Wyznania otrzeźwiałego ekologa - Paul Kingsnorth - ebook

Wyznania otrzeźwiałego ekologa ebook

Paul Kingsnorth

5,0

Opis

[O KSIĄŻCE]

Autor był niegdyś żarliwym ekologiem. Tymczasem teraz, jak twierdzi, ekologów można spotkać na konferencjach i rautach organizowanych przez wielkie korporacje, piejących hymny ku czci „zrównoważonego rozwoju” i „etycznej konsumpcji”. „Kapitalizm wchłonął Zielonych tak samo jak czyni to z wieloma innymi, które kwestionują jego dominację: radykalne wyzwanie dla machiny ludzkiej przekształciło się w kolejną okazję do zrobienia zakupów”.

Kingsnorth przekonuje, że świat jaki znamy zmierza ku końcowi, podczas gdy my chcemy żyć tak jak do tej pory, łudząc się, że wystarczy jedynie odejść od paliw kopalnych czy wspierać „ekorozwój”. Część z nas wybiera drogę zaprzeczania i woli udawać, że tak naprawdę nic się nie dzieje. Zamiast wiary w zbawczą moc technologii, która miałaby nas uchronić od katastrofy otrzymujemy „mroczną ekologię”, a także wezwanie do zrewidowania naszych poglądów na temat równowagi pomiędzy tym, co ludzkie i pozaludzkie.

 

***

Paul Kingsnorth (ur. 1972) – angielski pisarz, były zastępca redaktora naczelnego czasopisma “The Ecologist” i współzałożyciel Dark Mountain Project zrzeszającego literatów, artystów i myślicieli poszukujących nowych opowieści na czasy kryzysu. W młodości aktywny uczestnik ruchu ekologicznego i kampanii na rzecz niepodległości prowincji Papua Zachodnia stanowiącej obecnie część Indonezji. Współpracownik „The Guardian”, „Independent”, „Daily Telegraph”, „Daily Express”, „Le Monde” i „New Statesman”. Autor powieści „The Wake”, która była nominowana do nagrody Man Booker Prize, oraz „Beast”, finalisty konkursu The Encore Award. Zbiór esejów „Wyznania otrzeźwiałego ekologa” jest pierwszą książką Kingsnortha dostępną w języku polskim.

 

***

[FRAGMENT]

Kiedy spoglądam wstecz i usiłuję odnaleźć rzekę, to widzę, że przewija się przez tę książkę narracja o zerwaniu połączenia pomiędzy ludźmi i miejscami, przeszłością i teraźniejszością, instynktem i rozumem, oraz o dawnych i przyszłych tego konsekwencjach. Przebija się wątek zagłuszania czegoś, co Thomas Berry nazwał „wspaniałą rozmową” pomiędzy ludźmi a pozostałą częścią świata natury, oraz tego, co to oznacza. Książka ta traktuje o poczuciu zagubienia i próbach ponownego odnalezienia drogi w niewiarygodnie szybko zmieniającym się świecie, który ucieka od tego co realne w sztuczność i ograniczenia wynikłe z ludzkiego narcyzmu. Kierunek, który obraliśmy jest znany, w przeciwieństwie do celu podróży. Stare umarło bądź umiera, a nowe jeszcze nie zdążyło się narodzić. Wątpię, aby ktokolwiek miał w tych czasach jakieś sensowne rozwiązania, ale może chociaż uda się postawić jakieś sensowne pytania? I to starałem się robić.

***

 

[BLURBY]

Paul Kingsnorth otrzeźwiał raczej z zielonego aktywizmu, a na szczęście pozostał ekologiem w bliskich relacjach z przyrodą! Jego eseje przynoszą wnikliwy opis erozji kultury opartej o wiarę w naszą dominację nad Naturą i przeświadczeniu, że to my ludzie, siłą naszych wspaniałych umysłów, jakąś kolejną doliną krzemową, rewolucyjnym zrywem, techniczną sztuczką, a może nowym trendem literackim, odzyskamy kontrolę nad Ziemią i jak wytrawni galaktyczni nawigatorzy skierujemy Ją na właściwe szlaki. Trzeba to przeczytać. Polecam!

Marek Styczyński

 

***

Przepiękne eseje jednego z moich ulubionych pisarzy, mądre, dowcipne, cięte, głębokie. Paul Kingsnorth, kiedyś skrajny działacz ekologiczny, teraz z perspektywy już starszego ekologa (z mojego rocznika 1972) w niezwykle dowcipny i głęboki sposób pisze o problemach planety. Sam Kingnorth chcąc być wiernym swoim ideałom przeniósł się na irlandzką wieś, gdzie uprawia swój ogród. Wierzy że to najlepsze co możemy zrobić dla planety. Ale w książce pisze bardziej o różnych paradoksach myślenia o ekologii, pokazuje jej problemy z różnych stron. Dla mnie jeden z ciekawszych myślicieli początku XXI wieku.

Łukasz Łuczaj

 

***

Dzisiejszy człowiek myśli, że żyje w Świecie skrajnie niestabilnym, ale odkąd pamiętam Świat nie był stabilny. Jedno było pewne; wszystko się zmieni, wywróci i się wywracało. Teraz wywraca się gwałtowniej, zaślepieni technologią nie dostrzegamy efektów naszych działań. Zafascynowani sztuczną inteligencją zapominamy, że jesteśmy istotami biologicznymi i to właśnie natura pozwala na nasze istnienie. Paul Kingsnorth wywraca nasze potoczne, uwarunkowane polityką, pojęcie ekologii, koryguje jej wizję i pozwala się spełnić w każdym ogródku.

Sławomir Shuty

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 352

Rok wydania: 2024

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Brazilll

Oceń książkę

Kocham przebywać na dzikich plażach nad Atlantykiem. Chodzić boso po kamienistym wybrzeżu, czując jak każdy nerw mojego ciała się uspokaja. Uwielbiam obserwować gwiazdy, słuchać huku fal, cykad i słowików. Miasto mnie męczy i wysysa ze mnie życiowe soki. Co z tego, że obok domu mam las, jak słychać w nim szum drogi i latające ciągle małe samolociki. Tęsknię za całkowitą ciszą, w której słychać tylko szum wiatru i huk oceanu. To jest książka dla mnie i mój zachwyt nią niewątpliwie wynika z moich osobistych relacji z dziką przyrodą. Podziwiam świat, ale nie ten betonowy. Nie ma dla mnie nic piękniejszego od dzikiej przyrody i kontaktu z nią. Te eseje są znakomite. Napisane świetnym, wciągającym językiem. Skłaniają do refleksji, autor nie narzuca swojego zdania a snuje rozważania na temat naszej planety i tego, co z nią zrobiliśmy. Analizuje, podważa, rozmyśla. Momentami jest to bardzo niekomfortowa lektura, ale zapewniam Was, że warto.
10

Popularność




Paul King­snorth, Wy­zna­nia otrzeź­wia­łego eko­loga i inne eseje, prze­ło­żył To­masz Si­kora, Kra­ków 2024
Co­py­ri­ght © Paul King­snorth, 2017 Co­py­ri­ght © for the trans­la­tion by To­masz Si­kora, 2024 Co­py­ri­ght © for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Ha!art, 2024
Re­dak­tor pro­wa­dzący · Piotr Ma­recki
Re­dak­cja · Ju­styna Ada­mus
Ko­rekta · ze­spół
Pro­jekt okładki · Mi­cha­lina Mo­su­rek
Zdję­cie na okładce · „Paul King­snorth at Sols­bury hill” © Ad­rian Ar­bib
Pro­jekt ty­po­gra­ficzny · Mar­cin Her­nas
Skład i ła­ma­nie · By Mo­use | www.by­mo­use.pl
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-67713-28-3
535. pu­bli­ka­cja wy­daw­nic­twa
Wy­daw­nic­two Ha!art ul. Ko­nar­skiego 35/8, 30-049 Kra­ków tel. 795 124 207wy­daw­nic­[email protected]
Wy­daw­nic­two Ha!art
@wy­daw­nic­two­ha­art
@wy­dha­art
@wy­dha­art
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Se­ria ESEJ

· Mi­chał Ta­ba­czyń­ski, Po­ko­le­nie wyżu de­pre­syj­nego

· Łu­kasz Łu­czaj, Seks w wiel­kim le­sie

· Da­wid Ku­jawa, Po­ca­łunki ludu. Po­ezja i kry­tyka po roku 2000

· Mag­da­lena Okra­ska, Nie ma i nie bę­dzie

· Woj­ciech Jóź­wiak, Na­sze zwie­rzęta mocy

· Ad­rianna Alk­snin, Na coś trzeba umrzeć. Ko­lejna książka o raku

· De­rek Jar­man, Współ­cze­sna na­tura, prze­ło­żył Pa­weł Świer­czek

· Paul King­snorth, Wy­zna­nia otrzeź­wia­łego eko­loga i inne eseje,prze­ło­żył To­masz Si­kora

W PRZY­GO­TO­WA­NIU

· Ra­fał Woś, Dług jest do­bry

· Ju­dith Scha­lan­sky, Roz­chwiane ka­narki,prze­ło­żył Ka­mil Idzi­kow­ski

· Mo Wilde, Dzika ku­ra­cja,prze­ło­żył To­masz Si­kora

· De­nis Ka­zan­ski, Ma­rina Wo­ro­tyn­cewa, Jak Ukra­ina tra­ciła Don­bas,prze­ło­żył Ma­ciej Pio­trow­ski

Ku pa­mięci Do­uga Tomp­kinsa (1943 – 2015)

„Trzeba wziąć się w garść i za­cząć dzia­łać!”

Funk­cjo­no­wa­nie w śro­do­wi­sku, które eli­mi­nuje wszystko, co ludz­kie i pełne ży­cia, sta­nowi klucz do współ­cze­sno­ści.

Da­vid Fo­ster Wal­lace

Naj­le­piej przy­słu­żysz się cy­wi­li­za­cji, wy­stę­pu­jąc prze­ciwko temu, z czym zwy­kle się ją ko­ja­rzy.

Wen­dell Berry

Wstęp

W po­szu­ki­wa­niu rzeki

Trudno jest zo­ba­czyć lwa, który cię po­żera.

Carl Gu­stav Jung

Nie pa­mię­tam co prawda, kto to po­wie­dział, ale po­noć wszy­scy au­to­rzy przez całe ży­cie na różne spo­soby pi­szą o tym sa­mym i zwy­kle nie są tego świa­domi. Gdy wra­cam te­raz do tych ese­jów, po­tra­fię do­ce­nić sto­jące za nimi prze­sła­nie, a pa­trząc z dy­stansu na wła­sne ob­se­sje i na­tręc­twa, wi­dzę, jak pewne za­gad­nie­nia wy­try­skują tu na po­do­bień­stwo gór­skich stru­mieni. Pod­czas pi­sa­nia nie za­wsze by­łem tego świa­domy, lecz te­raz do­strze­gam w tym miej­scu pły­nącą rzekę i chyba wiem, w którą stronę ona zmie­rza.

Pierw­szy esej za­warty w tej książce na­pi­sa­łem w 2009 roku, a więc chwilę po końcu świata. Każdy bo­wiem świat kie­dyś się koń­czy – to wła­śnie je­den z mo­ich ulu­bio­nych te­ma­tów, ob­se­sji albo na­tręctw – a kry­zys ka­pi­ta­li­zmu, ja­kiego do­świad­czy­li­śmy w 2008 roku, był je­dy­nie naj­śwież­szym tego przy­kła­dem. Z per­spek­tywy czasu glo­balny szok, który wów­czas na­stą­pił, wy­gląda nie tyle na usterkę ma­szyny, co ra­czej na pierw­szą fazę pro­cesu wiel­kiego do­sto­so­wa­nia się. Wła­ści­wie tamta re­ce­sja była oznaką po­waż­niej­szej cho­roby, do­tąd ka­mu­flo­wa­nej lub też od­su­wa­nej w cza­sie przez po­prze­dza­jące ją lata krót­ko­trwa­łego do­bro­bytu (przy­naj­mniej dla nie­któ­rych), ani­żeli prze­ja­wem nie­po­wo­dze­nia me­cha­ni­zmów ryn­ko­wych. Szybki wzrost po­pu­la­cji, po­stę­pu­jący kry­zys żyw­no­ściowy i braki w do­stę­pie do wody, pod­po­rząd­ko­wa­nie rzą­dów in­te­re­som kor­po­ra­cji i ro­snąca prze­paść po­mię­dzy eli­tami a resztą oby­wa­teli – wszyst­kie te sprawy są ze sobą ści­śle po­wią­zane. U ich pod­staw leży rzecz naj­istot­niej­sza, mia­no­wi­cie nie­usta­jące na­tar­cie uprze­my­sło­wio­nego skrzy­dła ludz­ko­ści na ży­cie sa­mej Ziemi.

Pi­szę ten wstęp dwa dni po opu­bli­ko­wa­niu przez cza­so­pi­smo „Na­ture” ostat­nich ba­dań na te­mat przy­spie­sza­ją­cego pro­cesu top­nie­nia lodu na An­tark­ty­dzie. Wy­gląda na to, że prze­biega on szyb­ciej, niż ocze­ki­wano, a skutki tego będą praw­do­po­dob­nie gor­sze, niż są­dzono. W ciągu naj­bliż­szych osiem­dzie­się­ciu pię­ciu lat mo­żemy spo­dzie­wać się pod­nie­sie­nia po­ziomu mórz o po­nad pół­tora me­tra, pod­czas gdy pier­wot­nie za­kła­dano, że po­dobna zmiana zaj­mie setki, je­śli nie ty­siące lat. Jest to tylko wierz­cho­łek, pro­szę wy­ba­czyć po­nurą dwu­znacz­ność, eko­lo­gicz­nej góry lo­do­wej. Skala wy­mie­ra­nia ga­tun­ków osią­gnęła po­ziom naj­wyż­szy od sześć­dzie­się­ciu pię­ciu mi­lio­nów lat. Od za­ra­nia dzie­jów ludz­ko­ści at­mos­fera ziem­ska nie za­wie­rała ta­kiego stę­że­nia dwu­tlenku wę­gla jak obec­nie. Na sku­tek ero­zji wy­wo­ła­nej na­szym dzia­ła­niem w ciągu za­le­d­wie stu pięć­dzie­się­ciu lat po­łowa ziem­skich za­so­bów war­stwy upraw­nej gleby prze­stała ist­nieć. Po­zo­stała część może znik­nąć na prze­strzeni ko­lej­nych sześć­dzie­się­ciu lat z po­wodu trud­no­ści z wy­ży­wie­niem na­dę­tej jak ba­lon i co­raz bar­dziej wy­ma­ga­ją­cej po­pu­la­cji przy co­raz mniej uro­dzaj­nych grun­tach. Mógł­bym tak wy­li­czać da­lej, ale po­dej­rze­wam, że już to wszystko wie­cie i że po­dob­nie jak inni nie ma­cie po­ję­cia, co z tym zro­bić, o ile w ogóle można z tym co­kol­wiek zro­bić.

Każdy świat kie­dyś się skoń­czy, im­pe­ria upa­dają od za­wsze, kli­mat zmie­niał się już wcze­śniej, a je­dyną stałą rze­czą jest zmiana. Po­cie­szamy się ta­kimi nar­ra­cjami, aby ja­koś prze­bić się przez mrok. Dzięki nim mo­żemy na­dal uni­kać zmie­rze­nia się z ogro­mem tego, co zro­bi­li­śmy i co wciąż ro­bimy. Po­zwa­lają nam rów­nież uda­wać, choćby jesz­cze przez chwilę, że ży­jemy we wła­ściwy spo­sób, że to nor­malne i nie­unik­nione, że bę­dzie tak na­dal oraz że z pro­ble­mami tymi można się upo­rać dzięki roz­waż­nemu wy­ko­rzy­sta­niu osła­wio­nej ludz­kiej in­te­li­gen­cji. Ale czy na po­zio­mie pry­mar­nym, in­tu­icyj­nym, ktoś na se­rio w to wie­rzy? My­ślę cza­sem, że w głębi serca, czyli tam, gdzie wciąż je­ste­śmy dzi­kimi zwie­rzę­tami, każdy z nas wie, co zro­bi­li­śmy. To prawda, że każdy świat kie­dyś się skoń­czy, ale nie w taki spo­sób. Ten ko­niec jest inny. Ten prze­ra­sta wszyst­kie, któ­rych do­świad­czy­li­śmy od po­czątku ist­nie­nia na­szego ga­tunku. My je­ste­śmy za niego od­po­wie­dzialni i bę­dziemy mu­sieli go prze­żyć, o ile w ogóle bę­dzie to moż­liwe.

Wła­śnie do ta­kich wnio­sków do­sze­dłem, za­nim za­czą­łem pi­sać po­niż­sze eseje. Nie spo­dzie­wa­łem się, że któ­ry­kol­wiek z nich trafi do książki. Kiedy przy­pa­try­wa­łem się ru­inie, w jaką za­mie­niamy szczo­dry i pe­łen ży­cia świat, przez długi czas to­wa­rzy­szyły mi gniew, fru­stra­cja, de­pre­sja, złość, de­ter­mi­na­cja i masa in­nych, bar­dziej zło­żo­nych emo­cji. Dużo ener­gii w okre­sie po­mię­dzy dwu­dziestką a trzy­dziestką po­świę­ci­łem ak­tyw­nej dzia­łal­no­ści eko­lo­gicz­nej, po­nie­waż są­dzi­łem, że jest to spo­sób na ura­to­wa­nie lub co naj­mniej na zmianę świata. Wiarę tę po­rzu­ci­łem przed upły­wem 2008 roku. Te­raz czuję, że ruch Zie­lo­nych po­niósł po­rażkę, przy­naj­mniej je­śli mó­wimy o du­żej, glo­bal­nej skali, na którą, jak za­wsze są­dzi­łem, po­wi­nien był od­dzia­ły­wać. Wie­dzia­łem, co lą­duje w at­mos­fe­rze i oce­anach, wie­dzia­łem, jak to coś wpływa na mi­sterne po­wią­za­nia po­mię­dzy po­szcze­gól­nymi czę­ściami ży­wej pla­nety i jak za­czyna je zmie­niać. Zro­zu­mia­łem, że nie da się już za­trzy­mać roz­pę­dzo­nej ma­chiny ludz­kiej – jej kół zę­ba­tych, pro­duk­cji, kon­sump­cji i spie­nię­ża­nia przy­rody na­zy­wa­nego wzro­stem. Zresztą więk­szość lu­dzi wcale by tego nie chciała. Więk­szość jest za­do­wo­lona. Wszel­kie ar­gu­men­ta­cje, barwne kam­pa­nie, wszyst­kie do­brze udo­ku­men­to­wane ana­lizy koń­czyły jak me­duza wy­rzu­cona przez fale na brzeg mo­rza, gdzie po­woli umiera z wy­czer­pa­nia. Uwa­ża­łem, że nie ma szans na po­wstrzy­ma­nie tego, co roz­pę­ta­li­śmy. Przyj­dzie nam jeść co po­pad­nie, włą­cza­jąc w to nas sa­mych. Jest już za późno, sprawa za­mknięta.

Moja mo­ty­wa­cja, aby chwy­cić za pióro, była w tym mo­men­cie pro­sta – wy­pra­co­wać wła­sne zda­nie na te­mat tego wszyst­kiego, za­pla­no­wać, co chcę zro­bić, i wresz­cie, jak po­zo­stać zdro­wym na umy­śle, kiedy już tego do­ko­nam. Więk­szość po­wsta­łej w wy­niku tego prozy była pier­wot­nie pu­bli­ko­wana w ze­szy­tach albo na stro­nie in­ter­ne­to­wej The Dark Mo­un­tain Pro­ject, którą po­wo­ła­łem do ży­cia w 2009 roku. Za­in­spi­ro­wani ma­ni­fe­stami mo­der­ni­stów, które po­wsta­wały przed stu laty w cza­sach in­nego ro­dzaju glo­bal­nych wstrzą­sów, wraz z ko­legą po pió­rze, Do­ugal­dem Hine’em, przy­go­to­wa­li­śmy nie­wielki ma­ni­fest Nie-cy­wi­li­za­cja, który miał być swego ro­dzaju wy­zwa­niem dla ar­ty­stów i li­te­ra­tów. Ów ma­ni­fest gło­sił (ma­ni­fe­sty to szumna rzecz i za­wsze coś ogła­szają), że to, z czym się mie­rzymy, nie jest wcale kry­zy­sem eko­no­micz­nym, po­li­tycz­nym czy tech­no­lo­gicz­nym, lecz kry­zy­sem opo­wie­ści. Te, które na­wza­jem snu­li­śmy w od­nie­sie­niu do na­szego miej­sca w świe­cie, oka­zały się nie­bez­pieczną po­myłką, a jej skutki trzeba te­raz na­pra­wić. Przy­naj­mniej czę­ściowo jest to za­da­nie dla pi­sa­rzy, ar­ty­stów i dla każ­dego, kto bawi się wy­obraź­nią dla upo­zo­ro­wa­nia ży­cia. Czy mo­gli­by­śmy być lepsi? Czy ja mogę być lep­szy? Przy­pusz­czam, że w rów­nym stop­niu było to wy­zwa­nie dla in­nych, jak i dla mnie sa­mego.

Nad biur­kiem mam przy­piętą kar­teczkę z cy­ta­tem. Kartka jest brudna i po­pla­miona, jako że wisi tam od lat. Cy­tat po­cho­dzi z eseju Geo­rge’a Or­wella, po­świę­co­nego Henry’emu Mil­le­rowi, eseju no­szą­cego ty­tuł W brzu­chu wie­lo­ryba. Or­well, pi­sząc o be­le­try­styce Mil­lera, wy­cho­dzi z ty­po­wym dla sie­bie, po­zba­wio­nym upięk­szeń spo­strze­że­niem: „Do­brych po­wie­ści nie pi­szą bo­wiem ani tro­pi­ciele or­to­dok­sji, ani drę­czeni wy­rzu­tami su­mie­nia z po­wodu wła­snej nie­orto­dok­syj­no­ści. Au­to­rami war­to­ścio­wych utwo­rów są ci, któ­rzy się nie boją”[1].

Po­dej­rze­wam, że pi­sząc te słowa, Or­well rzu­cał wy­zwa­nie rów­nież sa­memu so­bie. A jest to do­bre wy­zwa­nie, które i ja pró­buję pod­jąć, nie tylko w od­nie­sie­niu do mo­jej be­le­try­styki. W ni­niej­szych ese­jach usi­ło­wa­łem nie bać się kon­se­kwen­cji wła­snych my­śli, nie okła­my­wać się w kwe­stii kon­dy­cji świata i nie mó­wić ani so­bie, ani in­nym tego, co chcie­liby usły­szeć. Nie za­wsze mi się to uda­wało, być może na­wet w ogóle się nie udało. Na pewno mo­głem być bar­dziej od­ważny, za to do­ło­ży­łem wszel­kich sta­rań, aby pa­trzeć w spo­sób ja­sny i trzeźwy.

Więk­szość za­war­tych w tej książce ese­jów była pier­wot­nie za­miesz­czana w róż­nego ro­dzaju pu­bli­ka­cjach w la­tach 2010 – 2016. Więk­szość też po­ja­wia się w nie­zmie­nio­nej for­mie, cho­ciaż w kilku przy­pad­kach zda­rzają się drobne po­prawki zwią­zane z uzu­peł­nia­niem me­ry­to­rycz­nych luk, które ujaw­niły się po cza­sie, oraz w celu unik­nię­cia po­wtó­rzeń. Z ko­lei esej Ucząc się, co z tym ro­bić pu­bli­kuję po raz pierw­szy.

Kiedy spo­glą­dam wstecz i usi­łuję od­na­leźć rzekę, wi­dzę, że prze­wija się przez tę książkę nar­ra­cja o ze­rwa­niu po­łą­cze­nia po­mię­dzy ludźmi i miej­scami, prze­szło­ścią i te­raź­niej­szo­ścią, in­stynk­tem i ro­zu­mem, ale także nar­ra­cja o daw­nych i przy­szłych tego kon­se­kwen­cjach. Prze­bija się wą­tek za­głu­sza­nia cze­goś, co Tho­mas Berry na­zwał „wspa­niałą roz­mową” mię­dzy ludźmi a po­zo­stałą czę­ścią świata na­tury, oraz tego, co to ozna­cza. Książka ta trak­tuje o po­czu­ciu za­gu­bie­nia i pró­bach po­now­nego od­na­le­zie­nia drogi w nie­wia­ry­god­nie szybko zmie­nia­ją­cym się świe­cie, który ucieka od tego, co re­alne, w sztucz­ność i ogra­ni­cze­nia wy­ni­ka­jące z ludz­kiego nar­cy­zmu. Kie­ru­nek, który ob­ra­li­śmy, jest znany – w prze­ci­wień­stwie do celu po­dróży. Stare umarło bądź umiera, a nowe jesz­cze nie zdą­żyło się na­ro­dzić. Wąt­pię, aby kto­kol­wiek w tych cza­sach miał ja­kieś sen­sowne roz­wią­za­nia, ale może cho­ciaż uda się po­sta­wić sen­sowne py­ta­nia? I to sta­ra­łem się ro­bić.

hrab­stwo Gal­way, Ir­lan­dia, kwie­cień 2016

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

[1] G. Or­well, W brzu­chu wie­lo­ryba, tłum. B. Zbor­ski, [w:] G. Or­well, Gan­dhi w brzu­chu wie­lo­ryba. Wy­bór ese­jów, re­por­taży, fe­lie­to­nów, szki­ców i re­cen­zji, War­szawa 2014, s. 97. Wszyst­kie przy­pisy po­cho­dzą od tłu­ma­cza z wy­jąt­kiem ozna­czo­nego.