Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Przełomowe podejście do leczenia traumy i doświadczenia potraumatycznego rozwoju.
Trauma od zawsze była częścią ludzkiego doświadczenia, a traumatyczne wydarzenia – zarówno fizyczne, jak i emocjonalne – mogą wstrząsnąć naszymi fundamentami i pozostawić nas zmienionymi już na zawsze. Chociaż coraz więcej wiemy o trwałych neurologicznych i fizycznych skutkach traumy, nie wiele osób zdaje sobie sprawę, że doświadczenie traumy nie musi być wyrokiem na życie w żalu i cierpieniu.
Doktor Edith Shiro dzieli się potężnym narzędziem transformacyjnym, które pomaga nie tylko leczyć, ale także poszerza świadomość w obliczu traumy.
Zainspirowana losami swoich dziadków, którzy byli ocalonymi z Holokaustu i uchodźcami, dr Shiro poświęciła swoje życie jednostkom, rodzinom i społecznościom stojącym w obliczu traumy i jej następstw. Opracowany na wieloletnich badaniach i praktykach model osiągania rozwoju potraumatycznego opiera się na pięciu etapach: świadomości, przebudzeniu, stawaniu się, byciu i przemianu, które pomagają odzyskać siły i się rozwijać.
Poznaj jedyny w swoim rodzaju sposób leczenia traumatycznych doświadczeń.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 328
Wstęp
Trauma była wpisana w ludzką egzystencję od zarania dziejów.
Chcąc odnaleźć cierpienie na świecie, nie trzeba szukać daleko, w serwisach informacyjnych roi się bowiem od wiadomości o ludobójstwach, zbrodniach popełnianych z nienawiści, atakach terrorystycznych, wojnach i klęskach żywiołowych. Statystyki mówią o cierpieniu dziejącym się pod osłoną czterech ścian: jedno na pięć dzieci jest molestowanych; co czwarte dorasta z opiekunem alkoholikiem; co czwarta kobieta doświadczyła przemocy fizycznej ze strony partnera. Na pierwszych stronach gazet stykamy się z mikroagresją w obszarze nierówności rasowych, nietolerancji religijnej, płci i orientacji seksualnej. Strach i niepokoje na ulicach podzieliły społeczności, a nasilająca się brutalność policji oraz rosnąca liczba samobójstw i przypadków przemocy domowej dolewa oliwy do ognia. Jakby tego było mało, aby zakwestionować poczucie bezpieczeństwa w otaczającym nas świecie, pojawiła się ogólnoświatowa pandemia COVID-19, która wywróciła wszystko do góry nogami, siejąc strach i izolując ludzi od siebie.
Nic dziwnego. Wielu straciło posady, a inni musieli pracować w miejscach narażających ich na chorobę i śmierć. Znana dotąd codzienność straciła sens i ludzie zaczęli wątpić, czy wszystko kiedykolwiek wróci do normy. Miliony osób zostały na pewien czas odizolowane od rodzin i przyjaciół, co potęgowało rozpacz. Pandemia rozjątrzyła głęboko zakorzenione zbiorowe rany samotności. Ta globalna trauma jest kolejną cichą, niedostrzeganą epidemią.
Traumą może być wszystko powyższe. Choćbyśmy chcieli, aby było inaczej, trauma jest nieuniknioną częścią istnienia w naszym świecie. Jest to uczucie powstające wskutek dotykającego nas wydarzenia; przeświadczenie, że nasze życie legło w gruzach, świat jest niebezpiecznym i nieprzewidywalnym miejscem, a na końcu przysłowiowego tunelu nie majaczy żadne światełko. Przestają obowiązywać wszystkie prawdy, w które dotąd wierzyliśmy, pozostawiając nas z wyniszczającym poczuciem beznadziei i zagubienia, które niejednokrotnie przysparza niekończących się problemów ze zdrowiem fizycznym i psychicznym. Trudno się dziwić, że ludzie chcą wiedzieć, jak uniknąć traumy lub choćby jak szybko pozbyć się jej ciężaru. Pragną nauczyć się rozwijania odporności, by czym prędzej wrócić do stanu sprzed katastrofy i zaszczepić siebie i bliskich przed przyszłym cierpieniem. W dalszej części książki napisałam o tym, dlaczego odporność może być przeszkodą w potraumatycznym rozwoju (PTG, od ang. posttraumatic growth).
Jeśli trauma rzeczywiście burzy nawet najmocniej ugruntowane przekonania dotyczące świata oraz naszego miejsca w nim, to czy w ogóle da się z niej wydobrzeć? Czy może się ona stać katalizatorem pozytywnej przemiany? I jak to się dzieje, że niektórzy po przejściu przez budzące grozę doświadczenia są na długie lata naznaczeni bólem i ledwie zdolni do funkcjonowania, podczas gdy inni po takich samych traumatycznych przeżyciach nie tylko egzystują, lecz także są zdolni do rozwoju – nie pomimo tego, co ich spotkało, ale dzięki temu? Na tym polega paradoks traumy, ma ona bowiem moc niszczenia i przemiany.
Paradoks ten nadawał ton mojej pracy jako psycholożki klinicznej przez ponad dwie dekady. Stwierdzenie, że rozwój i transformacja mogą nastąpić dzięki niewypowiedzianej tragedii, może niektórym zdawać się przejawem braku szacunku, a nawet blagą. Ale to rzeczywiście możliwe. Wielokrotnie byłam świadkiem takich przemian u osób, które przecierpiały rozpacz i stratę, padły ofiarami przemocy domowej albo ciężko zachorowały; obserwowałam je we wspólnotach doświadczonych losem najgorszym z możliwych – torturami, zniszczeniami wojennymi, pandemiami, bezlitosnymi przejawami rasizmu lub homofobii, przemocą i destrukcyjną potęgą klęsk żywiołowych. Wiedziałam, że to prawda, na długo zanim zostałam psycholożką kliniczną.
Moja fascynacja tymi zagadnieniami zaczęła się w dzieciństwie i ma bardzo osobisty charakter. Trauma kładła się głębokim cieniem na kolejnych pokoleniach z obu stron mojej rodziny. Jestem wnuczką ocalałych z Holokaustu, którzy jako jedyni członkowie swoich rodzin uszli z życiem z nazistowskich obozów śmierci. Jestem też wnuczką syryjskich uchodźców, którzy uciekli ze swojego kraju pieszo, wyruszając z sześciorgiem małych dzieci z Aleppo do Izraela. Moja brzemienna babcia urodziła w górach otaczających syryjską miejscowość Buludan, a potem nie miała innego wyboru, jak tylko ruszyć w dalszą drogę. Jestem córką żydowskich imigrantów, którzy uciekając przed prześladowaniami politycznymi, religijnymi i społecznymi, przedostali się do Ameryki Południowej. Należałam do żydowskiej mniejszości narodowej w Wenezueli, a potem do mniejszości latynoskiej, jako imigrantka studiująca i pracująca w Stanach Zjednoczonych. Na własnej skórze doświadczyłam skutków migracji i wielokulturowego otoczenia. Wiem, z czym wiąże się dyskryminacja we własnej dzielnicy i mieście. To także jest trauma.
Doświadczenia dziadków ze strony matki, których od dziecka pieszczotliwie nazywałam Naną i Lalu, odegrały szczególną rolę najpierw w rozbudzeniu mojego zainteresowania złożonością traumy, potem zaś w moich badaniach i praktyce klinicznej. Nana i Lalu urodzili się w Transylwanii (obecnie Rumunia). Nana była jedynaczką i dorastała w ubogim mieście Oradea. Jej ojciec był hazardzistą, a matka starała się związać koniec z końcem, podejmując się szycia i innych dorywczych prac. Czuła się przeraźliwie samotna i znajdowała pocieszenie w czytaniu książek, słuchaniu muzyki i rysowaniu. W czasie wojny Nana i jej rodzice zostali wywiezieni do Auschwitz, gdzie szybko ich rozdzielono. Nigdy więcej ich nie zobaczyła. W obozach koncentracyjnych przeszła piekło, znosząc okrutne traktowanie ze strony hitlerowskich oprawców. W końcu udało się jej zbiec i dotrzeć pieszo do zaimprowizowanej komuny, gdzie zebrało się kilka młodych osób ocalałych z obozów. Tam poznała mojego dziadka i tam przyszła na świat moja mama.
Lalu wychował się we wsi Crasna. Jego rodzina miała lepiej zabezpieczony byt finansowy – ojciec był przywódcą lokalnej gminy żydowskiej – a on sam wspominał dzieciństwo jako stosunkowo szczęśliwy i beztroski czas, pełen przygód i dobrych przyjaciół. Wszystko to oczywiście się zmieniło, gdy przyszli żołnierze i zabrali ich do obozów koncentracyjnych. Przeżył ich koszmar jako jedyny członek rodziny.
Komunizm i nieustające prześladowania Żydów zmusiły Nanę i Lalu do ucieczki z Rumunii wraz z dwiema córkami. Ostatecznie trafili do Wenezueli, gdzie dołączyli do krewnego, który osiadł tam już wcześniej. Tymczasem rodzina mojego ojca również wyemigrowała z Izraela do Wenezueli. Tam poznali się moi rodzice i tam się urodziłam – jako przedstawicielka drugiego pokolenia ocalałych z Holokaustu syryjskich uchodźców.
Dorastając w Wenezueli wśród rodzin imigrantów, poznałam ludzi, którzy wydawali się tkwić w kleszczach traumy. Niektórzy byli całkowicie apatyczni, zamknięci w sobie, ledwie zdolni do zwykłego funkcjonowania. Inni stwarzali pozory normalności, lecz mimo to zmagali się z głęboką, wyniszczającą depresją. Była wśród nich moja babcia.
Na zewnątrz Nana była piękną, dystyngowaną i opanowaną kobietą o błyskotliwym i kreatywnym umyśle. Mówiła kilkoma językami, większość czasu spędzała, pracując, pisząc i czytając, i uwielbiała gotować pyszne posiłki dla rodziny. Ale wewnątrz cierpiała. Często opowiadała o wojnie, o doświadczeniach bólu i strachu, o potworności oglądania na własne oczy rozstrzeliwania i zabijania członków rodziny oraz o swoim niesamowitym szczęściu, dzięki któremu znalazła się we właściwej kolejce ludzi – tej, w której oszczędzano życie. Wszystkie te informacje pochłaniałam wraz z zupą z kulkami z macy, w którą wkładała całe serce. Choć zawsze czułam się przez nią kochana – była niesamowitą babcią! – wyczuwałam też jej smutek, nie zawsze zdając sobie sprawę z jego źródła. Ze względu na bolesne doświadczenia z przeszłości, które Nana raz po raz przeżywała na nowo w swoim umyśle oraz w opowiadanych historiach, tak naprawdę nie była w stanie cieszyć się życiem. Niestety zmarła stosunkowo młodo.
W mojej wspólnocie byli też inni, pełni determinacji, by iść naprzód, nie rozpamiętywać przeszłości i odnieść sukces mimo wszystkiego, co ich spotkało. Im dłużej słuchałam ich opowieści, tym większego sensu nabierały dla mnie reakcje tych ludzi na traumę – wszak niektórzy z trudem uszli przed okrucieństwem wojny, a inni starali się przystosować do nowego otoczenia po tym, jak zostali zmuszeni do opuszczenia rodzinnych krajów.
Istniała też jednak inna grupa, która mnie fascynowała, a mianowicie ludzie cieszący się względnym szczęściem i dobrym samopoczuciem, na pozór kłócącymi się z makabryczną przeszłością. Należał do nich mój dziadek. Był dla mnie uosobieniem tego, co dziś nazwałabym potraumatycznym rozwojem.
Uwielbiałam przebywać z Lalu. Jego towarzystwo lubili zresztą wszyscy. Był zaraźliwie wesoły. Zawsze chętny do eksperymentowania i zwiedzania nowych miejsc. Kochał podróżować i często opowiadał nam o swoich przygodach. Żywił głęboki szacunek dla rodziny i społeczności i czerpał wielką satysfakcję z opiekowania się innymi, którzy zmagali się z problemami. Nauczył nas cenić drobiazgi i nie brać niczego za pewnik.
Lalu nie zawsze był jednak taki pogodny. Mama opowiedziała mi, że po wojnie przechodził trudne chwile. Jak wszyscy o podobnej przeszłości, bardzo wiele stracił i wiele przecierpiał. Na kilka lat wpadł w głęboką depresję. A potem coś się w nim przestawiło. Napisał o tym w swoich pamiętnikach:
Tak jak wiele milionów ludzi, nauczyłem się, że życie i śmierć idą ręka w rękę. Jest taka stara piosenka opowiadająca o wieśniaku, który spotyka tajemniczego mężczyznę na koniu. Mężczyzna rozkazuje mu: „Musisz dotrzeć do celu”. Przez całe życie słyszałem wewnętrzny głos, który nakazywał mi wędrówkę w stronę owego celu. Ja i wszyscy inni, którzy przeżyli gehennę drugiej wojny światowej, wielokrotnie musieliśmy wkładać całą siłę woli w powtarzanie sobie tego wewnętrznego nakazu. Tajemniczy jeździec był moim życiowym instynktem i impulsem, który podpowiadał, za czym podążać. W uchu dźwięczał mi jego głos: „Przełam się i idź”. Nawet w najtrudniejszych chwilach, kiedy byłem głodny, przemarznięty, chory i prześladowany, słyszałem: „Trzeba walczyć; trzeba dotrzeć do celu…”.
Przygnieciony ciężarem wyniesionych z Holokaustu wspomnień własnych i rodziny, Lalu niewątpliwie przeżywał chwile smutku. Nigdy nie zapomniał, co się wydarzyło, ani nie umniejszał cierpienia milionów. Ale w pewnym momencie postanowił zostawić przeszłość za sobą i ruszyć przed siebie ze świadomością, że musi walczyć; musi dotrzeć do celu – nawet jeśli nie dla siebie, to dla rodziny i społeczności. Któregoś dnia zadał sobie pytanie: „Czy już tam dotarłem?”. W swoim pamiętniku stwierdził: „Odpowiedź nie wymaga wielkiego namysłu ani nie zostawia przestrzeni na filozofowanie”. „Podziwiam teraz naszą rodzinę – pisał – moją żonę, córki i ich mężów, wnuki i odpowiedź jawi mi się sama: warto było walczyć… i tak, dotarłem”.
Mówił o swoich uczuciach oraz o przeszłości – często z perspektywy filozoficznej lub kulturowej – nie pozwalając, by te rozważania ingerowały w teraźniejszość. Tak naprawdę postanowił przyjmować teraźniejszość z otwartymi ramionami i z ciekawością oraz z wdzięcznością za wszystko, co ma, za życie i za otrzymanie drugiej szansy. Stanowił dla mnie wielką inspirację i nieustannie zachęcał nas do otwierania oczu i serc na nowe przygody, nowe pomysły i na życie pełną piersią. Lalu był nie tylko wolny od cierpień z przeszłości; on wzniósł się ponad nie.
W naszej wspólnocie wiele było osób podobnych do Lalu, które wierzyły, że trudy przeszłości nadały ich życiu większy sens i cel, pomagając im stać się mądrzejszymi i serdeczniejszymi członkami społeczeństwa. Były też osoby po prostu odporne i zdeterminowane, by odnieść sukces bez względu na życiowe przejścia. I były takie jak Nana, splecione ze swoim bólem i przeszłością. Wszystko to mnie fascynowało. Chciałam się dowiedzieć, co sprawia, że niektórzy tkwią w pułapce traumy, innych trauma zaledwie dotyka, a jeszcze inni nie tylko ozdrowieli, lecz także przeszli głęboką przemianę.
Moja ciekawość tych ludzkich doświadczeń doprowadziła mnie do zrobienia doktoratu z psychologii klinicznej ze szczególnym uwzględnieniem traumy, a ściślej rzecz biorąc, rozwoju potraumatycznego. Choć miałam szczęście zdobywać wiedzę od błyskotliwych umysłów, których badania nad PTG wpłynęły na moje własne dociekania, większość opisywanych naukowo doświadczeń psychologicznych w tym obszarze skupiała się na negatywnych konsekwencjach traumy, z prawie całkowitym pominięciem jej potencjalnie pozytywnego wpływu na życie. Niektórzy naukowcy twierdzą, że rozwój po traumie opisywany przez ludzi, którzy jej doświadczyli, stanowi kwestię subiektywnego postrzegania i jest niczym więcej jak złudzeniem lub przejściowym odczuciem.
Nie zgadzam się z tym. Z moich badań oraz z pracy klinicznej niezbicie wynika to, co zaobserwowałam, dorastając: rozwój potraumatyczny nie jest iluzją, lecz realną i namacalną możliwością. Pomogłam setkom osób, rodzin i społeczności, z których część musiała stawić czoło niewyobrażalnym trudnościom, w wyleczeniu się z traum i pozostawieniu ich za sobą. Sama koncepcja takiego rozwoju może sprawiać wrażenie wydumanej, a jednak do niego dochodzi i dzieje się to nieustannie. Nie zamierzam minimalizować fizycznego, umysłowego i emocjonalnego wysiłku niezbędnego do wykonania pracy nad tego rodzaju rozwojem. Wiem jednak zarazem, że dzięki pełnemu zaangażowaniu jest on zupełnie możliwy.
Nie każdy osiąga fazę PTG, nie każdy też tego pragnie. W ciągu wielu lat pracy w tej dziedzinie niejednokrotnie zauważałam, że bardzo niewiele osób zdaje sobie sprawę z istnienia PTG oraz z możliwości takiego rozwoju, i jest to jedno z błędnych przekonań na temat traumy, które chciałabym zmienić dzięki tej książce.
Na jej kartach dzielę się wieloma inspirującymi historiami z życia moich pacjentów oraz kilku dobrze znanych osób publicznych, aby zilustrować ich drogę od cierpienia do uzdrowienia. Aby ochronić prywatność pacjentów, zmieniłam imiona oraz niektóre najbardziej charakterystyczne aspekty ich historii.
Większość osób dotkniętych traumą reaguje zasadniczo w trojaki sposób: zamierają w jej pułapce, odbijają się od dna albo dokonują skoku przed siebie.
Cierpienie niektórych ludzi po początkowym traumatycznym doświadczeniu utrzymuje się bardzo długo. Apatycznie tkwią w bólu i poczuciu straty, niezdolni, by wyzdrowieć ani choćby wrócić do jakichś pozorów życia sprzed urazu. Nieustannie odczuwany ból i świadomość wszystkiego, co stracili, sprawiają, że są jak sparaliżowani. Mogą się czuć przytłoczeni i nie mieć żadnych narzędzi, które pomogłyby im stanąć na nogi.
Z perspektywy klinicznej stan ten, nazywany PTSD (ang. post-traumatic stress disorder; zespół stresu pourazowego), może się utrzymywać przez wiele lat. Może on wystąpić w wyniku dowolnego traumatycznego wydarzenia i jako reakcja na nie, bez względu na status społeczno-ekonomiczny czy przynależność etniczną i kulturową. W ciągu ostatnich dziesięcioleci świadomość społeczna PTSD znacznie wzrosła i często jest to jedno z głównych zaburzeń, jakie ludzie kojarzą z traumą.
Doskonałym tego przykładem jest María. Wychowała się w Dominikanie, a kiedy miała zaledwie dziewięć lat, jej nietrzeźwy ojciec sprzedał ją seksualnemu drapieżnikowi. Gwałciciel dokonywał swych potwornych czynów pod płaszczykiem bycia „czarownikiem”. Krzywda, jakiej doznała z rąk tego starego mężczyzny, niemal kosztowała ją życie. Jakimś cudem udało się jej zbiec, lecz strach związany z tym, co ją spotkało, okazał się paraliżujący. Nie była w stanie uczęszczać do szkoły, nie potrafiła na powrót nawiązać kontaktu z rodzicami ani im zaufać i wielokrotnie rozważała samobójstwo. Przez wiele lat tkwiła w pułapce zespołu stresu pourazowego, niezdolna do nawiązania pełnego miłości fizycznego związku, a tym bardziej do cieszenia się nim. Więcej o przeżyciach Maríi napisałam w dalszej części tej książki.
Niektórzy ludzie są bardziej odporni i mają do dyspozycji znacznie więcej narzędzi, takich jak silne wsparcie ze strony rodziny, umiejętność regulowania emocji, świadomość duchowa, dobre kontakty z otoczeniem oraz pewne szczególne cechy osobowości. Wszystko to pozwala im wrócić do dawnego życia lub przynajmniej ukształtować nowe życie na podobieństwo tego, które wiedli przed traumą. Tak naprawdę nigdy nie będzie ono takie samo, lecz jest akceptowalnie dobre i pozwalające im normalnie funkcjonować. Większość obecnych badań nad traumą koncentruje się właśnie na tej grupie ludzi jako na wzorcu terapii i powrotu do zdrowia. I w pewnym sensie wzorzec ten rzeczywiście jest słuszny.
Odporność pozwala ludziom przetrwać burzę i utrzymać się na nogach. Wyszli obronną ręką z wojennej zawieruchy, doświadczyli aktów okrucieństwa, czuli się tak, jakby ich życie legło w gruzach, cierpieli po rozwodzie lub śmierci ukochanej osoby – traumatycznych przeżyć jest wiele – a jednak znajdują w sobie hart ducha, siłę i elastyczność, by funkcjonować mimo tego, co ich spotkało. Ludzie odporni często są odnoszącymi sukcesy członkami społeczeństwa, dążącymi do doskonałości. Mogą cierpieć na łagodną depresję, stany lękowe, przejściowe epizody problemów emocjonalnych i doświadczać traumatycznych wspomnień, lecz wciąż dobrze sobie radzą w życiu.
Chodzącą definicją odporności jest moja pacjentka Miranda. Choć nigdy nie otrząsnęła się z głębokiego smutku, jaki ogarnął ją po śmierci ukochanej matki, nie pozwoliła, by przeszkodził jej on w życiu, które dla siebie stworzyła. Z determinacją i uwagą stawiała czoło wszystkiemu, co pojawiło się na jej drodze. Została cenioną lekarką, wyszła za mąż i dochowała się czwórki dzieci. Jest silna, twarda i elastyczna, zdolna do podnoszenia się po upadkach i parcia przed siebie. I jak większość ludzi odpornych, dobrze czuje się w wykreowanym przez siebie życiu, nie widząc powodu, by wywracać je do góry nogami.
Tradycyjni psychologowie sugerują niekiedy, że ludzie, u których nie rozwinął się zespół stresu pourazowego lub którzy nie wykazują klasycznych objawów rozpaczy, po prostu negują swój ból, używając mechanizmów obronnych pozwalających im wypchnąć go ze świadomości. Choć czasami rzeczywiście tak się dzieje, nie można wykluczyć, że osoby takie jak Miranda odkryły, jak radzić sobie z przytłaczająco trudnymi wyzwaniami bez poczucia paraliżu, który innym przysparza wyniszczających cierpień.
Te osoby fascynują mnie najbardziej – chodzi mi o ludzi takich jak mój dziadek, którzy postanowili przekroczyć wcześniejsze granice i wyjść z traumy w sferę rozwoju. Osoby te postrzegają traumę i przeciwności losu jako okazje do przemiany, pogłębienia wiedzy i rozkwitu. Nie tylko przepracowują to, co je spotkało, i zdrowieją, lecz także wykorzystują traumatyczne doświadczenia do wzbogacenia życia. Ci ludzie są kimś więcej niż ocalałymi; u każdego z nich wyłania się nowe zrozumienie życia, głębsza więź ze społecznością i większa świadomość nadrzędnego celu. Ta okazja do odrodzenia się często odnawia pragnienie służebności i dzielenia się darem swojej mądrości z innymi.
W mediach roi się od przykładów „bohaterów codzienności”, którzy przetrwali nadużycia w dzieciństwie, skrajną biedę czy przemoc domową. Ludzie tacy jak Oprah Winfrey, Frida Kahlo, Lady Gaga, dyrygent Gustavo Dudamel, Nelson Mandela czy aktywistka Malala Yousafzai postanowili odważnie nazwać, uzdrowić i zintegrować traumatyczną przeszłość ze swoim życiem i wykorzystać sławę do niesienia innym pomocy w cierpieniu.
Mogę podać niezliczone przykłady pacjentów, z którymi pracowałam, zdolnych do przejścia od wyniszczającego zespołu stresu pourazowego do wolności, jaką oferuje potraumatyczny rozwój. Alejandro, nastolatek, którego historię przytoczę w tej książce, został wielokrotnie postrzelony, gdy uzbrojony bandyta otworzył ogień w jego szkole średniej. Nietrudno sobie wyobrazić, że jako ocalały ze strzelaniny przeżył straszliwe katusze fizyczne i emocjonalne. Z biegiem lat zaczął dostrzegać, że jego doświadczenie – choć przerażające – dało mu życiowy cel oraz siłę i współczucie niezbędne do realizowania go. Ma, jak mi często powtarza, nieodpartą świadomość, iż przeżył z konkretnego powodu; że Bóg umyślił dla niego coś ważniejszego. Zaczął opowiadać innym młodym ludziom o swoich przejściach, dzieląc się zdobytą wiedzą. Przyrzekł sobie, że będzie wartościowym członkiem społeczeństwa.
Nie sugeruję, że każdy, kto doświadczył traumy, musi wpisywać się w którąkolwiek z trzech przedstawionych reakcji i na niej poprzestać. Nie uważam też, że rozwój potraumatyczny jest automatycznym, natychmiastowym czy nawet liniowym procesem zdrowienia po traumie. Kwestia traumy jest skomplikowana, a droga do rozwoju – trudna. Wymaga codziennej świadomości własnego zamiaru wyjścia poza ramy traumatycznego wydarzenia lub sytuacji, bez negowania czy bagatelizowania perturbacji, przez które przechodzimy.
Aby to zrobić, musimy jednak wiedzieć, że przemiana jest możliwa, a choć nie da się jej przyspieszyć, istnieje sposób, by ją osiągnąć. Badania od dawna pokazują, że PTG jest rzeczywiście możliwy, lecz dotychczas nie wytyczono żadnych jasnych dróg, które doń prowadzą. Napisałam Zaskakujący dar traumy nie tylko po to, by przedstawić kwestię rozwoju potraumatycznego, ale by zaproponować jasno nakreślony, pięcioetapowy model jego osiągania, który dowiódł swojej skuteczności na poziomie indywidualnym, kulturowym i systemowym.
Zachęcam cię do przeczytania tej książki bez względu na to, na jakim etapie potraumatycznej podróży się znajdujesz. Nie ma żadnego harmonogramu ukończenia lektury ani opisanych w niej etapów. Mam nadzieję, że odnajdziesz w tej książce kontekst swojej obecnej sytuacji, a zaczerpnięte z niej informacje zapewnią ci to, czego akurat potrzebujesz, i będą wspierać cię w dalszej drodze do uzdrowienia. Ponieważ nie każdy jest zaznajomiony z koncepcją PTG, pomocne może być dzielenie się zdobywaną wiedzą z osobami należącymi do twojej sieci wsparcia – mentorem, terapeutą i serdecznymi przyjaciółmi, którzy uczestniczą w tej podróży wraz z tobą. Nie narzucam żadnych zasad dotyczących czytania tej książki – pozostawiam je tobie.
W części I zdefiniowałam kilka podstawowych pojęć, przedstawiłam historie związane z traumą i uściśliłam, czym jest i czym nie jest rozwój potraumatyczny na poziomie indywidualnym i zbiorowym. Przedstawiłam też coś, co nazywam determinantami zmiennymi, czyli czynnikami, które zwiększają możliwość potraumatycznego rozwoju albo go hamują. Oprócz tego podałam przykłady różnych sposobów objawiania się traumy w codziennym życiu i przedstawiłam jej siłę, zdolną do niszczenia rodzin, społeczności i całych kultur. Możemy doświadczyć traum zrodzonych z trudnych doświadczeń z dzieciństwa albo będących pokłosiem historycznych i międzypokoleniowych cierpień, których nawet nie jesteśmy świadomi. Rozwój potraumatyczny pozwala nie tylko wyjść poza własną i zbiorową traumę, ale też powstrzymać jej wpływ na następne pokolenia.
Idea potraumatycznego rozwoju, czyli czerpania korzyści z bolesnych doświadczeń, może się wydawać sprzeczna z intuicją, lecz przez lata byłam świadkiem daleko idącego rozkwitu pacjentów, którzy kierowali się moim pięcioetapowym modelem. Podejście to pomaga jednostkom i społecznościom przejść od kryzysu do wzrostu. Obserwowałam ten wzrost u ludzi doświadczonych niewyobrażalnymi aktami przemocy oraz u tych, którzy przeżyli rozpacz wskutek bolesnego rozwodu, wypadku prowadzącego do niepełnosprawności, wstydu z powodu bycia prześladowanym albo śmierci dziecka. Osoby te, wcześniej pozbawione nadziei i przytłoczone obawami, wyszły z tych przejść mocniejsze i pewniejsze siebie. Każde z takich zjawisk skłania mnie do przekonania, że trauma może być trampoliną do radykalnych przemian oraz duchowego i emocjonalnego wzrostu; że w naszym cierpieniu kryje się głęboka mądrość, która czeka na objawienie.
W części II szczegółowo przedstawiłam ramy mojego pięcioetapowego procesu, a poniżej podałam w skrócie to, czego możesz się w niej spodziewać:
Etap
świadomości
,
czyli
radykalna
akceptacja
.
Na pierwszym etapie przyznajesz, że cierpisz i nie masz emocjonalnych narzędzi, aby poradzić sobie z tym we własnym zakresie.
Etap przebudzenia, czyli
bezpieczeństwo i ochrona.
Szukasz pomocy i wsparcia w postaci zaufanej osoby, bezpiecznej przestrzeni lub sytuacji.
Etap
stawania
się
,
czyli
nowa
narracja
.
Zainteresowanie nowymi sposobami myślenia i bycia pozwala ci tworzyć odmienną od dotychczasowej narrację na własny temat oraz na temat możliwości przyszłych przemian.
Etap
bycia
,
czyli
integracja
.
W tej fazie możesz zintegrować stare sposoby bycia z nowym rozumieniem siebie i swojej sytuacji. Możesz też cieszyć się nowo odkrytym poczuciem tożsamości.
Etap
przemiany
,
czyli
mądrość
i
rozwój
.
Na tym etapie zyskujesz większą jasność co do swojego życiowego celu, twoje relacje robią się bardziej znaczące, stajesz się aktywniejszym członkiem lokalnej społeczności i zaczynasz pomagać innym w zamian za otrzymane wsparcie.
Mam nadzieję, że posiadanie jasnego planu postępowania pomoże ci się zorientować, na którym etapie utknąłeś, i określić dalszy tok postępowania, aby przejść przez cały proces i doświadczyć odnowy i odrodzenia, a może nawet duchowego przebudzenia. Pięć etapów mojego modelu obejmuje terminologię potrzebną do definiowania, wyrażania i komunikowania procesu zdrowienia. Pełnią one funkcje konkretnych kamieni milowych, które pozwalają mierzyć realne postępy, przyczyniając się do wychodzenia z klatki beznadziei i rozpaczy. Nakreślone przeze mnie ramy mogą poprowadzić nie tylko samą osobę obarczoną traumą, lecz także stać się drogowskazami dla specjalistów i towarzyszy jej podróży – terapeutów, mentorów, opiekunów i członków rodziny – którzy wierzą w możliwość potraumatycznego rozwoju.
Na każdym z opisanych etapów omawiam konkretne narzędzia i metody sprzyjające procesowi zdrowienia i rozwoju oraz wyjaśniam istotę czynników wewnętrznych i kontekstowych, które wpływają na pozytywną przemianę. Opisuję też przeszkody, jakie możemy napotkać po drodze – bariery hamujące rozwój, a nawet skutkujące ponowną traumatyzacją, jeśli nie podejdziemy do nich z należną ostrożnością. Na koniec zaś przedstawiam metody ułatwiające pozostawanie na etapie potraumatycznego rozwoju.
Przedstawiony w powyższym zarysie pięcioetapowy schemat był rozwijany i doskonalony przez wiele lat, w miarę jak pomagałam kolejnym pacjentom w wychodzeniu z traumy. W mojej praktyce klinicznej okazał się on nieocenionym narzędziem, a dla pacjentów był darem pozwalającym stworzyć życie, jakie nie wydawało się im możliwe. Wierzę, że ludzie potrzebują dziś książki takiej jak Zaskakujący dar traumy. Przedstawia ona nie tylko sposób na przezwyciężenie uporczywego, wyniszczającego stresu pourazowego, lecz także jasno wytyczoną ścieżkę do znaczącej przemiany. Kieruję tę książkę do tych, którzy doświadczyli ostrej lub przewlekłej traumy i są przekonani, że nigdy nie uda się im z niej wyrwać, bądź się tego obawiają. Kieruję ją też do czytelników obciążonych brzemieniem pozostałości traumy historycznej i międzypokoleniowej, którzy zastanawiają się, co mogą zrobić, aby powstrzymać jej wpływ na następne pokolenia. A także do wszystkich pragnących zrobić, co w ich mocy, by w imieniu wspólnego człowieczeństwa ulżyć w cierpieniu innym ludziom i pracować nad stworzeniem lepszego, zdrowszego i bardziej sprawiedliwego świata.
I
Rozdział 1
Wierzę nie tylko, że trauma jest uleczalna, ale że proces leczenia może być katalizatorem głębokiego przebudzenia1.
– dr Peter A. Levine
Przez ostatnie trzydzieści lat miałam zaszczyt pracować z osobami, rodzinami i społecznościami głęboko naznaczonymi traumami osobistymi, kulturowymi i systemowymi. Na kartach tej książki przedstawiłam wiele ich historii będących przykładami tego, jak trauma przenika nasze życie – a także życie naszych rodzin i wspólnot. Uchodźcy uciekający przed brutalnymi, represyjnymi reżimami; kobiety i dzieci wykorzystywane fizycznie, seksualnie lub emocjonalnie; społeczeństwa odczuwające skutki trwającego lub historycznego ludobójstwa; ofiary strzelanin szkolnych i ich rodziny, a także setki ludzi próbujących znaleźć sens życia i ukojenie po burzliwych rozwodach, szkolnych prześladowaniach, samobójstwach, tragicznych wypadkach i przedwczesnych zgonach.
Czuję się zaszczycona obdarzeniem mnie przez tych ludzi zaufaniem, które pozwoliło mi wejrzeć w ich cierpienia i głęboko wsłuchać się w przytaczane opowieści. Dzięki wspólnej pracy ruszyli drogą prowadzącą ku wyzdrowieniu i dalej, do rozwoju i mądrości. Łamie mi serce każda zrelacjonowana przez nich historia o rozbitym życiu, rozdartych rodzinach oraz wyniszczającej rozpaczy i samotności. A każda historia o wrażliwości, odwadze i determinacji, które pozwalają im na powrót poskładać pogruchotane życie w całość i przejść od chaosu do jasności, potwierdza moją wiarę w siłę ludzkiego ducha. Moja praca raz po raz przypomina mi, że rozwój może wynikać z przeciwności losu, przejawiając się niekiedy w zaskakujący sposób.
Droga do potraumatycznego rozwoju nie jest prosta, lecz istnieją metody, które ułatwiają podążanie nią. Zawsze żywię nadzieję, że ludzie znajdą terapeutę, mentora, nauczyciela lub przyjaciela, który wierzy w możliwość takiego rozwoju – a nawet sprzyjającą mu przestrzeń, grupę lub organizację – i dzięki temu osiągnięcie celu stanie się prostsze. Mój pięcioetapowy model został zainspirowany działaniami poprzedników, pionierów pracy nad PTG. Wyłonił się z mojej pracy klinicznej oraz z tego, czego nauczyłam się od niezliczonych pacjentów, i nadal jest inspirowany moją duchową podróżą, która trwa przez całe życie. Traktuję go jak drogę, mapę lub pewne ramy dające ludziom uniwersalny język oraz strukturę, które mogą wykorzystać do zrozumienia swojej traumy, przetworzenia jej i rozwoju na jej gruncie.
Zgodnie z tym, o czym piszę w dalszej części tej książki, model ten opisuje proces zdrowienia z perspektywy unikatowej kombinacji psychologii psychodynamicznej, neurobiologii i epigenetyki. Wymaga on holistycznego podejścia opartego na umyśle, ciele i duchu, który skupia się zarówno na jednostce, jak i na zbiorowości. Bazuje on na nastawieniu relacyjnym i systemowym; jest międzypokoleniowy i kulturowy.
Żadna droga do rozwoju nie przebiega w linii prostej. Nie istnieje coś takiego jak podejście liniowe, ponieważ w ludzkich emocjach i doświadczeniach nie ma nic liniowego ani przewidywalnego. Celem tego modelu nie jest uporządkowane rozlokowywanie doświadczeń, uczuć i reakcji w szufladkach poszczególnych etapów. Każde uczucie jest wyjątkowe, podobnie jak każda myśl i reakcja, a każdy człowiek doświadcza ich inaczej. Mimo to z biegiem czasu zauważyłam ujawniające się wzorce oraz wspólny język, który w niemal uniwersalny sposób pozwala wyrazić to, jak ludzie mierzą się ze swoimi traumami i wychodzą z nich, co nie przestaje mnie zadziwiać. Omawiany model skodyfikował moje obserwacje i dał ludziom ramy do zrozumienia tego, co się dzieje. Moim celem jest zaoferowanie wspólnego języka, który pomoże nam przetłumaczyć to, przez co przechodzimy, i nadać temu sens.
Koncepcja rozwoju potraumatycznego jest znacznie starsza ode mnie, podobnie jak niezliczone ścieżki, które do tego rozwoju prowadzą. Skorzystałam z prac znakomitych badaczy, klinicystów i mentorów, którzy byli przede mną. Ich rozumienie traumy oraz rozwoju potraumatycznego wpłynęło na moje spostrzeżenia, a ich modele zdrowienia utorowały drogę do ram, które opracowałam.
Psychologowie i badacze Richard Tedeschi i Lawrence Calhoun, którzy ukuli termin „rozwój potraumatyczny”, stosują proces pięcioetapowy, który obejmuje wyciąganie wniosków z traumy, radzenie sobie ze stresem, ujawnienie traumy, opracowanie narracji oraz znalezienie misji. Judith Herman, autorka książki Trauma. Od przemocy domowej do terroru politycznego, proponuje czteroetapową drogę do wyzdrowienia, która skupia się na wzmacnianiu jednostki: stworzeniu bezpiecznego azylu, wspominaniu traumy i opłakiwaniu poprzedniego siebie, budowaniu nowej tożsamości i przywracaniu poczucia wspólnoty. Stephen Joseph w książce What Doesn’t Kill Us (Co nas nie zabije) pisze o sześciu drogowskazach, które mogą ułatwić dążenie do potraumatycznego rozwoju. Obejmują one ocenę sytuacji, czerpanie nadziei, tworzenie nowej narracji, identyfikowanie zmiany oraz jej uznanie i wprowadzenie w życie. Ważną rolę w moim rozumieniu rozwoju potraumatycznego odegrała też omówiona w dalszych rozdziałach teoria rozbitych założeń (ang. shattered assumptions theory), opracowana przez Ronnie Janoff-Bulman. Wstępna koncepcja modelu, o którym piszę, została sporządzona z udziałem i pod przewodnictwem mojego mentora, doktora Carla Auerbacha, profesora psychologii na Yeshiva University, na podstawie pracy, jaką wykonaliśmy z uchodźcami z Kambodży2. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza model ten był stale rozwijany i doskonalony, aż stał się tym, czym jest dziś.
Każdy model jest próbą stworzenia struktury, rodzajem planu działania, który ludzie mogą realizować, dążąc do uzdrowienia i rozwoju. Większość opisanych przeze mnie podejść opiera się na indywidualistycznym punkcie widzenia i odzwierciedla teorię traumy, która koncentruje się na doświadczeniach jednostki oraz na analizie sposobów, w jakie trauma uniemożliwia funkcjonowanie. Mój model wykracza jednak poza jednostkę i obejmuje kwestie kulturowe, kontekstowe i systemowe, a ponadto stanowi spojrzenie na uzdrawianie z perspektywy neuropsychologicznej, międzypokoleniowej i duchowej oraz bada, jak przejawia się ono w ciele, umyśle i układzie nerwowym.
Opracowane przeze mnie ramy zaczynają się od zrozumienia, że zaangażowanie w proces rozwoju wymaga chęci wyjścia poza strefę komfortu z uważnością i otwartością na dary mądrości i rozkwitu.
Trauma i rozwój potraumatyczny zawsze są relacyjne i kontekstowe. Oznacza to, że nie da się oddzielić jednostki i jej doświadczeń od rodziny, społeczności, kultury lub dziedzictwa. Traumy nie powstają w odosobnieniu i podobnie jest z uzdrowieniem. Nasze przejścia rzutują na postrzeganie samych siebie, sposób odnoszenia się do innych oraz na to, jak patrzymy na świat i własne miejsce w nim. Ta zbiorowa perspektywa, zgodnie z którą nie ma czegoś takiego jak jednostka i jesteśmy częścią większej grupy, jest wpleciona w tkaninę naszego życia.
Omawiany model opiera się ponadto na neuronauce, w szczególności zaś na badaniach w obszarze epigenetyki i neuroplastyczności, o których szerzej napisałam w rozdziale 5. Neuronauka przygląda się temu, jak mózg i układ nerwowy przetwarzają nieprzepracowane traumy nie tylko z dzieciństwa, lecz także te przekazane nam przez poprzednie pokolenia. Rozwój epigenetyki zmienił sposób postrzegania traumy i podejście do zdrowienia.
Ważną rolę w tym modelu odgrywa też komponent umysł-ciało-serce. Moje pielgrzymki i wyprawy, tradycje, które dogłębnie poznałam, oraz prace nauczycieli duchowych, które studiowałam, otworzyły mi oczy i serce na sieć naszych wzajemnych połączeń. Mamy moc uzdrawiania siebie, a czyniąc to, uzdrawiamy nasze rodziny i społeczności oraz chronimy przyszłe pokolenia. Techniki medytacyjne, praktyki obejmujące umysł i ciało, praca z energią i inne metody, które opanowałam, dały mi wgląd w rolę ciała w usuwaniu traumatycznych pozostałości oraz w mądrość tkwiącą w najgłębszym bólu. Nauczyło mnie to, że jesteśmy czymś więcej niż tylko tym ciałem, tym umysłem i tymi przeżyciami. Jesteśmy istotami duchowymi zanurzonymi w ludzkim doświadczeniu.
Jak zatem wygląda droga od cierpienia do rozwoju? Jak nią podążać? Przede wszystkim należy pamiętać, że proces zdrowienia nie przebiega liniowo. Etapy zostały zaprojektowane tak, by się na sobie opierały, lecz praca nie polega na maszerowaniu przez nie jeden po drugim i odhaczaniu kolejnych pozycji. Może się okazać, że będziesz musiał pozostać na którymś z nich przez pewien czas, dopóki nie uznasz, że jesteś gotowy ruszyć dalej. Może podczas pracy nad trzecim etapem wydarzy się coś, co wymusi cofnięcie się do drugiego, na którym ponownie zyskasz poczucie bezpieczeństwa bądź poprosisz o pomoc. Może się też okazać, że jedno z traumatycznych doświadczeń wciąż przysparza ci cierpień, a inne już nie.
Cały proces zaczyna się od radykalnej akceptacji, czyli etapu, w którym przyznajesz, że cierpisz i nie masz emocjonalnych narzędzi ani siły fizycznej, by samodzielnie poradzić sobie z tym, co się dzieje. Jest to moment kapitulacji. Twoje ja jest osłabione i bezbronne. Masz trudności w kontaktach z innymi; czujesz się odizolowany od rodziny i przyjaciół, oszołomiony i przytłoczony. Świat zdaje się chaotyczny, złowrogi, zepsuty i nie reaguje na twoje wołania o pomoc.
Kiedy pogodzisz się z tym, że twoje życie legło w gruzach, i będziesz gotowy poprosić o wsparcie lub je znaleźć, przechodzisz do etapu drugiego, czyli bezpieczeństwa i ochrony. Na tym etapie szukasz godnej zaufania osoby, bezpiecznego miejsca lub sytuacji dającej poczucie ochrony wystarczające, by zrzucić z siebie ciężar trosk bez wstydu i obwiniania się oraz wyrazić swoje prawdziwe uczucia. Aby to zrobić, najpierw należy dostrzec te uczucia, zidentyfikować je, określić, w którym miejscu ciała się gnieżdżą, i ponownie nawiązać z nimi kontakt. Możesz je wyrażać na wiele sposobów: mówiąc, płacząc, poruszając się, tańcząc, krzycząc, potrząsając ciałem – robiąc wszystko, co wyzwoli energię. Czujesz się otoczony opieką i mniej samotny, chroniony przez otaczający cię świat. Sytuacja nie jawi się już tak beznadziejnie jak wcześniej. W ramach nowej sieci bezpieczeństwa możesz pozwolić sobie na odczuwanie bólu, a innym ludziom na reagowanie z życzliwością. To tak, jakbyś w końcu mógł głęboko odetchnąć.
Pierwsze dwa etapy rozwoju potraumatycznego mogą być burzliwe – są niczym rozpad znanego ci dotąd świata. Ale jak pisał suficki poeta Rumi, otwarta rana jest miejscem, w które wnika światło, pozwalając ci na uwolnienie nagromadzonych przez lata cierpień i bólu. Przestrzeń powstała na zgliszczach tego rozpadu stanowi zaproszenie do trzeciego etapu: nowej narracji. Etap ten ma zasadniczo charakter przejściowy i eksploracyjny. Pozwalasz sobie na ciekawość i otwartość na inne sposoby myślenia i bycia. Czujesz się silniejszy i bardziej ceniony przez otoczenie, a świat znów nabiera sensu – ale innego niż dawniej. Gromadzisz informacje, sporządzasz plany i kreślisz nowe wizje na temat siebie i świata, choć na tym etapie są one raczej teoretyczne; jeszcze niczego nie zinternalizowałeś. Wciąż próbujesz nowych tożsamości, aby odbudować własną, i wstępnie uznajesz świat za akceptowalny i zrozumiały.
W etap czwarty, integrację, wkraczasz z nowym zbiorem wartości i przekonań oraz z gotowością do wprowadzenia ich w życie; jesteś skłonny dać nowemu sobie szansę na sprawdzenie się w świecie. Zyskałeś większą pewność siebie, twoje relacje są zasadniczo zdrowsze i masz większą kontrolę nad własnym życiem. Zaczynasz rozwijać nową narrację, którą stworzyłeś – nowy sposób rozumienia siebie oraz nastawienia do innych i świata – tak, aby objęła całość twoich doświadczeń. Jesteś sobą dzięki temu, co przeżyłeś. Teraz, gdy już zacząłeś leczyć rany po traumie, widzisz, jak zintegrować przeszłe wydarzenia z nową narracją; nowy świat ze starym. Integracja może wyglądać następująco: „Jestem ofiarą przemocy domowej, ale także profesorem, członkiem rodziny i kochającym przyjacielem”.
Etap piąty, który nazywam mądrością i rozwojem, stanowi sedno mojej pracy. Pragnę, aby osiągnął go każdy, albowiem to właśnie wtedy trauma staje się katalizatorem przemian.
Na tym etapie zaczynasz mieć wyraźne poczucie tożsamości i przynależności; czujesz się bardziej pewny siebie i przewidujący. Być może znalazłeś życiową misję i dzięki swoim doświadczeniom odkryłeś nowe pokłady energii i pasji. Zmieniają się twoje priorytety, które między innymi nakierowują cię na służenie innym, bo wiesz teraz, co jest naprawdę ważne. Twoje życie ma sens i cel. Czujesz, że masz więcej przestrzeni do działania, a twój umysł jest klarowniejszy niż przed traumatycznym doświadczeniem. Dostrzegasz, że istnieją liczne sposoby postępowania i okazje do wyłonienia się nowych możliwości. Na tym etapie wiele osób czuje, że rozwinęło się duchowo, a nawet osiągnęło wyższy poziom świadomości. Często prowadzi to do chęci komunikowania się z innymi ludźmi z większym współczuciem i potęguje chęć, by stać się integralną częścią społeczności.
Każdy z wymienionych pięciu etapów odnosi się do traumy, zdrowienia i rozwoju widzianych z trzech różnych, lecz zazębiających się perspektyw: stosunek do siebie, stosunek do innych oraz własne miejsce w świecie.
Ja. Sposób pojmowania tego, kim jesteśmy, czyli własnej tożsamości. Ja odnosi się do siły osobistej. Wzmacniając relację z samym sobą, uczymy się kochać całego siebie – słabości na równi z odpornością oraz obie strony własnego ja, tę zdruzgotaną i tę pewną siebie.
Inni. To, jacy jesteśmy w relacjach. Ta perspektywa ukazuje siłę płynącą z więzi, czy też z podejścia do innych ludzi. Chodzi o sposób istnienia poza indywidualnym ja; o to, jak nasza siła przejawia się w relacjach z innymi.
Świat. Sposób, w jaki go postrzegamy, oraz to, jak możemy w nim uczestniczyć lub się z niego wycofać. Niekiedy nazywamy to poczuciem sprawczości, które daje nam wrażenie kontroli nad otoczeniem. Z tej perspektywy możemy postrzegać świat jako chaotyczny lub prostszy do opanowania; świat pozbawiony możliwości lub ich pełen. To nasza indywidualna siła wywierająca wpływ na otoczenie.
W części II szczegółowo opisałam każdy krok na drodze do świadomości i rozwoju, poszerzając omówione dotąd pokrótce przykłady i prezentując kilka nowych. Na ich podstawie można się przekonać, jak ludzie mający różne doświadczenia i różnie na nie reagujący przechodzą przez etapy od cierpienia do rozwoju. Omówię metody, dzięki którym możesz realizować poszczególne etapy – ćwiczenia, pytania i proste eksperymenty – i w ten sposób odnieść korzyści z własnej drogi ku uzdrowieniu.
Droga przez pięć etapów
1. Etap świadomości, czyli radykalna akceptacja. Uznajemy i akceptujemy ból przeszłych doświadczeń oraz ich wpływ na nasze życie.
2. Etap przebudzenia, czyli bezpieczeństwo i ochrona. Znajdujemy azyl pod skrzydłami terapeuty, mentora lub grupy osób, którym możemy zaufać.
3. Etap stawania się, czyli nowa narracja. Dajemy sobie pozwolenie na snucie nowych wyobrażeń życia pełnego możliwości i więzi.
4. Etap bycia, czyli integracja. Otwieramy się na mądrość zrodzoną z dawnych doświadczeń i włączamy ją do nowego rozumienia nas samych, naszych relacji i świata.
5. Etap przemiany, czyli mądrość i rozwój. Docieramy do miejsca, w którym czujemy się jak u siebie w domu; do punktu, od którego możemy zacząć pielęgnować ciało i duszę, niezależność i więzi oraz zmierzać ku bardziej świadomemu życiu w służbie innym i w poczuciu bezwarunkowej miłości.
Peter A. Levine, Uleczyć traumę, tłum. Zenon Mazurczak (Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2022). [wróć]
Więcej informacji na ten temat można znaleźć w napisanym przez Carla Auerbacha i przeze mnie rozdziale książki Mass Trauma and Emotional Healing Around the World pod red. Ani Kalayjian i Dominique Eugene (Praeger Press, 2010). [wróć]
Rozdział 2
Trzeba mieć chaos w sobie, by porodzić gwiazdę tańczącą1.
– Friedrich Nietzsche
Prawdziwa podróż odkrywcza nie polega na szukaniu nowych lądów, lecz na nowym spojrzeniu.
– Marcel Proust
Jako dzieci oczekujemy od naszych opiekunów, by wskazywali nam drogę, byli troskliwi i uważni. Kiedy są „wystarczająco dobrzy” i zapewniają bezpieczne oraz wspierające środowisko, nasz świat ma sens. Jest bezpieczny i przewidywalny. Dopóki nie stanie się coś, co przekreśli te założenia, wchodzimy z nimi w kolejne lata życia. Dorastając, możemy podświadomie wierzyć, że dobrym ludziom przytrafiają się dobre rzeczy, a złe stają się udziałem tylko tych niegodziwych lub nieostrożnych. Możemy myśleć: „Ponieważ jestem dobry, życzliwy i pracowity, jak na przyzwoitego człowieka przystało, nie będą się mnie imać żadne tragedie ani poważne choroby. Jestem silny i panuję nad wszystkim; mam niezachwiane poglądy”.
A potem coś się wydarza. Przeżywamy szok, który wstrząsa nami do głębi – ktoś bliski ginie w tragicznym wypadku albo okazuje się, że dopadł nas potencjalnie śmiertelny nowotwór. Nagle czujemy się tak, jakbyśmy znaleźli się w epicentrum trzęsienia ziemi; wszystko wokół kruszy się i rozpada, każąc zakwestionować każdą prawdę i skłaniając do przekonania, że w jakiś sposób się do tego przyczyniliśmy. Czujemy się przytłoczeni, bezradni i zagubieni, bezwartościowi i zawstydzeni. Bo gdybyśmy bardziej uważali, byli serdeczniejsi, pracowali ciężej, częściej się modlili, to… Tak wygląda reakcja na traumę.
Trauma nie wynika z samego wydarzenia, lecz z tego, jak je interpretujemy, jakimi dysponujemy środkami, aby sobie z nim poradzić, i jak je przetwarzamy. Nasza reakcja wypływa ze znaczenia nadawanego doświadczeniu, lecz niekoniecznie jest proporcjonalna do jego skali. Możemy przeżyć wypadek samochodowy i otrząsnąć się z szoku. Może umrzeć ktoś nam bliski, a my, opłakawszy go, żyjemy dalej. Tracimy dach nad głową wskutek pożaru lub klęski żywiołowej, lecz bierzemy się w garść. Aż któregoś dnia zostajemy zwolnieni z pracy, odkrywamy romans partnera albo zostajemy napadnięci w drodze do domu w biały dzień i nasz świat się rozpada. Zdarzenie to skłania nas do zastanowienia się, co to znaczy być sobą, w tym ciele. „Dlaczego mnie to spotkało? Gdzie popełniłem błąd? Dlaczego zostałem ukarany?”
W takich sytuacjach tracimy kontakt z rzeczywistością, oddzielamy się od siebie i innych. Wewnętrzny rozłam może zniszczyć więzi z siecią wsparcia, zburzyć poczucie przynależności, zerwać związki ze społecznością i przyczynić się do utraty własnej tożsamości. Często dochodzi do tego w dzieciństwie, gdy za traumatyczne wydarzenia odpowiedzialne są te same osoby – rodzice i dalsza rodzina, nauczyciele i przyjaciele – które powinny zapewniać nam bezpieczeństwo.
Psycholożka społeczna i polityczna Ronnie Janoff-Bulman nazywa to odłączenie rozbiciem założeń2. David Trickey, psycholog i współkierownik londyńskiego UK Trauma Council, mówi o zaburzeniu w nadawaniu znaczeń (ang. rupture in meaning-making). Wszyscy mamy pewne założenia, które pomagają nam poruszać się po świecie; systemy przekonań, dzięki którym przetwarzamy informacje i zaprowadzamy porządek w chaosie. Są one związane z podstawowymi kwestiami, takimi jak poczucie własnej wartości, wiara w życzliwość drugiego człowieka, zaufanie, bezpieczeństwo i intymność, a nawet ze sposobem pojmowania śmierci i straty.
Doskonałą ilustracją tego zjawiska jest historia mojego pacjenta Alejandra. Przyszedł na świat i wychował się w Wenezueli, w rodzinie wywodzącej się z klasy średniej, lecz dysponującej skromnymi środkami. Kiedy miał jedenaście lat, klimat polityczny i kulturowy w Wenezueli zdestabilizował się, a jego rodzina poczuła, że ich życie znalazło się w niebezpieczeństwie. Postanowili wyemigrować do Stanów Zjednoczonych. Tak naprawdę nie chcieli opuszczać domu, lecz stwierdzili: „Trudno, trzeba się zdobyć na to wyrzeczenie, bo w Stanach będzie się nam żyło lepiej”. Przeprowadzili się do miasta na Środkowym Zachodzie USA, a Alejandro i jego młodszy brat trafili do szkoły publicznej. W liceum ujawniły się niesamowite zdolności piłkarskie Alejandra, dla którego ten sport stał się całym życiem. Zaczęli się nim interesować łowcy talentów i chłopiec był właściwie pewny, że odniesie sukces jako zawodowy piłkarz.
Odnalazłszy się w nowej rzeczywistości, rodzice Alejandra często mówili o tym, jak bezpiecznie czują się w Stanach Zjednoczonych, kraju przewidywalnym i rządzonym przez ludzi, na których można liczyć. Wierzyli, że jeśli dobrze sobie radzisz w szkole i ciężko pracujesz, w USA możesz odnieść sukces i wieść szczęśliwe życie.
Wszystkie ich założenia zmieniły się w ciągu zaledwie jednego popołudnia, gdy bandyta otworzył ogień w liceum syna, zabijając wielu nastolatków. Jeszcze więcej młodych ludzi odniosło rany – w tym Alejandro. Chłopcu udało się dodzwonić do ojca, który spędzał wtedy czas z osiemdziesięcioletnim dziadkiem Alejandra (starszy pan przyjechał z wizytą z Wenezueli). Rodzina była zdruzgotana. Legło w gruzach wszystko, co uważali za prawdę. Rany odniesione przez Alejandra – kule, które utkwiły w jego płucach, nogach i biodrach – przekreśliły piłkarskie marzenia, a wraz z nimi poczucie tożsamości. Rodzina ciężko pracująca na zbudowanie swojego życia od nowa poczuła się zagubiona w świecie, który przestał się jawić jako bezpieczny i utracił sens. Dziadek nigdy nie otrząsnął się z traumy i do dziś przeżywa szok, wspominając rozmowę telefoniczną, scenę w szkole, ból i cierpienie.
Słowo „ trauma” pochodzi z języka greckiego (gr. τραῦμα) i oznacza ranę lub obrażenie. W Oxford English Dictionary trauma została opisana jako „niewyleczony uraz psychiczny, zwłaszcza wywołany szokiem emocjonalnym, którego wspomnienie zostało wyparte”. Do traumy może dojść wskutek pojedynczego zdarzenia, takiego jak tragiczny wypadek, napaść lub bolesny rozwód, bądź powtarzających się zjawisk – na przykład wieloletnich nadużyć. Wykracza ona poza ramy statusu socjoekonomicznego, wieku, płci, kultury, pochodzenia etnicznego czy orientacji seksualnej. Na jakimś etapie życia traumatyczne wydarzenia dotykają każdego – traumatyczne może być nawet przyjście na świat. Doktor Judith Herman, autorka książki Trauma. Od przemocy domowej do terroru politycznego, nazywa traumę psychologiczną doświadczeniem bezsilnych. Z przytłaczającą siłą pozbawia ona ofiarę poczucia kontroli, więzi i sensu.
Trauma jest często kojarzona z poważnymi życiowymi incydentami – takimi jak strzelanina w szkole – co do których ludzie prawie bez wyjątku zgadzają się, że są przerażające. I słusznie. Potworności takie jak wojna, ludobójstwo, ataki terrorystyczne, pandemie, trzęsienia ziemi i inne klęski żywiołowe są przykładami traumatycznych zdarzeń. Wyraźnie widzimy wyrządzone przez nie szkody, patrzymy na rozbite rodziny i całe społeczności i empatycznie odczuwamy ich cierpienie.
Tego rodzaju traumy mogą również być skutkiem aktów przemocy wymierzonych w jednostki, a przykładów niestety nie brakuje: ludzie są atakowani werbalnie lub fizycznie ze względu na rasę, klasę społeczną, orientację seksualną, identyfikację płciową, rozmiar i kształt ciała, wygląd fizyczny lub przekonania religijne i duchowe. Ileż czarnoskórych osób zostało zabitych przez policję, a nagrane na wideo akty okrucieństwa nie pozwalają ich zanegować ani odwrócić wzroku od tego, co się stało. Ile zamordowano transpłciowych kobiet i jakże często dochodzi do przemocy wobec przedstawicieli grup marginalizowanych, takich jak LGBTQ+, muzułmanie i żydzi, imigranci i Amerykanie pochodzenia azjatyckiego. Relacje z tych zdarzeń niejednokrotnie trafiają do wieczornych wiadomości.
Trauma powstaje też za zamkniętymi drzwiami, na łonie rodziny lub wśród nieznajomych. Jej źródła często są ukrywane i utrzymywane w tajemnicy ze wstydu lub strachu. Mogą obejmować przemoc domową, gwałt, zaniedbania, uzależnienie od narkotyków i alkoholu, dysfunkcyjne układy rodzinne oraz wykorzystywanie fizyczne, emocjonalne lub seksualne w dzieciństwie.
Tako rzecze Zaratustra w przekładzie Wacława Berenta. [wróć]
Chodzi o wspomnianą w rozdziale 1 shattered assumptions theory (przyp. tłum.). [wróć]
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki