Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Życie bywa przewrotne.
A szczególnie u tej pary.
Shane już raz stracił rodzinę, więc nie na rękę była mu nowa siostra i ugodowa macocha.
Natomiast Avery nigdy nie miała pełnej rodziny. Ale posiadała wspaniałą mamę, która świetnie dawała sobie radę w roli zarówno matki, jak i ojca.
Ona – dopiero poznaje życie.
On – sądzi, że już je dobrze zna.
Dwa światy, które się zderzają.
Dla niej – to nowa sytuacja i obce otoczenie.
Dla niego – okazja na świetną zabawę.
Są zmuszeni stworzyć razem nową rodzinę.
Jednak czy zdradliwy los nie okaże się ich zgubą?
Czy miłość bliskich będzie warta największego ryzyka?
I czy jesteście w stanie zaryzykować wspólnie z nimi?
„Czytałam tę książkę z wypiekami na twarzy. Im bliżej końca, tym więcej emocji miotało się w mojej głowie. To nie jest historia, o której się zapomina. Po jej przeczytaniu długo będziecie dochodzić do siebie. Fascynująca opowieść o wielkiej miłości, która potrafi wzruszyć do łez. Według mnie to najlepsza powieść, którą do tej pory stworzyła Ana Rose.” - Kinga Litkowiec, autorka cyklu Demony z Los Angeles
„Ana Rose po raz kolejny przychodzi do nas z pozycją godną uwagi. Zdradliwy los to opowieść zgorzkniałego chłopaka, który nie potrafi pogodzić się ze stratą, przez co stał się buntowniczy i arogancki. A także na pozór nieśmiałej dziewczyny, która w pewnych sytuacjach wie jak wyciągnąć pazurki. Jak potoczy się relacja tak odmiennych charakterów? Czy mimo sytuacji, w której się znaleźli, będą umieli wspólnie zaryzykować? Ja z nimi zaryzykowałam, a teraz pora na Was. Gorąco polecam!” - K.A. Zysk, autorka książki Wyścig z życiem
„Zdradliwy los to historia, obok której nie można przejść obojętnie. Zaskakująca akcja, zagubiony główny bohater, Shane, który szuka ucieczki w jedyny znany mu sposób i Avery, która zaczyna mieszać mu w życiu. Jak skończy się ich nieco zakazana relacja?” - Agata Sobczak, autorka książki Namiętna nienawiść.
„Zdradliwy los to idealny tytuł dla tej przewrotnej i pełnej zwrotów akcji historii. Bohaterowie zostają przybranym rodzeństwem, ale wbrew zdrowemu rozsądkowi nienawiść zaczyna zmieniać się w coś poważniejszego. Avery i Shane krążą wokół siebie jak dwa szalone atomy, a to wszystko powoduje spięcia i mnóstwo emocji. Książka przenosi te emocje na czytelnika, dzięki czemu nie można się oderwać od lektury. Nie zabraknie też żartów i momentów wzruszeń. Zdecydowanie polecam!” - Kinga Ksel, Iskierka_czyta
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 381
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Ana Rose, 2019Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autorai Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Janusz Muzyczyszyn
Korekta I: Aneta Krajewska
Korekta II: Magdalena Zięba-Stępnik
Projekt okładki: Marta Lisowska
Zdjęcie na okładce: © kiuikson/123rf.com
Ilustracje w środku książki: © by pngtree
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek
Wydanie I - elektroniczne
ISBN 978-83-67024-04-4
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
PROLOG
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
EPILOG
PODZIĘKOWANIA
DLA MOJEJ MAMY,która zawsze mnie wspiera.
PROLOG
– Ty cholerny dupku! – krzyknęłam, uderzając z całej siły w nagą pierś mężczyzny, który był dla mnie ważny i jako jedyny zdołał przebić się przez moje mury.
– Weź się, do diabła, w garść – warknął, odpychając mnie. – Nigdy niczego ci nie obiecywałem. To, co było między nami, nie miało żadnego znaczenia.
– Wiedziałam, że jesteś skończonym draniem. – Spojrzałam na niego z pogardą. – Ale jak głupia naiwnie wierzyłam, że jednak jesteś inny.
– Jak wszyscy. – Zaśmiał się. – Wiedziałaś, jakim jestem facetem, nigdy tego nie ukrywałem.
– A co z nimi? Co im powiesz? – zapytałam, przełykając ciężko ślinę.
– Nic i ty też nie waż się im o czymkolwiek mówić – rozkazał, zaciskając pięści przy bokach. – Nie mieszaj ich w coś, co ich nie dotyczy.
– Ty chyba żartujesz? – Miałam ochotę go spoliczkować, ale natychmiast to przemyślałam i doszłam do wniosku, że miał rację. – W porządku, dla ich dobra nic nie powiem.
– Grzeczna dziewczynka. – Uśmiechnął się triumfalnie.
– Jesteś skończony. – Wycelowałam w niego palcem. – Wynoś się z mojego życia. Chcę, żebyś zniknął raz na zawsze. Nie chcę cię nigdy więcej widzieć. Chciałabym móc cię nigdy nie poznać. Skończyłam z tobą.
– Powtarzasz się – odparł z niezwykłą szorstkością widoczną w jego ciemnych oczach. – Brzmisz jak zdarta płyta. Doskonale wiesz z kim zadarłaś. Nie dałaś mi innego wyboru. Sądziłaś, że gdy już wsiąkniesz w ten świat, będziesz mogła tak po prostu w nim mieszać? Ludzie tacy jak ty… – Czułam się zdezorientowana, nie miałam pojęcia, o czym on mówił.
– Tacy ludzie jak ja… CO?! Jacy ludzie? No, powiedz to, do jakiego typu ludzi mnie zaliczasz?
– Nie przerywaj mi – warknął wściekły.
Wiedziałam, że nienawidził, jak mu się przerywało. Zadufani w sobie kolesie tego nie lubili. Wielokrotnie to robiłam, aby go rozwścieczyć. Igrałam z nim, ale wiedziałam, że wszystko ma swoje granice. Granice, które w tej chwili zostały przekroczone i nic nigdy nie miało być takie samo. Jednym ruchem zniszczył wszystko. Właśnie zrujnował coś, czego nigdy nie uda mu się odbudować, podobnie jak mojego zaufania do niego.
– No, śmiało, wyduś to z siebie i skończmy tę farsę. Zdeptaj mnie. – Naciskałam na niego z premedytacją. – Jakim typem człowieka jestem?
– Jeszcze tego nie wiesz? – odpowiedział z ironią. – Powinnaś sama już od dawna znać odpowiedź na to pytanie.
– Widocznie jestem mało domyślna. – Ciągnęłam tę gierkę, którą on rozpoczął. – Oświeć mnie, jeśli jesteś w stanie. Miej śmiałość, choć ten jeden raz.
– Takie kobiety jak ty, podstępne suki, myślą, że jakimś cudem uda się wam wkraść w nasze łaski, dostać w nasze szeregi, że będziecie w stanie okręcić nas sobie wokół palca. Omotać, by potem z łatwością przejąć władzę. – Spojrzał na mnie wzrokiem wyrażającym pogardę. – Jesteś zerem. Nieudacznikiem, który sądził, że zdoła mnie wykiwać i dostać władzę, której łaknie.
– Brawo, teraz wiem, co o mnie myślisz. – Zaczęłam klaskać w dłonie. – Ale wiesz co? To był ostatni cios, którym pozwoliłam ci się znokautować. Tym razem się podniosę i zaakceptuję porażkę, ale nigdy więcej nie pozwolę ci ponownie mnie zranić.
– Oczywiście – prychnął z pogardą. – A teraz co? Pewnie znajdziesz sobie kolejnego naiwnego? Kobiety takie jak ty zawsze zdobywają to, czego chcą. Myślicie, że wasza uroda i przebiegłość są kluczem otwierającym wszystkie możliwości.
– Śmiało. Próbuj mnie zranić. Zniszcz mnie.
– To ty sama siebie niszczysz. Tylko to potwierdziłaś, odsłaniając się.
– Mam dość.
– Zapomnij, że kiedykolwiek istniałem, tak jak ja zamierzam zapomnieć o tobie.
– Możesz być o to spokojny. Właściwie już zapomniałam, kim jest Shane O’Connor.
Zaśmiał się, okręcił na pięcie i odszedł pewnym krokiem.
Jednak nie byłby sobą, gdyby w ostatniej chwili nie odwrócił się jeszcze i nie dodał czegoś na odchodne, aby całkiem mnie dobić:
– Byłaś najgorszym, co mogło mnie spotkać. Byłaś i jesteś suką, a suki trzeba tępić. – Z tymi słowami zniknął z mojego życia. A przynajmniej taką miałam nadzieję.
Rozdział 1
Avery
Nigdy nie sądziłam, że moje życie może obrócić się przeciwko mnie. Zawsze uważałam, że wszystko co robiłam i do czego dążyłam, miało swoje następstwa, ale nie do końca takie, jakie już wkrótce miały nadejść. Jednak przenigdy nie spodziewałam się, że będę musiała zostawić swoje dotychczasowe życie i zamienić je na coś całkowicie nowego i obcego. Odkąd sięgałam pamięcią, nasza rodzina składała się tylko z dwóch osób. Byłyśmy tylko ja i mama. Od zawsze mieszkałyśmy tylko we dwie. Posiadałyśmy wyłącznie siebie i nie było nikogo innego, z kim mogłybyśmy dzielić przestrzeń. Nic aż do tej pory nie wskazywało, aby kiedykolwiek miało się to zmienić. Nic więc dziwnego, że to, co za chwilę miało się wydarzyć, spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Do tej pory skupiałam się tylko na sporcie. To on nadawał mi charakter i kształtował mnie od dziecka. Byłam aktywna, przynajmniej sportowo. Nie mylcie tego z popularnością w szkole. Daleko mi było do tego typu dziewczyny. W naszej szkole sport był czymś najmniej wyróżniającym się. Jeśli kumplowałaś się z kimś handlującym dragami, miałaś szacunek i prestiż w szkole. Ja trzymałam się z dala od tego typu rzeczy. Sportowy tryb życia nie szedł w parze z narkotykami. Byłam kapitanem szkolnej drużyny siatkarskiej, z czego byłam niesamowicie dumna. Moje koleżanki wraz ze mną chciały osiągnąć coś w swoim życiu, nie tak jak większa część tej zgrai przepitych i zjaranych nastolatków.
Nigdy nie byłam na żadnej imprezie, a co dopiero mówić o całowaniu się z chłopakiem. W tych sprawach byłam zielona, ale nigdy nikt nie przykuł mojej uwagi na tyle, aby mi na tym zależało.
Moje koleżanki starały się wtopić odrobinę w otoczenie i uczestniczyły w imprezach szkolnych jak i tych pozaszkolnych. Nie raz opowiadały przy mnie, jak robiły to czy tamto z jakimś przypadkowym kolesiem. Namawiały mnie, żeby pójść z nimi, ale uważałam, że było mnie stać na coś lepszego. Należałam do średniej klasy społecznej i sama musiałam zapracować na miejsce w college’u, a dzięki siatkówce mogłam zdobyć stypendium. Poza sportem moim życiem była nauka. Nic poza tym. Teraz miało to się zmienić, bo moja dotąd samotna matka poznała wdowca, który postanowił się z nią ożenić po ledwo półrocznej znajomości. Tak więc od teraz będę miała na głowie jeszcze życie rodzinne.
– Avery, powinnaś pójść na tę kolację i poznać syna Steve’a. – Mama wyrwała mnie z rozmyślań.
– Mamo – jęknęłam, przewracając na nią oczami.
– Kochanie, niedługo wszystko się zmieni – rzuciła, ale to mnie ani trochę nie pocieszyło. – Powinnaś odpuścić sobie ten trening i dołączyć do nas. Steve jutro wyjeżdża ze swoim synem i będziesz miała okazję poznać go dopiero za dwa miesiące, jak skończysz szkołę.
Tak jak wspomniała mama, za dwa miesiące kończyłam szkołę i zaraz potem miałyśmy się przenieść do Steve’a, zamieszkać z nim i jego synem, stając się idealną rodziną. Podchodziłam do tego sceptycznie.
Chciałam jednak, aby moja mama zaznała w końcu szczęścia i żyła z kimś, kto ją kocha, gdy ja miałam zacząć żyć po swojemu, na własnych warunkach. Taa, przynajmniej chciałam się usamodzielnić, bo mieszkając z rodziną, było to bardzo trudne. Syn przybranego ojca był pewnym siebie dupkiem z naręczem rzucających się na niego lasek.
– Myślałam, że już to ustaliłyśmy.
– Trudno – odpuściła mama. – To widzimy się w domu, jak wrócę z kolacji.
– Nie zostajesz u niego na noc? – wypaliłam bez zastanowienia.
Mama spojrzała na mnie zawstydzona z lekko zaróżowionymi policzkami.
– Steve ma jutro wczesny lot i zdecydowaliśmy się, że po kolacji wracam prosto do domu.
Pokiwałam głową, a ona uśmiechnęła się, pocałowała mnie w policzek i zniknęła w korytarzu.
Poczułam ulgę, że miałam już za sobą tę rozmowę, a mama dość łatwo odpuściła.
***
– Nie poszłaś na rodzinną kolację? – rzuciła Ash, gdy tylko mnie dostrzegła.
– Nie, przecież mamy trening – odparłam, odstawiając swoją torbę na ławkę.
Zaczęłam się przebierać, gdy usiadła obok mnie Silvia.
– Chcesz mi powiedzieć, że wolisz trening od poznania swojego nowego braciszka? – zażartowała ściszonym głosem.
Silvia była jedną z moich najbliższych koleżanek. Mogłabym pokusić się tutaj nawet o nazwanie jej przyjaciółką, ale nigdy nie wychodziłyśmy nigdzie razem. W tym momencie doszłam do wniosku, że powinnam to zmienić. W końcu zawsze była dla mnie miła i broniła mnie, kiedy ktoś zaczął mnie atakować. Tak chyba postępowały przyjaciółki.
– Chcesz dzisiaj gdzieś wyskoczyć?
Spojrzała na mnie z rozszerzonymi oczami. Byłam znana z tego, że z niechęcią spotykałam się poza treningami.
– Chcesz mi powiedzieć, że masz ochotę na imprezę?
W końcu dziś był piątek. Tak się dziwnie złożyło i czemu miałabym z tego nie skorzystać. Raz się żyje. Już i tak wiele zaczęło się zmieniać w moim życiu. Jedna rewolucja więcej w tę czy w tamtą nie zrobi różnicy.
– W sumie nie zaszkodziłoby mi małe rozluźnienie.
– Nie wierzę – zapiszczała Silvia.
– Co tam? – zapytała, jak zawsze zaciekawiona wszystkim, Ash.
– Avery chce z nami wyjść – odpowiedziała podekscytowana Silvia.
Nagle rozmowy w szatni ucichły i wszystkie dziewczyny skupiły się na mnie. Nie powinno mnie to dziwić, bo zawsze unikałam takich rozrywek. Trzymałam się z dala, stroniąc od wszystkich pokus dla nastolatków.
– Świetnie, dziś jest impreza u jakiegoś Chrisa – usłyszałam za sobą głos Dakoty.
Silvia, Ash i Dakota tworzyły trio, które wszystko robiło razem. Spędzały wspólnie babskie wieczory i imprezowały razem. Gdybym nie była wiecznie „na nie”, trzymałabym się z nimi i byłoby nas cztery.
Silvia była ciemnowłosą blondynką z piwnymi oczami. Szczupła i płaska jak deska. Ash to rudowłosa seksbomba, która miała czym oddychać i na czym siedzieć. A Dakota z kolei była całkowitym ich przeciwieństwem, miała czarne włosy, czarne oczy i ubierała się w czerń. Kiedy tamte jaśniały pełną paletą kolorów, ona stanowiła dla nich kontrast swoimi stonowanymi, ciemnymi barwami. Pomimo licznych różnic idealnie dogadywały się i nigdy nie kłóciły.
– Omówimy wszystko po treningu.
Skinęłam głową i dokończyłam przebieranie.
***
Po ponad godzinnym treningu spocone wróciłyśmy do szatni i przebrałyśmy się. Silvia poinformowała mnie, że podjedzie po mnie z dziewczynami i ode mnie pojedziemy prosto na domówkę. Dziwnie czułam się z tym, że miałam wziąć udział w czymś, czego zawsze unikałam. Zanotowała sobie mój adres i rozstałyśmy się, idąc każda w swoją stronę.
Kiedy wróciłam do domu było ciemno, a po mamie nie było ani śladu. Dziewczyny miały wpaść po mnie za niecałą godzinę i musiałam się jakoś przygotować na to wyjście. Nie mając pojęcia w co się ubrać, postawiłam na zwykłą, luźną, białą koszulkę i czarne dżinsy. Nie miałam zamiaru ubierać się wyzywająco, jak robiła to większość dziewczyn, zresztą nie posiadałam w swojej szafie takich ubrań. Na co dzień stawiałam na wygodę. Nienawidziłam sukienek, a kiedy miałam jakąś założyć, było to dla mnie najgorszą karą. A już o wysokich obcasach nie było nawet mowy. Szczudła, w których nie ma nic wygodnego, mogły jedynie przyczynić się do połamania nóg. Raz w życiu założyłam takie i to tylko dlatego, że mamy siostrzenica wychodziła za mąż i na tę okazję był wymagany elegancki strój. Wytrzymałam tylko dwie godziny i dałam za wygraną. Szpilki zmieniłam na baleriny, czyli jedyne poza obuwiem sportowym, które mogłam tolerować.
Zadzwonił dzwonek do drzwi i wiedziałam, że to dziewczyny. Mama nie dzwoniłaby, bo miała swoje klucze. Napisałam rodzicielce krótki liścik, mówiący, że spędzam wieczór poza domem. Dziewczyny czekały na mnie przed domem. Wszystkie trzy stały przy toyocie Ash i coś paliły. Podchodząc do nich, poczułam od razu marihuanę.
– Chcesz? – Ash machnęła jointem w moim kierunku.
– Nie, dzięki. – Pokręciłam nosem. Nienawidziłam tego zapachu. Odrzucał mnie.
– Nie wiesz, co dobre. – Zaśmiała się Dakota.
– A czy wy powinnyście palić to świństwo, uprawiając sport?
– Boże, jakaś ty staroświecka – rzuciła Ash.
– Dajcie jej spokój – wstawiła się za mną Silvia.
– Powinna korzystać z życia, póki może – dodała Dakota.
– Wystarczy, że my korzystamy za nią – zażartowała Silvia. – Ale dziś ma to się zmienić. Małe kroczki. Na wszystko przyjdzie czas. Co nie, Avery?
– Na pewno nie będę jarać – odpowiedziałam pewnym głosem.
Dziewczyny zostawiły ten temat, wypaliły jointa i wsiadłyśmy wszystkie do samochodu.
Wyruszyłyśmy na obrzeża miasta, gdzie – jak wspomniały dziewczyny – odbywała się dziś duża impreza.
Organizatorem był niejaki Chris, który udostępnił swój dom na tę balangę.
Zanim jeszcze zdążyłyśmy dotrzeć na miejsce organizowanej imprezy, usłyszałam donośną muzykę i dostrzegłam niezliczoną ilość aut ustawionych wzdłuż ulicy. Dziewczyny szybko znalazły miejsce, zaparkowały, wysiadły i zabrały mnie na głośną i zatłoczoną masą splątanych ciał imprezę.
Silvia złapała mnie za rękę i poprowadziła za sobą. Przedarłyśmy się przez tłum i dotarłyśmy do czegoś, co wyglądało jak kuchnia, ale przypominało jedno wielkie pobojowisko. Wszędzie walały się puszki i butelki po piwie oraz innych alkoholach. Kilka par obmacywało się po kątach, prawie uprawiając seks na oczach wszystkich imprezowiczów.
Skrzywiłam się do Silvii, gdy ta spojrzała się na mnie, podając mi piwo. Pokręciłam głową. Pochyliła się do mojego ucha i wyszeptała:
– Jedno, nie zaszkodzi ci.
Wzruszyłam ramionami i mimo to przyjęłam butelkę. A co mi tam. Nie czekając na mnie, upiła łyk swojego piwa i zaczęła się rozglądać. Zerknęłam na moją butelkę i stwierdziłam, że raz kozie śmierć. Przystawiłam ją do ust i zaczerpnęłam swój pierwszy w życiu łyk alkoholu. Moje gardło zaczęło płonąć kwaśnym posmakiem. Jak ktoś może to pić? To było okropne.
– I jak? – Ash klepnęła mnie w ramię.
Wzruszyłam ramionami, a ta roześmiała się.
– Przyzwyczaisz się. – Puściła do mnie oczko i ruszyła z Dakotą w tłum, zostawiając mnie z Silvią.
– Dokąd one poszły? – Próbowałam przekrzyczeć głośną muzykę.
– Zabawić się – odpowiedziała, uśmiechając się, Silvia. – Szukają towarzystwa na dzisiejszą noc.
Nie spodziewałam się, że one były tego pokroju dziewczynami, ale nie mnie było je oceniać.
– A ty? – zapytałam.
– Dziś jestem twoją osobą towarzyszącą. – Mrugnęła do mnie. – Dotrzymuję ci towarzystwa. A ty zapoznajesz się z nowym terenem.
– Jeśli chcesz się zabawić, nie będę cię zatrzymywać. – Nie chciałam psuć jej imprezy, nie taki był w końcu mój zamiar.
– Spoko, chodźmy na dwór. – Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę rozsuwanych drzwi.
Teraz mogłam się przyjrzeć posiadłości, do której przyjechałyśmy. Dom był nowoczesnym arcydziełem, ulokowanym w najbogatszej dzielnicy Hoover.
Przeważały szklane ściany, dzięki czemu wnętrze było pełne światła w każdym najdrobniejszym zakamarku. Basen znajdujący się w ogrodzie był oświetlony w środku jak i na zewnątrz milionem maleńkich światełek. Na samym szczycie basenu, w najgłębszej jego części, usytuowana była wielka skała, z której spadał wodospad. Skakali z niego do wody nieomal roznegliżowani ludzie. Od miejsca tego biło bogactwem. Osoba mieszkająca tutaj miała kasy jak lodu i zapewne o nic nie musiała się martwić.
– Skąd znasz właściciela tego domu? – zapytałam zaciekawiona.
– Szczerze mówiąc, nie znam. – Silvia uśmiechnęła się. – Ktoś puścił informację o tym w szkole i tak się dowiedziałyśmy. Tę imprezę organizuje jakiś bogaty dzieciak o imieniu Chris ze szkoły Roosevelt High School.
Każdy wie, że to jedna z najbardziej elitarnych szkół w naszym stanie, w której uczą się dzieci bogatych rodziców.
Nagle rozbrzmiały za nami głośne krzyki i grupa chłopaków wystrzeliła z domu, biegnąc wprost na nas. Próbowałyśmy z Silvią złapać się za ręce, ale zostałyśmy rozdzielone i wmieszane w tłum spoconych męskich ciał. Każdy z chłopaków krzyczał, a dziewczyny piszczały. Chłopacy byli prawie nadzy i spoceni. Odsłaniali więcej męskiego ciała, niż dotąd mogłam w życiu zobaczyć.
To co robili, było dla większości zabawne, ale dla mnie było to dość dziecinne. Pomysł znalezienia się w takim miejscu był głupi. Nie powinnam była tutaj przychodzić, to nie była moja bajka. Nie należałam do tego świata. Nagle ktoś popchnął mnie od tyłu i wylądowałam na ścianie z żywych mięśni. Zagotowałam się z wściekłości. Miałam ochotę w coś uderzyć, a jedyną rzeczą, która znajdowała się na mojej drodze był chłopak, który ukrywał się za… Moment, czy on ma maskę? Rozejrzałam się szybko, wszyscy chłopacy mieli na sobie takie same maski. Wrzeszczeli jak dzika sfora, ale on jako jedyny pozostał w miejscu i trzymał mnie. Chwila, co jest? Czy on mnie obejmuje? Co, do cholery?
– Puść mnie! – krzyknęłam, dochodząc do siebie.
Nie odpowiedział, ale nadal mnie trzymał. Zaczęłam szamotać się z nim, ale z każdym ruchem jego uścisk się zwiększał.
Ktoś uderzył go w ramię i krzyknął coś, czego nie zrozumiałam. Spojrzał na mnie, jakby się zastanawiał, a potem puścił i odszedł za kolesiem, który ewidentnie czegoś od niego chciał.
Powoli zaczynałam mieć dość i wydawało mi się, że lepiej odnajdę się w swoim łóżku.
Grupa zamaskowanych chłopaków oddaliła się, nadal przekrzykując tłum i zachowując się jak stado wilków.
– Tutaj jesteś – usłyszałam Silvię.
– Co to miało być? – Kiwnęłam głową za oddalającą się grupą.
– Sama nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Słyszałam, jak ktoś mówił, że oni zawsze się tak zachowują. Muszą być tutaj znani.
– Chcę wracać do domu – powiedziałam otwarcie.
– Jasne, odwiozę cię. – Nie próbowała mnie zatrzymać, wręcz sama zachowywała się tak, jakby chciała się wyrwać z tego miejsca tak samo jak ja.
Tak właśnie skończyła się moja jednonocna przygoda z imprezami. Nie zamierzałam więcej brać w nich udziału.
***
Kolejne dwa miesiące spędziłam na treningach i nauce, przygotowując się do egzaminów semestralnych kończących szkołę. Mama czekała cierpliwie, aż zdam ostatni z nich i dostanę wyniki, które dla niej były już od dawna oczywiste. Według niej miałam już zapewnione stypendium w college’u w Miami. Tam właśnie miałyśmy się niebawem przenieść i zamieszkać.
Po tygodniu poznałam wyniki: znalazłam się w pierwszej dziesiątce najlepszych w szkole. Cieszyłam się z tego ogromnie, a mama była ze mnie dumna. Przez cały ten czas Steve starał się regularnie nas odwiedzać, a zwłaszcza mamę. Okres ich rozłąki powiedział mi, że naprawdę mu na niej zależało, starał się też utrzymać jak najlepsze relacje ze mną.
Jednak z żalem opuszczałam to miejsce, zamieniając je na całkiem nowe, które, o czym jeszcze nie wiedziałam, miało wiele zmienić. Zakończenie szkoły było dla mnie smutne, choć z nikim nie byłam emocjonalnie związana. Jeśli już miałabym kogoś wskazać, to najbardziej mi bliska była Silvia. Te ostatnie dwa miesiące stworzyły między nami więź, której postanowiłam nie zrywać. Obiecałam jej, że będę utrzymywać z nią kontakt, a ona obiecała, że odwiedzi mnie, jak tylko będzie wiedziała, gdzie dostała się do college’u. Miło było mieć kogoś bliskiego prócz matki, która starała się za wszelką cenę zapełnić każdą pustkę w moim życiu. Nigdy nie poznałam swojego ojca, zmarł, zanim się jeszcze urodziłam. Mama została ze mną sama, ale miała wsparcie w swoich rodzicach i siostrze. Miałam kochającą rodzinę, stanowiącą jedność, pomimo dzielących nas kilometrów. Dziadkowie mieszkali w Georgii, tak jak ciocia Zoey ze swoim mężem, a mama przeniosła się do Alabamy, i tutaj przez większość swojego życia się wychowywałam. Nawet kiedy miałyśmy trudną sytuację finansową, nie wróciłyśmy mieszkać z dziadkami. Mama starała się za wszelką cenę stanąć na nogi, aż wreszcie poznała Steve’a. Była szczera i uczciwa, i nie chciała korzystać z jego pomocy. Jednak czasem musiała się przełamać i przyjąć jej trochę, choć nie było to dla niej łatwe. Była dumną kobietą, zresztą tak samo jak ja. Od zawsze musiałyśmy radzić sobie same. Jednak cieszyłam się, że mama trafiła na dobrego człowieka, który mógł zapewnić jej spokojne i dostatnie życie. Życie na jakie zasługiwała.
Przerażała mnie nowa uczelnia, nowy początek, nowe znajomości i nowe wyzwania. Chciałam, żeby udało mi się tam odnaleźć, a co najważniejsze – spełnić w kwestii sportu. Dostałam się na renomowany uniwersytet w Miami i miałam tam dołączyć do drużyny siatkarskiej. Wiedziałam, że mogę dzięki temu wiele zyskać i wspiąć się na szczyt. Pragnęłam tego i byłam gotowa na ciężką pracę.
– Steve wyśle po nas jutro swój odrzutowiec – oznajmiła mama, gdy przygotowywałam sobie zdrowy, proteinowy koktajl.
– Że co? – Zatkało mnie.
– Przecież wiesz, że jutro przenosimy się do niego – odpowiedziała normalnym głosem. – Nie może się doczekać, aż zamieszkamy z nim.
– On ma swój odrzutowiec? – Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedziała mama.
Wiedziałam, że Steve miał pieniądze. Ale nie wiedziałam, że ma ich aż tyle. Nie był przeciętnym bogaczem. Odrzutowce posiadali jedynie miliarderzy, a tych w naszym kraju nie brakowało. Ale nigdy nie spodziewałam się tego, że jeden z nich zostanie moim ojczymem. Zawsze zachowywał się grzecznie i uprzejmie, nie obnosząc się ze swoim bogactwem. No z wyjątkiem sytuacji, kiedy starał się rozpieszczać moją matkę. I za to byłam mu wdzięczna.
– Tak. – Uśmiechnęła się lekko. – Czeka nas teraz dobre życie. Przy boku Steve’a niczego nam nie zabraknie. Będę spokojna o twoją przyszłość.
Pokiwałam głową i przytuliłam ją. Chciałam tylko, żeby jej życie było lepsze. Wiedziałam, że po ukończeniu college’u będę w stanie sobie poradzić i znajdę pracę.
– Mamo, musisz przestać zamartwiać się o mnie – wyszeptałam. – Chcę, żebyś teraz korzystała z życia ze Stevem. I wiem, że on zadba o to wszystko.
– Cieszę się, że widzisz w nim dobrego człowieka. Nigdy nie spodziewałam się, że spotkam na swojej drodze kogoś takiego jak on.
– Szczęście wraca do nas w najmniej spodziewanym momencie.
– Mądre słowa. – Mama pocałowała mnie w policzek. – Mam inteligentną i zabawną córkę. Cieszę się, że dostałam od życia takie szczęście, jakim jesteś ty.
Kochałam moją mamę, ale dziś, po tym co mi powiedziała, kochałam ją po stokroć bardziej.
Życzyłam każdemu takiej matki, jaką miałam ja. Była skarbem nad skarbami. Miałam zawsze w niej oparcie i pociechę. Nigdy nie pozostawiłaby mnie samej sobie. Poszłaby w ogień za mną, a ja za nią. Byłyśmy do siebie bardzo podobne. Ona była ambitna jak ja. A ja byłam twarda jak ona. Miałam po niej jasne blond włosy i niebieskie oczy. Uważałam, że jest piękną kobietą i chciałam być taka jak ona. Piękna i delikatna. Była skromna i zawsze pomocna. Nikomu nie odmawiała, a kiedy nie była w stanie pomóc, starała się to w jakikolwiek sposób zrekompensować.
– Kocham cię, mamo. – Przyciągnęłam ją mocniej do siebie. – Chciałabym kiedyś być taka jak ty.
– Kochanie, jesteś nawet lepsza ode mnie. – Pociągnęła nosem. – Jesteś piękna i utalentowana.
Odsunęłam ją delikatnie od siebie i zobaczyłam jej oczy pełne łez.
– Proszę, tylko nie płacz.
– Kochanie, to tylko radość z posiadania tak wspaniałej córki. – Uśmiechnęła się przez łzy. – Nigdy nie mogło spotkać mnie większe szczęście, niż ty.
– Tak samo jak mnie. – Otarłam dłonią jej łzy. – Jesteś warta wszystkiego. Steve zadba, żebyś była szczęśliwa. Wierzę, że był ci pisany od samego początku, ale dopiero teraz los postawił was na swojej drodze.
– Jesteś inteligentną młodą kobietą. – Pogłaskała czule mój policzek. – Wierzę, że gdzieś tam w świecie czeka na ciebie twoja druga połówka. Twoja cząstka ciebie, która została oddzielona i czeka na odnalezienie.
– Mamo, ale ty czasem jesteś poetycka. – Zaśmiałam się przez łzy.
– To nazywa się szczęście. – Oderwałyśmy się od siebie i usiadłyśmy przy wyspie.
Wzięłam swój koktajl i zaczęłam go sączyć małymi łykami, rozglądając się razem z mamą po maleńkiej kuchni.
– Zostawiamy stare życie za sobą – odezwała się mama, jako pierwsza przerywając ciszę.
– Ty z nowym mężczyzną, a ja z nową szkołą. Wierzę, że będzie to nowy początek czegoś wyjątkowego.
– Jutro zmieni się nasze życie. Wejdziemy w nowy etap.
– Zadbam, aby twój ślub był największym wydarzeniem w twoim życiu. Jako twoja główna świadkowa zapewnię ci niezapomnianą noc panieńską.
– Tylko proszę bez szaleństw – poprosiła mama.
– Nie wiem, co na to ciocia Zoey, wiesz jaka ona jest! – Zaśmiałyśmy się obie.
Wiedziałyśmy dobrze, że jej siostra, a moja ciotka była osobą rozrywkową. Całkowite przeciwieństwo mojej mamy. Ona była wybuchowa, kiedy moja mama była spokojna. Jej było wszędzie pełno, kiedy moja mama starała się stać w cieniu i być niezauważalna. Wszystko co najlepsze miałam z mamy, która była dla mnie wzorem do naśladowania. Jednak było we mnie coś buntowniczego jak w cioci Zoey, ale jeszcze o tym nie wiedziałam, choć już niebawem miałam się o tym przekonać.
Rozdział 2
Avery
Nigdy nie myślałam, że zamienię swój maleńki domek w Hoover na ogromny apartament w centrum Miami. I to nie byle jaki, bo to ekskluzywny budynek z wieloma udogodnieniami. Jak zdążył nas poinformować Steve, mamy tutaj do swojej dyspozycji kilka siłowni, basen, spa, kino, jak również małe boisko. Nie spodziewałam się, że takie miejsce może pomieścić tyle obiektów. A widok… Boże, ten widok zapierał dech. W swojej sypialni miałam jedno wielkie okno zamiast ściany, z magicznym widokiem na Ocean Atlantycki i krystaliczno-niebieską wodę. Czułam się, jakbym znalazła się w jakiejś bajce, a nie w prawdziwym życiu.
Nasz lot prywatnym odrzutowcem Steve’a trwał dwie godziny, co było dość przyjemnym doświadczeniem. Nigdy wcześniej nie leciałam samolotem, a moja pierwsza podniebna podróż okazała się wielkim luksusem. Zaskoczyło mnie, że w takiej maszynie było tyle miejsca. Miałyśmy do swojej dyspozycji kuchnię, pomieszczenie z kanapą i fotelami, łazienkę i sypialnię z ogromnym łóżkiem. Przerażał mnie ten przepych, ale równocześnie cieszyłam się ze względu na mamę.
Steve odebrał nas z lotniska i zawiózł swoją limuzyną do centrum Miami. W czasie podróży samochodem oboje z mamą byli zaaferowani rozmową, a ja nie potrafiłam oderwać oczu od widoku za oknem. Na zewnątrz było upalnie i słonecznie. Odkąd pamiętam, uwielbiałam ciepło. Nienawidziłam zimy i miałam jej w tym miejscu już nigdy nie doświadczyć.
***
– To tylko tymczasowe rozwiązanie – usłyszałam, jak mówił Steve. – Trwają jeszcze prace końcowe po remoncie w domu na wyspie. Dlatego wolałem ulokować was tutaj. Sam mam obecnie wiele na głowie, bo dopinam finalnie umowę na budowę kolejnego wieżowca w Miami.
Skierowałam uwagę na Steve’a i mamę, zaciekawiona tematem ich rozmowy.
Steve trzymał u swego boku mamę i mocno ją przytulał.
– Spokojnie, kochanie. Chciałbym być już cały dla ciebie, ale niestety – skrzywił się – teraz mam dość napięty okres. Jeszcze ten mój uparty syn, który nie chce ze mną współpracować.
– Mamy tyle czasu na nadrabianie wszystkiego – odparła mama.
Nigdy nie słyszałam, aby rozmawiali o nim, co zaczynało mnie intrygować. Jaki był syn Steve’a? Tak samo miły i uprzejmy jak on? Ile miał lat? Czy studiował? Tyle pytań, a ja nie znałam na nie odpowiedzi. Nigdy wcześniej nie interesowało mnie to, a powinno, jeśli miał stać się niebawem moim przyrodnim bratem. Chciałam się z nim dogadać. Choć nie ukrywałam, że łatwiej byłoby mi z siostrą, niż bratem. Ale musiałam stawić temu czoła.
– Dalej masz z nim kłopoty? – westchnęła mama.
– Kłopoty to mało powiedziane. – Steve pokręcił głową. – Ten dzieciak zadaje się z podejrzanymi ludźmi i pewnie dlatego wiele osób się z nim liczy. Mało kto jednak wie, że trzymam rękę na pulsie. Ten kto powinien wiedzieć, to wie, że Shane jest moim synem.
– Boję się, że nie dogadają się z Avery – dodała lekko zaniepokojona mama.
– Dlatego wolę, jak zostaniecie na razie tutaj – powiedział znacznie ciszej Steve. – Może źle potraktować Avery, a nie chciałbym, aby tak się stało. Jest ostatnio czymś podenerwowany. Warczy na mnie, jak tylko się do niego odezwę. Muszę z nim dzisiaj porozmawiać i przypomnieć mu, że będą mieszkały z nami dwie kobiety.
– Dla nas to żaden problem, możemy zostać tutaj tak długo, jak wymaga tego sytuacja. – Mama starała się go uspokoić.
– Wiem, skarbie. Ale nie po to ściągnąłem cię tutaj, abyś nadal była z dala ode mnie. – Obserwowałam, jak Steve zaciskał mocno prawą pięść. – Dam sobie z nim radę. Nie chciałbym tylko wywołać tym burzy, bo to mogłoby odbić się na twojej córce.
– Avery jest mądrą dziewczyną i nie da się tak łatwo. – Mama pogłaskała go po policzku.
Dziwnie było stać z boku i obserwować tę wymianę zdań i czułości między nimi. Nie zauważyli, że przysłuchiwałam się ich rozmowie. Nie chowając się dłużej, wyszłam i dołączyłam do nich.
– I jak podoba ci się twoja sypialnia? – zapytał Steve, rozluźniając się.
– Jest wspaniała. – Mama odsunęła się od niego, a ja z wdzięcznością przytuliłam go. – Dziękuję, że jesteś tak dobry dla mojej mamy – wyszeptałam mu do ucha.
– Zamierzam wynagrodzić jej to wszystko, przez co musiała przejść do tej pory – odpowiedział szeptem, aby mama nie usłyszała. – A więc, Avery, kiedy rozpoczynasz pierwsze zajęcia?
– Za dwa dni mam spotkanie zapoznawcze z drużyną uczelni i mają odbyć się kwalifikacje dla nowych zawodników.
– Życzę ci, abyś znalazła się w drużynie.
– Dziękuję, Steve.
– Wiem, że Avery osiągnie to, co sobie zaplanowała. Jest zdolną młodą kobietą.
– Mamo, daj już spokój. – Poczułam, jak się rumienię. – Zawstydzasz mnie swoimi słowami.
– Popieram twoją mamę, ma całkowitą rację. – Puścił mi oczko i pocałował mamę w policzek. – Muszę niestety zostawić was same. Ale zostawiam was pod opieką Suzi, która zadba o wszystko, co zechcecie.
W tym momencie w holu pojawiła się niska, szczuplutka brunetka z notatnikiem w rękach. Wyglądała na miłą i kontaktową osobę.
– Dzień dobry, jestem Suzi i mam za zadanie zająć się paniami. – Uśmiechnęła się delikatnie.
– Dopilnuj, aby poznały trochę Miami i zabierz je na zakupy – polecił Steve, podchodząc do drzwi. – I niech nie przejmują się cenami. Aa, i zapomniałbym… – Steve zerknął na mnie, co mnie zaciekawiło. – Mogłabyś zejść ze mną na dół? Mam coś dla ciebie, a o mało nie zapomniałbym o tym.
– Co to takiego?
– Kochanie, nie zadawaj pytań, tylko idź i wracaj do nas szybko – rzuciła mama.
Razem ze Stevem wyszliśmy z apartamentu. Jazda windą minęła w ciszy, bo Steve pisał ciągle coś w telefonie.
– Trudny okres, co? – zapytałam, gdy wyszliśmy z windy.
Spojrzał na mnie zdezorientowany, a ja kiwnęłam głową na telefon, który ściskał w dłoni.
– Ach, tak. Niestety robienie interesów nie jest takie proste, jak się niektórym wydaje. Mam kontrahenta, który jest dość specyficzny.
– Jestem pewna, że masz ten kontrakt już w kieszeni – powiedziałam szczerze.
– Dzięki za wiarę we mnie. – Zaśmiał się. – A więc, jeśli mowa o tym, co mam dla ciebie… – przerwał, gdy wyszliśmy na podziemny parking.
Wszędzie znajdowały się błyszczące auta z wyższej półki, ustawione w idealnym rządku. Jednak moim oczom rzuciło się czerwone bmw z otwartym dachem, przewiązane srebrną wstążką, z ogromną kokardą w tym samym kolorze umieszczoną na przedniej szybie.
Coś we mnie drgnęło.
– To twój prezent powitalny ode mnie – uprzedził mnie Steve.
– Ale jak? Po co? – Czułam się zaskoczona.
– Musisz mieć czym dojeżdżać na uczelnię – odpowiedział bez ogródek.
– To dlatego mama ostatnio tak mnie wypytywała, jaka podoba mi się marka samochodu i jaką chciałabym mieć w przyszłości. – Dotarło do mnie całe sedno tego spisku.
– Ona chciała tylko, abyś miała swój własny środek transportu na uczelnię. Chce dla ciebie wszystkiego, co najlepsze. Tak postępują kochający rodzice. A to co moje, jest teraz jej, jak i twoje. Nie chcę i nie będę oszczędzał na swojej rodzinie.
– Dziękuję, Steve. – Rzuciłam się na niego, a on przytulił mnie mocno.
– Proszę, córeczko. – Pocałował mnie w czoło i puścił, abym mogła nacieszyć się swoim nowym, lśniącym samochodem. – Mogę tak do ciebie mówić, prawda?
Dopiero teraz dotarło do mnie, jak nazwał mnie Steve. Nazwał mnie córką, co było niezwykle dziwne i obecnie dla mnie nie do przyjęcia.
– Boże, Steve, nie mam dziesięciu lat. – Naburmuszyłam się. Od zawsze chciałam mieć ojca, który dbałby o mnie i troszczył się o moją mamę. Wiedziałam, że Steve chciał dobrze, ale to wszystko było dla mnie nowe i pewne rzeczy wymagały czasu, Musiałam oswoić się z tym, że miałam mieć teraz ojca i przyrodniego brata, przez co mogliśmy wspólnie stworzyć pełną rodzinę. – Mów do mnie po prostu Avery. Nie komplikujmy tego bardziej.
– Jak uważasz. Cieszę się, że trafiłem na twoją mamę i ciebie – powiedział miękko. – Nie pozwolę, aby ktoś cię skrzywdził.
– Spokojnie, potrafię jeszcze o siebie zadbać. – Zaśmiałam się.
– Nie wątpię. – Spojrzał na zegarek i rozszerzył z zaskoczenia oczy. – Muszę uciekać, zostało mi pół godziny na dotarcie na miejsce spotkania. Bawcie się dobrze. Dołączę do was wieczorem.
Rzucił mi kluczyki, i machając, odszedł w stronę drzwi prowadzących do windy.
Obeszłam samochód, nadal nie wierząc, że ten cud techniki należał do mnie. Bałam się wsiąść do tego auta, a co dopiero nim gdzieś wyjechać. Ale cieszyłam się, że oboje zadbali o to, abym miała czym się poruszać. Bawiłam się kluczykami, szukając przycisku, który odblokowałby drzwi, ale poniosłam sromotną klęskę. Wiedziałam, że było to nowoczesne auto z wszelkimi udogodnieniami i wciskałam wszystkie przyciski po kolei. Nagle samochód wydał z siebie głośne piknięcie i drzwi odblokowały się.
Ktoś za mną zaczął chichotać, co mnie nie zaskoczyło, bo wyglądałam i zachowywałam się we wszystkim jak nowicjuszka. Lekko zawstydzona odwróciłam się i zobaczyłam śliczną brunetkę, która stała kilka centymetrów ode mnie i uśmiechała się delikatnie.
– Hej. – Machnęła do mnie na przywitanie. – Czy mi się wydaje, że ty nie wiesz, jak działają te wszystkie cuda technologii? – Kiwnęła na kluczyki w mojej dłoni, a potem na samochód.
– Masz mnie. – Zaśmiałam się. – Pewnie myślisz teraz, że jestem jakąś idiotką.
– Oj, broń Boże. – Podeszła do mnie. – Po prostu wyglądasz dla mnie na kogoś, kto nie miał nigdy do czynienia z takim samochodem.
– Tylko raz miałam do czynienia z jakimkolwiek autem, gdy zdawałam prawko – wypaliłam bez zastanowienia.
– Czyli nie pomyliłam się. Mogę kluczyki? – Wyciągnęła do mnie swoją zadbaną dłoń z idealnym manicure’em.
Oddałam jej kluczyki, jakby mnie paliły i obserwowałam każdy jej ruch.
Wcisnęła coś w czarnym, okrągłym przedmiocie, jak tylko wsiadła do samochodu, po czym zrobiła to samo z okrągłym przyciskiem obok kierownicy z napisem „start”. Czułam się jak skończona idiotka. Po tym, jak widziałam co robiła, a silnik zawarczał, wydawało się to takie proste.
– Wybierasz się gdzieś? – zapytała, wyrywając mnie z moich myśli.
– Nie, dopiero co dostałam to auto – rzuciłam, wzruszając ramionami.
– Teraz będziesz wiedziała, jak uruchomić swój samochód? – zapytała, po czym zgasiła silnik i wysiadła. – Jestem Dafne Donovan – przedstawiła się, wyciągając do mnie dłoń.
– Avery Ramsen, miło mi cię poznać. – Potrząsnęłam jej dłonią.
– Mieszkasz tutaj?
– Podobnie jak samochód, to miejsce też jest dla mnie nowe. Właśnie się wprowadziłam.
– Skąd przyjechałaś?
– Przeprowadziłam się tutaj z Alabamy.
– Czyli jesteś nowa i nie znasz nikogo w tym mieście – zauważyła.
– Prócz mojej mamy, Steve’a, Suzi i teraz ciebie, zdecydowanie tak.
– Chętnie pokażę ci trochę miasta, ale mam pilne spotkanie na uczelni za godzinę.
– Studiujesz? – Głupie pytanie. Dziewczyno, to oczywiste, że ona studiuje. Jasno mi to przed chwilą zakomunikowała. Zresztą była najprawdopodobniej w moim wieku lub najwyżej o rok starsza.
– Próbuję. – Zaśmiała się. – Pierwszy rok jest podobno najtrudniejszy.
– To tak jak ja. Też będę pierwszakiem.
– Niech zgadnę, pewnie tutejszy college?
– Nie inaczej – odpowiedziałam, ciesząc się, że kogoś w końcu poznałam.
– Widocznie los chciał nas postawić sobie na drodze. – Zamyśliła się przez chwilę. – Byłaś już na uczelni? Może masz ochotę zobaczyć ją ze mną?
– Chętnie, ale obiecałam mamie, że spędzę z nią cały dzień. – Pokiwała ze zrozumieniem głową. – Za dwa dni czeka mnie ciężka przeprawa. Mam kwalifikacje drużynowe.
– Ooo, w jakiej dyscyplinie? – zaciekawiła się. – Mój sport ogranicza się jedynie do siłowni.
– Siatkówka – odpowiedziałam z dumą.
– Moja dobra koleżanka jest tam juniorką – oznajmiła z zainteresowaniem. – Pewnie będziesz miała z nią styczność. Jest wymagająca, ale prywatnie to super dziewczyna. Ma na imię Ayla, jakby za bardzo tam na ciebie naciskała, to wspomnij jej o mnie. A jak to nie zadziała, to skopię jej za to tyłek. – Puściła mi oczko, chichocząc. – Wymieńmy się numerami, bo muszę już niestety uciekać, jeżeli chcę zdążyć na spotkanie.
Wyciągnęła swój nowiusieńki różowy telefon i podała mi go.
– Wpisz swój numer – powiedziała z uśmiechem. – Odezwę się, jak tylko będę miała więcej czasu. Wtedy będziemy mogły umówić się na oprowadzanie.
Wpisałam jej swój numer i oddałam telefon. Pomachała do mnie na pożegnanie, po czym podeszła do swojego czarnego samochodu, który już po chwili zamruczał jak dziki kot, gdy dziewczyna z piskiem opon wystrzeliła z miejsca parkingowego.
Od kiedy moje życie wyrwało tak szybko do przodu? Nigdy nie udawało mi się tak łatwo nawiązywać znajomości. Widać było, że Dafne jest kontaktową osobą, która nie miała z tym najmniejszego problemu. Ja sama nigdy nie należałam do tego typu ludzi, ale tutaj wszystko obróciło się wraz z moim życiem o sto osiemdziesiąt stopni.
Rozpoczynałam nowy etap życia: moja mama miała żyć w szczęściu z ukochanym mężczyzną, a ja miałam uczęszczać na nową uczelnię i spełniać się w tym, co kochałam, a tym czymś była dla mnie siatkówka.
Wróciłam do mamy i Suzi, opowiedziałam im o nowej znajomości oraz prezencie, po czym wszystkie trzy ruszyłyśmy w miasto.
Rozkoszowałam się czasem spędzanym z mamą, która uśmiechała się na okrągło, szczebiocząc do mnie o wszystkim. Cieszyłam się z jej szczęścia. To najlepsze, czego mogła pragnąć córka dla własnej matki. Moja mama poświęciła dla mnie wiele. Teraz budowała coś wspaniałego ze Stevenem i ja miałam być częścią ich wspólnego życia. Nogi miałam już pełne odcisków od latania po sklepach z odzieżą, bo moja mama starała się obkupić mnie za wszystkie lata, kiedy nie mogła dać mi tego, o czym sama marzyła. Gdybym dała jej wolną rękę, moja nowa garderoba składałaby się z samego różu, jakby mama zapomniała, że dawno skończyłam dziesięć lat i wyrosłam z tego koloru.
– Wiesz co mamo? – Popatrzyłam na nią, rozmyślając.
– Co, kochanie?
– Powinnaś mieć jeszcze jedno dziecko. Chciałabym mieć siostrzyczkę lub braciszka.
Mama wybuchła śmiechem, ale jak tylko zrozumiała, że mówiłam poważnie, uspokoiła się i uśmiechnęła lekko.
– Mam już swoje lata i wątpię, żeby Steve chciał mieć więcej dzieci – odparła, wykrzywiając twarz przy końcu zdania. – Ma zbyt wiele kłopotów ze swoim synem.
– Aż tak źle? – zapytałam, czując, że niepotrzebnie poruszyłam ten temat.
– Jego syn jest skomplikowany, córeczko. Steve boi się, że jego przyszłość nie będzie kolorowa.
– Boże, co jest z tym chłopakiem?
– Steve powiedział mi, że zmienił się bardzo, kiedy pięć lat temu zmarła na raka jego matka. Nie okazywał tego, ale przeżył to na swój własny sposób. Nigdy nie jest przyjemnie, gdy chowasz kogoś bliskiego. Kogoś, z kim przeżyłaś wspaniałe chwile, a musisz pogodzić się, że już nigdy nie będzie kolejnych.
– Ale miał Steve’a? Mógł na niego liczyć.
– Tak, ale to nie to samo co matka, kochanie.
Pokiwałam głową, rozumiejąc to całkowicie. Nie wiem, jak sama przeżyłabym, gdybym straciła nagle swoją mamę.
Zauważyłam, że wzrok mamy zaczął błądzić, jakby sama czymś się martwiła. Czytałam z niej jak z otwartej książki. Czułam, że martwiła się, że nie zostanę zaakceptowana, a Steven będzie musiał wybierać między nią, a swoim synem. A znając ją, wiedziałam, że sama usunęłaby się na bok, aby zrobić miejsce dla osoby, która powinna być dla niego najważniejsza. Jego syna.
– Mamo, nie martw się. Jesteś wspaniałą osobą i wiem, że syn Steve’a zobaczy to samo co ja. Pokocha cię. Może z początku będzie się przed tym wzbraniał, ale upłynie jakiś czas i dostrzeże to magiczne połączenie między wami. To w końcu jego syn i na pewno kocha ojca, przez co zaakceptuje ciebie u boku Stevena.
– Jesteś taka cudowna. – Przytuliła mnie mocno. – Jesteś dla mnie najważniejsza.
– Tak jak ty dla mnie, mamo.
– To co, przymierzysz tę sukienkę, którą ci wybrałam? – Zmieniła temat, wycierając szybko łzy.
– Mamo – jęknęłam.
Spojrzała na mnie z wypisaną prośbą na twarzy i zmiękłam.
– Przymierzę – zgodziłam się.
Suzi, słysząc to, podała mi czerwoną koktajlową sukienkę, sięgającą do samej podłogi, z długim rozcięciem z prawej strony, które odsłaniało prawie całe udo. Z przodu sukienka miała głęboki dekolt, eksponujący mój niemały biust, a plecy były całkowicie odsłonięte – materiał zaczynał się tuż nad tyłkiem. Czułam się w tym źle i jęknęłam do lustra, widząc swoje odbicie. Nie poznawałam siebie. Wyglądałam kobieco i kusząco. Wiedziałam, że posiadam spory biust i kształtny tyłek, a w tej sukience wszystko było wyeksponowane idealnie i z wyczuciem smaku.
– Boże… – Moja mama zaniemówiła, gdy tylko mnie ujrzała.
Spoglądała na mnie z nowymi łzami w oczach. Wiedziałam, że za chwilę znów się rozklei, a tego nie chciałam.
– Mamo, proszę… – Przerwała mi uniesioną dłonią.
– Jesteś piękna, córeczko. – Starała się mówić, ale utrudniały jej to łzy. – Mamy już dla ciebie sukienkę na przyjęcie zaręczynowe, które odbędzie się za miesiąc w domu Steve’a.
Mama i Steve zaręczyli się podczas wspólnego wyjazdu. Narzeczony zabrał ją w góry i oświadczył się, jak sama mi opowiadała, w leśnej chatce przy płomieniach z kominka. Powiedziała, że było to najromantyczniejsze wydarzenie, jakie kiedykolwiek przeżyła. Uczcili je lampką szampana i Bóg wie czym więcej, w co zresztą nie wnikałam. Mama, wspominając o tym, ciągle rumieniła się, więc mogło skończyć się to tylko w jeden sposób.
– Ta kreacja idealnie leży na panience. – Suzi uśmiechnęła się promiennie. – Zresztą przypuszczam, że to samo byłoby z jakąkolwiek inną suknią, którą by panienka założyła.
– Kiedy ty mi się, aż tak zmieniłaś, córeczko…
– Daj spokój mamo. – Zaśmiałam się lekko zawstydzona słowami mamy. – Nie wiem, czy wytrzymam w tym długo. Pamiętasz wesele cioci?
– Kochanie, to było trzy lata temu. – Zaśmiała się mama. – Przez ten czas stałaś się stuprocentową kobietą i powinnaś to w końcu zaakceptować.
– Nadal tego nie czuję, mamo. Luźne ubrania są dla mnie ocaleniem, a ta sukienka jest katastrofą.
– Przyzwyczaisz się. Mam nadzieję, że poznasz mężczyznę, który spowoduje, że będziesz chciała wyglądać dla niego zmysłowo i kobieco.
– Mamo! – Zarumieniłam się.
– Nie ma się czego wstydzić, skarbie. – Uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. – A teraz idź się przebierz i wracamy do apartamentu. Steve ma wrócić za godzinę i zabrać nas na kolację.
Pozbyłam się szybko tej sukienki i wręczyłam ją Suzi, która zajęła się płatnościami za nasze zakupy. Towarzyszyła nam przez cały czas, ale mało się udzielała. Pomagała i doradzała, jak mogła, ale nic więcej poza tym. Nie wdawała się z nami w dłuższe rozmowy.
Ubrałam się w swoją luźną koszulkę oraz szorty i wyszłam do mamy czekającej na mnie przy wejściu do przymierzalni.
***
Cieszyłam się tym dniem, który jeszcze się nie kończył. Odstawiłam na łóżko torebki z ubraniami, które dziś kupiłyśmy, gdy zawibrował mój telefon.
Zauważyłam, że to obcy numer, ale szybko domyśliłam się, że to Dafne.
DAFNE: Hej, tu Dafne :) Masz jutro wolnywieczór?
JA: Nie mam żadnychplanów.
DAFNE: To super. Razem z przyjaciółkami chcemy wyskoczyć do klubu. Chcesz się z namizabrać?
Ostatnia i jak do tej pory jedyna impreza na jakiej byłam, nie należała do udanych. Ale to było nowe miejsce, w którym musiałam się odnaleźć. A Dafne wydawała się fajną dziewczyną i mogła stać się dla mnie przyjaciółką, której nigdy nie miałam. No i wiedziałam, że mama będzie zadowolona, że tak szybko znalazłam sobie towarzystwo.
JA: Chętnie się z Wami wybiorę, ale nie mogę późno wrócić, bo rano mamkwalifikacje.
DAFNE: Jasne, postawię Ci drinka bezalkoholowego ;) Dam Ci znać jutro, co i jak, okej?
JA: To do jutra. Pa.
DAFNE: Pa.
Zdążyłam odpisać Dafne, kiedy mama zawołała mnie, aby Steve mógł zabrać nas obie na kolację. Jednak nie było mi dane poznać mojego przybranego brata, który najzwyczajniej nie pojawił się, choć ojciec go zaprosił. Steve starał się nie okazywać nic po sobie, ale nie wychodziło mu to za dobrze. Widać było, że brak obecności syna był dla niego czymś nie do przyjęcia, ale mama szybko odciągnęła uwagę narzeczonego od absencji jedynego członka jego rodziny.
Rozdział 3
Shane
Po powrocie z Alabamy nie miałem zamiaru siedzieć w domu, jak oczekiwał tego ojciec. On jak zwykle zmył się szybko z domu i wrócił do swojego starego trybu życia. Czyli ignorował mnie, odzywając się wyłącznie, kiedy zachodziła taka potrzeba. Tak było wczoraj, gdy zakomunikował mi, że jemy kolację z jego kobietą i jej, pożal się Boże, córką. Nie miałem ochoty na spotkania, zwłaszcza takie, które miały wpisać mnie w obrazek kochającej się rodzinki. Odkąd pięć lat temu zmarła moja matka, moje życie zmieniło się. Ojciec oddał się pracy, którą cenił bardziej niż mnie. Dlatego musiałem spędzać większość czasu sam i tak doszedłem do tego, co miałem teraz. Wszyscy w mieście znali mnie i szanowali. Wyrobiłem sobie nazwisko, dzięki czemu liczyłem się prawie wszędzie. Czy ktoś pomyślałby, że młody chłopak może dojść do czegoś takiego w tak młodym wieku? Ja to zrobiłem i rozpierała mnie duma. Wyścigi pomogły mi się zebrać w sobie i dały szansę na odreagowanie nagromadzonej wściekłości. A zadania, które chętnie przyjmowałem i wykonywałem najszybciej ze wszystkich zawodników, uplasowały mnie w czołówce. Wszyscy mnie dzięki temu poznali i zyskałem w oczach wielu wpływowych ludzi w mieście. Ostatecznie dołączyłem do tej społeczności, niezależnie od posiadanej pozycji, którą i tak miałem dzięki ojcu. Byłem sobą. Panem i władcą samego siebie, z którym każdy się liczył i wolał nie zadzierać.
– Shane – zawołał Zack, przekrzykując głośną muzykę.
Spędzaliśmy dzisiejszy wieczór w naszym ulubionym klubie w mieście, a ja miałem ochotę jedynie pić. Spojrzałem na swojego przyjaciela znad barierki i zobaczyłem, że stał na dole z Jonnym i kiwał głową w stronę baru. Pojąłem od razu, że przyszła pora na następną kolejkę.
Zszedłem na dół do chłopaków. Gdzie nie spojrzałem, uśmiechały się do mnie chętne panienki, ale nie miałem dziś ochoty na szybkie numerki. Całe moje ciało zaczynała ogarniać złość na ojca, musiałem to zapić. Chciał stworzyć nową rodzinę, którą powinienem przyjąć z otwartymi ramionami, ale nie mogłem. Zwyczajnie doprowadzało mnie to do szału. Tak łatwo zapomniał o mamie i postanowił pozostawić za sobą przeszłość i tym samym wyrzucić ją z pamięci.
Zanim zdążyłem dotrzeć do baru, Zack zamówił po kolejce shotów i postawił pięć kieliszków przede mną.
– Dzięki, stary – rzuciłem.
– Za to, co przyniesie jutro – wzniósł toast Zack.
– Za lepsze jutro – dodał Jonny.
Nie dorzucając nic od siebie, zacząłem pić jeden za drugim, nie czekając na nich.
– Czas się zabawić. – Przełknąłem palącą ciecz i odwróciłem się, skupiając wzrok na parkiecie.
Wszędzie była masa spoconych kobiecych ciał. Nie miałem dziś w planach wyrywania lasek, ale alkohol pobudził moją żądzę, a z tym nie potrafiłem walczyć.
– Masz kogoś na oku? – zapytał Zack, opierając się obok mnie o bar.
– Łowię – odpowiedziałem szybko.
Nie mówiąc nic więcej, poszedł w moje ślady, rozglądając się za potencjalną panienką. Po chwili trącił mnie w ramię i skinął głową w prawo. Niechętnie skierowałem oczy w miejsce, które wskazywał. Szybko jednak skupiłem uwagę na blondynce z niezłymi krzywiznami i jedwabiście połyskującymi włosami. Jej skóra wydawała się karmelowa, co dodatkowo przyciągało do niej mój wzrok. Nie widziałem stąd jej twarzy, a miałem już niejednokrotnie przykre doświadczenia z pochopnie podjętymi decyzjami. Często okazywało się, że laski posiadające niezłe ciała, niekoniecznie posiadały ładną buźkę. Dlatego unikałem takich gaf i starałem się najpierw lepiej obadać teren. Jonny zamówił następną kolejkę. Zabrałem się za shoty i musiałem spuścić na chwilę z oczu swój cel. Wychyliłem wszystkie tak jak za pierwszym razem i wróciłem wzrokiem w to samo miejsce, ale już jej tam nie było. Grupa tańczących tam dziewczyn zniknęła i nigdzie nie mogłem ich namierzyć.
– Zniknęły – zauważył Zack.
– Kto zniknął? – zaciekawił się Jonny.
– Nasz potencjalny cel na wieczór – odpowiedział za nas obu Zack.
– I postanowiliście zabawić się beze mnie? – Jonny pokręcił głową z udawanym niesmakiem. – Nieładnie.
– Załatwilibyśmy sprawę za ciebie i dostałbyś wszystko na tacy – zażartowałem.
– Dzięki, bracie. – Zaśmiał się Jonny. – Ale teraz pozostaje nam szukanie od nowa, kiedy wasze cele się zmyły.
Miałem ochotę trochę się rozejrzeć, więc nie czekając na chłopaków, wmieszałem się w tłum, a oni poszli za moim przykładem. Szliśmy ramię w ramię, a ludzie schodzili nam z drogi.
– Siema, Shane. – Usłyszałem za sobą głos. Odwróciłem się i zobaczyłem stojącego za mną jakiegoś dzieciaka.
Popatrzyłem na niego sceptycznie, a on szybko załapał, że popełnił duży błąd. Nie znałem go, a ludzie nie zaczepiali mnie, kiedy byli dla mnie obcy.
– Sorry – rzucił z wypisanym strachem na twarzy.
– Czego chcesz? – zapytał Zack, chcąc uratować dzieciaka.
Nie lubiłem być zaczepiany i najczęściej kończyło się to jednym ciosem prosto w nos.
– Chciałem tylko… – przerwał, ciężko przełykając. – Coś kupić.
– I co niby mielibyśmy mieć, co byś chciał kupić? – zapytał rozbawiony Jonny.
– Tabsy – odparł tak cicho, że ledwo sam mogłem to usłyszeć.
– Spieprzaj – warknąłem ostrzegawczo.
Wszyscy uważali, że handlowałem dragami i każdy mógł wszystko u mnie kupić.
Tkwił w tym tylko jeden problem polegający na tym, że nigdy nie handlowałem tym świństwem.
Mogłem zajmować się wieloma innymi zakazanymi rzeczami, ale dragi były jedynym towarem, którym nie pobrudziłbym swoich rąk.
Zack usunął z naszej drogi dzieciaka i zaczęliśmy się dalej przedzierać przez tłum w poszukiwaniu naszych celów. Jednak nie było nam dane znalezienie ponownie tych panienek. Zapadły się pod ziemię. Albo znalazły sobie dobre miejsce, którego nie mogliśmy odszukać, albo wyszły z klubu. Utrata celu z oczu była porażką, więc musiałem zadowolić się kolejną ze swoich ofiar, którą zresztą szybko znalazłem.
***
Leżałem na brzuchu i nagle poczułem ruch przy lewym boku. Ciepło, w którym znajdowałem się znaczyło tylko tyle, że byłem w swoim łóżku z laską z poprzedniego wieczora. Musiałem zabrać ją tutaj, ale najwidoczniej nie zdążyłem zapoznać jej ze swoją niepisaną zasadą o konieczności ulotnienia się, zanim się jeszcze obudzę. Usłyszałem cichy jęk, a potem lekko oparło się o mnie jakieś ciało.
– Czuję się obolała, kochasiu – zamruczała kokieteryjnie. – Ale nie pogardzę kolejną rundką.
Miałem dość tych pustych dziewczyn, które nie chciały przyjąć jasno do zrozumienia, że nie byłem zainteresowany niczym poza jednonocnym numerkiem.
– Obudź się, kochasiu. – Nie dawała za wygraną. – Jestem gotowa, działa na mnie samo patrzenie na ciebie, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzało.
Zaczęło mnie denerwować to jej głupie powiedzonko kochasiu. Nie byłem pieprzonym kochasiem. Powinna zabrać swoje dupsko daleko stąd jak najszybciej, zanim wpadnę w szał.
– Zbieraj się – warknąłem w poduszkę.
– Co powiedziałeś, bo nie dosłyszałam? – Nie wiem, czy była głupia czy naiwna.
Podniosłem się z niechęcią, i nie patrząc na nią, usiadłem.
– Masz minutę na ubranie się i zniknięcie stąd – odparłem wyraźnie i klarownie.
– Ale…
– Nie ma żadnego ale – warknąłem, przerywając jej. – Twój czas się skończył.
– Ale myślałam…
– To źle myślałaś – przerwałem po raz kolejny, tracąc powoli cierpliwość.
– Dupek! – krzyknęła, a mnie to ani trochę nie zdziwiło.
Zazwyczaj właśnie w ten sposób reagowały laski na odrzucenie.
Wściekały się i wyzywały od dupków, ale ta działała na mnie jak płachta na byka.
– Nie powtórzę się drugi raz – warknąłem. Wstałem i poszedłem prosto do łazienki. – Jak wrócę, ma cię już tu nie być.
Słyszałem za sobą szelest ubrań i ciche przekleństwa, które posyłała w moim kierunku. Zamknąłem drzwi łazienki, starając się w ten sposób odizolować od tej irytującej laski. Szybciej niż się tego spodziewałem, usłyszałem trzaśnięcie drzwiami, co dało mi zielone światło do wyjścia. Zegarek w telefonie wskazywał jedenastą przed południem, a to oznaczało, że ojca nie powinno już dawno być w domu. Przynajmniej taką miałem nadzieję. Ubrałem się w strój do biegania i popędziłem na pierwsze piętro, gdzie mieściła się kuchnia. Gdy wszedłem, Lucy przygotowywała właśnie jajecznicę z bekonem. Zaciągnąłem się niebiańskim zapachem. Mój brzuch zaburczał.
– Mówiłem już, że cię kocham? – zapytałem Lucy, naszą gosposię, która, odkąd pamiętam, zajmowała się kuchnią. Pocałowałem ją w policzek, a ona mocno przyciągnęła mnie do siebie. – Zaraz mnie zgnieciesz.
– Och. – Zaśmiała się, zwracając mi możliwość oddychania. – Przygotowałam to, co lubisz. Ciężka noc, co? – zapytała, a jej oczy zmiękły, kiedy patrzyła na mnie.
Znała mnie lepiej, niż ktokolwiek inny. Na co dzień przebywała w domu z mamą, dopóki ta nie zmarła, teraz została sama tutaj z kilkoma pomocami domowymi.
– Bardzo ciężka. – Uśmiechnąłem się krzywo.
Wiedziała, że spędzałem noce poza domem, zazwyczaj w klubach czy na mieście. Nie miała jednak na to wpływu, choć wiedziałem, że chciałaby mieć. Tylko ze względu na nią spędzałem część czasu w domu, a nie w bractwie Alfa Gamma, do którego należałem.
Wiedziała, że sprowadzałem do domu panienki, bo chciałem zrobić ojcu na złość, pieprząc je w jego domu. Nic nie mówiła, gdy niejednokrotnie miała przyjemność wyprowadzać moje zdobycze sypialniane. Ale zajmowała się tylko tymi najbardziej opornymi. Wszystko miało się zmienić, wraz z pojawieniem się dwóch nowych domowników. Mimo to nie zamierzałem przerwać swoich rytuałów. Co to, to nie.
– Twój tata, jest…
Nie było jej dane dokończyć tego, co chciała powiedzieć, bo usłyszałem za sobą kroki.
Obejrzałem się za siebie i ujrzałem wchodzącego do kuchni ojca. Byłem zaskoczony tym, że był w domu. Zazwyczaj o tej porze znajdował się w biurze.
– Cześć – rzuciłem na odczepnego. – A ty nie w pracy?
– Cześć. Nie, chcę z tobą porozmawiać.
– Od kiedy to ty chcesz ze mną rozmawiać?
– Nie zaczynaj – powiedział ostro.
– Co, prawda boli? – Nie mogłem się powstrzymać.
– Shane – odezwała się Lucy z prośbą w głosie.
Nie chciała, abym kłócił się z ojcem. Dla niej mogłem to zrobić, bo była tego warta. Nie chciałem dokładać jej zmartwień.
– O czym chciałeś ze mną pogadać?
Usiadł przede mną na krześle i spojrzał twardo, a Lucy zajęła się moim śniadaniem.
– Jak wiesz, mają zamieszkać z nami dwie kobiety – zaczął spokojnie. – Chciałbym, abyś zmienił pewne rzeczy w swoim zachowaniu.
– Jakie, na przykład? – zapytałem bez ogródek. Choć dobrze znałem na to odpowiedź.
– Takie, jak panienki. – Nie zamierzał owijać w bawełnę.
– Nigdy ci to nie przeszkadzało. – Uśmiechnąłem się. Mogłem trochę go podręczyć.
– Te czasy się skończyły – odparł ze złością. – Będą z nami mieszkały kobiety i takie zachowanie nie jest dopuszczalne.
– Mam gdzieś, że one będą z nami mieszkać – warknąłem, tracąc kontrolę. – Może powinienem na stałe przenieść się do bractwa?
– Nie pogrywaj sobie ze mną, Shane. Wiesz, że nie o to mi chodziło. – Ojciec podniósł na mnie głos. On też poruszał się na granicy wytrzymałości. – Dziewczyna jest młodsza od ciebie o rok i chcę, żebyś uszanował jej osobę.
– Nie zamierzam mieć z nią nic wspólnego.
– To i lepiej. Jednak chcę, abyś nie był nieuprzejmy w stosunku do niej czy jej matki. Za kilka dni, jak tylko zakończy się remont, wprowadzają się do nas.
Nie odpowiedziałem i zabrałem się za jedzenie, które postawiła przede mną Lucy.
– Zrozumieliśmy się? – Nie dawał za wygraną.
– Zrozumiano – odpowiedziałem, przeżuwając jedzenie.
Ojciec wstał i bez słowa wyszedł z kuchni.
– Nie powinieneś tak rozmawiać z ojcem – odezwała się Lucy, siadając obok mnie. – On chce tylko twojego i ich dobra.
– Mam w dupie to, czego on chce – warknąłem. Miałem dość wszystkiego, najchętniej rzuciłbym to w cholerę.
– Shane – upomniała mnie. – Zważaj przy mnie na słowa. Nie jestem twoim kolegą.
– Przepraszam, Lucy. – Poczułem skruchę, którą tylko ona potrafiła we mnie wywołać.
– Twój ojciec zdecydował się stworzyć nową rodzinę i znalazł kobietę, z którą tego chce… – Zacisnąłem mocniej szczękę. – Powinieneś go wspierać.
– Nikt nie zastąpi mojej matki – warknąłem. – Żadna inna kobieta nie zajmie jej miejsca.
– Shane, nikt tego nie chce i nigdy nie będzie w stanie jej zastąpić. – Położyła dłoń na moim ramieniu, chcąc mnie uspokoić. – Daj ojcu szansę stworzenia nowej rodziny. Twoja mama pragnęłaby, aby twój tata znalazł sobie kogoś, kto go pokocha, a ty będziesz mógł wiele na tym zyskać.
– Niby co zyskać? – Spojrzałem na nią twardo, odpychając talerz.
– Matkę, odzyskać ojca, rodzinę. – Wymieniała bez zastanowienia. – Daj temu szansę. Daj szansę tej dziewczynie i jej matce. Widać, że ta kobieta uszczęśliwia twojego ojca.
– Nie chcę brać w tym udziału. – Wstałem, zrzucając dłoń Lucy. – Będę je tolerował, dopóki któraś z nich nie wejdzie mi w drogę.
Lucy pokręciła z dezaprobatą głową, a ja wyszedłem na zewnątrz i zacząłem biec. Musiałem wybiegać całą tę złość, która się we mnie skumulowała, zaledwie po jednym poranku.
***
Dotarłem w umówione miejsce, zaproponowane przez Zacka. Zack był moim najlepszym przyjacielem, odkąd tylko pamiętam. Byliśmy zżyci jak bracia, bo znaliśmy się od dzieciństwa i wszystko robiliśmy wspólnie.
On jednak miał siostrę, a ja miałem stać się właśnie szczęśliwym posiadaczem przybranej siostry. Niechcianej przybranej siostry.
– Hej, bracie – rzucił na powitanie Zack.
– Hej. – Przybiliśmy piątki.
– Jak tam, po wczorajszej nocy?
– Jeśli chodzi ci o to, co myślę, to zaliczyłem. Ale laska miała problemy z ulotnieniem się.
– Jak większość z nich. – Zaśmiał się.
– Czyli u ciebie to samo, co u mnie – skwitowałem.
Nie musiał nic więcej mówić, bo wiedziałem, że jego dzisiejszy poranek był podobny do mojego, z wyjątkiem tej rozmowy z ojcem, którą miałem przyjemność odbyć.
– Dave zaprasza nas do siebie na weekend. Organizuje imprezę z okazji rozpoczęcia kolejnego roku akademickiego.
– Wiesz, że w sobotę jest wyścig – przypomniałem mu.
– Pamiętam, ale możemy się tam na chwilę pojawić.
– W sumie możemy. – Nie miałem nic przeciwko temu. Wyścig miał rozpocząć się o północy, więc mieliśmy do tego czasu wolne.
– A co tam w domu? Rodzinka w komplecie?
Zack wiedział, że ojciec sprowadzał do naszego domu swoją nową kobietę i jej córkę.
– Nie, ale miałem dziś uświadamiającą rozmowę z tatusiem na ten temat.
– Martwi się, że będziesz sprawiał kłopoty. Zna cię i ja też, więc mu się nie dziwię.
– Jesteś po jego stronie? – warknąłem, zsiadając ze swojego ścigacza.
– Słuchaj… – Przeczesał dłonią po włosach. – Jesteś dla mnie jak brat i wiesz, że zawsze będę po twojej stronie. Jednak rozumiem twojego ojca. Martwi się, że przelecisz swoją świeżutką siostrunię. – Wiedziałem, że żartował, choć uśmiechał się do mnie głupkowato. Nawet nie myślałem o tym, ale dał mi do myślenia. Mogłem się zabawić kosztem ojca i zakończyć jego sielankę. Ale czy byłem na tyle kutasem, aby odegrać się na niczemu winnej dziewczynie?
– Możemy zmienić temat? Nie mam ochoty więcej o tym gadać.
– Jasne. – Pokiwał głową.
Nie zabawiliśmy długo w jednym miejscu, zajechaliśmy do tych, w których miałem do załatwienia parę pilnych spraw. Poruszanie się na ścigaczu było lepsze i szybsze. Miałem gwarancję, że nawet w godzinach szczytu przedostanę się z jednego końca miasta na drugi bez większego problemu, niż miałbym, poruszając się samochodem. Dlatego moim głównym środkiem transportu była Honda CBR1000RR Fireblade z sześciostopniową skrzynią biegów.
Ona nie jechała, lecz płynęła.
Jej osiągi niejednokrotnie imponowały pozostałym zawodnikom, z którymi się ścigałem. Za każdym razem, gdy przekraczałem linię mety, udowadniała, że była najlepszym z moich wyborów w ostatnim czasie.
– Muszę spadać – oznajmił Zack, gdy zrobiliśmy postój nad oceanem.
– Jakieś plany? – zapytałem.
– Tata poprosił mnie, bym wrócił wcześniej dziś do domu. Ma mi coś do zakomunikowania.
– Nie brzmi to za dobrze. Domyślasz się, o co może chodzić?
– Nie mam pojęcia, ale niedługo się dowiem.
– To jak coś, to pisz do mnie. Wracam do domu. Mam już na dzisiaj dość.
Zaraz po skończeniu tej rozmowy, Zack odjechał. Postanowiłem, że zostanę jeszcze przez chwilę w tym miejscu i pomyślę o wszystkim, co zaczęło zmieniać się w moim życiu.
Ocean wydawał się dziś jakiś spokojniejszy, choć fale groźnie odbijały się od klifów. Na niebie nie było ani jednej chmurki, przez co słońce nie miało za czym się schować.
– Mamo, chciałbym, abyś tutaj była. – Skierowałem te słowa prosto w niebo. – Zmieniłem się i czuję, że gubię się we wszystkim. Stałem się swoim przeciwieństwem. Kimś, kim nigdy nie chciałem być.
Nagle poczułem się jak skończony idiota, który rozmawia z otaczającą go pustką. Zaczynałem głupieć i musiałem zająć czymś swoje myśli. Znaleźć kolejny cel, na którym mógłbym się skupić. Kolejną kobietę, która zainteresowałoby mnie, a której nie byłoby mi żal złamać.
***
ZACK: Gotowy? Zaraz będziemy u Ciebie zchłopakami.
JA: Myślałem, że już nigdy się Was nie doczekam. Czekam nadole.
Czekałem na chłopaków przed domem na swojej hondzie, gdy rozbrzmiał ryk zbliżających się bestii. Nasza paczka była rozpoznawalna, kiedy gdzieś się pojawialiśmy. Odgłos dziko ryczących motocykli był sygnałem, że już dotarliśmy i dopiero teraz miała rozpocząć się najlepsza impreza.
Chłopacy podjechali i zatrzymali się, tworząc koło, a Zack jako jedyny wjechał w środek i stanął obok mnie.
Podniósł przezroczystą klapkę kasku i spojrzał na mnie.
– Część chłopaków zostaje na imprezie, reszta jedzie z nami – oznajmił.
– Spoko. – Nie miałem nic przeciwko. Mogli się śmiało zabawić.
Odpaliłem swój ścigacz, a Zack przygazował, gotów do jazdy.
Dałem mu sygnał, żeby ruszał i wyrwałem za nim, zrównując się z nim w momencie wyjeżdżania z naszej posiadłości.
Jechaliśmy w zwartym szyku, utrzymując odpowiednią prędkość.
Po dwudziestominutowej podróży zaparkowaliśmy przed domem Dave’a, w bogatej dzielnicy po drugiej stronie miasta. Zsiadłem, zdjąłem kask i położyłem go na siedzenie. Większość chłopaków nie czekała na nas i rozeszli się, ale wiedziałem, że wszyscy spotkamy się jak zwykle przy basenie. Zack, Jonny, Josh i Scott dołączyli do mnie.
– Załatwmy sobie najpierw coś mocniejszego – zaproponował Scott.
– Ja dziś nie piję, bo mam wyścig – przypomniałem im.
Zack też nie miał zamiaru pić, tak samo jak Jonny i Josh. Scott, jako jedyny z nas zamierzał zostać na imprezie.
Zack i ja weszliśmy jako pierwsi do domu i skierowaliśmy się prosto do kuchni Dave’a. Znaliśmy ją z naszych częstych odwiedzin. Dave był jednym z nas i trzymał się z nami.
Chwyciliśmy po butelce wody i poszliśmy nad basen, gdzie bawiła się już reszta chłopaków. Większość z nich miała już przy boku panienki. Miałem ochotę wypić, jak zapewne większość chłopaków, ale musieliśmy dziś jeszcze trzeźwi dotrzeć do starych hangarów.
– Myślałam, że dziś cię tutaj nie zobaczę. – Usłyszałem za sobą znany mi, kobiecy głos.
Odwróciłem się powoli i ujrzałem Vanessę, moją dobrą przyjaciółkę. Pieprzyliśmy się okazjonalnie, nie oczekując nic od siebie nawzajem.
– Nie mogłem ominąć imprezy Dave’a.