Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Sześć rozmów o pisaniu i miłości, poczuciu winy i innych rozkoszach.
Z czego powstaje jabłko? to zbiór rozmów Amosa Oza i Sziry Chadad, redaktorki hebrajskich wydań dwóch ostatnich książek pisarza. Wspólna praca stała się dla nich okazją do długich, szczerych rozmów o życiu, literaturze i polityce. To dialog między mężczyzną i kobietą, przedstawicielami różnych pokoleń, którzy rozmawiają o snuciu opowieści i procesie tworzenia, o dojrzewaniu i rodzicielstwie, o relacjach między płciami, o seksie i erotyce, o przemianach społecznych, których świadkiem był Oz w ciągu swojego życia. W tych swobodnych, przyjacielskich rozmowach Chadad i Oz nieraz wspólnie się śmieją, kiedy indziej zaś zdecydowanie z sobą polemizują.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 193
Co porusza twoją ręką, kiedy piszesz?
Na podwórku gimnazjum Rechawia w Jerozolimie rósł eukaliptus, na którym ktoś wyciął serce przebite strzałą. Na sercu, po bokach strzały, napisano: Gadi — Ruti. Pamiętam, że już wtedy, mając ze trzynaście lat, pomyślałem: „To pewnie robota tego Gadiego, nie Ruti. Po co to zrobił? Czy sam nie wiedział, że ją kocha? Ona o tym nie wiedziała?”. I wydaje mi się, że już wtedy powiedziałem sobie: „Może coś w nim wiedziało, że to minie, że wszystko mija, że ta miłość się skończy”. Chciał coś pozostawić. Chciał, żeby po tej miłości, kiedy już przeminie, zostało wspomnienie. I to jest bardzo podobne do impulsu, który każe opowiadać historie, pisać opowiadania: ocalić coś od szponów czasu i zapomnienia. To oraz pragnienie, by dać drugą szansę czemuś, co już nigdy nie będzie jej miało. To też. Do sił, które poruszają tą piszącą ręką, należy też pragnienie, by coś nie zostało wymazane bez śladu — niekoniecznie osobiste sprawy. Mnie, na przykład, nigdy nie wynajęto, abym zamieszkał na poddaszu starego domu i godzinami rozmawiał, odpłatnie, z jakimś starszym niepełnosprawnym człowiekiem, jak to się zdarzyło Szmuelowi z Judasza. Mnie się coś takiego nie przytrafiło. Ale byli w Jerozolimie ludzie, którzy mówili trochę jak Gerszom Wald. Byli, a teraz ich nie ma. Chciałem między innymi, aby to nie poszło w niepamięć. Tamta Jerozolima gorącogłowych intelektualistów, stojących jedną nogą w Brennerze, drugą w Biblii, inną na dworze Ben Guriona, jeszcze inną u Nietzschego, kolejną u Dostojewskiego albo Żabotyńskiego1.
A masz poczucie, że twoje motywacje do pisania zmieniają się z biegiem lat, czy pozostają zasadniczo podobne?
Nie wiem, Sziro, myślę, że są takie same, ale nie jestem tego pewien. Prawie nigdy nie zadaję sobie pytania o motywację do pisania. Kiedy tutaj siadam przed piątą rano z pierwszym kubkiem kawy, po spacerze pustymi ulicami, nigdy nie zadaję sobie pytania o motywację. Po prostu piszę.
Ale zadajesz pytanie, skąd się bierze opowieść?
Tak, tak. Czasami je zadaję i nie zawsze znajduję odpowiedź. Opowiem ci coś, co się wiąże z tym, o co pytasz. Przetłumaczyłem kiedyś rosyjski wiersz Anny Achmatowej, ale z angielskiego, z wersji Stephena Berga, bo nie znam rosyjskiego. I właśnie on dokładnie, ale to dokładnie dotyczy twojego pytania. Przepisałem to na maszynie w czasach, kiedy nie było jeszcze komputerów. Tak się ten wiersz kończy:
Czasami tylko tu siedzę. Wichry od zamarzniętego morza
wlatują do mnie przez otwarte okno. Nie wstaję,
nie zamykam go. Pozwalam, by powietrze mnie dotykało. Zaczynam marznąć.
Czy świt, czy zmrok, te same różowe smugi chmur.
Gołąb wydziobuje mi ziarenko pszenicy z wyciągniętej dłoni,
te bezkresne przestrzenie pustych kart na moim biurku…
jakiś samotny impuls unosi moją prawą rękę, prowadzi mnie.
Dużo, dużo starszy niż ja, opada,
lekko jak powieka, bezbożnie, i zaczynam pisać2.
To piękne.
Nie jestem tłumaczem, ale postanowiłem przełożyć ten wiersz z angielskiego. Może po rosyjsku jest jeszcze piękniejszy, nie wiem.
Czasami zadaję sobie pytanie, skąd biorą się opowieści, i nie za bardzo umiem odpowiedzieć. Widzisz, z jednej strony wiem, bo od zawsze wiodę żywot szpiega. Pisałem o tym w Opowieści o miłości i mroku. Przysłuchuję się cudzym rozmowom, przyglądam obcym ludziom, a stojąc w kolejce w przychodni albo na dworcu czy lotnisku — nigdy nie czytam gazety. Zamiast czytać, słucham, co mówią ludzie, podkradam strzępki rozmów i je sobie dopowiadam. Albo przyglądam się ubraniom, butom — buty zawsze wiele mi mówią. Patrzę na ludzi. Słucham.
Mój sąsiad w Chuldzie, Meir Sibahi, mawiał: „Jak tylko przechodzę pod oknem pokoju, w którym pisze Amos, to przystaję na chwilę, sięgam po grzebień i się czeszę. Bo w razie gdybym miał wejść do jakiejś jego historii, to lepiej z uładzoną fryzurą”. Bardzo logiczne, ale u mnie to tak nie działa. Weźmy jabłko: z czego ono powstaje? Z wody, ziemi, słońca, jabłoni, odrobiny nawozu. Ale nie przypomina żadnego z nich. Powstało z nich, ale nie jest do nich podobne. Tak samo z opowieścią. Na pewno jest utkana z sumy wszystkich spotkań, doświadczeń, wysłuchanych słów.
Moim pierwotnym impulsem jest chęć odgadnięcia, co bym czuł na jego albo na jej miejscu: co bym pomyślał? Czego chciał? Czego bym się wstydziła? Na czym, na przykład, zależałoby mi, żeby nikt na świecie się o mnie nie dowiedział? Co miałbym na sobie? Co bym jadła? Towarzyszyło mi to od zawsze, zanim zacząłem pisać opowiadania, od dzieciństwa. Byłem jedynakiem i nie miałem przyjaciół. Rodzice zabierali mnie do kawiarni przy ulicy Ben Jehudy w Jerozolimie i obiecywali lody, jeżeli będę siedział spokojnie, kiedy oni będą rozmawiać ze swoimi przyjaciółmi. A lody były wówczas w Jerozolimie rzadkością. Nie dlatego, że były drogie, ale dlatego, że wszystkie nasze matki bez wyjątku, religijne i nie, sefardyjskie i aszkenazyjskie, wierzyły ponad wszelką wątpliwość, że lody oznaczają zaczerwienione gardło, zaczerwienienie to infekcja, infekcja to grypa, grypa to angina, angina to zapalenie oskrzeli, zapalenie oskrzeli to zapalenie płuc, a zapalenie płuc to gruźlica. Słowem — albo lody, albo dziecko. Mimo wszystko jednak obiecywali jednorazowo, że kupią mi lody, jeżeli ani razu im nie przeszkodzę w rozmowie. A rozmawiali tam z przyjaciółmi co najmniej siedemdziesiąt siedem godzin bez przerwy. Żeby nie oszaleć z samotności, po prostu zaczynałem wtedy szpiegować ludzi przy sąsiednich stolikach. Wykradałem urywki rozmów, obserwowałem, kto co zamawia. Kto płaci. Próbowałem zgadnąć, co łączy te osoby, a nawet wyobrazić sobie, na podstawie ich wyglądu i języka ciała, skąd pochodzą, jak wygląda ich dom. Robię tak do dzisiaj. Ale nie jest tak, że pstrykam zdjęcie, wracam do domu, wywołuję je i opowieść gotowa. Po drodze zdarza się mnóstwo perypetii. Na przykład pewien chłopak w Czarnej skrzynce ma zwyczaj drapać się w prawe ucho lewą ręką, którą następnie przesuwa z tyłu głowy. Jakaś kobieta spytała mnie, skąd to wziąłem. Bo ona też zna kogoś, kto drapie się po prawym uchu lewą ręką za głową. Odpowiedziałem, że prawie na pewno to gdzieś widziałem i wryło mi się w pamięć. Ale gdzie to widziałem? Niech mnie pani zastrzeli, nie wiem. To pochodzi z jakiegoś zatartego wspomnienia, nie z powietrza, ale nie mam pojęcia skąd.
Wiesz co? Powiem tak. Kiedy piszę artykuł, zwykle robię to ze złości. Główną siłą napędową jest to, że jestem na coś zły. Ale kiedy piszę opowiadanie, jedną z rzeczy, które poruszają tą ręką, jest ciekawość. Taka, której nie mogę zaspokoić. Strasznie mnie ciekawi wchodzenie w cudzą skórę. I myślę, że ciekawość jest nie tylko koniecznym warunkiem wszelkiej pracy intelektualnej, ale też cnotą moralną. Na tym chyba polega również etyczny wymiar literatury.
Spieramy się o to z A.B. Jehoszuą, który kwestię moralną wysuwa na pierwszy plan w twórczości literackiej: zbrodnia i kara. Moim zdaniem wymiar etyczny polega na czymś innym: na umieszczeniu siebie na parę godzin w skórze innej osoby czy też wejściu w jej buty. Ma to w sobie pewną wagę moralną, nie wprost, niezbyt wielką, bez przesady. Ale naprawdę uważam, że człowiek mający w sobie ciekawość jest trochę lepszym partnerem życiowym niż ktoś, kto jej nie ma. I również trochę lepszym rodzicem. Tylko się ze mnie nie śmiej, ale uważam, że ktoś taki jest nawet lepszym kierowcą niż człowiek pozbawiony ciekawości, bo zadaje sobie pytanie, co tamta osoba, prowadząca samochód na sąsiednim pasie, może nagle zrobić. Wydaje mi się, że człowiek obdarzony ciekawością jest też dużo lepszym kochankiem niż ktoś jej pozbawiony.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Josef Chaim Brenner (1881–1921) — prozaik, publicysta, działacz społeczny, przedstawiciel nurtu psychologicznego w literaturze hebrajskiej; Władimir Zeew Żabotyński (1880–1940) — działacz syjonistyczny, pisarz, poeta, tłumacz i publicysta, od 1923 r. przywódca rewizjonistycznego ruchu Bejtar, od 1925 również Nowej Organizacji Syjonistycznej (przyp. tłum.). [wróć]
Przetłumaczono na podstawie swobodnej angielskiej adaptacji wiersza Samotność Anny Achmatowej pióra Stephena Berga, zatytułowanej Alone (zob. Stephen Berg, With Akhmatova at the Black Gates: Variations, przedm. Hayden Carruth, Urbana–Chicago–London 1981, s. 57–58), inspirując się polskim przekładem Eugenii Siemaszkiewicz. Przekład ten wraz z oryginalnym tekstem rosyjskim — zob. Anna Achmatowa, Уединение [w:] Poezje, wybór i posłowie J. Szymak-Reiferowa, Kraków 1986, s. 66 (przyp. tłum.). [wróć]
Tytuł oryginału:
Copyright © 2018, Amos Oz and Shira Hadad
All rights reserved.
Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2019
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redaktor: Agnieszka Horzowska
Projekt i opracowanie graficzne okładki: Urszula Gireń
Ilustracja na okładce © ivan-96/Getty Images Poland
Wydanie I e-book (opracowane na podstawie wydania książkowego: Z czego powstaje jabłko?, wyd. I, Poznań 2019)
ISBN 978-83-8188-706-9
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel.: 61 867 81 40, 61 867 47 08
fax: 61 867 37 74
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer