Żelazna zdrada - Agata Polte - ebook
BESTSELLER

Żelazna zdrada ebook

Agata Polte

4,6

33 osoby interesują się tą książką

Opis

Piąty tom bestsellerowej serii nowej królowej romansów mafijnych!
Cheryl Vale to kobieta, której los nigdy nie oszczędzał. Nauczyła się radzić sobie sama ze wszystkimi przeciwnościami, skończyła studia i dostała staż w redakcji czasopisma. Jest uparta i twarda. Ale ma też słabość – słabość do brata swojej najlepszej przyjaciółki, z którą pracuje, nawet jeśli ten nie wie o istnieniu Cheryl.
Przynajmniej do czasu.
Gdyby dziewczyna zdawała sobie sprawę, jak niebezpieczny jest Archer Russell, starałaby się pozostać dla niego niewidzialna. Jednak pewnego dnia mężczyzna ją zauważa…
Kiedy pod wpływem impulsu Cheryl idzie do łóżka z Archerem, nie ma pojęcia, jakie konsekwencje pociągnie za sobą ta decyzja, ale w końcu zaczyna do niej docierać, komu pozwoliła się do siebie zbliżyć. Wystraszona kobieta postanawia zniknąć z Bostonu i ukryć się tak, by boss rodziny Russell jej nie odnalazł.
Tyle że Archer nie zamierza pozwolić Cheryl odejść. Zwłaszcza gdy orientuje się, że z ich dwojga nie tylko on skrywa jakąś tajemnicę…


Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 391

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (2011 ocen)
1485
372
127
24
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ewitka66

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna cała seria, polecam
30
ZanetaCebrat

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna tak jak poprzednie 😁
30
ewaom
(edytowany)

Całkiem niezła

Po rewelacyjnych dwóch tomach nie urzekła mnie ta historia. Była mało dynamiczna, naiwna. Dziewczyna zauroczona bratem koleżanki, Archerem Russelem, idzie z nim do łóżka i niestety, przypadkowo zachodzi z nim w ciążę. Kiedy dowiaduje się, kim on tak naprawdę jest i jak bardzo jest niebezpieczny, postanawia uciec, ale jest już za późno, a kiedy wychodzi na jaw, kim tak naprawdę byli rodzice Cheryl, robi się dość niebezpiecznie.
20
hela878

Nie oderwiesz się od lektury

Jak kazda książka tej autorki. Wspaniała, łatwo się czyta, jest akcja, intryga, miłość , wszystko co potrzebne.
20
Anka19799

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjny tom. Jest w niej akcja i czasami śmieszna narracja. Wszystko jest w tej książce wow. Polecam całą serię.
20

Popularność




Copyright ©

Agata Polte

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Kamila Recław

Korekta:

Magdalena Mieczkowska

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8178-921-9

Rozdział 1

CHERYL

MOJE PALCE STUKAŁY o klawiaturę z prędkością wprost proporcjonalną do prędkości narastającej we mnie irytacji. Siedząca przy biurku naprzeciwko Sierra uśmiechała się pod nosem, dobrze wiedząc, czemu jestem taka wściekła. Ale nie chciała rzucać tym swoim „a nie mówiłam”, bo domyślała się, że wtedy zabiję ją wzrokiem. Nawet jeśli miała rację, a ja dodałam sobie roboty z własnej winy.

Byłyśmy jedynymi stażystkami w redakcji „Daily Life”, więc zrzucano na nas naprawdę masę gównianych spraw, począwszy od parzenia kawy nawet kurierom, którzy wpadali dosłownie na sekundę do naczelnego, a skończywszy na kilkukrotnej korekcie tekstów tych, którzy powinni znać podstawowe zasady ortografii, a jednak zawsze mnie w tym względzie zaskakiwali. Dzisiaj akurat zajmowałam się odpisywaniem na listy od fanów do Helen Robertson, która prowadzi kolumnę z poradami i jest redakcyjną celebrytką. Miałam ogarnąć to już przedwczoraj, tyle że ciągle wypadały mi inne obowiązki, a potem stwierdzałam, że przecież mam czas, przez co dzisiaj nałożyło się wiadomości z paru dni. Chciałam wyjść wcześniej, ponieważ musiałam załatwić kilka spraw, tymczasem przez własną głupotę nie mogłam. A Sierra mnie ostrzegała.

– Mam nadzieję, że nie wylewasz swoich żali na biednych fanów – rzuciła w pewnym momencie, gdy kończyłam pisanie setnego maila.

– Wal się, Sierra – odburknęłam.

Przyjaciółka uśmiechnęła się szerzej. Zostałyśmy w redakcji już same, o tej godzinie wszystkie biura pustoszały, bo etatowi pracownicy po prostu zwijali się do domu o normalnej porze. Jeśli się z czymś nie wyrabiali, zwalali to na mnie lub Sierrę. Zwykle na mnie – odkąd wydało się, że Sierra jest siostrą nowego właściciela „Daily Life”. Sama nie miałam o tym pojęcia, póki nie usłyszałam plotek na ten temat i nie zaczęto mnie wypytywać, czy są prawdziwe. Mimo że są, przyjaciółka nadal gnieździ się ze mną w ciasnej kanciapie, w której mamy tylko jedno wspólne biurko i szafkę oraz ciągle psującą się lampę. Sierra jest bardzo niezależną osobą, chce zasłużyć na swoją pozycję i zapracować na nią od początku, zamiast wyręczać się koneksjami. Po to studiowała, po to się dokształcała i po to zawracała głowę najprzeróżniejszym dziennikarzom, od których próbowała się uczyć.

– Nie wyjdziesz dzisiaj przed północą, prawda? – odezwała się jeszcze, pewnie by mnie bardziej wkurzyć.

Pokazałam jej środkowy palec, tylko na sekundę odrywając wzrok od ekranu starego monitora. Przyjaciółka odrzuciła jasne włosy na plecy i zachichotała.

– A gdzie twoje maniery, Cher? – zanuciła.

– Jeśli się nie zamkniesz, zaraz dowiesz się, gdzie wyląduje moja pięść.

Sierra błysnęła swoim idealnym uśmiechem, a w jej orzechowych oczach pojawił się błysk. Wyglądała teraz tak niewinnie i słodko, że gdybym jej nie znała, może bym to kupiła.

– Mój brat już jest – powiedziała po chwili.

Dostrzegłam, że podjechała na swoim krześle do okna, z którego mogłyśmy zobaczyć główną ulicę. Ciągły hałas z zewnątrz uniemożliwiał skupienie i doprowadzał do szału, dlatego nikt nie chciał tej niewielkiej klitki przerobić na swoje biuro, tylko wciśnięto tutaj nas dwie. Dodatkowo w pomieszczeniu tak często robiło się duszno, że ze Sierrą przychodziłyśmy do pracy w krótkich spódnicach i przewiewnych bluzkach na ramiączkach, nawet w środku zimy. Inaczej nie dało się tutaj wytrzymać, ponieważ, co za zaskoczenie, nasza kanciapa pozostawała jedynym pokojem w biurowcu, w którym klimatyzacja zapominała, jak prawidłowo działać.

– Będę lecieć. – Sierra wstała z krzesła. – A ty bądź silna.

Spojrzałam na nią, wydymając wargi.

– Gdybyś była dobrą przyjaciółką, zostałabyś i mi pomogła.

Roześmiała się dźwięcznie, sięgając po torebkę.

– Ja męczyłam się z tym w zeszłym tygodniu, Cher. Teraz twoja kolej.

Westchnęłam, kiedy posłała mi buziaka, a po chwili już znikała za przeszklonymi, starymi drzwiami, w których wisiały ciemne rolety. Zawsze były zasłonięte. Jakby ktoś w ogóle spoglądał w kierunku naszej klatki.

Skończyłam pisać kolejną wiadomość, a potem wstałam i się przeciągnęłam, podchodząc do okna. Siedziba redakcji mieściła się na trzecim i czwartym piętrze jednego z wieżowców w centrum Bostonu. Ja i Sierra dostałyśmy miejsca na trzecim, wyżej pracowali tylko ci „prawdziwi” dziennikarze, więc przeniesienie na czwórkę równało się poważnemu awansowi. Na razie nie miałyśmy na to perspektyw, nasz staż kończył się za półtora miesiąca, a po nim mogłyśmy dostać etat, tyle że na razie nadal tu na dole. Dopiero po zdobyciu doświadczenia można byłoby pomarzyć o wspięciu się wyżej i dostaniu lepszej roboty niż pisanie clickbaitowych artykułów na nasze strony internetowe czy korekta tekstów trafiających na papier.

O ile w ogóle dostanę ten etat. Nie bardzo się na to zanosiło.

Wyjrzałam przez okno, wypatrując szarego samochodu, który już kojarzyłam. Zaparkował na zakazie przy chodniku, jak zawsze w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Sierra właśnie od czternastu dni wracała z pracy ze swoim starszym bratem. Załatwiał sprawy w mieście akurat tak, by móc ją odebrać. Uważałam, że to słodkie, ale kiedy jej o tym wspomniałam, przewróciła oczami, twierdząc, że nie słodkie, a głupie. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Na jej miejscu cieszyłabym się z tego, że ktoś tak o mnie dba. Jako jedynaczka tułająca się od dziecka po rodzinach zastępczych, u których nigdy nie zagrzałam miejsca na dłużej, zawsze tęskniłam za posiadaniem rodzeństwa. Za chociaż okruchem troski przejawianej przez inną osobę. Odkąd umarli moi adopcyjni rodzice, nie doświadczyłam jej za wiele.

Sierra wyszła z budynku i przywitała całusem w policzek czekającego przy samochodzie brata. Miał brązowe włosy i był wyższy niemal o głowę, choć Sierra nie należała do niskich kobiet. Oprócz tego nosił jak zawsze dopasowany ciemny garnitur. Z daleka nie mogłam dostrzec wiele więcej, jednak nie musiałam. Pamiętałam bardzo dobrze twarz Archera Russella z jednego z przyjęć, na których byłam kelnerką. Mężczyzna nawet mnie nie widział, ja nie zdawałam sobie sprawy z tego, kim jest, ale jedna chwila wystarczyła, żebym nie mogła przestać o nim myśleć od tamtego czasu. A gdy jakiś miesiąc temu Sierra pokazała mi zdjęcie rodzinne i zrozumiałam, że to jej brat, który później zaczął odbierać ją z pracy…

Dlatego wystawałam jak idiotka przed oknem, wypatrując tego krótkiego momentu, kiedy wysiądzie z samochodu, obejmie delikatnie Sierrę i wpuści ją na tylną kanapę, by zająć miejsce obok. Później auto odjeżdżało, a ja otrząsałam się z głupich myśli na temat brata przyjaciółki i, poniekąd, mojego szefa.

Tym razem także to zrobiłam. Wróciłam z westchnieniem do komputera, planując odpowiedzieć na jeszcze kilka maili, chociaż zdecydowanie nie miałam na to ochoty. Fani pisali do Helen tak głupie rzeczy, że bolała mnie od tego głowa. Jedynie kilka wiadomości zwykle dało się w ogóle rozszyfrować za pierwszym razem. Inne były propozycjami matrymonialnymi, wyzwiskami, pytaniami o to, co zrobić, gdy przez przypadek zdradziło się narzeczonego z jego bratem i siostrą jednocześnie, albo czy Helen zna sposoby na cofnięcie wysłanych po pijanemu SMS-ów do swoich byłych. Nie dziwiłam się, że po wstępnej selekcji przeprowadzanej przez jej asystentkę, większość maili przekierowywana była do mnie i Sierry.

Moja komórka odezwała się, kiedy otworzyłam kolejną wiadomość, więc zerknęłam na ekran.

– Już tęsknisz? – spytałam po wciśnięciu zielonej słuchawki.

– Chciałabyś – odparła Sierra. – Sprawdź mi, czy zostawiłam na biurku swój notes.

Prychnęłam.

– No nie wiem, jestem dość zajęta, a ty nie wydajesz się miła…

– Bardzo pięknie proszę, Cheryl, rusz swój duży tyłek i to dla mnie sprawdź. Mam tam coś ważnego i nie wiem, czy powinnam kazać kierowcy zawrócić.

Sapnęłam z oburzenia.

– Przegięłaś! Teraz na pewno niczego…

– Notes. Biurko. Już – przerwała rozbawiona przyjaciółka.

– Czekam na przeprosiny – rzuciłam.

Ale tak naprawdę przesunęłam się ze swoim fotelem, by sprawdzić, czego potrzebowała. Nasze stanowiska znajdowały się naprzeciwko siebie, więc musiałam objechać biurko, a później już rozglądałam się po zostawionym przez Sierrę bałaganie, wypatrując notesu. Większą część blatu po jej stronie zajmował monitor stojący na starym komputerze, takim samym jak mój. Resztę przestrzeni wypełniały wydruki, papiery, wycinki i mnóstwo niepotrzebnych biurowych śmieci.

– Przepraszam, Cheryl, najwspanialsza istoto, jaka chodzi po tej ziemi – odezwała się Sierra z powagą. – Okaż mi łaskę, podnieś najzgrabniejszy tyłek, jaki kiedykolwiek widziałam, a potem rzuć swoimi wspaniałymi oczętami na moją część biurka.

Po jej słowach usłyszałam cichy męski śmiech. Przyjemny, głęboki i zaraźliwy, przez co sama zaczęłam chichotać, rumieniąc się na myśl, że jej brat słyszał te głupie komentarze.

– Lepiej. Jeszcze będą z ciebie ludzie – stwierdziłam jednak i jeszcze raz ogarnęłam wzrokiem blat. – Ale nie widzę w tym syfie żadnego notesu. Sprawdzić w szufladach?

– Tak, jeśli możesz – odpowiedziała. Sięgnęłam do pierwszej i zaczęłam ją otwierać, gdy nagle krzyknęła: – Albo nie! Nieważne…

Było za późno, bo już dostrzegłam to, czego chyba nie chciała, bym widziała.

– Co, do cholery, Sierra? – spytałam z niedowierzaniem, patrząc na leżący na jakichś zeszytach niewielki czarny pistolet. – Trzymasz w biurku broń? Masz na nią pozwolenie?

Przyjaciółka westchnęła.

– No mam. Gdybym nie miała, to skąd bym ją wzięła?

Pewnie nie powinnam być zaskoczona, nie było w tym niczego bardzo dziwnego. Może oprócz tego, że na rękojeści pistoletu dostrzegłam wygrawerowane litery SR.

– Czy na nim są twoje inicjały?

Sierra odchrząknęła.

– Tak. To… był prezent.

Uniosłam brwi, wpatrując się jeszcze przez chwilę w broń. Potrząsnęłam głową.

– Dobra, twoja sprawa. Ale nie trzymaj tego tutaj – powiedziałam, zamykając powoli szufladę. – Jezu, cofam te wszystkie docinki na twój temat. Jesteś piękna i wspaniała. Nigdy cię nie obrażałam. Nie zastrzel mnie, okay?

Zaczęła się śmiać. Miałam wrażenie, że także nieco się rozluźniła, kiedy nie drążyłam tematu. Ostatecznie to jej sprawa, co mi do tego? Przecież posiadanie broni nie jest niczym strasznym, jeśli ktoś ma na nią pozwolenie i używa jedynie do samoobrony. Dla mnie to by było zbyt hardcore’owe, nosiłam przy sobie tylko gaz pieprzowy, jednak jeżeli Sierra potrzebuje właśnie czegoś takiego…

– Zastanowię się nad tym – obiecała przyjaciółka.

– Będę zobowiązana – stwierdziłam, po czym otrząsnęłam się i otworzyłam ostatnią szufladę. Wyjęłam z niej czerwono-złoty notes, na którym zobaczyłam niewyraźny zarys jakiegoś rysunku. To był chyba feniks. – Mam twoją zgubę.

– Naprawdę? Szlag. Wiedziałam. Słuchaj, otwórz go i podaj mi numer, który zapisałam na takiej niebieskiej karteczce, dobra?

Zrobiłam to, o co poprosiła, a ona powtórzyła cyfry na głos. Chyba dyktowała je swojemu bratu, bo po chwili usłyszałam ciche: „zapisane”.

– Dzięki, Cher – rzuciła po tym Sierra.

– Spoko. Stawiasz jutro lunch – odparłam.

– Znowu jesteś spłukana? Mogłaś od razu powiedzieć.

Prychnęłam. Chociaż byłam.

– Rozłączam się. Następnym razem radź sobie sama.

– No już, dobra. Lunch jutro na mój koszt. Wracaj do odpisywania na fascynujące maile, Cher. Baw się dobrze – powiedziała przyjaciółka.

– Spieprzaj, Sierra.

Odpowiedział mi tylko jej cichy śmiech, więc zakończyłam połączenie, a później zabrałam się do pracy.

ARCHER

SŁUCHAŁEM Z ROZBAWIENIEM rozmowy Sierry z przyjaciółką, chociaż myślami byłem gdzieś indziej. Od dłuższego czasu głowę zaprzątały mi różne sprawy, a dokładniej to, że dzięki ostatniej akcji – podczas której kilka miesięcy temu pomogłem Antonovom – moja rodzina wreszcie zyskała ich pełne poparcie. Russellowie w końcu zostali uznani przez resztę familii zasiadającą w radzie Bostonu za jedną z nich. A to nie byle co. Mieliśmy pieniądze, wpływy i znajomości, brakowało nam tylko prawdziwego sojusznika, dzięki któremu przejęcie przez nas terytorium Navarrów odbyłoby się gładko i bez większych przeszkód. Sytuacja w mieście była trudna po wyeliminowaniu przez Diabła dwóch potężnych graczy. Jeden pusty stołek w radzie zajęła Vittoria de Campo, a na drugi pojawiało się zbyt wielu chętnych.

Dlatego poparcie Antonova, a także Wilsona, które zapewniłem sobie wcześniej, okazało się kluczowe. Dzięki temu sprawnie udało mi się przejąć pozostawione tereny, nawet mimo jawnej niechęci Tossella. Teraz tylko musiałem zadbać o to, by zabezpieczyć swoje dzielnice i utrzymać przed resztą skurwieli, którzy próbowali mi je odebrać.

W ostatnich tygodniach zdarzyło się sporo dziwnych wypadków, przez które powinniśmy wzmóc czujność. „Przypadkowe” podpalenia, zniknięcie kilku naszych ludzi, jakaś kontrola w klubach albo warsztatach, które prowadziło moje rodzeństwo i kuzynostwo. Wzywanie policji do miejsc, gdzie miały odbyć się organizowane przez nas wyścigi. Wszystko to osobno wydawało się mało znaczące, ale po podliczeniu incydentów okazywało się, że strat jest tak naprawdę dużo. Za dużo.

Pracowaliśmy już nad rozwiązaniem problemów, jednak póki te się namnażały, wolałem trzymać rękę na pulsie. Kolejne miesiące mogą okazać się dla mojej rodziny naprawdę trudne. Dlatego potrzebowałem wsparcia wszystkich najbliższych i dbałem o to, by byli bezpieczni. A przynajmniej się starałem, co bywało skomplikowane.

Zwłaszcza jeśli chodziło o Sierrę. Moja młodsza siostra potrafiła sobie radzić, nie należała do strachliwych, kruchych kobiet, ale nieustannie się narażała. Codziennie kręciła się w szemranych miejscach, szukając różnych informacji na temat naszych wrogów pod przykrywką zdobywania materiałów do tej głupiej gazety, do kupienia której mnie zmusiła.

Choć właściwie to nie był aż tak zły pomysł, dlatego się na niego zgodziłem. Dzięki przejęciu jednej z większych gazet w Bostonie zyskaliśmy nowych informatorów. Słyszeliśmy o wielu rzeczach wcześniej, mogliśmy dzięki temu zdobywać przewagę nad niektórymi przeciwnikami. Nadal najlepszym źródłem pozostawali bliźniak Sierry i ona sama, bo świetnie działali pod przykrywką, ale z pomocą „Daily Life” mogliśmy też poniekąd kształtować rzeczywistość. Opowiadać ją tak, by była dla nas korzystna. Jakaś część ludzi zawsze wierzy w to, co jest napisane w gazecie lub w internecie, a my możemy przedstawiać różne zdarzenia w odpowiedni sposób.

– Zapisz – rzuciła właśnie Sierra, wyrywając mnie z zamyślenia.

Zmarszczyłem brwi, a później wyciągnąłem telefon, kiedy zaczęła dyktować jakiś numer.

– Zapisane – mruknąłem.

Pokiwała głową, po czym porozmawiała jeszcze chwilę z przyjaciółką i się rozłączyła. Ja za to posłałem jej pytające spojrzenie.

– Jeden z naszych dziennikarzy dostał dzisiaj z tego numeru telefon. Dzwoniący twierdził, że ma ciekawe informacje na temat naszych rywali.

Uniosłem brew.

– Których? Mamy ich sporo.

– Gallagherów. Podobno coś kombinują – odparła.

Uśmiechnąłem się z pobłażaniem.

– To żadna nowość. Oni i Brownowie ciągle coś kombinują.

Sierra przytaknęła.

– Ale warto to sprawdzić. – Wpatrywałem się w nią, aż dodała: – Przecież to brzmi jak piękna pułapka, Arch. Ktoś dzwoni do naszej gazety, żeby podrzucić dziennikarzowi śledczemu akurat coś na temat jednej z rodzin, która chce zająć nasze miejsce, póki jeszcze go dobrze nie zagrzaliśmy.

Właśnie o to mi chodziło. Miło, że nie musiałem wypowiadać myśli na głos, bo Sierra doskonale zdawała sobie sprawę z zagrożeń.

– A skąd w ogóle wiesz o tym telefonie? – spytałem.

– Mam dobre kontakty ze wszystkimi ludźmi w redakcji – odparła. Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, jednak zanim to zrobiłem, ona dodała: – Ten dziennikarz olał sprawę, uznał to za głupi żart, a ja podsunęłam mu jakiś inny, fałszywy temat, który go zajmie. Mam to pod kontrolą, Arch.

Skinąłem głową.

– Dobrze.

Sierra przepisała numer, a ja schowałem telefon do kieszeni marynarki, po czym wyjrzałem przez szybę i patrzyłem na mijane budynki. Nie odzywałem się dłuższy czas, zastanawiając nad tym, czy Gallagherowie byliby na tyle głupi, by zastawiać taką pułapkę. A może to Brownowie? Obydwie rodziny pozostawały naszymi największymi rywalami, ale to tych pierwszych obawiałem się bardziej. Irlandczycy bywali nieprzewidywalni, zawsze próbowali obejść nasze zasady i posunęliby się do wszystkiego, by odzyskać choć ułamek władzy, jaką dzierżyli kiedyś, nim inna rodzina przerzedziła ich szeregi. Powoli próbowali się odbudowywać – bardzo powoli, ponieważ robiłem po cichu, co mogłem, żeby im to utrudnić.

– Mogę się tym zająć? – zapytała Sierra, gdy cisza się przedłużała.

Popatrzyłem w jej orzechowe oczy, tak podobne do oczu naszej matki. Sierra odziedziczyła po niej wszystko, co najlepsze. Po ojcu za to była uparta i silna. Wiedziałem, że tak po prostu by nie odpuściła. Poza tym warto sprawdzić ten trop.

– Weź ze sobą Adriena – mruknąłem.

Zacisnęła wargi.

– Ale…

– I Huntera – dodałem. Dwaj bracia powinni stanowić wystarczające wsparcie. – Bez dyskusji albo każę to sprawdzić tylko im.

– Dobra – wycedziła przez zęby. – Zadzwonię do nich.

Zmrużyłem powieki.

– Zrób to. Zanim zadzwonisz do tego całego informatora.

Nie odezwała się, oparła wygodniej o fotel, nadal wściekła. Wiedziałem, że chciałaby działać sama, tyle że w tej sytuacji nie było mowy, bym puścił ją gdziekolwiek bez pomocy. Nawet Adriena czy naszego kuzyna, Cadena, bym nie puścił, a oni zajmowali się w naszej rodzinie najczarniejszą robotą.

– Dlaczego zostawiłaś broń w biurku? – spytałem po chwili. – W niezamkniętej szufladzie?

– Bo w razie ataku łatwiej będzie mi sięgnąć do szuflady, niż szukać torebki, w której noszę berettę.

– Mam nadzieję, że jej już nie pokażesz swojej przyjaciółce – powiedziałem cierpko.

Kącik ust Sierry drgnął.

– Lepiej nie. To by ją pewnie…

Nie dokończyła, ponieważ kierowca skręcił gwałtownie w lewo, a później w prawy bok samochodu, po stronie pasażera, wbiło się jakieś auto. Rozległ się głośny huk, jakiś zgrzyt, krzyk Sierry i przekleństwo żołnierza. Pas przytrzymał mnie w miejscu, miałem wrażenie, że zmiażdżył mi klatkę piersiową. Tak samo jak poduszki powietrzne, które wybuchły w momencie zderzenia. Nasz SUV został zepchnięty z drogi, aż uderzyliśmy w jakiś słup, na którym się zatrzymaliśmy.

Potem zapadła cisza.

A po niej zagrzmiały klaksony i krzyki osób z zewnątrz. Zapewne żołnierzy, którzy jechali za nami drugim samochodem. Musieli widzieć całe zdarzenie. Zaraz do nas dotrą.

– Sierra? – rzuciłem, spoglądając w prawo.

Uniosła głowę i pokiwała nią z grymasem na twarzy, w czasie kiedy ja z trudem odpinałem pas. Musieliśmy się ruszyć. Nie byłem pewien, co dokładnie zaszło, ale w naszym świecie nie ma czegoś takiego jak przypadek. Ktoś właśnie próbował zabić mnie i moją siostrę albo chciał nam dać ostrzeżenie. Auto jechało prosto na nas. Gdyby Troy nie skręcił, mielibyśmy czołówkę.

– Żyję – jęknęła siostra.

Popatrzyłem wtedy do przodu.

– Troy?

Nie dostałem odpowiedzi, kierowca opadł na drzwi po swojej stronie i najwidoczniej zemdlał. Zakląłem pod nosem, po czym pomogłem Sierze wydostać się z pasów i sięgnąłem po broń. Wóz był opancerzony, dlatego zamierzałem w nim zostać do przybycia innych żołnierzy, ale lepiej się przygotować na ewentualny atak.

Ten jednak nie nastąpił, za to dostrzegłem dwa samochody zatrzymujące się tuż obok na chodniku w taki sposób, by osłonić naszego SUV-a. Widziałem też inne auta gdzieś w oddali, ludzi zbierających się dokoła. Natomiast w pojeździe, który w nas uderzył, zobaczyłem mężczyznę, w którego czole ziała krwawa dziura.

Zacisnąłem zęby.

– Wieczorem razem z Hunterem i Adrienem będziecie mieli coś innego do roboty – powiedziałem do Sierry, z trudem łapiąc oddech. Do drzwi po prawej zbliżyli się już moi żołnierze, inni wyskoczyli z samochodów, by sprawdzić teren. – Znajdziecie mi skurwiela, który próbował nas właśnie zabić, i przyprowadzicie go do mnie żywego.

Rozdział 2

CHERYL

POCHYLAŁAM SIĘ NAD komputerem Daniela, który twierdził, że nie potrafi poradzić sobie z tekstem swojego artykułu. Ponoć rozjeżdżał mu się w dokumencie, przez co mężczyzna męczył się z nim już od godziny. Dan był jednym z facetów pracujących w redakcji od ponad dwóch lat i podobno lada dzień czekało go przeniesienie na górę, ale chociaż ja byłam tu już kilka miesięcy, miałam co do tego wątpliwości.

Nie miałam natomiast wątpliwości co do tego, że Dan wgapia się w mój tyłek, odjeżdżając krzesłem na tyle, by mieć lepszy widok.

– Wstawiłeś do tekstu milion niepotrzebnych znaczników – powiedziałam. Odwróciłam się przez ramię, a on od razu podniósł wzrok, spojrzał mi w oczy i przytaknął szybko. Mogłam się założyć, że ja jestem bardziej zażenowana tą sytuacją niż on. Wcale nie czuł się niezręcznie z tym, że przyłapałam go na gorącym uczynku, w czasie gdy na mojej głupiej, bladej twarzy na pewno pojawiły się dwa krwiście czerwone rumieńce. – Cofnęłam te zmiany, teraz jest już okay.

Dan pokiwał znów głową i uśmiechnął się. Kiedy mnie zawołał i poprosił o pomoc, sądziłam, że chodzi o coś błahego, czego pracownikom na etacie nie chciało się ogarniać, bo to ja i Sierra miałyśmy być od wszystkiego. Tyle że jemu chodziło o coś innego. Pieprzony zbok.

– A następnym razem, gdy będziesz chciał wgapiać się w kobiecy tyłek, po prostu użyj wyszukiwarki – dodałam chłodniejszym tonem – a nie psuj swojej pracy i nie trać mojego czasu.

Odwróciłam się na pięcie w akompaniamencie cichych śmiechów, które wybuchnęły po moich słowach, po czym ruszyłam w kierunku kuchni. Przystanęłam jednak w korytarzu, kiedy dostrzegłam Sierrę. Przyjaciółka nie pojawiła się w redakcji od kilku dni, miała wypadek samochodowy i dochodziła do siebie. Dzwoniłam do niej, bo chciałam ją odwiedzić, ale twierdziła, że nic jej nie jest, więc mam nie robić sobie kłopotu.

– Si! – Podbiegłam i przytuliłam ją mocno, a ona objęła mnie z zaskoczeniem ramionami. – Jak się czujesz?

Odchrząknęła.

– Jakbyś zgniatała mi połamane żebro.

Odsunęłam się szybko, spoglądając na nią z niepokojem.

– Przepraszam! Ja…

Uśmiechnęła się z rozbawieniem.

– Żartowałam. Ledwo poczułam, że mnie objęłaś – rzuciła. – Nic mi nie jest. Mam tylko siniaki, oprócz tego nic się nie stało. Przecież mówiłam ci przez telefon.

– Gdyby nic się nie stało, to nie brałabyś wolnego…

– Mój brat to nadopiekuńczy świr – stwierdziła, oglądając się przez ramię. Moje serce zabiło nieco szybciej, bo myślałam, że zobaczę za nią Archera, jednak korytarz był pusty. – Kazał mi zostać w domu przez kilka dni, no to zostałam. Miałam też kilka… rzeczy do załatwienia, więc skorzystałam z wolnego.

Pokiwałam głową i przyjrzałam się przyjaciółce jeszcze raz, w poszukiwaniu jakichś ran. Znalazłam tylko rozcięcie na policzku, na które wskazałam.

– To po wypadku?

Sierra zmarszczyła brwi, uniosła dłoń i dotknęła twarzy, a później przytaknęła szybko.

– Tak, po wypadku. Pewnie. Ale nie gadajmy już o tym. – Złapała mnie pod ramię i zaczęła prowadzić w kierunku kuchni. – Mów, co mnie ominęło.

– Niewiele – zapewniłam. – Musiałam odbębnić twoją zmianę przy listach do Helen, wczoraj przez cały dzień sterczałam nad kserokopiarką, bo było mnóstwo papierków do skopiowania, a poza tym moderowałam nasze strony w necie i schodziłam z drogi każdemu, kto miałby do mnie sprawę. To wszystko.

Odpowiedział mi cichy śmiech.

– A skąd miałaś przed chwilą te rumieńce? – spytała Sierra.

Przypomniałam sobie o sytuacji z komputerem Daniela i westchnęłam. Weszłyśmy już do niewielkiej kuchni, w której przyjaciółka od razu ruszyła do ekspresu, a ja sięgnęłam po nasze kubki, które przyniosłam tu nieco wcześniej.

– Stąd, że faceci to dupki – odparłam.

Sierra parsknęła.

– Ale czasami się do czegoś nawet przydają.

Przewróciłam oczami, podając jej naczynia. Uruchomiła ekspres.

– Zwykle i tak niczego nie potrafią, oprócz niszczenia komuś życia – skwitowałam.

– Nadal przeżywasz tego sukinsyna Trevora? – Sierra zmarszczyła brwi.

Trevor to mój były; rozstałam się z nim tego samego dnia, którego zaczęłam staż przed kilkoma miesiącami. Właśnie Sierra wysłuchała moich największych i najdłuższych żalów na jego temat, chociaż wtedy się nawet nie znałyśmy. Jednak nie wyśmiała mnie, nie olała, tylko potrząsnęła moimi ramionami, powiedziała, że skoro dupek mnie zdradzał, nie ma sensu w ogóle tracić na niego łez. Potem zabrała mnie do klubu, w którym głośna muzyka, litry alkoholu i mnóstwo seksownych facetów pomogły mi się otrząsnąć.

Następnego dnia obie przyszłyśmy na kacu do redakcji. I tak zaczęła się właściwie nasza przyjaźń.

– Daj spokój, pewnie, że nie – rzuciłam. Wyleczyłam się z Trevora dawno temu. Od wielu tygodni moje myśli zaprzątał ktoś zupełnie inny. – Mam nadzieję, że jest gdzieś szczęśliwy ze swoją nową dziewczyną.

– Tak? – mruknęła Sierra.

Odebrałam od niej kawę i upiłam łyk. Sierra oparła się o blat tyłkiem, trzymając własny kubek i obserwując mnie uważnie.

– Mhm. I że dopadł go jakiś syf, bo to zdecydowanie była pierwszorzędna zdzira – dodałam.

Przyjaciółka zaczęła się śmiać. Lubiłam ten dźwięk, był naprawdę zaraźliwy, więc do niej dołączyłam, chcąc dodać coś jeszcze, tyle że wtedy Sierra uniosła głowę i zerknęła w kierunku wind znajdujących się na końcu korytarza, dokładnie naprzeciwko kuchni. Na twarzy dziewczyny od razu pojawił się jakiś grymas, który jednak szybko zniknął. Odłożyła swój kubek na blat przy ekspresie i odchrząknęła.

– Zaraz wracam.

Podążyłam wtedy za jej spojrzeniem. Na moje policzki od razu powróciły rumieńce, kiedy dostrzegłam Archera Russella, który wysiadł właśnie z windy. Trzymał w dłoni marynarkę, a lekko rozpięta pod szyją koszula ukazywała fragment jasnej skóry i jakiegoś tatuażu, który odznaczał się też delikatnie pod białym materiałem. Z takiej odległości mężczyzna wydał mi się jeszcze wyższy i bardziej postawny, niż gdy obserwowałam go przez okno. Chociaż korytarz był szeroki i długi, odniosłam wrażenie, że Archer zapełnia wnętrze samą swoją obecnością. Miał w sobie coś takiego, biły od niego jakaś siła i pewność siebie, które sprawiały, że nie dało się oderwać od niego wzroku. Zwłaszcza kiedy te brązowe oczy skoncentrowały się właśnie na mnie po raz pierwszy w życiu.

Och, cholera.

Odwróciłam się pospiesznie i schowałam za ścianą. Nigdy nie radziłam sobie zbyt dobrze w kontaktach z facetami, ale nigdy też spojrzenie żadnego nie sprawiło, że zmiękły mi kolana, a serce zaczęło wygrywać własną drżącą melodię. Brat Sierry był piekielnie przystojny. Wiedziałam, że do tego jest bystry, opiekuńczy i ma poczucie humoru, bo przyjaciółka wiele mi opowiadała o swojej rodzinie. Narzekała często, że Archer także za bardzo się rządzi, w dodatku to arogancki dupek, jednak to mnie nie odstraszało. Z jakiegoś powodu wciąż myślałam o tym mężczyźnie, nawet jeśli nie wiedział w ogóle o moim istnieniu. Przynajmniej do dziś.

Skrzywiłam się. Zachowywałam się jak jakaś nastolatka wzdychająca do nieosiągalnego idola. Dlatego wyprostowałam się i spróbowałam wziąć w garść. W moim wypadku oznaczało to szybką ucieczkę.

Wyszłam cicho z kuchni, po czym skręciłam od razu w drzwi po lewej stronie. Starając się nie stukać za głośno obcasami, przeszłam przez całe pomieszczenie, w którym przy komputerach siedzieli inni pracownicy. Gdy byłam już przy wejściu do małego składziku, odwróciłam się, nie mogąc powstrzymać, i zerknęłam przez przeszklone ściany w kierunku wind. Sierra kręciła gwałtownie głową i trzymała ręce skrzyżowane na piersiach, za to na twarzy jej brata malował się ponury wyraz. Kłócili się.

Przygryzłam wargę, zastanawiając się, o co mogło chodzić, a później moje serce ponownie zabiło szybciej, kiedy Archer spojrzał prosto na mnie. Nie rozglądał się, nie szukał nikogo wzrokiem, tylko od razu popatrzył w moją stronę i to tak, jakby nic dokoła się nie liczyło. Jakbym była tu tylko ja.

Znowu stchórzyłam, spuściłam wzrok i weszłam do pokoju, po czym usiadłam przy swoim biurku, odwrócona plecami do drzwi. Po kręgosłupie wspinały mi się ciarki.

Chyba właśnie w tamtym momencie – tym, w którym on zwrócił na mnie uwagę po raz pierwszy – moje życie zmieniło się na zawsze. I miałam się o tym przekonać już całkiem niedługo.

ARCHER

CHODZIŁEM PODMINOWANY OD KILKU dni. Od tamtego popołudnia, w którym zdarzył się „wypadek”. Strzelca nie udało się znaleźć, chociaż Sierra z naszymi braćmi i kuzynostwem nadal szukali. Domyślaliśmy się, że stoją za tym ci pieprzeni Gallagherowie albo Brownowie, tyle że dopóki nie mieliśmy dowodów, nie mogliśmy działać otwarcie. Dlatego kazałem rodzinie badać tę sprawę po cichu. Z pełną mocą uderzymy, kiedy dostaniemy potwierdzenie. W ten sposób postąpimy zgodnie z naszymi zasadami.

A przynajmniej tak zakładał mój plan.

Moja cholerna siostra wpadła jednak na inny, o czym dowiedziałem się dopiero po tym, gdy odwiozłem ją dziś wreszcie do pracy. Pozwoliłem, by wróciła do redakcji, nadstawiła jak zwykle ucha, dowiedziała się czegoś nowego, ale miała to robić dyskretnie. Tymczasem Sierra postanowiła ściągnąć na siebie uwagę wszystkich rodzin w Bostonie jakimś pierdolonym artykułem opisującym nowy porządek w półświatku, który został dziś opublikowany w „Daily Life”.

Dlatego kazałem Troyowi, który już doszedł do siebie, zawrócić samochód, a po kilku minutach wjeżdżałem na trzecie piętro, by spotkać się z siostrą. Później zamierzałem odwiedzić naczelnego.

Wysiadłem z windy i znalazłem się w jasnym, przestronnym korytarzu. Po prawej stronie ciągnęła się przeszklona ściana, za którą widziałem kilkanaście osób pracujących przy biurkach. Pomieszczenie było duże, docierały do mnie stukanie wciskanych klawiszy, klikanie myszek komputerowych, jakieś ciche rozmowy i szum urządzeń. Zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu Sierry, która ponoć zajmowała jakiś osobny mały pokoik tuż za tym pomieszczeniem wspólnym, ale kiedy jej nie dostrzegłem, zerknąłem przed siebie, stawiając krok. Właśnie wtedy, w niewielkiej kuchni ulokowanej dokładnie naprzeciwko, dostrzegłem siostrę z kubkiem kawy w dłoni.

Zmrużyłem powieki. Sierra śmiała się cicho, w pełni rozluźniona, jednak musiała poczuć na sobie mój wzrok, bo w kolejnej chwili zerknęła w kierunku wind. Po mojej minie chyba domyśliła się, że już wiem, co zrobiła, ponieważ od razu zbladła. Mruknęła coś do stojącej przed nią rudowłosej dziewczyny, która odwróciła się po tym przez ramię. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, na bladych policzkach upstrzonych widocznymi aż stąd piegami wykwitły tak ogromne rumieńce, że w moim wnętrzu zapłonął ogień.

Utkwione we mnie oczy kobiety sprawiły, że na parę sekund całkowicie zapomniałem o tym, dlaczego przyszedłem do redakcji. Skoncentrowałem się na nieznajomej, nie potrafiąc się powstrzymać. Była śliczna, drobna, a to, jak szybko odwróciła speszona wzrok, podziałało na mnie nawet mocniej. Chociaż Sierra szła już w moją stronę, ja wpatrywałem się tylko w ścianę, za którą zniknęła tamta dziewczyna.

Ukryła się przede mną. A raczej próbowała ukryć, bo było za późno. Dostrzegłem ją. Nie miałem pojęcia, kim dokładnie jest, jednak zamierzałem się za chwilę przekonać.

– Nawet o tym nie myśl – odezwała się Sierra, stając już przede mną. – Archer, to moja przyjaciółka.

Oderwałem z trudem wzrok od ściany i uniosłem brwi, spoglądając na siostrę. Na widok rozcięcia na policzku skrzywiłem się nieznacznie, ponieważ nie podobało mi się, że Sierra została zraniona. Przez ostatnie trzy dni szukała z naszymi braćmi informatora, który wykonał telefon do redakcji, ale ten też zapadł się pod ziemię. W trakcie poszukiwań siostra natrafiła na osobę, która nie chciała udzielać jej odpowiedzi. Zmieniła zdanie po krótkich namowach, a teraz nie udzieli już odpowiedzi nikomu więcej.

– Wydaje mi się, czy próbujesz mówić, co mogę, a czego nie mogę robić? – spytałem chłodno. Sierra się wyprostowała i zacisnęła wargi. – Odpowiedz.

Na jej twarzy odmalowała się wściekłość. Siostra jeszcze przez trzy sekundy patrzyła mi w oczy, aż w końcu spuściła ulegle głowę.

– Nie. Ja tylko proszę, Arch – powiedziała cicho. – Znam to twoje spojrzenie. Ale Cheryl nie jest kobietą dla ciebie.

Więc to była ta jej święta, słodka i niewinna Cheryl, o której kilkukrotnie wspominała? Interesujące.

– Naprawdę? – mruknąłem.

Sierra przytaknęła.

– Ona nie jest typem dziewczyny, którą interesują krótkie romanse.

Niemal się zaśmiałem. Zobaczymy.

– Nie przyszedłem tutaj rozmawiać o niej – zmieniłem temat. – Na pewno domyślasz się, dlaczego się tu pojawiłem.

Sierra przygryzła wargę i zrobiła duże oczy. Ta mina działała na mnie, gdy siostra była młodszą nastolatką. W tej chwili znałem już każdą z jej sztuczek.

– Zrobiłam to, bo chciałam sprowokować naszych przeciwników do wykonania kolejnego kroku, Arch – odezwała się. – Chciałam zobaczyć, kto zareaguje na ten artykuł i…

Domyśliłem się, że właśnie dlatego to zrobiła, i kurewsko mi się to nie spodobało.

– Wiesz, kto zareaguje, Sierra? – przerwałem ostro. – Pieprzony Tossell. Yamada. De Campo. Wszyscy rzucą się na mnie, bo opisałaś w tym pierdolonym artykule ich rodziny.

– Nie podałam nazwisk!

– Nie musiałaś – warknąłem. – Każdy, kto choć trochę orientuje się w sytuacji, zrozumie przekaz. A ten, kto jedynie się domyślał, dostanie nowy trop. W dodatku naraziłaś siebie i całą naszą rodzinę.

Pokręciła głową i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Ja natomiast rozejrzałem się uważnie, by się upewnić, że nikt nas nie podsłuchuje. Byliśmy daleko od wejść do któregokolwiek z pomieszczeń, z tyłu znajdowała się tylko winda.

– Nie! Nie napisałam tego pod swoim nazwiskiem – zaprotestowała Sierra. – Jeśli ktoś zareaguje, zadzwoni pewnie do redakcji, spróbuje…

– Dowiedzieć się, kim jesteś. I się dowie – dokończyłem. – Stażystka w redakcji, która nie powinna w ogóle nic wiedzieć na temat tego typu spraw, tyle że ma na nazwisko Russell. Zrobiłaś z siebie przynętę.

– Ja tylko chcę pomóc i przysłużyć się rodzinie…

– Uważaj, Sierra – powiedziałem cicho. – Bo znam inny sposób, w jaki mogłabyś przysłużyć się rodzinie. Sojusz z Yamadami bardzo by nam pomógł, nie sądzisz? Albo z Tossellami. Zdaje się, że brat Diabła nadal nie ma żony.

Sierra zesztywniała.

– Nie zrobisz mi tego.

– Jeśli jeszcze raz uznasz, że możesz sama decydować o tego typu sprawach, nie konsultując niczego ze mną, nie będę miał oporów – ostrzegłem. Później zerknąłem w prawo, gdzie przy drzwiach do innego pomieszczenia przystanęła jej rudowłosa przyjaciółka. – A jeśli przyjdzie ci do głowy jeszcze jeden podobny plan… Nie tylko ciebie spotka kara, siostro.

Cheryl znowu się w nas wpatrywała. Zarumieniła się jeszcze mocniej niż wcześniej, kiedy na nią spojrzałem, w jej oczach dostrzegłem jakiś błysk, który piekielnie mi się spodobał. Odniosłem wrażenie, że myśli dokładnie o tym samym co ja – o tym, w które miejsce mnie zaciągnąć, żebyśmy dostali nieco czasu sam na sam. Ta jej czarna spódnica opinająca krągłe biodra wydawała się idealna, by zedrzeć ją z niej jednym pociągnięciem. A długie nogi mogłyby zacisnąć się wokół mojego pasa, gdy…

– Archer, ona jest niewinna – powiedziała ze złością siostra, przywracając mnie do rzeczywistości. – Nie wciągamy niewinnych w nasz świat.

– Nie narażamy też niepotrzebnie siebie i całej rodziny – odparłem, spoglądając znów na Sierrę. – Ty, Hunter i Adrien jesteście dla mnie najważniejsi. Tak samo jak Caden, Thalia i Simon, bo chociaż są kuzynostwem, traktuję ich jak rodzeństwo. Ale nie myśl nawet przez chwilę, że to, że jesteś moją siostrą, sprawia, że jesteś nietykalna. Jeśli dla dobra całej rodziny będę musiał podjąć decyzję i odesłać cię gdzieś, gdzie nie narobisz szkód, nie zawaham się.

– Nie narobię. Jestem lojalna. – W jej oczach dostrzegłem powagę. – Wszystko, co robię, robię dla naszej rodziny, Archer.

Skinąłem głową.

– Znam cię i wiem, że chcesz dobrze, ale zbyt często zapominasz, że to nie ty tutaj rządzisz, Sierra. Każda tego typu zagrywka musi być konsultowana ze mną albo z Hunterem.

– Bo jesteście facetami, więc…

– Bo ja jestem głową rodziny, a on jest moją prawą ręką – uciąłem. – To, że jesteś kobietą, nie ma w tym wypadku znaczenia.

– Ma znaczenie. Traktujecie mnie jak małą dziewczynkę, która nigdy nie może sama wpaść na dobry plan i go zrealizować.

– Gdy realizujesz swoje plany, dzieje się to. – Wskazałem na jej policzek. – Nie wzięłaś żadnego z braci i zostałaś ranna.

– Miałam to pod kontrolą – syknęła. – Nie spodziewałam się noża, ale ostatecznie nic się nie stało.

Pokręciłem głową.

– To mi nie wystarcza. Złożyłem rodzicom obietnicę, że zadbam o was wszystkich. Nie ułatwiasz tego.

Zacisnęła wargi.

– Archer…

– Zrozumieliśmy się?

Milczała długą chwilę, aż przytaknęła z trudem.

– Przepraszam – mruknęła.

Wpatrywałem się w nią jeszcze parę sekund dla pewności, że nie będzie robić kolejnych problemów, aż odchrząknęła, przestępując z nogi na nogę.

– Nie zrobię tego ponownie – dodała cicho. – Ale, Archer… Obiecaj mi, że będziesz się trzymał z daleka od…

– Wracaj do pracy, Sierra – przerwałem. Nie zamierzałem składać obietnic, których bym nie dotrzymał. – Ja zajrzę do twojego naczelnego, żeby dać mu kilka wskazówek, jeśli chodzi o twoje teksty. Swoją drogą, jak go przekonałaś, żeby puścił ten? Jesteś tylko stażystką.

Wzruszyła ramionami.

– Nazwisko wystarczyło – odparła.

Zmrużyłem powieki, a Sierra odwróciła wzrok. Nie spodobało mi się to, co w nim dostrzegłem, i chyba domyślałem się, co oznaczało.

– A ponoć chciałaś zaczynać od zera – stwierdziłem. – Zapracować na swoje miejsce tutaj.

Nie odpowiedziała.

– Przyjadę po ciebie po pracy – dodałem, odwracając się, by wcisnąć przycisk przywołujący windę. – Nie zrób dziś niczego głupszego, żebym nie musiał wpaść z wizytą ponownie.

Posłałem ostatnie spojrzenie w kierunku pokoju, w którym zniknęła jej przyjaciółka, a później wsiadłem do kabiny, sięgając po telefon. Musiałem dowiedzieć się czegoś więcej o słodkiej Cheryl i zaplanować, gdzie spotka mnie po raz pierwszy.

Rozdział 3

CHERYL

PIĄTKI W REDAKCJI często bywały bardziej zabiegane niż reszta tygodnia, więc ten nie należał do wyjątków. W dodatku miałam prawdziwego pecha, bo asystentka Helen zachorowała, a ja przyszłam do biura wcześniej niż Sierra, dlatego oddelegowano mnie do zaszczytnego zadania i musiałam usługiwać kobiecie przez cały dzień. Zamiast zająć się swoimi obowiązkami biegałam po kawę i ciastka dla Helen czy sprawdzałam jej grafik w poszukiwaniu wolnych terminów na jakieś wywiady i sesje zdjęciowe. Helen zdecydowanie była znana, była lubiana, jej porady ceniły tysiące czytelników, ale nienawidziłam tej kobiety z całego serca. Nie zadała sobie nawet trudu, by spytać o moje imię, kiedy przysłano mnie w zastępstwie, tylko nazywała mnie „tą rudą”.

Gdy po południu wreszcie udało mi się wrócić do mojego i Sierry gabinetu, ponieważ Helen zrobiła sobie wcześniej wolne, przyjaciółka patrzyła na mnie ze współczuciem.

– Wyglądasz na wykończoną – stwierdziła, kiedy padłam na krzesło i zdjęłam buty. Stopy mi odpadały. – Może urządzimy sobie w niedzielę jakiś babski wieczór? Odpoczniemy, pogadamy, obejrzymy coś i tak dalej? – zaproponowała.

Westchnęłam.

– Nie mogę. Załatwiłam sobie znowu dodatkową robotę, więc cały weekend będę pracować. Tylko dziś mam wolne.

Sierra się skrzywiła.

– Ja dziś po pracy mam spotkanie rodzinne – rzuciła. – Więc odpada.

Przygryzłam wargę, czując dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Sierra ma dużą rodzinę – trzech braci, dwóch kuzynów i kuzynkę, do tego jeszcze jakichś dalszych krewnych, z którymi jest naprawdę blisko. Uwielbia opowiadać o swoim rodzeństwie, a ja lubię o nim słuchać, tyle że nigdy nie potrafię do końca odrzucić od siebie zazdrości, która pali mnie od środka. Kiedy byłam młodsza, marzyłam właśnie o takiej dużej, kochającej rodzinie, ale moje marzenia nigdy się nie spełniły.

– Gdzie wy się w ogóle spotykacie taką gromadą? – mruknęłam z rozbawieniem, starając się nadać głosowi lekki ton.

Przyjaciółka się uśmiechnęła.

– Zwykle zbieramy się u Archera, w naszym rodzinnym domu. Tam się wszyscy mieścimy, to miejsce jest ogromne.

Uniosłam brwi.

– Archer to ten najstarszy brat, tak? – spytałam, udając niewiedzę.

Wcale nie googlowałam go wielokrotnie i nie czytałam artykułów na temat jego klubów nocnych, warsztatów i salonów samochodowych, których działalność rozwijał razem z rodzeństwem i kuzynostwem. Nie sprawdzałam jego zdjęć robionych na różnych przyjęciach, nie szukałam, czy ma jakieś profile w socialach. Nie zachowywałam się jak zadurzona w nim nastolatka.

Ani. Trochę.

Nie wspominałam też tego spojrzenia sprzed dwóch dni. Brązowych oczu skoncentrowanych wyłącznie na mnie, kwadratowej szczęki, śladu zarostu i gładkich rysów…

– Ta, on – mruknęła Sierra, wyrywając mnie z tych myśli.

Odchrząknęłam.

– Coś z nim nie tak?

Przybrała minę, której nie potrafiłam rozszyfrować.

– Nie, nic. Wkurza mnie tylko ostatnio bardziej niż zwykle – odparła w końcu.

Uśmiechnęłam się pod nosem.

– Nadal nie pozwala ci wracać samej do domu? A to drań.

Sierra wciąż nie spuszczała ze mnie wzroku, aż poczułam się nieswojo i zaczęłam wiercić w fotelu. Wiedziała? Zdawała sobie sprawę z mojego głupiego zauroczenia?

– To prawdziwy drań, Cher – powiedziała z powagą w głosie. – Uwierz mi na słowo.

Zamrugałam ze zdziwienia, spoglądając na nią dłuższą chwilę. Zawsze przecież mówiła, że Archer jest świetnym facetem. Że ma sporo wad, ale troszczy się o ich rodzinę jak nikt inny, i że po śmierci rodziców to on zajął się rodzeństwem. Opowiadała o różnych kłótniach, jednak teraz odnosiłam wrażenie, że za jej słowami kryje się coś więcej.

Tyle że nim otworzyłam usta, by spytać, Sierra odchyliła się w fotelu, a z jej oczu zniknął ten dziwny wyraz.

– Ale i tak jest lepszy niż mój bliźniak – dodała lekko. – Adrien to prawdziwy dupek. Tak samo jak Hunter. Albo moja kuzynka Thalia…

Rozluźniłam się nieznacznie, z ulgą przyjmując tę zmianę nastawienia. Może sobie coś wyolbrzymiłam, przyjaciółka pokłóciła się z Archerem i po prostu dla zasady nazywała go draniem?

– Przypomnij mi, jakim cudem wy się nie pozabijaliście, gdy byliście mali? – rzuciłam.

Sierra przysunęła swoje krzesło do biurka, uśmiechając się lekko.

– Nasi rodzice wtedy nie dawali nam jeszcze broni.

Zaśmiałam się, a ona dołączyła do mnie po dobrej sekundzie.

– A potem już to robili?

Pokiwała głową.

– Ale gdy Archer pierwszy raz postrzelił Huntera, dostaliśmy takie kary, że już później nam się odechciało tych wszystkich kłótni. I jakoś to poszło.

Najgorsze było to, że odniosłam wrażenie, jakby mówiła całkowicie poważnie.

***

W niedzielę wieczorem spoglądałam na swoje odbicie w niewielkim lustrze, starając się za bardzo nie krzywić. Trudno było jednak tego nie robić, bo wyglądałam okropnie w zgniłożółtej spódniczce i białej, sztywnej koszuli, które składały się na mój strój kelnerki. Pensja stażystki ledwo wystarczała na spłatę raty kredytu studenckiego i pokrycie czynszu, a oprócz tego miałam sporo innych wydatków, więc potrzebowałam dodatkowego zajęcia. Weekendowe zmiany podczas różnych imprez organizowanych w hotelu Miracle, w którym pracowałam też w czasie studiów, bardzo mi się przydawały i tylko dlatego nie zdarłam z siebie tego ohydnego ubrania.

Przyjrzałam się jeszcze raz swojemu odbiciu, po czym potrząsnęłam głową. Nieważne, że kolor spódniczki jest okropny i gryzie się z kolorem moich włosów upiętych w kok. Przetrwam ten wieczór, zgarnę kasę potrzebną na naprawę auta, które znowu odmówiło posłuszeństwa, i będę mogła pójść na jakieś niewielkie zakupy. Cholernie dawno nie byłam na żadnych.

Wyprostowałam się, odwróciłam do szafki i zamknęłam drzwiczki, a następnie skierowałam do wyjścia. Ogromna sala, w której znalazłam się kilka sekund później, została urządzona ze smakiem. Jasne wnętrze prezentowało się elegancko, w oczy rzucały się kunsztowne, delikatne zdobienia na ścianach, a także kryształowe żyrandole i szkarłatne zasłony ze złotymi wzorami. Kelnerzy i kelnerki uwijali się, dekorując stoły i ustawiając ostatnie wazony z kwiatami na swoje miejsca. Ja też od razu zostałam wciągnięta w wir przygotowań i dość szybko złapałam dobry rytm. To było coś, co świetnie znałam.

Impreza zaczęła się około ósmej, a miała potrwać do samego rana. Byłam w całkiem dobrym humorze, kiedy złapałam swoją tacę, by po chwili ruszyć między gości i zaproponować im alkohol. Krążyłam po wnętrzu, uśmiechając się uprzejmie i odpowiadając na pytania. Już po godzinie okropnie bolały mnie nogi, bo wczoraj też spędziłam cały dzień w ten sposób, tyle że na weselu organizowanym w innej sali Miracle. Marzyłam tylko o tym, by położyć się w swoim łóżku i zamknąć oczy, a grająca w tle spokojna muzyka nie pomagała. Miałam ochotę po prostu się stąd zwinąć, tyle że odrzucałam to od siebie, pamiętając o nieopłaconych rachunkach.

To skutecznie przywracało mnie do rzeczywistości.

Wyprostowałam się więc, posłałam kolejny uśmiech w kierunku kobiety, którą właśnie mijałam, a później zatrzymałam się nagle jak rażona piorunem niemal na środku sali, bo dostrzegłam schodzącego właśnie po schodach mężczyznę. Szedł pewnie, na jego wargach majaczył nieznaczny, drapieżny uśmiech. Wyglądał jak ktoś, kto nie jest gościem, a władcą całego tego miejsca i jeszcze wszystkich, którzy znajdowali się w środku. Idealnie skrojony czarny garnitur prezentował się nieskazitelnie, brązowe włosy zostały gładko ułożone, a aura pewności siebie i władzy, jaką roztaczał dokoła ten facet, sprawiała, że oglądały się za nim nie tylko kobiety. One spoglądały na Archera Russella z zainteresowaniem, mężczyźni natomiast mierzyli go uważnymi spojrzeniami, jakby spodziewali się w każdej chwili ataku.

Wzdrygnęłam się, gdy tylko ta myśl przyszła mi do głowy. To było niedorzeczne. Faktem za to pozostawało, że Archer wyglądał jak pieprzony grecki bóg, w dodatku kiedy uśmiechnął się do jednej z przechodzących obok niego kelnerek, w jego policzkach ukazały się dołeczki. Jakby te brązowe oczy i szerokie ramiona to za mało, miał jeszcze dołeczki. Życie było naprawdę nie fair.

Wpatrywałam się w niego dobrą minutę, nim udało mi się otrząsnąć. Powinnam się ogarnąć i wyleczyć z tego zauroczenia, bo mogłam wymienić masę różnych powodów, dla których należało dać sobie spokój z Archerem. Brat przyjaciółki, szef, facet totalnie spoza mojej ligi…

Westchnęłam, po czym ruszyłam wreszcie dalej przez salę, w przeciwną niż on stronę. Moje serce znowu wybijało nerwowy rytm i nie udało mi się powstrzymywać – oglądałam się co chwila przez ramię, chociaż Archer na mnie nie popatrzył. Podszedł do stojących niedaleko baru mężczyzn, wdał się z nimi w pogawędkę, która nie trwała zbyt długo, a potem zniknął za drzwiami prowadzącymi na taras.

Nie wiedział, że tu jestem, nie widział mnie, nawet mnie nie znał. Kolejny powód, dla którego powinnam o nim zapomnieć.

Minutę później dostrzegłam, że jego śladem ruszył wysoki siwowłosy mężczyzna, którego kojarzyłam: Guitiérez – jeden z bardziej znanych biznesmenów w Bostonie. Krążyły o nim przeróżne plotki, zwykle niezbyt pochlebne. Ostatnio Sierra mówiła chyba z godzinę o tym, jak pozbawił domu kilkadziesiąt rodzin. Wyrzucił ich z dnia na dzień z kamienic, których był właścicielem, ponieważ planował na tym terenie budowę jakiegoś hipermarketu. W „Daily Life” napisano o tym nawet obszerny artykuł. Byłam pewna, że to Sierra zdobyła odpowiednie informacje, bo uwielbiała zbierać brudy na temat ludzi pokroju Guitiéreza.

Kiedy tylko pomyślałam o przyjaciółce, zaczęłam rozglądać się po sali. Skoro Archer się tu pojawił, miałam nadzieję, że może zobaczę także Sierrę, jednak nie dostrzegłam jej wśród rozmawiających przy stolikach ani stojących tu i ówdzie gości. Jej rodzina często brała udział w podobnych przyjęciach, mieli kasę i obracali się wśród bostońskiej elity, tyle że Sierra nie przepadała za tym wszystkim. Wyglądało na to, że dziś też trzymała się z daleka.

Ja za to starałam się skupić ponownie na pracy i przez kolejną godzinę roznosiłam napoje oraz przystawki, krążyłam między kuchnią a salą, uśmiechając tak, że aż bolała mnie twarz.

Wszystko dobrze się układało.

Do czasu, gdy ktoś poklepał mnie w ramię i odwróciłam się, by napotkać prześmiewcze spojrzenie niebieskookiego mężczyzny ubranego w drogi garnitur. Od razu poczułam, jak chłód wypełnia moje wnętrze, ale próbowałam nie dać tego po sobie poznać.

– Cheryl Vale, co za spotkanie – powiedział Trevor.

Uwieszona jego ramienia blondynka patrzyła w moim kierunku z podobną co on pogardą, najwyraźniej dokładnie wiedząc, że jej facet i ja kiedyś byliśmy parą.

– To ta cała Cheryl? – rzuciła kpiąco. – Naprawdę?

Drgnęła mi powieka. Ale przecież radziłam już sobie z opryskliwymi, chamskimi klientami. Przetrwam to.

Pamiętaj o kasie, Cheryl.

– Dobry wieczór, państwu – odezwałam się uprzejmie. – Czy mogę w czymś pomóc?

Trevor zaczął się śmiać.

– Co tak grzecznie? Ostatnio nie byłaś taka miła, kiedy wyrzuciłaś z mieszkania wszystkie moje rzeczy na śmietnik.

Utrzymywałam ten sam wyraz twarzy, wpatrując się w dupka, którego kilka miesięcy temu przyłapałam na zdradzie. Pieprzył w naszym łóżku jakąś inną blondynkę, gdy wróciłam zmęczona po pracy i chciałam położyć się obok niego, żeby odpocząć po trudnym dniu. Ten skończył się nieco inaczej – wywaliłam rzeczy Trevora, jego i tamtą zdzirę za drzwi, a potem płakałam za kimś, kto nie był tego wart.

Dopiero Sierra pomogła mi stanąć na nogi. Dzięki niej zaczęłam sobie uświadamiać, że ten sukinsyn mnie wykorzystywał. Byliśmy ze sobą niecałe cztery miesiące, gdy stracił pracę, więc pozwoliłam mu się do siebie wprowadzić. Utrzymywałam go, opłacałam rachunki i robiłam zakupy, a on ciągle szukał nowego zajęcia i jakimś cudem nikt nie chciał go nigdzie zatrudnić. Pozostawałam ślepa na to wszystko z prostego powodu – nie chciałam zostać sama. Całe życie byłam sama, potrzebowałam kogoś obok i wydawało mi się, że Trevor jest odpowiednią osobą. Okazało się inaczej, a ja zrozumiałam to zbyt późno.

– Powiedziałabym, że mi przykro, ale nie lubię kłamać – odparłam spokojnie, otrząsając się z nieprzyjemnych myśli. – Podać coś państwu czy nie?

Oczy Trevora pociemniały ze złości.

– Grzeczniej albo poskarżę się na ciebie twojemu przełożonemu.

Zacisnęłam palce na trzymanej w dłoniach tacy, próbując nie dać mu tej satysfakcji. Nie wścieknę się. Nie nawrzeszczę na niego.

– Czy życzą sobie państwo czegoś, czy mogę wrócić do reszty gości? – spytałam, starając się brzmieć beznamiętnie.

– Posłuszna – mruknęła blondynka. – Tak ją wychowałeś?

– Wytresowałem – stwierdził Trevor. Coś się we mnie aż zagotowało, jednak nadal się trzymałam. – Było trudno, bo nikt jej nigdy nie nauczył, jak zachowywać się wśród ludzi. Jest sierotą i każda rodzina zastępcza przekazywała ją dalej. Też nie mogli z nią długo wytrzymać.

Kobieta się zaśmiała, a ja poczułam tak mocne ukłucie w klatce piersiowej, że odniosłam wrażenie, jakby coś przebiło mi serce od środka. Bolało. Piekielnie bolało, że ten skurwiel wykorzystywał przeciwko mnie coś, o czym kiedyś sama mu opowiadałam. Zwierzałam mu się w zaufaniu z tego, jak trudne miałam dzieciństwo, a on…

– Trevor za to został wychowany perfekcyjnie – warknęłam, nie dając rady dłużej milczeć. – Na pasożyta żerującego na innych, nieudacznika niepotrafiącego się utrzymać i śmiecia, który zdradza ufające mu osoby.

Blondynka zrobiła oburzoną minę, a Trevor wykrzywił się we wściekłości.

– Może gdybym miał w łóżku prawdziwą kobietę zamiast ciebie, nie musiałbym…

Nie pozwoliłam mu dokończyć, ponieważ te słowa sprawiły, że moja tama całkowicie puściła. Odstawiłam z hukiem tacę na stolik za sobą, chwyciłam kieliszek, a później chlusnęłam szampanem prosto w twarz tego dupka i podkreśliłam swoją rację, wymierzając mu siarczysty policzek. Jego towarzyszka krzyknęła i odskoczyła, Trevor uniósł ręce i otarł oczy, klnąc niemal na całą salę. Goście, o ile wcześniej nie zwracali na nas uwagi, teraz zainteresowali się tą sceną w pełni.

– Ty wariatko! – wrzasnęła blondynka. – Ochrona!

Potem wszystko potoczyło się naprawdę szybko. Zostałam wyprowadzona z sali, wyrzucona z hotelu bez możliwości powrotu i wytłumaczenia swojego zachowania, managerka nie chciała ze mną rozmawiać, a inni kelnerzy, którzy mogli mi pomóc, trzymali się z daleka, by się nie narażać.

Zostałam upokorzona, byłam wściekła.

Jednak najgorsze wydawało się to, że straciłam dobrą pracę, nie dostanę żadnych pieniędzy, których cholernie potrzebowałam, moje życie nadal było do dupy, a ja nie czułam nawet satysfakcji z tego, że uderzyłam Trevora, bo tak naprawdę to on wygrał to starcie.

ARCHER

KRĄŻYŁEM PO SALI, mając ochotę opuścić sztywne przyjęcie. Zgromadziło się tu sporo wpływowych gości, którzy uwielbiali tego typu imprezy. Mogli na nich pokazać swoją hojność, wspierając okoliczne fundacje charytatywne, choć pewnie nawet nie wiedzieli, która z nich organizowała to wydarzenie. Gdyby nie to, że musiałem wziąć udział w tej farsie i porozmawiać z odpowiednimi ludźmi, nawet bym się tu nie pojawił. Nie cierpiałem tej obłudy.

Ale utrzymywanie dobrych stosunków z niektórymi z tych wysoko postawionych skurwieli było niezbędne. Ponadto moja obecność miała wskazywać na to, że przeżyłem poprzedni zamach i nie boję się kolejnego. W naszym świecie ceniono siłę, dlatego powinienem ją na każdym kroku okazywać.

Nie powinienem za to dać się zaskoczyć, a jednak dałem, i to poważnie. Nie spodziewałem się zobaczyć w tym miejscu przyjaciółki siostry, która ostatnio zaprzątała moje myśli. Dostałem na jej temat sporo informacji, poznałem jej nazwisko, adres, numer ubezpieczenia. Wiedziałem, gdzie robi zakupy, że jeździ marnym samochodem, z jakim wynikiem skończyła studia, jak wygląda rozkład jej dnia w redakcji.

Wiedziałem o niej bardzo wiele, ale nie poinformowano mnie o tym, że Cheryl dorabia na boku jako kelnerka, dlatego nieco się zdziwiłem, kiedy dostrzegłem, jak z czerwoną twarzą i płonącymi z wściekłości oczami warczy coś w kierunku faceta, który też przewinął się przez jej akta. Zmrużyłem powieki, zbliżając się o kilka kroków, by usłyszeć coś więcej, po czym uśmiechnąłem się krzywo, gdy dziewczyna chlusnęła alkoholem w twarz tego mężczyzny, nim go spoliczkowała.

Wybuchło małe zamieszanie, blondynka towarzysząca szatynowi wykrzykiwała coś z oburzeniem, aż pojawiła się ochrona. Obserwowałem, podobnie jak reszta gości, całą scenę, do moich uszu docierały też kolejne słowa wypowiadane przez tamtą parę. Mężczyzna oblany szampanem awanturował się przez chwilę, rzucając wyzwiska w kierunku wyprowadzanej Cheryl, która, o ile to możliwe, zaczerwieniła się nawet bardziej i zniknęła za drzwiami.

Wyjąłem telefon, patrząc jeszcze przez kilka sekund na tamtą dwójkę, a później wpisałem krótką wiadomość i wysłałem ją do Adriena. Bliźniak Sierry też był na tym przyjęciu, miał wtopić się w tłum i w razie problemów stanowić moje wsparcie, ale potrzebowałem od niego czegoś innego.

Zaplanowałem spotkanie z Cheryl w innym miejscu, jednak potrafiłem improwizować i dostosowywać się do sytuacji. Właśnie to zamierzałem teraz zrobić.

Rozdział 4

CHERYL

ZOSTAŁAM WYPROWADZONA BOCZNYM wyjściem dla pracowników, a po chwili ktoś przyniósł z szafki moją torbę. Narzuciłam sweterek na ramiona, bo wieczór był chłodny, zeszłam po kilku schodkach i przystanęłam, próbując wymyślić, co robić. Wiedziałam, że gdy managerka uspokoi sytuację i tamtego skończonego dupka, pewnie do mnie zadzwoni, by porozmawiać o tym incydencie, no i oznajmić, że więcej nie dostanę u nich żadnej roboty, ale miałam nadzieję, że chociaż zapłaci mi za wczorajszy dzień.

Westchnęłam cicho, siadając u dołu schodów. Powinnam znaleźć telefon i sprawdzić, ile zapłacę za kurs do mieszkania, bo w pobliżu nie było żadnych przystanków. Nie miałam pewności, czy będzie mnie na to stać. Liczyłam, że dostanę kasę na koniec wieczoru, tymczasem zostałam z niczym. Nie naprawię swojego auta, wydam resztkę forsy na ratę kredytu, znowu będę zalegać z czynszem…

Zacisnęłam pięści.

Mogłam wytrzymać. Mogłam zignorować Trevora, być ponad to i się nie dać, jednak kiedy zaczął mówić te wszystkie rzeczy, coś we mnie pękło. Już sam widok tego dupka sprawił, że zagotowałam się w środku, ponieważ po tym, gdy wyrzuciłam go z mieszkania, nachodził mnie, wypisywał różne groźby, raz przyszedł nawet do redakcji, tyle że ochrona go pogoniła. Musiałam się natrudzić, żeby się go pozbyć. A teraz nie dość, że stanął mi na drodze z inną kobietą, to jeszcze śmiał mnie obrażać, i to w tak perfidny sposób.

W moich oczach pojawiły się łzy wściekłości, kiedy znów przypomniałam sobie jego słowa. Próbowałam je od siebie odrzucić, ale atakowały mój umysł coraz zacieklej, aż poczułam się gorzej niż wcześniej. Bo Trevor miał rację co do jednego – nikt nie wytrzymywał ze mną nigdy zbyt długo. Wszystkie rodziny zastępcze, do których trafiłam, ostatecznie rezygnowały z dalszej opieki, ponieważ byłam dość chorowitym dzieckiem, miałam problemy z nauką, nie potrafiłam dogadać się z rówieśnikami…

– Wszystko w porządku?

Drgnęłam i uniosłam głowę, gdy usłyszałam aksamitny męski głos dobiegający z prawej. Zamarłam na kilka sekund, kiedy napotkałam brązowe oczy Archera Russella patrzącego na mnie w skupieniu. Nie wiedziałam, skąd się tu wziął, którym wyjściem wydostał się na zewnątrz ani czemu właśnie zadał mi pytanie, skoro nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy. Nie miałam nawet sił, by to roztrząsać ani denerwować się w jego obecności.

– A wyglądam, jakby było w porządku? – odparłam cicho.

Żywiłam nadzieję, że to zakończy rozmowę. Może Archer wyszedł na fajkę, zobaczył mnie i przypomniał sobie, że skądś kojarzy moją twarz. Może chciał być uprzejmy dla nieznajomej dziewczyny, która siedziała na marmurowych schodach, załamując ręce i ledwo się trzymając. Trudno było zgadnąć. Nie potrafiłam też odczytać niczego z jego twarzy, kiedy wyjął paczkę papierosów, po czym wyciągnął ją w moją stronę, opierając się o barierkę tuż obok. Znalazł się bardzo blisko.

– Masz ochotę? – spytał.

Rzuciłam palenie już jakiś czas temu i byłam z tego cholernie dumna, ale w tej chwili machnęłam na to ręką.

– Pewnie.

Odpalił mi fajkę, więc zaciągnęłam się dymem, który później wypuściłam spomiędzy warg, odchylając głowę nieco do tyłu. Nie pomogło, nie uspokoiło mnie ani trochę, jednak pozwoliło się na czymś skupić. Potrzebowałam tego, ponieważ parę sekund później Archer zajął miejsce po moim prawym boku. Teraz był jeszcze bliżej niż wcześniej, czego już nie umiałam zignorować. Poczułam, jak serce mi przyspieszyło, kiedy udo mężczyzny dotknęło mojego.

– Ubrudzisz sobie drogi garnitur – wymamrotałam, żałując, że spięłam włosy.

Nie mogłam nimi zasłonić policzków, które na pewno zrobiły się całkowicie czerwone.

– A ty tę ohydną szmatkę – odparł, wskazując na moją spódnicę.

Parsknęłam cicho, rozluźniając nieco ramiona.

– No tak. Strasznie mi jej szkoda.

Zerknęłam na niego, odwracając lekko głowę. Archer uśmiechnął się krzywo, odwzajemniając spojrzenie. Jego oczy zdawały się mnie pochłaniać, nie potrafiłam oderwać od nich wzroku. Takie ciemne, z jaśniejszymi punktami przy źrenicach. Błyszczały nieco w świetle zewnętrznych hotelowych lamp i koncentrowały się jedynie na mnie, aż zaczęłam szybciej oddychać. Nie potrafiłam nazwać uczucia, które właśnie zaczęło wypełniać moje wnętrze, zwłaszcza gdy do mojego nosa dotarł mocny orzeźwiający zapach męskich perfum.

– Jesteś bratem Sierry, prawda? – rzuciłam, odsuwając się nieznacznie i zaciągając ponownie papierosem.

Musiałam się otrząsnąć. On pewnie próbował być miły, a ja…

– Prawda – odparł gładko.

Wypuściłam dym przez usta, kiwając głową, po czym zgasiłam papierosa i wyrzuciłam go do kosza znajdującego się tuż za schodami. Skoro nie pomagał, nie będę sobie szkodzić.

– Pewnie coś ci o mnie opowiadała. – Próbowałam nadać głosowi lekki ton. – Ja jestem…

– Cheryl Vale – dokończył Archer.

Popatrzyłam na niego z zaskoczeniem, moje zdradzieckie serce ponownie zaczęło bić o wiele szybciej, niż powinno.

– Wiesz, jak się nazywam? – spytałam głupio.

Na jego wargach zamajaczył cień uśmiechu, przez który przeszły mnie dreszcze.

– W tej chwili wie to chyba cały hotel – odparł.

Otworzyłam usta ze zdumienia, a później przymknęłam oczy.

– Słyszałeś wszystko. – Spuściłam głowę. Nie zaprzeczył, na co miałam ochotę zapaść się pod ziemię z zażenowania. – W razie czego Trevor rzucał same kłamstwa na mój temat. Należał mu się ten szampan na twarzy i w ogóle – zaczęłam się tłumaczyć. – Normalnie nie napadam na każdego faceta, którego zobaczę. Przysięgam.

Otulił mnie niski, głęboki śmiech.

– Szkoda.

Uchyliłam powieki. Archer nadal intensywnie się we mnie wpatrywał, przez co poczułam gęsią skórkę na udach. Mężczyzna ją dostrzegł, bo oczy mu rozbłysły w drapieżnym wyrazie, a kącik ust nieznacznie się uniósł.

– Powinnam się zbierać – wyszeptałam, odwracając wzrok.

Złapałam torebkę i chciałam wstać, lecz zatrzymał mnie jego głos:

– Potrzebujesz podwózki, Cheryl?

Sposób, w jaki wymówił moje imię, był niezwykle zmysłowy i zadziałał na mnie w jednej sekundzie. Zerknęłam znów na Archera, którego spojrzenie wyrażało wszystko, czego nie wypowiedział na głos. Zrozumiałam, co kryło się za tym pytaniem, i zadrżałam mocniej niż wcześniej.

A potem, nie analizując, nie myśląc nad konsekwencjami, nie dopuszczając do siebie wątpliwości, rzuciłam prosto:

– Tak.

Archer podniósł się zwinnie, odwrócił i wyciągnął dłoń, którą przyjęłam z walącym jak oszalałe sercem. Pewnie jutro będę żałować tego, co właśnie robiłam, jednak teraz o nic nie dbałam. Pragnęłam tego faceta, nie chciałam zostać dzisiaj sama i miałam nadzieję, że wieczór zakończy się chociaż czymś dobrym. Wylądowanie w łóżku z Archerem było fatalnym pomysłem, zwłaszcza kiedy żywiłam do niego tę cholerną słabość, a nie wiedziałam, czego on tak naprawdę właściwie oczekiwał, ale odrzuciłam zawahanie i strach.

Należało mi się coś od życia.

Wstałam, nie odwracając tym razem wzroku, i dałam się zaprowadzić na parking, gdzie Archer otworzył przede mną drzwi czarnego sportowego samochodu. Wsunęłam się na skórzane siedzenie, a mężczyzna po chwili zajął miejsce za kierownicą.

– Gdzie mieszkasz? – spytał, odpalając silnik.

Przygryzłam wargę.

– Dalej niż ty.

Archer roześmiał się cicho, a później ruszył, układając prawą dłoń na moim nagim udzie, na którym zaczął kreślić małe kółka. Wystarczył tak delikatny dotyk, bym miała problemy ze skoncentrowaniem się na czymkolwiek.

– W takim razie jedziemy do mnie – mruknął.

Przytaknęłam, nie mogąc się tego doczekać.

***

Archer zatrzymał samochód w podziemnym parkingu jakiegoś wieżowca stojącego w pobliżu centrum. Nie odzywał się przez całą drogę, za co byłam właściwie wdzięczna, bo nie miałam pewności, czy udałoby mi się sformułować logiczną wypowiedź, kiedy nadal gładził moją skórę kciukiem. Jego bliskość była zniewalająca. Zawsze działo się ze mną coś takiego, gdy znajdowałam się obok faceta, który mi się podobał, jednak Archer… on wpływał na mnie tak mocno, jeszcze zanim w ogóle usłyszał o tym, że istnieję. Coś przyciągało mnie do tego mężczyzny od długiego czasu. Nie wiedziałam, czy to przez opowieści Sierry, przez jego wygląd czy przez coś innego, ale zdawałam sobie sprawę, że po dzisiejszej nocy zatracę się w tym wszystkim jeszcze bardziej.

Mimo to nie chciałam się wycofać.

– Tu mieszkasz? – spytałam, kiedy otworzył przede mną drzwi.

Sierra mówiła coś o ogromnym domu, a nie o bloku, więc nieco się zdziwiłam.

– Mój brat ma tu mieszkanie, ale teraz nie ma go w mieście. – Archer uśmiechnął się lekko, znów wyciągając dłoń. Wsunęłam w nią własną, o wiele drobniejszą, a mężczyzna pomógł mi wysiąść. – Do mnie też jest za daleko.

– A spieszy nam się gdzieś? – rzuciłam.

Zaśmiał się cicho.

– Bardzo.

Chyba naprawdę miał to na myśli, ponieważ otoczył mnie ramieniem i skierował się szybkim krokiem w kierunku wind. Musiałam niemal biec, by za nim nadążyć, a moje serce ponownie wpadło w ten dziki, niedający się opanować rytm. Ekscytacja i niepewność mieszały się w moim wnętrzu, gdy Archer wprowadził nas do kabiny. Później wszystko zniknęło, ponieważ drzwi się za nami zamknęły, a wtedy jego gorące wargi opadły na moje.

To do tego się spieszył. To tego nie mógł się doczekać.

Pocałował mnie gwałtownie, jakby od dawna myślał tylko o chwili, w której wreszcie weźmie moje usta w posiadanie. Bo właśnie to robił, zagarniał mnie całą dla siebie, nie pozostawiając żadnego wyboru. Mogłam jedynie poddać się i odwzajemnić pieszczotę, ale przecież nie pragnęłam niczego bardziej niż właśnie tego.

Archer objął ciasno moją talię, zrobił dwa kroki do przodu, popychając mnie na ścianę, a palce jego drugiej ręki zacisnęły się na moim karku. Miałam wrażenie, że po mojej skórze przesuwają się iskry, które ją szczypały i sprawiały, że zajmowała się w całości. Płonęłam tylko przez ten pocałunek. Płonęłam i nie chciałam, by ktoś ugasił ogień, który rozszalał się w moim wnętrzu.

– Chyba nie dotrzemy do mieszkania – wyszeptał gorączkowo w moje usta Archer.

Winda właśnie stanęła na odpowiednim piętrze, a on odwrócił się, jakby zamierzał zablokować drzwi, jednak złapałam go za nadgarstek. Kompletnie oszalałam, zgadzając się na to, co się działo, ale zachowałam na tyle trzeźwy umysł, by nie pozwolić sobie na numerek w tym miejscu. Na pewno mieli tu kamery, a ja nie chciałam któregoś dnia znaleźć w sieci filmiku, na którym oddaję się praktycznie obcemu facetowi w windzie.

– Wysiądźmy – wymamrotałam.

Popatrzył na mnie pociemniałymi z pragnienia oczami. W kolejnej sekundzie drzwi się rozsunęły, a Archer bez słowa podniósł mnie, łapiąc pod udami, po czym ruszył przez jasny korytarz. Objęłam go nogami w pasie i ramionami za kark, wciągając w płuca intensywny zapach. Mięta, skóra i drewno. Właśnie w ten sposób pachniał Archer Russell. Wiedziałam, że te perfumy staną się moją nową używką.

Po chwili zostałam wniesiona do mieszkania pogrążonego w półmroku. Archer nie zapalił nawet światła, tylko przycisnął mnie do ściany i pocałował znowu. Miękkość jego warg i zarost, który delikatne drapał moją skórę, sprawiły, że po moim wnętrzu rozlał się aksamitny żar, który pobudzał całe ciało jeszcze mocniej.

– Rozpuść włosy – polecił Archer, odsuwając się na moment.