100% ciebie, czyli książka o miłości, seksie i zagłuszaczach - Bianka-Beata Kotoro, Wiesław Sokoluk - ebook

100% ciebie, czyli książka o miłości, seksie i zagłuszaczach ebook

Bianka-Beata Kotoro, Wiesław Sokoluk

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

100% ciebie, czyli książka o miłości, seksie i zagłuszaczach to zbiór podstawowych informacji z zakresu seksuologii, psychologii i prawa, absolutnie niezbędnych, by rozpocząć nowy etap w życiu świadomie i odpowiedzialnie, bez zbędnych obaw, za to czerpiąc z niego maksimum przyjemności.

Autorzy opisują zarówno jasną, jak i ciemną stronę seksu, obalają liczne stereotypy, pomagają poznać i zaakceptować nie tylko swoją cielesność, ale również skomplikowane uczucia, dostarczają wielu przydatnych informacji dotyczących zdrowia czy metod antykoncepcji, radzą, jak stawiać granice, by w każdej relacji czuć się pewnie i bezpiecznie.

Wokół tematu seksu krąży wiele przestarzałych mitów i fałszywych przekonań. Dzięki tej książce poznacie prawdę o seksualności. Lektura obowiązkowa nie tylko dla młodzieży.

Joanna Keszka

dziennikarka, Redaktor Naczelna portalu barbarella.pl, propagatorka kobiecej seksualności

Nareszcie w książce o seksualności dla młodych przemycono umiejętnie i z gracją tematy zdrowotne, łącznie z nowotworowymi. Młodzi mogą dowiedzieć się też o seksie niepełnosprawnych i o stomii! To wspaniale! Polecam!

prof. dr hab nauk med. Adam Dziki

chirurg i proktolog, konsultant woj. łódzkiego w dziedzinie chirurgii ogólnej, kierownik I Katedry Chirurgii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi

W końcu pojawiła się książka dla młodzieży, która ma szansę konkurować z Internetem. I może wygrać, bo naprawdę można się z niej czegoś dowiedzieć o seksie. Polecam również rodzicom!

dr Alicja Długołęcka

pedagog, edukator seksualny, autorka wielu podręczników i książek

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 229

Oceny
4,1 (18 ocen)
7
7
2
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Część I

JASNA STRONA SEKSU

1

UCZUCIA, SEKS I OKOLICE

Mówimy „seks”, myślimy… Mówimy „kocham”, myślimy… No właśnie, co właściwie mówimy, a co myślimy? Jakie są rzeczywiste znaczenia słów, których używamy tak często, że w końcu przestają znaczyć cokolwiek.

Zaczniemy od seksu, którego wszędzie pełno. Pochodzi od łacińskiego słowa sexus, co oznacza po prostu płeć. Zatem tam, gdzie się pojawia, sygnalizuje „rzecz” związaną z płcią. Oczywiście słowo to obejmuje znacznie większy obszar zjawisk niż jego potoczne rozumienie, ograniczone najczęściej do tego, co związane z aktywnością, jaką podejmują ludzie w celu zaspokojenia potrzeby seksualnej, w szczególności zaś z jej „wykonawczymi” aspektami. Możesz pozostać przy takim właśnie rozumieniu seksu, ale weź przynajmniej pod uwagę, że – czy tego chcesz, czy nie – seks oprócz anatomii, fizjologii oraz form aktywności to także przeżycia, uczucia, doznania, a przede wszystkim relacje międzyludzkie, bo spełnia nie tylko funkcję prokreacyjną i hedonistyczną (szczęściodajną), lecz także więziotwórczą.

I tu małe zastrzeżenie. Jeżeli seks jest jedyną siłą wiążącą, to rzadko wiąże trwale i głęboko… Potrzebne jest coś więcej. Tak, tak, chodzi o uczucia. Mówienia i pisania o nich nigdy dość. Rozważmy na przykład deklarację: „Kocham cię”. Nie zawsze jest to wyznanie komuś szczerych uczuć, a jedynie wytrych, za pomocą którego ktoś próbuje włamać się do uczuć drugiej osoby, a częściej do jej ciała, narzędzie nacisku lub szantażu, usprawiedliwienie łajdactw, uspokajacz… A nawet jeżeli jest to deklaracja uczuć, to niekoniecznie wyznanie miłości. Problem też w tym, że niektórzy nie potrafią nazwać swoich uczuć, czasami nawet ich rozpoznać, a to przecież zależy tylko i wyłącznie od nas samych. Niestety w procesie: czuć → rozpoznać → nazwać → deklarować niewiele pomaga znajomość stosownych rozpraw naukowych, tomów poezji miłosnej oraz literatury romansowej.

Jeżeli choć trochę zgadzasz się z nami, to rozumiesz, jak ważne jest, by mówiąc: „Kocham cię”, zdawać sobie sprawę, jaki komunikat naprawdę niesie to wyznanie, do kogo je kierujemy i dlaczego.

Skoro zaś o uczuciach mowa, oto krótka instrukcja, jak je „obsługiwać”, żeby dobrze było nam i innym z nami:

► Nie deklaruj uczuć, których nie ma lub których nie jesteś pewien. Tym bardziej nie udawaj zaangażowania uczuciowego.

► Nie manipuluj uczuciami drugiej osoby i ich nie wykorzystuj. Nie wmawiaj komuś, że powinien coś czuć.

► Nie oczekuj, że uczucia „same w sobie” rozwiążą wszelkie problemy.

► Nie oczekuj, że uczucia muszą się symetryzować, czyli jeżeli ja kogoś kocham, to on mnie musi (!) też kochać lub odwrotnie.

Ostatni punkt jest o tyle ważny, że wiele osób przeżywa bolesne zdziwienie, oburzenie, złość i smutek, gdy ich uczucia okazują się nieodwzajemnione. Są wtedy skłonni uważać, że czegoś im brakuje i gdyby to „coś” posiedli, druga osoba natychmiast zapałałaby do nich gorącym uczuciem. Często też czują, że doznają z jej strony jakiejś zaplanowanej krzywdy. Tak wcale być nie musi. Zabiegając o czyjeś uczucia, możemy zyskać wzajemność lub może nas też uczucie „trafić” równocześnie, ale zawsze istnieje to „może”, a nie „na pewno”. Gdyby zawsze mogło być „na pewno”, nie wymyślano by od wieków zaklęć i nie rzucano uroków, nie tworzono tajnych mikstur, wróżki – i te dobre, i te złe – miałyby znacznie większy luz w robocie, a wielu poetów, pisarzy czy reżyserów pogrążyłoby się w uwiądzie twórczym. Można mieć jedynie nadzieję, że wraz z przeniesieniem relacji międzyludzkich w przestrzeń wirtualną powstaną specjalne programy symetryzacji uczuć. Tylko czy będą działały, jeśli jakaś para zechce (tak, starożytny kaprys) spotkać się w realu? Lepiej nawet o tym nie myśleć.

Czasami można odnieść wrażenie, że mówiąc „seks” czy „kocham”, mamy na myśli jakieś dwa odrębne światy, nawet jeśli stosunek płciowy nazwiemy sympatycznym skądinąd zwrotem „kochać się”. Czy tak jest rzeczywiście? W spadku po naszych ewolucyjnych przygodach otrzymaliśmy wyraźne zróżnicowanie płciowe, popęd oraz sygnały atrakcyjności (biologicznej oczywiście), tak aby wybór partnera był najkorzystniejszy z punktu widzenia interesów potomstwa. Ale dostaliśmy też coś więcej – mechanizmy pozwalające budować i utrzymywać więzi z rodzicami, dziećmi, rodzeństwem, a nawet z osobami spoza rodziny. Człowiek w swoim rozwoju, tworząc cywilizację i kulturę, odkrywał też siebie samego, a więc także swoje życie uczuciowe wraz z jednym szczególnym i fascynującym uczuciem, jakim jest miłość i oparta na niej więź z drugim człowiekiem. A gdzie seks? Spoko, spoko! Wśród różnych potrzeb, jakie dopraszają się zaspokojenia, pojawia się w pewnym momencie (druga dziesiątka lat życia) potrzeba seksualna. Jej konstrukcja opiera się na zasadzie „dwa w jednym”, czyli że zawarty jest w niej składnik popędowy i emocjonalny. Pierwszy możemy nazwać potrzebą rozładowania napięcia seksualnego, drugi – potrzebą więzi z drugim człowiekiem, potrzebą miłości. Możemy to sobie wyobrazić mniej więcej tak:

Nie zawsze potrzeba seksualna występuje w tak dobrze dobranych i połączonych proporcjach. Początkowo, gdy się pojawia, wygląda zupełnie inaczej u chłopaków, a inaczej u dziewczyn. U chłopaków składnik popędowy jest nie dosyć, że bardzo „ostry”, to jeszcze zupełnie niewymieszany i „nieprzegryziony” ze składnikiem uczuciowym, którego smak może być jeszcze słabo wyczuwalny.

Rzeczywiście, napięcie seksualne, jakie pojawia się w momencie, gdy hormony, dopiero co wyprodukowane przez między innymi jądra, uderzą do mózgu, jest najczęściej dość, by nie powiedzieć bardzo, wysokie. Jak każdy popęd, co rusz przypomina o sobie i domaga się zaspokojenia. Zgoda, bywa to uciążliwe, przeszkadzające (wszystko się kojarzy z…), ale ostatecznie nie dajmy się zwariować. No, chyba że chcesz wejść w rolę żałosnego gawędziarza seksualnego, któremu od rana do wieczora wiadomo jaką częścią ciała z oczu patrzy. A postrzeganie dziewczyn ograniczone jest niemal wyłącznie do obszaru pomiędzy spojeniem łonowym i kością ogonową, no i oczywiście piersi. Aha! Jeśli wtedy zanurzysz się jeszcze po szyję w pornosach, to możesz poczuć się niczym w krainie wirtualnej szczęśliwości. Tylko uważaj, żeby ci przy okazji ręka nie odpadła. U dziewczyn − co prawda oba składniki są już razem, ale proporcje jeszcze niewyważone – wyraźnie już daje o sobie znać składnik emocjonalny, czyli potrzeba więzi, natomiast napięcie seksualne jest słabe lub w ogóle nieodczuwalne. Owszem, od czasu do czasu motylki trzepocą w brzuchu, ale co to za motylki i na jaką okoliczność tam trzepocą, tego jeszcze dokładnie nie wiedzą.

Na pewno ważne jest dla ciebie, żeby być adorowaną, a przynajmniej dostrzeganą przez chłopaków, chcesz czuć się atrakcyjna i na topie. Może nawet, nie przyznając się nikomu, tęsknisz za wielką romantyczną miłością, i to wcale nie „portalową”. Paradoks polega na tym, że pragnienia, których spełnienia oczekujesz zaraz, mają duże szanse na to spełnienie, ale potem, czyli za czas jakiś. Oczywiście w momencie życia, w którym obecnie jesteś, bardzo trudno zgodzić się, że coś ważnego może być potem. No to może tak złoty środek? Jaki? Otwórz się na nowe doświadczenia, zachowując przy tym stosowną ostrożność. Nie nabieraj się na atrapy z napisem „kocham cię”. Nie rób nic przeciwko sobie „w imię miłości”. A przede wszystkim wystawiaj pazury, gdy ktoś próbuje przekroczyć granice, TWOJE GRANICE.

Gdyby teraz popatrzeć na wasze wzajemne relacje z perspektywy potrzeby seksualnej, to daje się wyraźnie zauważyć pewien konflikt oczekiwań. Chłopaki najchętniej zapuściliby się we wszystkie urocze zakątki ciała dziewczyny z wiadomym miejscem włącznie (a może przede wszystkim), a dziewczyny, owszem, oczekują czułości, ale przede wszystkim jako sygnału bliskości i zaangażowania uczuciowego. Niemniej wspólnym terytorium na tę chwilę życia jest składnik emocjonalny potrzeby seksualnej, czyli potrzeba więzi. Pragniemy być ze sobą, pragniemy być dla siebie kimś ważnym i szczególnym. Co prawda początkowo nasze związki bywają często równie gwałtowne, co krótkie, z czasem jednak nabierają cech trwałości i z osobnych światów „ja i ty” powstaje większy lub mniejszy świat „my”.

Jest jeszcze jedna bardzo ważna różnica pośrednio związana z odmiennością „konstrukcji” potrzeby seksualnej na tym etapie dojrzewania. Chłopaki otrzymują w „pakiecie” wszystko naraz: napięcie seksualne (najczęściej bardzo silne), sprawność genitalną (narządy płciowe gotowe do akcji) oraz gratyfikację seksualną (wysokiej jakości przyjemność). Problem jednak, co z tym dobrodziejstwem zrobić. U dziewczyn jest całkiem inaczej. Nic nie otrzymują w pakiecie, tylko wszystko po kolei i w dodatku trwa to dość długo. Najpierw uruchamia się układ rozrodczy (pierwsza miesiączka, potem jajeczkowanie, bo niekoniecznie od razu, stopniowa stabilizacja cykli), a dopiero na samym końcu dojrzewa pochwa, to znaczy jej anatomia i biochemia gotowe do odbywania stosunków płciowych. I na tym nie koniec! Potencjalną gotowość muszą jeszcze uzupełnić reakcje seksualne, czyli odpowiedź psychiki i ciała na odpowiednie bodźce, a to u dziewczyn nie jest gotowe „z rozdania”, jak u chłopaków. Mają to oczywiście „w programie”, tyle że jego uruchomienie następuje poprzez kolejne doświadczenia i pod jednym warunkiem: ich bilans musi być „na plusie”. Skomplikowane jesteście dziewczyny, nie da się ukryć. Ale za to jakie macie możliwości!

Jeśli zadaliście sobie trud przedarcia się przez dotychczasowe fragmenty, spodziewacie się na pewno, że akcja się rozwinie i coś się jeszcze będzie dziać z potrzebą seksualną. Tak! W prawidłowym rozwoju u chłopaków dwa składniki powoli łączą się ze sobą, choć nie do końca. U dziewczyn były połączone, teraz tylko zmienia się ich proporcja – przybywa składnika popędowego (pojawia się wyraźne napięcie seksualne i rozwija reaktywność seksualna), czyli konfitura ekstra prawie gotowa, byle po otwarciu dobrze ją przechowywać, żeby nie sfermentowała.

Przedstawiony model rozwoju potrzeby seksualnej i konsekwencji, jakie z niego wynikają, jest jak każdy model – trochę uproszczony. W rzeczywistości należałoby uwzględnić wszystkie czynniki, czyli także pozaseksualne obszary rozwoju, i to nie tylko w drugiej dziesiątce lat życia, zwłaszcza jeżeli chodzi o rozwój emocjonalny. Tu kluczowe mogą okazać się wydarzenia wcześniejsze, a nawet bardzo wczesne, z czasów gdy nikt (a tym bardziej my sami) nie wyobrażał sobie, że pewnego dnia staniemy do gry o miłość. Na swojej drodze życia możemy spotkać osoby, które nie potrafią, boją się i/lub nie chcą budować więzi z innymi – dla nich seks będzie jedynym sposobem na bliskość z drugim człowiekiem, stanie się taką „protezą” więzi. Niektórzy mogą też celowo używać tylko popędowego składnika potrzeby seksualnej, szukając coraz wymyślniejszych sposobów jego realizacji. Zdarza się, że aktywność seksualna ma niewiele (jeśli w ogóle) wspólnego z potrzebą seksualną lub którymś z jej składników i służy na przykład jako „odstresowywacz”, wzmacniacz osobowości, „dowartościowywacz”, jest ucieczką od…

Co z tego wynika dla ciebie? Jeżeli chcesz żyć w zgodzie ze swoją seksualnością i czerpać z niej przyjemność i radość, to:

► Nie próbuj przeskoczyć własnego rozwoju, a tym bardziej przyspieszać jego naturalnego tempa. Tego naprawdę się nie da.

► Nie oszukuj własnej seksualności, a wtedy ona też ciebie nie oszuka.

► Seks jest dobrym sługą, ale złym panem, nie daj się zdominować.

► Pamiętaj, że eksperymenty seksualne to ostra jazda i tak jak doping są „sukcesem na jednej olimpiadzie”.

► Możesz oczywiście powiedzieć: pierdoły. OK. Tylko nie kwil potem, jak się ockniesz po szyję w przysłowiowym gównie. Zostałeś przecież uprzedzony.

Kiedy byliśmy jeszcze bardzo mali, ważnym sygnałem dobrych uczuć ze strony opiekunów, przede wszystkim mamy, był kontakt fizyczny, nazywany też kontaktem dotykowym. Przytulanie, obejmowanie, głaskanie, całowanie, słowem wszystko, co było adresowane do zmysłu dotyku, odbieraliśmy jako znaki bliskości, miłości i troski. Mimo że nie potrafiliśmy ich jeszcze nazwać, dawały nam szczególny rodzaj przyjemności i poczucia bezpieczeństwa. Źródłem była przecież wtedy najważniejsza osoba.

Istotnie, kontakt dotykowy jest w życiu pierwszym sposobem odbierania, a potem dawania i okazywania uczuć. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że rodzimy się z gotowym programem jego używania i mimo większych lub mniejszych modyfikacji w trakcie rozwoju zostaje on nam do końca życia.

U dziewczyn (kobiet) modyfikacje są na ogół nieznaczne, poza wspomnianą już możliwością „przekształcania” różnych bodźców zmysłowych (w tym dotykowych) na reakcje seksualne, co pojawia się jako efekt prawidłowego rozwoju psychoseksualnego. Niemniej priorytetową funkcją dotyku pozostaje komunikat uczuciowy, jaki się w nim zawiera. Jeśli zatem dotyk skierowany ku miejscom najintymniejszym i/lub powszechnie uważanym za erogenne pozbawiony jest choć odrobiny czułości, może być odbierany jako zwykłe obmacywanie i nie wywoła raczej przyjemnych doznań. Mimo wszystko odloty, lewitacje i wstrząsy skorupy ziemskiej podczas kontaktu seksualnego nie zależą wyłącznie od perfekcji technicznej pieszczot.

U chłopaków (mężczyzn) modyfikacje mogą być bardziej znaczące. Z różnych, dość złożonych i nie do końca poznanych przyczyn kontakt dotykowy przestaje być używany w komunikowaniu uczuć. Później w relacjach z dziewczynami dotyk zaczyna być traktowany bardziej jako środek mający uruchomić podniecenie i zainteresowanie „dalszym ciągiem”. Jeśli takich reakcji nie wywołuje, chłopak jest skłonny przypuszczać, że nie wykazał się odpowiednimi umiejętnościami technicznymi. Nic bardziej błędnego! Trzeba przede wszystkim wrócić do pierwotnej funkcji dotyku, czyli sprawdzić, czy i jaki komunikat uczuciowy zawiera. No i jeszcze jedno, drobiazg: czy druga osoba jest gotowa go odebrać.

Tak naprawdę nie da się oszukać uczuć i nie da się oszukać ciała. Cudownie, jeśli istnieje też zgodność między jednym i drugim. Jeżeli mimo to próbujemy przechytrzyć i ominąć ten porządek, otrzymamy w rezultacie atrapę. Jeżeli lubicie atrapy, to OK.

W dialog „bliskość” oprócz zmysłu dotyku zaangażowane są również pozostałe zmysły. W historiach miłosnych odnajdujemy często zdania w rodzaju: „Mimo że rozstaliśmy się wiele lat temu, do dziś czuję smak jego pocałunków”, „Wysiadła z pociągu i już na peronie, gdy tylko usłyszała jego głos, poczuła, że nogi się pod nią uginają”, „W samochodzie wciąż jeszcze unosił się jej zapach i autostradę A7 co chwila wypełniały obrazy ich miłosnych igraszek”… Dobre, prawda? No to jeszcze jedno: „Gdy zobaczył, jak jej piersi pod obcisłym trykotem unosi coraz szybszy oddech, poczuł graniczącą z szaleństwem falę pożądania”. Pewnie chcielibyście wiedzieć, co było dalej. Musicie więc uruchomić wyobraźnię i dowolne urządzenie do pisania. Może przy okazji okaże się, że macie talent literacki? Tu chodzi tylko o pokazanie, jak to „działa”.

Udział poszczególnych zmysłów jest oczywiście cechą indywidualną. Można jedynie mówić o pewnej dominacji zmysłu wzroku u mężczyzn, a słuchu i dotyku u kobiet. Warto też wspomnieć, że podniecenie seksualne u chłopaka pojawia się dość łatwo, często wystarczy pojedynczy bodziec, np. wzrokowy, lub nieskomplikowana ich konfiguracja, by był gotowy do odbycia stosunku, nawet bez bliższej więzi uczuciowej z drugą osobą. U dziewczyny o gotowości decyduje na ogół dość złożony zespół bodźców mniej lub bardziej związanych z relacją, jaka ją łączy z partnerem. Chyba że zgadza się na stosunek z innych niż seksualne powodów, ale wtedy trudno mówić o gotowości.

Po uczuciach, zmysłach i pożądaniu czas na krótki komentarz dotyczący reakcji seksualnych, czyli jak ciało odpowiada na bodźce seksualne. Można to sobie wyobrazić tak: stan gotowości → na maksa do przodu → wielki finał → błogi spokój. Fachowo mówimy o czterech etapach (fazach) reakcji seksualnych:

Podniecenie

U obu płci podnosi się tętno, ciśnienie krwi oraz pogłębia się oddech.

Y Erekcja prącia.

X Wzrost objętości piersi, erekcja łechtaczki, zwilżenie przedsionka pochwy i pochwy.

Plateau

U obu płci stopniowe przekrwienie drobnych naczyń pod powierzchnią skóry, prespiracja (wydzielanie potu), wzrost wrażliwości całego ciała.

X Pochwa (od strony macicy) tworzy zagłębienie gotowe do przyjęcia nasienia i przechowania go, a szyjka macicy (kanał szyjkowy) przygotowuje się do jego transportu.

Y Preejakulat „toruje drogę” dla wytrysku nasienia.

Orgazm

U obu płci tętno, ciśnienie krwi i częstotliwość oddechu, a także wydzielanie potu osiągają swoje maksimum. Mogą pojawić się mimowolne skurcze mięśni szkieletowych, a także mięśni krtani.

Y Wytrysk nasienia.

X Skurcz 1/3 walca pochwy, mięśnia macicy, zwieraczy odbytu.

Odprężenie

Wszystkie opisane poprzednio zmiany cofają się, następuje rozluźnienie mięśni, senność.

Przedstawiona tu w pewnym uproszczeniu sekwencja reakcji seksualnych nie obejmuje towarzyszących jej subiektywnie doznań, ponieważ ich rodzaj oraz intensywność są – zwłaszcza u kobiet – wyraźnie zindywidualizowane, podobnie jak warunki „uruchomienia”, przebieg w czasie. Tak, tak! Satysfakcja seksualna, poczucie szczęścia czy chociażby zadowolenia, wykracza daleko poza fizjologiczny wymiar reakcji seksualnych i jest uwarunkowana wieloma dodatkowymi czynnikami, jak chociażby: relacje uczuciowe pomiędzy partnerami, poziom dojrzałości psychoseksualnej, indywidualne pragnienia i upodobania, aktualny stan psychofizyczny partnerów, okoliczności, na przykład brak warunków intymności i bezpieczeństwa.

Niestety często mimo niespełnienia podstawowych warunków sprzyjających bliskości i porozumieniu partnerów próbują oni wymusić na sobie reakcje seksualne, traktując się wzajemnie jak maszyny, które wystarczy włączyć, aby sprawnie działały. A potem dziwią się, że zamiast odlotu podpięli się co najwyżej do łacińskiej maksymy: Omne animal triste post coitum, co znaczy „wszystkie zwierzęta są po stosunku smutne”.

Na zakończenie tego rozdziału kilka ważnych, choć bardzo niepopularnych prawd. Seks ze swoimi mniej lub bardziej realistycznymi obietnicami świetnie się sprzedaje. Rzeczy niemające nic wspólnego z seksem za jego pomocą też świetnie się sprzedają. Byle jaki batonik sprzeda się doskonale, jeżeli tylko wmówią ci, że jego pożarcie da ci rozkosz porównywalną z orgazmem albo podkręci twoją atrakcyjność i/lub sprawność seksualną na maksa. Tak jak doskonale sprzedaje się seks w reklamie, pornosach, zwierzeniach celebrytów, towarzyskich gawędach. Świat kręci się wokół seksu, a wraz ze światem ty i ja. Czy aby nie pozwalamy sobie robić kisielu z mózgu? Ustalmy może pewną rozsądną kolejność:

► Najpierw jesteś człowiekiem i w tym człowieczeństwie masz swoją seksualność, najlepiej w odpowiedniej proporcji do własnego „ja”.

► Powszechna i masywna seksualizacja przestrzeni społecznej nikogo do niczego nie zobowiązuje, jeśli już, to raczej do nabierania dystansu.

► Dlatego w swoich decyzjach pozostań sobą i nie daj się w cokolwiek wkręcać. Zastanów się, czy uleganie presji pod hasłem „luz” jest tym samym co „bycie na luzie”. Decyzje w sprawie seksu mogą okazać się kluczowe dla twojego życia. Problem polega na tym, że to się wie dopiero „po”, a nie „przed”.

► Dawno temu istniały dwa zapomniane już dzisiaj słowa: „prywatność” i „intymność”. Jeśli nie pamiętasz ich znaczenia, zajrzyj do słownika. Są bardzo silnie związane z naszą seksualnością.

2

PRZED DOBRYM SEKSEM – O ZAKOCHANIU, A PRZED WSPANIAŁYM – O MIŁOŚCI

Miłość – temat numer jeden piosenek, filmów i powieści. Miłość, zauroczenie, zakochanie – naukowo i romantycznie.

Kochać siebie

Kochaj siebie, czyli akceptuj swój charakter i wygląd, jednocześnie starając się doskonalić swoją osobowość. Otaczaj się pozytywnymi osobami. Jeśli pokochasz siebie, będziesz też umiał pokochać innych, bo będziesz umiał zarówno dawać, jak i brać.

Szczypta zazdrości?

Violetta Villas śpiewała, że nie ma miłości bez zazdrości, a prawda jest taka, że to, co popularnie nazywamy zazdrością, to jedynie lęk przed utratą ukochanej osoby. Już samo wyobrażanie sobie, że partner ma „trzecią” połówkę, rodzi uczucie bólu i wściekłości. Jeśli masz powody, by snuć takie podejrzenia, bo osoba, którą pokochałeś, z natury jest niewierna, znika, plącze się w zeznaniach, lepiej będzie, jeśli jak najszybciej stawisz temu czoła i z nią szczerze porozmawiasz, a gdy trzeba, zakończysz taką znajomość.

Częściej jednak, dużo częściej, to twoja wyobraźnia wodzi cię za nos. A może problem tkwi w niepewności, braku wiary w siebie i niskiej samoocenie? Panowie reagują czasem agresywnie, bywa, że posuwają się nawet do gróźb czy rękoczynów, myśląc, że ich dziewczyna odejdzie z innym. To nie jest objaw miłości! Kobiety zaś potrafią robić karczemne awantury lub dręczyć partnera psychicznie, w desperacji posuwają się czasem do śledzenia go, nieustannego plądrowania jego kieszeni i rzeczy, przeglądania komputera czy telefonu.

Jeśli zazdrość jest chorobliwa, niczym nieuzasadniona, może zniszczyć relacje w związku. Wtedy warto zasięgnąć porady psychoterapeuty – rozmowa ze specjalistą może okazać się zbawienna.

Sygnały alarmowe:

► mam ciągłą potrzebę „przesłuchiwania” partnera, gdzie, z kim, kto, kiedy…,

► uważam, że w imię zaufania musimy sobie wszystko mówić,

► uzurpuję sobie prawo do rozliczania partnera z jego przeszłości i wracam nieustannie do tego, co o niej wiem,

► sprawdzam jego prawdomówność, ale wyniki kontroli nie uspokajają mnie, więc żądam niezbitych dowodów niewinności.

Jeśli pojawił się choć jeden sygnał, traktuj go poważnie. Wchodzisz w lejek. Dla niepoinformowanych: sytuacja lejka to taka, w którą bardzo łatwo wejść, ale im bardziej się zagłębiasz, tym trudniej się z niego wydostać, a czasem może cię całkowicie wessać.

Czasem zerwanie

Jeśli byłeś uczuciowo zaangażowany w związek, smutek z powodu zerwania może trwać kilka tygodni lub nawet miesięcy. Towarzyszy mu zwykle poczucie winy, bardzo duże przygnębienie i niechęć do życia. Nie obwiniaj się jednak za wszystko, bo za to, co się stało, zawsze są ODPOWIEDZIALNI – nie winni – obydwoje partnerzy. Związek może zniszczyć zarówno to, co robimy, jak i to, czego nie robimy. Ta świadomość odpowiedzialności pomoże ci wejść w kolejny związek z większą dojrzałością i lepszą znajomością siebie, dzięki czemu jest szansa, że nie popełnisz tych samych błędów. Nie zadręczaj się myślami, że nie spotkasz już nigdy nikogo takiego. Daj upust smutkowi czy złości, płacz, rozmawiaj z przyjaciółmi i/lub rodziną. Po pewnym czasie odzyskasz radość i nadzieję. Zajmij się czymś twórczym, takim jak taniec, malowanie, muzyka, pisanie, pływanie – czymkolwiek, co cię interesuje i motywuje do działania. To cię wzmocni i wydobędzie, co w tobie najlepsze. Pamiętaj, że w każdym związku tkwi ryzyko rozpadu. Można je minimalizować, ale nie można wykluczyć. Cyka jak bomba zegarowa. Aby nie przekreślić wartości związku, dobrze jest rozstać się godnie. Nie oczerniaj partnera, nie mścij się, bo to oznacza, że nie dajesz sobie rady sam z sobą.

Ale powróćmy do stanu zakochania. Naukowcy uważają, że zakochanym powinno się zabronić siadania za kierownicą i obsługiwania urządzeń mechanicznych. Dziwi cię to? Tak, tak, każdy zakochany jest szaleńcem! Najlepszym przykładem są bohaterowie książek i filmów ugodzeni strzałą Amora – rzadko kierują się wtedy zdrowym rozsądkiem, czasem popadają wręcz w obłęd. Ale nie tylko filmowi amanci zdradzają objawy niezrównoważenia psychicznego. Również my, zwykli ludzie.

Ludzie zakochiwali się od zawsze, na długo przed miłością, jaką zapałali do siebie Tristan i Izolda. Pierwsze opisy romantycznych uniesień młodych kochanków znajdujemy w poezji sumeryjskiej sprzed 4 tysięcy lat (!) – w 40 pieśniach sławiących Inanę – boginię księżyca i płodności, oraz Dumuzi – boga pól i plonów. Wszędzie, nawet w najbardziej odległym i egzotycznym zakątku świata, ludzie się zakochiwali i nadal się zakochują!

W jednym z badań antropolodzy przyjrzeli się aż 166 odrębnym kulturowo społecznościom. I tylko w 19 z nich nie wykryli miłości romantycznej, ale mogło to wynikać po prostu z niewielkiej ilości danych. Z romantyczną miłością były i są związane legendy, pieśni, mity i obrzędy magiczne. Na przykład w dawnej Polsce wierzono, że dodanie lubczyku do pokarmu wybranej osobie wzbudzi w niej płomienne uczucia. W imię miłości popełniano zabójstwa i samobójstwa. Niemal każdy był, jest lub będzie zakochany. Jonathan Haidt, psycholog ewolucyjny z University of Virginia, radzi swoim studentom, by w czasie, gdy są zakochani, czytali, co o miłości piszą poeci, a jeśli nie są – to lepiej, jak zobaczą, co o miłości piszą psychologowie. Jeżeli zaś ktoś właśnie odrzucił ich uczucia, pozostaje im studiowanie wypowiedzi filozofów, którzy nienawidzą miłości romantycznej, gdyż nie mogą się pogodzić z jej irracjonalnym charakterem. Kto z kolei i w jakim stanie ducha mógłby czytać, co o miłości mają do powiedzenia chemicy i neuronaukowcy? Może rodzice nieszczęśliwie zakochanych dzieci, którzy w imię rodzicielskiej troski chcą „wyleczyć” swoją pociechę z szaleńczego stanu ciała i duszy?

Żeby jednak ktoś mógł się zakochać w drugiej osobie, musi ona jawić się dla niego jako pod jakimś względem atrakcyjna… W 1974 roku dwóch profesorów psychologii, Donald Dutton i Arthur Aron, przeprowadziło nietypowy eksperyment na dwóch mostach łączących brzegi rzeki Capilano w Kolumbii Brytyjskiej. Jeden był kołyszącą się kładką zawieszoną około 60 metrów nad skałami, drugi znajdował się znacznie niżej i miał solidniejszą konstrukcję. Młodych mężczyzn przechodzących przez mosty zatrzymywała kobieta udająca ankieterkę prowadzącą badania rynku. Prosiła ich o wypełnienie prostego kwestionariusza, a następnie oferowała im swój numer telefonu, na wypadek gdyby chcieli dowiedzieć się czegoś więcej o jej pracy. Zgodnie z przewidywaniami eksperymentatorów mężczyźni nie tylko znacznie częściej brali numer telefonu na wysokim moście, ale też znacznie większy procent z nich dzwonił później do kobiety. Zastanawiacie się zapewne dlaczego? Otóż znanym faktem jest, że kiedy spotykamy kogoś atrakcyjnego, nasze serce zaczyna bić szybciej. Znacie to uczucie, prawda? Dzieje się tak, gdyż ciało przygotowuje się w ten sposób do ewentualnego działania. Dutton i Aron zadali sobie pytanie, czy prawdziwa jest odwrotna zależność: czy ludzie, których serce bije szybciej z zupełnie innego powodu, chętniej uznają napotkaną osobę za atrakcyjną. Stąd właśnie pomysł z mostami. Niepewna konstrukcja zawieszonej i kołyszącej się nad skałami kładki, przez którą przechodzili mężczyźni, powodowała, że ich serca biły szybciej niż pokonującym rzekę po niższym moście. Ale oni to szybsze tętno nieświadomie łączyli z kobietą, a nie z mostem. Ciało oszukiwało mózg – mężczyzna sądził, że kobieta mu się podoba, dlatego częściej przyjmował jej numer telefonu i później do niej dzwonił. Wyniki eksperymentu wskazują, że nie tylko ciało może oszukać mózg, zjawisko to ma też poważne konsekwencje dla naszego życia.

Po takim rozhuśtaniu przychodzi nam na myśl kilka spostrzeżeń i badań naukowych nad fenomenem zakochania oraz miłości.

Z najnowszych badań przeprowadzonych na Uniwersytecie w Pawii wynika, że zakochanie przemija po mniej więcej roku. Brrr! Naukowcy doszli do takiego wniosku na podstawie analizy krwi osób zakochanych i poziomu cząsteczek znajdującego się w niej psychoaktywnego białka, zwanego czynnikiem wzrostu nerwu (NGF – nerve growth factor). Niezależnie od wieku u osoby tuż po zakochaniu się wzrasta poziom NGF, a po około roku spada do poziomu sprzed zakochania. Wysoki poziom NGF odpowiada między innymi za pocenie się dłoni i palpitacje serca. Badacze ustalili, że w pierwszych tygodniach zakochania poziom NGF ściśle wiąże się z głębokością tego stanu – im ktoś jest bardziej owładnięty myślami o ukochanej osobie, tym wyższy jest poziom NGF w jego krwi. Wnioski włoskich naukowców w pełni zgadzają się z ustaleniami tradycyjnych badań związanych ze stanem zakochania, prowadzonych także w Polsce, między innymi przez profesora Bogdana Wojciszkego. Zgodnie z nimi faza zakochania trwa krótko i niemal bezpowrotnie przemija. Według Roya Baumeistera jest jednak sposób na przynajmniej chwilowe zasmakowanie romantycznych uniesień w długotrwałym związku. Trzeba tylko odkrywać przed partnerem swoje atuty, których jeszcze nie zna, wciąż go czymś nowym zaskakiwać albo podjąć zmianę tego, czego w nas nie lubi… Uff! Dobrze, że w ogóle są jakieś sposoby.

Stephanie Ortigue z Syracuse University przeprowadziła zaś nową metaanalizę dotyczącą procesu, czy zakochanie zachodzi w sercu, czy może tylko w umyśle. I wnioskuje, że zakochanie może nie tylko wywoływać takie same stany euforii jak kokaina, ale również wpływa na intelektualne obszary mózgu. Odkryła, że proces zakochiwania się trwa zaledwie jedną piątą sekundy. Tak krótko, że łatwo można przeoczyć ten moment. Wyniki badań wykazały, że podczas zakochania w mózgu zaczyna równolegle pracować aż 12 różnych obszarów w celu wypuszczenia substancji chemicznej wywołującej euforię, między innymi adrenaliny. Zakochanie wpływa także na zaawansowane funkcje poznawcze, takie na przykład jak myślenie metaforyczne.

Procesy poznawcze służą do tworzenia i modyfikowania wiedzy o otoczeniu, jaka kształtuje zachowanie − służą po prostu do poznawania otoczenia.

Myślenie metaforyczne wymaga tworzenia nowego znaczenia słów. Trafna przenośnia ułatwia zrozumienie trudnych kwestii. Mówimy wtedy o „motylach w brzuchu”, „miękkich nogach” czy „nieostrym widzeniu”.

Najbardziej charakterystyczną cechą miłosnego zauroczenia jest obsesyjne myślenie o ukochanej osobie. Zakochani wręcz nie potrafią skupić się na czymkolwiek innym. Praca, szkoła, inni ludzie… przestają się dla nich liczyć. Znacie to z własnego doświadczenia?

Miał rację Geoffrey Chaucer, XIV-wieczny angielski poeta, pisząc, że miłość jest ślepa. Oj, ślepa, ślepa: szczególnie na wady ukochanej osoby. Zakochani idealizują siebie nawzajem w stopniu niewyobrażalnym dla kogoś, kto stoi z boku. Idealizują również samo uczucie i oczekują, że stan zakochania będzie trwać wiecznie. A prawda jest taka, że po roku czasem niewiele z niego pozostaje.

Inną cechą zakochanych jest ich niestabilność emocjonalna. Są radośni, gdy mają u boku ukochaną osobę albo czekają na spotkanie z nią. I wpadają w głęboki smutek, a nawet wściekłość, gdy coś lub ktoś stanie im na drodze do upragnionej osoby, czasem wystarczy do tego wyładowana bateria w telefonie. Och, ta elektronika! Przecież jedynym celem życia zakochanych jest spotkać się ze sobą i być razem jak najdłużej.

W 2000 roku Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii otrzymała profesor Donatella Marazziti. Wraz ze swoimi współpracownikami analizowała, w jaki sposób mózg gospodaruje neuroprzekaźnikiem o nazwie serotonina. Neuroprzekaźniki są złożonymi substancjami, za pomocą których komórki nerwowe wzajemnie na siebie wpływają. Serotonina ma działanie hamujące – uwolniona przez jeden neuron hamuje aktywność innego. Jest ważna dla tych mechanizmów mózgowych, które regulują między innymi poziom pobudzenia emocjonalnego, nastrój i sen. Marazziti porównywała aktywność serotoniny w mózgach 60 osób. Podzieliła je na trzy grupy. Do pierwszej należały osoby cierpiące na nerwicę natręctw, do drugiej osoby bardzo zakochane, a trzecia była grupą kontrolną, czyli losowo dobraną grupą osób z zewnątrz. Na podstawie analiz poziomu serotoniny w płytkach krwi obwodowej badacze wyciągnęli dwa wnioski. Pierwszy był dość optymistyczny: nie sposób za pomocą tego typu analiz jednoznacznie stwierdzić, czy ktoś jest zakochany, czy też nie. Ale drugi miał wydźwięk nieco pesymistyczny: grupa kontrolna różniła się wyraźnie od pozostałych. A to z kolei oznaczało, że osoby zakochane i te z nerwicą natręctw nie różniły się od siebie. „Całkiem możliwe, że zakochani nie są zupełnie normalni w sensie tradycyjnej normy zdrowia psychicznego” – powiedziała w jednym z wywiadów Marazziti.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki