność. Podobało mu się to niespokojne wyczekiwanie; wiedział, że spełnienie będzie warte zachodu. Nie zamierzał ulegać Cressidzie; byłoby to niemądre. Planował po opuszczeniu wyspy zadzwonić do jednej z kobiet, które zawsze z radością wskakiwały mu do łóżka, i odkryć na nowo przyjemne nawyki.
– Proszę się rozgościć – odparł nonszalancko.
Skinęła głową, nie patrząc mu w oczy. Wciąż trzymał jej torbę, jakby nie zamierzał jej oddawać. Zbliżyła się do niego na wyciągnięcie ramion; z tej odległości widziała plamki w jego oczach i czuła jego męski zapach.
– Potrzebuję suchych ubrań. – Wskazała z uśmiechem na swoją torbę.
Zdjął ją z ramienia i podał jej. Sięgnęła po bagaż, dotykając jego palców. Było to jak ukąszenie węża. Natychmiast cofnęła dłoń, on także, a torba wylądowała na podłodze.
– Przepraszam – wypaliła bez tchu, jakby to była jej wina, nie zaś odruchowa reakcja na niemal bolesny prąd, który przeszył jej ciało.
– Za co? – spytał, schylając się po bagaż.
Zmarszczyła bezwiednie czoło; Cressida nigdy nie zdobyłaby się na niedorzeczne przeprosiny.
– Nie wiem.
Jego śmiech połaskotał jej napięte nerwy; był to głęboki, gardłowy dźwięk, a ona wyobraziła sobie, że jego głos brzmi tak samo pod wpływem innych emocji.
Jego wzrok spoczął na jej piersiach, a usta drgnęły w uśmiechu ironicznego uznania.
– Idź się przebrać, Cressido – poradził, ona zaś miała ochotę rzucić wyzywająco: „Bo co?”, ale ją uprzedził. – Zanim będzie za późno.
Za późno? Zadrżała.
Wzięła torbę i ruszyła pospiesznie w stronę sypialni, którą jej wskazał.
Za późno?
Jej umysł bronił się przed najbardziej oczywistą interpretacją tego stwierdzenia – że chodzi o jakąś nieuchronność, od której starają się uciec. Było to głupie przekonanie, zrodzone z lektury romansów. Dotarła do drzwi swojego pokoju ze spuszczoną głową. Było tu małe łóżko, półka na książki i wieszak na kapelusze obok małego okna, za którym pyszniły się czerwienią pelargonie. Było też lustro, w którym dostrzegła swoje odbicie i jęknęła głośno. Wyglądała… jakby była naga. Przemoczony materiał sukienki przylegał do niej, uwypuklając piersi, brzuch, pośladki i przywierając do trójkącika między udami.
Zdjęła ją drżącymi dłońmi; widok stanika i stringów nie poprawił jej humoru. Ściągnęła je gniewnie. Była teraz goła i wciąż mokra, ale przynajmniej się tym nie przejmowała.
Wyjęła z torby komórkę i włączyła. Pojawił się obraz uśmiechniętych twarzy jej i Jacka. Przez chwilę doznała ulgi. Pomyślała, że wszystko będzie w porządku. Ten tydzień był niewielką ceną za bezpieczeństwo jej brata. Co on sobie wyobrażał, u licha?
Chciała przejrzeć mejle, ale okazało się, że internet nie działa.
Poczuła dreszcz na myśl, że jest tu sama z Riem Mastrangelem.
Jak Cressida mogła jej to zrobić? Nabierała coraz większej pewności, że ją okłamała. Ale dlaczego? Co usprawiedliwiało podobne oszustwo? Na pewno Cressida nie oczekiwała odmowy z jej strony – a ona by odmówiła, gdyby wiedziała o tej maleńkiej chacie i zabójczo przystojnym miliarderze za ścianą. Niech ją diabli!
Postanowiła, że na tym się skończy. Po powrocie do Londynu oznajmi Cressidzie, że to finał ich umowy.
Rozpięła torbę i wyjęła drugą sukienkę. Miała ona jednak głębokie wycięcie z przodu, a Tilly nie chciała utwierdzać swego gospodarza w błędnej opinii na swój temat.
Cressida Wyndham, z tymi sztucznymi piersiami, uśmiechem i beztroskim podejściem do życia, a zwłaszcza seksu, już by się zastanawiała, jak uwieść bezwzględnego potentata… Tilly jednak tego nie chciała.
Naprawdę?
Tytuł oryginału: Innocent in the Billionaire’s Bed
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2017
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2017 by Clare Connelly
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie Duo są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji. HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 9788327643148
Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.