Wyzwolenie obozów. Koniec Holocaustu i jego pokłosie - Dan Stone - ebook

Wyzwolenie obozów. Koniec Holocaustu i jego pokłosie ebook

Stone Dan

0,0
44,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Poruszająca, dogłębna relacja ocalałych z nazistowskich obozów zagłady i opis trudnych lat, które nastąpiły później.

Kiedy więźniowie hitlerowskich obozów koncentracyjnych i obozów zagłady zostali wyzwoleni w latach 1944–1945, niebywałe okrucieństwa ujrzały światło dzienne. Dla uwolnionych, którzy przeżyli niewyobrażalne, doświadczenie wyzwolenia było powolną, wyczerpującą podróżą powrotną do życia.

Czołowy historyk Holocaustu, ujawniając złożony proces, przed którym stanęli ocalali, opiera się zarówno na źródłach archiwalnych, jak i na zeznaniach naocznych świadków. Pokazuje strach, wyczerpanie, poczucie winy, wstyd za to, że przeżyli, i druzgocący żal po stracie bliskich. Opisuje ogromne problemy zdrowotne, z którymi się borykali. Stone śledzi również wysiłki wyzwolicieli, którzy zmagali się z bezpośrednimi potrzebami ocalałych, a także z długoterminowymi problemami, które ukształtowały powojenny świat i zapoczątkowały zimną wojnę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 460

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wykaz skrótów

HIAS – Hebrew Immi­grant Aid Society (Hebraj­skie Sto­wa­rzy­sze­nie Pomocy Imi­gran­tom)

IRO – Inter­na­tio­nal Refu­gee Orga­ni­za­tion (Mię­dzy­na­ro­dowa Orga­ni­za­cja Uchodź­ców)

JCRA – Jewish Com­mit­tee for Relief Abroad (Żydow­ski Komi­tet do spraw Pomocy Zagra­nicz­nej)

JRC – Jewish Relief Com­mit­tee (Żydow­ski Komi­tet Pomo­cowy)

JRU – Jewish Relief Unit (Żydow­ska Jed­nostka Pomo­cowa)

ORT – Orga­ni­za­cja Roz­woju Twór­czo­ści Prze­my­sło­wej, Rze­mieśl­ni­czej i Rol­ni­czej wśród Lud­no­ści Żydow­skiej

UNRRA – Uni­ted Nations Relief and Reha­bi­li­ta­tion Admi­ni­stra­tion (Admi­ni­stra­cja Naro­dów Zjed­no­czo­nych do spraw Pomocy i Odbu­dowy)

Wstęp

Jak opowiedzieć o wyzwoleniu

Kto wie, co naprawdę wyda­rzyło się w dniu wyzwo­le­nia? Kto z nas, ważą­cych trzy­dzie­ści pięć, czter­dzie­ści kilo­gra­mów, miał dosta­tecz­nie dużo siły, żeby obser­wo­wać, co się dzieje?

Siggi Wil­zig

Cisza. Ranek zatrzy­mał się z wybi­ciem dzie­sią­tej:

Nad ulicą unosi się spo­kój – i trwoga.

Miklós Rad­nóti (1938)1

„Och, wyzwo­le­nie. W mojej wyobraźni było tak piękne!”, pisze we wspo­mnie­niach Fran­cine Chri­sto­phe, młoda fran­cu­ska Żydówka, która pod koniec wojny prze­by­wała w Ber­gen-Bel­sen. I zaraz dodaje: „Wiele kobiet jest napa­sto­wa­nych, jedna z naszych towa­rzy­szek zostaje nawet zgwał­cona na oczach swo­jego syna”. „Och, wyzwo­le­nie! Wyobra­ża­łam sobie, że będzie tak rado­sne!”, cią­gnie Chri­sto­phe. A potem: „Matka leży na noszach na ziemi, ma tyfus pla­mi­sty, cze­kam, aż przyjdą i zabiorą ją do szpi­tala zor­ga­ni­zo­wa­nego przez Rosjan. Mówię do niej, ale ona już mnie nie sły­szy, bo z powodu tyfusu stra­ciła słuch. Prze­stę­puję z nogi na nogę, nasłu­chuję, moje oczy wypeł­niają się łzami”. Kilka zdań póź­niej Chri­sto­phe zasta­na­wia się, jak to moż­liwe, że pio­senka „O, rado­sna kra­ino, w któ­rej będziemy mogli kochać, wiecz­nie kochać” była śpie­wana we wszyst­kich obo­zach kon­cen­tra­cyj­nych. Rozu­miemy już ponurą iro­nię: wyzwo­le­nie to szczę­śliwa chwila, lecz zara­zem pełna smutku.

Panuje powszechne prze­ko­na­nie, że wyzwo­le­niu nazi­stow­skich obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych towa­rzy­szyła wielka radość i że więź­nio­wie cie­szyli się, że ich męczar­nie wresz­cie dobie­gły końca. Na pod­sta­wie kro­nik fil­mo­wych krę­co­nych przez kame­rzy­stów Armii Czer­wo­nej w Maj­danku i Auschwitz, ostat­nich scen takich fil­mów jak Życie jest piękne czy Lista Schin­dlera oraz wielu ksią­żek i wystaw muze­al­nych można odnieść wra­że­nie, że wszystko doko­nało się bły­ska­wicz­nie. Ow­szem, zda­rzali się poje­dyn­czy oca­leńcy w rodzaju hisz­pań­skiego komu­ni­sty Jor­gego Semprúna, który wkrótce po wyzwo­le­niu zna­lazł się w Paryżu, gdzie cho­dził na tańce i roman­so­wał z kobie­tami, lecz ogromna więk­szość więź­niów miała zupeł­nie inne doświad­cze­nia. Bar­dzo powoli wra­cali do zdro­wia, potem już zawsze musieli żyć z traumą psy­chiczną. Nie­któ­rzy umarli wkrótce po wyzwo­le­niu obo­zów. Wielu w ogóle nie zda­wało sobie sprawy z nadej­ścia wojsk alianc­kich, byli bowiem ciężko cho­rzy, nie wie­dzieli, co się dookoła nich dzieje, i dopiero po jakimś cza­sie zorien­to­wali się, że zaszła jaka­kol­wiek zmiana. „Bry­tyj­czycy nas wyzwo­lili, ale nikt nie wiwa­to­wał”, pisze Fred­die Knol­ler we wspo­mnie­niach z Bel­sen. „Pano­wała nie­po­ko­jąca cisza. Byli­śmy zbyt słabi i zbyt wiele prze­ży­li­śmy, żeby móc odczu­wać radość. Dopiero kiedy dosta­li­śmy po misce ryżu i kubku gorą­cego mleka, zro­zu­mie­li­śmy, że być może pew­nego dnia znów sta­niemy się ludźmi”2. O tym, jak nie­jed­no­znacz­nym doświad­cze­niem oka­zało się wyzwo­le­nie obo­zów, można prze­ko­nać się na pod­sta­wie rela­cji doty­czą­cych póź­niej­szych wyda­rzeń, czyli tygo­dni i mie­sięcy po wkro­cze­niu alian­tów. Dobrym pod­su­mo­wa­niem będą słowa Hadas­sah Rosen­saft:

Eufo­ria i histe­ria szybko prze­mi­nęły. Tak, cie­szy­li­śmy się: byli­śmy prze­cież wolni, otwarto bramy, ale dokąd mie­li­śmy pójść? Wyzwo­le­nie nade­szło zbyt późno, nie tylko dla zmar­łych, ale i dla nas, żywych. Stra­ci­li­śmy rodziny, przy­ja­ciół, domy. Nie było dla nas miej­sca na ziemi, nikt na nas nie cze­kał. Prze­ży­li­śmy. Zosta­li­śmy uwol­nieni od śmierci i od stra­chu przed śmier­cią, teraz jed­nak nad­szedł strach przed życiem3.

Innymi słowy, wyzwo­le­nie było pro­ce­sem roz­cią­gnię­tym w cza­sie, nawet na całe lata. Wielu oca­leń­ców nie czuło żad­nej rado­ści, ich rany wyma­gały dłu­go­trwa­łego lecze­nia. Nie mogli też po pro­stu wró­cić do swo­ich domów, co doty­czyło zwłasz­cza Żydów.

Każdy histo­ryk, który zaczyna się zaj­mo­wać pro­ce­sami wyzwa­la­nia nazi­stow­skich obo­zów, z pew­no­ścią szybko doj­dzie do wnio­sku, że ten nie­zwy­kle ważny ele­ment dzie­jów Zagłady nie docze­kał się dotąd należ­nego zain­te­re­so­wa­nia ze strony bada­czy4. Warto zatem opo­wie­dzieć tę histo­rię na nowo, nie tylko dla­tego, że wyzwo­le­nie obo­zów oka­zuje się zagad­nie­niem bar­dziej zło­żo­nym, niż można by sądzić. Pra­gnę tu poka­zać, że wyda­rze­nia towa­rzy­szące wyzwa­la­niu obo­zów należy roz­pa­try­wać w sze­ro­kim kon­tek­ście, trak­to­wać je nie tylko jako codę Holo­cau­stu, ale też jako pro­ces o fun­da­men­tal­nym zna­cze­niu dla powo­jen­nej Europy, zim­no­wo­jen­nej geo­po­li­tyki oraz – ze względu na rolę, jaką ode­grała Pale­styna – dla impe­rium bry­tyj­skiego, a także dla Bli­skiego Wschodu. Wyzwo­le­nie to most mię­dzy latami wojny a powoj­niem. Euro­pej­scy Żydzi, któ­rzy prze­trwali to, co póź­niej okre­ślono mia­nem Zagłady, czyli masową eks­ter­mi­na­cję prze­pro­wa­dzoną przez nazi­stów, nosili w sobie strach i gniew, ale też nadzieję. W obli­czu poli­tyki, którą pro­wa­dzili wobec nich alianci, znaczna część z nich uznała, że w Euro­pie nie ma dla nich przy­szło­ści i że jedyną szansę na lep­sze jutro sta­nowi Pale­styna. Nie­ży­dow­scy oca­leńcy, zwłasz­cza oby­wa­tele Związku Sowiec­kiego lub tere­nów, które po woj­nie zna­la­zły się pod kon­trolą Sowie­tów, prze­ko­nali się, że są przed­mio­tem tar­gów mię­dzy coraz bar­dziej skon­flik­to­wa­nymi alian­tami z Zachodu i ze Wschodu.

Wła­śnie wtedy ukształ­to­wała się mię­dzy­na­ro­dowa poli­tyka wobec uchodź­ców. Spo­sób trak­to­wa­nia dipi­sów (od angiel­skiego skró­towca DPs, ozna­cza­ją­cego displa­ced per­sons, czyli osoby zarówno żydow­skiego, jak i nieżydow­skiego pocho­dze­nia – z wyjąt­kiem Niem­ców – które na sku­tek dzia­łań wojen­nych zna­la­zły się poza swoją ojczy­zną) stał się jed­nym z głów­nych tema­tów nego­cja­cji. Zachodni alianci wspie­rali sta­ra­nia anty­ko­mu­ni­stycz­nych dipi­sów, sprze­ci­wia­ją­cych się „repa­tria­cji” do ZSRS, Sowieci nato­miast wtó­ro­wali żydow­skim dipi­som i Jiszu­wowi, czyli żydow­skiej spo­łecz­no­ści w Pale­sty­nie, przed­sta­wia­jąc bry­tyj­ski upór w spra­wie tego regionu jako prze­jaw nie­mo­ral­nej obo­jęt­no­ści na cier­pie­nie ofiar nazi­stow­skiego reżimu. Gra pro­wa­dzona przez ZSRS, pole­ga­jąca na cynicz­nym, krót­ko­trwa­łym popar­ciu dla sprawy nie­pod­le­gło­ści Izra­ela, przy­czy­niła się do pogor­sze­nia rela­cji mię­dzy Sta­nami Zjed­no­czo­nymi a Wielką Bry­ta­nią. Ame­ryka kry­ty­ko­wała poli­tykę Lon­dynu w spra­wie Pale­styny, po czę­ści dla­tego, że wolała, aby Żydzi osie­dlili się na Bli­skim Wscho­dzie, zamiast masowo emi­gro­wać do Sta­nów Zjed­no­czo­nych. W tej aku­rat kwe­stii Ame­rykanie i Sowieci mówili jed­nym gło­sem. Jak widać, wyzwo­le­nie obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych to nie tylko „koniec Holo­cau­stu” – to rów­nież bar­dzo odmienne doświad­cze­nia więź­niów z róż­nych oku­po­wa­nych kra­jów, to spe­cy­ficzna kul­tura w żydow­skich obo­zach dla dipi­sów, a także rola, jaką odgry­wali oni w zim­no­wo­jen­nej dyplo­ma­cji. Zagłada Żydów i upa­dek Trze­ciej Rze­szy bez wąt­pie­nia przy­czy­niły się do naro­dzin nowego powo­jen­nego porządku.

Co oczy­wi­ste, upa­dek nazi­stow­skiego reżimu uwa­żam za jed­no­znacz­nie pozy­tywne wyda­rze­nie. Żadna alter­na­tywa nie wcho­dziła w grę. Nie zamie­rzam też prze­ko­ny­wać, że wyzwo­le­nie obo­zów mogło prze­biec ina­czej, bar­dziej huma­ni­tar­nie, z wyjąt­kiem przy­pad­ków auten­tycz­nego krzyw­dze­nia oca­leń­ców. Mimo to z bie­giem lat emo­cje słabną, więc jeste­śmy w sta­nie lepiej zro­zu­mieć kosz­mar tego, co działo się po zakoń­cze­niu wojny. Potra­fimy obec­nie przy­znać, że lądo­wa­nie alian­tów w Nor­man­dii nara­ziło miesz­kań­ców pół­noc­nej Fran­cji na nie­bez­pie­czeń­stwo i cier­pie­nia, co nie zna­czy, że nie było nie­praw­do­po­dob­nie ważną i potrzebną ope­ra­cją woj­skową. Podob­nie rzecz ma się w przy­padku wyzwo­le­nia obo­zów: kosz­mar więź­niów nie zakoń­czył się od razu. Ich los oczy­wi­ście się odmie­nił, gdyż nie byli już zdani na łaskę i nie­ła­skę nazi­stow­skich straż­ni­ków i ich kola­bo­ran­tów, mimo to jesz­cze długo zma­gali się z fizyczną, psy­chiczną i emo­cjo­nalną traumą. Wielu odzy­skało z cza­sem zdro­wie, lecz wspo­mnie­nia o tym, co im zro­biono, prze­śla­do­wały ich do końca życia. Oto słowa jed­nego z oca­leń­ców, które przy­po­mi­nają, że wbrew temu, czego byśmy sobie życzyli, wyzwo­le­nie by­naj­mniej nie ozna­czało końca cier­pień. „Dla­czego prze­trwa­li­śmy? Uczu­cie bez­na­dziei spra­wiało, że oble­wał mnie zimny pot. […] Nagle musia­łem odpo­wie­dzieć sobie na pyta­nie, gdzie teraz będę żył. Cią­żyło mi ono, jak gdy­bym dźwi­gał ogromną górę”5. Inny nastę­pu­jąco pod­su­mo­wał wyzwo­le­nie: „Poją­łem, że moje kło­poty tak naprawdę dopiero się zaczną”6.

Nie powinno to dzi­wić nikogo, kto czy­tał tuż­po­wo­jenne świa­dec­twa oca­leń­ców. W krót­kim, enig­ma­tycz­nym doku­men­cie otrzy­ma­nym po zakoń­cze­niu wojny przez Cen­tralną Żydow­ską Komi­sję Histo­ryczną młody Polak, który prze­żył Auschwitz i Mau­thau­sen, przy­wo­łuje przy­padki kani­ba­li­zmu i jedze­nia eks­kre­men­tów w ostat­nich tygo­dniach przed wyzwo­le­niem Gusen (podo­bozu Mau­thau­sen), kiedy pano­wał roz­pacz­liwy głód.

2000 naszych towa­rzy­szy zaga­zo­wano i spa­lono jesz­cze na tydzień przed wol­no­ścią. Jakim cudem prze­trwa­łem to wszystko, nie wiem. Gdy teraz piszę, przy­po­mi­nam sobie dzie­cinną zabawę. Małe dziecko bie­rze garść pia­sku i mówi: „Tyle mia­łem dzieci”. Pod­rzuca pia­sek w górę, część pada na zie­mię: „Tyle umarło”, woła dziecko, resztę łapie: „A tyle żyje”. Tak przez pięć lat byli­śmy rzu­cani i prze­sie­wani7.

Inny oca­le­niec mówił w wywia­dzie udzie­lo­nym we Wło­szech w 1946 roku, że przez pewien czas był pod opieką UNRRA i Czer­wo­nego Krzyża, potem zaś pod­jął próbę powrotu do Pol­ski. Cze­kały go tam okropne doświad­cze­nia. „Jeśli Żyd ma w Pol­sce jakiś mają­tek, lepiej, żeby… Lepiej, żeby wyje­chał, bo gdy zosta­nie, grozi mu śmierć. To było dla mnie bar­dzo bole­sne, widzia­łem obcych ludzi, któ­rzy przy­własz­czyli sobie mój doby­tek, zajęli moje miesz­ka­nie. Ale naj­strasz­niej­sze było to, że nie zdo­ła­łem odszu­kać nikogo ze swo­ich. Z sied­mio­oso­bo­wej rodziny prze­ży­łem tylko ja. […] Wstrzą­snęło to mną tak bar­dzo, że nie chcia­łem tam już zosta­wać”8. Po nie­spełna trzech tygo­dniach wyje­chał do Nie­miec, gdzie pomógł zało­żyć kibuc w obo­zie dla dipi­sów w Deg­gen­dor­fie. W wywia­dzie oznaj­mił, że Bry­tyj­czycy, któ­rzy zła­pali go i wię­zili, kiedy pró­bo­wał dostać się do Pale­styny, trak­to­wali go nie­mal rów­nie źle jak Niemcy. Trzy­na­sto­let­nia węgier­ska Żydówka Magda Bloom została „wyzwo­lona” w Ber­gen-Bel­sen, ale „nie­wiele ją to obe­szło, gdyż poprzed­niej nocy umarła jej matka. Kiedy bry­tyj­skie czołgi wje­chały do obozu, zabrano ją z baraku”9. W 1945 roku Bloom tra­fiła do Wiel­kiej Bry­ta­nii w ramach pro­gramu Dzieci z Obo­zów Kon­cen­tra­cyj­nych i zamiesz­kała w Bir­ming­ham.

Wielu oca­leń­ców wspo­mi­nało, że po wyzwo­le­niu czuło przede wszyst­kim samot­ność. Trudno sobie wyobra­zić – a zwłasz­cza opi­sać – ból czło­wieka, który orien­tuje się, że jego świat znik­nął. Pod koniec filmu Shoah Claude’a Lan­zmanna Sym­cha Rotem, bojow­nik pod­zie­mia o pseu­do­ni­mie „Kazik”, opo­wiada, jak wró­cił do getta war­szaw­skiego po jego likwi­da­cji w kwiet­niu 1943 roku, żeby prze­ko­nać się, czy kto­kol­wiek prze­żył.

Przez cały czas byłem sam. Poza gło­sem kobiety, o któ­rym panu mówi­łem, i męż­czy­zną, któ­rego spo­tka­łem w chwili, gdy wycho­dzi­łem z kanału, nie napo­tka­łem żywej duszy. I przy­po­mi­nam sobie chwilę, kiedy odczu­łem rodzaj uspo­ko­je­nia, pogody, kiedy pomy­śla­łem sobie: „Jestem ostat­nim Żydem, pocze­kam do rana, pocze­kam na Niem­ców”10.

Czło­wiek, który prze­żył pobyt w The­re­sien­stadt, a póź­niej został rabi­nem, mówił o podob­nym uczu­ciu:

Pamię­tam, że po wyzwo­le­niu cier­pia­łem z powodu samot­no­ści. Bar­dziej niż pod­czas Holo­cau­stu. […] Mówi­łem sobie: tak, prze­ży­łem, ale to wszystko. Nic się nie liczyło. Nie mia­łem żad­nych ambi­cji. Po co? Dla kogo miał­bym się sta­rać? Nie wyka­zy­wa­łem ini­cja­tywy. Każą mi stać, więc wstaję. Każą mi sia­dać – sia­dam. Tak to wyglą­dało przez bar­dzo długi czas11.

Oca­leńcy, opo­wia­da­jący swoje histo­rie czy to rok, czy to pół stu­le­cia po fak­cie, wspo­mi­nają cier­pie­nia, gdy oka­zało się, że oprócz nich z całej rodziny nie prze­żyła ani jedna osoba. Czę­sto zda­rzało się, że czło­wiek, który wra­cał do swo­jego mia­sta lub mia­steczka, był tam nie­mile widziany: jacyś miej­scowi goje zajęli jego dom albo miesz­ka­nie, gdyż nie spo­dzie­wali się powrotu wła­ści­ciela. Nie­je­den oca­le­niec zada­wał sobie wów­czas pyta­nie: dla­czego w ogóle żyję? Dys­po­nu­jemy mnó­stwem opo­wie­ści ludzi, któ­rzy po wyzwo­le­niu tygo­dniami i mie­sią­cami padali ofiarą prze­mocy i wyzy­sku, z tru­dem zdo­by­wali jedze­nie i zapew­niali sobie dach nad głową, musieli pra­co­wać za darmo, nie­le­gal­nie prze­kra­czali gra­nice, osta­tecz­nie zaś koń­czyli w obo­zie – tym razem w obo­zie dla dipi­sów – i to na tere­nie Nie­miec.

Traumę, która zosta­wała już na zawsze, prze­żyli także żoł­nie­rze wyzwa­la­jący nazi­stow­skie obozy. Leon Bass, sze­re­go­wiec Armii Sta­nów Zjed­no­czo­nych, nie miał poję­cia, co to takiego obóz kon­cen­tra­cyjny, aż pew­nego kwiet­nio­wego dnia przy­szły nowe roz­kazy. „Cze­kał mnie szok, jakiego nie prze­ży­łem ni­gdy wcze­śniej i ni­gdy póź­niej. Zna­la­złem się w obo­zie kon­cen­tra­cyjnym w Buchen­wal­dzie. […] Nie zapo­mnę tego do śmierci. Kiedy prze­sze­dłem przez bramę, zoba­czy­łem żywe trupy”12. Ame­ry­kań­scy wyzwo­li­ciele podo­bozu Gun­skir­chen ujęli rzecz nastę­pu­jąco: „Wkro­czy­li­śmy do obozu i oto­czyły nas żywe szkie­lety, te, które były jesz­cze w sta­nie cho­dzić. Nie pozwa­lały nam jechać dalej. Tło­czyły się wokół nas, napie­rały. Bez żad­nej prze­sady można stwier­dzić, że pra­wie każdy wię­zień był osza­lały z głodu”13. John Roger Dixey, Bry­tyj­czyk, stu­dent medy­cyny, który zna­lazł się w Bel­sen, wspo­mi­nał scenę, która wyda­rzyła się ponad trzy tygo­dnie po wyzwo­le­niu. „Pamię­tam, że nad­szedł Dzień Zwy­cię­stwa, przy­szli­śmy do baraku, teraz nieco bar­dziej upo­rząd­ko­wa­nego, i powie­dzie­li­śmy w wielu języ­kach: «Ucie­szy­cie się z wia­do­mo­ści, że wojna się skoń­czyła. Niemcy prze­grały, jest po wszyst­kim». Ale wła­ści­wie nie było reak­cji – żad­nej rado­ści, uśmie­chów, gra­tu­la­cji. Popa­trzyli na nas: wojna się skoń­czyła, ale nie dla nich. Chyba wie­dzieli, że nie­wiele nadziei im zostało”14. Porucz­nik Albert A. Hutler, ame­ry­kań­ski ofi­cer do spraw dipi­sów słu­żący w 7. Armii w Man­n­heim, pisał do żony: „Wojna ofi­cjal­nie dobie­gła końca, ale nie uświad­czysz tu szcze­gól­nie wiel­kiego entu­zja­zmu. Zabrzmi to okrop­nie, lecz nie czuję w sercu rado­ści, któ­rej się spo­dzie­wa­łem. Boję się tego, co przy­nie­sie pokój”. Mówiąc ści­ślej, oba­wiał się o dal­sze losy dipi­sów. „Są wolni, ale żyją jak we mgle. Ni­gdy nie pozbędą się z serca wspo­mnień o rze­czach, które prze­żyli przez ostat­nie pięć lat, kiedy odra­biali lek­cję zadaną im przez dobro­dusz­nych nie­miec­kich nauczy­cieli”15. Zda­rzało się, że oca­leńcy mar­twili się o wyzwo­li­cieli. Vera Karoly wspo­mi­nała: „Patrzy­li­śmy na bry­tyj­skich żoł­nie­rzy, któ­rzy nas oswo­bo­dzili. Nie zapo­mnę grozy w ich oczach. Było oczy­wi­ste, że nie potra­fią odróż­nić tru­pów, któ­rych całe stosy leżały w obo­zie, od wynisz­czo­nych, wychu­dzo­nych oca­leń­ców”16. Edith Bir­kin, która póź­niej w Anglii została artystką, zapa­mię­tała, że „Bry­tyj­scy żoł­nie­rze byli bar­dzo mło­dzi. Zda­rzali się nawet chłopcy w moim wieku. Przy­glą­dali się nam prze­ra­żeni – nic w tym dziw­nego”17.

W wyzwa­la­nych obo­zach spo­ty­kali się nie tylko oca­leńcy i alianccy żoł­nie­rze: bywało, że straż­ni­kom z SS i ich pod­wład­nym, na przy­kład żoł­nie­rzom Wehr­machtu lub kola­bo­ran­tom róż­nych naro­do­wo­ści – Węgrom, Ukra­iń­com, Jugo­sło­wia­nom i Bał­tom – zabra­kło czasu na ucieczkę. Edmund Swift, kato­licki kape­lan, opo­wia­dał, że pierw­szego dnia po wyzwo­le­niu Bel­sen gru­pie żoł­nie­rzy Wehr­machtu kazano pozbyć się tru­pów. „Kom­plet­nie się zała­mali. Wrzu­cili mniej wię­cej dwa tuziny ciał do grobu, po czym jeden z kaprali zerwał Żela­zny Krzyż, który nosił na piersi, cisnął go na zie­mię i pode­ptał. Pozo­stali poszli w jego ślady: z obrzy­dze­niem zerwali swoje medale i ordery”18.

Na miej­scu poja­wiali się też liczni cywile, na przy­kład miesz­kańcy oko­licz­nych mia­ste­czek. Zda­rzało się, że w ostat­nich dniach ist­nie­nia obozu cywi­lom powie­rzono misję prze­ka­za­nia go pod zarząd alian­tów – tak było choćby w Eben­see. Inni cywile pró­bo­wali dostar­czyć nieco jedze­nia umie­ra­ją­cym więź­niom. W ramach pro­wa­dzo­nej przez alian­tów poli­tyki dena­zy­fi­ka­cji oby­wa­tele nie­mieccy (a mówiąc ści­ślej, głów­nie oby­wa­telki, o czym świad­czą zacho­wane foto­gra­fie – męż­czyźni na­dal prze­by­wali w obo­zach jeniec­kich) musieli „zwie­dzać” wyzwo­lone obozy. Trudno usta­lić, co wów­czas czuli i myśleli, warto jed­nak pamię­tać, że oni także są czę­ścią histo­rii wyzwo­le­nia. Hauptsturmführer Franz Hössler, „osła­wiony czło­nek SS-Totenkopfverbände”, podobno roz­pła­kał się, kiedy został aresz­to­wany przez Bry­tyj­czy­ków19. Twier­dził, że wstą­pił do SS w 1933 roku, bo był bez­ro­botny, acz­kol­wiek przy­znał rów­nież, że zro­bił praw­dziwą karierę, słu­żąc w nazi­stow­skich obo­zach. Pia­sto­wał wyso­kie sta­no­wi­ska w Auschwitz i w Mit­tel­bau-Dora. W zezna­niach zło­żo­nych pod­czas pro­cesu zbrod­nia­rzy z Bel­sen oznaj­mił:

Kiedy Anglicy zaczęli się zbli­żać, Obe­rst Har­ries ostrze­gał mnie, że zastrzelą każ­dego eses­mana, który będzie sta­wiał opór. Mimo to zgło­si­łem się na ochot­nika i zosta­łem w obo­zie razem z pię­cioma innymi. Byli to: Wil­helm Dorr, Paul Fritsch, Eugen Hah­nert, Geo­rge Kraft i Franz Sto­fel. Do tego jesz­cze dwóch kucha­rzy, któ­rych nazwisk nie znam. W moim obo­zie [Dora] straż­ni­kami byli Węgrzy, nato­miast w Ber­gen-Bel­sen funk­cja ta przy­pa­dła żoł­nie­rzom Wehr­machtu, któ­rzy zastą­pili człon­ków SS. Około dwu­na­stu, może pięt­na­stu eses­ma­nów ucie­kło stam­tąd [przed nadej­ściem Bry­tyj­czy­ków], wielu ucie­kło też z dru­giego obozu.

Sędzio­wie nie dali wiary jego zapew­nie­niom, że sta­rał się dobrze trak­to­wać więź­niów i że pró­bo­wał odejść z SS, a zwłasz­cza że „człon­ko­stwo w par­tii nazi­stow­skiej nie było ani przy­jem­no­ścią, ani zaszczy­tem”20. Hössler został ska­zany na śmierć i powie­szony. Inni straż­nicy, na przy­kład rumuń­ski folks­dojcz Obersturmführer Fritz Klein, oka­zali wię­cej pokory. Klein przy­znał przed sądem: „Zdaję sobie sprawę, że pono­szę odpo­wie­dzial­ność – rów­nie wielką jak ci, któ­rzy wyda­wali roz­kazy – za zabi­ja­nie tysięcy ludzi w obo­zach, zwłasz­cza w Auschwitz”21. On także skoń­czył na szu­bie­nicy. Josef Kra­mer, „bestia z Bel­sen”, dowódca tam­tej­szego obozu, rów­nież posta­no­wił zacze­kać na przy­by­cie Bry­tyj­czy­ków – być może, jak stwier­dził Der­rick Sing­ton, jeden z pierw­szych bry­tyj­skich ofi­ce­rów, któ­rzy wkro­czyli na teren obozu, nie zda­wał sobie sprawy, że czeka go śmierć. „Chciał z nami kola­bo­ro­wać, co wydało się nam wręcz gro­te­skowe”. Budził pogardę wyzwo­li­cieli22. Franz Zie­reis, dowódca Mau­thau­sen, opu­ścił obóz, ale pozo­stał w oko­licy. Wyka­zał się naiw­no­ścią? Może tak naprawdę chciał zostać zatrzy­many przez Ame­ry­ka­nów? Więk­szość straż­ni­ków z SS ucie­kła krótko przed ich przy­by­ciem. Pięć dni po wyzwo­le­niu obozu Zie­reis został wytro­piony. Otwo­rzył ogień do żoł­nie­rzy, któ­rzy pró­bo­wali go aresz­to­wać. Został ranny, zmarł w 131. Ame­ry­kań­skim Szpi­talu Ewa­ku­acyj­nym. Przed śmier­cią zło­żył nieco beł­ko­tliwe „zezna­nia” spi­sane przez Char­lesa Hagera ze służby wywia­dów. Odpo­wie­dzial­no­ścią za zbrod­nie obar­czył prze­ło­żo­nych z SS, sam czuł się zupeł­nie nie­winny. Mówił też, że przy­glą­dał się przez lor­netkę, jak jed­nostki SS pod­dają się Ame­ry­ka­nom. Kilka dni póź­niej już nie żył23.

Ame­ry­ka­nie przy­mu­sili lud­ność z oko­lic Mau­thau­sen do grze­ba­nia zwłok i sprzą­ta­nia bara­ków. Jeden z histo­ry­ków obozu uwa­żał, że miało to na celu uchro­nie­nie Niem­ców przed lin­czem, któ­rego mogli dopu­ścić się byli więź­nio­wie24. W Eben­see, osła­wio­nym podo­bo­zie Mau­thau­sen, oko­liczni miesz­kańcy ode­grali po wyzwo­le­niu istotną rolę. Miej­scowy ksiądz Franz Loidl opi­sy­wał w książce z 1946 roku, co zoba­czył w obo­zie krótko po tym, jak dotarło tam ame­ry­kań­skie woj­sko:

Moja głowa ciężka jest od hała­śli­wych pytań i opo­wie­ści. Co chwila zała­muję ręce, wołam: „Prze­ra­ża­jące!”. Jeste­śmy wstrzą­śnięci, lecz uważ­nie słu­chamy ich histo­rii, albo­wiem rozu­miemy, że mówie­nie dobrze im zrobi. Cza­sami uży­wam moc­nych słów, gdyż muszę dać upust emo­cjom i szcze­remu obu­rze­niu z powodu tych strasz­li­wych wyda­rzeń25.

Choć dys­po­nu­jemy nie­jedną tego rodzaju rela­cją, część lokal­nych miesz­kań­ców na­dal nie chciała myśleć o tym, co działo się tak nie­da­leko od ich domów. Oby­wa­tele Eben­see pro­te­sto­wali prze­ciwko zacho­wa­niu obozu i uczy­nie­niu go pomni­kiem pamięci. W 1949 roku ogło­szono plany zbu­do­wa­nia tam nowego osie­dla. Nie zostały one zre­ali­zo­wane, głów­nie z powodu decy­zji, by na tere­nie obozu urzą­dzić masowy grób dla ludzi, któ­rzy ginęli pod koniec dru­giej wojny świa­to­wej i nie zostali wcze­śniej odpo­wied­nio pocho­wani. Jak­kol­wiek było, opi­sane tu reak­cje poka­zują, że – jak traf­nie ujął to pewien histo­ryk – „wielu miesz­kań­com trudno było pogo­dzić się z fak­tem, że oko­lica, w któ­rej prze­żyli tyle lat i z którą łączyły ich różne więzi oso­bi­ste i rodzinne, zmie­niła się pod wpły­wem nie­daw­nych wyda­rzeń, stała się kra­iną blizn, zyskała uni­wer­salne zna­cze­nie moralne, wykra­cza­jące poza lokalne doświad­cze­nia”26. To samo doty­czyło innych byłych obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych.

* * *

W ostat­nich dniach przed wyzwo­le­niem nazi­stow­skie obozy funk­cjo­no­wały zupeł­nie ina­czej niż zale­d­wie kilka mie­sięcy wcze­śniej. Niemcy nie byliby w sta­nie pro­wa­dzić wojny, gdyby nie ponad dzie­sięć milio­nów pra­cow­ni­ków spro­wa­dzo­nych na roboty przy­mu­sowe z innych kra­jów, któ­rzy zastę­po­wali męż­czyzn wcie­lo­nych do woj­ska. Znaczny odse­tek tych pra­cow­ni­ków prze­by­wał w obo­zach, trzeba jed­nak pamię­tać, że ich sytu­acja była odmienna od sytu­acji ludzi z obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych zarzą­dza­nych przez SS. Robot­ni­ków przy­mu­so­wych trak­to­wano względ­nie dobrze – a w każ­dym razie sta­rano się trzy­mać ich przy życiu – pod­czas gdy więź­nio­wie obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych byli bici i siłą zmu­szani do posłu­szeń­stwa. Ich śmierć nie miała żad­nego zna­cze­nia, zwłasz­cza jeśli byli Żydami, komu­ni­stami lub socjal­de­mo­kra­tami.

Przez pierw­sze dwa lata po obję­ciu wła­dzy przez nazi­stów obozy były słabo zor­ga­ni­zo­wane (ist­niało nawet okre­śle­nie „obozy pro­wi­zo­ryczne”). Na miano pierw­szych obo­zów „z praw­dzi­wego zda­rze­nia” zasłu­gują Dachau i Ora­nien­burg, prze­mia­no­wany póź­niej na Sach­sen­hau­sen, budzące ogromne zain­te­re­so­wa­nie prasy zagra­nicz­nej. Miały dobit­nie poka­zać prze­ciw­ni­kom nowego reżimu, że nowe wła­dze Nie­miec nie zamie­rzają tole­ro­wać ich dzia­łal­no­ści. Per­so­nel tak sku­tecz­nie wywią­zy­wał się z tego zada­nia – i wyko­rzy­sty­wał tak bru­talne środki – że pod koniec 1937 roku z sze­ściu obo­zów zarzą­dza­nych pier­wot­nie przez SS zostały już tylko dwa, a mia­no­wi­cie Dachau i Lich­ten­burg. Pod koniec tego samego roku zało­żono Buchen­wald. Nie był to, wbrew utar­tej opi­nii, obóz dla więź­niów poli­tycz­nych (owa opi­nia wzięła się stąd, że w póź­niejszych latach istotne pozy­cje w hie­rar­chii więź­niów przy­pa­dały komu­ni­stom), nazi­ści bowiem roz­pra­wili się z nimi już dawno, krótko po doj­ściu do wła­dzy. W Buchen­waldzie umiesz­czali głów­nie „ele­ment aspo­łeczny” i „Aryj­czy­ków”, któ­rzy spra­wiali pro­blemy nowemu reżi­mowi, na przy­kład świad­ków Jehowy, „ludzi miga­ją­cych się od pracy”, prze­stęp­ców i homo­sek­su­ali­stów. Nie było ich wielu: na koniec 1937 roku liczba więź­niów wyno­siła 7750 osób27. Logika pod­po­wia­dała, że nowy obóz powi­nien się nazy­wać Etters­berg, czyli tak samo jak naj­bliż­sza miej­sco­wość, ale The­odor Eicke, inspek­tor obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych, napi­sał do Him­m­lera w lipcu 1937 roku, że „to wyklu­czone” ze względu na rolę, jaką Etters­berg odgry­wał w życiu Goethego. Nie cho­dziło by­naj­mniej o sam obóz, lecz o jego więź­niów, będą­cych wszak wyrzut­kami wspól­noty – nie wolno było koja­rzyć wiel­kiego poety z takimi ludźmi28.

Jak widać, obozy SS słu­żyły począt­kowo eli­mi­no­wa­niu prze­ciw­ni­ków poli­tycz­nych – praw­dzi­wych i wyima­gi­no­wa­nych – oraz budo­wa­niu nowej wspól­noty raso­wej. Pod koniec czerwca 1938 roku w obo­zach prze­by­wało około 24 tysięcy osa­dzo­nych, głów­nie „jed­no­stek aspo­łecz­nych” i homo­sek­su­ali­stów, świad­ków Jehowy oraz austriac­kich więź­niów poli­tycz­nych. Krótko potem sys­tem obo­zów zaczęto roz­bu­do­wy­wać, gdyż Him­m­ler, który zdo­by­wał coraz więk­szą wła­dzę, pra­gnął roz­sze­rzać swoje impe­rium. Zacho­dziły zmiany admi­ni­stra­cyjne: do 1942 roku obo­zami zarzą­dzał Inspek­to­rat Obo­zów Kon­cen­tra­cyj­nych, potem kon­trolę prze­jął Główny Urząd Gospo­dar­czo-Admi­ni­stra­cyjny SS, któ­rego nazwa sta­nowi wymowny dowód aspi­ra­cji Him­m­lera. Choć same obozy rów­nież się zmie­niały – było ich coraz wię­cej, odgry­wały istot­niej­szą rolę, tra­fiały do nich inne kate­go­rie więź­niów – na­dal słu­żyły głów­nie łama­niu i zastra­sza­niu ludzi, któ­rych nazi­ści uwa­żali za wro­gów. Eks­ter­mi­na­cja Żydów nade­szła póź­niej i dopro­wa­dziła do kolej­nej, zasad­ni­czej i cało­ścio­wej trans­for­ma­cji sys­temu obo­zów. Żydzi od początku sta­nowili wysoki odse­tek więź­niów, zazwy­czaj jed­nak tra­fiali do obo­zów jako więź­nio­wie poli­tyczni, acz­kol­wiek ze względu na pocho­dze­nie trak­to­wano ich tam wyjąt­kowo okrut­nie. Po „nocy krysz­ta­ło­wej” (9–10 listo­pada 1938 roku) zaczęła się nowa fala prze­śla­do­wań i od tego momentu aż do końca wojny Żydzi byli masowo wysy­łani do obo­zów z przy­czyn etnicz­nych29.

Wspo­mniana już roz­bu­dowa sys­temu obo­zów ruszyła krótko przed wybu­chem dru­giej wojny świa­to­wej. W 1940 roku nazi­ści zamknęli w nich znaczną liczbę Cze­chów, wete­ra­nów wojny w Hisz­pa­nii, a zwłasz­cza Pola­ków, wsku­tek czego liczba więź­niów wzro­sła do 53 tysięcy. Powstały nowe obozy, mię­dzy innymi Neu­en­gamme i Auschwitz. Ten ostatni nie był począt­kowo ani obo­zem prze­zna­czo­nym dla Żydów, ani obo­zem zagłady: utwo­rzono go z myślą o pol­skich więź­niach poli­tycz­nych. Kolejna roz­bu­dowa doko­nała się po napa­ści na Zwią­zek Sowiecki w czerwcu 1941 roku; ważne powstałe wów­czas obozy to Maj­da­nek i Stut­thof. Przez całą wojnę w obo­zach zarzą­dza­nych przez SS zmarło trzy miliony sowiec­kich jeń­ców. Ponadto w latach 1941–1942 zamor­do­wano około 38 tysięcy sowiec­kich komi­sa­rzy30.

We wrze­śniu 1942 roku w obo­zach prze­by­wało około 110 tysięcy osób. Rok póź­niej liczba ta wzro­sła do 224 tysięcy, potem do 524 286 i wresz­cie do prze­szło 700 tysięcy na początku 1945 roku. SS roz­pacz­li­wie pró­bo­wała wyko­rzy­sty­wać pra­cow­ni­ków przy­mu­so­wych, żeby rato­wać nie­do­ma­ga­jącą gospo­darkę wojenną Trze­ciej Rze­szy31. Poja­wiły się nowe obozy, na przy­kład Mit­tel­bau-Dora, w któ­rym budo­wano rakiety V2. Były to ogromne, okrutne fabryki, nie­pro­duk­tywne i nie­wy­dajne, ich robot­nicy masowo ginęli z powodu panu­ją­cych tam warun­ków. Obo­zów nie dawało się teraz ukryć przed zwy­kłymi ludźmi – prze­ciw­nie, „stały się ele­men­tem codzien­nego życia jak ni­gdy wcze­śniej”32.

Trzeba odróż­niać obozy kon­cen­tra­cyjne SS takie jak Buchen­wald, Dachau czy Sach­sen­hau­sen, a póź­niej także Neu­en­gamme, Ravensbrück, Mau­thau­sen, Stut­thof i Gross-Rosen, które, przy­naj­mniej począt­kowo, miały słu­żyć bru­tal­nemu kara­niu więź­niów – i w któ­rych śmierć była czymś powszech­nym – od obo­zów zagłady. Te ostat­nie były fabry­kami tru­pów i pod­le­gały osob­nemu zarzą­dowi. Czę­sto nazywa się je obo­zami kon­cen­tra­cyj­nymi, ale to ewi­dentny błąd: w Chełm­nie, Bełżcu, Sobi­bo­rze czy Tre­blince, a więc obo­zach, w któ­rych zgi­nęła nie­mal jedna trze­cia ofiar Zagłady, nie było pra­wie żad­nych więź­niów. Wyjątki to Maj­da­nek i Auschwitz, które w 1942 roku łączyły funk­cje obozu kon­cen­tra­cyjnego i obozu zagłady, a ponadto ist­niały tam zakłady prze­my­słowe, wyko­rzy­stu­jące pracę nie­wol­ni­czą. Auschwitz-Bir­ke­nau był głów­nym ośrod­kiem eks­ter­mi­na­cji Romów, w tam­tej­szych komo­rach gazo­wych zamor­do­wano około miliona Żydów, w tym 437 tysięcy Żydów depor­to­wa­nych z Węgier wio­sną 1944 roku. Ist­niały także obozy przej­ściowe i obozy pracy, na przy­kład Herzo­gen­busch w Holan­dii. Pod­czas wojny mało kto dostrze­gał róż­nice mię­dzy wymie­nio­nymi tu kate­go­riami obo­zów, co – w połą­cze­niu z cha­osem, który pano­wał, gdy wojna dobie­gała końca – tłu­ma­czy, dla­czego póź­niej przez tak wiele lat wokół orga­ni­za­cyj­nych i geo­gra­ficz­nych aspek­tów Zagłady ist­niało tyle nie­po­ro­zu­mień. W tym miej­scu należy zatem przy­po­mnieć, że obozy kon­cen­tra­cyjne – z wyjąt­kiem Auschwitz i Maj­danka – zaczęto wyko­rzy­sty­wać do sys­te­ma­tycz­nego, maso­wego mor­do­wa­nia euro­pej­skich Żydów dopiero pod koniec wojny.

Życie w obo­zie kon­cen­tra­cyj­nym było okrutne, czę­sto przed­sta­wia się je jako bru­talną walkę o prze­trwa­nie. Zacho­wało się wpraw­dzie wiele rela­cji na temat przy­pad­ków wza­jem­nej pomocy, któ­rej udzie­lali sobie więź­nio­wie, ale samo szczę­ście nie wystar­czało, aby prze­żyć. „Ze względu na warunki panu­jące w obo­zach nie da się ich oce­niać za pomocą kry­te­riów moral­nych wol­nego spo­łe­czeń­stwa”, stwier­dził w 1958 roku Joop Zwart, holen­der­ski wię­zień poli­tyczny prze­by­wa­jący w Bel­sen. „Nikt nie mógł sobie pozwo­lić na to, by przyjść dru­giemu z pomocą”. Ta indy­wi­du­ali­styczna obo­jęt­ność pozwo­liła nie­któ­rym ludziom prze­trwać, tyle że doko­ny­wało się to kosz­tem innych. Wielu oca­leń­ców zaświad­czało jed­nak, jak ważne było dzia­ła­nie w parze lub w nie­wiel­kiej gru­pie33. Zwart twier­dził: „Jestem prze­ko­nany, że gdyby więź­nio­wie wyka­zali się więk­szą soli­dar­no­ścią, uda­łoby się ura­to­wać tysiące ludzi. Wyda­wało się jed­nak, że robili, co mogli, by jak naj­szyb­ciej wyzbyć się swo­ich naj­szla­chet­niej­szych cech. Do głosu docho­dziły cechy naj­gor­sze: kró­lo­wały zazdrość i zdrada”34. Ta surowa ocena nie­wąt­pli­wie mówi nam sporo na temat funk­cjo­no­wa­nia obo­zów, acz­kol­wiek Zwart omiesz­kał nad­mie­nić, że to nie więź­nio­wie odpo­wia­dali za panu­jące tam warunki. Nawet jeśli nie postę­po­wali „przy­zwo­icie” – według stan­dar­dów obo­wią­zu­ją­cych w nor­mal­nych oko­licz­no­ściach – trzeba pamię­tać, że była to zamie­rzona przez nazi­stów kon­se­kwen­cja życia w obo­zie.

Wiele zamętu i nie­po­ro­zu­mień w kwe­stii Holo­cau­stu doty­czy roli, jaką odgry­wała praca. Powszech­nie uważa się, że ter­min „wynisz­cze­nie przez pracę” (Ver­nich­tung durch Arbeit) pod­su­mo­wuje celową poli­tykę pro­wa­dzoną przez nazi­stów, w rze­czy­wi­sto­ści jed­nak decy­zja o tym, aby oprócz ochot­ni­ków i ludzi wywie­zio­nych na roboty przy­mu­sowe wyko­rzy­stać rów­nież więź­niów obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych, zapa­dła dość późno, pod koniec wojny, kiedy nie­miecka gospo­darka zma­gała się z poważ­nymi nie­do­bo­rami siły robo­czej. Wła­śnie wtedy, jesie­nią 1944 roku, utwo­rzono nowe podo­bozy. Przy­kła­dowo: pod koniec 1944 roku Gross-Rosen miał ich ponad sto. Umiesz­czono w nich 77 tysięcy ludzi, czyli około 11 pro­cent popu­la­cji całego obozu kon­cen­tra­cyj­nego35. Pra­cu­ją­cych więź­niów trak­to­wano jak zasób tym­cza­sowy: nale­żało wyci­snąć z nich jak naj­wię­cej, zanim umrą. Praca – zwłasz­cza w przy­padku Żydów – sta­no­wiła zale­d­wie krótki epi­zod, zło konieczne36. „Był to śro­dek sto­so­wany w osta­tecz­no­ści dla rato­wa­nia prze­cią­żo­nego prze­my­słu zbro­je­nio­wego, któ­rego upa­dek wyda­wał się nie­uchronny, zwłasz­cza że wszel­kie nadzieje na zwy­cię­stwo kraju pry­sły”, pod­su­mo­wy­wał histo­ryk37. Zda­rzało się, że kie­row­nicy z SS pró­bo­wali „moder­ni­zo­wać” swoje przed­się­bior­stwa, mimo to zawsze zakła­dali, że ich robot­nicy długo nie pożyją i wła­ści­wie nie pró­bo­wali sto­so­wać alter­na­tyw­nych środ­ków zwięk­sza­nia pro­duk­tyw­no­ści, takich jak lep­sze racje żyw­no­ściowe. Mimo to z rela­cji więź­niów podo­bo­zów Gross-Rosen lub Neu­en­gamme wynika, że pano­wały tam znacz­nie lep­sze warunki niż w Auschwitz, w któ­rym prze­by­wali wcze­śniej. Po upadku Trze­ciej Rze­szy wio­sną 1945 roku żydow­scy więź­nio­wie wyko­rzy­sty­wani do pracy nie­wol­ni­czej byli prze­cięt­nie w nieco lep­szej kon­dy­cji niż reszta. Gdyby wojna potrwała dłu­żej, cze­ka­łaby ich nie­uchronna śmierć, ponie­waż jed­nak zostali skie­ro­wani do podo­bo­zów, zdo­łali prze­żyć nazi­stow­ski reżim. Wielu z nich (Żydów i nie-Żydów) docze­kało wyzwo­le­nia daleko od zakła­dów, w któ­rych pra­co­wali, gdyż w ostat­nich dniach Trze­ciej Rze­szy pró­bo­wano prze­rzu­cić ich w inne miej­sca i zmu­szono ich do dłu­gich mar­szów.

Koń­cowe mie­siące ist­nie­nia sys­temu obo­zów są naj­istot­niej­sze, jeśli chcemy zro­zu­mieć histo­rię wyzwo­le­nia. Musimy brać pod uwagę, dla­czego tuż przed upad­kiem nazi­zmu w obo­zach prze­by­wało tak wielu ludzi i dla­czego Żydzi sta­no­wili zna­czący odse­tek więź­niów (co może się wyda­wać para­dok­salne, bo prze­cież nazi­ści mieli obse­sję na punk­cie mor­do­wa­nia osób pocho­dze­nia żydow­skiego). Kiedy poja­wiło się nie­bez­pie­czeń­stwo, że obozy lada dzień zostaną odkryte i oswo­bo­dzone przez alian­tów, ogromną grupę więź­niów wysłano w głąb Nie­miec. Ofiary okre­ślały to póź­niej mia­nem mar­szów śmierci. Ów akt absur­dal­nego bestial­stwa bez wąt­pie­nia sta­nowi część dzie­jów Zagłady. W jego kon­se­kwen­cji na początku 1945 roku w obo­zach domi­no­wali ludzie cho­rzy i umie­ra­jący. Trze­cia Rze­sza, rzecz jasna, nie zamie­rzała udzie­lić im jakiej­kol­wiek pomocy, co spra­wiło, że obozy kon­cen­tra­cyjne de facto zmie­niły cha­rak­ter.Jak stwier­dził pewien histo­ryk, w kwiet­niu 1945 roku Dachau stał się wła­ści­wie obo­zem zagłady38. To samo doty­czyło Bel­sen: jesz­cze w 1943 roku peł­nił on funk­cję obozu tym­cza­so­wego dla „uprzy­wi­le­jo­wa­nych” więź­niów, któ­rych nazi­ści uwa­żali za poten­cjal­nie cenną kartę prze­tar­gową, gdyby doszło do nego­cja­cji z alian­tami, lecz pod sam koniec wojny z powodu braku wody i żyw­no­ści zmie­nił się w obóz śmierci. W marcu 1945 roku zmarło tam 18 tysięcy ludzi39. Admi­ni­stra­cja obo­zów zaczęła się sypać, czego kon­se­kwen­cją było nie­wy­obra­żalne cier­pie­nie. Wsku­tek tego w póź­niej­szym okre­sie naro­dziło się prze­ko­na­nie, że obozy kon­cen­tra­cyjne słu­żyły przede wszyst­kim mor­do­wa­niu Żydów. Nie­zwy­kle istotne było rów­nież to, że Żydzi sta­no­wili istotną część więź­niów wyzwa­la­nych obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych takich jak Dachau, Buchen­wald, Sach­sen­hau­sen czy Ber­gen-Bel­sen – tyle że więk­szość z nich tra­fiła tam krótko przed koń­cem wojny, wcze­śniej zaś prze­by­wali w obo­zach na wscho­dzie, w tym w podobo­zach, w któ­rych wyko­ny­wali pracę nie­wol­ni­czą.

Tak zwane mar­sze śmierci – okre­ślone póź­niej przez histo­ryka mia­nem kon­ty­nu­acji osta­tecz­nego roz­wią­za­nia, tyle że za pomocą innych środ­ków40 – to ostat­nia faza Zagłady, akt okru­cień­stwa, który kosz­to­wał życie ogromną liczbę ludzi. Nazi­ści nie chcieli, żeby więź­nio­wie wpa­dli w ręce wroga, zara­zem zaś nie zamie­rzali orga­ni­zo­wać trans­por­tów, gdyż coraz mniej sprawna infra­struk­tura dro­gowa i kole­jowa musiała słu­żyć przede wszyst­kim żoł­nie­rzom, robot­ni­kom przy­mu­so­wym i nie­miec­kim uchodź­com. 21 lipca 1944 roku dowódca Sicher­he­it­spo­li­zei i SD w Gene­ral­nym Guber­na­tor­stwie wydał nastę­pu­jące zarzą­dze­nie: „Należy za wszelką cenę zapo­biec wyzwo­le­niu więź­niów lub Żydów bądź prze­chwy­ce­niu ich przez Armię Czer­woną i woj­ska zachod­nie”41. Trzy dni póź­niej wyzwo­lono Maj­da­nek. SS zdwo­iła wysiłki i zaczęła pro­wa­dzić ewa­ku­acje przed nadej­ściem alian­tów, co w prak­tyce ozna­czało, że dzie­siątki tysięcy cho­rych, sła­bych, nie­do­ży­wio­nych więź­niów musiały wyru­szyć w nie­znane, i to w środku zimy. Dane budzą grozę: spo­śród 714 tysięcy ludzi, któ­rzy w stycz­niu 1945 roku prze­by­wali w obo­zach, co naj­mniej jedna trze­cia zmarła „pod­czas skraj­nie wyczer­pu­ją­cych mar­szów, w pocią­gach, które tygo­dniami nie mogły dotrzeć do celu, a zwłasz­cza w skraj­nie prze­lud­nio­nych obo­zach doce­lo­wych w tygo­dniach i mie­sią­cach poprze­dza­ją­cych koniec wojny”. Żydzi sta­no­wili zapewne mniej wię­cej połowę ofiar42, zda­rzały się jed­nak mar­sze śmierci, w któ­rych nie szły żadne osoby pocho­dze­nia żydow­skiego, gdyż nie było ich w ewa­ku­owa­nym obo­zie. Jeden z naj­waż­niej­szych histo­ry­ków zaj­mu­ją­cych się tymi wyda­rze­niami pod­kre­śla, że nazi­ści na­dal nie­na­wi­dzili Żydów i na­dal czuli przed nimi lęk, ale ofiary mar­szów śmierci two­rzyły odrębną kate­go­rię. „Łączyło je przede wszyst­kim to, że sta­no­wiły strasz­liwe, pie­kielne zagro­że­nie dla mor­der­ców”43.

Więź­niów zmu­szono do dłu­giej pie­szej wędrówki. Czę­sto wyru­szano w drogę, zanim jesz­cze zapa­dła decy­zja, dokąd się udać, przy czym było oczy­wi­ste, że znaczna część ludzi umrze, nie dotarł­szy do celu. Ter­min „ewa­ku­acja” (Eva­ku­ie­rung) uży­wany przez nazi­stów to eufe­mizm – w isto­cie cho­dziło o eks­ter­mi­na­cję. Takich mar­szów nie da się przed­sta­wić na żad­nej mapie44. Nic dziw­nego, że ofiary były prze­ra­żone. Nie­które zdo­łały uciec i dzięki temu prze­żyły, lecz więk­szość z nich sądziła zapewne, że to już koniec. Zewsząd ota­czała je śmierć. André Gre­ven­rath, wysłany do Sach­sen­hau­sen z powodu dzia­łal­no­ści komu­ni­stycz­nej, pisał w latach sześć­dzie­sią­tych:

Dziwny marsz tysięcy ludzi – nie­któ­rzy z nich spę­dzili ostat­nie lata w nie­wy­obra­żal­nej obo­zo­wej cia­sno­cie, stło­czeni z innymi – szybko spo­wo­do­wał wiele zgo­nów. Część star­szych, sła­bych towa­rzy­szy zmarła już pierw­szego dnia. […] Począt­kowo nie wie­dzie­li­śmy, jaki los spo­tkał towa­rzy­szy, któ­rzy padli wyczer­pani na dro­dze. […] Trze­ciego dnia zoba­czy­li­śmy pierw­sze oznaki tego, co działo się w poprzed­nich mar­szach, idą­cych tą samą trasą: patrzy­li­śmy na porzu­cone trupy, ludzi zabi­tych strza­łem w kark, leżą­cych w gro­bach wyko­pa­nych tuż obok domów i przy­kry­tych naj­wy­żej kil­koma gar­ściami ziemi45.

W wielu rela­cjach opi­sany został moment, w któ­rym ludzie zaczęli się orien­to­wać, że inni uczest­nicy mar­szów są zabi­jani. Moshé Gar­barz, wcze­śniej wię­zień Jawi­scho­witz, podo­bozu Auschwitz, wspo­mi­nał:

Ile­kroć sły­sze­li­śmy strzały, wyda­wało nam się, że to pol­skie pod­zie­mie albo Armia Czer­wona, któ­rej woj­ska były już bli­sko, pró­buje nas wyswo­bo­dzić. Nie przy­szło nam do głowy, że to egze­ku­cje maru­de­rów z Auschwitz. Cza­sami zwal­nia­li­śmy, ale tylko po to, żeby eses­mani mogli poza­bi­jać tych, któ­rzy nie byli w sta­nie iść szyb­ciej, i zabrać trupy z drogi46.

Erika Kounio Ama­ri­glio miała podobne wspo­mnie­nia. „Co jakiś czas sły­sze­li­śmy strzały i odru­chowo przy­spie­sza­li­śmy kroku. Strze­lano do tych na końcu, tych, któ­rzy nie mieli sił i zosta­wali w tyle. Im dłu­żej szli­śmy, tym czę­ściej roz­le­gał się ostry trzask strza­łów”47.

Mar­sze śmierci to nie­zwy­kle zło­żony temat, który stwa­rza histo­ry­kom wiele pro­ble­mów i wymyka się zro­zu­mie­niu48, warto jed­nak pod­kre­ślić kilka kwe­stii. Po pierw­sze, mar­sze śmierci miały cha­rak­ter publiczny: więź­nio­wie szli przez mia­sta, mia­steczka i wsie, sprawcy i ofiary znaj­do­wali się teraz w tej samej prze­strzeni co cywile. Jak to zwięźle ujął pewien histo­ryk, „zabi­ja­nie stało się czę­ścią kra­jo­brazu”49. Po dru­gie, by przy­wo­łać słowa innego bada­cza, mar­sze śmierci sta­no­wiły „długi pro­ces powol­nej i stop­nio­wej eks­ter­mi­na­cji, roz­cią­gnięty w cza­sie na wiele dni i tygo­dni. Mor­dercy i ofiary przez cały czas szli przed sie­bie, jedni obok dru­gich”50. Mimo to przy­wódcy Trze­ciej Rze­szy – na tyle, na ile w ogóle kon­tro­lo­wali sytu­ację w tam­tym okre­sie – naj­wy­raź­niej nie zamie­rzali po pro­stu wybić wszyst­kich więź­niów, gdyż naj­wy­raź­niej sądzili, że część z nich może się jesz­cze do cze­goś przy­dać. Do pew­nego stop­nia życie lub śmierć zale­żały teraz od kaprysu straż­ni­ków, ci zaś byli roz­go­ry­czeni z powodu upadku Rze­szy, do tego bali się, że zostaną zabici przez alian­tów, co nie­wąt­pli­wie miało wpływ na ich postę­po­wa­nie. Nie­przy­ja­ciel wdarł się na teren Nie­miec i posu­wał się naprzód. Wielu straż­ni­ków uwa­żało to za dowód „potęgi żydo­stwa”, przed którą zawsze ostrze­gała nazi­stow­ska pro­pa­ganda. Wszyst­kie te oko­licz­no­ści spra­wiły, że nastał kar­na­wał bru­tal­nej, maso­wej prze­mocy.

Z powodu mar­szów śmierci nie wszy­scy oca­leńcy zostali wyzwo­leni w obo­zach. Część przy­mu­sowo ewa­ku­owa­nych ludzi była tak słaba, że zmarła wkrótce po oswo­bo­dze­niu. Nie­któ­rzy orien­to­wali się, że są wolni, bo straż­nicy nagle gdzieś znik­nęli, zanim jesz­cze poja­wili się alianccy żoł­nie­rze. Cza­sami marsz się zatrzy­my­wał. Straż­nicy ucie­kali, pozo­sta­wia­jąc wycień­czo­nych oca­leń­ców samym sobie. Ernst Born­stein wspo­mi­nał, że on i inni wschod­nio­eu­ro­pej­scy Żydzi trzy­mani w Mühldorf, podo­bo­zie Dachau, zostali stam­tąd wywie­zieni pocią­giem 26 kwiet­nia. W ciągu pół­tora dnia poko­nali około sześć­dzie­się­ciu kilo­me­trów. Następ­nie pociąg sta­nął na bocz­nicy na wschód od Mona­chium.

Naraz zorien­to­wa­li­śmy się, że eses­mani nie pil­nują już naszego wagonu. Wyj­rze­li­śmy, zoba­czy­li­śmy, że sku­pili się wokół komen­danta obozu, który coś im obja­śniał. Kilka minut póź­niej wró­cili, otwo­rzyli drzwi wagonu i powie­dzieli nam, że jeste­śmy wolni51.

Born­stein i jego towa­rzy­sze zaczęli prze­szu­ki­wać pociągi z dosta­wami, liczyli bowiem, że znajdą w nich tro­chę jedze­nia. Potem jed­nak eses­mani wró­cili: Gau­le­iter Paul Gie­sler posta­no­wił cof­nąć wcze­śniej­szą decy­zję i kazał zapę­dzić ich do pociągu. Ruszyli w dal­szą drogę. W Tut­zing, nie­da­leko Starn­ber­ger See, pociąg został zbom­bar­do­wany przez ame­ry­kań­skie samo­loty. Kiedy wresz­cie zja­wili się alianci, zna­leźli w nim mar­twe ciała pięć­dzie­się­ciu czte­rech osób52.

Obozy wyzwo­lone przez zachod­nich alian­tów miały względ­nie nie­wiele wspól­nego z sys­te­ma­tyczną eks­ter­mi­na­cją Żydów. Więk­szość żydow­skich ofiar Holo­cau­stu została roz­strze­lana na tere­nie wschod­niej Pol­ski i zachod­niego Związku Sowiec­kiego (czyli na obsza­rze kra­jów bał­tyc­kich, Bia­ło­rusi, Ukra­iny i zachod­niej Rosji), zgi­nęła w get­tach w oku­po­wa­nej Pol­sce i w obo­zach zagłady. Naj­waż­niej­sze obozy zagłady – Chełmno oraz Beł­żec, Sobi­bór i Tre­blinkę, utwo­rzone w ramach akcji „Rein­hardt” – zli­kwi­do­wano na długo przed koń­cem wojny. Dwa inne, czyli Maj­da­nek i Auschwitz, zostały wyzwo­lone przez Armię Czer­woną. Były wów­czas nie­mal zupeł­nie puste. Zaraz po woj­nie zachodni alianci nie­wiele mówili na temat Holo­cau­stu. Po pierw­sze, ter­min ten jesz­cze nie ist­niał. Po dru­gie, co waż­niej­sze, obozy, które wyzwa­lali, nie nale­żały do naj­waż­niej­szych ośrod­ków Zagłady, a Żydzi sta­no­wili nie­całą jedną trze­cią oca­leń­ców – oprócz nich było jesz­cze mnó­stwo Pola­ków nie­ma­ją­cych żydow­skiego pocho­dze­nia oraz sowiec­kich jeń­ców. Wyzwo­lono też miliony robot­ni­ków przy­mu­so­wych. W cha­osie, który wów­czas pano­wał, nie­ła­two było się poła­pać w róż­nych kate­go­riach ludzi wywo­żo­nych do Rze­szy lub na oku­po­wane przez nią tereny.

Kiedy pró­bu­jemy zro­zu­mieć reak­cje alian­tów – żoł­nie­rzy, leka­rzy i pie­lę­gnia­rek, repor­te­rów i foto­gra­fów – na to, co zoba­czyli w Dachau, Buchen­wal­dzie i Bel­sen, trzeba brać pod uwagę, że pier­wot­nie żaden z nich nie miał peł­nić funk­cji obozu zagłady i że oprócz Żydów w momen­cie wyzwo­le­nia prze­by­wało w nich rów­nież wiele innych osób, na przy­kład więź­nio­wie poli­tyczni i robot­nicy przy­mu­sowi zwie­zieni z nie­mal wszyst­kich kra­jów Europy. Twier­dzono nawet, że po wyzwo­le­niu alianc­kie wła­dze woj­skowe posta­no­wiły w dal­szym ciągu prze­trzy­my­wać ich w obo­zach ze względu na awan­tur­nic­two osa­dzo­nych – doty­czyło to zwłasz­cza sowiec­kich robot­ni­ków przy­mu­so­wych – a także z obawy, że zapra­gną oni wziąć odwet na nie­miec­kich cywi­lach53. Ale, jak się nie­długo prze­ko­namy, żydow­scy więź­nio­wie szybko oka­zali się szcze­gólną kate­go­rią, podob­nie jak więź­nio­wie z tery­to­riów kon­tro­lo­wa­nych przez ZSRS, na przy­kład Bał­to­wie lub Ukra­ińcy. Powód był pro­sty: ogromna więk­szość ludzi wyzwo­lo­nych przez alian­tów względ­nie szybko wró­ciła do domów. Tym­cza­sem Bał­to­wie i Ukra­ińcy nie chcieli żyć pod rzą­dami Sowie­tów, a więk­szość Żydów naj­zwy­czaj­niej w świe­cie nie miała do czego wra­cać.

Dodat­kową kom­pli­ka­cję sta­no­wił fakt, że po wyzwo­le­niu w Euro­pie Wschod­niej nastała komu­ni­styczna dyk­ta­tura. Zachód nie ufał infor­ma­cjom pocho­dzą­cym z kra­jów prze­ję­tych przez komu­ni­stów, z kolei w Euro­pie Wschod­niej nie wolno było kwe­stio­no­wać odgór­nie narzu­co­nej nar­ra­cji na temat wyzwo­le­nia. Sta­no­wiła ona jeden z fun­da­men­tów nowej wła­dzy i gło­siła, że komu­ni­ści poko­nali faszy­stów i przy­nie­śli ludziom wol­ność. Zdys­kre­dy­to­wano ją dopiero po zakoń­cze­niu zim­nej wojny, przy oka­zji jed­nak wylano dziecko z kąpielą i zaczęto lek­ce­wa­żyć fakt, że Armia Czer­wona naprawdę uczest­ni­czyła w wyzwa­la­niu obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych i naprawdę przy­czy­niła się do upadku faszy­zmu. Komu­nizm z pew­no­ścią zasłu­gi­wał na potę­pie­nie, szkoda jed­nak, że dopro­wa­dziło to rów­nież do wyma­zy­wa­nia pew­nych fak­tów histo­rycz­nych. Dziś musimy zatem opo­wie­dzieć histo­rię końca Holo­cau­stu, uwzględ­nia­jąc rolę Armii Czer­wo­nej, wbrew post­ko­mu­ni­stycz­nemu nacjo­na­li­zmowi, który rolę tę umniej­szał lub igno­ro­wał, a zara­zem wbrew komu­ni­stycz­nej pro­pa­gan­dzie, która przy­pi­sy­wała Sowie­tom zde­cy­do­wa­nie zbyt wiel­kie zasługi, by w ten spo­sób legi­ty­mi­zo­wać ich wła­dzę.

Kolejny pro­blem doty­czy sta­ty­styk. Wszyst­kie dane licz­bowe na temat oca­leń­ców z Zagłady należy uwa­żać za przy­bli­żone. Histo­rycy ni­gdy nie zdo­łają usta­lić ze stu­pro­cen­tową pew­no­ścią, ilu ludzi oswo­bo­dzono w 1944 i 1945 roku, ilu zmarło w następ­nych dniach, tygo­dniach i mie­sią­cach, ilu wschod­nio­eu­ro­pej­skich Żydów ucie­ka­ją­cych z Europy Środ­ko­wej i Wschod­niej tra­fiło póź­niej do obo­zów dla dipi­sów. Tak czy ina­czej, sza­cuje się, że wśród oca­leń­ców z obo­zów wyzwo­lo­nych w 1945 roku było około 90 tysięcy Żydów, co odpo­wiada nie­spełna jed­nej trze­ciej liczby wyzwo­lo­nych więź­niów. Znaczna część wyzwo­lo­nych Żydów zmarła po kilku tygo­dniach. Prze­żyło około 60–70 tysięcy. Tyle samo prze­trwało wojnę w obo­zach pracy przy­mu­so­wej. Roku 1945 zdo­łało też dożyć 250 tysięcy z około 400 tysięcy Żydów, któ­rzy ucie­kli do Związku Sowiec­kiego i osta­tecz­nie w więk­szo­ści tra­fili do Azji Środ­ko­wej. Więk­szość z nich wró­ciła do Pol­ski, gdy Sowieci im na to pozwo­lili, lecz nie zagrzali tam miej­sca54. W latach 1945–1948 około 250–330 tysięcy Żydów prze­wi­nęło się przez obozy dipi­sow­skie w stre­fach oku­pa­cyj­nych w Niem­czech, ame­ry­kań­skiej i bry­tyj­skiej. Wła­śnie dla­tego, począw­szy od jesieni 1945 roku, oca­leńcy z obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych zaczęli sta­no­wić mniej­szość w gru­pie żydow­skich dipi­sów. Domi­no­wali teraz Żydzi z Europy Wschod­niej, któ­rzy w 1945 roku nie prze­by­wali w nie­miec­kich obo­zach, a kon­kret­nie Żydzi, któ­rzy prze­trwali, bo ukry­wali się przez całą wojnę, bo dołą­czyli do grup par­ty­zanc­kich lub wró­cili z wygna­nia w ZSRS. Yitz­chok Per­lov, autor książki wspo­mnie­nio­wej o latach, które spę­dził na wywózce w Związku Sowiec­kim, koń­czy ją opi­sem tego, co zastał po powro­cie do Pol­ski: „Zie­mia zbru­kana, tor­tu­ro­wana, prze­siąk­nięta krwią…”55. Nic dziw­nego, że on i jemu podobni posta­no­wili ruszyć w dal­szą drogę. Atina Gros­smann przy­po­mina, że Żydzi wra­ca­jący z ZSRS sta­no­wili „jedyną grupę wschod­nio­eu­ro­pej­skich Żydów, któ­rzy prze­by­wali w obo­zach dla dipi­sów razem z całymi rodzi­nami, w tym z małymi dziećmi”56.

Przy­to­czone powy­żej liczby należy osa­dzić w sto­sow­nym kon­tek­ście. Zaraz po woj­nie w Euro­pie było około 20 milio­nów ludzi, któ­rzy musieli opu­ścić swoje domy, w tym 12 milio­nów rdzen­nych Niem­ców wysie­dlo­nych z ziem znaj­du­ją­cych się na wschód od gra­nicy z 1937 roku i około 7 milio­nów dipi­sów. Alianci od dawna spo­dzie­wali się, że będą musieli się zmie­rzyć z tym wyzwa­niem. 9 listo­pada 1943 roku utwo­rzono Admi­ni­stra­cję Naro­dów Zjed­no­czo­nych do spraw Pomocy i Odbu­dowy (Uni­ted Nations Relief and Reha­bi­li­ta­tion Admi­ni­stra­tion, UNRRA), która miała „pla­no­wać, koor­dy­no­wać, zarzą­dzać lub admi­ni­stro­wać pomocą dla ofiar wojny na tere­nach kon­tro­lo­wa­nych przez któ­ry­kol­wiek z Naro­dów Zjed­no­czo­nych, ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem dostar­cza­nia żyw­no­ści, paliwa i odzieży, zapew­nia­nia schro­nie­nia i zaspo­ka­ja­nia wszel­kich pod­sta­wo­wych potrzeb, zwłasz­cza medycz­nych”57. Do innych zadań UNRRA nale­żało poma­ga­nie ludziom w powro­tach do domów. Wcze­śniej umiesz­czano ich w obo­zach – nie­kiedy skraj­nie pro­wi­zo­rycz­nych – co trak­to­wano jako roz­wią­za­nie tym­cza­sowe. Aby uspraw­nić pro­ce­dury nie­zbędne do orga­ni­za­cji powro­tów, wpro­wa­dzono roz­róż­nie­nie mię­dzy dipi­sami a uchodź­cami. Do pierw­szej kate­go­rii zali­czono „ludzi, któ­rzy z powodu sytu­acji wojen­nej zna­leźli się poza gra­ni­cami wła­snego kraju i: 1) albo pra­gną wró­cić do sie­bie lub zna­leźć sobie nowy dom, ale potrze­bują pomocy; 2) albo należy ode­słać ich na tery­to­rium nie­przy­ja­ciela lub byłego nie­przy­ja­ciela”. Z kolei sta­tus uchodź­ców przy­padł ludziom, któ­rzy znaj­do­wali się na tere­nie wła­snego kraju58. W obu przy­pad­kach zakła­dano – błęd­nie – że wszy­scy mają dokąd wra­cać.

Jeśli chcemy oce­niać osią­gnię­cia UNRRA, musimy pamię­tać, że repa­tria­cja dipi­sów sta­no­wiła zale­d­wie jeden z ele­men­tów jej misji, a dostar­cza­nie żyw­no­ści i zapew­nia­nie pomocy medycz­nej na kon­ty­nen­cie spu­sto­szo­nym przez wojnę oka­zało się nie­praw­do­po­dob­nie trud­nym wyzwa­niem. Do wrze­śnia 1945 roku UNRRA i alianci zdo­łali prze­pro­wa­dzić repa­tria­cję 5,8 miliona dipi­sów, co nazwano „nie­mal cudem logi­styki”59, mimo to na początku 1946 roku w obo­zach na­dal prze­by­wało około miliona ludzi „nie­na­da­ją­cych się do repa­tria­cji”. Połowę tej grupy sta­no­wili Polacy nie­ży­dow­skiego pocho­dze­nia, Ukra­ińcy i Bał­to­wie, któ­rzy nie chcieli wra­cać do swo­ich kra­jów, kon­tro­lo­wa­nych teraz przez komu­ni­stów. Długo roz­trzą­sano, czy oby­wa­tele Związku Sowiec­kiego powinni pod­le­gać przy­mu­so­wej repa­tria­cji. Osta­tecz­nie spory te dopro­wa­dziły do roz­wią­za­nia UNRRA i powo­ła­nia na jej miej­sce Mię­dzy­na­ro­do­wej Orga­ni­za­cji Uchodź­ców (Inter­na­tio­nal Refu­gee Orga­ni­za­tion, IRO), zarzą­dza­nej przede wszyst­kim przez Ame­ry­ka­nów60. Co prawda w paź­dzier­niku 1944 roku Ame­ry­ka­nie i Bry­tyj­czycy pod­pi­sali poro­zu­mie­nie z ZSRS i zobo­wią­zali się, że po woj­nie wszy­scy jego oby­wa­tele zostaną tam repa­trio­wani (zobo­wią­za­nie to zostało dodat­kowo potwier­dzone w Jał­cie w lutym 1945 roku), osta­tecz­nie jed­nak zmie­nili zda­nie i posta­no­wili przy­chy­lić się do próśb dipi­sów, któ­rzy nie chcieli wra­cać61. W rezul­ta­cie tym­cza­sowe obozy na­dal funk­cjo­no­wały i wyglą­dało na to, że stan ten potrwa cał­kiem długo. Zaczęły w nich powsta­wać szkoły, żłobki, przy­chod­nie, ruszyły kursy kształ­ce­nia zawo­do­wego. Mal­colm Pro­ud­foot, który w imie­niu Armii Sta­nów Zjed­no­czo­nych nad­zo­ro­wał pomoc dla uchodź­ców, okre­ślił to mia­nem „fazy zastoju”62. W Niem­czech, gdzie znaj­do­wała się więk­szość obo­zów, pano­wały fatalne warunki: mia­sta leżały w gru­zach, bra­ko­wało pod­sta­wo­wej infra­struk­tury, wystę­po­wały nie­do­bory żyw­no­ści, sze­rzyły się cho­roby. Wszyst­kie te pro­blemy przy­bie­rały na sile z powodu maso­wych migra­cji wewnętrz­nych. Dzia­ła­nia pomo­cowe pro­wa­dzone w obo­zach dla dipi­sów czę­sto kry­ty­ko­wano i przed­sta­wiano jako nie­wy­star­cza­jące (wró­cimy do tej kwe­stii), należy jed­nak brać pod uwagę kon­tekst. Zde­wa­sto­wany kraj, dzie­dzic­two nazi­stow­skiej ide­olo­gii, wsku­tek któ­rego miesz­kańcy nie­uf­nie odno­sili się do alianc­kich oku­pan­tów… „Utrzy­ma­nie byłych wro­gów przy życiu stało się dla nowych władz ogrom­nym wyzwa­niem”, stwier­dzał pewien histo­ryk63. Pro­ud­foot bez cie­nia iro­nii pisał: „Na tle warun­ków panu­ją­cych w Niem­czech i w nie­któ­rych kra­jach Europy Wschod­niej sytu­acja bytowa dipi­sów przed­sta­wiała się cał­kiem dobrze”64.

W ciągu kilku tygo­dni po wyzwo­le­niu prze­ciętny nie­ży­dow­ski oca­le­niec mógł z reguły wró­cić do domu. Więk­szość tak wła­śnie postą­piła, podob­nie jak Żydzi z Europy Zachod­niej. Pozo­stali dzie­lili się na dwie grupy. Pierw­szą sta­no­wili ludzie, któ­rzy odma­wiali powrotu do ojczy­stych kra­jów, czyli miesz­kańcy Europy Wschod­niej wrogo nasta­wieni do nowych, komu­ni­stycz­nych władz oraz oby­wa­tele ZSRS (głów­nie Ukra­ińcy). Dekla­ro­wali oni, że oba­wiają się prze­śla­do­wań poli­tycz­nych. Już w 1946 roku tego typu obawy były trak­to­wane bar­dzo poważ­nie65. Drugą grupę sta­no­wili Żydzi, któ­rzy – jak uznały wła­dze – nie nada­wali się do repa­tria­cji, gdyż w ojczy­stych kra­jach mogliby paść ofiarą anty­se­mic­kiej prze­mocy.

Z bie­giem czasu Żydzi sta­wali się coraz istot­niej­szą kate­go­rią dipi­sów. Do obo­zów, zwłasz­cza na tere­nie ame­ry­kań­skiej strefy oku­pa­cyj­nej, przy­by­wali masowo wschod­nio­eu­ro­pej­scy Żydzi ucie­ka­jący ze swo­ich ojczyzn, przede wszyst­kim z Pol­ski. For­mal­nie nie byli dipi­sami, gdyż pod koniec wojny nie prze­by­wali na tere­nie Nie­miec, mimo to Ame­ry­ka­nie posta­no­wili przy­mknąć na to oko. Bry­tyj­czycy wyka­zali się mniej­szą ela­stycz­no­ścią, ale rów­nież zga­dzali się przyj­mo­wać żydow­skich uchodź­ców w obo­zach dla dipi­sów – zwłasz­cza w Bel­sen. Żydow­scy oca­leńcy z Holo­cau­stu sta­no­wili nie­spełna jedną dzie­siątą dipi­sów nie­na­da­ją­cych się do repa­tria­cji. Co wię­cej, jak prze­ko­namy się w dal­szej czę­ści książki, jesie­nią 1945 roku ludzie wyzwo­leni z nazi­stow­skich obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych sta­no­wili mniej niż połowę tej grupy.

Książka ta sku­pia się na Żydach, na ich szcze­gól­nych doświad­cze­niach pod­czas wojny i po jej zakoń­cze­niu, które odróż­niały ich od reszty dipi­sów. W kwiet­niu 1945 roku filo­zofka Han­nah Arendt traf­nie zauwa­żyła, że bez­pań­stwo­wość będzie sta­no­wiła jedną z naj­waż­niej­szych cech powo­jen­nego świata. „Warto, aby­śmy powie­dzieli sobie, że dla 30–40 milio­nów wygnań­ców koniec wojny w Euro­pie nie będzie ozna­czał natych­mia­sto­wego powrotu do domów i że tylko nie­znaczny odse­tek uchodź­ców, bez­pań­stwow­ców i emi­gran­tów znów sta­nie się zwy­kłymi oby­wa­te­lami”. Arendt szła zresztą dalej. „Znaczna część – w tym ludzie, któ­rzy od dzie­się­cio­leci miesz­kali poza gra­ni­cami ojczy­zny – będzie postrze­gała repa­tria­cję jako przy­mu­sową wywózkę. Skoro tak, będą dążyli do zyska­nia sta­tusu bez­pań­stwow­ców”66. Fak­tycz­nie, pewna grupa dipi­sów – mniej­szość, ale bar­dzo zna­cząca – odmó­wiła „powrotu”. Zgod­nie z prze­po­wied­niami Arendt w obo­zach został „ostatni milion”67, mię­dzy innymi Żydzi, któ­rzy z punktu widze­nia władz alianc­kich sta­no­wili szcze­gólny pro­blem, gdyż mie­rzyli się z wyjąt­kowo ciężką traumą, nie mieli dokąd wra­cać, stra­cili rodziny, a także nadzieję. Wyzwo­li­ciele odno­sili się do nich podejrz­li­wie, czę­sto nie rozu­mieli ich doświad­czeń, uwa­żali ich za ludzi pry­mi­tyw­nych, rosz­cze­nio­wych, brud­nych, nie­przy­zwy­cza­jo­nych do prze­strze­ga­nia zasad higieny. Dipisi i alianci musieli pro­wa­dzić nego­cja­cje. Uczyli się róż­nych rze­czy o sobie nawza­jem. Wła­śnie na tych kwe­stiach skupi się moja książka.

UNRRA, jako się rze­kło, została roz­wią­zana w czerwcu 1947 roku, zastą­piła ją IRO. Jej zada­niem było zna­le­zie­nie nowych domów dla uchodź­ców, któ­rych nie dało się repa­trio­wać do ich ojczy­stych kra­jów. W 1951 roku na miej­sce IRO utwo­rzono urząd Wyso­kiego Komi­sa­rza Naro­dów Zjed­no­czo­nych do spraw Uchodź­ców. Sytu­acja wyglą­dała wów­czas ina­czej niż zaraz po zakoń­cze­niu wojny, kiedy potrzeba było przede wszyst­kim doraź­nych dzia­łań. Zara­zem ONZ nie­ustan­nie napo­ty­kała trud­no­ści bio­rące się stąd, że Zachód i Wschód zostały prze­dzie­lone żela­zną kur­tyną. W tam­tym okre­sie grupę dipi­sów two­rzyli przede wszyst­kim ludzie, któ­rzy odmó­wili powrotu do ojczy­zny lub – co doty­czyło głów­nie Żydów – cze­kali na szansę zamiesz­ka­nia w kon­kret­nym, wybra­nym kraju. UNRRA mogła się pochwa­lić wie­loma osią­gnię­ciami, ale jej dzia­ła­nia na rzecz żydow­skich oca­leń­ców pozo­sta­wiały sporo do życze­nia. Po pierw­sze, orga­ni­za­cja kate­go­ry­zo­wała dipi­sów wedle oby­wa­tel­stwa i wtó­ru­jąc ame­ry­kań­skim oraz bry­tyj­skim wła­dzom oku­pa­cyj­nym, sta­now­czo sprze­ci­wiała się postu­la­towi, aby Żydzi byli kwa­li­fi­ko­wani osobno ze względu na ich wyjąt­kowe doświad­cze­nia pod­czas wojny. Po dru­gie, zarówno UNRRA, jak i bry­tyj­skie oraz ame­ry­kań­skie wła­dze woj­skowe uwa­żały, że nie należy two­rzyć osob­nych obo­zów dla Żydów. Po trze­cie, per­so­nel admi­ni­stra­cyjny UNRRA iry­to­wał się, że żydow­scy oca­leńcy nie­ustan­nie wędrują z jed­nego obozu do dru­giego w poszu­ki­wa­niu krew­nych lub przy­ja­ciół. Po czwarte wresz­cie, aż do póź­nego lata 1945 roku pozo­sta­wał głu­chy na sta­now­cze sprze­ciwy Żydów, któ­rzy nie chcieli dzie­lić obo­zów z nazi­stow­skimi kola­bo­ran­tami (np. Węgrami lub Ukra­iń­cami). Żydzi zaś utknęli w mar­twym punk­cie. Zna­le­zie­nie dla nich nowego miej­sca na ziemi prze­ra­stało moż­li­wo­ści UNRRA. Do tego żydow­skie orga­ni­za­cje pomo­cowe dość późno roz­po­częły dzia­łal­ność na tere­nie Nie­miec, a kiedy już to nastą­piło, oka­zało się, że będą zapew­niały głów­nie wspar­cie mate­rialne i żyw­ność, zasad­ni­czo jed­nak nie pomogą w prze­sie­dle­niach68. Nie­które obozy dla dipi­sów urzą­dzono w daw­nych obo­zach nazi­stow­skich (za przy­kład może posłu­żyć Lands­berg), inne w kosza­rach woj­sko­wych, obo­zach pracy lub szpi­ta­lach. Cza­sami zamiast o obo­zach nale­ża­łoby wła­ści­wie mówić o ośrod­kach. W bry­tyj­skiej stre­fie oku­pa­cyj­nej dipi­sów czę­sto loko­wano w sąsia­du­ją­cych ze sobą domach wie­lo­ro­dzin­nych.

Obozy czy też ośrodki dla żydow­skich dipi­sów powsta­wały wyłącz­nie w stre­fach oku­pa­cyj­nych zachod­nich alian­tów. Roz­ra­stały się z powodu napływu wschod­nio­eu­ro­pej­skich Żydów, któ­rzy prze­żyli wojnę w Związku Sowiec­kim. W sowiec­kiej stre­fie oku­pa­cyj­nej (czyli w póź­niej­szym NRD) było około sied­miu tysięcy Żydów, wszy­scy jed­nak wró­cili do miast, w któ­rych daw­niej miesz­kali69. Do byłych obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych – okre­śla­nych przez komu­ni­stów mia­nem obo­zów spe­cjal­nych – zaczęli nato­miast tra­fiać więź­nio­wie poli­tyczni. Zgod­nie z pla­nami alian­tów potwier­dzo­nymi na kon­fe­ren­cji w Pocz­da­mie 2 sierp­nia 1945 roku Sowieci (podob­nie jak Bry­tyj­czycy i Ame­ry­ka­nie) inter­no­wali funk­cjo­na­riu­szy reżimu nazi­stow­skiego. Wyko­rzy­stano w tym celu dzie­sięć obo­zów spe­cjal­nych. Dzia­łały do 1950 roku: nale­żały do nich Sach­sen­hau­sen (Obóz Spe­cjalny nr 2) oraz Buchen­wald (Obóz Spe­cjalny nr 7). Buchen­wald został wpraw­dzie wyzwo­lony przez Ame­ry­ka­nów, ale póź­niej zna­lazł się w sowiec­kiej stre­fie oku­pa­cyj­nej i dla­tego od sierp­nia 1945 roku zarzą­dzali nim Sowieci. Według danych prze­ka­za­nych w 1990 roku przez Sowie­tów mini­strowi spraw wewnętrz­nych RFN Pete­rowi-Micha­elowi Die­ste­lowi w obo­zach spe­cjal­nych prze­by­wało 122 671 Niem­ców, z czego 42 889 zmarło, a kolej­nych 756 ska­zano na śmierć i stra­cono. Mniej wię­cej tyle samo osób inter­no­wano w stre­fach ame­ry­kań­skiej i bry­tyj­skiej, ale odse­tek zgo­nów w stre­fie sowiec­kiej (wyno­szący 35 pro­cent) oka­zał się znacz­nie wyż­szy, mimo że w obo­zach zarzą­dza­nych przez zachod­nich alian­tów pano­wały trudne warunki70. Kiedy w 1985 roku otwarto wystawę na temat obozu w Buchen­wal­dzie, wła­dze NRD posta­no­wiły prze­mil­czeć fakt, że rok wcze­śniej odkryto tam masowe groby, a w nich ciała 6–13 tysięcy inter­no­wa­nych71. W zachod­nich stre­fach oku­pa­cyj­nych nazi­ści, w tym dawni straż­nicy w obo­zach kon­cen­tra­cyj­nych i osoby podej­rzane o popeł­nia­nie zbrodni wojen­nych, tra­fiali mię­dzy innymi do byłych obo­zów w Dachau, Neu­en­gamme, Flossenbürgu i Ester­wege. Nie roz­piesz­czano ich, ale z pew­no­ścią mogli liczyć na lep­sze trak­to­wa­nie niż w sowiec­kich obo­zach spe­cjal­nych, te ostat­nie sta­no­wiły bowiem jedno z narzę­dzi wyko­rzy­sty­wa­nych przez komu­ni­stów do budowy nowego spo­łe­czeń­stwa, czyli „anty­fa­szy­stow­skiej demo­kra­cji”, która miała się naro­dzić dzięki znisz­cze­niu bur­żu­azji72. Na początku lat pięć­dzie­sią­tych obozy spe­cjalne stały się nie­po­trzebne. Nie było w nich już pra­wie dipi­sów ani Niem­ców, więc zostały opróż­nione: pozwa­lano, by popa­dły w ruinę, albo zaczęto urzą­dzać w nich muzea73.

Alianci się­gali po różne środki, aby wyple­nić nazizm. Skala i cha­rak­ter pro­ce­sów dena­zy­fi­ka­cji zmie­niały się z bie­giem czasu, były też różne w róż­nych stre­fach oku­pa­cyj­nych, zasad­ni­czo jed­nak zaraz po woj­nie naj­waż­niej­szą rolę odgry­wało zmu­sza­nie nazi­stów i zwy­kłych oby­wa­teli do skon­fron­to­wa­nia się ze zbrod­niami Trze­ciej Rze­szy. Żoł­nie­rzom i cywi­lom poka­zy­wano kro­niki fil­mowe doku­men­tu­jące skutki Zagłady, urzęd­nicy, byli człon­ko­wie par­tii nazi­stow­skiej i inne ważne osoby uczest­ni­czyli w obo­wiąz­ko­wych wizy­tach w obo­zach. Trudno powie­dzieć, co myśleli o wyzwo­le­niu – acz­kol­wiek dzien­ni­karz I.F. Stone oce­niał, że Niemcy, „zarówno ci słu­żal­czy, jak i ci mar­kotni, nie spra­wiają […] wra­że­nia ludzi, któ­rzy prze­szli prze­mianę”74 – dys­po­nu­jemy jed­nak wie­dzą na temat ich inte­rak­cji z oca­leń­cami z wyzwo­lo­nych obo­zów, zwłasz­cza w okre­sie, gdy obozy dipi­sow­skie nabrały per­ma­nent­nego cha­rak­teru.

Nie­mieccy cywile, bez względu na to, jak odno­sili się do ide­olo­gii nazi­stow­skiej – która, rzecz jasna, nie znik­nęła z dnia na dzień – szu­kali w obo­zach dla dipi­sów oka­zji do han­dlu, pracy, cza­sem rów­nież seksu. Istotną rolę odgry­wały tu anty­se­mic­kie ste­reo­typy: pano­wało prze­ko­na­nie, że Żydzi mają lep­szy dostęp do żyw­no­ści ze względu na swoje rze­kome mię­dzy­na­ro­dowe konek­sje i że warto robić z nimi inte­resy. Wszystko to nie­wąt­pli­wie sty­mu­lo­wało kon­takty mię­dzy lud­no­ścią cywilną a dipi­sami, zara­zem jed­nak pod wpły­wem ste­reo­ty­pów rodziły się także resen­ty­menty i poczu­cie upo­ko­rze­nia: gniew i gorycz spo­wo­do­wane klę­ską Nie­miec, skom­pli­ko­wane emo­cje zwią­zane ze współ­od­po­wie­dzial­no­ścią za zbrod­nie i okropne warunki życiowe panu­jące po woj­nie skut­ko­wały postrze­ga­niem żydow­skich dipi­sów jako zło­czyń­ców – zwłasz­cza że wielu Niem­ców zazdro­ściło im wspar­cia otrzy­my­wa­nego od mię­dzynarodowych orga­ni­za­cji dobro­czyn­nych. W rezul­ta­cie „coraz wię­cej ludzi zaczy­nało sta­wiać znak rów­no­ści mię­dzy Auschwitz i bom­bar­do­wa­niem Dre­zna oraz mię­dzy prze­śla­do­wa­niami Żydów a wysie­dle­niami Niem­ców ze wschodu”75. Nie­któ­rzy „uci­szali sumie­nia, wma­wia­jąc sobie, że Żydzi byli przy­naj­mniej czę­ściowo odpo­wie­dzialni za to, co ich spo­tkało”. Sku­piano się na cier­pie­niach lud­no­ści nie­miec­kiej: na wspo­mnia­nym bom­bar­do­wa­niu Dre­zna, na maso­wych gwał­tach doko­ny­wa­nych przez żoł­nie­rzy Armii Czer­wo­nej, na wysie­dle­niach, na losie jeń­ców prze­trzy­my­wa­nych w sowiec­kich obo­zach76. Tak czy ina­czej, okres inte­rak­cji mię­dzy Niem­cami a żydow­skimi dipi­sami trwał krótko, gdyż do początku lat pięć­dzie­sią­tych więk­szość dipi­sów roz­je­chała się po świe­cie. Pozo­stali tylko nie­mieccy Żydzi, któ­rzy pró­bo­wali odbu­do­wać swoją spo­łecz­ność, jak rów­nież tak zwane trudne przy­padki, czyli ludzie, któ­rych nie dało się ni­gdzie relo­ko­wać. Oby­dwie grupy były bar­dzo nie­liczne. Co do pozo­sta­łych Żydów, zarówno oni, jak i Niemcy od początku zgod­nie uwa­żali wyjazd za naj­lep­sze roz­wią­za­nie77.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Wil­zig w: B. Cham­ber­lin, M. Feld­man (red.), The Libe­ra­tion of the Nazi Con­cen­tra­tion Camps: Eyewit­ness Acco­unts of the Libe­ra­tors, Washing­ton: Uni­ted Sta­tes Holo­caust Memo­rial Coun­cil 1987, s. 157; M. Rad­nóti, Peace, Hor­ror, w: M. Rad­nóti, For­ced March: Selec­ted Poems, przeł. G. Gömöri, C. Wil­mer, Lon­don: Eni­thar­mon Press 2010, s. 32. [wróć]

F. Knol­ler, J. Lan­daw, Living with the Enemy: My Secret Life on the Run from the Nazis, Lon­don: Metro Publi­shing 2005, s. 209. [wróć]

H. Rosen­saft, Yester­day: My Story, New York: Yad Vashem 2005, s. 51–52. Nieco inna wer­sja tych słów – zob. Z. Rosen­saft, Ber­gen-Bel­sen: The End and the Begin­ning, w: Uni­ted Sta­tes Holo­caust Memo­rial Museum, Chil­dren and the Holo­caust, Washing­ton: Uni­ted Sta­tes Holo­caust Memo­rial Museum 2004, s. 119. Wer­sja nie­miecka: V. Buser, Überleben von Kin­dern und Jugen­dli­chen in den Kon­zen­tra­tion­sla­gern Sach­sen­hau­sen, Auschwitz und Ber­gen-Bel­sen, Ber­lin: Metro­pol 2011, s. 265–266. [wróć]

Powstały dwie publi­ka­cje o cha­rak­te­rze prze­kro­jo­wym: R.H. Abzug, Inside the Vicious Heart: Ame­ri­cans and the Libe­ra­tion of Nazi Con­cen­tra­tion Camps, New York: Oxford Uni­ver­sity Press 1985; J. Bridg­man, The End of the Holo­caust: The Libe­ra­tion of the Camps, Por­t­land: Are­opa­gi­tica Press 1990. Oby­dwie są już prze­sta­rzałe i pod pew­nymi wzglę­dami wadliwe, acz­kol­wiek do pew­nego stop­nia uży­teczne. Ist­nieje też wiele prac szcze­gó­ło­wych, wciąż jed­nak nie uważa się ich za część lite­ra­tury poświę­co­nej Zagła­dzie. Ofi­cjal­nie histo­ria Holo­cau­stu koń­czy się w maju 1945 roku. [wróć]

J. Sack, Dawn after Dachau, New York: Shen­gold Publi­shers 1990, s. 28. [wróć]

L.L. Lan­ger, Świa­dec­twa Zagłady. W rumo­wi­sku pamięci, przeł. M. Szu­ster, War­szawa: Żydow­ski Insty­tut Histo­ryczny 2015, s. 79. Dla oca­leń­ców Zagłada ni­gdy nie była zamknię­tym tema­tem. Czuli przy­mus opo­wia­da­nia swo­ich histo­rii raz po raz. Wię­cej na ten temat zob. R. Eagle­stone, The Holo­caust and the Post­mo­dern, Oxford: Oxford Uni­ver­sity Press 2004, s. 64–67. [wróć]

M. Hoch­berg-Mariań­ska, N. Grüss (red.), Dzieci oskar­żają, Kra­ków, Łódź, War­szawa: Cen­tralna Żydow­ska Komi­sja Histo­ryczna w Pol­sce 1947, s. 43. [wróć]

Ber­nard War­sa­ger, wywiad udzie­lony Davi­dowi Bode­rowi, 1 wrze­śnia 1946, trans­kryp­cja: http://voices.iit.edu/inte­rview?doc=war­sa­gerB&display=war­sa­gerB_en. Na tej stro­nie dostępny jest też ory­gi­nalny tekst wywiadu po nie­miecku. Skrót rela­cji War­sa­gera (bez pytań Bodera) zob. D.L. Nie­wyk, Fresh Wounds: Early Nar­ra­ti­ves of Holo­caust Survi­val, Cha­pel Hill: Uni­ver­sity of North Caro­lina Press 1998, s. 79. [wróć]

Z. Jose­phs, Survi­vors: Jewish Refu­gees in Bir­ming­ham 1933–1945, War­ley: Meri­dian Books 1988, s. 178. [wróć]

C. Lan­zmann, Shoah, przeł. M. Bień­czyk, Kosza­lin: Ofi­cyna Wydaw­ni­cza Novex 1993, s. 218; S. Rotem, Wspo­mnie­nia powstańca z war­szaw­skiego getta, War­szawa: Veda 2012, s. 89. Dzię­kuję Annie Smo­lar­skiej za zwró­ce­nie mojej uwagi na temat samot­no­ści. [wróć]

Rabin Baruch G. w: J.M. Gre­ene, S. Kumar (red.), Wit­ness: Voices from the Holo­caust, New York: The Free Press 2000, s. 214–215. [wróć]

Leon Bass, USC Visual History Archive: http://vha.usc.edu/vie­wing­Page.aspx?testi­mo­nyID=47936&retur­nIn­dex=0. [wróć]

Uni­ted Sta­tes. Army. Infan­try Divi­sion, 71st., The Seventy-First Came… to Gun­skir­chen Lager, Augs­burg 1945. [wróć]

L. Smith, Holo­kaust: praw­dziwe histo­rie oca­lo­nych, przeł. A. Puzie­wicz, War­szawa: Wydaw­nic­two RM 2011, s. 273. [wróć]

Hutler w: E. Kolin­sky, After the Holo­caust: Jewish Survi­vors in Ger­many after 1945, Lon­don: Pim­lico 2004, s. 79. [wróć]

Karoly w: T. Kush­ner, K. Knox, Refu­gees in an Age of Geno­cide: Glo­bal, Natio­nal and Local Per­spec­ti­ves during the Twen­tieth Cen­tury, Lon­don: Frank Cass 1999, s. 204. [wróć]

Bir­kin w: A. Gill, The Jour­ney Back from Hell: Conver­sa­tions with Con­cen­tra­tion Camp Survi­vors, Lon­don: Har­per­Col­lins 1994, s. 429. [wróć]

Swift w: B. Fla­na­gan, D. Blo­xham (red.), Remem­be­ring Bel­sen: Eyewit­nes­ses Record the Libe­ra­tion, Lon­don: Val­len­tine Mit­chell 2005, s. 37. [wróć]

D. Sing­ton, Bel­sen Unco­ve­red, Lon­don: Duc­kworth 1946, s. 28. [wróć]

R. Phil­lips (red.), Trial of Josef Kra­mer and Forty-four Others (The Bel­sen Trial), Lon­don: Wil­liam Hodge and Com­pany 1949, s. 716. [wróć]

Tamże, s. 718. [wróć]

Sing­ton, Bel­sen Unco­ve­red, dz. cyt., s. 25. [wróć]

E. Le Chêne, Mau­thau­sen: The History of a Death Camp, Lon­don: Methuen & Co. 1971, s. 171–174. [wróć]

Tamże, s. 166. [wróć]

F. Loidl, Entwe­ihte Heimat: K.Z. Eben­see, Linz: Ver­lag H. Muck 1946, cyt. za: G.J. Hor­witz, In the Sha­dow of Death: Living Out­side the Gates of Mau­thau­sen, New York: Free Press 1990, s. 164–165. [wróć]

Hor­witz, In the Sha­dow of Death, dz. cyt., s. 170, 171. [wróć]

N. Wach­smann, The Dyna­mics of Destruc­tion: The Deve­lop­ment of the Con­cen­tra­tion Camps, 1933–1945, w: J. Caplan, N. Wach­smann (red.), Con­cen­tra­tion Camps in Nazi Ger­many: The New Histo­ries, Lon­don: Routledge 2010, s. 23; C. Goeschel, N. Wach­smann, Before Auschwitz: The For­ma­tion of the Nazi Con­cen­tra­tion Camps, 1933–9, „Jour­nal of Con­tem­po­rary History” 45 (2010), nr 3, s. 515–534; N. Wach­smann, Histo­ria nazi­stow­skich obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych, przeł. M. Anto­sie­wicz, War­szawa: Świat Książki 2016. [wróć]

V. Knigge, Kul­tur und Aus­gren­zung: Zur Geschichte des KZ Buchen­wald auf dem Etters­berg bei Weimar, w: G. Koch (red.), Bru­chli­nien: Ten­den­zen der Holo­cau­st­for­schung, Köln: Böhlau Ver­lag 1999, s. 202–203. [wróć]

Wach­smann, The Dyna­mics of Destruc­tion, dz. cyt., s. 25; K. Wünschmann, Cemen­ting the Enemy Cate­gory: Arrest and Impri­son­ment of Ger­man Jews in Nazi Con­cen­tra­tion Camps, 1933–1938/9, „Jour­nal of Con­tem­po­rary History” 45 (2010), nr 3, s. 576–600; K. Wünschmann, Die Kon­zen­tra­tion­sla­ge­rer­fah­run­gen deutsch-jüdischer Männer nach dem Novem­ber­po­grom 1938: Geschlech­ter­ge­schich­tli­che Überlegungen zu männlichem Selbstverständnis und Rol­len­bild, w: S. Heim, B. Meyer, F.R. Nico­sia (red.), „Wer ble­ibt, opfert seine Jahre, viel­le­icht sein Leben”: Deut­sche Juden 1938–1941, Göttingen: Wal­l­stein Ver­lag 2010, s. 39–58. [wróć]

Wach­smann, The Dyna­mics of Destruc­tion, dz. cyt., s. 27–29. [wróć]

Tamże, s. 33. [wróć]

R. Gel­la­tely, Bac­king Hitler: Con­sent and Coer­cion in Nazi Ger­many, New York: Oxford Uni­ver­sity Press 2001, s. 204. [wróć]

Zob. np. I. Leit­ner, Frag­ments of Isa­bella: A Memoir of Auschwitz, New York: Tho­mas Y. Cro­well 1978. Autorka tej rela­cji pod­kre­śla, jak ogromne zna­cze­nie miał fakt, że prze­by­wała w obo­zie razem z trzema sio­strami. Inny przy­kład: R. Klüger, Land­sca­pes of Memory: A Holo­caust Girl­hood Recal­led, Lon­don: Blo­oms­bury 2003. [wróć]

Joop Zwart, The Last Days of Ber­gen-Bel­sen, WL P.III.h.No.780 (Ber­gen-Bel­sen), s. 10. [wróć]

D. Stone, Chri­stian­stadt: Slave Labor and the Holo­caust in the ITS Col­lec­tions, „Year­book of the Inter­na­tio­nal Tra­cing Service” 4 (2015). [wróć]

U. Her­bert, Das „Jahr­hun­dert der Lager”: Ursa­chen, Ersche­inungs­for­men, Auswir­kun­gen, w: P. Reif-Spi­rek, B. Rit­scher (red.), Spe­zial­la­ger in der SBZ: Gedenkstätten mit „dop­pel­ter Ver­gan­gen­heit”, Ber­lin: Chri­stoph Links Ver­lag 1999, s. 17. [wróć]

M. Bug­geln, Were Con­cen­tra­tion Camp Pri­so­ners Sla­ves? The Possi­bi­li­ties and Limits of Com­pa­ra­tive History and Glo­bal Histo­ri­cal Per­spec­ti­ves, „Inter­na­tio­nal Review of Social History” 53 (2008), nr 1, s. 125. [wróć]

B. Distel, Die Befre­iung des Kon­zen­tra­tion­sla­gers Dachau, w: Dachauer Hefte, 1: Die Befre­iung, München: dtv 1993, s. 3. [wróć]

H. Lavsky, New Begin­nings: Holo­caust Survi­vors in Ber­gen-Bel­sen and the Bri­tish Zone in Ger­many, 1945–1950, Detroit: Wayne State Uni­ver­sity Press 2002. [wróć]

Y. Bauer, The Death Mar­ches, Janu­ary–May 1945, „Modern Juda­ism” 3 (1983), nr 1, s. 1–21. [wróć]

IMT XXXVII, 487, Doc. 053-L. Unter allen Umständen muß ver­mie­den wer­den, das Gefängnisinsassen oder Juden vom Gegner, sei es WB oder Rote Armee, befreit wer­den bzw. ihnen lebend in die Hände fal­len. [wróć]

Bauer, The Death Mar­ches, dz. cyt.; Y. Bauer, The DP Legacy, w: M.Z. Rosen­saft (red.), Life Reborn: Jewish Displa­ced Per­sons 1945–1951, Washing­ton: Uni­ted Sta­tes Holo­caust Memo­rial Museum 2001, s. 25. [wróć]

M. Bro­szat, The SS State, cyt. za: M.R. Mar­rus, The Holo­caust in History, Rick­man­sworth: Pen­guin 1989, s. 196, 198. [wróć]

M. Masu­ro­vsky, Visu­ali­zing the Eva­cu­ations from the Auschwitz-Bir­ke­nau Camp Sys­tem: When Does an Eva­cu­ation Turn into a Death March?, w: J.-L. Blon­del, S. Urban, S. Schönemann (red.), Auf den Spu­ren der Todesmärsche. Fre­ile­gun­gen, „Jahr­buch des Inter­na­tio­nal Tra­cing Service” 1, Göttingen: Wal­l­stein Ver­lag 2012, s. 108–121. [wróć]

Gre­ven­rath, cyt. za: S. zur Nie­den, Krieg­sende und Befre­iung in Sach­se­nau­sen, w: G. Morsch (red.), Von der Erin­ne­rung zum Monu­ment: Die Ent­ste­hungs­ge­schichte der Natio­na­len Mahn-und Gedenkstätte Sach­sen­hau­sen, Ber­lin: Edi­tion Hen­trich 1996, s. 59–67. [wróć]

M. Gar­barz, E. Gar­barz, A Survi­vor, Detroit: Wayne State Uni­ver­sity Press 1992, s. 223. [wróć]

E.K. Ama­ri­glio, From Thes­sa­lo­niki to Auschwitz and Back: Memo­ries of a Survi­vor from Thes­sa­lo­niki, Lon­don: Val­len­tine Mit­chell 2000, s. 121. [wróć]

Daniel Blat­man, On the Tra­ces of the Death Mar­ches: The Histo­rio­gra­phi­cal Chal­lenge, w: Blon­del, Urban, Schönemann (red.), Auf den Spu­ren der Todesmärsche, dz. cyt., s. 85–107. [wróć]

Hor­witz, In the Sha­dow of Death, dz. cyt., s. 162. [wróć]

Blat­man, On the Tra­ces of the Death Mar­ches, dz. cyt., s. 107. Zob. także D. Blat­man, The Death Mar­ches: The Final Phase of Nazi Geno­cide, Cam­bridge: The Belk­nap Press of Harvard Uni­ver­sity Press 2011. [wróć]

Albert Knoll, Die Todesmärsche des KZ Dachau im Spie­gel der Berichte Überlebender, w: Blon­del, Urban, Schönemann (red.), Auf den Spu­ren der Todesmärsche, dz. cyt., s. 208. [wróć]

Tamże, s. 209–210. [wróć]

K. Lowe, Dziki kon­ty­nent. Europa po II woj­nie świa­to­wej, przeł. M.P. Jabłoń­ski, Poznań: Dom Wydaw­ni­czy Rebis 2013, s. 108. [wróć]

Y. Litvak, Polish-Jewish Refu­gees Repa­tria­ted from the Soviet Union at the End of the Second World War and After­wards, w: N. Davies, A. Polon­sky (red.), Jews in Eastern Poland and the USSR, 1939–46, Lon­don: Mac­mil­lan 1991, s. 227–239. [wróć]

Y. Per­lov, The Adven­ture of One Yitz­chok, New York: Award Books 1967, s. 256. [wróć]

A. Gros­smann, Vic­tims, Vil­la­ins, and Survi­vors: Gen­de­red Per­cep­tions and Self-Per­cep­tions of Jewish Displa­ced Per­sons in Occu­pied Postwar Ger­many, w: D. Herzog (red.), Sexu­ality and Ger­man Fascism, New York: Ber­ghahn Books 2005, s. 296; zob. także A. Gros­smann, Jews, Ger­mans, and Allies: Close Enco­un­ters in Occu­pied Ger­many, Prin­ce­ton: Prin­ce­ton Uni­ver­sity Press 2007, s. 131–132, 316–317; L. Joc­kusch, Memo­ria­li­za­tion thro­ugh Docu­men­ta­tion: Holo­caust Com­me­mo­ra­tion among Jewish Displa­ced Per­sons in Allied-Occu­pied Ger­many, w: B. Niven, C. Paver (red.), Memo­ria­li­za­tion in Ger­many since 1945, Hound­mills: Pal­grave Mac­mil­lan 2010, s. 182; A.J. Kochavi, Libe­ra­tion and Disper­sal, w: P. Hayes, J.K. Roth (red.), The Oxford Hand­book of Holo­caust Stu­dies, Oxford: Oxford Uni­ver­sity Press 2010, s. 509–523; K.R. Gros­smann, The Jewish DP Pro­blem: Its Ori­gin, Scope, and Liqu­ida­tion, New York: Insti­tute of Jewish Affa­irs 1951, s. 10–11. Zob. też powieść G. Schwa­rza, Displa­ced Per­sons: A Novel, New York: Wil­liam Mor­row 2010. [wróć]

Cyt. za: J. Reinisch, Pre­pa­ring for a New World Order: UNRRA and the Inter­na­tio­nal Mana­ge­ment of Refu­gees, w: D. Stone (red.), Post-War Europe Series I: Refu­gees, Exile and Reset­tle­ment, 1945–1950, Reading: Thom­son Gale 2007, s. 3. [wróć]

FO 945/591, SHAEF Outline Plan for Displa­ced Per­sons and Refu­gees, cyt. za: A. Holian, Between Natio­nal Socia­lism and Soviet Com­mu­nism: Displa­ced Per­sons in Postwar Ger­many, Ann Arbor: Uni­ver­sity of Michi­gan Press 2011, s. 43. [wróć]

J.A. Ber­ger, Displa­ced Per­sons: A Human Tra­gedy of World War II, „Social Rese­arch” 14 (1947), nr 1, s. 45. [wróć]

J. Reinisch, „Aun­tie UNRRA” at the Cros­sro­ads, „Past and Pre­sent” 218, supl. 8 (2013), s. 70–97. [wróć]

A.J. Kochavi, Bri­tish Policy on Non-Repa­tria­ble Displa­ced Per­sons in Ger­many and Austria, 1945–7, „Euro­pean History Quar­terly” 21 (1991), nr 3, s. 367; Agre­ement Rela­ting to Pri­so­ners of War and Civi­lians Libe­ra­ted by For­ces Ope­ra­ting under Soviet Com­mand and For­ces Ope­ra­ting under Uni­ted Sta­tes of Ame­rica Com­mand, 11 lutego 1945, http://ava­lon.law.yale.edu/20th_century/sov007.asp. [wróć]

M.J. Pro­ud­foot, The Anglo-Ame­ri­can Displa­ced Per­sons Pro­gram for Ger­many and Austria, „Ame­ri­can Jour­nal of Eco­no­mics and Socio­logy” 6 (1946), nr 1, s. 47. [wróć]

J. Reinisch, The Perils of Peace: The Public Health Cri­sis in Occu­pied Ger­many, Oxford: Oxford Uni­ver­sity Press 2013, s. 160. [wróć]

Pro­ud­foot, The Anglo-Ame­ri­can Displa­ced Per­sons Pro­gram, dz. cyt., s. 51. [wróć]

A.P. Janco, „Unwil­ling”: The One-Word Revo­lu­tion in Refu­gee Sta­tus, 1940–1951, „Con­tem­po­rary Euro­pean History” 23 (2014), nr 3, s. 429–446. [wróć]

H. Arendt, The Sta­te­less People, „Con­tem­po­rary Jewish Record” 8 (1945), nr 2, s. 144. [wróć]

G.D. Cohen, In War’s Wake: Europe’s Displa­ced Per­sons in the Postwar Order, New York: Oxford Uni­ver­sity Press 2012 [Intro­duc­tion]. [wróć]

E. Kolin­sky, Jewish Holo­caust Survi­vors between Libe­ra­tion and Reset­tle­ment, w: J.-D. Ste­inert, I. Weber-Newth (red.), Euro­pean Immi­grants in Bri­tain 1933–1950, Munich: K.G. Saur 2003, s. 121–136. [wróć]

C. Gra­nata, Poli­ti­cal Uphe­aval and Shi­fting Iden­ti­ties: Holo­caust Survi­vors in the Soviet Occu­pied Zone of Ger­many, 1945–1949, w: S.R. Horo­witz (red.), Les­sons and Lega­cies, t. 10: Back to the Sour­ces: Reexa­mi­ning Per­pe­tra­tors, Vic­tims, and Bystan­ders, Evan­ston: Nor­th­we­stern Uni­ver­sity Press 2012, s. 123–140. [wróć]

A. von Plato, Sow­je­ti­sche Spe­zial­la­ger in Deutsch­land 1945 bis 1950: Ergeb­nisse eines deutsch-rus­si­schen Koope­ra­tion­spro­jek­tes, w: P. Reif-Spi­rek, B. Rit­scher (red.), Spe­zial­la­ger in der SBZ: Gedenkstätten mit „dop­pel­ter Ver­gan­gen­heit”, Ber­lin: Chri­stoph Links Ver­lag 1999, s. 125. [wróć]

P. Reichel, Poli­tik mit der Erin­ne­rung: Gedächtnisorte im Streit um die natio­nal­so­zia­li­sti­sche Ver­gan­gen­heit, München: Carl Han­ser Ver­lag 1995, s. 131. [wróć]

D. Wier­ling, The War in Postwar Society: The Role of the Second World War in Public and Pri­vate Sphe­res in the Soviet Occu­pa­tion Zone and Early GDR, w: J. Ech­tern­kamp, S. Mar­tens (red.), Expe­rience and Memory: The Second World War in Europe, New York: Ber­ghahn Books 2010, s. 218. [wróć]

H. Mar­cuse, The After­life of the Camps, w: J. Caplan, N. Wach­smann (red.), Con­cen­tra­tion Camps in Nazi Ger­many: The New Histo­ries, Lon­don: Routledge 2010, s. 190–191. [wróć]

I.F. Stone, Under­gro­und to Pale­stine and Reflec­tions Thirty Years Later, Lon­don: Hut­chin­son 1979, s. 21. [wróć]

J. Wetzel, An Une­asy Exi­stence: Jewish Survi­vors in Ger­many after 1945, w: H. Schis­sler (red.), The Miracle Years: A Cul­tu­ral History of West Ger­many, 1949–1968, Prin­ce­ton: Prin­ce­ton Uni­ver­sity Press 2001, s. 137. [wróć]

M.M. Fein­stein, Holo­caust Survi­vors in Postwar Ger­many, 1945–1957, Cam­bridge: Cam­bridge Uni­ver­sity Press 2010, s. 6; R.G. Moel­ler, War Sto­ries: The Search for a Usa­ble Past in the Fede­ral Repu­blic of Ger­many, Ber­ke­ley: Uni­ver­sity of Cali­for­nia Press 2001; B. Niven (red.), Ger­mans as Vic­tims: Remem­be­ring the Past in Con­tem­po­rary Ger­many, Hound­mills: Pal­grave Mac­mil­lan 2006. [wróć]

K.H. Jarausch, M. Geyer, Shat­te­red Past: Recon­struc­ting Ger­man Histo­ries, Prin­ce­ton: Prin­ce­ton Uni­ver­sity Press 2003, s. 209. „Wyjazdy te nie zapi­sały się w zbio­ro­wej pamięci [w Niem­czech], gdyż obie strony przyj­mo­wały je z ulgą”. Zob. także J.K. Olick, In the House of the Hang­man: The Ago­nies of Ger­man Defeat, 1943–1949, Chi­cago: Uni­ver­sity of Chi­cago Press 2005, s. 99–105. [wróć]