Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dorośli to mają fajnie! Nie muszą chodzić do szkoły, nie muszą odrabiać lekcji. Robią tylko to, co najbardziej lubią albo w czym są najlepsi i jeszcze dostają za to pieniądze. Po prostu zawodowcy! Założę się, że i wy marzycie o przejściu na zawodowstwo. Zanim jednak podejmiecie pochopną decyzję, przeczytajcie lepiej, co się przydarzyło Piekarzowi Piotrkowi, Strongmanowi Stefanowi, Aktorce Agacie, Informatyczce Irence i jeszcze kilku innym zawodowcom. Podejrzewam, że każde z nich chętnie by się z wami zamieniło miejscami!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 49
Wszyscy bohaterowie tej książeczki − może z wyjątkiem pewnego osobnika w zielonych kąpielówkach, który w pewnym momencie wkroczy do akcji − byli kiedyś dziećmi. Lubili grać w piłkę, bawić się lalkami, oglądać Kaczora Donalda, jeść pizzę, niektórzy nawet dłubać w nosie. Oddawali się tym swoim dziecięcym zajęciom z zapałem i beztroską, nie podejrzewając nawet, że to się może kiedyś skończyć.
Tymczasem już od pierwszej sekundy po przyjściu na świat działo się z nimi coś tajemniczego. Powoli, niezauważalnie, kroczek po kroczku rośli i dorośleli. Dorośleli, dorośleli, dorośleli, aż któregoś dnia w końcu wydorośleli i przestali być dziećmi. Stali się dorosłymi, a dorośli, jak wiadomo, muszą pracować, żeby zarobić na życie.
Każde z nich miało inny pomysł na pracę. Piotrek na przykład został piekarzem, Irenka informatyczką, a Stefan, wyobraźcie sobie − strongmanem! Za chwilę pisarz Paweł opowie wam o ich przygodach i udzieli wam kilku rad dotyczących wyboru zawodu. Właściwie to będzie jedna rada, ale za to bardzo dobra.
Piekarz Piotrek jak zwykle miał bardzo pracowitą noc. Całe miasto przewracało się z boku na bok, pogrążone w słodkim śnie, kiedy w piekarni Bułeczka, w ogromnych dzieżach, miękkie, pachnące ciasto chlebowe pięło się w górę, unoszone oddechem pracowitych drożdży. Zręczne ręce piekarza Piotrka, jak z delikatnej, ciepłej gliny, lepiły z niego kule, kulki, placki i wałeczki. Blade i chude ciastowe kształty rosły na drożdżach jak pompowane balony, a potem całymi zastępami powędrowały w czeluście chlebowego pieca. Godzinę później w przeciwnym kierunku wyjechały równiutkie szeregi gorących, rumianych, chrupiących chlebów, bułek, rogali i chałek. Cudowny zapach świeżego pieczywa wypełnił całą zaparowaną piekarnię, uleciał na zewnątrz i wpełzł w uchylone okna sąsiednich domów, a ludziom przez sen ciekła ślinka. Nad ranem piekarz Piotrek załadował skrzynki pełne wypieków do swojej białej furgonetki, rozwiózł pieczywo do okolicznych sklepów i wrócił zmęczony do domu.
Żona piekarza Piotrka i jego synek, Piotr junior − rumiany jak dobrze wypieczona bułeczka − wstali już z łóżek i właśnie zaczynali śniadanie. Zaspany piekarz siadł ciężko przy rodzinnym stole i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku splótł dłonie na wielkim kubku pachnącej kawy.
− No i jak tam, synek − zagadnął serdecznie. − Dobrze się spało?
Piotrowi juniorowi jak zwykle spało się świetnie, ale nie to w tej chwili zaprzątało jego czteroletni umysł.
− Ulosła, tato? − spytał, wpatrując się w ojca oczyma pełnymi ciekawości.
− Co urosło? − uśmiechnął się piekarz Piotrek.
− Fulgonetka − wyjaśnił chłopiec takim tonem, jakby to było zupełnie oczywiste.
Piekarz Piotrek nadal nie bardzo rozumiał, ale jego ojcowski nos podpowiedział mu, że prawdopodobnie powinien zacząć się niepokoić.
− Jaka furgonetka, syneczku? − zapytał już bez uśmiechu, ale jeszcze spokojnie.
Nastąpiły długie i dość zawiłe wyjaśnienia, w których najczęściej padały słowa „fulgonetka”, „dlozdze” i „ulośnie”. Ogólnie chodziło o to, że zabawkowa furgonetka Piotra juniora była denerwująco mała. Wszyscy, a szczególnie synowie piekarzy, wiedzą, że dzięki drożdżom małe rzeczy zmieniają się w duże. Stąd wziął się pomysł, żeby wieczorem zakraść się do piekarni, wrzucić samochodzik do ciasta i rano, zamiast śmiesznej dziecinnej furgonetki, otrzymać wielką furgonetę.
Piekarz Piotrek słuchał z coraz szerzej otwartymi oczami i wyglądał przy tym jak pieczony wspak chleb − był coraz bledszy, coraz mniejszy i coraz bardziej oklapły.
− Wrzuciłeś furgonetkę do ciasta? − wykrztusił wreszcie. − Przecież wiesz, że nie wolno ci wchodzić do piekarni!
− Zapomniałem − żałośnie miauknął Piotr junior, który, jeśli chodzi o rzeczy zabronione, miewał problemy z pamięcią.
− Ty wiesz, jak to się może skończyć? − zapytał piekarz Piotrek, a Piotr junior przeraził się, czy nie straci furgonetki.
Na szczęście chodziło tylko o to, że ktoś mógłby ugryźć chleb z samochodzikiem i połamać sobie zęby albo w całości połknąć zabawkę. Ojciec mówił coś jednak o rozcinaniu brzucha i wyciąganiu auta w szpitalu, więc chyba raczej dałoby się je odzyskać.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Paweł Beręsewicz ZAWODOWCY
© by Paweł Beręsewicz © by Wydawnictwo Literatura
Projekt graficzny i ilustracje: Jona Jung
Korekta: Lidia Kowalczyk, Joanna Pijewska
Wydanie III (poprawione)
ISBN 978-83-7672-662-5
Wydawnictwo Literatura, Łódź 2019
91-334 Łódź, ul. Srebrna 41
tel. (42) 630-23-81
www.wydawnictwoliteratura.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotował Karol Ossowski