Zagłada cmentarzy żydowskich - Bielawski Krzysztof - ebook + książka

Zagłada cmentarzy żydowskich ebook

Bielawski Krzysztof

4,0

Opis

Historia niszczenia cmentarzy żydowskich w Polsce prześledzona przez Krzysztofa Bielawskiego ukazuje swoje niepokojące karty. Jeszcze do niedawna powszechne było przypisywanie dewastacji nekropolii żydowskich jedynie lub głównie Niemcom podczas drugiej wojny światowej. W rzeczywistości istotny udział w tych działaniach ma także miejscowa ludność oraz powojenne państwo polskie. Przytoczone i udokumentowane zdjęciami przykłady nowych zastosowań, jakie wymyślono dla macew, np. przerobienie ich na płyty chodnikowe lub tarczę szlifierską, mają w sobie wstrząsającą moc.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 354

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Biblioteka „WIĘZI” Warszawa 2020 Krzysztof Bielawski Zagłada cmentarzy żydowskich
ZDJĘCIE AUTORA NA OKŁADCE © Tadeusz Wrzesiński, Studio MTJ
ZDJĘCIE NA I STRONIE OKŁADKI Janusz Górski
REDAKCJA Paweł Kądziela
KOREKTA Cezary Gawryś
PROJEKT GRAFICZNY I TYPOGRAFICZNY Janusz Górski
DTP Krzysztof Gotowicki
Publikacja dofinansowana ze środków Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny w Polsce.
Książka opublikowana dzięki finansowemu wsparciu Fundacji Rodziny Nissenbaumów.
Dziękujemy Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego za pomoc w wydaniu niniejszej książki.
© Copyright by Krzysztof Bielawski, Warszawa 2020 ORCID: 0000-0002-1112-7969
ISBN 978-83-65424-74-7
Towarzystwo „WIĘŹ”
ul. Trębacka 3
00-074 Warszawa
tel. 22 827 29 17
Zapraszamy do naszej księgarni internetowej: www.wiez.pl
Zamówienia: Dział Handlowy
tel. 22 828 18 08
Konwersja: eLitera s.c.

Wstęp

W obecnych granicach Polski znajduje się około 1200 cmentarzy żydowskich. Tę liczbę wykazał spis przygotowany w latach 2017–2019 przez Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN i Narodowy Instytut Dziedzictwa. Jego podstawę stanowiły informacje zebrane na portalu Wirtualny Sztetl (www. sztetl.org.pl), założonym przez Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny, a od 2012 roku prowadzonym przez Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Lista cmentarzy jest w trakcie weryfikacji przez Wojewódzkich Konserwatorów Zabytków. Przy tworzeniu listy kierowano się halachiczną[1] zasadą, według której cmentarz jest miejscem spoczynku zmarłych, oczekujących na nadejście Mesjasza i jako taki nie podlega likwidacji, zawsze „jest”, nawet gdy na jego powierzchni nie ma nagrobków. Spis objął cmentarze o różnym stanie zachowania (również pozbawione nagrobków, zabudowane lub zdewastowane w inny sposób), czynne i oficjalnie zamknięte do celów grzebalnych, a także kilkanaście cmentarzy średniowiecznych, których lokalizacja nie jest współcześnie znana. Uwzględniono cmentarze założone w gettach w Augustowie, Białymstoku, Kielcach oraz żydowski cmentarz wojenny nr 293 w Zakliczynie, na którym pochowano żołnierzy poległych podczas I wojny światowej[2]. W spisie nie ujęto grobów ofiar Zagłady znajdujących się poza cmentarzami żydowskimi.

Cmentarze żydowskie w Polsce nigdy nie doczekały się kompleksowej dokumentacji. Były one w spektrum zainteresowania niektórych badaczy i naukowców już na początku XX wieku, jednak Zagłada przerwała ten proces. W latach PRL badania dziedzictwa żydowskiego były ograniczone. Dopiero od lat osiemdziesiątych można zaobserwować rosnące zainteresowanie tematyką cmentarzy żydowskich, którego efektem są liczne artykuły, opracowania, książki i albumy oraz strony internetowe. Badania dotyczą różnych aspektów, między innymi historii cmentarzy i sztuki sepulkralnej, filologicznej analizy inskrypcji, paleografii, obyczajowości związanej z pogrzebem i pamięcią o zmarłych. Stopniowo powstają także spisy zachowanych nagrobków. Pomimo tego stan wiedzy o cmentarzach żydowskich w Polsce wciąż nie jest wystarczający. Zdecydowana większość z nich nie posiada profesjonalnej dokumentacji. Jednocześnie wiele obiektów stopniowo niszczeje, tym samym ograniczając pole do badań.

Jedną z luk w historiografii jest kwestia destrukcji cmentarzy. Proces na szeroką skalę rozpoczął się podczas drugiej wojny światowej i trwa do dziś. Żydowskie cmentarze to często obiekty bez nagrobków lub z ich szczątkową liczbą, bez ogrodzeń, oznakowania i czytelnych granic, nierzadko zabudowane i praktycznie nieczytelne w przestrzeni.

Jeszcze do niedawna powszechne było przypisywanie zniszczenia cmentarzy jedynie lub głównie Niemcom podczas drugiej wojny światowej. W rzeczywistości udział w tym procesie ma także miejscowa ludność oraz powojenne państwo polskie. To sprawia, że temat jest trudny i nierzadko przemilczany. Nigdy wcześniej nie było też prowadzonych szerszych badań nad destrukcją cmentarzy żydowskich. Informacje o tym procesie można znaleźć w licznych źródłach i opracowaniach dotyczących cmentarzy, Zagłady, historii lokalnej, w oficjalnej dokumentacji urzędów i różnych organizacji – jednak dotychczas zagadnienie nie zostało ujęte w sposób kompleksowy. Na szczególną uwagę zasługuje wydana w 2006 roku książka Kazimierza Urbana Cmentarze żydowskie, synagogi i domy modlitwy w Polsce w latach 1944–1966 (wybór materiałów)[3]. Jej autor omówił powojenne losy mienia dawnych gmin żydowskich, wiele uwagi poświęcając niszczeniu cmentarzy oraz zamieścił kilkaset dokumentów źródłowych z zasobu Archiwum Akt Nowych i Żydowskiego Instytutu Historycznego. Kolejną fundamentalną pracę stanowi książka Małgorzaty Bednarek Sytuacja prawna cmentarzy żydowskich w Polsce 1944–2019, która ukazała się w maju 2020 roku[4]. Pozycja zawiera pogłębioną analizę prawną sytuacji cmentarzy żydowskich i udowadnia nagminne łamanie prawa przez państwo i innych „użytkowników” cmentarzy. Jest to niezwykle cenny materiał źródłowy i lektura obowiązkowa dla przedstawicieli władz, pracowników służb konserwatorskich, działaczy organizacji zajmujących się ochroną cmentarzy żydowskich oraz historyków.

Książka Zagłada cmentarzy żydowskich powstała na podstawie pracy dyplomowej Destrukcja cmentarzy żydowskich na terenach obecnej Polski po 1933 roku, obronionej w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego w 2019 roku na kierunku Historia i kultura Żydów[5]. Jej celem jest próba przedstawienia procesu destrukcji cmentarzy żydowskich w Polsce w wyniku działań dokonanych przez ludzi i wskazania jego sprawców. Posłużyła do tego analiza zróżnicowanych źródeł tekstowych i ikonograficznych oraz opracowań. Ważne było także doświadczenie autora, który interesuje się cmentarzami żydowskimi od 2005 roku – początkowo czynił to jako badacz-amator i założyciel strony internetowej www.cmentarze-zydowskie.pl[6], a od 2009 roku jako specjalista do spraw dziedzictwa żydowskiego w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Doświadczenie to zostało nabyte podczas wizytacji cmentarzy, własnych badań, udziału w konferencjach oraz w wyniku konsultacji w gronie osób zajmujących się tą tematyką[7].

Istotnym problemem badawczym było rozproszenie źródeł oraz brak kompleksowych opracowań. Zdarza się, że w wyniku niewiedzy, w imię polityki historycznej lub lokalnej solidarności, dochodzi do przekłamań, polegających na przykład na obarczaniu winą za zrujnowanie cmentarzy tylko III Rzeszy, z pominięciem udziału ludności miejscowej i władz państwowych. W wielu przypadkach proces dewastacji cmentarzy, jak również sprawców zniszczeń można było opisać jedynie na podstawie fragmentarycznych informacji z różnych miejscowości, które jednak w szerszej perspektywie pozwoliły na zdefiniowanie wspólnych modeli destrukcji. Przytoczone w książce akty dewastacji nie wyczerpują wszystkich tego typu zdarzeń, stanowią jedynie ich część i zostały wykorzystane jako egzemplifikacja procesu zagłady cmentarzy.

Niniejsze opracowanie dotyczy cmentarzy położonych w Polsce, w jej obecnych granicach, a także dewastacji popełnionych od 1933 roku (czyli od przejęcia władzy przez Adolfa Hitlera) na dawnych terenach niemieckich, które po 1945 roku weszły w skład Polski oraz dla pozostałej części kraju od 1 września 1939 roku. Odwołanie do okresu lat 1933–1939 jest konieczne dla zrozumienia sytuacji cmentarzy na Opolszczyźnie, Dolnym Śląsku, części Wielkopolski, Pomorza, Warmii i Mazur.

W książce pominięto destrukcję cmentarzy, jaka powstała w wyniku oddziaływania czynników naturalnych. Odpowiednie opracowanie tego zagadnienia wymagałoby specjalistycznej, interdyscyplinarnej wiedzy z zakresu m.in. fizyki, chemii, biologii i geologii. Zasygnalizowano natomiast ten proces, pokrótce podając jego najważniejsze elementy.

W kolejnych rozdziałach omówiono różne rodzaje zniszczeń i profanacji z podziałem na okresy do 1945 roku i lata późniejsze, z wyróżnieniem poszczególnych sprawców destrukcji cmentarzy (m.in. państwa niemieckiego, ludności cywilnej, państwa polskiego). Uzupełnieniem są rozdziały przedstawiające reakcje Żydów i Polaków na niszczenie cmentarzy. Poruszono także kwestię ochrony cmentarzy.

W książce zastosowano układ chronologiczny, natomiast w przypadku wymieniania nazw miejscowości przyjęto porządek alfabetyczny z przypisaniem dat. Cytaty polskojęzyczne zostały przytoczone z zachowaniem pisowni oryginalnej, cytaty obcojęzyczne – w tłumaczeniu na język polski. Ze względu na ochronę danych osobowych, w uzasadnionych przypadkach wprowadzono anonimizację świadków.

Destrukcja cmentarzy żydowskich

Cmentarz to wydzielony teren, przeznaczony do grzebania zmarłych, a w przypadku cmentarzy żydowskich, również uszkodzonych pism o charakterze religijnym. Częściami składowymi cmentarza są:

■ Groby, rozumiane jako bezpośrednie miejsca pochówku zwłok. Na cmentarzach żydowskich w Polsce są to niemal wyłącznie pochówki ziemne. W odróżnieniu od chrześcijan, Żydzi aszkenazyjscy nie stosowali i nie stosują pochówków w kryptach, sarkofagach i urnach. Kremacje i pola urnowe należą do absolutnej rzadkości i dotyczą osób, które uległy daleko posuniętej akulturacji[1].

■ Nagrobki o różnych formach: stele (powszechnie zwane macewami), nagrobki tumbowe (pseudosarkofagowe), ohele, obudowy tablic inskrypcyjnych, stele zmodyfikowane, małe formy architektoniczno-rzeźbiarskie, nagrobki architektoniczne, obejścia grobowe[2].

■ Formy upamiętnienia niezwiązane bezpośrednio z miejscem pochówku (nagrobki symboliczne, tablice pamiątkowe, pomniki ku czci ofiar Zagłady).

■ Zabudowania (domy przedpogrzebowe, budynki administracyjno-gospodarcze, mieszkania dozorców i grabarzy, wozownie i garaże).

■ Drogi i ścieżki.

■ Ogrodzenia, bramy i furtki.

■ Infrastruktura dodatkowa, m.in. chodniki, schody, mostki, ujęcia wody, ławki, śmietniki, oświetlenie, systemy melioracyjne, systemy monitoringu.

■ Oznakowanie (tablice informacyjne, drogowskazy).

■ Zieleń cmentarna.

■ Układ przestrzenny: podział na kwatery, sieć dróg i ścieżek, tzw. drogi kohenów[3].

W tradycji żydowskiej niezwykle ważna jest zasada nienaruszalności grobu. Talmud stanowi: „Zabrania się przenoszenia zmarłych i kości ich z miejsca, w którym spoczywają”[4]. W odróżnieniu od cmentarzy różnych wyznań, na których po upływie określonego czasu dopuszcza się rozkopanie grobu, usunięcie szczątków i złożenia w tym miejscu kolejnych zwłok, żydowski grób nie może być naruszony i ponownie wykorzystany. Ekshumacja możliwa jest po uzyskaniu zgody rabina, m.in. w przypadku decyzji prokuratury, zagrożenia grobu zniszczeniem, przeniesienia szczątków do Ziemi Izraela, przeniesienia zwłok do grobu, który zażyczył sobie zmarły przed śmiercią; przeniesienia zwłok z cmentarza innego wyznania na cmentarz żydowski, pomyłkowego pochowania zmarłego obok niespokrewnionej z nim kobiety, przeniesienia osoby pochowanej pomyłkowo w miejscu wybranym przez inną osobę, przeniesienia zwłok pomyłkowo pochowanych w grobie podwójnym obok niewłaściwej osoby, przeniesienia zwłok do kwatery rodzinnej. Unika się ekshumacji zwłok osób, które zginęły za wiarę (hebr. kidusz ha-Szem – „dla uświęcenia Imienia [Pana]”) i zostały pogrzebane w miejscu kaźni (w większości dotyczy to ofiar Zagłady)[5]. Zasadniczo zabronione są wszelkie formy ingerencji w grunt, na którym znajdują się groby. Szczątki zmarłych mają w spokoju oczekiwać czasów mesjańskich. Wyjaśnia to rabin Abraham Ginsberg, dyrektor Komitetu Ochrony Cmentarzy Żydowskich w Europie: „Połączenie duszy i ludzkiego ciała po śmierci stanowi kluczowy aspekt naszej wiary w nieśmiertelność duszy. Dusza cierpi, gdy grób zostaje naruszony lub gdy okazywany jest brak szacunku wobec tego, co nam wydaje się być jedynie suchymi kośćmi. Dusza i duch mogą odpocząć jedynie wtedy, gdy ciało fizyczne, w którym były umiejscowione, spoczywa w grobie nabytym za życia lub przydzielonym po śmierci. [...] Prawo żydowskie stanowi, że ziemia przykrywająca grób należy do zmarłego i nie może być w żadnym stopniu usuwana, ponieważ wywoływałoby to niepokój zmarłego”[6].

W judaizmie ortodoksyjnym w odniesieniu do cmentarza obowiązuje szereg zaleceń i zakazów, m.in. zakaz stąpania po grobach, czerpania korzyści z nagrobków i trawy rosnącej na cmentarzu, sadzenia na grobach kwiatów i drzew[7].

Opisane powyżej zasady determinują wachlarz definicji dewastacji cmentarza żydowskiego. O ile praktycznie w każdej kulturze za takie akty poczytuje się niszczenie grobów i naziemnej tkanki (czyli nagrobków, zabudowań i innych elementów jego infrastruktury), o tyle na cmentarzach żydowskich za destrukcję dodatkowo uznaje się wszelkie ingerencje w grunt na obszarze grzebalnym, między innymi badania archeologiczne, odkopywanie lub wtórne wkopywanie nagrobków, usuwanie systemów korzeniowych drzew i krzewów.

Cmentarze z reguły prowadzone są przez organizacje o charakterze religijnym, dlatego też do działań niepożądanych zalicza się umieszczanie na nich symboli innych wyznań. Dla osób religijnych i podtrzymujących tradycję niedopuszczalne jest dokonywanie na cmentarzach żydowskich pochówków nie-Żydów[8] oraz różne działania pozostające w sprzeczności z tradycją, na przykład wypas zwierząt, jedzenie i picie na cmentarzu, czerpanie korzyści z cmentarza[9]. Warto jednak zaznaczyć, że stopień stosowania tych zasad zależy od obyczajowości lokalnej społeczności żydowskiej.

Destrukcję cmentarzy żydowskich należy rozpatrywać w odniesieniu do wyżej opisanych części składowych cmentarza i kwestii obyczajowych. Oprócz dewastacji spowodowanych mechanicznie przez ludzi, na uwadze trzeba mieć także zniszczenia powstałe w wyniku m.in. oddziaływania wody, gazów atmosferycznych, zanieczyszczenia powietrza, zmian temperatury, czynników biologicznych (drobnoustrojów heterotroficznych i autotroficznych, bakterii nitryfikacyjnych, glonów, porostów), korozji metalu, rozrastania się zieleni cmentarnej, wichur, wyładowań atmosferycznych, powodzi, pożarów, szkód górniczych, procesów stokowych (spływania, spełzywania oraz osiadania gruntu), obecności zwierząt (np. kopania jam na obszarze grzebalnym, budowy żeremi powodujących spiętrzenia wody i podtopienia cmentarzy, pozostawiania odchodów wchodzących w reakcje chemiczne z materiałem kamiennym)[10].

Ważne są też przemiany demograficzne, między innymi fale migracji na przełomie XIX i XX wieku oraz po dojściu Adolfa Hitlera do władzy, a przede wszystkim przemiany spowodowane Zagładą. Przykładem z okresu sprzed 1933 roku może być casus społeczności żydowskiej w Cieszowej. W wyniku migracji do dużych ośrodków miejskich i przemysłowych, w 1905 roku w miejscowości nie mieszkał już ani jeden Żyd, a klucze do cmentarza przejął ksiądz katolicki[11]. Największe zmiany spowodowała oczywiście Zagłada, wskutek której blisko 90% polskich Żydów zostało zamordowanych[12], większość ocalałych stopniowo opuściła kraj[13], a ci, którzy zdecydowali się pozostać, bardzo często ze względów bezpieczeństwa nie wrócili do swoich rodzinnych miejscowości i osiedlili się w dużych miastach (w tym na ziemiach przyłączonych z terytorium III Rzeszy). W efekcie setki cmentarzy i miliony grobów zostały pozbawione opiekunów.

Nie bez znaczenia są niewystarczające działania w zakresie bieżącej konserwacji nagrobków i pozostałej infrastruktury cmentarnej. Wynikają one przede wszystkim z katastrofy demograficznej, do jakiej doszło podczas Zagłady. Opieka nad cmentarzami przerasta możliwości współcześnie istniejących w Polsce organizacji żydowskich. Również instytucje państwowe i nieżydowskie organizacje społeczne nie są w stanie skutecznie zadbać o wszystkie cmentarze, jako obiekty lokalnego dziedzictwa kulturowego.

Należy zaznaczyć, że proces destrukcji cmentarzy miał miejsce również w czasach wcześniejszych. Może o tym świadczyć zapis w Statucie Kaliskim z 16 sierpnia 1264 roku, w którym książę Bolesław Pobożny ustanowił surową karę za niszczenie cmentarzy żydowskich  – „Jeśliby chrześcijanin w jakikolwiek sposób spustoszył lub najechał cmentarz, zarządzamy, aby surowo został ukarany według zwyczaju i praw naszej ziemi, a całe jego mienie, jakkolwiek nazywałoby się, przeszło do naszego skarbca”[14]. Problem dotykał zapewne wiele gmin żydowskich, co znajduje potwierdzenie w powszechnym zatrudnianiu dozorców cmentarzy (np. w Przemyślu w 1743 roku zatrudniony był stróż, „żeby płotów około okopiska nie rozbierano i nagrobków kamiennych i drewnianych kto nie obalał”[15]). Podobnie nie bez powodu przy wejściu na XVIII-wieczny cmentarz we Wrocławiu wyryto w kamieniu zaklęcie: „Kto to miejsce spokoju naruszy, będzie toporem uderzony. Topór mu rękę utnie, jeśli tu grób zbezcześci”[16].

Do częściowych zniszczeń cmentarzy dochodziło w wyniku rozruchów antyżydowskich (m.in. w Przemyślu w 1571 roku[17]) oraz działań wojennych (m.in. w 1655 roku w Sandomierzu podczas potopu szwedzkiego „nagrobki cmentarne porąbano i rozrzucono”[18]). Zdarzały się także przypadki niszczenia cmentarzy w wyniku decyzji władców. Co najmniej kilka cmentarzy na Śląsku, m.in. w Legnicy, Świdnicy i Wrocławiu, zostało zlikwidowanych w XIV i XV wieku, po wygnaniu z tych miast Żydów[19]. Najstarszy znany cmentarz żydowski w Warszawie zniszczono na przełomie XV i XVI wieku, w związku z wypędzeniem Żydów i późniejszym nadaniem przez Zygmunta I Starego przywileju „de non tolerandis judaeis”[20]. W 1733 roku szlachta ziemi liwskiej domagając się od posłów podjęcia starań na rzecz uniemożliwienia Żydom dzierżawy ziemi i ceł koronnych, żądała także likwidacji niedawno założonych cmentarzy żydowskich[21].

W przeszłości – na pewno jeszcze w drugiej połowie XIX wieku – dochodziło do niszczenia grobów w związku z zabobonami ludności chrześcijańskiej, polegającymi na wykopywaniu zwłok z cmentarzy żydowskich i wykorzystywaniu ich jako „lekarstwa” dla ludzi i zwierząt lub środka rzekomo zapobiegającego otruciu owiec[22]. Przyczyny często były jednak znacznie bardziej przyziemne, jak na przykład wypas zwierząt gospodarskich. Działo się tak w Chęcinach, gdzie po gradobiciu w 1912 roku chrześcijanie zaczęli wypasać bydło w okolicy cmentarza żydowskiego, doprowadzając do uszkadzania nagrobków i muru. O interwencję proszono biskupa kieleckiego, a sprawa ciągnęła się co najmniej do 1933 roku, kiedy „wobec licznych wypadków znieważenia cmentarza przez niewyśledzonych sprawców”, gmina żydowska postanowiła zatrudnić dozorcę[23]. Ignacy Schiper w książce Cmentarze żydowskie w Warszawie sporo miejsca poświęcił „mętom podmiejskim”, grasującym na cmentarzu przy ul. Gęsiej, szczególnie aktywnym pod koniec XIX wieku: „Systematycznie padały ofiarą kradzieży – kraty żelazne, ogradzające nagrobki, co kosztowniejsze płyty nagrobkowe, części metalowych dekoracji na pomnikach, skarbony z pieniędzmi itd. Do załadowania łupów sprowadzano nieraz ręczne wózki na sam teren cmentarza. [...]. Dla złodziei stanowił przynętę nawet piasek, którego było pod dostatkiem na obszarze cmentarnym. [...]. Męty obrały sobie w tym czasie cmentarz żydowski jako miejsce nocnych schadzek z córami Koryntu”[24]. Z pewnością jednak skala destrukcji nie była aż tak masowa, jak po 1939 roku.

Należy zaznaczyć, że nasilenie antysemityzmu w okresie międzywojennym, z eskalacją w drugiej połowie lat trzydziestych, nie przełożyło się na akty wandalizmu na cmentarzach żydowskich. Agresja antysemitów przejawiała się m.in. w przemocy fizycznej wobec ludzi, demolowaniu straganów, sklepów i innych lokali, separowaniu Żydów na uczelniach, usuwaniu ich z instytucji i różnych organizacji. Wydaje się, że niszczenie cmentarzy w trakcie akcji pogromowych i innych tego typu działań było sporadyczne, m.in. doszło do rozbijania nagrobków podczas antyżydowskich wystąpień chłopów w Oświęcimiu na przełomie 1918 i 1919 roku[25].

Jednocześnie najstarsze cmentarze, liczące kilkaset lat i nieużytkowane czynnie, na początku XX wieku były często w złym stanie, wynikającym m.in. z erozji kamienia oraz braku bieżącej konserwacji. Awraham Blusztejn tak opisał cmentarz w Międzyrzecu Podlaskim, założony zapewne w XVI wieku: „Na starym cmentarzu już od wielu lat nie chowano zmarłych, macewy zarosły wysokimi, dzikimi trawami, mimo że nikt już nie odwiedzał grobów przodków, były one oznakami starodawności”[26]. Z kolei w 1916 roku na najstarszym cmentarzu sandomierskim Majer Bałaban zastał „wszystkie nagrobki [...] połamane i zniszczone”[27]. W 1935 roku podobnie scharakteryzował XVI-wieczny cmentarz Remu w Krakowie: „Sam cmentarz czyni wrażenie przygnębiające; pomniki są po większej części zniszczone, zapadły się pod ziemię, lub leżą zwalone u stóp innych jeszcze stojących. [...] Ogół pomników zginął jednak bezpowrotnie”[28]. Wtórował mu Ozjasz Mahler: „Tu i ówdzie sterczą z pod ziemi posępne nagrobki, porosłe zielenią. Czas starł z nich napisy, rzeźby i różnorodne ozdoby. Duża część cmentarza jest prawie pusta”[29]. Nie zmienia to jednak faktu, że u zarania drugiej wojny światowej w Polsce istniały setki cmentarzy, na których znajdowały się tysiące nagrobków, domy przedpogrzebowe i inne zabudowania, ogrodzenia w różnej postaci oraz pozostałe elementy infrastruktury cmentarnej. Również najstarsze, zamknięte dla celów grzebalnych cmentarze stanowiły otaczane szacunkiem miejsca pochówku ludzi i – ponownie przywołując Awrahama Blusztejna – „oznaki starodawności”[30], istotne dla podtrzymania tradycji i tożsamości.

Cmentarze żydowskie w Polsce przed 1939 rokiem

Żydzi zakładali cmentarze na terenach obecnej Polski praktycznie od początków swojego osadnictwa. Świadczą o tym m.in. średniowieczne macewy, z których najstarsza pochodzi z grobu Dawida syna Sara Szaloma, zmarłego we Wrocławiu 4 sierpnia 1203 roku[1]. W zależności od historii i rozwoju demograficznego danej społeczności, cmentarze miały różną powierzchnię. Najmniejsze zajmowały działki o powierzchni około 0,05–0,07 ha. Wielkomiejskie cmentarze osiągały powierzchnię kilkadziesiąt razy większą (w Warszawie – około 33 ha, w Łodzi – 42 ha). Nierzadko w jednej miejscowości na przestrzeni czasu powstawało kilka cmentarzy. W historii krakowskich Żydów można doliczyć się aż ośmiu miejsc pochówku, warszawskich – pięciu. Tworzenie nowych cmentarzy spowodowane było rozwojem osadnictwa, usuwaniem Żydów z danej miejscowości i ich powtórnym osiedlaniem się[2], wykorzystaniem powierzchni dotychczas używanych nekropolii oraz zainicjowaną pod koniec XVIII wieku akcją zakładania nowych miejsc pochówku poza terenem zabudowanym, która dotyczyła cmentarzy wszystkich wyznań. Te ostatnie działania wynikały ze wzrostu świadomości sanitarnej. W Austrii odpowiednie nakazy zostały wydane przez cesarza Józefa II Habsburga 11 grudnia 1783 roku oraz 23 sierpnia 1784 roku. Cesarski patent objął ziemie rozbiorowe. Jego konsekwencją było m.in. zamknięcie w 1799 roku cmentarza przy synagodze Remu na Kazimierzu (od 1800 roku dzielnicy Krakowa) i otwarcie nowego cmentarza przy obecnej ul. Miodowej[3]. W Prusach dekret o zakładaniu cmentarzy poza miastem wydano w 1773 roku, a dodatkowo 24 maja 1814 roku ukazało się rozporządzenie królewskie, nakazujące tworzenie własnych miejsc pochówku rodzinom żydowskim mieszkającym dalej niż o milę od cmentarza. Ponieważ ze względu na politykę państwa społeczności żydowskie w Prusach były stosunkowo nieliczne, reskrypt zaowocował powstaniem licznych cmentarzy o małej powierzchni[4]. Na wielu z nich przez kolejne ponad 120 lat, to jest do wybuchu drugiej wojny światowej, odbyło się tylko 150–200 pogrzebów[5]. W Rzeczypospolitej Obojga Narodów 18 lutego 1792 roku wydano Uniwersał do Miast Wolnych względem cmentarzy i szlachtuzów, w którym polecono magistratom zakładanie cmentarzy poza miastem, zaznaczając, że nowy przepis stosuje się „nie tylko do cmentarzów chrześcijańskich, ale y do tych mieysc, w których Żydzi y wszelkiego wyznania zmarli, chowani bywają”. W zaborze rosyjskim kwestię urządzania i lokalizacji cmentarzy uregulowały ukaz carski z 13 marca 1817 roku o chowaniu zmarłych oraz postanowienie Rady Administracyjnej Królestwa Polskiego z 31 maja 1846 roku, polecające zakładanie cmentarzy poza terenem zabudowanym[6].

Organizacja cmentarzy stanowi odzwierciedlenie obyczajowości i zamożności lokalnych społeczności żydowskich. W małych, ubogich sztetlach na Podlasiu czy na Mazowszu, cmentarze były czasem otoczone jedynie wałem ziemnym, nagrobki ograniczały się do skromnych stel z polnych kamieni, drewna czy płyt piaskowcowych; domy przedpogrzebowe wykonywano z drewna. W dużych miastach cmentarze z reguły ogradzano murem, stawiano na nich okazałe zabudowania, w których dokonywano rytualnej ablucji zwłok i urzędował administrator cmentarza. Od XIX wieku o zróżnicowaniu materialnym i obyczajowym ludności miejskiej świadczyły pomniki nagrobne, które zaczęły przybierać coraz bardziej wyszukane formy, a ich wykonawcami byli uznani rzeźbiarze. Przez dekady, a nawet wieki użytkowania, poszczególne cmentarze zapełniły się nierzadko tysiącami grobów. Liczbę pochowanych od 1806 do 1939 roku na cmentarzu w Warszawie przy ul. Gęsiej szacuje się na od 120 tys. do 150 tys. osób[7].

Cmentarz – obok mykwy i synagogi – należy do najważniejszych obiektów każdej społeczności żydowskiej. Jest składnikiem majątku gminy wyznaniowej, w przeszłości nazywanej kahałem[8], stanowiącej terytorialną jednostkę samorządu ludności żydowskiej, posiadającą osobowość prawną[9]. Bezpośrednie administrowanie cmentarzem powierza się bractwu dobroczynnemu Chewra Kadisza (aram. Bractwo Święte). Funkcjonowanie cmentarzy regulują wewnętrzne przepisy gmin żydowskich (m.in. statuty Chewra Kadisza) oraz nadrzędne ustawodawstwo państwowe.

W II Rzeczypospolitej sprawy cmentarnictwa regulowały następujące akty prawne: Ustawa z 17 marca 1932 roku o chowaniu zmarłych i stwierdzaniu przyczyny zgonu oraz Rozporządzenie Ministra Opieki Społecznej z 30 listopada 1933 roku o chowaniu zmarłych i stwierdzaniu przyczyny zgonu.

Na mocy Ustawy prawo zakładania, utrzymania i zamykania cmentarzy przysługiwało gminom oraz uznanym przez państwo związkom religijnym i innym wyznaniowym osobom prawnym. Dopuszczalne było użycie zamkniętego cmentarza na inny cel, jednak z zastrzeżeniem pięćdziesięcioletniego okresu ochronnego od ostatniego pochówku oraz zachowania (z możliwością przeniesienia w inne miejsce) jego elementów o charakterze zabytkowym i artystycznym. Państwo gwarantowało sobie możliwość zamykania i wywłaszczenia cmentarzy wyznaniowych ze względów użyteczności publicznej, w tym również zamykania cmentarzy „w przypadkach wyjątkowej potrzeby” i przeznaczania ich na inny cel przed upływem 50 lat od ostatniego pogrzebu. Ustawa zezwalała na ponowne wykorzystanie grobu po 20 latach od pochówku, z wyłączeniem grobów posiadających wartość zabytków historycznych albo wartość artystyczną. Dopuszczano również możliwość ekshumacji zwłok na umotywowaną prośbę rodziny osoby zmarłej za zezwoleniem władzy administracji ogólnej, na wniosek władzy sądowej, z polecenia władzy administracyjnej w razie podejrzenia, że śmierć nastąpiła z powodu niestwierdzonej za życia choroby zakaźnej, oraz na mocy postanowienia władzy administracyjnej w razie przeznaczenia cmentarza na inny cel. W ustawie przewidziano również sankcje karne dla osób znieważających cmentarze (zob. Aneks nr 1)[10].

Rozporządzenie Ministra Opieki Społecznej z 30 listopada 1933 roku o chowaniu zmarłych i stwierdzaniu przyczyny zgonu precyzowało m.in. sposób postępowania ze zwłokami, zasady lokalizacji cmentarzy, budowy ogrodzeń i urządzania domów przedpogrzebowych. Według rozporządzenia, za szczątki ludzkie uznano „zarówno pozostałości zwłok, które wydobyto przy kopaniu grobu, jak i części ciała ludzkiego, odłączone od całości, jako też i popioły, otrzymane przez spopielenie zwłok ludzkich”. Przepis uszczegółowiał również sposób postępowania z cmentarzami w kontekście ochrony substancji zabytkowej[11].

Powyższe przepisy nie uwzględniały zasad wynikających z halachy i tradycji żydowskiej, przede wszystkim braku możliwości likwidacji cmentarzy. W okresie międzywojennym były to jednak przypadki sporadyczne. W 1938 roku w związku z rozbudową zakładów lotniczych w Mielcu władze państwowe podjęły próbę wywłaszczenia miejscowego cmentarza, w tym samym roku – ze względu na położenie na terenie zabudowanym – zamknęły cmentarz w Falenicy[12].

Zagłada cmentarzyw latach 1933–1945

Sytuacja cmentarzy na terenach III Rzeszy

W obecnych granicach Polski znajdują się tereny, które przed drugą wojną światową stanowiły terytorium III Rzeszy (Dolny Śląsk, część Górnego Śląska, Ziemi Lubuskiej, Wielkopolski, Pomorza, Warmii i Mazur). Miejscowe społeczności żydowskie na tych ziemiach były narażone na represje już od lat dwudziestych XX wieku, w związku z nasileniem się antysemityzmu. Przed dojściem Hitlera do władzy, w latach 1923–1932 w Niemczech odnotowano 125 przypadków dewastacji cmentarzy żydowskich, z czego cztery na Śląsku – we Lwówku, Wrocławiu, Sośnicowicach i Trzebnicy[1]. Według Aliny Całej były one „raczej spontaniczne” i w znikomej liczbie dokonane przez nazistów[2] (dla porównania: w Polsce w latach 2002–2012 ujawniono 89 różnych aktów dewastacji i profanacji cmentarzy żydowskich[3]). Po 1933 roku do zniszczeń doszło m.in. podczas Nocy Kryształowej z 9 na 10 listopada 1938 roku. W literaturze przedmiotu można spotkać się z twierdzeniami, że zbezczeszczono wówczas wszystkie (lub prawie wszystkie) żydowskie cmentarze[4], choć w rzeczywistości działania nazistowskich bojówkarzy polegały przede wszystkim na fizycznej agresji wobec ludzi, pozbawianiu ich wolności, plądrowaniu i niszczeniu mieszkań, sklepów, zakładów i synagog[5]. Znamienny jest pierwszy raport Reinharda Heydricha, sporządzony tuż po Nocy Kryształowej, zawierający informację o aresztowaniu 174 osób, spaleniu 191 synagog, zdemolowaniu 76 synagog oraz 11 zniszczonych i 3 zdemolowanych domach gminnych i kaplicach cmentarnych[6]. W szczegółowych meldunkach z 70 miast tzw. Wrocławskiego Nadodcinka SS dewastacje dotyczące cmentarzy (a ściślej domów przedpogrzebowych) pojawiają się jedynie w przypadku Jeleniej Góry i położonego obecnie w Czechach Karniowa[7].

Wiadomo, że podczas zajść związanych z Nocą Kryształową doszło do dewastacji cmentarzy m.in. w Brzegu Dolnym (gdzie podobno przewrócono większość nagrobków[8]), w Gryfinie i Nowogardzie (rozbito nagrobki)[9], Jeleniej Górze (w domu przedpogrzebowym zdemolowano wnętrze i wybito szyby)[10], Kołobrzegu[11], Koszalinie[12], Lęborku[13], Szczecinie[14], Świnoujściu (w tych pięciu miastach podpalono domy przedpogrzebowe, w Kołobrzegu budynek z czasem przeznaczono na stajnię pobliskiej jednostki wojskowej)[15], Świdnicy (gdzie nagrobki rozbijała grupa kierowana przez nauczyciela wychowania fizycznego Horsta Manna)[16]. W Gliwicach spalono część wyposażenia domu przedpogrzebowego (próbę podpalenia całego budynku udaremnił dozorca), wybito również okna[17].

W Lęborku miesiąc po Nocy Kryształowej przedsiębiorca Walter Graff zwrócił się do władz miasta z prośbą o sprzedanie mu zniszczonego domu przedpogrzebowego. W podaniu z 14 grudnia 1938 roku pisał: „Uprzejmie zwracam się z prośbą o odsprzedanie mi tej ruiny. Chciałbym odnowić tę jeszcze zachowaną część i w jej pomieszczeniach prowadzić produkcję tytoniu i tabaki [...]. Żydowski cmentarz nadal może sobie tam pozostać, on mi nie przeszkadza. Żydom można by było udostępnić wejście na jego teren od bocznej drogi (Sophienweg). Poza tym postawiłbym swój własny mur, który oddzielałby to podwórze od cmentarza. [...] Heil Hitler! Walter Graff”. Z kolei firma Fritz Rummel zaproponowała bezpłatne wyburzenie domu przedpogrzebowego, w zamian za możliwość zabrania materiału z rozbiórki[18].

Wiosną 1939 roku rozpoczęto niszczenie cmentarza w Pile. Niemiecka administracja miasta zmusiła gminę żydowską do wyrażenia zgody na rozbiórkę domu przedpogrzebowego. Groby z pochówkami młodszymi niż 40 lat ekshumowano i przeniesiono na inny cmentarz. Rozbito mur, usunięto pomniki nagrobne oraz wszystkie metalowe elementy, m.in. bramy i ogrodzenia nagrobków. Na cmentarzu utworzono park miejski[19].

4 lipca 1939 roku nazistowskie władze utworzyły Zrzeszenie Żydów w Niemczech (niem. Reichsvereinigung der Juden in Deutschland) – stowarzyszenie prawa cywilnego, do którego przynależność pozostałych w Niemczech Żydów była przymusowa. Istniejące wcześniej niemieckie gminy i inne organizacje żydowskie pozbawiono osobowości prawnej, a ich majątek – w tym także cmentarze – przejęło Zrzeszenie[20]. Policja Bezpieczeństwa zmusiła Zrzeszenie Żydów w Niemczech do stopniowego wystawiania cmentarzy na sprzedaż. Oferty były wysyłane bezpośrednio z berlińskiej centrali Zrzeszenia oraz z jego placówek terenowych i zawierały opis przedmiotu sprzedaży, jego położenie, powierzchnię oraz cenę. Wśród nabywców lub zainteresowanych zakupem były m.in. władze miast i gmin (Gogolin[21], Kłodzko, Lewin Brzeski, Lubin, Namysłów, Szprotawa, Świdnica, Wińsko, Zgorzelec, Żmigród), parafie katolickie (Strzelin), właściciele zakładów kamieniarskich (Kamienna Góra, Syców), przedsiębiorcy (Świebodzice), osoby fizyczne (Jawor), dotychczasowi dozorcy (Zielona Góra). Za 1 m kw. powierzchni żądano z reguły niskich stawek, od 10 fenigów do 4 marek[22]. Warto zwrócić uwagę, że w umowach zastrzegano pozostawienie grobów (czyli ziemi, w której spoczywali zmarli) w spokoju przez 30 lat (w części kraju stosowano przyjęty jeszcze w Prusach okres 40 lat) od ostatniego pochówku oraz gwarantowano bliskim pochowanych prawo do odwiedzania cmentarza. Pomniki nagrobne traktowano jednak jako mienie ruchome. Nagrobki z cmentarza dawnej gminy żydowskiej we Frankfurcie nad Odrą, która swoich zmarłych chowała w dzisiejszych Słubicach, wyceniono na 22 reichsmarek za tonę[23]. Zawarte umowy musiały zostać dodatkowo zaakceptowane przez lokalne władze administracyjne oraz Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy.

10 czerwca 1943 roku oddziały terenowe ZŻwN uległy rozwiązaniu, a jego mienie zostało w całości zajęte przez tajną policję państwową (gestapo). Obowiązki związane ze sprzedażą powierzono urzędom skarbowym. Proces był jednak obarczony istotną wadą prawną – zajęcie mienia nie oznaczało nabycia prawa własności. Dotychczasowy właściciel, czyli ZŻwN został odsunięty od czynności, które umożliwiały dysponowanie mieniem, w tym przeniesienie własności. W tej sytuacji niemieckie organy administracyjne miały jedynie prawo do zarządzania majątkiem. Rodziło to liczne wątpliwości i obawy zarówno oferujących cmentarze do sprzedaży, jak i nabywców. Jeszcze w 1944 roku urzędnicy przyznawali, że nagrobki pomimo sprzedaży są nadal własnością Żydów („Grabdenkmaler [...] noch den Juden gehören”). W związku z tym w umowach kupna-sprzedaży obowiązkowo umieszczano klauzulę, na mocy której kupujący zwalniał państwo niemieckie od ewentualnych roszczeń stron trzecich[24]. Formalne wymogi, niejasności prawne i przeciągające się negocjacje skutkowały długim procedowaniem. Dla przykładu cmentarz wspomnianej wcześniej rozwiązanej gminy z Frankfurtu nad Odrą sprzedano miastu dopiero 2 grudnia 1944 roku[25]. W Głogowie działka cmentarna nie znalazła nabywcy do końca wojny, natomiast macewy sprzedano w 1943 roku właścicielom zakładów kamieniarskich[26]. W Opolu cmentarz zakupił dawny grabarz i członek NSDAP o nazwisku Hoffman. Po usunięciu nagrobków z kwatery dziecięcej urządził na niej ogród[27].

Do końca wojny niemieccy urzędnicy nie byli w stanie wypracować jednolitych zasad postępowania z cmentarzami żydowskimi na terytorium III Rzeszy. Z jednej strony pojawiały się żądania lokalnych urzędów miejskich likwidacji cmentarzy, z drugiej – władze wymagały przestrzegania przedwojennego prawa dotyczącego cmentarnictwa, zakazującego ze względów sanitarnych naruszania grobów przez 30–40 lat od złożenia zwłok, a także zapewnienia oddzielnego miejsca pochówku ostatnim Żydom mieszkającym w danej miejscowości (pogrzeb na cmentarzu „aryjskim” nie był możliwy). Brak spójnych przepisów w połączeniu z czasochłonnym procedowaniem sprzedaży działek powodował, że niejednokrotnie los cmentarzy znajdował się w stanie zawieszenia.

W 1942 roku Instytut Rzeszy na rzecz Historii Nowych Niemiec zainicjował projekt badawczy Zabezpieczanie historycznego i antropologicznego materiału cmentarzy żydowskich w Niemczech. Częścią projektu było wykopywanie z cmentarzy czaszek i innych kości oraz spisywanie z nagrobków danych osobowych zmarłych. Pozyskany materiał miał służyć do badań nad nazistowską teorią rasy. Nie wiadomo jednak, czy i z których cmentarzy we wschodnich Niemczech pobierano kości.

Pod koniec 1942 roku na polecenie władz liczne cmentarze zostały ogołocone z metalowych elementów, takich jak bramy, płoty, barierki, które po przetopieniu w zakładach metalurgicznych posłużyły do produkcji uzbrojenia dla armii niemieckiej[28].

Niezależnie od oficjalnych prób zagospodarowania cmentarzy, były one dewastowane także przez ludność. Zimą 1941 roku mieszkańcy Lewina Brzeskiego rozebrali drewniane ogrodzenie cmentarza i wycięli drzewostan. Ich łupem padły również nagrobki oraz karawan[29]. We wrześniu 1943 roku nadprezydent skarbowy Dolnego Śląska po wizytacji cmentarza w Żaganiu stwierdził: „Zniszczeń jeszcze teraz dokonują miejscowi młodociani”[30].

Wiele cmentarzy na terenach Niemiec, pomimo znacznie dłuższego – trwającego już od 1933 roku – potencjalnego narażenia na dewastację, przetrwało wojnę w dość dobrym stanie. Ida Gliksztejn[31] w relacji spisanej w 1946 roku, mając świadomość potężnych zniszczeń cmentarzy w środkowej i wschodniej Polsce, zauważyła: „Tym dziwniejsze wydaje się to, że w tym samym czasie znajdowały się na terenie Niemiec cmentarze żydowskie zupełnie nietknięte i starannie utrzymane przez dozorców, którzy trwali na stanowisku nawet po wygnaniu ostatniego Żyda z miasta”[32].

Choć niniejsze opracowanie dotyczy miejscowości znajdujących się we współczesnych granicach Polski, warto zaznaczyć, że paradoksalnie do najlepiej zachowanych w Europie cmentarzy żydowskich należy zaliczyć cmentarz w berlińskiej dzielnicy Weissensee[33]. Andrzej Kirmiel, historyk i dyrektor Muzeum Ziemi Międzyrzeckiej im. Alfa Kowalskiego w Międzyrzeczu, pisząc o cmentarzach w obecnym województwie lubuskim stwierdził, że w zasadzie przetrwały one drugą wojnę światową bez większych zniszczeń, a do ich istotnej destrukcji doszło dopiero po 1945 roku[34].

Przemiany demograficzne (emigracja Żydów z Niemiec w latach trzydziestych, zgładzenie większości pozostałych, a po 1945 roku zasiedlenie miast repatriantami ze wschodu przy jednoczesnym wypędzeniu ludności autochtonicznej) w dużej mierze utrudniają ustalenie losów cmentarzy na terenach Niemiec, obecnie znajdujących się w Polsce. Nałożyła się na to polityka historyczna, w myśl której zniszczenia cmentarzy często przypisywano w całości Niemcom. Przykładem może być cmentarz w Słupsku. W notatce sporządzonej 20 marca 1989 roku przez Ewę Błaszczyk, pełnomocniczkę Wojewody Słupskiego do Spraw Wyznań, stwierdzono: „Według materiałów archiwalnych cmentarz zlikwidowano przed 1933 rokiem, a pochowanych na nim było ponoć 86 osób i to z okresu I wojny światowej”[35]. Przeczy temu historia pogrzebu Simy Staw, zmarłej w czerwcu 1945 roku i pochowanej na tym cmentarzu. Fotografię jej grobu, wykonaną w dniu pogrzebu lub krótko po nim, zamieścił Göran Rosenberg w książce Krótki przystanek w drodze z Auschwitz. W tym czasie cmentarz był częściowo zdewastowany (w 1942 roku na jego najstarszej części powstało gospodarstwo ogrodnicze), jednak na zdjęciu widać rzędy stojących nagrobków, bez śladów zniszczeń. Kiedy w 1985 roku członkowie rodziny próbowali odnaleźć grób, zastali cmentarz zrównany z ziemią[36]. W podobny sposób przedstawiają się losy cmentarzy, gdy bada się ich historię i stan zachowania w wielu innych miejscowościach m.in. na Dolnym Śląsku.

Dewastacja, profanacja i gospodarka mieniem na terenach podbitych przez III Rzeszę

W przypadku cmentarzy żydowskich na terytorium zajętym przez Niemcy w 1939 roku daje się zauważyć znacznie większa brutalizacja w ich traktowaniu w porównaniu z cmentarzami znajdującymi się w III Rzeszy. Cmentarze w Generalnym Gubernatorstwie nie podlegały praktycznie żadnej ochronie – Niemcy niszczyli je z ogromną bezwzględnością. W odróżnieniu od cmentarzy w Niemczech, w GG działki cmentarne nie stały się przedmiotem handlu, znane są natomiast przypadki sprzedaży nagrobków[37].

Nieco inaczej przedstawiała się sytuacja cmentarzy na terenach Polski zaanektowanych przez III Rzeszę w 1939 roku, obejmujących województwa łódzkie, pomorskie, poznańskie, śląskie, część Mazowsza oraz województw kieleckiego, krakowskiego i Suwalszczyznę. W świetle dostępnych źródeł wydaje się, że w ich przypadku administracja niemiecka nie miała spójnych zasad postępowania. Majątek gmin żydowskich nie został przejęty przez Zrzeszenie Żydów w Niemczech, a kwestia obrotu nim przez długi czas nie doczekała się sformalizowania – jeszcze w styczniu 1944 roku Urząd Skarbowy w Chrzanowie miał wątpliwości, czy może oferować do sprzedaży cmentarze żydowskie[38]. Trzydziestoletni okres ochrony grobu traktowano wybiórczo. W Kleczewie, gdzie na rozkaz Niemców polscy i żydowscy robotnicy przymusowi usuwali z cmentarza nagrobki, wykopywano również szczątki ludzkie. Zwłoki jednego z pochowanych niedawno mężczyzn niemieccy strażnicy nakazali podnieść i ustawić w pozycji pionowej, tak aby zmarły „nadzorował” robotników[39]. Jednak przynajmniej przy części cmentarzy starano się przestrzegać przepisów. Władze Oświęcimia w zarządzeniu z 1 lipca 1941 roku podkreślały: „Zamknięcie cmentarza nie powoduje automatycznie, że jego teren przy zniesieniu jego dotychczasowego przeznaczenia oddany będzie na użytek ogólnego ruchu ulicznego. Po odnośnych ustaleniach cmentarz może zostać co najwyżej po 40 latach [...] zrównany z ziemią, do czego również wymagana jest zgoda policji. Zachowujemy przy tym możliwość wydania takiego zezwolenia przed upływem okresu 40 lat, jeśli przeciwko temu nie zostaną przedstawione żadne szczególne policyjno-sanitarne zastrzeżenia. W razie potrzeby, zwłoki, które nie uległy jeszcze rozkładowi, zgodnie z rozporządzeniem pochowane będą w innym miejscu”[40]. Zapewne, podobnie jak na terytorium przedwojennej III Rzeszy, dążono do utrzymania niektórych cmentarzy jako miejsc oddzielnego pochówku Żydów zmarłych oraz zabitych w różnych okolicznościach i dopiero od 1942 roku zajęto się na szerszą skalę regulowaniem statusu działek cmentarnych. Egzemplifikuje to pismo Nadprezydenta Górnego Śląska z 24 lutego 1943 roku: „Używanie istniejących żydowskich cmentarzy, wobec wysiedlenia Żydów, nie wchodzi wielokrotnie w rachubę. Zgadzam się, żeby takie cmentarze zostały zamknięte. Zamknięcie może nastąpić przez gminy polityczne po uzyskaniu zgody uprawnionych do tego placówek powierniczych. Zamknięcie wymaga zezwolenia prezydenta regencji jako władzy policji krajowej. Zamknięty żydowski cmentarz może natychmiast być zamieniony na planty. Używanie go w innym celu wymaga zezwolenia rządowego prezydenta jako władzy policyjnej. Zaznaczam, że grunty żydowskich cmentarzy i znajdujące się na nich nagrobki są zarządzane przez urząd powierniczy. Jako nabywcę gruntów w pierwszej kolejności należy uwzględnić polityczne gminy”[41]. Również w Toruniu procedurę zamknięcia cmentarza rozpoczęto w 1942 roku po upewnieniu się, że w mieście nie przebywają Żydzi[42].

Na uwagę zasługuje sprawa cmentarzy w Wolnym Mieście Gdańsku. Wiosną 1939 roku zarząd Gminy Synagogalnej, w związku z koniecznością pokrycia kosztów emigracji swoich członków, podpisał z władzami miasta umowę o sprzedaży majątku, w której zastrzeżono, że cmentarze pozostaną nienaruszone do 1948 roku[43].

Do pierwszych zniszczeń cmentarzy żydowskich na terytorium II Rzeczypospolitej doszło w wyniku działań wojennych w 1939 roku. Podczas bombardowań, walk w rejonie cmentarzy i przeznaczania ich na punkty obronne dochodziło do destrukcji grobów, nagrobków oraz pozostałej infrastruktury cmentarnej. Zagadnienie omówiono szerzej w rozdziale Dewastacje w wyniku działań o charakterze militarnym.

Już początkowy okres wojny i okupacji przynosi przypadki dewastacji i profanacji cmentarzy przez żołnierzy Wehrmachtu i innych jednostek. Kilka takich zdarzeń opisał rabin Szymon Huberband z założonej przez Emanuela Ringelbluma grupy Oneg Szabat, tworzącej Konspiracyjne Archiwum Getta Warszawskiego. Opisy powstały na podstawie własnych przeżyć oraz relacji świadków, którzy po 1940 roku znaleźli się w Warszawie w getcie.

W wigilię święta Sukot, 22 września 1939 roku, w Piotrkowie Trybunalskim – mieście, w którym Szymon Huberband pełnił funkcję rabina – Niemcy zamknęli w synagodze i sąsiednim domu studiów religijnych polskich jeńców wojennych. Następnego dnia nakazali wykopanie dołów kloacznych na cmentarzu przylegającym do kompleksu synagogalnego. Część macew wyrwano i ułożono z nich chodnik, prowadzący z synagogi do latryny. Kilka dni po zakończeniu święta Sukot, latryna została rozebrana przez bundowców pod wodzą Abrahama Wajshofa – działacza Bundu, członka rady miejskiej i gminy żydowskiej w Piotrkowie Trybunalskim[44]. W odwecie Niemcy wzięli 22 zakładników, żądając od gminy żydowskiej zapłaty kontrybucji w wysokości 20 tys. zł oraz dostarczenia jajek i masła. Gmina została jednocześnie zobligowana do odbudowy latryn dla jeńców. Zostały one urządzone tuż za granicą obszaru grzebalnego, na dziedzińcu szpitala żydowskiego[45].

W Radomsku, prawdopodobnie również w pierwszych miesiącach okupacji, Niemcy w poszukiwaniu rzekomo ukrytych na cmentarzu kosztowności, rozkopali groby cadyków z dynastii Rabinowiczów[46]. Cmentarze w Dobrzyniu, Przasnyszu oraz Rypinie ogołocono z macew i zaorano[47]. Do zniszczeń doszło także w Suwałkach[48]. Jak podaje Anna Bieniaszewska, cmentarz w Golubiu w 1939 roku „wysadzono w powietrze razem z domem cmentarnym”[49].

W 1940 roku w Leżajsku rozkopano grób cadyka Elimelecha. Według relacji Józefa Deca i Mieczysława Pudełkiewicza, na polecenie Niemców dokonali tego mieszkańcy Leżajska Józef O. i Józef Ż. pod nadzorem żandarmów Johanna Keipra, Stanisława Wernera i Michała Nabrzeżnego. Drewniany ohel został rozebrany, z wykopu wyrzucono na powierzchnię kości oraz relikty naczyń. Przez kilka dni kości leżały pod drzewami. Czaszkę Elimelecha jeden z miejscowych wyrostków obnosił na kiju i straszył nią dzieci[50].

Można przyjąć, że dewastacje cmentarzy w początkowym okresie wojny i okupacji miały charakter doraźny i wpisywały się w szereg represji, jakich dopuszczali się wobec Żydów karmieni antysemicką ideologią żołnierze zwycięskiej armii niemieckiej. Rozbijanie macew i profanowanie grobów było – obok m.in. przemocy fizycznej, bezczeszczenia synagog, palenia ksiąg religijnych, obcinania ludziom pejsów i bród, zmuszania ich do sprzątania ulic – przede wszystkim jednym z działań zmierzających do poniżenia ludności żydowskiej. Z czasem proces destrukcji zaczęto realizować w sposób zaplanowany, związany z „gospodarowaniem” cmentarnym mieniem w postaci kamienia i innych materiałów (np. w 1942 roku Gubernator Dystryktu Lubelskiego w związku z planami budowy i naprawy dróg żądał sporządzenia spisu cmentarzy i oszacowania liczby nagrobków)[51].

Do prac przy dewastacji cmentarzy Niemcy posługiwali się żydowskimi robotnikami przymusowymi, jeńcami wojennymi różnych narodowości oraz ludnością miejscową. Dla Żydów była to dodatkowa, wyjątkowo bolesna forma represji. Niemcy nie tylko wykorzystywali ich pracę, ale jednocześnie dotkliwie poniżali, każąc rozkopywać groby i niszczyć nagrobki członków rodzin i społeczności, używać macew do różnych prac budowlanych. W świetle ustaleń Tomasza Wiśniewskiego, badacza historii Żydów na Podlasiu, roboty wykonywali m.in. polscy chłopi, zmuszani do podstawiania furmanek i przewożenia „urobku” (w niektórych przypadkach wynagradzano ich możliwością zabrania części nagrobków)[52]. W Bydgoszczy macewy z cmentarza na Wzgórzu Dąbrowskiego usuwali nastolatkowie z niemieckiego obozu dla nieletnich Erziehungslager Bromberg[53]. Nagrobki z cmentarzy lubelskich rozbijali żydowscy jeńcy wojenni z obozu przy ul. Lipowej 7 oraz „polscy junacy”, prawdopodobnie z jednego z obozów przymusowej Służby Budowlanej (niem. Baudienst)[54].

Niemcy na masową skalę wykorzystywali nagrobki do utwardzania dróg i chodników, jako krawężniki i materiał budowlany. Pomniki nagrobne z cmentarzy w Poznaniu – m.in. żydowskiego przy ul. Głogowskiej i farnego przy ul. Bukowskiej – znalazły zastosowanie na budowach autostrady do Berlina, sztucznego jeziora Rusałka, willi na terenie miasta. Prace wykonywali więźniowie z obozów m.in. w Żabikowie, Krzyżownikach i Junikowie. Nagrobki wyrywali z ziemi i cięli na mniejsze fragmenty. Robotnicy przymusowi otrzymali polecenie rozkopywania grobów, otwierania trumien i przeszukiwania szczątków ludzkich. Według „Biuletynu Informacyjnego” Delegatury Rządu na Kraj, „Niemcy prowadzący te prace upijali Żydów, po czym zmuszano ich do okradania zmarłych ze wszelkich kosztowności, nie wyłączając złota z zębów”[55].

W Sochaczewie w 1940 roku macewy użyto do budowy obiektów wojskowych, między innymi na lotnisku w Bielicach. Podczas robót uszkodzono ohele cadyka Awrahama Bornsztajna i rabina Eliezera ha-Kohena[56]. W Skierniewicach nagrobkami umocniono tamę na rzece, tworząc kąpielisko[57]. W połowie 1940 roku Niemcy rozkopali groby na cmentarzu w Drobinie, nagrobki zostały wyrwane, a na terenie cmentarza urządzono boisko. Jak podał rabin Szymon Huberband, w następstwie dewastacji „po wszystkich ulicach miasteczka walały się kości i szkielety zmarłych”. Dopiero po pewnym czasie Niemcy pozwolili na zebranie kości i ich ponowny pochówek[58]. W Bydgoszczy prace przy rozbiórce cmentarza rozpoczęły się w lutym 1940 roku i trwały do marca. Niemcy nakazali rozbijanie macew na mniejsze kostki, które posłużyły do utwardzania ścieżek prowadzących do wieży ciśnień[59].

W Rajgrodzie Niemcy polecili Żydom rozbić nagrobki i utwardzić nimi drogi[60]. Część kamieni posłużyła jako wypełnienie fundamentu w domu wzniesionym przy młynie wodnym w majątku Wojdy[61]. W niektórych miejscowościach – m.in. w Biłgoraju, Łosicach, Mogielnicy, Sobieniach-Jeziorach, Wieruszowie, Wyszkowie – macewami wykładano podwórka posterunków żandarmerii niemieckiej. Nagrobki z cmentarza w Mławie Niemcy użyli do wzniesienia monumentalnych słupów przy wjeździe na założony w 1940 roku poligon wojskowy Truppenübungsplatz Mielau, potocznie zwany „Nowym Berlinem”[62]. Macewy z Jordanowa i Nowego Targu posłużyły do budowy Szkoły Dowódców Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w Rabce, między innymi szerokich schodów prowadzących na plac apelowy. Na rozkaz komendanta szkoły Wilhelma Rosenbauma żydowscy robotnicy przymusowi układali je epitafiami do góry, a z nagrobków z czarnego marmuru wykonali orła – herb III Rzeszy. Świadkiem budowy i użytkowania schodów był Zdzisław Olszewski, który w 1997 roku napisał: „Hebrajskie napisy wyryte na płytach «Schodów Rosenbauma» oglądali z uznaniem i pękali ze śmiechu rozmaici dygnitarze SS, SA i SD, których Rosenbaum celowo zapraszał na te świętokradcze, hitlerowskie dziwowiska”[63]. W Izbicy nagrobkami wyłożono ściany aresztu – w opinii lokalnego dziennikarza, komendant gestapo Kurt Engels „chciał im [Żydom] dać do zrozumienia, że budują sobie za życia grobowiec”[64]. Jako budulec potraktowano także macewy z Końskich, które posłużyły do wzniesienia tuczarni dla świń oraz wieży obserwacyjnej przy dworze w Modliszewicach, zajętym przez zarządcę powiatu Eduarda Fittinga.

W Chodzieży macewy posłużyły do wykładania dróg i ścieżek do sanatorium. Prace wykonywali żydowscy więźniowie z obozu założonego w połowie 1941 roku. Podobnie było w Obornikach, gdzie do robót zmuszano Żydów oraz jeńców brytyjskich. Według Anny Ziółkowskiej, dyrektorki Muzeum Martyrologicznego w Żabikowie, w Kraju Warty niszczenie cmentarzy żydowskich było procederem powszechnym, nasilonym szczególnie po 30 maja 1940 roku[65].

Również w niemieckich nazistowskich obozach w Treblince i na Majdanku nagrobki użyto do brukowania dróg. W tym pierwszym obozie macewy pochodzące prawdopodobnie z cmentarza z odległego o 8 km Kosowa Lackiego posłużyły do wyłożenia tzw. Czarnej Drogi między obozem zagłady i obozem pracy. Zazwyczaj przy utwardzaniu dróg macewy układano na płasko lub – po potłuczeniu – jako bruk. Na Majdanku zastosowano inną technologię: rozbite nagrobki kładziono na sztorc pomiędzy krawężnikami i sypano na nich warstwę żwiru. W 2015 roku Państwowe Muzeum na Majdanku wyeksponowało relikt jednej z dróg w części gospodarczej byłego obozu. Potłuczone macewy znalazły zastosowanie również jako cokół pod rzeźbą żółwia, który w zamyśle jego twórcy, więźnia Albina Marii Bonieckiego, symbolizował hasło „Pracuj powoli”. Pisał o tym Jerzy Kwiatkowski: „Na naszym polu nagromadzona jest duża ilość kamienia wapiennego z własnych kamieniołomów, a poza tym nagrobki z kirkutu żydowskiego w Lublinie. Zostały one przewiezione przez furmanów cywilnych i były już rozbite na kawałki, by z miejsca płyty zniszczyć. Są tam przeważnie piaskowce, ale znajdzie się też i szary marmur, i drogi czarny granit szwedzki. Zwietrzałe napisy hebrajskie, porośnięte mchem, niektóre świeże ze złotymi, lśniącymi literami. Na polu pracuje komando około 30 Steinklopferów, więźniów ze słabymi nogami, którzy na siedząco rozbijają pomniki cmentarne na tłuczeń dla wysypania nim drogi wjazdowej i ścieżek. Biorę kawałki z tych nagrobków, by z nich ułożyć ten postument i przynajmniej część symbolicznie ochronić od ostatecznej profanacji. Niechaj i one dźwigają symbol ruchu oporu i staną się jego częścią składową”[66].

W Kazimierzu Dolnym „Żydzi własnoręcznie, pod nadzorem hitlerowskim, z kirkuta stare, kamienne macewy wyrywali i dla większego upokorzenia brukowali nimi chodniki wiodące do siedziby gestapo w klasztorze Reformatów, dziedziniec magistratu i wykładali nimi ścieżki prowadzące do szaletów w tych posesjach na terenie miasta, które zostały zajęte na mieszkania dla oficerów”[67]. Prace w Kazimierzu Dolnym zostały zarejestrowane przez nieznanego filmowca-amatora. Kolorowy, trwający 45 sekund film znajduje się obecnie w prywatnej kolekcji Tomasza Wiśniewskiego. Uwieczniono na nim grupę Żydów, którzy pod nadzorem niemieckich strażników rozkopują wzgórze cmentarne, junaków z organizacji Todt, flirtujące z nimi dwie kobiety z bukietami kwiatów, robotników wbijających pale w ziemię i formujących stok wzgórza w schodkowe tarasy oraz zniwelowaną już dolną część nekropolii, z drewnianym barakiem latryny. O dramacie, jaki w Kazimierzu Dolnym przeżywali robotnicy przymusowi, świadczy nagrana w 1989 roku relacja Ethel Klein: „Niemcy wzięli żydowskie dziewczyny i chłopców do pracy [...]. Żydowski cmentarz znajdował się niedaleko szkoły publicznej, do której uczęszczałam. [...] To był cmentarz bardzo religijnych rabinów, do których przyjeżdżali ludzie z całej Polski [...]. Kiedy Niemcy zajęli szkołę, chcieli zrobić boisko na cmentarzu. My, dziewczęta, musiałyśmy... [rozmówczyni przerywa, płacze]. To był bardzo znany cmentarz. Wszystko leżało, skrzynie, kości, śmieci... Znalazłyśmy głowę, czaszkę. Oni zatknęli ją na kiju i postawili przed szkołą, aby każdy widział, robił sobie z tego zabawę, robił zdjęcia”[68].

Źródłem materiału budowlanego stał się cmentarz w Brzezinach. Tu także miejscowi Żydzi zostali zmuszeni do prac przy wyrywaniu macew i wykorzystywaniu ich na miejscowych budowach. Wspominał ich Jan Bryksa: „Sami mężczyźni, młodzi, starzy [byli zmuszani] do budowy grobli na stawie albo prosto na kirkut, żeby wyrywać te macewy. Później je ustawiali na południowej stronie muru, w rzędach długich na kilkadziesiąt metrów. Niemcy różne rzeczy robili z tymi macewami. Wyłożyli most na stawie w parku, zbiornik przeciwpożarowy u zbiegu Staszica i Mickiewicza, naprzeciwko poczty. Cały ten zbiornik wyłożyli żydowskimi nagrobkami – dno, boki [...]. Drogę w Dąbrówce pod Brzezinami Niemcy nimi utwardzili [...]. W styczniu 1945 roku używali ich jeszcze do budowy barykad [...]. No i strzelanie ćwiczyli, głównie folksdojcze i żandarmi, Volkssturm. Ustawiali je jak tarcze strzelnicze i walili z karabinów, granatami czasem też rzucali”[69].

W Osięcinach Niemcy nakazali Żydom zniwelowanie wzniesienia, na którym znajdował się cmentarz. Pozyskany podczas robót piach przewieziono do centrum Osięcin i wykorzystano do prac drogowych oraz do zasypania błotnistego skweru. Po rozsypaniu piachu na skwerze, Niemcy zmusili Żydów do tańczenia w tym miejscu[70].

W Rybniku do niszczenia cmentarza wykorzystano żydowskich robotników przymusowych oraz nieżydowskich mieszkańców miasta. Jak wynika z relacji Joanny Gabowicz, w marcu 1940 roku funkcjonariusze Gestapo zebrali grupę Żydów, których zaprowadzono pod eskortą na cmentarz i zmuszono do usuwania nagrobków, załadowania ich na wozy konne, do rozbiórki hali cmentarnej i wyrównania terenu[71]. W 2004 roku o dewastacji cmentarza szczegółowo pisała Mirella Michnik, uczennica II Liceum Ogólnokształcącego, w pracy przygotowanej na konkurs historyczny Fundacji Shalom. Swój opis oparła na relacji rybniczanina Jana Kołowrota: „Część grobów była już ekshumowana. Z innych otwartych grobów wydobywano trumny. Ołowiano-cynkowe rozlutowywano, wykonane z miedzi i mosiądzu rozmontowywano. Z trumien wyciągano kościotrupy. Niektóre miały jeszcze resztki ubrania. Więźniowie uderzali w szkielety łopatami i rozłupywali czaszki, łamali szczęki, zdejmowali mosty z zębów. Szukali złotych bransoletek, sygnetów, pierścionków, kolczyków, złotych zębów. Pracowali w rękawiczkach. «Pilnował nas gestapowiec w czarnym mundurze. On stał obok dużego kubła z chlorowanym wapnem. Kubeł był przeznaczony na drogocenności znalezione przy trupach. [...] Więźniom nie wolno było ze sobą rozmawiać. Prace ekshumacyjne polegały na tym, że więźniowie wpierw grzebali przy nagrobkach cennych i wartościowych. Starych mogił początkowo nie ruszali. Widocznie mieli takie dyspozycje, żeby otwierać groby z najdroższymi płytami»”[72]. Cmentarz przekształcono w park. Ziemię zmieszaną z kośćmi wywieziono wozami konnymi i ciężarówkami w kilka miejsc, użyto jej m.in. do zasypania stawu znajdującego się przy kościele. W tych pracach uczestniczyło na prośbę księdza kilkunastu ministrantów. Jednym z nich był Franciszek Musiolik: „Ja byłem w tym kościele od stycznia 1940 do końca 43 roku ministrantem. W okresie, kiedy Niemcy likwidowali cmentarz żydowski, to trzeba było gdzieś tę ziemię, te zwłoki, piszczele rozwieźć. Wobec tego, tutaj, w tej dolinie był staw. Z tym, że do tego stawu już nie było dopływu wody. [...] Niemcy stwierdzili, będą zasypywać ten staw. [...] Niemcy zwozili tutaj te piszczele, deski z trumien i tak dalej. Było to składowane... Jak furmanki, to furmanki. Zrzucili i hałda została. [...] Ksiądz proboszcz niemiecki Klimza[73] prosił nas, nas było blisko 20 ministrantów, żebyśmy się zajęli wyrównywaniem tego terenu. Tak, że ja przepracowałem może 80, 100 godzin. Brat był w ten czas tzw. Oberministrantem, starszym ministrantem. On notatki robił, kto ile godzin przepracował, bo proboszcz zapowiedział, że za to zapłaci. [...] Fakt jest jeden, że człowiek trochę, jak te piszczele widział, tudzież czaszki, było to dla mnie, dla chłopca 12-letniego, dosłownie przykre. No, ale nie chcieliśmy proboszczowi odmówić. Zrobiliśmy swoją robotę”[74]. W rozmowie z Adrianem Karpetą z Tygodnika Regionalnego „Nowiny” Franciszek Musiolik dodał: „Ksiądz mówił, że są tam ludzkie szczątki, byśmy odnosili się do nich z godnością. Kiedy trafiała się czaszka, staraliśmy się ją jak najszybciej przykryć. Innych kości nie rozpoznawaliśmy”[75].

W Radomiu Niemcy przystąpili do dewastacji cmentarza prawdopodobnie dopiero wiosną 1943 roku, po eksterminacji większości żydowskich mieszkańców. W mieście pozostawili grupy robotników. Jedną z nich, zakwaterowaną w obozie pracy przy ul. Szkolnej i liczącą około 100 osób, skierowano do usuwania nagrobków. Pozyskany w ten sposób kamień sprzedawano, używano do brukowania ulic i prac budowlanych, m.in. do wzniesienia hangaru na lotnisku[76].

Niektóre akty dewastacji można traktować jako służące przede wszystkim profanacji grobów i poniżeniu Żydów. Według notatek rabina Szymona Huberbanda, w nieustalonym bliżej okresie – na pewno jednak przed 10 maja 1942 roku – w Ciechanowie Niemcy zamierzali urządzić ubikację w ohelu cadyka Awrahama Landaua[77]. Binyamin Appel w Księdze Ciechanowa podaje jednak, że ohel, po usunięciu kości cadyka, przeznaczono na magazyn narzędzi i ostatecznie całkowicie zburzono[78].

Do najbardziej drastycznych przykładów dewastacji cmentarzy i związanej z tym martyrologii ludności żydowskiej należy zaliczyć urządzenie jesienią 1942 roku obozu pracy przymusowej w Płaszowie, przekształconego 10 stycznia 1944 roku w obóz koncentracyjny, na terenie obejmującym dwa sąsiadujące ze sobą cmentarze: założonego w 1888 roku przy ul. Jerozolimskiej 25 cmentarza dawnej gminy w Podgórzu[79] oraz funkcjonującego od 1932 roku cmentarza Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Krakowie, znajdującego się przy ul. Abrahama 3/ul. Jerozolimskiej 14. Ten ostatni cmentarz, po zamknięciu getta i wydaniu zakazu grzebania zmarłych na cmentarzach przy ul. Miodowej i ul. Jerozolimskiej, stał się jedynym oficjalnym miejscem pochówku krakowskich Żydów[80]. Do prac budowlanych Niemcy wykorzystali żydowskich robotników przymusowych, w tym grupę inżynierów, m.in. Jakuba Stendiga – kierownika wydziału budowlanego przy gminie żydowskiej. Nagrobki wyrwano z ziemi i użyto je do prac budowlanych i utwardzania obozowych dróg, alejek oraz podwórek domów zamieszkanych przez SS-manów. Zabudowania obozowe stawiano wprost na grobach, podczas prac wielokrotnie odkopywano kości i szczątki ludzkie w stanie rozkładu[81].

W obrębie cmentarza przy ul. Abrahama 3, ul. Jerozolimskiej 14 wzniesiono baraki obozu dla mężczyzn i wytyczono plac apelowy. W południowo-zachodniej części wykopano dwa stawy przeciwpożarowe, wymagane przez firmę ubezpieczającą infrastrukturę obozu. Budynek bractwa Chewra Kadisza przeznaczono na mieszkania dla SS-manów oraz na więzienie i katownię osadzonych w obozie. W piwnicach powstało 20 bunkrów przeznaczonych do odbywania kar na stojąco, pięć cel ogólnych i ciemnica[82]. W domu przedpogrzebowym Niemcy urządzili stajnię i chlew.

Na cmentarzu przy ul. Jerozolimskiej 25 urządzono strefę przeznaczoną dla osób przybywających do obozu i poddanych kwarantannie. Znajdowały się w niej dwa baraki. Monumentalny dom przedpogrzebowy przekształcono w łaźnię i odwszalnię[83].

Więzień Matys Brunnegraber tak wspominał prace przy budowie obozu: „Burzyliśmy mur cmentarny, co trwało długo, bo mur był gruby. Musieliśmy burzyć nagrobki kilofami, a groby się plantowało i fundamenty [baraków] stawiało się na słupach. Słupy wbijało się do grobów na głębokość jednego metra. [...] Bagier[84] przekopywał ziemię, z której wyrzucał kości szkieletów. Gdy napotykano czaszkę, Bagermeister kazał Żydom wyjmować złote zęby i mostki i zabierał je”[85]. Makabryczny opis robót zawarł w swojej relacji Jakub Stendig: „Kopie się dołki na pale, w głębokości 80 cm wyłania się kredowo biały brzuch może jednorocznych zwłok. Rottenfuehrer [...] chwyta za kilof i wbija z wysoka w sam brzuch, by utorować słupowi drogę [...] aż... protestem treść brzucha niby gejzyr w górę tryśnie i całe otoczenie niesłychanie woniejącym odorem zapełni. Innemu słupowi się lepiej powiodło, bo padł akurat w objęcia ramion trupich”[86]. Przy budowie ogrodzenia uczestniczył także Szalom Leser, który w trakcie procesu Amona Götha w 1946 roku zeznał: „Były tam jeszcze świeże, nabrzmiałe trupy w tych dziurach, jakie kopaliśmy pod słupy. Raz zawadziłem kilofem o nogę z butem. [...] Tam były całe groby, dużo trupów zasypanych ziemią na 30 cm”[87].

W trakcie funkcjonowania obozu Niemcy postanowili wybudować nową łaźnię. Budynek został zlokalizowany na cmentarzu dawnej gminy podgórskiej, a podczas kopania fundamentów „prawie że w każdym m2 wykopu napotykano na trupy, które wykopywano z danego miejsca i przerzucano do dołu w innym miejscu wykopanego. W ten sposób ta nowa odwszalnia stanęła na trupach”[88].

W czerwcu 1944 roku, podczas budowy linii kolejowej, Niemcy wysadzili w powietrze dom przedpogrzebowy. Pozostawili jego skrzydło zachodnie, w którym znajdowała się hydrofornia, niezbędna dla funkcjonowania obozu[89].

Latem 1944 roku, w związku ze zbliżającym się frontem wschodnim, przystąpiono do zacierania śladów zbrodni popełnionych w Płaszowie. Według różnych źródeł, pomiędzy sierpniem a październikiem Niemcy rozpoczęli palenie szczątków osób pochowanych w zbiorowym grobie przy domu przedpogrzebowym. Zwłoki odkopywano i spalano na stosach. Prace wykonywali żydowscy więźniowie z tzw. Ausgrabenkommando, pod nadzorem niemieckich kapo[90].

Obóz pracy przymusowej – nazywany Judenfriedhof (pol. cmentarz żydowski) lub Lager II Buchenwald – powstał na cmentarzu w Oświęcimiu. Od listopada 1941 roku w barakach postawionych w północnej części cmentarza przebywali więźniowie z Polski, Belgii, Francji i Ukrainy, którzy pracowali na rzecz firmy IG Farben. Setki nagrobków na rozkaz Niemców użyto m.in. do umocnienia obecnej ul. Dąbrowskiego[91].

Przytoczone przypadki pokazują, że również działki cmentarne stały się przedmiotem wtórnego zagospodarowania. W 1940 roku na cmentarzu w Kleczewie Niemcy urządzili boisko do piłki nożnej[92], a w Pile park[93]. 25 czerwca 1942 roku prowadzony przez Hansa Biebowa Zarząd Getta w Łodzi poinformował Starszeństwo Żydów o zamiarze usunięcia nagrobków z cmentarza przy ul. Wesołej i przeznaczenia go na skład drewna dla przyległego Resortu Galanterii Drzewnej[94]. W Krakowie na cmentarzu przy ul. Miodowej Niemcy postawili baraki[95]. Na skrajnej części cmentarza w Mielcu, przylegającej do linii kolejowej, zbudowano magazyn, z pozostałej wybierano ziemię i glinę[96]. W Ostrowie Wielkopolskim w 1942 roku na cmentarzu przy al. J. Słowackiego powstał zakład ogrodniczy, a jeden z podziemnych grobowców używano jako chłodnię dla sadzonek i kwiatów. Drugi ostrowski cmentarz po zniwelowaniu przekształcono w plac miejski[97]. Uprawę warzyw Niemcy urządzili na cmentarzu w Zamościu. Deportowana z Dortmundu do Zamościa Ruth Bauernschmidt w liście do swoich rodziców z 16 czerwca 1942 roku pisała: „Zatrudniono nas do pracy ogrodniczej i musieliśmy uprzątnąć, zagospodarować stary cmentarz, na którym teraz są sadzone warzywa i inne jadalne sadzonki”[98].

Wiosną 1941 roku w Przeworsku, z którego już w pierwszych miesiącach wojny Niemcy wypędzili niemal wszystkich Żydów, Zarząd Miejski wydzierżawił cmentarz Helenie R. „celem pasienia bydła za opłatą roczną zł 10”[99]. W 1942 roku z cmentarza w Warszawie pozyskiwano trawę do wyrobu materacy, utworzono na nim także plantacje buraków, kapusty, pomidorów i ziemniaków, prowadzone przez niemiecką firmę Ostdeutsche Bautischlerei-Werkstätte oraz Towarzystwo Popierania Rolnictwa (w skrócie Toporol)[100]. Chociaż uprawy powstały na gruntach niezajętych jeszcze przez groby, a Toporol był organizacją żydowską o przedwojennym rodowodzie, to z punktu widzenia osób religijnych czerpanie korzyści materialnych z cmentarza mogło być uznane za profanację. Kodeks Kicur Szulchan Aruch w odniesieniu do zieleni cmentarnej stanowi: „Nie powinno się [...] zbierać roślinności, która tam rośnie. Jest jednakże dozwolone zrywanie owoców z drzew, które, aczkolwiek posadzone na cmentarzu, nie rosną ponad grobami”[101]. Zaopatrywanie ludności getta w warzywa można rozważać przez pryzmat Halachy jako rezygnację z codziennych zasad na rzecz ratowania życia (hebr. pikuach nefesz).

Niemcy demolowali i burzyli zabudowania cmentarne. Jednym ze zniszczonych obiektów był budynek na cmentarzu w Warszawie przy ul. Okopowej 49/51. Cmentarz, pomimo plądrowania grobów i różnych kradzieży, lata 1939–1943 przetrwał w stosunkowo dobrym stanie. 15 maja 1943 roku niemieccy żołnierze wysadzili w powietrze oraz spalili znajdującą się przy wejściu na cmentarz synagogę i dom przedpogrzebowy. Jürgen Stroop planował, że w tym samym dniu zostanie wysadzona także Wielka Synagoga przy ul. Tłomackie, jednak jej zniszczenie przełożono na 16 maja 1943 roku. W zamyśle oba działania – wysadzenie zabudowań cmentarnych i Wielkiej Synagogi – miały stanowić symboliczne zwieńczenie „wielkiej akcji” – zgładzenia warszawskich Żydów oraz zdławienia Powstania w Getcie[102].

Do destrukcji cmentarzy dochodziło w wyniku przeprowadzanych na nich egzekucji. Wiązały się one ze strzałami i rykoszetami, które uszkadzały nagrobki, ogrodzenia i zabudowania. Ślady po kulach są widoczne na wewnętrznej stronie ceglanego muru cmentarza w Siedlcach, przy którym w sierpniu 1942 roku Niemcy rozstrzeliwali miejscowych Żydów[103]. Według Dariusza Rozmusa, wyszczerbienia na nagrobkach w Pilicy mogły powstać w wyniku egzekucji[104]. W Górze Kalwarii Niemcy wrzucili ofiary egzekucji do cmentarnej studni, służącej do rytualnej ablucji. Po wojnie działacze miejscowego Komitetu Żydowskiego – uznając ujęcie wody za niezdatne do dalszego użytku – byli zmuszeni do zasypania studni i wykopania nowej[105].

Również kopanie masowych grobów przyczyniało się do zniszczeń, między innymi do rozkopywania wcześniejszych pochówków. W Nowym Targu w 1942 roku kilkunastu Żydów zostało zmuszonych do usunięcia nagrobków i wykopania w ich miejscu dołu na grób zbiorowy[106]. Do takiej sytuacji doszło zapewne także w Warszawie, gdzie zbiorowe groby dla kilkudziesięciu tysięcy osób powstały w jednej z najstarszych kwater cmentarza żydowskiego. Według raportu Czesława Zawadzkiego, ps. „Gozdawski”, szefa wywiadu Okręgu XII Narodowych Sił Zbrojnych, na cmentarzu w Kosowie Lackim wykopano doły o długości 100 m, w których grzebano ciała osób zmarłych lub zabitych podczas transportu do niemieckiego nazistowskiego obozu śmierci w Treblince[107].

Niektóre zbiorowe groby na cmentarzach były na rozkaz Niemców otwierane w celu zatarcia śladów zbrodni. Zofia Skoczek ze Szczebrzeszyna zeznała: „Na cmentarzu żydowskim dokonano masowej egzekucji około 500 osób – dzieci, kobiet i mężczyzn. [...] Po pierwszym czasie Niemcy rozkopali zbiorowe mogiły i zaczęli gnijące już zwłoki wywozić samochodami w kierunku Zamościa”[108]. Podobnie było w Siedlcach, gdzie „w 1943 roku hitlerowcy przywieźli transport Żydów [...]. Żydzi ci mieli za zadanie wykopać masowe groby i palić zwłoki”[109]. Ekshumowane szczątki zamordowanych Żydów i jeńców radzieckich palono latem 1944 roku na potężnym stosie na cmentarzu żydowskim w Sandomierzu, a prochy zakopywano w dołach o przybliżonych wymiarach 3 × 20 m[110]. W 1944 roku również w Sieniawie i Węgrowie spalono zwłoki ofiar Zagłady wykopane z cmentarzy[111].

Dewastacja cmentarzy wiązała się z destrukcją nagrobków o wysokich walorach historycznych i artystycznych. Macewy z liczącego około 700 lat cmentarza w Kaliszu pokruszono na kostki, którymi później brukowano ulice. Wykonano z nich także wał przeciwpowodziowy wzdłuż Prosny[112]. Zniszczenia nie ominęły m.in. zespołów renesansowych nagrobków z XVI-wiecznych cmentarzy w Krakowie i Przemyślu. Stanowiły one nie tylko oznaczenia miejsc pochówku, ale także cenne źródło do badań nad historią i kulturą miejscowych społeczności żydowskich.

Dla osób religijnych szczególnie dotkliwe było niszczenie nagrobków powszechnie szanowanych rabinów i cadyków (przykładowo w Piotrkowie Trybunalskim rozbito macewę rabina Szaula z Przedborza, delegata na Sejm Czterech Ziem[113]). Niszczone były także akta cmentarne, m.in. księgi pochówkowe oraz kroniki bractw Chewra Kadisza. W Krakowie Niemcy spalili wszystkie znalezione na cmentarzu przedmioty liturgiczne i książki[114].

Cmentarze żydowskie były i są prowadzone przez organizacje religijne, a jedną z fundamentalnych zasad jest niedopuszczanie do pochówku na nich osób o nieżydowskim pochodzeniu. W tym kontekście za działania naruszające Halachę należy uznać chowanie na nich nie-Żydów. Do takich sytuacji doszło m.in. w latach 1939–1940, kiedy Niemcy na cmentarzach żydowskich w Aleksandrowie Łódzkim, Lublinie[115], Kaliszu, Koninie, Kościanie, Rypinie, Skarszewach, Sieradzu, Szubinie, Śmiglu, Świeciu, Żninie rozstrzelali i pogrzebali kilkuset Polaków – głównie przedstawicieli inteligencji[116]. Na cmentarzu w Łodzi pogrzebano ofiary egzekucji, między innymi grupę Romów i Sinti oraz członków polskiego ruchu oporu[117]. Na przełomie sierpnia i września 1944 roku cmentarz w Warszawie przy ul. św. Wincentego stał się miejscem egzekucji mieszkańców stolicy (m.in. 24 sierpnia 1944 roku zabito księdza o nieustalonym nazwisku), których rozstrzeliwano i grzebano w uprzednio wykopanych dołach[118]. Po wojnie znaczną część tych osób ekshumowano i przeniesiono na cmentarze parafialne i komunalne.

Za profanowanie cmentarzy żydowskich należy uznać również umieszczanie na ich terenie symboli innych wyznań. W 1942 roku na cmentarzu w Krakowie przy ul. Miodowej Niemcy zamierzali urządzić krematorium. W projekcie przewidziano duży krzyż ponad katafalkiem. Plan budowy krematorium nie został jednak zrealizowany[119].

Dewastacje w wyniku działań o charakterze militarnym

Prawdopodobnie pierwszym cmentarzem żydowskim, który ucierpiał podczas drugiej wojny światowej, był cmentarz w Krzepicach – mieście oddalonym od ówczesnej granicy polsko-niemieckiej o około 5 km. Według materiałów zebranych przez miejscowego historyka Romualda Cieślę, już 1 września 1939 roku około godz. 5.00–6.00 rano, kilka czołgów 4 Dywizji Pancernej wjechało na cmentarz, burząc jego ogrodzenie[120].

Ze względu na dające ochronę przed pociskami mury i kamienne nagrobki, czasem także położenie na wzniesieniach, niektóre cmentarze stały się punktami strategicznymi podczas działań wojennych. W trakcie kampanii wrześniowej na co najmniej kilku cmentarzach – m.in. w Bolszewie, Warszawie oraz Seroczynie – utworzono punkty obronne Wojska Polskiego[121]. W Zakroczymiu budowa umocnień doprowadziła do konfliktu między przedstawicielami gminy żydowskiej a wojskiem. Delegacja z rabinem na czele, domagająca się zaprzestania rozkopywania grobów, została obrzucona przez żołnierzy kamieniami. Po negocjacjach dowódca jednostki zmodyfikował plan, „żeby nie trzeba było wyrzucać tak wielu zmarłych”[122]. W 1939 roku „na skutek działań wojennych” został uszkodzony mur cmentarza na warszawskim Bródnie[123].

W Pruszkowie w okresie okupacji niemieccy żołnierze testowali na murze cmentarnym rusznice, doprowadzając do jego zniszczenia. Według regionalisty Mariana Skwary, uszkodzenia na niektórych nagrobkach to prawdopodobnie ślady po uderzeniach pocisków[124]. Również w Żabnie żołnierze Wehrmachtu podczas ćwiczeń z użyciem działek przeciwpancernych rozbili część muru[125]. W Brzezinach członkowie Volkssturmu i żandarmi używali macewy jako tarcze strzelnicze, a w 1945 roku mieli wykorzystać je do budowy barykad[126]. Cmentarz w Koninie przekształcono na plac ćwiczeń dla żołnierzy niemieckich[127].

W latach 1939–1945 doszło do zniszczeń na trzech cmentarzach we Wrocławiu. O jednym z takich zdarzeń pisał Willy Cohn w swoim dzienniku: „24 lutego 1940 roku. Breslau, sobota. Na naszym cmentarzu w Cosel[128] wydarzył się przedziwny wypadek. Jeden z samolotów leciał zbyt nisko i zaczepił o kopułę kaplicy, która się zapaliła i spłonęła. Samolot spadł na ziemię, a cała załoga zginęła”[129]. Budynek administracyjny cmentarza został przekazany Wehrmachtowi z przeznaczeniem na magazyn[130]. Inny cmentarz żydowski, położony przy obecnej ul. Gwarnej, naprzeciwko dworca kolejowego, znalazł się w spektrum zainteresowania dyrekcji kolei, która zamierzała przejąć jego teren i zbudować schron przeciwlotniczy dla około 3 tys. pasażerów. Ostatecznie, ze względu na skomplikowaną sytuację związaną z zakupem cmentarza od Zrzeszenia Żydów w Niemczech, władze Wrocławia wyraziły zgodę na budowę mniejszego schronu[131]. Nie wiadomo, czy prace budowlane zostały ukończone. W trakcie badań archeologicznych prowadzonych w 2013 roku i 2017 roku, odkopano ławę z żelazobetonu o wymiarach 2 × 7 × 16 m, jednak nie ustalono, czy mógł to być element konstrukcji schronu[132].

Podczas wojny ucierpiał również wrocławski cmentarz przy obecnej ul. Ślężnej. W 1945 roku na jego terenie doszło do starcia pomiędzy jednostkami niemieckimi i radzieckimi. Przypominają o tym ślady po pociskach, widoczne na części nagrobków i grobowców[133]. Uczestnikiem walk był płk Michaił Machow: „Nasze bataliony zajęły już część cmentarza między ul. Sztabową, Ślężną i Komandorską. [...] 26 lutego Niemcy przypuścili silny kontratak od strony ul. Ślężnej. Znaleźliśmy się w okrążeniu. Przed przeważającymi siłami wroga wycofały się kompanie toczące walki na terenie cmentarza”[134].

Dwie bomby spadły na cmentarz w Słubicach, podczas nalotu 15 lutego 1944 roku przeprowadzonego przez brytyjskie siły powietrzne na leżący po drugiej stronie Odry Frankfurt. W wyniku eksplozji uległa zniszczeniu pewna liczba grobów, zawaliła się także ściana domu przedpogrzebowego[135].

W 1944 roku cmentarz w Sarnakach stanowił punkt obserwacyjny jednostki SS, uczestniczącej w testach rakiet V2. Wykopano na nim okop, w którym na sygnał o nadlatującym pocisku kryli się żołnierze[136].

Według ustaleń Jana Pawła Woronczaka, rozbicie części macew i lej w narożniku cmentarza w Kromołowie mogły być efektem eksplozji amunicji i środków pirotechnicznych, składowanych w nagrobkach tablicowo-skrzyniowych. Autor nie podał, czy amunicję przechowywali żołnierze niemieccy czy członkowie polskiego ruchu oporu[137].

Cmentarz w Nowogrodzie, położony na wysokim brzegu Narwi, tuż przy moście, ze względu na swoją strategiczną lokalizację został przekształcony w latach 1944–1945 w redutę obronną. Opowiadał o tym jeden z mieszkańców Nowogrodu: „Tu, jak od października do stycznia stała linia frontu, i na Narwi stali, z tamtej strony Narwi jest taka wyspa, [niewyraźne] wojska radzieckie, tam zrobili przyczółek, tam wysyłali karne bataliony [...]. Tu [na cmentarzu] były okopy strzeleckie, były takie większe, a takie duże, to właśnie były ziemianki. I tam żołnierze spali, nocowali i tak dalej. [...] Tutaj, jak ten domek na lewo, to był niemiecki «Tygrys», czterech ich było spalonych [niewyraźne]. To gdzie ich... Były okopy tam, na dole, a okopy były wykładane deskami, to ich tam [pochowali]”[138]. Zagłębienia po okopach strzeleckich są wciąż widoczne na cmentarzu.

Wiosną 1944 roku częściowo zniszczono XVI-wieczny cmentarz w Lublinie, położony na wzniesieniu na wschód od centrum miasta. Niemcy nakazali wykopać na nim okopy, a 11 maja 1944 roku, podczas nalotu na Lublin, radzieckie samoloty zrzuciły na cmentarz kilka bomb[139]. O ostrzale przypomina macewa Dawida Tewla Mendelsohna, z dziurą przebitą przez pocisk[140]