Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
13 osób interesuje się tą książką
Zaburzenia odżywiania dzieci i młodzieży to ogromny, bardzo skomplikowany problem. Czym właściwie są? Jak im przeciwdziałać?
I co robić, żeby wypracować u dziecka dobre wzorce postrzegania jedzenia oraz ciała? A co, jeśli dziecko zachorowało?
Ta książka to skarbnica wiedzy nie tylko o chorobach, takich jak pica, ARFID, zespół przeżuwania oraz anoreksja, bulimia czy zaburzenie z napadami objadania się.
To przede wszystkim lektura pomocna dla tych, którzy nie wiedzą, co robić, do kogo udać się po pomoc, na co się nastawić. Dowiesz się z niej, jakie są fazy reagowania na chorobę (reakcje rodziców) i dlaczego potrzebna jest terapia dziecka, rodzinna oraz własna. Uświadomisz sobie, że chłopcy też chorują, poznasz historie młodych ludzi i ich rodzin, pokazujące, jak różne oblicza mają wszystkie te choroby.
Katarzyna Błażejewska-Stuhr (dietetyczka kliniczna i psychodietetyczka) i Agata Ziemnicka (psycholożka kliniczna i dietetyczka) rzetelnie i z wielką empatią prezentują ogromną wiedzę zarówno naukową, jak i wynikającą z osobistych kontaktów z pacjentami.
Uświadamiają, uczą, radzą, co robić, gdy mamy problem. Pokazują, jak budować zdrową relację z jedzeniem oraz ciałem (zarówno u dziecka, jak i u siebie).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 421
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Moim rodzicom, za szybką interwencję, gdy jej potrzebowałam.
Moim Synom -aby nigdy ich relacja z jedzeniem się nie zepsuła.
Agacie, za Siostrzeństwo.
Gosi za zaproszenie.
Kasi za pomoc!
Katarzyna Błażejewska-Stuhr
Wszystkim moim pacjentom i ich rodzicom,
którym udało mi się pomóc, i tym, którym pomóc nie potrafiłam.
I Kasi oraz Gosi za wiarę we mnie.
Agata Ziemnicka
KILKA SŁÓW OD KACH
Karmienie to w naszej biologii i kulturze ogromnie ważna czynność. Karmimy, odżywiamy, dokarmiamy– nie tylko dostarczamy w ten sposób niezbędnych do życia składników, takich jak białko czy witaminy, lecz także okazujemy miłość, troskę i opiekę.
Gdy dziecko tuż po przyjściu na świat przysysa się do piersi, którą jest karmione przez kolejne miesiące, gdy łapczywie chwyta butelkę, łyżeczkę z purée marchwiowo-ziemniaczanym, kolejnymi zupkami, gdy samodzielnie sięga po chleb, wiemy, że jest zdrowe. Cieszymy się z kolejnych fałdek i rozczula nas bobas o figurze ludzika Michelin. Kiedy maluch chętnie je dania, które od nas dostaje, czujemy spełnienie jako karmiciele. Ogarnia nas spokój, bo wiemy, że zaspokajamy podstawową potrzebę dziecka.
Niestety czasami dzieci nie chcą jeść. Na etapie karmienia piersią może dziać się tak z powodów anatomicznych (np. zbyt długie wędzidełko, nieodpowiedni kąt dostawiania do piersi, problemy z napięciem nerwowym lub warunkami panującymi wokoło). Bywa, że wsparcie fizjoterepeuty, neurologopedy, psychologa– podjęte odpowiednio wcześnie– pozwoli pokonać tego typu problemy. My, rodzice, przepełnieni lękami i nadmiarem obowiązków, nie zawsze jednak w ogóle wiemy, że możemy takiej pomocy szukać. Ba, czasami nie jesteśmy nawet świadomi, że powinniśmy to zrobić– bo pediatra mówi: taka jego uroda, wyrośnie.
Z czasem jednak stres wokół posiłków i karmienia narasta. Dorośli wpadają we frustrację, starają się, gotują, podają, tłumaczą, karzą i nagradzają… a problem się nasila. Zaburzenia odżywiania u dzieci opisano już w wielu książkach. Można też sięgnąć po pomoc wybitnych specjalistek i specjalistów. Działają ośrodki i grupy rodziców, które wzajemnie się wspierają. Problem wciąż jednak jest olbrzymi. Co więcej, wiąże się z silnym poczuciem winy, porażki, zwątpieniem, których doświadczają opiekunowie. „Nie dość dobrze karmią, źle gotują, ulegają fanaberiom dziecka, wydziwiają”– nietrudno się domyślić, na jakie jeszcze komentarze są narażeni… Pracując z rodzicami, dziadkami, opiekunami, ale głównie rozmawiając z innymi specjalistami, mam w głowie jedno hasło: „Wyluzuj”. Wiem, że powiedzenie tego nigdy nie spowodowało, że ktoś zestresowany, przepełniony poczuciem winy, strachem i napięciem nagle poczuł spokój i ulgę… Dlatego teraz zróbmy małą przerwę na głęboki wdech i wydech.
Kładę Ci rękę na ramieniu. Wiem, że jest Ci bardzo trudno. Wiem, że robisz wszystko, co jest w zasięgu Twoich możliwości. I mówię to raz jeszcze: odetchnij, odpuść i wyluzuj.
Dzieci wyczuwają emocje otoczenia znacznie silniej niż my– po prostu muszą czuć bardziej, by bez umiejętności komunikacji werbalnej móc jakoś poradzić sobie w świecie. Niestety w związku z tym często odbierają więcej, niżbyśmy chcieli. Owszem, to zapewnia im przetrwanie, ale jednocześnie powoduje, że przejmują nasze niepokoje. Gdy podaję na tacy kanapki z dekoracją w kształcie buziek lub zwierzątek, jeżeli pół dnia poświęcam na zakupy i przygotowanie oraz przetarcie zupy, dziecko wie, że posiłek jest źródłem stresu. Gdy biegam za nim, mówiąc: „Zjedz, zjedz!”, albo krzyczę z frustracji, płaczę z bezradności, opowiadam o tym koleżankom i radzę się mamy, ono to wszystko przyswaja.
Odpuść.
Poszukaj terapeuty i pogadaj z nim, zamiast się nadmiarowo obarczać. Pomyśl, że Twój luz to najlepszy sposób, abyś nie zwariowała /nie zwariował, i – co najważniejsze– abyś mogła/mógł pomóc swojemu dziecku.
Wiedz, że to minie. To przejdzie. I że nie jesteś z tym sama/sam. Gdy pisałam kilka lat temu na Instagramie o tym, że przygotowuję się na zajęcia ze studentami dotyczące zaburzeń odżywiania u dzieci, dostałam setki wiadomości od rodziców, którzy byli na różnych etapach karmienia swoich pociech. Byli oskarżani przez otoczenie o wszystko, co najgorsze (a powód przecież znajdzie się zawsze: za bardzo, za mało, za monotonnie, za rozmaicie– ZAWSZE MOŻNA WSKAZAĆ, CO JEST ŹLE). Mieli ogromne poczucie winy oraz niesprawiedliwości. Po latach okazywało się jednak, że przetrwali. Tylko nie odbyło się to bezkosztowo– jedni zostali z większą traumą, inni z mniejszą…
Mam zatem ogromną nadzieję, że nasza książka pozwoli Ci ograniczyć spustoszenie spowodowane tą niezwykle trudną sytuacją– gdy karmienie dziecka nie jest tak naturalne i proste, jak mogłoby być. Owszem, to trudne, ale niestety tak też w życiu bywa. My jednak jesteśmy w tym razem z Wami!
KILKA SŁÓW OD AGATY
Mam 40 lat. Jestem mamą dwóch dziewczynek w wieku dorastania. Przeżyłam tyle, że pozwolę sobie mówić do Państwa na „ty”.
Ta książka ma za zadanie Cię uspokoić, a po uspokojeniu– wesprzeć. W czym? W odnalezieniu poczucia sprawczości, poukładaniu się z poczuciem winy, może wstydu. Piszę ją, ponieważ pracuję z młodzieżą chorującą na zaburzenia odżywiania. Jestem psycholożką i dietetyczką. Trafiają do mnie najczęściej dziewczynki, młode kobiety, chłopcy i młodzi mężczyźni chorujący na anoreksję, depresję maskowaną zaburzeniami odżywiania i osoby jedzące nadmiarowo, czasami z bulimią. Praca z nimi jest intensywna i zazwyczaj długoterminowa. Jednak to rodzice są kluczowym ogniwem w zdrowieniu. Wy– rodzice, opiekunowie– macie największy wpływ na proces powrotu do zdrowia Waszego dziecka. A ja nie mogę poświęcić i rodzicom, i dzieciom tyle czasu, ile bym chciała, więc potrzeba napisania tej książki wzięła się z mojego pragnienia współpracy z rodzicami, z Wami.
Zebrałam tu najważniejsze fakty, dane, badania, ale też opisałam własne doświadczenia i potrzeby. Trudno jest dawać ogólne zalecenia, bo właściwie każde dziecko potrzebuje innej pracy, pomocy i wsparcia, lecz wierzę, że wyciągniecie dla siebie to, co najistotniejsze– Waszą przewagą jest to, że to Wy jesteście rodzicami. To Wy najlepiej znacie swoje dziecko, macie względem niego niezwykłą intuicję i bardzo, bardzo dużo od Was zależy,
Tak, to może być obciążające, ale jednocześnie stanowi znakomitą wiadomość– naprawdę wiele jest w Waszych rękach! Porównam to do porządków w garażu: jest za dużo kartonów, są pamiątki po babciach i dziadkach, za małe buty, za małe łyżwy, ale żadne auto tu nie postało od dwóch–trzech lat. Trzeba najpierw wyposażyć się w narzędzia do sprzątania i zebrać ekipę– na pewno przydadzą się oboje rodzice, bo przecież nie wysyłamy 13-letniego dziecka, by samo sprzątało nasz wspólny garaż. Zwłaszcza jeśli waży o 10 kilogramów mniej, niż powinno… Są w tym garażu takie rzeczy, których nie powinno zobaczyć– Wasze dorosłe rzeczy. Drugiego rodzica nie ma, ponieważ nie żyje albo nie mieszkacie razem? W porządku, ważne, żeby jego rzeczy też uporządkować tak, by było miejsce na nowe.
Najpierw zatem wyjmujemy wszystko, co przez lata nazbierało się w tym naszym zagraconym garażu. Przyglądamy się temu, część rzeczy wyrzucamy, innym znajdujemy odpowiednie miejsce. Gdy już to uczynimy, dziecko może zaaranżować swój kącik, a także wspólnie możemy stworzyć przestrzeń, na przykład na rowery czy nowe auto.
Pomocny będzie spec od projektowania garaży, osoba zajmująca się projektowaniem szafek, ekspert od sprzątania, firma wywożąca śmieci, spec od planowania całego przedsięwzięcia i rozdawania ról. Potrzebny jest sztab ludzi– tak, to początek drogi.
Jeśli podejrzewasz, że Twoje dziecko albo dziecko z Twojego otoczenia może chorować na zaburzenia odżywiania, to bardzo dobrze, że wzięłaś/wziąłeś do ręki tę książkę. Ona jest dla Ciebie. Ona jest emocjonalnym manualem, który pomoże Ci znaleźć odpowiedni klucz do kłódki broniącej dostępu do garażu.
Wszystko, co tu przeczytasz, jest po to, byś mógł bez owijania w bawełnę uświadomić sobie, jaka jest sytuacja Twojego dziecka, Twojej rodziny i – co kluczowe– co możesz zrobić.
Zanim zaczniesz czytać dalej– jeśli nie jesteś w terapii, poszukaj terapeuty. Jeśli jesteś już po, umów się na wizytę do osoby, z którą pracowałaś/pracowałeś. To ważne, by porozmawiać o tym, co się z Tobą dzieje, czego potrzebujesz, co czujesz, co wywołuje w Tobie podejrzenie, że Twoja córka albo syn chorują na zaburzenia odżywiania.
Uznaj, a jeśli nie dasz rady, to załóż, że wszystko, co dotychczas zrobiłaś/zrobiłeś, było wynikiem starania o to, aby Twoje dziecko było dobrze wychowywane: w miłości, spokoju i bezpieczeństwie– na tyle, na ile tylko się dało i na ile potrafiłaś/potrafiłeś. Wiem, że tak właśnie było!
Czynniki wpływające na zachorowanie na zaburzenia odżywiania wykraczają znacznie poza: „zła, ciągle odchudzająca się, wszystkowiedząca matka” i „nieobecny, surowy ojciec”.
Czynniki genetyczne, środowiskowe, zdrowotne, fizjologiczne, emocjonalne, trauma okołoporodowa, traumatyczne doświadczenia we wczesnym dzieciństwie… no i oczywiście Ty, rodzicu, system rodzinny, który stworzyłeś, i system rodzinny, w którym się wychowywałeś, Twoje „nakarmienie” bliskością i bezpieczeństwem w dzieciństwie… to wszystko wpływa na wyzdrowienie albo niezachorowanie Twojego dziecka. Rozszerzamy więc perspektywę. Konieczna, bezwzględnie konieczna jest pomoc terapeuty, specjalisty od pracy z zaburzeniami odżywiania dla dziecka, ale na początku najważniejsze jest… wsparcie dla Ciebie!
Jak szukać specjalistów, gdy nie ma środków, czasu czy wolnych terminów, opiszę w kolejnej części.
To, co dzieje się z Twoim dzieckiem, jest dla Ciebie wyzwaniem, na pewno będzie też wyzwaniem w procesie zdrowienia. Będziesz potrzebował sił fizycznych, wiedzy, cierpliwości, nieustępliwości, odwagi, wytrwałości i komunikacji z masą ludzi. Czy masz te zasoby? Nieskończone? Wiem, że masz pracę, ona nie ulega spowolnieniu przez diagnozę, ona nie poczeka, masz może inne dziecko, być może sama/sam masz jakieś zaburzenia nastroju albo inne choroby, być może opiekujesz się schorowanymi rodzicami. To wszystko teraz musisz oddzielić grubą kreską, bo zdrowie Twojego dziecka jest zagrożone, Twoje dziecko ma depresję, silną niedowagę, być może płyn w worku osierdziowym, może wymiotuje kilka razy dziennie albo od wczoraj niczego nie zjadło i boi się nawet pić wodę. Więc wszystko na chwilę musi zniknąć, choć nie może. No i to właśnie jest Twoja sytuacja. Nie jesteś sama. Nie jesteś sam. Twoje dziecko ma duże szanse na wyzdrowienie.
Postaram się napisać wszystko, co uważam, że może pomóc Ci świadomie przejść proces urealnienia, na czym polega sytuacja Twoja i Twojego dziecka.
Dlaczego zajmuję się zaburzeniami odżywiania?
Zaburzeniami odżywiania zaczęłam się zajmować w zasadzie przypadkiem, choć nie do końca. Od kiedy w siódmej klasie pracowałam w szkolnym sklepiku, zderzyłam się ze znaczną ilością słodyczy i zbyt łatwą ich dostępnością. Pawełki zarządzały moją egzystencją. Potem nagle ciało się zmieniło i od wtedy bardziej albo mniej się z tą zmianą mierzę. Pojawił się emocjonalny niedobór, który został wypełniony kalorycznym nadmiarem.
Następnie znalazłam się, już zawodowo, w szpitalu, jako studentka na praktykach w ośrodku leczenia nerwic i zaburzeń odżywiania. Trafiłam tam potem na kilkuletni staż jako psycholożka i dietetyczka. Pracowałam na oddziale dziennym głównie z młodymi kobietami chorującymi na anoreksję i bulimię.
Na początku nie miałam pojęcia, jak z nimi pracować, jak rozmawiać o ich problemach, jak do tego podejść.
Przeczytałam wszystkie dostępne na rynku książki, dzienniki dziewczyn, które chorowały, ich rodziców, zalecenia psychologiczne europejskie, amerykańskie i poszłam do nich… z wiedzą i zapewnieniem, że od jedzenia jakościowego może przyrosnąć jedynie masa intelektu. No i jakoś powolutku, rozmawiając nie o tyciu, a o ożywianiu niektórych funkcji w ciele, robiłyśmy minimalne zmiany. Minimalne, ale jednak.
Moje własne doświadczenie nadmiarowego jedzenia konfrontowało się z niewystarczającym jedzeniem moich pacjentów.
Potem pojawili się pacjenci w prywatnym gabinecie w pracy indywidualnej, najpierw dorośli, z ośrodka, potem osoby polecone, a potem zaczęło przychodzić kilkoro młodych ludzi. Wybuchła pandemia i tama zdrowia psychicznego młodzieży puściła.
Zaczęłam dostawać telefony z prośbą o wsparcie, bo…
• córka nagle przytyła i ma rozstępy na udach i brzuchu;
• córka nagle przeszła na weganizm i ma słabe wyniki badań krwi;
• syn został skierowany na badania w szkole z powodu niskiego BMI;
• widzę, że moje dziecko bardzo schudło;
• syn zaczął chodzić na siłownię siedem razy w tygodniu;
• nie poznaję swojego dziecka, jest nieobecne i się dystansuje;
• nauczyciele zwracają uwagę, że dziecko ma gorsze stopnie i mniejszą koncentrację;
• córka zamyka się w pokoju i je posiłki sama;
• syn przestał jeść domowe posiłki i zaczął gotować sam.
I w ten oto sposób COVID sprawił, że zaczęłam pracować z młodzieżą. Dziękuję tu każdej osobie, z którą pracowałam, za zaufanie, za wyzwania, które od was dostaję, za rozmowy i za to, że próbujecie, że się staracie, że udaje nam się budować Waszą wolność razem.
Ale ta książka jest dla Rodziców. Rodzice, Wam też dziękuję, wszystkim z którymi współpracowałam ściśle, i tym z którymi nawet się nie widziałam.
A jeśli sięgnęliście po tę książkę… czytajcie sobie powoli, dotrwajcie do wywiadów, tam jest najwięcej wiarygodnej treści naukowej. Zmiana.
I najważniejsze– język: od tego zaczynam zmianę. Osoba, która choruje na anoreksję, jest OSOBĄ CHORUJĄCA NA ANOREKSJĘ, a nie anorektyczką. Szufladkowanie odbiera wybór i sprawstwo, a do ich braku sprowadza się największy problem w tej chorobie. Tak samo jest z BED– Binge Eating Disorder– to nie jest zespół kompulsywnego objadania się, bo sama nazwa zawstydza… to jest po prostu: jedzenie nadmiarowe, zespół jedzenia nadmiarowego.
No i na koniec: jadłowstręt. Anoreksja nie ma nic wspólnego z jadłowstrętem. Nikt bowiem nie jest tak głodny i nie marzy aż tak bardzo o jedzeniu jak osoba chorująca na anoreksję. Jednocześnie nikt też tak bardzo się go nie boi…
ZABURZENIA ODŻYWIANIA– WPROWADZENIE
Jesteśmy dietetyczkami, jedna z nas jest też psycholożką. Założyłyśmy fundację Kobiety bez Diety. Działamy od lat– wspólnie i każda z osobna– na rzecz zatrzymania obsesji piękna, wyzwolenia Polek ze srogich kajdan wymagań szczupłości. Walka z wymaganiami kulturowymi jest mozolna, ale sprawiają one, że mamy w sobie tak dużo złości, że nie przestaje nam się chcieć.
Walka z zaburzeniami odżywiania jest o wiele trudniejsza, bo inna. Związana z małymi dziećmi, poczuciem odpowiedzialności, poczuciem winy, zagubieniem, czyli… rodzicielstwem.
Mamy w sumie czwórkę dzieci (Kach dwóch synów, lat 13 i 8; Agata dwie, córki lat 12 i 10).
Mamy za sobą różne relacje z ciałem i jedzeniem, jak wszyscy. Miewamy momenty lepsze, ale też trudne i złe. Robiłyśmy swoim ciałom krzywdę, lecz i bardzo się o nasze ciała troszczyłyśmy.
Ale to wszystko było niczym w porównaniu z emocjami dotyczącymi karmienia dzieci.
Wiemy, ile kosztuje martwienie się, że dziecko jest głodne. Wiemy, jaką odpowiedzialność kładzie się na plecach– choć właściwie: na piersiach– kobiet, gdy rodzi się dziecko i przychodzi czas karmienia. Wydaje nam się, że wiemy, jak trudno jest w tym okresie także ojcom, gdy nie czują się wystarczający i sprawczy, jak to zwykle bywało albo powinno być (z perspektywy kultury). Nagle wszystko się zmienia. Nagle karmienie dziecka staje się tematem dominującym. Wątpliwości: czy maluch przybiera na wadze, czy chudnie, czy nie je za rzadko, za często, czy mleko jest odpowiednio gęste odżywczo… Wyjęte z życia tygodnie, miesiące…
A potem zaczyna się okres rozszerzania diety i… wtedy to dopiero się robi zabawa! Czy karmić łyżeczką, czy dziecko powinno jeść samo, jakie produkty– ilość zjedzonych przez moje dziecko warzyw i owoców przekłada się na ocenę tego, jak dobrym rodzicem jestem.
Ależ presja! Ależ zamieszanie i odejście od intuicji! Choć w zasadzie… skąd ją mieć, gdy jest się matką po raz pierwszy i wszystko trzeba robić, zmagając się z nabrzmiałymi, kapiącymi mlekiem lub pustymi piersiami, skrajnym niewyspaniem, często samotnością i lękiem?
Atawistyczna potrzeba wykarmienia dzieci, ale też kulturowa „norma”, że wartość matki zależy od tego, co i jak je jej dziecko (świat oszalał), wpływa na ogromne napięcie wokół jedzenia, zarówno u samych karmiących– rodziców, opiekunów– jak i dzieci.
W naszych gabinetach dość jasno wybrzmiewa, że w naszym pokoleniu, gdy byłyśmy dziećmi, jedzenie i wszystko wokół niego było często nacechowane przemocą, agresją, frustracją. Stawało się ono przywilejem, który doceniały pamiętające głód babcie. Jedzenie bywało narzędziem okazywania władzy, miłości, było nagrodą i karą.
Teraz jest inaczej, bo nasze dzieci mają od nas więcej przyzwolenia na wybór, ale nadal jest w nas dużo napięcia– tego starego, z dzieciństwa, jak i nowego, które zafundowały nam kultura i przemysł spożywczy.
I mogłybyśmy rozwijać wątek, jak to jest być rodzicem– karmić, codziennie gotować obiady, starać się zbilansować składniki, unikać nadmiaru słodyczy, jeść przy stole (nawet z nastolatkami), ale… nie będziemy. Napiszemy Wam za to, że obie popełniłyśmy mnóstwo błędów wokół jedzenia, bo byłyśmy młode i nieświadome, mimo że wykształcone w tym właśnie kierunku. Mniej pomyłek przydarzyło się nam już na szczęście w kontekście cielesności, rozmawiania o ciele, wyglądzie. Tego też jednak musiałyśmy się nauczyć, ale dało się– to działa! Dlaczego zatem u Was miałoby być inaczej?
No to jak to właściwie jest z tym wszystkim, a jak być powinno? Zapraszamy Was do wspólnej podróży– by dowiedzieć się (i poczuć!), co można zrobić w celu zmniejszenia prawdopodobieństwa wystąpienia zaburzeń odżywiania u Waszych dzieci, a jeśli już wystąpią, jak sobie z nimi radzić. Spokojnie, przejdziemy przez to razem.
Agata i Kach
1
RÓŻNE OBLICZA ZABURZEŃ ODŻYWIANIA
Kasia Błażejewska-Stuhr
Z czym powszechnie kojarzą się zaburzenia odżywiania? Anoreksja, bulimia, ortoreksja czy napadowe objadanie się to– niestety– nie wszystko. Każde kolejne klasyfikacje medyczne wyodrębniają nowe jednostki chorobowe z zakresu zaburzeń jedzenia. Z jednej strony to dobra wiadomość– oznacza bowiem, że mamy o nich coraz obszerniejszą wiedzę. Większe uszczegółowienie pozwala też opracowywać bardziej skonkretyzowane terapie, dopasowane do każdego rozpoznania. Z drugiej jednak trudno „cieszyć się” z opisów kolejnych i kolejnych zaburzeń, wiedząc przy tym, że statystyki są nieubłagane– liczba zachorowań rośnie, także wśród najmłodszych. Przykładowo jedno z badań wykazało, że w okresie od 2009 do 2018 roku zachorowalność na zaburzenia odżywiania u dzieci w wieku 5–13 lat wzrosła w Australii niemal dwukrotnie (1,4 przypadku na 100000 osób rocznie vs. 2,79 przypadku na 100000 osób rocznie)! [1]
Co więcej, jeśli chodzi o tego typu problematykę u dzieci, warto spojrzeć na nią z jeszcze innej perspektywy niż tylko konieczność podjęcia działań tu i teraz. Już w pierwszych latach życia mogą się bowiem uwidocznić pewne predyspozycje do ewentualnego zachorowania w przyszłości, co powinno wzmóc czujność rodziców i opiekunów. Wtedy właśnie kształtują się przecież kluczowe nawyki i przekonania dotyczące między innymi sposobu odżywiania, relacji z jedzeniem czy spojrzenia na ciało. Mogą się rzucać w oczy także indywidualne tendencje, takie jak duża wybredność żywieniowa, czyli niechęć do próbowania nowych pokarmów i jedzenie tylko określonej ich grupy– jak wskazują badania, tego typu zachowania mogą poprzedzać stosowanie diet w wieku nastoletnim, co zwiększa ryzyko rozwoju chociażby anoreksji [3].
Całość obrazu dodatkowo zaciemnia jednak fakt, że współcześnie obijamy się w zasadzie o dwie skrajności. Opisany wzrost zachorowań, na przykład na anoreksję, obserwuje się równocześnie ze wzrostem występowania nadwagi i otyłości. Światowa Organizacja Zdrowia wskazuje, że w 2020 roku tego typu problemów doświadczyło 39 milionów dzieci poniżej piątego roku życia! [4] Na tym tle– niestety– nie wypadamy dobrze. Polskie maluchy od wielu lat są jednymi z najszybciej tyjących w Europie [5].
Tak, temat jest bardzo skomplikowany i niewątpliwie komplikuje się coraz bardziej. Zwiększając jednak swoją świadomość w tym zakresie, w przypadku pojawienia się problemów można znacznie podnieść szanse na podjęcie szybkich i skutecznych działań.
Co warto wiedzieć o zaburzeniach odżywiania, które nie są tak szeroko opisywane jak chociażby anoreksja czy bulimia, a też dotykają dzieci i młodzież? Oto najważniejsze z nich:
Pica (łaknienie spaczone)
Nikt nie rozumiał, jakim sposobem nie umarła z głodu, wreszcie Indianie, którzy wiedzieli wszystko, krążąc nieustannie po domu swoim bezszelestnym krokiem, odkryli, że Rebeka jada wyłącznie mokrą ziemię z podwórza i płaty wapna, które zeskrobywała paznokciami ze ścian.
Sto lat samotności, Gabriel Garcia Marquez
Pica to zaburzenie odżywiania, którego nazwa pochodzi od łacińskiego słowa „sroka” (łac. pica). Sroka to ptak, który słynie z kradzieży różnego rodzaju niejadalnych przedmiotów [9]. Ich zjadanie– lub na przykład żucie czy lizanie– jest właśnie bazą opisywanego tu zaburzenia. Osoby, których ono dotyczy, sięgają po produkty nieprzeznaczone do spożywania i niemające żadnych wartości odżywczych. Co więcej, część z nich może okazać się szkodliwa i niebezpieczna dla zdrowia [6, 9].
W celu postawienia diagnozy tego typu problemy powinny trwać co najmniej miesiąc i dotyczyć osoby, dla której są nieadekwatne do wieku. Należy jednak podkreślić, że koniecznie trzeba brać tu pod uwagę uwarunkowania społeczne, ponieważ w niektórych kulturach spożywa się rzeczy, które w innych uznawane są za niejadalne (np. w części regionów Afryki zjada się glinę, co chociażby w Polsce jest poza normą). Najczęściej tego typu rozpoznanie dotyczy maluchów w wieku 18–36 miesięcy, które– nawiązując do wspomnianej wcześniej nieadekwatności– powinny już wiedzieć, jakie rzeczy nie należą do kategorii pożywienia. Jednocześnie podkreśla się, że stawianie w tak młodym wieku rozpoznania, jakim jest pica, niesie za sobą istotne ryzyko. U dzieci poniżej drugiego roku życia wkładanie różnego rodzaju przedmiotów do ust jest bowiem elementem normalnego, prawidłowego rozwoju. Rozróżnienia, w którym momencie będzie to zatem normą, a kiedy zacznie poza nią wykraczać, musimy zatem dokonywać z dużą ostrożnością [6, 12].
Dzieci z tym zaburzeniem sięgają na przykład po: kredę, farby, papier, węgiel czy druty. Wśród najczęstszych rodzajów piki można wymienić: geofagię (jedzenie ziemi), pagofagię (spożywanie dużych ilości lodu), koprofagię (jedzenie kału), litofagię (połykanie kamieni), trichofagię (spożywanie włosów; ten ostatni przypadek często jest powikłaniem trichotillomanii, która polega na niepohamowanym ich wyrywaniu) [6, 9, 11].
Jeśli chodzi o przyczyny– niestety– nie są one do końca jasne. Podkreśla się, że pica może wynikać z czynników somatycznych, na przykład niedoborów żelaza lub cynku (niskie ich poziomy wpływają na zmysły smaku i zapachu) [11], niedożywienia, problemów żołądkowo-jelitowych czy podwyższonej wrażliwości na różnego rodzaju patogeny [9]. Może też występować wraz z innymi chorobami czy zaburzeniami, na przykład stanowić symptom zaburzeń ze spektrum autyzmu, obsesyjno-kompulsywnych czy zaburzeń rozwoju (podkreśla się, że u dzieci z ostatniej z wymienionych tu grup to właśnie pica jest najczęściej rozpoznawanym zaburzeniem odżywiania) [6, 9, 11]. Warto też zaznaczyć, że zwykle pica nie łączy się z niechęcią do normalnego jedzenia– raczej jest problemem od niego niezależnym [13].
A co z osobami dorosłymi? U nich pica zdarza się niezwykle rzadko, choć też jest możliwa. Szczególnie narażone są na nią kobiety w czasie ciąży– w ich przypadku zwraca się uwagę głównie na czynniki somatyczne, w tym przede wszystkim na niedobory żelaza. Podkreśla się jednak, że tego typu rozpoznanie u ciężarnych należy postawić tylko wtedy, gdy spożywanie niejadalnych substancji jest długotrwałe lub niebezpieczne na tyle, że konieczne jest poddawanie go szczególnej uwadze klinicznej [8].
Konsekwencje– na co uważać?
Trzeba pamiętać, że jeśli chodzi o ewentualne skutki opisywanego tu problemu, wiele zależy od spożywanych substancji– niektóre z nich mogą spowodować poważne zaburzenia funkcji czy nawet uszkodzenia konkretnych narządów. W tego typu przypadkach, może dochodzi do zatruć (np. niektóre farby mają w składzie toksyczne metale ciężkie), wrzodów żołądka, niedrożności przewodu pokarmowego, perforacji, zaburzeń elektrolitowych, zakażeń pasożytami, niedoborów cynku, niedokrwistości z niedoborów żelaza i innych [6, 12]. Warto też podkreślić, że niektóre badania wskazują na powiązanie piki z bulimią– zauważono, że u osób, które w dzieciństwie chorowały na picę (w wieku 9–18 lat) istnieje podwyższone ryzyko późniejszego wystąpienia właśnie bulimii [10].
Jak leczyć picę?
Niestety, nie ma konkretnego badania, które pozwoliłoby rozpoznać picę. W trakcie diagnostyki opiera się przede wszystkim na szczegółowym wywiadzie lekarskim [7]. Jeśli zaś chodzi o leczenie, wymaga ono holistycznego podejścia i w wielu przypadkach zaangażowania interdyscyplinarnego zespołu– psychiatry, lekarza rodzinnego, gastroenterologa, psychoterapeutów, a w niektórych przypadkach także chirurga i innych specjalistów [6, 9]. Jeżeli podłożem są niedobory, należy je w pierwszej kolejności uzupełnić. Wskazana może okazać się farmakoterapia, choć warto podkreślić, że nie ma specyficznego leku na to zaburzenie. Zwykle stosuje się wtedy różnego rodzaju leki psychiatryczne, na przykład farmaceutyki o działaniu przeciwdepresyjnym [11, 12]. W wielu przypadkach kluczowe okazują się jednak oddziaływania psychoterapeutyczne (zwłaszcza terapia behawioralna lub poznawczo-behawioralna) [12]. Bardzo ważne jest również odpowiednie zabezpieczenie otoczenia dziecka, czyli na przykład usunięcie z miejsca jego przebywania potencjalnie szkodliwych przedmiotów, po które może sięgnąć. Jak zatem widać, wymaga to zaangażowania całej rodziny, lecz dane wskazują, że odpowiednie podejście terapeutyczne istotne poprawia sytuację i u większości dzieci picę można w pełni opanować.
Zespół przeżuwania
Zespół przeżuwania (RS– ang. rumination syndrome) to kolejne zaburzenie, które jako zupełnie odrębna jednostka pojawiło się dopiero w klasyfikacji DSM-V (a więc w 2013 roku) [6, 14]. Zdecydowanie nie jest to jednak zjawisko nowe, ponieważ objawy pasujące do zespołu przeżuwania po raz pierwszy u osoby dorosłej opisano już w 1618 roku. Co ciekawe, wcale nie przekłada się to jednak na dużą liczbę badań w tym zakresie. Wciąż są one dość skąpe, a sam zespół przeżuwania uznaje się za chorobę rzadko występującą– niektóre dane wskazują, że dotyczy około 0,8–10,6 procent populacji [6].
Jego podstawowym objawem jest powtarzająca się regurgitacja, czyli bierne usuwanie treści pokarmowej z żołądka z powrotem do przełyku, bez jednoczesnego występowania odruchu wymiotnego (u niemowląt wiąże się to bezpośrednio z ulewaniem). Towarzyszy temu ponowne przeżuwanie owej treści, jej połknięcie lub wyplucie, do których dochodzi w trakcie jedzenia bądź wkrótce po jego skończeniu. Co ważne, by postawić tego typu diagnozę, według DSM-V, opisany tu objaw musi występować przez co najmniej miesiąc i nie może być związany z żadnymi zaburzeniami żołądkowo-jelitowymi czy innymi chorobami, takimi jak chociażby refluks żołądkowo-przełykowy. Nie może się także wiązać wyłącznie z anoreksją, bulimią albo innymi zaburzeniami odżywiania (choć nieraz występuje w ich przebiegu) [6].
Niestety w wielu przypadkach jest to problem pomijany lub diagnozowany niezbyt dokładnie, w wyniku czego objawy najczęściej trwają przez długi czas. To zaś przekłada się na większe szkody dla organizmu. Wśród możliwych powikłań tego typu schorzenia, można wymienić między innymi: zaburzenia elektrolitowe, uszkodzenie zębów oraz przełyku, spadek masy ciała, różnego rodzaju niedobory odżywcze, problemy z układem pokarmowym, zgagę, nudności, a także trudności w codziennym funkcjonowaniu, na przykład unikanie za wszelką cenę spożywania posiłków w towarzystwie innych osób [6].
Dlaczego dochodzi zatem do tak późnego wykrywania opisywanego tu zaburzenia? Jednym z czynników jest brak pełnej zgodności wśród specjalistów co do samego procesu diagnozowania, leczenia zespołu przeżuwania, ale też mechanizmów, które mogą podtrzymywać schorzenie [6].
Mechanizmy podtrzymujące– co sprawia, że problem wciąż trwa?
Niektóre badania sugerują, że regurgitacja jest swego rodzaju nawykiem lub odruchem, który rozwija się dokładnie tak jak wszelkie inne reakcje uwarunkowane na konkretne bodźce. W tym przypadku owym bodźcem najczęściej jest pożywienie (nieraz jakiś konkretny jego rodzaj lub nawet produkt). Jak ustalono, po ekspozycji na wybrane danie dochodzi do kurczenia mięśni międzyżebrowych oraz mięśni brzucha. Skurcze zwiększają zaś ciśnienie w jamie brzusznej, co skutkuje wypychaniem zawartości żołądka do przełyku, a nawet dalej– do jamy ustnej.
Warto też zauważyć, że u osób mających tego typu problemy zwykle przed wystąpieniem samej regurgitacji pojawiają się określone odczucia fizyczne, jak chociażby dyskomfort w przełyku czy ucisk żołądka– często określa się je jako „impuls ostrzegawczy przed zachowaniem nawykowym”. Co ciekawe, podobnie przebiega to u osób, u których występują różnego rodzaju tiki, na przykład ruchowe czy głosowe– u nich także obserwuje się zachowania przepowiadające [6]. Gdy zaś dojdzie już do zwrotu treści pokarmowej, wspomniane odczucia chwilowo ustępują, co tylko „utwierdza” organizm w przekonaniu, że jest to działanie przynoszące ulgę, a zatem– skuteczne. Co więcej, stosowanie tego typu strategii nieraz staje się umyślne, właśnie między innymi ze względu na pojawiające się poczucie ukojenia. Wszystko to wzmacnia aspekt nawykowości [6].
Przyczyny zespołu przeżuwania
Nie jest do końca jasne, co stoi za pojawieniem się skurczów odpowiadających za regurgitacje. Niektóre osoby relacjonują, że w przeszłości wystąpił u nich określony czynnik, który zapoczątkował problem, na przykład zapalenie żołądka, zabieg medyczny, infekcja dróg oddechowych, różnego rodzaju stresory czy problemy typowo psychologiczne, w tym inne zaburzenia odżywiania. W kontekście ostatniego schorzenia należy też podkreślić, że obawy o kształt czy masę ciała mogą stać się dodatkowym czynnikiem podtrzymującym zespół przeżuwania (np. wypluwanie przeżutych treści pokarmowych tylko po to, by kontrolować wagę) [6].
Warto również zaznaczyć, że zespół przeżuwania może stać się sposobem łagodzenia cierpienia psychicznego, na przykład lęku [6]. Niektóre źródła podkreślają, że za jego rozwój mogą odpowiadać też różnego rodzaju nieprawidłowości w relacji pomiędzy dzieckiem a opiekunami, w tym brak wspierającego kontaktu emocjonalnego.
Należy jednak podkreślić, że regurgitacja nie zawsze musi wiązać się z bodźcem pokarmowym. U niektórych osób pojawia się na przykład po wysiłku fizycznym czy przebudzeniu.
Co ciekawe, jak wskazują kryteria rzymskie IV*, „proces ma tendencję do ustawania, gdy zwracany materiał staje się kwaśny”. Coraz częściej pojawiają się jednak sygnały świadczące o tym, że część osób doświadcza usuwania z żołądka także kwaśnego materiału. Dotyczy to zwłaszcza przypadków, w których jeden epizod regurgitacji trwa kilka godzin, a nieraz tak to właśnie przebiega. Jeśli bowiem przyjmie się założenie, że trawienie zwykle zajmuje około 2–4 godzin, faktycznie podczas regurgitacji rozpoczynającej się mniej więcej 30 minut po posiłku kwasowość nie będzie szczególnie wyczuwalna. Jeżeli jednak treść pokarmowa będzie zwracana przez kolejne 2–3 godziny, odczyn będzie się stawał coraz kwaśniejszy, co też zwiększy szkodliwość dla organizmu (kwas ma silne działanie podrażniające tkanki, niszczące zęby itd.). Co ważne, nie ma konkretnych reguł w tym zakresie– czas trwania regurgitacji jest bardzo indywidualny [6].
* Kryteria rzymskie IV– kryteria diagnostyczne zaburzeń czynnościowych układu pokarmowego; opublikowane w maju 2016 roku.
Terapia– by pożegnać problem regurgitacji
Jeśli chodzi o leczenie, w większości przypadków podstawą jest nauka odpowiedniego oddychania przeponowego. Skąd taki wybór? Podkreśla się, że tego typu oddech daje efekt przeciwny do skurczów mięśni brzucha– powoduje ich rozluźnienie. Czasami wspierające może być także oddychanie przeponowe pod kontrolą biofeedbacku, który dodatkowo pomaga zmniejszyć aktywność mięśni międzyżebrowych i mięśni brzucha przy jednoczesnym wsparciu pracy przepony [6].
Podkreśla się również ważną rolę różnego rodzaju strategii poznawczych i eksperymentów behawioralnych, na przykład ekspozycji na pokarmy wywołujące zwrot treści pokarmowej. Celem tego typu działań jest między innymi nauczenie danej osoby skutecznych sposobów autoregulacji, radzenia sobie z objawami przepowiadającymi regurgitację, a także łagodzenie lęku przed kontaktem z wybranymi pokarmami [6].
Jeżeli jednak tego typu metody okażą się niewystarczająco skuteczne, wskazane może być zastosowanie farmakoterapii lub intensywnego leczenia szpitalnego. Co więcej, jeśli u wybranej osoby występują dodatkowe zaburzenia psychiczne, na przykład zaburzenia lękowe, ich leczenie powinno przebiegać swoim torem– oczywiście pod okiem odpowiedniego specjalisty (psychoterapeuty, psychiatry) [6].
Co jeszcze warto wiedzieć o zespole przeżuwania?
•Częstą strategią radzenia sobie z nawracającymi regurgitacjami jest unikanie określonych pokarmów czy sytuacji. Zwykle jednak nie prowadzi to do złagodzenia objawów [6].
•Niektóre osoby doświadczają regurgitacji nawet kilkadziesiąt razy dziennie! [6]
•Zdarza się, że cofanie się treści żołądka i jej smak stają się źródłem przyjemności (co może być dodatkowym mechanizmem podtrzymującym schorzenie).
•Osoby dorosłe zwykle świadomie podejmują decyzję, co zrobić z treścią pokarmową, która powróciła. Nieraz zależy to od sytuacji, na przykład gdy są same, regurgitacja kończy się wypluciem, zaś w sytuacji społecznej– połknięciem.
•Aż co trzecia osoba z diagnozą zespołu przeżuwania doświadcza innych objawów psychicznych lub wręcz ma postawione określone rozpoznanie, na przykład depresji czy zaburzeń lękowych.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Copyright © by Katarzyna Błażejewska-Stuhr, 2024
Copyright © by Agata Ziemnicka, 2024
Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wszystkie historie opowiedziane w książce wydarzyły się naprawdę. Na potrzeby zachowania prywatności – imiona bohaterów zostały zmienione.
Wydanie I, Poznań 2024
Projekt okładki: © Andrzej Komendziński
Konsultacja merytoryczna: Katarzyna Miłkowska
Redakcja: CHAT BLANC Anna Poinc-Chrabąszcz
Korekta: CHAT BLANC Anna Poinc-Chrabąszcz Skład i łamanie: CHAT BLANC Anna Poinc-Chrabąszcz
Redaktor prowadząca: Małgorzata Ochab
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8357-857-6
Grupa Wydawnictwo Filia Sp. z o.o.
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Seria: FILIA NA FAKTACH