Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
ZASKOCZ wroga. ZABIJ go. ZNIKNIJ bez śladu.
Gdy dyplomacja zawodzi, a wszczęcie wojny nie wchodzi w grę, prezydent Stanów Zjednoczonych wzywa Wydział Akcji Specjalnych CIA, ściśle tajne ramię tej agencji i najskuteczniejszego wykonawcę operacji specjalnych na świecie. Prawie każdy główny lokator Białego Domu od II wojny światowej prosił CIA, by zajmowała się sabotażem, działalnością wywrotową i zabójstwami.
Dzięki bezprecedensowemu dostępowi do kilkudziesięciu osób, które uczestniczyły w tajnych operacjach CIA od początku zimnej wojny do dziś, i dogłębnemu przestudiowaniu niedawno odtajnionych dokumentów Annie Jacobsen opisała złożony świat zabójców, tajnych współpracowników i sabotażystów.
Autorka dzięki tym badaniom oraz rozmowom z wysokimi urzędnikami CIA, szefami kontrwywiadu i operatorami Wydziału Akcji Specjalnych po raz pierwszy ujawniła skalę tych szokujących i moralnie niejednoznacznych tajnych działań.
Annie Jacobsen zabiera nas w mroczne miejsca, z których nasz rząd wysyła odważnych mężczyzn i kobiety, by własnoręcznie zabijali w imieniu Stanów Zjednoczonych. Opisuje spiski i zabójstwa, których niekiedy od lat wypierali się amerykańscy prezydenci, w tym największe sukcesy CIA i jej największe fiaska. – Garrett M. Graff, autor Raven Rock.
Spojrzenie zza kulis na osnute najgęstszą mgłą operacje amerykańskiego wywiadu… Książka pełna niespodzianek. – „Kirkus”
Jacobsen zdziera zasłonę z historii tajnych działań wojennych i sankcjonowanych przez państwo zabójstw od drugiej wojny światowej do dziś. – „Booklist”
Książka dla tych, którzy chcą lepiej poznać amerykańską politykę zagraniczną w działaniu. Gorąco polecam. – Jacob Sherman, „Library Journal”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 665
Kevinowi
Jestem zmęczony wojną i mam jej dość. Wojenna chwała to bzdura. Tylko ci, którzy nigdy nie oddali strzału ani nie słyszeli krzyków i jęków rannych, głośno domagają się krwi, zemsty, spustoszenia. Wojna to piekło. przypisywane gen. Williamowi Tecumsehowi Shermanowi, 1863
Jest to książka non fiction o złożonych osobowościach działających w zdradliwych warunkach, pośród zabójców, spiskowców i sabotażystów. Pracując nad nią, spędziłam setki godzin z informatorami, którzy opisywali mi śmiertelnie groźne sytuacje, pandemonium i chaos, wymagające ogromnej woli przetrwania i wysiłku umysłu, by nie stracić nadziei.
Część wywiadów odbyła się w domach informatorów, inne w anonimowym otoczeniu przydrożnych barów. Jedną z rozmów przeprowadziłam podczas konnej przejażdżki po górach, na odludziu, gdzie informator, z którym byłam umówiona, czuł się swobodnie. W połowie naszej wycieczki, gdy przejeżdżaliśmy przez zazwyczaj cichy las, usłyszeliśmy krzyk, bez wątpienia kobiecy. Zza zakrętu wyłoniła się przerażona amazonka. Walczyła o życie – galopujący koń wyrwał się jej spod kontroli, a wodze niebezpiecznie splątały. Mój rozmówca, służący w siłach paramilitarnych CIA, zeskoczył z siodła, stanął na szerokiej ścieżce i zręcznie złapał wodze półtonowego zwierzęcia, gdy szarżowało obok. Wiedziałam, że ma doświadczenie z końmi, ale niezwykłe było obserwować, jak szybko i intuicyjnie zakończył tę dramatyczną, bardzo niebezpieczną sytuację.
„Proszę”, powiedział do ciężko dyszącej kobiety, podając jej wodze. Zapytał, czy nie potrzebuje pomocy, ale zaprzeczyła. W zamieszaniu uniosła mu się koszula i zauważyłam, że na plecach, na wysokości pasa, nosi samopowtarzalny pistolet SIG Sauer P320. Sprawdził, czy jest zabezpieczony, wskoczył na siodło i pojechaliśmy dalej.
Pisanie książki o mrocznym świecie tajnych akcji CIA wymaga przede wszystkim określenia, komu można ufać, a potem – jak sprawdzać wiarygodność tych opowieści. Tajne operacje są, z natury, tak planowane i przygotowywane, aby były poza kontrolą osób postronnych. Większość tajnych operacji na całym świecie, które opisuję, przeprowadzono tak, żeby można się ich było wiarygodnie wyprzeć. A mimo to czterdzieścioro dwoje mężczyzn i kobiet mających o tych wydarzeniach informacje z pierwszej ręki zgodziło się ze mną porozmawiać. Przeprowadziłam również wywiady z dziesiątkami osób, które odegrały role pomocnicze.
Tak jak było z moimi czterema poprzednimi książkami non fiction, każdy z informatorów został mi polecony. By zweryfikować fakty, przeglądałam akta dotyczące służby wojskowej, wnioski odznaczeniowe, medale, paszporty (prawdziwe i fałszywe), dokumenty tożsamości, dzienniki i dużo więcej. Jak sprawdzać opowieści informatorów? CIA i jej partnerzy z innych służb wywiadowczych strzegą swych tajemnic za pomocą złożonej siatki słów kodowych, przykrywek i kryptonimów operacyjnych. Dzięki zapytaniom w ramach Ustawy o dostępie do informacji (Freedom of Information Act, FOIA) i wcześniejszym pracom nad odtajnieniem akt zyskałam dostęp do tysięcy stron dokumentów CIA, departamentów obrony i stanu oraz innych rządowych agencji, przechowywanych w National Archives i innych miejscach, które podaję w przypisach i bibliografii. Książka nie powstałaby też bez udziału innych dziennikarzy, naukowców i historyków, których prace i notatki skrupulatnie cytowałam.
Osoby, które udzieliły wywiadów do tej książki, służyły trzynastu prezydentom (siedmiu demokratom, sześciu republikanom), od Franklina Roosevelta do Baracka Obamy. Są wśród nich dwaj żyjący oficerowie Biura Służb Strategicznych (Office of Strategic Services, OSS); ośmioro funkcjonariuszy CIA z Wyższej Służby Wywiadowczej (Senior Intelligence Service, SIS), których ranga równa się pozycji ambasadora w Departamencie Stanu lub generała w Departamencie Obrony; jedenastu szefów placówek w państwach na pięciu kontynentach; niezliczeni szefowie baz, którzy służyli w wielu z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie, włącznie z Sudanem, Jemenem, Irakiem i Afganistanem; dziewiętnastu funkcjonariuszy operacyjnych Sekcji Lądowej Wydziału Operacji Specjalnych (Special Activities Division, SAD) oraz prawnik z CIA, który napisał niezliczone tajne powiadomienia prezydenckie, poczynając od tych na temat irańskiego kryzysu z zakładnikami, i niezwykle mi pomógł w wyjaśnianiu procesu decyzyjnego na szczeblu Urzędu Wykonawczego Prezydenta. Każda operacja opisana w tej książce, jakkolwiek szokująca, była legalna. Inni informatorzy podzielili się ze mną opowieściami o tle wydarzeń, co pomogło mi zrozumieć wypadki, ale nie przyznali się do bezpośredniego w nich udziału.
Ktoś mógłby powiedzieć, że jest to książka o zabójstwach, ale tak naprawdę to historia tajnych operacji, tertia optio, prezydenckiej trzeciej opcji, kiedy pierwsza – dyplomacja – nie wystarcza, a druga – wojna – może przynieść tragiczne skutki1. Wszystkie operacje specjalne są tajne, zaplanowane tak, by można im było wiarygodnie zaprzeczyć; niekiedy nazywa się je asem w rękawie prezydenta. Najskrajniejszą ich formą jest zabicie przywódcy lub wpływowej osobistości i właśnie na takich przypadkach się skupiam w tej książce.
Prezydencka trzecia opcja narodziła się w następstwie II wojny światowej, a jej twórcy liczyli, że pomoże uniknąć trzeciej. Z uwagi na etos walki niekonwencjonalnej funkcjonariusze i agenci CIA, którzy przeprowadzali tajne operacje, byli pierwotnie nazywani prezydenckim korpusem działań partyzanckich.
Ta sama konstrukcja prawna, która pozwoliła doradcom do spraw bezpieczeństwa narodowego prezydentów Eisenhowera i Kennedy’ego knuć zabicie zagranicznych przywódców, takich jak Fidel Castro, pozwoliła również prezydentom Bushowi i Obamie stworzyć system, w którym wpływowe osobistości można umieszczać na liście ludzi do zabicia lub schwytania. Prawo to wciąż obowiązuje. „Zabójstwo celowane” nie ogranicza się tylko do wyrafinowanych technicznie uderzeń za pomocą dronów. Prezydencki korpus działań partyzanckich zabija wrogów osobiście, w razie potrzeby w walce wręcz. Takie śmiercionośne operacje poza strefą wojny ma prawo prowadzić Wydział Operacji Specjalnych CIA. Jedną z najgroźniejszych jego części jest Sekcja Lądowa.
Początki Wydziału Operacji Specjalnych i jego Sekcji Lądowej wiążą się z poprzednikiem CIA, wzorowanym na brytyjskim Kierownictwie Operacji Specjalnych (Special Operations Executive, SOE) Biurze Służb Strategicznych, a szczególnie z jego Oddziałem Operacji Specjalnych. Zadaniem owego korpusu walki partyzanckiej było zabijanie nazistów, a szerzej – sabotowanie i obalenie Trzeciej Rzeszy. Dewiza tej jednostki, biorącej między innymi udział w międzyalianckiej operacji „Jedburgh”, brzmiała „Zaskocz, zabij, zniknij”2.
Osnową tej książki jest spostrzeżenie, że większość ludzi uznaje zabójstwo popełnione twarzą w twarz za odrażające, ale zabójstwo w jakiś sposób zmechanizowane jest dla nich do przełknięcia.
Od pierwszych dni Wydziału Operacji Specjalnych (Special Operations Branch) OSS do obecnej działalności Sekcji Lądowej CIA najbardziej bezwzględne i ryzykowne mordercze operacje zmieniały się i ewoluowały. Przez dziesięciolecia zabicie przywódcy lub wpływowej osoby w ramach tajnej operacji było różnie nazywane przez tych, którzy planowali i nadzorowali taką akcję, ale nigdy zabójstwem, ponieważ zabójstwo jest nielegalne3. Natomiast zabicie przywódcy lub wpływowej osoby na rozkaz prezydenta jest legalne na mocy działu 50 Kodeksu Stanów Zjednoczonych.
Doradcy prezydenta Dwighta Eisenhowera omawiali „eliminację” zagranicznych przywódców i ustanowili Komisję Zmian Zdrowotnych (Health Alteration Committee), by „neutralizować” lub „unieszkodliwiać” pewnych ludzi. Posługiwali się eufemizmami i łamigłówkami, by – jak odkrył później Kongres – w razie problemów móc się wyłgać od odpowiedzialności. Doradcy prezydenta Johna F. Kennedy’ego sformalizowali zabijanie i nazwali je „akcją wykonawczą” (executive action). Za prezydenta Ronalda Reagana stało się ono „neutralizacją zapobiegawczą” (pre-emptive neutralization) – eliminacją terrorystów, zanim będą mieli okazję uderzyć ponownie4. Podczas kadencji prezydenta George’a W. Busha wykorzystywano termin „akcja bezpośrednia ze skutkiem śmiertelnym” (lethal direct action). W czasach prezydenta Baracka Obamy zabijanie terrorystów stało się powszechnie znane jako „zabójstwo celowane” (targeted killing). Powstaje pytanie, jak zabicie jakiejkolwiek osoby wspiera cele polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych?5 W tej książce zamierzam rzucić nieco światła na to, jak i dlaczego pewni przywódcy i inne wpływowe osoby są brani na cel i zabijani.
W początkach tajnych operacji nie było nadzoru; w połowie lat siedemdziesiątych XX wieku, po tym, jak przesłuchania przed komisją Churcha doprowadziły do powstania raportu zatytułowanego „Domniemane zabójcze spiski przeciwko przywódcom zagranicznym”, nadzór przeszedł w ręce Kongresu, który sprawuje go do dziś6. Rozkazom tajnych operacji specjalnych formalny charakter nadają prawnicy z CIA w powiadomieniach lub memorandach notyfikacyjnych, które podpisuje prezydent7. W książce tej wypowiada się jeden z nich, John A. Rizzo, niegdyś naczelny prawnik CIA, który służył siedmiu prezydentom i napisał mnóstwo prezydenckich powiadomień o operacjach specjalnych, a także memorandum notyfikacyjne z 17 września 2001 roku, które autoryzowało akcję bezpośrednią ze skutkiem śmiertelnym przeciwko terrorystom i obowiązuje do dziś.
Tajne akcje w czasie pokoju prowadzi CIA, ale podczas wojny zajmuje się nimi wspólnie z Departamentem Obrony. Osią tej książki jest William D. Waugh, jeden z najstarszych funkcjonariuszy operacyjnych z doświadczeniem w operacjach specjalnych, wielokrotnie odznaczany żołnierz „zielonych beretów”. Całe swe niezwykłe życie spędził on na doskonaleniu sztuki operacji specjalnych.
Ponieważ zagraniczne rządy, osoby niepowiązane z nimi i wolni strzelcy regularnie próbują zabić amerykańskiego głównodowodzącego, ważne jest, by zrozumieć, że drugą stroną operacji specjalnych jest uniemożliwianie zabójstw. O tym opowiada Lewis C. Merletti, dziewiętnasty dyrektor Tajnej Służby Stanów Zjednoczonych (US Secret Service) i eksfunkcjonariusz Zespołu Przeciwdziałania Zamachom (Counter Assault Team, CAT), paramilitarnego oddziału Tajnej Służby. Tak jak Waugh, Merletti wyspecjalizował się w niekonwencjonalnych akcjach podczas służby w „zielonych beretach” w Wietnamie.
O skrytobójstwach zaczęłam myśleć w 2009 roku, kiedy pracowałam jako reporterka dla „Los Angeles Times Magazine”. W drodze powrotnej z Bliskiego Wschodu odwiedził mnie w domu pewien informator. Zajmował się przeciwdziałaniem terroryzmowi; tyle tylko mógł powiedzieć o swojej profesji. Znałam go jako eksperta od przewozu broni; prawie zawsze podróżował ze skrzynkami uzbrojenia. A mimo to na pamiątkowym medalionie ze swojej ostatniej podróży, który mi pokazał, widniał napis: „Ambasada Stanów Zjednoczonych, Kabul, Afganistan”. O ile było mi wiadome, jego kompetencje zawodowe w żaden sposób nie wiązały się z dyplomacją, ale oboje wiedzieliśmy, że najlepiej nie drążyć tematu.
W tamtym czasie moi dwaj synowie byli mali i nasz kalifornijski dom oraz podwórko zapełniały dziesiątki żołnierzyków – od tych z czasów wojny o niepodległość do całkiem współczesnych. Na prośbę chłopców informator skrupulatnie identyfikował specyficzne uzbrojenie żołnierzyków: konfederackie karabiny z bagnetami, karabiny M1 Garand, AK-47, M16. Później spytał, czy się zgodzę, żeby pokazał chłopcom prawdziwą broń, w celach edukacyjnych. Był licencjonowanym instruktorem strzeleckim i dwa razy zabrał mnie na strzelnicę. Nie miałam nic przeciw temu.
Obserwowałam uważnie, jak pokazywał moim dzieciom pistolet i niewielki karabin snajperski, ale zwróciłam też uwagę na jeden pokrowiec, którego nie otwierał. Później, wieczorem, spytałam go na osobności, co jest w środku. Otworzył go i pokazał mi wielki ząbkowany nóż.
– Do czego to służy? – spytałam, niemal natychmiast zdając sobie sprawę, jak to niemądrze zabrzmiało.
– Czasem trzeba coś załatwić po cichu – odparł i zamknął pokrowiec.
Żadne z nas nie powiedziało już ani słowa.
Wtedy zrozumiałam oczywistość: Stany Zjednoczone zabijają wrogów nie tylko za pomocą technicznie wyrafinowanych uderzeń dronów, ale także z bliska. Później od innego informatora dowiedziałam się, że mój gość pracował dla Sekcji Lądowej Wydziału Operacji Specjalnych CIA.
To spotkanie głęboko zapadło mi w pamięć, podobnie jak koncepcja zabójstw twarzą w twarz i moja reakcja na nią. Mogłam sobie wyobrazić, jak mój gość zabija bojownika Al-Kaidy z karabinu snajperskiego, ale myśl, że podrzyna komuś gardło albo wbija mu nóż między żebra, kazała mi się zastanowić. Dlaczego? Dlaczego to wszystko jest tajną operacją specjalną, zaplanowaną tak, by prezydent mógł się jej wyprzeć, a opinia publiczna nigdy się o niej nie dowiedziała?
Mój informator nigdy nie opowiadał o pracy na Bliskim Wschodzie, ani przed pokazaniem mi noża, ani później. Było jasne, że jego praca jest tajna. Utajnione programy mają złą sławę przedsięwzięć obfitujących w klęski i grube pomyłki. Zastanawiałam się, czy rozsyłanie paramilitarnych funkcjonariuszy i agentów po całym globie, by dokonywali zabójstw w ramach tajnych operacji specjalnych, to zazwyczaj przepis na katastrofę, czy raczej głównie pokaz siły.
Czy zabicie kogoś, kogo prezydent uznał za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, jest słuszne czy błędne? Szlachetne czy hańbiące? Znalazłam odpowiedzi, pisząc tę książkę. Mam nadzieję, że czytelnicy znajdą swoje.
Była pierwsza niedziela grudnia 1941 roku. Chłopak sprzedający popcorn na stoisku w Strand Theatre w teksaskim miasteczku Bastrop właśnie skończył dwanaście lat. Nazywał się William Dawson Waugh, ale wszyscy nazywali go Billy.
Kilka minut po czternastej do kina z ponurym wyrazem twarzy wszedł szeryf Ed Cartwright. Kazał Billy’emu Waughowi powiedzieć operatorowi, żeby wyłączył projektor i zapalił światła. Waugh pobiegł na górę, skacząc po dwa stopnie, i zrobił, co mu polecono. Patrzył z kabiny projekcyjnej, jak zapełniający salę widzowie mrużą oczy i burzą się z powodu przerwania seansu. Wtedy na podwyższenie wszedł Cartwright i zapadła cisza.
– Proszę o uwagę – powiedział szeryf. – Japończycy właśnie zaatakowali Pearl Harbor8.
Amerykańska Flota Pacyfiku została zniszczona i zginęło tysiące Amerykanów. Szeryf oznajmił, że trudno przewidzieć, co się teraz wydarzy, ale wykluczenie możliwości kolejnego ataku byłoby lekkomyślne. Cartwright polecił wszystkim iść do domu, zasłonić okna czarnym materiałem i słuchać komunikatów radiowych.
Billy Waugh został i patrzył, jak widzowie opuszczają salę. Kiedy skończył sprzątać, poszedł do domu, w którym mieszkał z matką, Lillian, nauczycielką na niepełny etat, i starszą siostrą Nancy. Następnego dnia Kongres wypowiedział wojnę Japonii. Trzy dni później Adolf Hitler wypowiedział wojnę Stanom Zjednoczonym, po czym Kongres wypowiedział wojnę Niemcom i Włochom. Gdy Ameryka znalazła się w stanie wojny z całym światem, Billy Waugh przysiągł sobie: Pewnego dnia ja też pójdę na wojnę.
Dzień, w którym Pearl Harbor zostało nieoczekiwanie zbombardowane, wrył mu się w pamięć. W tamtym czasie, w 1941 roku, wiedział o wojnie więcej niż większość dwunastolatków. Chłonął informacje z kronik filmowych wyświetlanych przed seansami w Strand Theatre. Koncepcja wojny totalnej, osiągnięcie zwycięstwa za wszelką cenę, była zadziwiająca i przerażająca.
„Nie liczy się słuszność, lecz zwycięstwo”, powiedział Hitler generałom. „Bądźcie bezlitośni! […] Bądźcie brutalni i nie miejcie skrupułów […] najlepsi osiągają sukces siłą […]”9.
Ze wszystkich taktyk i technik użytych przez nazistów podczas inwazji na Europę Zachodnią największe wrażenie na Billym Waughu zrobiła śmiałość wojsk powietrznodesantowych (Fallschirmjäger). Kroniki filmowe pokazywały nazistowskich spadochroniarzy wyskakujących z samolotów i lądujących w strefie walk, by przeprowadzić śmiercionośne ataki z zaskoczenia. Potem nastąpił desant szybowcowy na belgijski fort Eben-Emael, uznawany wówczas za najtrudniejszą do zdobycia twierdzę na świecie10. Szybowce z siedemdziesięcioma ośmioma Fallschirmjäger wyposażonymi w miotacze ognia i materiały wybuchowe wylądowały na dachu twierdzy, całkowicie zaskakując 650 obrońców – belgijska armia nigdy nie podniosła się po tej porażce. Miesiąc po tym, jak naziści zdobyli Eben-Emael, amerykańskie wojska lądowe zaczęły formować w Fort Benning w Georgii pierwszą w dziejach Stanów Zjednoczonych dywizję powietrznodesantową.
Billy Waugh poświęcał każdą wolną chwilę między szkołą a dorywczą pracą w trzech miejscach – jako gazeciarz, magazynier i sprzedawca popcornu – na zbieranie informacji o amerykańskich spadochroniarzach. Dowiedział się, że najważniejszym elementem wyposażenia niezbędnym do oddania dobrego skoku ze spadochronem są buty, wysokie do pół łydki, z rzemiennymi sznurowadłami zaczynającymi się przy palcach stóp. Billy Waugh postanowił sobie takie sprawić. Jego ojciec alkoholik zmarł na marskość wątroby, kiedy chłopiec miał dziesięć lat. Pieniądze zarobione po szkole Billy oddawał matce na utrzymanie rodziny. Teraz, mając konkretny cel, zaczął odkładać trochę drobniaków z każdej wypłaty. Kiedy wreszcie zaoszczędził siedem dolarów, pojechał autostopem do oddalonego o pięćdziesiąt kilometrów Austin i kupił sobie parę butów spadochroniarskich. Był wniebowzięty: znalazł się o krok bliżej dnia, w którym miał zostać amerykańskim spadochroniarzem. Świat był w porządku.
Tymczasem za Atlantykiem, w Europie, szalała wojna. Był 27 maja 1942 roku i w czeskich Holeszowicach doszło do zamachu na jadącego pancernym mercedesem-benzem nazistowskiego generała. Obergruppenführer SS Reinhard Heydrich przypominał Janusa: przystojny niebieskooki blondyn o skórze gładkiej i jasnej jak u porcelanowej lalki, a zarazem potwór, okrutny i sadystyczny ponad wszelką miarę. Jego szef, Adolf Hitler, mawiał, że Heydrich to człowiek o żelaznym sercu. W tajnej jednostce brytyjskiego wywiadu zapadła decyzja, że trzeba go zabić. Planowanej operacji nadano kryptonim „Anthropoid”.
Na wzgórzu w pobliżu trasy przejazdu Hedyricha czekało w ukryciu dwóch wyszkolonych zabójców. Jan Kubiš i Jozef Gabčík, czechosłowaccy dwudziestoparolatkowie, należeli do tajnej brytyjskiej jednostki komandosów, która działała w ramach Secret Intelligence Service, potocznie zwanej MI6. Tylko wąska grupa wiedziała, że te oddziały komandosów stanowią część podziemnej paramilitarnej formacji kryjącej się pod niewiele mówiącą nazwą Special Operations Executive (Kierownictwo Operacji Specjalnych). Kubiš i Gabčík zostali przydzieleni do Sekcji D SOE (D od destruction, zniszczenie), zajmującej się sabotażem, której działania opierały się na taktyce partyzanckiej.
Istnienie SOE stanowiło źródło wielkich kontrowersji w brytyjskim establishmencie wojskowym. Większość generałów uważała, że wojna winna być rycerska i honorowa. Że trzeba ją toczyć z poszanowaniem prawa wojennego. Chociaż nie udało się wskazać żadnego dokumentu, który stanowiłby pierwotne źródło tego prawa, współczesne kodeksy postępowania wywodziły się z Kodeksu Liebera, zbioru 157 zasad spisanych przez profesora Francisa Liebera, prawnika, podczas wojny secesyjnej. Opublikowane 24 kwietnia 1863 roku przez prezydenta Abrahama Lincolna jako rozkaz ogólny nr 100, zasady te posłużyły jako kodeks wojenny regulujący postępowanie armii Unii, armii Konfederacji i armii europejskich11. Reguły te rozbudowano później w konwencjach haskich z 1899 i 1907 roku. Punkt 148 Kodeksu Liebera kategorycznie zabraniał zabójstw. „Cywilizowane narody patrzą z przerażeniem na propozycje nagród za zabójstwo wrogów i traktują to jako nawrót do barbarzyństwa”, napisał Lieber. Zbrojnych bojowników nazywał „podstępnymi” wrogami i odmawiał im ochrony praw wojennych12.
Wojna, podobnie jak sport, miała być rozgrywką dżentelmeńską. Zbrojne akcje na tyłach były niedżentelmeńskie, ponieważ polegały na takich podstępnych metodach jak sabotaż i dywersja. Sabotaż podczas II wojny światowej oznaczał wysadzanie pociągów, mostów i zakładów produkcyjnych za liniami wroga – co z dużym prawdopodobieństwem wiązało się z ofiarami wśród cywilów. Dywersja, czyli działania osłabiające siły okupacyjne, wymagała stosowania wielu brudnych sztuczek i wybiegów, w tym zabójstw. Ale premier Winston Churchill uważał, że Sekcja D SOE jest niezbędna, i osobiście zatwierdzał każdą akcję tajnej agencji. Ponieważ wojnę nieregularną w ogóle, a operacje SOE szczególnie uznawano za niedżentelmeńskie, SOE nazywano ministerstwem Churchilla do spraw wojny niedżentelmeńskiej.
Komandosów, jak Kubiš i Gabčík, szkolono w przenikaniu na okupowane przez wroga terytorium, przeprowadzaniu szybkich ataków i odwrotów, a po wszystkim – znikaniu. Krótkofalowym celem SOE było wywołanie paranoi wśród nazistowskich urzędników i ośmielenie podziemnych organizacji. Celem dalekosiężnym – przygotowanie pola bitwy pod zbliżającą się inwazję aliantów.
Okupowaną przez nazistów Czechosłowacją zarządzał Obergruppenführer SS Reinhard Heydrich. Był on również jednym z najpotężniejszych i najbardziej wpływowych generałów w rozbudowanej nazistowskiej machinie wojennej. Heydrich podlegał bezpośrednio Heinrichowi Himmlerowi, ambitnemu sadystycznemu Reichsführerowi, którego nikczemność nie miała granic. Heydrich stworzył i nadzorował Einsatzgruppen, oddziały eksterminacyjne, których 3 tysiące funkcjonariuszy zamordowało w czasie wojny ponad milion mężczyzn, kobiet i dzieci. Był jednym z głównych architektów „ostatecznego rozwiązania” i osobiście inicjował deportacje i masowe mordy europejskich Żydów. W 1942 roku znalazł się na szczycie listy celów SOE.
W SOE zamachem na Heydricha kierowali dwaj ludzie, generał sir Colin McVean Gubbins, odznaczony bohater I wojny światowej i szef operacyjny SOE, oraz František Moravec, szef czeskiego wywiadu wojskowego, wówczas na emigracji w Anglii13. Podobnie jak większość komandosów SOE, Jan Kubiš i Jozef Gabčík zostali wybrani ze względu na swoją odwagę, spryt i gotowość do bezlitosnego zabijania14. „Cała sztuka wojny partyzanckiej polega na tym, by uderzyć wroga tam, gdzie się tego najmniej spodziewa, a zarazem jest najbardziej bezbronny”, pouczał Gubbins podwładnych. „Zadać maksymalne zniszczenia w krótkim czasie i zbiec”15.
SOE traktowało zabójstwo jako konieczny mroczny środek, sposób na osłabienie nienaruszalnego panowania nazistów. Udana operacja wymagała od Gubbinsa i Moravca miesięcy planowania, potem kolejnych miesięcy intensywnego szkolenia i przygotowywania Kubiša i Gabčíka. Większość tych działań odbywała się w tajnej szkockiej siedzibie SOE o kryptonimie Ośrodek Szkoleniowy STS 25. Tutaj zamachowcy uczyli się technik wojny partyzanckiej, w tym walki wręcz, doskonalili w sztuce strzelania, działania pod przykryciem i kamuflażu oraz domowej produkcji bomb. Uczyli się czytać mapy i odszyfrowywać wiadomości, a także jak bezgłośnie poderżnąć gardło wartownikowi. Kiedy Kubiš i Gabčík dostali zielone światło, odlecieli pod osłoną nocy bombowcem Halifax z siedmioosobową brytyjską załogą i dwoma innymi grupami czeskich komandosów. Wyskoczyli ze spadochronami za liniami wroga, nad wsią na wschód od Pragi. Gdy wylądowali, nawiązali kontakt z bojownikami ruchu oporu, którzy ukrywali ich do czasu, kiedy byli gotowi do akcji. Moment ten nadszedł 27 maja 1942 roku.
I tak w praskiej dzielnicy Holeszowice Kubiš i Gabčík leżeli ukryci w trawie. Na miejsce przyjechali rowerami, które schowali w pobliskiej kępie drzew. Obaj komandosi mieli w kieszeni po pistolecie. Gabčík uzbrojony był ponadto w pistolet maszynowy Sten, Kubiš natomiast w zabójczą broń: granat przeciwpancerny przerobiony przez brytyjskiego specjalistę od materiałów wybuchowych, Cecila Clarke’a. Granat miał aż nadto mocy, żeby rozerwać blachy mercedesa Heydricha i zabić Niemca, ale był na tyle lekki, żeby Jan Kubiš mógł nim celnie rzucić16.
Ze wzgórza wysoko nad zabójcami mignął sygnał puszczony lusterkiem. Ich czeski towarzysz broni, Josef Valčík, dostrzegł mercedesa Heydricha. Za chwilę samochód miał się wyłonić zza rogu i dotrzeć do miejsca, w którym ukrywali się Kubiš i Gabčík. Plan został drobiazgowo opracowany. Ukształtowanie terenu sprawiało, że w połowie wzgórza droga ostro zakręcała, co oznaczało, że kierowca Heydricha musiał bardzo zwolnić. Kubiš i Gabčík zyskiwali wtedy pięć sekund, żeby zabić Obergruppenführera i uciec.
Gdy auto pokonywało drogę na wzgórzu, zamachowcy zorientowali się, że dach mercedesa 320 cabriolet B jest otwarty. Okazja jakich mało, więc Gabčík wstał ze stenem w rękach i podbiegł do najostrzejszego zakrętu17. Kiedy mercedes przyhamował i bardzo zwolnił, Gabčík złożył się do strzału i ściągnął spust. Broń jednak nie wypaliła. Zaciął się zamek. Gabčík stał na środku drogi całkowicie odsłonięty.
Auto zatrzymało się z piskiem opon. Kierowca i ochroniarz Heydricha, mierzący ponad metr dziewięćdziesiąt SS-Oberscharführer Johannes Klein, był pierwszorzędnym szoferem przeszkolonym w taktyce prowadzenia pojazdów wojskowych. Gdyby Klein postąpił zgodnie z zasadami, przyśpieszyłby i odjechał. Ale najwyraźniej Heydrich kazał mu zatrzymać samochód. Obergruppenführer wyciągnął z kabury lugera, wstał i zaczął strzelać do stojącego przy kabriolecie Gabčíka. Nie miał pojęcia, że tuż obok znajduje się drugi wyszkolony zamachowiec SOE.
Jan Kubiš wkroczył do akcji. Zgodnie z planem wyuczonym podczas wielomiesięcznego szkolenia SOE podbiegł i rzucił granat pod mercedesa. W zamieszaniu jednak chybił. Ładunek wybuchł przy prawym tylnym kole, a eksplozja wyrzuciła w powietrze odłamki szkła i metalu, które raniły Reinharda Heydricha. Niemiec, nieświadomy, że jest ranny, wypełzł z auta i dalej strzelał. Gabčík porzucił bezużytecznego stena i odpowiedział ogniem z pistoletu. Wściekły Heydrich niezgrabnie szedł w stronę niedoszłego zabójcy, który schronił się za słupem telefonicznym. Z opadającego po wybuchu auta dymu wyłonił się Kubiš, krwawiący z rany w głowie. Świadek opisywał, że krew spływała mu z czoła do oczu. Klein wyskoczył z samochodu i zaczął strzelać do Kubiša. Jednak nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności broń ochroniarza również się zacięła, co dało zamachowcowi czas na ucieczkę.
Gabčík został unieruchomiony za słupem i kontynuował wymianę ognia z Heydrichem. Skupiony na ostrzeliwaniu zamachowca Obergruppenführer nagle jednak upadł na drogę. Odłamki granatu pocięły mu skórę i uszkodziły narządy wewnętrzne. Wszechwładny współpracownik Adolfa Hitlera leżał na asfalcie niezdolny do ruchu.
– Goń drania! – krzyknął Heydrich do Kleina i wskazał biegnącego Gabčíka.
Szofer ruszył za zamachowcami przez pole. Wijącego się z bólu przełożonego zostawił na drodze. Kubiš i Gabčík uciekli.
Heydricha przewieziono do pobliskiego szpitala na Bulovce, gdzie zajęli się nim sprowadzeni trzej najlepsi nazistowscy lekarze. Theodor Morrell, osobisty lekarz Hitlera, Karl Brandt, komisarz do spraw zdrowia, i Karl Gebhardt, naczelny chirurg Waffen-SS, ustalili, że Heydrich ma rozerwaną przeponę, a w plecach utkwiły mu odłamki granatu – te obrażenia nie zagrażały życiu. Lekarze jednak przeoczyli, że ranę śledziony Heydricha zanieczyściły drobne fragmenty końskiego włosia z obicia siedzeń mercedesa18. Kilka dni później, 4 czerwca 1942 roku, człowiek o żelaznym sercu zmarł w wyniku sepsy, czyli zakażenia krwi.
Na wiadomość o zamachu Hitler wpadł we wściekłość. Prywatnie uważał, że niefrasobliwy Reinhard Heydrich sam był sobie winien. „Ponieważ okazja czyni nie tylko złodzieja, ale też zabójcę, a bohaterskie gesty w rodzaju jazdy otwartym nieopancerzonym wozem lub wałęsanie się ulicami bez ochrony to cholerna głupota, która w żaden sposób nie przysłużyła się ojczyźnie”, powiedział w dniu śmierci Heydricha. „To, że człowiek tak niezastąpiony jak Heydrich sam wystawiał się na niepotrzebne niebezpieczeństwo, mogę tylko potępić jako głupie i idiotyczne”19. Publicznie Führer żądał odwetu. To, że zamachowcom udało się zbiec i ukryć, było skandaliczną zniewagą Trzeciej Rzeszy. Na pogrzebie Heydricha w Berlinie Hitler rozkazał swoim przedstawicielom w Pradze dopaść zabójców, i nie tylko.
Represje były brutalne i masowe. „Barbarzyński plan zakładał zastraszenie Czechów przez kompletne zniszczenie przypadkowej wsi”, oświadczył František Moravec, szef czeskiego wywiadu wojskowego i człowiek, który wyszkolił zamachowców. Gestapo otoczyło Lidice, wieś położoną na północny wschód od Pragi, wyłapało 173 mężczyzn i dokonało ich egzekucji na centralnym placu. Trzy setki kobiet i dzieci Niemcy wywieźli do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, gdzie miały zginąć. Zabudowania zostały spalone, a teren zrównany z ziemią tak, by nie pozostał żaden ślad. „Naziści przeprowadzili tę operację z całą bezwzględnością – stopniowo namierzyli i stracili każdego mieszkańca, którego przypadkiem nie było we wsi w dniu zniszczenia”, opowiadał Moravec.
Za informację o miejscu pobytu zamachowców wyznaczono nagrodę w wysokości miliona reichsmarek. Kolaborant Alois Kral wyjawił, że Jan Kubiš i Jozef Gabčík ukrywają się w podziemiach soboru w Pradze. Niemcy przypuścili szturm na świątynię, a kiedy ustalili, że Kubiš i Gabčík znajdują się w krypcie, zalali ją wodą. Kubiš próbował się wydostać, ale został śmiertelnie postrzelony. Gabčík, świadomy, że za chwilę zginie lub trafi w ręce wroga, połknął pigułkę cyjanku, w którą zaopatrzyło go SOE. Ciała obu zamachowców wydobyto i pochowano w masowym grobie.
Represje nie ograniczyły się do Lidic. Pięć dni później naziści zrównali z ziemią wieś Ležaky, gdy odkryli, że ktoś nawiązał z niej łączność radiową z Brytyjczykami. Zginęli wszyscy – trzydziestu trzech mieszkańców z dziećmi. W następnym tygodniu zostało straconych 115 osób oskarżonych o przynależność do czeskiego ruchu oporu. Następca Heydricha, Oberstgruppenführer SS Kurt Daluege, szczycił się tym, że w odwecie za zabójstwo Reinharda Heydricha zginęło 1331 obywateli czeskich i eksterminowano 3 tysiące Żydów. Czy było warto? 5 tysięcy Czechów „zapłaciło życiem za śmierć jednego nazistowskiego fanatyka”, ubolewał po wojnie Moravec20.
W 1945 roku, po kapitulacji Niemiec, Moravec wrócił do Pragi i rozmawiał z Aloisem Kralem, uwięzionym i oczekującym na proces za kolaborację z nazistami21.
– Witaj, bracie – Kral sarkastycznie przywitał Moravca.
– Bracie? – spytał zdumiony Moravec.
– Zabiłem dwóch Czechów. Ty zabiłeś 5 tysięcy. Któremu z nas należy się stryczek? – spytał Kral.
Na szubienicę trafił Kral. Generał Moravec przyglądał się egzekucji. W owym czasie Czechosłowacja stała się częścią bloku wchodniego. Po egzekucji Moravec zatrzymał się, by zadać pytanie komunistycznemu funkcjonariuszowi zaznajomionemu ze sprawą Heydricha.
– Czy mógłby mi pan powiedzieć, gdzie zostali pochowani Kubiš i Gabčík? – spytał Moravec.
– Nigdzie – padła szorstka odpowiedź. – Nie mają grobów. Wy, pachołki Brytyjczyków, nie będziecie mieli pretekstu, żeby wystawić pomnik i zawiesić wieniec. Czeskimi bohaterami są [teraz] komuniści”22.
I tak to jest z wojnami. Jedna strona wygrywa, druga przegrywa. Część wraca do domu. Część ginie. Wyzwoleni spod nazistowskiego panowania Czesi znaleźli się pod władzą komunistów, posłusznych innemu tyranowi, Józefowi Stalinowi.
Po raz drugi w ciągu dziesięciu lat František Moravec uciekł z kraju, tym razem do Ameryki. Tam były szef czeskiego wywiadu wojskowego dostał stanowisko doradcy w Departamencie Obrony, gdzie pracował aż do 1966 roku, kiedy to doznał zawału. Zmarł na parkingu przed Pentagonem na przednim siedzeniu swojego samochodu.
Zdaniem SOE zabójstwo Reinharda Heydricha było konieczne i uzasadnione. Spektakularny zamach na wysoko postawionego generała SS zrobił wyrwę w pancerzu nazistowskiej machiny wojennej. Sprawił, że naród czeski zaczął uważać silne za słabe. Władzom Trzeciej Rzeszy ta starannie zaplanowana operacja dała powód do nasilenia obaw i paranoi. Kiedy z operacją „Anthropoid” zapoznano Winstona Churchilla, premier ją zaaprobował. Gdy prezydent Franklin Roosevelt zapytał, czy Brytyjczycy maczali palce w zabójstwie Heydricha, Churchill podobno puścił do niego oko.
W Waszyngtonie emerytowany generał z okresu I wojny światowej, odznaczony Medalem Honoru William J. Donovan, latami próbował przekonać prezydenta Roosevelta do sformowania prowadzącej walkę metodami niekonwencjonalnymi służby na wzór SOE. Dwa tygodnie po zabójstwie Reinharda Heydricha spełniło się pragnienie Donovana. Na mocy dekretu prezydenckiego numer 9182 powstało Biuro Służb Strategicznych, w owym czasie trzymane w ogromnej tajemnicy, a obecnie znane jako słynny poprzednik CIA z czasu wojny23. Podlegające Kolegium Szefów Sztabów (Joint Chiefs of Staff) OSS współpracowało z SOE. William J. Donovan został dyrektorem i w kilka dni od powołania rekrutacja do OSS ruszyła pełną parą24.
Czterdziestoletni oficer wojsk lądowych Aaron Bank siedział w Fort Polk w Luizjanie zniecierpliwiony i znudzony. Minęło siedemnaście miesięcy od podstępnego ataku na Pearl Harbor i tyleż czasu od momentu, kiedy Bank wystąpił o przydział. Palił się do walki, ale zdaniem armii był za stary. Dlatego przydzielono go do batalionu kolejowego, by nadzorował układanie przez żołnierzy torów między Fort Polk a oddalonym o osiemdziesiąt kilometrów Camp Claiborne. „Byłem w fatalnym nastroju, wykonując to niewdzięczne zadanie”, powiedział przyjacielowi.
Pewnego dnia wiosną 1943 roku Bank, przechodząc obok namiotu kancelarii dowództwa, zauważył na tablicy ogłoszenie. Armia szukała ochotników. „Prawdopodobieństwo niebezpiecznej misji gwarantowane”, przeczytał25. Jedynym wymogiem była znajomość francuskiego lub innego języka europejskiego, ale ochotnicy musieli przejść szkolenie spadochroniarskie.
„Serce zabiło mi szybciej”, wspominał później Bank, „i zaświtał cień nadziei”. Władający płynnie francuskim i gotowy na wyskakiwanie z samolotów Bank się zgłosił. Kilka dni później dostał rozkazy. Miał się zameldować po cywilnemu w budynku Q starego kompleksu obserwatorium astronomicznego marynarki wojennej w Waszyngtonie. Aaron Bank jeszcze o tym nie wiedział, ale właśnie dostał przydział do OSS, do wydziału tajnych operacji, amerykańskiego odpowiednika Sekcji D SOE. Zadaniem wydziału tajnych operacji było prowadzenie „fizycznej dywersji na terytorium wroga” w trzech odrębnych fazach: infiltracja, przygotowanie pola bitwy oraz sabotaż i dywersja. Bank trafił do francuskiej grupy operacyjnej, która miała przeprowadzić operację „Jedburgh”.
Pierwsze szkolenie przeszedł w tajnej siedzibie w Prince William Forest Park w Wirginii (kryptonim „Area B”). Ochotnicy zapoznali się tam z akcjami, które mieli przeprowadzać26. „Zabijasz lub bierzesz do niewoli albo sam zostaniesz zabity lub wzięty do niewoli”, usłyszeli uczestnicy operacji „Jedburgh”, a znaczenie tej instrukcji podkreślił nóż szturmowy Fairbairna-Sykesa, w który OSS uzbrajała swoich ludzi27. Charakterystyczna broń z obosieczną głownią, przypominająca sztylet i tak nazywana, została zaprojektowana do ataku z zaskoczenia i zabijania. Floretowa rękojeść i smukła klinga ułatwiały wniknięcie w klatkę piersiową. Sztuki najlepszego wykorzystania legendarnego dziś noża Fairbairna-Sykesa uczył grupę szykowaną do operacji „Jedburgh” podpułkownik William E. Fairbairn, jeden z jego projektantów. „W walce wręcz nie ma bardziej śmiercionośnej broni od noża. Nieuzbrojony człowiek nie ma szans się przed nią obronić”, wyjaśniał. Młody rekrut Richard Helms, późniejszy ósmy dyrektor CIA, tak mówił o tym szkoleniu: „Po piętnastu sekundach zdałem sobie sprawę, że moim genitaliom stale grozi niebezpieczeństwo”28.
Oprócz walki nożem kursanci uczyli się strzelać z pistoletu i rzucać granaty, dowiadywali się, jak wbić przeciwnikowi ołówek w gardło i udusić go struną fortepianową29. Na szkoleniu z ucieczki z terenu wroga ćwiczyli wspinanie po linie, uczyli się czytać mapy, forsować rwące rzeki i wspinać na urwiska. Poznawali tajniki budowy ładunków zdolnych wysadzić mosty, śluzy i fabryki. Ucząc się przenikać na terytorium wroga chronione minami lądowymi, trenowali na torze przeszkód usianym małymi ładunkami wybuchowymi, tak zwanej Ścieżce Demolce. Instruktorzy kazali kursantom trzymać głowę opuszczoną i nisko się schylać. Odnotowano tylko jeden uraz – młody oficer doznał złamania szczęki i stracił kilka zębów podczas małej eksplozji. Ten ranny komandos, William J. Casey, został za prezydentury Ronalda Reagana szesnastym dyrektorem CIA.
OSS szkoliło agentów w sposobie myślenia całkowicie sprzecznym z ówczesną doktryną armii amerykańskiej. Konwencjonalna sztuka wojenna opierała się na frontalnym natarciu na główne punkty oporu wroga. Na monumentalnych bitwach pancernych wspieranych z powietrza i szturmie sił lądowych. Wojna partyzancka – nazywana też niekonwencjonalną lub nieregularną – stanowiła ich przeciwieństwo. Żołnierze piechoty musieli ściśle trzymać się rozkazów w ramach łańcucha dowodzenia, „jedburczycy” uczyli się natomiast samodzielności30. Mieli przecież wykonywać, często w pojedynkę, tajne zadania wymagające improwizacji. Szef OSS, William Donovan, wierzył w konieczność działań partyzanckich, a swoją opinię przedstawił prezydentowi Rooseveltowi w liście, który znajduje się w National Archives. „Z moich obserwacji wynika, że im doskonalsze stają się machiny wojenne, tym bardziej w nowoczesnej sztuce walki potrzeba ludzi zdolnych łączyć wykalkulowane ryzyko z trzymaną w ryzach odwagą, wyszkolonych do agresywnych akcji”, twierdził Donovan. „Oznacza to powrót do starej tradycji szperaczy, harcowników i konnych zwiadowców”, podkreślił w uwagach do niekonwencjonalnych taktyk wojskowych podczas amerykańskiej wojny o niepodległość31.
Aby zrozumieć i zaakceptować partyzanckie metody działania OSS, należało odrzucić przyjęte z góry poglądy na temat honoru, rycerskości i zasad fair play jako sposobu na prowadzenie wojny. „Chcę zaszczepić wam w głowach najbrudniejsze, najkrwawsze pomysły, jakie możecie sobie wyobrazić, na unicestwianie istnień ludzkich”, tłumaczył „jedburczykom” założyciel SOE, generał Gubbins. „Sposób walki, jaki zamierzam wam pokazać, nie jest sportem. Za każdym razem jest to walka na śmierć i życie32.
Po sześciu tygodniach Aaron Bank i pięćdziesięciu pięciu Amerykanów z grupy szykowanej do operacji „Jedburgh” zostali wysłani do Anglii na bardziej zaawansowane szkolenie, tym razem z brytyjskimi, francuskimi i belgijskimi kolegami33. Na szkockim wybrzeżu nad zatoczką Loch nan Ceall w wiktoriańskiej rezydencji Arisaig House grupa ćwiczyła działanie pod ogromną presją, umiejętność czuwania przez wiele dni, pokonywanie pieszo stu kilkudziesięciu kilometrów, szturm na budynek, opanowanie małego miasta. Wreszcie na jednym z końcowych etapów szkolenia wielonarodowe drużyny wysłano do Milton Hall w Cambridgeshire. Tę jedną z największych prywatnych posiadłości w Anglii oddali dla sprawy lord i lady Fitzwilliam. Na ścianach wisiały tu olejne portrety przodków Fitzwilliamów od 1594 roku. W rozległych ogrodach poniżej rezydencji członkowie grupy ćwiczyli walkę wręcz. W przerobionych oborach uczyli się odszyfrowywać wiadomości, udawać głuchotę, posługiwać językiem migowym i nadawać komunikaty alfabetem Morse’a. W ogromnej bibliotece oglądali nazistowskie filmy propagandowe, żeby się przyjrzeć, jak się poruszają, mówią i ubierają ich wrogowie. Milton Hall służyło jako coś w rodzaju pensji dla komandosów, jeden z ostatnich przystanków przed wyruszeniem na niebezpieczne akcje, których wielu miało nie przeżyć. Jan Kubiš i Jozef Gabčík szkolili się w Milton Hall krótko przed wylotem na misję, której celem było zabójstwo Heydricha.
Ostatnim etapem szkolenia „jedburczyków” była nauka spadochronowych technik infiltracji, która odbywała się w Altrincham w Manchesterze, w ośrodku o kryptonimie STS 5134. Trzydniowy kurs obejmował trzy skoki ze spadochronem. Pierwszy przy świetle dziennym z balonu zaporowego znajdującego się 200 metrów nad ziemią. Drugi z samolotu z około 150 metrów. Trzeci służył jako próba generalna przed zrzutem za linie wroga. W środku nocy komandosi wyskakiwali z samolotu lecącego na wysokości 450 metrów35.
5 czerwca 1944 roku, w przeddzień inwazji w Normandii, pierwsza drużyna o kryptonimie „Team Hugh” skoczyła ze spadochronami na terytorium okupowanej przez nazistów Francji z zadaniem od premiera Winstona Churchilla: „Podpalcie Europę”36. Ich śladem ruszyły dziewięćdziesiąt dwie drużyny „jedburczyków”, w tym jedna pod dowództwem Aarona Banka, który wówczas awansował na szefa operacji partyzanckich we Francji. Zadaniem tych drużyn było wysadzanie infrastruktury, zabijanie nazistów i znikanie bez śladu. Tak powstała oficjalna dewiza „jedburczyków”: „Zaskocz, zabij, zniknij”.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Tertia Optio to dewiza Ośrodka Działań Specjalnych (Special Activities Center) CIA, thirdoptionfoundation.org. [wróć]
Warner i CIA History Staff, The Office of Strategic Services. America’s First Intelligence Agency, b.p., CIA/CREST. [wróć]
Presidential Policy Guidance, „Procedures for Approving Direct Action Against Terrorist Targets Located Outside the United States and Areas of Active Hostilities”, ściśle tajne/NOFORN, 22 maja 2013 (justice.gov). Inne, synonimiczne terminy to „bezpośrednia siła śmiercionośna”, „śmiercionośna akcja”, „akcja bezpośrednia, siła śmiercionośna i nieśmiercionośna”. [wróć]
National Security Decision Directive 138, „Combatting Terrorism”, 3 kwietnia 1984, RR/L. Prezydent Reagan nakazał dyrektorowi centrali wywiadu Williamowi Caseyowi rozwinąć „możliwości neutralizacji wyprzedzającej antyamerykańskich grup terrorystycznych, które planują, wspierają lub prowadzą wrogie działania terrorystyczne przeciwko obywatelom amerykańskim, amerykańskim interesom czy zagranicznej własności”. Dyrektywa 138 została w pełni odtajniona dopiero w 2009 roku. [wróć]
Dawny inspektor CIA generał L. Britt Snider opisuje tajne operacje specjalne jako „działania, które CIA może podejmować w innych krajach, by osiągnąć cele polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych tak, żeby udział amerykańskiego rządu nie stał się wiadomy lub oczywisty dla świata zewnętrznego”. Snider, The Agency and the Hill, s. 259, CIA/CSI. [wróć]
W 1975 roku komisja Churcha informowała: „Nie istnieje teraz ani nie istniała wcześniej oficjalna procedura bądź komisja służąca rozważaniu i aprobowaniu tajnych operacji specjalnych”. SSC/CHURCH. [wróć]
„Memorandum notyfikacyjne [Memorandum of Notification, MON] jest tym samym co powiadomienie prezydenckie pod każdym względem poza nazwą”, mówi Rizzo. W 1980 roku Rizzo dostał od doradcy Białego Domu Lloyda Cutlera polecenie stworzenia drugiej nazwy dla powiadomienia prezydenckiego, takiej, „która po prostu rozszerza lub w inny sposób zmienia zakres już istniejącego powiadomienia. Wymyśliliśmy zwodniczo niewinny termin «memorandum notyfikacyjne». Był to ruch czysto kosmetyczny”. Rizzo, Company Man, s. 75. [wróć]
Wywiady z Billym Waughiem, 2015–2019. Większość cytatów z Waugha pochodzi z wywiadów i korespondencji e-mailowej. Część została zaczerpnięta z jego wspomnień z 2004 roku, a) ponieważ idealnie tu pasowały, b) ponieważ Waugh regularnie wykorzystuje te cytaty w wykładach w US Army John F. Kennedy Special Warfare Center and School w Fort Bragg. [wróć]
Shirer, The Rise and Fall of the Third Reich, s. 532. [wróć]
Kronika filmowa dostępna jest na YouTube; McRaven, Spec Ops, s. 29–69. [wróć]
General Orders nr 100: „The Lieber Code: Instructions for the Government of Armies of the United States in the Field”. Doktor Francis Lieber początkowo zaprezentował swoje idee podczas serii wykładów zatytułowanej „Wojenne prawa i zwyczaje” w Columbia Law School. Później sekretarz wojny Edward Stanton oraz głównodowodzący armii Henry Halleck poprosili go o przygotowanie regulaminu prowadzenia wojny dla walczących w wojnie secesyjnej. Zob. też: Rick Beard, The Lieber Codes, „New York Times” 24 kwietnia 2013. [wróć]
Lieber, Guerilla Parties Considered with Reference to the Laws and Usages of War, s. 18. [wróć]
Private Papers of Major General sir Colin M. Gubbins, KCMG DSO MC, Imperial War Museum, Katalog dokumentów nr 12 618; Moravec, Master of Spies, s. 23. [wróć]
Assasination: Operation Anthropoid 1941–1942, s. 37; Jaggers, The Assassination of Reinhard Heydrich, b.p., CIA/CSI. [wróć]
Gubbins, The Art of Guerilla Warfare, s. 3. Ten dwudziestodwustronicowy dokument został początkowo wydany jako broszura dla SOE razem z Partisan’s Leader’s Handbook (Podręcznik dowódcy partyzantów). Znajduje się w prywatnych zbiorach generała sir Colina M. Gubbinsa, KCMG DSO MC, Imperial War Museum, Wielka Brytania. [wróć]
Milton, Ministry, s. 183. [wróć]
Assassination: Operation Anthropoid 1941–1942, s. 64. [wróć]
Jaggers, The Assassination of Reinhard Heydrich, b.p., CIA/CSI. [wróć]
MacDonald, Killing of Reinhard Heydrich, s. 117. [wróć]
Podawane liczby i daty różnią się, zdecydowałam się wykorzystać dane ze wspomnień Moravca. [wróć]
Moravec, Master, s. 222–223. [wróć]
Jaggers, The Assassination of Reinhard Heydrich, b.p., CIA/CSI. [wróć]
Executive Order 9182, Establishing of The Office of War Information, 13 czerwca 1942, APP. W 1941 roku prezydent Roosevelt mianował Donovana pierwszym dyrektorem Biura Koordynatora Informacji (Office of Coordinator of Information, COI). Do jego obowiązków należało gromadzenie informacji związanych z bezpieczeństwem narodowym w czasie wojny. COI przekształciło się w OSS. [wróć]
Chambers, Training for War and Espionage, s. 1–18, CIA/CSI. [wróć]
Bank, From OSS to Green Berets, s. 1. [wróć]
Wywiad autorki z Singlaubem; zob. też: Chambers, OSS Training, rozdz. 3, 5, 7. [wróć]
Gubbins, cyt. za: Milton, Ministry, s. 122. [wróć]
David S. Robarge, Richard Helms. The Intelligence Professional Personified: In Memory and Appreciation, upublicznione w lutym 2008, CIA History Staff, Central Intelligence Agency. [wróć]
„Close Combat”, zapis z wykładu, grudzień 1943, pudło 158, OSS Records, RG 226, NARA; Chambers, OSS Training, s. 6. [wróć]
Irwin, A Special Force, s. 154; „Kiedy [myśli się] o «jedburczykach», przychodzi na myśl słowo: odwaga”, napisał major Irwin. Nie chodziło mu o odwagę na polu bitwy, lecz „odwagę w przeciwstawieniu się tradycyjnemu wojskowemu sposobowi myślenia”. [wróć]
Donovan, „OSS Special Operations Branch History. This Phase of SO”, F 4, OSS/RG 226, NARA; Troy, Donovan’s Original Marching Orders, b.p., CIA/CREST. [wróć]
Milton, Ministry, s. 122. Pierwotnym źródłem jest nagranie wywiadu z Williamem Pilkingtonem, Imperial War Museum, Katalog nr 16 854, 2 października 1996. [wróć]
Irwin, Special Force, s. 99–128. [wróć]
Bank, From OSS to Green Berets, s. 11. [wróć]
Wywiad z de Fontaine’em, czerwiec 2017, i Singlaubem, listopad 2016. [wróć]
Irwin, A Special Force, s. 142–143. [wróć]
Tytuł oryginału: Surprise, Kill, Vanish
Copyright © 2019 by Anne M. Jacobsen
This edition published by arrangement with Little, Brown and Company, New York, New York, USA.
All rights reserved
Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2020
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redaktor: Grzegorz Dziamski
Projekt i opracowanie graficzne okładki: Krzysztof Rychter
Fotografia na okładce
© Guvendemir/ Getty Images Poland
Wydanie I e-book (opracowane na podstawie wydania książkowego: Zaskocz, zabij, zniknij, wyd. I, Poznań 2021)
ISBN 978-83-8188-866-0
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer