Wzrastam. Jak się wyleczyć z przeszłości i zacząć od nowa - LePera Nicole - ebook

Wzrastam. Jak się wyleczyć z przeszłości i zacząć od nowa ebook

LePera Nicole

4,5

Opis

Okrzyknięta mianem bestsellera „New York Timesa” książka doktor Nicole LePery adresowana jest do osób, które pragną wprowadzić w swoim życiu pozytywne zmiany. Czytelnicy znajdą w niej zestaw narzędzi niezbędnych do zerwania ze szkodliwymi zachowaniami sabotującymi ich życie. Dzięki zmianie destrukcyjnych wzorców będą w stanie wpłynąć na sposób, w jaki podchodzą do dobrego samopoczucia psychicznego i dbania o siebie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 398

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (22 oceny)
16
4
1
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
monika910302

Nie oderwiesz się od lektury

Przemądra
00

Popularność




Książka opublikowana po raz pierwszy w USA przez HarperCollins Publisher, NY

Tytuł oryginału: How to Do the Work

Przekład: Nina Wum

Projekt okładki: Katarzyna Grabowska/&visual.pl

Redaktor prowadzący: Bożena Zasieczna

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Magdalena Osica

© 2021 Junior Tine Productions

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.

ISBN 978-83-287-2406-8

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2022

–fragment–

Tę książkę dedykuję Lolly, która zobaczyła mnie taką, jaka jestem, i to zanim mnie samej udała się ta sztuka. Dedykuję ją także każdej z czytelniczek. Słyszę was i dostrzegam.

To, co jest niżej, jest jak to, co jest wyżej, a to, co jest wyżej, jest jak to, co jest niżej, dla przeniknięcia cudów jedynej rzeczy.

Hermes Trismegistos o Wielkiej Pracy, Tabula Smaragdina[1]

Ewolucja człowieka jest w istocie ewolucją jego świadomości. Posiadając świadomość obiektywną jesteśmy w stanie ujrzeć i odczuć jedność wszystkich rzeczy. Próby połączenia zjawisk w jakiś system naukowy bądź filozoficzny muszą spełznąć na niczym, bowiem człowiek nie jest w stanie odtworzyć idei całości, rozpoczynając od pojedynczych faktów.

Georgij Gurdżijew, Czwarta droga

Nie wszystko czemu stawiamy czoła można zmienić, ale nic nie ulegnie zmianie, dopóki nie stawimy temu czoła.

James Baldwin, Remember This House (inspiracja dla filmu Nie jestem twoim Murzynem)

Zaprawdę powiadam wam, nikt nie może wstąpić do królestwa Bożego dopóki […] nie staniemy wszyscy w blasku Prawdy o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy […] do światła, istniejąc poprzez miłość.”[2]

Jezus o Wielkiej Pracy

Parę słów o przełamywaniu schematów

rzekraczanie granic ludzkiego doświadczenia ma długą i bogatą historię. Starożytne tradycje wyznawców hermetyzmu sięgały w tym celu do tajników alchemii. Z kolei współcześni mistycy w rodzaju Georgija Gurdżijewa nakłaniali poszukujących do głębszego zaangażowania w świat, który ich otacza; aby tego dokonać, należało osiągnąć wyższe poziomy świadomości. Dziś podobnego języka używa się, konstruując merytoryczną zawartość szkoleń antyrasistowskich czy innych wspierających niezbędny demontaż systemowej opresji. Spotkamy je także w modelach zdrowienia z uzależnień, takich jak program dwunastu kroków.

Wszystkie te przejawy rozmontowywania schematów (które będę też nazywała pracą) łączy aspekt omawiany i rozwijany przeze mnie na kartach tej książki. A mianowicie – wyprawę w głąb własnego Ja oraz w rolę, którą pełnimy w swojej społeczności. Celem mojej pracy jest wyposażenie cię w narzędzia, dzięki którym pojmiesz i ujarzmisz złożoną naturę powiązań między umysłem, ciałem i duchem. Wynikną z tego głębsze, prawdziwsze, bardziej znaczące relacje ze swoim wnętrzem, z innymi i ze społeczeństwem. Opowiem ci teraz, jak wyglądała moja droga. Mam nadzieję, że to, co tu przeczytasz, zainspiruje cię, byś przystąpiła do pracy skrojonej na miarę własnych potrzeb.

Przedmowa: Ciemna noc duszy

oeci i mistycy zawsze doznają przystępu do transcendencji w malowniczych okolicznościach przyrody. Na przykład na górskim szczycie, z którego spoglądają na morze, nad brzegiem szemrzącego strumyka lub w okolicach gorejącego krzewu. Mnie oświecenie dopadło w drewnianej chacie w środku lasu. Akurat szlochałam rozpaczliwie w miskę owsianki.

Lolly i ja wybrałyśmy się do północnej części stanu Nowy Jork. To miały być wakacje, wytchnienie od stresów miejskiego życia w Filadelfii. Przy śniadaniu kartkowałam kolejny tom poświęcony psychologii (tak wyglądały moje książki na przysłowiową plażę). O czym traktował? O niedostępnych emocjonalnie matkach. Kiedy tak oddawałam się tej lekturze – niezbędnej mi, jak sądziłam, do zawodowego rozwoju – nagle przeczytane słowa wywołały we mnie niespodziewaną reakcję emocjonalną. Byłam w konsternacji.

– Jesteś przemęczona – zawyrokowała Lolly. – Musisz zwolnić tempo. Spróbuj trochę wyluzować.

Odrzuciłam tę sugestię bez namysłu. We własnym mniemaniu czułam i funkcjonowałam tak jak wszyscy wokół. Wielu z moich klientów czy znajomych narzekało na podobne rzeczy. „Kto nie wstaje rano z łóżka, obawiając się dnia, który go czeka? Kto nie rozprasza się przy pracy? Kto nie ma wrażenia, że od bliskich dzieli go szklany mur? Czy jest na świecie ktoś skłonny przyznać, że przy życiu trzyma go coś więcej niż wizja urlopu? Czy nie tak właśnie czują się ludzie, którzy się starzeją?”.

Niedawno „świętowałam” trzydzieste urodziny. Do głowy przyszło mi wtedy: „Więc to tylko tyle?”. Każdego dnia odznaczałam coś nowego z listy osiągnięć ułożonej jeszcze w dzieciństwie. Chciałam zamieszkać w metropolii, którą sama wybiorę, założyć prywatną praktykę terapeutyczną, znaleźć kochającą partnerkę. Wszystko to się spełniło. A jednak wciąż czułam, że w moim życiu brak jakiegoś zasadniczego komponentu. Dolegał mi jakiś nabyty lub wrodzony brak. Tyle lat spędziłam w związkach, w których czułam się całkiem sama z własnymi emocjami, nim wreszcie dane mi było spotkać osobę, która wydała się Tą Jedyną – ponieważ była tak różna ode mnie. Podczas gdy ja bywałam raczej zdystansowana i pełna wątpliwości, Lolly cechowało zdecydowanie i siła przekonań. Stanowiła dla mnie wyzwanie, często ekscytujące. Powinnam tryskać szczęściem albo przynajmniej zadowoleniem. Tymczasem skrycie byłam jak ktoś, kto patrzy na siebie z wielkiej oddali – obojętna, wyprana z uczuć. Nie czułam nic.

Na domiar złego trapiły mnie fizyczne dolegliwości. Z czasem zaostrzyły się tak bardzo, że nie mogłam ich już dłużej ignorować. Przypływy mgły mózgowej zaciemniały mi umysł. Zdarzało mi się nie tylko zapomnieć poszczególnych słów czy wyrażeń, ale wręcz osuwać się w kompletne odrętwienie. Szczególny niepokój wzbudziło we mnie tych kilka przypadków, gdy zdarzyło się to podczas sesji z klientami. Od lat miałam problemy z trawieniem, które teraz sprawiały, że bez przerwy czułam się ociężała i przybita. Aż w końcu pewnego dnia naprawdę zemdlałam – nagle, bez żadnej przyczyny. Stało się to w domu przyjaciół i wprawiło wszystkich w panikę.

Siedziałam teraz w bujanym fotelu, ściskając w dłoniach miseczkę owsianki. Wokół rozpościerały się kojące leśne ostępy. Znienacka przeszyła mnie świadomość, jak puste stało się moje życie. Byłam wyzuta z energii, zakleszczona w poczuciu egzystencjalnej beznadziei, sfrustrowana brakiem postępów wśród moich pacjentów. Złościły mnie własne ograniczenia w zakresie opieki nad nimi, jak i samą sobą, a wszystko to przykrywał gruby kożuch gęstej niczym kisiel inercji i braku satysfakcji, sprawiających, że nic co robiłam, nie miało dla mnie sensu. Tam, w domu, zanurzona w wielkomiejskim zgiełku mogłam ukrywać te niepokojące odczucia pod maską przedsiębiorczości. Mogłam wyszorować kuchnię, wyprowadzić psa, snuć niekończące się plany na przyszłość. Byłam w bezustannym pędzie. Stanowię osobowość typu A; dopóki nie przyjrzysz mi się z bliska, moja efektywność może cię wprawić w podziw. Ale wystarczyłoby zajrzeć pod powierzchnię, by zdać sobie sprawę, że wprawiam ciało w ciągły ruch, by odwrócić własną uwagę od targających mną głębokich, nieprzepracowanych uczuć. W środku lasu nie miałam do roboty nic poza czytaniem o dalekosiężnych skutkach traum z dzieciństwa. Ucieczka od siebie przestała być opcją. Ta książka obnażyła we mnie ogrom emocji odnośnie do matki i mojej rodziny – emocji, które tak długo tłumiłam. Poczułam się tak, jakbym patrzyła w lustro. Oto ja, naga, pozbawiona obsłonek. Nie podobał mi się ten widok.

Gdybym zdobyła się na uczciwszy ogląd samej siebie, łatwo przyszłoby mi zauważyć, że wiele z problemów, z którymi się zmagam, wiernie odzwierciedla kłopoty zdrowotne mojej matki – szczególnie w zakresie relacji z własnym ciałem i emocjami. Przez lata patrzyłam, jak dręczy ją niemal nieustający ból kolan i pleców, a także częste przypływy zamartwiania się i niepokoju. Wyrosłam na osobę, która różniła się od własnej matki pod wieloma względami. Zawsze byłam aktywna fizycznie i troszczyłam się o potrzeby ciała, ćwicząc regularnie i przestrzegając zdrowej diety. Po tym, jak zaprzyjaźniłam się z pewną krową ze schroniska dla zwierząt, jedzenie mięsa stało się dla mnie nie do pomyślenia, więc zostałam wegetarianką. Co prawda jadłam głównie wielokrotnie przetworzone produkty pseudomięsne i wegańskie śmieciowe jedzenie (filadelfijskie wege-steki wiodły prym w moim jadłospisie), ale przynajmniej zwracałam uwagę na to, jak się odżywiam. Nadal zdarzało mi się nadużywać alkoholu, ale w kwestii pożywienia często ograniczałam się wręcz nadmiernie, jedząc rzeczy, które nie sprawiały mi przyjemności.

Od zawsze uważałam, że nie jestem w niczym podobna do mojej matki. Lecz teraz – zalewana wzbierającą falą psychicznych i fizycznych dolegliwości, które utrudniały mi wszystkie aspekty funkcjonowania – zdałam sobie sprawę, że nadszedł czas, by zadać sobie kilka fundamentalnych pytań. To odkrycie rozłożyło mnie na łopatki. Ta szlochająca, cokolwiek żałosna istota, którą się wówczas stałam, miała mi coś ważnego do zakomunikowania. Nie zwykłam poddawać się tego typu wybuchom emocji. To, co się stało, było dla mnie tak nietypowe, że nie mogłam zignorować sygnałów płynących z duszy. Coś krzyczało o moją uwagę, a tam, w środku lasu nie mogłam się już przed tym dłużej ukryć. Nadszedł czas, by spojrzeć w twarz własnemu cierpieniu, bólowi, traumie, a ostatecznie – swojemu prawdziwemu Ja.

Dziś nazywam tamten epizod ciemną nocą duszy. Dotknęłam wtedy dna. Uczucie, które nam towarzyszy, gdy osiągamy dno, jest podobne do umierania, a wielu z nas może dosłownie doprowadzić na skraj śmierci. Śmierć oznacza rzecz jasna odrodzenie i wyłoniłam się wtedy z tej ciemności zdecydowana dowiedzieć się, w czym tkwi problem. Tamten bolesny moment był potrzebny, by wpuścić do wnętrza promień światła, odsłaniający wiele z aspektów mnie, dotąd tak skrzętnie ukrywanych. Ta myśl uderzyła mnie jak pocisk: Muszę coś zmienić. Nie miałam pojęcia, że będzie ona zalążkiem fizycznego, psychologicznego i duchowego przebudzenia, które w końcu przybierze kształt międzynarodowej inicjatywy.

Z początku skupiłam się na tym, co wyglądało na najpilniejsze: na ciele. Poddałam je dokładnym oględzinom. Na co byłam chora i w jaki sposób objawiała się ta choroba? W głębi duszy wiedziałam, że muszę zacząć od podstaw, czyli od żywienia i aktywności fizycznej. Obsadziłam Lolly – moje niegasnące źródło samodoskonalenia – w roli nadzorczyni. Miała pilnować, żebym szczerze skonfrontowała się z nadużyciami, popełnianymi wobec swojej cielesnej powłoki. Rankiem wyrzucała mnie z łóżka i wpychała mi ciężarki w ręce. To dzięki niej obie kilka razy dziennie poddawałyśmy ciała świadomemu wysiłkowi. Zakopałam się w lekturach na temat żywienia i odkryłam, że wiele z rzeczy, które uważałyśmy za „zdrowe”, wcale takie nie jest. Wprowadziłyśmy do swojego życia poranny rytuał, polegający na pracy z oddechem i medytację – i tak każdego dnia. Z początku uczestniczyłam w tym wszystkim raczej niechętnie. Przytrafiały mi się pominięte dni, łzy, zakwasy w mięśniach oraz w duszy, czy groźby rzucenia tego wszystkiego w diabły, ale wiele miesięcy później rutyna miała mnie już w garści. Zaczęłam tęsknić za tymi regularnymi zajęciami, a fizycznie i umysłowo czułam się lepiej niż kiedykolwiek przedtem.

W miarę jak poprawiał się stan mojego organizmu, zaczęłam kwestionować wiele stwierdzeń, kiedyś całkowicie oczywistych. Przyswoiłam sobie nowy sposób myślenia o dobrostanie psychicznym. Uświadomiłam sobie, że kiedy umysł, ciało i dusza nie mają ze sobą styczności, popadam w dysregulację i chorobę. Odkryłam, że geny nie równają się przeznaczeniu, a żeby się zmienić, trzeba sobie uświadomić własne przyzwyczajenia i schematy myślowe oraz to, że jedne i drugie zostały ukształtowane przez naszych najbliższych. Poznałam nową, szerszą definicję traumy – taką, która uwzględnia doniosłe skutki duchowe, będące następstwem stresu i traumatycznych doświadczeń z dzieciństwa. Skutki, które mają bezpośredni wpływ na układ nerwowy człowieka. Zrozumiałam, że noszę w sobie nieprzepracowane traumy z tego okresu – traumy, których efekty dają o sobie znać każdego dnia.

Im więcej zdobywałam wiedzy, tym łatwiej przychodziło mi wpleść nowe odkrycia w codzienną, zdrowszą niż dotąd rutynę. Z czasem przyzwyczaiłam się do zmian i zaczęłam proces przeobrażenia. W miarę, jak moja fizjologia ulegała uleczeniu, schodziłam coraz głębiej w siebie, posługując się wnioskami zebranymi podczas szerokiego spektrum pracy klinicznej. Stosowałam tę wiedzę w praktyce, a celem było połączenie wszystkich aspektów mojej osoby w jedność – fizycznego, psychologicznego i duchowego. Spotkałam się z wewnętrznym dzieckiem i nauczyłam sztuki reparentingu. Poddałam wnikliwej ocenie więzi urazowe, w których tkwiłam dotąd i nauczyłam się ustanawiać granice. Zaczęłam życie w stanie emocjonalnej dojrzałości, jakiej wcześniej nie potrafiłabym sobie nawet wyobrazić. Dotarło do mnie również, że ta wewnętrzna praca nie kończy się w granicach mojego Ja, ale przepaja każdą relację, w jaką wchodzę i każdą z ról społecznych, jakie przybieram. Zdobyte przeze mnie rewolucyjne wnioski odnośnie do dobrostanu triady umysł-ciało-duch omówię bardziej szczegółowo w kolejnym rozdziale. Przyjrzymy się w nim podstawom psychologii holistycznej.

Piszę te słowa jako osoba pozostająca w procesie leczenia. Moje objawy lękowe i ataki paniki ustąpiły niemal całkowicie. Nie postrzegam już świata jako źródła zagrożeń i potrafię się zdobyć na większą niż kiedyś samoświadomość, a także na więcej współczucia. Żyję w stałym kontakcie z najbliższymi mi osobami, a tym, którzy nie uczestniczą bezpośrednio w mojej duchowej podróży, nauczyłam się wyznaczać granice. Po raz pierwszy w całym moim dorosłym życiu jestem prawdziwie świadoma. Nie wiedziałam, że tak się stanie, kiedy siegnęłam dna. Ale dziś jestem pewna, że gdyby nie mój lot nurkowy w głębię rozpaczy, to ta książka nigdy by nie powstała.

W 2018 roku ruszyłam z projektem The Holistic Psychologist (Psycholog holistyk). Był on efektem decyzji o podzieleniu się ze światem narzędziami, do których zyskałam dostęp. Musiałam się podzielić. Wkrótce potem zamieściłam swoją historię na Instagramie, a moją skrzynkę mailową zapełniły listy opowiadające o traumie, zdrowieniu i rezyliencji emocjonalnej. Moje przesłanie na temat holistycznego leczenia odbiło się echem w zbiorowej świadomości, przekraczając granice wieku czy skryptów kulturowych. Dziś moje konto na Instagramie obserwują ponad trzy miliony ludzi, którzy przybrali miano #SelfHealers (Samouzdrowicieli) – osób aktywnie dążących do umysłowego, fizycznego i duchowego dobrostanu. Wspieranie tej społeczności stało się moim dziełem życia.

Kiedy The Holistic Psychologist ukończył rok, uczciłam tę okazję, prowadząc na Zachodnim Wybrzeżu grupową medytację dla chcących zajrzeć w głąb siebie i ukoić swoje wewnętrzne dziecko. Chciałam podziękować mojej społeczności za wsparcie i stworzyć okazję do spotkania na żywo oraz celebracji celów osiągniętych na wspólnie przemierzanych ścieżkach. Parę dni wcześniej wygooglowałam hasło „plaże w Venice Beach” i trochę w ciemno wyznaczyłam miejsce spotkania. Potem ogłosiłam na Instagramie, że do wzięcia są bilety wstępu – za darmo – i trzymałam kciuki, by ktokolwiek się zgłosił. Kilka godzin później miałam już trzy tysiące chętnych. Nie mogłam w to uwierzyć.

Jakiś czas potem siedziałam w gorących promieniach słońca, otoczona przez piaszczysty bezmiar Venice Beach. Mijali mnie ludzie uprawiający jogging i rozmaite barwne postacie, jakich wiele można spotkać w południowej Kalifornii. Skupiłam wzrok na szumiących falach przyboju. Szorstki piasek pod stopami oraz wilgotny chłód moich włosów przemoczonych morską wilgocią sprawiły, że poczułam się dogłębnie zakotwiczona w czasie i przestrzeni. Byłam tak świadoma, tak żywa, kiedy uniosłam dłonie do modlitwy, wyobrażając sobie najróżniejsze życiowe drogi, które sprowadziły do mnie każdą z niezwykłych istot ludzkich obecnych tamtego ranka na owej plaży. Przesunęłam wzrokiem po publiczności, przez moment onieśmielona tym, ile par oczu na mnie spogląda. Od zawsze nienawidziłam być w centrum uwagi. A potem rozpoczęłam medytację:

Coś cię tu sprowadziło. Coś wewnątrz ciebie przyszło tu właśnie, wiedzione głęboką tęsknotą za uleczeniem. Tęsknotą za tym, by stać się najlepszą wersją siebie. Tę okazję należy uczcić. Wszystkie i wszyscy mamy za sobą dzieciństwo, które ukształtowało naszą rzeczywistość, a dziś postanawiamy uleczyć rany przeszłości, aby stworzyć sobie nową przyszłość.

Jest taka część ciebie, która wie, że to ma sens. To właśnie intuicja. Od zawsze ją w sobie nosimy. Po prostu z czasem wytworzyliśmy nawyk ignorowania albo tłumienia jej głosu. Twoja obecność tutaj to krok do zlikwidowania tego rozłamu, do przywrócenia zaufania do siebie samych.

Mówiąc te słowa spojrzałam w oczy jakiejś obcej kobiecie spośród tłumu obecnych. Posłała mi uśmiech i dotknęła serca, jakby mówiąc: „Dziękuję”. Nagle oczy zaszły mi łzami. Płakałam – i nie były to takie same łzy jak kiedyś uronione do owsianki. Tym razem płakałam z miłości, wdzięczności i z upojenia życiem. To były lecznicze łzy.

Jestem żywym dowodem na słuszność stwierdzenia, że oświecenia nie doznają wyłącznie mnisi, mistycy albo poeci. To nie jest stan, który przytrafia się tylko tak zwanym uduchowionym ludziom. Każda i każdy z nas może go doświadczyć, o ile tylko kierujemy się pragnieniem zmiany. O ile tęsknimy za uzdrowieniem, za rozwojem, za szansą, żeby rozkwitnąć.

Kiedy już przebudzisz w sobie świadomość, nie ma rzeczy niemożliwych.

Wprowadzenie: Podstawy psychologii holistycznej

zrastam to świadectwo w służbie nowatorskiego podejścia do zagadnień zdrowia psychicznego, fizycznego i duchowego. Ruch ten nazywamy psychologią holistyczną. W swoich założeniach skupia się on na codziennej praktyce kształtowania własnego dobrostanu poprzez przełamywanie negatywnych schematów myślowych, ukojenie ran z przeszłości i pracę nad stworzeniem świadomego Ja.

Psychologia holistyczna skupia się na umyśle, ciele i duchu. Jej cel to przywrócić równowagę w ciele oraz układzie nerwowym, a także uleczyć nieprzepracowane rany w psychice. Dzięki tej pracy będziesz w stanie przeistoczyć się w osobę, którą w głębi swojej istoty byłaś od zawsze. Otworzy się przed tobą nowa, ekscytująca opowieść, a fizyczne i psychologiczne symptomy będą odtąd komunikatami, nie zaś diagnozami o upośledzających życie, nieuchronnych skutkach. W toku tej opowieści dotrzemy do przyczyn chronicznego bólu, stresu, przewlekłego zmęczenia, stanów lękowych, rozregulowanych funkcji trawiennych i zaburzeń równowagi układu nerwowego. Są to problemy, które od bardzo dawna były ignorowane bądź lekceważone przez zachodnią medycynę. Ten stan rzeczy wyjaśnia, czemu tak wielu z nas odnosi wrażenie, że tkwi w miejscu, zmaga się z poczuciem zagubienia albo przestaje czuć cokolwiek. Psychologia holistyczna oferuje takim ludziom praktyczne narzędzia, za pomocą których można wykuć nowe nawyki, zrozumieć zachowanie innych i pożegnać się z koncepcją, jakoby o naszej wartości decydowały czynniki, na które nie mamy wpływu. Jeśli prawdziwie zaangażujesz się w wykonywanie tej pracy dzień po dniu, pewnego dnia zachwyci cię własne odbicie w lustrze.

Holistyczne metody obejmują pracę w wymiarze cielesnym (ćwiczenia oddechowe i fizyczne), w sferze psychiki (zmiany w myśleniu i w tym, jak odnosimy się do naszych przeszłych przeżyć), a także w wymiarze duchowym (poprzez kontakt z prawdziwym Ja oraz ze zbiorowością ludzi, którzy myślą podobnie). Metody te są skuteczne, bazują bowiem zarówno na epigenetyce, jak i na prostej prawdzie, że każdy z nas ma znacznie większy wpływ na własny dobrostan psychiczny niż zakłada. Zdrowienie to świadomy proces, który odbywa się każdego dnia – a ma to miejsce za pośrednictwem zmian w naszych nawykach i wyznawanych wzorcach.

Tak wiele osób żyje nieprzytomnie. Błąkamy się po świecie niczym kierowane autopilotem, odruchowo odtwarzając wciąż i wciąż te same nawyki, które ani nam nie służą, ani nie odzwierciedlają tego, kim jesteśmy tak naprawdę ani czego najmocniej pragniemy.

Praktykując psychologię holistyczną zyskujemy szansę na porozumienie z wewnętrznym przewodnikiem, z którym rozdzieliły nas wpojone we wczesnym dzieciństwie wzorce. Psychologia holistyczna pomaga odnaleźć w sobie głos intuicji, zaufać mu i uwolnić się od „osobowości” ukształtowanej w rękach rodziców czy opiekunów, przyjaciół, nauczycieli i społeczeństwa jako takiego. Dzięki niej nasze nieświadome Ja może przebudzić się ze snu.

Znajdziesz na tych stronach nowy model podejścia do leczenia, który uwzględnia na równi umysł, ciało i duszę. Zauważ proszę, że nie nawołuję do destrukcji poprzedniego modelu. Nie twierdzę bynajmniej, iż narzędzia stosowane w konwencjonalnej psychoterapii czy innych modelach terapeutycznych są bez wartości. Zamiast tego proponuję podejście, które uwzględnia odmienne aspekty wielu różnych metod – od psychologii i neurobiologii po mindfulness i praktyki duchowe. A wszystko po to, by wypromować najbardziej zintegrowane – i moim zdaniem najskuteczniejsze – praktyki służące leczeniu i wellness. Włączyłam do tej książki nauki wyniesione z tradycyjnych modeli w rodzaju terapii behawioralno-poznawczej (CBT) i psychoanalizy, łącząc je z holistycznymi ideami, które w chwili, gdy piszę te słowa, nie doczekały się jeszcze pełnego uznania w głównym nurcie psychologii. Pamiętaj, proszę, że praktyka psychologii holistycznej zasadza się na wolności, osobistych wyborach, a w ostatecznej fazie – na upełnoprawnieniu jednostki. Pewne jej aspekty do ciebie przemówią, inne nie. Rzecz w tym, by sięgnąć po te z zaproponowanych narzędzi, które uznasz za użyteczne. Sam akt wyboru pomoże ci nawiązać głębszy kontakt z własną intuicją i z prawdziwym Ja.

Nauka samoleczenia to akt, który upełnoprawnia jednostkę. Samoleczenie jest nie tylko możliwe, ale całkowicie logiczne z punktu widzenia istot ludzkich. Każda z nas jest jedyna w swoim rodzaju i najlepiej wie, co jej służy. Tak się niestety składa, że dobrej jakości usługi medyczne, a w szczególności usługi psychologów i psychiatrów leżą poza zasięgiem znacznej liczby potrzebujących. Żyjemy w świecie pełnym szokujących nierówności w dostępie do takiej pomocy. Tak wiele zależy od tego, gdzie mieszkamy, jak wyglądamy i kim jesteśmy. Nawet te z nas, które cieszą się przywilejem korzystania z tych jakże potrzebnych usług, często konfrontują się z przykrą prawdą, że lekarz lekarzowi nierówny. A jeśli już będziemy miały dość szczęścia, by trafić do kompetentnego specjalisty, to nadal ograniczy nas skończona ilość czasu, jaki ów specjalista będzie w stanie nam poświęcić. Książka, którą trzymasz w ręku, oferuje samodzielny model przyswajania wiedzy. Zawiera informacje oraz wskazówki, dzięki którym będziesz w stanie wykonać pracę samoleczenia na własny rachunek. Począwszy od wnikliwego zrozumienia własnej przeszłości, przez oddanie jej głosu, aż po wyciągniecie wniosków na przyszłość – by przejść taką drogę, potrzeba głębokiej zmiany. Zmiany, która będzie trwała. Zmiany, dzięki której przejdziesz prawdziwą transformację.

Wzrastam dzieli się na trzy części. Pierwsza z nich dostarcza podbudowy do dalszych działań. Nauczysz się z niej, jak wyczulić się na obecność swojego świadomego Ja, jaką siłę mają myśli oraz o wpływie, jaki stres i traumy z dzieciństwa wywierają na każdy z układów ciała. Dowiesz się także, w jaki sposób stan fizycznej dysregulacji uniemożliwia umysłowi oraz emocjom pójście naprzód. W drugiej części zagłębimy się w temat i wkroczymy w sferę „umysłu”. Odkryjemy mechanizmy rządzące podświadomością i tym, co podświadome. Dowiesz się, jak potężny wpływ miało warunkowanie, któremu swego czasu poddali cię rodzice czy opiekunowie. Ich wola dosłownie ukształtowała rzeczywistość każdego z nas, ugruntowując schematy myślowe i wzorce zachowań, którym podlegamy po dziś dzień. Następnie wejdziemy o krok głębiej, na spotkanie z wewnętrznym dziec­kiem. Poznamy historie, które snuje nasze ego – historie mające nas chronić, przez które tkwimy w relacjach tego samego typu, jak te nawiązane w najwcześniejszym dzieciństwie. Wreszcie w finalnej, trzeciej części (którą uważam za kluczową w kwestii pracy) nauczymy się, jak zastosować zdobytą dotąd wiedzę w praktyce. Nasz cel to osiągnięcie stanu dojrzałości emocjonalnej, który umożliwia głębsze, prawdziwsze relacje z innymi ludźmi. Żaden człowiek nie jest samotną wyspą. Ludzie to istoty społeczne, a gdy już uda nam się przeistoczyć w swoje prawdziwe Ja, zyskujemy zdolność do głębokich więzi z tymi, których kochamy. Na tej glebie powstaje poczucie wspólnoty, zjednoczonej zbiorowości, której znaczenie przerasta nasze indywidualne. Cała lektura jest usiana podpowiedziami i odnośnikami do pomocnych narzędzi. Na którymkolwiek etapie tej podróży się znajdujesz, wyjdę ci naprzeciw.

Wszystko, czego potrzebujesz, by przejść cały dystans – to twoje świadome Ja, pragnienie, by spojrzeć w głąb oraz świadomość, że zmiana nie jest rzeczą łatwą i że napotkasz liczne utrudnienia. Droga na skróty nie istnieje – jakkolwiek trudno byłoby to przyjąć tym spośród nas, które przyzwyczaiły się myśleć o rozwiązaniach w kategoriach magicznej tabletki. Ja pierwsza szczerze przyznam, że praca nie na darmo nazywa się właśnie tak: pracą. Wymaga wysiłku. Nikt tego za ciebie nie zrobi. Może być i tak, że rola aktywnej sprawczyni własnego uleczenia wyda ci się niewygodna albo wręcz wzbudzi w tobie strach. Ale kiedy już dowiesz się, kim tak naprawdę jesteś i na co cię stać, spłynie na ciebie i poczucie sprawczości, i możliwości fundamentalnej zmiany. To jedno z najbardziej otchłannych doświadczeń dostępnych człowiekowi.

Niektórzy ze zwolenników mojej metody powiedzieli mi, że wręczam ludziom prawdy owinięte w miły, puchaty kocyk. Uważam to za komplement. Będę teraz bezwzględnie szczera – nadmiar komfortu szkodzi. Uzdrowienie rzadko da się osiągnąć bez trudności. Cały ten proces bywa bolesny albo przerażający. Wymaga się od ciebie, byś pożegnała przekonania, które trzymają cię w miejscu albo krzywdzą. W efekcie musisz pozwolić, by pewne aspekty ciebie rozwiały się w nicość, żeby inne mogły rozpocząć życie na nowo. Nie każdemu zależy na tym, by poczuć się lepiej i to jest w porządku. Istnieją ludzie, których tożsamość oparta jest na chorobie. Inni obawiają się prawdziwego uzdrowienia, bowiem oznacza ono dla nich niewiadomą, a ta jest nieprzewidywalna. W wiedzy o tym, jak już zawsze będzie wyglądało nasze życie, może być coś kojącego –jeśli ta przewidywalność nawet wtrąciła nas w chorobę. Nasze umysły bezustannie poszukują w świecie tego, co znajome. „Znane” równa się „bezpieczne” – przynajmniej dopóki nie nauczymy się, że dyskomfort to przejściowa, acz niezbędna część naszej transformacji.

Twoje wnętrze podpowie ci właściwy moment, by rozpocząć ten proces. A potem zaczniesz mieć wątpliwości i pojawi się chęć, żeby dać sobie z tym wszystkim spokój. To właśnie na tym etapie wytrwałość jest najważniejsza; powtarzaj zalecone praktyki, aż wejdą ci w krew. W pewnym momencie dyscyplina przerodzi się w wiarę w siebie, wiara w siebie zaowocuje zmianą, a zmiana zaprowadzi cię do wrót transformacji. Zasadnicza część tej pracy nie ma nic wspólnego z warunkami dookoła. Liczy się to, co masz w środku. Zmiana przychodzi od środka.

Oto pierwszy krok; być może zaskoczy cię, jak trudno będzie go uczynić. Wyobraź sobie przyszłość, która różni się diametralnie od twojej teraźniejszości. Przymknij oczy. Kiedy już uda ci się wyobrazić sobie tę alternatywną rzeczywistość, będziesz gotowa do działania. A jeśli przywołanie takiego obrazu wydaje ci się niemożliwe, to wiedz, że nie tobie jednej. Ta blokada w umyśle ma dobrze ugruntowane przyczyny. Zaufaj mi, napisałam tę książkę dla ciebie, bo sama byłam taką właśnie osobą.

Bierzmy się do pracy.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

[1] Tłum. z łaciny Roman Bugaj.

[2] Przekład własny.

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz