Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Autorka, niczym Melinda Gordon, główna bohaterka serialu „Zaklinacz dusz”, pomaga zabłąkanym duszom przejść na Drugą Stronę. Jest przekonana, że dusza człowieka wciąż na nowo się odradza. Daje im szansę na kolejne wcielenie i dalszy rozwój – przedstawia swoje prawdziwe doświadczenia z przeprowadzania dusz, które nie odeszły i pozostawiły niedokończone sprawy. Starają się je wykonać, nie zdając sobie sprawy z tego, że ich możliwości działania na ziemi już minęły. I wtedy zdarzają się „dziwne” rzeczy, które trudno wytłumaczyć. Może i Ty odczuwałeś czyjąś obecność, choć w pobliżu nikogo nie było. Po lekturze tej książki, będziesz wiedział do kogo zwrócić się o pomoc lub jak sam możesz pomóc zbłąkanym duszom. Wszyscy powinniśmy mieć szansę osiągnąć Raj.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 251
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
REDAKCJA: Irena Kloskowska
SKŁAD: Tomasz Piłasiewicz
PROJEKT OKŁADKI: Piotr Pisiak
Wydanie I
Białystok 2014
ISBN 978-83-7377-673-9
© Copyright for this edition by Studio Astropsychologii, Białystok 2012.
All rights reserved, including the right of reproduction in whole or in part in any form.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być powielana ani rozpowszechniana za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych bez pisemnej zgody posiadaczy praw autorskich.
15-762 Białystok
ul. Antoniuk Fabr. 55/24
85 662 92 67 – redakcja
85 654 78 06 – sekretariat
85 653 13 03 – dział handlowy – hurt
85 654 78 35 – www.talizman.pl – detal
sklep firmowy: Białystok, ul. Antoniuk Fabr. 55/20
Więcej informacji znajdziesz na portalu www.psychotronika.pl
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
Tak jakoś dziwnie się składa,
że te dobre emocje nam nie szkodzą.
– Tomasz Stefan Gregorczyk
Od momentu Konwergencji Harmonicznej, czyli od nocy z 16 na 17 sierpnia 1987 roku Ziemia zaczęła podwyższać swoje wibracje. Od tej chwili rozpoczął się powolny proces oczyszczania pól karmicznych. Ziemia, jako istota inteligentna, podwyższała swoje wibracje stopniowo, wykorzystując do tego celu szczególnie dni przesileń: wiosennego, letniego, jesiennego i zimowego. Wtedy to właśnie na planetę spływały strumienie podwyższonych energii elektrycznych i magnetycznych, które po przesileniu wznosiły ją do poziomu nieco wyższego niż przed przesileniem. W ten sposób Ziemia konsekwentnie i metodycznie wychodziła z nienaturalnie zaniżonego poziomu wibracji, który został jej narzucony przez wieki panowania gadzich rodów.
Jednakże ludzie budzili się znacznie wolniej. Nadal podlegali mentalności materialistycznej, którą kodowano nam od wieków. Dla ludzi ważne było mieć, a nie być. Powstał więc rozdźwięk pomiędzy poziomem wibracji Ziemi a ludźmi pozostającymi ciągle jeszcze pod wpływem panowania wzorca władzy i pieniądza. Po śmierci takiej osoby okazywało się, że jej dusza nie jest w stanie oderwać się od Ziemi, nie może samodzielnie przejść do Zaświatów, ponieważ jej wibracje są zbyt niskie.
Powstała luka energetyczna, deficyt energii. Osoby bardziej materialistyczne lub po prostu z gorszym morale, nie mogły samodzielnie odejść. Zaistniała pilna konieczność „podsadzenia” za ciężkich dusz do takiego poziomu, aby mogły opuścić planetę. Problem miał dwa oblicza: po pierwsze chodziło o dobro uwięzionych dusz, po drugie o proces oczyszczania samej planety. Niskowibrujące dusze, pałętające się bezładnie po Ziemi, obciążały jej wibracje.
Zorganizowano wielką akcję odprowadzania dusz. W akcji brały udział zarówno osoby z tego świata, jak i z Zaświatów. Ze strony tamtego świata wyruszały specjalne istoty tzw. Ratownicy. Ze strony Ziemi uruchomiono po prostu obecnie żyjących ludzi. Takim człowiekiem był np. Bruce Moen, który współpracował w przeprowadzaniu dusz z nieżyjącym Robertem Monroe. Fakt, że jeden z nich był po tej, a drugi po tamtej stronie w niczym nie przeszkadzał, wprost przeciwnie, obaj panowie utworzyli fenomenalnie skuteczny duet. Powstały też różne spontaniczne grupy duchowe, które modliły się za dusze zmarłych.
W tamtych latach oboje z Tomaszem St. Gregorczykiem zajmowaliśmy się bioterapią, radiestezją oraz wszelkimi tajemniczymi zjawiskami. Badaliśmy kamienne kręgi i kamienie diabelskie na terenie Polski. Pomagaliśmy Ziemi w oczyszczaniu blokad energetycznych i uruchamianiu naturalnych przepływów życiodajnych pasm. Uruchamialiśmy energię Ziemi, niejako na jej życzenie, prowadzeni przeznaczeniem do miejsc wymagających pomocy. Dlaczego to robiliśmy? Bo nic nie zmieni się samo z siebie i żadna obca cywilizacja nie zrobi tego za nas. W procesie odnowy Ziemi musi uczestniczyć czynnik ludzki.
Zapewne dlatego pomoc dla dusz, które nie mogły same przejść, zaistniała jako naturalna konsekwencja naszych zainteresowań. Było to dla nas wielkie wyróżnienie. Pomagaliśmy im zwiększyć poziom energetyczny, przynajmniej na czas przejścia, a następnie przeprowadzaliśmy je przez szmaragdowo-szafirowy kanał, specjalnie zbudowany przez Tomasza. Na końcu kanału, w Zaświatach, czekali już na nich Opiekunowie i najbliżsi, którzy chcieli ich powitać po drugiej stronie. Cieszyliśmy się z każdej uwolnionej duszy, jakby to był ktoś z rodziny. Mieliśmy świadomość, że tak naprawdę wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną. Nie miało dla nas znaczenia, kto prosił o pomoc, jakiej był rasy, narodowości, pochodzenia. Nie, to zupełnie nie miało znaczenia. Ważne dla nas było, aby pomóc ludziom i naszej kochanej Ziemi. Zauważyliśmy, że zgłaszały się dusze osób zmarłych współcześnie oraz osób zmarłych już wiele lat temu. Pojawiały się dusze rybaków, których kutry nigdy nie dopłynęły do brzegu, dusze osób zamordowanych w czasie II wojny światowej, dusze samobójców, dusze ludzi, których ciała już dawno spoczywały na cmentarzach i takie, które dopiero co opuściły ciało. Przeprowadzaliśmy je grupami lub pojedynczo, często nie znając ich wcześniejszych losów. To było wielkie sprzątanie.
Ziemia, podobnie jak człowiek, wokół swojej materialnej powłoki ma kolejne ciała energetyczne. Każda następna warstwa ciała energetycznego Ziemi posiadała inną wibrację, którą dusza musiała pokonać w drodze powrotnej do prawdziwego Domu w Zaświatach.
Obecnie, tj. po przesileniu wiosennym 2012 roku wszystkie blokady wokół Ziemi, wszystkie Fokusy i bramy zostały już niemal całkowicie rozpuszczone. Jednakże ciągle odprowadzam niewielkie grupki dusz, a kolejne nadal proszą o pomoc. Jest ich już znacznie mniej, to informacja, że akcja ratownicza odprowadzania zagubionych powoli dobiega końca. Gdy Ziemia przejdzie w wyższy wymiar dusze będą mogły swobodnie powracać do Domu w Zaświatach.
Książka ta powstała dla upamiętnienia wszystkich przeprowadzonych; tych anonimowych i tych, którzy opowiedzieli nam swoje historie. Pomoc dla nich była prawdziwą przyjemnością. Nie ma tu znaczenia, jakie błędy popełnili na drodze swoich życiowych doświadczeń, dlaczego ich wibracje okazały się za ciężkie, dlaczego sami nie mogli odejść w spokoju. Nie ma znaczenia, ponieważ wszyscy tu na Ziemi jesteśmy jak dzieci w ogromnej szkole. Uczymy się i mamy prawo błądzić. Gdy po drugiej stronie będziemy analizować przeżyte wcielenie, sami wyciągniemy odpowiednie wnioski i w przyszłości nie popełnimy już tego samego błędu.
Zaczęło się w 2001 roku. Byłam wtedy na pierwszym roku studiów ekonomicznych na Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Uczelnia nie miała jeszcze statusu uniwersyteckiego. Studiowałam zaocznie drugi fakultet. Byłam jedną z najstarszych osób na roku. Na studiach poznałam dziewczyny z Białego Dunajca. Były ode mnie o wiele młodsze, ale nie przeszkadzał im mój wiek. Na przerwie między zajęciami czytałam właśnie Gwiazdy mówią, gdy Renata zerknęła mi przez ramię zaintrygowana kolorowym tygodnikiem. Opowiedziałam jej, czym się zajmuję gdy nie pracuję i nie wkuwam na zaliczenie.
Wówczas okazało się, że „nawiedzone” tematy nie są jej całkowicie obce. Już dawno zauważyłam, że pewne zdarzenia lub spotykane osoby nie są przypadkowe. Owszem wiedziałam, że nie ma w życiu przypadków, że wszystko jest zaplanowane, ale czasem zupełnie niepozornie pojawiało się w moim życiu takie sobie niby nic nieznaczące zdarzenie, które potem okazywało się punktem zwrotnym na mojej ziemskiej drodze. Michael Newton (ten psycholog) pisał w „Wędrówkach dusz”, że na naszej drodze życia porozstawiane są „czerwone chorągiewki”, takie znaki specjalne, na które mamy zwrócić szczególną uwagę. Niedobrze, jeśli je przegapimy. Ale zwykle intuicyjnie wiemy, że to jest ten moment. Takim znakiem była Renata.
Zapytała, czy mogłabym pomóc jej koleżance, której mąż zginął tragicznie.
Mężczyzna, ojciec dwóch ślicznych dziewczynek, w wieku około czterdziestu lat popełnił samobójstwo. Powiesił się w domu, gdy nikogo nie było. Potem chyba zdał sobie sprawę, jakie głupstwo popełnił. Wdowa miała wrażenie, że zmarły nie opuścił domu, widziała poruszającą się klamkę u drzwi, słyszała kroki i trzaski drewnianej podłogi. Miała wrażenie, że jest obserwowana.
Wprawdzie dotychczas zajmowałam się bioterapią, kręgami kamiennymi, megalitami, kamieniami diabelskimi na terenie Polski, ale czułam, że oboje z Tomkiem damy sobie radę, to było coś nowego.
Wkrótce więc pojechaliśmy do Zakopanego. Renata całkowicie wierzyła, że jesteśmy w stanie pomóc. Podziwiałam jej wiarę. Robiliśmy to pierwszy raz.
Nawiedzony dom stał przy jednej z najatrakcyjniejszych ulic miasta. Gospodyni usadowiła nas w dużym pokoju i starannie zamknęła drzwi. Córki nie brały udziału w spotkaniu. Porozmawialiśmy trochę o tym, co się tutaj wydarzyło, Tomek zapalił świece – symbol Chrystusa i włączył muzykę relaksacyjną. Gdy już byliśmy gotowi, przeprowadził ceremonię odprowadzenia duszy. Wszyscy siedzieliśmy wokół okrągłego stołu, co sprawiło, że powstał naturalny krąg złożony z czterech osób: Tomek, ja, Renata i wdowa po zmarłym.
Najpierw należało przygotować i oczyścić samych przekazujących, czyli nas, a następnie przesłać energię dla duszy zmarłego.
Po zakończeniu przekazu zobaczyłam w wizji trumnę przywaloną ciężkim drewnianym klocem. Po chwili drzewo znikło, a z trumny pofrunął w górę biały gołąbek. To było bardzo jasne przesłanie, wyraźny znak, że przekaz energii zadziałał. Jak się okazało, Tomek zaprosił do mieszkania również inne dusze gotowe do przejścia i widział, że kilka z nich skorzystało z okazji, aby uwolnić się od resztek ziemskich okowów. Byli również i tacy, którzy tylko się przyglądali. Zapewniliśmy ich, że pomożemy, jeśli tylko wyrażą gotowość do przejścia w Zaświaty.
Po zakończeniu seansu Renata zaprosiła nas do restauracji hotelu położonego zaledwie kilka metrów dalej, na tej samej ulicy co dom wdowy. Było to miejsce jej aktualnego zatrudnienia, gdzie pracowała jako recepcjonistka i barmanka jednocześnie. Podczas obiadu zauważyłam, że personel trochę dziwnie, aczkolwiek dyskretnie, spoglądał w naszym kierunku. Wyczuwałam napiętą atmosferę. Wydawało się, że nasza misja skończona, jednakże Renata miała nieco inne zdanie. Przyznała, że w hotelu straszy. Nic wcześniej nie mówiła, ale postanowiła upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Recepcja znajdowała się na parterze, do pokoi gościnnych wchodziło się po schodach. Pracownice niechętnie zostawały na nocną zmianę, odczuwały czyjąś obecność, słyszały kroki i szmery. Renata sama niejednokrotnie odbierała wrażenie niezidentyfikowanej obecności. Często siedząc samotnie na nocnym dyżurze, w niskim fotelu za kontuarem recepcji słyszała zbliżające się kroki, wstawała więc szybko z fotela, poprawiając na sobie mundurek, aby obsłużyć klienta, który zapragnął napić się drinka w środku nocy… i na schodach nie było nikogo. Czasem zauważała jakby cień człowieka przemykający za jej plecami, a raz nawet zobaczyła postać starszego mężczyzny.
Gdy ustaliliśmy, że jedziemy do Zakopanego, Renata zaczęta odczuwać wzmożone ruchy wśród duchów. Pojawiały się jako cienie, szurały, stukały bardziej niż zwykle, jakby były czymś poruszone. Renata zawarła ze zjawami pakt, że przywiezie nas (Tomka i mnie) ale pod warunkiem, że przestaną straszyć. Nic mi o tym nie powiedziała. Obiad był pyszny, jedliśmy go pod obstrzałem zaintrygowanych spojrzeń personelu.
– Czy naprawdę musiałaś wszystkim opowiedzieć? – spytałam.
– Musiałam – przyznała bezradnie – powiedziałam szefowej, a potem wieść rozniosła się pocztą pantoflową.
– No cóż, trudno – westchnęłam.
Na miejsce sesji zaproponowała pokój 104, gdyż zauważyła, że tam znajduje się epicentrum zjawisk. Tym razem byliśmy we troje. Jak poprzednio, Tomek zapalił świece i poprowadził ceremonię przejścia. Zauważyłam, że kolory używanej energii pojawiają się samoistnie, zanim Tomek je zainicjuje, tak jakby ktoś uczył nas kolejności przesyłania uwalniających dawek.
Tak więc najpierw popłynęła energia koloru białego, oczyszczająca dusze potrzebujące pomocy w przejściu w Zaświaty, następnie energia koloru niebieskiego, odcinająca od wibracji niskich emocji i przywiązania do spraw ziemskich, potem fioletowa energia umacniająca pozytywne wibracje w oczyszczonej duszy, a na koniec jasnozielona uzdrawiająca. Na zdjęciu zrobionym tuż po sesji, nad głową Renaty, widać właśnie taką jasnozieloną poświatę energii uzdrawiającej i chociaż był to jej pierwszy raz i nie miała pojęcia, co właściwie robi, to znakomicie współpracowała pomagając potrzebującym duszom.
Po sesji zobaczyłam przed oczyma duszy obrazek namalowany metodą naiwną, były na nim liczne, okrągłe twarze dzieci skupione razem, przyciśnięte jedna do drugiej, było ich tak wiele. Sam obraz wizji był jednak niezrozumiały. Nie zobaczyłam starszego pana, który wystraszył moją koleżankę. Wkrótce przyszły pewne wyjaśnienia. Renata poszperała w historii hotelu. Okazało się, że w XIX wieku była to tzw. „umieralnia doktora Sachsa”, czyli sanatorium dla nieuleczalnie chorych na gruźlicę, zwykle biednych dzieci, które tutaj kończyły swój żywot. Teraz liczne główki postaci z wizji stały się bardziej zrozumiałe. To były te chore osoby, które umierały w smutku i bezsilności. Ich dusze nie odeszły samodzielnie do Zaświatów.
Pozostała jeszcze postać starszego pana. Z hotelem łączyła się pewna historia. Zanim hotel zyskał swój aktualny status, był w posiadaniu starszego, samotnego mężczyzny. Pewna młoda, przedsiębiorcza kobieta sfałszowała dokumenty i przywłaszczyła sobie budynek, wykorzystując zaufanie i niedołęstwo starca. Mężczyzna po śmierci pozostawał nadal na terenie hotelu, gdyż czuł się skrzywdzony. Nie odszedł tego dnia, nie był jeszcze gotowy, pozostał w swoim domu.
Z późniejszych relacji Renaty dowiedziałam się, że stuki i trzaski u wdowy ustały. Z pracy w hotelu wkrótce zrezygnowała, więc nie umiała mi powiedzieć, czy dusza mężczyzny nadal tam przebywa, czy też uwolnił się wreszcie od ziemskich utrapień.
Od tego czasu profil naszych zainteresowań uległ pewnym zmianom, spontanicznie zaczęły pojawiać się pewne sytuacje, gdzie dusze prosiły o pomoc w przejściu w Zaświaty. Rozpoczynał się nowy rozdział naszego życia – pomaganie zagubionym duszom w przejściu w Zaświaty.