Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
O książce
Pierwszy tytuł w eseistycznej serii Nouvelle. Ten zwięzły, mocny i aktualny tekst z pogranicza pamfletu i reportażu gonzo jest dobitnym wyrazem gniewu i bezwzględnie obnaża wpływ propagandy Putina na naród rosyjski. Zetka wymalowana białą farbą na rosyjskich czołgach w Ukrainie skłania Iegora Grana do refleksji nad gangreną, która toczy mózgi wielu Rosjan. Zombi, chodzące trupy, to zwykle wujek, babcia, siostra, syn lub mąż. Ci, którzy maszerują w szeregu za „najwyższym hipnotyzerem", ślepi zwolennicy bezwzględnej wojny, którą Rosja prowadzi od 24 lutego 2022 roku, gotowi poświęcić życie własnych dzieci, by odebrać spokój Ukraińcom. Książka poruszyła opinię publiczną we Francjii była nominowana do nagród Renaudot, Femina i Médicis.
„Le Temps”
Iegor Gran, pisarz urodzony w Rosji, napisał jadowitą książkę przeciwko katastrofalnemu dryfowaniu jego rodzinnego kraju w czasie, gdy Ukraina próbuje oprzeć się atakom armii Władimira Putina.
O Autorze
Iegor Gran, francuski pisarz urodzony w 1964 roku w Moskwie, syn Andrieja Siniawskiego, rosyjskiego pisarza i dysydenta ocalałego z gułagu. Przybył do Francji w wieku dziesięciu lat. Studiował w École centrale de Paris. Równolegle z pracą inżynierską rozpoczął karierę pisarską i jako pseudonim wybrał nazwisko swojej żony. Jest autorem kilku znanych książek (m.in. La Russie profonde,Les Trois Vies de Lucie, La revanche de Kevin, L'Écologie en bas de chez moi). Od 2011 roku współpracuje z „Charlie Hebdo".
O tłumaczu:
Paweł Łapiński, trójmieszczanin po studiach romanistycznych we Wrocławiu i Warszawie. Tłumacz literacki z języka francuskiego, członek Oddziału Północnego Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury.
Fragment:
Od ponad wieku Rosja stara się żyć w fikcjach równoległych. Wymyśla sobie metafizyczne walki, w które inwestuje całą swoją wiarę i swoją przyszłość – wczoraj była to walka z kapitałem, dziś z „tolerancją”. Rosja – z masochistycznym rozmachem godnym postaci Dostojewskiego – przedkłada niedostatki, które dają jej poczucie, że wzrasta duchowo, nad stagnację spokojnego życia, w którym każdy uprawia swój ogródek i dba o wygodę życia codziennego. Rosjanie przez siedemdziesiąt lat gonili za nieosiągalną przyszłością, w której ostatecznie miał zatriumfować proletariat, a dzisiaj zamykają się w wieży zbudowanej ze swojej przeszłości i ani trochę nie wadzi im trupi zapach, który tam panuje. Całe to oddanie wyimaginowanym konstrukcjom jest trudne do pojęcia dla pragmatycznego zachodniego umysłu, który skupia się na budowaniu swojej codzienności zamiast uganiać się za chimerami wyprodukowanymi z własnych frustracji. A jednak to właśnie kult fikcji popycha dziś Rosjan do przedkładania śmierci Ukraińców nad życie swoich własnych dzieci.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 92
Tytuł oryginału francuskiego Z comme zombie
Z comme zombie © Editions P.O.L, 2022
Copyright © Nowela, Poznań 2023
Copyright © for the translation by Paweł Łapiński
Redakcja Emilia Zwoniarska
Opracowanie graficzne i skład Dobrawa Brzezińska-Zaradna
ISBN 978-83-67936-01-9
Wydawnictwo Nowe
Nowela sp. z o. o.
ul. Żmigrodzka 41/49
60-171 Poznań
www.wydawnictwonowe.pl
redakcja@wydawnictwonowe.pl
Dział handlowy (+48 61) 847 40 40
zamowienia@nowela.pl
Z jak zombi
Postaci zombi, które opisałem w tej książce, choć wydają się dotknięte szaleństwem, są całkowicie prawdziwe. Niczego nie wyolbrzymiłem, za to wiele pominąłem. Oczywiście, jak głosi mądrość z dworcowego baru, „nie wszyscy Rosjanie są tacy”. Ja również chętnie się pod tym podpiszę. Niemniej jednak to właśnie mutacja Rosji w toksyczny Zombiland umożliwiła rozpoczęcie wojny. Teraz możemy tylko zrozumieć mechanizm tego obłędu czy chociaż zbliżyć się do jego zrozumienia, żeby nauczyć się mu zapobiegać, a w razie potrzeby leczyć dotknięte nimjednostki.
Kilka słów (o) zombi
Wbrew temu, co można by sądzić, większość zombi to dobrzy ludzie. Kochają swoich bliskich tak samo jak my. Niektórzy udzielają się w inicjatywach dobroczynnych, inni działają na polu kultury. Pewna kobieta z gatunku zombi, którą znałem dość pobieżnie, przyjechała z Rosji specjalnie, żeby zaopiekować się moją ciężko chorą matką i zrobiła to z ofiarnością i uśmiechem, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Było to dla mnie źródłem dziwnego doświadczenia: można popijać razem z zombi herbatę i śmiać się przy wspominaniu starej komedii romantycznej, jednak wystarczy powiedzieć jedno słowo o wojnie w Ukrainie, poważyć się na jakiś przytyk do Putina, a wtedy zombi sztywnieje z otwartymi ustami albo zaciśniętą szczęką. I w tym momencie jest gotowy pożreć głowę rozmówcy. Nie mają już znaczenia przyjaźń ani rodzinne więzi. Jego własne dzieci stają się dla niego tylko mięsem.
Myślicie, że przesadzam? Że odgrywam jakiś tanimelodramat?
Katia, lat szesnaście, utknęła w Mariupolu z ciałem swojej matki zmarłej z powodu wychłodzenia i niedożywienia. Dzwoni do wujka, który mieszka w Rosji, żeby powiadomić go o śmierci jego siostry. Odpowiedź wyraźnie zmieszanego wujka-zombi brzmi: „Kim ty w ogóle jesteś, żeby opowiadać mi takie głupoty? Nie dzwoń do mnie więcej. Nie znam cię”.
Rosyjski jeniec dzwoni do rodziny z płaczem i opowiada, że nie znalazł żadnych nazistów w tej całej Ukrainie, którą miał „denazyfikować”, zabijając cywilów. W odpowiedzi słyszy poirytowaną matkę-zombi: „Przestań, Siergiej, przecież widzę, że ci naziści cięprzekabacili”.
Inna mama znalazła w internecie nagranie wideo ze swoim synem, który został ranny i trafił do niewoli. Opowiada on o koszmarnych warunkach na polu bitwy: jego oddział – porzucony przez przełożonych, bez paliwa, bez amunicji, z racjami żywnościowymi, których termin przydatności upłynął w 2015 roku – musiał się przez tydzień okopywać w lesie, w czasie mrozu... Zrozpaczona matka opowiada o tym sąsiadkom, pokazując im nagranie. Domorosłe ekspertki twierdzą kategorycznie: „Rosyjska armia się tak nie zachowuje. To jakiś fake. Zresztą przypatrz się uważnie mundurowi tego chłopaka, popatrz na jego buty, przecież u nas nie nosi się takich łachmanów. A te odbicia w szybie za nim, to wygląda na montaż. A przede wszystkim, chociaż jest pewne podobieństwo, to nie jest Borys. Nie ma mowy! Twój syn jest szerszy w barkach”. Matka wreszcie daje się przekonać, że Borys to nie Borys i przez kilkanaście dni wypiera fakty, aż wreszcie dostaje telefon z Ministerstwa Obrony z oficjalnym potwierdzeniem pierwotnejwiadomości.
Żaden dowód, choćby nie wiem jak konkretny, nie jestw stanie wytrącić zombi z ich przekonań. Oni nie tylko nie wierzą w to, co widzą, ale wręcz woleliby stracić wzrok, niż popaść w zwątpienie. Arkadij opowiada, jak po godzinach przekonywania udało mu się nakłonić swojego ojca do obejrzenia na YouTube nagrań spalonych budynków w Charkowie i Mariupolu. Niewzruszona odpowiedź brzmiała: „Przecież dobrze wiesz, że to Ukraińcy sami zbombardowali się rakietami. A potem próbują odgrywać rolę ofiar”.
Anastazja natomiast wstydzi się, że jest Rosjanką. Na co jej siostra: „Nie kochasz swojej ojczyzny! A ona tyle ci dała. Ubrała cię, nakarmiła, dała dach nad głową. Spójrz na to piękno, na naszą przyrodę, na brzozy! Spójrz na tę cerkiew! Może powinnaś wyjechać i żyć gdzieś indziej? Może powinnaś stąd spadać? Gdyby cię teraz usłyszał twój dziadek, który został ranny na Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej!”.
Czasami agresja werbalna staje się znacznie bardziej zaciekła. Pewien zombi (po wypiciu) maltretował żonę tylko dlatego, że chciała zadzwonić do swojej matki mieszkającej w Charkowie. Na widok krwi mąż-zombi się rozochocił i jednym ciosem w dół pleców posłał swojego pięcioletniego syna prosto na ścianę. Chłopiec spędził szesnaście dni w śpiączce, po czymzmarł.
Nie ma w Rosji rodziny, która nie miałaby swojego zombi. To może być wujek, babcia, siostra, mąż. Media społecznościowe aż kipią od opowieści o tragicznych rodzinnych kłótniach, które przerodziły się w rozstania, kiedy nagle, zza maski ojca, brata, partnera, wyjrzał jakiś zdeformowany potwór. Jak tu dalej żyć, kiedy ludzie, których mieliśmy za bliskich i których niby znaliśmy na wylot, pod swoimi sympatycznymi minami skrywają pragnienie wojny i przyłączają się do wypocin na temat „nazistowskiego bardaku” w Ukrainie, który tak im zagraża, że usprawiedliwia barbarzyńskie bombardowania szpitali i szkół?
Oleg użala się na Facebooku: „Zostałem teraz sam, jestem obcy w moim własnym kraju. Większość moich przyjaciół jest przeciwko mnie. Łącznie z tymi należącymi do elity intelektualnej. Doznaję agresji ze strony lekarzy, przedsiębiorców, nauczycieli”. Andriej pisze na swoim kanale na Telegramie: „Dzisiaj był naprawdę trudny dzień. Ludzie, którzy są mi bardzo bliscy, ulegli zombifikacji. Jestem uznawany za wroga przez moją własną rodzinę. Nigdy bym nie pomyślał, że coś takiego będzie możliwe. Putin stał się im bliższy niż własny syn”.
„Zombifikacja”, jak to ujął Andriej. Ten termin nie jest żadnym wymysłem ani bon motem. Nie jest też zresztą nowy. Od początku lat dwutysięcznych w powszechnym użyciu funkcjonuje słowo „zombipudło” (зомбоящик) jako określenie na telewizor: pudło, które głucho dudni i ogłupia1. To słowo szybko zadomowiło się w języku codziennym, a gdy w 2018 roku wszedł na ekrany film o tytule Зомбоящик, na reklamującym go plakacie, być może niezbyt oryginalnym, widniał człowiek z telewizorem zamiast głowy. W środowiskach liberalnych już od dawna zauważano, że otępienie zombipudłem ma swój ukryty wymiar polityczny: putinowska telewizja stała się fantastyczną maszynką do odmóżdżania. Wiedziano o jej szkodliwej mocy, ale kazania czołowych telewizyjnych kapłanów – Dmitrija Kisielowa, Margarity Simonjan, Władimira Sołowjowa, Olgi Skabiejewy2– budziły tylko szyderczy śmiech… Przecież były tak nachalnie propagandowe, nieraz wręcz groteskowe! Jak ktoś o zdrowych zmysłach mógłby się na tonabrać?
Jednak to dopiero przy okazji inwazji na Ukrainę okazało się, że wszędzie żyją prawdziwi zombi – tacy, jak z filmów Romero. Agresywni, mamroczący cały czas ten sam bełkot zaczerpnięty z oficjalnych przemówień, wyśmiewający jako fake newsy wszelkie zjawiska, które mogłyby zdekonstruować ich pojęcie na temat świętej Rosji. Zombi napędza głód świeżego mięsa, który chcieliby zaspokoić na swoich ukraińskich sąsiadach, ale nie pogardzą również innymi Europejczykami, Amerykanami, Japończykami, Turkami, Gruzinami, Mołdawianami, jeśli wierzyć strumieniowi informacji płynącemu z agencji TASS albo RIANowosti.
Bynajmniej nie zmuszają ich do tego okoliczności. „Naziści” nie bombardują Moskwy. Nie toczy się żadna nowa operacja „Barbarossa”. Nie ogłoszono nawet generalnej mobilizacji. Zresztą w przeddzień rosyjskiej inwazji przeciętny zombi (który jeszcze nie wie, że nim jest) był absolutnie przekonany, że nie będzie żadnej wojny. Dałby sobie za to rękę uciąć. Jak mogłoby do niej dojść między dwoma bratnimi krajami, które dzielą ten sam język i tę samą prawosławną wiarę? Wojna? Dajcie spokój, przecież to bez sensu! Sam Ławrow takpowiedział!
– Rosja chce pokoju. Całe to zamieszanie zostało wywołane przez Zachód, żeby sprzedać więcej broni i sprawić, że ludzie zapomną o kryzysie covidowym – próbuje mnie przekonywać Anna, stara przyjaciółka rodziny, od której otrzymuję regularnewieści.
Anna mieszka w Moskwie. Do skromnej emerytury dorabia tłumaczeniami technicznymi – zna francuski, angielski i niemiecki. Telewizji ogląda mało, chyba że przy okazji odwiedzin u starej matki, którą się opiekuje. Starsza pani z objawami demencji przez cały dzień siedzi przy włączonymodbiorniku.
– Mama nie czuje się ostatnio najlepiej – zwierza mi się Anna. – Przez to zamieszanie wydaje jej się, że Rosjanie mogliby ponownie zrobić to, co kiedyś z Czechosłowacją. Wiadomo, to były czasy jej młodości, 1968rok...
Ta zniedołężniała staruszka zdecydowanie okazała się bardziej przewidująca niż jej córka.
– Przekaż swojej mamie moje wyrazy uszanowania – mówię do niej. – To niesamowitakobieta.
Rozmawialiśmy 15 lutego. Miasto Mariupol jeszcze istniało, tak samo jak jego teatr dramatyczny, port i ogrody.
Ponownie rozmawialiśmy już na początkumarca.
– O jakiej ty wojnie mówisz? – zaperza się Anna. – Nie ma żadnej wojny, tylko operacja wojskowa, a to dwie zupełnie różnerzeczy.
Stosowanie tego eufemizmu w ogóle jej nieżenuje.
– A tak, żebyś wiedział: Rosja nigdy nikogo nie zaatakowała – kontynuuje Anna. – To historycznyfakt.
Kobieta, która jeszcze niedawno opowiadała mi o Praskiej Wiośnie, nagle wyczyściła sobiepamięć.
Dwudziestego czwartego lutego o świcie najwyższy hipnotyzer pstryknął palcami i Anna obudziła się jako zombi. Teraz jest gotowa dopatrywać się w Zełenskim „nazisty” (chociaż jest żydem) i utrzymywać, że mała Ukraina to żywotne zagrożenie dla rosyjskiej kultury, „którą ci naziści chcą wyeliminować”, wyłapywać fake newsy w każdym artykule z mediów zachodnich. Mówi „czarne” wtedy, gdy biel aż bije po oczach, i odrzuca fakty z niezmąconą pewnością siebie, niczym cysterna jadąca na czołowe zderzenie z hulajnogą.
Moja rozpacz jest tym większa, że się tego wszystkiego nie spodziewałem. Anna ma kilka fakultetów. Dużo podróżowała. W Luwrze lubi szczególnie obrazy Cloueta i Georges’a de La Toura. Uwielbia Amsterdam i zoo w Berlinie, co nie przeszkadza jej w kierowaniu do mnie tego typutyrad:
– Nadeszła pora, żeby rozwiązać kwestię Ukrainy, która zawsze była jak wrzód. To oni popychają nas do wojny! Weźmy chociażby fakt, że sam ostatnio użyłeś słowa „wojna”... Ależ oni muszą być zadowoleni, że są w centrum uwagi mediów, z tymi swoimi niebiesko-żółtymi flagami, w które Zachód tak gorliwie sięstroi.
Wszystko to przyprawia o zawrót głowy. Chociaż oderwana od rzeczywistości tyrada Anny jest jak na zombi całkiem racjonalna i klarowna – studia wyższe mają jednak swoje plusy. Jednak w wypadku prostych ludzi, mniej skażonych kulturą i rozumem, taki spontaniczny poryw wzbierający od wewnątrz przypomina eksplozję kubła na śmieci, w którym uzbierało się za dużo odpadów. Wyobraźcie sobie nagranie ze starowinką dumnie usadzoną przed swoim postarzałym blokiem, które jej koleżanka wrzuciła na Telegram z hasztagiem #zароссию (#ZaRosję): „Nigdy nie chcieliśmy tej wojny i się jej nie spodziewaliśmy, ponieważ ten, co tam rządzi, to nie żaden Zełenski, oni po prostu wszystko zagarnęli, to kraje eurounijne [sic!], tak samo jak NATO, Macron, Ameryka – zagarnęli to dla siebie, już od dawna próbowali się wedrzeć do naszego kraju, bo nasz kraj jest bardzo bogaty, nie udało im się nas pokonać w 1945, bo lud był wtedy mocny duchowo, byli wtedy w Rosji patrioci, a rosyjskiego ludu nie da się pokonać, ani wtedy się nie dało, ani teraz się nie da, bo my wszyscy żyjemy dla Rosji, wszyscy wstaniemy, żeby bić się za nasz Związek Radziecki i pokonamy ich, tak jak ich już raz pokonaliśmy, dlatego oni od 1947 roku chcą po raz kolejny rozgrabić i zdeptać nasze bogate terytorium, nigdy im dość ziemi, ale my naszej ziemi nigdy nie opuścimy, rosyjski żołnierz zawsze zwycięży, a my wspieramy naszych żołnierzy, żołnierze, jesteśmy z wami, cała Rosja was wspiera!”.
Kto byłby w stanie przeanalizować ten chaos? Dopatrzeć się w tym jakiegoś sensu? Jak sobie uzmysłowić, że ta kobieta, której zachowanie w życiu codziennym nie wskazuje na żadne ślady zaburzeń umysłowych, nagle odczuwa potrzebę wylania z siebie strumienia gniewnegobełkotu?
Dobrze wiem, że ten świat jest pełen przekonań, które stawiają wyzwanie rozumowi, a potem bywają wykorzystywane przez wielkich manipulatorów, którzy potrafią je odpowiednio ukierunkować. W internecie aż roi się od wyznawców teorii spiskowych wszelkiej maści, którzy się jednoczą, skupiają w sekty. Niektórzy dopatrują się rąk GAFA w każdej katastrofie społecznej, która nas dotyka, inni dostrzegają tam cień Big Pharmy, Czerwonego Krzyża, masonów, lobby LGBTQ, George’a Sorosa albo Elona Muska. Świat jest pełen płaskoziemców i ufologów. Niektórzy są przekonani, że zamachów z 11 września nigdy nie było albo że woda może mieć pamięć. Znałem pewną kobietę, która broniła zażarcie tezy, że księżna Diana została zamordowana przez MI6, „bo za dużowiedziała”.
Co ich odróżnia od zombi? Niezależnie od stopnia oderwania od rzeczywistości, żaden z tych pomyleńców nie zachęca do mordowania i nie promuje wojny jako środka na przywrócenie sprawiedliwości, a już tym bardziej nie wysyła własnego syna na rzeź w imię obsesyjnie wyznawanej idei. Natomiast zombi się przed tym nie waha. Zdaje z wyróżnieniem test Abrahama – ten, w którym trzeba poświęcić Izaaka, żeby udowodnić przed samym sobą siłę swojej wiary. To nie tak, że zombi lubi odgłos marszu podkutych butów. Rosjanie dobrze wiedzą, że wojna rzadko bywa spacerkiem. Wciąż żywe jest tam wspomnienie ogromnej rzezi Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, które nawiedzało każdą rodzinę przez dziesięciolecia. Zdanie „Chwała Bogu, że nie ma już wojny” powtarzano jak mantrę, żeby choć trochę osłodzić sobie życie, kiedy radziecka codzienność robiła się zbyt ponura. W nieco bliższej nam epoce żałosna w skutkach kampania w Afganistanie przywiozła do Rosji ładunek trupów i wstydu. A jednak, kiedy trzeba wyruszać do „denazyfikacji” Ukrainy, zombi z chęcią posyła tam swoje własne ciało i krew, a kiedy miesiąc później oddadzą mu jego dziecko w postaci trupa, nie może pohamować w sobie poczuciawyższości.
Wybierzmy się na pogrzeb Władimira Zozulina, porucznika desantu poległego w walce, i posłuchajmy jego mamy trzymającej się prosto mimo emocji, jak przemawia do małej grupki zebranych przed zdjęciem jej syna przewiązanym czarną wstążką: „Jeśli chodzi o operację wojskową, to chcę powiedzieć tyle: razem z mężem popieraliśmy ją od samego początku. Wiedzieliśmy, że Wowa weźmie w niej udział... Pomimo tego wszystkiego... Jesteśmy z niego dumni, zawsze będziemy z niego dumni, tak samo jak z naszej Rosji oraz naszego prezydenta. Bardzo szanujemy Władimira Władimirowicza Putina i jesteśmy też z niego dumni, jesteśmy dumni z naszego narodu, naszych żołnierzy i całej rosyjskiej armii. A Zachód niech się tu do nas nie pcha! Nie poddamy się i nie przestraszymy!”.
Przez łzy pani Zozulin przebija szczerość. Ach! Gdybyż tylko Bóg dał jej drugiego syna! Z miejsca wysłałaby go, żeby kontynuował świętą misję starszego brata. W ten sposób miasto Iwanowo, gdzie mieszka cała rodzina, mogłoby doświadczyć kolejnej minuty nekrofagicznej chwały dorzuconej do około dwudziestu, które obchodzono już w tym regionie od początku wojny. Kwiecień 2022 roku był jak nienasycony: każdego dnia wraz z dostawą nieboszczyków na cmentarzach odbywały się bachanalia wojskowej dumy. Defilady kadetów, orkiestry kombatantów, rozwlekła przemowa burmistrza, nekrolog z czarno-pomarańczową wstążką3… Śmierć żołnierza to dla młodzieży dobry przykład, więc w szkołach, po których biegali kiedyś w krótkich spodenkach polegli bohaterowie, wiesza się pamiątkowe tablice.
„Sierżant Bogdanow, Władimir Dmitrijewicz, ukończył naszą szkołę w 2009 r. Poległ podczas specjalnej operacji wojskowej na terytorium Ukrainy jako członek 247. gwardyjskiego kaukaskiego pułku desantowo-szturmowego. Odznaczony medalem Żukowa i medalem za udział w operacji wojskowej w Syrii. Odznaczony medalem za odwagę (pośmiertnie)”.
„Tutaj uczył się (absolwent z 2006 roku) kapitan Rosgwardii Konarbajew, Askar Boraczewicz. Odznaczony medalem za odwagę (pośmiertnie). Poległ 15 marca 2022 roku podczas specjalnej operacji wojskowej w Ukrainie w mieście Mariupol. Cześć jego pamięci”.
„W tej szkole uczył się Podoprigora, Dmitrij Jurijewicz (11.01.1992–02.03.2022). Poległ bohaterską śmiercią, wypełniając swój żołnierski obowiązek podczas specjalnej operacji na terytorium DRL i ŁRL4. Odznaczony medalem za odwagę (pośmiertnie)”.
Nawet kiedy nie wiesza się tablicy pamiątkowej, stawia się chociaż ławkę. W szkole nr 17 w Gubkinie, w obwodzie biełgorodzkim, blat szkolnej ławki został pokryty ogromnym zdjęciem Siergieja Argujentowa – byłego ucznia tej szkoły poległego w walce w wieku dwudziestu pięciu lat. „Ławka bohatera”, bo tak właśnie nazwano ją oficjalnie, będzie zarezerwowana dla najlepszego ucznia w klasie. Matka młodego Siergieja zainaugurowała uświęcony mebel w obecności wszystkich miejskichnotabli.
Tyle pośmiertnej odwagi! Tyle ludzkich szczątków zamienionych w relikwie, tablice, ławki!
Chciałoby się powiedzieć, że ci akurat mieli szczęście. Przynajmniej ktoś pojechał po nich do Ukrainy, żeby zwrócić ich ciała bliskim. Tysiące innych poległych zwyczajnie „zniknęło”, co oznacza, że ich towarzysze nie zadali sobie trudu, żeby zabrać ich ciała z pola walki, nawet kiedy mieli kontrolę nad danym obszarem. Ukraińcy zrobili to za nich. Po dwóch miesiącach wojny kostnice w Dnieprze pękają w szwach od rosyjskich trupów, których, zgodnie ze słowami burmistrza Michaiła Łysenki, jest tam „ponad półtora tysiąca”. „Wszystkie nasze chłodnie są przepełnione”. Nikt się po nich nie zgłasza. Rodzice tych „zaginionych” mają to gdzieś, tak samo jak dowództwo armii. Zombi mają inne priorytety – świętować niszczenie sąsiada i wszelkich norm moralnych. Teraz wreszcie mogą wyrazić to barbarzyńskie pragnienie, które zżerało ich od środka. Świętować wspólnie swoją potwornąprzemianę.
To jeden z bardziej jaskrawych paradoksów: zombi jest doskonale świadomy bycia zombi. Kiedy tylko może się z tym afiszować, czerpie z tego ogromną satysfakcję. Trzy tygodnie po wybuchu wojny pewna młoda tiktokerka umieściła w sieci pełen entuzjazmu monolog, który recytowała z szerokim uśmiechem, prosto do kamery: „Atakują nas i krzyczą, że jesteśmy zombi! Owszem, jesteśmy zombi – to my, prosty lud. Oszem, jesteśmy zombi i kochamy Rosję! Owszem, jesteśmy zombi od ponad tysiąca lat! W