Zniszczona - Monika Rępalska - ebook + audiobook + książka

Zniszczona ebook i audiobook

Rępalska Monika

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zostałam sprzedana przez własną matkę za narkotyki. W wieku siedemnastu lat stałam się dziwką. Przez kilka lat byłam sponiewierana, moje ciało było własnością facetów, którzy codziennie odwiedzali mój pokój. Mogłabym z tym żyć, gdyby nie moja młodsza siostra. Chciałam dla niej innego życia, dlatego postanowiłam uciec z tego piekła. Właśnie tak znalazłam się w San Diego, gdzie od nowa zaczęłam tworzyć swoją historię. Byłam zamknięta na każdego faceta, który się do mnie przystawiał, dopóki nie trafiłam na Maksa. On dotarł do mnie, burząc ten mur, który zbudowałam wokół siebie. Nauczył mnie, jak cieszyć się seksem, którego myślałam, że nigdy nie polubię. Niestety moja bańka mydlana musiała pęknąć, a dawne życie przypomniało o sobie.

 

Teraz stoję pod ścianą, muszę dokonać wyboru, który daje mi Marco. Decyzja jest prosta. On znowu wygrał.

 

Wznowienie bestsellerowej powieści od której zaczęła się kariera autorki!

 

 

Od brutalności po przesympatyczny romans, od dużej dawki śmiechu po dramat - to wszystko zgotuje nam autorka! Po przeczytaniu, zobaczyłam jak świetnie bawiła się ona moimi emocjami. „Zniszczona” zaskoczy was! Będziecie się śmiać i drżeć ze strachu - gwarantuję wam! – Agnieszka Rybska - blonderka

 

Łatwo jest zniszczyć i zgnoić człowieka. Odebrać mu godność i najlepsze lata. Wyrwać mu z rąk najcenniejsze, co posiada. Jednakże trudniej jest przywrócić takiej osobie wiarę w to, że kiedyś życie może jeszcze zmienić się na lepsze. ,,Zniszczona” to mocna, kontrowersyjna, pełna niespodzianek i dramatyzmu, wzruszająca, napawająca optymizmem i wypełniona miłością historia, dla której warto zarwać noc. Polecam! – Katarzyna Ewa Górka @katherine_the_bookworm

 

Czarna perełka wśród premier 2019 roku. Historia mroczna, czarująca i z pazurem. Młoda kobieta po przejściach, która szuka normalności. Czy pozwoli się zniszczyć? Ta historia zostawiła nas w ścianie łez, tylko po to byśmy znowu mogły znaleźć uśmiech. - Papierowe Księżniczki - Daria Słonopas, Kasia Filipowicz

 

"Zniszczona" to opowieść o przyjaźni, miłości, a przede wszystkim o sile kobiecości. Ta książka pokazuje jak wiele potrafimy poświęcić dla osób, które kochamy. - Agnieszka Nikczyńska Książki takie jak my

 

To mocna i szokująca powieść o odwadze, poświęceniu, zdradzie i niezłomnej walce o prawo do własnego szczęścia. Wstrząsa, wzrusza, mrozi krew w żyłach, a zarazem w przejmujący sposób pokazuje, że są w życiu rzeczy, o które warto walczyć do samego końca. Zapewniam Was, jeszcze długo po skończonej lekturze będziecie wracać do niej myślami. - Krystyna Meszka Literacki świat Cyrysi

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 228

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 53 min

Lektor: Monika Repalska
Oceny
4,3 (1263 oceny)
715
273
175
80
20
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
EwaNowak2019

Nie polecam

Szkoda czasu
30
Iwona_1234567

Nie polecam

tragedia, to jakieś wypociny gimnazjalistki. bez polotu wątki się gubią ramy czasu poplecione. nie no nie..... miała 17 lat, gdy matka sprzedała ja do burdelu..... i dalej nie warto szkoda czasu
20
Mumfun3

Nie polecam

Książka,która miała ciekawy pomysł kompletnie nie wypaliła. dość powiedzieć że jako nałogowy mól książkowy, który każda wolną chwilę spędza czytając naprawdę szukałam wymówki żeby do niej nie zaglądać.. Nie potrafię zostawić rozpoczętej książki, czy podoba się czy nie zawsze doczytuje do końca. Ta zaś przeszła jak lekarstwo, wmusiłam ale niesmak pozostał.
21
karolina05987

Całkiem niezła

miała potencjał ale trochę za mało się działo
10
Agnieszkajedrachowicz

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka
00

Popularność




Tej autorki w Wydawnictwie WasPos

CYKL ANIOŁY CIEMNOŚCI

Anioły ciemności. Piekielna miłość #1

Anioły ciemności. Odnaleźć siebie #2

Anioły ciemności. Demony przeszłości #3

POZOSTAŁE POZYCJE

Przyjacielski układ

Kupidyn

Płonący lód. Gra pozorów (razem z Ana Rose)

Świąteczny plan (opowiadanie w ebooku)

Senny koszmar

Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka

Copyright © by Monika Rępalska, 2019Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2023All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja i korektaJustyna KarolakLidia Szarna

Redakcja IIKinga Szelest

Korekta IIAneta Krajewska

Zdjęcia na okładceDmitrii Kotin - pl.123rf.comoraz pxhere.com

Projekt, skład i łamanie oraz wersja elektronicznaAdam Buzek/[email protected]

Wydanie II – poprawione (elektroniczne)

ISBN 978-83-8290-333-1

Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

EPILOG

Podziękowania

Od autorki

Tatuś, to dla Ciebie.

Dziękuję za zaszczepienie we mnie miłości do czytania, dzięki Tobie zaczęłam także pisać.

Rozdział 1

Leżę otępiała pod jakimś spasionym i spoconym ciałem, wyłączam myśli w czasie, kiedy on wbija się we mnie raz za razem. Ten stary oblech sapie, jednocześnie szepcząc mi do ucha zboczone słówka. To niby ma mi pomóc? Ciekawe, w czym – w dojściu? Już dawno nie zaznałam tego uczucia. Nie oszukujmy się: wiem, że nigdy nie będzie mi dane poznać kogoś odpowiedniego, założyć rodzinę i dawać bliskim szczęście, którego sama nigdy nie dostałam.

Myślę o czymkolwiek, byle tylko się rozproszyć i zignorować ból rodzący się w moim wnętrzu. Facet chyba ma problemy, gdyż męczy mnie tymi burzliwymi pchnięciami już od dwudziestu minut. Od czasu do czasu pociera moją łechtaczkę swoimi grubymi paluchami. Ponownie czuję szczypanie przebijające się przez moją zbroję, którą tworzę za każdym razem, kiedy mam klienta. Osobiście nazwałabym tych facetów skurwysynami. Facetów, którzy wykorzystują mnie jak szmacianą lalkę, by spełniać swoje zboczone, sadomasochistyczne fantazje.

Chyba się znudził, bo teraz przechodzi do gryzienia i ssania moich sutków.

Boże, facet, ogarnij się – mówię sobie w myślach. – Nie jestem twoją matką, a z moich piersi nie wypłynie mleko. Najgorsi są ci, którzy nie wiedzą, jak zabrać się do rzeczy.

– Cukiereczku, zaraz dojdę. Jak z tobą?

W końcu zaczęła chyba działać viagra, bo dziadek po tym całym oraniu mojego kruchego ciała dobija do brzegu. Nie zostaje mi nic innego, jak zadowolenie klienta i powiedzenie mu, że oczywiście, tak mi dobrze, że też zaraz dojdę.

– Jesteś niesamowity. – Zmuszam się do przejechania moimi paznokciami po jego obrzydliwie owłosionych plecach. Z praktyki wiem, że to działa na tych obleśnych typów.

Czuję, jak się zbliża, więc czas zacząć przedstawienie. Trochę krzyczę niczym gwiazda pornosa, a facet zadowolony chrząka, dochodząc. Po wszystkim pada na mnie i wygląda na wniebowziętego, jakby wszedł na Mount Everest. Tak, dziadku, też się cieszę, że już po wszystkim. Po kilku minutach zbiera się i zostawia mi meganapiwek, obiecując, że jeszcze mnie odwiedzi.

Leżałam przed nim rozkraczona z czterdzieści minut, aż rozbolały mnie uda. W łazience ściągam z siebie narzucony na moje nagie obolałe ciało satynowy szlafrok i wchodzę pod prysznic. Dokładnie się szoruję, lecz piersi oraz wewnętrzne strony ud traktuję ulgowo. Jestem w tych miejscach zaczerwieniona – wystarczy, że lekko się dotknę, a już mam ochotę się popłakać. Po kąpieli na wrażliwe miejsca nakładam balsam, mój dyskomfort do jutra musi ustąpić.

Owłosiony facet, który, tak się składa, jest znanym sędzią biorącym łapówki, był moim ostatnim klientem dziś. Odkąd tu jestem, a mija już piąty rok tego piekła, stałam się najbardziej zabieganą dziwką w tym burdelu. Gdy miałam siedemnaście lat wszystko zostało mi odebrane przez moją biologiczną matkę, która postanowiła sprzedać mnie za kilka dolców, aby wydać je na prochy, od których była uzależniona. Nie znałam ojca, a matka nie miała rodziny. Zostałam sama, bez jakiejkolwiek pomocy. Nikomu nie życzę takiego dzieciństwa, przez jakie przeszłam, a tym bardziej takiej matki.

Jedyne, z czego się cieszę, to to, że dała mi młodszą siostrę. Jest ona moim słońcem, w tym ponurym miejscu, które daje mi siły na kolejny dzień. Gdyby nie ona, nie miałabym ochoty walczyć o następny oddech. Poddałabym się bez walki, by żyć nadzieją na normalne życie, o którym marzyłam dla niej i dla siebie. Niestety, musi przebywać ze mną w tym strasznym miejscu, które nie jest odpowiednie dla pięcioletniego dziecka, ale zdecydowanie lepsze to niż sierociniec. Kobieta, która dała nam życie – wolę używać tego sformułowania, niż nazywać ją matką – zmarła z przedawkowania. Przedtem udało mi się załatwić dokumentację, która uczyniła mnie prawnym opiekunem mojej przyrodniej siostry. Jestem szczęśliwa, ponieważ zdążyłam to zrobić jeszcze przed sprzedaniem mnie do tego przerażającego miejsca.

Moje dziewictwo, które chciałam zachować dla tego jedynego, zostało mi odebrane przez szefa tego brudnego interesu. Miałam jakieś tam pojęcie, jak to bywa między kobietą a mężczyzną, ale nie byłam przygotowana na to, co mnie spotkało.

Przed tym całym zdarzeniem cieszyłam się, że mam zaokrąglone ciało. Szczupłe długie nogi, krągłe biodra, za które mogą łapać faceci. Jędrny tyłek, gdyż codziennie biegałam, płaski, wyrzeźbiony brzuch oraz bujne piersi. Długie kręcone brązoworude włosy, pełne usta, twarz w kształcie serca i wielkie zielone oczy, okolone długimi, grubymi podkręconymi rzęsami. Cieszyłam się, że jestem ładna – dla młodej nieświadomej dziewczyny, za którą odwraca się każdy chłopak w szkole, jest to niesamowite uczucie.

To było kiedyś, teraz jestem inną osobą, pozbawioną emocji, zobojętniałą kukiełką na to całe popieprzone otoczenie. Nic poza moją siostrą mnie nie rusza, dla niej jednej zrobiłabym wszystko.

Mój pierwszy raz był straszny, ten skurwiel brał mnie mocno, na kilkanaście przeróżnych sposobów, wchodził w miejsca, o których nigdy dotąd nie pomyślałam, że można pieprzyć. Stosował na mnie swoje zabawki, które raniły moje ciało, a najgorsze, że musiałam spełniać jego rozkazy. Po wszystkim nie byłam w stanie wstać z łóżka, zostawił mnie samą i bezbronną po nocnym maratonie.

– Kochanie, jeszcze kilka rundek z moimi chłopakami, a będziesz moim najcenniejszym nabytkiem.

Ze strachem w oczach patrzyłam, jak śmieje się diabolicznie.

– Już widzę mnożące się pieniądze za to boskie ciało. Twoje drzwi nie będą się zamykały, gdy umieszczę cię na naszej stronie internetowej.

Błagałam, żeby już wyszedł i zostawił mnie samą.

– Jeszcze jedno – odwrócił się do mnie z ręką na klamce – jak będziesz się dobrze spisywała, to może umieszczę z tobą siostrę. Tylko rób to, co ci każę, a dogadamy się skarbie.

Gdy już wyglądało na to, że wyszedł na dobre, wydałam z siebie syk i powoli podniosłam się z łóżka. Musiałam zmyć ten ohydny brud. Nawet nie patrzyłam na siebie, bałam się tego, co zobaczę. Byłam tylko wdzięczna, że nie rozerwał mnie na pół tym swoim ogromnym fiutem.

Zerknęłam za siebie, widziałam pełno krwi. Boże, ona była moja!

Zebrałam w sobie odwagę, po czym popatrzyłam na swoje ciało. Było całe posiniaczone, w niektórych miejscach obtarte, mocno zaczerwienione z kilkoma widocznymi pogryzieniami. Na moich nogach widniała zaschnięta krew, na sam jej widok o mało nie zemdlałam. Nie płakałam; już dawno zabrakło mi łez. Ten skurwiel odebrał mi moją niewinność, chcąc zrobić ze mnie dziwkę.

Niech sobie myśli, że mu się to uda. Zawładnął moim ciałem, ale duszy mu nie oddam, poczekam, aż Liz podrośnie, i ucieknę jak najdalej od niego i tego chorego świata – pomyślałam.

Tak, to właśnie poprzysięgłam sobie pięć lat temu, teraz ten czas nadchodzi.

Odkąd Marco zaczął zbijać na mnie kupę szmalu, stałam się jego ulubioną dziewczynką, z której zdaniem się liczy. Po tych kilku latach mogę wybierać sobie klientów.

Moim celem jest zwabiać tych najbogatszych, nic innego się nie liczy, nie zwracam uwagi na wygląd. Podczas gdy faceci mnie posuwają, staram się wyłączać swój umysł, chociaż jedyna myśl, która zaprząta mi głowę, to to, kiedy przyjdzie odpowiedni czas na ucieczkę.

***

– Nat, dlaczego muszę spakować wszystkie swoje rzeczy?

Patrzę na moją małą siostrzyczkę, która siedzi teraz przed szafą i pakuje swoje ubrania.

– Kochanie – klękam przy niej, zakładając jej blond włoski za ucho – już ci mówiłam, robimy sobie długą wycieczkę daleko stąd. – Macham ręką, nakreślając jej, jak daleko.

– A zabieramy ze sobą ciocię Sue i Claire? – Liz podnosi na mnie swoje wielkie niebieskie oczy.

– Nie, Liz, jedziemy same. – Chwytam delikatnie jej kruche ramionka i odwracam ją twarzą do siebie. – Teraz, kochanie, posłuchaj mnie bardzo uważnie. Nikomu nie możemy powiedzieć, że gdzieś się wybieramy. Jasne? – Uśmiecham się, aby jej nie przestraszyć.

Mała kiwa główką.

– Jesteście gotowe? – woła z korytarza Sante.

Jest naszym kierowcą, co miesiąc wozi wszystkie dziewczyny Marca do lekarza na badania kontrolne.

To chyba jedyny plus mojej brudnej roboty. Jesteśmy badane od góry do dołu na wszystkie możliwe choroby. Nigdy nie wiadomo, co przenoszą ci wszyscy kolesie przychodzący do nas na najlepszy w swoim popapranym życiu numerek. Dodatkowo dostajemy zastrzyki antykoncepcyjne albo inne zabezpieczenia, ta decyzja należy do każdej z nas.

– Trzymaj, weź jeszcze to.

Patrzę na torbę, którą wręcza mi Sue. Claire stoi z boku z Liz na rękach.

– Nie mogę tego przyjąć – protestuję, szybko oddając jej torbę.

– Nie interesuje nas teraz twoja duma, to prezent od nas – wtrąca się Claire.

Sue i Claire to moje najlepsze przyjaciółki, to one pomogły mi w tych najtrudniejszych chwilach, które tu przeżyłam.

Każda z nas znalazła się w tym miejscu z różnych powodów.

Claire chciała mieć szybki i łatwy dostęp do kasy, poza tym uwielbia seks.

Sue zaś jest samotną matką. Kiedy jej rodzina dowiedziała się, że będzie miała dziecko, wyrzuciła ją z rodzinnego domu. Po niespełna roku mieszkania na ulicy dostała się tutaj. Jest wdzięczna Marcowi za możliwość urodzenia i wychowania syna u niego oraz zapewnienie dobrze płatnej pracy. Jej, tak samo jak Claire, nie przeszkadza takie życie, ja natomiast chcę czegoś innego, lepszego dla siebie, a tym bardziej dla Liz.

– To naprawdę sporo kasy, jestem bardzo wdzięczna za waszą pomoc. – Czuję kłujące łzy pod powiekami, ale szybko mrugam i przeganiam je, aby się nie rozpłakać. To chyba pierwszy raz od kilku lat, kiedy wzruszyłam się do łez. – Jesteście pewne, że nie będziecie miały przeze mnie problemów?

– Spoko, młoda. Jak coś, poradzimy sobie z wielkim złym Markiem. – Sue puszcza mi oczko, na co się uśmiecham.

– Dobra, to chodźmy.

Biorę Liz od Claire. Udajemy się na dół, gdzie czekają już na nas inne dziewczyny.

– Teraz jest odpowiedni moment – szepcze mi do ucha Sue. – Zamiast wyjść do łazienki, idźcie z Liz na zaplecze. Wszystko jest już przygotowane. Samochód będzie na was czekał przy kawiarni Drivers. Tutaj masz dokumenty, które będą wam potrzebne do rozpoczęcia nowego życia.

Jezu, te dziewczyny są kochane. Pomogły mi we wszystkim, nareszcie będę mogła oddychać pełną piersią. Moje ciało będzie należało tylko do mnie, a Liz zazna w końcu szczęśliwego dzieciństwa.

Przytulam mocno te niesamowite dziewczyny, którym jestem ogromnie wdzięczna, chwytam Liz w ramiona i wybiegam wąskim korytarzem na zewnątrz do upragnionej wolności.

***

– Nat, ile jeszcze? – Liz podskakuje niecierpliwie w fotelu.

– Kochanie, już jesteśmy blisko – mówię, zerkając na nią co jakiś czas.

Jeździmy tak już od tygodnia, a ja nadal nie mam planu. Zatrzymywałyśmy się na noc w przydrożnych motelach, ale nie możemy ciągle żyć w ten sposób. W końcu muszę coś wybrać, nigdzie nie będzie dość daleko, aby na dobre uciec od Marca, ale gdzieś musimy się osiedlić. Już jakiś czas temu minęłam tabliczkę z napisem „San Diego”. Może tam się wybierzemy? Tak, to dobry pomysł.

– Liz – uśmiecham się do niej szeroko – nasz przystanek to San Diego.

– Hura! – Moja mała słodka siostrzyczka klaszcze podekscytowana.

Podczas jazdy próbuję w jakiś sposób zająć uwagę Liz, śpiewamy piosenki, które lecą w radiu, opowiadam jej, jaki będziemy miały śliczny mały domek.

– Oczywiście, kochanie, będziesz miała własny pokój, a wokół łóżka będzie pełno przeróżnych lalek. Co ty na to? – pytam.

– Tak, tak! Już go uwielbiam.

Kocham widzieć uśmiech na tej rumianej dziecięcej buźce.

– Cieszę się, kochanie. No dobra, wysiadamy, nadszedł czas, aby coś zjeść.

Parkuję przy krawężniku obok włoskiej restauracji. Z zewnątrz wygląda dość dobrze, chyba Liz nie będzie wybredna i coś zje. Biorę małą za rękę, zamykam samochód i wchodzimy do środka.

Otwieram drzwi, a melodyjny dzwonek umocowany przy wejściu sygnalizuje o kolejnym przybyłym gościu. Liz rozgląda się dookoła, jej błyszczące, ciekawe oczka chłoną wszystko. W tym całym zgiełku udaje mi się znaleźć dla nas wolny stolik. Ciągnę siostrę za rękę w jedyny wolny kąt restauracji. W chwili, gdy udaje nam się usiąść, podchodzi do nas młoda dziewczyna. Na moje oko ma szesnaście lat, jest śliczna. Ma oliwkową cerę, duże czekoladowe oczy, długie kręcone, czarne włosy. Kiedy się uśmiecha do Liz, zauważam równe śnieżnobiałe zęby. Na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo sympatyczna. Życie nauczyło mnie jednak nie ufać tak łatwo ludziom, a przede wszystkim takim słodkim jak ta dziewczyna. Od razu przypomina mi się Marco: gdyby ją zauważył, chciałby ją mieć u siebie. Stop!

Nakazuję sobie dość myślenia o tym sadyście. Już jesteśmy bezpieczne, a Marco nie dorwie tej dziewczyny.

– Cześć, jestem Laura – szczebiocze dziewczyna i wyciąga do nas karty dań. – Proszę, to dla was. Jak się zdecydujecie, na co macie ochotę, wystarczy zawołać. – Błyska swoim kolejnym uśmiechem. – A może już chcecie coś zamówić? – dopytuje się.

– Musimy się jeszcze zastanowić – odpowiadam.

– Pewnie. – Puszcza oczko do Liz, odwraca się na pięcie i podchodzi do innego stolika.

Zerkam na menu, czytam małej, żeby sobie coś wybrała.

– I jak, co chcesz? – Patrzę na Liz zza karty.

– Naleśniki z czekoladą. – Już widzę, jak się oblizuje.

– Mówisz i masz, kochanie. – Uśmiecham się do niej.

Odkładam menu, podnoszę rękę, aby zawołać kelnerkę. Zamiast młodej dziewczyny podchodzi starsza pani. Kobieta jest przy kości, patrzy na nas ciepłymi oczami, a na pomarszczonej twarzy pojawia się szczery uśmiech. Grube włosy przyprószone siwizną ułożyła w kok na czubku głowy. Podnosi rękę nad swoją głowę i wyjmuje ołówek z koka.

– Słucham, cukiereczku, co podać? – zwraca się do Liz.

Mała wcale nie jest wstydliwa, recytuje swoje zamówienie z pamięci.

Starsza pani zapisuje wszystko w swoim małym notesie, a później zwraca się do mnie z tym samym pytaniem.

– Poproszę jajecznicę z bekonem, do tego jedną grahamkę i czarną mocną kawę.

Muszę naładować się kofeiną, aby mieć siły na znalezienie nam lokum na dzisiejszą noc.

– Z daleka jesteście? Nie kojarzę waszych ślicznych buziek.

Próbuje nas zagadać, a moje ciało natychmiast sztywnieje.

Zanim zdążę udzielić informacji, Liz mówi za mnie.

– Nat zabrała nas na wycieczkę.

Szybko podnoszę wzrok na Liz. Ona wydaje się zadowolona, że podzieliła się tą wiadomością ze starszą panią.

– Macie gdzie spać?

Zaskakuje mnie tym pytaniem.

– Przepraszam, ale nie rozumiem – mówię nieco za ostro, ale kobieta patrzy na mnie niewzruszona moim wybuchem.

Chyba nie uważa, że moje życie to nie jej sprawa. Przyszłyśmy zjeść, a nie dzielić się swoją historią z całkiem obcą osobą.

– Kochanie, widzę, że z czymś się borykasz – mówi kobieta.

Co?! – wybucha w mojej głowie.

– Jeżeli potrzebujesz pomocy – zerka na Liz – domu albo pracy, chętnie coś zaoferuję.

Zamurowuje mnie. Skąd ona niby wie, że potrzebujemy tego wszystkiego?

Muszę pomyśleć, dlatego teraz odpowiadam lakonicznie.

– Dziękuję za propozycję, ale teraz chciałybyśmy dostać nasze zamówienie. – Patrzę jej prosto w oczy, nie chcąc okazać strachu, że tak szybko mnie rozpracowała.

– Za chwilkę przyślę do was moją wnuczkę z jedzeniem. – Głaszcze Liz po jej blond główce, jeszcze raz zerka na mnie, po czym odchodzi.

Po chwili zjawia się jej wnuczka z naszym zamówieniem. Jest to ta sama śliczna dziewczyna, która podeszła na początku.

– Proszę bardzo, to dla małej, a to dla ciebie. – Stawia przed nami pachnące domowym jedzeniem talerze. – Babcia pewnie już zdążyła was pomęczyć? – dopytuje się nastolatka.

– Tak – przyznaję szczerze.

Jej babcia przeprowadziła swoje prywatne dochodzenie, jeżeli chodzi o naszą dwójkę.

Dziewczyna zostawia nas same, kiedy tylko zabieramy się do jedzenia.

Liz po kilku gryzach swojego naleśnika ma buzię upaćkaną czekoladą. Ja pałaszuję przepyszną jajecznicę, aż mi się uszy trzęsą. W międzyczasie zastanawiam się, czy nie zgodzić się na propozycję tej szalonej starszej pani. Miałabym od razu pracę i dom. Wszystko, czego akurat teraz potrzebuję. Po przeanalizowaniu całej tej sytuacji jestem chyba gotowa podjąć to ryzyko.

Kiedy kończymy swój posiłek, znów podchodzi do nas właścicielka. Już z daleka widzę, jak jej oczy się uśmiechają. Kim ona jest? Wiedźmą? Wygląda tak, jakby wiedziała, że chcę się zgodzić na jej wcześniejszą propozycję.

– I jak ci smakowało, kochanie? – zwraca się do Liz.

– Pycha! – wykrzykuje zadowolona, na co kobieta obdarza ją miłym uśmiechem.

– Bardzo się cieszę. Takie pyszności robię cały czas dla moich wnuków, dlatego wiedziałam, że dodatkowa czekolada może cię uszczęśliwić.

A to spryciara, już zjednała sobie Liz.

– I jak? Przemyślałaś moją propozycję? – Przechyla głowę, świdrując mnie swoimi oczami podobnymi do wnuczki.

– A może pani powiedzieć coś więcej o mieszkaniu i pracy, którą miałabym wykonywać? – pytam, bo muszę wiedzieć, o czym mówimy. Nie mogę wpakować się z Liz w jakieś kłopoty, dopiero od jednych uciekłam.

Kobieta siada pomiędzy mną a Liz i mówi:

– Mam do wynajęcia mieszkanie nad restauracją. Razem z mężem mieszkamy dom dalej, więc góra stoi pusta już od jakiegoś czasu. I tak mieliśmy ją wynająć, a teraz nadarza się okazja. Jeżeli chodzi o pracę, to niedługo zaczyna się szkoła, a moja wnuczka wraca do niej za tydzień. Dlatego potrzebuję kogoś do pomocy przy kelnerowaniu, pasuje ci to? – pyta.

Zerkam na Liz, a ona to zauważa.

– Jeżeli martwisz się o tę śliczną małą kruszynkę, to bez obawy, może z tobą przesiadywać w restauracji albo z nami w kuchni. Na pewno nie będzie przeszkadzała, już od dawna nie miałam do czynienia z takimi małymi dziećmi. Moi wnukowie jakoś nie śpieszą się do żeniaczki. Jak masz na imię, kochanie? – kieruje pytanie do Liz.

– Liz, a to moja siostra Nat.

Boże, kocham jak mój aniołek się uśmiecha.

Jest wtedy taka beztroska, właśnie tego od zawsze dla niej chciałam.

– Pięknie. – Kobieta po raz kolejny głaszcze Liz po głowie. – To jak?

Wiercę się na krześle, zerkam na Liz. Co ja mam teraz zrobić? Myśl, Nat, szybko.

– Liz, kochanie, chciałabyś tutaj zamieszkać?

Niech ona zdecyduje, wtedy nie będę czuła się wina, że podjęłam decyzję na własną rękę. To też jest jej nowe życie. Liz rozgląda się dookoła, po chwili zabiera głos.

– A będę miała własny pokój, jak obiecałaś?

Uśmiecham się, kiedy to mówi.

– Oczywiście, tam jest dużo miejsca, zaraz możemy wszystko obejrzeć, jeśli chcesz. – Kobieta ubiega mnie przed odpowiedzeniem na pytanie Liz.

– Okej, to chodźmy. – Mała zeskakuje z krzesła, bierze mnie za rękę i ciągnie za kobietą, która idzie przed nami.

Przechodzimy obok baru i kierujemy się w głąb korytarza. Liz podskakuje, machając naszymi złączonymi rękami. Ja zaś rozglądam się wszędzie; mijamy kuchnię, wchodzimy po masywnych drewnianych schodach. Zatrzymujemy się przed drzwiami, kiedy kobieta je otwiera.

– Proszę, możecie się spokojnie rozejrzeć. – Gestem zaprasza nas do środka pomieszczenia.

Z przedsionka przechodzimy od razu do ogromnego salonu. Jestem zaskoczona, gdyż jest on nowocześnie urządzony, niczego tu nie brakuje. Na środku znajduje się wielka beżowa kanapa, przed nią stoi szklany stolik. Na ścianie wisi pięćdziesięciocalowy telewizor, a przez ogromne okna wpada dużo światła dziennego, co nadaje przytulności wnętrzu. Liz biega po mieszkaniu i zagląda przez każdą parę znajdujących się tu drzwi.

– Spokojnie, urwisie – upominam ją.

Sama udaję się do przestronnej kuchni, która jest dobrze wyposażona, w rogu stoi stół jadalniany mieszczący sześcioosobową rodzinę. Wow! Jak na razie to miejsce robi wrażenie, zastanawiam się, ile może kosztować, a tym samym zadaję sobie pytanie, czy będzie mnie na nie stać. Moje fundusze powoli maleją, a nie chcę wydać wszystkiego od razu.

– Nat, ja zaklepuję sobie ten śliczny pokój! – woła Liz.

Idę za jej głosem, zauważam ją, jak skacze po wielkim łóżku. Jej oczy błyszczą radością, odwracam się i widzę starszą panią z uśmiechem na ustach, kiedy patrzy na moją szczęśliwą siostrzyczkę. Swoim wyglądem przypomina mi teraz babcię, której nigdy nie miałam. Widać, że cieszy się szczęściem Liz.

– No, kochanie, widzę, że nasz mały skarb już znalazł swoje miejsce, idź zobaczyć swoje.

Wypycha mnie za drzwi, zmuszając do dalszego zwiedzania.

Otwieram drzwi naprzeciwko pokoju Liz i staję zamurowana. Ta sypialnia jest wielka jak każde pomieszczenie w tym mieszkaniu. W końcu będę miała przestrzeń tylko dla siebie, zero facetów dobijających się do moich drzwi o każdej porze dnia i nocy. Podchodzę do łóżka, dotykam miękkiego, pachnącego kwiatami nakrycia.

– Podoba się? – Wzdrygam się, kiedy słyszę za sobą delikatny głos kobiety.

Powoli odwracam się twarzą do niej.

– Tutaj jest pięknie, ile kosztuje wynajem? Oczywiście, jeśli się zgodzimy tutaj zostać. – Nie mogę jej pokazać, że mi zależy.

– O tym pogadamy później, przy herbacie. A teraz zostało ci jeszcze ostatnie pomieszczenie.

Ten jej uśmiech zaczyna na mnie oddziaływać. Sama orientuję się, że chcę się do niej uśmiechnąć, ale tego nie robię. Otwieram kolejne drzwi i wchodzę do łazienki, która jest wspaniała. Znajdują się tutaj prysznic, narożna wanna, pralka i wiele innych łazienkowych dupereli. Oddycham głęboko, dobra, teraz czas pogadać o cenie.

– Tak, chcę ciasto bananowe! – Słyszę radosny pisk Liz.

Teraz już nie mam wątpliwości, że podejmuję dobrą decyzję. A ta kobieta to anioł, który spadł nam z nieba. Nasze życie już zaczyna się zmieniać, a co przyniesie jutro, jeszcze się okaże. Pozwalam sobie na mały uśmiech, kierując się do salonu, gdzie słyszę śmiech Liz i starszej pani.

Rozdział 2

Nat, wstawaj! – Dziecięcy głosik Liz przebija się przez mój sen.

– Babcia mówiła wczoraj, że mam przyjść rano na moje ukochane naleśniki.

Kiedy otwieram powoli oczy, widzę wielkie niebieskie ślepka tryskające szczęściem oraz szeroki szczerbaty uśmiech. Tydzień temu Liz wypadła jedynka, oczywiście schowałyśmy ząb, żeby wróżka zębuszka przyniosła jej następnego dnia prezent. Jak mała spała, wsadziłam jej pod poduszkę wymarzoną lalkę Barbie kupioną dwa dni wcześniej. Teraz, jak patrzę na jej rumianą buźkę z tą szczeliną między zębami, czuję ciepło w sercu. Ona jest taka kochana. Broniłam ją przed tym całym okrucieństwem tego przeklętego świata, w którym skazana była żyć, dlatego jest tak ufna i otwarta na każdego. Nie dopuszczałam do tego, aby była ze mną w czasie mojej pracy. Marco na moją prośbę wynajmował dla niej opiekunkę. Do tej pory zastanawiam się, czy był dla niej dobry, bo poczuł do niej sympatię, czy szykował ją do pracy u siebie, kiedy tylko podrosłaby na tyle, aby mógł wprowadzić ją w ten chory świat.

– No, Nat, bo wszystko mi zjedzą.

Otrząsam się ze swoich rozmyślań, kiedy czuję, że Liz szarpie mnie za ramię.

– Kim są ci wszyscy? – Uśmiecham się do niej, łapię ją w ramiona, kładę na łóżko i łaskoczę, aż krzyczy, że ma dość. – Dobrze, to idź wziąć prysznic, umyj ząbki, wyszczotkuj włosy i ubierz się. Ja w tym czasie zrobię to samo. – Wstaję z łóżka, podnoszę ręce nad głową, rozciągając swoje spięte ciało. – A później zejdziemy na śniadanie. Co ty na to?

– Hura, już biegnę!

Po okrzyku zadowolenia Liz biegnie do siebie, a ja człapię do szafki i biorę swoje ubrania. Kiedy jesteśmy już gotowe, łapię małą rączkę Liz w swoją dłoń i schodzimy na dół. Ester, bo tak ma na imię starsza pani, powiedziała, że mogę przychodzić pomagać jej w restauracji, kiedy będę chciała. W momencie, gdy zaczynałam protestować, zbywała mnie machnięciem ręki. Dodała, że o strój nie muszę się martwić, mam się ubierać tak, aby było mi wygodnie, a fartuszek to tylko dodatek. Oczywiście po wczorajszej rozmowie kazała mówić do siebie „babciu”, grożąc, że jeśli się nie dostosuję, nie dostanę deseru po obiedzie. Jak tylko wypowiedziała te słowa ze śmiertelną powagą na twarzy, nie było mowy, żebym się nie roześmiała. Po jej groźbie utrzymuję swoje zdanie: ta kobieta jest szalona, ale zaczynam to w niej lubić.

– Babciu, jesteśmy! – krzyczy Liz, puszczając moją rękę, i w podskokach wbiega do kuchni, która tętni życiem.

Zaglądam przez drzwi, w środku jest kilka osób, a te unoszące się zapachy…

Jejku, dawno nie jadłam domowego jedzenia, a na dodatek tak dobrego, którego miałam okazję wczoraj skosztować. Przy kuchence kręci się dwóch mężczyzn, na moje oko mają góra po trzydzieści lat. Obaj, tak samo jak właścicielka, wyglądają na Włochów. Na tle ich oliwkowej cery, moja bladość rzuca się w oczy. Rozglądam się wokół i natrafiam na niebieskie oczy kolejnej osoby, tym razem młodej kobiety. Ma śliczną twarz z soczystymi ustami, które układają się w uśmiech na mój widok, ukazując równe bielutkie zęby.

– Ty pewnie jesteś Nat?

Patrzę, jak wyciąga do mnie rękę. Nie zostaje mi nic innego, jak się z nią przywitać.

– Cześć – mówię nieśmiało, przy okazji rozglądając się za Liz.

– Babcia Ester mówiła, że będę miała od dziś pomoc. Cieszę się z tego niezmiernie. – Wygląda naprawdę sympatycznie, kiedy cały czas tak się do mnie uśmiecha. – A tak przy okazji: jestem Elena.

– Bardzo mi miło cię poznać, Eleno. Nie widziałaś przypadkiem małej blondyneczki? – pytam, bo zaczynam się o nią martwić. – Biegła w tym kierunku przed chwilą.

Jesteśmy w zupełnie nowym miejscu, przez jakiś czas nie chcę spuszczać jej z oczu.

– Chodzi ci o Liz? – pyta.

Troszeczkę dziwę się, że już ją poznała. Przecież dzisiaj widziała ją pierwszy raz, i to, jak sądzę, dosłownie przez moment.

– Patrząc po twojej minie, wnioskuję, że zastanawiasz się, skąd wiem o małej. Może wytłumaczę.

Oczywiście babcia Ester każdego już poinformowała o naszej dwójce.

Jak się okazuje, Ester uprzedziła wszystkich, jak mamy być traktowane, a w szczególności Liz. Po poznaniu całej ekipy zabieram się do pracy. Leo i Greg, bo tak mają na imię ci dwaj przesympatyczni faceci, tłumaczą mi, jak mam wczytywać zamówienia, aby mogli to wszystko później dla mnie przygotować. Kurczę, Elena to dopiero rozgadana i zwariowana dziewczyna. Pokazuje mi restaurację, wyjaśnia, co i jak, tak jak wcześniej chłopaki.

Po południu poznaję kolejnych ludzi. Jednym z nich jest cichy, dobrze zbudowany barman Jack. Chłopak wita mnie z dystansem, lecz kiedy tylko się odwracam, za każdym razem czuję na sobie jego przeszywający wzrok. Co prawda nie obawiam się Jacka, ale również bacznie go obserwuję, kiedy nie patrzy. Eliot to drugi barman. Ten człowiek chyba ma ADHD, wszędzie go pełno, ma tyle energii, pewnie za siebie i kolegę. Poza tym jest zabójczo przystojny, jak pozostali męscy członkowie ekipy. Taaa… Eliot na samym początku mnie czaruje, a jak się okazuje, że to na mnie nie działa, włącza mu się przyjacielska gadka. W ciągu ośmiu godzin pracy zdążam poznać całe jego życie. A także usłyszeć przechwałki o liczbie dziewczyn, które miał. Nie chcę chłopaka dołować, że nacięcia na jego ramie łóżka nigdy nie dorównają mojemu stażowi.

Przez cały dzień pracuje mi się znakomicie, jeszcze w szkole uwielbiałam się uczyć, poznawać nowe rzeczy. Tutaj mogę robić coś innego niż rozkładanie nóg. Liz kilka razy pokazuje mi się na sali, informując, że nic jej nie jest. Cały czas chodzi za Ester, która z kolei nie spuszcza jej z oka, spełniając wszystkie jej zachcianki.

Kiedy zbliża się godzina obiadowa, poznaję właściciela, pana Luisa. Oczywiście nie ma mowy, abyśmy z Liz mówiły na niego inaczej, niż „dziadku”.

***

– Cześć, piękna, co masz do zaoferowania? Może siebie? – zaczepia mnie jakiś małolat, nie spuszczając wzroku z moich piersi.

Liz z babcią Ester poszły już na górę, a ja pomagam chłopakom przy barze. Zegar dawno wybił jedenastą wieczorem, restauracja zmieniła się teraz w bar. Do szóstej po południu serwowaliśmy jeszcze późne obiady, a już od ósmej, kiedy zaczyna schodzić się młodzież, bar ożywa. Jako że chcę się jak najszybciej odwdzięczyć Ester i Luisowi za pomoc, postanawiam jeszcze zasuwać po nocy i pomagać Jackowi i Eliotowi za barem.

– Koleś, uważaj, jak się odzywasz, bo wylecisz stąd, nawet tego nie zauważając – warczy na niego Jack.