Żona z temperamentem - Caitlin Crews - ebook

Żona z temperamentem ebook

Caitlin Crews

3,2
11,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Arystokrata Ago Accardi miał całą listę kandydatek, z którymi mógłby się ożenić. Jednak kiedy jego brat porzucił narzeczoną w ciąży, Ago, jako człowiek honoru, postanawia ją poślubić. Może to nawet dobry wybór – Victoria jest piękna, cicha i uległa. Podporządkuje się wszystkim zasadom Accardich. Już kilka dni po ślubie Ago odkrywa, że życie z Victorią wcale nie będzie tak przewidywalne, jak zakładał…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 141

Oceny
3,2 (10 ocen)
0
4
4
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Caitlin Crews

Żona z temperamentem

Tłumaczenie:

Agnieszka Baranowska

Rozdział pierwszy

Victoria Cameron była ostatnią osobą na świecie, którą Ago Accardi chciałby ponownie zobaczyć. Zwłaszcza ubraną w białą suknię, z bukietem w zaciśniętych dłoniach i zmierzającą, z pewnym ociąganiem, ku czekającemu na nią przed ołtarzem toskańskiego kościółka w rodzinnej posiadłości przyszłemu mężowi. Czyli, ku niemu – Agowi we własnej osobie.

Za jakie grzechy? – westchnąłby w myślach, gdyby nie fakt, że znał już odpowiedź na to pytanie. Zacisnął zęby, patrząc na jej wyzywający – zważywszy na okoliczności ich ślubu – spokój.

Miał wrażenie, że za chwilę pęknie mu szczęka. Nie w ten sposób Ago Accardi, znany ze swej niezawodnej obowiązkowości i surowych zasad, zamierzał związać się ze swoją wybranką. Choć nikt nie przyłożył mu do skroni lufy rewolweru, nie znaczyło to, że nad jego głową nie wisiała groźba. Ceremonia, która właśnie się odbywała w kamiennej kaplicy wybudowanej jeszcze w renesansie przez jego przodków, w innym przypadku nigdy by się nie wydarzyła.

Spojrzał na niezaprzeczalnie śliczną twarz Victorii – niech ją diabli! Była oszałamiająco piękna – wysoka i smukła, o niewinnej, pogodnej twarzy otoczonej złotymi puklami. Nie potrzebowała biżuterii i zdobień, by zachwycać. Jednak widocznie zaokrąglony brzuch ciążowy zadawał kłam jej niewinności. Ten brzuch zmusił go do zmiany kierunku skrupulatnie zaplanowanego życia. Przez ten brzuch ślub odbywał się w małej kaplicy ukrytej na rozległym terenie posiadłości Accardich, a nie w katedrze, gdzie majętni i wpływowi ludzie o arystokratycznych korzeniach, tacy jak Ago i Victoria, zazwyczaj się pobierali. Victoria, jej brzuch i jej zirytowany ojciec zostali mu przedstawieni zaledwie dwa tygodnie wcześniej. Wparowali do jego londyńskiego biura, jakby chcieli, by cały świat się dowiedział, że słynąca ze swej czystości córka jednego z najlepszych klientów Accardi Industries, Victoria Cameron, jest w widocznej i niedającej się dłużej ukryć ciąży. Jej obecność w głównej siedzibie firmy mogła oznaczać tylko jedno. Zwłaszcza że rok wcześniej Victoria zaręczyła się, no prawie, z młodszym bratem Aga, który jednak nie zamierzał wstępować w stan małżeński, wbrew życzeniu starszego brata.

Ago uważał, że Tiziano powinien się już ustatkować i zrobić coś dla rodziny, spełnić swój obowiązek, zamiast podróżować po świecie w poszukiwaniu przygód, głównie miłosnych. Ago powinien był przewidzieć, że brat go nie posłucha. Zamiast tego zakochał się po uszy, na oczach całego świata, w kobiecie, której Ago nigdy by dla niego nie wybrał. Między innymi dlatego, że przed związaniem się z Tizianem pracowała dla Accardi Industries jako jego sekretarka.

Zrobił się z tego niezły bałagan, bo Ago zaplanował już z ojcem Victorii ślub jego córki i swojego brata. Tak jak to się to robiło w renesansie… Mimo że zaczęły już do niego docierać plotki. W zeszłym tygodniu Tiziano zadzwonił, by wyśmiać zapewnienia brata, że córka Everarda Camerona jest wzorem wszelkich cnót. Prasa brukowa donosiła, że cnotliwa Victoria uległa cielesnej pokusie i zaszła w ciążę. Dowodząc, że jest zwykłą śmiertelniczką. „Na pewno wszyscy myślą, że to moja sprawka” oznajmił Tiziano, zaśmiewając się. Agowi wcale nie było do śmiechu.

Teraz też nie tryskał wesołością. Victoria zbliżała się do niego z każdym krokiem. Obok, w pierwszym rzędzie stał jej ojciec z miną jak chmura gradowa i wzrokiem przyszpilał Aga do miejsca. Jakby pan młody mógł w ostatniej chwili wziąć nogi za pas.

Po stronie pana młodego ławki kaplicy stały puste. Ago nie zaprosił nikogo. Nie widział powodu, by rodzina i przyjaciele towarzyszyli mu w tym całkowitym upadku i nieodwracalnej hańbie. Nie było więc nikogo, kto mógłby odwrócić uwagę Everarda Camerona, który, jak się okazało, potrafił pluć żółcią konsekwentnie i bez ustanku przez kilka dni z rzędu. Gdy po raz pierwszy wparował do biura Aga, z ciężarną córką u boku, od progu zaczął krzyczeć:

– Popatrz, w jakim stanie jest moja córka! Zobacz, jakiego piwa nawarzył ten twój kretyński braciszek!

Ago popatrzył. Victoria była wysoką i smukłą blondynką promieniejącą spokojem i łagodnością, niezależnie od tego, co, być może, czuła czy myślała. Przekonał się o tym boleśnie. Nie próbowała nawet ukryć brzucha, którego nie miała przecież przy ich ostatnim spotkaniu. Położyła dłonie na zaokrąglonym ciele i opuściła wzrok. Ago zacisnął zęby tak mocno, że jego szczęka zaczęła drżeć.

– Mój brat, jak wszyscy wiedzą, jest zakochany po uszy – wykrztusił w końcu.

– Jakby to miało jakieś znaczenie dla takiego drania jak on! – wykrzyknął Cameron.

– Czy Victoria twierdzi, że za jej stan odpowiada Tiziano? – zapytał lodowatym tonem Ago.

Everard nawet nie spojrzał na córkę. Prawie nigdy na nią nie patrzył, zauważył Ago. Dla ojca Victoria stanowiła pionek w grze, którą rozgrywał całe swoje życie, a której celem było zgromadzenie jak największego majątku. Zapewne zabierze go ze sobą do grobu, pomyślał złośliwie Ago. Ciąża córki znacznie umniejszała wartość dziewczyny na rynku matrymonialnym, zwłaszcza po tym, jak przedstawiał ją wszystkim swoim majętnym znajomym jako nieskażoną, czystą jak łza, idealną kandydatkę na żonę. O określonej, niemałej cenie. Dla pewnego rodzaju mężczyzn, skupionych na przedłużeniu dynastii, miało to ogromne znaczenie i warte było każdej ceny. Tiziano żartował nieraz, że Ago sam powinien się z nią ożenić, skoro tak wysoce ją ceni, że chce ją wydać za swojego brata. Ale Ago pragnął jedynie ukrócić wyskoki Tiziana. Sam, dzięki swej nieskazitelnej reputacji, miał już pięć kandydatek spełniających jego wyśrubowane wymagania, i pewien był, że któraś z nich świetnie spełni się w roli kolejnej matrony rodu Accardich. Najpierw jednak musiał rozwiązać kwestię Tiziana. Ten niestety odmówił współpracy i oświadczył, że zamierza ożenić się ze swoją kochanką. Cóż, lepsze małżeństwo z kochanką niż niekończące się podboje… W konsekwencji przedłużenie rodu z panną o nieskazitelnym rodowodzie spadało na jego barki. W ciągu ostatniego roku zawęził więc listę kandydatek do dwóch, zachwyconych wyróżnieniem.

Teraz jednak nie miało to żadnego znaczenia. Victoria Cameron, przeznaczona dla Tiziano i „porzucona przez niego w haniebny sposób”, jak donosiły brukowce, nigdy nie znajdowała się na liście unikającego wszelkich skandali Aga. A mimo to stali przed ołtarzem.

– Moja córka w swojej obronie miała do powiedzenia tylko dwa słowa: Accardi Industries – poinformował go dwa tygodnie wcześniej wściekły Everard Cameron. – Obydwaj wiemy, co to oznacza.

Oczywiście, Tiziana i jego podboje. Dopiero po tych ciężkich od znaczenia słowach Victoria uniosła na chwilę głowę i przeszyła Aga błękitnym spojrzeniem, po czym znowu spuściła wzrok. Wystarczyło to jednak, by Ago ujrzał w jej oczach wszystko, co powinien. Co gorsza, po raz kolejny z jej powodu stanął w obliczu pokusy. Sześć miesięcy wcześniej nie zdołał się jej oprzeć. Poniósł sromotną porażkę. Teraz oferowała mu wyjście z sytuacji. Ago mógł zrzucić winę na brata. Cameron i tak zakładał, że to Tiziano odpowiada za ciążę. Inni też bez wątpienia uwierzą w tę wersję wydarzeń. Jednak, z jakiegoś powodu, Ago nie potrafił się do tego zmusić. Słowa nie przechodziły mu przez gardło. Na samą myśl o tak haniebnym kłamstwie robiło mu się niedobrze.

Wpatrywał się w Victorię, błagając ją w myślach, by ponownie na niego spojrzała, ale ona nie podniosła wzroku. Wiele mógłby o niej powiedzieć, zwłaszcza po tym, co zaszło pół roku temu, ale na pewno nie mógł jej oskarżyć o to, że czuła się przez niego wyróżniona. Albo że była zachwycona. Ago przeniósł wzrok na jej ojca.

– Pobierzemy się z Victorią najszybciej jak to możliwe – obiecał chłodno, po czym wyszedł pospiesznie z gabinetu, żeby wydać polecenia i uniknąć kolejnego wybuchu oburzenia Everarda Camerona.

Przez kolejne dwa tygodnie ani razu nie został sam na sam ze swoją przyszłą żoną. Bardzo uważał, by zawsze był z nimi ktoś jeszcze. Wiedział, że jeśli zostaną sami, nie wyniknie z tego nic dobrego. Tak jak poprzednio. Natomiast ojca panny młodej nie mógł unikać, choć odwiedziny w ostentacyjnej posiadłości w Wiltshire i wysłuchiwanie tyrad Camerona wcale mu się nie uśmiechały. Cameron zdawał się nie zauważać, że nie żyli już w średniowieczu. Co nie miało większego znaczenia, zważywszy, że Victoria miała urodzić następcę i spadkobiercę Aga. Dlatego, niezależnie od zachowania jej ojca, istniało tylko jedno wyjście z sytuacji. Przekonywał o tym Camerona, który krzyczał tak, że kamienne ściany gabinetu Aga w jego toskańskiej willi aż drżały. Próbował zmusić przyszłego męża córki do kolejnych ustępstw i nagięcia się do woli teścia.

– To dla mnie sprawa honoru – oświadczył Ago, stojąc plecami do Camerona, by ukryć zniecierpliwienie. – Odmawiam przyjęcia posagu, Everardzie. I nie naciskaj na mnie więcej, bo pożałujesz.

Ago nie wiedział, czy Everard nie poprowadził córki do ołtarza w ramach kary, czy też to ona odmówiła dopełnienia tej tradycji. Nie zdziwiłby się, gdyby się okazało, że postawiła na swoim. Victoria wcale nie była bezradnym pionkiem w rękach ojca. Ago czuł, jak w jego sercu szaleje burza, która tylko się wzmogła, gdy Victoria podała mu dłoń. Fakt, że ścisnęła mocno jego palce, wcale go nie uspokoił, wręcz przeciwnie. Miał ochotę wyć. Jej dłoń paliła go, jakby trzymał w ręku żywy ogień. Gdy po raz pierwszy trzymał ją w ramionach, także trawił go płomień, którego, ku swojej nieukojonej rozpaczy, nie zdołał stłamsić. Udowodniła mu, że był jedynie zwykłym, słabym mężczyzną i nie mógł jej tego wybaczyć. Nie oznaczało to jednak, że nie był gotów ponieść konsekwencji i spełnić swego obowiązku.

Ksiądz rozpoczął ceremonię, a Ago myślał o swoim ojcu, także trudnym człowieku, i dziadku, jeszcze surowszym i bardziej bezkompromisowym. Jednocześnie automatycznie powtarzał słowa przysięgi. Obaj, ojciec i dziadek, byliby oburzeni jego postępowaniem i hańbą, jaką okrył rodzinne nazwisko, choć na pewno aprobowaliby sposób, w jaki wziął odpowiedzialność za swoje błędy. Zwłaszcza że Victoria nosiła pod sercem jego dziecko. Kolejnego dziedzica Accardich. Było to ważniejsze od skandalu i hańby, przynajmniej według ojca i dziadka Aga. Wielokrotnie przypominali mu, że musi zadbać o przedłużenie rodu i wychować syna, który, tak jak on, za swój główny obowiązek będzie uważał służbę rodzinie. Tak jak Ago. Dopóki nie spotkał Victorii.

Obowiązek – tym właśnie się kierował, poślubiając ją. Powtarzał to sobie w myślach, gdy ksiądz publicznie uznał małżeństwo za zawarte. Ago pochylił się i szybko, przelotnie pocałował pannę młodą w usta, próbując za wszelką cenę nie zauważyć oblewającej go fali gorąca. Odwrócił się szybko i poprowadził Victorię do wyjścia. Nie opierała się. Dotrzymywała mu kroku naturalnie i bez wysiłku. Doprowadził ją do połowy alei cyprysowej prowadzącej do domu, zanim zdał sobie sprawę, że nie musi jej już trzymać za rękę. Natychmiast zabrał dłoń. Jakby naprawdę jej palce parzyły.

– Już po wszystkim? – odezwała się Victoria, nieco zbyt rezolutnie, prawie żartobliwie, choć sytuacja nie usprawiedliwiała rozbawienia.

– Jesteśmy małżeństwem – dodała i, ku oszołomieniu Aga, roześmiała się głośno. Jakby nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Jakby wydarzyło się coś magicznie cudownego.

Ago spojrzał w stronę kaplicy, gdzie Everard utknął przyszpilony przez gadatliwego księdza. Zapewne ubolewali nad grzeszną duszą Aga. Lub jej brakiem. Postanowił wykorzystać pierwszą chwilę prywatności, jaka im się przytrafiła z Victorią od pół roku.

– Tak to sobie zaplanowałaś od samego początku? – wyrzucił z siebie słowa niczym pociski, nie przejmując się, gdzie trafią. – Zastawiłaś na mnie pułapkę?

Spodziewał się, że Victoria zaprzeczy, być może nawet się rozpłacze. Ale Victoria Cameron – teraz już Victoria Accardi, poprawił się z goryczą w myślach Ago – przeszyła go surowym wzrokiem.

– Tak – odpowiedziała bez wahania. – I nie.

Spiorunował ją wzrokiem, ale mimo furii ściskającej go za gardło, nie mógł nie zauważyć, że wyglądała, jak zawsze, olśniewająco. Blady błękit jej oczu i szlachetna, arystokratyczna linia nosa oraz eleganckie, choć cudownie namiętne, jak miał nieszczęście się przekonać, usta robiły na nim wrażenie nawet w takiej chwili. Czy było tak już wtedy, gdy wybierał ją na kandydatkę do ślubu z bratem? Wolał nie analizować tego zbyt dociekliwie.

– Chyba powinienem być ci wdzięczny za szczerość. – Nie czuł wdzięczności i wątpił, by Victoria się jej spodziewała. Nie wyglądała jednak też na wstrząśniętą jego wrogim tonem głosu i srogą miną.

– Nigdy bym nie pomyślała, że zwrócisz na mnie uwagę – odpowiedziała rzeczowo. – Więc, z tego punktu widzenia, nie miałam planu. Nie spodziewałam się też, że wpadnę na ciebie na tamtym przyjęciu. I w życiu nie podejrzewałabym, że będziesz chciał ze mną rozmawiać, i to tak dużo.

Tamtego dnia, pod koniec maja, wpadł na nią podczas wizyty w interesach w starej posiadłości jej wuja na południowym wybrzeżu Wielkiej Brytanii. Ku jego zaskoczeniu znajdowała się tam też Victoria, i to zupełnie niepilnowana przez żadną ze swych licznych przyzwoitek. Może uznano, że w domu wuja jej cnota jest bezpieczna? Dlatego mogli spacerować sami w ogrodzie w tamten niezbyt ciepły wieczór. Ago wykorzystał tę okazję, by przeprosić Victorię za to, co zaszło, a raczej nie zaszło, w poprzednie Święta Bożego Narodzenia. Nie podejrzewał nawet, że niedoszła narzeczona jego młodszego brata okaże się tak fascynującą kobietą. Ago rzadko kiedy bywał zaskoczony, a jeszcze rzadziej ulegał fascynacji. Teraz ponownie zbiła go z pantałyku i wcale mu się to nie podobało.

– Ale najpierw powiedziałaś „tak” – burknął.

Victoria wzruszyła lekko ramionami. Nie wyglądała na skruszoną. Raczej na… zadowoloną z siebie?

– Nie mogłam tego zaplanować – zapewniła go, ale nie rozwiała jego podejrzeń. – Jednak gdy już się stało to, co się stało, miałam nadzieję, że właśnie tak się skończy.

– Bo to marzenie każdej dziewczyny, prawda? – zapytał cichym, ale zabójczo wściekłym głosem. Wolał się wściekać niż marzyć o tym, by wziąć Victorię w ramiona i mocno przytulić. – Wymuszony ślub z pistoletem przy skroni i ciążą, którą należy ukryć, zanim zostanie usankcjonowana małżeństwem.

– Ojciec nie posunął się do grożenia mi bronią – odpowiedziała ze śmiechem, dolewając oliwy do ognia jego wzburzenia. Co, z nieznanego mu powodu, jeszcze bardziej ją rozbawiło. A przecież jego wściekłość potrafiła onieśmielić najpotężniejszych ludzi biznesu.

– Przykro mi, że ty tego nie chciałeś. Ja jestem w końcu wolna. Jeśli ceną za to jest twoja nienawiść, trudno, muszę to zaakceptować. – Ponownie wzruszyła ramionami.

Niewiarygodne, ale zdawała się sugerować, że jego zdanie nie miało dla niej znaczenia! Mógł ją nienawidzić, a ona nie dbała o to. Zaledwie logiczna konsekwencja.

Rozdział drugi

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Tytuł oryginału: The Accidental Accardi Heir

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2022

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2022 by Caitlin Crews

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-8342-469-9

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek