Zrozumieć Polskę szlachecką - Adamkiewicz Sebastian - ebook + audiobook

Zrozumieć Polskę szlachecką ebook i audiobook

Adamkiewicz Sebastian

3,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Redakcja portalu Histmag.org zaprasza Państwa do lektury kolejnego e-booka przygotowanego z myślą o popularyzacji dziejów naszego kraju. Sebastian Adamkiewicz przedstawia w nim barwną mozaikę problemów i zjawisk, odgrywających pierwszoplanową rolę w staropolskiej Rzeczpospolitej.

Publikacja podzielona jest na dwie części.

W pierwszej, znajdziecie Państwo pięć przekrojowych szkiców poświęconych problemom z jakim mierzyli się nasi przodkowie. Edukacja, kłótnie o „właściwe” pochodzenie, wykluczeni, burzliwe spory o politykę zagraniczną i ustrój wewnętrzny – to wszystko rzeczy, którymi żyjemy współcześnie nad Wisłą. Jak się okazuje, tradycja mierzenia się z tymi zagadnieniami jest znacznie dłuższa niż może się wydawać na pierwszy rzut oka.

Druga część publikacji opowiada o fundamentach ustrojowych Rzeczpospolitej: zasadach elekcji królewskich, quasi-konstytucji jaką były artykuły henrykowskie oraz o pierwszej polskiej konstytucji uchwalonej w maju 1791 roku. Jakie były okoliczności rozwoju ustroju staropolskiej Rzeczpospolitej? Czy magnateria odegrała jednoznacznie złą rolę w historii naszego kraju? Na czym rzeczywiście polegała „złota wolność” szlachecka? Oto tylko niektóre z pytań, na jakie odpowiada autor.

Serdecznie zapraszam do tego, żeby zrozumieć Rzeczpospolitą. Warto przynajmniej spróbować.

Michał Przeperski

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 96

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 40 min

Lektor: Sebastian Adamkiewicz
Oceny
3,7 (33 oceny)
10
8
9
6
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Przedmowa

 

 

Na przełomie XVI i XVII wieku Jan Zamoyski, stwierdził, że takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie. W tej opinii wybitny polityk i wojskowy zawarł wielką mądrość. Im lepiej bowiem rozumiemy naszą rzeczywistość, a także naszą przeszłość i wynikające z niej tradycje, tym jesteśmy silniejsi. Tym większa będzie bowiem szansa, że nie powtórzymy błędów naszych przodków, a ich sukcesy zainspirują nas nie tylko do działania na osobisty rachunek, ale również do wzmacniania wspólnoty kulturowej i politycznej w której funkcjonujemy. Warto dodać, że lekcja rozsądku i zrozumienia powinna zostać odrobiona przez wszystkich, nie tylko przez młodzież.

Dlatego też redakcja portalu Histmag.org zaprasza Państwa do lektury kolejnego ebooka przygotowanego z myślą o popularyzacji dziejów naszego kraju. Sebastian Adamkiewicz przedstawia w nim barwną mozaikę problemów i zjawisk, odgrywających pierwszoplanową rolę w staropolskiej Rzeczpospolitej. Publikacja podzielona jest na dwie części.

W pierwszej, znajdziecie Państwo pięć przekrojowych szkiców poświęconych problemom z jakim mierzyli się nasi przodkowie. Edukacja, kłótnie o „właściwe” pochodzenie, wykluczeni, burzliwe spory o politykę zagraniczną i ustrój wewnętrzny – to wszystko rzeczy, którymi żyjemy współcześnie nad Wisłą. Jak się okazuje, tradycja mierzenia się z tymi zagadnieniami jest znacznie dłuższa niż może się wydawać na pierwszy rzut oka.

Druga część publikacji opowiada o fundamentach ustrojowych Rzeczpospolitej: zasadach elekcji królewskich, quasi-konstytucji jaką były artykuły henrykowskie oraz o pierwszej polskiej konstytucji uchwalonej w maju 1791 roku. Jakie były okoliczności rozwoju ustroju staropolskiej Rzeczpospolitej? Czy magnateria odegrała jednoznacznie złą rolę w historii naszego kraju? Na czym rzeczywiście polegała „złota wolność” szlachecka? Oto tylko niektóre z pytań, na jakie odpowiada autor.

Serdecznie zapraszam do tego, żeby zrozumieć Rzeczpospolitą. Warto przynajmniej spróbować.

 

Michał Przeperski

Edukacja po staropolsku

 

 

Już na początku XVI wieku do Polski zaczęły docierać echa renesansu. Wraz z nowymi trendami zaczął się również boom na edukację. Młodzi synowie szlacheccy spędzali czas z domowymi preceptorami, wyjeżdżali w długie podróże edukacyjne, chłonęli wiedzę i doświadczenie… zbierane czasem także w pijatykach i rozróbach. Taka to była nauka po staropolsku.

„Mądrość wywyższa swych synów i ma pieczę o tych, którzy jej szukają” (Syr, 11) – pisał w swoich dydaktycznych zaleceniach autor biblijnego „Eklezjastyku”. Kiedy w XVI wieku renesans wkraczał w granice Królestwa Polskiego, poszukiwanie wiedzy stało się wręcz modą, a od zdobytego wykształcenia uzależniony był prestiż i pozycja rodowa. Człowiek mogący wykazać się długą i barwną drogą edukacji uchodził za mądrego, doświadczonego i gotowego do pełnienia rozmaitych funkcji publicznych.

Uczono się więc chętnie, a bogaci ojcowie zapożyczali się niejednokrotnie na wysokie sumy, aby zapewnić synom należyte wykształcenie. Wszystko zgodnie z kanonami epoki, etosem wychowania i powszechną wizją człowieka renesansu. Osoba wykształcona musiała wszak popisywać się szeroką wiedzą i odnaleźć się w każdej sytuacji. Szlaki i trakty w Europie wypełniły się więc młodzieńcami, którzy za wskazaniem swoich ojcowskich mecenasów ruszali w świat, aby podjąć naukę w najróżniejszych szkołach ówczesnego świata.

 

Ku ideałowi

Jaki miał zatem być człowiek renesansu? Idealna staropolska edukacja miała uformować człowieka o szerokich horyzontach intelektualnych, a także wysokich kwalifikacjach moralnych. Nacisk kładziono więc na naukę geografii, historii, elementów prawa, filozofii, zasad wyznawanej religii czy wiedzy ogólnej o świecie. Właściwy sens miało im jednak nadać wychowanie, stąd młodym szlachcicom wpajano również wzorce człowieka pobożnego, kierującego się zasadami etyki i honoru. Sięgano więc często po przykłady zmitologizowanych władców, wodzów czy przodków. Przeszłość ukazywano jako pełną ideałów, do których świetności nawiązywać miał uczeń.

 

Siedem sztuk wyzwolonych, gobelin z 1675 roku

 

Oprócz wspomnianych celów poznawczo-wychowawczych, edukacja staropolska stawiała sobie również zadanie kształcenia praktycznego, przygotowującego do życia publicznego i pracy na urzędzie. Marcin Kromer wspominał zresztą:

[…] kiedy już wiadomo, jak wysokie wartości tkwią w nauce języków, wymowy i literatury, również i nasi rodacy przystąpili do niej z zapałem, ale szukają tu raczej korzyści społecznej i powszechnej aniżeli sławy.

Ponad wszystko uważano jednak, że człowiek renesansu powinien być oczytany, mieć szeroką wiedzę o świecie, umieć posługiwać się biegle kilkoma językami (no, w ostateczności znać kilka bardziej popularnych sentencji łacińskich) i być postacią pełną ogłady i kultury. Stawiano więc na jak najgłębszy rozwój humanistyczny ucznia, który zgłębiać musiał tajniki sztuk wyzwolonych, prawa, teologii, medycyny i astrologii. To te właśnie dziedziny wiedzy – zdaniem ówczesnych pedagogicznych mentorów – dawały pełny ogląd świata, a ich znajomość pozwalała nazwać się człowiekiem wykształconym.

 

Jak się uczyć?

Ówczesną edukację młodego szlachcica podzielić można na trzy podstawowe fazy. W pierwszej nauka odbywała się w domach, z pomocą wynajmowanych przez rodzinę preceptorów, lub w szkołach parafialnych, kolegiach i gimnazjach.

W drugiej fazie starano się wysyłać synów w podróż po Europie, w czasie której mieli oni edukować się na wielkich zagranicznych uczelniach, a także nabierać obycia w różnych środowiskach, uczyć się samodzielnego funkcjonowania i zapoznawać się z odmiennymi kulturami.

Trzecia faza edukacji obejmowała już zadania czysto praktyczne. Młodzi magnaci rozpoczynali więc praktyki w kancelariach, sekretariatach i dworach, próbowali swych sił w dyplomacji czy w wojsku. Tak ukształtowany człowiek uważany był za przygotowanego do pełnienia ważnych funkcji państwowych i dysponującego odpowiednim doświadczeniem.

 

Erazm z Rotterdamu

 

Edukacja synów szlacheckich była więc procesem przemyślnie zaplanowanym i dostosowanym zarówno do norm obyczajowych epoki, jak i potrzeb praktycznych. We właściwym kierowaniu kształceniem potomka pomagały rozmaite poradniki pedagogiczne, które dzięki wynalazkowi druku zalały ówczesną Europę. Zaczytywano się więc w traktacie „O wychowaniu dzieci” Silnio Piccolominiego, późniejszego papieża Piusa II, i zachwycano wzorcami edukacyjnymi ze szkół w Ferrarze i Mantui. Garściami czerpano też z przemyśleń na temat edukacji niekoronowanego księcia humanistów Erazma z Rotterdamu oraz Jana Ludwika Vivesa, zwanego największym pedagogiem-humanistą.

Postulowali oni na ogół edukację radosną, w czasie której uczeń zdobywa wiedzę z autentyczną chęcią, w sposób twórczy i nieskrępowany. Zalecano więc łączenie nauki z dużą ilością sportu i rekreacji, sięgając do antycznego modelu rozwoju ciała i ducha. Wspomniany papież Pius II pisał:

[…] poza tym nie odmawiałbym chłopcu godnych zabaw. Pochwalam całkowicie grę w piłkę. […] Istnieją także inne zabawy chłopięce, które nie zawierają w sobie nic nieprzystojnego i na które dla wypoczynku i wesołości powinni wychowawcy nieraz pozwolić.

Pedagogami stawali się jednak nie tylko filozofowie i myśliciele renesansowi. W rolę tę doskonale wchodzili ojcowie, którzy – chcąc wyznaczyć swoim synom precyzyjną drogę edukacji, spisywali dokładne instrukcje, w których tłumaczyli, w jaki sposób odbywać ma się wychowanie ich synów. Były to często opisy bardzo szczegółowe, zawierające nie tylko sporządzony przez ojca ogólny plan nauki, ale także kosztorys czy też rozpiski dziennych obowiązków. Taką właśnie aptekarską dokładnością cechowała się między innymi instrukcja spisana na początku XVII wieku dla Jasia Ługowskiego.

 

Preceptorzy

Edukację rozpoczynano zazwyczaj w wieku 6–7 lat wraz z symbolicznym przejściem syna pod opiekę ojca. Młody szlachcic uczył się w małych szkołach parafialnych lub w towarzystwie domowych preceptorów, którym bogatsi przedstawiciele możnowładztwa powierzali pieczę nad prawidłowym rozwojem ich dzieci. Trzeba jednak od razu zaznaczyć, że pomimo fascynacji wiedzą praca takiego nauczyciela nie przynosiła fortuny. Wiele zależało od hojności i życzliwości pana, ale zarobki pedagogów były porównywalne do dochodów wiejskiego pracownika najemnego; bardzo często uiszczane przez nich kwoty podatku pogłównego należały do tych niższych.

Pensja preceptora wahała się zazwyczaj w granicach od 2 do 10 złotych na rok, byli jednak i tacy jak Henryk Wolf, który za pieczę nad edukacją syna kasztelana podlaskiego Macieja Sawickiego otrzymać miał 36 złotych, co było już sumą znaczną. Nauczyciel musiał przy tym ponosić również koszty zakupu książek, gdyż opiekował się biblioteką. Nauczaniem zajmowały się najczęściej osoby dobrze wykształcone, mogące pochwalić się ukończeniem uniwersytetu, ale zajęciem tym parali się także studenci, którzy próbowali sobie w ten sposób dorobić.

 

Sztuki wyzwolone z Hortus Deliciarum Herrada von Landsberga

 

Za granicę!

Najwięcej zarobić mogli ci preceptorzy, którzy towarzyszyli młodym szlachcicom w najważniejszym okresie ich edukacji – podróży edukacyjnej. Młodzieńcy wyruszali z domów wyposażeni w instrukcje ojcowskie, aby poznać świat i liznąć ogólnego wykształcenia. Sprawnie zaplanowane wojaże obejmowały całą Europę. Lipsk, Wittenberga, Rzym, Heidelberg, Ingolstadt, Bolonia... – to tylko niektóre z ośrodków akademickich, które w XVI wieku gościły synów szlacheckich.

Najchętniej odwiedzana była Padwa. Było to miejsce powszechnie znane w Europie z wysokiego poziomu kształcenia, w czasie którego szczególny nacisk kładziono na kształtowanie krytycznego myślenia. Na przełomie XV i XVI wieku centralny uniwersytet Republiki Weneckiej zaczął odgrywać wiodącą rolę w świecie renesansu, oferując edukację najbliższą kanonom epoki. Nie bez znaczenia były ogromne środki, jakie łożyły weneckie władze na rozwój uczelni, sprowadzanie najwybitniejszych profesorów i kupowanie pomocy naukowych.

Dzięki temu w XVI stuleciu na Uniwersytecie w Padwie studiowało blisko 36 tysięcy studentów, w tym 16 tysięcy obcokrajowców, z czego około 1000 było Polakami. Immatrykulowali się oni głównie na dwóch kierunkach: prawie oraz medycynie, częściej wybierając jednak prawo, które miało przygotowywać do służby publicznej, studia dotyczyły bowiem zarówno prawa cywilnego, jak i kanonicznego. Szczególny nacisk kładziony na poszerzanie programu studiów o liczne przedmioty humanistyczne pozwalał żakom na zdobycie wiedzy szerokiej, niezbędnej we właściwym sprawowaniu urzędów. Doskonale obrazował to zresztą napis widniejący nad jedną z bram uczelni i głoszący:

Wchodź tak, abyś każdego dnia stawał się mądrzejszym, wychodź tak, abyś co dnia stawał się pożyteczniejszym ojczyźnie i chrześcijańskiemu społeczeństwu, wtedy Gimnazjum uzna, żeś przyłożył się do jego ozdoby.

Padewski uniwersytet wyróżniał jeszcze jeden element, który zachęcał Polaków do kształcenia się na tej uczelni. Był nim zakres swobód, jakimi cieszyli się studenci, a także aktywny udział żaków w kształtowaniu i działalności uniwersytetu. Padwa była swoistą Rzeczpospolitą w pigułce, a uczestnictwo w quasi-politycznych grach, mających miejsce choćby przy okazji wyboru spośród studentów rektora, w sposób praktyczny przygotowywało do walki na sejmach i sejmikach.

Studenci należeli na Wydziale Prawa do jednej z 21 nacji dzielących się na włoskie (11) i cudzoziemskie (10). Początkowo miały być one jedynie wolnymi stowarzyszeniami zapewniającymi opiekę i samopomoc w ramach określonej narodowości, z czasem stały się jednak sprawnie działającymi stronnictwami o znaczeniu politycznym. Wśród cudzoziemców nacją dominującą byli Niemcy, którzy rościli sobie prawo do reprezentowania interesów społeczności obcokrajowców. Drugą w kolejności była nacja czeska, trzecią zaś polska.

 

Obraz Padwy zawarty w Kronice świata Hartmanna Schedla

 

U progu XVI stulecia, wraz z obfitym napływem studentów znad Wisły, liczebność tej trzeciej nacji wzrosła na tyle, że Polacy stali się drugą, po Niemcach, narodowością na uniwersytecie. Nie przekładało się to jednak na wpływ na władzę. Stare statuty uniwersyteckie nie przewidywały podziału miejsc w instytucjach samorządu studenckiego adekwatnego do zmieniającej się siły poszczególnych nacji – każdej przysługiwała stała liczba miejsc. Dochodziło zatem do coraz częstszych konfliktów, których celem było uzyskanie przez Polaków wyższej pozycji.

Zażarty konflikt pomiędzy aspirującymi do władzy Polakami, a broniącymi swej silnej pozycji Niemcami toczył się przez cały XVI wiek. Przełożyło się to na skład dwóch stronnictw funkcjonujących na uniwersytecie. Dawne włoskie stronnictwa wincentyńskie i breściańskie zaczęły być nazywane – ze względu na zaangażowanie i sympatie – wincetyńsko-polską i breściańsko-niemiecką. Walka pomiędzy Polakami i Niemcami przybierała formy brutalne. Dochodziło do ulicznych bójek, które musiały być tłumione przez lokalne służby porządkowe. Niejednokrotnie miały one przebieg dramatyczny. Mikołaj Firlej zasłynął tym, że przebywając w Padwie w 1567 roku, wdał się w konflikt z miejscowymi zbirami. Tak dał się im we znaki, że poszukiwali go potem z zamiarem zabójstwa. Z powodu zagrożenia życia musiał uchodzić z Padwy, przerywając studia.

 

Bo życie trzeba poznać!

Udział studentów w bijatykach nie był zresztą niczym wyjątkowym. Przebywając poza granicami kraju, wiedli żywot wesoły i pełen fantazji, wypełniony nie tylko poznawaniem pobożnych i prawniczych ksiąg, ale także uciechami życia codziennego. Zresztą awanturniczy charakter nie był cechą charakterystyczną jedynie studentów-obcokrajowców. Jeszcze w latach 70. XVI wieku mieszczanie krakowscy pisali do Jana Firleja, marszałka wielkiego koronnego, wojewody i starosty krakowskiego, aby uspokoił nadmierne burdy studenckie.