Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
243 osoby interesują się tą książką
Finałowy tom bestsellerowej serii!
Stała się jego największym uzależnieniem, mimo że nie powinien jej pragnąć.
Dwudziestojednoletnia Savannah Sunray wróciła po rocznej wymianie studenckiej do San Diego. Chociaż nieco się tego obawiała ze względu na problemy w przeszłości, wszystko zaczęło się układać – otrzymała wakacyjny staż w redakcji czasopisma, do tego planowała jak zawsze pomagać siostrze i zapomnieć o nieprzyjemnościach.
Kiedy przyjaciółka zdobyła dla nich obu zaproszenia do ekskluzywnego klubu Possessed, dziewczyna nie wiedziała, że ten wieczór wszystko zmieni. Nie sądziła, że dostanie szansę na dołączenie do dziennikarskiego śledztwa w sprawie ustalenia tożsamości właściciela ani że tajemniczy mężczyzna, którego poznała na przyjęciu, pojawi się jeszcze w jej życiu.
Wkrótce Savannah odkryje, że nie istnieją żadne zbiegi okoliczności, a niektóre sekrety mogą złamać serce. I będzie musiała zdecydować, co jest dla niej ważniejsze – starszy o jedenaście lat mężczyzna, który przyciąga ją każdym spojrzeniem, czy jej zawodowa przyszłość… Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 638
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Agata Polte
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Kamila Recław
Korekta: Sara Szulc, Martyna Góralewska, Monika Fabiszak
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8362-713-7 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Początki weekendu są super, przynajmniej dopóki samochód nie postanawia zepsuć się na najbardziej ruchliwej drodze.
Jestem na granicy łez ze zmęczenia, bo mało dziś spałam, a pracowałam do późna i prawie nic nie zjadłam. Chciałam tylko dostać się szybko do domu, bez żadnych problemów, tymczasem wyszło jak zwykle. Narzeczony siostry, do którego dzwonię, zapewnia jednak, że za chwilę dostanę pomoc, no i że nikomu nie zawadzam, stojąc swoim gratem w połowie na chodniku. W to drugie akurat nie wierzę – mam wrażenie, że zaraz ktoś zepchnie mnie nawet dalej – mimo to dziękuję Emmettowi i po prostu czekam na ratunek.
Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie rozpoczęcie tego weekendu.
Dopiero w sobotę wróciłam do San Diego po zdanym śpiewająco trzecim roku studiów. Dzięki programowi wymiany studenckiej mogłam uciec na moment z rodzinnego miasta, by przez kilka miesięcy kształcić się na jednym z najlepszych uniwersytetów w kraju. Było świetnie. Podleczyłam rany, zdobyłam nowe doświadczenie na krótkim stażu i wiele się nauczyłam.
Liczyłam, że to zrobi wrażenie na którymś z potencjalnych pracodawców na tyle, że nie będzie sprawdzał, czy przypadkiem nie wywalono mnie kiedyś z praktyk w jednym tygodniku. Jako że nie potrafię usiedzieć w miejscu, jeszcze przed przyjazdem szukałam dla siebie zajęcia i wysłałam kilka podań, a we wtorek miałam dwie pierwsze rozmowy.
Na tę do „San Diego Weekly” o wakacyjny staż poszłam trochę bez większych nadziei, a wyszłam z niej naprawdę zaskoczona. Już następnego dnia dowiedziałam się, dlaczego byłam potrzebna od zaraz – zwalono na mnie masę roboty, w dodatku dostałam oczywiście najpodlejsze zadania w pierwszych godzinach – lecz zamierzam to dzielnie znieść, by mieć później szansę na lepszy rozwój.
Tym razem nie popełnię żadnego głupiego błędu.
Powinnam się była jednak spodziewać, że po tym nieoczekiwanym farcie powróci mój zwyczajowy pech. W końcu trzyma się mojej rodziny od zawsze. To chyba ironiczne, biorąc pod uwagę, że noszę nazwisko oznaczające promień słońca. Powinien rozświetlać moje dni, a zamiast tego, odkąd rodzice odeszli jedno po drugim trzy lata temu, zostałam sama z siostrą i całość rodzinnej klątwy przeszła tylko na mnie. Claire udaje się jej zadziwiająco dobrze unikać.
Na szczęście Emmett pojawia się po trzydziestu minutach, zaczepia mój samochód na hak holowniczy, a że przyjechał ze swoim bratem, Owenem, który pracuje razem z nim w warsztacie, to on siada za kółkiem, w czasie gdy ja pakuję się do półciężarówki przyszłego szwagra i opieram o fotel.
– Pomyśl o tym w ten sposób – odzywa się Emmett, odpalając silnik. – Zawsze mogło zepsuć się przed rozmową, którą miałaś w środę, i nie dostałabyś stażu.
Wzdycham, poprawiając blond warkocz.
– Ta. Prawdziwa ze mnie szczęściara – mamroczę.
Próbuje mnie pocieszać i mimo zmęczenia w końcu odzyskuję nieco sił. Może zwyczajowy niefart nadszarpnie mój budżet, ale za to mam całe wakacje na to, by pokazać się z dobrej strony redaktor naczelnej w SDW i dzięki temu dostać szansę na późniejsze zatrudnienie. Został mi przecież ostatni rok studiów, byłoby świetnie dzielić go na naukę i dalszy rozwój już w tym, czym chcę się zajmować.
Uśmiecham się na tę myśl. SDW to może i jeden z mniejszych tygodników, jednak trafiłam do działu z dokładnie taką tematyką, jaka mnie interesuje. Chociaż w czasopiśmie pojawiają się też inne artykuły i jest parę sekcji, ja dostałam się do takiej, gdzie publikowane są teksty oraz notki dotyczące rozrywki, wydarzeń kulturalnych w mieście i okolicy. Właśnie to uwielbiam. Przeróżne eventy, koncerty, festiwale, a nawet jakieś małe zbiórki, inicjatywy obywatelskie czy szkolne przedstawienia… To wszystko przynosi mi dużo frajdy.
Jeszcze w liceum wkręcałyśmy się z przyjaciółką w różne imprezy jako wolontariuszki, a ja później relacjonowałam wszystko w szkolnej gazetce. Podczas pierwszego roku studiów także weekendami zgłaszałam się do pomocy przy tego typu wydarzeniach, by po prostu ich doświadczać i mieć głowę pełną pomysłów do artykułów dla uniwersyteckiego czasopisma. Dzięki temu właściwie dostałam praktyki w jednym z większych tygodników w San Diego, ale tego wolę nie wspominać. To stamtąd mnie wywalono.
– Claire jest jeszcze u tego dupka – odzywa się Em, wyrywając mnie z zamyślenia. – Podrzucić cię do niej? To będzie po drodze.
Marszczę brwi.
– U ko… Och, masz na myśli Abbotta.
Emmett się krzywi.
– Ta. W piątki zawsze chodzi do niego wieczorami.
Szturcham go lekko.
– Bo pracuje jako jego gosposia i szykuje mu jedzenie na weekend, żeby wtedy mieć wolne i spędzać go z tobą, zazdrośniku.
– Wiem, wiem – burczy pod nosem.
Śmieję się, na co unosi kącik ust, spoglądając na mnie krótko swoimi zielonymi oczami. Mają śliczny odcień, a w połączeniu z jego brązowymi włosami robią ogromne wrażenie. Emmett to przystojny mężczyzna, w dodatku miły, uczynny i zaradny. W tym przypadku cieszę się, że przejęłam na siebie całą rodzinną klątwę pechowców, a mojej siostry ona nie rusza. Dzięki temu znalazła świetnego faceta. Ja nie mam w tym szczęścia, wręcz przeciwnie.
– Co się właściwie twoim zdaniem stało z tym złomem? – pytam, zmieniając temat.
– To ty mi powiedz – rzuca Emmett. – Z jakiegoś powodu zjechałaś na pobocze.
– No bo zapaliła się lampka o silniku.
– A paliła się już wcześniej? Na przykład zanim wyjechałaś albo gdy wróciłaś, a ja przypominałem, że musisz dać mi dla pewności auto do warsztatu, żebym się upewnił, że wszystko działa?
Krzywię się.
– Nie pamiętam.
– Powinnaś, bo to nie żarty, Ava – odpiera Em. – Masz szczęście, że zdążyłaś zjechać i nic się nie stało. Musisz pomyśleć o nowym aucie.
– Wiesz, że nie mam na to kasy – mamroczę. – Nie pracowałam w tym semestrze, moje oszczędności od rodziców się kurczą, a staż nie przyniesie milionów. Nie możesz po prostu jak zawsze popatrzeć pod maskę, ponarzekać, ale powiedzieć, że jakoś to ogarniesz?
– Jestem mechanikiem, nie magikiem – stwierdza. – Nie wiem jeszcze, co dokładnie zastanę pod maską, ale wątpię, żeby kolejna wymiana…
– Dobra, nie dobijaj – przerywam z westchnieniem. – Możesz na razie po prostu obejrzeć auto, powiedzieć, jakie będę mieć opcje, a złymi wiadomościami uderzać jutro, gdy już się wyśpię?
Przytakuje.
– Pewnie. I tak musimy znaleźć przyczynę – mówi. – Ale nie nastawiaj się na cuda.
Posyłam mu swoje popisowe proszące spojrzenie.
– Ty sobie nie dasz rady?
Prycha.
– Ta mina działała, kiedy miałaś piętnaście lat. Teraz wygląda niepoważnie u kogoś, kto od tego roku może wreszcie legalnie pić alkohol.
– Po prostu się starzejesz – oświadczam. – I gorzkniejesz. Bo moja słodka mina działa na każdego faceta!
Jego brew znów wędruje w górę.
– Chcesz to rozwinąć?
Zaczynam chichotać. Odkąd tata odszedł, Emmett bardzo wziął do siebie to, że został jedynym mężczyzną w życiu moim i Claire. Są ze sobą od dziesięciu lat, więc zna i ją, i mnie od dawna, no i od tego czasu dba o moją siostrę, a mnie traktuje niemal jak córkę, przez co każda wzmianka o facetach w połączeniu ze mną wywołuje podobną reakcję. Gdyby poznał prawdę o tym, dlaczego tak bardzo potrzebowałam wyjechać na tę roczną wymianę na drugi koniec kraju…
– Nie, nie chcę – odpowiadam. – Tak sobie rzuciłam.
Przytakuje, a ja zerkam w lusterku na swoje wspaniałe, srebrne, niedługo pewnie zezłomowane auto. Okolica powoli zaczyna się pogrążać w półmroku, słońce powinno zaraz zajść. Miałam nadzieję, że zdążę dotrzeć do tego czasu do domu, bo dzieli go tylko piętnaście minut od plaży, więc zamierzałyśmy iść z siostrą nad ocean, wziąć butelkę alkoholu i odpocząć. Będziemy musiały po prostu zrobić to…
Nie kończę myśli, ponieważ rozprasza mnie nadchodzące powiadomienie. Spoglądam szybko w lewo, jakbym spodziewała się, że Emmett za moment przyłapie mnie na używaniu aplikacji randkowej Addicted i zejdzie na zawał, jednak skupia się na drodze. Dlatego sprawdzam wiadomość od kolesia, którego apka wskazała jako dopasowanego do mnie w całych czterdziestu procentach. Pyta, czy mam ochotę na intymne spotkanie na plaży o wschodzie słońca.
To dość ciekawa propozycja, biorąc pod uwagę, że nawet nie wie, jak wyglądam. Dopóki nie zezwolę na kontakt i na pokazanie mu czegokolwiek z mojego profilu, to się nie dowie. Addicted jest zaprojektowane w taki sposób, że pierwsze wiadomości między dopasowanymi przez algorytm osobami wymieniane są anonimowo i bywa tak do czasu, aż obie zgodzą się na przekazanie swojego zdjęcia czy imienia drugiej stronie.
Właśnie za to lubię tę apkę. Do tej pory nie spotkałam tu wielu dziwnych ludzi, filtry chyba ich dość dobrze wyłapują, a konieczność rejestracji, ukończenia odpowiedniego wieku i zapłaty eliminują w większości, za to pisałam z kilkoma interesującymi facetami. Nie na tyle, bym pokazała im swoje zdjęcie czy chciała się spotkać, ale rozmowy były fajne. A że apka została stworzona jako dodatek do sławnych w San Diego imprez pod szyldem Possessed, często się zastanawiam, czy po drugiej stronie nie spotkałam czasem jakiegoś aktora, muzyka czy modela, którzy zalogowali się tu dzięki klubowi.
– To Claire? – pyta nagle Emmett. – Bo zaraz będziemy.
Odrzucam prośbę o kontakt i chowam telefon.
– Super. W końcu zobaczę ten wielki dom, na którego sprzątanie narzeka – stwierdzam.
Emmett parska.
– To on – mówi, wskazując palcem.
Piętrowy budynek, który wyłania się zza krzewów, jest jasny, nowoczesny i w większości przeszklony. Ogromne okna zajmują większą część ścian, ale chyba zastosowano w nich szyby refleksyjne, ponieważ nie dostrzegam przez nie wnętrza. Widzę natomiast długi podjazd, zadbany trawnik, garaż – z tego, co wspominała Claire, na trzy samochody – a za nim, jeśli dobrze pamiętam, powinny znajdować się basen oraz taras, z którego rozciąga się ponoć widok na ocean.
– Noo, nie dziwię się – rzucam. – Nie wiem, ile musiałby mi ktoś płacić, żebym to sprzątała. – Marszczę brwi, przypominając sobie, ile zarabia na tej dodatkowej pracy moja siostra. – No dobra, chyba wiem ile.
Narzeczony Claire śmieje się cicho, zatrzymując już samochód przy bramie. Spoglądam na niego, odpinam pas i nachylam się, by cmoknąć go lekko w policzek.
– Dzięki, Emmett. Ratujesz mi tyłek, jak zawsze.
– Nie ma za co, dzieciaku.
Wzdycham.
– Ile razy będziemy przerabiać to, że chociaż jestem młodsza od ciebie i Claire o osiem lat, wcale nie jestem żadnym…
– Leć już – przerywa ze śmiechem.
Kręcę głową, jednak nie przejmuję się tym długo, tylko podchodzę do furtki. Z tej odległości budynek wydaje się większy, wręcz onieśmielający. Bywałam w różnych miejscach, ale chyba jeszcze nigdy w aż tak ogromnym domu, w którym wszystko wskazuje na to, jak właścicielowi musi się dobrze powodzić.
Dopiero po usłyszeniu znajomego głosu siostry w domofonie nieco się rozluźniam. Moment później wchodzę już do przestronnego przedpokoju, w którym czeka Claire.
– No hej – wita się. – Jeśli chciałaś mnie zobaczyć wcześniej, mogłaś mówić, a nie od razu psuć auto.
– O, no pewnie. Bo pozbawiłam się samochodu na własne życzenie.
Siostra odsuwa krótkie blond włosy z twarzy i kiwa głową.
– Tak czułam. A teraz rusz tyłek, pomożesz mi dokończyć pakowanie jedzenia do pojemników i będziemy się mogły zwijać do domu.
– Jak zwykle mnie wykorzystujesz, super – stwierdzam z rozbawieniem.
Mimo to ruszam za nią przez dom aż do salonu połączonego z kuchnią. Tutaj też jest mnóstwo miejsca, otwartej, jasnej przestrzeni i tylko minimum ozdób. Wnętrze utrzymano w bieli i szarości, ale o dziwo nie wydaje się nieprzyjemne ani chłodne, tylko nowoczesne, eleganckie oraz schludne. To chyba przez złote elementy, które uzupełniają aranżację, nadają pomieszczeniom charakteru i odpędzają surowość.
– Ładnie tutaj – zauważam, rozglądając się dalej. W salonie widzę dwie ogromne kanapy oraz stolik, kilka szafek i regałów, a w kuchni wyspę kuchenną z paroma hokerami. – I ten koleś serio mieszka tu sam?
Claire przytakuje. Dociera właśnie do blatu, na którym ma wyłożone trzy pojemniki na jedzenie. Jeden już wypełniła, natomiast drugi dopiero łapie i przekłada do niego z patelni jakieś danie. Ja chwytam trzeci.
– Mhm – odpiera. – Nikogo nie ma, a jego mama mieszka po drugiej stronie miasta.
– To po co mu taka willa? – zastanawiam się na głos. – Czułabym się tu samotnie.
Siostra wzrusza ramionami.
– Może planuje ogromną rodzinę. – Wskazuje mi na makaron, który mam przełożyć. – Ogarnij to, dobrze?
Przytakuję.
– Super pachnie – mówię. – I gotujesz mu na weekend tylko obiady?
– Śniadanie też na sobotę, już jest w lodówce. W niedzielę zawsze jedzie do matki. A kolację robi zwykle sam, tylko czasem prosi, żebym też coś ugotowała.
Marszczę brwi.
– Czemu po prostu nie zamówi sobie cateringu?
– Woli domową kuchnię. No i u mnie dokładnie wybiera składniki, dania i tak dalej. A że przy okazji lubię gotować i dostaję więcej kasy za to i sprzątanie, nie mam nic przeciwko.
– A Emmett?
Siostra parska.
– Emmett przesadza, chociaż dobrze wie, że… Shawn jest w porządku i potrzebujemy tej kasy. Zbliża się wesele, musimy spłacić dług, dom wymaga remontu… A ja na swoich trzech czwartych etatu w szkole muzycznej nie dostaję nawet połowy tego, co tutaj. Mam ogromne szczęście, że Bria mnie poleciła.
Przez to przekładanie jedzenia przypominam sobie o tym, jaka jestem głodna, więc gdy kończę i zamykam pojemnik, zbieram z garnka resztę makaronu i wpakowuję go do ust. Potem wzdycham z błogością.
– Mhm, miałaś ogromne szczęście – mamroczę.
Siostra przytakuje, posyłając mi rozbawione spojrzenie.
– Jesteś głodna?
– Jak cholera – przyznaję.
Śmieje się cicho, po czym odwraca, wyjmuje z mikrofali talerz i stawia go przede mną. Pewnie na widok porcji makaronu z kurczakiem zaświecają mi się oczy.
– O rany, kocham cię – mamroczę.
Zabieram się do jedzenia, w czasie gdy ona wkłada naczynia do zmywarki. Opowiadam jej o całym dniu w pracy, gdzie rzucono mi kolejne wyzwania, a Claire wspomina o zajęciach w szkole muzycznej. Prowadzi je popołudniami, wieczorami udziela też prywatnych lekcji, dlatego rano może zajmować się gotowaniem i sprzątaniem dla Abbotta.
– Hej, a czy on jeździ takim ciemnoszarym, eleganckim samochodem? – rzucam po chwili.
Claire uruchamia właśnie zmywarkę i rozgląda się po blatach.
– Tak, czemu pytasz?
Wskazuję widelcem przez okno na bramę.
– Bo właśnie wraca.
Siostra klnie pod nosem, łapie moją torebkę i podaje mi ją, nim zabiera mi sprzed nosa już na szczęście pusty talerz.
– Hej, co…
– Wyjdź tarasem, gdy będzie w garażu, i poczekaj na mnie za bramą, dobrze? Masz tu kartę do furtki. Szybko.
Niemal spycha mnie ze stołka, więc przełykam ostatnią porcję jedzenia, łapię swoją torebkę i kartę, a później spoglądam na Claire.
– Zabije mnie czy jak?
– On po prostu strasznie ceni sobie prywatność i jest bardzo skryty. Nie pozwala mi tutaj nikogo przyprowadzać, bez wyjątków.
Mrugam, ruszając już do drzwi tarasowych.
– A nie ma przypadkiem kamer przed domem?
– Ma. Ale przecież dopóki nie dam mu powodów, to ich nie sprawdzi – stwierdza. – Leć już. Nie daj się zauważyć. Za pięć minut będę.
Ogarnia mnie rozbawienie na tę konspirację, jednak oczywiście robię, co każe, żeby nie wpadła w kłopoty. Najpierw dostaję się na duży taras, z którego rzeczywiście jest piękny widok na wodę, a później przemykam obok basenu i przystaję przy ścianie garażu. Tam zamieram, ponieważ dociera do mnie męski, spokojny głos. Nieco przytłumiony, nie słyszę wyraźnie wszystkich słów.
– …drów Sophie i małą zmorę, to znaczy Darleene… Do jutra.
Przylegam ściśle do ściany garażu, upewniając się, że nie ma tu żadnego okna, i nasłuchuję. Nie dobiega mnie już jednak żaden komentarz, tylko zgrzyt zamykanej bramy garażowej, dlatego pędzę przez podjazd, po czym szybko znikam za furtką. Przy płocie rosną wysokie krzewy, dzięki którym nie powinno mnie być widać z domu, w dodatku słońce zaszło, co też pomaga. Czekam więc spokojnie na siostrę, aż po paru minutach pojawia się przy mnie znajome czerwone auto.
– I jak, gotowa na rozpoczęcie weekendu? – pyta z uśmiechem Claire.
Ziewam, wsiadając do środka.
– Pewnie. Zdrzemnę się i możemy szaleć.
Piątkowe świętowanie z Claire doprowadza do tego, że w sobotę zwlekam się z łóżka dopiero w południe. Naprawdę poszłyśmy na plażę, rozmawiałyśmy godzinami i straciłyśmy poczucie czasu.
Było świetnie. Tylko teraz najchętniej przeleżałabym resztę dnia, a nie mogę. Jestem umówiona później na spotkanie z przyjaciółką, które skończy się pewnie podobnie. Nie widziałam się jeszcze z Tillie, odkąd wróciłam, więc nie spodziewam się niczego innego.
Na razie jednak robię sobie szybki posiłek, dokańczam wreszcie wypakowywanie walizek i spędzam popołudnie z bliskimi. Tęskniłam za tym. Studia w mieście po drugiej stronie kraju nie bardzo pozwalały na częste odwiedziny. Brakowało mi rozmów na żywo z siostrą, żartów z Emmettem i nawet pierwszej sprzeczki o to, które z nich pożyczy mi samochód.
Ostatecznie wypada oczywiście na Claire, dlatego po ogarnięciu się jadę w końcu na spotkanie z najlepszą przyjaciółką. Tillie wynajmuje mieszkanie w centrum, dlatego droga zajmuje mi kilkanaście minut, znalezienie miejsca do zaparkowania jeszcze więcej, ale wreszcie docieram do celu.
– Jesteeeś – rzuca Tillie, kiedy wdrapuję się na czwarte piętro.
Winda w jej bloku nie działa, a właściciel budynku nic z tym nie robi, przez co potrzebuję sekundy na wzięcie oddechu. Niby mam dobrą kondycję, a jednak nie do końca.
– Jestem – potwierdzam, przytulając przyjaciółkę. – Wezwiesz pogotowie?
Tillie parska, wciągając mnie do mieszkania. Wchodzę do niewielkiego przedpokoju i zerkam na Nyxa, kota Tillie, który podchodzi, by otrzeć się o moje łydki.
– Ooo, cześć, maleńki – mówię, schylając się. – Tęskniłam.
On chyba nie, bo kiedy chcę go wziąć na ręce, miauczy niecierpliwie i odchodzi. Tillie się ze mnie śmieje.
– No chyba nie sądziłaś, że to ty decydujesz o tym, co ma robić mój kot – stwierdza. – Ale chodź, w sumie to nie mamy dużo czasu, więc ruchy.
Unoszę brwi.
– Spieszymy się?
Przytakuje, spoglądając na mnie z błyskiem ekscytacji w oczach.
– Mhm. Nie mówiłam ci wcześniej, bo to miała być niespodzianka, no i się jeszcze nie widziałyśmy. Nawet nie wiesz, jak trudno było wytrzymać i się nie wygadać od poniedziałku – oznajmia.
– Jaka niespodzianka?
Sięga do stojącej z tyłu komody, by wyjąć coś z szuflady. Kiedy wyciąga w moją stronę czarny prostokąt, patrzę na nią sceptycznie, dopóki nie dostrzegam wytłoczonych bursztynowych liter na górze. Moje serce zaczyna bić szybciej.
– O mój Boże, udało ci się?
Przytakuje energicznie.
– Tak! W poniedziałek dostałam potwierdzenie, a niedługo powinny przyjść SMS-y z lokalizacją. Wszystkiego najlepszego z okazji powrotu do domu, Ava!
Piszczę i rzucam się jej na szyję, ciesząc się jak szalona. Odkąd tylko w tym roku skończyłyśmy dwadzieścia jeden lat, próbowałyśmy z Tillie dostać zaproszenie do tajemniczego klubu, o którym w mieście mówi się od tak dawna. To przyjaciółka zawsze wypełniała nasze formularze, ma moje hasło do strony i zna mnie jak nikt. Ja tylko oddawałam jej kasę. Nie miałam pojęcia, że teraz też próbowała. Pewnie nie mówiła, bo wie, jaką mam obsesję na punkcie tych imprez. Nie chciała zapeszać, a potem wolała przekazać wieści osobiście.
– O cholera, ja nie mam co na siebie włożyć – stwierdzam.
Kiwa głową.
– Dlatego się spieszymy. Mamy pięć godzin na znalezienie ci sukienki i na przyszykowanie się razem do wyjścia.
Uśmiecham się szeroko. Moje zmęczenie wejściem po schodach znika.
– Idziemy!
Wysiadamy z Tillie z taksówki przed jakimś ciemnym budynkiem. Okolica pogrąża się powoli w półmroku, jednak jest jeszcze na tyle jasno, bym dostrzegła, że wokół nas nie ma właściwie żadnych czynnych lokali. Nie widzę też ludzi, a samochód już odjeżdża, więc po prostu wymieniamy spojrzenia z przyjaciółką, nim zerkamy na drugą stronę ulicy, gdzie znajdują się duże, brązowe drzwi. Wisi na nich kartka z napisem „ZAMKNIĘTE”, tyle że z tego, co podano w SMS-ach, to właśnie za nimi skrywa się klub.
– Nie możemy wejść równocześnie – przypomina przyjaciółka.
No tak. Wyczytałam kiedyś na jakimś forum, że do klubu zwykle nie są zapraszane powiązane ze sobą osoby. To dlatego kazałam Tillie tym razem zarejestrować mnie na jej adres, a ją na taki należący do koleżanki, której aktualnie nie ma w mieście, by nikt nas ze sobą nie połączył. I zadziałało, oto jesteśmy. Może serio poprzednio nie przyjęto naszych zgłoszeń przez to, że podałyśmy namiary tylko na jej mieszkanie, bo wolałam, by siostra ani Em nic o tym nie wiedzieli.
– Idź pierwsza – rzucam. – Odczekam kilka minut.
Tillie sięga do swojej torebki po maskę, uśmiechając się do mnie szeroko.
– Szukaj mnie oczywiście przy barze! – mówi lekko.
Śmieję się, obserwując, jak przebiega przez ulicę, a potem znika za drzwiami. Sama wyjmuję telefon i piszę do siostry, że będę niedostępna na resztę wieczoru. Zerkam też na Addicted, by sprawdzić, czy znajdzie się tam coś ciekawego, ale nie mam nowych dopasowań ani wiadomości. Chowam komórkę, a wtedy oczywiście mój pech daje o sobie znać, bo z małej torebki wypada mi przez to maska.
Klnę pod nosem, schylam się, by ją złapać, jednak los kpi sobie ze mnie jak zawsze, gdy delikatny wiatr porywa materiał kawałek dalej. Moje szpilki i długa sukienka nie pomagają w gonitwie za maską, więc wykonuję niezbyt zgrabny skok, by przydeptać ją na drodze, a w następnej sekundzie unoszę głowę i spoglądam z niepokojem na czarny samochód, który właśnie zatrzymuje się dosłownie dwa kroki przede mną.
Serce zaczyna mi bić w zbyt szybkim tempie, kiedy ustawiam przepraszająco dłonie, nim schylam się błyskawicznie po zgubę. Następnie wchodzę z powrotem na chodnik przekonana, że auto odjedzie, tyle że ono nie rusza się z miejsca. Przez przyciemniane szyby nie mogę dostrzec, kto w nim siedzi, ale wyraźnie czuję na sobie czyjś wzrok. Po chwili zawahania wymijam pojazd i po prostu docieram do drzwi klubu.
Już po paru sekundach zapominam o niepokoju, a wypełnia mnie ekscytacja. Ochroniarz po usłyszeniu hasła zaprasza mnie do środka i każe włożyć maskę, więc otrzepuję ją lekko, nim wsuwam na twarz. Mam nadzieję, że nie widać na niej odcisku buta, bo już po tym, jak oddaję komórkę i pozwalam przeszukać moją torebkę oraz potwierdzam, że znam zasady obowiązujące w Possessed, drugi pracownik odsuwa dla mnie ciemną kotarę, za którą czai się prawdziwa magia.
Wnętrze sali jest ciemne, panuje tu półmrok, do którego moje oczy muszą się przyzwyczaić. Dostrzegam bursztynowe zdobienia kolumn wodnych i wysokich stolików; tego samego koloru są wazony z kwiatami, szerokie wstążki zawieszone przy żyrandolach oraz zasłona na scenie ustawionej przy ścianie dokładnie na środku pomieszczenia.
Kiedy wchodzę głębiej, widzę też, że klub nie składa się tylko z tego poziomu, a ma drugi. Dokładnie naprzeciwko mnie, za parkietem, znajduje się antresola z otwartą przestrzenią na piętrze, a gdy przesuwam po nim wzrokiem, zauważam, że są tam przeszklone pomieszczenia, z których musi być widok na to, co dzieje się tu na dole. Uświadamiam sobie jednak, że zwykli goście nie mają tam wstępu, ponieważ przy schodach po lewej i prawej są ochroniarze, a na ścianie obok dostrzegam napis informujący o strefie VIP.
Nie skupiam się na tym dłużej, bo podchodzi do mnie kelnerka, która proponuje lampkę szampana na powitanie. Dziękuję jej uśmiechem i ruszam dalej, między elegancko ubranych gości noszących ciemne maski. Chociaż bywałam na wielu imprezach, w liceum zorganizowano nam nawet bal maskowy, przy tym, co mam teraz przed sobą, to wydaje się śmieszną przebieranką małych dzieci. W Possessed czuć zupełnie inną atmosferę, a tajemniczość i elitarność tego przyjęcia sprawiają, że ma się ochotę dać mu pochłonąć.
To właśnie mi się przytrafia. Po tym, jak znajduję Tillie przy ciemnym barze, przy którym próbuje już jednego z drinków dostępnych wyłącznie tutaj, po prostu przepadam. Wypijamy z przyjaciółką alkohol, chłonąc wszystko, co nas otacza, a później odwracamy się w kierunku sceny, kiedy przyjemny, damski głos zapowiada rozpoczęcie występu.
Światła w sali zostają wtedy jeszcze bardziej przyciemnione, zapada cisza, wśród której słychać tylko szepty podekscytowanych gości wyczekujących tego, co się wydarzy. Potem zasłona opada i ukazuje nam się tancerka ubrana w przylegający do ciała kostium, błyszczący w świetle skierowanych na nią reflektorów. Stoi obok bursztynowych szarf zwisających z sufitu, uśmiecha się, patrząc na publiczność, a następnie zaczyna się poruszać do piosenki, która właśnie płynie z głośników.
Obserwuję wdzięczne ruchy kobiety, skupienie na jej twarzy oraz to, jak jej ciało poddaje się muzyce. Zgrywa się z nią niemal w jedno, kiedy tancerka wykonuje kolejne figury, wspinając się już po chwili po szarfie. Znajduje się wysoko nad sceną, ale nie widzę na jej twarzy żadnego zawahania czy strachu. Wydaje się taka pewna siebie, dumna i spokojna, gdy po wnętrzu roznoszą się coraz bardziej żywiołowe dźwięki, do których płynnie się dopasowuje swoim tańcem.
To niesamowite. A ona zdaje się postacią wyjętą ze snu, kiedy razem z grą światła i cienia oraz pojawiającym się wokół sceny dymem wykonuje akrobacje. W jej ruchach nie ma żadnej przypadkowości, wygląda, jakby każdy z nich znała na pamięć, a choć wiem, że tak pewnie jest, wstrzymuję oddech, gdy owija się szarfą po to, by w kolejnej sekundzie wykonać kilka obrotów i dotrzeć niemal do podłogi.
Goście biją głośne brawa, pozostając pod wrażeniem umiejętności i zręczności tancerki, a ona nie spoczywa na laurach. Tańczy, porusza się i kołysze na szarfie niczym bajkowa postać. Przypomina mi teraz latającą nad sceną wróżkę, która rzuca na wszystkich urok, bo wpatrujemy się w nią jak zaczarowani i nikt nie śmie się odezwać, by nie rozproszyć kobiety. Podziwiam następne figury, jakie przyjmuje, jej grację, gibkość oraz to, jak umie zachować idealną równowagę.
Występ kończy się, gdy tancerka zsuwa się po paru obrotach na scenę, robi szpagat i zamiera w takiej pozycji, a muzyka cichnie. Sala wybucha wtedy oklaskami, zasłona zostaje ponownie podciągnięta i rozpoczyna się druga część imprezy. Ta, w której goście nawiązują nowe znajomości, przechodzą na parkiet lub popijają drinki przy barze.
– Wow – komentuje Tillie. – Widziałam już parę takich występów, ale żaden nie zrobił na mnie podobnego wrażenia. To przez to miejsce, prawda? Czy ona była aż tak dobra?
Wzdycham cicho, nadal nie mogąc wyjść z podziwu dla tego występu.
– Chyba i to, i to – odpowiadam.
Naszą rozmowę podsłuchuje jakiś mężczyzna, który podchodzi i zagaduje Tillie. Jako że umówiłyśmy się, że tego wieczoru będziemy korzystać ze wszystkiego, co oferuje Possessed, słucham, jak zręcznie moja przyjaciółka okłamuje nowego znajomego co do naszych imion i flirtuje z nim przez moment, udając kogoś zupełnie innego. Przecież tutaj nie musi być Matildą Warren pracującą w firmie rodziców. Może być, kim chce.
Rozpoczynamy z Tillie grę, wymyślając kolejne historie na swój temat. Nikt nie sprawdzi, czy mówimy prawdę następnej spotkanej osobie, a my świetnie się bawimy, zmieniając się na te parę godzin raz w artystki, innym razem w biznesmenki albo piosenkarki. Każdemu, z kim rozmawiamy, opowiadamy co innego, wyciągamy informacje, które pewnie także nie są prawdziwe, i popijamy drugiego drinka, po prostu dobrze spędzając tu czas.
Czuję się naprawdę świetnie, tak swobodnie i lekko, kiedy mogę przestać przejmować się tym, co pomyślą o mnie inni. Nie muszę się obawiać, że ktoś następnego dnia wypomni mi kłamstwo albo gafę, jaką popełniam, gdy rozlewam drinka na stolik. To wyzwalające. Na moment być po prostu nikim i każdym jednocześnie.
– Ciekawe, jak bawią się tam na górze – rzuca po jakimś czasie Tillie. – Założę się, że w tych pomieszczeniach wiele się dzieje.
W końcu są tam prywatne pokoje, które goście VIP mogą wykorzystać, w jaki sposób chcą. Przeszywa mnie dreszcz na myśl o tym, że do tych wszystkich emocji, jakie się teraz we mnie kumulują, można by dodać coś jeszcze. Pożądanie. Większą tajemnicę. Nutę pikanterii. Seks w tym miejscu byłby pewnie czymś, czego nigdy bym nie zapomniała. Chyba że trafiłabym na jakiegoś słabego faceta w typie…
– Chodźmy tańczyć – mówię, otrząsając się z myśli. – I tak nie mamy tam wstępu.
Tillie nie protestuje. Docieramy na parkiet, gdzie bawią się już inni goście. Wszędzie, gdzie spojrzę, dostrzegam ciemne maski. Mają różne kształty, niektóre są w innych barwach niż tylko czerń, a wszystkie wyglądają genialnie i zasłaniają dokładnie połowę twarzy.
Wszystkie, oprócz dwóch noszonych przez parę tańczącą kawałek od nas.
Przyjaciółka wskazuje mi na nią, przekazując bezgłośnie ustami słowo „właściciele”, na co przytakuję. Od paru lat śledzę pojawiające się pogłoski dotyczące tego, że właściciel przychodzi na imprezy już nie sam, a ze swoją partnerką. Jedynie oni mają zawsze w pełni zakryte oblicza. Tak bardzo ciekawi mnie, kim są ci ludzie i jakie to uczucie być organizatorami czegoś tak niesamowitego jak Possessed, że po prostu ich obserwuję, nim uświadamiam sobie, że muszę wyglądać jak jakaś stalkerka.
Nic na to nie poradzę. Fascynuje mnie to wszystko. I zastanawiam się, czy Josette, moja nowa szefowa, zgodzi się, żebym napisała krótką relację z imprezy. Jako stażystce nie przysługują mi jeszcze takie przywileje jak możliwość jakiejkolwiek publikacji w papierze czy na stronie, ale tygodnik nigdy nie pomija Possessed, nawet jeśli od dłuższego czasu żadnemu dziennikarzowi nie udało się tu dostać. Klub ma mimo to u nich stałą rubrykę, bo poszukiwania tożsamości właścicieli to wciąż żywy temat. Swego czasu sama się tym bardzo interesowałam, więc nic dziwnego, że zobaczenie ich na żywo mnie ekscytuje.
Odwracam się jednak, by nie uznano mnie za prześladowczynię, i po prostu wtapiam w grupę poruszających się do rytmu osób. Tillie robi to samo, dlatego po chwili tańczymy już do muzyki, która wręcz hipnotyzuje. Wpływa na całe ciało, przekonuje do tego, by poddało się jej rytmowi, a ono właśnie to robi. Uśmiecham się szeroko, otoczona przez ludzi, których równie dobrze mogę skądś kojarzyć, ale dzięki maskom nie mam pojęcia, kim są, tak jak oni nie wiedzą, kim jestem ja. To świetne. Na jeden wieczór móc całkowicie odpuścić, bo nikt nie będzie mnie obserwował.
Choć to nie do końca prawda, o czym przekonuję się, kiedy unoszę głowę i napotykam spojrzenie nieznajomego mężczyzny. Mimo że znajduję się wśród innych gości, on patrzy wyłącznie na mnie, jakby to właśnie mnie szukał w tłumie. Na tę myśl przeszywa mnie rozkoszny dreszcz.
Brunet stoi na piętrze, oparty o balustradę, i nie odrywa ode mnie wzroku, gdy kręcę biodrami i daję się prowadzić muzyce. Z tej odległości nie widzę, jaki kolor mają jego oczy, ale dostrzegam, jak mocno trzyma się barierki, napinając szerokie ramiona. Ma na sobie czarny garnitur, który leży na nim idealnie, więc musiał być szyty na miarę. Sądząc po tym, że ma dostęp do strefy VIP, pewnie go na to stać.
Przez następne minuty jedynie mnie obserwuje, a ja jestem tego boleśnie świadoma. I z jakiegoś powodu to wpływa na mnie pobudzająco. Mam wrażenie, że to jakaś gra, która poprowadzi nas do ciekawego finału, dlatego nie przestaję, tylko wykonuję coraz bardziej zmysłowe ruchy, nie potrafiąc się powstrzymać. Podoba mi się to, że ten mężczyzna zwrócił uwagę właśnie na mnie spośród wszystkich znajdujących się na parkiecie kobiet. W jego oczach nie będę niezdarną, nieco szaloną studentką, która często mówi głupoty, robi głupoty i myśli o głupotach. Nie zna mnie. Widzi tylko tańczącą w granatowej, atłasowej sukience dziewczynę, która ma nadzieję, że on w końcu wykona krok.
To dlatego czuję zawód, gdy nieznajomy odsuwa się od krawędzi i znika, lecz nie pojawia się na schodach po prawej. Marszczę delikatnie brwi, skanując wzrokiem pomieszczenie, nim przypominam sobie, że widziałam jeszcze jedno zejście z piętra. Nie zdążam jednak odnaleźć tego drugiego, bo na moich biodrach lądują duże, męskie dłonie, a ja wstrzymuję oddech.
– Szukasz kogoś? – rozlega się przy moim uchu niski głos na granicy szeptu.
Drżę. Piosenka, która leci, nie przeszkadza mi w usłyszeniu go, a mimo to chciałabym, żeby teraz wszystko ucichło.
– A powinnam? – odpowiadam, odwracając głowę.
Moje serce się potyka na widok oczu w kolorze rozgwieżdżonego nieba. Są głębokie, ciemne, pochłaniające. Okalają je gęste rzęsy, a przez maskę, którą mężczyzna nosi, oraz półmrok, mam wrażenie, że tym bardziej hipnotyzują. Z bliska wydaje się jeszcze wyższy, postawniejszy i onieśmielający.
– Nie – mówi cicho, poruszając biodrami przy moich. – Przecież wreszcie cię znalazłem.
Robi mi się cieplej. Chociaż zupełnie nie znam tego faceta, opieram się na nim pewniej, aż czuję jego twardą klatkę piersiową na plecach. Unoszę też dłoń, by objąć go za kark, a wtedy dostrzegam spojrzenie Tillie. Mruga do mnie porozumiewawczo, nim miesza się z innymi gośćmi, by dać mi przestrzeń na prawdziwie anonimową grę.
– I co zamierzasz zrobić, skoro mnie znalazłeś? – pytam.
Nieznajomy zaciska palce na moich biodrach.
– Wszystko, na co mi pozwolisz – szepcze.
Jego słowa uderzają mi do głowy. W połączeniu z tym, jak już od pierwszej sekundy zadziałała na mnie jego bliskość, z klimatem unoszącym się dokoła, zmysłową muzyką płynącą z głośników i niedającym się zignorować przyciąganiem, jakie się pojawiło, gdy tylko poczułam na sobie jego wzrok, niemal odbierają mi dech. Zresztą już nabieram z większym trudem powietrza, bo dzieje się ze mną coś dziwnego. Possessed naprawdę oszałamia i uzależnia, a ciekawość, kto kryje się za maską, z kim właśnie tańczę i komu pozwalam na tak śmiały dotyk, jest nie do opisania.
– Pozwalam ci na taniec. Jeden – rzucam. – Jeśli się spiszesz, może będzie więcej.
Moje ucho owiewa jego ciepły oddech.
– Poznam wtedy twoje imię?
– Pewnie nie.
Dobiega mnie niski, cichy śmiech.
– Zdradzisz mi je – zapewnia nieznajomy. – I będziesz powtarzać dziś moje.
Po kręgosłupie wspinają mi się ciarki. Nim jednak jakkolwiek odpowiadam, zostaję nagle odwrócona i spoglądam prosto na niego. Czarne włosy ma zaczesane delikatnie w lewo, na jego brodzie dostrzegam lekki zarost, a pełne, męskie wargi wyginają się w krzywym, pewnym siebie uśmiechu. Chciałabym zobaczyć całą jego twarz, ale po tym, ile na razie widzę, zgaduję, że to mężczyzna starszy ode mnie o co najmniej kilka lat. Elegancki, dobrze zbudowany, w dodatku pachnący niesamowicie, ponieważ gdy przyciąga mnie bliżej, czuję przyjemne, męskie perfumy.
Biją od niego pewność siebie oraz jakaś siła, których nie da się zignorować. Odnoszę wrażenie, że to nie tylko poza, on jest taki na co dzień. Nie udaje jak Tillie i ja. Przez przytłumione w klubie światła wygląda nieco mrocznie, niedostępnie, a jednocześnie pozwala mi się do siebie zbliżyć. Tyle że to on zdecydował, kiedy podejdzie. Kiedy mnie dotknie. Nawet teraz, choć tańczymy obok siebie, to on prowadzi i trzyma mnie w taki sposób, że nie pozostawia wątpliwości co do tego, kto z naszej dwójki byłby na górze.
Na tę myśl czuję uderzenie gorąca.
– Niech zgadnę – odzywam się. – Jesteś znanym aktorem, który zapragnął odrobiny zabawy i anonimowości, więc wybrał się do Possessed. Masz dość sławy, dziennikarzy i całego tego bajzlu. Liczysz na odrobinę prywatności, spokoju i dobre towarzystwo. Dlatego podszedłeś do mnie.
Jego dłoń podsuwa się nieco na moich plecach, aż dociera do głębokiego dekoltu. Znów przeszywa mnie dreszcz, kiedy mężczyzna muska moją nagą skórę.
– A ty jesteś znaną piosenkarką, która ma dość jeżdżenia w kolejne trasy – zaczyna, podejmując grę. – Twój głos tak wszystkich uzależnia, że bisy się nie kończą i gdziekolwiek pójdziesz, ludzie chcą więcej i więcej. Pragniesz od tego odetchnąć, na moment odpocząć i po prostu bawić się w spokojniejszym towarzystwie. Dlatego pozwoliłaś mi ze sobą zatańczyć.
Śmieję się lekko, wplatając palce w jego włosy. Jest wysoki, a ja muszę uważać też na gumkę od maski, jednak daję radę.
– Nawet trafiłeś z tym śpiewaniem, wiesz? – odpieram. – Całkiem to lubię.
– Tak?
Unoszę podbródek.
– Tak. A twój jeden taniec właśnie się skończył.
Odsuwam się o krok, ale kiedy chcę się odwrócić, znów zostaję przyciągnięta do twardego torsu. Uśmiecham się triumfalnie, czując mrowienie w ciele. Właśnie tego pragnęłam.
– Podaruj mi drugi – prosi nieznajomy.
– A co podarujesz mi w zamian? – pytam, dotykając jego policzka.
Przysuwa go do mojej dłoni.
– Cokolwiek zapragniesz.
Wydaje się tak poważny, jakby to nie była tylko zabawa. Jakby oferował mi wszystko, co posiada, bylebym poświęciła mu jeszcze parę minut. Nie jest w tym nachalny, a choć rzucił wcześniej wiadomą sugestię, na razie nie posunął się do niczego, przez co czułabym się niekomfortowo. W dodatku nie mogę udawać, że nie podoba mi się to, co się dzieje. Mam ochotę to pociągnąć, dlatego odpowiadam:
– Twoje imię. Chcę je poznać.
Wpatruje się we mnie uważnie, kiedy odpiera cicho:
– Shawn.
Gładzę jego delikatny zarost.
– I to prawdziwe imię?
– Tak.
Unoszę kącik ust.
– W porządku.
Później odwracam się, opieram o niego i ponownie zatracam w tańcu. Mężczyzna obejmuje mnie ciasno, by zacząć dotykać śmielej niż wcześniej. Jego dłonie przesuwające się po moim ciele wzbudzają we mnie coraz większe pragnienie. Całkowicie pokręcone, mroczne pragnienie, żeby dać się ponieść w pełni. W końcu tutaj nie spotkają nas żadne konsekwencje. On ma ochotę na jedno, ja tak samo. Potem nie będzie zawodu, złamanego serca ani strachu.
– A twoje imię? – odzywa się, zbliżając wargi do mojego ucha.
Muska je nimi delikatnie, aż mój oddech się urywa. To przyjemne. A świadomość, że nie mam pojęcia, kim jest, czy mówi prawdę, czy kiedykolwiek go jeszcze spotkam, tylko podsyca płomień, który zapala się w moim wnętrzu.
– Ava – zdradzam w końcu, z jakiegoś powodu nie decydując się na kłamstwo.
– Prawdziwe imię – poucza, przyciskając mnie mocniej do swoich bioder.
– To moje prawdziwe imię.
Nie odpowiada. Tańczymy do kolejnej piosenki, a po niej do następnej. Ciało przy ciele, z każdą sekundą jeszcze ściślej do siebie przylegając, choć nie wiedziałam, że to możliwe. Jego bliskość oddziałuje na mnie coraz bardziej, aż krew w żyłach rozgrzewa się do niebezpiecznej temperatury. Każde muśnięcie dłoni elektryzuje mnie całą, a w momencie, w którym przytłumione światła gasną, a ja zerkam przez ramię, uderza we mnie jego spojrzenie zza jarzącej się delikatnie w ciemności maski.
W następnej chwili łapię jego dłoń i przesuwam ją na rozcięcie w sukni na swoim udzie. Shawn od razu rozumie, czego pragnę, bo wsuwa palce pod materiał i gładzi moją skórę po wewnętrznej stronie. Przymykam powieki, tańczę razem z nim i poddaję się całkowicie temu cholernemu klubowi. Opętał mnie. Porzucam wszelkie zahamowania i postanawiam się nie zatrzymywać.
– Tutaj? – mruczy mi do ucha. – Chcesz, żebym dotykał cię tu? Na środku sali, pośród ludzi? Lubisz, gdy na ciebie patrzą?
Nie wiem, czy lubię. Wiem, że sama myśl o tym, że ktokolwiek może nas teraz obserwować, ale i tak nie będzie zdawał sobie sprawy z tego, kim jesteśmy, wpływa na mnie w dziwny sposób. Liczę tylko, że Tillie w razie czego zasłoni oczy.
– Nie wiem – wyznaję w końcu. – Ja… po prostu chcę… Więcej.
Łapie mój podbródek, obraca go w swoją stronę i spogląda mi w oczy.
– Mam dostęp do strefy na piętrze – mówi. – Chcesz, żebym cię tam zabrał?
Przełykam z trudem ślinę. Waham się przez trzy uderzenia serca, nim zerkam na górę. Niektóre z okien są zasłonięte, przez co domyślam się, że chyba w tych pokojach już ktoś się znalazł.
– Mogę dotykać cię właśnie tam – odzywa się Shawn. – Przy oknach. Żeby każdy, kto spojrzy w górę, zobaczył, jak miękniesz w moich ramionach i jak sprawiam ci przyjemność. – Przygryza płatek mojego ucha, na co wzdycham drżąco. – A później je zasłonimy. Na twoje nagie ciało będę patrzył tylko ja.
To kompletnie szalone. Nigdy w życiu nie poszłam do łóżka z kimś, kogo zupełnie nie znam. Ale przecież to tylko seks. Jeden raz. Mogę sobie pozwolić na jeden raz, bo czuję, że to będzie tego warte.
– Dobrze – zgadzam się.
Mężczyzna odwraca mnie do siebie przodem. W jego oczach płonie ogień, przez który rozbudzam się mocniej.
– Jesteś pewna? – chce wiedzieć. – Jeśli nie, nie musimy robić nic więcej poza tańcem i dotykiem. Możemy tylko obserwować. Wypić drinka i porozmawiać.
Oblizuję wargi, na których skupia wzrok.
– Ale chcę więcej – wyznaję. – Daj mi więcej, Shawn.
Łapie moją dłoń.
– Dam ci wszystko.
Na moim karku lądują gorące wargi. Czuję pojawiającą się w tym miejscu gęsią skórkę i drżę, spoglądając na salę w dole. Goście wciąż tańczą, rozmawiają przy stolikach lub piją drinki przy barze, a ja staję właśnie przy oknie w ramionach nieznajomego mężczyzny i próbuję utrzymać się na miękkich nogach.
– Chcesz tego? – słyszę jego chrapliwy głos tuż przy uchu. – Powiedz mi.
Upewnia się po raz kolejny, co sprawia, że wyzbywam się wątpliwości. Nie rzucił się na mnie, gdy zostaliśmy sami, by po prostu dostać, czego pragnie, a pyta, czy nie zmieniłam zdania. To dla mnie ważne, dlatego rozluźniam się i opieram na nim pewniej.
– Tak.
Obejmuje mnie ciaśniej, przyciskając biodra do moich pośladków. Jego ciepły oddech owiewa moją skroń. Mam wrażenie, jakby zamknął mnie w uścisku i nie planował w ogóle z niego wypuszczać, co mi o dziwo nie przeszkadza. Zwłaszcza że Shawn zsuwa jednocześnie prawą dłoń, aż do rozcięcia w sukience. W to miejsce, w którym ją wcześniej ułożyłam. Tym razem jednak nie gładzi jedynie skóry, a dociera wyżej, i wyżej, aż jego kciuk wsuwa się pod materiał moich fig. Przymykam powieki. Jakim cudem dotyk obcego faceta może być aż tak przyjemny?
– Zagrajmy w grę – szepcze.
Jęczę cicho, gdy odnajduje palcem łechtaczkę.
– J-jaką grę?
– Będę zadawał ci pytania, a ty będziesz szczerze odpowiadać. Jeśli przestaniesz, ja też przestanę.
Przygryzam wargę.
– Skąd wiesz, że będę szczera?
– Jeśli wyczuję, że skłamałaś, zostaniesz ukarana.
Krew zaczyna mi szumieć w uszach.
– W jaki sposób?
Przenosi dłoń pod materiałem do tyłu i chwyta mój pośladek, na którym zaciska palce.
– W taki, w jaki karze się każdą nieposłuszną dziewczynkę – wyjaśnia wprost do mojego ucha. – Założę się, że często bywasz nieposłuszna, prawda?
O rany. Czemu jego słowa są tak pobudzające? Mówi o tym, że chciałby mnie karać, a ja robię się wilgotna. Moja wyobraźnia zaczyna działać na zwiększonych obrotach. Zawsze byłam ciekawska i uwielbiam doświadczać nowych rzeczy. A w tym klubie puszczają mi wszelkie hamulce.
– Chyba musisz się przekonać – stwierdzam.
Śmieje się cicho i wraca dłonią między moje uda, po czym klnie pod nosem.
– Spodobała ci się moja propozycja – mówi niskim głosem. – Może chcesz od razu przejść do kar?
Przełykam z trudem ślinę.
– Nie zrobiłam nic złego.
– Nie? Więc nie okłamałaś mnie co do swojego imienia?
Naciska znów kciukiem, a ja drżę. Świadomość, że ktoś może nas teraz obserwować, nawet jeśli nie widzi naszych twarzy przez maski, sprawia, że robi mi się cieplej. To takie dziwne. Nigdy nie byłam wstydliwa, jednak są granice, których bym nie przekroczyła. Nie na zewnątrz. W Possessed… przeskakuję je bez oglądania się wstecz.
– N-nie – wyduszam.
– Jesteś pewna?
Jęczę głucho, gdy zaczyna poruszać palcem.
– Ugh, tak, jestem! – wyrzucam głośniej.
– Ile masz lat?
Oddycham ciężko, unosząc ręce, by objąć go za kark, a wtedy poleca stanowczo:
– Połóż je na szybie.
– Muszę cię objąć – odpowiadam prosząco.
– Nie. Połóż dłonie na szybie.
Nie ruszam się przez parę sekund, aż w końcu robię, co każe. Od razu zostaję nagrodzona dotykiem warg na policzku oraz wzmocnieniem nacisku między udami, przez co wzdycham.
– Nie przyszłam tu z tobą po to, żeby wypełniać polecenia – mamroczę.
– Ale i tak będziesz to robić, jeśli chcesz cokolwiek ode mnie dostać. Ile masz lat?
Poruszam biodrami w rytmie, który on narzucił, jednak kiedy nie daję mu odpowiedzi, to wszystko ustaje, dlatego rzucam z frustracją:
– Dwadzieścia jeden. I chyba nie podoba mi się ta gra.
Parska, zataczając mniejsze kółko.
– Więc mam przestać?
– Nawet się nie waż – protestuję natychmiast. – Obiecałeś dać mi więcej.
– Pod pewnymi warunkami.
– Nie mówiłeś o tym wcześniej. Żadnych warunków. Żadnych pytań. Po prostu…
Jego ramię zaciska się na mojej talii, a palce przyspieszają, aż zaczyna we mnie narastać przyjemne mrowienie. Całe moje ciało spina się w oczekiwaniu na to, czego on właśnie próbuje mi odmówić.
– Po prostu?
Jego głos jest taki miękki, kuszący. Jak zakazana melodia, której nie wolno ci słuchać, więc tym bardziej nadstawiasz uszu.
– Pieprz mnie.
Napiera na mnie, zamyka w pułapce swoich ramion i sprawia, że niemal się w niego wtapiam, dopasowując idealnie do jego ciała.
– Tutaj? W ten sposób?
Pieści mnie nieustannie, doprowadzając do obłędu. Każde mniejsze i większe kółko podgrzewa temperaturę w moim ciele i spłyca oddech. Shawn rozpala mnie coraz bardziej, a ja zagryzam wargi, by nie wydać z siebie kolejnego jęku. To takie oszałamiające. Bycie dotykaną w ten sposób przez tego mężczyznę w tym klubie uderza mi do głowy.
– Tak, proszę – odpowiadam drżącym głosem.
Nie przestaje. Wciąż mnie masuje, w czasie gdy drugą dłonią chwyta mój podbródek i nakierowuje go w swoją stronę. Spoglądam mu w oczy, które są teraz tak ciemne, że niemal zlewają się z otoczeniem. Przypominają niebo, na którym nie ma ani jednej gwiazdy.
– Podnieca cię bycie obserwowaną czy samo to, że mogłabyś być obserwowana? Lubisz igrać z tym, co wypada, dodawać swojemu życiu pikanterii i smakować adrenaliny?
– Chyba tak – przyznaję.
– To dobrze, bo ja też.
W kolejnej sekundzie odwraca mnie do siebie przodem, opiera o szybę i odnajduje moje wargi. To tak zaskakujące i nagłe, że staję w ogniu, moje myśli rozbijają się w pył, a serce prawdopodobnie wybucha. Na moment znikam, całkowicie pokonana przez pierwsze zetknięcie naszych ust. Nigdy wcześniej nie czułam takiego żaru, takiego pożądania i takiego przyciągania do żadnego mężczyzny.
Nie przeszkadzają nam maski, nasze wargi bez problemu zderzają się ze sobą ponownie z pragnieniem, które niemal powala mnie na kolana. Pocałunek jest odurzający, wiruje mi od niego w głowie. On mnie sobą upija. Ten klub, to wszystko, działa na mnie tak mocno, że nie skupiam się na niczym innym niż tu i teraz.
A tu i teraz Shawn wsuwa we mnie dwa palce, naciska kciukiem na łechtaczkę i wdziera się do moich ust językiem. W jego zachowaniu pojawia się jakaś gorączkowość, której wcześniej nie było, jakby w momencie, w którym złączył nasze wargi, przestał się kontrolować. To chyba całkiem dobra teoria, ponieważ całuje mnie jak oszalały, pieprząc palcami, by ostatecznie oderwać się ode mnie nagle i złapać mój podbródek.
– Shawn…
– Patrz mi w oczy – szepcze. – Chcę to zobaczyć.
Nie muszę pytać co. Widzę, jak jego spojrzenie ciemnieje, kiedy spływa na mnie fala przyjemności, a z gardła wyrywa mi się jęk. Mężczyzna chłonie wzrokiem to, co się ze mną dzieje, nie przestając poruszać palcami, a ja drżę, wpatrując się w niego, gdy przeżywam swoje spełnienie. Mocne, krótkie, wspaniałe.
– Mogą patrzeć. Mogą oglądać, jak ci dobrze. Mogą cię podziwiać – mówi chrapliwie. – Ale to będzie tylko dla mnie. Spojrzenie twoich oczu, kiedy dochodzisz. To jest moje.
Przełykam z trudem ślinę.
– Na ten wieczór – wykrztuszam.
Obserwuje mnie przez moment w milczeniu, aż się uspokajam. Mój oddech się wyrównuje, serce skleja ponownie w całość i chyba nawet umysł zaczyna znów funkcjonować. To dlatego kiedy Shawn gładzi mnie delikatnie, dopiero uświadamiam sobie, że wciąż trzyma dłoń między moimi udami. Rumienię się, jakbym wcale przed chwilą nie pozwoliła mu zrobić sobie palcówki na oczach każdego, kto chciał zerknąć w górę.
– Zasuń zasłony – poleca po sekundzie, robiąc krok do tyłu.
– Lubisz się rządzić – zauważam cicho. – Niech zgadnę: zwykle wszyscy schodzą ci z drogi i wykonują rozkaz, jeszcze nim go wydasz?
Kącik jego ust wędruje w górę.
– Tak. Dlaczego ty jeszcze nie wykonałaś tego, który dałem?
Parskam cicho, lecz sięgam do zasłon. W pomieszczeniu robi się ciemniej, gdy je zasuwam, bo pali się tu tylko przytłumiona lampka przy wejściu. Daje ciepły, złoty poblask, a w połączeniu ze słabiej słyszalną w tym pokoju muzyką oraz zapachem ustawionej w rogu na stoliku świecy, tworzy intymniejszy niż wcześniej klimat. Teraz już naprawdę zostajemy sami, nikt nas nie widzi. Nikt oprócz nas się nie dowie, co wydarzy się po zasłonięciu okien.
Na tę myśl mój puls, który dopiero co się uspokoił, znów przyspiesza.
– Nadal chcesz więcej? – pyta Shawn.
Chociaż uwolnił mnie od napięcia, to ono ponownie się pojawia. Chcę jeszcze więcej. Chcę wszystkiego. Skoro przekroczyłam granicę, nie będę się wycofywać. W Possessed mogę sobie pozwolić na cokolwiek zechcę, nim wrócę do szarej rzeczywistości.
– Tak.
Kiwa głową i rusza w moim kierunku. Mam wrażenie, że jest drapieżnikiem, który zapędził ofiarę w pułapkę, choć przecież weszłam tu dobrowolnie. Nie bronię się, więc kiedy sięga do mojej maski, by po sekundzie ją zdjąć. Odsłania moją twarz, na którą spogląda z uwagą. Czuję się zadziwiająco bezbronna bez tej osłony, przynajmniej dopóki nie unosi dłoni, by pogładzić mój policzek.
– Piękna – szepcze. – Jesteś tak niesamowicie piękna.
Uśmiecham się, na co jego oczy rozbłyskują.
– A twój uśmiech… – dodaje. – Rozjaśnia całe pomieszczenie, jakbyś była małym, słodkim promieniem słońca. Uśmiechaj się dla mnie. Tak bardzo tego potrzebuję.
Nie wiem, co ma na myśli, a nie daje mi czasu na to, bym spytała, bo ponownie złącza nasze usta. Tym razem bardziej miękko, delikatnie, niemal czule, choć wpływa to na mnie równie mocno co poprzednie pieszczoty.
– Teraz zobaczę cię tylko ja, nikt inny – przypomina cicho. – Nie musisz się niczego obawiać.
– W porządku.
Wpatruje się we mnie jeszcze przez kilka uderzeń serca, nim się odsuwa, rozpina swoją marynarkę i rzuca ją niedbale na stojącą z tyłu kanapę.
– Rozbierz się dla mnie – mówi.
Pragnienie wylewa się z każdej głoski, którą wypowiada.
– Nie mam dobrego podkładu muzycznego – stwierdzam.
Sięga w lewo. Dopiero teraz dostrzegam tam jakiś głośnik, który wyłącza. W pomieszczeniu na moment zapada całkowita cisza, dopóki Shawn nie podchodzi do znajdującej się w rogu wieży. Po chwili z innych głośników dobiega mnie znana melodia. To Do It For Me Rosenfelda.
– Lepiej?
Przytakuję, chociaż nieco zasycha mi w ustach. Nigdy czegoś takiego nie robiłam, jednak pragnę się dla niego rozebrać. Chcę, by mnie podziwiał. By mnie pożądał. A choć krew w żyłach zaczyna mi się burzyć, staję na środku pokoju i nie odwracając wzroku od mężczyzny, powoli sięgam do ramiączek sukienki, poruszając się do muzyki.
Jego spojrzenie mnie ośmiela. Nie jestem skromną, skrytą osobą, ale teraz potrzebuję jeszcze zapewnienia, że robię coś, co mu się podoba, i właśnie je dostaję. Oczy Shawna śledzą każdy mój ruch z widocznym głodem, który sprawia, że moje ciało się rozgrzewa. On mnie pragnie. Otaczająca nas ciemność, grająca cicho muzyka, intymna atmosfera i to miejsce sprawiają, że się nie waham, naprawdę kręcę biodrami, zdejmując kawałek po kawałku sukienkę. Odsłaniam się przed nim bardziej, przesuwam dłońmi po swoich piersiach i brzuchu, aż zostaję w samej bieliźnie.
Mężczyzna obserwuje mnie nieustannie z rozchylonymi wargami. Jego klatka piersiowa porusza się szybko pod ciemną koszulą, a niżej dostrzegam duże wybrzuszenie w spodniach. Uśmiecham się na ten widok i ruszam do Shawna, którego później ciągnę za krawat, by poprowadzić ponownie na ustawioną na środku kanapę. Opada na nią bez protestów, a ja zatrzymuję się przed nim, między jego nogami, i spoglądam z góry.
– Powiesz mi, co zdjąć teraz?
– Szpilki – rzuca chrapliwie. – Zdejmij je jedna po drugiej.
Unoszę nogę i stawiam but pomiędzy jego udami.
– Pomożesz? – pytam.
Kiedy chwyta moją kostkę, najpierw przesuwa jedną dłonią w górę, a dopiero później sięga do zapięcia. Jego dotyk posyła wzdłuż całej kończyny przyjemne dreszcze. To, z jakim zachwytem gładzi moją skórę, jest nieziemskie. Podoba mi się, co robi, i jak to na niego wpływa. A gdy po zdjęciu drugiego obcasa przyciąga mnie do siebie, aż ląduję okrakiem na jego kolanach, oddycham jeszcze szybciej.
– Teraz góra – poleca, łapiąc moje pośladki w dłonie.
– Zapięcie jest z przodu – odpieram. – Jesteś pewny, że nie chcesz się nim sam zająć?
Zaciska palce.
– Tak. Ty masz to dla mnie zrobić.
– Dlaczego?
– Bo chcę patrzeć, jak wykonujesz moje polecenia.
Sięgam do zapięcia, jednak nim posuwam się dalej, wyciągam dłonie w kierunku jego maski. Natychmiast łapie mnie za nadgarstki.
– Teraz jest twoja kolej na rozbieranie – stwierdza.
– Ale chcę widzieć w pełni twoją twarz – szepczę. – Chcę wiedzieć, czy…
Wsuwa palce w moje włosy, zmusza, bym się nachyliła, po czym wyznaje prosto w moje usta:
– Jesteś tak kurewsko piękna, że nie mogę oderwać od ciebie wzroku. Nie przestawaj. Chcę zobaczyć cię teraz nagą. Taką odważną. Seksowną. Zarumienioną. – Przyciąga mnie jeszcze bliżej i dodaje, muskając wargi: – Tylko moją.
Drżę podczas tego delikatnego, zmysłowego pocałunku. Jego słowa robią ze mną coś niedobrego. Naprawdę tego chcę. Należeć do mężczyzny, który traktuje mnie jak kogoś cennego, wyjątkowego i niesamowitego. Nawet jeśli to tylko na ten wieczór, nawet jeśli to tylko gra, to pragnę być jego.
– Więc patrz.
Zrzucam biustonosz, poruszając biodrami. Shawn wydaje z siebie głuchy jęk, bo ocieram się o niego i zostaję w samych figach. W następnej sekundzie całuję go głęboko, a on chwyta moje piersi w dłonie. Piszczę, gdy szczypie mnie lekko, na co wydusza jakieś przekleństwo. Nasze języki znów się odnajdują, aż czuję, jakby kopnął mnie prąd. Shawn masuje mnie umiejętnie, zawłaszcza dla siebie moje usta i mnie całą. Chociaż niby jestem na górze, to on rządzi i narzuca tempo pieszczot. A ja odkrywam, że mi to nie przeszkadza, ponieważ tak jest idealnie.
– Jesteś najpiękniejsza – szepcze. – Jasna cholera, nie wierzę, że naprawdę istniejesz. Że sobie ciebie nie wymyśliłem.
Potem odwraca nas błyskawicznie tak, że ląduję plecami na kanapie. Nie skupiam się na jego słowach, tylko odpowiadam na kolejny gorączkowy pocałunek, sięgając do ciemnej maski, którą nadal nosi. Kiedy moje palce już do niej docierają, zaczynam ją zdejmować, ale w kolejnej chwili zamieram, bo rozbrzmiewa wwiercający się w mózg dźwięk.
Alarm pożarowy.
Zmysłowa, intymna atmosfera zostaje zniszczona w jednej sekundzie. A choć ja się nie ruszam, Shawn reaguje bardzo szybko, podrywa się i sięga po moją sukienkę, którą błyskawicznie mi podaje. Nie mam pojęcia, co dokładnie się dzieje, lecz dociera do mnie komunikat o ewakuacji, więc pozwalam mężczyźnie pomóc sobie we włożeniu ubrania. Odnajduje też maskę, którą sam wsuwa mi na twarz.
– Jeszcze z tobą nie skończyłem – obiecuje. – Ale najwyraźniej muszę poczekać.
– Przepraszam – rzucam odruchowo, na co spogląda na mnie z zaskoczeniem.
– Za co?
– Takie właśnie mam szczęście w życiu, że jedyny raz, gdy jakimś cudem się tu dostałam, wybuchł alarm i zarządzono ewakuację. To moja klątwa.
Parska pod nosem.
– Chodźmy, promyczku.
Mrugam z zaskoczenia na tę ksywkę, jednak nic nie mówię. Pozwalam mu spleść nasze palce i skierować nas do wyjścia tuż po tym, jak zakładam pospiesznie szpilki oraz łapię torebkę.
– W którą…
– Tędy – mówi pewnie, zwracając nas w prawo.
Rozglądam się za Tillie, zaniepokojona, czy wszystko w porządku, ale stojący na korytarzu ochroniarz wskazuje nam wyjście ze strefy VIP po prawej stronie, dokładnie tam, dokąd kierował nas Shawn. Tyle że ono nie prowadzi przez główną salę. Dostrzegam tylko oświetlony korytarz. Nie tędy się tu dostaliśmy.
– Czekaj. Ja…
– Co się dzieje? – pyta Shawn.
Ściskam jego palce i się zatrzymuję, na co jakaś mijająca nas para rzuca przekleństwo, bo niemal się z nami zderza. Nie zwracam na to uwagi.
– Ja… tam na dole jest moja koleżanka – wyjaśniam. – Boję się o nią i może uda się…
– Na dole też ktoś czuwa nad ewakuacją – zapewnia. – Nie możemy tam wrócić. Jest bezpieczna.
Waham się, choć nie mam dużego wyboru. Po raz pierwszy bardzo doskwiera mi tu brak telefonu. Nawet nie mogę zadzwonić, żeby się upewnić, że Tillie także wydostaje się właśnie z klubu. Mimo to po prostu przytakuję, postanawiając, że znajdę ją już po wyjściu.
– Dobrze.
Shawn podejmuje dalszy marsz i ciągnie mnie do otwartych szeroko drzwi. Dostajemy się korytarzem na schody, a oprócz nas pojawia się tutaj jeszcze kilkunastu gości. Po zejściu na parter ukazuje nam się podświetlone wyjście, przy którym czeka jedna z kelnerek. Obok niej stoi kobieta, na widok której moje serce nieznacznie przyspiesza. To właścicielka. Nadzoruje wszystko?
Najprawdopodobniej tak. A ja teraz widzę ją nieco lepiej niż wcześniej. Tutaj jest jaśniej, dzięki czemu dostrzegam ciemne włosy, w których ma parę czerwonych pasemek pasujących odcieniem do sukienki. Maska zasłaniająca w pełni twarz nie ma nawet otworu na nos ani usta, a jedynie na oczy. Brązowe oczy. Tyle że z tego, co słyszałam, to nic nie znaczy, bo już kilkukrotnie pojawiały się plotki, że i właścicielka, i jej partner zmieniają ich kolor, tak samo jak kolor włosów. Mimo to przyglądam jej się uważnie, jakbym mogła zapamiętać każdy szczegół, żeby później jakimś cudem ją rozpoznać.
– Co się dokładnie dzieje? – pyta któryś z gości, przechodząc obok. – Co, do cholery…
– Prosimy o udanie się na zewnątrz – odzywa się kelnerka. Właścicielka nie wypowiada nawet słowa. – Przepraszamy za tę niespodziewaną niedogodność.
– Ale jaką? – woła ktoś inny. – Co się stało? Jest pożar?
– Prosimy o udanie się na zewnątrz – powtarza dziewczyna.
Goście chyba nieco się wkurzają, lecz ostatecznie wychodzą. Shawn i ja także to robimy, spoglądając po drodze na wyprostowaną właścicielkę, która, mam wrażenie, koncentruje się na nas nieco dłużej niż na innych. Pewnie jestem cała rozczochrana, a moja sukienka pomięta bardziej niż innych kobiet. Ale nie powinna mnie oceniać, w końcu to ona rządzi miejscem, w którym umożliwiają takie rozrywki, prawda?
Kiedy znajdujemy się na ogromnym parkingu za budynkiem, ochroniarz informuje nas, że za moment odzyskamy swoje komórki, a przy ulicy pojawią się taksówki opłacone przez Possessed. Zabiorą gości do domów. W najbliższych dniach dostaniemy informację na temat rekompensaty za ten incydent, czyli zaproszenie na kolejną imprezę, skoro ta została skrócona.
Słucham go tylko jednym uchem, rozglądając się za Tillie. Nie widzę jej nigdzie w tłumie zamaskowanych gości, którzy poza klubem już nie sprawiają wrażenia tak tajemniczych i niesamowitych jak w środku. Tutaj jesteśmy wszyscy tylko zwykłymi ludźmi z zasłoniętymi twarzami. Rzeczywistość odziera nas z całej tej otoczki, jaką otrzymujemy w Possessed.
– Chodźmy po twój telefon. Potem odprowadzę cię do taksówki – oznajmia Shawn.
Kręcę głową.
– Muszę znaleźć koleżankę.
Odwraca mnie do siebie, więc patrzę mu we wciąż zamaskowaną twarz.
– Przyszłyście tu razem? – pyta.
Coś w jego głosie mnie alarmuje, przez co otwieram usta i szybko je zamykam. Użyłyśmy podstępu, żeby się udało. Nie powinnam o tym mówić. Nawet nie znam tego faceta. Mieliśmy spędzić razem fajne chwile, ale nie się sobie zwierzać.
– Poznałyśmy się w środku – kłamię. – Dobrze się razem bawiłyśmy i się martwię.
Nie odpowiada dłuższy czas.
– W co jest ubrana i jakiego koloru ma maskę? – mówi w końcu.
– W czer… Och, widzę ją! – rzucam, dostrzegając wreszcie przyjaciółkę, która przeciska się między ludźmi, także obracając się dokoła, pewnie by mnie wypatrzyć. – Pójdę do niej.
Chcę zrobić krok, jednak zatrzymuję się i koncentruję ponownie na mężczyźnie przede mną. Powinnam się pożegnać, bo właśnie tutaj nasze drogi się rozejdą.
– To był świetny wieczór – mamroczę. – Szkoda, że nam go przerwano.
Shawn przytakuje powoli, patrząc ponad moim ramieniem, nim znów spogląda mi w oczy.
– Daj mi swój numer, to będziemy go mogli kontynuować.
Zaskakuje mnie tym.
– Za trzy miesiące spotkamy się ponownie, skoro dostaniemy nowe zaproszenie – przypominam.
– Nie chcę tyle czekać.
A ja nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. W klubie mogłam udawać kogoś, kim nie byłam, pozwoliłam sobie na coś, na co nie jestem pewna, czy poza nim pozwolę, a Shawn o tym nie wie. Pewnie uważa mnie teraz za odważną, seksowną kobietę, a ja… jestem po prostu zwykłą, przypałową dziewczyną. Nie chcę, by to sobie uświadomił.
– Ale będziesz musiał – stwierdzam. – Znajdź mnie za trzy miesiące.
Staję na palcach i składam krótki pocałunek na jego policzku, a on zaciska wtedy palce na moich biodrach.
– Zostaw mi chociaż swoją wizytówkę z kodem Addicted. Masz tam profil?
– Ava? – słyszę z tyłu.
Cholera.
Tillie nie powinna używać mojego imienia. Ani pokazywać, że się znamy. To dlatego nie protestuję dłużej, tylko wyjmuję z torebki czarną wizytówkę, na której wytłoczono kod do mojego profilu z apki powiązanej z Possessed. Dostałam takie razem z zaproszeniem, bo mam połączone konta. Właśnie na takie okazje są one przeznaczone, więc teraz podaję jedną Shawnowi, nim muskam ostatni raz jego ramię dłonią i ruszam do przyjaciółki.
Po chwili zostaję przyciągnięta do uścisku. Tillie zaczyna mówić szybko o tym, co się działo, kiedy zawył alarm, a ja odwracam się przez ramię. Moje spojrzenie spotyka się ze spojrzeniem Shawna, który już wycofuje się parę kroków, ściskając wizytówkę w dłoni.
Później miesza się z gośćmi tłoczącymi się przy ochroniarzach i po prostu znika, jakby nigdy go nie było. Jakbym go sobie wyobraziła.
Podobnie jak cały ten wieczór.