Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Violet Adams, prymuska, postanawia uwieść gwiazdę studenckiej drużyny futbolowej – Tylera MacKenzie. Dziewczyna chce w ten sposób zrobić na złość nadopiekuńczemu ojcu, który delikatnie mówiąc, nie przepada za Tylerem. Wszystko idzie zgodnie z planem, aż do momentu, gdy MacKenzie dowiaduje się, że dziewczyna jest córką trenera Adamsa.
Początkowo Tyler obawia się, że upojna noc z Violet może skutkować wyrzuceniem go z drużyny. Ona natomiast martwi się, że jej lekkomyślność zniszczy karierę chłopaka. Jednak z czasem kochankowie dochodzą do wniosku, że ich relacja może przynieść obopólne korzyści…
Przekonaj się, czy romans grzecznej dziewczynki i podrywacza ma szansę przerodzić się w coś więcej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 258
Autor: AT. Michalak
Redakcja: Magdalena Binkowska
Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak
Projekt graficzny okładki: Emilia Pryśko
eBook: Atelier Du Châteaux
Elementy graficzne makiety: Shutterstock: vladmark, Deviser
Zdjęcia na okładce: Freepik: YuriArcusPeopleimages, archiwum prywatne autorki (zdjęcie autorki)
Redaktor prowadząca: Agnieszka Knapek
Kierownik redakcji: Agnieszka Górecka
© Copyright by AT. Michalak
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Pascal
Ta książka jest fikcją literacką. Jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób, żywych lub zmarłych, autentycznych miejsc, wydarzeń lub zjawisk jest czysto przypadkowe. Bohaterowie i wydarzenia opisane w tej książce są tworem wyobraźni autorki bądź zostały znacząco przetworzone pod kątem wykorzystania w powieści.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy, za wyjątkiem recenzentów, którzy mogą przytoczyć krótkie fragmenty tekstu.
Bielsko-Biała 2023
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
tel. 338282828, fax 338282829
[email protected], www.pascal.pl
ISBN 978-83-8317-113-5
Anecie, której wsparcie każdego dnia jest dla mnie bardzo ważne. Dziękuję!
Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz także tego dokonać.
Walt Disney
Zwariuję w tym cholernym domu. Myślałem, że kiedyś sytuacja się poprawi, jednak nic na to nie wskazywało. Kiedy przyjechaliśmy tutaj na studia we trójkę, sądziłem, że dam radę wytrzymać z nimi pod jednym dachem. Chyba się jednak myliłem. Tyson dosłownie jadł z ręki Val, a ona ze spokojem patrzyła, jak z typowego narwanego chłopaka staje się pieprzonym pantoflarzem. Boże, sam nie wiem, jak wytrzymałem z nimi aż dwa lata studiów.
Siedziałem na łóżku i rzucałem piłeczką o ścianę. W głowie miałem pewien plan. Tyson, gdy się dowie, urwie mi jaja, ale postanowiłem zaryzykować. Przynajmniej nieźle się zabawię. Dość już miałem ciągłego udawania tego lepszego bliźniaka. Gdy mieszkaliśmy z ojcem, musiałem właśnie taki być. Jeśli było inaczej, Tyson obrywał, a ja miałem dość patrzenia na to, jak stary się nad nim znęca, opanowałem więc zakładanie maski do perfekcji. Udawałem grzecznego chłopca, byle tylko dał nam spokój. Czasami i to nie pomagało, ale na szczęście gdy tylko osiągnęliśmy pełnoletność, od razu odcięliśmy się od niego. Do dziś nie mamy z nim kontaktu i tak jest lepiej.
Dziś jest piątek. Tyson pracował w pobliskim klubie jako ochroniarz, zatem dzień był idealny na realizację planu. Valentina nie wróciła jeszcze ze swojej zmiany w kawiarni, więc szybko zakradłem się do ich pokoju. Stanąłem w drzwiach i omiotłem spojrzeniem pomieszczenie. Podszedłem do dużej szafy i wyjąłem ubrania brata. Z łazienki zabrałem jeszcze jego wodę toaletową. Od liceum się nie zamienialiśmy: przyszła pora, by się trochę zabawić. Wyglądaliśmy niemal identycznie. Wszyscy mieli problem, aby nas rozróżnić. Chciałem zobaczyć, jak dobrze Valentina zna mojego brata. Jeśli okaże się, że nie aż tak doskonale, jak twierdzi, będę miał ubaw. Podobała mi się od dawna. Co z tego, że przez kilka dni byliśmy parą, skoro ostatecznie wybrała jego. O tak, laski leciały na Tysona niczym muchy do lepu. On, ten zły bliźniak, od zawsze miał większe powodzenie niż ja. Zakosił mi ją sprzed nosa. Wtedy mi to nie przeszkadzało, teraz też nie, ale zabawić się mogłem.
Przez uchylone drzwi od łazienki uciekała chmura pary. Valentina jednak była w domu, brała prysznic. Otworzyłem je mocniej i wszedłem do środka. Śpiewała jedną z piosenek Sii, była taka przewidywalna. Niemal codziennie robiła to samo. Odsunąłem kotarę prysznica i zamknąłem ją w objęciach. Przełożyłem jej włosy na jedno ramię, a po drugiej stronie zacząłem składać mokre pocałunki. Jęknęła zadowolona i wtuliła się w moje ciało.
– Nie wiedziałam, że dziś wrócisz wcześniej, skarbie – mruknęła napierając tyłkiem na mojego penisa. – Co się stało? Nie było ruchu?
– Nie było – ugryzłem ją w płatek ucha – ale mogę ci zagwarantować, maleńka, że tutaj będziesz miała ruch jak nigdy.
Znieruchomiała. Chwilę trwało, nim odwróciła głowę w moją stronę i spojrzała na mnie z furią, jakiej jeszcze u niej nie widziałem.
– Tyler! Czy ciebie pojebało? Wyjdź stąd natychmiast! – Pchnęła mnie z całej siły. – Jak mogłeś udawać Tysona! – wrzeszczała, niewiele sobie robiąc z tego, że stoi przede mną zupełnie naga. – Jesteś obrzydliwy! Długo znosiliśmy twoje wyskoki, ale teraz to już koniec, słyszysz? Koniec. Wypierdalaj stąd i nie pokazuj mi się na oczy!
– Nie udawaj, że ci się nie podobało – brnąłem dalej, znów się do niej zbliżając. – Mruczałaś jak chętna kotka.
– Bo myślałam, że to twój brat, miłość mojego życia. – W końcu sięgnęła po ręcznik i obwiązała nim ciało. – Wiesz, jak twój brat na to zareaguje? Pęknie mu serce, kiedy się dowie. Nie mogłeś bardziej go zawieść… Nas zawieść, Tyler.
Potarłem kark dłonią. Nie wiem, o co Valentina robiła takie wielkie halo, przecież to było nawet zabawne. Drama, jakbym co najmniej chciał ją zabić. Kobiety nigdy nie rozumieją żartów.
– Dobra, nie marudź, już się zmywam. – Skierowałem się w stronę wyjścia z łazienki. – Nie wiedziałem, że z ciebie taka sztywna suka.
Zdążyłem zamknąć drzwi, kiedy usłyszałem dźwięk rozbijanego na nich wazonu. Na szczęście nie miała takiego refleksu jak braciszek, bo on z pewnością rozbiłby mi go na głowie. Nie miałem pojęcia, czy Val mu powie, co zrobiłem, ale w głębi czułem, że jednak tego nie zrobi. Jak się jednak szybko okazało, nie miałem intuicji, bo jak tylko wrócił, wściekły niczym rozjuszony byk wparował do mojego pokoju. Na jego twarzy malowała się chęć mordu, a zamordowany miałem być niestety ja.
– Ty kutasie! – ryknął i mnie popchnął. – Czy ciebie już doszczętnie pojebało? Widziałem, że coś się z tobą dzieje, nie radzisz sobie, ale to już szczyt…
Wstałem, strzepując z siebie niewidzialne pyłki, i uśmiechnąłem się do niego.
– Tyson, braciszku, też miło cię widzieć. Pewnie Val powiedziała ci o naszym małym spotkaniu? – Zaśmiałem się. – A powiedziała ci może, jaka była chętna? – Wiedziałem, że go to wkurwi, ale nie myślałem, że przywali mi w pysk. Po chwili leżałem na podłodze z rozwalonym nosem, z którego sączyła się krew. Czułem, że zahaczył i o oko, bo pieczenie stawało się nieznośnie. Zapewne jeszcze dziś będę miał limo.
– Jakbyś nie był moim bratem, to bym cię zatłukł – syknął. – Wstawaj i wypierdalaj. Masz pół godziny na spakowanie się. Nie chce cię tutaj oglądać.
– Hola, hola! – zawołałem, podnosząc się i próbując wytrzeć krew. – Zapomniałeś, że matka opłaca nam chatę i mamy w niej mieszkać razem? – Celowo zaakcentowałem ostatnie słowo.
– Pamiętam – burknął – ale nie obchodzi mnie to! Wypierdalaj, bo nie ręczę za siebie. I nie wracaj, nim nie pójdziesz po rozum do głowy i nie przestaniesz się zachowywać jak rozkapryszony gówniarz.
– Ja się tak zachowuję? Naprawdę? – Podszedłem do niego i spojrzałem mu prosto w oczy. – Wiesz co, nieważne. Naprawdę, kurwa, nieważne. Już mnie tutaj nie ma. Możesz sobie wić gniazdko ze swoją kociczką, nie obchodzi mnie to. Wcale mnie nie obchodzicie. Ani ty, ani twoja laska. Bawcie się dalej w domek z ogródkiem, ale nie szukaj mnie, kiedy kopnie cię w dupę, bo na pewno tak będzie, kiedy zrozumie, jak bardzo jesteś pojebany. Zachowujesz się jak nasz stary, a to największa obelga. – Wyminąłem go w drzwiach i otworzyłem je na oścież. – A teraz wynocha z mojego pokoju, bo muszę zebrać swoje graty.
Niemal z niego wybiegł. I bardzo dobrze, nie potrzebowałem ich. Sam doskonale dam sobie radę. Miałem kumpli z drużyny, miałem chętne laski, nie musiałem być piątym kołem u wozu. Myślą, że nie dam bez nich rady, ale chyba nie znają mnie zbyt dobrze. Może i przegiąłem, ale teraz chociaż widziałem, kogo wybrał Tyson. Wybrał ją, więc zniknę im z pola widzenia.
Ojciec nie nauczył mnie wiele, mogłem być mu jednak wdzięczny za najcenniejszą lekcję: że ból można przezwyciężyć, a rany na ciele goją się szybko. Rany na duszy, niestety, zostają na zawsze. Nawet jeśli się zabliźnią, to przypomną o sobie w najmniej oczekiwanym momencie. Blizn na duszy nie da się uleczyć. Trzeba się nauczyć z nimi żyć. Ból jest do zniesienia, gdy dotyczy ciebie. Zupełnie inna sytuacja jest wtedy, kiedy cierpi osoba, którą kochasz największą i najszczerszą miłością. Wtedy jej ból niszczy twoją duszę, rozrywa cię od środka na milion kawałków. Jesteś bezsilny i uświadamiasz sobie, że nie chcesz taki być. Najlepszym rozwiązaniem jest zamknąć się na miłość. Można mieć seks, można mieć dziewczyny, ale nie można dopuścić do siebie miłości, by znowu nie stać się bezsilnym, gdy cierpienie zapuka do drzwi. Prędzej czy później tak się dzieje, a ja nie byłem gotowy, by poczuć to kolejny raz. Latami bezsilnie patrzyłem na cierpienie brata i nie zamierzałem znów przez to przechodzić przez chwilę słabości. Postanowiłem kochać tylko jego. Nawet jeśli czasem nie szczędzimy sobie epitetów, nawet jeśli znowu podbije mi oko, to jest dla mnie wszystkim, jesteśmy z tej samej krwi. Nigdy nikogo więcej nie wpuszczę do mojego serca. Tak jest bezpiecznie. Właśnie tak musi być.
Podeszłam do drzwi i chyba po raz setny dzisiejszego dnia otworzyłam je, by móc trzasnąć nimi z całych sił.
– Violet! – krzyknął z dołu ojciec. – Uspokój się, cały dom drży w posadach przez twoje fochy. Jak tak dalej pójdzie, to nie wyjdziesz nawet do Harmony.
– I bardzo dobrze! – wrzasnęłam, wychylając się za poręcz schodów. – Wiesz, jak mi zależało na tej imprezie! A do Harmony muszę iść, jakbyś zapomniał, bo czeka nas projekt z literatury.
Może i byłam dziecinna, ale wróciłam do pokoju, głośno krzycząc i tupiąc nogami. Tak dawałam upust swoim emocjom. Mój ojciec był troskliwy i chorobliwie nadopiekuńczy, a ja miałam tego dość. Dobrze, że miałam Harmony. To ona podsunęła mi pomysł, który właśnie realizowałam z naprawdę niezłym skutkiem. Odkąd mama umarła, ojciec trząsł się nade mną. Nie mógł pogodzić się z faktem, że już dawno przestałam być dzieckiem. Bardzo go kochałam. Był troskliwy i opiekuńczy, ale ta jego obawa o mnie dawała mi nieźle w kość. Mydliłam mu oczy, bo gdyby nie to, to do tej pory byłabym dziewicą i nietykalną córeczką trenera Adamsa. Niestety wiele potencjalnych randek i tak przechodziło mi koło nosa, bo przecież każdy facet z drużyny wiedział, kim jestem. Najskuteczniejszym sposobem na to, by w końcu móc się wyrwać na jakąś imprezę, było udawanie, że odbywa się w innym terminie. Zatem jeśli chciałam wyjść w weekend, prosiłam ojca o zgodę na wyjście za tydzień lub za parę dni, dzięki czemu mogłam się zabawić, mówiąc, że idę się uczyć, co nie wzbudzało jego podejrzeń. Wystarczyło jeszcze dobrze odegrać rolę wkurzonej do granic możliwości Violet i ojciec nie miał o niczym pojęcia. Tym razem jednak miałam dość tego, że za każdym razem muszę wymyślać jakieś chore akcje. Nie robiłam przecież nic złego. Byłam zwyczajną dziewczyną, która raz na jakiś czas chce się zabawić z rówieśnikami, a nie wywłoką przechodzącą z łóżka do łóżka czy upijającą się do nieprzytomności. Miałam prawo do chwili dla siebie, a nie chciałam przy tym okłamywać ojca na każdym kroku. Zasługiwałam na trochę wolności. Być może gdyby sam znalazł drugą połowę, nie kontrolowałby mnie aż tak bardzo. Miałam już tego serdecznie dość. Wiedziałam, jak zrobić mu na złość i tym razem nie zamierzałam być grzeczną córeczką trenera Adamsa. O nie! W końcu chciałam zacząć żyć i cieszyć się młodością. Wiedziałam, że go naprawdę zaboli, kiedy zacznę się spotykać z którymś z jego zawodników. Gdy został głównym trenerem na uniwersytecie w Massachusetts, kazał mi się trzymać z dala od futbolistów. Oczywiście jako grzeczna córeczka od razu go posłuchałam. Dziś na imprezie postanowiłam jednak mu pokazać, że nie będzie mną rządził. Zamierzałam uwieść najbardziej rozwiązłego z graczy. Na nikogo ojciec nie narzekał przy niedzielnych obiadkach tak bardzo, jak na Tylera MacKenziego, i to on miał być moim celem. Tyler, szykuj się! Twoja cnota jest zagrożona. Zaśmiałam się głośno, bo kto jak kto, ale on do cnotliwych nie należał. Wiedziałam dokładnie, jakie zdanie o nim miał mój ojciec: bawidamek i łamacz serc, który nie przepuści żadnej dziewczynie. Nie stronił od zakrapianych imprez i myślał, że talent wystarczy, by odnieść sukces. Miałam tylko nadzieję, że bzyknie mnie szybciej, niż pomyśli, że narazi się mojemu ojcu.
Jak zwykle mogłam liczyć na przyjaciółkę. Nie minęło pół godziny, a Harmony zaparkowała zielonego mustanga pod naszym domem, głośno trąbiąc. Od kampusu dzieliło nas jakieś pięć minut spacerkiem, ale żeby tata łyknął przynętę, nie mogłyśmy przecież wyjść wystrojone jak na imprezę. Na szczęście miałam już u niej niezłą kolekcję ubrań, a jej rodzice byli bardzo spoko. Ich podejście było inne niż ojca, mimo że tak jak i on uczyli na naszym uniwerku. Być może właśnie dlatego rozumiałyśmy się bez słów.
Tak bardzo dziękowałam Bogu za Harmony! Była cudowną przyjaciółką, zawsze obok, gdy jej potrzebowałam. Ludzie często błędnie ją oceniali. Patrzyli na nią przez pryzmat wyglądu. Była piękną, wręcz zjawiskową blondynką o niebieskich jak niebo oczach. Z powodzeniem mogłaby być modelką, ale ona wolała naukę, tak jak i ja. Większość osób myślała, że jest zimna i wyrachowana, jednak była najsłodszą osobą, jaką znałam. Normalne, że jak ktoś był dla niej niemiły, potrafiła się odgryźć, ale sama nigdy dla nikogo taka nie była. Widziałam, że często cierpiała z powodu takiego stanu rzeczy. Ludzie tak szybko oceniają drugiego człowieka, wcale go nie znając. Z prędkością światła potrafią zranić i zrównać go z ziemią. Wystarczy, że jesteś inny od wymyślonych przez nich samych „standardów normalności”, a już stoisz na straconej pozycji. Być może dlatego tak doskonale się rozumiałyśmy? Ja co prawda byłam szufladkowana z zupełnie innych powodów, ale potrafiłam zrozumieć, co ona czuje. Rówieśnicy często mnie wyśmiewali, choć nie byłam brzydka czy gruba. Ot, zwykła dziewczyna wtapiająca się w tłum. Jednak dla nich byłam prymuską, córeczką trenera, która pewnie z każdą skargą lata do tatusia. Nieraz obrywało mi się tylko za to, że mój ojciec pracował w naszym liceum. Małomiasteczkowa społeczność miała w zwyczaju szufladkować ludzi. Cieszyłam się jak głupia, że na studiach poznam nowych ludzi, nowe dziewczyny, które być może nie będą na mnie patrzeć w taki sposób. Nie myliłam się. Znalazłam małe grono sprawdzonych znajomych, których nie interesowało, kto jest moim ojcem. Ludzie na studiach mieli swoje życie, swoje problemy, i w większości mnie nie zauważali. Wyjątkiem byli chłopcy z drużyny ojca, bo dostali zakaz umawiania się ze mną. Oczywiście nie dosłownie. Mój ojciec nie był tak bezpośredni, ale wiedzieli, że lepiej z nim nie zadzierać, i skrzętnie schodzili mi z drogi. Dziś chciałam to zmienić. Musiałam to zmienić. Oczywiście, brałam pod uwagę, że Tyler nie będzie jednak chciał mnie zaliczyć. W końcu nie byłam w typie dziewczyn, z jakimi go widywałam. On sam był cholernie gorący, doskonale o tym wiedział i wykorzystywał to do woli. Będę musiała nieźle się natrudzić, by zrealizować swój plan. Oczywiście Harmony wcale nie była nim zachwycona. To chyba nawet za mało powiedziane, bo jak tylko zdradziłam jej szczegóły planu w drodze na imprezę, niemal wpadła w histerię. Dobrze, że była świetnym kierowcą.
– Ty chyba oszalałaś! – krzyknęła, waląc rękoma w kierownicę.
– Dlaczego? Przecież to doskonały pomysł. Ojciec jak nic będzie wściekły.
– No właśnie, będzie. – Spojrzała na mnie, mrużąc oczy. – To kiepski pomysł. Przecież robiąc mu na złość i bzykając się z Tylerem, sama sobie zaszkodzisz. To chodząca choroba weneryczna. Nie wiadomo, ile lasek zaliczył.
– Przesadzasz. Przecież nie jest głupi. Na pewno się zabezpiecza. Zresztą i tak nie wiadomo, czy będzie chciał zaliczyć i mnie. – Utkwiłam wzrok w swoich zaciśniętych dłoniach, jak zawsze gdy zaczynałam się denerwować. – No wiesz, on jest ciachem, a ja zwykłą szarą dziewczyną, której nikt nie zauważa.
– Trzymajcie mnie, bo nie ręczę za siebie! – Harmony gwałtowanie nacisnęła pedał hamulca, przez co niemal walnęłam głową w przednią szybę. Spojrzałam na nią zszokowana, nie bardzo nie wiedząc, o co jej chodzi. – Dziewczyno, nie masz w domu lustra? Za każdym razem to samo! Przestań robić z siebie jakieś brzydkie kaczątko, Violet. Jesteś piękna, jak możesz tego nie dostrzegać?
– Stwierdzam fakt. Widzisz mnie inaczej, bo się przyjaźnimy i nawet w pewnym stopniu ci wierzę. To znaczy tobie wydaję się piękna, bo mnie znasz, ale to nie znaczy, że inni mnie tak postrzegają. Nieważne. Nie chcę na ten temat rozmawiać. – Spróbowałam uciąć temat. – Dziś chcę się dobrze zabawić. Udowodnić ojcu, że nie może mi rozkazywać i nie będzie układał mi życia. Dość tego. Muszę mu w końcu pokazać, że tak nie można. Choćbym w ramach buntu miała przespać się z całą drużyną…
– No to teraz to cię poniosło. – Harmony weszła mi w słowo.
– To była przenośnia. – Zaśmiałam się, by choć trochę rozluźnić napiętą atmosferę. – Wystarczy mi Tyler. Mój ojciec naprawdę go nie znosi
– No dobrze. – Harmony niechętnie ruszyła. – Jak sobie chcesz. Jeśli naprawdę uważasz, że to dobry pomysł, nie będę cię pouczać, ale musisz wiedzieć, że czuję, że wynikną z tego same problemy. Mam nadzieję, że nie zakochasz się w tym bawidamku.
– Spokojnie. – Odwróciłam się w jej stronę i spojrzałam na jej pełną skupienia twarz. – Znasz mnie nie od dziś. Tyler na pewno nie zawróci mi w głowie. To będzie jednorazowy numerek. Nic, po czym nie mogłabym wrócić do porządku dziennego. Harmony, nie zachowuj się jak mój ojciec. Pozwól mi popełniać własne błędy i wyciągać wnioski. Nie obronicie mnie przed całym złem tego świata.
– Oczywiście – burknęła, nie odrywając wzroku od drogi. – Powiedzmy, że ci wierzę i nie zakochasz się w nim, ale co ci z tego, że się z nim prześpisz?
– Jak to co? Mój ojciec w końcu zrozumie, że nie jestem małą dziewczynką. Mam prawo do wolności i nieważne, jak bardzo on stara się mnie kontrolować. Nie może mnie tak traktować. Następnym razem dobrze się zastanowi, nim znów będzie starał się mnie chronić na wyrost.
Podjechałyśmy pod dom mojej przyjaciółki i szybko ruszyłyśmy do drzwi. W głowie miałyśmy już tylko nadchodzącą imprezę bractwa. Byłam podekscytowana jak nigdy. Uprawiałam już seks i wiedziałam, z czym to się wiąże, ale słuchy, które krążyły na temat Tylera i jego, hmm, powiedzmy: łóżkowych umiejętności, mocno mnie onieśmielały. Miałam nadzieję, że dam radę wykonać mój plan do końca. Paraliżował mnie strach, ale nie zamierzałam rezygnować, o nie.
– Nad czym tak dumasz? – Harmony wychyliła się z łazienki i popatrzyła na mnie podejrzliwie.
– A w sumie o niczym – odparłam. – Myślałam, co dziś założyć.
– Załóż coś seksownego, co wyrwie Tylera z butów. – Harmony wyszła z łazienki i usiadła na łóżku obok mnie.
– Taki mam plan, ale naprawdę nie bardzo wiem, co to może być. Jakieś pomysły? – Spojrzałam na nią z nadzieją.
– Zobaczmy… – Stanęła przy szafie i z impetem ją otworzyła. Jej oczy momentalnie się zaświeciły i szybko zdjęła z wieszaka coś, co przypominało sukienkę. – O Boziu! – krzyknęła. – Musisz ją przymierzyć. Wiem, że należy do mnie, ale uwierz mi, będziesz wyglądała obłędnie.
– Harmony… – Pokiwałam głową. – Przecież nic, co pasuje na ciebie, nie będzie dobre dla mnie. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale moje cycki są niemal trzy razy większe niż twoje, a o biodrach również można powiedzieć to samo.
– Przesadzasz – rzuciła i pociągnęła mnie za rękę, zmuszając, bym wstała z łóżka. – Nie marudź, tylko przymierz.
– Wiem, że nie odpuścisz – westchnęłam i wzięłam z jej ręki czarną sukienkę. – Daj mi chwilę, zaraz wracam – dodałam, choć przecież nie było opcji, by pasowała.
Byłam cholernie zdziwiona, gdy okazało się, że dobrze na mnie leży. Opinała moje ciało niczym druga skóra, a ja po raz pierwszy od niepamiętnych czasów czułam się dobrze w tym, co na sobie miałam. Dość spory dekolt podkreślał moje duże piersi, ale nie w ordynarny sposób: wyglądało to wszystko naprawdę przyzwoicie. Ba, mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że wyglądałam seksownie i właśnie tak się czułam. Uchyliłam drzwi łazienki i niepewnie wyjrzałam na zewnątrz, obawiając się trochę reakcji przyjaciółki.
– O kurde! – Aż zagwizdała z zachwytu, kiedy mnie zobaczyła. – Właśnie tego było ci trzeba. Tak myślałam, ta sukienka jest szyta na ciebie. Wyglądasz obłędnie, a Tyler aż się zagotuje, kiedy cię zobaczy.
– Dziękuję. – Uśmiechnęłam się do niej. Jej opinia była dla mnie istotna. Zazwyczaj olewałam to, co kto o mnie mówił lub myślał, ale nie Harmony. Ona była dla mnie bardzo ważna i jej zdanie bardzo się dla mnie liczyło. – Myślałam, że nie popierasz tego, co zamierzam zrobić.
– Nie popieram – przyznała, ciągnąc mnie za rękę i zmuszając, bym usiadła przy toaletce – ale to nie znaczy, że nie będę cię wspierać. Skoro uważasz, że nie ma innego wyjścia i naprawdę tego chcesz, nie będę cię oceniać.
– Wiesz, że bardzo cię kocham – odparłam wzruszona. Była prawdziwą przyjaciółką.
– Wiem, a teraz cisza, bo trzeba cię zrobić na bóstwo. Do tej kiecki potrzebny ci makijaż z efektem wow, więc pozwól mi działać.
Nie musiała powtarzać dwa razy. Z chęcią oddałam się w jej sprawne ręce. Kto jak kto, ale Harmony była mistrzynią makijażu i wiedziałam, że dziś wieczorem będę lśniła niczym gwiazda. Nie było mowy, że Tyler MacKenzie mi się oprze.
Towarzystwo było już nieźle podchmielone, gdy dotarłyśmy na imprezę. Zresztą my też nie zostałyśmy jakoś w tyle. U Harmony wypiłyśmy po dwa drinki dla rozluźnienia. Dla mnie to był ważny dzień, moment, w którym miałam w końcu w dosadny sposób przeciwstawić się ojcu. Oczywiście futbolistów jeszcze nie było, więc miałam chwilę, by rozejrzeć się i potańczyć z przyjaciółką. Dom bractwa był ogromny: widać było, że uczelnia nie żałowała kasy. Być może mieli jeszcze jakieś dotacje sportowe lub od prywatnych darczyńców, nie miałam bladego pojęcia. Wiedziałam, że Tyler, mimo iż należał do Delty, nie mieszkał w domu bractwa. Obiło mi się o uszy, że wraz z bratem i jego dziewczyną wynajmowali niewielkie mieszkanie poza terenem kampusu, ale na tyle blisko, by nie mieć problemów z dojazdem. Tyler i Tyson byli niemal identyczni. Na początku był problem z ich rozróżnieniem. Obaj byli superprzystojni i dobrze zbudowani. Tyler grał, ale Tyson nie. Kiedyś słyszałam jakieś plotki, że uczestniczył w nielegalnych walkach jeszcze w liceum, ale ile było w tym prawdy? Ludzie lubili dopisywać swoje historie, często wyssane z palca. Chociaż wcale bym się nie zdziwiła, gdyby akurat ta okazała się prawdziwa. Tyson miał w sobie jakiś mrok. Nie widywałam go zbyt często, bo wraz z dziewczyną woleli własne towarzystwo, ale gdy już gdzieś się pojawili, wywoływali sensację. Zawsze wpatrzeni w siebie jak w obrazek. On bardzo zaborczy, gotowy połamać każdego, kto chociaż zerknie w stronę Valentiny. Ona z pobłażaniem patrząca na naiwne panienki, które niemal sikały na widok Tysona. Oczywiście mógł się podobać, ale łatwo było dostrzec, że nie widzi świata poza Val, więc jakakolwiek chęć dobrania mu się do spodni z góry była skazana na porażkę. Szkoda było tracić na to czas.
– Napijmy się! – Harmony niemal wrzasnęła mi do ucha. Stałam zamyślona, więc wystraszyła mnie jak cholera.
– Świetny pomysł. – Uśmiechnęłam się do niej i pociągnęłam w stronę kuchni, którą minęłyśmy chwilę wcześniej. Widziałam tam wielką beczkę z piwem i jakiś prowizoryczny barek. – Miałam to właśnie zaproponować, bo czuję, że za chwilę reszta procentów ze mnie uleci. Nie widziałam chłopaków z drużyny i boję się, że Tyler jednak się nie pojawi.
– Pojawi się, nie panikuj. – Harmony wzięła dwa kubki i zaczęła coś do nich wlewać. – Może być trochę później, bo z tego, co mówiła mi Leah z koła literackiego, chodzą słuchy, że wyprowadził się od brata i jest świeżym nabytkiem akademika. Laski już się na niego napaliły i prześcigają się w zawodach, która jako pierwsza zaciągnie go do łóżka. Zupełnie jakby nie miał wcześniej połowy kampusu…
– Kurde – westchnęłam i wzięłam z jej rąk kubek. – A co, jak nie będzie w nastroju na figle? – Uniosłam go do ust i niemal jednym haustem opróżniłam, przez co niemal się nie zadławiłam. Poczułam gorąco. Łzy napłynęły mi do oczu i zaczęłam kaszleć jak jakiś kot, który zakrztusił się kłakiem. – Coś ty tu wlała? – wykrztusiłam z trudem.
– Nic takiego. – Wzruszyła ramionami, patrząc na mnie z miną niewiniątka. – To po prostu dwie trzecie wódki i jedna trzecia soku z granatu. – Uśmiechnęła się przebiegle.
– Nic takiego? – zapytałam, rzucając jej mordercze spojrzenie. – Niemal spaliło mnie żywcem!
– No co ty! – zaśmiała się. – Piłaś przecież mocniejsze. Pamiętasz, jak w wakacje pojechałyśmy do domku twojego ojca nad jezioro i…. – zaczęła, lecz od razu przerwała, gdy zobaczyła, że wlepiam spojrzenie w grupkę, która właśnie weszła.
– Tyler – zaskomlałam, bo akurat w tym momencie czułam się jak siedem nieszczęść. Harmony spojrzała we wskazanym kierunku i głośno wybuchnęła śmiechem, skutecznie zwracając na nas uwagę. Nie wiedziałam, co ją tak rozbawiło. Chciałam się zapaść pod ziemię, a ona śmiała się jak opętana.
Nawet z daleka mnie onieśmielał. Widziałam go już kilka razy, ale dziś zaczynałam tracić rezon, tym bardziej, że po tej akcji z drinkiem słabo się czułam. A do tego moja przyjaciółka na widok chłopaków z drużyny śmiała się jak szalona.
– Harmony – syknęłam ostrzegawczo – uspokój się, bo robisz przedstawienie. Jak tak dalej pójdzie, zaraz tutaj podejdą.
– Nic nie poradzę! – Spojrzała na mnie. – Popatrz na niego, wygląda, jakby zderzył się ze ścianą. – Znów parsknęła śmiechem, jakby to, co powiedziała, było żartem roku.
Popatrzyłam w ich kierunku, starając się zrozumieć, o co jej chodzi. No rzeczywiście, przez ten stres nawet nie zauważyłam, że Tyler miał wielkie limo pod okiem. Cóż, to nie był chyba jego najlepszy dzień. Byłam ciekawa, co takiego się stało, bo taki facet jak on pewnie nie był nieporadny i w bójce dałby sobie radę… Chociaż kto wie?
– Patrz! – szepnęła Harmony, wskazując na chłopaków. – Chyba idą w naszą stronę.
– Kurwa – wymsknęło mi się.
– Nie panikuj. – Pokrzepiająco poklepała mnie po plecach. – Napij się jeszcze, bo zaraz będziesz miała możliwość poznać obiekt swoich westchnień.
– On nie jest moim obiektem westchnień. Nie wiem nawet, czy teraz w ogóle zwróci na mnie uwagę. W końcu widział, jak się z niego śmiejesz.
– Oj tam! – Machnęła ręką. – Będzie dobrze.
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo Tyler, Samuel i Cole, jak zawsze nierozłączni, stanęli przed nami.
Sprawiali wrażenie jeszcze większych niż w rzeczywistości. Ich postury i mocno umięśnione sylwetki trochę przytłaczały, gdy stali tak blisko. Pierwszy odezwał się Tyler, a reszta jakby czekała na jego zagranie.
– Widzę, że bawicie się całkiem nieźle. – Spojrzał na nas. Jego oczy były niebieskie, ale teraz sprawiały wrażenie niemal czarnych. – Jestem Tyler. Chyba nie mieliśmy okazji się poznać.
– Harmony. – Przyjaciółka odezwała się pierwsza, dobrze wiedząc, jakie wrażenie na mnie wywarł. – Rzeczywiście, całkiem nieźle. Prawda Violet?
– Eee… tak, jest całkiem przyjemnie…
– Całkiem przyjemnie? – Tyler uniósł jedną brew. – Ciekawe określenie, Violet. To Samuel i Cole. – Wskazał ręką na stojących obok przyjaciół. Gramy w jednej drużynie.
– One to pewnie wiedzą, baranie. – Samuel zaśmiał się i klepnął go w ramię. – Stary, jak dalej będziesz walił takie słabe teksty, to laski się zaraz zmyją i tyle będzie z twojego podrywu.
– Nikogo nie podrywam – burknął nieco zmieszany Tyler.
– Nie? – zapytałam, chcąc przeciągnąć rozmowę, bo czułam, że po tekście kolegi zaraz będzie chciał się zmyć. Wszyscy trzej popatrzyli na mnie zdziwieni. – Szkoda, bo nawet z tym limem pod okiem wyglądasz całkiem nieźle.
Harmony niemal zakrztusiła się drinkiem, a do mnie dopiero po chwili dotarło, co właśnie powiedziałam. To było naprawdę niefortunne, na szczęście wszyscy zaczęli się śmiać, bo już myślałam, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię. Tyler jednak nie stracił rezonu, bo podszedł do mnie i szepnął mi do ucha:
– Cieszę się, że tak myślisz. Może wyjdziemy na zewnątrz? Zapalę i opowiem ci, co mi się stało w oko. Chłopaki, później się złapiemy.
– Się rozumie, stary – odpowiedzieli niemal jednocześnie.
– Nie musisz się spieszyć. – Cole sugestywnie poruszył brwiami.
– Uspokój się! – syknął Tyler. – Idziemy tylko pogadać.
– Już ja wiem, jak ty zazwyczaj gadasz z laskami. – Cole dalej drążył, a moje policzki zaczynały się robić czerwone. – Słyszę wszystko zawsze bardzo wyraźnie.
Popatrzyłam na przyjaciółkę, która od razu dała mi znak, że nie ma nic przeciwko, i ruszyliśmy do wyjścia. Idąc w stronę wielkich drzwi na tyłach domu, co chwila byliśmy zaczepiani przez jakichś jego znajomych. On jednak każdego szybko spławiał, dając im do zrozumienia, że mamy inne plany. Zaczynałam się denerwować. Nie znałam go przecież, a to, co wcześniej mi się wymsknęło, nie brzmiało zbyt fajnie. Tyler wydawał się już trochę zirytowany tym zaczepianiem, więc złapał mnie za rękę i ruszył szybszym krokiem. W tych cholernych obcasach niemal biegłam za nim, co pewnie wyglądało komicznie.
Na tarasie z tyłu domu było bardzo przyjemnie. Nie było basenu, ale rozstawiono leżaki, a pośrodku trawnika wytyczono miejsce na ognisko. Tyler pociągnął mnie w tamtą stronę.
– W końcu – sapnął, zamykając za nami drzwi tarasu. – Już myślałem, że nigdy nie wyjdziemy przez tych wszystkich ludzi…
– Zebrał się niezły tłum.
– Nieczęsto bywasz na imprezach, co? – zapytał.
– Czemu tak sądzisz? – Popatrzyłam na niego poważnie, bo brzmiało to trochę jak przytyk.
– Po prostu myślę, że bym cię zapamiętał. – Wzruszył ramionami. – Masz oryginale imię.
Dopiero teraz zaczął mi się przyglądać. Jego oczy intensywnie skanowały moje ciało. To było onieśmielające, ale jednocześnie miłe: było widać, że nie mam się czym martwić. Zdobyłam jego zainteresowanie.
– Mogę zapalić? – zapytał, nie odrywając ode mnie wzroku.
– Chyba po to tutaj przyszliśmy – rzuciłam i uśmiechnęłam się do niego.
– Nie tylko – stwierdził, wyciągając z kieszeni papierosy i zapalniczkę, by po chwili zaciągać się dymem.
– Nie tylko?
– Nie – przyznał. – Spójrz w górę! – Oparł się plecami o leżak i przyciągnął mnie do siebie, tak bym plecami opierała się o jego klatkę piersiową. – Tutaj widać konstelację Oriona. Lubię tutaj siedzieć i patrzeć w niebo.
Uniosłam oczy i zamarłam: na niebie było wyraźnie widać pięknie lśniące gwiazdy. Nie sądziłam, że ktoś taki jak on może lubić obserwować niebo. Jego zapach był tak seksowny, że zaczynało mi się kręcić w głowie. Nawet ten siniak na twarzy nie psuł wrażenia. Tyler MacKenzie był cholernie kuszący i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Idąc na tę imprezę, zupełnie się tego nie spodziewałem. Chciałem się tylko rozluźnić po kłótni z Tysonem, a wylądowałem na tarasie z wtuloną we mnie Violet. Nie znałem jej wcześniej i rzadko dawałem się komuś tak szybko do siebie zbliżyć, ale jej bezpośredniość bardzo mi się spodobała i tak jakoś wyszło. Widać było jej zainteresowanie, ale prawda była taka, że każda laska była mną zainteresowana. Dobrze wiedziałem, jak działam na kobiety, i umiałem z tego korzystać. Dziś również chciałem się zabawić, by spuścić trochę pary, ale coś mi się wydawało, że ona nie jest laską, która preferuje jednonocne przygody. Czy to mi przeszkadzało? Sam jeszcze nie wiedziałem. Chciałem zobaczyć, jak to się wszystko potoczy. Pod dłonią wyczuwałem jej miarowy oddech. Czuła się przy mnie bezpiecznie, chociaż wiedziałem, że nie powinna. Mógłbym ją polubić, więc zamierzałem zagrać z nią w otwarte karty. Nigdy nie oszukiwałem kobiet i chociaż lubiłem seks bez zobowiązań, zawsze stawiałem sprawę jasno. Niepotrzebne mi były problemy i ścigające mnie po kampusie laski. Zaciągnąłem się ostatni raz i zdusiłem niedopałek w stojącej obok popielniczce.
– Lubię cię, Violet. Jesteś naprawdę piękną i zabawną dziewczyną, wiesz? – zacząłem.
– Ja też cię lubię, Tyler. – Wyprostowała się i usiadła, tak aby widzieć moją twarz. – Chcesz mnie spławić? Bądźmy ze sobą szczerzy, nie jestem dzieckiem, potrafię zrozumieć, że mogę nie być w twoim guście.
– Zwariowałaś? – Złapałem ją za rękę, bo czułem, że chce ode mnie uciec, a nie zamierzałem jej na to pozwolić, nim nie wysłucha mnie do końca. – Nie uciekaj, chciałem żebyś wiedziała, jak bardzo mi się podobasz. Może nawet za bardzo. Cały czas mam przed oczami, co mógłbym z tobą robić, jeśli byś mi na to pozwoliła. Chcę cię pieprzyć, Violet, na milion sposobów. Myślę jednak, że nie jesteś dziewczyną, która zalicza jednorazowe numerki, dlatego chciałem dać ci możliwość wyboru. Nie szukam związków. Same z nimi kłopoty, a poza tym mam drużynę, treningi i zajebiście wymagającego trenera, który mnie nie znosi. Jak widzisz, niepotrzebne mi komplikacje.
Popatrzyłem na nią z nadzieją, bo po moim monologu mogła się poczuć trochę zagubiona. Nie byłem pewien, jak zareaguje. Była seksowna jak diabli i już myślałem o jej smaku na swoim języku, przez co momentalnie mój fiut budził się do życia.
– A czy ja cię proszę o jakiś związek? – Przechyliła głowę i przyglądała mi się z uwagą. – Nie szukam faceta, nie potrzebuję go do szczęścia. Jeśli jednak chodzi o jednorazowy numerek, mogę rozważyć twoją propozycję – zaśmiała się – ale może nie tak szybko. – Wstała i pociągnęła mnie za rękę. – Może wypijmy jeszcze po drinku i zatańczmy, bo nie kupuję kota w worku. – Przylgnęła do mnie całym ciałem i zaplotła dłonie na mojej szyi. – Najpierw muszę sprawdzić, czy dobrze całujesz i jak tańczysz, a później zobaczymy, co przyniesie noc – mruknęła i wspięła się na palce, by połączyć nasze usta w niespodziewanym pocałunku. Niemal od razu przyciągnąłem jej ciało do swojego i wbiłem palce w jej krągłe biodra. Pogłębiłem jej lekki, niemal niewinny pocałunek, wsuwając głębiej język i sprawdzając jej smak. Było kurewsko dobrze. Już bardzo dawno nie czułem takiego głodu i żaru, jaki ogarnął mnie przy niej. Wplotłem palce w jej włosy, zmuszając ją do uległości. Miałem teraz doskonały dostęp do jej szyi, na której zostawiałem mokre ślady, całując ją i lekko przygryzając. Czułem, jak jej sutki robią się twarde i napierają na delikatny materiał sukienki. Swoją drogą wyglądała w niej jak milion dolarów. Czułem się jak zwierzę, chciałem się już w niej zatracić.
– Spokojnie. – Odsunęła się ode mnie i poprawiła sukienkę, która lekko się uniosła, odsłaniając część ud. – Mieliśmy zaczekać i zobaczyć, co przyniesie noc, a w takim tempie wylądujemy w łóżku już za chwilę. – Popatrzyła na mnie z nadzieją, jakby szukając u mnie poparcia.
– Mnie to nie przeszkadza – przyznałem – ale jeśli ci zależy, to chodź. – Otworzyłem drzwi i przepuściłem ją. – Pokażę ci, jak się tu imprezuje, bo widzę, że nie robisz tego często. Nie narzekaj tylko jutro na ból głowy.
Uśmiechnęła się i chwyciła mnie za rękę.
– Jestem gotowa.
– Ja też, maleńka, nawet nie wiesz, jak bardzo – szepnąłem i pociągnąłem ją w stronę kuchni, bo mieliśmy zacząć od drinków.
Impreza trwała w najlepsze, a ja i Tyler naprawdę świetnie się razem bawiliśmy. Był zabawny i cholernie seksowny. Sam taniec z nim pobudzał motylki w moim brzuchu. Już powoli zaczynałam sobie wyobrażać…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Dedykacja
Cytat
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Playlista
Słowo do czytelników
Podziękowania